- Opowiadanie: Fladrif - Gdzie nie sięga Maga Ręka

Gdzie nie sięga Maga Ręka

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Gdzie nie sięga Maga Ręka

Dla więk­szo­ści Wol­nych Miast in­wa­zje, po­ża­ry, za­miesz­ki i mordy ry­tu­al­ne to wy­da­rze­nia, które mo­gły­by wy­peł­nić gra­fik ka­ta­strof na co naj­mniej kilka lat. Dla Ti­si­dal to był czwar­tek, po pro­stu czwar­tek.

To wła­śnie dla­te­go ko­men­dant Stra­ży Elo­do­rius Tup­per­bin niemal codziennie czuł się, jakby świat wła­śnie walił mu się na głowę.

Pod jego no­ga­mi le­ża­ło de­ka­pi­to­wa­ne ciało de­na­ta, który trzy­mał w dłoni wła­sną głowę. Obok znaj­do­wa­ły się dru­gie zwło­ki. Były wil­got­ne, jakby ktoś do­pie­ro wy­cią­gnął je z wody. Wokół niego leżały przedmioty tak mocno do sie­bie niepasujące, że aż oczy łza­wi­ły – kost­ka pół­prze­zro­czy­ste­go mydła, rę­ka­wicz­ka, cała szyba, długa na czte­ry metry po­ręcz i tors po­są­gu, który, po do­kład­nych oglę­dzi­nach sier­żan­ta Spo­one­ra, zi­den­ty­fi­ko­wa­no jako na­le­żą­cy do ko­bie­ty.

– Mnie to wy­glą­da na po­ra­chun­ki gan­gów – po­wie­dział Spo­oner, za­ży­wa­jąc ta­ba­ki.

Strze­lał w ciem­no, ale i tak pew­nie miał rację. W mie­ście bez­pra­wia, któ­rym było Ti­si­dal, dzie­więć na dzie­sięć przy­pad­ków przestępstw można było za­li­czyć do po­ra­chun­ków lo­kal­nych gan­gów. To by znaczyło, że na posterunku pojawił się ktoś z bardzo grubym mieszkiem albo bardzo ostrym mieczem, a śledztwo było nierozwiązywalne.

– Naprawdę? A może jeszcze mi powiesz, kto go tak urządził? – spy­tał Elod.

– Zręczny Perklyn i jego banda. To ma sens, panie komendancie. Jest poręcz, rękawiczka, mydłem myje się ręce, wszystko się zgadza, bo Perklyn też ma przydomek Zręczny. Może trup miał za kogoś po­rę­czyć, oka­zał się wtyką Stra­ży i teraz gry­zie piach. Zręczny, po­rę­czyć, ręka, po­ręcz, rę­ka­wicz­ka.

Elod za­mknął oczy, w my­ślach po­li­czył do dzie­się­ciu i po­wie­dział:

– Nie wy­da­je mi się, żeby to była jakaś akcja Stra­ży.

– A dla­cze­go?

– Bo to my je­ste­śmy Stra­żą, Spo­oner, a gdy­by­śmy or­ga­ni­zo­wa­li jakąś akcję, to pew­nie byśmy o niej wie­dzie­li.

– To może w takim razie sa­mo­bój­stwo.

Ko­men­dant po­pa­trzył na pod­wład­ne­go z po­wąt­pie­wa­niem. Ktoś taki jak on mar­no­wał się w Stra­ży. Po­wi­nien zo­stać po­li­ty­kiem.

– Spo­oner, on trzy­ma wła­sną głowę w ręku. To nie mogło być sa­mo­bój­stwo. Słuchaj, nie za to nam płacą. 

Cza­sem zda­rza­ło się, że jedna czy druga osoba po­trzą­sa­ła miesz­kiem po to, by śledz­two tra­fi­ło na złe tory, albo żeby w ogóle na tory nie tra­fia­ło. Z dru­giej stro­ny ra­tusz na­gra­dzał je­dy­nie straż­ni­ków, któ­rzy fak­tycz­nie ja­kieś spra­wy roz­wią­zy­wa­li. Jeśli więc Elod mówił, że nie za to im płacą, to cho­dzi­ło mu o to, że z tego trupa kasy nie bę­dzie. Ale sprawę wypadało rozwikłać, nawet jeśli nie da się ukarać sprawcy. 

– Do­brze, za­cznij­my od po­cząt­ku. Wiemy co to za jeden i skąd się tu wziął?

– Oka­zu­je się, że wiemy o nim cał­kiem sporo. Na­zy­wał się Sim­mer…

*

Ali­sta­ir Sim­mer, świe­żo wy­da­lo­ny czło­nek Gil­dii Magów i jesz­cze śwież­szy na­by­tek Gil­dii Zło­dziei, po­tarł ner­wo­wo czoło, gdy cze­kał na swo­je­go part­ne­ra. Nem­rod Tup­ping, czło­nek naj­licz­niej­sze­go i naj­bied­niej­sze­go gangu w mie­ście miał dla niego zle­ce­nie, dzię­ki któ­re­mu usta­wi się do końca życia. Do spo­tka­nia zo­sta­ło jesz­cze tro­chę czasu, Sim­mer mógł więc przy­go­to­wać się do swo­jej roli.

– Hasło – burk­nął nagle ktoś za jego ple­ca­mi.

– N-nie uma­wia­li­śmy się na żadne hasło – wy­ją­kał Ali­sta­ir, czu­jąc, jak jeżą mu się włosy na karku.

– Bar­dzo do­brze… – Nem­rod Tup­ping wy­szedł z cie­nia. – Za­wsze warto się upew­nić dwa razy. Nikt cię nie śle­dził?

– Nie.

– Błąd. Ja cię śle­dzi­łem. I to od do­brych dwu­dzie­stu minut. Nie ro­ku­jesz mi naj­le­piej, chło­pie. Od­ro­bi­łeś cho­ciaż pracę do­mo­wą?

– Oczy­wi­ście. Byłem w Lor­dow­skim Mu­zeum Ma­gicz­nym dzi­siaj rano i zro­bi­łem mały re­ko­ne­sans. Z tych in­for­ma­cji, które do­sta­łem wcze­śniej od pań­skie­go zwierzch­ni­ka, in­te­re­su­je nas Ręka Maga, za­bez­pie­czo­na na naj­wyż­szym pię­trze.

– Ręka Maga? O ręce wi­siel­ca to sły­sza­łem, ponoć przy­no­si szczę­ście zło­dzie­jom, ale po kiego grzy­ba komuś łapa cza­ro­dzie­ja?

– To nie praw­dzi­wa ręka, ale ko­stur. I to bar­dzo po­tęż­ny. Zwięk­sza na­tę­że­nie esen­cji ma­gicz­nej wokół osoby dzier­żą­cej, przy­cią­ga moce ży­wio­łów i uła­twia czer­pa­nie, przez co zwięk­sza się wy­dol­ność…

– Mo­żesz ja­śniej?

– Umoż­li­wia cza­ro­wa­nie oso­bom, które nie po­tra­fią cza­ro­wać, a ci, któ­rzy po­tra­fią, robią to o wiele le­piej.

– Świet­nie. No, ale skoro ktoś chce za to pła­cić… – Dla wielu osób uzy­ska­nie zdol­no­ści ma­gicz­nych było ma­rze­niem, ale Tup­pin­go­wi magia ko­ja­rzy­ła się z nauką, a nauką gar­dził.

– Jest prak­tycz­nie bez­cen­na.

– Do­brze, do­brze. Rzecz w tym, że te magiczne eksponaty by­wa­ją nie­prze­wi­dy­wal­ne, dla­te­go po­trze­bu­ję kogoś, kto zna się na magii. Jak się spi­szesz, ty i ja bę­dzie­my usta­wie­ni do końca życia.

*

– Ten drugi to nie­ja­ki Nem­rod Tup­ping. Z tych Tup­pin­gów. – Pa­to­log wy­rósł za ich ple­ca­mi jak spod ziemi. – Przy­czy­na śmier­ci: uto­nię­cie. Po­wierz­chow­ne rany na dłoni świad­czą o tym, że pró­bo­wał się cze­goś zła­pać zanim spadł do wody, do­dat­ko­wo ma prze­trą­co­ne ko­la­no i po­pa­rzo­ne plecy, co su­ge­ru­je bli­skie spo­tka­nie z go­le­mem pa­ro­wym. Przy­pad­kiem je­dy­ne takie eg­zem­pla­rze w mie­ście znaj­du­ją się w Lor­dow­skim Mu­zeum Ma­gicz­nym, tym samym, z któ­re­go pró­bo­wa­no ukraść jakiś ar­te­fakt.

– I po­tra­fisz coś ta­kie­go wy­czy­tać na pierw­szy rzut oka? – spy­tał Elod.

– Nie, jego ciało jesz­cze dziś rano znaj­do­wa­ło się w na­szej kost­ni­cy. – Pa­to­log za­cho­wał taki spo­kój, jakby za­gi­nię­cia ciał były czymś zu­peł­nie na­tu­ral­nym. – Wczo­raj wie­czo­rem skoń­czy­łem go badać. Na palcu ma nawet ety­kiet­kę.

– Chcesz po­wie­dzieć, że ktoś wła­mał się do was w nocy i zwę­dził ciało?

– Mało praw­do­po­dob­ne. Kost­ni­ca była za­mknię­ta na czte­ry spu­sty. Ale nie to jest naj­dziw­niej­sze.

– A co? – Elod wie­dział, że po­ża­łu­je tego py­ta­nia.

– To… – Pa­to­log wska­zał głowę spo­czy­wa­ją­cą w dłoni dru­gie­go de­na­ta. – To mu­siał zro­bić ktoś, kto się znał na magii. Bar­dzo czy­ste cię­cie. Tylko raz w życiu wi­dzia­łem coś ta­kie­go, jak w sie­dem­dzie­sią­tym siód­mym sta­re­mu Garvo za­mknął się por­tal, gdy przez niego prze­cho­dził. Widok jak z pod­ręcz­ni­ka ana­to­mii.

Elod po­tarł czoło i za­klął pod nosem.

– Wo­la­łem tego unik­nąć, Spo­oner, ale nie mamy wyj­ścia. Bę­dzie­my mu­sie­li iść do maga.

*

– Mia­łem to do­słow­nie przed chwi­lą w ręku. Ach, no tak. Mo­men­cik.

Ge­ni­ti­vus Gre­go­rius Sa­la­var­di nie mógł być mi­strzem w sztu­ce ma­gicz­nej, w innym wy­pad­ku nie wy­ściu­bił­by nawet nosa z Ma­go­stra­tu­ry. Mu­siał być co naj­wy­żej mier­nym stu­den­tem, skoro świe­żo po ukoń­cze­niu Uni­wer­sy­te­tu zgło­sił się do pracy w Stra­ży.

Sa­la­var­di wy­mam­ro­tał kilka nie­zro­zu­mia­łych słów i pstryk­nął pal­ca­mi. Roz­legł się trzask, bły­snę­ło nie­bie­skie świa­tło, a w jego dłoni zma­te­ria­li­zo­wa­ła się fi­li­żan­ka z her­ba­tą, która jesz­cze przed chwi­lą stała na biur­ku. Mag odstawił ją na miej­sce i pstryk­nął znowu. Po­now­nie trza­snę­ło, bły­snę­ło, a mię­dzy pal­ca­mi po­ja­wi­ła się tecz­ka. 

– Nie­zła sztucz­ka, co? Można przy­wo­łać po kolei przed­mio­ty, które ostat­nio miało się w ręku. Teraz robi fu­ro­rę na kon­wen­tach, a panie to uwiel­bia­ją. Trze­ba tylko uwa­żać, bo nie­wła­ści­wa in­kan­ta­cja może do­pro­wa­dzić do…

– Wy­star­czy! – Elod sły­szał już le­gen­dy o ma­gicz­nych spo­so­bach na pod­ryw wymyślanych przez ludzi, którzy przez cały okres doj­rze­wa­nia byli za­mknię­ci w mu­rach uczel­ni. – Mo­że­my przejść do sedna?

– Ach, tak… Poza Lor­dow­skim Mu­zeum Ma­gicz­nym mie­li­śmy jesz­cze kilka przy­pad­ków ta­jem­ni­czych znik­nięć. Chyba ro­zu­mie­cie, że Ma­go­stra­tu­ra trak­tu­je spra­wy ma­gicz­nych ano­ma­lii bar­dzo po­waż­nie. Cza­ro­dzie­je, któ­rzy nie po­do­ła­ją mor­der­cze­mu szko­le­niu, nie po­win­ni być zo­sta­wia­ni sa­mo­pas. Zwy­kle daje im się ja­kieś mniej am­bit­ne za­ję­cie, jak do­ra­dza­nie ja­kie­muś wiel­mo­ży albo urzęd­ni­ko­wi gdzieś na za­du­piu. Uni­wer­sy­tet po­zby­wa się nie­chcia­ne­go ele­men­tu, a pa­niąt­ka mogą po­czuć się jak wiel­cy kró­lo­wie, bo mają maga w ra­dzie.

– Albo w Stra­ży.

– Ro­zu­miem, że dalej po­ra­dzi­cie sobie sami – od­po­wie­dział Sa­la­var­di po dłuż­szej prze­rwie, po czym wci­snął im tecz­kę z ad­re­sem.

*

– Czemu nie pój­dzie­my od razu do Mu­zeum? – spy­tał Spo­oner.

– Bo mor­der­stwo ma więk­szą szko­dli­wość spo­łecz­ną czynu niż kra­dzież.

– Ale z całym sza­cun­kiem… ciało już zna­leź­li­śmy, a ar­te­fak­tu jesz­cze nie. Ktoś go może wła­śnie wy­wo­zić z mia­sta.

Elod spoj­rzał na pod­wład­ne­go. Albo ktoś mu za to pła­cił, albo do Stra­ży przyj­mo­wa­no teraz każ­de­go. Z dwoj­ga złego wolał chyba tę pierw­szą per­spek­ty­wę. 

– Spo­oner, dzię­ku­ję za to spo­strze­że­nie, ale nie myśl już wię­cej. Z do­świad­cze­nia wiem, że tam, gdzie pra­cu­ją lu­dzie w kry­zach, każdy bar­dziej sza­nu­je miej­sce prze­stęp­stwa. Mniej­sze szan­se na za­tar­cie śla­dów.

– Wiel­cy bo­go­wie, jak tu śmier­dzi. – Spo­oner wy­glą­dał tak, jakby miał za chwi­lę zwy­mio­to­wać. Elod po­my­ślał, że ktoś, kto pod ko­niec każ­dej zmia­ny sta­wia skar­pet­ki obok pry­czy, nie po­wi­nien na­rze­kać na smród.

Ma­lut­ki skle­pik Widło i Po­my­dło, wci­śnię­ty mię­dzy sklep rybny i za­kład po­grze­bo­wy, fak­tycz­nie pach­niał dosyć spe­cy­ficz­nie. Czuć od niego było świe­żo­ścią, co nie zdarzało się zbyt często w Ti­si­dal, a także sil­ny­mi środ­ka­mi, które wy­wa­bia­ją plamy razem z ma­te­ria­łem. Jego wła­ści­ciel, drob­ny czło­wie­czek z rękami aż do łokci upstrzonymi kredowobiałymi plamami śmier­dział nimi tak bar­dzo, że po­wie­trze wokół niego zda­wa­ło się fa­lo­wać.

– W czym mogę pomóc? W tym mie­sią­cu pła­ci­łem już na Fun­dusz Przy­szłych Wdów i Sie­rot. Nic się nie zmie­ni­ło.

Fun­dusz był ina­czej zwy­cza­jo­wą ti­si­dal­ską ła­pów­ką dla gan­gów, które dbały o to, by żony kup­ców nie owdo­wia­ły zbyt szyb­ko.

– My nie o tym… Do­szły nas słu­chy, że do­szło tu ostat­nio do kra­dzie­ży.

– A i ow­szem, był tu ten cały Sim­mer, do nie­daw­na wiel­ka szy­cha, cza­ro­dziej ja­kich mało. No i ko­niecz­nie chciał kupić po­my­dło, ale nie miał czym za­pła­cić.

– Po­my­dło?

– Widzi pan te pół­prze­zro­czy­ste kost­ki? To wła­śnie po­my­dło, mój wy­na­la­zek na bazie ro­ślin tem­po­ral­nych. Służy do czysz­cze­nia plam, które do­pie­ro mają po­wstać w przy­szło­ści. Bar­dzo sku­tecz­ny, bo nie tyle czy­ści, co przy­wra­ca do stanu sprzed kilku minut. Można tym na przy­kład wy­czy­ścić pęk­nię­cie lu­stra albo zła­ma­nie nogi od stołu. Bar­dzo po­pu­lar­ne u wszel­kie­go ro­dza­ju wróż­bi­tów i ja­sno­wi­dzów. W każ­dym razie, do­szło do zu­chwa­łej kra­dzie­ży i aktu wan­da­li­zmu. Gdy rano otwo­rzy­łem sklep, od­kry­łem, że moje po­mydło znik­nę­ło, a wraz z nim cała skle­po­wa szyba. Jeśli to nie jest spraw­ka tego, po­żal­cie się bo­go­wie, francowatego maga, to ja je­stem świę­ty. Wie pan, tro­chę się wcze­śniej po­sprze­cza­li­śmy. Jak zła­pał się za to pomydło, to mu po­wie­dzia­łem…

*

– …trzy­dzie­ści srebr­nych gro­szy za kost­kę, więc z łaski swej odłóż to na miej­sce, Sim­mer.

– Jesz­cze ty­dzień temu chcia­łeś dwa­dzie­ścia trzy, a mie­siąc temu mia­łem u cie­bie otwar­ty kre­dyt – wark­nął mag, od­kła­da­jąc kost­kę na pi­ra­mid­kę.

– Zniż­ka dla stu­den­tów Ma­go­stra­tu­ry. A cie­bie już chyba wy­wa­li­li, Sim­mer, co? Po co ci to w ogóle, chcesz sobie wy­sprzą­tać celę na zapas?

– Nic tu po nas, Sim­mer – ode­zwał się Nem­rod, który stał pod drzwia­mi, jak by spo­dzie­wał się, że lada chwi­la po­ja­wi się Straż – Wej­dzie­my tam bez po­my­dła.

– Ach… czyli o to cho­dzi. Chce­cie po­za­cie­rać ślady? Po moim tru­pie, nic wam nie sprze­dam, nawet za złoto! I won stąd!

Nem­rod szyb­ko zgar­nął Sim­me­ra i wy­szli ze skle­pu.

– Osza­la­łeś, teraz na pewno nas za­pa­mię­ta.

– I tak by nas za­pa­mię­tał, nie­wdzięcz­nik. Wi­dzisz? – Przy­tknął palec do skle­po­wej wi­try­ny. – Tam ma rogi jed­no­roż­ca, jak my­ślisz, skąd? No prze­cież, że z Ka­te­dry Opie­ki Nad Zwie­rzę­ta­mi. A tam szkie­let ludz­ki, Ka­te­dra Bio­lo­gii, tam księ­gi z Bi­blio­te­ki a tam… tam. – Po­stu­kał pal­ca­mi w szybę. – Nawet nie wiem, skąd to wzią­łem. Przy­no­si­łem mu różne fanty z Uni­wer­sy­te­tu przez lata, a teraz, gdy prze­sta­ło mu się opła­cać, pró­bu­je się ode mnie od­ciąć. Wie, że gdyby mnie wsy­pał, to ja mógł­bym o nim sporo po­wie­dzieć.

*

– Czyli mówi pan, że Sim­mer na­praw­dę nie żyje? – spy­tał wła­ści­ciel skle­pu.

– Dla mnie bar­dziej sztyw­ny być nie może, skoro nie ma głowy. – Elod nawet nie od­ry­wał się od no­tat­ki służ­bo­wej. – Nie­zła ko­lek­cja rogów jed­no­roż­ca.

– Dzię­ku­ję, oso­bi­ście je zbie­ra­łem. Za młodu zwie­dzi­łem chyba z pół świa­ta.

– Bar­dzo ład­nie. Nie bę­dzie­my pana wię­cej nie­po­ko­ić, gdyby coś się po­ja­wi­ło, pro­szę dać znać. Spo­oner, idzie­my, czeka nas jesz­cze wi­zy­ta w Lor­dow­skim Mu­zeum Ma­gicz­nym.

*

Mu­zeum wy­glą­da­ło jak mały, oto­czo­ny fosą za­me­czek ze strze­li­sty­mi basz­ta­mi. Architekt, który je projektował, musiał mieć fantazję. Elod i Spo­oner nie zo­sta­li wpusz­cze­ni do środ­ka, za­miast tego ku­stosz przy­jął ich na zwo­dzo­nym mo­ście, w to­wa­rzy­stwie dwóch go­le­mów pa­ro­wych.

– Sam pan ro­zu­mie, środ­ki ostroż­no­ści. W Mu­zeum mamy cenną ko­lek­cję ma­gicz­nych ar­te­fak­tów, a nie­któ­re z nich by­wa­ją nieco nie­sta­bil­ne i trze­ba je po­now­nie… okieł­znać.

– Czy da­ło­by radę je wy­łą­czyć na czas roz­mo­wy? – Elod nie czuł się zbyt pew­nie, pa­trząc na dwie kil­ku­to­no­we kupy stali w kształ­cie ogrów, które aż drża­ły od na­gro­ma­dzo­nej w środ­ku pary.

– Nie­ste­ty, sam pan ro­zu­mie, kwe­stie bez­pie­czeń­stwa. Po wczo­raj­szym wła­ma­niu po­sta­wi­li­śmy wszyst­ko w stan naj­wyż­szej go­to­wo­ści.

– Świet­nie, wprost ba­jecz­nie. No do­brze, w takim razie… Ro­zu­miem, że skra­dzio­ny zo­stał ar­te­fakt, Ręka Maga.

Go­le­my pa­ro­we po­ru­szyły się nie­spo­koj­nie na dźwięk nazwy. Elod wolał ich nie draż­nić.

– Tech­nicz­nie rzecz bio­rąc, ar­te­fakt nie zo­stał skra­dzio­ny, wła­śnie je­ste­śmy na eta­pie od­zy­ski­wa­nia. Widzi pan, ko­stur wpadł do fosy.

Nagle, jakby sobie coś przy­po­mniał, ku­stosz ru­szył się o krok i zdjął tym samym stopę z dłu­gie­go prze­wo­du, który do­pro­wa­dzał po­wie­trze do stro­ju nurka.

– Ale w pro­to­ko­le mamy wpi­sa­ną kra­dzież.

– Tak… No cóż… jakby to po­wie­dzieć, fak­tycz­nie do­szło do kra­dzie­ży drob­ne­go de­ta­lu… po­rę­czy scho­dów pro­wa­dzą­cych pię­tro niżej.

– Ro­zu­miem… – Elod przy­po­mniał sobie po­ręcz, którą zna­le­zio­no przy ciele nie­do­szłe­go zło­dzie­ja. – Czy po­ręcz miała ja­kieś… funk­cje?

Ku­stosz za­mru­gał szyb­ko i po­pra­wił szkła na nosie.

– Tak, po­ma­ga­ła do­stać się star­szym oso­bom na wyż­sze kon­dy­gna­cje. Do tego zwy­kle służą po­rę­cze.

– Cho­dzi­ło mi ra­czej o ja­kieś funk­cje ma­gicz­ne.

– Poza tym, że znik­nę­ła na na­szych oczach? Nie, wcze­śniej nie prze­ja­wia­ła żad­nych in­nych mocy, ale musi mi pan wy­ba­czyć, je­stem ku­sto­szem za­le­d­wie od trzy­dzie­stu lat, być może któ­ryś z moich po­przed­ni­ków od­krył, do czego tak na­praw­dę może słu­żyć po­ręcz.

Elod za­czął ma­so­wać skro­nie.

– Do­brze, niech mi pan powie, czemu ten… obiekt jest tak cenny.

– Och, długo by wy­mie­niać. Dość po­wie­dzieć, że na­le­ża­ła nie­gdyś do sa­me­go Mar­ma­rio­na.

Elo­do­wi to imię nie­wie­le mó­wi­ło, ale z do­świad­cze­nia wie­dział, że ci, któ­rzy nie uży­wa­li na­zwisk byli albo bar­dzo pre­ten­sjo­nal­ni, albo bar­dzo po­tęż­ni.

Ku­stosz traf­nie od­czy­tał wyraz twa­rzy ko­men­dan­ta i znowu pod­jął wątek.

– Ar­te­fakt wzmac­nia po­ten­cjał ma­gicz­ny osoby, która nim włada, a nawet umoż­li­wia rzu­ca­nie cza­rów komuś, kto nie ma ta­len­tu. Wy­star­czy go po­trzy­mać przez mo­ment w dłoni, a magia aż tętni w ży­łach.

– Ro­zu­miem, a czy korzystanie z artefaktu wywołuje ja­kieś skut­ki ubocz­ne?

– Sam w sobie nie, ale ob­ło­ży­li­śmy go gli­fa­mi straż­ni­czy­mi, które nasi wczo­raj­si go­ście ra­czy­li zde­to­no­wać. Widzi pan, panie ko­men­dan­cie, magia jest na­praw­dę nie­okieł­zna­nym ży­wio­łem, a w nie­od­po­wied­nich rę­kach po­zo­sta­wia wi­docz­ne…

*

– …ślady, Nem­rod, ślady. Po to było nam po­my­dło. Gdy­by­śmy prze­je­cha­li nim po szy­bie, nie by­ło­by nawet ryski.

– I za­mknę­li­by­śmy za sobą drogę uciecz­ki, dzię­ku­ję bar­dzo.

– Gdy tylko do­sta­nę Rękę Maga, wy­star­czy mi­nu­ta, żeby nas stąd te­le­por­to­wać.

– O ile bę­dzie­my mieli mi­nu­tę. Skup się na tym, żeby zgar­nąć ten cho­ler­ny ko­stur, a resz­tę zo­staw mnie. Załóż rę­ka­wicz­ki, żeby nie zo­sta­wić jesz­cze wię­cej śla­dów.

Sim­mer po­słu­chał rady to­wa­rzy­sza i ru­szył za nim w mrok. Para zło­dziei prze­my­ka­ła od ga­le­rii do ga­le­rii ni­czym dwa cie­nie. Szło im cał­kiem spraw­nie, bez pro­ble­mu mi­nę­li jed­ne­go śpią­ce­go straż­ni­ka i dru­gie­go, który był za­ję­ty oglą­da­niem per­ga­mi­nów z wy­de­kol­to­wa­ny­mi bia­ło­gło­wa­mi.

Gdy mi­nę­li kilka po­mniej­szych sal, ich uwagę przy­ku­ła ga­blo­ta na pod­wyż­sze­niu. Na po­du­szecz­ce leżał naj­brzyd­szy i najmniej imponujący ma­gicz­ny ko­stur, jaki obaj w życiu wi­dzie­li.

– Otwie­raj ga­blo­tę, za­bie­raj fant i wie­je­my – po­wie­dział Nem­rod.

Sim­mer rzu­cił jesz­cze pro­ste za­klę­cie wy­kry­cia magii, by upew­nić się, że na ga­blo­tę nie zo­sta­ło na­ło­żo­ne żadne czary ochronne. Wzru­szył ra­mio­na­mi, po czym otwo­rzył zamek i wy­cią­gnął ko­stur ze środ­ka. Spo­dzie­wał się ja­kie­goś prze­pły­wu mocy, cze­go­kol­wiek, ale nic się nie wy­da­rzy­ło.

– Nic dziw­ne­go, że ten skok był taki pro­sty – burk­nął Nem­rod – to ma być ta cała Ręka Maga?

– Dziwne, wygląda na to, że na kostur i na gablotę nie nałożono żadnych zabezpieczeń…

Coś za ich ple­ca­mi po­ru­szy­ło się, a pod­ło­ga za­drża­ła od kro­ków. Wiel­ki, pra­wie czte­ro­me­tro­wy golem pa­ro­wy kro­czył ciężko przez ko­ry­tarz, nie zwra­ca­jąc uwagi na takie de­ta­le jak zdo­bio­ne ar­ka­dy czy fu­try­ny.

– …ale na po­dusz­kę chyba tak.

– Chodu – wark­nął Nem­rod, zła­pał cza­ro­dzie­ja za koł­nierz i po­cią­gnął za sobą w stro­nę drzwi. Nim do­bie­gli do klam­ki, ta wy­szła im na spo­tka­nie razem z resz­tą drzwi, sta­ra­no­wa­nych przez ko­lej­ne­go go­le­ma.

Nie­wie­le my­śląc, dali nura mię­dzy sze­ro­ko roz­sta­wio­ny­mi no­ga­mi ma­szy­ny, która wy­strze­li­ła w ich stro­nę stru­mień go­rą­cej pary. Sim­mer wy­szedł bez szwan­ku, ale Nem­rod zawył z bólu.

Gdy bie­gli przez ga­le­rię, po obu ich stro­nach po­ja­wi­ły się por­ta­le, z któ­rych wy­chy­la­li się wy­raź­nie za­spa­ni straż­ni­cy w nie­peł­nym umun­du­ro­wa­niu. Jeden nawet zdzie­lił Tup­pin­ga w ko­la­no, ale nie zdo­łał zro­bić nic wię­cej, bo po przej­ściu przez por­tal za­plą­tał się we wła­sne spodnie. 

– Trzy­maj ko­stur, ja wy­cza­ru­ję por­tal! – ryk­nął Sim­mer, od­da­jąc Rękę Maga wspól­ni­ko­wi. Wcale nie czuł się na si­łach, by wy­cza­ro­wać sta­bil­ne przej­ście, które za­bie­rze ich da­le­ko stąd, ale mu­siał spró­bo­wać.

Udało mu się tylko w po­ło­wie. Por­tal był sta­bil­ny, ale pro­wa­dził za okno wprost do fosy oka­la­ją­cej Mu­zeum. Nem­rod wpadł w ma­gicz­ny krąg, a Sim­mer za­uwa­żył, że dolna po­ło­wa ciała kom­pa­na zna­la­zła się za oknem.

Ta górna, która znaj­do­wa­ła się bli­żej niego, pró­bo­wa­ła wy­gra­mo­lić się z dziu­ry. Nie­szczę­śnik zła­pał Sim­me­ra za kost­kę i po­wo­li cią­gnął za sobą w prze­paść.

– Ty cho­ler­ny głup­cze. Chcesz się mnie po­zbyć?

Nie było sensu tłu­ma­czyć, że to ar­te­fakt nie dzia­łał tak, jak tego chcie­li. Sim­mer zdo­łał jakoś ścią­gnąć rę­ka­wicz­kę i wy­mam­ro­tać ma­gicz­ną for­mu­łę. Jego ręka nagle po­kry­ła się szro­nem, a re­ne­gat przy­ci­snął palec do dłoni Tup­pin­ga, która wpiła się bo­le­śnie w ko­st­kę.

Zło­dziej zawył z bólu, pu­ścił stopę i runął w prze­paść razem z ko­stu­rem.

Sim­mer nie tra­cił czasu. Nie oglą­da­jąc się, pognał przed sie­bie. Trze­ba było jak naj­prę­dzej się stąd wy­do­stać. Do­biegł do scho­dów, zła­pał za po­ręcz i do­pie­ro wtedy po­czuł, że moc wresz­cie za­czę­ła kon­den­so­wać się wokół niego. Wy­szep­tał ma­gicz­ną for­mu­łę, otwo­rzył pod sto­pa­mi ko­lej­ny por­tal i wsko­czył w ni­cość.

*

– Ko­lej­ne zgło­sze­nie, tym razem z Ka­te­dry Świę­tej Da­ma­zji. Po­dej­rze­nie pro­fa­na­cji i ob­ra­zy uczuć re­li­gij­nych. – Spo­oner po­ka­zał Elo­do­wi krót­ką wia­do­mość od gońca.

– Świet­nie, idzie­my.

Gruby ka­płan już cze­kał na nich przed wej­ściem do ka­te­dry. Był wy­raź­nie roz­trzę­sio­ny.

– Świę­to­krad­cy zbez­cze­ści­li posąg Świę­tej Da­ma­zji, a potem wró­ci­li w nocy i go ukra­dli za po­mo­cą ma­gicz­nych sztu­czek.

– Jak do tego do­szło?

– Od­pra­wia­li­śmy wie­czor­ne na­bo­żeń­stwo, gdy na czub­ku rzeź­by po­ja­wił się jakiś ob­dar­tus. Zła­pał za pewne… czę­ści świę­tej i nie ba­cząc na ni­ko­go wy­biegł z ka­te­dry. Gdy wró­ci­li­śmy do mszy, roz­legł się trzask, a posąg znik­nął. No… jego naj­waż­niej­sza część. Głowa, ręce i nogi leżą pod co­ko­łem, ale ktoś za­brał tors! To była magia, niech Wszech­stwór­ca mi świad­kiem. Po­gań­ska magia!

– Trzask? – Zre­zy­gno­wa­ny Elod nagle się oży­wił.

– Tak, trzask i błysk nie­bie­skie­go świa­tła.

– Spo­oner! – Ko­men­dant zwró­cił się do kom­pa­na. – Mia­łeś rację od sa­me­go po­cząt­ku.

– Jak to, sze­fie?

– To było sa­mo­bój­stwo.

– Ry­tu­al­ne?

– Nie, kla­sycz­ne. To zna­czy nie­zwią­za­ne z re­li­gią. Naj­moc­niej prze­pra­sza­my, spra­wa nadal jest w toku. Posąg już się od­na­lazł.

– Ale jak to sa­mo­bój­stwo? Ni­cze­go nie ro­zu­miem, sze­fie.

– Spo­oner, po­wiem tylko dwa słowa…

*

Ręka Maga.

Za­klę­cie ge­nial­ne w swo­jej pro­sto­cie, ostat­nio sta­no­wi­ło spory krzyk mody na kon­wen­tach. In­kan­ta­cja była skom­pli­ko­wa­na, ale skoro Sim­me­ro­wi udało się wy­cza­ro­wać sta­bil­ny por­tal i przy tym nie zgi­nąć, być może teraz też mu się uda. Sta­nął w ciem­nej ulicz­ce, wy­mru­czał in­kan­ta­cję i nic.

*

– Sa­la­var­di! – Elod wpadł do ga­bi­ne­tu maga jak burza. Cza­ro­dziej koń­czył wła­śnie trze­cie śnia­da­nie i omal nie spadł z krze­sła, gdy drzwi trza­snę­ły o ścia­nę. – Jakie są skut­ki ubocz­ne tego za­klę­cia, któ­rym przy­wo­ły­wa­łeś przed­mio­ty do swo­jej dłoni?

– Ręki Maga? No cóż. Za­klę­cie trze­ba wy­po­wie­dzieć bar­dzo do­kład­nie, bo ina­czej może się za­pę­tlić, tro­chę to przy­po­mi­na ma­gicz­ną czkaw­kę. Za­miast przy­wo­ły­wać przed­mio­ty na pstryk­nię­cie pal­ców, same po­ja­wia­ją się w dłoni. Na szczę­ście efekt jest krót­ko­trwa­ły i mija po kilku mi­nu­tach, a pole przy­wo­ła­nia jest coraz mniej­sze.

– A jeśli przy­wo­ła tylko po­ło­wę ja­kie­goś przed­mio­tu? Na przy­kład po­są­gu.

– To resz­ta zo­sta­nie na swoim miej­scu. Za­klę­cie w ogóle ma bar­dzo ogra­ni­czo­ny za­sięg. Nie prze­nie­sie prze­cież całej cho­ler­nej ka­te­dry w Untha­rze, ale mniej do­świad­cze­ni ode mnie ma­go­wie mogą zro­bić spory ba­ła­gan. Zo­bacz­cie.

Cza­ro­dziej do­tknął pal­cem ścia­ny ga­bi­ne­tu, potem wy­mam­ro­tał kilka słów, trza­snę­ło, bły­snę­ło nie­bie­skie świa­tło, a ka­wa­łek muru znik­nął i po­ja­wił się przed jego wy­cią­gnię­tą dło­nią, a na­stęp­nie spadł na pod­ło­gę. 

Z dziu­ry spo­glą­dał na nich pa­to­log, któ­re­go cała sy­tu­acja nawet tro­chę nie zdzi­wi­ła.

– Serio, Sa­la­var­di? Znowu?

– No… tak to wła­śnie wy­glą­da.

– Dzię­ki, Sal, to nam wiele wy­ja­śni­ło. 

– Nie ma spra­wy. A tak przy oka­zji, to po­my­dło z de­po­zy­tu już wam się nie przy­da, praw­da?

*

Wszyst­ko w po­rząd­ku, po­wta­rzał sobie Sim­mer. Zaraz za­cznie dzia­łać.

Pierw­szą rze­czą, która po­ja­wi­ła się po pstryk­nię­ciu pal­ca­mi, był tors rzeź­by z ka­te­dry, na któ­rej wy­lą­do­wał po wyj­ściu z por­ta­lu. O mały włos nie przy­gnio­tła­by mu stopy. Za­sta­no­wił się, czego jesz­cze do­ty­kał, zanim do­tknął Ręki Maga. Po­wi­nien za­cho­wać ostroż­ność. Pstryk­nął jesz­cze raz i obok niego po­ja­wi­ła się czte­ro­me­tro­wa po­ręcz z mu­zeum.

Gdy pstryk­nął po raz ko­lej­ny, o mało nie pod­sko­czył. Przed nosem po­ja­wił się Nem­rod Tup­ping, mokry i ocie­ka­ją­cy wodą i z całą pew­no­ścią mar­twy.

Gdy zło­żył palce do ko­lej­ne­go pstryk­nię­cia, w dłoni po­ja­wi­ła się…

Rę­ka­wicz­ka, którą za­ło­żył, zanim we­szli do mu­zeum.

Nie mógł w to uwie­rzyć. Ze wzglę­dów bez­pie­czeń­stwa nie do­ty­kał Ręki Maga gołą dło­nią.

Nagle w dłoni po­ja­wi­ła się szyba, w którą stu­kał po wyj­ściu z Widła i Po­my­dła.

Za­klę­cie się za­cię­ło. Go­rącz­ko­wo za­sta­na­wiał się, czego mógł do­ty­kać wcze­śniej.

W dłoni po­ja­wi­ła się kost­ka po­my­dła.

Przy­po­mniał sobie, że tuż przed roz­mo­wą z Tup­pin­giem po­tarł dło­nią czoło…

A potem nie było już nic.

*

– Naj­moc­niej prze­pra­sza­my za nie­do­god­no­ści. Gdy­by­śmy jesz­cze mogli się do cze­goś przy­dać, wy­star­czy po­wie­dzieć.

– Ależ nie, wszyst­ko jest w naj­lep­szym po­rząd­ku. – Ku­stosz wy­glą­dał tak, jakby bar­dziej in­te­re­so­wa­ła go po­ręcz niż to, co stało się ze zło­dzie­jem. – Teraz mo­że­my wziąć się do sprzą­ta­nia tego ba­ła­ga­nu – powiedział i za­mknął Elo­do­wi drzwi przed nosem.

Gdy upew­nił się, że straż­ni­cy po­szli, po­ło­żył po­ręcz na pod­ło­dze i wy­ma­cał fał­szy­wy sęk, prze­krę­cił go, a z boku otwo­rzy­ła się nie­wiel­ka klap­ka. Wy­cią­gnął z niej ko­stur, taki sam jak Ręka Maga, z tym że ka­mień umiesz­czo­ny na czub­ku gałki świe­cił de­li­kat­nym świa­tłem.

– Świet­nie… nawet się nie roz­stro­ił. Teraz tylko trze­ba tro­chę po­sprzą­tać.

– Panie ku­sto­szu, a co z tym? – Jeden z an­ty­kwa­riu­szy po­ka­zał ocie­ka­ją­cy wodą i mułem ko­stur nie­mal iden­tycz­ny z tym, który miał hi­sto­ryk.

– Umyć i do ga­blo­ty. Prę­dzej czy póź­niej jakiś bę­cwał znowu spró­bu­je go ukraść.

 

 

Koniec

Komentarze

Bardzo podobały mi się zgrabne, napisane ze swadą dialogi. Kilka uwag technicznych:

 

Pod jego no­ga­mi le­ża­ło de­ka­pi­to­wa­ne ciało de­na­ta, który trzy­mał w dłoni wła­sną głowę. Obok niego le­ża­ły dru­gie zwło­ki, które wy­glą­da­ły jak świe­żo wy­cią­gnię­te z wody. Wokół ukła­dał się sto­sik przed­mio­tów, które tak mocno do sie­bie nie pa­so­wa­ły, że aż oczy łza­wi­ły – kost­ka pół­prze­zro­czy­ste­go mydła, rę­ka­wicz­ka, cała szyba, długa na czte­ry metry po­ręcz i tors po­są­gu, który, po do­kład­nych oglę­dzi­nach sier­żan­ta Spo­one­ra, zi­den­ty­fi­ko­wa­no jako klat­ka pier­sio­wa ko­bie­ty płci żeń­skiej.

Któroza. Poza tym, nie zetknąłem się nigdy z kobietami płci męskiej, chociaż czasy mamy takie, jakie mamy.

 

Elod za­mknął oczy, w my­ślach po­li­czył do dzie­się­ciu i do­pie­ro wtedy ode­zwał się.

 

Jakoś tak… niezgrabnie to brzmi. Może tak: “Elod zamknął oczy, w myślach policzył do dziesięciu i powiedział:” Pozbywamy się niniejszym “dopiero wtedy” (wynika z kontekstu) i zamykającego zdanie “się”.

 

– To… – Pa­to­log wska­zał na głowę spo­czy­wa­ją­cą w dłoni dru­gie­go de­na­ta

Wskazał głowę.

 

w jego dłoni zma­te­ria­li­zo­wa­ła się fi­li­żan­ka z her­ba­tą, która jesz­cze przed chwi­lą stała na biur­ku. Mag odło­żył ją na swoje miej­sce i pstryk­nął znowu. Po­now­nie trza­snę­ło, bły­snę­ło, a w dłoni zma­te­ria­li­zo­wa­ła się tecz­ka, która wcze­śniej le­ża­ła na kre­den­sie.

Powtórzenie i łagodny przypadek którozy.

 

Mu­si­cie chyba zro­zu­mieć, że Ma­go­stra­tu­ra trak­tu­je spra­wy ma­gicz­nych ano­ma­lii bar­dzo po­waż­nie.

Dziwnie to brzmi. Może: “Musicie zrozumieć, że (…)” albo “Chyba rozumiecie, że (…)”.

 

Gdy rano otwo­rzy­łem sklep, od­kry­łem, że moje po­wi­dło znik­nę­ło, a wraz z nim cała skle­po­wa szyba.

A nie pomydło?

 

– Nic tu po nas Sim­mer

– Nic tu po nas, Simmer

 

Ładna ko­lek­cja rogów jed­no­roż­ca.

– Dzię­ku­ję, oso­bi­ście je zbie­ra­łem. Za młodu zwie­dzi­łem chyba z pół świa­ta.

– Bar­dzo ład­nie.

Powtórzenie.

 

Elod nie czuł się zbyt pew­nie, pa­trząc na dwie kil­ku­to­no­we kupy stali w kształ­cie ogra,

Ogrów? Chociaż później golem jest jeden, więc dlaczego dwie kupy stali?

 

Czy po­ręcz miała ja­kieś… funk­cje.

Czy poręcz miała jakieś… funkcje?

 

Skup się na tym, żeby zgar­nąć ten cho­ler­ny ko­stur, a resz­tę zo­staw mi.

Mnie.

 

Wiel­ki, pra­wie czte­ro­me­tro­wy golem pary

“Golem pary” brzmi nienaturalnie (jak “widelec stali”). Może: “Parowy golem, wielki, prawie czterometrowy (…)”

 

po­ja­wi­ły się por­ta­le, przez które prze­cho­dzi­li wy­raź­nie za­spa­ni straż­ni­cy w nie­peł­nym umun­du­ro­wa­niu. Jeden nawet zdzie­lił Tup­pin­ga w ko­la­no, ale nie zdo­łał zro­bić nic wię­cej, bo w chwi­li przej­ścia przez por­tal pró­bo­wał wło­żyć obie nogi do tej samej no­gaw­ki ka­le­so­nów.

Czym tak właściwie strażnik zdzielił Tuppinga, skoro ręce miał zajęte kalesonami? Oprócz tego powtórzenie.

 

– Trzy­maj ko­stur, ja wy­cza­ru­ję por­tal – ryk­nął Sim­mer od­da­jąc Rękę Maga wspól­ni­ko­wi.

(…) ryknął Simmer, oddając (…)

 

za­czął biec, nie oglą­da­jąc się w tył.

Myślę, że to byłoby warte podkreślenia dopiero, gdyby zaczął oglądać się w przód. ;) Proponuję: “Nie oglądając się, pobiegł przed siebie.”

 

W dłoni po­ja­wi­ła się kost­ka Po­my­dła.

Wcześniej pomydło było zapisywane małą literą. Nie twierdzę, że to źle, ale warto byłoby zdecydować, czy to nazwa własna czy nie i konsekwentnie się tego trzymać.

 

Ogólnie, całkiem mi się podobało. Dzięki!

I z tymi słowy krewki pan Josek przypalantował panią Łaję w gambetę.

Cieszę się, że Ci się podobało i serdeczne dzięki za komentarz, poprawiłem wszystko zgodnie z uwagami i teraz faktycznie czyta się przyjemnej. Zrezygnowałem też z tych nogawek i torsu, żeby było bardziej przejrzyście.

Hej, a ja dodam, że świetne:). Z marchwi wstanie już było dobre, ale tu znów pokazałeś, że wiesz jak rozśmieszyć czytelnika. A przy scenie z przywoływaniem przedmiotów śmiałem się, tak jak to bywało przy czytaniu Pratchetta :). I tak, czuć tu ducha Pratchetta subtelny absurd z ciekawą fabułą, opartą na śledztwie i retrospekcji wydarzeń no i mydło, które od razu skojarzyło mi się z winem, które najpierw powoduje kaca ;). Genialnie poprowadziłeś, niełatwą fabułę, a do tego w naprawdę zabawny sposób. Nominuję do piórka jak tylko pojawi się wątek :). Pozdrawiam i mam nadzieję, że będziesz częściej odwiedzał portal :).

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Bardzo dobre opowiadanie. Widać, że nie na rympał, tylko skrzętnie zrealizowane zamierzenia. Inteligentny humor. Jeśli podobny jest w Pratthecie, muszę kiedyś sięgnąć.

@Bardjaskier 

Serdeczne dzięki za miłe słowa. Dodatkowo cieszę się, że pamiętasz Z marchwi wstanie, bo jednak trochę czasu minęło :) Masz rację, powinienem zaglądać tu częściej. Cały czas to sobie obiecuję.

 

@Canulas

Również dzięki za komentarz. Pratchetta polecam z całego serca, tylko trzeba uważać, bo wciąga jak rzeka Ankh! 

Czołem Fladrif! Zręczne, sympatyczne i z kreatywnym pomysłem. Osobiście nie przepadam za tak częstymi przejściami między wątkami, ale zrobiłeś to bardzo sprawnie, w sposób rzeczywiście prachettowy. Przyjemny, zgrabny tekst.

Pozdrawiam!

@beeeecki 

Serdeczne dzięki za komentarz. Masz rację, opowiadanie może sprawiać wrażenie nieco poszatkowanego, przez co wkradł się pośpiech. 

Znakomite opowiadanie. Na początku mamy supeł, który z gracją i humorem rozplątujesz. Ciekawy pomysł i dobra zabawa. 

Nie ma co się rozpisywać, idę klikać :)

 

Czytałam już kilka Twoich opowiadań, ale nigdy się jeszcze tak nie ubawiłam.

Zwykle doceniałam światotwórstwo, ale raziło mnie zbytnie zadęcie i zagmatwanie.

A tutaj znajduję brawurową, lekką akcję. Smaczki takie, że aż łzy w oczach się kręcą.

Mięsne, ciut ohydne postacie. No i magię, wyspę występku, czyli wszystko to, co się chętnie czyta (przynajmniej jak się jest mnąl).

"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke

@czeke

Cieszę się, że tekst dostarczył zabawy i że udało się wyjść z twarzą, bo zwykle mam tendencję do nadmiernego plątania i pozostawiania luźnych, niepołączonych sznurków :D

 

@Ambush

Zagmatwane to jeszcze zrozumiem, ale zadęte? No dobra, może troszeczkę ;)

Cieszę się, że Ci się podobało i że pamiętasz jeszcze poprzednie teksty. Teraz postanowiłem nieco odchudzić opowiadanie przed publikacją i trochę bałem się, że mu tym zaszkodzę, ale chyba mogło wyjść gorzej. 

 

Witaj!

To jest KOMENTARZ W PREZENCIE, który otrzymujesz w ramach świątecznej zabawy na portalu! :)

Tekst bardzo mi się podobał, narracja nie była prowadzona liniowo, przez co czytało się z zainteresowaniem, a przejścia płynnie zmieniały czas i miejsce opowieści. Bardzo na plus. Kilka sformułowań naprawdę świetnych, wysoki poziom tekstu. Dobrze się bawiłam, śledztwo wciągało a zagadka ładnie się rozwiązywała. Gratuluję! :) 

Poniżej kilka drobiazgów, które znalazłam w czasie lektury. :) 

 

„To oznaczało, że nawet nie trzeba pisać protokołu, bo na posterunku niedługo zjawi się ktoś z grubym mieszkiem – lub mieszek został wręczony odpowiednio wcześnie.”

To bym przeredagowała, różne podmioty, różne czasy wprowadzają bałagan. Jeszcze strona bierna na końcu. A jak już nie chcesz ruszać, to chociaż ostatnie słowo zmieniłabym na „wcześniej”

 

„Alistair Simmer, świeżo wydalony członek Gildii Magów i jeszcze świeższy nabytek Gildii Złodziei, potarł nerwowo czoło gdy czekał na swojego partnera.”

Przecinek przed „gdy”

 

„– N-nie umawialiśmy się na żadne hasło – wyjąkał Alistair czując, jak jeżą mu się włosy na karku.”

Przecinek przed „czując”

 

„– Przyczyna śmierci, utonięcie.”

Zmieniłabym. 

– Przyczyna śmierci: utonięcie. 

 

„– Genitivus Gregorius Salavardi nie mógł być mistrzem w sztuce magicznej, w innym wypadku nie wyściubiłby nawet nosa z Magostratury.”

Bez dialogowego myślnika na początku. 

 

„Elod słyszał legendy o magicznych sposobach na podryw magów, którzy przez cały okres dojrzewania byli zamknięci w murach uczelni.”

„Podryw magów” jest wieloznaczny. 

Elod słyszał legendy o magach, którzy przez cały okres dojrzewania byli zamknięci w murach uczelni i ich magicznych sposobach na podryw. 

Lub inaczej…

 

„Czarodzieje, którzy nie podołają morderczemu szkoleniu nie powinni być zostawiani samopas.”

Przecinek przed „nie powinni”. 

 

„Jeśli to nie jest sprawka tego pożalcie się bogowie maga, to ja jestem święty.”

Przecinki. 

Jeśli to nie jest sprawka tego, pożalcie się bogowie, maga, to ja jestem święty. 

 

„Jak złapał się za to mydło to mu powiedziałem…”

Przecinek. 

 

„Golemy parowe poruszyły się niespokojnie na dźwięk nazwy. Elod wolał go nie drażnić.”

Chyba miało być „ich”…

 

„Załóż rękawiczki żeby nie zostawić jeszcze więcej śladów.”

Przecinek. 

 

„Na poduszeczce leżał najbrzydszy i najmniej drogocenny magiczny kostur, jaki obaj w życiu widzieli.”

Tu mnie zatrzymało. Czy wcześniej nie pisałeś, że jest bezcenny? 

Wydaje mi się jeszcze, że Ręka Boga, będąca kosturem, w trakcie opowiadania zmieniła się w czar… Czy coś pomieszałam? 

 

Udaję się do klikani, bo chyba Ci brakuje jeszcze klika, a tak nie może być! Wesołych świąt! :)

 

 

No i nie napisałam o humorze! Humor był świetny! :) 

KOMENTARZ W PREZENCIE

 

Dla większości Wolnych Miast inwazje, pożary, zamieszki i mordy rytualne to wydarzenia, które mogłyby wypełnić grafik katastrof na co najmniej kilka lat. Dla Tisidal to był czwartek, po prostu czwartek.

To właśnie dlatego komendant Straży Elodorius Tupperbin czuł, jakby świat właśnie walił mu się na głowę.

Pod jego nogami leżało dekapitowane ciało denata, który trzymał w dłoni własną głowę. Obok znajdowały się drugie zwłoki.

Pierwszy akapit to bardzo zgrabne, przykuwające uwagę rozpoczęcie. Mam zastrzeżenie do drugiego akapitu – jeżeli w Tisidal jest tak okropnie na co dzień, to dlaczego komendantowi straży (jak mniemam: w Tisidal) świat wali się na głowę, skoro, można by powiedzieć, dla niego to dzień jak co dzień?

 

Wokół układał się stosik przedmiotów tak mocno do siebie nie pasujących, że aż oczy łzawiły – kostka półprzezroczystego mydła, rękawiczka, cała szyba, długa na cztery metry poręcz i tors posągu, który, po dokładnych oględzinach sierżanta Spoonera, zidentyfikowano jako należący do kobiety.

Układał się w czasie rzeczywistym, na oczach sierżanta? Czy raczej inne orzeczenie powinno zostać tutaj użyte?

 

W mieście bezprawia, którym było Tisidal, dziewięć na dziesięć przypadków [+czego?] można było zaliczyć do porachunków lokalnych gangów.

 

To oznaczało, że nawet nie trzeba pisać protokołu, bo na posterunku niedługo zjawi się ktoś z grubym mieszkiem – lub mieszek został wręczony [+komu?] odpowiednio wcześnie.

 

– A czemu to miałyby być porachunki, a nie na przykład kłótnia małżeńska? – spytał Elod.

Bo dosłownie akapit wyżej stoi, że 9 przypadków na 10 to porachunki gangów, więc skoro to sprawa tak oczywista, to statystyka powinna być mieszkańcom znana i takie pytanie raczej by nie padło. Swoją drogą też poprzednia wypowiedź „mi to wygląda na porachunki gangów” wygląda w tym kontekście drętwo, ekspozycyjnie – lepiej wypadłoby np. utyskiwanie Spoonera, że znowu go wezwano do porachunków gangów i tym samym przerwano mu coś tam.

 

– Przez poręcz. Może trup miał za kogoś poręczyć,

Czy to celowe?

 

– Spooner, on trzyma własną głowę w ręku. To nie mogło być samobójstwo.

– Ale skąd wiemy, że głowa i ciało należą w ogóle do jednej osoby?

Hm. Fakt, że ciało i głowa mogą należeć do różnych osób przecież też nie przemawia za samobójstwem.

 

Czasem zdarzało się, że jedna czy druga osoba potrząsała mieszkiem po to, by śledztwo trafiło na złe tory, albo żeby w ogóle na tory nie trafiało. Z drugiej strony ratusz nagradzał jedynie strażników, którzy faktycznie jakieś sprawy rozwiązywali. Jeśli więc Elod mówił, że nie za to im płacą, to chodziło mu o to, że z tego trupa kasy nie będzie. Ale próbować warto.

Skoro korupcja jest tak silnie rozwinięta w mieście i Spooner ma mocne przesłanki twierdzić, że Elod dostał łapówkę, by umorzyć śledztwo, to co ma znaczyć „Ale próbować warto”? Bezpośredni przełożony zamierza sabotować śledztwo, być może je zamknąć, bo dostał w łapę, a ratusz nie zapłaci bez rozwiązania sprawy, do którego nie dojdzie z powodów jak wyżej. To co próbować zamierza Spooner?

 

Rzecz w tym, że te muzealne wihajstry bywają nieprzewidywalne,

Zapożyczenie z niemieckiego, nie pasuje do konwencji, zamieniłbym na bardziej uniwersalny synonim.

 

Czuć od niego było świeżością, co jest rzadkością

Aliteracja.

 

Czuć od niego było świeżością, co jest rzadkością w Tisidal, a także silnymi środkami, które wywabiają plamy razem z materiałem. Jego właściciel, drobny człowieczek, którego dłonie były aż do łokci upstrzone kredowobiałymi plamami,

 

Jak złapał się za to [+po?]mydło to mu powiedziałem…

 

– … trzydzieści srebrnych groszy za kostkę, więc z łaski swej odłóż to na miejsce[+,] Simmer.

 

Muzeum wyglądało jak mały, otoczony fosą zameczek ze strzelistymi basztami. Nic dziwnego, wszak był kiedyś letnią rezydencją samego króla.

Pozbywanie się własności do takich budynków i oddawanie ich społeczeństwu to raczej domena ustrojów, z których monarchia zniknęła lub została w nich zmarginalizowana. W quasi-średniowiecznym settingu taki budynek miałby zbyt wielką wartość, by po prostu zamieniać go w muzeum. Inna sprawa, że muzeum wymagałoby kilku sal i magazynu, a letnia królewska rezydencja jednak wiązałaby się z olbrzymią ilością pomieszczeń.

 

Golemy parowe poruszyły się niespokojnie na dźwięk nazwy. Elod wolał go nie drażnić.

Ich?

 

Rozumiem, a czy artefakt ma jakieś skutki uboczne?

A czy korzystanie z artefaktu wywołuje jakieś skutki uboczne?

Wiem, że to wypowiedź postaci, ale wygląda dość pokracznie, przy czym ten bohater nie wypowiadał się dotąd w taki sposób.

 

– Rozumiem, a czy artefakt ma jakieś skutki uboczne?

– Sama w sobie nie, ale obłożyliśmy ją glifami strażniczymi, które nasi wczorajsi goście raczyli zdetonować.

Tu chodzi o, zgodnie z rodzajem zaimków, poręcz, czy o, zgodnie z kontekstem rozmowy, kostur i zaimki powinny być męskie?

 

Niewiele myśląc[+,] dali nura między szeroko rozstawionymi nogami maszyny

 

Nie oglądając się, pobiegł przed siebie. Trzeba było jak najprędzej się stąd wydostać. Dobiegł do schodów, złapał za poręcz

 

Niczego nie rozumiem[+,] szefie.

 

Cześć, Fladrifie! Niezobowiązująca była to historyjka, początkowo poprowadzona dość sztampowo, choć muszę przyznać, że rozwiązanie intrygi wywinęło się schematom i dało satysfakcję. Pojawiający się znienacka, nienachalny humor dodał wydarzeniom przyjemnego smaczku, ale jego poziom mimo wszystko wypadł nierówno, choć z przewagą żartów trafionych.

Główne postaci nieciekawe, takie klasyczne plot devices, które raczej nie popychają fabuły do przodu, ale są przez nią poniewierane, by pokazać kolejne sceny. Z drugiej strony postaci drugoplanowe odebrałem jako bardziej intrygujące, sami złodzieje także wypadli bardziej interesująco od pary strażników prowadzących śledztwo. W ogóle dwie, dynamicznie się zmieniające chronologie, nadały opowiadaniu wartkości, dzięki której czytanie zrobiło się prawdziwie przyjemne.

Podsumowując, bawiłem się całkiem fajnie podczas lektury tekstu, choć kolebiący się początek tego nie zapowiadał. Pozdrawiam!

@JolkaK

Hej, serdeczne dzięki za komentarz i łapankę, oczywiście wszystko od razu poprawiłem. Co do drogocennego kostura też masz rację, zmieniłem na bardziej dosadne słowo. Cieszę się, że opowiadanie przypadło Ci do gustu, bo trochę się bałem, że lecę na łeb na szyję z fabułą i te przeskoki zamiast przykuwać uwagę będą raczej irytować użytkownika. Szkoda, że spóźniłem się na świąteczną zabawę, wcześniej mi mignęła na portalu, ale myślałem, że trwa do samych Świąt. 

 

@MrBrightside

Cześć, cieszę się, że mimo sztampowego początku zechciałeś doczytać do końca (i że potem nie żałowałeś). Jeśli chodzi o nieciekawe postacie, to tu biję się w pierś, bo już kilka razy słyszałem, że je zaniedbuję. Następnym razem postaram się bardziej do nich przyłożyć. Dzięki za uwagi do treści, każda z nich jest cenna i gdy patrzę z innej perspektywy, do opowiadania wkradło się sporo głupotek. 

Witaj. :)

Ze spraw technicznych zatrzymały mnie następujące fragmenty (tylko do przemyślenia):

Patolog wskazał głowę spoczywającą w dłoni drugiego denata (brak kropki?) – To musiał…

Z dwojga złego wolał chyba pierwszą perspektywę. – gramatyczny – tę?

– Widzi Pan te półprzezroczyste kostki? – małą literą?

Jeśli to nie jest sprawka tego, pożalcie się bogowie,f maga, to ja jestem święty. – literówka lub brak części zdania?

A Ciebie już chyba wywalili, Simmer, co? – małą?

A tak przy okazji, to pomydło z depozytu już Wam się nie przyda, prawda? – i tu?

– Nic tu po nas, Simmer – odezwał się Nemrod, który stał pod drzwiami, jakby spodziewał się, że lada chwila pojawi się tu Straż (brak kropki?) – Wejdziemy tam bez pomydła. – powtórzenie?

A tam szkielet ludzki, Katedra Biologi, tam księgi z Biblioteki (brak przecinka?) a tam… tam. – Postukał palcami w szybę. – nawet (po kropce wielka litera w dialogu?) nie wiem, skąd to wziąłem. – gramatyczny – błędna odmiana/literówka

Gdybyśmy przejechali nim po szybie, nie byłoby na nim nawet ryski. – powtórzenie?

Simmer rzucił jeszcze proste zaklęcie wykrycia magii, by upewnić się, że na gablotę nie zostało nałożone żadne zaklęcie obronne. – i tu?

Coś za ich plecami poruszyło się, a podłoga zadrżała od kroków. Wielki, prawie czterometrowy golem parowy kroczył w ich stronę przez korytarz, nie zwracając uwagi na takie detale jak zdobione arkady czy futryny. – i tu?

– Panie kustoszu, a co z tym? – Jeden z antykwariuszy pokazał ociekający wodą i mułem kostur niemal identyczny z tym, który miał historyk. – i tu?

– Trzymaj kostur, ja wyczaruję portal – ryknął Simmer, oddając Rękę Maga wspólnikowi. – brak wykrzyknika, skoro ryczy?

 

 

Wielkimi zaletami Twojego opowiadania są: arcyciekawa fabuła, znakomity humor, oryginalne imiona i nazwiska bohaterów (np. łaciński Dopełniacz), świetne dialogi i nieprzewidywalne zakończenie. :)

„comiesięczne wpłaty na Fundusz Przyszłych Wdów i Sierot” – powalające!laugh

Napisać dobry, trzymający w napięciu kryminał jest naprawdę bardzo trudno! :)

 

Powodzenia, podwójny klik, pozdrawiam serdecznie i trzymam kciuki za Piórko. :)

Pecunia non olet

Początkowo miałam wrażenie niejakiego pogmatwania, ale w miarę czytania rzecz stawała się coraz jaśniejsza, a na koniec wszystko podwiązało się w logiczną całość, w dodatku, jak to zwykle u Ciebie, nasyconą świetnej jakości humorem. :)

I tylko szkoda, że wykonanie pozostawia nieco do życzenia.

 

Mi to wygląda na porachunki gangów… → Mnie to wygląda na porachunki gangów

Choć zdaję sobie sprawę, że sierżant Spooner nie musiał wyrażać się poprawnie.

 

– Naprawdę? A może jeszcze mi powiesz, kto go tak urządził – spytał Elod. → Skoro spytał, przydałby się pytajnik: – Naprawdę? A może jeszcze mi powiesz, kto go tak urządził? – spytał Elod.

 

zmaterializowała się filiżanka z herbatą, która jeszcze przed chwilą stała na biurku. Mag odłożył ją na swoje miejsce… → Czy dobrze rozumiem, że mag ustąpił swego miejsca filiżance z herbatą? Obawiam się też, że nie położył filiżanki, bo z położonej wylałaby się herbata.

Proponuję w drugim zdaniu: Mag odstawił ją na miejsce

 

Elod spojrzał na swojego podwładnego. → Czy zaimek jest konieczny?

 

wolał chyba pierwszą perspektywę.  → …wolał chyba pierwszą perspektywę

 

 – Widzi Pan te półprzezroczyste kostki? – Widzi pan te półprzezroczyste kostki?

Formy grzecznościowe piszemy wielką literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie.

 

pożalcie się bogowie,f maga… → Nie bardzo wiem, co chciałeś powiedzieć.

 

– … trzydzieści srebrnych groszy za kostkę… → Zbędna spacja po wielokropku.

 

A Ciebie już chyba wywalili… → A ciebie już chyba wywalili

Zaimki piszemy wielką literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie.

 

Postukał palcami w szybę. – nawet nie wiem, skąd to wziąłem.Postukał palcami w szybę. – Nawet nie wiem, skąd to wziąłem.

 

– Tak… No cóż… jakby to powiedzieć… → – Tak… No cóż… jak by to powiedzieć

 

– Rozumiem, a czy korzystanie z artefaktu wywołuje jakieś skutki uboczne?

Sama w sobie nie, ale obłożyliśmy go glifami strażniczymi… → Piszesz o artefakcie, który jest rodzaju męskiego, więc: Sam w sobie nie, ale obłożyliśmy go glifami strażniczymi…

 

– … ślady, Nemrod, ślady. → Zbędna spacja po wielokropku.

 

– Dziwne, wygląda na to, że na kostur ani gablotę nie nałożono żadnych zabezpieczeń…– Dziwne, wygląda na to, że ani na kostur, ani gablotę nie nałożono żadnych zabezpieczeń… Lub: Dziwne, wygląda na to, że na kostur i na gablotę nie nałożono żadnych zabezpieczeń

 

– … ale na poduszkę chyba tak. → Zbędna spacja po wielokropku.

 

a renegat przycisnął palec do dłoni Tuppinga, która zaciskała się… → Nie brzmi to najlepiej.

 

to pomydło z depozytu już Wam się nie przyda… → …to pomydło z depozytu już wam się nie przyda

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

@bruce

Serdeczne dzięki za komentarz, łapankę i kliki, wszystkie uwagi przyjmuję na klatę i posypuję głowę popiołem. Tekst przeleżał w szufladzie kilka miesięcy, żebym mógł spojrzeć na niego bardziej krytycznym okiem, ale faktycznie powinienem jeszcze kilka razy solidnie go przejrzeć. 

@regulatorzy

Cieszę się, że nie zawiodłem i serdeczne dzięki za łapankę. Troszkę się obawiałem, że tekst będzie za bardzo poplątany, bo zawsze mam z tym problem, ale cieszę się, że jednak udało się z tego wyplątać :)

Tak to już jest, Fladrifie, że czytelnik czuje satysfakcję, kiedy splątana opowieść rozplątuje się w trakcie lektury. ;)

Miło mi, że łapankę uznałeś za przydatną, a skoro dokonałeś poprawek, mogę udać się do klikarni. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

To ja bardzo dziękuję, powodzenia, pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Fladrif

Podobają mi się pomysły magiczne, jakie tu przemyciłeś, sama intryga i to jak ją przedstawiłeś też w porządku. Dobrze się uśmiałem. I tytuł przewrotny ;-)

Do mnie, moja puento..!

Fladrifie, pomysłowe i fajne. Magiczny kryminał, z zabawnym rozwiązaniem i zakończeniem. Więcej nie piszę, żeby nie spojlerować. Dobre na poprawę humoru rano, gdy się człek obudzi zbyt wcześnie. Klik :)

Fladrifie, bardzo pomysłowe i zabawne opowiadanie, z przyjemnością przeczytałam. To co najbardziej wzbudziło mój podziw, to, że właściwie można się było domyślić finału po sztuczce Salavardiego, ale wszystko było tak zręcznie przedstawione, że się nie domyśliłam i zakończenie było bardzo satysfakcjonujące :). Pomysł na pomydło też był świetny!

Nowa Fantastyka