
Co stworzyłem, to stworzyłem. Wy oceńcie.
Co stworzyłem, to stworzyłem. Wy oceńcie.
Kramer otworzył oczy, czuł tępy ból na wysokości skroni. Nie pamiętał, co konkretnie działo się poprzedniego wieczoru, ale z pewnością było na ostro. Szybki rzut okiem po najbliższym otoczeniu utwierdził go w przekonaniu, że balanga musiała wymknąć się spod kontroli. Dowództwo pewnie miałoby im za złe takie bezmyślne marnotrawstwo zapasów i energii. Mimo to, zorganizowanie niewielkiej imprezy pożegnalnej wydawało mu się właściwe. Jego zdaniem drobne odstępstwo od protokołu nie powinno stanowić wielkiego problemu, ostatecznie misja zakończyła się sukcesem i w dodatku bez żadnych ofiar. O prowiant i powietrze też nie musieli się już martwić, do dotarcia na orbitę zostały im tylko dwa dni. Dwa cholerne dni i będą mogli wrócić do rodzin, przyjaciół, normalnego życia. Wreszcie, pomyślał.
Nie można też zapominać o drobnym, aczkolwiek niezwykle istotnym fakcie, ktoś zatwierdził alkohol na pokładzie, więc zakładano, że będzie spożywany.
Mimo to Kramer czuł, że coś nie jest w porządku. Miał dziury w pamięci, które nie obejmowały wyłącznie wydarzeń z imprezy, ale dobrych kilkanaście ostatnich dni. Co szczególnie dziwne, umykały mu nawet szczegóły misji, a przecież przygotowywał się do niej od dwóch lat, przynajmniej tak to zapamiętał.
Mężczyzna dalej leżał na pryczy, gdy do kajuty weszła kobieta o azjatyckiej urodzie i długich, kruczoczarnych włosach. Na nosie miała okulary, po ubiorze wywnioskował, że musiała należeć do sekcji informatycznej. Kobieta przez chwilę wpatrywała się w Kramera, jakby brakowało jej słów, by zagaić rozmowę, więc ten postanowił przejąć inicjatywę.
– Dzień dobry – powiedział. – Tobie też dają się we znaki trudy wczorajszego wieczora?
– Wczorajszego?… – W tym momencie spostrzegła zalegające puste butelki po rozmaitych alkoholach. – No, tak… Rzeczywiście…
– Nie przejmuj się tak, mnie też dosłownie rozsadza głowę – zaśmiał się nonszalancko. – Powiedz mi…
– Jones – dokończyła, widząc wahanie w jego oczach.
– Jak już mówiłem, powiedz mi, Jones, bo widzisz, mam takie dziwne uczucie, jakbym całkiem sporo rzeczy zapomniał. I to wykraczających daleko poza wczorajszy wieczór. Jakkolwiek absurdalnie to zabrzmi, w żaden sposób nie mogę sobie przypomnieć, na czym właściwie polegała nasza misja.
– Nie znam szczegółów, ja tu tylko sprzątam. – Uśmiechnęła się ponuro.
Kramer chciał pociągnąć temat, ale kątem oka dostrzegł na ekranie komputera powiadomienie sygnalizujące nową wiadomość. Podszedł do urządzenia, najechał kursorem na odpowiednią ikonę i przeczytał ostrzeżenie, że treść jest przeznaczona wyłącznie dla niego.
– Przepraszam cię najmocniej, Jones, ale muszę to odebrać. Dowództwo najwyraźniej przesłało mi pilną wiadomość, taką z gatunku tajnych – wyjaśnił.
– Jasne. I tak już się zbierałam do wyjścia.
*
Kramer raz za razem czytał treść wyświetlaną na ekranie, ale z każdym kolejnym podejściem miał wrażenie, że rozumie coraz mniej. O tym, że impreza musiała wymknąć się spod kontroli, wiedział już wcześniej, ale że w jej trakcie popełniono poważne przestępstwo, za które przewidziano karę śmierci podlegającą natychmiastowemu wykonaniu… Tak, to było coś zupełnie nowego. Mężczyzna wytężył umysł, usiłując przypomnieć sobie cokolwiek, jednak bezskutecznie.
Z lakonicznej wiadomości nie wynikało, co konkretnie się stało, ale załączone były wyjątkowo precyzyjne instrukcje, które należało procedować. Na dowódcy misji, a najwyraźniej był nim Kramer, spoczywał obowiązek wytypowania kozła ofiarnego. Kolejnym krokiem miało być natomiast skierowanie jej do komory eutanazyjnej w celu wykonania kary śmierci.
Mamy na pokładzie komorę eutanazyjną? Co tu się odpierdala?, pomyślał.
*
Kramer przez interkom wezwał wszystkich członków załogi do pokoju odpraw i teraz przyglądał im się uważnie. Przy blatach siedziało pięć osób: dwie kobiety i trzech mężczyzn. Roztropnie polecił wszystkim założenie uniformów, więc przynajmniej miał napisane czarno na białym, jak kto się nazywa.
– Zastanawiacie się pewnie, dlaczego was tu wezwałem? – Odpowiedziały mu skinienia głów. – Jak wszyscy pamiętacie, albo przynajmniej podejrzewacie, wczorajsze „świętowanie” nie umknęło uwadze góry. Nie będę owijał w bawełnę, jest źle.
Jedna z rąk uniosła się zupełnie, jakby należała do ucznia szkoły podstawowej. Właściciel kończyny, mężczyzna nazwiskiem Stephens, zapytał:
– Jak źle?
– Kurewsko źle – odpowiedział Kramer. – Miał też miejsce pewien… Incydent… Ufam, że winowajca zechce się teraz przyznać, to oszczędzi nam wszystkim kłopotu.
Nikt nie odpowiedział, zamiast tego każdy z obecnych w pomieszczeniu unikał wzroku dowódcy, jakby ten miał ich poparzyć, albo zrobić coś jeszcze gorszego.
– Nikt? Naprawdę? No, dobra, w takim razie góra wyceni szkody i obciąży wszystkich solidarnie, jak sobie chcecie – powiedział dowódca. – Muszę jednak przyznać, że jestem lekko rozczarowany taką niekoleżeńską postawą.
– A co tak właściwie się stało? – zapytała blondynka podpisana jako „Briggs”. – Zniszczenia, wyciek informacji, niestosowne zachowanie?
– To nieistotne – odparł Kramer. – Nastąpiło poważne naruszenie protokołu i tylko tyle musicie wiedzieć. Za to sprawca… Sprawca doskonale wie, co zrobił. Dam wam teraz godzinę na przemyślenie sprawy. Jak do tego czasu nikt się nie przyzna…
– Jedno mnie zastanawia, przecież na statku jest monitoring, nie można po prostu sprawdzić, co się wydarzyło i po temacie? – zapytał Stephens.
Na te słowa Kramer jedynie westchnął. Po kilku ciągnących się nieznośnie sekundach wewnętrznej walki w końcu powiedział:
– Nie mam wystarczających uprawnień, więc nikt z góry nie autoryzuje przesłania mi nagrań, jeżeli w ogóle cokolwiek zostało utrwalone. – Ponownie westchnął. – Jedna godzina, to wszystko na teraz. Możecie się rozejść.
*
Pomimo upływu wyznaczonego czasu nikt się nie zgłosił, ale nie było to dla Kramera żadnym zaskoczeniem. Stwarzało jednak realny problem, z którym musiał się teraz zmierzyć, czyli konieczność wytypowania jednej osoby do odbycia kary. Niestety nie znał zbyt wielu szczegółów z życia innych członków załogi, ponieważ polityka misji nakazywała wstrzemięźliwość w opowieściach dotyczących życia prywatnego. Oficjalnie miało to pomóc w skupieniu się wyłącznie na realizacji celów misji. Oficjalnie.
Zabawne, pomyślał. Tyle procedur, tyle obostrzeń, a ja nawet nie pamiętam, na czym polegała misja, którą rzekomo tak doskonale wypełniliśmy.
Mężczyzna wyszedł ze swojej kajuty i udał się wprost do kuchni. Tam zastał Briggs, która była w trakcie przygotowywania posiłku dla całej załogi.
– Lubisz swoją pracę? – zapytał prosto z mostu.
– Tak.
– Chciałbym cię o coś zapytać.
– Wal.
Kramer podszedł bliżej i położył dłoń na ramieniu Briggs. Zanim zdążył otworzyć usta, powietrze niespodziewanie zafalowało, niczym rozstrojony odbiornik telewizyjny z końcówki dwudziestego wieku. Wizję wypełniły rozbłyski, fonię trzaski. Mężczyzna złapał się za uszy i wydarł na cały regulator.
Błysk. Typowy amerykański ogród, rodzina urządziła grilla, wszystko czarno–białe. Błysk. Mężczyzna obraca pięknie zarumieniony stek. Unosi kciuk i uśmiecha się do kobiety, którą jest Briggs. Błysk. Żona odwzajemnia uśmiech, jest ubrana w letnią, zwiewną sukienkę. Podbiega do niej mała dziewczynka i przytula się do nogi. Błysk. Briggs upada na ziemię i przytula córkę, śmieją się razem. Błysk. Do ogródka szybkim krokiem wchodzi dwóch mężczyzn, są uzbrojeni. Błysk. Oddają pięć strzałów w kierunku mężczyzny, ten upada i wywraca grill. To była egzekucja. Błysk. Kobieta zasłania własnym ciałem dziewczynkę. Napastnicy podchodzą bliżej i wyciągają broń w jej kierunku. Błysk.
Kramer padł na podłogę, jak rażony prądem. Zimny pot ściekł mu po czole i napłynął do oczu, a oddech niebezpiecznie przyspieszył.
– Zawsze czułam, że cię pociągam, ale żeby aż tak? – zachichotała Briggs.
– Ja… Ty… Twoja rodzina, grill. Ja wszystko widziałem – wymamrotał Kramer.
Kobieta momentalnie zesztywniała. Spojrzała na przełożonego z mieszanką przerażenia i niedowierzania w oczach.
– Skąd ty?… – syknęła. – Te dane miały być tajne, obiecywali nam świeży start! Jeżeli komukolwiek o tym powiesz… Komukolwiek – przeliterowała. – Zniszczę cię. Słyszysz? Zniszczę.
Powiedziawszy to, bez słowa wybiegła z kuchni zostawiając wstrząśniętego Kramera, który dalej nie wstał z podłogi.
*
– Wszystko w porządku, szefie? – zapytał Norris i wyciągnął rękę w kierunku Kramera.
– Tak, w należytym – odpowiedział. – To nie będzie potrzebne, sam wstanę.
– Co tu się właściwie stało? W przejściu mijała mnie Briggs, wyglądała na wstrząśniętą. – Spojrzał wymownie w kierunku dowódcy, gdy nie doczekał się odpowiedzi, kontynuował: – Tu chodzi o ten incydent z wczoraj? Ona jest winna?
– To sprawa między mną a Briggs – odburknął Kramer.
Kilka dłuższych chwil minęło, zanim którykolwiek z mężczyzn ponownie się odezwał. Jednak żaden nie opuścił pomieszczenia, jakby wyczekując na ruch domniemanego przeciwnika. Dowódca zawiesił wzrok na nożu kuchennym pozostawionym przez pokładową kucharkę, po czym otaksował spojrzeniem Norrisa.
Czy pierwszy dosięgnę ostrza? A może w ogóle nie ma takiej potrzeby?, pomyślał.
– Wiesz, szefie, rozumiem, że negatywna atmosfera wszystkim się udziela, ale nie ma powodu żeby skakać sobie do gardeł – powiedział Norris, po czym wzruszył ramionami. – Nie chce szef mówić, to nie będę naciskał. Jakbym był potrzebny, to znajdzie mnie szef w pomieszczeniu laboratoryjnym.
Powiedziawszy to, wyszedł z kuchni nie patrząc za siebie. Kramer jedynie powiódł za nim wzrokiem.
*
Stephens i Jones ściszyli głosy, gdy spostrzegli, że dowódca szybkim krokiem wchodzi do siłowni. Ich zachowanie nie umknęło uwadze Kramera.
– O czym rozmawialiście?
