- Opowiadanie: cezary_cezary - Co wydarzyło się na statku, nie zostaje tylko na statku, czyli rzecz o korporacyjnym protokole, podróży w głąb ludzkiego umysłu i nieznanym zagrożeniu z kosmosu

Co wydarzyło się na statku, nie zostaje tylko na statku, czyli rzecz o korporacyjnym protokole, podróży w głąb ludzkiego umysłu i nieznanym zagrożeniu z kosmosu

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Co wydarzyło się na statku, nie zostaje tylko na statku, czyli rzecz o korporacyjnym protokole, podróży w głąb ludzkiego umysłu i nieznanym zagrożeniu z kosmosu

 

Kra­mer otwo­rzył oczy, czuł tępy ból na wy­so­ko­ści skro­ni. Nie pa­mię­tał, co kon­kret­nie dzia­ło się po­przed­nie­go wie­czo­ru, ale z pew­no­ścią było na ostro. Szyb­ki rzut okiem po naj­bliż­szym oto­cze­niu utwier­dzi­ł go w prze­ko­na­niu, że ba­lan­ga mu­sia­ła wy­mknąć się spod kon­tro­li. Do­wódz­two pew­nie mia­ło­by im za złe takie bez­myśl­ne mar­no­traw­stwo za­pa­sów i ener­gii. Mimo to, zor­ga­ni­zo­wa­nie nie­wiel­kiej im­pre­zy po­że­gnal­nej wy­da­wa­ło mu się wła­ści­we. Jego zda­niem drob­ne od­stęp­stwo od pro­to­ko­łu nie po­win­no sta­no­wić wiel­kie­go pro­ble­mu, osta­tecz­nie misja za­koń­czy­ła się suk­ce­sem i w do­dat­ku bez żad­nych ofiar. O pro­wiant i po­wie­trze też nie mu­sie­li się już mar­twić, do do­tar­cia na or­bi­tę zo­sta­ły im tylko dwa dni. Dwa cho­ler­ne dni i będą mogli wró­cić do ro­dzin, przy­ja­ciół, nor­mal­ne­go życia. Wresz­cie, po­my­ślał.

Nie można też za­po­mi­nać o drob­nym, acz­kol­wiek nie­zwy­kle istot­nym fak­cie, ktoś za­twier­dził al­ko­hol na po­kła­dzie, więc za­kła­da­no, że bę­dzie spo­ży­wa­ny.

Mimo to Kra­mer czuł, że coś nie jest w po­rząd­ku. Miał dziu­ry w pa­mię­ci, które nie obej­mo­wa­ły wy­łącz­nie wy­da­rzeń z im­pre­zy, ale do­brych kil­ka­na­ście ostat­nich dni. Co szcze­gól­nie dziw­ne, umy­ka­ły mu nawet szcze­gó­ły misji, a prze­cież przy­go­to­wy­wał się do niej od dwóch lat, przy­naj­mniej tak to za­pa­mię­tał.

Męż­czy­zna dalej leżał na pry­czy, gdy do ka­ju­ty we­szła ko­bie­ta o azja­tyc­kiej uro­dzie i dłu­gich, kru­czo­czar­nych wło­sach. Na nosie miała oku­la­ry, po ubio­rze wy­wnio­sko­wał, że mu­sia­ła na­le­żeć do sek­cji in­for­ma­tycz­nej. Ko­bie­ta przez chwi­lę wpa­try­wa­ła się w Kra­me­ra, jakby bra­ko­wa­ło jej słów, by za­ga­ić roz­mo­wę, więc ten po­sta­no­wił prze­jąć ini­cja­ty­wę.

– Dzień dobry – po­wie­dział. – Tobie też dają się we znaki trudy wczo­raj­sze­go wie­czo­ra?

– Wczo­raj­sze­go?… – W tym mo­men­cie spo­strze­gła za­le­ga­ją­ce puste bu­tel­ki po roz­ma­itych al­ko­ho­lach. – No, tak… Rze­czy­wi­ście…

– Nie przej­muj się tak, mnie też do­słow­nie roz­sa­dza głowę – za­śmiał się non­sza­lanc­ko. – Po­wiedz mi…

– Jones – do­koń­czy­ła, wi­dząc wa­ha­nie w jego oczach.

– Jak już mó­wi­łem, po­wiedz mi, Jones, bo wi­dzisz, mam takie dziw­ne uczu­cie, jak­bym cał­kiem sporo rze­czy za­po­mniał. I to wy­kra­czających da­le­ko poza wczo­raj­szy wie­czór. Jak­kol­wiek ab­sur­dal­nie to za­brzmi, w żaden spo­sób nie mogę sobie przy­po­mnieć, na czym wła­ści­wie po­le­ga­ła nasza misja.

– Nie znam szcze­gó­łów, ja tu tylko sprzą­tam. – Uśmiech­nę­ła się po­nu­ro.

Kra­mer chciał po­cią­gnąć temat, ale kątem oka do­strzegł na ekra­nie kom­pu­te­ra po­wia­do­mie­nie sy­gna­li­zu­ją­ce nową wia­do­mość. Pod­szedł do urzą­dze­nia, na­je­chał kur­so­rem na od­po­wied­nią ikonę i prze­czy­tał ostrze­że­nie, że treść jest prze­zna­czo­na wy­łącz­nie dla niego.

– Prze­pra­szam cię naj­moc­niej, Jones, ale muszę to ode­brać. Do­wódz­two naj­wy­raź­niej prze­sła­ło mi pilną wia­do­mość, taką z ga­tun­ku taj­nych – wy­ja­śnił.

– Jasne. I tak już się zbie­ra­łam do wyj­ścia.

 

*

Kra­mer raz za razem czy­tał treść wy­świe­tla­ną na ekra­nie, ale z każ­dym ko­lej­nym po­dej­ściem miał wra­że­nie, że ro­zu­mie coraz mniej. O tym, że im­pre­za mu­sia­ła wy­mknąć się spod kon­tro­li, wie­dział już wcze­śniej, ale że w jej trak­cie po­peł­nio­no po­waż­ne prze­stęp­stwo, za które prze­wi­dzia­no karę śmier­ci pod­le­ga­ją­cą na­tych­mia­sto­we­mu wy­ko­na­niu… Tak, to było coś zu­peł­nie no­we­go. Męż­czy­zna wy­tę­żył umysł, usi­łu­jąc przy­po­mnieć sobie co­kol­wiek, jed­nak bez­sku­tecz­nie.

Z la­ko­nicz­nej wia­do­mo­ści nie wy­ni­ka­ło, co kon­kret­nie się stało, ale za­łą­czo­ne były wy­jąt­ko­wo pre­cy­zyj­ne in­struk­cje, które na­le­ża­ło pro­ce­do­wać. Na do­wód­cy misji, a naj­wy­raź­niej był nim Kra­mer, spo­czy­wał obo­wią­zek wy­ty­po­wa­nia kozła ofiarnego. Ko­lej­nym kro­kiem miało być na­to­miast skie­ro­wa­nie jej do ko­mo­ry eu­ta­na­zyj­nej w celu wy­ko­na­nia kary śmier­ci.

Mamy na po­kła­dzie ko­mo­rę eu­ta­na­zyj­ną? Co tu się od­pier­da­la?, po­my­ślał.

 

*

Kra­mer przez in­ter­kom we­zwał wszyst­kich człon­ków za­ło­gi do po­ko­ju od­praw i teraz przy­glą­dał im się uważ­nie. Przy bla­tach sie­dzia­ło pięć osób: dwie ko­bie­ty i trzech męż­czyzn. Roz­trop­nie po­le­cił wszyst­kim za­ło­że­nie uni­for­mów, więc przy­naj­mniej miał na­pi­sa­ne czar­no na bia­łym, jak kto się na­zy­wa.

– Za­sta­na­wia­cie się pew­nie, dla­cze­go was tu we­zwa­łem? – Od­po­wie­dzia­ły mu ski­nie­nia głów. – Jak wszy­scy pa­mię­ta­cie, albo przy­naj­mniej po­dej­rze­wa­cie, wczo­raj­sze „świę­to­wa­nie” nie umknę­ło uwa­dze góry. Nie będę owi­jał w ba­weł­nę, jest źle.

Jedna z rąk unio­sła się zu­peł­nie, jakby na­le­ża­ła do ucznia szko­ły pod­sta­wo­wej. Wła­ści­ciel koń­czy­ny, męż­czy­zna na­zwi­skiem Ste­phens, za­py­tał:

– Jak źle?

– Ku­rew­sko źle – od­po­wie­dział Kra­mer. – Miał też miej­sce pe­wien… In­cy­dent… Ufam, że wi­no­waj­ca ze­chce się teraz przy­znać, to oszczę­dzi nam wszyst­kim kło­po­tu.

Nikt nie od­po­wie­dział, za­miast tego każdy z obec­nych w po­miesz­cze­niu uni­kał wzro­ku do­wód­cy, jakby ten miał ich po­pa­rzyć, albo zro­bić coś jesz­cze gor­sze­go.

– Nikt? Na­praw­dę? No, dobra, w takim razie góra wy­ce­ni szko­dy i ob­cią­ży wszyst­kich so­li­dar­nie, jak sobie chce­cie – po­wie­dział do­wód­ca. – Muszę jed­nak przy­znać, że je­stem lekko roz­cza­ro­wa­ny taką nie­ko­le­żeń­ską po­sta­wą.

– A co tak wła­ści­wie się stało? – za­py­ta­ła blon­dyn­ka pod­pi­sa­na jako „Briggs”. – Znisz­cze­nia, wy­ciek in­for­ma­cji, nie­sto­sow­ne za­cho­wa­nie?

– To nie­istot­ne – od­parł Kra­mer. – Na­stą­pi­ło po­waż­ne na­ru­sze­nie pro­to­ko­łu i tylko tyle mu­si­cie wie­dzieć. Za to spraw­ca… Spraw­ca do­sko­na­le wie, co zro­bił. Dam wam teraz go­dzi­nę na prze­my­śle­nie spra­wy. Jak do tego czasu nikt się nie przy­zna…

– Jedno mnie za­sta­na­wia, prze­cież na stat­ku jest mo­ni­to­ring, nie można po pro­stu spraw­dzić, co się wy­da­rzy­ło i po te­ma­cie? – za­py­tał Ste­phens.

Na te słowa Kra­mer je­dy­nie wes­tchnął. Po kilku cią­gną­cych się nie­zno­śnie se­kun­dach we­wnętrz­nej walki w końcu po­wie­dział:

– Nie mam wy­star­cza­ją­cych upraw­nień, więc nikt z góry nie au­to­ry­zu­je prze­sła­nia mi na­grań, je­że­li w ogóle co­kol­wiek zo­sta­ło utrwa­lo­ne. – Po­now­nie wes­tchnął. – Jedna go­dzi­na, to wszyst­ko na teraz. Mo­że­cie się ro­zejść.

 

*

Po­mi­mo upły­wu wy­zna­czo­ne­go czasu nikt się nie zgło­sił, ale nie było to dla Kra­me­ra żad­nym za­sko­cze­niem. Stwa­rza­ło jed­nak re­al­ny pro­blem, z któ­rym mu­siał się teraz zmie­rzyć, czyli ko­niecz­ność wy­ty­po­wa­nia jed­nej osoby do od­by­cia kary. Nie­ste­ty nie znał zbyt wielu szcze­gó­łów z życia in­nych człon­ków za­ło­gi, po­nie­waż po­li­ty­ka misji na­ka­zy­wa­ła wstrze­mięź­li­wość w opo­wie­ściach do­ty­czą­cych życia pry­wat­ne­go. Ofi­cjal­nie miało to pomóc w sku­pie­niu się wy­łącz­nie na re­ali­za­cji celów misji. Ofi­cjal­nie.

Za­baw­ne, po­my­ślał. Tyle pro­ce­dur, tyle ob­ostrzeń, a ja nawet nie pa­mię­tam, na czym po­le­ga­ła misja, którą rze­ko­mo tak do­sko­na­le wy­peł­ni­li­śmy.

Męż­czy­zna wy­szedł ze swo­jej ka­ju­ty i udał się wprost do kuch­ni. Tam za­stał Briggs, która była w trak­cie przy­go­to­wy­wa­nia po­sił­ku dla całej za­ło­gi.

– Lu­bisz swoją pracę? – za­py­tał pro­sto z mostu.

– Tak.

– Chciał­bym cię o coś za­py­tać.

– Wal.

Kra­mer pod­szedł bli­żej i po­ło­żył dłoń na ra­mie­niu Briggs. Zanim zdą­żył otwo­rzyć usta, po­wie­trze nie­spo­dzie­wa­nie za­fa­lo­wa­ło, ni­czym roz­stro­jo­ny od­bior­nik te­le­wi­zyj­ny z koń­ców­ki dwu­dzie­ste­go wieku. Wizję wy­peł­ni­ły roz­bły­ski, fonię trza­ski. Męż­czy­zna zła­pał się za uszy i wy­darł na cały re­gu­la­tor.

 

Błysk. Ty­po­wy ame­ry­kań­ski ogród, ro­dzi­na urzą­dzi­ła gril­la, wszyst­ko czar­no–białe. Błysk. Męż­czy­zna obraca pięknie zarumieniony stek. Unosi kciuk i uśmie­cha się do ko­bie­ty, którą jest Briggs. Błysk. Żona od­wza­jem­nia uśmiech, jest ubra­na w let­nią, zwiew­ną su­kien­kę. Pod­bie­ga do niej mała dziew­czyn­ka i przy­tu­la się do nogi. Błysk. Briggs upada na zie­mię i przy­tu­la córkę, śmie­ją się razem. Błysk. Do ogród­ka szyb­kim kro­kiem wcho­dzi dwóch męż­czyzn, są uzbro­je­ni. Błysk. Od­da­ją pięć strza­łów w kie­run­ku męż­czy­zny, ten upada i wy­wra­ca gril­l. To była eg­ze­ku­cja. Błysk. Ko­bie­ta za­sła­nia wła­snym cia­łem dziew­czyn­kę. Na­past­ni­cy pod­cho­dzą bli­żej i wy­cią­ga­ją broń w jej kie­run­ku. Błysk.

