
Marcel zjeżdżając windą na trzecie piętro nie bał się ducha z mieszkania numer 25. Nic w tym dziwnego. Osoba, którą zjawa była za życia, nie budziła niczyjego strachu. Starego pana Męckiego uznawano za jednostkę nijaką, bojaźliwą i otępiałą. Takiej opinii sprzyjał wygląd przygnębionej żaby z wyłupiastym spojrzeniem. Od momentu śmierci swojego ostatniego znajomego z czasów studiów, z którym czasem spotykał się na ławce pod blokiem, spędzał dnie na oglądaniu kanałów telewizji religijnych, z przerwami na modlitwę. Rodzina przeważnie nie dostrzegała jego istnienia. Nawiedzone mieszkanie należało do pani Męckiej – otyłej staruszki z mocno przerzedzonymi włosami i wyrazem twarzy wiecznego obrzydzenia. „Nawiedzone” to raczej niewłaściwe słowo. Jest ono naznaczone lękiem. Państwo Męccy przed emeryturą pracowali jako nauczyciele w liceum, on uczył historii, ona polskiego. Wykonywali swój zawód od lat sześćdziesiątych do końca dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku.
Pan Męcki jednego dnia się potknął, drugiego pogotowie odwiozło go z powrotem ze szpitala do domu, trzeciego zmarł – szybko, nie sprawiając większych kłopotów. Pogrzeb odbył się w mroźny grudniowy czwartek.
W piątek rano Męcka po dźwignięciu swojego cielska z łóżka, w różowym szlafroku ruszyła do kuchni nie odrywając kapci od podłogi. Tam czekały na nią przygotowany talerz, sztućce, masło, biały ser w kubełku i nieudolnie ukrojone kromki chleba. Nie pamiętała by przygotowała ten zestaw przed pójściem spać. Myśl o własnej demencji sprawiła, że cały piątek przesiedziała w kuchni, myśląc o własnej śmierci. Podobne sytuacje powtarzały się codziennie rano – kurz, który planowała zetrzeć z półek z książkami jednego dnia, po nocy znikał, donice zamienione w małe jeziorka z kwiatkiem w środku, jakby ktoś próbując je podlać nalał za dużo wody, pozmywane naczynia, kosztem zalanego blatu i kałuży pod zlewem, odkamienione szyby prysznica z unoszącym się w łazience przez cały dzień kwaśnym alkoholowym zapachem detergentu, umyte z plam po gotowaniu płyty gazowe, poprzekładane ubrania w garderobie. Raz nad ranem obudził ją odgłos gotującej się wody w czajniku.
Takie powtarzające się codziennie sytuacje sprowokowały panią Męcką by udać się do osiedlowej przychodni. Lekarz rodzinny przepisał skierowanie do specjalisty. Pielęgniarka w okienku, umówiła wizytę do neurologa. Miała odbyć się za pięć miesięcy. Przez ten czas pani Męcka, nauczyła się żyć z porannymi niespodziankami. Została przyjęta po czterech miesiącach, kilku pacjentów czekających na wizytę umarło lub zaginęło z uwagi na postępujące problemy z pamięcią. Po przeprowadzeniu zleconych badań była pewna swojego zdrowia. Wyniki tomografii komputerowej i rezonansu magnetycznego w normie. Mózg w formie. Dziwne sytuacje mogły tłumaczyć: obecność ducha, lub ciche zakradanie się kogoś w do jej mieszkania. Wystarczyła jedna nieprzespana noc by wyeliminować drugie wyjaśnienie.
W trakcie pierwszego obiadu rodzinnego, po odebraniu wyników, położyła spięty plik kartek na stole obok wazy z zupą. Gdy opowiadała o swoich poranno-nocnych doświadczeniach, trzymała na nim palec, którym stukała o kartki za każdym razem, gdy chciała przypomnieć, że jej mózg wciąż jest sprawny. Dwóch synów, żona jednego z nich, jedna córka i trzy wnuczęta słuchało w milczeniu. Po tym jak po raz ósmy Męcka powtórzyła, że jest zdrowa, jakby najbardziej chciała przekonać do tego samą siebie, skończyła zdaniem:
– Duch, nie ma innego wyjaśnienia.
– A znikają ci jakieś przedmioty? – zapytał straszy z synów.
– Nie zauważyłam tego, zmieniają tylko miejsca. Jakby ktoś próbował robić mi na złość.
Mimo wątpliwości synów, co do jakości badania wyrażanych uszczypliwymi żartami, ustalono, że musi być to duch starego Męckiego. Zbiorowe przekonanie, że to on trochę ich wszystkich uspokoiło. W końcu była to najmniej groźna osoba jaką znali. Męcka sama przyznała, że nauczyła się żyć z duchem, przyzwyczaiła się do jego „złośliwości”.
Mając z tyłu głowy tożsamość zjawy, Marcel nie czuł strachu a raczej ulgę, że może oddalić się od rodziców, babci, kuzynów, kuzynek, ciotek, wujków, którzy razem ledwo mieścili się w pokoju gościnnym siostry ojca. Nic do nich nie czuł i nie starał się tego zmienić. Wrócił na przerwę zimową ze studiów do rodziców. Na początku stycznia babcia od strony ojca obchodziła osiemdziesiąte urodziny. Ciotka postanowiła wyprawić przyjęcie u siebie. Zaprosiła całą rodzinę. Po tym jak po raz trzeci zwątpiono w to czy znajdzie pracę po polonistyce, powiedział, że jeśli jeszcze raz ktoś poruszy ten temat wyskoczy przez okno. Kiedy jego kumple z liceum upijali się w jakimś pubie on musiał siedzieć w za małej białej koszuli, z przepoconymi pachami, obok śmierdzącej starością ciotki, w mieszkaniu-klatce. Prawie poczuł szczęście – uczucia, którego nie doświadczył od ostatnich kilku lat – kiedy okazało się, że bardzo musi skorzystać z ubikacji, a spłuczka w sedesie właśnie się zepsuła. Musiał zejść na dół do mieszkania babci.
Winda z hukiem zatrzymała się na trzecim piętrze. Otworzył żółte drzwi poobklejane naklejkami drużyny Łódź Widzew. Z kieszeni jeansów wyjął skórzaną sakiewkę na klucze. Wszedł do mieszkania. Spokój, cisza, nareszcie był sam. Idąc wąskim korytarzem, minął sypialnię dziadków. Na jego końcu znajdowały się drzwi ubikacja.
Po dość długiej chwili siedzenia na sedesie ocknął się z hipnozy ekranu smartfona. Wstał, zapiął spodnie, umył ręce. Wrócił do przedpokoju. Pół metra od drzwi wejściowych zatrzymał się w pasie światła wpadającego do holu, przez okno na końcu otwartej sypialni. Spojrzał w prawo. Łóżko dziadka zabrano, na jego miejsce wstawiono przykryty koronkowym obrusem stoliczek, na nim portret zmarłego z obrazkiem matki boskiej, opartym o wąski wazon z jednym żonkilem w środku. Cisza.
Tak naprawdę nie znał mężczyzny z fotografii. Nigdy nie porozmawiali dłużej niż pięć minut. Nawet te, krótkie wymiany zdań, kiedy raz na pół roku dzwonił do Marcela ciężko nazwać rozmową. Zadawał parę pytań o szkołę, kolegów, pracę domową…
„A jak tam z historii ci idzie?”
„Całkiem dobrze.”
„A masz dużo kolegów?”
„Mhm.”
„Nie jednej koleżance pewnie zawróciłeś w głowie co? HeHe.”
„No tak, mhm.”
Zwykle po kilku minutach takiej wymiany pytań i przytakiwań, w tle słyszał krzyki babci.
„Daj chłopakowi spokój, bo przecież musi się uczyć i ma dużo roboty, a ty mu jak zwykle tylko przeszkadzasz.”
„No dobrze, dobrze. Ale nie krzycz na mnie.”
Niedługo potem dziadek się rozłączał. Na przyjęciach w ogóle nie rozmawiali. Tym bardziej, że staruszek prezentował inny punkt widzenia na kwestie polityczne niż reszta rodziny. W trakcie spotkań Męckich poświęcano im dużo czasu. Zwykle wypowiedzenie własnego zdania wykluczało go z rozmowy, jako starego ogłupiałego wariata. Trzy lata przed śmiercią, kiedy rzeczywiście był już otępiały i pogłębiła się u niego wada wzroku, kuzynka mieszkająca dwa piętra wyżej, wykorzystała jego stan by wskazać mu „właściwych” kandydatów na listach w wyborach parlamentarnych. Marcel wiedział o tym bo słyszał jak chwaliła się tym jego matce. We trójkę z ciotką, kiwając głowami wyraziły pochwałę dla odebrania staruszkowi ostatniej sfery, w której mógł podjąć własną decyzje.
