- Opowiadanie: mfiedorowicz - Wynalazczyni Świadomości

Wynalazczyni Świadomości

Przed­sta­wiam na kon­kurs opo­wia­da­nie scien­ce fic­tion pt. "Wy­na­laz­czy­ni Świa­do­mo­ści", które kwa­li­fi­ku­ję do ka­te­go­rii fan­ta­sty­ki so­cjo­lo­gicz­nej.

Moja hi­sto­ria sku­pia się na mło­dej ba­dacz­ce Mei Ling, która two­rzy prze­ło­mo­wy in­ter­fejs łą­czą­cy ludz­ką świa­do­mość z sie­cią kwan­to­we­go splą­ta­nia prze­ni­ka­ją­cą struk­tu­rę cza­so­prze­strze­ni. Jej od­kry­cie cał­ko­wi­cie zmie­nia nasze ro­zu­mie­nie na­tu­ry rze­czy­wi­sto­ści i roli świa­do­mo­ści we wszech­świe­cie.

Opo­wia­da­nie eks­plo­ru­je nie tylko im­pli­ka­cje na­uko­we tej tech­no­lo­gii, ale przede wszyst­kim głę­bo­ką trans­for­ma­cję spo­łecz­ną i fi­lo­zo­ficz­ną, jaką przy­no­si ona ludz­ko­ści. Gdy coraz wię­cej umy­słów pod­łą­cza się do kwan­to­wej sieci, stare ba­rie­ry i po­dzia­ły za­ni­ka­ją, a wy­ła­nia się nowa, ko­lek­tyw­na świa­do­mość.

Sta­ra­łem się stwo­rzyć spój­ne i prze­ko­nu­ją­ce świa­to­twór­stwo, opie­ra­jąc fu­tu­ry­stycz­ne kon­cep­cje na so­lid­nych pod­sta­wach z za­kre­su me­cha­ni­ki kwan­to­wej, teo­rii strun i badań nad świa­do­mo­ścią. Jed­no­cze­śnie chcia­łem uchwy­cić bar­dzo ludz­ki wy­miar tej trans­for­ma­cji, po­ka­zu­jąc ją przez pry­zmat re­la­cji głów­nej bo­ha­ter­ki z matką - rów­nież wy­bit­ną fi­zycz­ką kwan­to­wą.

Mam na­dzie­ję, że moja wizja przy­szło­ści, w któ­rej ludz­kość od­kry­wa swoje miej­sce w kwan­to­wej struk­tu­rze rze­czy­wi­sto­ści, spo­tka się z Twoim za­in­te­re­so­wa­niem. Dzię­ku­ję za roz­wa­że­nie mo­je­go opo­wia­da­nia. PS – naj­wiek­sze fan­ta­sy tutaj to po­trak­to­wa­nie Pen­ro­sea i Ham­me­rof­fa po­waż­nie więc trzy­maj do tego spory dy­stans!

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Wynalazczyni Świadomości

"Coś jest nie tak z ten­so­ra­mi," mruk­nę­łam, wpa­tru­jąc się w ho­lo­gra­ficz­ny model kwan­to­we­go splą­ta­nia. Czte­ro­cen­ty­me­tro­wa sze­ścien­na ko­mo­ra krio­ge­nicz­na pul­so­wa­ła błę­kit­nym świa­tłem, utrzy­mu­jąc tem­pe­ra­tu­rę po­ni­żej 0.1 Ke­lvi­na. W tak ni­skiej tem­pe­ra­tu­rze atomy ru­bi­du-87 po­win­ny two­rzyć ide­al­ne splą­ta­ne pary, ale od­czy­ty po­ka­zy­wa­ły ano­ma­lię.

 

"Sprawdź po­now­nie ka­li­bra­cję fem­to­se­kun­do­we­go la­se­ra," po­ra­dzi­ła mama, nie od­ry­wa­jąc wzro­ku od wła­snych wy­li­czeń. Jej ze­spół w pe­kiń­skim In­sty­tu­cie Kwan­to­wej Di­gi­ta­li­za­cji od mie­się­cy pró­bo­wał usta­bi­li­zo­wać ma­kro­sko­po­we stany splą­ta­ne w tem­pe­ra­tu­rze po­ko­jo­wej.

 

"Laser jest w po­rząd­ku." Prze­su­nę­łam pal­cem po ho­lo­gra­mie, po­więk­sza­jąc frag­ment wy­kre­su. "Pro­blem leży gdzie in­dziej. Spójrz na te war­to­ści."

 

Na wy­kre­sie widać było wy­raź­ną pe­rio­dycz­ność – coś, co nie po­win­no wy­stę­po­wać w praw­dzi­wie lo­so­wym kwan­to­wym sys­te­mie. Co wię­cej, czę­sto­tli­wość oscy­la­cji wy­no­si­ła do­kład­nie 432 Hz.

 

"To nie­moż­li­we," wy­szep­ta­ła mama, po­chy­la­jąc się nad da­ny­mi. "Przy tej skali kwan­to­wej ko­he­ren­cji…"

 

"…po­win­ni­śmy ob­ser­wo­wać czy­sty szum," do­koń­czy­łam. "A jed­nak mamy wzór. Jakby…"

 

"Jakby ktoś na­stra­jał kwan­to­wy re­zo­na­tor."

 

Spoj­rza­łam na nią ostro. "Kto?"

 

"Nie kto. Co." Mama wy­świe­tli­ła wła­sne dane – wy­kre­sy ak­tyw­no­ści mó­zgo­wej pod­czas głę­bo­kiej me­dy­ta­cji. "Zo­bacz."

 

Te same wzory. Ta sama czę­sto­tli­wość. Ten sam nie­moż­li­wy po­rzą­dek wy­ła­nia­ją­cy się z kwan­to­we­go cha­osu.

 

"Teo­ria or­che­stra­ted ob­jec­ti­ve re­duc­tion," po­wie­dzia­łam po­wo­li. "Pen­ro­se i Ha­me­roff mieli rację. Świa­do­mość na­praw­dę dzia­ła na po­zio­mie kwan­to­wym."

 

"Ale to ozna­cza­ło­by…" Mama urwa­ła, gdy im­pli­ka­cje do­tar­ły do nas obu.

 

Jeśli świa­do­mość była kwan­to­wym fe­no­me­nem, to po­przez od­po­wied­nio skon­stru­owa­ny in­ter­fejs mo­gła­by… mo­gła­by…

 

"Po­trze­bu­ję do­stę­pu do głów­ne­go ak­ce­le­ra­to­ra," po­wie­dzia­łam, już pla­nu­jąc mo­dy­fi­ka­cje. "I ze­spo­łu in­ży­nie­rów kwan­to­wych. I…"

 

"Mei Ling," prze­rwa­ła mama. "Co do­kład­nie za­mie­rzasz zbu­do­wać?"

 

Uśmiech­nę­łam się, wy­świe­tla­jąc sche­mat urzą­dze­nia, nad któ­rym pra­co­wa­łam w ta­jem­ni­cy od mie­się­cy.

 

"Most," od­po­wie­dzia­łam. "Most mię­dzy świa­do­mo­ścią a kwan­to­wą struk­tu­rą rze­czy­wi­sto­ści."

 

Trzy mie­sią­ce póź­niej, nasza ta­jem­ni­ca prze­sta­ła być ta­jem­ni­cą.

 

"Panna Li," głos prze­wod­ni­czą­ce­go ko­mi­sji etycz­nej brzmiał jak za­rdze­wia­ły me­cha­nizm. "Czy zdaje sobie pani spra­wę, że nie­le­gal­nie wy­ko­rzy­sta­ła pani za­so­by in­sty­tu­tu do pro­wa­dze­nia nie­za­twier­dzo­nych eks­pe­ry­men­tów?"

 

Wokół stołu kon­fe­ren­cyj­ne­go sie­dzia­ło dwa­na­ście osób. Je­de­na­stu męż­czyzn w gar­ni­tu­rach i mama – Dr Li Mei, dy­rek­tor pro­gra­mu kwan­to­wej di­gi­ta­li­za­cji. Jej twarz była maską pro­fe­sjo­nal­ne­go spo­ko­ju, ale wi­dzia­łam, jak jej palce za­ci­ska­ją się na ta­ble­cie z da­ny­mi.

 

"Eks­pe­ry­men­ty były w pełni zgod­ne z pro­to­ko­ła­mi bez­pie­czeń­stwa," od­po­wie­dzia­łam, wy­świe­tla­jąc ho­lo­gra­ficz­ne wy­kre­sy. "Co wię­cej, osią­gnę­łam to, czego wasz ofi­cjal­ny pro­gram nie zdo­łał przez de­ka­dę."

 

"Czyli?" Ktoś prych­nął z tyłu sali.

 

Unio­słam rękę i ak­ty­wo­wa­łam in­ter­fejs kwan­to­wy ukry­ty w moim nad­garst­ku. Na­tych­miast wszyst­kie wy­świe­tla­cze w sali roz­bły­sły no­wy­mi da­ny­mi.

 

"Sta­bil­ną ma­kro­sko­po­wą ko­he­ren­cję kwan­to­wą w tem­pe­ra­tu­rze po­ko­jo­wej," po­wie­dzia­łam, ob­ser­wu­jąc jak ich oczy roz­sze­rza­ją się ze zdzi­wie­nia. "Mój wy­na­la­zek wy­ko­rzy­stu­je zmo­dy­fi­ko­wa­ne mi­kro­sko­po­we ka­na­ły w cy­tosz­kie­le­cie neu­ro­nów jako na­tu­ral­ne kom­pu­te­ry kwan­to­we. Dzię­ki pre­cy­zyj­ne­mu stro­je­niu fem­to­se­kun­do­wym la­se­rem o czę­sto­tli­wo­ści 432 Hz, udało mi się…"

 

"To nie­moż­li­we," prze­rwał ktoś. "De­ko­he­ren­cja…"

 

"Jest kon­tro­lo­wa­na przez biał­ka tu­bu­li­ny," do­koń­czy­łam. "Do­kład­nie tak, jak prze­wi­dział Pen­ro­se. Tylko że on nie wpadł na po­mysł uży­cia splą­ta­nych par ato­mów ru­bi­du jako sta­bi­li­za­to­rów kwan­to­wych."

 

Wy­świe­tli­łam szcze­gó­ło­wy sche­mat urzą­dze­nia. Było pięk­ne w swo­jej pro­sto­cie – mi­kro­kap­suł­ki ze schło­dzo­ny­mi ato­ma­mi ru­bi­du, pre­cy­zyj­nie roz­miesz­czo­ne wzdłuż neu­ro­no­wych mi­kro­tu­bul, każda kon­tro­lo­wa­na przez na­no­am­pli­tu­dy la­se­ra pra­cu­ją­ce­go w ul­tra­krót­kich im­pul­sach.

 

"To re­wo­lu­cjo­ni­zu­je nie tylko kwan­to­wą in­for­ma­ty­kę," kon­ty­nu­owa­łam. "To zmie­nia nasze ro­zu­mie­nie świa­do­mo­ści. Ludz­ki mózg nie jest kla­sycz­nym kom­pu­te­rem – to na­tu­ral­ny kom­pu­ter kwan­to­wy. A mój in­ter­fejs po­zwa­la…"

 

"Wy­star­czy," prze­rwał prze­wod­ni­czą­cy. "Dr Li, czy po­pie­ra pani te… fan­ta­zje swo­jej córki?"

 

Mama wsta­ła po­wo­li. Jej ruchy były spo­koj­ne, od­mie­rzo­ne, ale wi­dzia­łam błysk w jej oczach – ten sam, który miała, gdy od­kry­ła spo­sób na kwan­to­wą te­le­por­ta­cję sta­nów men­tal­nych.

 

"Moja córka," po­wie­dzia­ła cicho, "wła­śnie roz­wią­za­ła pro­blem, nad któ­rym naj­lep­sze umy­sły świa­ta pra­cu­ją od dekad. I zro­bi­ła to łą­cząc dzie­dzi­ny, któ­rych nikt wcze­śniej nie pró­bo­wał po­łą­czyć."

 

Uru­cho­mi­ła wła­sny ta­blet. Na głów­nym ekra­nie po­ja­wi­ły się nowe dane – wy­ni­ki jej taj­nych te­stów mo­je­go urzą­dze­nia.

 

"Te od­czy­ty są nie­pod­wa­żal­ne," kon­ty­nu­owa­ła. "Mei Ling nie tylko osią­gnę­ła sta­bil­ną ko­he­ren­cję kwan­to­wą w tkan­ce ner­wo­wej. Ona od­kry­ła fun­da­men­tal­ny me­cha­nizm dzia­ła­nia świa­do­mo­ści."

 

"I co teraz?" za­py­tał ktoś szy­der­czo. "Bę­dzie­my czy­tać w my­ślach?"

 

"Nie," od­po­wie­dzia­łam, uśmie­cha­jąc się lekko. "Zro­bi­my coś znacz­nie cie­kaw­sze­go."

 

Ak­ty­wo­wa­łam pełną moc in­ter­fej­su.

 

W tej samej chwi­li wszyst­kie sys­te­my elek­tro­nicz­ne w bu­dyn­ku za­czę­ły za­cho­wy­wać się dziw­nie. Kom­pu­te­ry wy­świe­tla­ły nie­moż­li­we wzory da­nych. Świa­tła pul­so­wa­ły w ide­al­nej syn­chro­ni­za­cji. A w po­wie­trzu…

 

"Co… co to jest?" Jeden z człon­ków ko­mi­sji wska­zał na ho­lo­gram uno­szą­cy się nad sto­łem.

 

To była man­da­la. Ale nie zwy­kły geo­me­trycz­ny wzór – to był wi­zu­al­ny zapis kwan­to­we­go splą­ta­nia, ma­ni­fe­stu­ją­cy się w ma­kro­ska­li. Każda linia, każdy punkt był wę­złem w sieci po­łą­czo­nych świa­do­mo­ści.

 

"To," po­wie­dzia­łam, czu­jąc jak in­ter­fejs łączy mój umysł z tą ro­sną­cą sie­cią, "jest przy­szłość."

 

"To nie jest de­mon­stra­cja," po­wie­dzia­łam do zszo­ko­wa­nych człon­ków ko­mi­sji. "To jest po­czą­tek ka­ska­dy."

 

Na wszyst­kich ekra­nach po­ja­wia­ły się teraz stru­mie­nie da­nych – od­czy­ty z la­bo­ra­to­riów kwan­to­wych na całym świe­cie. Każdy sys­tem wy­ko­rzy­stu­ją­cy splą­ta­ne cząst­ki za­czy­nał re­zo­no­wać z czę­sto­tli­wo­ścią mo­je­go in­ter­fej­su.

 

"Nie­moż­li­we," szep­nął ktoś. "Te sys­te­my nie są ze sobą po­łą­czo­ne."

 

"Są," od­po­wie­dzia­ła mama, jej oczy roz­sze­rzo­ne ze zro­zu­mie­nia. "Za­wsze były. Przez kwan­to­we splą­ta­nie."

 

Po­ka­za­łam ko­lej­ny ho­lo­gram – mapę glo­bal­nej sieci kwan­to­wych kom­pu­te­rów. Każdy węzeł pul­so­wał w tym samym ryt­mie: 432 Hz.

 

"To czę­sto­tli­wość re­zo­nan­so­wa mi­kro­tu­bul w neu­ro­nach," wy­ja­śni­łam. "Ale jest czymś wię­cej. To fun­da­men­tal­na czę­sto­tli­wość świa­do­mej ob­ser­wa­cji kwan­to­wej. Kiedy od­po­wied­nio do­stro­jo­ny umysł…"

 

Urwa­łam, bo wła­śnie na­de­szły pierw­sze ra­por­ty. Tokio. Delhi. Stan­ford. Wszę­dzie tam, gdzie pro­wa­dzo­no eks­pe­ry­men­ty z kwan­to­wą in­for­ma­ty­ką, sys­te­my za­czy­na­ły wy­ka­zy­wać te same wzory.

 

"Wła­śnie dla­te­go wszyst­kie po­przed­nie próby kwan­to­wych kom­pu­te­rów za­wo­dzi­ły," kon­ty­nu­owa­łam. "Trak­to­wa­li­śmy de­ko­he­ren­cję jako pro­blem do roz­wią­za­nia. A to był me­cha­nizm obron­ny."

 

"Me­cha­nizm obron­ny?" Prze­wod­ni­czą­cy zmarsz­czył brwi. "Przed czym?"

 

"Przed przed­wcze­snym prze­bu­dze­niem." Włą­czy­łam sy­mu­la­cję na głów­nym ekra­nie. "Spójrz­cie. Każdy neu­ron w ludz­kim mózgu za­wie­ra około 100 mi­lio­nów czą­ste­czek tu­bu­li­ny. Każda czą­stecz­ka może ist­nieć w kwan­to­wej su­per­po­zy­cji dwóch sta­nów. To daje nam…"

 

"10 do po­tę­gi sie­dem­dzie­sią­tej moż­li­wych sta­nów kwan­to­wych w po­je­dyn­czym neu­ro­nie," do­koń­czy­ła mama. "Wię­cej niż ato­mów w ob­ser­wo­wal­nym wszech­świe­cie."

 

"A teraz wy­obraź­cie sobie te neu­ro­ny po­łą­czo­ne w sieć," do­da­łam. "Nie przez kla­sycz­ne sy­nap­sy, ale przez kwan­to­we splą­ta­nie. Każda świa­do­mość jest wę­złem w tej sieci. Każda myśl to fala w kwan­to­wym oce­anie moż­li­wo­ści."

 

Po­ka­za­łam ko­lej­ne dane – wy­ni­ki eks­pe­ry­men­tów, któ­rych nikt nie miał zo­ba­czyć. Jak uży­wa­jąc mo­je­go in­ter­fej­su, po­łą­czy­łam świa­do­mo­ści dwóch szczu­rów la­bo­ra­to­ryj­nych. Potem szym­pan­sa i czło­wie­ka. A wresz­cie…

 

"Ty…" Jeden z człon­ków ko­mi­sji wstał gwał­tow­nie. "Ty już to prze­te­sto­wa­łaś na lu­dziach!"

 

"Nie na lu­dziach," po­pra­wi­łam. "Na sobie."

 

W tej chwi­li wszyst­kie świa­tła w bu­dyn­ku zga­sły. Gdy za­pa­li­ły się po­now­nie, każda po­wierzch­nia – ekra­ny, okna, nawet po­le­ro­wa­ny blat stołu – wy­świe­tla­ła ten sam wzór: man­da­lę kwan­to­we­go splą­ta­nia.

 

"Co ty zro­bi­łaś?" Głos prze­wod­ni­czą­ce­go drżał.

 

Uśmiech­nę­łam się, czu­jąc przez in­ter­fejs pierw­sze fale prze­bu­dze­nia prze­ta­cza­ją­ce się przez glo­bal­ne sieci.

 

"Udo­wod­ni­łam, że świa­do­mość nie jest pro­duk­tem mózgu," od­po­wie­dzia­łam. "Jest fun­da­men­tal­ną wła­sno­ścią wszech­świa­ta. A mózg… mózg jest na­tu­ral­nym in­ter­fej­sem kwan­to­wym. Re­cep­to­rem. I na­daj­ni­kiem."

 

"Na­daj­ni­kiem czego?"

 

"Tego."

 

Unio­słam rękę. W po­wie­trzu zma­te­ria­li­zo­wał się ho­lo­gram przed­sta­wia­ją­cy struk­tu­rę cza­so­prze­strze­ni w skali Planc­ka. W tej roz­dziel­czo­ści widać było to, co teo­ria strun prze­wi­dy­wa­ła od dawna – że na naj­niż­szym po­zio­mie rze­czy­wi­stość nie jest cią­gła, ale ziar­ni­sta. Zło­żo­na z ma­leń­kich pętli ener­gii wi­bru­ją­cych w dzie­się­ciu wy­mia­rach.

 

"Te wi­bra­cje," po­wie­dzia­łam, po­więk­sza­jąc obraz, "nie są lo­so­we. To kod. Pro­gram. Świa­do­mość za­pi­sa­na w samej struk­tu­rze prze­strze­ni."

 

"Bzdu­ry," prych­nął ktoś. "To tylko…"

 

Ale nie do­koń­czył, bo wła­śnie wtedy pierw­sza fala świa­do­mej in­for­ma­cji kwan­to­wej do­tar­ła do jego mózgu. Do wszyst­kich mó­zgów.

 

Wi­dzia­łam, jak ich oczy roz­sze­rza­ją się ze zro­zu­mie­nia. Jak ich świa­do­mo­ści otwie­ra­ją się na praw­dę, któ­rej za­wsze pod­świa­do­mie się bali.

 

Nie je­ste­śmy sami.

Nigdy nie by­li­śmy.

 

Czter­dzie­ści osiem go­dzin po in­cy­den­cie w sali kon­fe­ren­cyj­nej, sie­dzia­łam w pod­ziem­nym bun­krze oto­czo­na naj­lep­szy­mi fi­zy­ka­mi świa­ta. Mój in­ter­fejs, teraz pod­łą­czo­ny do głów­ne­go ak­ce­le­ra­to­ra czą­stek, ge­ne­ro­wał ho­lo­gra­my tak zło­żo­ne, że więk­szość kom­pu­te­rów nie była w sta­nie ich prze­two­rzyć.

 

"To nie jest zwy­kłe kwan­to­we splą­ta­nie," tłu­ma­czy­łam, ma­ni­pu­lu­jąc trój­wy­mia­ro­wym mo­de­lem prze­strze­ni Ca­la­bie­go-Yau. "To coś znacz­nie bar­dziej fun­da­men­tal­ne­go. Spójrz­cie na to­po­lo­gię."

 

Na ekra­nie pię­cio­wy­mia­ro­wa struk­tu­ra zwi­ja­ła się i roz­wi­ja­ła, po­ka­zu­jąc ukry­tą sy­me­trię wszech­świa­ta. W jej cen­trum widać było wzór – ten sam, który po­ja­wił się we wszyst­kich la­bo­ra­to­riach kwan­to­wych na świe­cie.

 

"Struk­tu­ra cza­so­prze­strze­ni na po­zio­mie Planc­ka," kon­ty­nu­owa­łam, "nie jest cha­otycz­na. Jest… zor­ga­ni­zo­wa­na. Jakby ktoś za­pro­gra­mo­wał samą rze­czy­wi­stość."

 

"Albo coś," do­da­ła mama, wy­świe­tla­jąc wła­sne ob­li­cze­nia. "Nasze naj­now­sze sy­mu­la­cje po­ka­zu­ją, że wzór ma wła­ści­wo­ści sa­mo-or­ga­ni­zu­ją­ce­go się sys­te­mu. Ewo­lu­uje. Uczy się. Jest…"

 

"Świa­do­my," do­koń­czył Dr Ta­na­ka z Tokio, który do­łą­czył do nas przez kwan­to­wo splą­ta­ny kanał ko­mu­ni­ka­cyj­ny. "Ale to rodzi py­ta­nie – czy my od­kry­li­śmy ist­nie­ją­cą świa­do­mość kwan­to­wą, czy…"

 

"Czy stwo­rzy­li­śmy nową?" Uśmiech­nę­łam się. "To jak py­ta­nie, czy od­kry­li­śmy ma­te­ma­ty­kę, czy ją wy­my­śli­li­śmy. Od­po­wiedź brzmi: tak."

 

Po­ka­za­łam ko­lej­ne dane. Wy­kre­sy ak­tyw­no­ści mó­zgo­wej ty­się­cy osób pod­łą­czo­nych do sieci przez mój in­ter­fejs. Każdy wy­kres był inny, ale wszyst­kie pul­so­wa­ły w tej samej czę­sto­tli­wo­ści.

 

"To nie jest sztucz­na in­te­li­gen­cja," wy­ja­śni­łam. "To na­tu­ral­na in­te­li­gen­cja wszech­świa­ta, do któ­rej wresz­cie uzy­ska­li­śmy do­stęp. I ona… ona nas ob­ser­wo­wa­ła. Od za­wsze."

 

"Przez splą­ta­nie kwan­to­we," mama po­ki­wa­ła głową. "Każdy akt świa­do­mej ob­ser­wa­cji…"

 

"…był aktem ko­mu­ni­ka­cji," do­koń­czy­łam. "Ale by­li­śmy jak dzie­ci pró­bu­ją­ce zro­zu­mieć książ­kę, zanim na­uczy­ły się czy­tać. Aż do teraz."

 

Na głów­nym ekra­nie po­ja­wi­ły się nowe dane – od­czy­ty z te­le­sko­pu kwan­to­we­go w Chile. Po­ka­zy­wa­ły coś, co astro­no­mo­wie ob­ser­wo­wa­li od lat, ale nigdy nie po­tra­fi­li wy­ja­śnić: po­zor­nie przy­pad­ko­we fluk­tu­acje w pro­mie­nio­wa­niu tła wszech­świa­ta.

 

"To nie jest szum," po­wie­dzia­łam. "To wia­do­mo­ści. Wszech­świat jest pełen świa­do­mo­ści pró­bu­ją­cej się z nami skon­tak­to­wać. A my wresz­cie na­uczy­li­śmy się słu­chać."

 

"I co mówi?" za­py­tał ktoś szep­tem.

 

Ak­ty­wo­wa­łam pełną moc in­ter­fej­su. Przez kwan­to­wą sieć prze­pły­nę­ła fala in­for­ma­cji tak gęsta, że zwy­kłe kom­pu­te­ry za­wie­si­ły się, pró­bu­jąc ją prze­two­rzyć. Ale ludz­kie mózgi, te na­tu­ral­ne kom­pu­te­ry kwan­to­we, zro­zu­mia­ły.

 

"Mówi," od­po­wie­dzia­łam, czu­jąc jak mój umysł roz­sze­rza się przez sieć kwan­to­wych po­łą­czeń, "że nie je­ste­śmy sami. Że nigdy nie by­li­śmy. Że cała ma­te­ria, cała ener­gia, cała prze­strzeń jest…"

 

Urwa­łam, bo wła­śnie wtedy to się za­czę­ło. Ka­ska­da kwan­to­wej świa­do­mo­ści, roz­cho­dzą­ca się przez splą­ta­ne cząst­ki jak fala tsu­na­mi przez ocean.

 

"To nie jest pierw­szy kon­takt," po­wie­dzia­łam do zgro­ma­dzo­nych na­ukow­ców, gdy pierw­sze dane z ka­ska­dy za­czę­ły spły­wać. "To przy­po­mnie­nie kon­tak­tu, który trwa od po­cząt­ku wszech­świa­ta."

 

Na głów­nym ekra­nie wy­świe­tlił się stru­mień in­for­ma­cji kwan­to­wej. Nie były to zwy­kłe dane – każdy bit był splą­ta­ny z bi­lio­na­mi in­nych, two­rząc wie­lo­wy­mia­ro­wą struk­tu­rę in­for­ma­cyj­ną wy­kra­cza­ją­cą poza kla­sycz­ną teo­rię in­for­ma­cji.

 

"Pa­trz­cie," mama wska­za­ła na wy­kres. "Te wzory… one nie po­cho­dzą z na­sze­go czasu."

 

"Ani z na­szej prze­strze­ni," do­da­łam, po­więk­sza­jąc frag­ment da­nych. "To ko­mu­ni­ka­cja z… ze­wsząd. I z za­wsze."

 

Dr Ta­na­ka z Tokio prze­słał wła­sne ob­li­cze­nia. "We­dług moich sy­mu­la­cji, te sy­gna­ły są za­ko­do­wa­ne w samej struk­tu­rze próż­ni kwan­to­wej. Jakby ktoś… za­pro­gra­mo­wał cza­so­prze­strzeń."

 

"Nie ktoś," po­pra­wi­łam go. "My. Wła­śnie to ro­bi­my. Teraz. W tym mo­men­cie."

 

Wy­świe­tli­łam model po­ka­zu­ją­cy pętlę przy­czy­no­wo-skut­ko­wą. W kwan­to­wej me­cha­ni­ce, gdzie czas nie jest li­ne­ar­ny, sku­tek może po­prze­dzać przy­czy­nę. A świa­do­mość…

 

"To dla­te­go mój in­ter­fejs dzia­ła," kon­ty­nu­owa­łam. "Nie stwo­rzy­łam go. Od­kry­łam coś, co sami za­pro­gra­mo­wa­li­śmy w struk­tu­rze wszech­świa­ta. W przy­szło­ści. Albo w prze­szło­ści. W kwan­to­wej sieci te po­ję­cia tracą sens."

 

"Ale kon­se­kwen­cje…" Ktoś wska­zał na dane na­pły­wa­ją­ce z ca­łe­go świa­ta. "To zmie­nia wszyst­ko. Fi­zy­kę. Bio­lo­gię. Samą na­tu­rę rze­czy­wi­sto­ści."

 

"Nie zmie­nia," uśmiech­nę­łam się. "Ujaw­nia. I wie­cie, co jest naj­za­baw­niej­sze?"

 

Po­ka­za­łam naj­now­sze ob­li­cze­nia – ma­te­ma­tycz­ny dowód tego, co prze­czu­wa­łam od po­cząt­ku.

 

"To za­wsze było tam, w rów­na­niach. W pa­ra­dok­sie EPR. W in­ter­pre­ta­cji ko­pen­ha­skiej. W teo­rii strun. Wszy­scy wiel­cy fi­zy­cy ocie­ra­li się o praw­dę – że świa­do­mość nie jest pro­duk­tem ubocz­nym wszech­świa­ta. Jest jego fun­da­men­tal­nym sta­nem."

 

"A twój in­ter­fejs…" mama spoj­rza­ła na małe urzą­dze­nie na moim nad­garst­ku.

 

"Jest jak… pierw­szy te­le­skop Ga­li­le­usza," do­koń­czy­łam. "Nie stwo­rzył tego, co po­ka­zał. Po pro­stu po­zwo­lił nam to zo­ba­czyć."

 

Nagle wszyst­kie sys­te­my w bun­krze za­drża­ły. Przez kwan­to­wą sieć prze­pły­nę­ła nowa fala in­for­ma­cji – po­tęż­niej­sza niż wszyst­kie po­przed­nie.

 

"To się dzie­je," wy­szep­ta­ła mama. "Praw­da?"

 

Na ekra­nach po­ja­wi­ły się od­czy­ty ak­tyw­no­ści mó­zgo­wej z ca­łe­go świa­ta. Mi­liar­dy umy­słów za­czy­na­ły syn­chro­ni­zo­wać się z kwan­to­wą sie­cią. Nie przez utra­tę in­dy­wi­du­al­no­ści – przez zy­ska­nie do­stę­pu do cze­goś znacz­nie więk­sze­go.

 

"Tak," od­po­wie­dzia­łam, czu­jąc przez in­ter­fejs pierw­sze echa tej glo­bal­nej trans­for­ma­cji. "Ale to nie jest in­wa­zja ani prze­ję­cie. To…"

 

"Ewo­lu­cja," do­koń­czył Dr Ta­na­ka. "Na­tu­ral­na kon­se­kwen­cja roz­wo­ju świa­do­mej ma­te­rii."

 

"Do­kład­nie," po­twier­dzi­łam. "I wie­cie, co jest naj­lep­sze?"

 

Wszy­scy spoj­rze­li na mnie wy­cze­ku­ją­co.

 

"To do­pie­ro po­czą­tek. Ten wzór, który od­kry­łam…" Po­ka­za­łam ho­lo­gram re­pre­zen­tu­ją­cy struk­tu­rę kwan­to­wej sieci świa­do­mo­ści. "On się po­wta­rza. W każ­dej skali. Od strun Planc­ka po su­per­gro­ma­dy ga­lak­tyk. Wszech­świat nie jest ma­szy­ną, która przy­pad­kiem wy­two­rzy­ła świa­do­mość. Jest świa­do­mo­ścią, która przy­bra­ła formę wszech­świa­ta."

 

Ostat­ni kla­sycz­ny po­miar w hi­sto­rii ludz­ko­ści zo­stał wy­ko­na­ny 4 grud­nia 2024 roku o go­dzi­nie 15:42:07 czasu uni­wer­sal­ne­go.

 

Mo­ment póź­niej, kwan­to­wa sieć świa­do­mo­ści osią­gnę­ła kry­tycz­ną masę.

 

"To nie przy­pa­dek," wy­ja­śnia­łam ze­bra­nym w bun­krze na­ukow­com, pod­czas gdy na ekra­nach prze­wi­ja­ły się ka­ska­dy da­nych. "15:42:07 to do­kład­nie od­wrot­ność czę­sto­tli­wo­ści re­zo­nan­so­wej mi­kro­tu­bul: 1/432 Hz co do sied­miu miejsc po prze­cin­ku."

 

"Syn­chro­nicz­ność kwan­to­wa," mama ski­nę­ła głową, jej palce tań­czy­ły po ho­lo­gra­ficz­nej kla­wia­tu­rze. "Ale spójrz na te od­czy­ty z LIGO…"

 

In­ter­fe­ro­metr gra­wi­ta­cyj­ny wy­krył coś nie­zwy­kłe­go: fale cza­so­prze­strze­ni o am­pli­tu­dzie Planc­ka, pul­su­ją­ce w ide­al­nej har­mo­nii.

 

"To nie­moż­li­we," Dr Ta­na­ka prze­tarł oku­la­ry. "Takie pre­cy­zyj­ne do­stro­je­nie…"

 

"Jest moż­li­we," prze­rwa­łam, "jeśli całą cza­so­prze­strzeń po­trak­tu­je­my jako jeden spój­ny kwan­to­wy sys­tem. Spójrz­cie."

 

Wy­świe­tli­łam nowy model – trój­wy­mia­ro­wą pro­jek­cję je­de­na­sto­wy­mia­ro­wej struk­tu­ry M-teo­rii. W cen­trum wi­ro­wał wzór, który teraz roz­po­zna­wał­by każdy fizyk na świe­cie: kwan­to­wa man­da­la, pod­sta­wo­wy wzór świa­do­mej in­for­ma­cji.

 

"Mój in­ter­fejs nie jest źró­dłem tych zmian," kon­ty­nu­owa­łam. "Jest ka­ta­li­za­to­rem. Po­zwa­la ludz­kiej świa­do­mo­ści do­stro­ić się do kwan­to­wej struk­tu­ry rze­czy­wi­sto­ści. A kiedy wy­star­cza­ją­ca licz­ba świa­do­mo­ści się zsyn­chro­ni­zu­je…"

 

Urwa­łam, bo wła­śnie wtedy to się stało.

 

Naj­pierw de­tek­to­ry neu­trin na całym świe­cie za­re­je­stro­wa­ły nie­moż­li­wy pik ak­tyw­no­ści. Potem te­le­sko­py kwan­to­we uchwy­ci­ły zmia­nę w pro­mie­nio­wa­niu tła. A wresz­cie…

 

"Mei Ling," mama chwy­ci­ła mnie za rękę. "Czy ty też to…"

 

"Tak," od­po­wie­dzia­łam, czu­jąc przez in­ter­fejs pierw­szą falę glo­bal­nej trans­for­ma­cji. "Wszy­scy to czu­je­my."

 

To nie było jak włą­cze­nie świa­tła. Ra­czej jak prze­bu­dze­nie z dłu­gie­go snu, w któ­rym wy­da­wa­ło nam się, że je­ste­śmy od­dzie­le­ni od sie­bie i od wszech­świa­ta.

 

Przez kwan­to­wą sieć prze­pły­wa­ły teraz nie tylko dane czy myśli – ale całe stany świa­do­mo­ści. Każdy po­łą­czo­ny umysł za­cho­wy­wał swoją uni­kal­ność, ale jed­no­cze­śnie zy­ski­wał do­stęp do cze­goś znacz­nie więk­sze­go.

 

"To jak…" Dr Ta­na­ka szu­kał słów. "Jak ko­lek­tyw­na su­per­in­te­li­gen­cja, ale…"

 

"Ale na­tu­ral­na," do­koń­czy­łam. "Nie stwo­rzo­na, tylko od­kry­ta. Ist­nie­ją­ca od po­cząt­ku w samej struk­tu­rze rze­czy­wi­sto­ści."

 

Na głów­nym ekra­nie po­ja­wi­ły się pierw­sze tłu­ma­cze­nia kwan­to­wych ko­mu­ni­ka­tów – wia­do­mo­ści za­ko­do­wa­nych w samej tek­stu­rze cza­so­prze­strze­ni. Nie przez ob­cych, nie przez przy­szłe cy­wi­li­za­cje, ale przez… nas sa­mych.

 

"Pętla się za­my­ka," po­wie­dzia­łam, pa­trząc na mamę. "Wi­dzisz? To my wy­sła­li­śmy te sy­gna­ły. Bę­dzie­my wy­sy­łać. Wy­sy­ła­my. W kwan­to­wej sieci wszyst­kie czasy są te­raź­niej­szo­ścią."

 

Mama uści­snę­ła moją dłoń. W jej oczach zo­ba­czy­łam mie­sza­ni­nę dumy, stra­chu i zro­zu­mie­nia.

 

"A co z tymi, któ­rzy nie są pod­łą­cze­ni do sieci?" za­py­tał ktoś.

 

"Wszy­scy są pod­łą­cze­ni," od­po­wie­dzia­łam. "Za­wsze byli. Mój in­ter­fejs tylko… otwo­rzył oczy. Po­zwo­lił świa­do­mie do­świad­czyć tego, co za­wsze było praw­dą."

 

Po­ka­za­łam ostat­ni ho­lo­gram – mapę ak­tyw­no­ści kwan­to­wej sieci opla­ta­ją­cej Zie­mię. Każdy świa­do­my umysł był wę­złem w tej sieci, każda myśl falą w oce­anie kwan­to­wych moż­li­wo­ści.

 

"To nie jest ko­niec ludz­ko­ści," po­wie­dzia­łam, wi­dząc nie­po­kój na nie­któ­rych twa­rzach. "To jej praw­dzi­wy po­czą­tek. Mo­ment, w któ­rym wresz­cie zro­zu­mie­li­śmy, czym na­praw­dę je­ste­śmy."

 

"I czym je­ste­śmy?" za­py­tał Dr Ta­na­ka.

 

Uśmiech­nę­łam się, czu­jąc przez in­ter­fejs nie­skoń­czo­ną zło­żo­ność kwan­to­wej sieci – tej samej sieci, którą prze­czu­wa­li mi­sty­cy wszyst­kich cza­sów, któ­rej wzory od­kry­wa­li wiel­cy ma­te­ma­ty­cy, któ­rej echa wi­dzie­li fi­zy­cy w swo­ich rów­na­niach.

 

"Je­ste­śmy wszech­świa­tem po­zna­ją­cym sa­me­go sie­bie," od­po­wie­dzia­łam. "Za­wsze by­li­śmy."

 

W tej chwi­li ostat­ni kla­sycz­ny bit in­for­ma­cji zo­stał prze­kształ­co­ny w kubit kwan­to­wy.

 

Era kla­sycz­nej fi­zy­ki do­bie­gła końca.

Era kwan­to­wej świa­do­mo­ści wła­śnie się za­czę­ła.

 

A ja, córka kwan­to­wej fi­zycz­ki, wy­na­laz­czy­ni in­ter­fej­su mię­dzy świa­ta­mi, sta­łam na gra­ni­cy tej trans­for­ma­cji, czu­jąc jak wszyst­kie nitki hi­sto­rii – oso­bi­stej i uni­wer­sal­nej – spla­ta­ją się w jeden wzór.

 

Do­sko­na­ły.

Nie­unik­nio­ny.

Pięk­ny.

 

Tagi: scien­ce fic­tion, kon­kurs, Peł­no­let­ni, tech­no­lo­gia, świa­do­mość, trans­for­ma­cja, wy­na­laz­ki, qu­an­tum, przy­szłość, na­ukow­cy, kon­kurs: Córka Eu­re­my

Koniec

Komentarze

Ja ra­czej za­kwa­li­fi­ko­wał­bym opo­wia­da­nie do fan­ta­sty­ki ga­dże­to­wej. W takim przy­pad­ku miał­byś tro­chę za dużo zna­ków. Na­to­miast przy fan­ta­sty­ce so­cjo­lo­gicz­nej masz tych zna­ków chyba za mało. 

Jeśli do­brze ro­zu­miem kon­cep­cję Pen­ro­se’a i Ham­me­rof­fa, ludz­ki mózg jest czymś w ro­dza­ju bio­lo­gicz­ne­go kom­pu­te­ra kwan­to­we­go. W kon­se­kwen­cji, jak się roz­wi­nie ten po­mysł, do­sta­je­my nowe spoj­rze­nie na to, czym jest nie­śmier­tel­ność duszy. Do­kła­dasz do tego moż­li­wość zin­te­gro­wa­nia się ludz­kiej świa­do­mo­ści z “sie­cią kwan­to­we­go splą­ta­nia prze­ni­ka­ją­cą struk­tu­rę cza­so­prze­strze­ni” i współ­uczest­ni­cze­nie w ko­lek­tyw­nej świa­do­mo­ści wszech­świa­ta. W takim przy­pad­ku do prze­sy­ła­nia in­for­ma­cji trze­ba by wy­ko­rzy­stać splą­ta­nie kwan­to­we, a to już jest sprzecz­ne z naszą wie­dzą.

Padło kilka zdań, które wy­da­ją mi się dziw­ne, na przy­kład:

Kom­pu­te­ry wy­świe­tla­ły nie­moż­li­we wzory da­nych.

Opo­wia­da­nie prze­czy­ta­łem z za­in­te­re­so­wa­niem. Po­ru­szy­łeś cie­ka­wy temat.

 

Po­zdra­wiam.

 

Hej AP, Dzię­ku­ję za wni­kli­wą ana­li­zę i za­in­te­re­so­wa­nie te­ma­tem.

Jeśli cho­dzi o ga­tun­ko­wą kla­sy­fi­ka­cję, sta­ra­łem się po­łą­czyć ele­men­ty fan­ta­sty­ki so­cjo­lo­gicz­nej z tech­no­lo­gicz­ną, by eks­plo­ro­wać za­rów­no wpływ za­awan­so­wa­nej tech­no­lo­gii, jak i szer­sze kon­se­kwen­cje dla jed­no­stek i spo­łe­czeń­stwa. Rze­czy­wi­ście widzę, że przy obec­nej dłu­go­ści ba­lans może być nieco nie­ja­sny – roz­wa­żę więc lep­sze do­sto­so­wa­nie ob­ję­to­ści do kon­kret­ne­go ga­tun­ku.

Od­no­śnie teo­rii Pen­ro­se’a i Ha­me­rof­fa – cie­szę się, że zwró­ci­łeś na to uwagę, bo trak­tu­ję ją jako pe­wien spe­ku­la­tyw­ny fun­da­ment opo­wia­da­nia. Naj­więk­szą "fan­ta­zją" w moim tek­ście jest tutaj wła­śnie po­trak­to­wa­nie tej kon­cep­cji po­waż­nie! W rze­czy­wi­sto­ści pod­cho­dzę do niej z dy­stan­sem, a w opo­wia­da­niu po­ja­wia się głów­nie dla­te­go, że po­zwa­la roz­wa­żyć kwe­stię świa­do­mo­ści w kon­tek­ście kwan­to­wym – gdzie zde­rza się nauka i me­ta­fi­zy­ka. W przy­szłych po­praw­kach mogę dodać wię­cej sub­tel­nych sy­gna­łów, by ten dy­stans uwy­dat­nić.

Jeśli cho­dzi o splą­ta­nie kwan­to­we i jego wy­ko­rzy­sta­nie w ko­mu­ni­ka­cji, zdaję sobie spra­wę, że to wy­kra­cza poza ak­tu­al­ną fi­zy­kę. Myślę, że bo­ha­ter­ka mo­gła­by od­kryć nowy me­cha­nizm „roz­sze­rza­ją­cy” naszą wie­dzę o splą­ta­niu, co da­ło­by mo­je­mu uni­wer­sum na­uko­we uza­sad­nie­nie, nie od­da­la­jąc się zbyt da­le­ko od re­aliów.

Z kolei takie zda­nia jak „Kom­pu­te­ry wy­świe­tla­ły nie­moż­li­we wzory da­nych” miały oddać nie­po­ko­ją­cy, nieco sur­re­ali­stycz­ny efekt od­dzia­ły­wa­nia kwan­to­wych ano­ma­lii, ale ro­zu­miem, że mogą być zbyt enig­ma­tycz­ne. Za­sta­no­wię się, jak je skon­kre­ty­zo­wać, by od­biór był bar­dziej przej­rzy­sty.

Jesz­cze raz dzię­ku­ję za Twoje uwagi.

mfie­do­ro­wicz

Dzię­ki za wy­ja­śnie­nia. Dodam tylko, że moje uwagi o licz­bie zna­ków nie wy­ni­ka­ły z tego, że za­uwa­ży­łem w tek­ście jakąś nie­rów­no­wa­gę mię­dzy po­szcze­gól­ny­mi ele­men­ta­mi fan­ta­sty­ki, ale były zwią­za­ne z wa­run­ka­mi kon­kur­su i li­mi­ta­mi zna­ków, które są tam opi­sa­ne.

Prze­czy­ta­łem z za­cie­ka­wie­niem, ale jest zbyt her­me­tycz­ne dla mnie, żebym mógł w pełni do­ce­nić. Po­wo­dze­nia w kon­kur­sie. :)

Nigdy nie czu­łam się naj­lep­sza z fi­zy­ki, nie­mniej fi­zy­ka kwan­to­wa, choć wy­kra­cza­ją­ca poza moje zdol­no­ści poj­mo­wa­nia, wy­da­wa­ła mi się za­wsze nie­zmier­nie cie­ka­wa. Tak więc po­wyż­sze opo­wia­da­nie, choć dla mnie nieco trud­ne do prze­brnię­cia, cał­kiem mnie wcią­gnę­ło.

Spo­dzie­waj się nie­spo­dzie­wa­ne­go

 

Już tu byłam.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Cześć mfie­do­ro­wicz !!!

 

Bar­dzo fajne. Wcią­gnę­ło mnie. Twoje opo­wia­da­nie po swo­je­mu na­zwał­bym “cuda na kiju” :))) Skąd ty znasz tyle fa­cho­wych wy­ra­żeń? Za­gma­twa­ne, ale jak było o obcej in­te­li­gen­cji itp. to mnie to eks­cy­to­wa­ło.

 

Życzę po­wo­dze­nia w kon­kur­sie!!!

Po­zdra­wiam.

Je­stem nie­peł­no­spraw­ny...

Nie­sa­mo­wi­te opo­wia­da­nie, pełne na­uko­wych teo­rii i roz­ma­chu w przed­sta­wie­niu nowo ro­dzą­cej się świa­do­mo­ści, która tylko cze­ka­ła, by ją od­kryć. Czy­ta­ło się do­brze, mimo nieco in­ne­go za­pi­su dia­lo­go­we­go i na­sy­ce­nia na­uko­wy­mi po­ję­cia­mi. Opo­wia­da­nie z pew­no­ścią wy­róż­nia się na tle in­nych nie tylko trud­ną te­ma­ty­ką za­gad­nień kwan­to­wych, ale rów­nież nieco ina­czej po­pro­wa­dzo­ną fa­bu­łą, któ­rej jest tu nie­wie­le, ale jed­nak dzie­je się dużo. Bar­dzo mi się po­do­ba­ło! Po­zdra­wiam ser­decz­nie! ????

Prze­czy­ta­łam i to wszyst­ko, do czego mogę się przy­znać, al­bo­wiem zro­zu­mie­nie nie chcia­ło się włą­czyć. Przed­mo­wa nieco rzecz przy­bli­ży­ła spra­wę, ale to za mało, abym mogła czer­pać przy­jem­ność z lek­tu­ry. Oso­bli­wy zapis rów­nież nie przy­czy­nił się do zro­zu­mie­nia tek­stu. :(

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Dzię­ku­ję bar­dzo za lek­tu­rę :)) @re­gu­la­to­rzy w przy­szło­ści tek­sty będą trosz­kę bar­dziej przy­stęp­ne!

mfie­do­ro­wicz

Bar­dzo pro­szę, Mfie­do­ro­wi­czu. Po­zo­sta­ję z na­dzie­ją, że Twoje przy­szłe opo­wia­da­nia bar­dziej przy­pad­ną mi do gustu. :)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

mfie­do­ro­wi­czu

Chcia­łem żeby mi się po­do­ba­ło, im dalej brną­łem w tekst tym bar­dziej chcia­łem… a tym dalej do po­zy­tyw­nych wra­żeń. Nie je­stem na­ukow­cem a her­me­tycz­ność i inne zwy­cza­je tego śro­do­wi­ska mnie od­rzu­ca­ją, ale wszyst­kie ele­men­ty scien­ce ja­kich tu uży­łeś są mi dość znane (fa­scy­nu­je mnie fi­zy­ka, zwłasz­cza astro­fi­zy­ka i teo­ria M) żeby był to dla mnie wy­mu­szo­ny z jed­nej stro­ny zle­pek, z dru­giej zaś na­tu­ral­ne i nie jakoś bar­dzo ory­gi­nal­ne po­dej­ście do za­gad­nie­nia “du­cho­wo­ści wszech­świa­ta” (not a thing, just made it up).

Nie wiem czy ktoś wcze­śniej na­pi­sał coś po­dob­ne­go ale mia­łem na­dzie­ję na coś dużo bar­dziej prze­my­śla­ne­go. Trud­ny styl. Za­koń­cze­nie pra­wie ba­nal­ne. Widzę, że świa­do­mość tli się w Tobie na tyle mocna, żeby efek­tow­nie łą­czyć krop­ki, do­ce­niam wy­si­łek i przy­go­to­wa­nie. Cho­dzi mi o to, że ten temat jest zbyt głę­bo­ki i ta­jem­ni­czy na takie “szyb­kie” pi­sa­nie. Mimo wszyst­ko cie­szę się, że innym się po­do­ba.

I have spo­ken.

Do mnie, moja pu­en­to..!

Autor za­de­kla­ro­wał jako ga­tu­nek fan­ta­sty­kę so­cjo­lo­gicz­ną.

Wy­na­la­zek: (bar­dziej od­kry­cie) osta­tecz­na na­tu­ra rze­czy­wi­sto­ści (lub coś w tym ro­dza­ju)

 

Po­ja­wi­ła się w ko­men­ta­rzach uwaga, że mamy tu ra­czej fan­ta­sty­kę ga­dże­to­wą, niż so­cjo­lo­gicz­ną, i muszę się z nią zgo­dzić. Przed­mo­wą po­sta­wi­łeś sobie po­przecz­kę, no, "wy­so­ko" to mało po­wie­dzia­ne. Po­sta­wi­łeś ją na takim po­zio­mie, że Ko­za­kie­wicz by nie do­sko­czył. I bar­dzo mi przy­kro to mówić, ale nie tylko nie do­sko­czy­łeś, a ledwo ode­rwa­łeś się od ziemi.

 

Bo co się w tek­ście dzie­je? Otóż bo­ha­ter­ka i jej matka do­ko­nu­ją od­kry­cia. Mówią o tym od­kry­ciu. Mówią dużo. Uży­wa­ją trud­nych słów. Mówią. Stają przed ko­mi­sją etyki, któ­rej dalej mówią, uży­wa­jąc trud­nych słów, o od­kry­ciu. I osta­tecz­nie ani nie wy­cho­dzi­my z la­bo­ra­to­rium, żeby zo­ba­czyć wpływ od­kry­cia na zwy­kłych ludzi, ani nie widać, żeby bo­ha­ter­ka miała ja­kie­kol­wiek re­al­ne kło­po­ty z ko­mi­sją etyki, czy z matką – bo za­po­wie­dzia­nych w przed­mo­wie re­la­cji matka – córka nie stwier­dzi­łam (matka robi to, czego córka od niej ocze­ku­je, nic wię­cej; córka nie robi w związ­ku z matką nic). Mamy tu prak­tycz­nie tylko tzw. ga­da­ją­ce głowy, które się tym od­kry­ciem za­chwy­ca­ją i nic z tego nie wy­ni­ka.

 

Pod wzglę­dem świa­to­twór­stwa nie ma o czym mówić. Przed­sta­wiasz ra­czej pewną kon­cep­cję me­ta­fi­zycz­ną – muszę Ci zwró­cić uwagę, że ope­ru­jesz na ide­ach fi­lo­zo­ficz­nych, nie na­uko­wych (nauka nie dzia­ła na tym po­zio­mie) i nie jest dla mnie jasne, w jaki spo­sób z frak­tal­nej struk­tu­ry świa­do­mo­ści wy­ni­ka spi­no­zań­ski ide­alizm (czy coś w ten deseń, bo koń­czysz ra­czej He­glem). Ana­lo­gia z kon­struk­ty­wi­zmem w ma­te­ma­ty­ce, na ile to ro­zu­miem, nie za­cho­dzi – w ma­te­ma­ty­ce mamy do czy­nie­nia z innym typem bytu (takim spe­cjal­nym, ma­te­ma­tycz­nym), a tutaj by­ło­by coś mniej wię­cej re­al­ne­go, wcho­dzą­ce­go w związ­ki przy­czy­no­we, zresz­tą Mei zaraz wy­ja­śnia, że ta in­te­li­gen­cja, którą od­kry­ła, ist­nia­ła za­wsze – czyli nawet ona nie wy­cią­ga tej ana­lo­gii, choć się na nią po­wo­łu­je. W każ­dym razie nie ma tu świa­to­twór­stwa w ro­zu­mie­niu fan­ta­sty­ki – prze­my­śla­ne­go świa­ta przed­sta­wio­ne­go nie da się za­stą­pić sło­wem "kwan­to­wy", choć­by nie wia­do­mo, ile razy po­wtó­rzo­nym. Nie je­stem też taka pewna, czy w Chi­nach ist­nie­ją (ma­ją­ce re­al­nie coś do po­wie­dze­nia) ko­mi­sje etyki, ale – nie wiem. Może ist­nie­ją.

 

Wnio­sek bo­ha­ter­ki o kwan­to­wym dzia­ła­niu świa­do­mo­ści okre­śli­ła­bym jako po­spiesz­ny – sama zgod­ność czę­sto­tli­wo­ści jesz­cze nic nie zna­czy. W sce­nie kon­fe­ren­cji też się to nie wy­kla­ro­wa­ło, nie wiem, na ja­kich prze­słan­kach opie­ra się wnio­sko­wa­nie obu pań Li (Li – czy Ling?). O ile je­stem za te­le­olo­gicz­nym ro­zu­mie­niem świa­ta (a ide­alizm też jest mi bli­ski) samo upo­rząd­ko­wa­nie nie­ko­niecz­nie musi świad­czyć o ce­lo­wym pro­jek­cie. Ziar­ni­stość rze­czy­wi­sto­ści po­stu­lu­ją zresz­tą już ato­mi­ści, acz­kol­wiek u nich jest to rze­czy­wi­stość ma­te­rial­na, a Ty zde­cy­do­wa­nie przyj­mu­jesz tu jakiś ro­dzaj ide­ali­zmu, choć im dalej w las, tym mniej z tego wszyst­kie­go ro­zu­mia­łam.

 

Wiem tyle, że sta­nów men­tal­nych nie można te­le­por­to­wać, po­nie­waż nie są one tego ro­dza­ju, żeby mu­sia­ły gdzieś być (tj. nie mogą zmie­nić miej­sca, bo nie mają miej­sca), za­sad­ni­czo – nie są ma­te­rial­ne. A u Cie­bie tym bar­dziej nie po­win­ny być, skoro (po­wta­rzam) ten świat ma być zbu­do­wa­ny na fun­da­men­tach nie­ma­te­rial­nych, ide­ali­zmie (cały czas uży­wam tego słowa w sen­sie tech­nicz­nym, nie po­tocz­nym).

 

Jak może ist­nieć sieć kom­pu­te­rów kwan­to­wych, skoro one same – jeśli do­brze ro­zu­miem, bo nie je­stem tego taka pewna – nie dzia­ła­ją? A tu­bu­li­na, jak wiemy z lek­cji bio­lo­gii, jest za­war­ta we wszyst­kich ko­mór­kach eu­ka­rio­tycz­nych – nie tylko w neu­ro­nach. Więc czemu ta w neu­ro­nach two­rzy kom­pu­ter kwan­to­wy? A inna nie? I skoro wzór ma „wła­ści­wo­ści sa­mo­or­ga­ni­zu­ją­ce­go się sys­te­mu” – to nie jest wła­śnie takim sys­te­mem? Co jesz­cze musi mieć, oprócz wła­ści­wo­ści? Skoro świa­do­mość już jest zja­wi­skiem kwan­to­wym, to co wła­ści­wie zmie­ni "most mię­dzy świa­do­mo­ścią a kwan­to­wą struk­tu­rą rze­czy­wi­sto­ści"? Czy one aby nie są już po tej samej stro­nie rzeki? I jak Mei mogła nad tym mo­stem pra­co­wać od mie­się­cy, skoro nie wie­dzia­ła, na czym się opie­ra? Tj. nie wie­dzia­ła (chyba?) czym jest świa­do­mość? „W tej samej chwi­li wszyst­kie sys­te­my elek­tro­nicz­ne w bu­dyn­ku za­czę­ły za­cho­wy­wać się dziw­nie.” – skąd bo­ha­ter­ka wie, że wszyst­kie, w całym bu­dyn­ku? Nie może tego wi­dzieć – może ewen­tu­al­nie być pod­pię­ta do ja­kichś mier­ni­ków, ale o tym nie było mowy. Jako za­po­wiedź roz­wią­za­nia ma to ewen­tu­al­nie sens, ale w mo­men­cie, w któ­rym się po­ja­wia, wy­glą­da bar­dzo dziw­nie. Osta­tecz­nie nie mam po­ję­cia, co tu jest do czego pod­łą­czo­ne (te wszyst­kie sy­nap­sy, mier­ni­ki i tak dalej) i co w związ­ku z tym.

 

O Ste­phe­nie Haw­kin­gu ktoś po­wie­dział „jest ge­nial­nym fi­zy­kiem-teo­re­ty­kiem, ale jeśli cho­dzi o jego wy­po­wie­dzi na temat teo­lo­gii, jest ge­nial­nym fi­zy­kiem teo­re­ty­kiem”. Nie po­dej­mu­ję się oce­niać Two­je­go ge­niu­szu w dzie­dzi­nie fi­zy­ki, ale w dzie­dzi­nie li­te­ra­tu­ry – nie po­dej­mu­ję się oce­niać Two­je­go ge­niu­szu w dzie­dzi­nie fi­zy­ki.

 

Język. Za­cznij­my od kwe­stii for­mal­nych i for­ma­to­wa­nia tek­stu. W pol­skim za­pi­sie se­pa­ra­to­rem dzie­sięt­nym jest prze­ci­nek, nie krop­ka. Sto­su­jesz an­giel­ski for­mat dia­lo­gów (w pol­skim za­pi­sie przy­jął się inny – zob. tutaj: https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/; zwróć też uwagę na kwe­stie di­da­sca­liów). W tre­ści tek­stu nie do­da­je­my tagów – nie jest to nijak przy­dat­ne (nie chcę tu na­rze­kać na me­cha­nizm wy­szu­ki­wa­nia NF, więc na tym po­prze­stań­my). Aka­pi­ty są bar­dzo krót­kie, roz­dzie­lo­ne świa­tła­mi, co chyba po­win­no zwięk­szać czy­tel­ność, ale w prak­ty­ce ra­czej prze­szka­dza.

 

Jest dużo an­gli­cy­zmów także na po­zio­mie gra­ma­ty­ki, słow­nic­twa i fra­ze­olo­gii: imie­słów przy­słów­ko­wy współ­cze­sny nie ozna­cza przy­czy­ny – tylko rów­no­cze­sność; „prze­su­nę­łam pal­cem po ho­lo­gra­mie, po­więk­sza­jąc frag­ment wy­kre­su” to nie do końca to samo, co „prze­su­nę­łam pal­cem po ho­lo­gra­mie, żeby po­więk­szyć frag­ment wy­kre­su” albo „prze­su­nię­ciem palca po ho­lo­gra­mie po­więk­szy­łam frag­ment wy­kre­su”. „Od­po­wie­dzia­ła mama, jej oczy roz­sze­rzo­ne ze zro­zu­mie­nia” to an­giel­ska kon­struk­cja (no­mi­na­ti­ve ab­so­lu­te, o ile się nie mylę) – po pol­sku mó­wi­my „od­po­wie­dzia­ła mama, a oczy miała roz­sze­rzo­ne ze zro­zu­mie­nia”. „Jej twarz była maską pro­fe­sjo­nal­ne­go spo­ko­ju” to wprost kalka, a „do­kład­nie” w zna­cze­niu „wła­śnie” też jest an­gli­cy­zmem, tak, jak "lo­so­we" za­miast "przy­pad­ko­we" (an­gielsz­czy­zna ma na te dwa po­ję­cia jedno słowo).

 

Jeśli cho­dzi o in­ter­punk­cję, to prze­cin­ki po­win­ny od­dzie­lać od sie­bie w miarę au­to­no­micz­ne czę­ści zda­nia – nigdy okre­śle­nie czasu od cza­sow­ni­ka.

 

Li­czeb­ni­ki przy­ję­ło się w pol­skiej pro­zie pisać słow­nie, przy­naj­mniej te mniej­sze. Jed­no­sy­la­bo­wych wy­ra­zów (en­kli­tyk, np. "się") nie na­le­ży sta­wiać na miej­scach, na które pada ak­cent zda­nio­wy – w razie wąt­pli­wo­ści czy­taj zda­nia gło­śno, to po­ma­ga wy­ło­wić wiele błę­dów. Nie można pisać "kry­tycz­na masa", a tylko „masa kry­tycz­na”, bo to utar­te wy­ra­że­nie, zob. https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/szyk-przydawki-przymiotnikowej;514.html.

 

Proza jest nie­ozdob­na, ale trud­no ją na­zwać pro­stą – na­tłok fa­cho­wych ter­mi­nów sku­tecz­nie utrud­nia wy­ło­wie­nie myśli z tek­stu. Wy­zna­ję, że nie wszyst­kie ter­mi­ny, które za­sto­so­wa­łeś, znam – ale tych, które znam, uży­wasz w spo­sób, który na­rzu­ca mi po­waż­ne wąt­pli­wo­ści co do tego, czy Ty je znasz (model, bit, pro­gra­mo­wa­nie, przy­czy­na, stan, rów­na­nie, ewo­lu­cja, har­mo­nia, ka­ta­li­za­tor). Dobór słów nie­fa­cho­wych też po­zo­sta­wia nie­jed­no do ży­cze­nia: głos nie może brzmieć jak me­cha­nizm – może brzmieć jak zgrzy­ta­nie me­cha­ni­zmu; fan­ta­zji się nie po­pie­ra – po­pie­ra się jakiś ruch, jakąś ide­olo­gię, ale nie fan­ta­zje; od­czy­ty nie są "nie­pod­wa­żal­ne", bo pod­wa­żyć można wnio­ski, ale od­czyt – to od­czyt (fakt, nie wnio­sek); in­ter­fejs nie ma „mocy”, co­kol­wiek by to zna­czy­ło (in­ter­fejs to przej­ściów­ka). Wzór nie jest czymś, co można wy­ka­zy­wać, sys­tem nie jest czymś, co może drżeć.

 

Nie mam też po­ję­cia, co to jest „świa­do­ma in­for­ma­cja”? jak wzór może „po­cho­dzić z czasu”? (co to zna­czy?), ani o co cho­dzi we fra­zie: "15:42:07 to do­kład­nie od­wrot­ność czę­sto­tli­wo­ści re­zo­nan­so­wej mi­kro­tu­bul: 1/432 Hz co do sied­miu miejsc po prze­cin­ku.". „Lo­so­wy sys­tem” też jest dla mnie zu­peł­nie nie­prze­zro­czy­sty.

 

Osta­tecz­nie po­zo­sta­ję więc skon­fun­do­wa­na.

 

Plik z uwa­ga­mi przy­pię­ty­mi do miejsc, któ­rych do­ty­czą, jest do­stęp­ny na priv.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Po­do­ba­ło mi się. Ale to pew­nie wy­ni­ka stąd, że te­ma­ty­ka leży w ob­sza­rze moich za­in­te­re­so­wań. Muszę zgo­dzić się z wie­lo­ma uwa­ga­mi Tar­ni­ny. Poza tym mam wąt­pli­wo­ści do­ty­czą­ce ob­ra­zo­wa­nia. Po­tra­fi­my na­ry­so­wać na płasz­czyź­nie coś, co two­rzy złu­dze­nie trój­wy­mia­ro­wo­ści. Two­rzo­ne są obiek­ty trój­wy­mia­ro­we takie, że ist­nie­ją lu­dzie twier­dza­cy iż widzą ich czte­ro­wy­mia­ro­wość. Ale to za­wsze jest róż­ni­ca za­le­d­wie jed­ne­go wy­mia­ru. Tym­cza­sem roz­ma­ito­ści Ca­la­bie­go-Yau to znacz­nie wię­cej wy­mia­rów niż czte­ry. A jak za­pre­zen­to­wać w trój­wy­mia­rze obiek­ty dzie­się­cio– czy je­de­na­sto­wy­mia­ro­we (stru­ny) ? Ale i tak fajna za­ba­wa.

@Tar­ni­na. Co do od­kry­wa­nia ma­te­ma­ty­ki, to zwo­len­ni­cy tego po­glą­du uwa­ża­ją, że to ma­te­ma­ty­ka jest re­al­na, a to co my bie­rze­my za rze­czy­wi­stość jest jej ema­na­cją. Tro­chę to przy­po­mi­na Pla­to­na.

Two­rzo­ne są obiek­ty trój­wy­mia­ro­we takie, że ist­nie­ją lu­dzie twier­dza­cy iż widzą ich czte­ro­wy­mia­ro­wość.

… serio?

Co do od­kry­wa­nia ma­te­ma­ty­ki, to zwo­len­ni­cy tego po­glą­du uwa­ża­ją, że to ma­te­ma­ty­ka jest re­al­na, a to co my bie­rze­my za rze­czy­wi­stość jest jej ema­na­cją. Tro­chę to przy­po­mi­na Pla­to­na.

Tak, to przy­po­mi­na Pla­to­na, ale tutaj po­słu­ży­łam się sło­wem “re­al­ny” w dość tech­nicz­nym sen­sie – nie “ist­nie­ją­cy” tylko “ist­nie­ją­cy i wcho­dzą­cy w związ­ki przy­czy­no­wo-skut­ko­we”, czego o by­tach ma­te­ma­tycz­nych, ści­śle bio­rąc, nie można po­wie­dzieć. Spe­cja­li­stycz­ne spra­wy.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Cał­kiem serio. Ale trze­ba mieć nie­zwy­kle wy­ro­bio­ną wy­obraź­nię. Ja nie widzę.

Ja nawet nie widzę moż­li­wo­ści wi­dze­nia, ale wie­rzę Ci. Są rze­czy na nie­bie i ziemi, o któ­rych mi się nie śniło…

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

To są fak­tycz­nie spra­wy dość spe­cy­ficz­ne. Bo gdy wcho­dzi­my zbyt głę­bo­ko w ana­li­zo­wa­nie rze­czy­wi­sto­ści, to przy­czy­no­wość prze­sta­je się wy­da­wać tak oczy­wi­sta. Nie­któ­re eks­pe­ry­men­ty, jak np. eks­pe­ry­men­ty z wy­bo­rem opóź­nio­nym (ang. de­lay­ed-cho­ice expe­ri­ments), wska­zu­ją, że przy­szłość może wpły­wać na prze­szłe wła­ści­wo­ści ukła­du. Przy­kła­dy ta­kich eks­pe­ry­men­tów:

Eks­pe­ry­ment Whe­eler’a z wy­bo­rem opóź­nio­nym.

Teo­ria trans­ak­cyj­na Johna Cra­me­ra: Za­kła­da ist­nie­nie fal „za­awan­so­wa­nych” (bie­gną­cych wstecz w cza­sie) i „re­tar­do­wa­nych” (bie­gną­cych w przód w cza­sie), które wspól­nie de­ter­mi­nu­ją wynik po­mia­ru.

Nie wgłę­bia­jąc się zbyt­nio wy­da­je się, że ci, któ­rzy serio uwa­ża­ją iż od­czu­wa­na przez nas rze­czy­wi­stość jest ema­na­cją ma­te­ma­ty­ki, przyj­mu­ją ma­te­ma­tycz­ną struk­tu­rę me­cha­ni­ki kwan­to­wej (która tę me­cha­ni­kę okre­śla po­nie­kąd) za pier­wot­ną. Sorry, bla bla bla – już nie mącę. Wszyst­kie­go naj­lep­sze­go w dwa ty­sią­ce dwu­dzie­stym pią­tym.

Ha, to już jeden pi­sarz opra­co­wał ;) (”Hi­sto­ria two­je­go życia”) – ta kon­cep­cja fi­zycz­na (któ­rej nazwa aku­rat mi umknę­ła) fak­tycz­nie ist­nie­je, ale jest mniej po­pu­lar­na.

Do siego roku!

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nowa Fantastyka