 

Kra­mer padł na pod­ło­gę, jak ra­żo­ny prą­dem. Zimny pot ściekł mu po czole i na­pły­nął do oczu, a od­dech nie­bez­piecz­nie przy­spie­szył.

– Za­wsze czu­łam, że cię po­cią­gam, ale żeby aż tak? – za­chi­cho­ta­ła Briggs.

– Ja… Ty… Twoja ro­dzi­na, grill. Ja wszyst­ko wi­dzia­łem – wy­mam­ro­tał Kra­mer.

Ko­bie­ta mo­men­tal­nie ze­sztyw­nia­ła. Spoj­rza­ła na prze­ło­żo­ne­go z mie­szan­ką prze­ra­że­nia i nie­do­wie­rza­nia w oczach.

– Skąd ty?… – syk­nę­ła. – Te dane miały być tajne, obie­cy­wa­li nam świe­ży start! Je­że­li ko­mu­kol­wiek o tym po­wiesz… Ko­mu­kol­wiek – prze­li­te­ro­wa­ła. – Znisz­czę cię. Sły­szysz? Znisz­czę.

Po­wie­dziaw­szy to, bez słowa wy­bie­gła z kuch­ni zo­sta­wia­jąc wstrzą­śnię­te­go Kra­me­ra, który dalej nie wstał z pod­ło­gi.

 

*

– Wszyst­ko w po­rząd­ku, sze­fie? – za­py­tał Nor­ris i wy­cią­gnął rękę w kie­run­ku Kra­me­ra.

– Tak, w na­le­ży­tym – od­po­wie­dział. – To nie bę­dzie po­trzeb­ne, sam wsta­nę.

– Co tu się wła­ści­wie stało? W przej­ściu mi­ja­ła mnie Briggs, wy­glą­da­ła na wstrzą­śnię­tą. – Spoj­rzał wy­mow­nie w kie­run­ku do­wód­cy, gdy nie do­cze­kał się od­po­wie­dzi, kon­ty­nu­ował: – Tu cho­dzi o ten in­cy­dent z wczo­raj? Ona jest winna?

– To spra­wa mię­dzy mną a Briggs – od­burk­nął Kra­mer.

Kilka dłuż­szych chwil mi­nę­ło, zanim któ­ry­kol­wiek z męż­czyzn po­now­nie się ode­zwał. Jed­nak żaden nie opu­ścił po­miesz­cze­nia, jakby wy­cze­ku­jąc na ruch do­mnie­ma­ne­go prze­ciw­ni­ka. Do­wód­ca za­wie­sił wzrok na nożu ku­chen­nym po­zo­sta­wio­nym przez po­kła­do­wą ku­char­kę, po czym otak­so­wał spoj­rze­niem Nor­ri­sa.

Czy pierw­szy do­się­gnę ostrza? A może w ogóle nie ma ta­kiej po­trze­by?, po­my­ślał.

– Wiesz, sze­fie, ro­zu­miem, że ne­ga­tyw­na at­mos­fe­ra wszyst­kim się udzie­la, ale nie ma po­wo­du żeby ska­kać sobie do gar­deł – po­wie­dział Nor­ris, po czym wzru­szył ra­mio­na­mi. – Nie chce szef mówić, to nie będę na­ci­skał. Jak­bym był po­trzeb­ny, to znaj­dzie mnie szef w po­miesz­cze­niu la­bo­ra­to­ryj­nym.

Po­wie­dziaw­szy to, wy­szedł z kuch­ni nie pa­trząc za sie­bie. Kra­mer je­dy­nie po­wiódł za nim wzro­kiem.

 

*

Ste­phens i Jones ści­szy­li głosy, gdy spo­strze­gli, że do­wód­ca szyb­kim kro­kiem wcho­dzi do si­łow­ni. Ich za­cho­wa­nie nie umknę­ło uwa­dze Kra­me­ra.

– O czym roz­ma­wia­li­ście?

– O ni­czym waż­nym… – od­po­wie­dzia­ła ko­bie­ta.

Kra­mer jako je­dy­ny czło­nek za­ło­gi odbył w prze­szło­ści praw­dzi­we szko­le­nie woj­sko­we. Do­ro­bił się nawet stop­nia pod­puł­kow­ni­ka, więc wie­dział jak wzbu­dzić strach u pod­wład­nych samą po­sta­wą i spoj­rze­niem. Do­tych­czas nie miał oka­zji do po­ka­za­nia swo­ich umie­jęt­no­ści w prak­ty­ce, ale czuł, że ten wła­śnie mo­ment nad­szedł. Je­że­li nie uzy­ska ja­kichś wy­ja­śnień, ist­nie­je duże ry­zy­ko, że całą misję szlag trafi.

– My… – wy­ją­kał Ste­phens. – My wła­śnie wy­mie­nia­li­śmy się wspo­mnie­nia­mi ostat­nie­go wie­czo­ru…

– Ja­kieś wnio­ski?

– Mamy bar­dzo dużo luk w pa­mię­ci, to nie jest nor­mal­ne. – Spu­ścił głowę.

– Wła­ści­wie, to nie pa­mię­ta­my nawet żad­nej im­pre­zy – do­da­ła Jones. – A prze­cież wszę­dzie leżą po­roz­rzu­ca­ne puste bu­tel­ki po al­ko­ho­lu. Niech pan po­my­śli, skąd one się w ogóle wzię­ły na po­kła­dzie? Wy­tycz­ne misji były w tym za­kre­sie cał­kiem jasne. Żad­ne­go al­ko­ho­lu ani środ­ków odu­rza­ją­cych!

– Też o tym my­śla­łem – za­czął nie­pew­nie Kra­mer. – Może to była jakaś forma na­gro­dy za wy­ko­na­ną misję? Góra mogła prze­cież zdal­nie otwo­rzyć…

– To też jest dziw­ne – prze­rwał mu Ste­phens. – Bo żad­nych szcze­gó­łów misji nie pa­mię­ta­my. Pan po­dob­no też nie.

– Chwi­lę temu py­ta­łam o to Briggs, ona także ma luki w pa­mię­ci, po­dob­nie zresz­tą Nor­ris. Mó­wiąc szcze­rze, tro­chę mnie to wszyst­ko prze­ra­ża…

– A ten… Jak mu tam było? – Kra­mer spoj­rzał py­ta­ją­co na to­wa­rzy­szy, ale w ich oczach do­strzegł nie­zro­zu­mie­nie. – No, ten trze­ci facet. Kurwa mać, zu­peł­nie wy­le­cia­ło mi z głowy jego na­zwi­sko.

– Sze­fie? Pan się do­brze czuje? Trze­ci facet, zna­czy pan? – do­py­ty­wa­ła Jones.

– No prze­cież o sie­bie bym nie pytał! Bądź­my po­waż­ni, do cho­le­ry! Wcze­śniej, w po­ko­ju od­praw, była nas szóst­ka, więc gdzie…

– Z panem była nas piąt­ka – wtrą­cił Ste­phens.

– Jak piąt­ka, jak…

Do­wód­ca urwał w po­ło­wie zda­nia i z wy­ra­zem głę­bo­kiej kon­ster­na­cji wpa­try­wał się w roz­mów­ców. Czuł, że serce wali, jak osza­la­łe, a od­dech nie­bez­piecz­nie przy­spie­sza. Zro­bił nie­pew­ny krok do przo­du i oparł rękę na ra­mie­niu Jones.

 

Błysk. Ob­skur­na sta­cja ben­zy­no­wa na ja­kimś za­du­piu. Błysk. Pod­jeż­dża po­rdze­wia­ły sa­mo­chód, ta­bli­ca re­je­stra­cyj­na jest nie­wy­raź­na, jakby wy­ma­za­na czymś gę­stym i lep­kim. Błysk. Ko­bie­ta wy­sia­da z po­jaz­du i szyb­kim kro­kiem zmie­rza w stro­nę wej­ścia do bu­dyn­ku. Błysk. Pod­cho­dzi do kasy i wdaje się w kłót­nię z eks­pe­dien­tem, naj­pew­niej go zna. Błysk. Ko­bie­ta wy­cią­ga re­wol­wer i strze­la męż­czyź­nie mię­dzy oczy. Gdy ten leży na pod­ło­dze, pa­da­ją jesz­cze dwa strza­ły. Błysk.

 

Tym razem Kra­mer nie był już tak za­sko­czo­ny, jak w przy­pad­ku po­przed­niej wizji.

Czy wszy­scy uczest­ni­cy misji brali udział w strze­la­ni­nach?, po­my­ślał. Po chwi­li jed­nak w pełni do­tar­ło do niego, co wła­ści­wie zo­ba­czył. Jones nie była ofia­rą, tylko na­past­ni­kiem. Mor­der­czy­nią.

– Jones…

– Tak?

– Chodź ze mną, tylko szyb­ko, spra­wa jest bar­dzo po­waż­na. Ste­phens, a ty za­mknij się w swo­jej ka­ju­cie i cze­kaj na dal­sze po­le­ce­nia. Z nikim po dro­dze nie roz­ma­wiaj. Sły­szysz mnie? Z nikim! – wy­sy­czał.

– Tak jest!

Bie­gli ko­ry­ta­rzem, po dro­dze mi­ja­jąc ka­ju­ty za­ło­gi, aż do­bie­gli do du­że­go po­miesz­cze­nia, z któ­re­go był do­stęp do most­ka ka­pi­tań­skie­go, jak za­wsze za­mknię­te­go na czte­ry spu­sty. Wy­tycz­ne misji je­dy­nie la­ko­nicz­nie tłu­ma­czy­ły ten stan rze­czy wzglę­da­mi bez­pie­czeń­stwa.

– Wy­ja­śni mi pan, co się dzie­je? Dla­cze­go tutaj je­ste­śmy? Prze­cież nie przej­dzie­my przez te drzwi, nie­raz pró­bo­wa­li­śmy, za­wsze bez­sku­tecz­nie.

– Tym razem bę­dzie ina­czej, otrzy­ma­łem nie­zbęd­ną au­to­ry­za­cję – po­wie­dział Kra­mer, po czym pod­szedł do kon­so­li i wpi­sał od­po­wied­nie ko­men­dy.

Nie­wiel­ka skrzyn­ka przy sa­mych drzwiach uchy­li­ła się jak na za­wo­ła­nie, w środ­ku był ekran z czer­wo­nym za­ry­sem ludz­kiej dłoni. Do­wód­ca pod­szedł bli­żej i przy­ło­żył wła­sną. Wy­świe­tlacz za­mi­go­tał i zmie­nił kolor na zie­lo­ny. Po nie­ca­łej se­kun­dzie blo­ka­da do most­ka ka­pi­tań­skie­go zo­sta­ła zwol­nio­na.

– Idź pierw­sza. Jakby coś się za­blo­ko­wa­ło, to będę mógł znowu otwo­rzyć.

– Okej – po­wie­dzia­ła Jones, a na­stęp­nie prze­szła przez drzwi.

Z żalem w oczach Kra­mer pod­szedł do ter­mi­na­la i wstu­kał ko­men­dę.

URU­CHO­MIĆ KO­MO­RĘ EU­TA­NA­ZYJ­NĄ.

 

@

ZA­KOŃ­CZO­NO WPRO­WA­DZA­NIE ZAK­TU­ALI­ZO­WA­NYCH DA­NYCH – NA­STĘ­PU­JE PO­NOW­NA KA­LI­BRA­CJA USTA­WIEŃ SYS­TE­MO­WYCH – PO­NOW­NA KA­LI­BRA­CJA ZA­KOŃ­CZO­NA – SYS­TEM PO­NOW­NIE SIĘ WCZY­TU­JE – BIP… BIP… BIP…

 

*

Jesz­cze zanim Kra­mer otwie­ra oczy, za­le­wa go fala nie­zno­śne­go bólu w oko­li­cy skro­ni. Usi­łu­je wstać z pry­czy i po omac­ku zro­bić kilka kro­ków, ale po­ty­ka się o za­le­ga­ją­cą na pod­ło­dze bu­tel­kę i pada jak długi.

– Kurwa mać! – klnie siar­czy­ście. – Skąd tutaj?…

– Nie pa­mię­ta pan? – wtrą­ca Azjat­ka w czar­nych wło­sach. – Świę­to­wa­li­śmy za­koń­cze­nie misji i tro­chę nas wszyst­kich po­nio­sło…

– Za­koń­cze­nie? Misji? – po­wta­rza bez­myśl­nie Kra­mer. – Ach, rze­czy­wi­ście! Wy­bacz mi…

– Jones – koń­czy ko­bie­ta.

– Wy­bacz mi, Jones. Rze­czy­wi­ście wczo­raj prze­sa­dzi­li­śmy, a teraz zbie­ram tego plony.

Chce po­wie­dzieć coś jesz­cze, gdy na ekra­nie kom­pu­te­ra do­strze­ga po­wia­do­mie­nie. Naj­wy­raź­niej do­wódz­two misji wy­sła­ło mu coś waż­ne­go. Nie zwa­ża­jąc na obec­ność pod­wład­nej, od­czy­tu­je treść wia­do­mo­ści przy­cho­dzą­cej i aż się krztu­si.

– Aż takie dobre no­wi­ny? – pyta Jones.

– Nie, nie, nic z tych rze­czy – za­prze­cza. – To tylko skut­ki wczo­raj­sze­go – śmie­je się ner­wo­wo. – A skoro już o tym mowa, po­in­for­muj pro­szę po­zo­sta­łych, że za trzy­dzie­ści minut będę miał ważne ogło­sze­nie w po­ko­ju od­praw.

– Nic z tych rze­czy… – po­wta­rza z prze­ką­sem ko­bie­ta. – Oczy­wi­ście, dam wszyst­kim znać.

 

*

Kra­mer wcho­dzi nie­pew­nie do po­ko­ju od­praw, za­ło­ga już na niego czeka. Jest ich cała piąt­ka: trzy ko­bie­ty i dwóch męż­czyzn. Z nie­wia­do­mych przy­czyn do­wód­ca ma po­waż­ne luki w pa­mię­ci, obej­mu­ją­ce także dane za­ło­gi, jed­nak dość szczę­śli­wie wszy­scy obec­ni w po­miesz­cze­niu mają za­ło­żo­ne uni­for­my z pla­kiet­ka­mi, na któ­rych wy­szy­to na­zwi­ska.

Przy­naj­mniej jeden kło­pot z głowy, myśli.

– Za­sta­na­wia­cie się pew­nie, dla­cze­go was tu we­zwa­łem? – Od­po­wia­da­ją mu ski­nie­nia głów. – Jak wszy­scy pa­mię­ta­cie, albo przy­naj­mniej to po­dej­rze­wa­cie, wczo­raj­sze „świę­to­wa­nie” nie umknę­ło uwa­dze góry. Nie będę owi­jał w ba­weł­nę, jest źle.

Ste­phens unosi rękę w górę, zu­peł­nie jakby men­tal­nie był w szko­le pod­sta­wo­wej, po czym pyta:

– Jak źle?

– Ku­rew­sko źle – od­po­wia­da Kra­mer. – Nie będę wam my­dlił oczu, wy­da­rzył się po­waż­ny in­cy­dent. Na­ru­sze­nie pro­to­ko­łu trze­cie­go stop­nia. A to ozna­cza, moi dro­dzy, że spę­dzi­my tutaj tro­chę czasu, do­kład­nie tyle, aż sobie wszyst­ko na spo­koj­nie wy­ja­śni­my.

– Nie prze­sa­dza pan, sze­fie? – pyta Nor­ris.

– Na­ru­sze­nie pro­to­ko­łu. Trze­cie­go. Stop­nia – cedzi przez zęby Kra­mer. – Czego nie ro­zu­miesz?

– Prze­cież to jest misja cy­wil­na! – obu­rza się Briggs. – Mo­żesz sobie być woj­sko­wym, czy co tam ro­bi­łeś wcze­śniej, ale nie masz prawa nas tak trak­to­wać! Nie rób zdzi­wio­nej miny, czło­wie­ku, te twoje miny, spo­sób cho­dze­nia, ge­sty­ku­la­cja… Z ki­lo­me­tra po­znam by­łe­go trepa!

– Za­mknij mordę, bo za chwi­lę spo­tka cię krzyw­da – grozi do­wód­ca.

– Słu­chaj, nie bę­dziesz się tak do nas odz… – Ste­phens urywa w po­ło­wie zda­nia, tra­fio­ny pię­ścią pro­sto w po­ty­li­cę, po czym pada jak długi na pod­ło­gę.

W akom­pa­nia­men­cie stłu­mio­nych okrzy­ków prze­ra­że­nia Kra­mer pod­cho­dzi do po­wa­lo­ne­go męż­czy­zny i spo­koj­nie do­ty­ka jego ra­mie­nia.

 

Błysk. Dzie­się­cio­let­ni chło­piec wbie­ga z pła­czem do miesz­ka­nia. Mama aku­rat go­tu­je obiad. Błysk. Ko­bie­ta chwy­ta syna w ra­mio­na i po­cie­sza. Błysk. Wsia­da­ją do tak­sów­ki, kie­ru­ją się do naj­bliż­szej ko­men­dy po­li­cji. Błysk. Po­miesz­cze­nie jest małe, ob­skur­ne i pach­nie ta­ni­mi pa­pie­ro­sa­mi. Po­li­cjant przyj­mu­je zgło­sze­nie. Błysk. Ra­dio­wóz na sy­gna­le pod­jeż­dża pod dom na­uczy­cie­la. Błysk. Wy­pro­wa­dza­ją go w kaj­dan­kach. Błysk. Od­by­wa się pro­ces, na­uczy­ciel zo­sta­je uzna­ny win­nym. Błysk. Od­by­wa karę. Po ty­go­dniu znaj­du­ją go po­wie­szo­ne­go w celi. Trup ma twarz Ste­phen­sa. Błysk.

 

– Po­móż­cie mi z nim – Kra­mer zwra­ca się do po­zo­sta­łych w po­ko­ju od­praw.

Od­po­wia­da mu cisza, w oczach ko­biet do­strze­ga pier­wot­ny lęk. Tym­cza­sem Nor­ris w ogóle nie pa­trzy w jego kie­run­ku, ale wy­mio­tu­je w kącie.

– Jones, Briggs, nie stój­cie tak, tylko mi po­móż­cie. To roz­kaz!

– Ja panu po­mo­gę – od­po­wia­da trze­cia z ko­biet.

Kra­mer nie może od­czy­tać jej na­zwi­ska, więc nie od­zy­wa się i tylko kiwa głową. Chwy­ta­ją Ste­phen­sa i we dwój­kę tasz­czą go w kie­run­ku most­ka ka­pi­tań­skie­go. Gdy są już pod sa­my­mi drzwia­mi, pusz­cza­ją nie­przy­tom­ne­go męż­czy­znę na pod­ło­gę.

Do­wód­ca wpi­su­je od­po­wied­nie ko­men­dy, a na­stęp­nie przy­kła­da dłoń do czuj­ni­ka bio­me­trycz­ne­go. Gdy drzwi się otwie­ra­ją, wrzu­ca­ją Ste­phen­sa do środ­ka, po czym ko­bie­ta ak­ty­wu­je ko­mo­rę eu­ta­na­zyj­ną.

Kra­mer przy­glą­da jej się, twarz ma dziw­nie nie­wy­raź­ną. Nie może też przy­po­mnieć sobie imie­nia ko­bie­ty. Z prze­ra­że­niem od­kry­wa, że w ogóle nie po­win­no jej tutaj być.

Niemy krzyk za­sty­ga mu w gar­dle, gdy usta ko­bie­ty wy­krzy­wia­ją się w pa­skud­nym gry­ma­sie. Wszyst­ko ciem­nie­je.

@

ZA­KOŃ­CZO­NO WPRO­WA­DZA­NIE ZAK­TU­ALI­ZO­WA­NYCH DA­NYCH – NA­STĘ­PU­JE PO­NOW­NA KA­LI­BRA­CJA USTA­WIEŃ SYS­TE­MO­WYCH – BŁĄD DA­NYCH – KA­LI­BRA­CJA ZA­KOŃ­CZO­NA NIE­PO­WO­DZE­NIEM – SYS­TEM PO­NOW­NIE SIĘ WCZY­TU­JE – BIP… BIP… BIP…

 

*

Kra­mer z bólem otwo­rzył oczy i otak­so­wał wzro­kiem oto­cze­nie. Po­roz­rzu­ca­ne bu­tel­ki, zu­ży­ta pre­zer­wa­ty­wa i dwa ko­ron­ko­we biu­sto­no­sze sta­no­wi­ły nie­za­prze­czal­ny dowód na to, że miał za sobą sto­sun­ko­wo udaną noc. Nie pa­mię­tał żad­nych szcze­gó­łów, prze­ska­ki­wa­ły mu je­dy­nie nie­ja­sne mi­gaw­ki, które za żadną cho­le­rę nie chcia­ły uło­żyć się w lo­gicz­ną ca­łość.

Ale gdzie ja wła­ści­wie je­stem, po­my­ślał.

Krót­ki sy­gnał oznaj­mił na­dej­ście wia­do­mo­ści. Męż­czy­zna pod­szedł do kom­pu­te­ra i wy­wo­łał pro­gram pocz­to­wy. Od­czy­tał za­pi­sa­ną treść i za­marł. Ko­ja­rzył dość mgli­ście, że zo­stał wy­sła­ny na jakąś misję, chyba nawet nią do­wo­dził, ale nie przy­po­mi­nał sobie ni­cze­go wię­cej. Tym­cza­sem wła­śnie do­wie­dział się, że na­stą­pi­ło po­waż­ne na­ru­sze­nie pro­to­ko­łu, a on bę­dzie mu­siał kogoś uka­rać.

– Czy mogę wejść, sze­fie? – za­py­tał męż­czy­zna sto­ją­cy w progu ka­ju­ty, Nor­ris, je­że­li wie­rzyć na­szyw­ce na uni­for­mie.

– To nie tak po­win­no… To zła ko­lej­ność… – wy­du­kał Kra­mer, ale nagle urwał i po­de­rwał się na równe nogi. – Gdzie jest Jones?

– Jones? Do­brze się pan czuje, sze­fie? Prze­cież Jones umar­ła w trak­cie…

Ale Kra­mer nie zdą­żył usły­szeć w trak­cie czego umar­ła jedna z jego pod­wład­nych, po­nie­waż gwał­tow­nie do­tknął wła­sne­go ra­mie­nia i był już w innym miej­scu.

 

Błysk. Jest pro­wa­dzo­ny dłu­gim ko­ry­ta­rzem. Oświe­tle­nie nie­przy­jem­nie miga. Błysk. Kładą go na stole ope­ra­cyj­nym. Jest za­pew­nia­ny, że ni­cze­go nie po­czu­je, że to dla dobra ludz­ko­ści. Błysk. Jest we wła­snej ka­ju­cie, do­sko­na­le wie co się dzie­je. Błysk. Trze­ba uka­rać Jones. Błysk. Jest we wła­snej ka­ju­cie, zdez­o­rien­to­wa­ny. Błysk. Trze­ba uka­rać Briggs. Błysk. Jest we wła­snej ka­ju­cie. Za dużo wypił i boli go głowa. Błysk. Trze­ba uka­rać Ste­phen­sa. Błysk. Setki bły­sków. Po­ja­wia się w ka­ju­cie zbyt wiele razy. Błysk. Je­stem szczu­rem la­bo­ra­to­ryj­nym.

 

Kra­mer spoj­rzał na osłu­pia­łe­go Nor­ri­sa, po czym do­padł do niego i po­wa­lił. Na­stęp­nie rzu­cił się w kie­run­ku drzwi. Po­biegł ko­ry­ta­rzem pro­sto do kuch­ni po­kła­do­wej. Ner­wo­wo otwie­rał ko­lej­ne szu­fla­dy, aż zna­lazł to, czego szu­kał. Chwy­cił pew­nie długi nóż do fi­le­to­wa­nia mięsa i spraw­nym ru­chem pod­ciął sobie gar­dło.

 

*

Star­szy męż­czy­zna ubra­ny w ele­ganc­ki gar­ni­tur roz­parł się wy­god­nie w fo­te­lu i z eks­ta­tycz­nym żarem w oczach oglą­dał wy­świe­tla­ny jed­no­cze­śnie na kil­ku­dzie­się­ciu ekra­nach ko­mu­ni­kat: „TRANS­MI­SJA ZA­KOŃ­CZO­NA”. Do po­miesz­cze­nia wszedł inny męż­czy­zna i z miej­sca krzyk­nął:

– Nie uwa­żasz, że eks­pe­ry­ment na­le­ży prze­rwać?! To za­szło za da­le­ko!

– Skąd­że znowu, po pro­stu wy­stą­pi­ła drob­na uster­ka sys­te­mu, nic po­waż­ne­go – sie­dzą­cy od­po­wie­dział spo­koj­nie. – Ze­bra­li­śmy nie­zwy­kle istot­ne dane, a po­nad­to trans­mi­sja cie­szy­ła się wy­jąt­ko­wą oglą­dal­no­ścią, więc nie ma obaw o fun­du­sze na dal­sze próby.

– Drob­na uster­ka? Fun­du­sze? Me­fi­sto, do kurwy nędzy, prze­cież tutaj zgi­nął czło­wiek!

– Czym jest jedno życie, gdy staw­ką jest wy­nie­sie­nie ludz­ko­ści? Cha­mu­elu, czy­ta­łeś ra­port. Wiesz, jakie za­gro­że­nie nad­cią­ga z ko­smo­su. Je­że­li lu­dzie nie będą w sta­nie od­róż­niać praw­dzi­wych wspo­mnień od fan­to­mo­wych wizji, to prze­gra­ją jesz­cze przed pierw­szym wy­strza­łem. A na to, jak sam do­sko­na­le wiesz, nie mogę po­zwo­lić. Muszą być go­to­wi.

– Ale jakim kosz­tem?…

– Jaki tylko bę­dzie nie­zbęd­ny! – wark­nął Me­fi­sto­fe­les. – Jak chcia­łeś pół­środ­ków, to trze­ba było zwró­cić się do tej pizdy, Mi­cha­ła. Wy­bra­łeś mnie i moją or­ga­ni­za­cję, bo wiesz, że je­ste­śmy dia­bel­nie sku­tecz­ni w tym, co ro­bi­my. A teraz, z łaski swo­jej, wy­pier­da­laj. Muszę chwi­lę od­po­cząć i od jutra za­czy­na­my od nowa. Zna­la­złem pewną obie­cu­ją­cą kan­dy­dat­kę, bar­dzo wy­so­ko po­sta­wio­ną, ale to nie po­win­no sta­no­wić pro­ble­mu.

 

@

INI­CJA­LI­ZA­CJA SYS­TE­MU – NA­STĘ­PU­JE WSTĘP­NA KA­LI­BRA­CJA USTA­WIEŃ SYS­TE­MO­WYCH – KA­LI­BRA­CJA ZA­KOŃ­CZO­NA SUK­CE­SEM – SYS­TEM SIĘ WCZY­TU­JE – OBIEKT TE­STO­WY NUMER DWA GO­TO­WY DO TRANS­MI­SJI – WROTA ZO­STA­ŁY AK­TY­WO­WA­NE

Koniec

Komentarze

Arcyciekawy tekst, ale najpierw kilka uwag;

 

Na jej nosie spoczywały delikatne okulary, po ubiorze, że musiała należeć do sekcji informatycznej.

 

Tu chyba zostało zjedzone “jej (ubiorze) wywnioskował”.

 

ale za każdym kolejnym podejściem miał wrażenie,

Lepiej byłoby “z każdym kolejnym”.

 

*

Trzy gwiazdki, najlepiej pogrubione ( * * * ) czytelniej rozgraniczałyby fragmenty tekstu.

 

Do reszty nie mogę się przyczepić, jedynie mogę zasugerować odrobinę dłuższe opisy (myślę, że zwłaszcza te dotyczące wystroju wnętrza statku feralnej misji dobrze podkreśliłyby wyobcowanie bohatera). Fabuła doprawdy wyśmienita, toteż boli nieco fakt małej objętości tekstu. Bo to właśnie opowiedziana przez Ciebie historia sama w sobie jest najmocniejszym punktem tego opowiadania. Oszczędność świata przedstawionego co prawda upłynnia akcję i nie zaburza budowanego napięcia, jednak chętnie zobaczyłbym tutaj “coś więcej”. 

 

Nic ponadto chyba nie wymyślę. Arcyciekawa, nietuzinkowa historia z potencjałem. Może zatem tekst zasługuje na swój remaster, bądź też kontynuację?

 

Pozdrawiam serdecznie:))

 

 

 

 

Kwestia wizji.

Anonim składa podziękowania za komentarz i spieszy zawiadomić, że znalezione w tekście usterki poprawił. Jedynie nieszczęsne gwiazdki pozostały w niezmienionej formie.

 

Serce anonima wypełnia duma za tak miłą ocenę fabuły.

 

W kwestii opisów anonim chciałby jedynie wyjaśnić, iż ich oszczędność jest uzasadniona właśnie fabularnie. Czy mamy pewność, że bohaterowie w ogóle znajdują się na jakimkolwiek statku?

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Witaj. :)

Ze spraw technicznych zatrzymały mnie następujące fragmenty (zawsze – tylko do przemyślenia):

Jak do tego czasu – brak wielokropka lub części zdania?

Mężczyzna złapał się a uszy i wydarł na cały regulator. – literówka?

Dorobił się nawet stopnia podpułkownika, więc wiedział jak wzbudzić u podwładnych strachu samą postawą i spojrzeniem. – i tu; a może brak części zdania?

Wytyczne misji były w tym zakresie całkiem jasne. – znów literówka?

Poniszczona stacja benzynowa na jakimś zadupiu. – i tu?

NASTĘPUJE PONOWNA KALIBRACJA USTAWIEŃ SYSTEMOWYCY – i tu?

Blysk – i tu?

BIP.. BIP… BIP… – brak jednej kropki?

Stephens unosi rękę w górę, zupełnie jakby mentalnie wrócił do szkoły podstawowej, po czym zapytał: – raz jest czas teraźniejszy, a za moment w tym samym zdaniu przy tej samej sytuacji jest czas przeszły, czy to celowe?

A to oznacza, moi drodzy, że spędzimy tutaj trochę czasu, dokładnie tyle (przecinek?) aż sobie wszystko na spokojnie wyjaśnimy.

Kramer przygląda jej się, jednak jej twarz jest dziwnie niewyraźna. Nie może też przypomnieć sobie jej imienia. Z przerażeniem odkrywa, że w ogóle jej nie powinno tutaj być. – powtórzenia?

Oświetlenie nieprzyjemnie miga, Błysk. – kropka zamiast przecinka?

 

Tytuł i tag o śmierci skojarzyłam od razu – jak to ja – z oglądanym niedawno filmem o pewnym przerażającym miesiącu miodowym na statku pasażerskim. W nim również każdy twierdził co innego, nic się nie zgadzało i nikt niczego nie pamiętał. :)

Opowiadanie jest znakomite, nieprzewidywalne, pełne szybkich zwrotów akcji, wyjątkowego humoru i absurdu zarazem, trzyma w napięciu, stopniowo i umiejętnie wprowadza czytelnika w fantastyczną i doskonale porcjowaną fabułę. I ten Anioł Zagubionych! :)

Osobne podziękowania za wspomnienie o wulgaryzmach. :)

Pozdrawiam serdecznie, klik. :)

Edit – drugi kliczek także, powodzenia! :)

Pecunia non olet

Anonim kłania się uniżenie i dziękuję Ci, Bruce, za wskazanie uchybień. Wszystkie poprawki zostały naniesione zgodnie z sugestiami.

 

Anonim dziękuje także za tak przychylną opinię o utworze.

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Tytuł zacny, zaraz mnie przywabił;)

Szybkie spojrzenie po najbliższym otoczeniu utwierdziło go w przekonaniu, że balanga musiała [się] dość poważnie wymknąć się spod kontroli.

 

Spojrzenie jest na coś. Jak można się poważnie wymknąć? Lepiej prosto wymknęła się spod kontroli , to już daje do myślenia.

 

 

Dowództwo pewnie miałoby im to za złe, takie bezmyślne marnotrawstwo zapasów i energii.

Albo to, albo takie.

 

Mimo tego, zorganizowanie niewielkiej imprezy pożegnalnej wydawało mu się właściwe.

Raczej mimo to.

 

 

Nie można też zapominać o drobnym, aczkolwiek niezwykle istotnym fakcie: ktoś zatwierdził alkohol na pokładzie, więc zakładano, że będzie spożywany.

 

Po fakcie przecinek zamiast kropki.

 

 

Spoczywanie okularów brzmi dziwnie.

 

I ta spora lista rzeczy wykracza daleko poza wczorajszy wieczór.

 

Sporo było w poprzednim zdaniu.

 

 

Taki zwykły PC-et z ikonami to nieco ramotką trąci;P

 

Z lakonicznej wiadomości nie wynikało, co konkretnie się stało, ale załączone były wyjątkowo precyzyjne instrukcje, jak należy dalej procedować.

 

Raczej które należało. Czemu nagle czas zrobił się teraźniejszy?

 

Na dowódcy misji, którym najwyraźniej był Kramer, spoczywa obowiązek wytypowania osoby, która weźmie na siebie odpowiedzialność, a następnie skierowanie jej do komory eutanazyjnej w celu wykonania kary śmierci.

 

A tu już poza teraźniejszym mamy czas przyszły, czyli nie wiadomo, o co chodzi. Osoba, która weźmie odpowiedzialność, to raczej nie będzie wykonywać, tylko na niej będzie wykonana, lub będzie poddawana.

 

Jak wszyscy pamiętacie, albo przynajmniej to podejrzewacie, wczorajsze „świętowanie” nie umknęło uwadze góry. Nie będę owijał w bawełnę, jest źle.

 

Przy okazji skoro była ich piątka, to jak ta laska mogła być z jakiejś sekcji?

 

Nikt nie odpowiedział, zamiast tego każdy z obecnych w pomieszczeniu unikał wzroku dowódcy, jakby ten miał ich poparzyć, czy coś w ten deseń.

 

 

To wyboldowane jest dla mnie nie zrozumiałe. Może lepiej, że ten wzrok wniknie do ich mózgów i pozna tajemnice?

 

Jak do tego czasu

Lepiej jeśli, a jeśli zawiesił głos to powinien być wielokropek, bo teraz jest urwane zdanie.

 

Oficjalnie miało to pomóc w skupieniu się wyłącznie na realizacji celów misji.

Tu jest nielogiczność, on nic nie pamięta. Druga to dowódca bez uprawnień do danych osobowych. Trzecia, że nie ma żadnych danych o załodze.

 

 

Zimny pot napłynął mu do oczu,

Czemu akurat do oczu?

 

Stephens i Jones ściszyli głosy, gdy spostrzegli, że dowódca szybkim krokiem wchodzi do siłowni. Ich zachowanie nie umknęło uwadze dowódcy misji.

Zdublowanie dowódców jest mylące, wydaje się, że ten dowódca misji, to nie nasz dobry Kramer.

 

Dorobił się nawet stopnia podpułkownika, więc wiedział jak wzbudzić u podwładnych strachu samą postawą i spojrzeniem.

 

Jak nie uzyska jakichś wyjaśnień, istnieje duże ryzyko, że całą misję szlag trafi.

Jeśli nie uzyska.

 

– Z panem była nas piątka – wtrącił Stephens.

Na ostatnim spotkaniu był on i piątka, jakieś zmiany? Już wiem;)

 

Jak oczekiwałeś półśrodków,

Ten błąd Ci się powtarza często. Jak oczekiwał, na siedząco;)

 

Ale jeśli oczekiwał efektów, to ich nie uzyskał.

 

Fajny pomysł, niestety troszkę zabity techniczne.

Zmiany czasu sprawiły, że szukałam drugiego dna.

Jednak pomysły są najważniejsze, więc pisz, betuj, poprawiaj i będzie dobrze.

"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke

Ambush, anonim Ci dziękuje za wskazanie usterek. Kilka zdążył poprawić chwilę wcześniej, resztę skrupulatnie usunął po Twoich uwagach.

 

Taki zwykły PC-et z ikonami to nieco ramotką trąci;P

Oczywiście, dlatego musi zostać.

 

Przy okazji skoro była ich piątka, to jak ta laska mogła być z jakiejś sekcji?

Dokładnie, świat przedstawiony jest jakiś niewłaściwy… (ale celowo)

 

Tu jest nielogiczność, on nic nie pamięta. Druga to dowódca bez uprawnień do danych osobowych. Trzecia, że nie ma żadnych danych o załodze.

Ufam, że zakończenie nadało temu trochę więcej sensu. Ale tak, wszelkie nielogiczności znalazły się celowo, jako wskazówki (bo inaczej zakończenie wyleciałoby jak przysłowiowy Filip z konopii…)

 

Zmiany czasu sprawiły, że szukałam drugiego dna.

Czas narracji zmieniony w (z braku lepszego określenia) sekcji drugiej jest celowy, pozostałe przypadki to niezręczności albo wpadki anonima.

 

Fajny pomysł, niestety troszkę zabity techniczne.

Zmiany czasu sprawiły, że szukałam drugiego dna.

Jednak pomysły są najważniejsze, więc pisz, betuj, poprawiaj i będzie dobrze.

Anonim składa ukłony. Zazwyczaj poświęca więcej czasu na szlifowanie tekstów i betowanie (w obie strony), jednak w tym przypadku został boleśnie dopadnięty przez niejaką Wenę (o której szerzej rozpisywał się swego czasu pewien zacny Miś) i poczuł nieodpartą potrzebę przelania pomysłu na papier, a następnie opublikowania go. Już. Teraz. Natychmiast. Stąd techniczne niedoskonałości, które umknęły zmęczonym oczom anonima.

 

Anonimowi pozostaje mieć jedynie nadzieję, że kolejni czytelnicy (jeżeli tu zawitają) doznają mniej przykrości ze strony technikaliów (poprawianych na bieżąco!).

 

Ku chwale Portalu!

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Ja nie doznałam przykrości, wręcz przeciwnie, Anonimie, opko jest wspaniałe! :)

Dziękuję również i pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Helloł

 

“Jedna z rąk uniosła się zupełnie, jakby należała do ucznia szkoły podstawowej. Właściciel kończyny, mężczyzna nazwiskiem Stephens, zapytał:” – ten moment, kiedy czytasz takie zdanie i już masz pewność, że opko będzie uber zajebiste.

 

No dobra, po lekturze.

Cóż mogę napisać. To ścisłe top trzy opowiadań, które znalazłem dotychczas na portalu i wcale nie jestem pewien, czy sklasyfikować je na trzecim miejscu. 

Po prostu MAJSTERSZTK.

Anonim kłania się w pas i dziekuje, za niezwykle budującą opinię na temat opowiadania.

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Hej, A ja miałem pisać, że nic nie zrozumiałem, ale już chyba wiem coś więcej :). Powodzenia :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Hej,

opowiadanie mnie po prostu urzekło. Bardzo wciągająca fabuła i świetne przedstawienie postaci. Po prostu cudo, co tu dużo mówić. 

Zakończenie pozostawiło mnie z rozmyślaniami, ale koncept piekielnej organizacji przeprowadzającej eksperymenty na ludziach jest wręcz wspaniały.

Pozdrawiam :)

Anonim dziękuję Ci, BardzieJaskrze, że przeczytałeś i pozostawiłeś po sobie ślad. Próbując przynajmniej częściowo rozjaśnić istotę opowiadania, stanowi ono na jednej z płaszczyzn rozważanie nad naturą rzeczywistości. 

 

Anonim dziękuję także Tobie, Pnzrdiv.117 i rad jest wielce, że opowiadanie wzbudziło w Tobie takie pozytywne emocje.

 

Ukłony dla Was.

 

Edit: odpisywanie jako Anonim jest lekko męczące, więc…

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Zastanawiałam się, czy nie Ty, O Cezarze!, jesteś Autorem. :)

Brawa, znakomity tekst! yes

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Dzięki raz jeszcze, Bruce ;) To naprawdę miłe ;)

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

smileyyes

Pecunia non olet

Swoista odmiana “Truman show”. Czy to dobry, skuteczny sposób na wpajanie umiejętności odróżniania realu od fikcji? Nie wiem, i chyba nie da się tego jednoznacznie rozstrzygnąć z prostego powodu, podwójnego zresztą. Spójność wewnętrzna wirtualnej rzeczywistości to jeden czynnik, drugi to kondycja psychiczna weryfikatora. Im silniejszy pierwszy, im słabsza druga, tym większym powodzenie opatrzone znakiem zapytania. 

Ale, ponieważ w trakcie czytania takich pytań nie ma czasu zadawać, co świadczy o przykuwaniu uwagi czytelnika, opowiadanie lokuje się, jak dla mnie, na bardzo wysokiej półce.

Pozdrawiam

Cześć, Adamie!

 

Przyznam, że ogromny kamień spadł mi z serca po przeczytaniu Twojego komentarza. Sci-fi "na poważnie" to dla mnie nowość (przynajmniej od strony pisania takich tekstów), więc taki pozytywny odbiór od specjalisty gatunku traktuję jako podwójne wyróżnienie.

 

Czy to dobry, skuteczny sposób na wpajanie umiejętności odróżniania realu od fikcji? Nie wiem, i chyba nie da się tego jednoznacznie rozstrzygnąć z prostego powodu, podwójnego zresztą. Spójność wewnętrzna wirtualnej rzeczywistości to jeden czynnik, drugi to kondycja psychiczna weryfikatora. Im silniejszy pierwszy, im słabsza druga, tym większym powodzenie opatrzone znakiem zapytania. 

Dlatego przy każdym podejściu wprowadzane są różne zmienne, modyfikowane są ustawienia systemowe, a w przypadku śmierci obiektu testowego Mefisto nie waha się użyć kolejnego. Wszystko by znaleźć optymalne rozwiązanie. Ale, co oczywiste, nie daje to żadnej gwarancji powodzenia. Najwyżej nadzieję (i to mimo pozornej pewnosci siebie diabła).

 

Jedynie na marginesie dodam, że Kramer nie znajdował się w rzeczywistości wirtualnej, a raczej czymś na wzór rzeczywistości rozszerzonej. Stąd niektóre elementy były prawdziwe i dlatego też mógł się zabić nożem.

 

Raz jeszcze dziękuję i pozdrawiam!

 

 

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Kłaniam się.

Piszesz, że “własnej produkcji” SF to dla Ciebie nowość. Tak to zrozumiałem. Ale co z tego, że nowość? To może być nawet zachęcające do odkrywania możliwości, jakie daje oparcie się na członie Science w nazwie gatunku. W szczegóły danych teorii i hipotez wgłębiać się nie musisz, wnioski wystarczy twórczo wykorzystać. Tak jak powyżej.

Pozdrawiam

Pięknie się czytało! :) Akcja leci do przodu bez oglądania się na czytelnika, i nie ma czasu na nudę! :) Wyjaśnienia Mefisto trochę przypomniały mi “Grę Endera”, w której trzeba było odeprzeć atak robali, lecz nawet sam Ender nie wiedział, że to robi… Takie skojarzenie. Wspaniale prowadzisz odbiorcę, podoba mi się pomysł i wykonanie. Idę klikać. :D

Szkoda, że nie spełniam jeszcze wymogu z zakresu trzymiesięcznego stażu, bo to pierwszy tekst, który bym chciał pchnąć w objęcia światu. Od wczoraj (z przerwami na prozę życia) myślę o tym, jakie to było przezajebiste. Bardzo lubię film Triangle i strasznie takie coś siada w mój deseń.

Adamie, tak, to moje pierwsze SF z "prawdziwego zdarzenia". A skoro frajda jest w pewnym sensie obustronna (dla mnie z pisania, a dla części użytkowników z lektury), to myślę że jeszcze spróbuję swoich sił w tym gatunku :) Dzięki! :)

 

Jolko, dziękuję serdecznie! ;) Gry Endera nie oglądałem (ani też nie czytałem, bo chyba książka była pierwsza?), ale mam w planach nadrobienie zaległości, jak trochę się zawodowo-życiowo mi rozluźni sytuacja :)

 

Canulasie, jest mi niezmiernie miło, że tekst wywołał u Ciebie tak pozytywne wrażenie:) Kliknięciem do biblioteki się nie przejmuj, taki pozytywny feedback mi w zupełności wystarczy:)

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Hej CC, 

 

najpierw mała usterka:

 

"powieszonego w celu

 

Przyciągnąłeś mnie tytułem, taki nietypowy dla ciebie :) Motywy dla mnie trafione. Lubię takie symulacje pętle itp. Fajnie to wyszło. Mimo że kilka razy powtarzałeś jedną scenę, nie nudziło. Wrzuciłbym wcześniej jakieś wspomnienie o uprawnieniach, które otrzymał, żeby otworzyć mostek, bo gdy poszedł na niego pierwszy raz z Jones, miałem lekki zgrzyt. 

Podobało mi się, klikam i pozdrawiam :) 

Kto wie? >;

Hej, Skryty!

 

Dzięki za lekturę, komentarz i kliknięcie ;)

 

Przyciągnąłeś mnie tytułem, taki nietypowy dla ciebie :)

Bo tekst publikowałem oryginalnie jako anonim i “mój tradycyjny” tytuł by mnie dekonspirował na starcie :P

 

Wrzuciłbym wcześniej jakieś wspomnienie o uprawnieniach, które otrzymał, żeby otworzyć mostek, bo gdy poszedł na niego pierwszy raz z Jones, miałem lekki zgrzyt. 

Jednym zdaniem Kramer wspomniał o tym, że dostał autoryzację. Pamiętaj, że gość ma chip w mózgu, co chwilę jest atakowany różnymi wizjami (niekoniecznie prawdziwymi), więc pewne “fakty” mogą zmieniać się w locie :)

 

Raz jeszcze serdeczne dzięki! :)

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Ave ave Cezary!

Fajny tekst. Ciekawa, wielowarstwowa fabuła. Tak się zastanawiam, czy zagrożenie wspomniane w końcówce jest prawdziwe, czy też mamy kolejnego Hioba, tylko zasady eksperymentu nieco się zmieniły. Można się doszukiwać i echa eksperymentu stanfordzkiego, i eksperymentu Milgrama. Ale może już za daleko odpłynęłam z interpretacjami.

Aleś się poświęcił z tytułem! Czego polityk nie zrobi, żeby przekonać do czegoś plebs… ;-)

Babska logika rządzi!

Ave, Finklo! ;)

 

Cesarz składa podziękowania za wizytę I dobre słowo;)

 

Tak się zastanawiam, czy zagrożenie wspomniane w końcówce jest prawdziwe, czy też mamy kolejnego Hioba, tylko zasady eksperymentu nieco się zmieniły.

 

Można się doszukiwać i echa eksperymentu stanfordzkiego, i eksperymentu Milgrama. Ale może już za daleko odpłynęłam z interpretacjami.

Nie aż tak daleko ;)

 

Aleś się poświęcił z tytułem! Czego polityk nie zrobi, żeby przekonać do czegoś plebs… ;-)

Bardziej chciałem zobaczyć, czy tekst będzie miał pozytywny odbiór, jak wrzucę anonimowo… a to wymagało poświęcenia tytułu xD No, ale to bez znaczenia, skoro ostatecznie ujawniłem tożsamość z uwagi na ogólny brak zainteresowania tekstami anonimowymi xD

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

No, anonimy nie mają wzięcia, chyba że to konkurs anonimowy…

A jaki pokazałbyś tytuł, gdybyś się nie kamuflował?

Babska logika rządzi!

Co wydarzyło się na statku, nie zostaje tylko na statku, czyli rzecz o korporacyjnym protokole, podróży w głąb ludzkiego umysłu i nieznanym zagrożeniu z kosmosu

 

Ale to był tytuł roboczy :)

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Hej!

 

Szybkie spojrzenie po najbliższym otoczeniu

Dziwnie brzmi. A może szybki rzut oka, szybkie rozejrzenie się, szybka obserwacja itp.

 

Oo, klimat kosmicznej imprezy i śledztwa, czuję się jak podczas seansu thrilleru. :)

 

sprawa między mną, a Briggs

Bez przecinka. 

 

Łał, no opowiadanie czyta się rewelacyjnie. Załoga z misją, której nawet dowódca nie pamięta… Impreza z alkoholem, choć nie można pić… I załoga, która ma luki w pamięci… A do tego dowódca i jego dar oglądania wspomnień z przeszłości innych ludzi. Jestem zachwycona taką fabułą, no i kocham kosmos z tym wyobcowaniem, odległością od ludzi mających możliwość pomóc… Jedynie ten brak dostępu do kamer i typowanie na ślepo – to mały minusik, ale myślę, że się rozwiąże. ;) 

 

w ogóle jej nie powinno tutaj być.

nie powinno jej tutaj być. 

 

Napisałeś coś w rodzaju pętli czasowej, więc naprawdę jestem pod wrażeniem. Ja czasami bawiłam się w pętle, ale wychodziło średnio, a tu jest wszystko to, co trzeba.

 

 ma obaw także o fundusze na dalsze próby.

Przy czytaniu na głos to „także” brzmi dziwnie. 

 

Przechodząc do całości: rewelacyjny tekst. Zbudować tak krótkie i tak treściwe opowiadanie – do tego trzeba mieć talent. Brakuje mi słów, a mam tak zawsze, kiedy coś mnie całkowicie oczaruje, po prostu cokolwiek bym nie napisała, to i tak nie będzie oddawać moich emocji po lekturze. 

 

Ale spróbuję przynajmniej trochę wyjaśnić, co na mnie podziałało. 

Styl pisania, surowy i dość prosty, bardzo pasował do całokształtu i do powtarzalnych scen. Świetnie oddałeś te same wydarzenia, które nie nudziły i zawsze wnosiły coś innego. A to jest serio sztuka. Od razu miałam skojarzenie z „Przypadkiem” i oczywiście filmami o pętli. 

 

Sam motyw kosmicznego dochodzenia nasunął mi na myśl takie anime “Wyjątek”. Thriller ze śledztwem na statku lecącym terraformować planetę, tam był świetny pomysł, spora dawka napięcia, mimo że sam serial miał słabszy koniec. I u Ciebie było trochę podobnie, ale o wiele lepiej, bo tak mocniej, poważniej, z gorzkim, ale jakże prawdziwym zakończeniem. Mam słabość do takich zakończeń, w którym autor nie boi się pokazać brutalności świata, nie żaden słodki koniec, w którym misja jest tylko symulacją i wszyscy żyją, hurra. No nie, u Ciebie tak życiowo, jak to przy chęci zysku i nieważne, ile trupów po drodze, robimy projekt, niby w imię większego dobra. Hasło stare jak świat u tych wszystkich wysoko postawionych, a wysłane w kosmos i przedstawione bardzo oryginalnie.

 

Jeśli chodzi o bohaterów, mamy tragiczną postać, która nie jest tak do końca czarno-biała, bo z jednej strony dokonuje wyborów pod presją i bez szczególnego zastanowienia się, a z drugiej bierze udział w eksperymencie, który kończy się śmiercią. Czy sam chip i rozchwianie (wizje) nie powodowały, że Kramer był mimo wszystko trochę inny, niż w normalnym warunkach? Ale z drugiej strony – czy warunki w kosmosie są normalne? Byłam rozdarta pomiędzy wkurzeniem na gościa a współczuciem mu, więc na pewno wyszedł Ci bohater pełnokrwisty, którego losy śledziłam z zainteresowaniem. I znowu, wybacz, że tak rzucam tytułami, ale przypomniałam sobie film “Przed egzekucją” i tam też czułam podobne emocje.

Kim jest człowiek, na jakiej podstawie go osądzamy, jeśli znamy tylko wycinek życia, czy mamy prawo oceniać? Czy Kramer, niejako sterowany przez wdrażany system, poddany eksperymentowi, zachowałby się inaczej bez luk w pamięci? To oczywiście pytania retoryczne, ale ich mnogość i przeżycia, jakie dał mi tekst, sprawiają, że chcę pokazać swoją fascynację poruszanymi przez Ciebie zagadnieniami.

 

Resztę bohaterów sprytnie ukazujesz poprzez błyski wspomnień, co też stanowi o sile tekstu i pomyśle na to, jak dość szybko i sprawnie wprowadzić resztę załogi, nie tracąc limitu. Przy czym ich obecność jest czymś w rodzaju… nie wiem, jak to określić… No, może nie nazwę ich botami (;p), bo to prawdziwi ludzie, ale to, jacy są, ma drugorzędne znaczenie dla misji. Bo liczy się głównie podejście Kramera. I to jest fajne, bo chodzi o ukazanie różnych zmiennych prowadzących do przebadania obiektu w wielu sytuacjach.

 

Fabularnie wciąga od początku i trzyma do końca. No czytałam z takim zainteresowaniem, że nie mogłam nadziwić się, jakie to dobre. :D

 

Chyba wystarczająco wyjaśniłam, skąd mój zachwyt.

 

Ogólnie w moim przypadku to musi być tak, że coś trafi w 100%, bez żadnego “ale początek trochę słaby” czy “w środku było nudnawo” albo “no, zakończenie mogło być lepsze…”. Ja mam tak, że całość musi mnie kupić. Tu kupiła. Początek rozbudził ciekawość, środek pochłonął i nie pozwolił się oderwać, aż do zakończenia, które po prostu w gorzki sposób wyjaśniło sytuację.

 

Nominuję do Piórka i trzymam kciuki. :)

 

Pozdrawiam kosmicznie,

Ananke

Hej, Ananke! ;]

 

Na wstępie dziękuję Ci za wskazanie usterek językowych, wszystko poprawiłem zgodnie z Twoimi sugestiami ;]

 

Muszę przyznać, że Twój komentarz czytałem chyba trzy razy zanim byłem w stanie cokolwiek odpisać. Chyba brakuje mi słów, żeby wyrazić należycie jak podbudował mnie na duchu. Nie pamiętam żebym kiedykolwiek przeczytał/usłyszał cokolwiek tak pozytywnego pod jakimkolwiek efektem mojej pracy twórczej. Jest mi niezmiernie miło, że lektura opowiadania wzbudziła w Tobie tak pozytywne emocje. I tyle fajnych literackich i filmowych skojarzeń ;]

 

Ale z drugiej strony – czy warunki w kosmosie są normalne?

I z trzeciej: czy oni naprawdę znajdowali się w kosmosie? ;]

 

 Resztę bohaterów sprytnie ukazujesz poprzez błyski wspomnień, co też stanowi o sile tekstu i pomyśle na to, jak dość szybko i sprawnie wprowadzić resztę załogi, nie tracąc limitu. Przy czym ich obecność jest czymś w rodzaju… nie wiem, jak to określić… No, może nie nazwę ich botami (;p), bo to prawdziwi ludzie, ale to, jacy są, ma drugorzędne znaczenie dla misji. Bo liczy się głównie podejście Kramera. I to jest fajne, bo chodzi o ukazanie różnych zmiennych prowadzących do przebadania obiektu w wielu sytuacjach.

W tym fragmencie streściłaś cały pierwotny zamysł na opowiadanie, jestem pod wrażeniem jak dobrze udało Ci się odczytać moje intencje ;]

 

Raz jeszcze bardzo Ci dziękuję za tak wspaniały komentarz ;] A także za nominację do piórka, to naprawdę budujące! ;]

 


 

Bruce, zauważyłem, że w wątku “piórkowym” pojawiła się nominacja także od Ciebie. Serdecznie Ci dziękuję ;]

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Jest mi niezmiernie miło, że lektura opowiadania wzbudziła w Tobie tak pozytywne emocje. I tyle fajnych literackich i filmowych skojarzeń ;]

Ale to ja dziękuję za te wszystkie emocje związane z opowiadaniem. Pewnie nie zasnę, analizując przed snem różne fragmenty. :)

 

I z trzeciej: czy oni naprawdę znajdowali się w kosmosie? ;]

No to racja, eksperyment dotyczy badań odnośnie idealnego kandydata do wyprawy, ale dowiadujemy się tego z końcówki, więc i tak całość jest dla nas jak rozgrywana w kosmosie. :) Co jest ważniejsze: wrażenia i odczucia uczestników/uczestnika czy rzeczywistość? Czym jest rzeczywistość: tym, co nam się wydaje, że jest prawdziwe, czy prawdą, której nie znamy? Można tu przejść do rozmowy o jaskini platońskiej. ;)

 

Raz jeszcze bardzo Ci dziękuję za tak wspaniały komentarz ;] A także za nominację do piórka, to naprawdę budujące! ;]

Teraz jest tyle konkursów, że skupiam się głównie na tych tekstach i sporo nadrabiam. Więc naprawdę cieszę się, że trafiłam na to opowiadanie, że nie było za późno na nominację, bo niedługo święta, końcówka roku i mogłoby przeleżeć. Dodałeś w takim konkursowym natłoku, że jestem wdzięczna za polecenie i możliwość przeczytania. :)

Co jest ważniejsze: wrażenia i odczucia uczestników/uczestnika czy rzeczywistość?

Idąc krok dalej: czy rzeczywistość jest obiektywna, identyczna dla wszystkich, a może subiektywna i każdy kreuje własną rzeczywistość? A może rzeczywiste jest to, co namacalne (materialne)? Czy idee mogą być rzeczywiste? A może to właśnie idee kreują rzeczywistość, zaszczepiając masom określony punkt widzenia czy system wartości? A w takim razie, czy można wykreować fałszywą rzeczywistość i przekonać ludzi do jej prawdziwości?

 

Takie pytania można mnożyć, po drodze wstępując do jaskini Platona;) i w tym kierunku tekst mi ewoluował w trakcie pisania.

 

Dodałeś w takim konkursowym natłoku

Prawda. Niestety (albo stety) wpadłem w sidła Weny (tej od Koali) i jakoś tak poszło wszystko na jednym wdechu: od pisania do publikacji… ;)

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Bruce, zauważyłem, że w wątku “piórkowym” pojawiła się nominacja także od Ciebie. Serdecznie Ci dziękuję ;]

 

Przyznam szczerze, O Cezarze, że korciło mnie już przy czytaniu tekstu anonimowego. Jak wspomniałam, opko naprawdę zachwyciło mnie ponad miarę. Byłam tu wielokrotnie ganiona za zbyt łagodne podchodzenie do nominacji, zdaję sobie z tego sprawę, zatem staram się teraz robić to ostrożniej i czekam spokojnie na rozwój wypadków, aby – ewentualnie, przy braku nominacji ze strony innych Czytelników – zrobić potem swoiste “Wejście Smoka”laugh. Ananke uspokoiła mnie podjętą decyzją – nie myliłam się, nominacja w pełni zasłużona. :)

Trzymam kciuki i życzę Piórka. Pozdrawiam serdecznie i to ja bardzo dziękuję za taki doskonały tekst. yessmiley

Pecunia non olet

Bruce, rozumiem, ma to wszyst­ko dużo sensu ;) 

Trzymam kciuki i życzę Piórka.

Dziękuję :) Potrzebuję jeszcze 1 glosu, by w ogóle nominacja stała się faktem, ale kto wie, może się uda? ;)

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Będzie ok, na pewno. heart

Pecunia non olet

Potrzebuję jeszcze 1 glosu, by w ogóle nominacja stała się faktem

Kurczę, no teraz tych konkursów zatrzęsienie, a tekst wrzucony jakiś czas temu. Oby jeszcze ktoś przeczytał i nominował heart

Oby jeszcze ktoś przeczytał i nominował heart

 

Na spokojnie. Rzeczywiście wrzuciłem opko w dość gorącym okresie, więc nie dziwi, że nie ma zbyt wielu czytelników. Z drugiej strony, dotychczasowe opinie są tak budujące, że i bez piórka czuje się wyróżniony i doceniony:)

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

więc nie dziwi, że nie ma zbyt wielu czytelników.

Trzeba to zmienić. :)

I w sumie tytuł też niekoniecznie przyciąga – ale nie chodzi o to, że nie jest długi czy Twój, po prostu po takim tytule nie spodziewałam się takiej perełki, bo widząc go w pierwszej chwili pomyślałam, że to będzie jakieś średniowieczne fantasy na statku (na morzu xd), o którym ludzie opowiadają sobie historie, plotkują czy coś. :D

Nie wiem, czemu takie skojarzenie…

Aha, no i oczywiście nie widziałam tagu SF – rzadko na niego patrzę, a wiem, że też nie każdy z forum zerka. Mi tekst mignął na głównej przy “najnowszych komentarzach”, więc nawet przypadkiem nie widziałam tagu.

I w sumie tytuł też niekoniecznie przyciąga

Okej, czuję sie ostatecznie przekonany i zmieniam tytuł zgodnie z oryginalnym zamysłem (czyli jakby nie było anonima na starcie :p). Nie wiem czy teraz bardziej przyciąga, ale z pewnością jest bardziej "mój" :)

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Na pewno nikt już nie skojarzy ze statkiem na morzu. ;) 

Hej, wracam z bardziej rozbudowanym komentarzem. Uważam, że jeśli nie zrozumiałem opowiadania, to znaczy, że opowiadanie nie jest dla mnie i próby zrozumienia go są chyba bezcelowe – lepiej zostawić opowiadanie pod ocenę innym. Ale z drugiej strony , źle bym się czół gdyby autor ucierpiał tylko dlatego, że nie chce mi się drążyć sedna historii. Więc przeczytałem opowiadanie jeszcze raz i wspomagany komentarzami użytkowników, którzy są bardziej przenikliwi niż ja :), stwierdzam, że opowiadanie jest dobre, ma głębię. Zlecenie Mefisto zadania przez archanioła , który chyba w własnej naiwności myślał, że skończy się to bez ofiar, jest ciekawym zabiegiem. Czasem potrzebujemy odpowiednich ludzi do diabelskiej roboty ;). Skoro po naszej stronie jest piekło i aniołowie, to ciekawe kto jest po stronie obcych;). Dorzucam nominację i pozdrawiam :).

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Witaj ponownie, Bardzie ;)

 

Naprawdę doceniam fakt, że dałeś tekstowi szansę, mimo że to niekoniecznie Twój rodzaj literatury. Tym bardziej jest mi miło, że dostrzegłeś w opowiadaniu coś wartościowego. A do tego jeszcze nominacja… naprawdę bardzo Ci dziękuję! :)

Skoro po naszej stronie jest piekło i aniołowie, to ciekawe kto jest po stronie obcych;).

Mam już koncepcję… ;) Muszę tylko najpierw uporać się z końcówką roku, a potem siądę do pisania kontynuacji ;)

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Cezarze, przyciągający tytuł, interesujący pomysł, konstrukcja tekstu i zaskakujący finał mimo wstawek o ponownym wczytywaniu systemu składają się na nietuzinkowe opko, zasługujące na wyróżnienie. Brawa! :)

Hej, Koalo :) 

 

Dziękuję za wizytę I bardzo miły komentarz;) Zwracam uwagę, że maczała w nim palce nakreślona przez Ciebie Wena… ;)

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

No, Cezary, pani Wena natchnęła Cię zacnym pomysłem i nie zmarnowałeś szansy. Opowiadanie przykuwa uwagę i choć opisany tok wydarzeń zdał mi się dość niejasny, by nie rzec dezorientujący, to w finale wszystko się wyjaśniło i mogę powiedzieć, że to była to lektura na tyle satysfakcjonująca, że postanowiłam udać się do nominowalni. :)

 

Mężczyzna obraca steka… → Mężczyzna obraca stek

 

Unosi kciuk ku górze i uśmiecha się do kobiety… → Czy dookreślenie jest konieczne? Czy mógł unieść kciuk ku dołowi?

 

ten upada i wywraca grilla. → …ten upada i wywraca grill.

 

wyszedł z kuchni nie oglądając się za siebie. → Czy dookreślenie jest konieczne? Czy mógł obejrzeć się przed siebie?

 

w wyrazie głębokiej konsternacji wpatrywał się w rozmówców. → …i z wyrazem głębokiej konsternacji wpatrywał się w rozmówców.

 

Czuł, że serce wali mu, jak oszalałe… → Zbędny zaimek.

 

nie raz próbowaliśmy, zawsze bezskutecznie. → …nieraz próbowaliśmy, zawsze bezskutecznie.

Zakłądam, że próbowali wielokrotnie.

 

uniformy z naszywkami, na których wyszyto nazwiska. → Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: …uniformy z plakietkami, na których wyszyto nazwiska.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć, Regulatorzy! ;)

 

Niezmiennie dziękuję Ci za łapankę! ;) Naniosłem prawie wszystkie sugerowane przez Ciebie poprawki. Zostało tylko nieszczęsne "oglądanie się za siebie". W takiej formie wyrażenie funkcjonuje dość powszechnie, plus po usunięciu końcówki zdanie kończyłoby się na "się", czego unikam jak ognia :) Jednocześnie, widzę, że dalej mam problem z biernikiem, ale obiecuję poprawę! ;)

 

Opisywane wydarzenia w oderwaniu od zakończenia rzeczywiście mogą być lekko dezorientujące, ale jednocześnie stanowią wskazówkę, że ze światem przedstawionym coś jest nie w porządku. Dlatego dobrze, że udało Ci się dobrnąć do końca, gdzie całość nabrała sensu ;)

 

W kwestii nominacji piórkowej… Brak mi słów, naprawdę. Dlatego napiszę tylko: dziękuję ;)

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Bardzo proszę, Cezarze, miło mi, że mogłam się przydać. :)

 

Zostało tylko nieszczęsne "oglądanie się za siebie". W takiej formie wyrażenie funkcjonuje dość powszechnie, plus po usunięciu końcówki zdanie kończyłoby się na "się", czego unikam jak ognia :)

Nie jestem zwolenniczką używania niezbyt niepoprawnych wyrażeń, nawet jeśli funkcjonują dość powszechnie. Czy w zdaniu: Anna przyjęła życzenia i uśmiechnęła się. – też unikałbyś zaimka zwrotnego na jego końcu? Owszem, można napisać: Anna przyjęła życzenia z uśmiechem. W Twoim przypadku można też napisać: …wyszedł z kuchni nie patrząc za siebie.

Niezależnie od wszystkiego, Cezarze, to jest Twoje opowiadanie i będzie napisane słowami, które uznasz za zajwłaściwsze. :)

 

Brak mi słów, naprawdę. Dlatego napiszę tylko: dziękuję ;)

Bardzo się cieszę, że sprawiłam Ci przyjemność i pozostaję z nadzieją, że – mimo chwilowego braku słów – znajdziesz ich jeszcze mnóstwo, aby napisać kolejne opowiadania. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Czy w zdaniu: Anna przyjęła życzenia i uśmiechnęła się. – też unikałbyś zaimka zwrotnego na jego końcu?

Tak. Utrwaliło mi się, że taka forma stanowi rusycyzm, więc unikam takich zapisów ;)

 

W Twoim przypadku można też napisać: …wyszedł z kuchni nie patrząc za siebie.

O, to brzmi bardzo dobrze! ;) Zmienione ;)

 

pozostaję z nadzieją, że – mimo chwilowego braku słów – znajdziesz ich jeszcze mnóstwo, aby napisać kolejne opowiadania. ;)

Oj tak, nie powiedziałem (napisałem?) jeszcze ostatniego słowa ;) Ale to już w 2025… ;)

 

Raz jeszcze dziękuję;) Wesołych Świąt! ;)

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Cezarze, cieszę się, że jesteś zadowolony z propozycji. :)

 

Oj tak, nie powiedziałem (napisałem?) jeszcze ostatniego słowa ;) Ale to już w 2025… ;)

Wiesz, że narażasz czytelników na próbę cierpliwości? Pocieszam się jednak, że zajęci atrakcjami nadchodzacy dni jakoś je przetrwamy. Rok 2025 jest już tak blisko! :D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Wiesz, że narażasz czytelników na próbę cierpliwości?

Ufam, ze zostanie im to wynagrodzone należycie ;) Pomysl juz mam, nawet spisany, więc pójdzie z górki… ;)

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Brzmi obiecująco. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

wink

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Cześć!

 

Wreszcie przeczytane, niezły pomysł, naprawdę dobrze napisane i ciekawe pomyślane. Dłuższy komentarz jutro.

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Hej, Krarze! Dzięki za lekturę i zajawkę komentarza ;) w takim układzie czekam na pełną wersję;)

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Hej, opowiadanie trzyma w napięciu (przynajmniej w pierwszej połowie), jest jednocześnie swego rodzaju rozprawką (bądź może formą przypowieści o aspektach niebiańskich i piekielnych, ta końcówka…).

Czuć lekki klimat zamknięcia czy izolacji, kiełkującą paranoję czy spiralę strachu. Bardzo sprawnie to pokazałeś, umiejętnie kreując świat oczami skacowanego – pozornie – imprezowicza, który podobno jest dowódcą, podobno ma kogoś ukarać i niezwykle karnie wykonuje rozkazy, bazując na jakiejś… supermocy? Cała sytuacja jest ciągle niejasna, widmo zagrożenia wisi nad bohaterami. Niewiele wiedziałem o pierwszej ofierze, a mimo to przejął mnie jej los (kolejna sprawa, to co ją faktycznie spotkało). Udane zarządzanie emocjami odbiorcy. Ciągle się też zastanawiam, co skłoniło bohatera do działania: strach, poczucie obowiązku, a może przekonanie o wojskowej przeszłości? Ciekawość rosła z każda kolejna sceną.

Wciąż jeszcze kminię, jak interpretować wizje, których doświadcza bohater: magiczna zdolność dowódcy czy też refleksja nad oceną człowieka na podstawie konkretnego zestawu informacji o nim (mniejsza o sposób uzyskania, dowódca zazwyczaj coś tam o każdym wie).

Wszystko to pokazujesz sprawnie i klimatycznie, niewiele tłumacząc, sprzedając czytelnikowi pewien scenariusz, co całkiem mi się podobało, bo było w czym tropić zamysł… aż dochodzimy do ostatniej sceny, kiedy to akcja przenosi się na nieco inną płaszczyznę (i kiedy niestety się zgubiłem). Dostajemy nieokreślone anioły i demony, nieokreślone zagrożenie z kosmosu w imię którego Mefisto jest gotów dopuszczać mniejsze zło, zwłaszcza, jak się sprzedaje.

Jak rozumiem bohater popełnił samobójstwo, a celem całej draki, poza kasą, było zdobywanie danych/informacji o tym, jak ludzie odróżniają prawdziwe wspomnienia od fantomowych, by mogli lepiej walczyć ze złem z kosmosu… Chyba, strzelam trochę, bo się zgubiłem w tym, a końcówka zrobiła się bardzo otwarta i nie chce się kleić z resztą tekstu. A może tag Absurd gra tu większa rolę niż zakładam? ;-)

Widziałem, że tekst jest nominowany do piórka, przeczytam jeszcze raz, poczytam komentarze (może coś istotnego przeoczyłem) i odezwę się jakoś w weekend.

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Cześć, Krarze! 

 

rozumiem bohater popełnił samobójstwo, a celem całej draki, poza kasą, było zdobywanie danych/informacji o tym, jak ludzie odróżniają prawdziwe wspomnienia od fantomowych, by mogli lepiej walczyć ze złem z kosmosu…

Dobrze rozumiesz ;)

 

Myślę, że dla zrozumienia opisanych wydarzeń poza sceną z Mefisto, kluczowa jest ostatnia wizja Kramera, gdy dotyka własnego ramienia.

 

Pozdrawiam;)

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Powiem Ci cezary_cezary, że wracałam do tego tekstu, próbując zrozumieć, co mnie w nim tak odrzuciło, skoro tak wielu ono zachwyciło. Poza tym lubię Twój styl, poczucie humoru i opowiadania i do tej pory czytałam je z przyjemnością, a tu taki zonk;.

No i w końcu chyba mam. Opowiadanie jest koszmarnie nierówne, jakby pisało je kilku autorów, o różnych umiejętnościach. Są kawałki napisane sprawnie, które wciągają i utrzymują zainteresowanie, a potem są bloki zgrzytów, hamujących i odrzucających. To wywołało u nie rozdrażnienie, bo jak tekst jest słaby, to jest, wskazuję błędy i tyle. Z kolei kiedy jest dobry, to mnie niesie, a tu odbywałam taką jazdę po stoku narciarskim, który co sto metrów miał pas gliny.

Dlatego w głosowaniu będę na NIE.

 

"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke

Witam ponownie, Ambush!

 

Tekst pisałem praktycznie na jedno podejście. Dotychczas wychodziły mi głównie teksty humorystyczne, a przynajmniej z elementami humorystycznymi i… prawdę mówiąc odnoszę wrażenie, że, pomimo stosunkowo dobrego ich odbioru, to raczej nie są to treści oczekiwane na forum.

 

Tutaj chciałem trochę poeksperymentować z formą i treścią, więc miałem świadomość, że opowiadanie może wzbudzić dość skrajne emocje. Chociaż przyznam, że raczej spodziewałem się tych negatywnych. Przyjmuję Twoją opinię z pokorą i postaram się wyciągnąć wnioski na przyszłość. 

 

Wyszedłem że strefy pisarskiego komfortu, a efekty okazały się dla jednych rewelacyjne, dla drugich beznadziejne. Cóż, życie.

 

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Cześć ponownie!

 

Przeczytałem komentarze, przeczytałem tekst jeszcze raz i zrozumiałem tyle, co za pierwszym razem. Pomimo sporego naprowadzenia i egzegezy, rozumiem ogólne przesłanie natomiast detale pozostają niejasne i przez to trochę niespójne. Całkiem klimatyczna ta niewiedza, bardzo sprawnie również napisana, ale pozostawia pewien niedosyt (Może zwyczajnie nie jest to mój target albo przeoczyłem coś na pierwszym planie). W samym zakończeniu dosyć sporo tłumaczysz, jakby chcąc ukazać zamysł, ale ono – właśnie przez to – robi wrażenie trochę oderwanego od reszty, uderza w inne tony. Piórkowo będę zatem na NIE.

 

Pozdrawiam!

 

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Hej, Krarze! 

 

Dzięki za ponowną wizytę I kolejne podejście do tekstu. Szkoda, że w ogólnym rozrachunku opowiadanie nie siadło.

 

Z tym zakończeniem, w zasadzie mógłbym napisać to samo, co w odpowiedzi na posta Ambush. Dla jednych czytelników było udane i dzięki niemu opowiadanie jako całość się spinało, dla innych dokładnie odwrotnie. Tak też bywa.

 

Pozdrawiam serdecznie!

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Siadło i całkiem się spodobało, zwłaszcza początek, w sumie cała droga bohatera trzymała w napięciu, podsycała ciekawość, nawet jeżeli w którymś momencie stało się przewidywalnie, to tylko by prędko multiplikować grozę sytuacji.

Tylko mam problem z zakończeniem, które nie do końca mi się klei i resztą tekstu (w szczególe, ogólną koncepcję chyba łapię, ale no właśnie, chyba), jak dla mnie zbyt ogólnikowo się z nim łączy. Może zabrakło jaskółek gdzieś w trakcie, może wplecenia bohaterów z końcówki gdzieś do środka, by tłumaczenia z samej końcówki nie były konieczne, albo chociaż nieco bardziej rozłożone, by czytelnik płynnie zmienił perspektywę.

Uważam tekst za naprawdę zacny i dobrze napisany, ale z racji zgrzytu (bądź niezrozumienia czegoś w końcówce) jednocześnie nie piórkowy (choć naprawdę niewiele brakuje, przynajmniej do mojego taka).

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

może wplecenia bohaterów z końcówki gdzieś do środka, by tłumaczenia z samej końcówki nie były konieczne, albo chociaż nieco bardziej rozłożone, by czytelnik płynnie zmienił perspektywę

Myślałem o tym, ale ostatecznie zdecydowałem się na taką konstrukcję, by czytelnik doznał na koniec lekkiego szoku poznawczego i musiał na nowo przestawić w głowie wszystkie sceny. Gdyby te elementy pojawiły się wcześniej, to nie byłoby szansy na nowe spojrzenie na całość, właśnie przez pryzmat zakończenia.

 

Ale oczywiście rozumiem Twoje wątpliwości i postaram się wyciągnąć wnioski na przyszłość.

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Hmm, a Chamuel to dlatego, że wyleciał z kościelnej listy i właściwie do tak do końca do nieba nie należy?

Zaskoczyłeś mnie, czułam, że tam jest coś mocno nie tak, ale takiego zakończenia ni cholery się nie spodziewałam ;) Czyli jak trwoga, to do Boga, ale jak trzeba działać, to spikniemy się z diabłem. W sumie ma to sens, choć chyba nie świadczy dobrze o ludzkiej kondycji. Ale też mamy w historii przykłady, że dla efektów sięgano po mocno kontrowersyjne metody. Z reguły guzik to dawało i jestem ciekawa, jaki będzie końcowy efekt, kiedy do dzieła zabierze się szatan.

Podobało mi się :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Przeczytałem już kilka dni temu i przez ten czas mocno się wahałem w piórkowym głosowaniu. Dalej się waham, ale uznałem, że – jak w sądzie – trzeba niepewne sytuacje rozstrzygać na korzyść nominowanego. Opowiadanie wciąga, podobała mi się zagadka fabularna, klimat niepewności i paranoi. Rozstrzygnięcie zagadki nie zwaliło mnie z fotela, ale na pewno nie jest też złe czy niepasujące.

Irko

 

Chamuel jest archaniołem zagubionych i pojawił się w tekście z tego względu, dla znaczenia symbolicznego. O tym, że wyleciał z listy nie wiedziałem, ale w sumie… pasuje też;)

 

Ale też mamy w historii przykłady, że dla efektów sięgano po mocno kontrowersyjne metody

Ano, cel uświęca środki…

 

Serdeczne dzięki za pozytywny feedback! ;)

 

Zygfrydzie

 

Bardzo mi miło, że tekst się podobał i go tak pozytywnie oceniasz ;) Dziękuję także za TAKa, szczególnie że nie była to dla Ciebie prosta decyzja ;)

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Czytałem niedługo po publikacji, nawet z przyjemnością, ale nie czułem się na siłach ułożyć wartościowego komentarza. Teraz wypadło mi wrócić z wpisem oceny piórkowej. Od razu mogę powiedzieć, że opowiadanie przeszło próbę czasu – dobrze zapamiętałem tematykę i główne wątki. Najpierw zręcznie wprowadzasz czytelnika w dezorientację, a potem stopniowo odsłaniasz warstwy położenia bohatera. Do końca nie pozwalasz złapać pełnej równowagi, nawet kiedy poznajemy już ideę symulatora decyzji moralnych kapitana statku i wydaje się, że będzie to kulminacja tekstu, zaraz kontrujesz spostrzeżeniem, iż udział w takim eksperymencie i odkrycie prawd o sobie mogłoby być nie do zniesienia dla obiektu badań.

Jeżeli chodzi o minusy, miałem wrażenie pewnej niespójności pomiędzy scenami – trudno mi było uwierzyć, że postać z pierwszych akapitów, rozbrajająco niepewna w rozmowie z podwładną, jest tą samą, która niewiele dalej wygląda na wojskowego brutala terroryzującego załogę. A zakończenie pewnie łatwiej byłoby wymienić niż naprawiać na żywym tekście: entourage laboratoryjnych testów etycznych sprawdzających, czy gość nadaje się na szefa długotrwałej misji kosmicznej, byłby zupełnie wystarczający. Można byłoby nawet pozostawić wątpliwość, czy poderżnął sobie gardło zrozpaczony własną postawą etyczną, czy raczej tym, że ewidentnie zawalił egzamin – a może wręcz liczył na to, że gest samobójczy odbędzie się tylko w ramach symulacji i jakoś odkupi nim swoje błędy? Tymczasem wprowadzenie na koniec aniołów, demonów i najeźdźczych kosmitów, których obecności chyba nic w głównej części fabuły nie sugerowało, moim zdaniem nie dodaje żadnej wartości.

Gdzieniegdzie widoczne błędy interpunkcyjne, zdaje się, że głównie w postaci niewydzielonych zdań podrzędnych:

O tym, że impreza musiała wymknąć się spod kontroli, wiedział już wcześniej

Roztropnie polecił wszystkim założenie uniformów, więc przynajmniej miał napisane czarno na białym, jak kto się nazywa.

Tyle procedur, tyle obostrzeń, a ja nawet nie pamiętam, na czym polegała misja

Nerwowo otwierał kolejne szuflady, aż znalazł to, czego szukał.

Miejscami zatrzymywały mnie też inne kwestie redakcyjne:

załączone były wyjątkowo precyzyjne instrukcje, które należało procedować. Na dowódcy misji, którym najwyraźniej był Kramer, spoczywał obowiązek wytypowania osoby, która weźmie na siebie odpowiedzialność.

Mężczyzna obraca stek, jest pięknie zarumieniony z jednej strony.

Mężczyzna czy stek jest zarumieniony? Poza tym nieco dziwny rym.

 

Piórkowo po dużych rozterkach na TAK, bo jednak znacznie łatwiej naprawić takie wady niż podrobić takie zalety.

Pozdrawiam ślimaczo!

Cześć, Ślimaku!

 

Serdecznie dziękuję Ci za wizytę, komentarz oraz głos na TAK!

 

Z ogromną satysfakcją przyjąłem Twoje uwagi o charakterze pozytywnym, ale przede wszystkim jestem wdzięczny za wskazanie tych elementów, które nie do końca zagrały. Usterki językowe poprawię jutro, jak będę przy komputerze. EDIT:  poprawione!

 

trudno mi było uwierzyć, że postać z pierwszych akapitów, rozbrajająco niepewna w rozmowie z podwładną, jest tą samą, która niewiele dalej wygląda na wojskowego brutala terroryzującego załogę

Przewrotnie napiszę, że ten element miał na celu dezorientację czytelnika. Kramer ma zaszczepiony implant, nie wszystko co robi i widzi jest prawdziwe, albo przez niego zamierzone.

 

Tymczasem wprowadzenie na koniec aniołów, demonów i najeźdźczych kosmitów, których obecności chyba nic w głównej części fabuły nie sugerowało, moim zdaniem nie dodaje żadnej wartości.

O tym już trochę pisałem przy okazji wcześniejszych komentarzy. Zakończenie jest osadzone w tekście o tyle, że pozwala (a przynajmniej tak zakładałem) spojrzeć na wydarzenia z udziałem Kramera z innej perspektywy. Jako szczura laboratoryjnego stanowiącego maleńki trybik w rozgrywkach istot wyższych, których prawdziwe intencje niekoniecznie muszą pokrywać się z tzw. wersją oficjalną.

 

Jednak krytyczne komentarze części czytelników (w tym Twój) dotyczące zakończenia stanowią dla mnie cenną wskazówkę i pokazują, że przede mną jeszcze wiele nauki w zakresie budowania fabuły.

 

Pozdrawiam serdecznie i raz jeszcze dziękuję!

 

 

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Cześć!

 

Jak ja się cieszę, że ten tekst jednak dostał piórko. Biłem się z myślami, finalnie byłem na NIE, ale bardzo jestem rad, że wystarczająca ilość lożan była innego zdania. Są teksty, kiedy od razu wiem, że będę na tak, są i takie, kiedy natychmiast wiem, że będę na nie. Z tym było trudniej, ale – na szczęście – konfiguracja dziewięciu osób zrobiła swoje. Gratulacje z okazji opierzenia, owocnego lożowania no i kolejnych – przynajmniej równie dobrych – tekstów.

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Brawa! :)

Pecunia non olet

Krarze

 

Dzięki za dobre słowa! ;] W głosowaniu Loża była “murem podzielona”, ale szczęśliwie miałem dużo punktów od Dyżurnych ;] W ostatnim czasie popełniłem prequel do opowiedzianej tu historii, tym razem biorąc sobie do serca m.in. Twoje uwagi o konieczności lepszego osadzenia zakończenia w treści opowiadanej historii. 

 

Bruce

 

Dziękuję serdecznie ;]

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

yessmiley

Pecunia non olet

Kibicowałam tekstowi i uważam, że jest to tekst, który pamięta się po czasie, a jednocześnie z przyjemnością można do niego wrócić. :) 

Piórko jak najbardziej! 

Kibicowałam tekstowi i uważam, że jest to tekst, który pamięta się po czasie, a jednocześnie z przyjemnością można do niego wrócić. :) 

Piórko jak najbardziej! 

heart

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Cześć!

Pętla czasowa to wdzięczny motyw, ale dość trudny w wykonaniu i moim zdaniem, tutaj nie zadziałał. Sam wątek niepamiętania imprezy i odkrywania stopniowo, że wszyscy w okolicy to przestępcy był w porządku, ale zabrakło tu jakiegoś zamknięcia, wniosków, puenty, rozwoju bohaterów. Dania i głównemu bohaterowi, i czytelnikowi jakichś wskazówek, co się dzieje i o czym właściwie jest ta opowieść.

Nie bardzo rozumiem też końcówkę i nie wiem, jak ma się ona do reszty tekstu. Wspominasz o odróżnianiu fantomowych wizji od rzeczywistości, ale nie tłumaczysz w żaden sposób, czy ktokolwiek naprawdę jest przestępcą, czy to wszystko to podpucha, czy na czym to właściwie polega.

Podsumowując, nie zadziałało coś w warstwie logiki, choć za całością widać pomysł. Trzymam kciuki za kolejne próby!

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Hej, Verus!

 

Dzięki za opinię. 

 

 odkrywania stopniowo, że wszyscy w okolicy to przestępcy był w porządku

Ależ nigdzie nie jest napisane, że wszyscy w okolicy to przestępcy.

 

zabrakło tu jakiegoś zamknięcia, wniosków, puenty, rozwoju bohaterów.

Ta historia nie dotyczy pozostałych członków załogi, a mieszania w percepcji Kramera oraz kwestionowania rzeczywistości. Pozostałych bohaterów celowo sprowadziłem do roli rekwizytów.

 

Nie bardzo rozumiem też końcówkę i nie wiem, jak ma się ona do reszty tekstu. Wspominasz o odróżnianiu fantomowych wizji od rzeczywistości, ale nie tłumaczysz w żaden sposób, czy ktokolwiek naprawdę jest przestępcą, czy to wszystko to podpucha, czy na czym to właściwie polega.

Do tego już się odnosiłem przy kilku wcześniejszych komentarzach, więc ewentualnie odsyłam tam ;]

 

Raz jeszcze, dzięki!

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Cześć, Cezary!

 

Na wstępie gratuluję piórka!

Pierwsza połowa bardzo mnie wciągnęła. Jest napisana lekko i budzi ciekawość. Później dostajemy pętlę i wtedy zacząłem trochę biegać wzrokiem po tekście – pewne bloki tekstu były takie same, stąd chciałem jak najszybciej przebrnąć i dowiedzieć się co i jak. I na końcu w sumie nie wiem XD tzn. to jest ciekawie pomyślane, ale wyjaśnienia i końcówka chyba nie do końca do mnie trafiły.

Natomiast bawiłem się przy tym bardzo dobrze, co jest już chyba Twoją wizytówką ;)

 

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Heja, Krokusie!

 

Dzięki, że zajrzałeś! Super, że były elementy, które się spodobały i wciągnęły ;]

 

I na końcu w sumie nie wiem XD tzn. to jest ciekawie pomyślane, ale wyjaśnienia i końcówka chyba nie do końca do mnie trafiły.

Czyli muszę ograniczyć eksperymentowanie z zakończeniami, zanotowałem ;]

 

Natomiast bawiłem się przy tym bardzo dobrze

I to jest w sumie najważniejsze ;] 

 

co jest już chyba Twoją wizytówką ;)

Weź, bo się zarumienię… :D

 

Dzięki raz jeszcze! 

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Zaraz po przeczytaniu miałem wątpliwości, czy to jest SF. No bo Mefistofeles i Michał. Ale skoro to jest jakaś symulacja, to może te anioły, których istnienie niektórzy przeczuwają, są rzeczywiste i pracują w jakiejś korporacji testującej matrix. 

Nie za bardzo zrozumiałem, dlaczego “jeżeli ludzie nie będą w stanie odróżniać prawdziwych wspomnień od fantomowych wizji, to przegrają jeszcze przed pierwszym wystrzałem”. Obrona przed jakim zagrożeniem z kosmosu, wymaga takiej umiejętności rozróżniania? Pytań jest więcej. Widzę, że wrzuciłeś kontynuację, może ona da odpowiedzi. 

Bardzo fajnie się czytało. Gratuluję piórka!

Cześć, AP! 

 

Dzięki za wizytę i dobre słowo ;]

 

Nie za bardzo zrozumiałem, dlaczego “jeżeli ludzie nie będą w stanie odróżniać prawdziwych wspomnień od fantomowych wizji, to przegrają jeszcze przed pierwszym wystrzałem”. Obrona przed jakim zagrożeniem z kosmosu, wymaga takiej umiejętności rozróżniania?

W dużym uproszczeniu: kosmici są w stanie wywoływać u nas fałszywy odbiór rzeczywistości, roboczo jest to nazwane właśnie fantomowymi wizjami. Trochę jest to wyjaśnione w kolejnym opowiadaniu (czyli technicznie prequelu dla tej historii), ale więcej zamierzam napisać w trzecim i ostatnim. Tylko jeszcze nie wiem, kiedy znajdę na to czas…

 

Gratuluję piórka!

Dziękuję ;]

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Hej, Cezary.

Wziąłeś w obroty ciekawy temat, choć nie nowy, a nawet przemielony już setki razy. Chyba jednym z ciekawiej zrealizowanych jest “Ślepowidzenie” Petera Wattsa, ale nawet ja, fan zagmatwanej psychologii, strasznie się książką umęczyłem. 

To trudne tematy i nie Tobie pierwszemu nie udało się ich udźwignąć. Strona psychologiczna leży, jak sama misja. Nie rozumiem dlaczego zrównałeś swoich bohaterów z poziomem zwykłych tępaków. Ok. Jest pomysł, że nie pamiętają ostatnich dni, a ostatecznie nawet samej misji, ale nie robią też nic, opórcz okrasznych wugaryzmami rozkładania bezradnie rąk, aby czegokolwiek się dowiedzieć. Chociażby kierując się rytynowym postępowaniem czy standadrowymi działaniami w przypadku takich misji. Są przecież liderami, wyjątkowymi jednostkami. W końcu na kilkuosobową misję nie posyła się tłuszczy, która płynie z mainstreamem, tylko jednostki odpowiednio predysponowane. Owszem, ktoś może powiedzieć, że właśnie takich przeciętniaków ktoś wysłał, ale to nie byłoby logiczne, więc chciałbym mieć jakoś umotywowane to w tekście.

Zresztą, mam wrażenie, że skończyło się u Ciebie na pomyśle, a później nie bardzo wiedziałeś już jak, albo nie bardzo Ci się chciało wiarygodnie go wykończyć. Stąd mamy fabułę mocno idącą na skróty:

O tym, że impreza musiała wymknąć się spod kontroli, wiedział już wcześniej, ale że w jej trakcie popełniono poważne przestępstwo, za które przewidziano karę śmierci podlegającą natychmiastowemu wykonaniu…

O karze śmierci mówiło się dawno temu, wiele Państw od niej odeszło. Od zawsze jest to kontrowersyjny i złożony temat, który ty zamykasz w jednym zdaniu “poważniego przestępstwa” i natychmiastowym wykonaniu. Ciężko byłoby pójść jeszcze bardziej na skróty.

Z lakonicznej wiadomości nie wynikało, co konkretnie się stało, ale załączone były wyjątkowo precyzyjne instrukcje, które należało procedować. Na dowódcy misji, a najwyraźniej był nim Kramer, spoczywał obowiązek wytypowania kozła ofiarnego. Kolejnym krokiem miało być natomiast skierowanie jej do komory eutanazyjnej w celu wykonania kary śmierci.

Lakoniczna wiadomość i człowiek, który żyje tylko z piątką innych osób na pokładzie podczas misji, z którą się zżył, chcąc, czy nie chcąc, ma teraz, bez podania przyczyny “wytypować kozła ofiarnego i skierować go do komory eutanazyjnej”. Mam wrażenie, że w ogóle nie zastanowiłeś się na tym, co napisałeś. Wyobraź sobie, Cezary, że przychodzi do Ciebie ktoś władny i wiedząc, że nie grożą Ci praktycznie żadne konsekwencje jeśli nie wykonasz polecenia, każde Ci wysłać natychmiast do komory śmierci jednego z sąsiadów. Ja wiem, że prawie w każdym opowiadaniu ktoś ginie, ale jakieś minimum realizmu trzeba spełniać, żeby opowiadanie było wiarygodne. 

W pobocznych wątkach też go brak. Chociażby reakcja Briggs na słowa dowódcy, który odkrył, co się stało:

– Skąd ty?… – syknęła. – Te dane miały być tajne, obiecywali nam świeży start! Jeżeli komukolwiek o tym powiesz… Komukolwiek – przeliterowała. – Zniszczę cię. Słyszysz? Zniszczę.

Dlaczego miałaby go zniszczyć? Człowieka, który trwa z nią na misji. Nawet gdyby o tym komuś powiedział. Pewnie, to było traumatyczne przeżycie i na pewno nie chciała o tym mówić, skoro nikt nie wiedział, ale takie słowa wypowiadają ludzie w sytuacjach zagrożenia. A jakie ona miałaby mieć po wyjawieniu tej tajemnicy?

 

Twoje opowiadanie to także kolejne piórkowe “retro SF”. Mamy więc:

Kramer chciał pociągnąć temat, ale kątem oka dostrzegł na ekranie komputera powiadomienie sygnalizujące nową wiadomość. Podszedł do urządzenia, najechał kursorem na odpowiednią ikonę i przeczytał ostrzeżenie, że treść jest przeznaczona wyłącznie dla niego.

Ekrany komputera, ikony, kursory, nie brzmi to jakoś specjalnie futurystycznie.

Błysk. Wsiadają do taksówki, kierują się do najbliższej komendy policji. Błysk. Pomieszczenie jest małe, obskurne i pachnie tanimi papierosami. Policjant przyjmuje zgłoszenie. Błysk.

Już teraz praktycznie nigdzie nie można palić w miejscach publicznych. To nawet nie jest retro SF, a cofanie się w czasie.

Podsumowując, nie jestem usatysfakcjonowany lekturą. Potraktowałeś pomysł po łepach, uproszczona psychologia, brak wiarygodnyh powodów czegokolwiek. Masz kilka osób, które straciły pamięć, ale niewiele z tego na końcu wynika. 

Pozdrawiam.

 

Cześć, Darconie! 

 

Przykro mi, że tekst nie sprostał Twoim oczekiwaniom, ale myślę, że po części wynika to z faktu, że szukałeś innych treści, niż ja planowałem przekazać. Przede wszystkim, wydarzenia dzieją się po części w symulacji, dobór współpasażerów jest podyktowany wyłącznie celami badawczymi, nie ich znaczeniem dla "misji". 

 

Niemniej, przyjmuję Twoje uwagi z pokorą i postaram się wyciągnąć wnioski na przyszłość.

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Nowa Fantastyka