
Takie krótkie opowiadanko.
Podziękowania dla Skrytego za pomoc w poprawianiu tekstu.
Takie krótkie opowiadanko.
Podziękowania dla Skrytego za pomoc w poprawianiu tekstu.
Ze snu wyrwał go odgłos kroków. Wychylił głowę spod kołdry akurat wtedy, gdy do pokoju wparował wujek Oliver.
– Tony, pobudka!
Chłopak przeciągnął się.
– Zaraz… – Ziewnął.
– Przed domem sąsiadów rozbiła się rakieta.
Tony przetarł oczy i chciał zadać pytanie, ale drzwi się już zamknęły i po Olivierze zostało tylko trochę piasku na podłodze oraz odgłos kroków, który szybko umilkł.
Tony podniósł się z łóżka. Po raz pierwszy wujek naprawdę go czymś zainteresował i miał nadzieję, że wspomniana rakieta nie okaże się jakąś metaforą. Nie spodziewał się bynajmniej zobaczyć takiej prawdziwej, ale… To zawsze mógł być jakiś ciekawy model. Odkąd przyjechał tu z miasta trzy dni temu, zdążył już zatęsknić za elektroniką. Wujek miał w domu tylko stary telewizor, którego i tak nigdy nie włączał, bo uważał, że w wiosce u stóp gór są ciekawsze rzeczy do roboty… Może były, ale Tony nie przepadał za pieszymi wycieczkami, po których bolały nogi. Wolałby już wrócić do siebie, do domu w mieście, gdzie był dobry internet i gdzie miał własny komputer. Ale woleć sobie mógł, to nic nie zmieniało. Westchnął i ruszył w stronę drzwi.
Gdy wyszedł przed dom, od razu zauważył ludzi stłoczonych wokół… czego, no właśnie, czego? Uśmiechnął się lekko. Zapowiadało się na to, że wujek jednak nie przesadzał i w tej zapyziałej wiosce w końcu zaczęło się coś dziać. Podszedł bliżej tłumu.
Stanął na palcach. Pośrodku kręgu utworzonego przez mieszkańców leżała owalna część, wyglądająca jak zwieńczenie kadłuba rakiety. Pokryta była skrawkami białej farby, z trudem trzymającej się na miejscu i odsłaniającej stal, na którą powoli wchodziła rdza. Tony skrzywił się.
– Przecież to zwykły złom – wyrwało mu się, ale nikt nie zwrócił na to uwagi.
Spodziewał się czegoś ciekawszego, niż kawałek, do którego nawet nie można było mieć pewności, czy faktycznie pochodzi z rakiety. Bo co taki fragment miałby robić w tej wiosce?
Starszy mężczyzna stojący niedaleko wujka podniósł rękę i przetarł okulary.
– Myślę, że… – zaczął. – Powinniśmy to zgłosić. Niech sprawdzą, czy to faktycznie jaka część rakiety i co z tym zrobić trzeba.
Ludzie kiwali głowami. Tony musiał się z nimi zgodzić, to faktycznie brzmiało sensownie, innej… Myśl gdzieś się urwała, gdy dostrzegł wujka wychodzącego na środek.
– Zgłosić? – Oliver pokręcił głową. – Wiecie, co się stanie, gdy tu przyjdą? – Uśmiechnął się i skierował wzrok na mężczyznę w ogrodniczkach. – Chce pan, panie Clark, żeby przekopali panu cały trawnik?
Clark zatrząsł się i energicznie pokręcił głową.
– W żadnym wypadku.
– Właśnie – podjął Oliver. – A jeśli to zgłosimy, to wszyscy stracimy trawniki.
– Niby czemu? – zadał pytanie starszy mężczyzna, który jako pierwszy wysunął pomysł zgłoszenia sprawy.
Oliver teatralnie się uśmiechnął i wskazał palcem niebo.
– Bo ten fragment rakiety, szanowni państwo, nie spadł. On tu się po prostu pojawił. – Przebiegł wzrokiem po tłumie. – Gdyby spadła z nieba, powstałaby co najmniej mała dziura albo chociaż jakikolwiek ślad. A tak albo ktoś go tu podrzucił, albo ,szanowni państwo, mamy do czynienia z anomalią. W obu wypadkach… Wiecie, co się stanie?
Clark przygryzł wargę.
– Zaczną tu robić badania, wyrzucą nas z naszej ziemi… – urwał i spuścił wzrok.
Oliver energicznie przytaknął.
– Nie możemy tego zgłosić, ale jeśli gdzieś to przeniesiemy, nie będzie problemu. Przynajmniej na razie, a wieczorem, o dwudziestej, jeszcze raz się tu spotkamy i postanowimy, co dalej. Pasuje?
Tłum chwilę milczał, a potem rozległy się zgodne głosy. Do Olivera podchodziło jeszcze wiele osób i Tony musiał chwilę poczekać, zanim znalazł się przy wujku. Wtedy wokół fragmentu rakiety już prawie nikogo nie było. Mieszkańcy porozchodzili się do domów.
Tony westchnął.
– Czemu nie chcesz zgłosić znaleziska?
Wujek uśmiechnął się figlarnie.
– Wiadomość o nim i tak się szybko rozejdzie.
– Więc po co ta cała przemowa? Dla zabawy?
Oliver zmarszczył brwi.
– Myślałem, że jesteś bystrzejszy, chłopcze. Twój ojciec… – urwał pod spojrzeniem chłopaka.
Tony nienawidził tych porównań. Ojciec skończył najlepszą uczelnię, zdobył kilka pucharów w klubie i w ogóle był świetny… A on? On radził sobie trochę gorzej… Trochę…
– Chciałeś kupić sobie trochę czasu – powiedział cicho.
Oliver znów przywołał na twarz ten figlarny uśmiech i dziarsko ruszył w jedną z ulic.
– Chodź, to coś ci pokażę – powiedział i rozejrzał się na boki, jakby upewniając się, czy nikt go nie śledzi.
Tony z ociąganiem ruszył za nim, wciąż zastanawiając się, czy fragment rakiety jest prawdziwy, czy może ktoś go podrzucił. Nie zdziwiłby się, gdyby tym kimś był właśnie jego wujek, próbujący zapewnić siostrzeńcowi odrobinę rozrywki.
***
– To tutaj. – Oliver gwałtownie się zatrzymał.
Stanęli wśród niskiej trawy przy starym drzewie. Po chwili Tony dostrzegł biały przedmiot tuż obok pnia, kształtem i wielkością przypominający domowy projektor.
– Co to takiego?
Oliver nie odpowiedział, tylko się uśmiechnął i podszedł do urządzenia, żeby wcisnąć przycisk. Zazgrzytało. Obudowa lekko się zatrzęsła. W powietrzu wyświetlił się Układ Słoneczny w trójwymiarze.
– Hologram… – wyszeptał Tony. – Jak ty to…
Podbiegł do urządzenia i zaczął je oglądać z każdej strony. Dotknął Słońca, a ono przesunęło się w powietrzu, po czym zwiększyło rozmiar, a obok niego pojawiły się napisy z informacjami. Rozdziawił usta. To było sto razy lepsze niż najnowsze gry, niż te wszystkie… A gdyby tak dało się odpalić na tym coś jeszcze? Możliwe, że zawierało więcej, niż tylko Układ Słoneczny. Może oprócz tego jakąś aplikację, może coś zupełnie nowego… Rozmowy na tym mogły być cudowne, a oglądanie filmów?
– Niezłe, prawda? – zapytał Oliver, podchodząc bliżej.
Tony podniósł na niego wzrok.
– Niezłe… Niesamowite. – Jeszcze raz spojrzał na hologram. – Skąd to masz?
Wujek rozłożył ręce.
– Stąd, skąd fragment rakiety. Po prostu się pojawiło. Brać tego do domu nie brałem, jakby mnie ktoś z tym zobaczył… Do wieczora sporo czasu i muszę coś jeszcze sprawdzić.
– Co takiego? – zapytał Tony.
Czuł, że nieważne, co odpowie wujek, zgodzi się na wszystko. W końcu coś zaczynało się dziać, a on nie miał zamiaru niczego przegapić.
***
Po raz pierwszy wędrówka kamienistą ścieżką między ścianą wzgórza a wysokimi świerkami nie męczyła go. Rozglądał się uważnie na boki, wypatrując błysku metalu. Na razie niczego nadzwyczajnego jeszcze nie dostrzegł, ale złapał się na tym, że podziwia piękne wielobarwne kwiaty rosnące przy starych drzewach.
Teraz czuł się tak, jak obiecali mu rodzice, kiedy zaproponowali mu wyjazd do górskiej wioski, do wujka. Wtedy się sprzeciwił, wuja znał już wówczas bardzo dobrze i nie spodziewał się po nim niczego dobrego, ale ostatecznie i tak pojechał. Z rodzicami wygrać się nie dało. A teraz? Teraz zaczynało się coś dziać… i już nie żałował wyjazdu. Najpierw fragment rakiety, potem ten hologram… Co jeszcze mogli znaleźć?
– Wujku – zaczął chłopak. – Jak, myślisz skąd ten hologram?
Oliver odwrócił się z charakterystycznym uśmiechem, który zawsze zapowiadał figlarną odpowiedź.
– Pozwól, że zadam ci pytanie. Fragment rakiety, projektor holograficzny… Czy ktoś mógł nam to podrzucić?
Tony zmarszczył brwi.
– Poza tobą, wuju? Nie.
Oliver wybuchnął śmiechem. Zawsze się śmiał, z wszystkiego.
– I skąd ja bym ci wytrzasnął taki projektor z hologramem, co? – Pokręcił głową. – Tym razem to nie moja sprawka… A więc zgadzasz się, że nikt nam tego nie podrzucił.
Tony przytaknął, czując, że ta dyskusja raczej do niczego nie doprowadzi.
– Mam nadzieję znaleźć odpowiedź w górach – kontynuował Oliver. – W końcu coś tu musiało spaść. Coś ważnego.
Tony rozejrzał się na boki. Niczego nie zauważył poza tym, że byli coraz bliżej szczytu.
– Skąd ta pewność? – zapytał.
Oliver wzruszył ramionami.
– Więcej przestrzeni niż w naszej wiosce.
– Ach, tak…
Tony westchnął. Miał nadzieję, że wujek w swoim zestawie zalet ma również sokoli wzrok i faktycznie z daleka uda mu się cokolwiek zobaczyć. Ostatnie metry na szczyt pokonali prawie biegiem.
Tony niepotrzebnie się martwił, że z góry nic nie zauważą. Trudno było przegapić statek kosmiczny wielkości samolotu spoczywający u stóp wzgórza. Tony otworzył usta i pokręcił głową. Nie wierzył, w to co widzi, ale statek tam był i nie zapowiadało się na to, żeby miał zaraz zniknąć.
Oliver uśmiechnął się i szepnął:
– A nie mówiłem, że coś ciekawego w tych górach znajdziemy?
Tony jeszcze przez chwilę stał w milczeniu, wpatrując się w ogromne znalezisko. Mogło dać odpowiedź, to prawda, ale jednocześnie parę spraw komplikowało.
– Skąd tu się wziął statek kosmiczny? Przecież coś takiego nawet nie…
Wujek przerwał mu gestem.
– Na dole czeka odpowiedź – powiedział i zwinnie ruszył w dół zbocza.
Tony nie mógł oderwać wzroku od obiektu. Coś w nim… Nagle poczuł ukłucie strachu. Jeśli tam zejdą i dostaną się do środka, mogą znaleźć wszystko, dosłownie wszystko. Obejrzał się za siebie. W oddali tkwiła dobrze mu znana wioska, w której przez ostatnie trzy dni nie wydarzyło się absolutnie nic ciekawego i dopiero dzisiaj… To wszystko było takie dziwne. Westchnął i podążył w ślad za wujkiem.
Długo męczyli się ze zejściem na dół. To znaczy Tony, bo Oliver poradził sobie dość szybko i długo czekał na chłopaka, przyglądając mu się z wyraźnym oburzeniem.
– Coś nie idzie ci to chodzenie po górach – zauważył, gdy Tony w końcu stanął obok.
Chłopak odetchnął głęboko.
– Wybacz, wujku, ale w mieście jakoś nie było się po czym wspinać.
Oliver machnął ręką.
– Z tego, co pamiętam, masz w centrum parę wieżowców…
Tony już dalej nie słuchał. Patrzył jak urzeczony na statek kosmiczny, który z bliska prezentował się jeszcze okazalej.
– Jak się tam dostaniemy? – zapytał.
Oliver roześmiał się.
– Od razu chcesz do niego wchodzić?
Tony wzruszył ramionami. Nie sądził, żeby oglądanie statku z zewnątrz cokolwiek dało.
– Tak.
Wujek pokiwał głową z aprobatą.
– No, no, szczery z ciebie chłopak. – Zagwizdał pod nosem. – Na pewno trzeba podejść bliżej, stąd nic nie wymyślimy.
Szli powoli, ale w końcu dotarli na miejsce. Tony położył rękę na kadłubie. Statek był zimny, wywoływał nieprzyjemne dreszcze, a mimo to chłopak nie odrywał dłoni.
– Tony! Coś tu mam.
Chłopak potrząsnął głową i cofnął rękę. Przy Olivierze znalazł się najszybciej, jak potrafił. Dziura w tyle statku kosmicznego była duża i ukazywała pomieszczenie pełne kabli i mrugających czujników. Wszystko to oświetlał biały punkt zawieszony w powietrzu, którego snop światła padał również na drzwi znajdujące się na końcu sali.
– No, to problem dostania się do wnętrza rozwiązany. – Oliver rozprostował palce.
Tony przytaknął. Statek kusił.
– To wszystko jest takie dziwne…
Poczuł na sobie spojrzenie wujka.
– Co z tobą? – Oliver mrugnął porozumiewawczo. – Myślałem, że wejdziesz pierwszy.
– Jednak… wolałbym nie.
Oliver obejrzał się za siebie.
– Skoro nalegasz – odparł i wszedł do środka.
Tony przez chwilę się wahał, ale w końcu podążył w ślad za wujem. Poza światełkiem wiszącym w powietrzu nie było tu nic ciekawego; kable nie wyglądały wyjątkowo, a mrugające lampki niczego nie wyjaśniały.
Oliver podszedł do drzwi.
– Idziemy dalej?
Tony oblizał wargi. Z jednej strony chciał iść, ale z drugiej…
– Mogą być zamknięte albo… – urwał, gdy wujek złapał uchwyt i przeciągnął je w bok.
– Nie były.
No tak, nie były. Tony zamrugał kilkukrotnie. To pomieszczenie było znacznie dłuższe i oświetlał je tylko jeden mały punkt, który powoli gasł. Ten półmrok nie podobał się Tony’emu. Szare ściany, skrzynki, a poza tym prawie pusto. Prawie, bo na samym końcu znajdowała się ogromna konsola, przy której stał fotel.
Oliver ruszył dalej i nagle się zatrzymał.
– Co jest, do…
Cofnął się o krok i wtedy fotel zaczął się obracać. Tony spojrzał za siebie. Do dziury było niedaleko, mógł uciec. Wystarczyło…
– Kim jesteście? – Głos był metaliczny, obcy.
Tony nie oderwał stóp od podłoża ani nie zaczął uciekać. Chciał, ale nie mógł.
– Ja jestem Oliver, a tu mój bratanek Tony – Głos wujka brzmiał spokojnie.
Tony zacisnął oczy, a potem znów je otworzył. Mężczyzna siedzący na fotelu nie zniknął, tylko wstał i podszedł bliżej. Twarz miał trochę dziwną, jakby nie ludzką, a z uszu… Tony zamrugał. Z uszu przybysza wystawało parę kabli.
– Przedstawiciele gatunku ludzkiego? – zapytał.
Oliver roześmiał się, na pozór spokojnie, zwyczajnie, ale słychać było w tym śmiechu zdenerwowanie.
– A kim mielibyśmy niby być?
– Wyeliminowano was dwadzieścia lat temu.
Oczy mężczyzny były zimne, martwe i patrzyły na nich obu.
Oliver zamrugał, skrzywił się i cofnął o krok.
– Co?
Mężczyzna w odpowiedzi otworzył usta i zaraz je zamknął. Coś strzeliło. Z uszu wyleciał mu dym. Zachwiał się i przewrócił, przy trzasku wystających kabli.
Tony stał w miejscu i nie potrafił się ruszyć ani odwrócić wzroku. Myśli przepływały za szybko, by mógł się jakiejkolwiek chwycić. Poczuł na barku dłoń. Szarpnął się, skoczył w stronę ściany i przylgnął do niej.
– Spokojnie, to tylko ja. – Oliver się nie uśmiechał.
Tony wolno pokiwał głową. Z trudem oderwał się od ściany i jeszcze raz spojrzał na ciało przybysza, z którego potylicy odczytał napis „Rok produkcji: 2087”. Odwrócił wzrok i pobiegł w stronę dziury. Wyskoczył. Wiatr, trawa i słońce, to wszystko, czego potrzebował. Usiadł przy pniu drzewa i zamknął oczy, nie chciał się stąd ruszać, tylko zostać tutaj, oprzeć się o korę i poczekać. Poczekać na co? Nie wiedział.
– Spokojnie. – Jak przez watę usłyszał głos wujka.
Podniósł głowę.
– Co to było? – Słowa z trudem przeszły mu przez gardło.
– To robot.
– Robot?
– Z przyszłości.
Tony zadygotał. Nic z tego nie rozumiał i nie wiedział, czy chce rozumieć.
– Przyszłości?
Oliver usiadł obok niego.
– Może awaria, może coś innego, ale ten fragment rakiety, ten projektor… ten statek… Dotknęła ich podróż w czasie. Tak myślę – Spojrzał przed siebie.
Tony zacisnął ręce. Popatrzył na statek kosmiczny i zaraz odwrócił wzrok, chciał, żeby to wszystko zniknęło. Chciał zapomnieć. Ale martwe oczy były zbyt realne, podobnie jak słowa, których nigdy nie powinien usłyszeć.
Miałem trzy minuty, pomyślałem, zajrzę. No i przeczytałem całość. Czyli dobre. Począwszy od tytułu po finał. Fajnie budujesz napięcie – od nieistotnego kawałka kosmicznego złomu, po znalezisko w górach. Prawdziwa przygoda!
mrugające lampki niczego nie wyjaśniały.
Zdanie – skarb dla agencji reklamowych zajmujących się branżą oświetleniową, tak na marginesie.
Podobało mi się!
“Kiedy ludzie mówią ci, że coś jest nie tak albo im się nie podoba, prawie zawsze mają rację. Kiedy mówią ci, co dokładnie według nich jest źle i jak to naprawić, prawie zawsze się mylą”. Neil Gaiman
Cześć Młody pisarz !!
Tekst dość, że dobrze się czytało to jeszcze była tajemnica, którą chciało się podczas czytania bardzo poznać. Fajne i pomysłowe. Jednak chciałbym być szczery; o ile początek i środek opowiadania bardzo dobry to sama końcówka wydała mi się nie na tyle oryginalna na ile oczekiwałem. Tak jakbym się troszeczkę zawiódł.
Pozdrawiam serdecznie. Tekst bardzo spoko.
PS.
Fajnie się czuję tutaj wśród ludzi obdarzonych taką wyobraźnią :))
Jestem niepełnosprawny...
Fajnie się czuję tutaj wśród ludzi obdarzonych taką wyobraźnią
Porządny z Ciebie facet. Mnie telepie zazdrość!
“Kiedy ludzie mówią ci, że coś jest nie tak albo im się nie podoba, prawie zawsze mają rację. Kiedy mówią ci, co dokładnie według nich jest źle i jak to naprawić, prawie zawsze się mylą”. Neil Gaiman
ee tam nic się nie przejmuj :)
Jestem niepełnosprawny...
Hejjj, przybywam z komentarzem pobetowym
Przyjemna opowiastka. Mamy tajemnicę, rozwiązanie i puentę na końcu. Czyli wszystko czego potrzeba :)) Może fabuła nie jest jakoś bardzo skomplikowana, ale czyta się przyjemnie.
Pozdrawiam i udaję się kliknąć.
Kto wie? >;
Cześć, Andyql
Miło mi, że zajrzenie do tekstu okazało się dla Ciebie dobrą decyzją :D I cieszy fakt, iż przypadł ci do gustu tytuł, bo właśnie byłem ciekawy, czy nie brzmi jakoś tak… słabo. I budowanie napięcia, bo na ogół mam z tym problem.
Pozdrawiam.
Cześć, Dawid!
Cieszę się, że tekst Ci się spodobał. Co do zakończenia, chciałem uderzyć w puentę z możliwą przyszłością i zagrożeniem ze strony robotów, ale fakt, nie jest to zbyt oryginalne.
Pozdrawiam.
Witaj, Skryty.
Fakt, fabuły nie komplikowałem i poszedłem w dość proste rozwiązania wątków, ale dobrze, że czytało Ci się przyjemnie. Tyle mnie zadowala :P
Pozdrawiam.
Sen jest dobry, ale książki są lepsze
Cześć, Młody pisarz. Pomysł z rakietą przed domem spodobał mi się. Czytało się całkiem nieźle. Robot na końcu trochę zaskoczył – pozytywnie. Ogólnie na plus. Może rozwiniesz tę historię w coś dłuższego? Pozdrawiam.
Cześć, Młody Pisarzu!
Najpierw mini (serio, mini) łapanka:
Tony przetarł oczy i chciał zadać pytanie, ale drzwi się już zamknęły i po wujku zostało tylko trochę piasku na podłodze oraz odgłos kroków, który szybko umilkł.
Tony podniósł się z łóżka. Po raz pierwszy wujek naprawdę go czymś zainteresował i miał nadzieję, że wspomniana rakieta nie okaże się jakąś metaforą.
Powtórzonka :)
Mężczyzna otworzył usta i zaraz je zamknął. Coś strzeliło. Z uszu wyleciał mu dym. Zachwiał się i przewrócił, przy trzasku wystających kabli.
Musiałem kilka razy to przeczytać, żeby zrozumieć, kto otworzył usta (robot, nie Oliver), przyjrzałbym się temu fragmentowi :)
A teraz, co do samego tekstu. Umiejętnie stopniujesz napięcie, faza odkrywania kolejnych elementów tajemnicy jest dla czytelnika przyjemnym doznaniem. Natomiast sama końcówka mi niezbyt wybrzmiała, z trzech powodów:
1) Oliver w zasadzie wszystko przyjmuje na chłodno i beznamiętnie. Jak rozumiem, średnio raz w tygodniu znajduje porzucone statki kosmiczne i roboty z przyszłości? :P Może próbuje się popisać przed bratankiem, ale mimo wszystko coś mi w tej postaci zgrzyta.
2) Zakładam, że rok produkcji robota jest podany nieprzypadkowo i w zestawieniu z informacją o domniemanej eksterminacji ludności “dwadzieścia lat wcześniej” ma na celu pokazanie, że w niedalekiej przyszłości czeka nas zagłada. Tylko rok produkcji niekoniecznie musi się pokrywać z rokiem, w którym robot się przeniósł do naszych czasów. Wydaje mi się, że lepiej by wybrzmiewało, jakby data “teraźniejszości” dla robota była podana wprost i była bliższa dacie “teraźniejszości” dla Olivera i Toma (np. te “dwadzieścia lat” mogłoby przypaść w bieżącym roku).
3) Ostatni akapit zbyt duży akcent kładzie na “martwe oczy”, a zbyt mały na “słowa, których nie powinien usłyszeć”, ale to już bardzo subiektywne wrażenie :P
Niezależnie od drobnego marudzenia na końcówkę, czytało się całkiem przyjemnie, więc kliknę do biblio. Pozdrawiam serdecznie :)
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
No, chłopaka z miasta, który przyjechał w odwiedziny do wuja, mieszkającego w zapadłej górskiej dziurze, znaleziska i doznane przeżycia, niezależnie od tego, jak bardzo były atrakcyjne, chyba go trochę przerosły. ;)
Czytało się dobrze, ale wykonanie mogłoby być lepsze.
Ze snu wyrwał go odgłos butów. → Czy buty pełniły rolę budzika?
A może miało być: Ze snu wyrwał go odgłos kroków.
Oliver znów przywołał na twarz znów ten figlarny uśmiech… → Dwa grzybki w barszczyku.
…wyświetlił się układ słoneczny w trójwymiarze. → …wyświetlił się Układ Słoneczny w trójwymiarze.
Za SJP PWN: Układ Słoneczny «zespół ciał niebieskich złożony ze Słońca i obiegających dokoła niego ośmiu planet»
Dotknął słońca i te przesunęło się w powietrzu… → Dotknął Słońca i to przesunęło się w powietrzu… Lub: Dotknął Słońca, a ono przesunęło się w powietrzu…
To pewnie zawierało nie tylko układ słoneczny. → To pewnie zawierało nie tylko Układ Słoneczny.
…w oczach zdawały się iskrzyć. → A może: …oczy zdawały się iskrzyć.
Po raz pierwszy droga po kamienistej ścieżce okrytej z jednej strony ścianą wzgórza, a z drugiej wysokimi świerkami go nie męczyła. → Obawiam się, że ścieżka nie może być niczym okryta – no, może śniegiem w czasie zimy.
Proponuję: Po raz pierwszy wędrówka po kamienistej ścieżce, biegnącej między ścianą wzgórza a wysokimi świerkami, nie męczyła go.
…wielobarwne kwiaty rosnące zaraz przy starych drzewach. → Wystarczy: …wielobarwne kwiaty, rosnące przy starych drzewach.
Oliver odwrócił się z tym swoim charakterystycznym uśmiechem na ustach… → Czy zaimek i dookreślenie są konieczne – czy mógłby uśmiechać się cudzym uśmiechem, czy mógł mieć uśmiech w innym miejscu, nie na ustach?
Miał nadzieję, że wujek w swoim akompaniamencie zalet ma również sokoli wzrok… → Obawiam się, że nie akompaniament miałeś na myśli. Zbędny zaimek.
Proponuję: Miał nadzieję, że w zestawie zalet wujka jest również sokoli wzrok…
…zauważył, gdy Tony w końcu stanął obok niego. → Zbędny zaimek.
– Na pewno trzeba podejść bliżej, stąd nic nie wymyślimy.
Zbliżali się powoli… → Nie brzmi to najlepiej.
Proponuję w ostatnim zdaniu: Szli powoli…
W tyle statku kosmicznego tkwiła dziura… → Nie wydaje mi się, aby dziura była tym, co może w czymś tkwić.
Proponuję: W tyle statku kosmicznego ziała dziura…
…dziura, ukazująca pomieszczenie pełne kabli, kilku beczek i mrugających czujników. → To pomieszczenie było pełne beczek, czy stało ich tam tylko kilka?
…snop światła padał również na drzwi znajdujące się na końcu pokoju. → Czy na statku kosmicznym są pokoje?
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Pisarzu,
Tony podniósł na niego wzrok, w oczach zdawały się iskrzyć. ← ???
Chyba zaczynam powtarzać Reg, więc nie będę już ‘łapał’.
Czytałem z zaciekawieniem. Wprowadź sugerowane poprawki, będzie ok. Pomysł i stopniowanie napięcia podobały mi się. Wolałbym w końcówce zamiast: – Wyeliminowano was dwadzieścia lat temu. na przykład: – Wyeliminowaliście się, prowadząc wojny dwadzieścia lat temu, ale to Twój tekst. Pozdrawiam :)
Nie będę się rozwodzić. Przypadło do gustu. Napięcie, przekaz, fabuła, na plus. ;)
Cześć, Hesket.
Raczej nie planuję tego rozwijać, ale cieszę się, że historia ci się spodobała :)
Pozdrawiam.
Witaj, Cezary.
Rozumiem zarzuty co do końcówki, której faktycznie paru elementów brakuje. Dzięki za ich wskazanie i również za łapankę. Cieszę się, że pomimo nieco mniej podchodzącej końcówki, tekst i tak trafił w twoje gusta :D
Pozdrawiam.
Dzień dobry, Reg :D
No, chłopaka z miasta, który przyjechał w odwiedziny do wuja, mieszkającego w zapadłej górskiej dziurze, znaleziska i doznane przeżycia, niezależnie od tego, jak bardzo były atrakcyjne, chyba go trochę przerosły
Brzmi, jak bardzo klasyczna historia, prawda? :P Za to dobrze, że nie czytało Ci się źle, a co do wykonania, to jak zwykle przeproszę i podziękuję za wskazanie błędów.
Pozdrawiam.
Cześć, Koalo.
Chciałem w końcówce zaznaczyć nieco inną puentę, ale faktycznie Twoja jest pewnie nawet bardziej prawdziwa. Dzięki za przeczytanie i komentarz.
Pozdrawiam.
Cześć, Tygrysico.
Bardzo się cieszę, że tekst Ci przypadł do gustu i elementy fabuły zagrały :D
Pozdrawiam.
Sen jest dobry, ale książki są lepsze
Bardzo proszę, Młody pisarzu. I nie przeczę – czytało się fajnie. :)
Życzę wytrwałości i sukcesów w skutecznym szlifowaniu warsztatu. Powodzenia!
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Nie będę się rozwodzić.
Mąż się ucieszy. :)
“Kiedy ludzie mówią ci, że coś jest nie tak albo im się nie podoba, prawie zawsze mają rację. Kiedy mówią ci, co dokładnie według nich jest źle i jak to naprawić, prawie zawsze się mylą”. Neil Gaiman
Andyql, mąż, to nie wiem, ale chłopak na pewno. :) Skojarzenie dobre. Jak ja już coś napiszę, to napiszę.
Przyjemnie się czytało. Zgadzam się z cezarym, że wujek zachowuje się trochę nienaturalnie.
Cześć, pusia.
To oznacza, że będę się musiał bliżej przyjrzeć wujkowi, czemu się tak nienaturalnie zachowuje, bo jak na moje, to on trochę za dużo wie i może nawet coś knuje.
Dzięki za komentarz.
Pozdrawiam.
Sen jest dobry, ale książki są lepsze
wspomniana rakieta nie okaże się jakąś metaforą
Hmm.
Mógł być to zawsze jakiś ciekawy model.
Szyk: To zawsze mógł być jakiś ciekawy model.
Wujek miał w swoim domu tylko stary telewizor, którego i tak nigdy nie włączał, uważając, że w wiosce przy górach są ciekawsze rzeczy do robienia…
Wujek miał w domu tylko stary telewizor, którego i tak nigdy nie włączał, bo uważał, że w wiosce u stóp gór są ciekawsze rzeczy do roboty…
Tony jakoś nie przepadał za bólem w nogach, powodowanym przez piesze wycieczki
Troszkę łopata.
Jeszcze raz obejrzał się na nieposłane łóżko. Przez chwilę się zastanawiał, ale w końcu uznał, że nie ma teraz ochoty na jakieś durne obowiązki, szczególnie jeśli na zewnątrz czeka rakieta
Jeżeli to będzie miało znaczenie później, OK (kosmici nie lubią bałaganu?), ale jeśli nie – to po co to?
od razu zauważył skupisko ludzi, tworzących krąg wokół…
Naturalniej: od razu zauważył ludzi stłoczonych wokół…
w tej zapyziałej wiosce, w końcu zaczęło się coś dziać
Tu nie może być przecinka. Przecinki rozdzielają części zdania, które są tak trochę osobne – nie mogą stać między słowami, które się wzajemnie określają (wczoraj akurat otworzyłam profesjonalnie wydaną książkę, w której przecinki stoją chyba co czwarte, piąte słowo, bez ładu i składu. Nie naśladuj tego).
Pośrodku kręgu utworzonego przez mieszkańców leżała nadgryziona zębem czasu część, zapewne jeszcze niedawno wieńcząca kadłub rakiety.
"Część" nic mi nie mówi. Jaki to miało kształt? Kolor? Po czym poznajemy, że była "nadgryziona zębem czasu"?
Bo co taki fragment miałby robić w tej wiosce?
Stepować :) A serio – widząc złom na ulicy, pomyślałabym, że ktoś go zgubił.
skierował wzrok
Spojrzenie.
Clark zatrząsł się
Może lepiej się wstrząsnął? Wzdrygnął?
– Właśnie – Oliver kontynuował.
– Właśnie – podjął Oliver.
który to pierwszy
Który jako pierwszy.
Bo ten fragment rakiety, szanowni państwo nie spadł.
Wtrącenie (i wołacz): Bo ten fragment rakiety, szanowni państwo, nie spadł.
Szmery rozchodzące się po tłumie nie powstrzymały go od kontynuowania.
Mało naturalne.
utworzyłaby się co najmniej mała dziura albo chociaż w podłożu pozostałby ślad, nie mówiąc już o innych konsekwencjach
Powstałaby co najmniej mała dziura albo chociaż jakikolwiek ślad. I kropka.
albo szanowni państwo mamy do czynienia z anomalią
J.w.: albo, szanowni państwo, mamy do czynienia z anomalią.
Zaczną robić tu badania
Zaczną tu robić badania; albo: Zaczną robić badania.
postanowimy co dalej
Postanowimy, co dalej.
A więc zostało postanowione.
Mmm, no, nie, bo dopiero postanowią.
Wówczas wokół fragmentu rakiety już prawie nikogo nie było.
Jakoś dziwnie to brzmi. "Wówczas" takie staroświeckie, nie wiem.
– I tak wiadomość o nim się szybko rozejdzie.
– Wiadomość o nim i tak się szybko rozejdzie.
Więc skąd ta cała przemowa? Dla zabawy?
Jak już, to: po co ta cała przemowa.
urwał pod spojrzeniem chłopaka.
Anglicyzm i powtórzenie. Ale jak to naprawić…
Chciałeś kupić sobie trochę czasu
Anglicyzm. Po polsku czasu nie kupujemy, choć czas to pieniądz: Chciałeś zyskać na czasie.
ruszył w jedną z ulic
Po co podkreślać, że ulic było dużo?
pokaże
Literówka.
jego wujek, próbujący zapewnić bratankowi
Oj, oj, oj. Wujek – to brat matki.
Bratem ojca jest stryjek.
Tony po chwili dostrzegł biały przedmiot ułożony zaraz obok pnia, przypominający kształtem i wielkością domowy projektor.
Hmm. Po chwili Tony dostrzegł biały przedmiot tuż obok pnia, kształtem i wielkością przypominający domowy projektor.
Oliver nie odpowiedział, zamiast tego tylko się uśmiechnął i podszedł do urządzenia, a następnie nacisnął przycisk.
Można to wyszczuplić: Oliver nie odpowiedział, tylko się uśmiechnął i podszedł do urządzenia, żeby wcisnąć przycisk.
Dotknął Słońca i to przesunęło się w powietrzu
Dotknął Słońca, a ono przesunęło się w powietrzu.
zwiększyło swój rozmiar
A mogło zwiększyć cudzy?
To pewnie zawierało nie tylko Układ Słoneczny.
Hmm?
Tony podniósł na niego wzrok, a oczy zdawały się iskrzyć.
Mmm, ale nie opisujesz tego z punktu widzenia Tony'ego? Komu się zdaje, że błyszczą mu oczy?
Po raz pierwszy wędrówka po kamienistej ścieżce, biegnącej między ścianą wzgórza a wysokimi świerkami, nie męczyła go.
Trochę źle się parsuje: Po raz pierwszy wędrówka kamienistą ścieżką między ścianą wzgórza a wysokimi świerkami nie męczyła go.
wypatrując przedmiotów niepasujących do terenu
Mało naturalne. Wypatrując dziwnych rzeczy. Albo błysku metalu, czy coś w tym stylu.
złapał się na tym, że podziwiał
C.t.: złapał się na tym, że podziwia
Ta linia oddzielająca go od stromego zbocza zdecydowanie uspokajała.
?
Teraz czuł się tak, jak obiecali mu rodzice, kiedy zaproponowali mu wyjazd
Hmm. Na pewno jeden zaimek za dużo.
Wtedy się sprzeciwił, wuja znał już wówczas bardzo dobrze i nie spodziewał się po nim niczego dobrego, ale ostatecznie i tak pojechał.
Hmmm. Jakby nie w tę stronę prowadzi.
zapowiadał figlarną odpowiedź
Powtórzony dźwięk.
Czy ktoś to nam mógł podrzucić?
Czy ktoś mógł nam to podrzucić?
Tony potwierdził skinieniem, jednocześnie czując, że ta dyskusja raczej do niczego ich nie doprowadzi.
A może tak: Tony przytaknął, czując, że ta dyskusja raczej do niczego nie doprowadzi.
Mam nadzieję odpowiedź znaleźć w tych górach
Szyk: Mam nadzieję znaleźć odpowiedź w górach. Albo: Odpowiedź mam nadzieję znaleźć w tych górach.
W końcu coś tu musiało spaść.
"Musiało" w sensie "na pewno tak było" to jednak anglicyzm.
Niczego nie zauważył, za to byli coraz bliżej szczytu.
No, to zauważył, że są bliżej szczytu. Nie?
Ostatnie metry na szczyt pokonali prawie biegiem.
Mmmm… metry nic nie mówią.
Tony otworzył usta i pokręcił głową z niedowierzaniem.
To narrator jest jednak wszechwiedzący?
Mogło dać odpowiedź, to prawda, ale jednocześnie parę spraw komplikowało.
Hmm.
To wszystko było takie dziwne.
Komentarz nic nie wnosi.
To znaczy Tony, bo Oliver poradził sobie dość szybko i jeszcze długo patrzył na chłopaka zdegustowanym wzrokiem.
Antropomorfizacja. A zejście z góry zwykle jest łatwiejsze od wejścia na górę: To znaczy Tony, bo Oliver poradził sobie dość szybko i długo czekał na chłopaka, przyglądając mu się z wyraźnym oburzeniem.
Wybacz, wujku
Hmm.
ale w końcu dotarli na miejsce.
Hmm.
Statek był zimny, wywoływał nieprzyjemne dreszcze, a mimo to chłopak nie odrywał dłoni.
Hmmmmmmmmmmmm.
Przy Olivierze znalazł się najszybciej, jak potrafił.
Hmm.
Faktycznie, wujek coś znalazł.
Czy zachodziła co do tego wątpliwość?
Wszystko to oświetlał biały punkt zawieszony w powietrzu, którego snop światła padał również na drzwi znajdujące się na końcu sali.
Źle się to parsuje. Szyk: snop światła którego; ale przeorganizowałabym opis.
No to problem
No, to problem.
Wnęka kusiła.
Jaka wnęka? https://wsjp.pl/haslo/podglad/26120/wneka
Poczuł na sobie wzrok wujka.
Spojrzenie.
Poza światełkiem wiszącym w powietrzu nie było tu nic ciekawego; kable nie wyglądały wyjątkowo, a mrugające lampki niczego nie wyjaśniały.
Mmmm… a dlaczego miałyby wyjaśniać? Co to znaczy, że kable "nie wyglądały wyjątkowo"? Czy może po prostu przypominały normalne, znajome kable?
który zdawał się powoli gasnąć
To zdawał się, czy gasł?
Ten półmrok nie podobał się Tony’emu Szare ściany, skrzynki, a poza tym prawie pusto.
Zgubiła się kropka. Dlaczego Tony'emu nie podoba się półmrok?
Prawie, bo na samym końcu znajdowała się ogromna konsola, przy której stał fotel.
Mmm, a co zobaczyłbyś jako pierwsze?
Co jest do…
Co jest, do…
głos był metaliczny, obcy.
Dużą literą.
Tony nie oderwał stóp od podłoża
Nie, ludzie przeważnie nie lewitują ;)
głos wujka brzmiał spokojnie.
Tu też dużą literą. https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/#narracja_wypowiedzi
Mężczyzna siedzący na fotelu nie zniknął, zamiast tego się podniósł i podszedł bliżej.
A może tak: Mężczyzna siedzący na fotelu nie zniknął, tylko wstał i podszedł bliżej.
Twarz miał trochę dziwną jakby nie ludzką
Twarz miał trochę dziwną, jakby nie ludzką. Mało konkretne. Co w tej twarzy było dziwnego? (Przy okazji: "nie ludzką" i "nieludzką" to nie do końca to samo – przyjmuję, że napisałeś to, co chciałeś napisać, zresztą to pasuje w kontekście).
Oliver roześmiał się na pozór spokojnie, zwyczajnie, ale słychać było w tym śmiechu nerwowość.
Oliver roześmiał się, na pozór spokojnie, zwyczajnie, ale słychać było w tym śmiechu zdenerwowanie. "Nerwowość" to cecha stała, a on jest teraz zdenerwowany.
Zachwiał się i przewrócił, przy trzasku wystających kabli.
Hmm.
Szarpnął się i skoczył w stronę ściany, przylegając do niej.
Imiesłów współczesny nie oznacza następstwa, tylko jednoczesność: Szarpnął się, skoczył w stronę ściany i przylgnął do niej.
– Spokojnie, to tylko ja – Oliver stał i się nie uśmiechał.
– Spokojnie, to tylko ja. – Oliver się nie uśmiechał. Wiemy, że stał, istotny jest brak uśmiechu.
Tony pokiwał powoli głową.
Aliteracja: Może być: Tony wolno pokiwał głową.
na którego potylicy dostrzegł napis
A mógł go np. odczytać. Przyda się troszkę urozmaicić słownictwo.
– Spokojnie – usłyszał wujka.
Może tak: – Spokojnie… – Jak przez watę usłyszał wujka. https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/#klopotliwe_uslyszal
– Co to było? – słowa
"Słowa" dużą literą, p. poradnik.
Dotknęła ich podróż w czasie.
…? Zabłądzili w czasie, może.
Sympatyczne, ale urwane w połowie – początek każe się spodziewać przyjemnej gawędy o ekscentrycznym stryjku z małego miasteczka, który pokazuje bratankowi, o ile świat jest większy i ciekawszy, niż mu się wydaje, a tu nagle skręciłeś w stronę "wszyscy zginiemy" i do tej sympatyczności już nie wróciłeś. Szkoda. Bohaterowie są wyraźnie zarysowani i fajni, i chciałoby się tutaj jakiejś przyjaznej, optymistycznej pointy…
Z rzeczy technicznych – przydałoby się trochę urozmaicić język i wycyzelować opisy ("Tony" często się powtarza, konstrukcja zdań jest dość monotonna) – sporo tu jeszcze abstrakcji. Owszem, to z założenia nie ma być epos rycerski, ale mimo to odrobina plastyczności dobrze by tekstowi zrobiła. I dopisanie rozwiązania, bo to się przecież nie mogło tak skończyć, nie? ;)
Zdanie – skarb dla agencji reklamowych zajmujących się branżą oświetleniową, tak na marginesie.
… :D
I cieszy fakt, iż przypadł ci do gustu tytuł, bo właśnie byłem ciekawy, czy nie brzmi jakoś tak… słabo.
Brzmi dobrze, i zgadza się z tym, co obiecuje początek tekstu, tylko ta końcówka…
I budowanie napięcia, bo na ogół mam z tym problem.
Mmmm, jakiegoś wielkiego napięcia, to tu nie ma…
Co do zakończenia, chciałem uderzyć w puentę z możliwą przyszłością i zagrożeniem ze strony robotów,
Ale dlaczego? Dlaczego sprytny stryj i niedoświadczony bratanek nie mogliby rozwiązać tego problemu? Gdyby uratowali świat, to wiesz, jakie to by było fajne? Nie bój się pisać optymistycznie – to, że coś jest ponure i smutne, nie oznacza, że jest lepsze czy prawdziwsze (tak, tak, rób, co mówię, nie, co robię ;D). Jeżeli masz dobry pomysł na optymistyczny czy zabawny kawałek, to go realizuj.
fabuły nie komplikowałem i poszedłem w dość proste rozwiązania wątków
Mmm, a czy przypadkiem nie zabrakło Ci pary w środku pisania? ;)
Oliver w zasadzie wszystko przyjmuje na chłodno i beznamiętnie.
Ja myślałam, że to wszystko mistyfikacja jego autorstwa :) aż do momentu, kiedy to odczytanie już się nie trzymało.
Tylko rok produkcji niekoniecznie musi się pokrywać z rokiem, w którym robot się przeniósł do naszych czasów
A co to ma do rzeczy? Robot myśli, że jest w punkcie czasowym dwadzieścia lat po zagładzie ludzkości – wcale nie musi mieć racji.
bo jak na moje, to on trochę za dużo wie i może nawet coś knuje
O, to, to. Może jest robotem?
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Cześć, Tarnino.
Potrzebuję spokojniejszej chwili, ale niebawem postaram się odpowiedzieć i poprawić wszystko.
Pozdrawiam i do zobaczenia.
Sen jest dobry, ale książki są lepsze
Nie ma problema
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Cześć!
Zanim się rozkręciło, już się skończyło. Wydaje mi się, że umiejscowienie wydarzenia w centrum małej społeczności, w dodatku mając za odkrywcę-prowodyra dziwnego wujka (którego postać jest najciekawsza w całym szorcie) jest idealnym settingiem na dłuższe opowiadanie i tajemnicę do zbadania dla Tony’ego. Tymczasem akcja zostaje spłycona do samego odkrycia technologii obcych. Wincyj, powiadam!
Pozdrawiam ;)
Zgadzam się z przedpiśćcami, proszę rozwinąć historię. Wujka chojraka trochę przytkało, więc może niech młody teraz podziała. Wygląda na to, że trochę czasu jeszcze mają ;)
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Zobaczyłem tutaj długi komentarz i od razu wiedziałem, że to Tarnina ;)
Kto wie? >;
…
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Ja czytam z zapałem dłuugie komentarze, bo mogę się wtedy wiele nauczyć. Howgh!
OK, jest pomysł, twist zaskoczył.
Zaskoczył mnie również wujek bez wahania ładujący się z dzieciakiem do wraku. A może tam w środku jest trująca atmosfera? A może iskra właśnie dochodzi do kałuży kosmicznej benzynki? W zasadzie już obce wirusy mogą namieszać… Nie szkodzi, wchodzimy! Na żywca, bez masek, bez broni, zanim dotrze do nas, że to bez sensu.
Nie rozumiem, dlaczego wszyscy aż tak się przejmowali trawnikami i dlaczego mieliby im je poniszczyć.
Technicznie – zabrakło mi określenia, który rok panuje w historii. Ile czasu im zostało do roku produkcji robota? I fakt – nie wiemy, ile latek liczy sobie ten model.
Babska logika rządzi!
Przyjemne opowiadanie. Lekka historia, zabawnie opowiedziana. Trochę na początku skojarzyło mi się z Big Bangiem, ale poszło w inną stronę. Przygoda na wakacjach. Bohaterowie działający na spontanie.
Czytałem w komentarzach, że miałeś wątpliwości co do tytułu, a mi się spodobał i zachęcił do przeczytania.
Klikam. Pozdrawiam.
Na żywca, bez masek, bez broni, zanim dotrze do nas, że to bez sensu.
To kolejna rzecz, która pasuje do konwencji gawędy i powoduje potknięcie, kiedy tekst skręca w stronę postapokalipsy.
Nie rozumiem, dlaczego wszyscy aż tak się przejmowali trawnikami i dlaczego mieliby im je poniszczyć.
Jak wyżej ^^ A stryjaszek stosuje socjotechnikę “not in my backyard”, to akurat działa.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Na wstępie przepraszam za tak długi czas bez odpowiedzi. Moja wina.
Tarnino.
Melduję, że tekst poprawiłem. Kurczę, nie wiem, niektórych opisów jakoś nie potrafię lepiej napisać. Raz, że próbuję oddać sens, dwa zadbać o brzmienie i trzy nie powtórzyć słowa. Nieważne ile razy stworzę taki opis i tak nie potrafię osiągnąć tego, co chce. Stworzyłem już gdzieś z czterdzieści opowiadań i nadal mi to nie wychodzi. Jeszcze często mam problem ze wrzuceniem myśli bohatera w narrację. Dzięki za pomoc w uporządkowaniu tego i pokazaniu, co jeszcze mogę poprawić.
Sympatyczne, ale urwane w połowie – początek każe się spodziewać przyjemnej gawędy o ekscentrycznym stryjku z małego miasteczka, który pokazuje bratankowi, o ile świat jest większy i ciekawszy, niż mu się wydaje, a tu nagle skręciłeś w stronę "wszyscy zginiemy" i do tej sympatyczności już nie wróciłeś. Szkoda. Bohaterowie są wyraźnie zarysowani i fajni, i chciałoby się tutaj jakiejś przyjaznej, optymistycznej pointy…
A to też prawda. Jakoś początek brzmi tak gawędziarsko, a później przechodzi to wszystko w takie ponure tony i chyba nie wypada to naturalnie. Na to nie zwróciłem wcześniej uwagi. A co do zakończenia, ech, myślałem, że w miarę mocno wybrzmi takie urwane.
fabuły nie komplikowałem i poszedłem w dość proste rozwiązania wątków
Mmm, a czy przypadkiem nie zabrakło Ci pary w środku pisania? ;)
Akurat fabułę planuje przed pisaniem, ale jej tworzenie, to kolejny element, który mi nie do końca wychodzi :D
O, to, to. Może jest robotem?