Teraz patrzył na czarno-białe zdjęcie, przypominający portret aparatczyka partyjnego z czasów PRL. W wieku dwunastu lat „miał fazę” na poznanie historii swojej rodziny. Kiedy zapytał ojca o przeszłość dziadka, usłyszał tylko, że ten był nauczycielem historii, lubił pić i był raczej kiepskim ojcem. Raz zwolnił go wcześniej ze szkoły by mogli pójść razem do kina na pierwszego Terminatora – to jedyne pozytywne wspomnienie jakie z nim wiązał. Poza tym powiedział, że życie dziadka było nudne i mało w nim rzeczy, które mogły zainteresować dwunastolatka. Marcel planował sam go wypytać o jego przeszłość, ale „faza” na poznawanie swoich korzeni, minęła mu przed najbliższym rodzinnym obiadem.
Na biurku pod oknem leżała książka z czarną okładką, bez tytułu. Przeszedł między stoliczkiem a łóżkiem babci. Podniósł ją by przeczytać tytuł na grzbiecie.
BIBLIA
dziecięcy strach / potrzeba ukrycia się / oszalały od alkoholu ojciec rozbija o ścianę kuchni puste butelki wyjmowane z drewnianej skrzyni / coś krzyczy
Marcel wypuścił ją z ręki. Co się właśnie stało? Chwycił Biblię raz jeszcze. Nic. Zdawało mu się? Wszystko co przed chwilą czuł, było takie żywe. To stare wydanie Pisma Świętego też było w tej scenie. Tak… Chyba na półce nad piecem. Czy to wspomnienie? Dlaczego myślał, że ten człowiek jest ojcem? Czyim ojcem? Stał chwile bez ruchu. Spojrzał w prawo na cienką biblioteczkę ustawioną przy ścianie wzdłuż okna. Wahał się chwilę, aż powoli wysunął rękę by dotknąć grzbietu książki znajdującej się na wysokości oczu.
Władimir Majakowski Dzieła zebrane
smutek / żal / oddanie ulubionej amerykańskiej kurtki za tanio kupiony garnitur od szewca na zapleczu zakładu / odebranie w nim świadectwa dojrzałości w szarej sali gimnastycznej razem z książką / zbiorem dzieł Władimira Majakowskiego
Marcel przesuwał dłoń z grzbietu na grzbiet.
CZESŁAW MIŁOSZ Dolina Issy
lęk / upokorzenie / stanie nago w ciemnej celi / pobicie przez dwóch mężczyzn w szaro-niebieskich mundurach / trzeci stoi za nimi wskazując na cienką książkę trzymaną w dłoni
LEŚMIAN Napój cienisty
lęk / panika / płacz / krzyk / trzech żołnierzy w szarych mundurach odrywających małe dziecięce ciałko od matki na ulicy w środku dnia / oficer w czarnym mundurze / bufoniastych spodniach / wysokich do kolan oficerkach / odpędza zgraję
CHARLIE CHAPLIN Autobiografia
zmęczenie / frustracja / wstyd podczas słuchania krzyków żony gdy zauważyła, że kwiatki w mieszkaniu umierają od zbyt częstego podlewania
Maksim Gorki MATKA
strach / okrzyki propagandzisty / zbieranie ziemniaków na polu / pobicie przez kolegów w pobliskim lasku
M. FALSKI ELEMENTARZ
upokorzenie przy biciu linijką po wnętrzu dłoni / klasa patrzy / na tablicy koślawy napis ZA PISANIE LEWĄ RĘKĄ
Arthur Conan Doyle The Adventures of Sherlock Holmes
wstyd / brak znajomości angielskiego / kuzyni potrafią mówić w zachodnich językach / ich ojciec jest wysoko postawiony w partii / jeździ na delegacje
Smutek, strach, frustracja, wstyd. Przesuwał dłonią z grzbietu na grzbiet. Nie… to niemożliwe. Musiało też być coś jeszcze. Kucnął wraz z dotykaniem książek na co raz niższych półkach. Różne sytuacje, różne etapy życia, wciąż te same emocje.