– O niczym ważnym… – odpowiedziała kobieta.
Kramer jako jedyny członek załogi odbył w przeszłości prawdziwe szkolenie wojskowe. Dorobił się nawet stopnia podpułkownika, więc wiedział jak wzbudzić strach u podwładnych samą postawą i spojrzeniem. Dotychczas nie miał okazji do pokazania swoich umiejętności w praktyce, ale czuł, że ten właśnie moment nadszedł. Jeżeli nie uzyska jakichś wyjaśnień, istnieje duże ryzyko, że całą misję szlag trafi.
– My… – wyjąkał Stephens. – My właśnie wymienialiśmy się wspomnieniami ostatniego wieczoru…
– Jakieś wnioski?
– Mamy bardzo dużo luk w pamięci, to nie jest normalne. – Spuścił głowę.
– Właściwie, to nie pamiętamy nawet żadnej imprezy – dodała Jones. – A przecież wszędzie leżą porozrzucane puste butelki po alkoholu. Niech pan pomyśli, skąd one się w ogóle wzięły na pokładzie? Wytyczne misji były w tym zakresie całkiem jasne. Żadnego alkoholu ani środków odurzających!
– Też o tym myślałem – zaczął niepewnie Kramer. – Może to była jakaś forma nagrody za wykonaną misję? Góra mogła przecież zdalnie otworzyć…
– To też jest dziwne – przerwał mu Stephens. – Bo żadnych szczegółów misji nie pamiętamy. Pan podobno też nie.
– Chwilę temu pytałam o to Briggs, ona także ma luki w pamięci, podobnie zresztą Norris. Mówiąc szczerze, trochę mnie to wszystko przeraża…
– A ten… Jak mu tam było? – Kramer spojrzał pytająco na towarzyszy, ale w ich oczach dostrzegł niezrozumienie. – No, ten trzeci facet. Kurwa mać, zupełnie wyleciało mi z głowy jego nazwisko.
– Szefie? Pan się dobrze czuje? Trzeci facet, znaczy pan? – dopytywała Jones.
– No przecież o siebie bym nie pytał! Bądźmy poważni, do cholery! Wcześniej, w pokoju odpraw, była nas szóstka, więc gdzie…
– Z panem była nas piątka – wtrącił Stephens.
– Jak piątka, jak…
Dowódca urwał w połowie zdania i z wyrazem głębokiej konsternacji wpatrywał się w rozmówców. Czuł, że serce wali, jak oszalałe, a oddech niebezpiecznie przyspiesza. Zrobił niepewny krok do przodu i oparł rękę na ramieniu Jones.
Błysk. Obskurna stacja benzynowa na jakimś zadupiu. Błysk. Podjeżdża pordzewiały samochód, tablica rejestracyjna jest niewyraźna, jakby wymazana czymś gęstym i lepkim. Błysk. Kobieta wysiada z pojazdu i szybkim krokiem zmierza w stronę wejścia do budynku. Błysk. Podchodzi do kasy i wdaje się w kłótnię z ekspedientem, najpewniej go zna. Błysk. Kobieta wyciąga rewolwer i strzela mężczyźnie między oczy. Gdy ten leży na podłodze, padają jeszcze dwa strzały. Błysk.
Tym razem Kramer nie był już tak zaskoczony, jak w przypadku poprzedniej wizji.
Czy wszyscy uczestnicy misji brali udział w strzelaninach?, pomyślał. Po chwili jednak w pełni dotarło do niego, co właściwie zobaczył. Jones nie była ofiarą, tylko napastnikiem. Morderczynią.
– Jones…
– Tak?
– Chodź ze mną, tylko szybko, sprawa jest bardzo poważna. Stephens, a ty zamknij się w swojej kajucie i czekaj na dalsze polecenia. Z nikim po drodze nie rozmawiaj. Słyszysz mnie? Z nikim! – wysyczał.
– Tak jest!
Biegli korytarzem, po drodze mijając kajuty załogi, aż dobiegli do dużego pomieszczenia, z którego był dostęp do mostka kapitańskiego, jak zawsze zamkniętego na cztery spusty. Wytyczne misji jedynie lakonicznie tłumaczyły ten stan rzeczy względami bezpieczeństwa.
– Wyjaśni mi pan, co się dzieje? Dlaczego tutaj jesteśmy? Przecież nie przejdziemy przez te drzwi, nieraz próbowaliśmy, zawsze bezskutecznie.
– Tym razem będzie inaczej, otrzymałem niezbędną autoryzację – powiedział Kramer, po czym podszedł do konsoli i wpisał odpowiednie komendy.
Niewielka skrzynka przy samych drzwiach uchyliła się jak na zawołanie, w środku był ekran z czerwonym zarysem ludzkiej dłoni. Dowódca podszedł bliżej i przyłożył własną. Wyświetlacz zamigotał i zmienił kolor na zielony. Po niecałej sekundzie blokada do mostka kapitańskiego została zwolniona.
– Idź pierwsza. Jakby coś się zablokowało, to będę mógł znowu otworzyć.
– Okej – powiedziała Jones, a następnie przeszła przez drzwi.
Z żalem w oczach Kramer podszedł do terminala i wstukał komendę.
URUCHOMIĆ KOMORĘ EUTANAZYJNĄ.
@
ZAKOŃCZONO WPROWADZANIE ZAKTUALIZOWANYCH DANYCH – NASTĘPUJE PONOWNA KALIBRACJA USTAWIEŃ SYSTEMOWYCH – PONOWNA KALIBRACJA ZAKOŃCZONA – SYSTEM PONOWNIE SIĘ WCZYTUJE – BIP… BIP… BIP…
*
Jeszcze zanim Kramer otwiera oczy, zalewa go fala nieznośnego bólu w okolicy skroni. Usiłuje wstać z pryczy i po omacku zrobić kilka kroków, ale potyka się o zalegającą na podłodze butelkę i pada jak długi.
– Kurwa mać! – klnie siarczyście. – Skąd tutaj?…
– Nie pamięta pan? – wtrąca Azjatka w czarnych włosach. – Świętowaliśmy zakończenie misji i trochę nas wszystkich poniosło…
– Zakończenie? Misji? – powtarza bezmyślnie Kramer. – Ach, rzeczywiście! Wybacz mi…
– Jones – kończy kobieta.
– Wybacz mi, Jones. Rzeczywiście wczoraj przesadziliśmy, a teraz zbieram tego plony.
Chce powiedzieć coś jeszcze, gdy na ekranie komputera dostrzega powiadomienie. Najwyraźniej dowództwo misji wysłało mu coś ważnego. Nie zważając na obecność podwładnej, odczytuje treść wiadomości przychodzącej i aż się krztusi.
– Aż takie dobre nowiny? – pyta Jones.
– Nie, nie, nic z tych rzeczy – zaprzecza. – To tylko skutki wczorajszego – śmieje się nerwowo. – A skoro już o tym mowa, poinformuj proszę pozostałych, że za trzydzieści minut będę miał ważne ogłoszenie w pokoju odpraw.
– Nic z tych rzeczy… – powtarza z przekąsem kobieta. – Oczywiście, dam wszystkim znać.
*
Kramer wchodzi niepewnie do pokoju odpraw, załoga już na niego czeka. Jest ich cała piątka: trzy kobiety i dwóch mężczyzn. Z niewiadomych przyczyn dowódca ma poważne luki w pamięci, obejmujące także dane załogi, jednak dość szczęśliwie wszyscy obecni w pomieszczeniu mają założone uniformy z plakietkami, na których wyszyto nazwiska.
Przynajmniej jeden kłopot z głowy, myśli.
– Zastanawiacie się pewnie, dlaczego was tu wezwałem? – Odpowiadają mu skinienia głów. – Jak wszyscy pamiętacie, albo przynajmniej to podejrzewacie, wczorajsze „świętowanie” nie umknęło uwadze góry. Nie będę owijał w bawełnę, jest źle.
Stephens unosi rękę w górę, zupełnie jakby mentalnie był w szkole podstawowej, po czym pyta:
– Jak źle?
– Kurewsko źle – odpowiada Kramer. – Nie będę wam mydlił oczu, wydarzył się poważny incydent. Naruszenie protokołu trzeciego stopnia. A to oznacza, moi drodzy, że spędzimy tutaj trochę czasu, dokładnie tyle, aż sobie wszystko na spokojnie wyjaśnimy.
– Nie przesadza pan, szefie? – pyta Norris.
– Naruszenie protokołu. Trzeciego. Stopnia – cedzi przez zęby Kramer. – Czego nie rozumiesz?
– Przecież to jest misja cywilna! – oburza się Briggs. – Możesz sobie być wojskowym, czy co tam robiłeś wcześniej, ale nie masz prawa nas tak traktować! Nie rób zdziwionej miny, człowieku, te twoje miny, sposób chodzenia, gestykulacja… Z kilometra poznam byłego trepa!
– Zamknij mordę, bo za chwilę spotka cię krzywda – grozi dowódca.
– Słuchaj, nie będziesz się tak do nas odz… – Stephens urywa w połowie zdania, trafiony pięścią prosto w potylicę, po czym pada jak długi na podłogę.
W akompaniamencie stłumionych okrzyków przerażenia Kramer podchodzi do powalonego mężczyzny i spokojnie dotyka jego ramienia.
Błysk. Dziesięcioletni chłopiec wbiega z płaczem do mieszkania. Mama akurat gotuje obiad. Błysk. Kobieta chwyta syna w ramiona i pociesza. Błysk. Wsiadają do taksówki, kierują się do najbliższej komendy policji. Błysk. Pomieszczenie jest małe, obskurne i pachnie tanimi papierosami. Policjant przyjmuje zgłoszenie. Błysk. Radiowóz na sygnale podjeżdża pod dom nauczyciela. Błysk. Wyprowadzają go w kajdankach. Błysk. Odbywa się proces, nauczyciel zostaje uznany winnym. Błysk. Odbywa karę. Po tygodniu znajdują go powieszonego w celi. Trup ma twarz Stephensa. Błysk.
– Pomóżcie mi z nim – Kramer zwraca się do pozostałych w pokoju odpraw.
Odpowiada mu cisza, w oczach kobiet dostrzega pierwotny lęk. Tymczasem Norris w ogóle nie patrzy w jego kierunku, ale wymiotuje w kącie.
– Jones, Briggs, nie stójcie tak, tylko mi pomóżcie. To rozkaz!
– Ja panu pomogę – odpowiada trzecia z kobiet.
Kramer nie może odczytać jej nazwiska, więc nie odzywa się i tylko kiwa głową. Chwytają Stephensa i we dwójkę taszczą go w kierunku mostka kapitańskiego. Gdy są już pod samymi drzwiami, puszczają nieprzytomnego mężczyznę na podłogę.
Dowódca wpisuje odpowiednie komendy, a następnie przykłada dłoń do czujnika biometrycznego. Gdy drzwi się otwierają, wrzucają Stephensa do środka, po czym kobieta aktywuje komorę eutanazyjną.
Kramer przygląda jej się, twarz ma dziwnie niewyraźną. Nie może też przypomnieć sobie imienia kobiety. Z przerażeniem odkrywa, że w ogóle nie powinno jej tutaj być.
Niemy krzyk zastyga mu w gardle, gdy usta kobiety wykrzywiają się w paskudnym grymasie. Wszystko ciemnieje.
@
ZAKOŃCZONO WPROWADZANIE ZAKTUALIZOWANYCH DANYCH – NASTĘPUJE PONOWNA KALIBRACJA USTAWIEŃ SYSTEMOWYCH – BŁĄD DANYCH – KALIBRACJA ZAKOŃCZONA NIEPOWODZENIEM – SYSTEM PONOWNIE SIĘ WCZYTUJE – BIP… BIP… BIP…
*
Kramer z bólem otworzył oczy i otaksował wzrokiem otoczenie. Porozrzucane butelki, zużyta prezerwatywa i dwa koronkowe biustonosze stanowiły niezaprzeczalny dowód na to, że miał za sobą stosunkowo udaną noc. Nie pamiętał żadnych szczegółów, przeskakiwały mu jedynie niejasne migawki, które za żadną cholerę nie chciały ułożyć się w logiczną całość.
