- Opowiadanie: Młody pisarz - Rakieta przed domem sąsiadów

Rakieta przed domem sąsiadów

Takie krót­kie opo­wia­dan­ko.

Po­dzię­ko­wa­nia dla Skry­te­go za pomoc w po­pra­wia­niu tek­stu. 

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Rakieta przed domem sąsiadów

Ze snu wy­rwał go od­głos kro­ków. Wy­chy­lił głowę spod koł­dry aku­rat wtedy, gdy do po­ko­ju wpa­ro­wał wujek Oli­ver.

– Tony, po­bud­ka!

Chło­pak prze­cią­gnął się.

– Zaraz… – Ziew­nął.

– Przed domem są­sia­dów roz­bi­ła się ra­kie­ta.

Tony prze­tarł oczy i chciał zadać py­ta­nie, ale drzwi się już za­mknę­ły i po Oli­vie­rze zo­sta­ło tylko tro­chę pia­sku na pod­ło­dze oraz od­głos kro­ków, który szyb­ko umilkł.

Tony pod­niósł się z łóżka. Po raz pierw­szy wujek na­praw­dę go czymś za­in­te­re­so­wał i miał na­dzie­ję, że wspo­mnia­na ra­kie­ta nie okaże się jakąś me­ta­fo­rą. Nie spo­dzie­wał się by­naj­mniej zo­ba­czyć ta­kiej praw­dzi­wej, ale… To za­wsze mógł być jakiś cie­ka­wy model. Odkąd przy­je­chał tu z mia­sta trzy dni temu, zdą­żył już za­tę­sk­nić za elek­tro­ni­ką. Wujek miał w domu tylko stary te­le­wi­zor, któ­re­go i tak nigdy nie włą­czał, bo uwa­żał, że w wio­sce u stóp gór są cie­kaw­sze rze­czy do ro­bo­ty… Może były, ale Tony nie prze­pa­dał za pie­szy­mi wy­ciecz­ka­mi, po któ­rych bo­la­ły nogi. Wo­lał­by już wró­cić do sie­bie, do domu w mie­ście, gdzie był dobry in­ter­net i gdzie miał wła­sny kom­pu­ter. Ale woleć sobie mógł, to nic nie zmie­nia­ło. Wes­tchnął i ru­szył w stro­nę drzwi. 

Gdy wy­szedł przed dom, od razu za­uwa­żył ludzi stło­czo­nych wokół… czego, no wła­śnie, czego? Uśmiech­nął się lekko. Za­po­wia­da­ło się na to, że wujek jed­nak nie prze­sa­dzał i w tej za­py­zia­łej wio­sce w końcu za­czę­ło się coś dziać. Pod­szedł bli­żej tłumu.

Sta­nął na pal­cach. Po­środ­ku kręgu utwo­rzo­ne­go przez miesz­kań­ców le­ża­ła owal­na część, wy­glą­da­ją­ca jak zwień­cze­nie ka­dłu­ba ra­kie­ty. Po­kry­ta była skraw­ka­mi bia­łej farby, z tru­dem trzy­ma­ją­cej się na miej­scu i od­sła­nia­ją­cej stal, na którą po­wo­li wcho­dzi­ła rdza. Tony skrzy­wił się.

– Prze­cież to zwy­kły złom – wy­rwa­ło mu się, ale nikt nie zwró­cił na to uwagi.

Spo­dzie­wał się cze­goś cie­kaw­sze­go, niż ka­wa­łek, do któ­re­go nawet nie można było mieć pew­no­ści, czy fak­tycz­nie po­cho­dzi z ra­kie­ty. Bo co taki frag­ment miał­by robić w tej wio­sce?

Star­szy męż­czy­zna sto­ją­cy nie­da­le­ko wujka pod­niósł rękę i prze­tarł oku­la­ry.

– Myślę, że… – za­czął. – Po­win­ni­śmy to zgło­sić. Niech spraw­dzą, czy to fak­tycz­nie jaka część ra­kie­ty i co z tym zro­bić trze­ba.

Lu­dzie ki­wa­li gło­wa­mi. Tony mu­siał się z nimi zgo­dzić, to fak­tycz­nie brzmia­ło sen­sow­nie, innej… Myśl gdzieś się urwa­ła, gdy do­strzegł wujka wy­cho­dzą­ce­go na śro­dek.

– Zgło­sić? – Oli­ver po­krę­cił głową. – Wie­cie, co się sta­nie, gdy tu przyj­dą? – Uśmiech­nął się i skie­ro­wał wzrok na męż­czy­znę w ogrod­nicz­kach. – Chce pan, panie Clark, żeby prze­ko­pa­li panu cały traw­nik?

Clark za­trząsł się i ener­gicz­nie po­krę­cił głową.

– W żad­nym wy­pad­ku. 

– Wła­śnie – pod­jął Oli­ver. – A jeśli to zgło­si­my, to wszy­scy stra­ci­my traw­ni­ki.

– Niby czemu? – zadał py­ta­nie star­szy męż­czy­zna, który jako pierw­szy wy­su­nął po­mysł zgło­sze­nia spra­wy.

Oli­ver te­atral­nie się uśmiech­nął i wska­zał pal­cem niebo.

– Bo ten frag­ment ra­kie­ty, sza­now­ni pań­stwo, nie spadł. On tu się po pro­stu po­ja­wił. – Przebiegł wzrokiem po tłumie. – Gdyby spa­dła z nieba, powstałaby co najmniej mała dziura albo chociaż jakikolwiek ślad. A tak albo ktoś go tu pod­rzu­cił, albo ,sza­now­ni pań­stwo, mamy do czy­nie­nia z ano­ma­lią. W obu wy­pad­kach… Wie­cie, co się sta­nie?

Clark przy­gryzł wargę.

– Za­czną tu robić ba­da­nia, wy­rzu­cą nas z na­szej ziemi… – urwał i spu­ścił wzrok.

Oli­ver ener­gicz­nie przy­tak­nął.

– Nie mo­że­my tego zgło­sić, ale jeśli gdzieś to prze­nie­sie­my, nie bę­dzie pro­ble­mu. Przy­naj­mniej na razie, a wie­czo­rem, o dwu­dzie­stej, jesz­cze raz się tu spo­tka­my i po­sta­no­wi­my, co dalej. Pa­su­je?

Tłum chwi­lę mil­czał, a potem roz­le­gły się zgod­ne głosy. Do Oli­ve­ra pod­cho­dzi­ło jesz­cze wiele osób i Tony mu­siał chwi­lę po­cze­kać, zanim zna­lazł się przy wujku. Wtedy wokół frag­men­tu ra­kie­ty już pra­wie ni­ko­go nie było. Miesz­kań­cy po­roz­cho­dzi­li się do domów.

Tony wes­tchnął.

– Czemu nie chcesz zgło­sić zna­le­zi­ska?

Wujek uśmiech­nął się fi­glar­nie.

– Wiadomość o nim i tak się szybko rozejdzie.

– Więc po co ta cała prze­mo­wa? Dla za­ba­wy?

Oli­ver zmarsz­czył brwi.

– My­śla­łem, że je­steś by­strzej­szy, chłop­cze. Twój oj­ciec… – urwał pod spoj­rze­niem chło­pa­ka.

Tony nie­na­wi­dził tych po­rów­nań. Oj­ciec skoń­czył naj­lep­szą uczel­nię, zdo­był kilka pu­cha­rów w klu­bie i w ogóle był świet­ny… A on? On ra­dził sobie tro­chę go­rzej… Tro­chę…

– Chcia­łeś kupić sobie tro­chę czasu – po­wie­dział cicho.

Oli­ver znów przy­wo­łał na twarz ten fi­glar­ny uśmiech i dziar­sko ru­szył w jedną z ulic.

– Chodź, to coś ci po­ka­żę – po­wie­dział i ro­zej­rzał się na boki, jakby upew­nia­jąc się, czy nikt go nie śle­dzi.