Jest! Tuż przy podłodze.
GOETHE FAUST Klassiker der deutschen Literatur
radość / spokój / słodycz / wolność młodości w spojrzeniu pięknej Niemki / duże niebieskie oczy / w biegu przez szare ulice miasta / gdzieś w oddali mur / zasieki / szlabany / wieżyczki
Trzymałby całe życie tę książkę i napawał się jej słodyczą, gdyby wszystkie wrażenia nagle nie ustały. Siedział otępiały na podłodze. Otrząsnął się. Odłożył ją na półkę. Wstał. Obrót żonkila w wazonie.
Marcel padł na podłogę, nie mogąc znieść nagłego bólu kości i mięśni. Myślał, że pulsowanie rozsadzi mu głowę. Skulił się. Chciał krzyczeć, ale coś sparaliżowało mu głos. Otworzył usta, nie wydając nawet najcichszego pisku. Skurcze mięśni, jakby przynajmniej cztery osoby okładały go kijami po całym ciel. Na polikach łzy. Słowa, uczucia, obrazy, myśli wszystko kołtuniło się w brzuchu. Formowało kulę. Przesuwała się co raz wyżej, rozpychając się w jelitach, a potem w żołądku. Nadal rosnąc, rozciągała łopatki gdy przechodziła przez przełyk. Bał się, że zaraz pękną. Gdy doszła do ust zaczął wymiotować. Wypływały z niego litry jasnozielonej mazi. Szybko wypełniła powierzchnię podłogi całego mieszkania. Jej poziom wciąż rósł, aż przykryła kupkę cierpienia, w którą zamienił się chłopak.
Leżał skulony na podłodze. Głowę wypełniał płaski ocean myśli. Wstał. Otrzepał swoją suchą koszulę z drobinek kurzu. Ostatni raz spojrzał na biblioteczkę przy biurku. Wszystko pamiętał, choć czuł silne przekonanie, że nie musi już o tym myśleć. To było. Mógł odejść, mając w sobie więcej niż siebie. Wyszedł z mieszkania numer 25. Wjechał windą na piąte piętro. Przyjęcie trwało w najlepsze. Usiadł między ciotką a ojcem. Pierwszy raz poczuł, że przy stole na rodzinnym przyjęciu, jest dla niego wystarczająca miejsca i chcąc się zmieścić nie musi ściągać łopatek.
W nocy, duch się już nie pojawił, ani w żadną następną.
Dzień dobry Franku,
najpierw uwagi:
Jest ono naznaczone lekiem
Miało być lękiem? Czy nawiązujesz do charakterystycznego zapachu, jaki w mieszkaniu seniorów mógł powstać od wieloletniego używania leków? Różnych kropli, maści, i tak dalej?
spędzał dnie na oglądaniu kanałów telewizji religijnych
Jezu! To ich jest więcej?
Miała ona odbyć się za pięć miesięcy
Wyrzuciłbym: ona
Mając to z tyłu głowy Marcel
Ale właściwie co? Informację, kim jest duch?
W nocy tego dnia
Wyrzuciłbym: tego dnia.
Zauważyłem brak bardzo, bardzo wielu przecinków. Pewnie o tym przeczytasz w kolejnych recenzjach.
Pomysł na opowiadanie na pewno jest ciekawy. Nie od dziś wiadomo, że kontakt z literaturą potrafi zmienić człowieka, a rodzina bywa tłem dla niejednego horroru.
Scenka przedstawiająca rodzinę Marcela wydaje mi się najlepsza literacko. No i opisy emocji towarzyszących sięganiu po każdą z książek są dobrze napisane.
Tytuł z całą pewnością przyciąga czytelnika. Zobaczyłem “Berlin” i od razu chciałem przeczytać. Ale może tylko ja tak mam?
Historia ciekawa, fajne opisy i spostrzeżenia. Pewnie mogłaby być nieco lepiej napisana, ale jest ok, nie żałuję, że przeczytałem. Przecinki natomiast powinny zacząć Cię straszyć po nocach! :)
Dziękuję i pozdrawiam.
“Kiedy ludzie mówią ci, że coś jest nie tak albo im się nie podoba, prawie zawsze mają rację. Kiedy mówią ci, co dokładnie według nich jest źle i jak to naprawić, prawie zawsze się mylą”. Neil Gaiman
Dziękuję za pozytywną opinię. Bardzo mi miło. Dziękuję, również za wymienienie dostrzeżonych błędów. Już je poprawiłem. Zwrócę jeszcze uwagę na przecinki.
Pozdrawiam.
Jan Wieloch
Cześć. Dobre opowiadanie, wzruszające. Temat wyobcowania młodego pokolenia, nie mogącej się wypowiedzieć starości jest bardzo ładnie ujęty. Pomysł przekazania przeżyć przez książki jest bardzo udany, choć dobór literatury wydaje się dość przypadkowy.
Zauważyłem kilka literówek:
że jeśli jaszcze raz
Skurzaną – skórzaną
kuzynka mieszkające dwa piętra wyżej, wykorzystały
Niezgodna liczba
Pozdrawiam
Dziękuję za pozytywną recenzję. Niezmiernie mi miło. Dziękuję też za wskazanie dostrzeżonych błędów. Już je poprawiłem.
Jan Wieloch
Nie wiem, czy wszystko należycie zrozumiałam, bo jakoś nie mogę pojąć postawy Marcela, który tak po prawdzie nie znał i chyba lekceważył dziadka, że o reszcie bliskich nie wspomnę, a jednocześnie uczestniczył w rodzinnych obiadach i innych przyjęciach. Rozumiem, że różnica pokoleń, że dzisiaj młodzież żyje inaczej i inaczej widzi świat, ale cóż… Do mnie opowiadanie nie przymówiło.
Wykonanie pozostawia wiele do życzenia.
…wygląd przygnębionej żaby z wyłupiastym spojrzeniem. → Wyłupiaste mogą być oczy, nie spojrzenie.
Proponuję: …wygląd przygnębionej żaby z wyłupiastymi oczyma.
…i wyrazem twarzy wiecznego obrzydzenia. → …i wyrazem wiecznego obrzydzenia na twarzy.
Wykonywali swój zawód… → Zbędny zaimek – czy wykonywaliby cudzy zawód?
Proponuję: Pracowali w zawodzie…
Męcka po dźwignięciu swojego cielska z łóżka… → Zbędny zaimek.
…jedna córka i trzy wnuczęta słuchało w milczeniu. → …jedna córka i troje wnucząt/ trzech wnuczków/ trzy wnuczki słuchało w milczeniu.
– A znikają ci jakieś przedmioty? – zapytał straszy z synów. → Literówka – bardzo ładna w opowieści z duchem. ;)
…drzwi poobklejane naklejkami drużyny… → Nie brzmi to najlepiej.
Proponuję: …drzwi upstrzone naklejkami drużyny…
Z kieszeni jeansów wyjął… → Z kieszeni dzinsów wyjął…
Używamy pisowni spolszczonej.
Na jego końcu znajdowały się drzwi ubikacja. → Pewnie miało być: Na końcu znajdowały się drzwi do ubikacji.
…portret zmarłego z obrazkiem matki boskiej… → …portret zmarłego z obrazkiem Matki Boskiej…
Nawet te, krótkie wymiany zdań, kiedy raz na pół roku dzwonił do Marcela ciężko nazwać rozmową. → Nawet tę krótką wymianę zdań, kiedy raz na pół roku dzwonił do Marcela, trudno nazwać rozmową.
https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Ciezko-a-trudno;19058.html
„Całkiem dobrze.” → „Całkiem dobrze”.
Kropkę stawiamy po zamknięciu cudzysłowu. Ten błąd pojawia się kilkakrotnie także w dalszej części opowiadania.
Teraz patrzył na czarno-białe zdjęcie, przypominający portret… → Teraz patrzył na czarno-białe zdjęcie, przypominające portret…
…pójść razem do kina na pierwszego Terminatora… → …pójść razem do kina na pierwszego „Terminatora”/ Terminatora…
Tytuły ujmujemy w cudzysłów lub zapisujemy kursywą. Uwaga dotyczy także tytułów dzieł pojawiających się w dalszej części tekstu.
Stał chwile bez ruchu. → Literówka.
…na cienką biblioteczkę ustawioną przy ścianie wzdłuż okna. → Raczej: …na wąską biblioteczkę ustawioną przy ścianie obok okna.
Czy biblioteczka mogła być ustawiona w poprzek okna?
…dwóch mężczyzn w szaro-niebieskich mundurach… → dwóch mężczyzn w szaroniebieskich mundurach…
…wskazując na cienką książkę trzymaną w dłoni… → …wskazując cienką książkę trzymaną w dłoni…
Wskazujemy coś, nie na coś.
oficer w czarnym mundurze / bufoniastych spodniach → Pewnie miało być: oficer w czarnym mundurze / bufiastych spodniach…
Sprawdź znaczenie słów bufoniasty i bufiasty.
Kucnął wraz z dotykaniem książek na co raz niższych półkach. → Obawiam się, że dotykanie nie kucało.
Proponuję: Kucnął, dotykając książek na coraz niższych półkach.
Chciał krzyczeć, ale coś sparaliżowało mu głos. → Zbędny zaimek.
…okładały go kijami po całym ciel. → Literówka.
Przesuwała się co raz wyżej… → Przesuwała się coraz wyżej…
Otrzepał swoją suchą koszulę z drobinek kurzu. → Zbędny zaimek.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Z kieszeni jeansów wyjął… → Z kieszeni dzinnsów wyjął…
Dałbym: dżinnsów – byłoby bardziej zgodne z duchem opowieści. :)
“Kiedy ludzie mówią ci, że coś jest nie tak albo im się nie podoba, prawie zawsze mają rację. Kiedy mówią ci, co dokładnie według nich jest źle i jak to naprawić, prawie zawsze się mylą”. Neil Gaiman
regulatorzy dziękuję za opinię i wymienione błędy. Andyql dziękuję za dodatkową uwagę, chyba rzeczywiście będzie to bardziej zgodne z duchem opowieści.
Jan Wieloch
Bardzo proszę, FrankuWielochu20.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Witaj. Przeczytałem z zainteresowaniem. Pomysł przeniknięcia ducha dziadka do ciała Marcela poprzez literaturę oryginalny i zasługujący na pochwałę. Gorzej niestety z wykonaniem. Dużo błędów. Fajnie gdybyś przysiadł jeszcze nad tekstem i go doszlifował. Pozdrawiam
Cześć, mój komentarz nie będzie długi, ale sądzę, że dotknie sedna. Tekst wydaje mi się ciekawy i wciągający, buduje napięcie, mogę sobie łatwo wyobrazić opisywane sytuacje. Trochę mi przypomniał klimat “Domofonu” Zygmunta Miłoszewskiego.
Jednak wykonanie nie tylko pozostawia wiele do życzenia, ale wykazuje brak elementarnych cech poprawnie napisanego tekstu pod względem formalnym. Co z tego, że napięcie buduje się fajnie, skoro człowiekowi trudno nie zauważyć usterek związanych z interpunkcją i konstrukcją zdań. To jest do wypracowania.
Wypisałem sobie dwa zdania:
Myśl o własnej demencji sprawiła, że cały piątek przesiedziała w kuchni, myśląc o własnej śmierci.
Coś mi tu nie zagrało. Niby dobrze napisane, ale myśl powodująca myśl nie brzmi jak coś pasującego do tego opowiadania pod względem narracji.
Podobne sytuacje powtarzały się codziennie rano – kurz, który planowała zetrzeć z półek z książkami jednego dnia, po nocy znikał, donice zamienione w małe jeziorka z kwiatkiem w środku, jakby ktoś próbując je podlać nalał za dużo wody, pozmywane naczynia, kosztem zalanego blatu i kałuży pod zlewem, odkamienione szyby prysznica z unoszącym się w łazience przez cały dzień kwaśnym alkoholowym zapachem detergentu, umyte z plam po gotowaniu płyty gazowe, poprzekładane ubrania w garderobie
Już teraz proponuję wydrukować i oprawić. Może kiedyś wszyscy będziemy się z tego śmiali ;)
Podsumowując. Nie wypisywałem zdań z błędami do poprawek, bo wydaje mi się, że potrzeba tu całej pracy nad formalną stroną pisarską. Natomiast sama opowieść i świat, wciągają na tyle, że poprawa tego jak tekst został napisany, zmieni drastycznie całościowy odbiór. Na dobre.
Artystom więcej, szybko!