Ale gdzie ja właściwie jestem, pomyślał.
Krótki sygnał oznajmił nadejście wiadomości. Mężczyzna podszedł do komputera i wywołał program pocztowy. Odczytał zapisaną treść i zamarł. Kojarzył dość mgliście, że został wysłany na jakąś misję, chyba nawet nią dowodził, ale nie przypominał sobie niczego więcej. Tymczasem właśnie dowiedział się, że nastąpiło poważne naruszenie protokołu, a on będzie musiał kogoś ukarać.
– Czy mogę wejść, szefie? – zapytał mężczyzna stojący w progu kajuty, Norris, jeżeli wierzyć naszywce na uniformie.
– To nie tak powinno… To zła kolejność… – wydukał Kramer, ale nagle urwał i poderwał się na równe nogi. – Gdzie jest Jones?
– Jones? Dobrze się pan czuje, szefie? Przecież Jones umarła w trakcie…
Ale Kramer nie zdążył usłyszeć w trakcie czego umarła jedna z jego podwładnych, ponieważ gwałtownie dotknął własnego ramienia i był już w innym miejscu.
Błysk. Jest prowadzony długim korytarzem. Oświetlenie nieprzyjemnie miga. Błysk. Kładą go na stole operacyjnym. Jest zapewniany, że niczego nie poczuje, że to dla dobra ludzkości. Błysk. Jest we własnej kajucie, doskonale wie co się dzieje. Błysk. Trzeba ukarać Jones. Błysk. Jest we własnej kajucie, zdezorientowany. Błysk. Trzeba ukarać Briggs. Błysk. Jest we własnej kajucie. Za dużo wypił i boli go głowa. Błysk. Trzeba ukarać Stephensa. Błysk. Setki błysków. Pojawia się w kajucie zbyt wiele razy. Błysk. Jestem szczurem laboratoryjnym.
Kramer spojrzał na osłupiałego Norrisa, po czym dopadł do niego i powalił. Następnie rzucił się w kierunku drzwi. Pobiegł korytarzem prosto do kuchni pokładowej. Nerwowo otwierał kolejne szuflady, aż znalazł to, czego szukał. Chwycił pewnie długi nóż do filetowania mięsa i sprawnym ruchem podciął sobie gardło.
*
Starszy mężczyzna ubrany w elegancki garnitur rozparł się wygodnie w fotelu i z ekstatycznym żarem w oczach oglądał wyświetlany jednocześnie na kilkudziesięciu ekranach komunikat: „TRANSMISJA ZAKOŃCZONA”. Do pomieszczenia wszedł inny mężczyzna i z miejsca krzyknął:
– Nie uważasz, że eksperyment należy przerwać?! To zaszło za daleko!
– Skądże znowu, po prostu wystąpiła drobna usterka systemu, nic poważnego – siedzący odpowiedział spokojnie. – Zebraliśmy niezwykle istotne dane, a ponadto transmisja cieszyła się wyjątkową oglądalnością, więc nie ma obaw o fundusze na dalsze próby.
– Drobna usterka? Fundusze? Mefisto, do kurwy nędzy, przecież tutaj zginął człowiek!
– Czym jest jedno życie, gdy stawką jest wyniesienie ludzkości? Chamuelu, czytałeś raport. Wiesz, jakie zagrożenie nadciąga z kosmosu. Jeżeli ludzie nie będą w stanie odróżniać prawdziwych wspomnień od fantomowych wizji, to przegrają jeszcze przed pierwszym wystrzałem. A na to, jak sam doskonale wiesz, nie mogę pozwolić. Muszą być gotowi.
– Ale jakim kosztem?…
– Jaki tylko będzie niezbędny! – warknął Mefistofeles. – Jak chciałeś półśrodków, to trzeba było zwrócić się do tej pizdy, Michała. Wybrałeś mnie i moją organizację, bo wiesz, że jesteśmy diabelnie skuteczni w tym, co robimy. A teraz, z łaski swojej, wypierdalaj. Muszę chwilę odpocząć i od jutra zaczynamy od nowa. Znalazłem pewną obiecującą kandydatkę, bardzo wysoko postawioną, ale to nie powinno stanowić problemu.
@
INICJALIZACJA SYSTEMU – NASTĘPUJE WSTĘPNA KALIBRACJA USTAWIEŃ SYSTEMOWYCH – KALIBRACJA ZAKOŃCZONA SUKCESEM – SYSTEM SIĘ WCZYTUJE – OBIEKT TESTOWY NUMER DWA GOTOWY DO TRANSMISJI – WROTA ZOSTAŁY AKTYWOWANE
Arcyciekawy tekst, ale najpierw kilka uwag;
Na jej nosie spoczywały delikatne okulary, po ubiorze, że musiała należeć do sekcji informatycznej.
Tu chyba zostało zjedzone “jej (ubiorze) wywnioskował”.
ale za każdym kolejnym podejściem miał wrażenie,
Lepiej byłoby “z każdym kolejnym”.
*
Trzy gwiazdki, najlepiej pogrubione ( * * * ) czytelniej rozgraniczałyby fragmenty tekstu.
Do reszty nie mogę się przyczepić, jedynie mogę zasugerować odrobinę dłuższe opisy (myślę, że zwłaszcza te dotyczące wystroju wnętrza statku feralnej misji dobrze podkreśliłyby wyobcowanie bohatera). Fabuła doprawdy wyśmienita, toteż boli nieco fakt małej objętości tekstu. Bo to właśnie opowiedziana przez Ciebie historia sama w sobie jest najmocniejszym punktem tego opowiadania. Oszczędność świata przedstawionego co prawda upłynnia akcję i nie zaburza budowanego napięcia, jednak chętnie zobaczyłbym tutaj “coś więcej”.
Nic ponadto chyba nie wymyślę. Arcyciekawa, nietuzinkowa historia z potencjałem. Może zatem tekst zasługuje na swój remaster, bądź też kontynuację?
Pozdrawiam serdecznie:))
Kwestia wizji.
Anonim składa podziękowania za komentarz i spieszy zawiadomić, że znalezione w tekście usterki poprawił. Jedynie nieszczęsne gwiazdki pozostały w niezmienionej formie.
Serce anonima wypełnia duma za tak miłą ocenę fabuły.
W kwestii opisów anonim chciałby jedynie wyjaśnić, iż ich oszczędność jest uzasadniona właśnie fabularnie. Czy mamy pewność, że bohaterowie w ogóle znajdują się na jakimkolwiek statku?
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Witaj. :)
Ze spraw technicznych zatrzymały mnie następujące fragmenty (zawsze – tylko do przemyślenia):
Jak do tego czasu – brak wielokropka lub części zdania?
Mężczyzna złapał się a uszy i wydarł na cały regulator. – literówka?
Dorobił się nawet stopnia podpułkownika, więc wiedział jak wzbudzić u podwładnych strachu samą postawą i spojrzeniem. – i tu; a może brak części zdania?
Wytyczne misji były w tym zakresie w całkiem jasne. – znów literówka?
Poniszczona stacja benzynowa na jakimś zadupiu. – i tu?
NASTĘPUJE PONOWNA KALIBRACJA USTAWIEŃ SYSTEMOWYCY – i tu?
Blysk – i tu?
BIP.. BIP… BIP… – brak jednej kropki?
Stephens unosi rękę w górę, zupełnie jakby mentalnie wrócił do szkoły podstawowej, po czym zapytał: – raz jest czas teraźniejszy, a za moment w tym samym zdaniu przy tej samej sytuacji jest czas przeszły, czy to celowe?
A to oznacza, moi drodzy, że spędzimy tutaj trochę czasu, dokładnie tyle (przecinek?) aż sobie wszystko na spokojnie wyjaśnimy.
Kramer przygląda jej się, jednak jej twarz jest dziwnie niewyraźna. Nie może też przypomnieć sobie jej imienia. Z przerażeniem odkrywa, że w ogóle jej nie powinno tutaj być. – powtórzenia?
Oświetlenie nieprzyjemnie miga, Błysk. – kropka zamiast przecinka?
Tytuł i tag o śmierci skojarzyłam od razu – jak to ja – z oglądanym niedawno filmem o pewnym przerażającym miesiącu miodowym na statku pasażerskim. W nim również każdy twierdził co innego, nic się nie zgadzało i nikt niczego nie pamiętał. :)
Opowiadanie jest znakomite, nieprzewidywalne, pełne szybkich zwrotów akcji, wyjątkowego humoru i absurdu zarazem, trzyma w napięciu, stopniowo i umiejętnie wprowadza czytelnika w fantastyczną i doskonale porcjowaną fabułę. I ten Anioł Zagubionych! :)
Osobne podziękowania za wspomnienie o wulgaryzmach. :)
Pozdrawiam serdecznie, klik. :)
Edit – drugi kliczek także, powodzenia! :)
Pecunia non olet
Anonim kłania się uniżenie i dziękuję Ci, Bruce, za wskazanie uchybień. Wszystkie poprawki zostały naniesione zgodnie z sugestiami.
Anonim dziękuje także za tak przychylną opinię o utworze.
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Tytuł zacny, zaraz mnie przywabił;)
Szybkie spojrzenie po najbliższym otoczeniu utwierdziło go w przekonaniu, że balanga musiała [się] dość poważnie wymknąć się spod kontroli.
Spojrzenie jest na coś. Jak można się poważnie wymknąć? Lepiej prosto wymknęła się spod kontroli , to już daje do myślenia.
Dowództwo pewnie miałoby im to za złe, takie bezmyślne marnotrawstwo zapasów i energii.
Albo to, albo takie.
Mimo tego, zorganizowanie niewielkiej imprezy pożegnalnej wydawało mu się właściwe.
Raczej mimo to.
Nie można też zapominać o drobnym, aczkolwiek niezwykle istotnym fakcie: ktoś zatwierdził alkohol na pokładzie, więc zakładano, że będzie spożywany.
Po fakcie przecinek zamiast kropki.
Spoczywanie okularów brzmi dziwnie.
I ta spora lista rzeczy wykracza daleko poza wczorajszy wieczór.
Sporo było w poprzednim zdaniu.
Taki zwykły PC-et z ikonami to nieco ramotką trąci;P
Z lakonicznej wiadomości nie wynikało, co konkretnie się stało, ale załączone były wyjątkowo precyzyjne instrukcje, jak należy dalej procedować.
Raczej które należało. Czemu nagle czas zrobił się teraźniejszy?
Na dowódcy misji, którym najwyraźniej był Kramer, spoczywa obowiązek wytypowania osoby, która weźmie na siebie odpowiedzialność, a następnie skierowanie jej do komory eutanazyjnej w celu wykonania kary śmierci.
A tu już poza teraźniejszym mamy czas przyszły, czyli nie wiadomo, o co chodzi. Osoba, która weźmie odpowiedzialność, to raczej nie będzie wykonywać, tylko na niej będzie wykonana, lub będzie poddawana.
Jak wszyscy pamiętacie, albo przynajmniej
topodejrzewacie, wczorajsze „świętowanie” nie umknęło uwadze góry. Nie będę owijał w bawełnę, jest źle.
Przy okazji skoro była ich piątka, to jak ta laska mogła być z jakiejś sekcji?
Nikt nie odpowiedział, zamiast tego każdy z obecnych w pomieszczeniu unikał wzroku dowódcy, jakby ten miał ich poparzyć, czy coś w ten deseń.
To wyboldowane jest dla mnie nie zrozumiałe. Może lepiej, że ten wzrok wniknie do ich mózgów i pozna tajemnice?
Jak do tego czasu
Lepiej jeśli, a jeśli zawiesił głos to powinien być wielokropek, bo teraz jest urwane zdanie.
Oficjalnie miało to pomóc w skupieniu się wyłącznie na realizacji celów misji.
Tu jest nielogiczność, on nic nie pamięta. Druga to dowódca bez uprawnień do danych osobowych. Trzecia, że nie ma żadnych danych o załodze.
Zimny pot napłynął mu do oczu,
Czemu akurat do oczu?
Stephens i Jones ściszyli głosy, gdy spostrzegli, że dowódca szybkim krokiem wchodzi do siłowni. Ich zachowanie nie umknęło uwadze dowódcy misji.