Tony z ocią­ga­niem ru­szył za nim, wciąż za­sta­na­wia­jąc się, czy frag­ment ra­kie­ty jest praw­dzi­wy, czy może ktoś go pod­rzu­cił. Nie zdzi­wił­by się, gdyby tym kimś był wła­śnie jego wujek, pró­bu­ją­cy za­pew­nić siostrzeńcowi odro­bi­nę roz­ryw­ki.

 

***

 

– To tutaj. – Oli­ver gwał­tow­nie się za­trzy­mał.

Sta­nę­li wśród ni­skiej trawy przy sta­rym drze­wie. Po chwili Tony dostrzegł biały przedmiot tuż obok pnia, kształtem i wielkością przypominający domowy projektor.

– Co to ta­kie­go?

Oliver nie odpowiedział, tylko się uśmiechnął i podszedł do urządzenia, żeby wcisnąć przycisk. Za­zgrzy­ta­ło. Obu­do­wa lekko się za­trzę­sła. W po­wie­trzu wy­świe­tlił się Układ Sło­necz­ny w trój­wy­mia­rze.

– Ho­lo­gram… – wy­szep­tał Tony. – Jak ty to…

Pod­biegł do urzą­dze­nia i za­czął je oglą­dać z każ­dej stro­ny. Dotknął Słońca, a ono przesunęło się w powietrzu, po czym zwięk­szy­ło roz­miar, a obok niego po­ja­wi­ły się na­pi­sy z in­for­ma­cja­mi. Roz­dzia­wił usta. To było sto razy lep­sze niż naj­now­sze gry, niż te wszyst­kie… A gdyby tak dało się od­pa­lić na tym coś jesz­cze? Możliwe, że zawierało więcej, niż tylko Układ Słoneczny. Może oprócz tego jakąś apli­ka­cję, może coś zu­peł­nie no­we­go… Roz­mo­wy na tym mogły być cu­dow­ne, a oglą­da­nie fil­mów?

– Nie­złe, praw­da? – za­py­tał Oli­ver, pod­cho­dząc bli­żej.

Tony pod­niósł na niego wzrok. 

– Nie­złe… Nie­sa­mo­wi­te. – Jesz­cze raz spoj­rzał na ho­lo­gram. – Skąd to masz?

Wujek roz­ło­żył ręce.

– Stąd, skąd frag­ment ra­kie­ty. Po pro­stu się po­ja­wi­ło. Brać tego do domu nie bra­łem, jakby mnie ktoś z tym zo­ba­czył… Do wie­czo­ra sporo czasu i muszę coś jesz­cze spraw­dzić.

– Co ta­kie­go? – za­py­tał Tony.

Czuł, że nie­waż­ne, co od­po­wie wujek, zgo­dzi się na wszyst­ko. W końcu coś za­czy­na­ło się dziać, a on nie miał za­mia­ru ni­cze­go prze­ga­pić.

 

***

 

Po raz pierwszy wędrówka kamienistą ścieżką między ścianą wzgórza a wysokimi świerkami nie męczyła go. Roz­glą­dał się uważ­nie na boki, wypatrując błysku metalu. Na razie ni­cze­go nad­zwy­czaj­ne­go jesz­cze nie do­strzegł, ale zła­pał się na tym, że po­dzi­wia pięk­ne wie­lo­barw­ne kwia­ty ro­sną­ce przy sta­rych drze­wach. 

Teraz czuł się tak, jak obie­ca­li mu ro­dzi­ce, kiedy za­pro­po­no­wa­li mu wy­jazd do gór­skiej wio­ski, do wujka. Wtedy się sprze­ci­wił, wuja znał już wów­czas bar­dzo do­brze i nie spo­dzie­wał się po nim ni­cze­go do­bre­go, ale osta­tecz­nie i tak po­je­chał. Z ro­dzi­ca­mi wy­grać się nie dało. A teraz? Teraz za­czy­na­ło się coś dziać… i już nie ża­ło­wał wy­jaz­du. Naj­pierw frag­ment ra­kie­ty, potem ten ho­lo­gram… Co jesz­cze mogli zna­leźć?

– Wujku – za­czął chło­pak. – Jak, my­ślisz skąd ten ho­lo­gram?

Oli­ver od­wró­cił się z cha­rak­te­ry­stycz­nym uśmie­chem, który za­wsze za­po­wia­dał fi­glar­ną od­po­wiedź.

– Po­zwól, że zadam ci py­ta­nie. Frag­ment ra­kie­ty, pro­jek­tor ho­lo­gra­ficz­ny… Czy ktoś mógł nam to podrzucić?

Tony zmarsz­czył brwi.

– Poza tobą, wuju? Nie.

Oli­ver wy­buch­nął śmie­chem. Za­wsze się śmiał, z wszyst­kie­go.

– I skąd ja bym ci wy­trza­snął taki pro­jek­tor z ho­lo­gra­mem, co? – Po­krę­cił głową. – Tym razem to nie moja spraw­ka… A więc zga­dzasz się, że nikt nam tego nie pod­rzu­cił.

Tony przytaknął, czując, że ta dyskusja raczej do niczego nie doprowadzi.

– Mam nadzieję znaleźć odpowiedź w górach – kon­ty­nu­ował Oli­ver. – W końcu coś tu mu­sia­ło spaść. Coś waż­ne­go.

Tony ro­zej­rzał się na boki. Ni­cze­go nie za­uwa­żył poza tym, że byli coraz bli­żej szczy­tu.

– Skąd ta pew­ność? – za­py­tał.

Oli­ver wzru­szył ra­mio­na­mi.

– Wię­cej prze­strze­ni niż w na­szej wio­sce.

– Ach, tak…

Tony wes­tchnął. Miał na­dzie­ję, że wujek w swoim ze­sta­wie zalet ma rów­nież so­ko­li wzrok i fak­tycz­nie z da­le­ka uda mu się co­kol­wiek zo­ba­czyć. Ostat­nie metry na szczyt po­ko­na­li pra­wie bie­giem.

Tony nie­po­trzeb­nie się mar­twił, że z góry nic nie za­uwa­żą. Trud­no było prze­ga­pić sta­tek ko­smicz­ny wiel­ko­ści sa­mo­lo­tu spo­czy­wa­ją­cy u stóp wzgó­rza. Tony otwo­rzył usta i po­krę­cił głową. Nie wierzył, w to co widzi, ale statek tam był i nie zapowiadało się na to, żeby miał zaraz zniknąć. 

Oli­ver uśmiech­nął się i szep­nął:

– A nie mó­wi­łem, że coś cie­ka­we­go w tych gó­rach znaj­dzie­my?

Tony jesz­cze przez chwi­lę stał w mil­cze­niu, wpa­tru­jąc się w ogrom­ne zna­le­zi­sko. Mogło dać od­po­wiedź, to praw­da, ale jed­no­cze­śnie parę spraw kom­pli­ko­wa­ło.

– Skąd tu się wziął sta­tek ko­smicz­ny? Prze­cież coś ta­kie­go nawet nie…

Wujek prze­rwał mu ge­stem.

– Na dole czeka od­po­wiedź – po­wie­dział i zwin­nie ru­szył w dół zbo­cza.

Tony nie mógł ode­rwać wzro­ku od obiek­tu. Coś w nim… Nagle po­czuł ukłu­cie stra­chu. Jeśli tam zejdą i do­sta­ną się do środ­ka, mogą zna­leźć wszyst­ko, do­słow­nie wszyst­ko. Obej­rzał się za sie­bie. W od­da­li tkwi­ła do­brze mu znana wio­ska, w któ­rej przez ostat­nie trzy dni nie wy­da­rzy­ło się ab­so­lut­nie nic cie­ka­we­go i do­pie­ro dzi­siaj… To wszyst­ko było takie dziw­ne. Wes­tchnął i po­dą­żył w ślad za wuj­kiem.

Długo mę­czy­li się ze zej­ściem na dół. To znaczy Tony, bo Oliver poradził sobie dość szybko i długo czekał na chłopaka, przyglądając mu się z wyraźnym oburzeniem.

– Coś nie idzie ci to cho­dze­nie po gó­rach – za­uwa­żył, gdy Tony w końcu sta­nął obok.

Chło­pak ode­tchnął głę­bo­ko.

– Wy­bacz, wujku, ale w mie­ście jakoś nie było się po czym wspi­nać.

Oli­ver mach­nął ręką.

– Z tego, co pa­mię­tam, masz w cen­trum parę wie­żow­ców…

Tony już dalej nie słu­chał. Pa­trzył jak urze­czo­ny na sta­tek ko­smicz­ny, który z bli­ska pre­zen­to­wał się jesz­cze oka­za­lej.

– Jak się tam do­sta­nie­my? – za­py­tał.

Oli­ver ro­ze­śmiał się.

– Od razu chcesz do niego wcho­dzić?

Tony wzru­szył ra­mio­na­mi. Nie są­dził, żeby oglą­da­nie stat­ku z ze­wnątrz co­kol­wiek dało.

– Tak.

Wujek po­ki­wał głową z apro­ba­tą.

– No, no, szcze­ry z cie­bie chło­pak. – Za­gwiz­dał pod nosem. – Na pewno trze­ba po­dejść bli­żej, stąd nic nie wy­my­śli­my.

Szli po­wo­li, ale w końcu do­tar­li na miej­sce. Tony po­ło­żył rękę na ka­dłu­bie. Sta­tek był zimny, wy­wo­ły­wał nie­przy­jem­ne dresz­cze, a mimo to chło­pak nie od­ry­wał dłoni.

– Tony! Coś tu mam.

Chło­pak po­trzą­snął głową i cof­nął rękę. Przy Oli­vie­rze zna­lazł się naj­szyb­ciej, jak po­tra­fił. Dziu­ra w tyle stat­ku ko­smicz­ne­go była duża i uka­zy­wa­ła po­miesz­cze­nie pełne kabli i mru­ga­ją­cych czuj­ni­ków. Wszyst­ko to oświe­tlał biały punkt za­wie­szo­ny w po­wie­trzu, któ­re­go snop świa­tła padał rów­nież na drzwi znaj­du­ją­ce się na końcu sali.

– No, to pro­blem do­sta­nia się do wnę­trza roz­wią­za­ny. – Oli­ver roz­pro­sto­wał palce.

Tony przy­tak­nął. Statek kusił. 

– To wszyst­ko jest takie dziw­ne…

Po­czuł na sobie spojrzenie wujka.

– Co z tobą? – Oli­ver mru­gnął po­ro­zu­mie­waw­czo. – My­śla­łem, że wej­dziesz pierw­szy.

– Jed­nak… wo­lał­bym nie.

Oli­ver obej­rzał się za sie­bie.

– Skoro na­le­gasz – od­parł i wszedł do środ­ka.

Tony przez chwi­lę się wahał, ale w końcu po­dą­żył w ślad za wujem. Poza świa­teł­kiem wi­szą­cym w po­wie­trzu nie było tu nic cie­ka­we­go; kable nie wy­glą­da­ły wy­jąt­ko­wo, a mru­ga­ją­ce lamp­ki ni­cze­go nie wy­ja­śnia­ły.

Oli­ver pod­szedł do drzwi.

– Idzie­my dalej?

Tony ob­li­zał wargi. Z jed­nej stro­ny chciał iść, ale z dru­giej…

– Mogą być za­mknię­te albo… – urwał, gdy wujek zła­pał uchwyt i prze­cią­gnął je w bok.

– Nie były.

No tak, nie były. Tony za­mru­gał kil­ku­krot­nie. To po­miesz­cze­nie było znacz­nie dłuż­sze i oświe­tlał je tylko jeden mały punkt, który powoli gasł. Ten pół­mrok nie po­do­bał się Tony’emu. Szare ścia­ny, skrzyn­ki, a poza tym pra­wie pusto. Pra­wie, bo na samym końcu znaj­do­wa­ła się ogrom­na kon­so­la, przy któ­rej stał fotel.

Oli­ver ru­szył dalej i nagle się za­trzy­mał.

– Co jest, do…

Cof­nął się o krok i wtedy fotel za­czął się ob­ra­cać. Tony spoj­rzał za sie­bie. Do dziu­ry było nie­da­le­ko, mógł uciec. Wy­star­czy­ło…

– Kim je­ste­ście? – Głos był me­ta­licz­ny, obcy.

Tony nie ode­rwał stóp od pod­ło­ża ani nie za­czął ucie­kać. Chciał, ale nie mógł.

– Ja je­stem Oli­ver, a tu mój bra­ta­nek Tony – Głos wujka brzmiał spo­koj­nie.

Tony za­ci­snął oczy, a potem znów je otwo­rzył. Mężczyzna siedzący na fotelu nie zniknął, tylko wstał i podszedł bliżej. Twarz miał tro­chę dziw­ną, jakby nie ludz­ką, a z uszu… Tony za­mru­gał. Z uszu przy­by­sza wy­sta­wa­ło parę kabli.

– Przed­sta­wi­cie­le ga­tun­ku ludz­kie­go? – za­py­tał.

Oliver roześmiał się, na pozór spokojnie, zwyczajnie, ale słychać było w tym śmiechu zdenerwowanie.

– A kim mie­li­by­śmy niby być?

– Wy­eli­mi­no­wa­no was dwa­dzie­ścia lat temu.

Oczy męż­czy­zny były zimne, mar­twe i pa­trzy­ły na nich obu.

Oli­ver za­mru­gał, skrzy­wił się i cof­nął o krok.

– Co?

Męż­czy­zna w od­po­wie­dzi otwo­rzył usta i zaraz je za­mknął. Coś strze­li­ło. Z uszu wy­le­ciał mu dym. Za­chwiał się i prze­wró­cił, przy trza­sku wy­sta­ją­cych kabli.

Tony stał w miej­scu i nie po­tra­fił się ru­szyć ani od­wró­cić wzro­ku. Myśli prze­pły­wa­ły za szyb­ko, by mógł się ja­kiej­kol­wiek chwy­cić. Po­czuł na barku dłoń. Szarpnął się, skoczył w stronę ściany i przylgnął do niej.

– Spo­koj­nie, to tylko ja. – Oli­ver się nie uśmie­chał.

Tony wolno po­ki­wał głową. Z tru­dem ode­rwał się od ścia­ny i jesz­cze raz spoj­rzał na ciało przy­by­sza, z któ­re­go po­ty­li­cy odczytał napis „Rok pro­duk­cji: 2087”. Od­wró­cił wzrok i po­biegł w stro­nę dziu­ry. Wy­sko­czył. Wiatr, trawa i słoń­ce, to wszyst­ko, czego po­trze­bo­wał. Usiadł przy pniu drze­wa i za­mknął oczy, nie chciał się stąd ru­szać, tylko zo­stać tutaj, oprzeć się o korę i po­cze­kać. Po­cze­kać na co? Nie wie­dział. 

– Spo­koj­nie. – Jak przez watę usły­szał głos wujka.

Pod­niósł głowę.

– Co to było? – Słowa z tru­dem prze­szły mu przez gar­dło.

– To robot.

– Robot?

– Z przy­szło­ści.

Tony za­dy­go­tał. Nic z tego nie ro­zu­miał i nie wie­dział, czy chce ro­zu­mieć.

– Przy­szło­ści?

Oli­ver usiadł obok niego.

– Może awa­ria, może coś in­ne­go, ale ten frag­ment ra­kie­ty, ten pro­jek­tor… ten sta­tek… Do­tknę­ła ich po­dróż w cza­sie. Tak myślę – Spoj­rzał przed sie­bie.

Tony za­ci­snął ręce. Po­pa­trzył na sta­tek ko­smicz­ny i zaraz od­wró­cił wzrok, chciał, żeby to wszyst­ko znik­nę­ło. Chciał za­po­mnieć. Ale mar­twe oczy były zbyt re­al­ne, po­dob­nie jak słowa, któ­rych nigdy nie po­wi­nien usły­szeć.

