- Opowiadanie: EternaUniverse - ETERNA: Niando (fragment)

ETERNA: Niando (fragment)

Witam. Pragnę zamieścić tutaj fragment mojego debiuanckiego opowiadania. Opowiadania wchodzącego w skład większej całości, jakim jest rozbudowany i różnorodny świat fantasy. Zamieszczony tekst nie jest początkiem opowieści a fragmentem wyciętym z pierwszej połowy dzieła, które bazowo ma być książką ze zbiorem przeplatających się opowiadań, umieszczonych w realiach świata wykreowanego. Jako początkujący twórca, z miłą chęcią przyjmę każdy feedback.

Oceny

ETERNA: Niando (fragment)

Niando siedziała na huśtawce leniwie oglądając list otrzymany z dalekiego kraju, położonego na odległym, znajdującym się za oceanem, kontynencie Godfall. Jej długie kasztanowe włosy z grzywką zakrywającą znaczą część czoła, wydawały się nie reagować na lekki wiosenny wiatr.

 

"(…)jestem twoim ojcem", "(…)zapewne już nie żyję","(…)miasto Krotakjabard", "(…)powierzam ci dzielnicę Tiger Town", "(…)skarb Tygrysa". Czytała te fragmenty poraz enty powoli tracąc rozumienie znaczenia słów napisanych na niezbyt czystej kartce papieru.

 

"Nie mogę tak już dłużej" – pomyślała i zeskoczyła z huśtawki, próbując wylądować jak najdalej. Przez następne godziny błąkała się z po wiosce, cały czas trzymając list w rękach. Czy chciała zrobić wrażenie na mieszkańcach? Może liczyła że ktoś z ich rozpozna charakterystyczny styl trzymanego listu. Sama nie wiedziała. Nie mogła znieść tej wewnętrznej pustki. Władza i skarby były na wyciągnięcie ręki, i choć należały do niej, nie była w stanie po nie sięgnąć. Czuła się bezsilna. Mała i zbyt słaba żeby odebrać to co jej się należy. Nerwy czasem przybierały w jej głowie tak abstrakcyjne formy, że musiała dusić je przemocą. Uderzała w drzewa gdy dopadało ją zmęczenie, obijała się o nie jak zombie.

Stres nie znikał a napięcie tylko narastało. Gdy nie miała już sił, niezdarnie biegała po łąkach i wymachując listem liczyła na boski cud…

 

Jednego razu, udając martwą gdzieś za wioską, całkowicie puściła kontrolę nad ciałem i nie zwracając uwagi co znajduje się za nią, upadła na plecy prosto w fioletowe toksyczne bagno. Pomimo niewielkiego szoku postanowiła zostać w nim i leżeć czekając aż obudzi się w swoim prawdziwym domu – niesamowitym mieście Krotakjabard. Choć prawdę mówiąc, myślenie o mieście też niezbyt napawało ją nadzieją. Czuła zawiść w kierunku ludzi którzy mieli to szczęście urodzić się w Parowym Mieście, znanym na Centruii jedynie z opowieści.

 

Leżała tak w bagnie ale zbawienie nie nastąpiło. Zamiast niego, na jej twarz zaczął wspinać się dość duży śniętoliść – powolny drapieżnik imitujący lilię wodną. Dziewczyna wrzasnęła uderzając pięścią w bagno. Nie zrobiła tego z powodu strachu tylko z rozgoryczenia. Uderzenie rozchlapało brudną wodę i błoto po całym jej ciele.

 

Nagle nad jej głową pojawiły się dwie postacie. Jedna z nich, wysoki chłopiec o twarzy szarego kota wyciągnął w jej pomocną dłoń. Był to jej dobry przyjaciel, uczęszczali razem na medytacyjne zajęcia zen.

W Murasawie nie było szkół w tradycyjnym tego słowa znaczeniu. Mieszkańcy uważali że cała, niezbędna na życia wiedza może spłynąć na ciebie jeśli tylko zrobisz jej miejsce.

Niando nie traktowała tych zajęć zbyt poważnie. Kiedy korzystając z pomocnej dłoni wstała, zauważyła jak w jej kierunku zbliżają się jakieś kobiece ręce. Należały one do drugiej z postaci. Była nią przyrodnia siostra Niando – Lu.

 

Lu i Niando miały innych ojców. Ta pierwsza odziedziczyła po matce królicze, białe uszy i futerko pokrywające znaczną część nóg i torsa podczas gdy druga epatowała niewielkimi, kasztanowymi, lisimi uszami.

Lu ze łzami w oczach i ze szczerym uśmiechem na twarzy wyciągnęła ręce w stronę Niando.

Dziewczyna spodziewała się kolejnej próby pocieszenia ale zamiast tego, siostra zdjęła jej z twarzy, obecnego tam dalej Śniętoliścia który nieudolnie, swoimi małymi ząbkami próbował podgryzać twarz Niando.

-Jeju! – zaczęła Lu – właśnie takiego szukałam! – powiedziała radośnie i pokicała spowrotem do wioski.

Towarzysz o kociej twarzy odprowadził ją wzrokiem i odwrócił głowę w stronę mokrej i brudnej dziewczyny.

-Co zamierzasz? – zapytał spokojnie.

-Nie wiem – bezsilnie odpowiedziała Niando. W jej głosie można było usłyszeć pretensje kierowane w stronę świata.

Dziewczyna wydała cherlawy okrzyk beznadziei.

-Dobija mnie to przeklęte miejsce – wyrzuciła z przepony.

-Zawsze ci się tu podobało – odparł kot a jego przenikliwe spojrzenie nabrało oznak zrozumienia.

-Dopóki nie otrzymałaś tego listu – dodał łagodnym głosem. Nie chciał robić dziewczynie dodatkowych wyrzutów.

-Bernardo – zaczęła Niando – nie zastanawia cię pochodzenie twojego imienia? – zapytała – czy ta dziura naprawdę jest twoją granicą?

Bernardo milczał. Uważnie wyłapując każde słowo czekał aż dziewczyna skończy mówić.

-Czy naprawdę nie sięgasz wyżej? – zadała kolejne pytanie. Brzmiała tak, jakby bardziej niż na natychmiastowej odpowiedzi zależało jej na otwarciu głowy przyjaciela.

-Tutaj się urodziłem i wychowałem… Podobnie jak ty. Zauważ – nigdy niczego ci nie brakowało… – Bernardo mówił wolno często robiąc przerwy. -Bo nie wiedziałam że jest coś więcej. Bo miałaś tu wszystko – poprawił dziewczynę kot – wszystko czego potrzebowałaś i czego nie potrzebowałaś. -Ale dojrzałam nieba – przerwała mu dziewczyna.

-Skąd wiesz że to niebo w ogóle istnieje? – impulsywnie zapytał Bernardo lekko uniesionym tonem. Zauważył że dziewczyna poczuła się zraniona.

Niando nie mogła uwierzyć że nikt jej nie wspiera. Postanowiła odejść bez słowa, jak najszybciej ukrywając twarz przed wzrokiem przyjaciela.

 

Bernardo cicho zaklął pod nosem obwiniając samego siebie o taki obrót spraw. Słowa wyszły z niego, zanim zdążył się powstrzymać. To nie był gniew, a rozpacz – widok Niando, która miota się w udręce, ranił go bardziej, niż chciał przyznać. Wiedział jednak że czasu nie może już cofnąć. Zacinął więc pięści i teraz już naprawdę donośnym tonem zaczął wołać.

 

-Przez ten list pogrążyłaś się w jakiejś iluzji. Żyjesz mrzonkami. Złudnymi obietnicami które zaprowadzą cię do nikąd. Niszczysz swoje i nasze zdrowie, nie widzisz tego? Jesteś jak dziecko, które marzy o lataniu, ale nie umie zrobić kroku na ziemi – wołał Bernardo, a w jego głosie brzmiała nuta rozczarowania, której nie potrafił ukryć. Być może czuł zazdrość, bo Niando chce odejść, a on kochał jej prostą, lokalną naturę.

 

Niando czuła jak każde docierające do jej uszu zdanie wymierza jej cios prosto w serce. Słysząc te wszystkie przykre słowa postanowiła zwolnić kroku. Coś w niej narastało. Narastało do takiego momentu w którym nie mogła już iść dalej. Momentu w którym stanęła z zaciśniętymi pięśćmi i odwróciła się biegnąc w stronę Bernarda który nie zdając sobie sprawy, strzelał do niej z niewidzialnego łuku.

Gdy była już w jego zasięgu, wysunęła pazury i szybkim atakiem rozcięła mu skórę na policzku.

Bernardo oszołomiony złapał się w miejsce nowopowstałej głębokiej rany. Spojrzał w kierunku dziewczyny. Jej gniewne spojrzenie wyrażało nienawiść a z oczu roniły się stróżki łez.

Gdy dotarło do niej co zrobiła a jej spojrzenie zmieniło się w strach, wypowiedziała tylko ledwo słyszalne "przepraszam" i uciekła.

Chłopak spojrzał na zakrwawioną rękę którą już wcześniej zdjął z twarzy.

 

Niando wróciła do domu i zamknęła się w swoim pokoju. Siedziała skulona w swoim łóżku a pod stopami leżał jej ukochany list. Trwała w takiej ciszy rozmyślając do momentu w którym usłyszała pukanie do drzwi.

-Niando, jesteś? – brzmiał wytłumiony głos należący do jej przybranego ojca – Doktora Ramony.

Dziewczyna usłyszała go jednak dalej pozostawała w ciszy.

-Niando, mam ważną sprawę – powtórzył Ramona spokojny jak zawszę. Niando otworzyła oczy, i podeszła do drzwi. Uwolniła klamrę i wróciła do łóżka. Ramona powoli otworzył drzwi.

 

-Niando? – zapytał widząc że dziewczyną dzieje się coś złego. Mimo braku pokrewieństwa bardzo kochał swoją córkę. Doktor skierował wzrok w stronę łóżka na którym dostrzegł znajomy także jemu list i westchnął.

-Niando – zaczął próbując zachować dobrą twarz. Nie był dobry w trudnych rozmowach i tak naprawdę nie za bardzo wiedział co powiedzieć. Przyszedł tu jedynie poinformować córkę o wyjeździe, teraz jednak znajduje się na cienkim lodzie. Nie może zawieść jako rodzic.

-Znów czytasz ten list? Niando nie odpowiadała

-Niando spójrz na mnie – poprosił łagodnie. Otrzymał jednak odwrotny efekt gdy Niando odwróciła głowę w całkiem przeciwnym kierunku.

-Niando! – powiedział ostrzej ale wciąż łagodnie. Dziewczyna popatrzyła na niego pustym wzrokiem. To była jego szansa. Teraz może go wysłuchać. Nie może tego spartoczyć.

-Posłuchaj mnie, to całe Krotakjabard, ba! Cały ten kontynent… Mieszkają tam bardzo źli ludzie. Są okrutni, naprawdę. Pozbawieni jakiejkolwiek moralności, jakiejkolwiek godności niszczą wszystko wokół siebie i nie przejmują się losem innych.

 

Niando słuchając zasłoniła usta rękami i oparła się na kolanach.

-Nie mógłbym cię tam wysłać mając świadomość do jakiegoś siedliska potworów trafisz. Uwierz mi, wiem coś o tym.

-W to ostatnie mogę ci uwierzyć – powiedziała Niando niewyraźnym głosem. Ramona zrobił pytającą minę.

-Ty też jesteś jednym z nich. Tych potworów których teraz tak nienawidzisz.

-Ej nie powiedzia… – Ramona chciał się obronić, w ostatniej jednak chwili stwierdził że nie jest to dobry moment.

-Nie powiedziałeś? Teraz może i nie. Ale wiesz co? Podsłuchiwałam cię jak gadałeś z tym twoim koleżką piratem i wiesz co. Jesteś obrzydliwy. Ramona poczuł jak kręci mu się w głowie.

-Przecież rozmawialiśmy z Shaunem po aryjsku – powiedział z zawrotami głowy.

-Wiem, uczyłam się z twoich ksiąg – Niando podciągnęła nosem. – Znowu mnie okłamałeś! Zawsze musisz mnie okłamywać! – wygarniała.

-Co? Milczysz? Tak samo milczałeś w sprawie mojego ojca. Wiesz skąd się o nim dowiedziałam? Z jednego z dwóch listów które do mnie przez całe życie wysłał!

 

Ramona nie wiedział co powiedzieć. Wsadził rękę pod swój kitel i z jednej z wielu kieszonek które tam miał wyjął małą, suchą gałązkę którą następnie złamał. Z gałązki wysypał się złocisty proszek który Doktor wsypał sobie do gardła. Gdy połknął zawartość gałązki jego ciało powoli zaczęło się zmieniać. Kocie uszy zmieniły się w ludzkie, twarz stała się bardziej okrągła a fragmenty sierści z szyi i dłoni całkowicie zniknęły.

Naindo rozszerzyła powieki w zdumieniu.

-Masz rację córeczko – jestem Ariem. Przepraszam że przez cały ten czas się okłamywłem. Robiłem to dla twojego bezpieczeństwa… Twojego i Lu.

Zszokowana Niando odsunęła się pod ścianę.

-Obiecuję już nigdy cię nie okłamać – powiedział Ramona a jego speszony wzrok powędrował po ziemi.

 

Doktor wziął głęboki wdech próbując wzmuc się do mówienia.

-Wyjeżdżam na czas festynu – powiedział ściszonym głosem. Chyba chciał jeszcze coś dodać ale nie potrafił. Gdy wychodząc powoli zamykał drzwi usłyszał głos Niando.

-Tato – powiedziała zapłakana dziewczyna. Ramona stanął w progu i odwrócił się do niej łagodnie.

-Tak?

-Czym jest wolność? – zapytała przecierając łzy.

– Czy to możliwość wyboru własnego losu, czy raczej akceptacja tego, kim się jest i gdzie się znajduje?

W tej chwili Ramona zrozumiał w jakim stanie znalazła się jego córka. Usiadł przy niej. Powstrzymał próbę objęcia zauważając że dziewczyna nie chce być dotykana, mimo to zachował troskliwą minę.

-Ten list – zaczął powoli Ramona – jest zarówno szansą na zmiany, jak i brzemieniem, które cię zniewala. ponieważ nagle poczułś, że „musisz” osiągnąć coś więcej.

-Czyli po prostu usiąść tutaj, w tej wiosce, i udawać, że nie ma innego świata?

-Zostań. Proszę – powiedział Ramona poklepując ją po plecach. Dziewczyna została sama. zasnęła chwilę później.

 

Nazajutrz, gdy się obudziła Ramony już nie było. Postanowiła więc odwiedzić siostrę w jej pokoju. Okazało się jednak że nie ma jej tam, za to z pracowni dobiegały głośne odgłosy jakby ktoś przewracał ją do góry nogami. Niando zeszła po schodach i ujrzała siostrę w kitlu ojca i wielkich ochronnych okularach. Lu wydawała się przeprowadzać nie do końca bezpieczne eksperymenty z różnymi dziwnymi rzeczami których Niando nie potrafiłaby nawet określić.

-Lu – zawołała siostrę Niando stonowanym głosem.

-O! Hej Niando! – odpowiedziała siostra energicznie potrząsając fiolką z podejrzaną zieloną papką.

-Co tu robisz? – zapytała Naindo bez udawanej ekscytacji.

-Korzytam z nieobecności pewnego profesora – żartobliwie odpowiedziała Lu.

-A ty jak tam? – zapytała z przedłużanym "a".

– Spinka z ojcem?

Niando prychnęła z pogardą.

-Wiesz że on nie jest Pantharei? – zapytała znudzonym głosem. Nie chciała z tego robić dodatkowej sensacji.

-Co? A! O! Wiem! – powiedziała Lu polewając się jakimś płynem który momentalnie zmienił jej wygląd i upododabniając ją do postaci ojca, którą jej lisia siostra miała okazję zobaczyć poprzedniego dnia. Niando upuściła trzymany soczek.

-Ty też? – zapytała a jej przerażonie zaczęło dawać o sobie znaki. Ręce jej się trzęsły a obraz kręcił przed oczami. Lu zaczęła coś mówić, wygądało jakby spoważniała pod wpływem sytuacji ale myśli Niando zagłuszały wszystko co pochodziło z zewnętrznego świata.

 

Zemdlała. Obudziła się kilka godzin później. Lu siedziała na krześle. Patrzyła na siostrę zatroskanym wzrokiem.

-O! Obudziłaś się! Przez sen mamrotałaś coś że twoja rodzina jest podstawiona – powiedziała Lu i szybko zreflektowała się nad swoimi słowami. Była w tym tak bardzo podobna do Ramony. Oboje mieli długi język który ciężko było im powstrzymać.

 

Niando popatrzyła niewyraźnym wzrokiem na swoją siostrę. Gdy wzrok wyostrzył się, zauważyła że jej królicze uszy są na swoim miejscu.

-O co w tym wszystkim chodzi? – zapytała cicho lisica.

-Spokojnie, leż sobie…

-Nie będę leżeć – sobie gdy wszędzie wokół otaczają mnie kłamcy – wtrąciła Niando której widocznie wróciło część energii.

-Przecież cię nie oklamałam – powiedziała Lu. Niando popatrzyła na nią z krzywą miną.

-Poprostu nie dałaś mi dokończyć. No chodzi o to że przerobiłam specyfik taty tak żeby zmieniał Pantharei w Ariów. Czyli na odwrót – tłumaczyła młodsza siostra.

-Aha, czyli wiedziałaś – wygarnęła Niando. -Noo – Lu zesztywaniała. -Powiedział ci? -Sama się domyśliłam grzebiąc w jego laboratorium – tłumaczyła ślepo patrząc w ścianę.

-I mi nie powiedziałaś?

-Nie miałam powodu ci mówić.

-Wszyscy jesteście jebanymi kłamcami – powiedziała Niando. Wstała i wyszła trzaskając drzwiami. Lu pobiegła za nią.

-Niando! Czekaj! – krzyknęła za dziewczyna. Ton jej głosu brzmiał tak, że ci którzy nie znali jej wcześniej, uznaliby ją za jakąś histeryczkę.

-Ty zawsze patrzysz w niebo szukając odpowiedzi… – zaczęła, już o wiele spokojniej, łapiąc w biegu siostrę za ramię w próbie jej zatrzymania. -Nie kończ! – Niando wyrwała rękę z uścisku siostry i odwróciła się w jej stronę z gniewnym spojrzeniem.

– Nie mam ochoty na twoje pseudo-filozoficzne-mądrości.

Lu zaskoczona ostrym tonem siostry cofnęła się o krok, skracając niebezpieczny dystans. W tamtym momencie wyraźnie widać było różnicę w ich wzroście. Lisica, mimo starszego wieku była znacznie niższa od siostry. Lu poczuła się lekko dotknięta – emocje zawsze dosadnie malowały się na jej twarzy, a dynamicznie zmieniająca się postawa zdradzała wszystkie wewnętrzne odczucia dziewczyny.

-Chcę powiedzieć tylko, że samym bujaniem w obłokach nic nie zdziałasz.

-Powiedziała ta co nie buja! A te wszystkie mikstury, eksperymenty?! – uniosła się Niando a ton jej głosu prawdopodobnie słychać było już na drewnianych ulicach Murasawy. Lu zamknęła oczy, wzięła głęboki oddech i policzyła do czterech. Niando widząc to, założyła ręce.

-Wiesz skąd pochodzi prawdziwa siła? – zapytała spokojnie Lu która nadal miała zamknięte oczy.

-Nie! – agresywnie odpowiedziała Niando. Zabrzmiała tak, jakby nie chciała usłyszeć odpowiedzi – I przestańcie mi tu ciągle filozofować!

 

Lu nie dała się jednak sprowokować. Mimo agresywnej postawy siostry, pozostała niezłomna.

-Prawdziwa siła pochodzi z tego jak radzimy sobie z rzeczywistością.

-Skończ – powiedziała Niando zaciskając wszystkie mięśnie.

-Możesz zmienić swoje życie, ale zacznij od tego, co masz. Niando zbliżyła się do siostry, unosząc list i machając nim przed jej twarzą.

-Mam to nie widzisz? – zaczęła Niadno.

-Co, jeśli chcę wiedzieć, co kryje się za tym cholernym papierem? Kim był mój ojciec, czym jest to Krotakjabard? Może tam znajdę odpowiedzi, których wy nigdy nie daliście – w jej głosie brzmiała determinacja.

-Wszyscy mówią mi, co powinnam czuć, gdzie powinnam być. Ale co, jeśli ja nie chcę tu być? Gnić w tych spróchniałych drzewach – Niando mówiąc uderzyła pięścią w drewnianą ścianę.

-Kłaniać się przed jakimiś starcami którzy myślą że są najmądrzejsi na świecie! – uderzyła ponownie.

-Udawać niewinną i posłuszną bo kogoś to kurwa cieszy! – i ponownie, każdy wypowiadany zarzut podkreślała silnym ciosem aż zdarła sobie skórę z kostek.

– Przestrzegać! – jakichś! – durnych! – zasad!- świątojebliwych! – władców!

Teraz naprawdę ostro się wkurzyła uderzając pięścią co każde słowo. Była cała czerwona, włosy miała rozczochrane a niewielka ilość krwi rozbryzgała się jej po ubraniu. Mimo ran, na drewnianej ścianie, poza odrobiną krwi, nie pojawił się żaden ślad zniszczenia.

 

Lu z przerażeniem patrzyła na wyczyn siostry. Powoli wyjęła buteleczkę z kitla i położyła ją na ziemi.

-Destylowany sok z wody Mun – powiedziała niepewnym głosem.

-Do odkażania ran – dodała, poczym odeszła, kilka razy obracając się za siebie. Niando nie mając sił, uderzyła jeszcze raz, najsłabiej.

"Czy naprawdę wszyscy mają mnie za jakieś zagubione dziecko?” Przez resztę dnia siostry nie odzywały się do siebie.

 

Nazajutrz, Niando postanowiła udać się do świątyni zen. Rzadko odwiedzała to miejsce twierdząc że nic jej to nie daje jednak. Dziś jednak nie spała całą noc nie mogąc wytrzymać uczuć które rozrywały ją od środka. Być może tam, w świątyni podczas medytacji uda jej się trochę ochłonąć.

 

Świątynia zen znajdowała się głęboko pod miastem, w zaciemnionych korzeniach wielkich drzew bonsai. Było to miejsce ciche, przepełnione mistyczną – dość niepokojącą aurą spokoju gdzie mnisi oraz uczniowie mogli czerpać naturalną wiedzę wszechświata. Niando, jak każdy młodziak z wioski, należała do tej drugiej grupy. Uczniowie mieli swoją własną salę w której zawsze obecny był medytujący nauczyciel. Nie było tam obowiązkowych zajęć, uczniowie zjawiali się kiedy chcieli – i to, jak mówił jeden z mistrzów, było duszą tej szkoły.

 

Sala medytacyjna była pusta więc Niando mogła usiąść tam gdzie chciała. Gdy zajęła miejsce, rozciągnęła się mocno, położyła ręce luzem na udach, czyli tak jak jej najwygodniej a następnie wzięła kilka głębszych oddechów. Kiedy skończyła, zamknęła oczy i chwilę obserwowała swój oddech próbując wyczuć jego rytm. Gdy jej się to udało, postanowiła zsynchronizować własny rytm z rytmem siedzącego nieopodal nauczyciela.

 

Niando trwała w błogiej ciszy a żadne myśli nie zakłócały jej spokoju. Mogła odpuścić. Nie musiała już się męczyć, nawet trud oddychania został od niej przejęty przez nauczyciela. Czuła się tak lekko jakby jej ciało w ogóle nie istniało. Eteryczne drobinki obsypywały ją powodując miłe uczucie mrowienia. Czuła jak powoli i przyjemnie odrywają jej ciało emocjonalne po to by porwać je do świata astralnego.

"To tylko chwilowe uczcie" – pomyślała a myśl ta prawie zakłóciła jej słodki spokój i gdyby dziewczyna nie przypomniała sobie o oddechu, wypadła by z transu.

 

Już, już… Wszystkie myśli zniknęły. Słychać było jedynie ciche brzdęki rybich gongów, dobiegające z sali mistrzów, znajdującej się w kompletnie innej części świątyni. Dźwięki te nie przeszkadzały jednak Niando, czuła jakby grały specjalnie dla niej tworząc w głowie nową przestrzeń. Pustą, świeżą… Można było ją zapełnić czymkolwiek ale Niando zapełniała ją niepewnością; uczuciem zawieszena między przeszłością a przyszłością.

 

Nić równowagi drgała jak za pociągnięciem struny instrumentu a ona czując jedynie chłód sali medytacyjnej, spadła z niej prosto w bulgoczące bagno.

„Może jestem jak ten śniętoliść, który znalazł mnie w bagnie. Bez celu, bez korzeni, unoszony przez wodę. Ale czy to takie złe? Może nie potrzebuję wielkiego miasta ani wielkiej władzy. Może tylko chcę poczuć, że nie muszę walczyć o wszystko, co ma znaczenie.”

 

Dziewczyna poddała się grawitacji i bezwładnie tonęła w bagnie gdy jednak nagle ktoś wyciągnął po nią rękę. Ktoś wskoczył w to samo bagno i wyciągnął pomocną dłoń. Było to falujące w brudnej tafli wody odbicie. Druga Niando płynęła chcąc uratować samą siebie. Ta tonąca popatrzyła w dół i ujrzała jak bagienne dno pokrywają setki martwych Niando. Dziewczyna preraziła się. W tej samej chwili doszło do niej że nie może oddychać co tylko spotęgowało to uczucie. Wtedy jednak złapana została przez płynącą w jej stronę wybawczynię. Wybawczynię która łapiąc ją, złączyła się z nią w jedno i nastało światło.

„Czym jest dom? Miejscem, gdzie jesteś bezpieczna? Czy miejscem, które wybierasz, nawet jeśli boli? Nie wiem, czy kiedykolwiek znajdę odpowiedź, ale jedno wiem na pewno – nie mogę już być tą samą Niando. Muszę znaleźć swoją własną drogę, nawet jeśli będzie samotna"

 

Niadno spokojnie otworzyła oczy. Wzięła lekki, głęboki wdech a na jej twarzy pojawił się wielki uśmiech zadowolenia.

Koniec

Komentarze

Spróbowałem i odpadłem. W takiej formie jest to kompletnie nieczytelne. Masz pewnie książki, widzisz jak wyglądają w nich dialogi. Takie ceglaste zbicie jest kompletnie nieprzystępne. 

Na portalu jest stosowny tutorial z poprawnego zapisu.

Zapoznaj się z nim i postaraj się przeedytować.

Pozdrówki.

Dzięki, zastosowałem poprawki tak żeby tekst był bardziej przejrzysty.

Głupiec komentuje, mędrzec kontempluje///Zaprzyjaźnij się z bólem - daje ci siłę!

Cześć,

 

Niestety też odpadłem w trakcie. Widać, że masz pomysł i chęci, ale podszedłeś do sprawy trochę zbyt ambitnie. 

 

Niando siedziała na huśtawce leniwie oglądając list otrzymany z dalekiego kraju, położonego na odległym, znajdującym się za oceanem, kontynencie Godfall. Jej długie kasztanowe włosy z grzywką zakrywającą znaczą część czoła, wydawały się nie reagować na lekki wiosenny wiatr.

Wyrazić to, co się ma w głowie za pomocą długich zdań, które zabiorą Czytelnika do miejsca, które chcesz mu pokazać, jest niezwykle trudne i skomplikowane, a zbyt wiele informacji podanych na raz, to jak my to tu mawiamy: “za dużo grzybków w tym barszczu”.

 

Sam widzisz, jak brzmią takie makarony :D. Spróbuj krócej, prościej i na temat. Jak o liście, to o liście. Jak o grzywce, to o grzywce. Lepiej trochę za krótko niż dużo za długo ;]. 

 

Leżała tak w bagnie ale zbawienie nie nastąpiło. Zamiast niego, na jej twarz zaczął wspinać się dość duży śniętoliść – powolny drapieżnik imitujący lilię wodną. Dziewczyna wrzasnęła uderzając pięścią w bagno. Nie zrobiła tego z powodu strachu tylko z rozgoryczenia. Uderzenie rozchlapało brudną wodę i błoto po całym jej ciele.

 

Nagle nad jej głową pojawiły się dwie postacie. Jedna z nich, wysoki chłopiec o twarzy szarego kota wyciągnął w jej pomocną dłoń. Był to jej dobry przyjaciel, uczęszczali razem na medytacyjne zajęcia zen.

W Murasawie nie było szkół w tradycyjnym tego słowa znaczeniu. Mieszkańcy uważali że cała, niezbędna na życia wiedza może spłynąć na ciebie jeśli tylko zrobisz jej miejsce.

Przeczytaj proszę ten fragment na głos i zadaj sobie pytanie – o czym to jest? Najpierw o mocnych uczuciach, potem o śniętoliściu [ fajna nazwa BTW ;) ], potem o postaciach, a na końcu o szkole w Murasawie. Zaproponuję to troszkę usystematyzować. Wrzuć kontrapunkt w rozmyślania o zbawieniu kończący się atakiem tego leniwego liliowego predatora, a dopiero potem o historii z dzieciństwa i o szkołach. Rozkładanie akcji na wątki poboczne też jest bardzo trudne i trzeba mieć naprawdę sporo przeklikane w palcach, żeby to wyszło sensownie. 

 

Dziewczyna poddała się grawitacji i bezwładnie tonęła w bagnie gdy jednak nagle ktoś wyciągnął po nią rękę. Ktoś wskoczył w to samo bagno i wyciągnął pomocną dłoń. Było to falujące w brudnej tafli wody odbicie. Druga Niando płynęła chcąc uratować samą siebie. Ta tonąca popatrzyła w dół i ujrzała jak bagienne dno pokrywają setki martwych Niando. Dziewczyna preraziła się. W tej samej chwili doszło do niej że nie może oddychać co tylko spotęgowało to uczucie. Wtedy jednak złapana została przez płynącą w jej stronę wybawczynię. Wybawczynię która łapiąc ją, złączyła się z nią w jedno i nastało światło.

Takie uczycie jak w tym starym memie: “To który jest k… synem kogo” :) Nic nie czaję. Naprawdę ciężko mi sobie wyobrazić tę scenę i zrozumieć o co w niej chodzi. 

 

Jeśli mogę pozwolić sobie na dawanie rad, to z własnego [ bolesnego ;)] doświadczenia wiem, że łatwiej zacząć od czegoś krótszego. Łatwiej będzie Ci poprawić błędy, a później doszlifować umiejętności warsztatowe na shortach i drabblach. Napisać książkę to brzmi dumnie, ale daj sobie na to czas. 

 

pozdrawiam i powodzenia 

 

  1.  

 

Jestem bandzior! Świr! Sadysta! Niepoprawny optymista!

Cześć!

 

Przyznam, że miałem problem z “wczuciem” się w przedstawiony świat. Niektóre sceny mogłem wyobrazić sobie dość łatwo, inne sprawiały mi znacznie większą trudność. Czytanie w moim przypadku polega na wczuwaniu się w bohaterów i próbie obejrzenia świata z ich perspektywy.

Przy pierwszym czytaniu odrzucały mnie przecinki i zapis dialogów. Przy drugim drugim – trudności w zrozumieniu prawidłowości rządzących przedstawionym światem. Wreszcie, za trzecim razem udało się, ufff.

Pomysł jest OK. Bohaterka musi wybrać między comfort zone (chociaż widać, że i tak dotychczasowe życie ją gniecie, i jedynie dzięki medytacji osiąga jakikolwiek komfort) a wyprawą do niebezpiecznego świata, którego jeszcze nie zna. Sama motywacja – odnalezienie prawdziwego rodzica – jest mocna i uniwersalna. Jest nastoletnią bohaterką, ma prawo do emocji. Nie wyczuwa wsparcia ze strony ani dorosłych, ani rówieśników.

Realizacja – kilka szczerych uwag:

– scena, w której bohaterka biega w rękach z listem przez cały dzień, dodatkowo obijając się o różne przedmioty, nie wygląda naturalnie. Zawsze staram sobie wyobrazić ekranizację danej sceny, i ta byłaby dość trudna. Dla innych mieszkańców wioski/miasteczka to tylko jakaś kartka, i zapewne nie mają szans nawet zauważyć co jest na niej napisane, zatem ich obojętność jest raczej zrozumiała. Poza tym z listem o takiej treści raczej nie dzieliłbym się z przypadkowymi osobami, tylko z przyjaciółmi.

– wydaje mi się, że uczucia bohaterki lepiej jest wyrażać poprzez jej czyny i słowa, niż wkładać je czytelnikowi do głowy łopatą. Niektóre zdania można spokojnie pominąć, ponieważ czytelnik czasem też chce mieć przyjemność z interpretacji tekstu.

– zastanowiłbym się, jaki jest docelowy odbiorca, i złagodziłbym przekleństwa. Wiem, że nastolatki przeklinają, że pomaga to dać ujście emocjom, ale takie opowiadanie będzie miało szczęście, jeśli trafi do kategorii young adult. Zaznaczam, że nie jestem za “cenzurą” i rozumiem zamiar artystyczny, podkreślający wybuch gniewu bohaterki, ale ta “kurwa” bardzo mnie razi, ponieważ jest tylko przecinkiem.

– Wydaje mi się, że niektóre ze słów wypowiadanych między ciosami w ściany są raczej zapisem myśli, niż słów. Gdyby część z nich zapisać np. italikiem jako myśli, a tylko te “najmocniejsze” jako wypowiadane słowa, scena byłaby ciekawsza. Bohaterka bije się z myślami, a kiedy już tego nie wytrzymuje, zaczyna je wykrzykiwać.

– styl: mój umysł chce nanosić tyle poprawek, że odrywa mnie to od przesłania tekstu. Nic na to nie poradzę. Edytor będzie miał ręce pełne roboty.

Dzięki za cenne rady! Ze względu na trudności spowodowane brakiem wsparcia forum dla urządzeń mobilnych, narazie zostawię to tutaj w obecnej formie. Edycją zajmę się offline, zbierając przy tym, być może jeszcze jakiś feedback.

Napisać książkę to brzmi dumnie, ale daj sobie na to czas. 

Yep, dałem sobie na to minimum 3 lata. Może to zabrzmieć źle ale w tworzeniu tego świata, pisanie zajmuje mi najmniej czasu(mapy myśli, geografia, koncept arty etc).

Głupiec komentuje, mędrzec kontempluje///Zaprzyjaźnij się z bólem - daje ci siłę!

Nowa Fantastyka