Zdublowanie dowódców jest mylące, wydaje się, że ten dowódca misji, to nie nasz dobry Kramer.
Dorobił się nawet stopnia podpułkownika, więc wiedział jak wzbudzić u podwładnych strach
usamą postawą i spojrzeniem.
Jak nie uzyska jakichś wyjaśnień, istnieje duże ryzyko, że całą misję szlag trafi.
Jeśli nie uzyska.
– Z panem była nas piątka – wtrącił Stephens.
Na ostatnim spotkaniu był on i piątka, jakieś zmiany? Już wiem;)
Jak oczekiwałeś półśrodków,
Ten błąd Ci się powtarza często. Jak oczekiwał, na siedząco;)
Ale jeśli oczekiwał efektów, to ich nie uzyskał.
Fajny pomysł, niestety troszkę zabity techniczne.
Zmiany czasu sprawiły, że szukałam drugiego dna.
Jednak pomysły są najważniejsze, więc pisz, betuj, poprawiaj i będzie dobrze.
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Ambush, anonim Ci dziękuje za wskazanie usterek. Kilka zdążył poprawić chwilę wcześniej, resztę skrupulatnie usunął po Twoich uwagach.
Taki zwykły PC-et z ikonami to nieco ramotką trąci;P
Oczywiście, dlatego musi zostać.
Przy okazji skoro była ich piątka, to jak ta laska mogła być z jakiejś sekcji?
Dokładnie, świat przedstawiony jest jakiś niewłaściwy… (ale celowo)
Tu jest nielogiczność, on nic nie pamięta. Druga to dowódca bez uprawnień do danych osobowych. Trzecia, że nie ma żadnych danych o załodze.
Ufam, że zakończenie nadało temu trochę więcej sensu. Ale tak, wszelkie nielogiczności znalazły się celowo, jako wskazówki (bo inaczej zakończenie wyleciałoby jak przysłowiowy Filip z konopii…)
Zmiany czasu sprawiły, że szukałam drugiego dna.
Czas narracji zmieniony w (z braku lepszego określenia) sekcji drugiej jest celowy, pozostałe przypadki to niezręczności albo wpadki anonima.
Fajny pomysł, niestety troszkę zabity techniczne.
Zmiany czasu sprawiły, że szukałam drugiego dna.
Jednak pomysły są najważniejsze, więc pisz, betuj, poprawiaj i będzie dobrze.
Anonim składa ukłony. Zazwyczaj poświęca więcej czasu na szlifowanie tekstów i betowanie (w obie strony), jednak w tym przypadku został boleśnie dopadnięty przez niejaką Wenę (o której szerzej rozpisywał się swego czasu pewien zacny Miś) i poczuł nieodpartą potrzebę przelania pomysłu na papier, a następnie opublikowania go. Już. Teraz. Natychmiast. Stąd techniczne niedoskonałości, które umknęły zmęczonym oczom anonima.
Anonimowi pozostaje mieć jedynie nadzieję, że kolejni czytelnicy (jeżeli tu zawitają) doznają mniej przykrości ze strony technikaliów (poprawianych na bieżąco!).
Ku chwale Portalu!
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Ja nie doznałam przykrości, wręcz przeciwnie, Anonimie, opko jest wspaniałe! :)
Dziękuję również i pozdrawiam. :)
Pecunia non olet
Helloł
“Jedna z rąk uniosła się zupełnie, jakby należała do ucznia szkoły podstawowej. Właściciel kończyny, mężczyzna nazwiskiem Stephens, zapytał:” – ten moment, kiedy czytasz takie zdanie i już masz pewność, że opko będzie uber zajebiste.
No dobra, po lekturze.
Cóż mogę napisać. To ścisłe top trzy opowiadań, które znalazłem dotychczas na portalu i wcale nie jestem pewien, czy sklasyfikować je na trzecim miejscu.
Po prostu MAJSTERSZTK.
Anonim kłania się w pas i dziekuje, za niezwykle budującą opinię na temat opowiadania.
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Hej, A ja miałem pisać, że nic nie zrozumiałem, ale już chyba wiem coś więcej :). Powodzenia :)
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Hej,
opowiadanie mnie po prostu urzekło. Bardzo wciągająca fabuła i świetne przedstawienie postaci. Po prostu cudo, co tu dużo mówić.
Zakończenie pozostawiło mnie z rozmyślaniami, ale koncept piekielnej organizacji przeprowadzającej eksperymenty na ludziach jest wręcz wspaniały.
Pozdrawiam :)
Anonim dziękuję Ci, BardzieJaskrze, że przeczytałeś i pozostawiłeś po sobie ślad. Próbując przynajmniej częściowo rozjaśnić istotę opowiadania, stanowi ono na jednej z płaszczyzn rozważanie nad naturą rzeczywistości.
Anonim dziękuję także Tobie, Pnzrdiv.117 i rad jest wielce, że opowiadanie wzbudziło w Tobie takie pozytywne emocje.
Ukłony dla Was.
Edit: odpisywanie jako Anonim jest lekko męczące, więc…
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Zastanawiałam się, czy nie Ty, O Cezarze!, jesteś Autorem. :)
Brawa, znakomity tekst!
Pozdrawiam serdecznie. :)
Pecunia non olet
Dzięki raz jeszcze, Bruce ;) To naprawdę miłe ;)
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Pecunia non olet
Swoista odmiana “Truman show”. Czy to dobry, skuteczny sposób na wpajanie umiejętności odróżniania realu od fikcji? Nie wiem, i chyba nie da się tego jednoznacznie rozstrzygnąć z prostego powodu, podwójnego zresztą. Spójność wewnętrzna wirtualnej rzeczywistości to jeden czynnik, drugi to kondycja psychiczna weryfikatora. Im silniejszy pierwszy, im słabsza druga, tym większym powodzenie opatrzone znakiem zapytania.
Ale, ponieważ w trakcie czytania takich pytań nie ma czasu zadawać, co świadczy o przykuwaniu uwagi czytelnika, opowiadanie lokuje się, jak dla mnie, na bardzo wysokiej półce.
Pozdrawiam
Cześć, Adamie!
Przyznam, że ogromny kamień spadł mi z serca po przeczytaniu Twojego komentarza. Sci-fi "na poważnie" to dla mnie nowość (przynajmniej od strony pisania takich tekstów), więc taki pozytywny odbiór od specjalisty gatunku traktuję jako podwójne wyróżnienie.
Czy to dobry, skuteczny sposób na wpajanie umiejętności odróżniania realu od fikcji? Nie wiem, i chyba nie da się tego jednoznacznie rozstrzygnąć z prostego powodu, podwójnego zresztą. Spójność wewnętrzna wirtualnej rzeczywistości to jeden czynnik, drugi to kondycja psychiczna weryfikatora. Im silniejszy pierwszy, im słabsza druga, tym większym powodzenie opatrzone znakiem zapytania.
Dlatego przy każdym podejściu wprowadzane są różne zmienne, modyfikowane są ustawienia systemowe, a w przypadku śmierci obiektu testowego Mefisto nie waha się użyć kolejnego. Wszystko by znaleźć optymalne rozwiązanie. Ale, co oczywiste, nie daje to żadnej gwarancji powodzenia. Najwyżej nadzieję (i to mimo pozornej pewnosci siebie diabła).
Jedynie na marginesie dodam, że Kramer nie znajdował się w rzeczywistości wirtualnej, a raczej czymś na wzór rzeczywistości rozszerzonej. Stąd niektóre elementy były prawdziwe i dlatego też mógł się zabić nożem.
Raz jeszcze dziękuję i pozdrawiam!
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Kłaniam się.
Piszesz, że “własnej produkcji” SF to dla Ciebie nowość. Tak to zrozumiałem. Ale co z tego, że nowość? To może być nawet zachęcające do odkrywania możliwości, jakie daje oparcie się na członie Science w nazwie gatunku. W szczegóły danych teorii i hipotez wgłębiać się nie musisz, wnioski wystarczy twórczo wykorzystać. Tak jak powyżej.
Pozdrawiam
Pięknie się czytało! :) Akcja leci do przodu bez oglądania się na czytelnika, i nie ma czasu na nudę! :) Wyjaśnienia Mefisto trochę przypomniały mi “Grę Endera”, w której trzeba było odeprzeć atak robali, lecz nawet sam Ender nie wiedział, że to robi… Takie skojarzenie. Wspaniale prowadzisz odbiorcę, podoba mi się pomysł i wykonanie. Idę klikać. :D
Szkoda, że nie spełniam jeszcze wymogu z zakresu trzymiesięcznego stażu, bo to pierwszy tekst, który bym chciał pchnąć w objęcia światu. Od wczoraj (z przerwami na prozę życia) myślę o tym, jakie to było przezajebiste. Bardzo lubię film Triangle i strasznie takie coś siada w mój deseń.
Adamie, tak, to moje pierwsze SF z "prawdziwego zdarzenia". A skoro frajda jest w pewnym sensie obustronna (dla mnie z pisania, a dla części użytkowników z lektury), to myślę że jeszcze spróbuję swoich sił w tym gatunku :) Dzięki! :)
Jolko, dziękuję serdecznie! ;) Gry Endera nie oglądałem (ani też nie czytałem, bo chyba książka była pierwsza?), ale mam w planach nadrobienie zaległości, jak trochę się zawodowo-życiowo mi rozluźni sytuacja :)
Canulasie, jest mi niezmiernie miło, że tekst wywołał u Ciebie tak pozytywne wrażenie:) Kliknięciem do biblioteki się nie przejmuj, taki pozytywny feedback mi w zupełności wystarczy:)
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Hej CC,
najpierw mała usterka:
"powieszonego w celu
Przyciągnąłeś mnie tytułem, taki nietypowy dla ciebie :) Motywy dla mnie trafione. Lubię takie symulacje pętle itp. Fajnie to wyszło. Mimo że kilka razy powtarzałeś jedną scenę, nie nudziło. Wrzuciłbym wcześniej jakieś wspomnienie o uprawnieniach, które otrzymał, żeby otworzyć mostek, bo gdy poszedł na niego pierwszy raz z Jones, miałem lekki zgrzyt.
Podobało mi się, klikam i pozdrawiam :)
Kto wie? >;
Hej, Skryty!
Dzięki za lekturę, komentarz i kliknięcie ;)
Przyciągnąłeś mnie tytułem, taki nietypowy dla ciebie :)
Bo tekst publikowałem oryginalnie jako anonim i “mój tradycyjny” tytuł by mnie dekonspirował na starcie :P
Wrzuciłbym wcześniej jakieś wspomnienie o uprawnieniach, które otrzymał, żeby otworzyć mostek, bo gdy poszedł na niego pierwszy raz z Jones, miałem lekki zgrzyt.
Jednym zdaniem Kramer wspomniał o tym, że dostał autoryzację. Pamiętaj, że gość ma chip w mózgu, co chwilę jest atakowany różnymi wizjami (niekoniecznie prawdziwymi), więc pewne “fakty” mogą zmieniać się w locie :)
Raz jeszcze serdeczne dzięki! :)
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Ave ave Cezary!
Fajny tekst. Ciekawa, wielowarstwowa fabuła. Tak się zastanawiam, czy zagrożenie wspomniane w końcówce jest prawdziwe, czy też mamy kolejnego Hioba, tylko zasady eksperymentu nieco się zmieniły. Można się doszukiwać i echa eksperymentu stanfordzkiego, i eksperymentu Milgrama. Ale może już za daleko odpłynęłam z interpretacjami.
Aleś się poświęcił z tytułem! Czego polityk nie zrobi, żeby przekonać do czegoś plebs… ;-)
Babska logika rządzi!
Ave, Finklo! ;)
Cesarz składa podziękowania za wizytę I dobre słowo;)
Tak się zastanawiam, czy zagrożenie wspomniane w końcówce jest prawdziwe, czy też mamy kolejnego Hioba, tylko zasady eksperymentu nieco się zmieniły.
Można się doszukiwać i echa eksperymentu stanfordzkiego, i eksperymentu Milgrama. Ale może już za daleko odpłynęłam z interpretacjami.
Nie aż tak daleko ;)
Aleś się poświęcił z tytułem! Czego polityk nie zrobi, żeby przekonać do czegoś plebs… ;-)
Bardziej chciałem zobaczyć, czy tekst będzie miał pozytywny odbiór, jak wrzucę anonimowo… a to wymagało poświęcenia tytułu xD No, ale to bez znaczenia, skoro ostatecznie ujawniłem tożsamość z uwagi na ogólny brak zainteresowania tekstami anonimowymi xD
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
No, anonimy nie mają wzięcia, chyba że to konkurs anonimowy…
A jaki pokazałbyś tytuł, gdybyś się nie kamuflował?
Babska logika rządzi!
Co wydarzyło się na statku, nie zostaje tylko na statku, czyli rzecz o korporacyjnym protokole, podróży w głąb ludzkiego umysłu i nieznanym zagrożeniu z kosmosu
Ale to był tytuł roboczy :)
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Hej!
Szybkie spojrzenie po najbliższym otoczeniu
Dziwnie brzmi. A może szybki rzut oka, szybkie rozejrzenie się, szybka obserwacja itp.
Oo, klimat kosmicznej imprezy i śledztwa, czuję się jak podczas seansu thrilleru. :)
sprawa między mną, a Briggs
Bez przecinka.
Łał, no opowiadanie czyta się rewelacyjnie. Załoga z misją, której nawet dowódca nie pamięta… Impreza z alkoholem, choć nie można pić… I załoga, która ma luki w pamięci… A do tego dowódca i jego dar oglądania wspomnień z przeszłości innych ludzi. Jestem zachwycona taką fabułą, no i kocham kosmos z tym wyobcowaniem, odległością od ludzi mających możliwość pomóc… Jedynie ten brak dostępu do kamer i typowanie na ślepo – to mały minusik, ale myślę, że się rozwiąże. ;)
w ogóle jej nie powinno tutaj być.
nie powinno jej tutaj być.
Napisałeś coś w rodzaju pętli czasowej, więc naprawdę jestem pod wrażeniem. Ja czasami bawiłam się w pętle, ale wychodziło średnio, a tu jest wszystko to, co trzeba.
ma obaw także o fundusze na dalsze próby.
Przy czytaniu na głos to „także” brzmi dziwnie.
Przechodząc do całości: rewelacyjny tekst. Zbudować tak krótkie i tak treściwe opowiadanie – do tego trzeba mieć talent. Brakuje mi słów, a mam tak zawsze, kiedy coś mnie całkowicie oczaruje, po prostu cokolwiek bym nie napisała, to i tak nie będzie oddawać moich emocji po lekturze.
Ale spróbuję przynajmniej trochę wyjaśnić, co na mnie podziałało.
Styl pisania, surowy i dość prosty, bardzo pasował do całokształtu i do powtarzalnych scen. Świetnie oddałeś te same wydarzenia, które nie nudziły i zawsze wnosiły coś innego. A to jest serio sztuka. Od razu miałam skojarzenie z „Przypadkiem” i oczywiście filmami o pętli.
Sam motyw kosmicznego dochodzenia nasunął mi na myśl takie anime “Wyjątek”. Thriller ze śledztwem na statku lecącym terraformować planetę, tam był świetny pomysł, spora dawka napięcia, mimo że sam serial miał słabszy koniec. I u Ciebie było trochę podobnie, ale o wiele lepiej, bo tak mocniej, poważniej, z gorzkim, ale jakże prawdziwym zakończeniem. Mam słabość do takich zakończeń, w którym autor nie boi się pokazać brutalności świata, nie żaden słodki koniec, w którym misja jest tylko symulacją i wszyscy żyją, hurra. No nie, u Ciebie tak życiowo, jak to przy chęci zysku i nieważne, ile trupów po drodze, robimy projekt, niby w imię większego dobra. Hasło stare jak świat u tych wszystkich wysoko postawionych, a wysłane w kosmos i przedstawione bardzo oryginalnie.
Jeśli chodzi o bohaterów, mamy tragiczną postać, która nie jest tak do końca czarno-biała, bo z jednej strony dokonuje wyborów pod presją i bez szczególnego zastanowienia się, a z drugiej bierze udział w eksperymencie, który kończy się śmiercią. Czy sam chip i rozchwianie (wizje) nie powodowały, że Kramer był mimo wszystko trochę inny, niż w normalnym warunkach? Ale z drugiej strony – czy warunki w kosmosie są normalne? Byłam rozdarta pomiędzy wkurzeniem na gościa a współczuciem mu, więc na pewno wyszedł Ci bohater pełnokrwisty, którego losy śledziłam z zainteresowaniem. I znowu, wybacz, że tak rzucam tytułami, ale przypomniałam sobie film “Przed egzekucją” i tam też czułam podobne emocje.
Kim jest człowiek, na jakiej podstawie go osądzamy, jeśli znamy tylko wycinek życia, czy mamy prawo oceniać? Czy Kramer, niejako sterowany przez wdrażany system, poddany eksperymentowi, zachowałby się inaczej bez luk w pamięci? To oczywiście pytania retoryczne, ale ich mnogość i przeżycia, jakie dał mi tekst, sprawiają, że chcę pokazać swoją fascynację poruszanymi przez Ciebie zagadnieniami.
Resztę bohaterów sprytnie ukazujesz poprzez błyski wspomnień, co też stanowi o sile tekstu i pomyśle na to, jak dość szybko i sprawnie wprowadzić resztę załogi, nie tracąc limitu. Przy czym ich obecność jest czymś w rodzaju… nie wiem, jak to określić… No, może nie nazwę ich botami (;p), bo to prawdziwi ludzie, ale to, jacy są, ma drugorzędne znaczenie dla misji. Bo liczy się głównie podejście Kramera. I to jest fajne, bo chodzi o ukazanie różnych zmiennych prowadzących do przebadania obiektu w wielu sytuacjach.
Fabularnie wciąga od początku i trzyma do końca. No czytałam z takim zainteresowaniem, że nie mogłam nadziwić się, jakie to dobre. :D
Chyba wystarczająco wyjaśniłam, skąd mój zachwyt.
Ogólnie w moim przypadku to musi być tak, że coś trafi w 100%, bez żadnego “ale początek trochę słaby” czy “w środku było nudnawo” albo “no, zakończenie mogło być lepsze…”. Ja mam tak, że całość musi mnie kupić. Tu kupiła. Początek rozbudził ciekawość, środek pochłonął i nie pozwolił się oderwać, aż do zakończenia, które po prostu w gorzki sposób wyjaśniło sytuację.
Nominuję do Piórka i trzymam kciuki. :)
Pozdrawiam kosmicznie,
Ananke
Hej, Ananke! ;]
Na wstępie dziękuję Ci za wskazanie usterek językowych, wszystko poprawiłem zgodnie z Twoimi sugestiami ;]
Muszę przyznać, że Twój komentarz czytałem chyba trzy razy zanim byłem w stanie cokolwiek odpisać. Chyba brakuje mi słów, żeby wyrazić należycie jak podbudował mnie na duchu. Nie pamiętam żebym kiedykolwiek przeczytał/usłyszał cokolwiek tak pozytywnego pod jakimkolwiek efektem mojej pracy twórczej. Jest mi niezmiernie miło, że lektura opowiadania wzbudziła w Tobie tak pozytywne emocje. I tyle fajnych literackich i filmowych skojarzeń ;]
Ale z drugiej strony – czy warunki w kosmosie są normalne?
I z trzeciej: czy oni naprawdę znajdowali się w kosmosie? ;]
Resztę bohaterów sprytnie ukazujesz poprzez błyski wspomnień, co też stanowi o sile tekstu i pomyśle na to, jak dość szybko i sprawnie wprowadzić resztę załogi, nie tracąc limitu. Przy czym ich obecność jest czymś w rodzaju… nie wiem, jak to określić… No, może nie nazwę ich botami (;p), bo to prawdziwi ludzie, ale to, jacy są, ma drugorzędne znaczenie dla misji. Bo liczy się głównie podejście Kramera. I to jest fajne, bo chodzi o ukazanie różnych zmiennych prowadzących do przebadania obiektu w wielu sytuacjach.
W tym fragmencie streściłaś cały pierwotny zamysł na opowiadanie, jestem pod wrażeniem jak dobrze udało Ci się odczytać moje intencje ;]
Raz jeszcze bardzo Ci dziękuję za tak wspaniały komentarz ;] A także za nominację do piórka, to naprawdę budujące! ;]
Bruce, zauważyłem, że w wątku “piórkowym” pojawiła się nominacja także od Ciebie. Serdecznie Ci dziękuję ;]
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Jest mi niezmiernie miło, że lektura opowiadania wzbudziła w Tobie tak pozytywne emocje. I tyle fajnych literackich i filmowych skojarzeń ;]
Ale to ja dziękuję za te wszystkie emocje związane z opowiadaniem. Pewnie nie zasnę, analizując przed snem różne fragmenty. :)
I z trzeciej: czy oni naprawdę znajdowali się w kosmosie? ;]
No to racja, eksperyment dotyczy badań odnośnie idealnego kandydata do wyprawy, ale dowiadujemy się tego z końcówki, więc i tak całość jest dla nas jak rozgrywana w kosmosie. :) Co jest ważniejsze: wrażenia i odczucia uczestników/uczestnika czy rzeczywistość? Czym jest rzeczywistość: tym, co nam się wydaje, że jest prawdziwe, czy prawdą, której nie znamy? Można tu przejść do rozmowy o jaskini platońskiej. ;)
Raz jeszcze bardzo Ci dziękuję za tak wspaniały komentarz ;] A także za nominację do piórka, to naprawdę budujące! ;]
Teraz jest tyle konkursów, że skupiam się głównie na tych tekstach i sporo nadrabiam. Więc naprawdę cieszę się, że trafiłam na to opowiadanie, że nie było za późno na nominację, bo niedługo święta, końcówka roku i mogłoby przeleżeć. Dodałeś w takim konkursowym natłoku, że jestem wdzięczna za polecenie i możliwość przeczytania. :)
Co jest ważniejsze: wrażenia i odczucia uczestników/uczestnika czy rzeczywistość?
Idąc krok dalej: czy rzeczywistość jest obiektywna, identyczna dla wszystkich, a może subiektywna i każdy kreuje własną rzeczywistość? A może rzeczywiste jest to, co namacalne (materialne)? Czy idee mogą być rzeczywiste? A może to właśnie idee kreują rzeczywistość, zaszczepiając masom określony punkt widzenia czy system wartości? A w takim razie, czy można wykreować fałszywą rzeczywistość i przekonać ludzi do jej prawdziwości?
Takie pytania można mnożyć, po drodze wstępując do jaskini Platona;) i w tym kierunku tekst mi ewoluował w trakcie pisania.
Dodałeś w takim konkursowym natłoku
Prawda. Niestety (albo stety) wpadłem w sidła Weny (tej od Koali) i jakoś tak poszło wszystko na jednym wdechu: od pisania do publikacji… ;)
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Bruce, zauważyłem, że w wątku “piórkowym” pojawiła się nominacja także od Ciebie. Serdecznie Ci dziękuję ;]
Przyznam szczerze, O Cezarze, że korciło mnie już przy czytaniu tekstu anonimowego. Jak wspomniałam, opko naprawdę zachwyciło mnie ponad miarę. Byłam tu wielokrotnie ganiona za zbyt łagodne podchodzenie do nominacji, zdaję sobie z tego sprawę, zatem staram się teraz robić to ostrożniej i czekam spokojnie na rozwój wypadków, aby – ewentualnie, przy braku nominacji ze strony innych Czytelników – zrobić potem swoiste “Wejście Smoka”. Ananke uspokoiła mnie podjętą decyzją – nie myliłam się, nominacja w pełni zasłużona. :)
Trzymam kciuki i życzę Piórka. Pozdrawiam serdecznie i to ja bardzo dziękuję za taki doskonały tekst.
Pecunia non olet
Bruce, rozumiem, ma to wszystko dużo sensu ;)
Trzymam kciuki i życzę Piórka.
Dziękuję :) Potrzebuję jeszcze 1 glosu, by w ogóle nominacja stała się faktem, ale kto wie, może się uda? ;)
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Będzie ok, na pewno.
Pecunia non olet
Potrzebuję jeszcze 1 glosu, by w ogóle nominacja stała się faktem
Kurczę, no teraz tych konkursów zatrzęsienie, a tekst wrzucony jakiś czas temu. Oby jeszcze ktoś przeczytał i nominował
Oby jeszcze ktoś przeczytał i nominował heart
Na spokojnie. Rzeczywiście wrzuciłem opko w dość gorącym okresie, więc nie dziwi, że nie ma zbyt wielu czytelników. Z drugiej strony, dotychczasowe opinie są tak budujące, że i bez piórka czuje się wyróżniony i doceniony:)
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
więc nie dziwi, że nie ma zbyt wielu czytelników.
Trzeba to zmienić. :)
I w sumie tytuł też niekoniecznie przyciąga – ale nie chodzi o to, że nie jest długi czy Twój, po prostu po takim tytule nie spodziewałam się takiej perełki, bo widząc go w pierwszej chwili pomyślałam, że to będzie jakieś średniowieczne fantasy na statku (na morzu xd), o którym ludzie opowiadają sobie historie, plotkują czy coś. :D
Nie wiem, czemu takie skojarzenie…
Aha, no i oczywiście nie widziałam tagu SF – rzadko na niego patrzę, a wiem, że też nie każdy z forum zerka. Mi tekst mignął na głównej przy “najnowszych komentarzach”, więc nawet przypadkiem nie widziałam tagu.
I w sumie tytuł też niekoniecznie przyciąga
Okej, czuję sie ostatecznie przekonany i zmieniam tytuł zgodnie z oryginalnym zamysłem (czyli jakby nie było anonima na starcie :p). Nie wiem czy teraz bardziej przyciąga, ale z pewnością jest bardziej "mój" :)
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Na pewno nikt już nie skojarzy ze statkiem na morzu. ;)
Hej, wracam z bardziej rozbudowanym komentarzem. Uważam, że jeśli nie zrozumiałem opowiadania, to znaczy, że opowiadanie nie jest dla mnie i próby zrozumienia go są chyba bezcelowe – lepiej zostawić opowiadanie pod ocenę innym. Ale z drugiej strony , źle bym się czół gdyby autor ucierpiał tylko dlatego, że nie chce mi się drążyć sedna historii. Więc przeczytałem opowiadanie jeszcze raz i wspomagany komentarzami użytkowników, którzy są bardziej przenikliwi niż ja :), stwierdzam, że opowiadanie jest dobre, ma głębię. Zlecenie Mefisto zadania przez archanioła , który chyba w własnej naiwności myślał, że skończy się to bez ofiar, jest ciekawym zabiegiem. Czasem potrzebujemy odpowiednich ludzi do diabelskiej roboty ;). Skoro po naszej stronie jest piekło i aniołowie, to ciekawe kto jest po stronie obcych;). Dorzucam nominację i pozdrawiam :).
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Witaj ponownie, Bardzie ;)
Naprawdę doceniam fakt, że dałeś tekstowi szansę, mimo że to niekoniecznie Twój rodzaj literatury. Tym bardziej jest mi miło, że dostrzegłeś w opowiadaniu coś wartościowego. A do tego jeszcze nominacja… naprawdę bardzo Ci dziękuję! :)
Skoro po naszej stronie jest piekło i aniołowie, to ciekawe kto jest po stronie obcych;).
Mam już koncepcję… ;) Muszę tylko najpierw uporać się z końcówką roku, a potem siądę do pisania kontynuacji ;)
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Cezarze, przyciągający tytuł, interesujący pomysł, konstrukcja tekstu i zaskakujący finał mimo wstawek o ponownym wczytywaniu systemu składają się na nietuzinkowe opko, zasługujące na wyróżnienie. Brawa! :)
Hej, Koalo :)
Dziękuję za wizytę I bardzo miły komentarz;) Zwracam uwagę, że maczała w nim palce nakreślona przez Ciebie Wena… ;)
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
No, Cezary, pani Wena natchnęła Cię zacnym pomysłem i nie zmarnowałeś szansy. Opowiadanie przykuwa uwagę i choć opisany tok wydarzeń zdał mi się dość niejasny, by nie rzec dezorientujący, to w finale wszystko się wyjaśniło i mogę powiedzieć, że to była to lektura na tyle satysfakcjonująca, że postanowiłam udać się do nominowalni. :)
Mężczyzna obraca steka… → Mężczyzna obraca stek…
Unosi kciuk ku górze i uśmiecha się do kobiety… → Czy dookreślenie jest konieczne? Czy mógł unieść kciuk ku dołowi?
…ten upada i wywraca grilla. → …ten upada i wywraca grill.
…wyszedł z kuchni nie oglądając się za siebie. → Czy dookreślenie jest konieczne? Czy mógł obejrzeć się przed siebie?
…i w wyrazie głębokiej konsternacji wpatrywał się w rozmówców. → …i z wyrazem głębokiej konsternacji wpatrywał się w rozmówców.
Czuł, że serce wali mu, jak oszalałe… → Zbędny zaimek.
…nie raz próbowaliśmy, zawsze bezskutecznie. → …nieraz próbowaliśmy, zawsze bezskutecznie.
Zakłądam, że próbowali wielokrotnie.
…uniformy z naszywkami, na których wyszyto nazwiska. → Nie brzmi to najlepiej.
Proponuję: …uniformy z plakietkami, na których wyszyto nazwiska.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Cześć, Regulatorzy! ;)
Niezmiennie dziękuję Ci za łapankę! ;) Naniosłem prawie wszystkie sugerowane przez Ciebie poprawki. Zostało tylko nieszczęsne "oglądanie się za siebie". W takiej formie wyrażenie funkcjonuje dość powszechnie, plus po usunięciu końcówki zdanie kończyłoby się na "się", czego unikam jak ognia :) Jednocześnie, widzę, że dalej mam problem z biernikiem, ale obiecuję poprawę! ;)
Opisywane wydarzenia w oderwaniu od zakończenia rzeczywiście mogą być lekko dezorientujące, ale jednocześnie stanowią wskazówkę, że ze światem przedstawionym coś jest nie w porządku. Dlatego dobrze, że udało Ci się dobrnąć do końca, gdzie całość nabrała sensu ;)
W kwestii nominacji piórkowej… Brak mi słów, naprawdę. Dlatego napiszę tylko: dziękuję ;)
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Bardzo proszę, Cezarze, miło mi, że mogłam się przydać. :)
Zostało tylko nieszczęsne "oglądanie się za siebie". W takiej formie wyrażenie funkcjonuje dość powszechnie, plus po usunięciu końcówki zdanie kończyłoby się na "się", czego unikam jak ognia :)
Nie jestem zwolenniczką używania niezbyt niepoprawnych wyrażeń, nawet jeśli funkcjonują dość powszechnie. Czy w zdaniu: Anna przyjęła życzenia i uśmiechnęła się. – też unikałbyś zaimka zwrotnego na jego końcu? Owszem, można napisać: Anna przyjęła życzenia z uśmiechem. W Twoim przypadku można też napisać: …wyszedł z kuchni nie patrząc za siebie.
Niezależnie od wszystkiego, Cezarze, to jest Twoje opowiadanie i będzie napisane słowami, które uznasz za zajwłaściwsze. :)
Brak mi słów, naprawdę. Dlatego napiszę tylko: dziękuję ;)
Bardzo się cieszę, że sprawiłam Ci przyjemność i pozostaję z nadzieją, że – mimo chwilowego braku słów – znajdziesz ich jeszcze mnóstwo, aby napisać kolejne opowiadania. ;)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Czy w zdaniu: Anna przyjęła życzenia i uśmiechnęła się. – też unikałbyś zaimka zwrotnego na jego końcu?
Tak. Utrwaliło mi się, że taka forma stanowi rusycyzm, więc unikam takich zapisów ;)
W Twoim przypadku można też napisać: …wyszedł z kuchni nie patrząc za siebie.
O, to brzmi bardzo dobrze! ;) Zmienione ;)
pozostaję z nadzieją, że – mimo chwilowego braku słów – znajdziesz ich jeszcze mnóstwo, aby napisać kolejne opowiadania. ;)
Oj tak, nie powiedziałem (napisałem?) jeszcze ostatniego słowa ;) Ale to już w 2025… ;)
Raz jeszcze dziękuję;) Wesołych Świąt! ;)
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Cezarze, cieszę się, że jesteś zadowolony z propozycji. :)
Oj tak, nie powiedziałem (napisałem?) jeszcze ostatniego słowa ;) Ale to już w 2025… ;)
Wiesz, że narażasz czytelników na próbę cierpliwości? Pocieszam się jednak, że zajęci atrakcjami nadchodzacy dni jakoś je przetrwamy. Rok 2025 jest już tak blisko! :D
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Wiesz, że narażasz czytelników na próbę cierpliwości?
Ufam, ze zostanie im to wynagrodzone należycie ;) Pomysl juz mam, nawet spisany, więc pójdzie z górki… ;)
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Brzmi obiecująco. :)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Cześć!
Wreszcie przeczytane, niezły pomysł, naprawdę dobrze napisane i ciekawe pomyślane. Dłuższy komentarz jutro.
Pozdrawiam!
„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski
Hej, Krarze! Dzięki za lekturę i zajawkę komentarza ;) w takim układzie czekam na pełną wersję;)
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Hej, opowiadanie trzyma w napięciu (przynajmniej w pierwszej połowie), jest jednocześnie swego rodzaju rozprawką (bądź może formą przypowieści o aspektach niebiańskich i piekielnych, ta końcówka…).
Czuć lekki klimat zamknięcia czy izolacji, kiełkującą paranoję czy spiralę strachu. Bardzo sprawnie to pokazałeś, umiejętnie kreując świat oczami skacowanego – pozornie – imprezowicza, który podobno jest dowódcą, podobno ma kogoś ukarać i niezwykle karnie wykonuje rozkazy, bazując na jakiejś… supermocy? Cała sytuacja jest ciągle niejasna, widmo zagrożenia wisi nad bohaterami. Niewiele wiedziałem o pierwszej ofierze, a mimo to przejął mnie jej los (kolejna sprawa, to co ją faktycznie spotkało). Udane zarządzanie emocjami odbiorcy. Ciągle się też zastanawiam, co skłoniło bohatera do działania: strach, poczucie obowiązku, a może przekonanie o wojskowej przeszłości? Ciekawość rosła z każda kolejna sceną.
Wciąż jeszcze kminię, jak interpretować wizje, których doświadcza bohater: magiczna zdolność dowódcy czy też refleksja nad oceną człowieka na podstawie konkretnego zestawu informacji o nim (mniejsza o sposób uzyskania, dowódca zazwyczaj coś tam o każdym wie).
Wszystko to pokazujesz sprawnie i klimatycznie, niewiele tłumacząc, sprzedając czytelnikowi pewien scenariusz, co całkiem mi się podobało, bo było w czym tropić zamysł… aż dochodzimy do ostatniej sceny, kiedy to akcja przenosi się na nieco inną płaszczyznę (i kiedy niestety się zgubiłem). Dostajemy nieokreślone anioły i demony, nieokreślone zagrożenie z kosmosu w imię którego Mefisto jest gotów dopuszczać mniejsze zło, zwłaszcza, jak się sprzedaje.
Jak rozumiem bohater popełnił samobójstwo, a celem całej draki, poza kasą, było zdobywanie danych/informacji o tym, jak ludzie odróżniają prawdziwe wspomnienia od fantomowych, by mogli lepiej walczyć ze złem z kosmosu… Chyba, strzelam trochę, bo się zgubiłem w tym, a końcówka zrobiła się bardzo otwarta i nie chce się kleić z resztą tekstu. A może tag Absurd gra tu większa rolę niż zakładam? ;-)
Widziałem, że tekst jest nominowany do piórka, przeczytam jeszcze raz, poczytam komentarze (może coś istotnego przeoczyłem) i odezwę się jakoś w weekend.
Pozdrawiam!
„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski
Cześć, Krarze!
rozumiem bohater popełnił samobójstwo, a celem całej draki, poza kasą, było zdobywanie danych/informacji o tym, jak ludzie odróżniają prawdziwe wspomnienia od fantomowych, by mogli lepiej walczyć ze złem z kosmosu…
Dobrze rozumiesz ;)
Myślę, że dla zrozumienia opisanych wydarzeń poza sceną z Mefisto, kluczowa jest ostatnia wizja Kramera, gdy dotyka własnego ramienia.
Pozdrawiam;)
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Powiem Ci cezary_cezary, że wracałam do tego tekstu, próbując zrozumieć, co mnie w nim tak odrzuciło, skoro tak wielu ono zachwyciło. Poza tym lubię Twój styl, poczucie humoru i opowiadania i do tej pory czytałam je z przyjemnością, a tu taki zonk;.
No i w końcu chyba mam. Opowiadanie jest koszmarnie nierówne, jakby pisało je kilku autorów, o różnych umiejętnościach. Są kawałki napisane sprawnie, które wciągają i utrzymują zainteresowanie, a potem są bloki zgrzytów, hamujących i odrzucających. To wywołało u nie rozdrażnienie, bo jak tekst jest słaby, to jest, wskazuję błędy i tyle. Z kolei kiedy jest dobry, to mnie niesie, a tu odbywałam taką jazdę po stoku narciarskim, który co sto metrów miał pas gliny.
Dlatego w głosowaniu będę na NIE.
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Witam ponownie, Ambush!
Tekst pisałem praktycznie na jedno podejście. Dotychczas wychodziły mi głównie teksty humorystyczne, a przynajmniej z elementami humorystycznymi i… prawdę mówiąc odnoszę wrażenie, że, pomimo stosunkowo dobrego ich odbioru, to raczej nie są to treści oczekiwane na forum.
Tutaj chciałem trochę poeksperymentować z formą i treścią, więc miałem świadomość, że opowiadanie może wzbudzić dość skrajne emocje. Chociaż przyznam, że raczej spodziewałem się tych negatywnych. Przyjmuję Twoją opinię z pokorą i postaram się wyciągnąć wnioski na przyszłość.
Wyszedłem że strefy pisarskiego komfortu, a efekty okazały się dla jednych rewelacyjne, dla drugich beznadziejne. Cóż, życie.
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Cześć ponownie!
Przeczytałem komentarze, przeczytałem tekst jeszcze raz i zrozumiałem tyle, co za pierwszym razem. Pomimo sporego naprowadzenia i egzegezy, rozumiem ogólne przesłanie natomiast detale pozostają niejasne i przez to trochę niespójne. Całkiem klimatyczna ta niewiedza, bardzo sprawnie również napisana, ale pozostawia pewien niedosyt (Może zwyczajnie nie jest to mój target albo przeoczyłem coś na pierwszym planie). W samym zakończeniu dosyć sporo tłumaczysz, jakby chcąc ukazać zamysł, ale ono – właśnie przez to – robi wrażenie trochę oderwanego od reszty, uderza w inne tony. Piórkowo będę zatem na NIE.
Pozdrawiam!
„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski
Hej, Krarze!
Dzięki za ponowną wizytę I kolejne podejście do tekstu. Szkoda, że w ogólnym rozrachunku opowiadanie nie siadło.
Z tym zakończeniem, w zasadzie mógłbym napisać to samo, co w odpowiedzi na posta Ambush. Dla jednych czytelników było udane i dzięki niemu opowiadanie jako całość się spinało, dla innych dokładnie odwrotnie. Tak też bywa.
Pozdrawiam serdecznie!
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Siadło i całkiem się spodobało, zwłaszcza początek, w sumie cała droga bohatera trzymała w napięciu, podsycała ciekawość, nawet jeżeli w którymś momencie stało się przewidywalnie, to tylko by prędko multiplikować grozę sytuacji.
Tylko mam problem z zakończeniem, które nie do końca mi się klei i resztą tekstu (w szczególe, ogólną koncepcję chyba łapię, ale no właśnie, chyba), jak dla mnie zbyt ogólnikowo się z nim łączy. Może zabrakło jaskółek gdzieś w trakcie, może wplecenia bohaterów z końcówki gdzieś do środka, by tłumaczenia z samej końcówki nie były konieczne, albo chociaż nieco bardziej rozłożone, by czytelnik płynnie zmienił perspektywę.
Uważam tekst za naprawdę zacny i dobrze napisany, ale z racji zgrzytu (bądź niezrozumienia czegoś w końcówce) jednocześnie nie piórkowy (choć naprawdę niewiele brakuje, przynajmniej do mojego taka).
Pozdrawiam!
„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski
może wplecenia bohaterów z końcówki gdzieś do środka, by tłumaczenia z samej końcówki nie były konieczne, albo chociaż nieco bardziej rozłożone, by czytelnik płynnie zmienił perspektywę
Myślałem o tym, ale ostatecznie zdecydowałem się na taką konstrukcję, by czytelnik doznał na koniec lekkiego szoku poznawczego i musiał na nowo przestawić w głowie wszystkie sceny. Gdyby te elementy pojawiły się wcześniej, to nie byłoby szansy na nowe spojrzenie na całość, właśnie przez pryzmat zakończenia.
Ale oczywiście rozumiem Twoje wątpliwości i postaram się wyciągnąć wnioski na przyszłość.
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Hmm, a Chamuel to dlatego, że wyleciał z kościelnej listy i właściwie do tak do końca do nieba nie należy?
Zaskoczyłeś mnie, czułam, że tam jest coś mocno nie tak, ale takiego zakończenia ni cholery się nie spodziewałam ;) Czyli jak trwoga, to do Boga, ale jak trzeba działać, to spikniemy się z diabłem. W sumie ma to sens, choć chyba nie świadczy dobrze o ludzkiej kondycji. Ale też mamy w historii przykłady, że dla efektów sięgano po mocno kontrowersyjne metody. Z reguły guzik to dawało i jestem ciekawa, jaki będzie końcowy efekt, kiedy do dzieła zabierze się szatan.
Podobało mi się :)
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Przeczytałem już kilka dni temu i przez ten czas mocno się wahałem w piórkowym głosowaniu. Dalej się waham, ale uznałem, że – jak w sądzie – trzeba niepewne sytuacje rozstrzygać na korzyść nominowanego. Opowiadanie wciąga, podobała mi się zagadka fabularna, klimat niepewności i paranoi. Rozstrzygnięcie zagadki nie zwaliło mnie z fotela, ale na pewno nie jest też złe czy niepasujące.
Irko
Chamuel jest archaniołem zagubionych i pojawił się w tekście z tego względu, dla znaczenia symbolicznego. O tym, że wyleciał z listy nie wiedziałem, ale w sumie… pasuje też;)
Ale też mamy w historii przykłady, że dla efektów sięgano po mocno kontrowersyjne metody
Ano, cel uświęca środki…
Serdeczne dzięki za pozytywny feedback! ;)
Zygfrydzie
Bardzo mi miło, że tekst się podobał i go tak pozytywnie oceniasz ;) Dziękuję także za TAKa, szczególnie że nie była to dla Ciebie prosta decyzja ;)
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Czytałem niedługo po publikacji, nawet z przyjemnością, ale nie czułem się na siłach ułożyć wartościowego komentarza. Teraz wypadło mi wrócić z wpisem oceny piórkowej. Od razu mogę powiedzieć, że opowiadanie przeszło próbę czasu – dobrze zapamiętałem tematykę i główne wątki. Najpierw zręcznie wprowadzasz czytelnika w dezorientację, a potem stopniowo odsłaniasz warstwy położenia bohatera. Do końca nie pozwalasz złapać pełnej równowagi, nawet kiedy poznajemy już ideę symulatora decyzji moralnych kapitana statku i wydaje się, że będzie to kulminacja tekstu, zaraz kontrujesz spostrzeżeniem, iż udział w takim eksperymencie i odkrycie prawd o sobie mogłoby być nie do zniesienia dla obiektu badań.
Jeżeli chodzi o minusy, miałem wrażenie pewnej niespójności pomiędzy scenami – trudno mi było uwierzyć, że postać z pierwszych akapitów, rozbrajająco niepewna w rozmowie z podwładną, jest tą samą, która niewiele dalej wygląda na wojskowego brutala terroryzującego załogę. A zakończenie pewnie łatwiej byłoby wymienić niż naprawiać na żywym tekście: entourage laboratoryjnych testów etycznych sprawdzających, czy gość nadaje się na szefa długotrwałej misji kosmicznej, byłby zupełnie wystarczający. Można byłoby nawet pozostawić wątpliwość, czy poderżnął sobie gardło zrozpaczony własną postawą etyczną, czy raczej tym, że ewidentnie zawalił egzamin – a może wręcz liczył na to, że gest samobójczy odbędzie się tylko w ramach symulacji i jakoś odkupi nim swoje błędy? Tymczasem wprowadzenie na koniec aniołów, demonów i najeźdźczych kosmitów, których obecności chyba nic w głównej części fabuły nie sugerowało, moim zdaniem nie dodaje żadnej wartości.
Gdzieniegdzie widoczne błędy interpunkcyjne, zdaje się, że głównie w postaci niewydzielonych zdań podrzędnych:
O tym, że impreza musiała wymknąć się spod kontroli, wiedział już wcześniej
Roztropnie polecił wszystkim założenie uniformów, więc przynajmniej miał napisane czarno na białym, jak kto się nazywa.
Tyle procedur, tyle obostrzeń, a ja nawet nie pamiętam, na czym polegała misja
Nerwowo otwierał kolejne szuflady, aż znalazł to, czego szukał.
Miejscami zatrzymywały mnie też inne kwestie redakcyjne:
załączone były wyjątkowo precyzyjne instrukcje, które należało procedować. Na dowódcy misji, którym najwyraźniej był Kramer, spoczywał obowiązek wytypowania osoby, która weźmie na siebie odpowiedzialność.
Mężczyzna obraca stek, jest pięknie zarumieniony z jednej strony.
Mężczyzna czy stek jest zarumieniony? Poza tym nieco dziwny rym.
Piórkowo po dużych rozterkach na TAK, bo jednak znacznie łatwiej naprawić takie wady niż podrobić takie zalety.
Pozdrawiam ślimaczo!
Cześć, Ślimaku!
Serdecznie dziękuję Ci za wizytę, komentarz oraz głos na TAK!
Z ogromną satysfakcją przyjąłem Twoje uwagi o charakterze pozytywnym, ale przede wszystkim jestem wdzięczny za wskazanie tych elementów, które nie do końca zagrały. Usterki językowe poprawię jutro, jak będę przy komputerze. EDIT: poprawione!
trudno mi było uwierzyć, że postać z pierwszych akapitów, rozbrajająco niepewna w rozmowie z podwładną, jest tą samą, która niewiele dalej wygląda na wojskowego brutala terroryzującego załogę
Przewrotnie napiszę, że ten element miał na celu dezorientację czytelnika. Kramer ma zaszczepiony implant, nie wszystko co robi i widzi jest prawdziwe, albo przez niego zamierzone.
Tymczasem wprowadzenie na koniec aniołów, demonów i najeźdźczych kosmitów, których obecności chyba nic w głównej części fabuły nie sugerowało, moim zdaniem nie dodaje żadnej wartości.
O tym już trochę pisałem przy okazji wcześniejszych komentarzy. Zakończenie jest osadzone w tekście o tyle, że pozwala (a przynajmniej tak zakładałem) spojrzeć na wydarzenia z udziałem Kramera z innej perspektywy. Jako szczura laboratoryjnego stanowiącego maleńki trybik w rozgrywkach istot wyższych, których prawdziwe intencje niekoniecznie muszą pokrywać się z tzw. wersją oficjalną.
Jednak krytyczne komentarze części czytelników (w tym Twój) dotyczące zakończenia stanowią dla mnie cenną wskazówkę i pokazują, że przede mną jeszcze wiele nauki w zakresie budowania fabuły.
Pozdrawiam serdecznie i raz jeszcze dziękuję!
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Cześć!
Jak ja się cieszę, że ten tekst jednak dostał piórko. Biłem się z myślami, finalnie byłem na NIE, ale bardzo jestem rad, że wystarczająca ilość lożan była innego zdania. Są teksty, kiedy od razu wiem, że będę na tak, są i takie, kiedy natychmiast wiem, że będę na nie. Z tym było trudniej, ale – na szczęście – konfiguracja dziewięciu osób zrobiła swoje. Gratulacje z okazji opierzenia, owocnego lożowania no i kolejnych – przynajmniej równie dobrych – tekstów.
Pozdrawiam!
„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski
Brawa! :)
Pecunia non olet
Krarze
Dzięki za dobre słowa! ;] W głosowaniu Loża była “murem podzielona”, ale szczęśliwie miałem dużo punktów od Dyżurnych ;] W ostatnim czasie popełniłem prequel do opowiedzianej tu historii, tym razem biorąc sobie do serca m.in. Twoje uwagi o konieczności lepszego osadzenia zakończenia w treści opowiadanej historii.
Bruce
Dziękuję serdecznie ;]
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Pecunia non olet
Kibicowałam tekstowi i uważam, że jest to tekst, który pamięta się po czasie, a jednocześnie z przyjemnością można do niego wrócić. :)
Piórko jak najbardziej!
Kibicowałam tekstowi i uważam, że jest to tekst, który pamięta się po czasie, a jednocześnie z przyjemnością można do niego wrócić. :)
Piórko jak najbardziej!
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Cześć!
Pętla czasowa to wdzięczny motyw, ale dość trudny w wykonaniu i moim zdaniem, tutaj nie zadziałał. Sam wątek niepamiętania imprezy i odkrywania stopniowo, że wszyscy w okolicy to przestępcy był w porządku, ale zabrakło tu jakiegoś zamknięcia, wniosków, puenty, rozwoju bohaterów. Dania i głównemu bohaterowi, i czytelnikowi jakichś wskazówek, co się dzieje i o czym właściwie jest ta opowieść.
Nie bardzo rozumiem też końcówkę i nie wiem, jak ma się ona do reszty tekstu. Wspominasz o odróżnianiu fantomowych wizji od rzeczywistości, ale nie tłumaczysz w żaden sposób, czy ktokolwiek naprawdę jest przestępcą, czy to wszystko to podpucha, czy na czym to właściwie polega.
Podsumowując, nie zadziałało coś w warstwie logiki, choć za całością widać pomysł. Trzymam kciuki za kolejne próby!
Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.
Hej, Verus!
Dzięki za opinię.
odkrywania stopniowo, że wszyscy w okolicy to przestępcy był w porządku
Ależ nigdzie nie jest napisane, że wszyscy w okolicy to przestępcy.
zabrakło tu jakiegoś zamknięcia, wniosków, puenty, rozwoju bohaterów.
Ta historia nie dotyczy pozostałych członków załogi, a mieszania w percepcji Kramera oraz kwestionowania rzeczywistości. Pozostałych bohaterów celowo sprowadziłem do roli rekwizytów.
Nie bardzo rozumiem też końcówkę i nie wiem, jak ma się ona do reszty tekstu. Wspominasz o odróżnianiu fantomowych wizji od rzeczywistości, ale nie tłumaczysz w żaden sposób, czy ktokolwiek naprawdę jest przestępcą, czy to wszystko to podpucha, czy na czym to właściwie polega.
Do tego już się odnosiłem przy kilku wcześniejszych komentarzach, więc ewentualnie odsyłam tam ;]
Raz jeszcze, dzięki!
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Cześć, Cezary!
Na wstępie gratuluję piórka!
Pierwsza połowa bardzo mnie wciągnęła. Jest napisana lekko i budzi ciekawość. Później dostajemy pętlę i wtedy zacząłem trochę biegać wzrokiem po tekście – pewne bloki tekstu były takie same, stąd chciałem jak najszybciej przebrnąć i dowiedzieć się co i jak. I na końcu w sumie nie wiem XD tzn. to jest ciekawie pomyślane, ale wyjaśnienia i końcówka chyba nie do końca do mnie trafiły.
Natomiast bawiłem się przy tym bardzo dobrze, co jest już chyba Twoją wizytówką ;)
Pozdrówka!
Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.
Heja, Krokusie!
Dzięki, że zajrzałeś! Super, że były elementy, które się spodobały i wciągnęły ;]
I na końcu w sumie nie wiem XD tzn. to jest ciekawie pomyślane, ale wyjaśnienia i końcówka chyba nie do końca do mnie trafiły.
Czyli muszę ograniczyć eksperymentowanie z zakończeniami, zanotowałem ;]
Natomiast bawiłem się przy tym bardzo dobrze
I to jest w sumie najważniejsze ;]
co jest już chyba Twoją wizytówką ;)
Weź, bo się zarumienię… :D
Dzięki raz jeszcze!
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Zaraz po przeczytaniu miałem wątpliwości, czy to jest SF. No bo Mefistofeles i Michał. Ale skoro to jest jakaś symulacja, to może te anioły, których istnienie niektórzy przeczuwają, są rzeczywiste i pracują w jakiejś korporacji testującej matrix.
Nie za bardzo zrozumiałem, dlaczego “jeżeli ludzie nie będą w stanie odróżniać prawdziwych wspomnień od fantomowych wizji, to przegrają jeszcze przed pierwszym wystrzałem”. Obrona przed jakim zagrożeniem z kosmosu, wymaga takiej umiejętności rozróżniania? Pytań jest więcej. Widzę, że wrzuciłeś kontynuację, może ona da odpowiedzi.
Bardzo fajnie się czytało. Gratuluję piórka!
Cześć, AP!
Dzięki za wizytę i dobre słowo ;]
Nie za bardzo zrozumiałem, dlaczego “jeżeli ludzie nie będą w stanie odróżniać prawdziwych wspomnień od fantomowych wizji, to przegrają jeszcze przed pierwszym wystrzałem”. Obrona przed jakim zagrożeniem z kosmosu, wymaga takiej umiejętności rozróżniania?
W dużym uproszczeniu: kosmici są w stanie wywoływać u nas fałszywy odbiór rzeczywistości, roboczo jest to nazwane właśnie fantomowymi wizjami. Trochę jest to wyjaśnione w kolejnym opowiadaniu (czyli technicznie prequelu dla tej historii), ale więcej zamierzam napisać w trzecim i ostatnim. Tylko jeszcze nie wiem, kiedy znajdę na to czas…
Gratuluję piórka!
Dziękuję ;]
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Hej, Cezary.
Wziąłeś w obroty ciekawy temat, choć nie nowy, a nawet przemielony już setki razy. Chyba jednym z ciekawiej zrealizowanych jest “Ślepowidzenie” Petera Wattsa, ale nawet ja, fan zagmatwanej psychologii, strasznie się książką umęczyłem.
To trudne tematy i nie Tobie pierwszemu nie udało się ich udźwignąć. Strona psychologiczna leży, jak sama misja. Nie rozumiem dlaczego zrównałeś swoich bohaterów z poziomem zwykłych tępaków. Ok. Jest pomysł, że nie pamiętają ostatnich dni, a ostatecznie nawet samej misji, ale nie robią też nic, opórcz okrasznych wugaryzmami rozkładania bezradnie rąk, aby czegokolwiek się dowiedzieć. Chociażby kierując się rytynowym postępowaniem czy standadrowymi działaniami w przypadku takich misji. Są przecież liderami, wyjątkowymi jednostkami. W końcu na kilkuosobową misję nie posyła się tłuszczy, która płynie z mainstreamem, tylko jednostki odpowiednio predysponowane. Owszem, ktoś może powiedzieć, że właśnie takich przeciętniaków ktoś wysłał, ale to nie byłoby logiczne, więc chciałbym mieć jakoś umotywowane to w tekście.
Zresztą, mam wrażenie, że skończyło się u Ciebie na pomyśle, a później nie bardzo wiedziałeś już jak, albo nie bardzo Ci się chciało wiarygodnie go wykończyć. Stąd mamy fabułę mocno idącą na skróty:
O tym, że impreza musiała wymknąć się spod kontroli, wiedział już wcześniej, ale że w jej trakcie popełniono poważne przestępstwo, za które przewidziano karę śmierci podlegającą natychmiastowemu wykonaniu…
O karze śmierci mówiło się dawno temu, wiele Państw od niej odeszło. Od zawsze jest to kontrowersyjny i złożony temat, który ty zamykasz w jednym zdaniu “poważniego przestępstwa” i natychmiastowym wykonaniu. Ciężko byłoby pójść jeszcze bardziej na skróty.
Z lakonicznej wiadomości nie wynikało, co konkretnie się stało, ale załączone były wyjątkowo precyzyjne instrukcje, które należało procedować. Na dowódcy misji, a najwyraźniej był nim Kramer, spoczywał obowiązek wytypowania kozła ofiarnego. Kolejnym krokiem miało być natomiast skierowanie jej do komory eutanazyjnej w celu wykonania kary śmierci.
Lakoniczna wiadomość i człowiek, który żyje tylko z piątką innych osób na pokładzie podczas misji, z którą się zżył, chcąc, czy nie chcąc, ma teraz, bez podania przyczyny “wytypować kozła ofiarnego i skierować go do komory eutanazyjnej”. Mam wrażenie, że w ogóle nie zastanowiłeś się na tym, co napisałeś. Wyobraź sobie, Cezary, że przychodzi do Ciebie ktoś władny i wiedząc, że nie grożą Ci praktycznie żadne konsekwencje jeśli nie wykonasz polecenia, każde Ci wysłać natychmiast do komory śmierci jednego z sąsiadów. Ja wiem, że prawie w każdym opowiadaniu ktoś ginie, ale jakieś minimum realizmu trzeba spełniać, żeby opowiadanie było wiarygodne.
W pobocznych wątkach też go brak. Chociażby reakcja Briggs na słowa dowódcy, który odkrył, co się stało:
– Skąd ty?… – syknęła. – Te dane miały być tajne, obiecywali nam świeży start! Jeżeli komukolwiek o tym powiesz… Komukolwiek – przeliterowała. – Zniszczę cię. Słyszysz? Zniszczę.
Dlaczego miałaby go zniszczyć? Człowieka, który trwa z nią na misji. Nawet gdyby o tym komuś powiedział. Pewnie, to było traumatyczne przeżycie i na pewno nie chciała o tym mówić, skoro nikt nie wiedział, ale takie słowa wypowiadają ludzie w sytuacjach zagrożenia. A jakie ona miałaby mieć po wyjawieniu tej tajemnicy?
Twoje opowiadanie to także kolejne piórkowe “retro SF”. Mamy więc:
Kramer chciał pociągnąć temat, ale kątem oka dostrzegł na ekranie komputera powiadomienie sygnalizujące nową wiadomość. Podszedł do urządzenia, najechał kursorem na odpowiednią ikonę i przeczytał ostrzeżenie, że treść jest przeznaczona wyłącznie dla niego.
Ekrany komputera, ikony, kursory, nie brzmi to jakoś specjalnie futurystycznie.
Błysk. Wsiadają do taksówki, kierują się do najbliższej komendy policji. Błysk. Pomieszczenie jest małe, obskurne i pachnie tanimi papierosami. Policjant przyjmuje zgłoszenie. Błysk.
Już teraz praktycznie nigdzie nie można palić w miejscach publicznych. To nawet nie jest retro SF, a cofanie się w czasie.
Podsumowując, nie jestem usatysfakcjonowany lekturą. Potraktowałeś pomysł po łepach, uproszczona psychologia, brak wiarygodnyh powodów czegokolwiek. Masz kilka osób, które straciły pamięć, ale niewiele z tego na końcu wynika.
Pozdrawiam.
Cześć, Darconie!
Przykro mi, że tekst nie sprostał Twoim oczekiwaniom, ale myślę, że po części wynika to z faktu, że szukałeś innych treści, niż ja planowałem przekazać. Przede wszystkim, wydarzenia dzieją się po części w symulacji, dobór współpasażerów jest podyktowany wyłącznie celami badawczymi, nie ich znaczeniem dla "misji".
Niemniej, przyjmuję Twoje uwagi z pokorą i postaram się wyciągnąć wnioski na przyszłość.
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"