- Opowiadanie: jana_lekstan - Jam jest Malleus Maleficarum

Jam jest Malleus Maleficarum

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Jam jest Malleus Maleficarum

 

Urodziłem się do góry nogami z pępowiną dwukrotnie okręconą wokół lewej kostki. Nawet to mnie nie zatrzymało. Bóg mnie chronił i chroni nadal.

Nie powstrzymali mnie. Ani wtedy, ani potem… Bóg czuwa nade mną. Bóg widzi, Bóg wie.

Nie były dla mnie miłe, te dziewczyny… I on wie, że robię dobrze. On jest sędzią sprawiedliwym, a ja jego ręce.

W szkole tamci mi dokuczali. Ale to normalne, chłopcy tak mają. Bijemy się. To natura. Mamy to we krwi. Za to one… Wyniesione na ołtarze kurwy. Od nich bije fałsz. To ich szatan kusił i skusił, a potem one Adama… 

One stały z boku i patrzyły. Zupełnie jak matka, kiedy tato tłukł mnie kablem.

Ale on był chory. To alkohol bił, a nie on. Dlatego ja nigdy nie pije. Alkohol to zło. Zło wcielone.

Kiedy się budził z amoku – przepraszał. Mówił, że kocha, tylko mu w głowie czasem tak głośno od myśli, że musi się napić i wtedy… znika. I pojawia się ktoś inny i to on sięga po kabel… Tato umarł trzy lata temu, nie dożył mojej osiemnastki… Umarł w lutym. Dwa tygodnie dłużej by poczekał i by dożył, ale musiał już iść… Bóg zawezwał go do siebie. Mnie też czasem woła.

“Przepraszam cię synku” – tulił mnie do siebie tatko, tak mocno ściskał, prawie dusił. Do dziś czuję jego łzy na moim karku.

Matka jest zdrowa, powinna wiedzieć. Ona nie bije, ale wbija mi słowa do głowy jak gwoździe wbiły Jezusa Chrystusa Pana naszego do krzyża… Umierał tam, jak ja umieram, przybity przez nią.

Słyszę te głosy nawet, kiedy walę głową o ścianę. To kiedyś pomagało. Dziś pomaga tylko kiedy je dusze…

Ten moment, kiedy zamykam ich mordy, żeby nie słyszeć ich krzyku… Zaciskam kabel na ich szyi i widzę jak życie wychodzi przez ich oczy… Wtedy na chwilę ten szum w mojej głowie, głosy… Cichną.

“Jesteś taki nieudacznik jak twój ojciec”, “Wszystko przez was straciłam”, “Dla ciebie z nim jestem, dla ciebie z nim zostałam. Wszystko poświęciłam”, “Tak bardzo go kocham… Tylko śmierć nas rozdzieli, tylko Bóg zdecyduje i powie mi kiedy odejść… Co Bóg złączył… Wtedy zostawię i ciebie i będę mieć święty spokój”.

 

Kiedy byłem mały bardzo bałem się wracać do domu.

Miałem osiem lat, kiedy pierwszy raz wezwałem karetkę. Gdyby lekcje wyjątkowo nie skończyły się wcześniej i nie zobaczyłbym jej w kałuży krwi, pociętej, może wtedy by odeszła. Bez ostrzeżenia.

Nigdy nie zapomnę bólu gorącego żelazka na plecach. Uderzył mnie nim, po tym już jak podałem adres, więc karetka zabrała ją, a policja mnie. Zawieźli mnie na ostry dyżur. Pamiętam kolejkę… Pamiętam czekanie…

Jacyś ludzie nam wtedy pomogli; ktoś wynajął nam tanio mieszkanie, jakiś wujek je wyremontował. Jakaś ciotka dała stare meble. Przez kilka miesięcy było spokojnie, ale potem kazała mi wracać. Powiedziała, że ojca się nie wybiera, że nikt ich nie wybiera i dzieci muszą być z ojcem. Nie chciałem wracać… Teraz nie pamiętam czemu, bo to ona jest zimna. Całkiem zimna, jak one.

 

Ojciec często powtarzał, że kocha; od niej nigdy tego nie usłyszałem… Za to wiem, że próbowała mnie usunąć. Może dlatego urodziłem się za wcześnie. Miałem przyjść na świat w kwietniu, wyszedłem z niej w lutym. Może próbowała mnie udusić… tą pępowiną… Nie udało się suko.

Bóg widzi i wie. Uratował mnie, abym czyścił ten świat z takich jak ona… Z takich co kuszą uśmiechem, a potem śmieją się w twarz.

Matka miała warzywny stragan w sąsiednim miasteczku. W każdą targową środę i sobotę pomagałem jej zapakować i wypakować towar. W każde wakacje wolne od szkoły, pomagałem jej w polu. Ojca albo nie było albo spał w kącie. Biedny. Próbował się leczyć tą wódką i go zabiła w końcu, a matka nic nie zrobiła, żeby mu pomóc.

Matka mawiała, że taka miłość jak jej do ojca zdarza się raz na milion. Że Bóg ją pokarał tym jak bardzo go kocha i pokarał ją mną.

Moja pierwsza miłość miała na imię Alina. Miała kruczoczarne włosy, czekoladowe oczy, a kiedy wchodziłem do sklepu na naszej wiosce, zawsze obdarzała mnie najpiękniejszym uśmiechem równych perłowych zębów.

– Dziś chyba ostatni dzień ładnego lata – rzuciła do mnie raz skanując paczkę papierosów, którą miałem na liście zakupów

– Oby. Zmęczony jestem. Już bym do szkoły wrócił. – pot mi kapał z czoła. Serce łomotało, kiedy tak mówiła do mnie słodko, flirtowała… Ciekawe czy z innymi też tak robiła?

– Lubisz się uczyć?

– Czytać. Uczyć to średnio. – skłamałem. Nic co w szkole się działo nie było ciekawe, ale miałem wymówkę, żeby nie pracować w domu. Dziewczyny lubią jak chłopak lubi czytać. Myślą, że to romantyczne. Tak słyszałem, chyba w jakimś filmie…

– Ja wolę pracować. – odparła skanując resztę zakupów. Uniosła prawy kącik ust w lekkim uśmiechu. Miała bardzo ładne dłonie. Nie było po nich widać, żeby dużo pracowała. Jej rodzice mieli największy dom we wsi i jeździł do niej taki jeden goguś golfem srebrnym. Ale… Ona go chyba nie chciała. W końcu, gdyby wtedy się nie pokłócili w tym golfie, w środku lasu. I by nie wyszła, to mnie by nie znalazła. Musiała wiedzieć, że ich śledziłem i że obserwuje. Musiała wiedzieć i wyszła do mnie.

– Masz fajną pracę. Sama przyjemność tak stać. I tylko podawać jedzenie i… czekoladę… – zawsze dodawała mi czekoladę do zakupów. Po tym poznałem, że mnie kocha.

– Tak myślisz?

– Wolałbym to niż w taki dzień znów zwozić z pola truskawki.

– Zróbmy tak. Ja kiedyś pójdę pozbierać za ciebie co tam trzeba z pola, a ty przyjdziesz za mnie tu popracować.

– Myślisz, że twoi rodzice się zgodzą?

Uśmiechnęła się.

– Sto dwadzieścia.

– O rany, tak dużo?

– Masz dwie paczki papierosów na liście.

– Dla ojca.

– To może je wymienić na tytoń, który zawsze pali? Tu masz napisane Chesterfieldy.

Znów ten uśmiech. I oko do mnie puściła. Wiedziała, że to nie dla niego. Lubiła być okłamywana, a może tylko lubiła, kiedy ja kłamie?

– Dorzucę ci czekoladę. Są przeterminowane, więc nie możemy już ich sprzedawać.

Lubiła mnie, bardzo. Dlatego jej głowę trzymam w specjalnym słoiku. Lubię patrzeć na ten uśmiech. Pomaga mi szczególnie, kiedy muszę myć matkę. Oglądać gołą. Staram się nie patrzeć.

Po śmierci ojca matka całkiem się załamała. Kliniczna depresja – tak mówią lekarze, ale ja wiem, że to Bóg ją pokarał. 

Kto by powiedział, że tak ją przy życiu trzyma jego bicie kablem. A może to ta miłość, którą jej dawał, kiedy nie pił, płakał i przepraszał?

Nigdy mi tego nie powie, a ja nigdy jej nie zapytam, bo nienawidzę tej kurwy, ale nie zostawię. Będę jej wbijał do głowy, jak ona mnie, że to przez nią na studia nie wyjechałem; że przez nią dziewczyny żadnej do domu nie mogę przyprowadzić… Chociaż chcą mnie. Bardzo. Obiecują, że wszystko dla mnie zrobią… Lubię, kiedy mnie błagają. Proszą, żebym wszystko z nimi zrobił tylko nie zabijał. Ale ja nie robię, nie mógłbym tak bez ślubu. Kurwy. Tfu!

Matki nie zostawię i nigdy nie uderzę. To w końcu matka. Dała mi życie. Bóg by mi nie darował. Matka jest tyko jedna, a tych innych kurew, co się po lesie szlajają… innych mogę mieć ile bądź. Ile Bóg skieruje na moją ścieżkę. 

 

Koniec

Komentarze

Cześć jana,

 

Urodziłem się do góry nogami z pępowiną dwukrotnie okręconą wokół lewej kostki. Nawet to mnie nie zatrzymało. Bóg mnie chronił i chroni nadal.

Wielki plus za Pierwsze Zdanie. Tytuł też ok, jeśli masz pod ręką Google Latinae. :)

 

On jest sędzią sprawiedliwym, a ja jego ręce.

Trochę nie bardzo, nawet jeśli to podniosły, archaiczny język. Co powiesz na: … a ja jego dłońmi?

Dziś pomaga tylko kiedy je dusze…

Pewnie brakuje Ci ogonka w “duszę”, ale zostawiłbym dusze → Dziś pomaga tylko, kiedy ich dusze… Takie niedopowiedzenie sugerujące, że zabija te złe kobiety. W taki czy inny sposób. Bo zaraz potem opisujesz to ze szczegółami .

Że Bóg ją pokarał tym jak bardzo go kocha i pokarał ją mną.

No niby ok, powtórzenie to nie zawsze grzech. Ale bym tu nieco pokombinował.

 

więc karetka zabrała ją, a policja mnie. Zawieźli mnie na ostry dyżur.

A dlaczego nie karetka? Ok, być może drugiej nie było. To ma sens.

 

W każde wakacje wolne od szkoły

A są inne?

 

obdarzała mnie najpiękniejszym uśmiechem równych perłowych zębów.

Tutaj bym coś zmienił, bo uśmiech zębów nieco mi się gryzie.

 

Dziewczyny lubią jak chłopak lubi czytać.

Chłopak nie lubi czytać takich zdań, popraw.

 

zawsze dodawała mi czekoladę do zakupów. Po tym poznałem, że mnie kocha.

No i mam dowód, że z moją żoną jednak coś nie tak. Kiedy rzucam czekoladę do sklepowego koszyka, ta zawsze gdzieś znika po drodze do kasy. :/

 

… Są przeterminowane, więc nie możemy już ich sprzedawać.

Chyba, że tak! Bo już myślałem, że się nam pojawił element fantastyczny.

 

Kto by powiedział, że tak ją przy życiu trzyma jego bicie kablem

Zmieniłbym na: Kto by powiedział, że tak ją przy życiu trzymało bicie kablem. Bo mężuś, zdaje się, nie żyje.

 

Smutne. Dołujące. I na pewno brakuje przecinków.

 

“Kiedy ludzie mówią ci, że coś jest nie tak albo im się nie podoba, prawie zawsze mają rację. Kiedy mówią ci, co dokładnie według nich jest źle i jak to naprawić, prawie zawsze się mylą”. Neil Gaiman

Cześć jana,

 

Urodziłem się do góry nogami

A nie tak się dzieci właśnie powinny rodzić? Głową w dół.

 

Uderzył mnie nim, po tym już jak podałem adres,

Napisałabym “po tym jak już podałem adres”

 

– Oby. Zmęczony jestem. Już bym do szkoły wrócił. – pot mi kapał z czoła.

Pot z dużej.

 

Uczyć to średnio. – skłamałem.

A tu kropki nie trzeba. Chyba jeszcze kilka błędów w dialogach by się znalazło.

 

Uniosła prawy kącik ust w lekkim uśmiechu.

Krzywo jakoś się uśmiecha ;) Ja bym napisała, że uniosła kąciki ust.

 

a może tylko lubiła, kiedy ja kłamie?

Zjadło ogonek w kłamię.

 

Opowiadanie zacne, mocne jak podwójne espresso. Szczególnie przedostatni akapit. I ogromnie przygnębiające. Fajny język dopasowany do narratora/bohatera. Fajnie budowane napięcie. Nie wiem, jak to o mnie świadczy, gdy powiem, że mi się podobało, ale mi się podobało.

 

A tak w ogóle jestem tu nowa, nie wiem, czy jest jakiś wątek powitalny, więc skorzystam z pierwszego komentarza, żeby powiedzieć “Cześć”.

Sugestywne opowiadanie. Bohater napisany w sposób dość przewidywalny, ale przekonujący – to połączenie religijnego fanatyzmu z nienawiścią i pogardą do słabszych wynikające z traumatycznego dzieciństwa. 

Językowo jest nieźle, zdarzają się bardzo fajne zdania, choć jest też trochę przeszkadzających w czytaniu drobiazgów – przynajmniej kilka czasowników w pierwszej osobie ma na końcu “e” zamiast “ę”, tu i ówdzie brakuje przecinków. 

It's ok not to.

Kla­ra­Star­ska,

 

A tak w ogóle jestem tu nowa, nie wiem, czy jest jakiś wątek powitalny

 

A Star(ska) is born. Baw się fantastycznie!

 

Wątek jest, o tu: Cześć, jestem tu nowy – czyli temat powitalny

 

“Kiedy ludzie mówią ci, że coś jest nie tak albo im się nie podoba, prawie zawsze mają rację. Kiedy mówią ci, co dokładnie według nich jest źle i jak to naprawić, prawie zawsze się mylą”. Neil Gaiman

Cześć, jana_lekstan!

 

Interesujący tekst, ale mnie niestety nie kupił. Narrator wylewa z siebie żal z powodu śmierci ojca, żal do matki, tylko niezbyt wiele z tego wszystkiego wynika. Historia w zasadzie jest szczątkowa i zupełnie pozbawiona fantastyki (chyba, że rzeczywiście Bóg ingerował w wydarzenia i nie są to wyłącznie wyobrażenia narratora). 

 

Mam też wrażenie, że lekko nadużywasz wielokropka (35 razy na około 7k znaków :D), przez co traci na znaczeniu.

 

Niemniej, dziękuję za podzielenie się lekturą i życzę wszelkiej pomyślności w dalszej pracy twórczej!

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Cześć!

Po pierwsze skusił mnie dobry tytuł – skojarzyłam z okultystyczną zakazaną wiedzą (czarownice) i automatycznie założyłam, że zapowiada grozę. Nie zawiodłam się.

Ciężko mi ocenić, z jak doświadczonym piórem i celowym wykorzystaniem formy mam do czynienia, ale niepoprawności interpunkcyjne stworzyły wg mnie dodatkowy wymiar tekstu – który, w ogólnym podsumowaniu, oscyluje gdzieś w pobliżu „Zrodzonego z męża i niewiasty” Mathesona: zarówno podobieństwem do historii „wyrzutka”, jak i, hm, jej nieoczekiwanej brutalności (w tym jej dawkowania, dość płynnie i szokująco objawionej).

Co za tym idzie, kwestia remontu usterek jest imo do przemyślenia – jakkolwiek nie patrzeć, narracja zależy od narratora, w tym wypadku, „ograniczonego” (nie w negatywnym tego słowa znaczeniu).

Pozdrawiam!

Hej, ciekawa konstrukcja socjopaty. Przemoc, jak i przerzucenie winy czy wyparcie świetnie budują bohatera. Zakończenie z matką, która została skazana na syna fajnie dopełnia tę dość mroczną historię. To co trochę mniej mi się podobało, to chaotyczny sposób narracji. To z jednej strony dużo mówi o bohaterze ale z drugiej powoduje, że niektóre fragmenty są niezrozumiałe po pierwszym przeczytaniu. Pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Szczególna relacja osobistych doświadczeń i przeżyć wyniesionych z rodzinnego domu, które w osobliwym połączeniu z wiarą sprawiły, że bohater pałał nienawiścią do dziewczyn, uważając je za przyczynę wszelkiego zła.

Wykonanie pozostawię sporo do życzenia. Brakło też fantastyki. :(

 

W szko­le tamci mi do­ku­cza­li. → Kim byli tamci?

 

To ich sza­tan kusił i sku­sił… → Piszesz o dziewczynach, więc: To je sza­tan kusił i sku­sił

 

Dla­te­go ja nigdy nie pije. → Literówka.

 

Dziś po­ma­ga tylko kiedy je dusze… → Literówka.

 

za­my­kam ich mordy, żeby nie sły­szeć ich krzy­ku. Za­ci­skam kabel na ich szyi i widzę jak życie wy­cho­dzi przez ich oczy… Wtedy na chwi­lę ten szum w mojej gło­wie… → Nadmiar zaimków.

 

ob­da­rza­ła mnie naj­pięk­niej­szym uśmie­chem rów­nych per­ło­wych zębów. → Zęby umiały się śmiać???

 

– Oby. Zmę­czo­ny je­stem. Już bym do szko­ły wró­cił. – pot mi kapał z czoła. → – Oby. Zmę­czo­ny je­stem. Już bym do szko­ły wró­cił. – Pot kapał mi z czoła.

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi.

 

– Czy­tać. Uczyć to śred­nio. – skła­ma­łem. → Zbędna kropka po wypowiedzi.

 

Dziew­czy­ny lubią jak chło­pak lubi czy­tać. → Brzmi to nie najlepiej.

 

– Ja wolę pra­co­wać. – od­par­ła ska­nu­jąc resz­tę za­ku­pów. → Zbędna kropka po wypowiedzi.

 

Mu­sia­ła wie­dzieć, że ich śle­dzi­łem i że ob­ser­wu­je. → Literówka.

 

Tu masz na­pi­sa­ne Che­ster­fiel­dy.Tu masz na­pi­sa­ne che­ster­fiel­dy.

Nazwę papierosów piszemy małą literą. https://sjp.pwn.pl/zasady/109-20-10-Nazwy-roznego-rodzaju-wytworow-przemyslowych;629431.html

 

a może tylko lu­bi­ła, kiedy ja kła­mie? → Literówka.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka