- Opowiadanie: NaNa - Polowanie na dusze

Polowanie na dusze

Według mnie wyszła z tego fantastyka socjologiczna, ale nie uważam, żebym się  jakoś szczególnie znała :)

 

Za możliwe (i całkiem prawdopodobne) niedociągnięcia z góry przepraszam - z przyczyn technicznych publikacja odbyła się przy użyciu telefonu, a to nie najodpowiedniejsze urządzenie do tego rodzaju czynności...

 

Dwa słowa odnośnie zakończenia: czasem lepiej zostawić pewne rzeczy niedopowiedziane. Jeśli jednak byłyby jakieś wątpliwości, jestem do dyspozycji, chętnie podyskutuję :)

 

Miłego czytania!

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Polowanie na dusze

Uniwersytet Stanowy, 8 lipca

Drzwi zatrzasnęły się z hukiem. Lydia spojrzała bez większego zainteresowania na studenta, który właśnie wszedł do auli. Chłopak machnął ręką przepraszająco, czerwieniąc się po czubki odstających uszu i popędził po schodach w górę, by zająć miejsce w ostatnim rzędzie.

Kobieta powiodła nieprzeniknionym wzrokiem po jasnych twarzach, w myślach machinalnie szacując liczbę obecnych na sali. W powietrzu niemal dawało się wyczuć napięcie. Młodzi ludzie w skupieniu czekali na pierwsze słowa pani profesor, o której dokonaniach słyszał chyba każdy, lecz mało kto miał szansę uczestniczyć w prowadzonych przez nią gościnnie wykładach.

Odetchnęła kilka razy głęboko, by jej głos zabrzmiał czysto i donośnie.

– Chyba jesteśmy już w komplecie. Witam was serdecznie. Bardzo się cieszę, że mimo trwającej przerwy wakacyjnej tak wielu z was zdecydowało się zainwestować swój czas w dalszą edukację. Nie ukrywam, że moi koledzy z instytutu wiążą z tymi zajęciami wielkie nadzieje. – Spojrzała na słuchaczy znad kocich okularów o szylkretowych oprawkach. – Liczą, że moja obecność zwabi w nasze szeregi młode głowy ze świeżymi pomysłami. A rąk do pracy nad naszym przełomowym projektem nigdy za wiele.

Na jej twarzy rozkwitł uśmiech przebojowej ciotki – dobrotliwej, a jednak mającej swoje za uszami. Kilka osób z pierwszych rzędów odpowiedziało na niego, z zapałem kiwając głowami.

Tymczasem ciemny ekran za jej plecami rozjaśnił prosty biały napis:

WYKŁAD 1: CZYM JEST DUSZA?

– Zacznijmy od krótkiego wprowadzenia. Czym właściwie jest dusza?

Już w dawnych czasach wiele religii uznawało istnienie duszy – czegoś nienamacalnego i niemierzalnego, nierozerwalnie związanego z człowiekiem i odróżniającego go od zwierząt jako istot uznawanych za niższe. Dzisiaj mamy naukowe dowody na to, że dusza nie jest osobnym bytem, lecz integralną częścią żywego organizmu. Jest ściśle związana z procesami życiowymi, a gdy te ustają, połączenie zostaje przerwane.

Do tej pory nie udało się ustalić, co ostatecznie dzieje się z duszami po śmierci. Wiemy jednak, że część z nich – uważamy, że dusze ludzi, którzy pozostawili po sobie jakieś nierozwiązane kwestie, a także te, które nie pogodziły się ze śmiercią organizmu – trafia do miejsca, które nazywamy Zaświatem. Jest to ukryty wymiar znanego nam świata, do którego większość z nas nie ma dostępu. Dusze krążą między nami, jednak – poza odosobnionymi przypadkami wybitnie wrażliwych jednostek – nie widzimy ich, nie wyczuwamy ich obecności ani nie jesteśmy w stanie się z nimi komunikować.

Jak być może wiecie, już blisko dwadzieścia lat temu profesor Brian Howard opracował pierwszy system przechwytujący, na którym bazowaliśmy, konstruując aparaty, roboczo nazywane łapaczami dusz. Od tej pory nasz zespół pochłania szukanie rozwiązań, które poszerzą zastosowanie tych urządzeń i pozwolą wykorzystać je w praktyce…

 

***

 

– Pani profesor, mogę zająć chwilę?

Lydia przyjrzała się drobnej dziewczynie, która ją zagadnęła. Gładka, nieco dziecinna twarz o dużych szarych oczach, zebrane w niesforną kitkę jasne włosy i nieśmiały uśmiech wyglądały znajomo.

– Tak? – Zdawkowe pytanie zabrzmiało nieco obcesowo, jednak po niemal godzinnym monologu i odpowiedzeniu na jakiś tysiąc pytań kobieta nie miała już ochoty silić się na przesadną życzliwość.

– Byłam w instytucie na półrocznym stażu. Brałam udział w zbieraniu i analizie porównawczej pomiarów, zresztą później napisałam z tego pracę magisterską…

– Jak się nazywasz?

– Alicia May.

Lydia skinęła głową. Pamiętała tę pracę – jedną z niewielu, które zgodziła się zrecenzować osobiście. Jej autorka miała głowę na karku i przejawiała duży potencjał.

– W czym mogę ci pomóc, Alicio?

– Przepraszam, że tak bezpośrednio, ale chciałabym kontynuować pracę w instytucie. Nie ukrywam, że marzy mi się zrobienie doktoratu pod pani czujnym okiem. Jednak przede wszystkim chciałabym zrobić coś dobrego dla tych biednych ludzi.

– Kogo masz na oddziale?

Dziewczyna uśmiechnęła się smutno.

– Jestem sama jak palec. Po prostu widziałam za dużo ludzkiej niedoli, żeby przejść obok tego obojętnie. Pragę pomóc.

Lydia się nie zastanawiała. Mogła w nieskończoność rozważać argumenty za i przeciw przyjęciu Alicii, lecz nie miała na to czasu. Ani ochoty. Pamiętała zresztą, jak wartościowe były obliczenia, analizy i spostrzeżenia zawarte w jej pracy. Część z nich – za zgodą autorki, udzieloną w krótkiej przedmowie – po lekkiej modyfikacji zaimplementowali do programu.

Musiała jedynie sprawdzić, jak dziewczyna poradzi sobie z presją.

– Temat kolejnego wykładu dotyczy badań. Przygotuj się. Możesz wykorzystać swoją pracę.

 

Instytut Metafizyki Stosowanej, 3 listopada

– Jak idzie?

Lydia rzuciła okiem na wyświetlacz. Interpretacja pomiarów dokonanych przez czujnik gęstości stanowiła bardzo złożony proces i wymagała sporo czasu. Doświadczenie podpowiadało jej jednak, że przy obecnych parametrach w sali badawczej numer siedem wskaźnik wyniesie między siedem a dziewięć. To by się zgadzało z oczekiwanym stanem faktycznym.

– Jeszcze chwila… – Technik dokonał ostatnich korekt. – Mamy to, pani profesor!

Kobieta poklepała młodego chłopaka po plecach. Szereg cyfr wyświetlanych teraz na monitorze potwierdził jej przypuszczenia.

– Potrafimy już określić, jak się przemieszczają?

– Potrzebujemy zebrać jeszcze więcej danych do analizy. Ale mamy już opracowane wstępne schematy.

Skinęła głową. Nie mogła oczekiwać wyników z dnia na dzień. I tak poczynili już znaczne postępy. Jeszcze trochę i projekt zacznie nabierać realnych kształtów.

 

***

 

Zatrzasnęła drzwi i chwiejnie podeszła do swojego stanowiska. Padając bez sił na obrotowy fotel, zahaczyła o przenośną konsoletę, niemal strącając cenny sprzęt na podłogę. Podpierając łokcie na blacie, uniosła dłonie na wysokość twarzy i przez chwilę z krzywym uśmiechem obserwowała ich wyraźne drżenie.

– Wyglądasz na przemęczoną, Lydio. – Wzdrygnęła się na dźwięk głosu dobiegającego od sąsiedniego biurka. – Za dużo pracujesz.

– Daj spokój, Alicio. Nie jesteś moją asystentką osobistą po to, żeby sprawdzać, ile spałam i czy dostarczyłam organizmowi wystarczająco dużo kalorii. Mamy bardzo ważne zadanie do wykonania.

– Co może okazać się znacznie trudniejsze, jeśli padniesz nam tu z wyczerpania.

– Za to będzie łatwiejsze, kiedy przestaniesz zawracać mi głowę błahostkami niewartymi uwagi. – Lydia posłała dziewczynie spojrzenie znad okularów. – Dość tych pogaduszek. Idź skontrolować salę jedenastą. Technik znów zgłaszał jakieś anomalie.

 

Uniwersytet Stanowy, 15 lipca

– Dzisiejsze zajęcia poprowadzi wasza koleżanka, która jakiś czas temu uczestniczyła w prowadzeniu badań. Alicio, proszę.

Lydia zajęła jedno z wolnych miejsc w pierwszym rzędzie i spojrzała wyczekująco. Dziewczyna krótko skinęła głową i uruchomiła ekran za sobą.

WYKŁAD 2: ANALIZA STANÓW DUSZY W ODNIESIENIU DO ŚMIERCI ORGANIZMU, ŚMIERCI KLINICZNEJ I ŚPIĄCZKI

– Jak już profesor Sprout wspominała na poprzednim wykładzie, ponad dekadę temu opracowano prototyp tak zwanego „łapacza dusz”. Projekt był o tyle przełomowy, że pozwalał niejako na wyrwanie duszy z Zaświata i umieszczenie jej w odpowiednio dostosowanym nośniku, w kontrolowanych, ściśle określonych warunkach. Pojawił się jednak poważny problem – urządzenie działało w sposób losowy. Jego oprogramowanie nie przewidywało możliwości nastawienia jakichkolwiek parametrów umożliwiających przechwycenie konkretnej duszy. Kolejnym celem stało się więc wypracowanie metody na identyfikację dusz.

Ponad dekadę temu Instytut Metafizyki Stosowanej pod kierownictwem pani profesor wdrożył pionierski program analizy stanów duszy, mający ułatwić to zadanie. Pierwszym etapem było zbieranie danych z sali śmierci. Przez lata setki naukowców, stażystów i wolontariuszy przy pomocy czytników wyposażonych we wszelkie możliwe czujniki dokonywało pomiarów pacjentów w chwili śmierci. Na wagę złota było również zaledwie kilkadziesiąt odnotowanych w tym czasie przypadków tak zwanej „śmierci klinicznej”.

Analiza odczytów pozwoliła na wstępne ustalenie, co łączy duszę z ciałem. Jak widzicie na schemacie, połączenia zbiegają się z najważniejszymi ośrodkami w ciele, takimi jak serce, płuca czy ośrodkowy układ nerwowy. Roboczo nazwano te połączenia meta-synapsami. Wykazano, że owe synapsy zostają w sposób nieodwracalny przerwane w momencie obumarcia pnia mózgu. Co ciekawe, u pacjentów doświadczających śmierci klinicznej meta-synapsy czasowo zanikają, by w stanie nienaruszonym odnowić się po przywróceniu czynności życiowych.

Kolejnym naturalnym etapem było zbieranie danych wśród pacjentów w stanie śpiączki. Dlaczego? Otóż lata analiz wykazały, iż śpiączka to nic innego jak stosunkowo trwałe oddzielenie się duszy od ciała. Należy zaznaczyć, że chodzi tu o ciało, które zachowało funkcje życiowe i przynajmniej podstawową aktywność układu nerwowego. U ludzi w śpiączce meta-synapsy są wciąż obecne, jednak ulegają pewnemu przekształceniu…

 

***

 

– Całkiem nieźle ci poszło.

Alicia uśmiechnęła się zdawkowo, pakując skromne notatki. Co prawda była doskonale obeznana w temacie, który przedstawiała, nie bała się też wystąpień publicznych i nie zdarzało jej się ze stresu zapominać języka w gębie. Chciała jednak wyglądać profesjonalnie. Arkusze – na które zerkała od czasu do czasu, robiąc pauzy w dobrze wykalkulowanych momentach – służyły jej raczej jako rekwizyt.

– Poprowadzisz też kolejny wykład. – Skinęła krótko głową. – A w poniedziałek chcę cię widzieć w instytucie. Punkt szósta, żebym zdążyła wprowadzić cię w obowiązki, nim zaczniemy zwykły dzień pracy. Jeśli się spóźnisz, możesz już nie przychodzić.

 

Instytut Metafizyki Stosowanej, 5 listopada

– Kto ją znalazł?

– Alicia May, jej asystentka. O tak wczesnej porze nikt inny by się tam nie kręcił.

Mężczyzna sapnął krótko, dając wyraz irytacji z powodu nieistotnego wtrętu. Oczekiwał krótkich, rzeczowych odpowiedzi. Teraz, kiedy cały program stanął pod znakiem zapytania, nie było czasu na luźne pogawędki.

– Przyślij mi ją tutaj za pół godziny. I zwołaj posiedzenie zarządu w trybie pilnym.

 

***

 

Ciche pukanie wyrwało wszystkich z otępienia wywołanego przez najświeższe wiadomości.

– Wejść!

Drzwi uchyliły się i do sali konferencyjnej zdecydowanym krokiem weszła drobna dziewczyna. Włosy związane w kitkę podskakiwały niesfornie przy każdym poruszeniu, co nie licowało z powagą wymalowaną na twarzy.

– Usiądź. Alicia, tak? Podobno to ty ją znalazłaś. – Zdawkowe skinienie potwierdziło to, co wszyscy już wiedzieli. – Jak to wyglądało?

– Po porannej odprawie profesor Sprout wysłała mnie po kawę, jak zawsze o tej porze. Kiedy wróciłam, na wpół leżała na fotelu przy swoim stanowisku. Nie było z nią kontaktu.

– Nie zauważyłaś nic wcześniej?

– Wyglądała może na nieco przemęczoną, ale nikogo to specjalnie nie dziwiło. Oddawała całe serce tej pracy, niemal stąd nie wychodziła.

– Wszyscy zdajemy sobie sprawę, że obecnie dalsze prowadzenie programu stoi pod znakiem zapytania. – Mężczyzna zwrócił się do pozostałych pięciorga członków zarządu. – Lydia Sprout była nie tylko twarzą instytutu, ale też jego mózgiem. Nie chodzi już nawet o to, że bez niej możemy stracić grant. Po prostu nie ma kto tego pociągnąć dalej.

Dziewczyna odchrząknęła, zwracając na siebie uwagę zgromadzonych.

– Z całym szacunkiem… W ostatnich miesiącach ściśle z nią współpracowałam. Poznałam jej sposób rozumowania i działania. Poza tym… – Alicia wzięła głęboki oddech. – Być może wiem, jak nawiązać kontakt.

 

***

 

– Jeff, potrzebuję twojej pomocy.

Kierownik dziennej zmiany techników uśmiechnął się szeroko. Uwielbiał pracować z Alicią. Ta śliczna dziewczyna była znacznie przyjemniejsza w obyciu niż Lydia, a przy tym równie konkretna.

– Zrobię, co w mojej mocy. W czym rzecz?

– Musimy nieco przekształcić główną pracownię.

– Zaczekaj… Chcesz ją tam położyć? Nie z innymi?

Alicia skinęła głową, posyłając mężczyźnie zakłopotane spojrzenie.

– Będę jej potrzebować.

– Ale… Ty chcesz ją złapać, prawda? Dobrze wiesz, że lokalizator jest jeszcze w fazie testów. To będzie cholernie trudne.

– Musi zadziałać. Chcę podjąć próbę kontaktu.

– O czym ty mówisz?

– Jeśli uda się rozszerzyć funkcje programatora i podłączyć mój translator do łapacza, będziemy mogli się z nią porozumieć.

– Jaki translator? Od dawna nad nim pracujesz? Profesor Sprout w ogóle miała o tym pojęcie?

Alicia nieznacznie wzruszyła ramionami.

– Naprawdę jej potrzebujemy, Jeff. Bez Lydii mogą zawiesić program. To, co robimy, jest zbyt ważne, żeby do tego dopuścić.

 

Uniwersytet Stanowy, 22 lipca

WYKŁAD 3: POLOWANIE NA DUSZE

Alicia powiodła wzrokiem po sali. Wśród studentów rozległy się podniecone szmery, gdy slajd tytułowy rozjaśnił ekran za jej plecami. Szybko jednak zapadła pełna wyczekiwania cisza.

– Dlaczego w ogóle rozmawiamy o identyfikacji i „łapaniu” dusz?

Jak wam zapewne wiadomo, na całym świecie od wielu lat obserwuje się zwiększoną zapadalność w śpiączkę. Analizy nie wykazują związku tej przypadłości z wiekiem, rasą, chorobami przewlekłymi ani przebytymi, uwarunkowaniami genetycznymi ani środowiskowymi. Pacjenci nie wykazują przy tym żadnych objawów sygnałowych – oprócz widocznych oznak zmęczenia, nie wykraczających jednak poza zwyczajowe normy. Można powiedzieć, że zapadnięcie w śpiączkę jest zdarzeniem zupełnie losowym i nie daje się przewidzieć żadnym algorytmem.

Istnieje teoria mówiąca, że za tak zwaną „senną epidemię” odpowiadają zaburzenia w Zaświecie o nieznanej przyczynie. Do tej pory nie dysponujemy narzędziami pozwalającymi w sposób wiarygodny przeprowadzać badania na tej płaszczyźnie. Obecne prace skupiają się więc na problemie, który jest nam znacznie bliższy – na samych pacjentach.

Nadrzędnym celem, który przyświeca prowadzonemu przez instytut programowi, jest wynalezienie sposobu na przechwycenie duszy, wszczepienie jej z powrotem do ciała i przywrócenie pacjenta w śpiączce do normalnego funkcjonowania.

Obecnie trwają prace nad lokalizatorem, który zostanie następnie sprzężony z łapaczem dusz. W ten sposób zyskamy pewność, że dusza umieszczona w cylindrze będzie tą konkretną, o którą nam chodzi. Kolejnym krokiem będzie naturalnie opracowanie sposobu na wybudzenie pacjenta ze śpiączki, a więc odwrócenie przekształcenia meta-synaps w taki sposób, aby umożliwić duszy powrót do ciała…

 

Instytut Metafizyki Stosowanej, 9 listopada

Cylinder rozjarzył się pulsującym niebieskawym światłem. Pokrywa obróciła się trzykrotnie, dociskając uszczelki. Turbina zawirowała, odsysając gazy przez filtr elektrostatyczny. W końcowej fazie rozległo się ciche „pyk” i nagle wszystko ucichło.

Alicia przyjrzała się gładkiej powierzchni, po której pełgały błękitne ogniki. Łapacz zadziałał prawidłowo. Teraz należało sprawdzić, czy lokalizator sprawdził się równie dobrze.

Pochyliła się nieco nad mikrofonem, nie odrywając wzroku od cylindra, i zapytała nieco drżącym głosem:

– Lydio, jesteś tam? Słyszysz mnie?

Przetwornik przesłał wzmocnione fale dźwiękowe wprost do łapacza. Odczyty wyświetlane na ekranie wskazywały, że niebieskie światło zapulsowało w rytmie zgodnym z ich częstotliwością.

Nagle monitor ożył, wyświetlając migoczący szereg cyfr:

2273864

0112358

Dziewczyna obróciła się na krześle i klasnęła w dłonie, uradowana. Jeff posłał jej pytające spojrzenie.

– Skąd możesz mieć pewność, że to ona, a nie ktoś zupełnie przypadkowy?

– Spójrz. – Alicia wskazała pierwszą wiadomość. – To jej numer identyfikacyjny.

– A ten drugi rząd?

– Ciąg Fibonacciego. – Dziewczyna uśmiechnęła się smutno. – Taki nasz prywatny żarcik.

– No dobrze. A nie mogła… – Mężczyzna zawahał się na sekundę. – …powiedzieć czegoś bardziej zrozumiałego?

Obraz na ekranie natychmiast się zmienił. Teraz jaśniało na nim pojedyncze zero.

–O co chodzi?

– Zaczekaj… Być może z jakiegoś powodu może przesyłać jedynie cyfry.

1

– Widzisz? To kod binarny! Jedynka oznacza prawdę, zero fałsz. Prawda, Lydio?

1

– Wymyśliła prosty sposób, jak się z nami komunikować, nie mogąc nawet używać słów. Najwyraźniej łapacz z duszą w cylindrze staje się czymś w rodzaju komputera… Wygląda na to, że będziemy potrzebować Scotta. Musi pomóc mi przeprogramować translator…

 

***

 

Szybko to rozgryzłaś.

Głos do złudzenia przypominał ten należący do Lydii, jednak był mechaniczny i całkowicie wyprany z uczuć. Słysząc go, Alicia przez moment poczuła się nieswojo. Natychmiast jednak otrząsnęła się z chwilowego odrętwienia i pochyliła się nad mikrofonem.

– No wiesz, to ty podsunęłaś mi system binarny.

Ale zrozumiałaś.

– Pracując nad translatorem w pojedynkę, musiałam trochę zainteresować się programowaniem. – Dziewczyna zamyśliła się na moment. Było tyle rzeczy, o które chciała zapytać swoją mentorkę, nie było jednak na to czasu. Potrząsnęła głową. – Zabierajmy się do pracy.

 

***

 

Mężczyzna poprawił mankiety koszuli i odchrząknął nieznacznie. Spojrzał jej prosto w oczy, delikatnie unosząc brwi w wyrazie oczekiwania.

– No więc? Z czym pani przychodzi, panno May?

– Udało się nawiązać kontakt. Profesor Sprout, choć nadal w stanie śpiączki, jest znowu z nami. Może uczestniczyć w pracach… A to oznacza, że program nie jest już zagrożony. Proszę o pozwolenie na kontynuowanie jej dzieła.

– Jakie planujecie kolejne kroki?

– Cóż, nadal testujemy lokalizator, ale wyniki są nader zadowalające. Kiedy skuteczność przekroczy dziewięćdziesiąt procent, skupimy się na problemie ponownego wszczepienia duszy do ciała.

– Doskonale. Do końca tygodnia proszę mi przesłać dokładny raport z dotychczasowych postępów. Sądzę, że zainteresuje on zarówno zarząd, jak i sponsorów. I do roboty!

 

Instytut Metafizyki Stosowanej, 29 listopada

– Jesteś niesamowita, Lydio!

Asystent rzucił jej jedynie krótkie spojrzenie i wrócił do swojej roboty. W ciągu ostatnich tygodni wszyscy przywykli do tego, że Alicia od czasu do czasu niespodziewanie rzucała krótkie uwagi w eter. Czasem nawet prowadziła długie dyskusje z profesor Sprout, unieruchomioną w głównej pracowni. Niewielka bezprzewodowa słuchawka z mikrofonem stała się nieodłącznym elementem jej codziennego wyposażenia. Obecność współpracowników w niczym jej nie przeszkadzała.

– Zobaczysz, już niedługo ściągniemy was z powrotem.

 

***

 

– Widzisz? Tu jest błąd. – Scott stuknął palcem w ekran. – Niemożliwe, żeby to tak zadziałało przy obecnych założeniach.

Dziewczyna przyjrzała się wskazanemu fragmentowi i zmarszczyła brwi. Nie była ekspertem, ale ten kod napisała od początku do końca przy wsparciu Lydii. Kobieta może sama nie była programistką, ale po przejściu do Zaświata zyskała nieograniczony dostęp do nieskończonych zasobów ludzkiego umysłu. Działała teraz niczym superkomputer, a jej moc obliczeniowa przewyższała wszystko, co do tej pory człowiek zdołał skonstruować.

– Nie rozumiem. Co tu według ciebie nie pasuje?

Trzeba zmienić założenia.

Mężczyzna wzdrygnął się mimowolnie. Niemal zdołał zapomnieć, że oprócz nich w pracowni obecny jest ktoś jeszcze. I to w dwójnasób – w formie ciała w stanie śpiączki, a także bezcielesnego bytu zamkniętego w cylindrze łapacza dusz.

Inaczej nie odwrócicie polaryzacji.

– Co masz na myśli?

– Czy to znaczy… Od początku się myliliśmy. Prawda, Lydio?

Tak. Łapacz jest doskonały.

– Tak doskonały, że dusza raz w nim zamknięta…

– …nie może go już opuścić?

Ja tu utknęłam. Nie możecie popełnić tego błędu z innymi.

Łzy zalśniły na policzkach Alicii. Tak wytrwale pracowali, żeby przywrócić do życia wszystkich dotkniętych epidemią. I udało się, rozgryźli to – ale nie mogli uratować osoby, na której jej najbardziej zależało. Jej mentorka, jeden z najwybitniejszych umysłów, jakie świat nosił, miała już na zawsze pozostać zespolona z maszyną. Maszyną, którą sami stworzyli. Która miała być ratunkiem, a okazała się pułapką.

 

Epilog

– Zrobliśmy to, Lydio. Właśnie został wybudzony ostatni pacjent.

Uruchamiam siatkę.

Alicia skinęła głową. Co prawda bardziej do siebie – kobieta nie mogła jej widzieć, pozbawiona zmysłów i odizolowana od świata zewnętrznego – ale to niczego nie zmieniało. Już dawno ustaliły schemat działania. Teraz, kiedy wszystkie „śpiące” dusze zostały przywrócone do życia, musieli zrobić wszystko, by przeciwdziałać kolejnym przypadkom.

A właściwie Lydia musiała. Tylko ona miała dostęp do Zaświata i w jakiś niezrozumiały dla nich sposób mogła kontrolować to, co się działo na pograniczu. Podczas gdy zespół instytutu zajmował się odwracaniem polaryzacji i odbudową meta-synaps u kolejnych pacjentów, ona opracowała coś, co nazwała siatką polaryzacyjną. Nikt do końca nie wiedział, czym była. Musieli jednak zaufać zapewnieniom, że jej uruchomienie położy kres epidemii.

– Powiedz mi jeszcze raz, jak to ma działać?

Odpowiedziała jej cisza. Alicia spojrzała przez ramię. Coś się zmieniło.

Do tej pory gładka powierzchni cylindra była ożywiana przez pełgające rozbłyski błękitnego światła. Teraz zmatowiała, jedynie tu i ówdzie lśniły od czasu do czasu iskierki przywodzące na myśl śnieżenie starych odbiorników telewizyjnych.

Na ekranie migotała pojedyncza cyfra:

0

Koniec

Komentarze

 

 

Heloł.

 

To je dobre to. Smaczne. Lubię opowiadania, powiedzmy, eee, pozaschematowe, innowacyjne, czy o nieszablonowej myśli przewodniej. Dodatkowo poparte reaserchem albo wiedzą. Kiedyś czytałem o farmach wyhodowanych mózgów (nie opko, artykuł) i dowodzono w nim, że to najbliższe, co może być definicją piekła. Tak więc no, dobre to Twoje opko. Zacne.

Nie jestem fanem happy endu i ten epilog, gdzie wszystkich wybudzają już troszeczkę cukierkowy, ale potem cyfra zero przywraca nadzieję.

Trochę wyłowiłem. Może nie baboli, ale no, zresztą spójrz:

 

“Dziewczyna krótko skinęła głową i uruchomiła ekran za sobą”. – nie wiem jak się wyczynia krótkie skinięcie. Pewnie jest szybkie, czy coś. Przemyślałbym transfer słowa: nieznacznie.

 

“– Poprowadzisz też kolejny wykład. – Skinęła krótko głową. – A w poniedziałek chcę cię widzieć w instytucie”. – Tadam. Znowu krótko. Zaczynam już uważać na to słowo.

 

“Mężczyzna sapnął krótko, dając wyraz irytacji z powodu nieistotnego wtrętu. Oczekiwał krótkich, rzeczowych odpowiedzi”. – a co my tu mamy? 2xkrótko.

 

“–O co chodzi?” – o się przylepiło do kreseczki.

 

“Asystent rzucił jej jedynie krótkie spojrzenie i wrócił do swojej roboty. W ciągu ostatnich tygodni wszyscy przywykli do tego, że Alicia od czasu do czasu niespodziewanie rzucała krótkie uwagi w eter”. – i na deser kończymy doublem krótkiego z krótkim. No i tyle.

Spoko opko. Fajny zamysł. I rzetelne, wiarygodne dla mnie (laika) poprowadzenie.

Hej przygodo.

Witaj. :)

Ze spraw technicznych zatrzymały mnie następujące fragmenty (do przemyślenia):

–O co chodzi? – brak spacji?

…powiedzieć czegoś bardziej zrozumiałego? – i tu?

– …nie może go już opuścić? – i tu?

Słysząc go, Alicia przez moment poczuła się nieswojo. Natychmiast jednak otrząsnęła się z chwilowego odrętwienia i pochyliła się nad mikrofonem. – powtórzenia?

Było tyle rzeczy, o które chciała zapytać swoją mentorkę, nie było jednak na to czasu. – i tu?

 

Opowiadanie szybko wciąga, ciekawie opowiadasz o kolejnych postępach pracy bohaterek, bardzo dobrze dozujesz napięcie. Zajęcie miejsca profesorki (oraz jego cel) przez Alicię zaskoczyło, ale i mocniej wciągnęło w bieg fabuły. :)

Przepraszam, jeśli się mylę, lecz na wszelki wypadek chciałabym poprosić Lożę o zerknięcie na ten wyjątkowo interesujący i oryginalny tekst, aby nie przepadł, bo ma – w mojej skromnej ocenie – nadzwyczaj wiele walorów. Z tego też względu podwójnie klikam. :)

Powodzenia, pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Witam pierwszych komentujących!

 

Że też ta krótkoza mi tak jakoś umknęła… Jak do tego doszło, nie wiem :) O powtórzeniach i zjedzonych spacjach już nawet nie wspomnę, wstyd xD

Za uwagi serdecznie dziękuję, wezmę do serduszka i kiedyś poprawię – ale to jak już się dostanę do komputera, bo doświadczenie publikowania z telefonu jest przeżyciem, którego nie życzyłabym najgorszemu pisarzowi wrogowi, kolejnego edytowania już nie wytrzymię xD

 

Jeszcze serdeczniej dziękuję za przemiłe słowa i kliki! Cieszę się niezmiernie, że się spodobało i przekonało, miód na moje świeżo rozmrożone po długiej przerwie pisarskie serduszko <3

 

Pozdrawiam i dziękuję za poświęcony czas!

Spodziewaj się niespodziewanego

Hej,

 

Bardzo fajny zamysł opowiadania i styl przedstawienia wydarzeń. Fabulanie też niczego sobie – szczególnie podoba mi się koncept życia poza ciałem i wpływ profesorki na inne dusze w Zaświecie. Sposób komunikacji za użyciem kodu binarnego dodaje do naukowego klimatu.

 

Zakończenie pozostawia w napięciu, mimo początkowego sukcesu z wybudzeniem innych pacjentów. 

 

Co do kwestii technicznych – nic szczególnie nie rzuciło mi się w oczy, ale to raczej nie jest moja mocna strona.

 

Pozdrawiam :)

 

Bardzo dziękuję, cieszę się, że się podobało:) Również pozdrawiam!

Spodziewaj się niespodziewanego

Lydia przyjrzała się drobnej dziewczynie, która ją zagadnęła. Gładka, nieco dziecinna twarz o dużych szarych oczach, zebrane w niesforną kitkę jasne włosy i nieśmiały uśmiech wyglądały znajomo.

Po dużych brakuje mi przecinka.

 

Bardzo ciekawe opowiadanie, takie inne;)

Udało Ci się połączyć naukowość, z niepokojem i intrygującymi bohaterkami.

"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke

A dziękuję, dziękuję :)

Spodziewaj się niespodziewanego

Cześć, NaNa. Czytało się przyjemnie, ale jest w tym tekście zbyt dużo wyjaśnień tego całego sprzętu, metasynaps itd. co nie dodaje napięcia, zwrotu akcji, lub czegokolwiek innego, co wciągałoby w historię. Nie polubiłem bohaterki, jej los był mi zupełnie obojętny, a dodawanie kolejnych postaci nie wniosło nic konkretnego. Jest to w miarę dobry tekst, ale wieje nudą. Pozdrawiam.

NaNa

Bardzo fajne to opko Ci wyszło. Zwięzły, jakby laboratoryjny styl pozwala się skupić na fabule, a ta jest wystarczająco oryginalna żeby wciągnąć jak do cylindra na duszę. Otarłaś się lekko o mechanikę astralną, nad którą pracuję przy swojej powieści, chociaż może podobieństwa widzę zawsze kiedy czytam o czymś takim – druga strona, przekraczanie granicy – niektórych elementów nie da się uniknąć przy zagadnieniu tak mało poznanym, są uniwersalne bo są uogólnieniami. Tym węższa ścieżka do pisania o tym bez wpadania w schematy. Temat ducha (jak spirit, nie ghost) jest szalenie ciekawy. O czym to ja…

 

Instytut Metafizyki Stosowanej brzmi jak miejsce, w którym chciałbym pracować. Postacie zarysowałaś życiowo, ich badania i technologia brzmią wiarygodnie. Nie wiem czemu ale w roli Lydii wyobrażałem sobie Jodie Foster. Jej śpiączka i uwięzienie/poświęcenie naprawdę zadziałały dobrze dla tej historii.

Wszystko mi się skleiło w zgrabną całość poza tą komunikacją cyframi. Jasne, jaźń wyrwana z ciała, ledwo się chwyta szczątkowego sposobu na połączenie. Buduje to na chwilę dodatkowe napięcie, ale… właśnie, po pierwsze, na chwilę – bo problem zostaje od razu rozwiązany nowym interfejsem. Po drugie, jeśli mogła używać wszystkich cyfr, to po co kod binarny? Dziesiętnym można skomunikować się chyba dużo skuteczniej (teoretyzuję bo matma to moje nemesis). A po trzecie jeśli wyświetliła to na monitorze, to raczej przez jakąś jednostkę obliczeniową mogącą procesować cały kod ASCII – a więc i słowa. Oczywiście trochę szukam tu dziury w logice, ale trochę ona tam już jest.

 

Pragę pomóc.

Literówka.

 

Projekt był o tyle przełomowy, że pozwalał niejako na wyrwanie duszy z Zaświata

Jeśli Zaświat, to chyba odmieniałbym Zaświatu. Później ta forma z -a występuje drugi raz.

 

Jeśli się spóźnisz, możesz już nie przychodzić.

Czemu tak ostro? Przecież to nie jej pierwszy dzień w pracy, ani nie złapałem indykacji, że ten dzień ma być aż tak ważny… Poza tym w całym akapicie Lydia jest domyślna (mi takie ukrywanie podmiotu nie przeszkadza o ile nie zaciemnia odbioru, ale widzę, że często bywa kontrowersyjne).

 

Kierownik dziennej zmiany techników uśmiechnął się szeroko.

Szefowa IMS zapadła w śpiączkę, wszyscy są poważni a on aż tak zarywa do Alicii? Trochę niepoważny gość ;-)

 

Kobieta może sama nie była programistką, ale po przejściu do Zaświata zyskała nieograniczony dostęp do nieskończonych zasobów ludzkiego umysłu.

Trochę niezgrabne dookreślenie.

 

 

W każdym razie bawiłem się dobrze z tym tekstem. Dzięki!

Do mnie, moja puento..!

Hej, fajne opowiadanie. Pomysł na łapacz dusz i dziwna śpiączka wypadły całkiem świeżo. Fajnie też zagrał motyw z cylindrem, który uwięził duszę pani profesor. Trochę mnie mi się podobała forma opowiadania – dyskusje o tym co już zrobiono i o tym co będzie zrobione. Pod koniec takie przedstawienie fabuły było już trochę męczące. Ale to detal bo opowiadanie wypada dobrze :) Pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Ciekawy pomysł i dobre wykonanie. Szybko się wciągnąłem i z zaciekawieniem doczytałem do końca. Przedstawiłaś interesującą koncepcję duszy i stanu między życiem a śmiercią. Zderzenie elementów metafizycznych z surowym, naukowym podejściem i próbą opanowania zjawiska przy użyciu środków technicznych dało dobry efekt.

Jedyne co mi trochę przeszkadzało, to jednowymiarowość głównych bohaterek. Są zajęte tylko swoją pracą. W przypadku profesor Sprout, nie odniosłem wrażenia, że robi jej większą różnicę to, czy jej dusza jest w ciele, czy w cylindrze. Ważne, że może kontynuować swój projekt :)

To jednak tylko drobiazg, który nie był w stanie zepsuć mi przyjemności czytania:)

 

Uszanowanko szanownym czytająco-komentującym!

No to po kolei (w miarę)…

 

Hesket i Bardjaskier – zdaję sobie sprawę, że dużo jest opisów i objaśnień, ale potrzebowałam tego, żeby wprowadzić Czytelnika w ten świat i przedstawić najważniejsze aspekty, które są moim zdaniem istotne z punktu widzenia dalszej fabuły, równocześnie nie robiąc z tego trzytomowej powieści :) Zdecydowałam się zrobić to w formie fragmentów wykładów, więc nie mogłam wrzucić tam garści oderwanych informacji (tylko tych, które później się już nie przewijają w tekście), bo musiało mieć to ręce i nogi. A przeskoki w czasie zrobiłam po to, żeby nie zanudzić Czytelnika na pierwszej czy drugiej stronie i nie zniechęcić do dalszego czytania :)

Mimo wszystko cieszę się, że tekst był strawny przynajmniej na tyle, żebyście dobrnęli do końca :)

 

Aeoth – witam Kolegę :) Cieszę się, że się skleiło.

Jeśli chodzi o komunikowanie się przy użyciu kodu binarnego – rzeczywiście nie ujęłam tego w tekście, bardziej zostało w mojej głowie niestety, ale tak to sobie wymyśliłam, że Lydia (a raczej jej dusza) uwięziona w łapaczu w jakiś sposób stała się komputerem (co zostało wspomniane), natomiast sama komunikacja ze światem żywych stanowiła dla niej ogromny wysiłek. Co prawda jej podopieczna stworzyła urządzenie, które to ułatwiało, nie zmienia to jednak faktu, że pani profesor ogrom energii musiała włożyć w przekazywanie jakichkolwiek komunikatów. I łatwiej jej poszło z "zaprogramowaniem" sobie kilku "komunikatów" (cyfry) do przesyłania, niż gdyby przyszło jej tworzyć osobny dla każdej cyfry i litery. Owszem, na początku pojawiło się więcej cyfr, ale szybko zostało to maksymalnie zredukowane, żeby mogła łatwiej się komunikować.

Co do Zaświata się nie zgodzę :) Przyznam szczerze, że na początku się zastanawiałam, która forma bardziej mi odpowiada – i stwierdziłam, że ta "zapożyczona" od odmiany słowa "świat". A nie mówimy przecież "światu", ale "świata" ;)

A ostro, bo… Znów, nie zarysowałam tego chyba zbyt wyraźnie (przekleństwo gnającej wyobraźni i nienadążających za nią palców), ale w kilku takich momentach starałam się pokazać, jaką osobą jest Lydia – co prawda ma Wielką Misję, ważną dla całej ludzkości (i tak, Czeke, nie zrobiło jej w tym kontekście różnicy, że ją zamknęli w maszynie), ale równocześnie nie liczy się szczególnie z jednostkami. Wszyscy muszą chodzić jak w zegarku pod jej komendą, a ona nie sili się na uprzejmości, no chyba że z jakichś względów je się to opłaca (jak na pierwszym wykładzie, kiedy stara się zachęcić studentów do pracy przy olbrzymim projekcie, gdzie każda dodatkowa para rąk i błyskotliwy umysł się przydadzą).

Koniec końców, cieszę się, że opowiadanie ogólnie przypadło do gustu :)

 

Wszystkim razem i każdemu z osobna – dziękuję Wam za czas poświęcony na przeczytanie i zostawienie po sobie śladu :) Nie udało się uniknąć niedociągnięć, ale cieszę się, że mimo wszystko wrażenia były raczej pozytywne :)

Pozdrawiam!

Spodziewaj się niespodziewanego

 

Przeczytane.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Ahoj, Tarnino :D

Spodziewaj się niespodziewanego

NaNa, świetny pomysł. Czytałem, nie mogąc się oderwać. Nic mi nie przeszkadzało, żadne chochliki ani babole. Pewnie wprowadziłaś poprawki w miejscach wskazanych przez przedpiśców. Napisać coś takiego tak po prostu, zwyczajnie, to wyższa szkoła jazdy. Jak mam teraz uzasadnić merytorycznie klik? Nie będę powtarzał tego, co już napisano. Powodzenia w konkursie. :) 

Bardzo dziękuję za tyle miłych słów ^^

Spodziewaj się niespodziewanego

Znalazlem literówkę:

 

"Pragę pomóc

 

Heja, przyszedłem sprawdzić, co jest u mojej konkursowej konkurencji.

Dobrze poprowadziłaś historię. Podobał mi się zabieg z wykładami, ciekawy pomysł. Nie znam się na tym, ale tak to wytłumaczyłaś, że rozumiałem, więc to na pewno jakiś sukces. 

Klikam i nominuję!

Pozdrawiam. 

Kto wie? >;

Hej, Skryty :)

Za literówkę dziękuję, już ktoś wcześniej wyłapał, ale na razie nie mam jak poprawić, więc tylko zbieram wszelkie niedociągnięcia, kiedyś do nich przysiądę.

Może zaskoczę, ale ja też się nie znam :) To, co ciągnie to opowiadanie, to odrobina researchu i masa wyobraźni :) Ale cieszę się, że "zaskoczyło" :)

Dzięki za kliki i miłe słowa, pozdrawiam!

Spodziewaj się niespodziewanego

Nie ma problemu :) 

Kto wie? >;

 

Podoba mi się styl, jasny, przejrzysty i klarowny, który doskonale pasuje do klimatu opowiadania. Fabuła też jest niczego sobie, chociaż chętnie dowiedziałbym się, czemu właściwie ludzie zapadali w śpiączkę. 

Jedyną rzeczą, która nie pasowała do reszty opowiadania, był sposób, w jaki Alicia rozpoznała, że dusza, z którą “rozmawia” to pani Profesor. Gdybyś wcześniej wspomniała o identyfikatorze albo ciągu Fibonacciego, wyszłoby bardziej naturalnie. Ale moim zdaniem i tak jest spoko :)

 

Cóż, nie da się przewidzieć wszystkiego i wszystkich zadowolić… Mimo wszystko cieszę się, że się podobało :)

Spodziewaj się niespodziewanego

Cóż, NaNo, tak się składa, że z pewną niechęcia podchodzę do spraw traktujących o duszach, ale doceniam pomysł i nie mogę powiedzieć, że lektura Twojego opowiadania sprawiła mi przykrość. :)

 

Podpierając łokcie na blacie… → Opierając łokcie na blacie

Podpieramy się czymś, na czymś można się oprzeć.

 

– Dzisiejsze zajęcia poprowadzi wasza koleżanka, która jakiś czas temu uczestniczyła w prowadzeniu badań. → Nie brzmi to najlepiej.

 

Dziewczyna krótko skinęła głową i uruchomiła ekran za sobą. → A może: Dziewczyna lekko skinęła głową i uruchomiła ekran za sobą.

 

Roboczo nazwano te połączenia meta-synapsami.Roboczo nazwano te połączenia metasynapsami.

 

u pacjentów doświadczających śmierci klinicznej meta-synapsy czasowo zanikają… → …u pacjentów doświadczających śmierci klinicznej metasynapsy czasowo zanikają

 

U ludzi w śpiączce meta-synapsy … → U ludzi w śpiączce metasynapsy

 

Skinęła krótko głową.Skinęła lekko głową.

 

przekształcenia meta-synaps w taki sposób… → …przekształcenia metasynaps w taki sposób

 

Teraz należało sprawdzić, czy lokalizator sprawdził się równie dobrze. → Czy to celowe powtórzenie?

 

–O co chodzi? → Brak spacji po półpauzie.

 

Zrobliśmy to, Lydio. → Literówka.

 

i odbudową meta-synaps u kolejnych… → …i odbudową metasynaps u kolejnych

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Interesujący pomysł na wynalazek. Spodobały mi się twisty związane z jego interpretacją. No, faktycznie intelekt zamknięty i pozbawiony informacji zmysłów to musi być koszmar.

Trochę zgrzytała mi profesor Sprout. Jeśli dobrze pamiętam, tak się nazywała jedna z nauczycielek w Hogwardzie.

Kibicowałam dziewczynie, bardziej się nadaje do lubienia niż jej mentorka.

Babska logika rządzi!

Reg, dzięki za łapankę :) Cieszę się, że mimo niechęci do tematyki dało się przeczytać :D

 

Finklo, miło, że się podobało (mimo zgrzytającej i nieco antypatycznej pani profesor) :D

Spodziewaj się niespodziewanego

Bardzo proszę, Nano. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Jako bohaterka to ona jest w porządku – naukowczyni zafiksowana na swojej pracy, a reszta nie ma znaczenia. Przeszkadzało mi, że słowa “profesor Sprout” kojarzą mi się w pierwszym rzędzie z Hogwardem. I te skojarzenia mi we łbie walczyły.

Babska logika rządzi!

Autorka zadeklarowała jako gatunek fantastykę socjologiczną.

Wynalazek: urządzenie do porozumiewania się z duchami

 

Czy to jest fantastyka socjologiczna? Nieszczególnie. Zaklasyfikowałabym tekst raczej jako przygodowy – urządzenie ma posłużyć rozwiązaniu pewnych problemów, a nowych nie powoduje. Owszem, rozwiązanie chyba nie do końca się udało, ale sprawiła to raczej siła wyższa.

 

Niewątpliwie czuje się tutaj atmosferę – nie kombinujesz ze stylizacją, co należy policzyć na plus. Natomiast sama fabuła – nie od razu wyraźnie widać, że jest nie do końca liniowa, co jednak utrudnia odbiór – przy 3 listopada potrzebowałam chwili, żeby sobie ułożyć chronologię (listopad – badania, Alicia się martwi; lipiec – wykład, Alicia zagaduje Lydię; lipiec – wykład Alicii). Choroba Lydii jest nie tyle zaskakująca, co… hmm. Z sufitu spadająca? Także problem epidemii wprowadzasz tak stopniowo, że jego nagłe rozwiązanie nie wzrusza czytelnika, który nie powiązał go z niczym, czym mógłby się interesować.

 

A swoją drogą – luuudzie, zanim zaczniecie pisać o duszy, moglibyście trochę poczytać. Twoja koncepcja jest trochę mętna, najpierw explicite mówisz, że dusza nie jest czymś osobnym, a potem konsekwentnie sugerujesz, że nie („jest ściśle związana z procesami życiowymi, a gdy te ustają, połączenie zostaje przerwane” – w końcu nie mówimy, że przerwane zostaje połączenie z, powiedzmy, uciętą nogą). Ponadto – metafizyka to nie badanie dusz, ale bytu jako bytu (tak, tak, wszystkie dowcipy zna się już gdzieś w połowie drugiego roku filozofii) – metody nauk empirycznych nie bardzo się tu nadają, ponieważ presuponują pewne rozwiązania metafizyczne. Nie wszystko da się badać naukowo (ale to już moje stałe marudzenie).

 

Więcej o metodologii badań: skoro doświadczenie dyktuje Lydii określone przewidywania, to co wnosi zdanie „To by się zgadzało z oczekiwanym stanem faktycznym.”? Przecież stan faktyczny – to taki, który rzeczywiście zachodzi. Nie przewidywanie! Więc zdanie ma niewiele treści, bo przed chwilą powiedziałaś, jakie są oczekiwania czy przewidywania Lydii, a tutaj tylko potwierdzasz, że takie właśnie są jej oczekiwania.

 

Jeżeli urządzenie „nie przewiduje możliwości” nastawienia na konkretny obiekt, to nie znaczy, że odróżnia poszczególne obiekty – sam brak możliwości nastawienia jest, jak napisałaś, programowy; a potem okazuje się, że nie ma metody rozróżniania dusz? To jak w końcu jest? A swoją drogą – gdyby poszukiwany parametr był czymś zupełnie nowym, nieznanym? Nie mieliby na to czujników i cała metoda badawcza do kosza. Co to znaczy, że „skuteczność przekroczy dziewięćdziesiąt procent”? Jak się ją mierzy? Czym w ogóle jest tu skuteczność? Nie wiem też, co masz na myśli, pisząc “algorytm”.

 

Numer identyfikacyjny nijak nie może być immanentną cechą czegokolwiek – gdyby był nadawany na podstawie immanentnych cech, to może, ale czy panie w ogóle zdążyły nadać Lydii jakiś numer?

 

Założenie, że mózg działa jak komputer, jest modne, ale wątpliwe (oczywiście w Twoim świecie może tak działać, ale przydałoby się to zapowiedzieć). Natomiast „Najwyraźniej łapacz z duszą w cylindrze staje się czymś w rodzaju komputera…” to wniosek zupełnie nieuprawniony – samo użycie kodu dwójkowego komputera nie czyni (poszukaj sobie kodu Bacona).

 

A, i zasadniczo śpiączka nie jest chorobą – jest objawem, stanem (wywoływanym przez wiele chorób i urazów), więc nie bardzo mi pasuje „zapadalność”, a tym bardziej „przypadłość”.

 

Język, jako się rzekło, jest w przeważającej części tekstu prosty i elegancki, ale parę błędów się wkradło.

 

Panie wykładają dość zaoblonymi zdaniami – dawno nie byłam na wykładzie, ale nie wypada to naturalnie. Dość melodramatycznie wypada: „marzy mi się zrobienie doktoratu pod pani czujnym okiem” i „pragnę pomóc” – nie wiem, czy to nie jest zamierzone. Fraza „nasz zespół pochłania szukanie rozwiązań” jest zasadniczo poprawna, ale trochę źle się parsuje.

 

Nadużywasz trochę „jednak” i „zdawkowy”.

 

Kilka razy masło się rozmaśliło: „młody chłopak” – chłopak z definicji jest młody; „błahostkami niewartymi uwagi” – błahostki to właśnie rzeczy niegodne uwagi. Poza tym każde skinienie głową jest krótkie, więc nie trzeba tego zaznaczać. Podobnie: „mimowolnie” to tyle, co „niechcący” – czy wzdrygamy się celowo? Nie, więc nie ma sensu tego zaznaczać.

 

Fason okularów nazywa się „kocie oczy” i nie wiem, czy skrót „kocie okulary” jest uprawniony (i – okulary są w oprawkach, nie „o oprawkach”).

 

Tutaj: „odpowiadają zaburzenia w Zaświecie o nieznanej przyczynie” szyk wskazuje, że Zaświat ma nieznaną przyczynę.

 

„Wymyśliła prosty sposób, jak się z nami komunikować, nie mogąc nawet używać słów” – powinno być: Wymyśliła prosty sposób, żeby się z nami komunikować, kiedy nie może użyć słów.

 

Z lekka angielsko brzmi „Nie jesteś moją asystentką osobistą po to, żeby sprawdzać” – Nie po to jesteś moją osobistą asystentką, żeby sprawdzać. Tutaj: „przywykli do tego, że Alicia od czasu do czasu niespodziewanie rzucała krótkie uwagi” powinno być "rzuca krótkie uwagi", bo polszczyzna nie ma następstwa czasów.

 

Imiesłowy nie oznaczają przyczyny, tylko jednoczesność: „zahaczyła o przenośną konsoletę, niemal strącając cenny sprzęt na podłogę”; „Podpierając łokcie na blacie, uniosła dłonie na wysokość twarzy” (łokcie można oprzeć na blacie, ale podpiera się raczej coś bliskiego upadku czymś innym). A tu: „odpowiedziało na niego, z zapałem kiwając głowami” – czy to kiwanie jest odpowiedzią? Bo jeśli tak, to nie powinno być imiesłowu.

 

„Temat kolejnego wykładu dotyczy badań.” – temat niczego nie dotyczy, to wykład dotyczy, albo tematem wykładu są badania.

 

Bohaterka może być obeznana z tematem, nie „w temacie”. Nie „oddawała całe serce tej pracy,” tylko: całe serce wkładała w tę pracę (to idiom). „Kwestia” to bardziej „pytanie” niż „sprawa”, parametry są czegoś, ale nie gdzieś, urządzenie może działać w sposób przypadkowy, ale nie losowy. Mierzy się jakąś wartość fizyczną, ale nie pacjenta. Prowadzi się badania, ale program? A maszynę się buduje, nie tworzy.

 

„Jak już profesor Sprout wspominała na poprzednim wykładzie” „już” tylko psuje rytm; nazwisko profesor Sprout może budzić niezamierzone i niechciane skojarzenia z Harrym Potterem.

 

Dlaczego dobre przygotowanie Alicii ma się kłócić z jej chęcią wyglądania „profesjonalnie”? – ja tu widzę raczej synergię, a Ty je przeciwstawiasz, i nie rozumiem, dlaczego.

 

Głos (i inne elementy osoby) nie należy do nikogo, nie jest własnością – może być czyjś głos i tyle, a „zakłopotane spojrzenie” to antropomorfizm – przecież to nie spojrzenie jest zakłopotane, tylko Alicia.

 

„Delikatnie” NIE znaczy „odrobinę”, a "zwyczajowy" to nie to samo, co zwykły.

 

Szczegółowo przeczesany tekst, jak zwykle, jest dostępny na zamówienie.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Cześć!

 

Jest dosyć klasycznie i dosyć liniowo, przynajmniej na początku. Studentka, wykład, kolejne daty i stopniowy rozwój kariery naukowej aż do momentu, kiedy mentorka zapada na chorobę, z którą – jako zespół – walczą. Tutaj robi się ciekawiej, choć formie przekazu bliżej do opisywania niż pokazywania, sporo tłumaczysz, co z jednej strony pozwala oszczędzać znaki, z drugiej daje niewielkie pole dla wyobraźni pragnącej wnioskować z treści. Kolejna sprawa to interakcje miedzy bohaterami, które są często bardzo zdawkowe. Przekazują informacje, ok, ale brakuje tak cennego – imho – napięcia, lęku o losy bohatera/jego świata.

Ale to jest też tekst o wynalazku, a samo opisywanie wynalazku i metafizyki dotyczy, więc ok. Przy okazji przemycasz sporo informacji o interakcjach ciała z duszą oraz maszyną, lub odwrotnie, co też finalnie wykorzystujesz w końcówce, takim szczęśliwym zakończeniu okupionym stratą. Ciekawy tekst, choć znowu nieco niepewności lub napięcia w końcówce podziałałoby na plus.

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka