- Opowiadanie: marzan - Cicha Noc

Cicha Noc

Opo­wia­da­nie na Kon­kurs Świą­tecz­ny. Prze­pra­szam, że bo­ha­ter taki okle­pa­ny, ale ku­si­ła mnie za­ba­wa z kon­wen­cją. Jed­no­cze­śnie jest to moje przy­wi­ta­nie z forum i wszyst­ki­mi jego uczest­ni­ka­mi.

Hasła kon­kur­so­we to:

- Magia Świąt i Miecz (wio­dą­ce)

- Świą­tecz­no-księ­ży­co­we opo­wie­ści bi­zar­ne (po­bocz­ne, acz­kol­wiek też pa­su­ją­ce)

 

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Cicha Noc

Drzwi do karcz­my naj­pierw uchy­li­ły się tylko na sze­ro­kość palca, wpusz­cza­jąc do środ­ka po­dmuch zim­ne­go po­wie­trza, postękiwania i uryw­ki mio­ta­nych na ze­wnątrz prze­kleństw. Do­pie­ro po dłuż­szej chwi­li sztur­mu­ją­cy je osob­nik do­piął celu, wpa­da­jąc do wnę­trza razem ze ster­tą śnie­gu. Przez chwi­lę leżał na pod­ło­dze, na prze­mian krztu­sząc się i ła­piąc po­wie­trze ni­czym ryba wy­rzu­co­na na brzeg. Go­spo­darz pod­biegł do niego i po­mógł wstać.  Po­mię­dzy ko­lej­ny­mi ata­ka­mi kasz­lu przy­bysz pró­bo­wał prze­ka­zać mu no­wi­nę, zapewne nie­cier­pią­cą zwło­ki. Go­spo­darz jed­no­cze­śnie uspo­kajał go i próbował ułożyć wy­po­wia­da­ne uryw­ki słów we wła­ści­wym po­rząd­ku, by odgadnąć treść wiadomości. Kiedy już wy­da­wa­ło się, że obaj są na do­brej dro­dze, a zmarszcz­ki po­kry­wa­ją­ce czoło go­spo­da­rza za­częły się wy­gła­dzać, przy­bysz nagle za­milkł. Dopiero teraz do­strzegł je­dy­ne­go go­ścia karcz­my.

Męż­czy­zna sie­dział na samym końcu dłu­gie­go stołu, w miej­scu naj­ciem­niej­szym i naj­bar­dziej od­le­głym od drzwi. Jedna z jego dłoni spo­czy­wa­ła na uchu kufla, z któ­re­go jed­nak nie pił. Druga nik­nę­ła pod kra­wę­dzią stołu, jakby był gotów się­gnąć po coś ukry­te­go pod bla­tem. Jego twarz skry­wał cień, ale za­rów­no go­spo­darz jak i przy­bysz mo­gli­by przy­siąc, że wpa­tru­je się w nich uważ­nie.

– Co… co to za jeden?

– Nie­waż­ne. I nie chlap ję­zo­rem, on wszyst­ko sły­szy i widzi… To jeden z tych, jak im tam… Wiedź­ma­ków? Wiedź­mo­rów?

– Wiedź­mi­nów chyba… Jak zawiadujesz karczmą, po­wi­nie­neś być bar­dziej obyty!

– Czort z nim! Wy­pi­je, wyśpi się i jutro pój­dzie precz. A teraz po­wtórz, bo nie mogę się po­ła­pać.

– Wi­dzie­li go, jak je­chał od prze­łę­czy.

– Na pewno jego? Prze­cież jest śnie­ży­ca, mogło się im przy­wi­dzieć.

– Jego nie po­my­lisz z nikim innym. Zresz­tą przy­biegł do nas chło­pak z Ba­gnic. Tam już był. Ode­brał im po­ło­wę krów i świ­nia­ków. Pa­mię­tasz Dłu­gie­go? Tego, co owce pasał? To już pasał nie bę­dzie. Nie chciał dać skóry z owiec. On tam po­szedł i zdjął z niego skórę, tak dla prze­stro­gi. Ponoć całą noc sły­sze­li, jak się Długi darł. Do­pie­ro nad ranem chłop sko­nał.

– Po­wiem ci, co zro­bi­my. Jest pod lasem taka sta­jen­ka. A zaraz za nią, przy stru­mie­niu, ro­śnie wiel­ki świerk. Zbie­rze­my do­by­tek ze wsi i scho­wa­my pod ga­łę­zia­mi. A wszyst­kie zwie­rzę­ta się zagna do tej sta­jen­ki. Jak on bę­dzie cho­dził po do­mach, to po­ka­że­my, że bieda. Nie ma co od­da­wać.

– A jak niby mają lu­dzie ten świerk zna­leźć? Prze­cież śnieg po ko­la­na, po­gu­bią się, a świer­ków w lesie dużo.

– Ten jest naj­więk­szy, znaj­dą go… Za­wie­si się po­chod­nie obok, a potem ktoś je zgasi… I weź­cie mój łań­cuch, ten od krów. Mo­że­cie zaplątać na ga­łę­ziach, bę­dzie znak.

– Jak on się dowie, zrobi ci to samo, co Dłu­gie­mu. Zo­ba­czysz!

– Wo­lisz mu oddać i gło­do­wać do wio­sny? Ru­szaj do ludzi, czasu dużo nie ma!

Męż­czy­zna opu­ścił karcz­mę, co wymagało od niego kolejnego szturmu drzwi, które zdą­żył już za­wiać świe­ży śnieg. W izbie zo­stał tylko go­spo­darz i gość. Ten drugi wstał od stołu, pod­szedł do lady i po­ło­żył na niej czte­ry mie­dzia­ki.

– Ja­kieś pro­ble­my? – za­gad­nął go­spo­da­rza.

– Po­bor­ca po­dat­ko­wy. Zwie się Mi­ko­ła­jem. Psu­brat zwy­kle przy­cho­dził je­sie­nią, po zbio­rach. W tym roku go nie było. My­śle­li­śmy, że już się nie po­ja­wi.

– Na po­dat­ki nie ma rady. Dwór z cze­goś musi żyć.

– On za­wsze za­bie­ra wię­cej niż po­wi­nien.

– Idź­cie na skar­gę.

– Pró­bo­wa­li­śmy. Do­wie­dział się potem, kto skar­żył. Za­wie­sił na tej karcz­mie wyrok, prze­pi­sa­ny na skórę. Nie pytaj, czyją skórę.

– To jeden czło­wiek. Was jest wielu.

– Nie przy­cho­dzi sam, nie jest taki głupi. I to nie czło­wiek, to istny po­twór! Cho­dzi cią­gle w tym samym ka­fta­nie, któ­re­go nie czy­ści po tym, co robi. Ma­wia­ją, że kie­dyś jego strój był biały. Teraz jest już cały czer­wo­ny.

– Po­twór, mó­wi­cie? – Gość uniósł brwi, spoglądając uważnie w oczy gospodarza. – Po­wiedz­cie mi o nim wię­cej…

* * *

Dźwięk dzwon­ków do­tarł do niego na długo, zanim zo­ba­czył Mi­ko­ła­ja. To był jego znak roz­po­znaw­czy: przed od­gło­sem nie było uciecz­ki, bez trudu przenikał najgrubsze drzwi, ściany, a nawet kamienne sklepienia piwnic. Od go­spo­darza karcz­my usłyszał, że serce każ­de­go z dzwon­ków jest za­wie­szo­ne na kości jed­ne­go z pod­da­nych, któ­rzy nie dali rady zapła­cić po­dat­ku. Po­bor­ca szedł środ­kiem trak­tu, roz­glą­da­jąc się po wybudowanych wzdłuż niego domostwach. Wiel­kie bu­cio­ry bez trudu to­ro­wa­ły drogę przez zaspy, a po­tęż­ny brzuch ko­ły­sał się w rytm kro­ków. Opo­wie­ści wie­śnia­ków zwy­kle były prze­sa­dzo­ne, ale tym razem mieli rację: kto­kol­wiek stał przed nim, nie wy­glą­dał na czy­stej krwi czło­wie­ka.

– Ho, ho, ho! – ode­zwał się Mi­ko­łaj i spoj­rzał na niego. Przewyższał wiedźmina o co najmniej dwie głowy. Niejeden wół mógłby pozazdrościć mu grubości karku, a na widok szerokich barów niedźwiedzie zapewne czmychały z powrotem do swoich gawr. To, co z daleka wiedźmin wziął za naturalną fakturę powierzchni tkaniny, z bliska okazało się warstwą zakrwawionych szczątków, przylepionych do kaftana. Te starsze, zaschnięte miały brunatną barwę, ale pierś i rękawy ubrania mieniły się zaciekami świeżej czerwieni.

– Co tak cię bawi? – spy­tał wiedźmin, wy­cho­dząc na udep­ta­ny śnieg przed karcz­mą.

– Ty, w dziu­rze ta­kiej jak ta. A teraz zejdź mi z drogi, mam tutaj ro­bo­tę.

– Po­mo­gę ci w niej. Dla króla bie­rzesz piątą część, praw­da?

– Wiedź­miń­skie ścier­wo, wara ode mnie. Wy­star­czy mi to, co zro­bi­li­ście z moją matką!

Długa broda Mi­ko­ła­ja aż za­drża­ła przy tych sło­wach.

– Była po­two­rem?

– Jak śmiesz decydować, kto jest po­two­rem, a kto nie? Nie­na­wi­dzę tej czę­ści ludz­kiej krwi, która pły­nie w moich ży­łach. Czło­wiek, który jest we mnie… to praw­dzi­wy po­twór!

– Więc wy­ży­wasz się na wie­śnia­kach?

– Dostają to, na co zasłużyli. Ludzie stworzyli mnie, tak samo jak i ciebie. Potrzebują strachu.

– To biedna wioska.

– Tak? A ile ci dali? Opłacało im się?

– Nie wziąłem ani grosza… Słuchaj, bo trzeci raz nie powtórzę: weź od nich, ile mówi królewski dekret, i odejdź!

Mikołaj wyciągnął zza pazuchy podłużny przedmiot. Czerwone krople skapywały z niego na śnieg.

– Rózga. Nie taka zwyczajna, elfy ją zrobiły. Tak, dobrze słyszysz! Przyszły do mnie, bo również je ludzie odarli z godności… misternie nabijana tłuczonym szkłem… doskonałe wykonanie, cudownie zmiękcza skórę. A tych opornych przypalam węglem… Nie frasuj się tak, ciebie sprawię delikatnie, żebyś wisiał pod portretem mamusi!

Wiedź­min sta­nął w roz­kro­ku, wy­cią­ga­jąc miecz. Mi­ko­łaj po­now­nie ro­ze­śmiał się.

– Je­steś ża­ło­sny. Chyba mó­wi­li ci, że nie przy­cho­dzę sam?

Zza za­krę­tu trak­tu wy­ło­ni­ły się sanie, cią­gnię­te na linach przez ośmiu zbroj­nych męż­czyzn. Za­trzy­ma­li się za ple­ca­mi Mi­ko­ła­ja. Jeden z nich za­wró­cił do sań i chwyciwszy sznur z dzwonkami, zaczął nim rytmicznie potrząsać.

– Do­sta­łem ich kie­dyś od lor­da. Nie miał dla króla złota, ale za­pro­po­no­wał tych nie­wol­ni­ków, szko­lo­nych do walki na are­nie. Wy­pró­bo­wa­łem naj­pierw na nim, czy są zdat­ni do boju. Byłem za­do­wo­lo­ny z efek­tu. Po­zwól, że ich krót­ko przed­sta­wię. To jest Py­sza­łek. Chwa­li się wszyst­kim, że po­tra­fi roz­gnieść każdą czasz­kę go­ły­mi rę­ka­mi. Tam­ten z dwoma mie­cza­mi zwie się Tan­cerz. Ten z kulą na łań­cu­chu to Ko­me­tek. Tam­ten, co ma luź­niej w kroku, to Amo­rek… No nie patrz tak, to był ko­niecz­ny za­bieg! Pa­mię­tasz, co ro­bi­łeś kie­dyś, praw­da? Jest jesz­cze Bły­ska­wicz­ny, ten to ma ruchy, w tłu­mie jest jak lis w kur­ni­ku. Wi­dzisz tego w bli­znach i stru­pach? To Fir­cyk. Chło­pak lubi bawić się z ogniem, ale nie trzy­ma dy­stan­su, bo nie czuje bólu. Ten przy sa­niach to Zło­śnik. Jak wpad­nie w szał, to po­tra­fi urwać łeb. Za mną jest Pro­fe­so­rek. Prze­ci­na tym ta­sa­kiem rów­niut­ko na pół, od góry do dołu.

– My­ślisz, że mnie wy­stra­szysz? – za­py­tał wiedź­min, się­ga­jąc po elik­sir. Zmarszczył czoło. Próbował skupić uwagę na ruchach przeciwników, ale te przeklęte dzwonki wyprowadzały go z równowagi, jakby dzwoniły mu wewnątrz głowy… W powietrzu wyczuł ostrą woń przetrawionego alkoholu. Gospodarz stanowczo powinien sprzątnąć te wymiociny sprzed wejścia…

– A niech mnie, za­po­mnia­łem. Na śmierć za­po­mnia­łem! Jest jesz­cze Ru­dolf, Rudolf o czerwonym nosie!

Dźwięk dzwon­ków nagle ucichł. Wiedź­min do­pie­ro teraz usły­szał skrzy­pie­nie śnie­gu tuż za ple­ca­mi.

* * *

– Mamo, dla­cze­go ci lu­dzie śpią na śnie­gu? I dla­cze­go tu wszyst­ko jest takie czer­wo­ne?

– Mó­wi­łam ci, żebyś za­sło­nił oczy!

Ko­bie­ta naj­pierw wes­tchnę­ła, a potem rzu­ci­ła gniew­ne spoj­rze­nie w kie­run­ku męża.

– Dla­cze­go wy­bra­łeś tę drogę? Nie było in­nych?

– Naj­droż­sza, mó­wi­łem ci już, że trakt do sto­li­cy jest o tej porze roku za­pcha­ny. Wy­star­czy, że jeden wóz nie pod­je­dzie po lo­dzie, i wszyst­kie stoją za nim. Chyba nie chcia­ła­byś, że­by­śmy tam za­mar­z­li?

– Wo­la­ła­bym już za­ma­rzać niż na­ra­żać nasze dzie­ci na te okro­pień­stwa! To jakaś ma­sa­kra! Co tu się stało?

– Nie wiem, ale za chwi­lę stąd wy­je­dzie­my, ko­cha­nie.

– Co to jest ma­sa­kra, mamo? – ode­zwał się znów chło­piec.

– Spy­taj taty, niech ci wy­tłu­ma­czy, skoro nas tu przy­wiózł. Mie­li­śmy za­trzy­mać się w karcz­mie i coś zjeść. Dzie­ci są głod­ne. Ja po­trze­bu­ję… hi­gie­ny, na­tych­miast!

– Mi­ja­li­śmy potok… – za­czął męż­czy­zna, ale ko­bie­ta znów zgro­mi­ła go wzro­kiem.

– Nie je­stem byle wiej­ską dziew­ką! Dla­cze­go nie po­słu­cha­łam matki? W wozie koło tak piszczy, że zaraz się pewnie urwie i utknie­my w tym kosz­mar­nym miej­scu! A mo­gli­by­śmy je­chać wy­god­ną ka­ro­cą, z woź­ni­cą…

– Mo­gli­by­śmy, gdy­byś nie po­ży­cza­ła tyle sio­strze.

– Jak mo­żesz?! Ona cho­ciaż mnie ro­zu­mie!

Męż­czy­zna za­trzy­mał konia.

– Co ty ro­bisz?

– Będę stał tutaj, do­pó­ki nie prze­sta­niesz. W samym środ­ku tej jatki. Za chwi­lę zrobi się ciem­no.

Ko­bie­ta za­la­ła się łzami.

– Tato, czy to jest głowa?

– To piłka, có­recz­ko. Tak je tutaj ozda­bia­ją. I prze­bie­ra­ją się za trupy, żeby zro­bić psi­kus po­dróż­nym. Nie psuj im za­ba­wy i uda­waj, że się ich boisz, do­brze?

Córka za­chi­cho­ta­ła.

– Ta­tu­siu, tam pali się świa­teł­ko! Tam, na wzgó­rzu, za staj­nią!

– Wi­dzisz, có­recz­ko, ta sta­jen­ka czeka spe­cjal­nie na nas. A tam, gdzie pali się świa­tło, na pewno są ukry­te ja­kieś nie­spo­dzian­ki!

 

Koniec

Komentarze

Cześć, Marzanie!

 

W przedmowie brakuje Ci dwóch wybranych haseł, które znajdziesz w wątku konkursowym pod koniec komentarza z regulaminem. Przeczytaj te hasła, zastanów się, jakie najbardziej pasują do Twojego tekstu i dwa z nich wstaw do przedmowy ;)

No i witaj na forum! Powodzenia!

 

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Dziękuję! Wstawione, poprawiłem przy okazji koszmarnie przestawione przy kopiowaniu gwiazdki rozdzielające części opowiadania. Dopiero uczę się wklejania z edytora do forum, to moje pierwsze godziny ;)

Świetny tekst i niebanalny pomysł. Podoba mi się to, że wszystko dąży do kulminacji, która później zostaje pominięta i widzimy tylko jej efekty

Dobry pomysł i dobre wykonanie! :) Wprawdzie bohater znany, ale reszta ciekawa i świeża. Gratuluję i witaj na forum! :)

Pozdrawiam! :)

Ciekawy pomysł, niby wiadomo o co chodzi, a jednak każdy kolejny fakt jest satysfakcjonujący, pasuje do spójnej układanki. 

Powodzenia i pozdrawiam!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Hej, 

 

u nas short jest do 10k zzs, dlatego zmień oznaczenie :) Polecam zajrzeć do poradników, tam jest taki dla żóltodziobów, który wprowadzi cię w portal. Witamy! 

 

Fajny tekst, ale momentami mi nie podpasował. Wiedźmin u Sapka jest przedstawiony jako taki, który szuka przyczyny zanim przejdzie do zabijania. No tutaj mi tego zabrakło trochę, ale wiadomo to nie musiał być Geralt. Poza tym fajny pomysł z Mikołajem/potworem. No i ostatnia scena bardzo fajna. 

 

Pozdrawiam :) 

Kto wie? >;

Skryty, zmieniłem na shorta. Dzięki za komentarz.

Rozmowy z gospodarzem nie chciałem wydłużać, poza tym reprezentuje on jedną stronę medalu. Może jest coś w tym, że wiedźmin (lub Wiedźmin – wielka litera może sugerowałaby Geralta) bardzo krótko rozmawia z samym Mikołajem, tylko raz proponując mu pokojowy sposób rozwiązania problemu, a potem już sięga po broń. Mógłby podrążyć temat… z drugiej strony, czy wszyscy wiedźmini muszą być Geraltami? Zostawmy Geralta Sapkowi, on go rozumie najlepiej smiley

Cześć marzan,

Po zerknięciu na tagi zaciekawiła mnie koncepcja połączenia motywu świątecznego z wiedźmińskim uniwersum. No i proszę bardzo – pomysł ciekawy, wykonanie dobre. Osobiście nie obraziłbym się jednak, gdyby tekst był nieco dłuższy, zwłaszcza w momentach budujące złowrogi nastrój wokół Mikołaja.

 

Początkowo zastanawiałem się, czemuż to wiedźmin, pomimo wyczulonego słuchu, nie od razu usłyszał Rudolfa, lecz (pomijając aspekt zabiegu narracyjnego i konstrukcji napięcia) domyślam się że kwestia kim (lub czym) ten ostatecznie był, zostaje otwarta.

 

Pozdrawiam :-)

Rudolf może się skradać, ponieważ jeden z pozostałych renizbirów cały czas dzwoni dzwonkami. W oryginale miał być Rudolf o czerwonym nosie, a bohater miał wyczuwać woń przetrawionego alkoholu, którą jednak zbagatelizował jako że stoi przed karczmą. W końcu z tego zrezygnowałem, ale na życzenie mogę przywrócić wątek alkoholowy ;)

Witaj. :)

Bardzo ciekawy debiut, gratulacje. :)

 

Ze spraw technicznych zatrzymały mnie następujące fragmenty (jak zawsze – tylko do przemyślenia):

Pomiędzy kolejnymi atakami kaszlu przybysz próbował przekazać mu jakąś nowinę, która, sądząc z jego zachowania, była sprawą niecierpiącą zwłoki. Gospodarz próbował jednocześnie uspokoić go i odgadnąć treść wiadomości, układając wypowiadane urywki słów we właściwym porządku. – powtórzenie?

– Dlaczego wybrałeś drogę? – gramatyczny – tę?

W tym wozie zaraz koło się urwie i utkniemy w tym koszmarnym miejscu! – powtórzenia?

 

Zaskakujące zwroty akcji oraz szokujące zachowania bohaterów, szczególnie Mikołaja. Krew leje się gęsto, a trup ściele często. :))

Pozdrawiam serdecznie; kliczek do biblioteki; powodzenia w konkursie. :)

Pecunia non olet

bruce, dzięki za dobre słowo i czujność – powtórzenia są jedną z tych wpadek, których sam nie zauważam. W wolnej chwili obiecuję poprawić!

Krokus, nie podziękowałem jeszcze za krokusy. Za kolejne, które jeszcze się betuje, zapewne dostanę kaktus(em)

Również dziękuję. Powtórzenia zdarzają się bardzo często, i ja mam z nimi wieczne problemy. ;)

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

skryty – nasz czytelnik nasz pan, bohater został postawiony pod ścianą, teraz nie ma jak wywinąć się od walki.

Michał Anioł – rozkojarzenie bohatera zostało usprawiedliwione, a Rudolf nie jest może bardziej namacalny, ale chociaż bardziej wyczuwalny.

Mam nadzieję, że tak daleko posunięta interakcja nie zmieni się w dyskwalifikację – cóż, jeśli nawet tak się stanie, to zabawa z tekstem jest nagrodą samą w sobie laugh

Hej,

Nie chciałem żebyś odebrał moją uwagę jako sugestię ingerencji w Twój tekst, niemniej jednak zawarty przez Ciebie dystraktor dodał scenie więcej wiarygodności (choć można by polemizować czy nie odebrał nieco tajemniczości, ale to już tylko luźna myśl) :-)

 

Pozdrawiam :-)

Nie odebrałem jako ingerencję, tekst jest w tym miejscu luźny i miejscami mogę pobawić się w dżina jeśli chodzi o uwagi.

Gdyby ktoś napisał, że brakuje sceny rozwałki ekipy Mikołaja, i że tekst jest do bani, ponieważ nie wiadomo kto wygrał… tego nie wprowadzę, to jakby złamać kark opowiadaniu.

Pomysłowe. Powodzenia w konkursie :)

Ooo, wiedźmińskie klimaty! Wyszło ciekawie i wciągnęło, a pomysł na Mikołaja bardzo mi się podobał, bo podszedłeś do sprawy kreatywnie i opisałeś postać wyjątkowo daleką od miłego dziadka z workiem i prezentami. Klikam!

Poza obecnością niedobrego Mikołaja, opowiadanie wydało mi się zgoła nieświąteczne. Cóż, nie porwało, ale czytało się nie najgorzej.

 

i łapiąc w usta powietrze niczym ryba wyrzucona na brzeg. → Czy dookreślenie jest konieczne? Co prawda mógł wciągać powietrze nosem, ale wtedy nie byłby podobny do ryby.

 

przybysz nagle zamilkł. Jego wzrok dopiero teraz dostrzegł jedynego gościa karczmy. → Owszem, wzrok jest potrzebny do patrzenia, ale to przybysz zauważył gościa.

Proponuję: …przybysz nagle zamilkł, albowiem dopiero teraz dostrzegł jedynego gościa karczmy.

 

Dźwięk dzwonków dotarł do niego na długo przed tym, jak zobaczył Mikołaja.Dźwięk dzwonków dotarł do niego na długo przed tym, nim zobaczył Mikołaja.

 

Poborca szedł środkiem traktu, rozglądając się po ustawionych wzdłuż niego gospodarstwach.

→ Nie wydaje mi się, aby ktoś ustawiał gospodarstwa.

Proponuję: Poborca szedł środkiem traktu, rozglądając się po rozmieszczonych/ usytuowanych wzdłuż niego gospodarstwach.

 

Wielkie buciory bez trudu torowały sobie drogę przez zaspy… → Zbędny zaimek – buciory torowały drogę idącemu, nie sobie.

 

zapytał Wiedźmin, sięgając dłonią po eliksir. → Czy dookreślenie jest konieczne – czy mógł sięgnąć inaczej, nie dłonią?

 

Gospodarz stanowczo powinien zmyć te wymiociny z progu.. → Jeśli zdanie miała kończyć kropka, jest o jedną kropkę za dużo, a jeśli wielokropek, brakuje jednej kropki.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

regulatorzy, dzięki za uwagi. Z większością się zgadzam, a to czym Wiedźmin sięgnął po eliksir nie jest ważne dla fabuły.

Bardzo proszę, Marzanie. Miło m, że mogłam się przydać. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hej!

 

Całkiem ciekawe opowiadanie. Spodobał mi się pomysł na Mikołaja i na stajenkę :).

Nie jestem jakąś dużą fanką niedopowiedzeń, więc dla mnie tekst byłby lepszy gdyby było napisane jakim dokładnie potworem był Mikołaj (czy tam w połowie potworem) i jakoś bardziej zaakcentowane kto walkę przegrał. Wydaje mi się, że przegrał wiedźmin i cała wioska została wyrżnięta, ale takiej całkowitej pewności nie mam ;-). Istnieje też szansa, że coś mi po prostu umknęło.

 

– Widzisz, córeczko, ta stajenka czeka specjalnie na nas. A tam, gdzie pali się światło, na pewno są ukryte jakieś niespodzianki!

Ten fragment jest interesujący, ale jak się tak zastanowić, to rodzina jedzie przez środek masakry. Najbardziej prawdopodobną niespodzianką, w takiej sytuacji, jest to co tej masakry dokonało ;-). Współgra to z resztą tekstu, ale dla mnie jest trochę nielogiczne, że w świecie potworów, rodzina jedzie sobie tak nieśpiesznie i bez strachu mijając świeże trupy i opustoszałą wioskę.

 

Pozdrawiam serdecznie :).

 

lyumi

 

Cieszę się, że pomysł się podobał. Zarówno Mikołaj, jak i wynik starcia są pozostawione w sporej części wyobraźni czytelnika i taka była koncepcja opowiadania. O ile rozszerzenie opisu Mikołaja nie popsuje koncepcji, to rozstrzygnięcie walki już tak. Pisząc ostatni fragment miałem przed oczami jedną z początkowych scen filmu “To nie jest kraj dla starych ludzi”, w której teren usłany jest trupami, a przedmiot, o który trwała tak zażarta walka nie został ostatecznie zdobyty przez żadną ze stron. Tutaj jest podobnie, można zarówno snuć przypuszczenia że Wiedźmin lub Mikołaj poległ, lub że obaj “liżą rany” daleko od wioski. W obu wariantach raczej nikt nie wygrał, a materialne dobra przypadną przypadkowej osobie (lub wytworzą świąteczną tradycję w uniwersum dotąd pozbawionym Świąt).

Scena z rodziną jadącą przez wioskę była w zamierzeniu groteskowa i nieco oderwana od rzeczywistości, To rozwiązanie rodem z “tanich” horrorów, w którym bohaterowie brną coraz głębiej w zagrażającą im sytuację, choć powinni dawno się wycofać. Przesadny upór ojca w podążaniu szlakiem i narzekania matki miały wywołać uśmiech przez samą nieadekwatność do sytuacji.

Co stanie się, jeśli zanocują w stajence? Czy spotkają tam jednego z głównych bohaterów, a może przyjdzie do nich w nocy? Byłby to punkt wyjścia do kolejnej sceny z horroru/groteski, a “świąteczny” akcent, który można przy okazji wprowadzić, to miejsce czekające przy stole na niespodziewanego gościa, lub nawet dwóch gości. Nie wiem tylko, czy taka złożona koncepcja opowiadania, w której pokiereszowani Wiedźmin i Mikołaj na koniec bratają się ze sobą, nie rozczarowałaby czytelników zaznajomionych już z pierwszą wersją opowiadania.

Dziękuję za wyczerpujące wyjaśnienie :). Faktycznie w przedmowie zasugerowałeś, że tekst należy do bizarro. Jakoś mi to umknęło. Pewnie dlatego, że oryginalny Wiedźmin do tego gatunku nie należał i główna część Twojego tekstu chyba też nie (ale się nie znam, więc mogę się mylić). Myślę, że opowiadanie by zyskało, gdyby było dłuższe i podobne sceny się przeplatały.

Pozdrawiam i życzę powodzenia w dalszym pisaniu! :)

Hej! 

Bohater w cieniu karczmy skojarzył mi się z Aragornem. ;) A później dałeś informację, że to ktoś w rodzaju Wiedźmina, fajne połączenie :) 

I te rozmowy z gospodarzem naprawdę świetnie wyszły – najpierw o jednym gada, potem o drugim. :D

Taka mała uwaga – brak didaskaliów w długiej rozmowie przeszkadzał, bo przy tylu wypowiedziach gdzieś można się zagubić i warto w połowie zaznaczyć, kto mówi, np. 

Pamiętasz Długiego? – zapytał gospodarz konspiracyjnym szeptem. 

Albo:

Odebrał im połowę krów i świniaków. – Gospodarz nachylił się nad gościem. – Pamiętasz Długiego?

 

Mawiają, że kiedyś jego strój biały, a teraz jest już cały czerwony.

Fajne nawiązanie do czerwonego koloru symbolizującego krew. :) 

 

przed tym, nim zobaczył Mikołaja. To był jego znak rozpoznawczy: przed tym odgłosem nie było ucieczki. Gospodarz karczmy przekazał mu opowieści o tym

 

No to mamy Mikołaja-potwora i renifery-zbójów, wybuchowa mieszanka. :) 

Szkoda, że nie doczekaliśmy walki, choć sam otwarty koniec i masakra przypadły mi do gustu. ;) Tylko scena z rodziną jakoś tak zajęła znaki, a niewiele wniosła, zwłaszcza że poprzednia fabuła mnie zajmowała i byłam ciekawa, co tam jeszcze mogłeś stworzyć. :) 

 

Pozdrawiam, klikam, 

Ananke

Ananke, dzięki za przeczytanie i uwagi. Dopiero teraz zauważyłem, że dodałem za dużo tym-ianku mieszając wyrazy w garnku, a w dodatku ten mocno przyprawiony fragment znalazł się w skrócie.

Marzanie, jeszcze mi się tak skojarzyło, że banda Mikołaja (o jakże wdzięcznych imionach reniferów) skojarzyła mi się z bandą Renfri. Tam była przerobiona baśń o Czerwonym Kapturku, a tu przerobiona historia z Mikołem i obie zakończyły się rzezią. 

Fajne nawiązanie. ;) 

Rzeczywiście opowiadanie wydaje się mało świąteczne, ale pomysł, na którym je oparłeś, uważam za naprawdę ciekawy. Myślę, że tekst o starciu wiedźmina z Mikołajem-poborcą i jego szczególnymi reniferami zasługuje na dłuższy tekst. Zwłaszcza, że Mikołaj miał dobry powód, żeby rozliczyć się z łowcą.

Pozdrawiam! 

Cześć, Marzan!

Dziękuję za udział w krokusie!

Poniższy komentarz jest pisany jeszcze przed wstawieniem obrazka jurorsko-konkursowego :)

Postawiłeś na opowiedzenie historii świątecznych tradycji na nowo. I jest to całkiem ciekawy zabieg, choć same Święta są w domyśle, ale wiadomo o co chodzi.

Nieco zaniedbałeś przez to bohaterów, bo wszyscy w zasadzie występują epizodycznie, choć najważniejsi są oczywiście Wiedźmin i Mikołaj. Za to postarałeś się wpleść trochę humoru, choć po prawdzie, przy wyliczaniu ośmiu reniferów niewolników troszkę mnie znużyło.

Napisane jest bardzo przyjemnie, nie zacinałem się przy lekturze, to dobra strona tego tekstu. Jeśli dopiero zaczynasz zabawę z pisaniem, to weź się teraz za coś z normalnie poprowadzoną fabułą i myślę, że dostaniemy całkiem dobry tekst.

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Jestem oczarowana zwłaszcza reniferami. Nie ukrywam, że westchnęłam słysząc o Wiedźminie w konkursie świątecznym, ale użytkownicy potrafią czasem zaskoczyć.

Ciekawe czy Rudolf nadużywał? Wiesz może jako autor?;)

Intryguje mnie również kim była mamusia Mikołaja.

Jednak te wątpliwości nie wpływają na zadowolenie i uśmiech.

"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke

Podobały mi się sceny, pominięcie jatki i obraz efektu końcowego. Lubię takie zabiegi.

Gladiatorzy na usługach Mikołaja to świetna ekipa.

A te powtórzenia, uważaj na nie, bo skończysz jak Sapkowski ;)

 

Bardzo dobry short.

Cześć!

Drzwi do karczmy najpierw uchyliły się tylko na szerokość palca, wpuszczając do środka podmuch zimnego powietrza, odgłosy stękania i urywki miotanych na zewnątrz przekleństw

Łuu, długie zdanie :D "Stękanie" jest odgłosem, więc odmaśliłabym i napisała: postękiwania.

Dopiero po dłuższej chwili szturmujący je osobnik dopiął celu, wpadając do wnętrza razem ze stertą śniegu.

Hmm. Zasadniczo imiesłów nie oznacza przyczynowości, tylko jednoczesność, ale w sumie dopięcie celu i wpadnięcie są tożsame, więc muszą być jednoczesne. No, dobra.

na przemian krztusząc się i łapiąc powietrze

Hmmm?

Pomiędzy kolejnymi atakami kaszlu przybysz próbował przekazać mu jakąś nowinę, która, sądząc z jego zachowania, była sprawą niecierpiącą zwłoki.

Przedłużasz, zapewniasz: Pomiędzy kolejnymi atakami kaszlu przybysz usiłował obwieścić nowinę, zapewne niecierpiącą zwłoki.

Gospodarz usiłował jednocześnie uspokoić go i odgadnąć treść wiadomości, układając wypowiadane urywki słów we właściwym porządku.

Jak wyżej. Miałeś miejsce na dialog, nie było co streszczać.

do odniesienia sukcesu

To nic nie wnosi, ciach.

przybysz nagle zamilkł, albowiem dopiero teraz dostrzegł jedynego gościa karczmy

… albowiem?

wpatruje się teraz w nich uważnie

"Teraz" zbędne, a psuje rytm zdania.

To jeden z tych, jak im tam… Wiedźmaków? Wiedźmorów?

Łee, myślałam, że Obieżyświat :D

Ty prowadzisz gospodę, powinieneś być bardziej obyty!

Mało naturalne, na moje oko.

On poszedł tam

Angielskawo brzmi. Może: On tam poszedł?

Możecie przewiązać przez gałęzie

Przewiązać gałęzie, a łańcuch lepiej przewiesić przez gałęzie (świerkowe wiotkie, nie zsunie się?).

Mężczyzna opuścił karczmę, po raz kolejny mocując się z drzwiami

Czego nie robi imiesłów?

W izbie został znów tylko gospodarz i jego gość.

Przystrzygłabym: W izbie zostali tylko gospodarz i gość.

Zawiesił na tej karczmie wyrok, przepisany na skórę.

Hmm?

w tym samym kaftanie, którego nie czyści po tym, co robi

Kaftan raczej się pierze :)

Mawiają, że kiedyś jego strój biały, a teraz jest już cały czerwony.

Wcięło orzecznik (nie mylić z lekarzem-orzecznikiem ZUS ;D). A tak swoją drogą, krew na materiale brązowieje :)

Twarz gościa ożywiła się.

Hmm.

Dźwięk dzwonków dotarł do niego na długo przed tym, nim zobaczył Mikołaja.

Na długo przed tym, jak zobaczył; albo na długo, zanim zobaczył.

Gospodarz karczmy przekazał mu opowieści o tym

Znakowi? ;)

spłacić podatku

Zapłacić.

Poborca szedł środkiem traktu, rozglądając się po wybudowanych wzdłuż niego gospodarstwach.

Hmmm. Gospodarstwa to bardziej jednostki administracyjne niż budynki…

ktokolwiek znajdował się przed nim

Może lepiej: ktokolwiek stał przed nim?

Ty, w dziurze takiej jak ta

Hmmm.

Dla króla bierzesz piątą część, prawda?

Na te realia, to bunt chłopski murowany XD

Wystarczy mi to, co zrobiliście z moją matką!

… Mikołaj jest Grendelem? XD

Jak śmiesz decydować o tym, kto jest potworem, a kto nie?

Mmmm… a kto tu decyduje?

Człowiek, który jest we mnie… to jest prawdziwy potwór!

Drugie "jest" możesz wyciąć.

Stworzyli mnie, tak samo jak i ciebie. Potrzebują się bać.

Jest tu jakiś wymyk logiczny…

weź od nich, ile mówi królewskie prawo

Może: ile każe królewski dekret?

Przyszły do mnie, bo też odebrali im godność…

Dziennik telewizyjny, ech. Godności nikomu odebrać nie możesz, choć możesz ją zdeptać.

Czerwone krople skapywały z niego powoli na śnieg.

"Powoli" nic tu nie wnosi, a zaburza rytm.

Inkrustowana szkłem

Mmmm… na pewno? https://wsjp.pl/haslo/podglad/80098/inkrustowac/5199714/masa-perlowa

sanie, ciągnięte linami

Sanie, ciągnięte na linach.

chwycił za sznur z dzwonkami, rytmicznie nim potrząsając.

I chwyciwszy sznur z dzwonkami, zaczął nim rytmicznie potrząsać. https://academicon.pl/imieslowy/

od jednego z lordów

Co sugeruje, że lordów jest wielu i to jest ważne. Jest?

No nie patrz się tak

No, nie patrz tak.

Pamiętasz co robiłeś

Pamiętasz, co robiłeś.

zapytał Wiedźmin

"Wiedźmin" to nazwa profesji, więc małą literą.

Zmarszczył czoło, próbując skupić uwagę na ruchach przeciwników.

Imiesłów.

jakby dzwoniły w środku jego głowy

Anglicyzm: jakby dzwoniły mu wewnątrz głowy.

Wiedźmin dopiero teraz usłyszał skrzypienie śniegu tuż za swoimi plecami.

Zaimek zbędny, i przecież on stał na progu karczmy? Inaczej nie miałyby sensu rozważania o czystości tegoż.

Wystarczy, że jeden wóz nie podjedzie po lodzie, i wszystkie stoją za nim.

XD Zima zaskakuje drogowców we wszystkich światach :)

Ja potrzebuję… higieny

Ekhm :P

A tam, gdzie pali się światło, na pewno są ukryte jakieś niespodzianki!

Oooookeeej…

 

Przewrotne :) I gdzie ta magia?

Wiedźmin u Sapka jest przedstawiony jako taki, który szuka przyczyny zanim przejdzie do zabijania.

Ej, no, znalazł :)

z drugiej strony, czy wszyscy wiedźmini muszą być Geraltami?

Gadatliwy wiedźmin – to martwy wiedźmin :)

Osobiście nie obraziłbym się jednak, gdyby tekst był nieco dłuższy, zwłaszcza w momentach budujące złowrogi nastrój wokół Mikołaja.

Ja też nie.

że tekst jest do bani, ponieważ nie wiadomo kto wygrał…

Przecież nie jest :) i zawsze masz miejsce na kontynuację ;)

Najbardziej prawdopodobną niespodzianką, w takiej sytuacji, jest to co tej masakry dokonało ;-).

Ano, właśnie.

Współgra to z resztą tekstu, ale dla mnie jest trochę nielogiczne, że w świecie potworów, rodzina jadzie sobie tak nieśpiesznie i bez strachu mijając świeże trupy i opustoszałą wioskę.

Nie tyle nielogiczne, ile… hmm. Czyżby potwory były tu na porządku dziennym do tego stopnia, że ojcu rodziny bardziej zależy na tym, żeby pasażerowie się, do jasnej ciasnej, zamknęli, niż na tym, żeby wszyscy nie zostali zeżarci? Bo to właściwie można tu wyczytać.

(lub wytworzą świąteczną tradycję w uniwersum dotąd pozbawionym Świąt)

Tradycja tak nie działa :P

Scena z rodziną jadącą przez wioskę była w zamierzeniu groteskowa i nieco oderwana od rzeczywistości, (…) Przesadny upór ojca w podążaniu szlakiem i narzekania matki miały wywołać uśmiech przez samą nieadekwatność do sytuacji.

Tak, to się udało.

Zwłaszcza, że Mikołaj miał dobry powód, żeby rozliczyć się z łowcą.

Klasyczne freudian excuse, bez przesady ;)

Za to postarałeś się wpleść trochę humoru, choć po prawdzie, przy wyliczaniu ośmiu reniferów niewolników troszkę mnie znużyło.

Fakt, że ciut długie było.

A te powtórzenia, uważaj na nie, bo skończysz jak Sapkowski ;)

Znany na całym świecie? XD

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nadrabiając zaległości w korespondencji wywołane wyjazdami w mniej lub bardziej ośnieżone i dzikie ostępy pozbawione internetu (potworów niestety nie uświadczyłem, choć wyobraźnia pozbawiona intensywniejszych bodźców może wymyślić ich nieskończenie dużo):

Dziękuję za wspierające komentarze, a jeszcze bardziej za te z propozycjami zmian.

 

adam_c4: obiecuję wyprodukować dłuższą wersję :)

Ambush: patrz powyżej, w dłuższej wersji mamusia-potworzyca z pewnością się pojawi. Cieszę się, że renizbiry się podobały. Żeby opisać Rudolfa, musiałbym zacząć scenę walki. Jest to możliwe bez zepsucia ogólnej koncepcji, ponieważ samo rozpoczęcie walki będzie przedłużeniem dążenia do kulminacji. Rytm opowiadania byłby zbliżony, gdyby opis przerwać w sytuacji stanowiącej wyzwanie dla wiedźmina.

MichałBronisław wybiorę się na łowy powtórzeniowych potworów, czekam na odpowiedni nastrój (ciemna noc) żeby wypełzły ze swoich jamek.

Tarnina dziękuję za ogromną ilość uwag, i za cierpliwość w pracy z tekstem. Będę systematycznie wprowadzał!

Krokus również dzięki za uwagi. Zgadzam się z tym, że epizodyczność nie pozwala czytelnikowi związać się na dłużej z żadnym z bohaterów. Jeśli uda mi się wyprodukować dłuższą wersję z początkową fazą walki (odpowiedź dla Ambush) to wyliczanka będzie miała lepsze uzasadnienie jako “przewodnik” dla czytelnika.

Ha, ha, nie ma za co ^^

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Dla króla bierzesz piątą część, prawda?

Na te realia, to bunt chłopski murowany XD

Temat podatków w realiach Wiedźmina jest ciekawy. W rozważaniach historyków można znaleźć ciekawe “smaczki”: w XIV wieku w Szwecji podniesiono skokowo chłopom podatki z równowartości 16 kg masła na łebka do około 100 kg na łebka. Ciekawe było to, że cały czas je płacili! Angielscy chłopi zbuntowali się już przy odpowiedniku 6 kg masła na łebka. Szwedzcy chłopi potrzebowali kilkudziesięciu lat, by wkurzyć się na tyle, żeby wszcząć rewoltę… ale za to taką z paleniem i burzeniem zamków, głównie tych zbierających podatki. W końcu wrócili do 17 kg masła na łebka.

https://www.medievalists.net/2023/08/medieval-taxes/

 

Polskie źródła podają różne informacje, trudne w interpretacji, i nie tak smaczne jak szwedzkie masło:

 

https://ciekawostkihistoryczne.pl/2022/01/28/podatki-w-sredniowieczu/

Jak szacuje Andrzej Sadowski z Centrum imienia Adama Smitha, chłop pańszczyźniany pracował na swojego pana przez dwa dni w tygodniu. Dla porównania, w roku 2012 na utrzymanie rządu pracowaliśmy aż do połowy roku!

Ale dwa dni z ilu? Z sześciu pracujących? Może z siedmiu? Nasz nowożytny rok pracy funkcjonuje nieco inaczej, i przy próbie porównania nowożytnego roku ze średniowiecznym tygodniem zaczynam się gubić.

 

Wiesz, wczoraj tłumaczyłam facetowi, że tak, naprawdę stawka godzinowa dla umów o pracę zależy od liczby dni roboczych w miesiącu :D i chyba nie zrozumiał. Ale owszem, zbliżamy się do przegięcia krzywej Laffera (oraz do wielu innych przegięć).

heart

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Fajny antymikołaj. A przy tym zapachniało Pratchettem (”Wiedźmikołaj”).

Humor zawsze w cenie, sfochowana żona mi się podobała (acz w życiu bym się takiej nie oświadczała).

Na plus takt przy pokazywaniu masakry, ale na minus, że nie do końca wiadomo, kto tam leży. Ja jakoś odruchowo doszłam do wniosku, że skoro wiele trupów, to znaczy, że wiedźmin górą, ale po komentarzach widzę, że faktycznie, to jeszcze mogli być mieszkańcy wioski…

Babska logika rządzi!

Finklo, obiecałem dłuższą wersję zdradzającą nieco więcej, ale w tej naniosłem już tylko poprawki językowe i jedno zdanie opisu Mikołaja, bo czytelnicy narzekali, że mało o nim wiadomo. Może jeszcze wybrnę jakoś taktownie z tej czerwieni i prania ubrania (skoro Tarnina poświęciła czas, żeby to zauważyć, to jako autor też mam czas, żeby zareagować), ale na tym koniec modyfikacji. Opowiadanie poszło do biblioteki i rewolucji w nim nie wprowadzę.

Nawet w tej dłuższej wersji i tak nie będzie wiadomo, kto wygrał. Nawet, jeśli na placu zostaną tylko Mikołaj i wiedźmin. Czytelnik zostanie pozostawiony w niepewności. Więcej zabawy będę miał z rozwijania historii potwornej mamusi i narodzin Mikołaja, niż opisów kto kogo czym ciął i co mu odrąbał.

Przy okazji widzę, jakie “parcie” jest na tym forum na przygody wiedźmina… wszyscy tak łakną wiedźmina, że domagają się więcej… czas odświeżyć innych bohaterów, a może sięgnąć po tych własnych :)

Swego czasu ktoś zażartował, że jeśli Toyota zrobi budę na kółkach, i nazwie ją Corolla, to ludzie i tak ją kupią. Wiedźmin jest jak Corolla.

laugh

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Dziękuję :)

Nowa Fantastyka