A też ciekawy pomysł :P
Jeszcze raz dzięki za tak obszerny komentarz.
Pozdrawiam.
Witaj, Żongler.
Widzę dużo opinii, że jednak powinienem tę fabułę wydłużyć i pewnie fakt, tekst by na tym zyskał, ale też tak trochę napisałem go w przerwie, między jednym długim opkiem, a drugim jeszcze dłuższym. Mówię wam, ten nowy tekst, to będzie totalne arcydzieło, które najpierw podbije NF, potem zdobędzie dla mnie nagrodę Nike i przy okazji Zajdla, a na koniec Nobla i wycieczkę w czasie. Tak myślę.
Dzięki za komentarz.
Pozdrawiam.
Cześć, Irko.
Prawda, że czasu jeszcze trochę mają i może nawet świat uratują, ale tego ja już nie zdradzę. A mógłbym i pewnie byłoby lepiej.
Witaj, Finklo.
Zaskoczył mnie również wujek bez wahania ładujący się z dzieciakiem do wraku. A może tam w środku jest trująca atmosfera? A może iskra właśnie dochodzi do kałuży kosmicznej benzynki? W zasadzie już obce wirusy mogą namieszać… Nie szkodzi, wchodzimy! Na żywca, bez masek, bez broni, zanim dotrze do nas, że to bez sensu.
To chyba taki trochę ja: napisać, zanim dotrze, że to bez sensu. Ale nie wiem, dopóki o tym nie wspomniałaś, wydawało mi się to logiczne, chociaż nie było. Ale cieszę się, że przynajmniej jest pomysł i zaskakujący twist.
Dzięki za zwrócenie uwagi.
Pozdrawiam.
Cześć, AP.
Cieszę się, że tekścior wpadł w twoje gusta, a co do bohaterów działający na spontanie… Wyszły z tego pewne nielogiczności, wskazane przez Finklę, ale jeśli Ci akurat one nie przeszkadzały, to fajnie :) Będę się starał ulepszać logikę na miarę moich możliwości, które na razie ogranicza moja głupota :D
Dzięki za komentarz.
Pozdrawiam.
Sen jest dobry, ale książki są lepsze
Melduję, że tekst poprawiłem.
Nieważne ile razy stworzę taki opis i tak nie potrafię osiągnąć tego, co chce.
Ano, tak to jest. Wściec się można czasami…
A co do zakończenia, ech, myślałem, że w miarę mocno wybrzmi takie urwane.
Mmm, w apokaliptycznym tekście mogłoby. Tylko tutaj apokalipsa już jest skrętem. Jakbyś najpierw otworzył pudełko "gawęda", potem umieszczone w nim pudełko "apokalipsa" – nagle zatrzaskujesz apokalipsę, a o gawędzie jakoś zapomniałeś, i w końcu wychodzi wrażenie urwania.
Akurat fabułę planuje przed pisaniem, ale jej tworzenie, to kolejny element, który mi nie do końca wychodzi :D
Znam ten ból :D
Mówię wam, ten nowy tekst, to będzie totalne arcydzieło, które najpierw podbije NF, potem zdobędzie dla mnie nagrodę Nike i przy okazji Zajdla, a na koniec Nobla i wycieczkę w czasie.
Będę się starał ulepszać logikę na miarę moich możliwości, które na razie ogranicza moja głupota :D
Samo głupie działanie ze strony bohaterów nie jest niczym złym – chodzi o to,żeby miało konsekwencje, które spadną im na łeb jak statki Vogonów :) (a, i – co to jest logika, argh? https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842862 )
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Ten tekst przypomniał mi jak kilka dni temu oglądałem ponownie Terminatora jedynkę i dwójkę z dwunatoletnim synem: robot z przyszłości, w której gatunek ludzki jest wybijany (a w przypadku tego opowiadania już wybity) przez maszyny.
Oszczędnie napisane, z klarownie pokazanym pomysłem. Zgadzam się z komentarzami innych użytkowników, że podejście wujka do całego zdarzania jest zbyt beztroskie. Może historia uprawdopdobniłaby się gdyby odkrycia dokonywała grupa nastolatków?
Ogólnie opowiadania na plus, ale moim zdaniem trochę za mało na bibliotekę.
Cześć, kronos.
Nastolatków jakoś nie chciałem w to pakować, ale fakt, że mogłem lepiej dopracować charakter wujka. Dzięki za przeczytanie i wskazanie wad.
Pozdrawiam.
Sen jest dobry, ale książki są lepsze
Hej!
Przeczytałem wczoraj i doklikałem biblio, bo mi się podobało :)
Początkiem mocno zaciekawiłeś, potem zrobiło się dziwnie, kiedy zaczęła się gadka o trawnikach i zacząłem podejrzewać, że meiszkańcy tej mieścinki mają jakieś pokłady trupów pod trawnikami i boją się ich odkrycia :D Ale nie, poszedłeś dalej z rakietą i na końcu walnąłeś podróżą w czasie – niby nic odkrywczego, ale i tak mi się podobało. Szczególnie implikacja słów robota o wyeliminowaniu ludzkośći dwadzieścia lat temu.
Widziałem w komentarzach zarzut, że powinieneś określić, który mamy rok, żeby to lepiej wybrzmiało, a ja twierdzę, że gdybyś podał ten rok, to tylko być spieprzył, bo to przecież nieważne – ważne, że to nastąpi, a kiedy? Niedługo. Bohater wie, ja nie muszę i to i tak działa, bo tutaj nie idzie przecież o implikację, która dotknie bohatera, tylko całą ludzkość.
Niezła robota, może nie nowatorska, ale bibliotekę kliknąłem bez jakichkolwiek głębszych rozkmin, czy warto :)
Pozdrawiam serdecznie
Q
Known some call is air am
Cześć, Outta.
Cieszę się tekścior przypadł Ci do gustu. Co do pomysłu fakt, że pewnie mogłem rozwinąć nieco bardziej, bo obecnie nic nowatorskiego z tego nie wyszło, ale jeśli się i tak podoba, to git :D
Widziałem w komentarzach zarzut, że powinieneś określić, który mamy rok, żeby to lepiej wybrzmiało, a ja twierdzę, że gdybyś podał ten rok, to tylko być spieprzył, bo to przecież nieważne – ważne, że to nastąpi, a kiedy? Niedługo. Bohater wie, ja nie muszę i to i tak działa, bo tutaj nie idzie przecież o implikację, która dotknie bohatera, tylko całą ludzkość.
To tu się zgadzamy. Jakoś tak bardziej mi pasowało niedookreślanie.
Dzięki za komentarz i doklikanie do biblioteki.
Pozdrawiam.
Sen jest dobry, ale książki są lepsze