 

Koniec

Komentarze

Miałem trzy minuty, pomyślałem, zajrzę. No i przeczytałem całość. Czyli dobre. Począwszy od tytułu po finał. Fajnie budujesz napięcie – od nieistotnego kawałka kosmicznego złomu, po znalezisko w górach. Prawdziwa przygoda!

 

 mrugające lampki niczego nie wyjaśniały.

Zdanie – skarb dla agencji reklamowych zajmujących się branżą oświetleniową, tak na marginesie.

 

Podobało mi się!

 

 

“Kiedy ludzie mówią ci, że coś jest nie tak albo im się nie podoba, prawie zawsze mają rację. Kiedy mówią ci, co dokładnie według nich jest źle i jak to naprawić, prawie zawsze się mylą”. Neil Gaiman

Cześć Młody pisarz !!

 

Tekst dość, że dobrze się czytało to jeszcze była tajemnica, którą chciało się podczas czytania bardzo poznać. Fajne i pomysłowe. Jednak chciałbym być szczery; o ile początek i środek opowiadania bardzo dobry to sama końcówka wydała mi się nie na tyle oryginalna na ile oczekiwałem. Tak jakbym się troszeczkę zawiódł.

 

Pozdrawiam serdecznie. Tekst bardzo spoko.

 

PS.

Fajnie się czuję tutaj wśród ludzi obdarzonych taką wyobraźnią :))

Jestem niepełnosprawny...

da­wi­di­q150,

 

Fajnie się czuję tutaj wśród ludzi obdarzonych taką wyobraźnią

Porządny z Ciebie facet. Mnie telepie zazdrość!

 

“Kiedy ludzie mówią ci, że coś jest nie tak albo im się nie podoba, prawie zawsze mają rację. Kiedy mówią ci, co dokładnie według nich jest źle i jak to naprawić, prawie zawsze się mylą”. Neil Gaiman

ee tam nic się nie przejmuj :)

Jestem niepełnosprawny...

Hejjj, przybywam z komentarzem pobetowym wink

 

Przyjemna opowiastka. Mamy tajemnicę, rozwiązanie i puentę na końcu. Czyli wszystko czego potrzeba :)) Może fabuła nie jest jakoś bardzo skomplikowana, ale czyta się przyjemnie.

 

Pozdrawiam i udaję się kliknąć.

Kto wie? >;

Cześć, Andyql 

Miło mi, że zajrzenie do tekstu okazało się dla Ciebie dobrą decyzją :D I cieszy fakt, iż przypadł ci do gustu tytuł, bo właśnie byłem ciekawy, czy nie brzmi jakoś tak… słabo. I budowanie napięcia, bo na ogół mam z tym problem. 

Pozdrawiam. 

 

Cześć, Dawid

Cieszę się, że tekst Ci się spodobał. Co do zakończenia, chciałem uderzyć w puentę z możliwą przyszłością i zagrożeniem ze strony robotów, ale fakt, nie jest to zbyt oryginalne. 

Pozdrawiam. 

 

Witaj, Skryty

Fakt, fabuły nie komplikowałem i poszedłem w dość proste rozwiązania wątków, ale dobrze, że czytało Ci się przyjemnie. Tyle mnie zadowala :P 

Pozdrawiam. 

 

Sen jest dobry, ale książki są lepsze

Cześć, Młody pisarz. Pomysł z rakietą przed domem spodobał mi się. Czytało się całkiem nieźle. Robot na końcu trochę zaskoczył – pozytywnie. Ogólnie na plus. Może rozwiniesz tę historię w coś dłuższego? Pozdrawiam.

Cześć, Młody Pisarzu!

 

Najpierw mini (serio, mini) łapanka:

 

Tony przetarł oczy i chciał zadać pytanie, ale drzwi się już zamknęły i po wujku zostało tylko trochę piasku na podłodze oraz odgłos kroków, który szybko umilkł.

Tony podniósł się z łóżka. Po raz pierwszy wujek naprawdę go czymś zainteresował i miał nadzieję, że wspomniana rakieta nie okaże się jakąś metaforą.

Powtórzonka :)

 

Mężczyzna otworzył usta i zaraz je zamknął. Coś strzeliło. Z uszu wyleciał mu dym. Zachwiał się i przewrócił, przy trzasku wystających kabli.

Musiałem kilka razy to przeczytać, żeby zrozumieć, kto otworzył usta (robot, nie Oliver), przyjrzałbym się temu fragmentowi :)

 

A teraz, co do samego tekstu. Umiejętnie stopniujesz napięcie, faza odkrywania kolejnych elementów tajemnicy jest dla czytelnika przyjemnym doznaniem. Natomiast sama końcówka mi niezbyt wybrzmiała, z trzech powodów:

 

1) Oliver w zasadzie wszystko przyjmuje na chłodno i beznamiętnie. Jak rozumiem, średnio raz w tygodniu znajduje porzucone statki kosmiczne i roboty z przyszłości? :P Może próbuje się popisać przed bratankiem, ale mimo wszystko coś mi w tej postaci zgrzyta.

2) Zakładam, że rok produkcji robota jest podany nieprzypadkowo i w zestawieniu z informacją o domniemanej eksterminacji ludności “dwadzieścia lat wcześniej” ma na celu pokazanie, że w niedalekiej przyszłości czeka nas zagłada. Tylko rok produkcji niekoniecznie musi się pokrywać z rokiem, w którym robot się przeniósł do naszych czasów. Wydaje mi się, że lepiej by wybrzmiewało, jakby data “teraźniejszości” dla robota była podana wprost i była bliższa dacie “teraźniejszości” dla Olivera i Toma (np. te “dwadzieścia lat” mogłoby przypaść w bieżącym roku).

3) Ostatni akapit zbyt duży akcent kładzie na “martwe oczy”, a zbyt mały na “słowa, których nie powinien usłyszeć”, ale to już bardzo subiektywne wrażenie :P

 

Niezależnie od drobnego marudzenia na końcówkę, czytało się całkiem przyjemnie, więc kliknę do biblio. Pozdrawiam serdecznie :)

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

No, chłopaka z miasta, który przyjechał w odwiedziny do wuja, mieszkającego w zapadłej górskiej dziurze, znaleziska i doznane przeżycia, niezależnie od tego, jak bardzo były atrakcyjne, chyba go trochę przerosły. ;)

Czytało się dobrze, ale wykonanie mogłoby być lepsze.

 

Ze snu wy­rwał go od­głos butów. → Czy buty pełniły rolę budzika?

A może miało być: Ze snu wy­rwał go od­głos kroków.

 

Oli­ver znów przy­wo­łał na twarz znów ten fi­glar­ny uśmiech… → Dwa grzybki w barszczyku.

 

wy­świe­tlił się układ sło­necz­ny w trój­wy­mia­rze. → …wy­świe­tlił się Układ Sło­necz­ny w trój­wy­mia­rze.

Za SJP PWN: Układ Słoneczny «zespół ciał niebieskich złożony ze Słońca i obiegających dokoła niego ośmiu planet»

 

Do­tknął słoń­cate prze­su­nę­ło się w po­wie­trzu… → Do­tknął Słoń­cato prze­su­nę­ło się w po­wie­trzu… Lub: Do­tknął Słoń­ca, a ono prze­su­nę­ło się w po­wie­trzu

 

To pew­nie za­wie­ra­ło nie tylko układ sło­necz­ny.To pew­nie za­wie­ra­ło nie tylko Układ Sło­necz­ny.

 

w oczach zda­wa­ły się iskrzyć. → A może: …oczy zda­wa­ły się iskrzyć.

 

Po raz pierw­szy droga po ka­mie­ni­stej ścież­ce okry­tej z jed­nej stro­ny ścia­ną wzgó­rza, a z dru­giej wy­so­ki­mi świer­ka­mi go nie mę­czy­ła. → Obawiam się, że ścieżka nie może być niczym okryta – no, może śniegiem w czasie zimy.

Proponuję: Po raz pierw­szy wędrówka po ka­mie­ni­stej ścież­ce, biegnącej między ścia­ną wzgó­rza a wy­so­ki­mi świer­ka­mi, nie mę­czy­ła go.

 

wie­lo­barw­ne kwia­ty ro­sną­ce zaraz przy sta­rych drze­wach. → Wystarczy: …wie­lo­barw­ne kwia­ty, ro­sną­ce przy sta­rych drze­wach.

 

Oli­ver od­wró­cił się z tym swoim cha­rak­te­ry­stycz­nym uśmie­chem na ustach… → Czy zaimek i dookreślenie są konieczne – czy mógłby uśmiechać się cudzym uśmiechem, czy mógł mieć uśmiech w innym miejscu, nie na ustach?

 

Miał na­dzie­ję, że wujek w swoim akom­pa­nia­men­cie zalet ma rów­nież so­ko­li wzrok… → Obawiam się, że nie akompaniament miałeś na myśli. Zbędny zaimek.

Proponuję: Miał na­dzie­ję, że w zestawie zalet wujka jest rów­nież so­ko­li wzrok

 

za­uwa­żył, gdy Tony w końcu sta­nął obok niego. → Zbędny zaimek.

 

– Na pewno trze­ba po­dejść bli­żej, stąd nic nie wy­my­śli­my.

Zbli­ża­li się po­wo­li… → Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję w ostatnim zdaniu: Szli po­wo­li

 

W tyle stat­ku ko­smicz­ne­go tkwi­ła dziu­ra… → Nie wydaje mi się, aby dziura była tym, co może w czymś tkwić.

Proponuję: W tyle stat­ku ko­smicz­ne­go ziała dziu­ra

 

dziura, uka­zu­ją­ca po­miesz­cze­nie pełne kabli, kilku be­czek i mru­ga­ją­cych czuj­ni­ków. → To pomieszczenie było pełne beczek, czy stało ich tam tylko kilka?

 

snop świa­tła padał rów­nież na drzwi znaj­du­ją­ce się na końcu po­ko­ju. → Czy na statku kosmicznym są pokoje?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Pisarzu,

Tony podniósł na niego wzrok, w oczach zdawały się iskrzyć. ← ???

Chyba zaczynam powtarzać Reg, więc nie będę już ‘łapał’.

Czytałem z zaciekawieniem. Wprowadź sugerowane poprawki, będzie ok. Pomysł i stopniowanie napięcia podobały mi się. Wolałbym w końcówce zamiast: – Wyeliminowano was dwadzieścia lat temu. na przykład: – Wyeliminowaliście się, prowadząc wojny dwadzieścia lat temu, ale to Twój tekst. Pozdrawiam :)

 

Nie będę się rozwodzić. Przypadło do gustu. Napięcie, przekaz, fabuła, na plus. ;) 

Cześć, Hesket

Raczej nie planuję tego rozwijać, ale cieszę się, że historia ci się spodobała :)

Pozdrawiam. 

 

Witaj, Cezary

Rozumiem zarzuty co do końcówki, której faktycznie paru elementów brakuje. Dzięki za ich wskazanie i również za łapankę. Cieszę się, że pomimo nieco mniej podchodzącej końcówki, tekst i tak trafił w twoje gusta :D

Pozdrawiam. 

 

Dzień dobry, Reg :D 

No, chłopaka z miasta, który przyjechał w odwiedziny do wuja, mieszkającego w zapadłej górskiej dziurze, znaleziska i doznane przeżycia, niezależnie od tego, jak bardzo były atrakcyjne, chyba go trochę przerosły

Brzmi, jak bardzo klasyczna historia, prawda? :P Za to dobrze, że nie czytało Ci się źle, a co do wykonania, to jak zwykle przeproszę i podziękuję za wskazanie błędów. 

Pozdrawiam. 

 

Cześć, Koalo

Chciałem w końcówce zaznaczyć nieco inną puentę, ale faktycznie Twoja jest pewnie nawet bardziej prawdziwa. Dzięki za przeczytanie i komentarz. 

Pozdrawiam. 

 

Cześć, Tygrysico

Bardzo się cieszę, że tekst Ci przypadł do gustu i elementy fabuły zagrały :D 

Pozdrawiam. 

Sen jest dobry, ale książki są lepsze

Bardzo proszę, Młody pisarzu. I nie przeczę – czytało się fajnie. :)

Życzę wytrwałości i sukcesów w skutecznym szlifowaniu warsztatu. Powodzenia! 

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ty­gry­si­ca,

 

Nie będę się rozwodzić.

Mąż się ucieszy. :)

 

“Kiedy ludzie mówią ci, że coś jest nie tak albo im się nie podoba, prawie zawsze mają rację. Kiedy mówią ci, co dokładnie według nich jest źle i jak to naprawić, prawie zawsze się mylą”. Neil Gaiman

Andyql, mąż, to nie wiem, ale chłopak na pewno. :) Skojarzenie dobre. Jak ja już coś napiszę, to napiszę. blush

Przyjemnie się czytało. Zgadzam się z cezarym, że wujek zachowuje się trochę nienaturalnie.

Cześć, pusia

To oznacza, że będę się musiał bliżej przyjrzeć wujkowi, czemu się tak nienaturalnie zachowuje, bo jak na moje, to on trochę za dużo wie i może nawet coś knuje. 

Dzięki za komentarz.

Pozdrawiam. 

Sen jest dobry, ale książki są lepsze

wspomniana rakieta nie okaże się jakąś metaforą

Hmm.

Mógł być to zawsze jakiś ciekawy model.

Szyk: To zawsze mógł być jakiś ciekawy model.

Wujek miał w swoim domu tylko stary telewizor, którego i tak nigdy nie włączał, uważając, że w wiosce przy górach są ciekawsze rzeczy do robienia…

Wujek miał w domu tylko stary telewizor, którego i tak nigdy nie włączał, bo uważał, że w wiosce u stóp gór są ciekawsze rzeczy do roboty…

Tony jakoś nie przepadał za bólem w nogach, powodowanym przez piesze wycieczki

Troszkę łopata.

Jeszcze raz obejrzał się na nieposłane łóżko. Przez chwilę się zastanawiał, ale w końcu uznał, że nie ma teraz ochoty na jakieś durne obowiązki, szczególnie jeśli na zewnątrz czeka rakieta

Jeżeli to będzie miało znaczenie później, OK (kosmici nie lubią bałaganu?), ale jeśli nie – to po co to?

od razu zauważył skupisko ludzi, tworzących krąg wokół…

Naturalniej: od razu zauważył ludzi stłoczonych wokół…

w tej zapyziałej wiosce, w końcu zaczęło się coś dziać

Tu nie może być przecinka. Przecinki rozdzielają części zdania, które są tak trochę osobne – nie mogą stać między słowami, które się wzajemnie określają (wczoraj akurat otworzyłam profesjonalnie wydaną książkę, w której przecinki stoją chyba co czwarte, piąte słowo, bez ładu i składu. Nie naśladuj tego).

Pośrodku kręgu utworzonego przez mieszkańców leżała nadgryziona zębem czasu część, zapewne jeszcze niedawno wieńcząca kadłub rakiety.

"Część" nic mi nie mówi. Jaki to miało kształt? Kolor? Po czym poznajemy, że była "nadgryziona zębem czasu"?

Bo co taki fragment miałby robić w tej wiosce?

Stepować :) A serio – widząc złom na ulicy, pomyślałabym, że ktoś go zgubił.

skierował wzrok

Spojrzenie.

Clark zatrząsł się

Może lepiej się wstrząsnął? Wzdrygnął?

– Właśnie – Oliver kontynuował.

– Właśnie – podjął Oliver.

który to pierwszy

Który jako pierwszy.

Bo ten fragment rakiety, szanowni państwo nie spadł.

Wtrącenie (i wołacz): Bo ten fragment rakiety, szanowni państwo, nie spadł.

Szmery rozchodzące się po tłumie nie powstrzymały go od kontynuowania.

Mało naturalne.

utworzyłaby się co najmniej mała dziura albo chociaż w podłożu pozostałby ślad, nie mówiąc już o innych konsekwencjach

Powstałaby co najmniej mała dziura albo chociaż jakikolwiek ślad. I kropka.

albo szanowni państwo mamy do czynienia z anomalią

J.w.: albo, szanowni państwo, mamy do czynienia z anomalią.

Zaczną robić tu badania

Zaczną tu robić badania; albo: Zaczną robić badania.

postanowimy co dalej

Postanowimy, co dalej.

A więc zostało postanowione.

Mmm, no, nie, bo dopiero postanowią.

Wówczas wokół fragmentu rakiety już prawie nikogo nie było.

Jakoś dziwnie to brzmi. "Wówczas" takie staroświeckie, nie wiem.

– I tak wiadomość o nim się szybko rozejdzie.

– Wiadomość o nim i tak się szybko rozejdzie.

Więc skąd ta cała przemowa? Dla zabawy?

Jak już, to: po co ta cała przemowa.

urwał pod spojrzeniem chłopaka.

Anglicyzm i powtórzenie. Ale jak to naprawić…

Chciałeś kupić sobie trochę czasu

Anglicyzm. Po polsku czasu nie kupujemy, choć czas to pieniądz: Chciałeś zyskać na czasie.

ruszył w jedną z ulic

Po co podkreślać, że ulic było dużo?

pokaże

Literówka.

jego wujek, próbujący zapewnić bratankowi

Oj, oj, oj. Wujek – to brat matki.

 

 Bratem ojca jest stryjek.

Tony po chwili dostrzegł biały przedmiot ułożony zaraz obok pnia, przypominający kształtem i wielkością domowy projektor.

Hmm. Po chwili Tony dostrzegł biały przedmiot tuż obok pnia, kształtem i wielkością przypominający domowy projektor.

Oliver nie odpowiedział, zamiast tego tylko się uśmiechnął i podszedł do urządzenia, a następnie nacisnął przycisk.

Można to wyszczuplić: Oliver nie odpowiedział, tylko się uśmiechnął i podszedł do urządzenia, żeby wcisnąć przycisk.

Dotknął Słońca i to przesunęło się w powietrzu

Dotknął Słońca, a ono przesunęło się w powietrzu.

zwiększyło swój rozmiar

A mogło zwiększyć cudzy?

To pewnie zawierało nie tylko Układ Słoneczny.

Hmm?

Tony podniósł na niego wzrok, a oczy zdawały się iskrzyć.

Mmm, ale nie opisujesz tego z punktu widzenia Tony'ego? Komu się zdaje, że błyszczą mu oczy?

Po raz pierwszy wędrówka po kamienistej ścieżce, biegnącej między ścianą wzgórza a wysokimi świerkami, nie męczyła go.

Trochę źle się parsuje: Po raz pierwszy wędrówka kamienistą ścieżką między ścianą wzgórza a wysokimi świerkami nie męczyła go.

wypatrując przedmiotów niepasujących do terenu

Mało naturalne. Wypatrując dziwnych rzeczy. Albo błysku metalu, czy coś w tym stylu.

złapał się na tym, że podziwiał

C.t.: złapał się na tym, że podziwia

Ta linia oddzielająca go od stromego zbocza zdecydowanie uspokajała.

?

Teraz czuł się tak, jak obiecali mu rodzice, kiedy zaproponowali mu wyjazd

Hmm. Na pewno jeden zaimek za dużo.

Wtedy się sprzeciwił, wuja znał już wówczas bardzo dobrze i nie spodziewał się po nim niczego dobrego, ale ostatecznie i tak pojechał.

Hmmm. Jakby nie w tę stronę prowadzi.

zapowiadał figlarną odpowiedź

Powtórzony dźwięk.

Czy ktoś to nam mógł podrzucić?

Czy ktoś mógł nam to podrzucić?

Tony potwierdził skinieniem, jednocześnie czując, że ta dyskusja raczej do niczego ich nie doprowadzi.

A może tak: Tony przytaknął, czując, że ta dyskusja raczej do niczego nie doprowadzi.

Mam nadzieję odpowiedź znaleźć w tych górach

Szyk: Mam nadzieję znaleźć odpowiedź w górach. Albo: Odpowiedź mam nadzieję znaleźć w tych górach.

W końcu coś tu musiało spaść.

"Musiało" w sensie "na pewno tak było" to jednak anglicyzm.

Niczego nie zauważył, za to byli coraz bliżej szczytu.

No, to zauważył, że są bliżej szczytu. Nie?

Ostatnie metry na szczyt pokonali prawie biegiem.

Mmmm… metry nic nie mówią.

Tony otworzył usta i pokręcił głową z niedowierzaniem.

To narrator jest jednak wszechwiedzący?

Mogło dać odpowiedź, to prawda, ale jednocześnie parę spraw komplikowało.

Hmm.

To wszystko było takie dziwne.

Komentarz nic nie wnosi.

To znaczy Tony, bo Oliver poradził sobie dość szybko i jeszcze długo patrzył na chłopaka zdegustowanym wzrokiem.

Antropomorfizacja. A zejście z góry zwykle jest łatwiejsze od wejścia na górę: To znaczy Tony, bo Oliver poradził sobie dość szybko i długo czekał na chłopaka, przyglądając mu się z wyraźnym oburzeniem.

Wybacz, wujku

Hmm.

ale w końcu dotarli na miejsce.

Hmm.

Statek był zimny, wywoływał nieprzyjemne dreszcze, a mimo to chłopak nie odrywał dłoni.

Hmmmmmmmmmmmm.

Przy Olivierze znalazł się najszybciej, jak potrafił.

Hmm.

Faktycznie, wujek coś znalazł.

Czy zachodziła co do tego wątpliwość?

Wszystko to oświetlał biały punkt zawieszony w powietrzu, którego snop światła padał również na drzwi znajdujące się na końcu sali.

Źle się to parsuje. Szyk: snop światła którego; ale przeorganizowałabym opis.

No to problem

No, to problem.

Wnęka kusiła.

Jaka wnęka? https://wsjp.pl/haslo/podglad/26120/wneka

Poczuł na sobie wzrok wujka.

Spojrzenie.

Poza światełkiem wiszącym w powietrzu nie było tu nic ciekawego; kable nie wyglądały wyjątkowo, a mrugające lampki niczego nie wyjaśniały.

Mmmm… a dlaczego miałyby wyjaśniać? Co to znaczy, że kable "nie wyglądały wyjątkowo"? Czy może po prostu przypominały normalne, znajome kable?

który zdawał się powoli gasnąć

To zdawał się, czy gasł?

Ten półmrok nie podobał się Tony’emu Szare ściany, skrzynki, a poza tym prawie pusto.

Zgubiła się kropka. Dlaczego Tony'emu nie podoba się półmrok?

Prawie, bo na samym końcu znajdowała się ogromna konsola, przy której stał fotel.

Mmm, a co zobaczyłbyś jako pierwsze?

Co jest do…

Co jest, do…

głos był metaliczny, obcy.

Dużą literą.

Tony nie oderwał stóp od podłoża

Nie, ludzie przeważnie nie lewitują ;)

głos wujka brzmiał spokojnie.

Tu też dużą literą. https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/#narracja_wypowiedzi

Mężczyzna siedzący na fotelu nie zniknął, zamiast tego się podniósł i podszedł bliżej.

A może tak: Mężczyzna siedzący na fotelu nie zniknął, tylko wstał i podszedł bliżej.

Twarz miał trochę dziwną jakby nie ludzką

Twarz miał trochę dziwną, jakby nie ludzką. Mało konkretne. Co w tej twarzy było dziwnego? (Przy okazji: "nie ludzką" i "nieludzką" to nie do końca to samo – przyjmuję, że napisałeś to, co chciałeś napisać, zresztą to pasuje w kontekście).

Oliver roześmiał się na pozór spokojnie, zwyczajnie, ale słychać było w tym śmiechu nerwowość.

Oliver roześmiał się, na pozór spokojnie, zwyczajnie, ale słychać było w tym śmiechu zdenerwowanie. "Nerwowość" to cecha stała, a on jest teraz zdenerwowany.

Zachwiał się i przewrócił, przy trzasku wystających kabli.

Hmm.

Szarpnął się i skoczył w stronę ściany, przylegając do niej.

Imiesłów współczesny nie oznacza następstwa, tylko jednoczesność: Szarpnął się, skoczył w stronę ściany i przylgnął do niej.

– Spokojnie, to tylko ja – Oliver stał i się nie uśmiechał.

– Spokojnie, to tylko ja. – Oliver się nie uśmiechał. Wiemy, że stał, istotny jest brak uśmiechu.

Tony pokiwał powoli głową.

Aliteracja: Może być: Tony wolno pokiwał głową.

na którego potylicy dostrzegł napis

A mógł go np. odczytać. Przyda się troszkę urozmaicić słownictwo.

– Spokojnie – usłyszał wujka.

Może tak: – Spokojnie… – Jak przez watę usłyszał wujka. https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/#klopotliwe_uslyszal

– Co to było? – słowa

"Słowa" dużą literą, p. poradnik.

Dotknęła ich podróż w czasie.

…? Zabłądzili w czasie, może.

 

Sympatyczne, ale urwane w połowie – początek każe się spodziewać przyjemnej gawędy o ekscentrycznym stryjku z małego miasteczka, który pokazuje bratankowi, o ile świat jest większy i ciekawszy, niż mu się wydaje, a tu nagle skręciłeś w stronę "wszyscy zginiemy" i do tej sympatyczności już nie wróciłeś. Szkoda. Bohaterowie są wyraźnie zarysowani i fajni, i chciałoby się tutaj jakiejś przyjaznej, optymistycznej pointy…

 

Z rzeczy technicznych – przydałoby się trochę urozmaicić język i wycyzelować opisy ("Tony" często się powtarza, konstrukcja zdań jest dość monotonna) – sporo tu jeszcze abstrakcji. Owszem, to z założenia nie ma być epos rycerski, ale mimo to odrobina plastyczności dobrze by tekstowi zrobiła. I dopisanie rozwiązania, bo to się przecież nie mogło tak skończyć, nie? ;)

Zdanie – skarb dla agencji reklamowych zajmujących się branżą oświetleniową, tak na marginesie.

… :D

I cieszy fakt, iż przypadł ci do gustu tytuł, bo właśnie byłem ciekawy, czy nie brzmi jakoś tak… słabo.

Brzmi dobrze, i zgadza się z tym, co obiecuje początek tekstu, tylko ta końcówka…

I budowanie napięcia, bo na ogół mam z tym problem.

Mmmm, jakiegoś wielkiego napięcia, to tu nie ma…

Co do zakończenia, chciałem uderzyć w puentę z możliwą przyszłością i zagrożeniem ze strony robotów,

Ale dlaczego? Dlaczego sprytny stryj i niedoświadczony bratanek nie mogliby rozwiązać tego problemu? Gdyby uratowali świat, to wiesz, jakie to by było fajne? Nie bój się pisać optymistycznie – to, że coś jest ponure i smutne, nie oznacza, że jest lepsze czy prawdziwsze (tak, tak, rób, co mówię, nie, co robię ;D). Jeżeli masz dobry pomysł na optymistyczny czy zabawny kawałek, to go realizuj.

fabuły nie komplikowałem i poszedłem w dość proste rozwiązania wątków

Mmm, a czy przypadkiem nie zabrakło Ci pary w środku pisania? ;)

Oliver w zasadzie wszystko przyjmuje na chłodno i beznamiętnie.

Ja myślałam, że to wszystko mistyfikacja jego autorstwa :) aż do momentu, kiedy to odczytanie już się nie trzymało.

Tylko rok produkcji niekoniecznie musi się pokrywać z rokiem, w którym robot się przeniósł do naszych czasów

A co to ma do rzeczy? Robot myśli, że jest w punkcie czasowym dwadzieścia lat po zagładzie ludzkości – wcale nie musi mieć racji.

bo jak na moje, to on trochę za dużo wie i może nawet coś knuje

O, to, to. Może jest robotem?

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Cześć, Tarnino

Potrzebuję spokojniejszej chwili, ale niebawem postaram się odpowiedzieć i poprawić wszystko. 

Pozdrawiam i do zobaczenia. 

Sen jest dobry, ale książki są lepsze

Nie ma problema smiley

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Cześć!

Zanim się rozkręciło, już się skończyło. Wydaje mi się, że umiejscowienie wydarzenia w centrum małej społeczności, w dodatku mając za odkrywcę-prowodyra dziwnego wujka (którego postać jest najciekawsza w całym szorcie) jest idealnym settingiem na dłuższe opowiadanie i tajemnicę do zbadania dla Tony’ego. Tymczasem akcja zostaje spłycona do samego odkrycia technologii obcych. Wincyj, powiadam!

Pozdrawiam ;)

Zgadzam się z przedpiśćcami, proszę rozwinąć historię. Wujka chojraka trochę przytkało, więc może niech młody teraz podziała. Wygląda na to, że trochę czasu jeszcze mają ;)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Zobaczyłem tutaj długi komentarz i od razu wiedziałem, że to Tarnina ;) 

Kto wie? >;

blush

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Ja czytam z zapałem dłuugie komentarze, bo mogę się wtedy wiele nauczyć. Howgh!

OK, jest pomysł, twist zaskoczył.

Zaskoczył mnie również wujek bez wahania ładujący się z dzieciakiem do wraku. A może tam w środku jest trująca atmosfera? A może iskra właśnie dochodzi do kałuży kosmicznej benzynki? W zasadzie już obce wirusy mogą namieszać… Nie szkodzi, wchodzimy! Na żywca, bez masek, bez broni, zanim dotrze do nas, że to bez sensu.

Nie rozumiem, dlaczego wszyscy aż tak się przejmowali trawnikami i dlaczego mieliby im je poniszczyć.

Technicznie – zabrakło mi określenia, który rok panuje w historii. Ile czasu im zostało do roku produkcji robota? I fakt – nie wiemy, ile latek liczy sobie ten model.

Babska logika rządzi!

Przyjemne opowiadanie. Lekka historia, zabawnie opowiedziana. Trochę na początku skojarzyło mi się z Big Bangiem, ale poszło w inną stronę. Przygoda na wakacjach. Bohaterowie działający na spontanie. 

Czytałem w komentarzach, że miałeś wątpliwości co do tytułu, a mi się spodobał i zachęcił do przeczytania.

 

Klikam. Pozdrawiam.

Na żywca, bez masek, bez broni, zanim dotrze do nas, że to bez sensu.

To kolejna rzecz, która pasuje do konwencji gawędy i powoduje potknięcie, kiedy tekst skręca w stronę postapokalipsy.

Nie rozumiem, dlaczego wszyscy aż tak się przejmowali trawnikami i dlaczego mieliby im je poniszczyć.

Jak wyżej ^^ A stryjaszek stosuje socjotechnikę “not in my backyard”, to akurat działa.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Na wstępie przepraszam za tak długi czas bez odpowiedzi. Moja wina.

 

Tarnino. 

Melduję, że tekst poprawiłem. Kurczę, nie wiem, niektórych opisów jakoś nie potrafię lepiej napisać. Raz, że próbuję oddać sens, dwa zadbać o brzmienie i trzy nie powtórzyć słowa. Nieważne ile razy stworzę taki opis i tak nie potrafię osiągnąć tego, co chce. Stworzyłem już gdzieś z czterdzieści opowiadań i nadal mi to nie wychodzi. Jeszcze często mam problem ze wrzuceniem myśli bohatera w narrację. Dzięki za pomoc w uporządkowaniu tego i pokazaniu, co jeszcze mogę poprawić. 

Sympatyczne, ale urwane w połowie – początek każe się spodziewać przyjemnej gawędy o ekscentrycznym stryjku z małego miasteczka, który pokazuje bratankowi, o ile świat jest większy i ciekawszy, niż mu się wydaje, a tu nagle skręciłeś w stronę "wszyscy zginiemy" i do tej sympatyczności już nie wróciłeś. Szkoda. Bohaterowie są wyraźnie zarysowani i fajni, i chciałoby się tutaj jakiejś przyjaznej, optymistycznej pointy…

A to też prawda. Jakoś początek brzmi tak gawędziarsko, a później przechodzi to wszystko w takie ponure tony i chyba nie wypada to naturalnie. Na to nie zwróciłem wcześniej uwagi. A co do zakończenia, ech, myślałem, że w miarę mocno wybrzmi takie urwane. 

fabuły nie komplikowałem i poszedłem w dość proste rozwiązania wątków

Mmm, a czy przypadkiem nie zabrakło Ci pary w środku pisania? ;)

Akurat fabułę planuje przed pisaniem, ale jej tworzenie, to kolejny element, który mi nie do końca wychodzi :D 

O, to, to. Może jest robotem?

A też ciekawy pomysł :P

Jeszcze raz dzięki za tak obszerny komentarz. 

Pozdrawiam. 

 

Witaj, Żongler

Widzę dużo opinii, że jednak powinienem tę fabułę wydłużyć i pewnie fakt, tekst by na tym zyskał, ale też tak trochę napisałem go w przerwie, między jednym długim opkiem, a drugim jeszcze dłuższym. Mówię wam, ten nowy tekst, to będzie totalne arcydzieło, które najpierw podbije NF, potem zdobędzie dla mnie nagrodę Nike i przy okazji Zajdla, a na koniec Nobla i wycieczkę w czasie. Tak myślę. 

Dzięki za komentarz. 

Pozdrawiam. 

 

Cześć, Irko

Prawda, że czasu jeszcze trochę mają i może nawet świat uratują, ale tego ja już nie zdradzę. A mógłbym i pewnie byłoby lepiej. 

 

Witaj, Finklo

Zaskoczył mnie również wujek bez wahania ładujący się z dzieciakiem do wraku. A może tam w środku jest trująca atmosfera? A może iskra właśnie dochodzi do kałuży kosmicznej benzynki? W zasadzie już obce wirusy mogą namieszać… Nie szkodzi, wchodzimy! Na żywca, bez masek, bez broni, zanim dotrze do nas, że to bez sensu.

To chyba taki trochę ja: napisać, zanim dotrze, że to bez sensu. Ale nie wiem, dopóki o tym nie wspomniałaś, wydawało mi się to logiczne, chociaż nie było. Ale cieszę się, że przynajmniej jest pomysł i zaskakujący twist. 

Dzięki za zwrócenie uwagi.

Pozdrawiam.

 

Cześć, AP

Cieszę się, że tekścior wpadł w twoje gusta, a co do bohaterów działający na spontanie… Wyszły z tego pewne nielogiczności, wskazane przez Finklę, ale jeśli Ci akurat one nie przeszkadzały, to fajnie :) Będę się starał ulepszać logikę na miarę moich możliwości, które na razie ogranicza moja głupota :D 

Dzięki za komentarz. 

Pozdrawiam. 

Sen jest dobry, ale książki są lepsze

Melduję, że tekst poprawiłem.

Nieważne ile razy stworzę taki opis i tak nie potrafię osiągnąć tego, co chce.

Ano, tak to jest. Wściec się można czasami…

A co do zakończenia, ech, myślałem, że w miarę mocno wybrzmi takie urwane.

Mmm, w apokaliptycznym tekście mogłoby. Tylko tutaj apokalipsa już jest skrętem. Jakbyś najpierw otworzył pudełko "gawęda", potem umieszczone w nim pudełko "apokalipsa" – nagle zatrzaskujesz apokalipsę, a o gawędzie jakoś zapomniałeś, i w końcu wychodzi wrażenie urwania.

Akurat fabułę planuje przed pisaniem, ale jej tworzenie, to kolejny element, który mi nie do końca wychodzi :D

Znam ten ból :D

heart

Mówię wam, ten nowy tekst, to będzie totalne arcydzieło, które najpierw podbije NF, potem zdobędzie dla mnie nagrodę Nike i przy okazji Zajdla, a na koniec Nobla i wycieczkę w czasie.

Będę się starał ulepszać logikę na miarę moich możliwości, które na razie ogranicza moja głupota :D

Samo głupie działanie ze strony bohaterów nie jest niczym złym – chodzi o to,żeby miało konsekwencje, które spadną im na łeb jak statki Vogonów :) (a, i – co to jest logika, argh? https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842862 )

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Ten tekst przypomniał mi jak kilka dni temu oglądałem ponownie Terminatora jedynkę i dwójkę z dwunatoletnim synem: robot z przyszłości, w której gatunek ludzki jest wybijany (a w przypadku tego opowiadania już wybity) przez maszyny.

Oszczędnie napisane, z klarownie pokazanym pomysłem. Zgadzam się z komentarzami innych użytkowników, że podejście wujka do całego zdarzania jest zbyt beztroskie. Może historia uprawdopdobniłaby się gdyby odkrycia dokonywała grupa nastolatków?

Ogólnie opowiadania na plus, ale moim zdaniem trochę za mało na bibliotekę.

Cześć, kronos

Nastolatków jakoś nie chciałem w to pakować, ale fakt, że mogłem lepiej dopracować charakter wujka. Dzięki za przeczytanie i wskazanie wad. 

Pozdrawiam. 

Sen jest dobry, ale książki są lepsze

Hej!

 

Przeczytałem wczoraj i doklikałem biblio, bo mi się podobało :)

Początkiem mocno zaciekawiłeś, potem zrobiło się dziwnie, kiedy zaczęła się gadka o trawnikach i zacząłem podejrzewać, że meiszkańcy tej mieścinki mają jakieś pokłady trupów pod trawnikami i boją się ich odkrycia :D Ale nie, poszedłeś dalej z rakietą i na końcu walnąłeś podróżą w czasie – niby nic odkrywczego, ale i tak mi się podobało. Szczególnie implikacja słów robota o wyeliminowaniu ludzkośći dwadzieścia lat temu.

Widziałem w komentarzach zarzut, że powinieneś określić, który mamy rok, żeby to lepiej wybrzmiało, a ja twierdzę, że gdybyś podał ten rok, to tylko być spieprzył, bo to przecież nieważne – ważne, że to nastąpi, a kiedy? Niedługo. Bohater wie, ja nie muszę i to i tak działa, bo tutaj nie idzie przecież o implikację, która dotknie bohatera, tylko całą ludzkość.

Niezła robota, może nie nowatorska, ale bibliotekę kliknąłem bez jakichkolwiek głębszych rozkmin, czy warto :)

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Cześć, Outta

Cieszę się tekścior przypadł Ci do gustu. Co do pomysłu fakt, że pewnie mogłem rozwinąć nieco bardziej, bo obecnie nic nowatorskiego z tego nie wyszło, ale jeśli się i tak podoba, to git :D 

Widziałem w komentarzach zarzut, że powinieneś określić, który mamy rok, żeby to lepiej wybrzmiało, a ja twierdzę, że gdybyś podał ten rok, to tylko być spieprzył, bo to przecież nieważne – ważne, że to nastąpi, a kiedy? Niedługo. Bohater wie, ja nie muszę i to i tak działa, bo tutaj nie idzie przecież o implikację, która dotknie bohatera, tylko całą ludzkość.

To tu się zgadzamy. Jakoś tak bardziej mi pasowało niedookreślanie. 

Dzięki za komentarz i doklikanie do biblioteki. 

Pozdrawiam. 

Sen jest dobry, ale książki są lepsze

Nowa Fantastyka