- Opowiadanie: Bardjaskier - Bórlingi

Bórlingi

Taki kla­sycz­ny hor­ror, tak mi się przy­naj­mniej wy­da­je :) Po­mysł z szor­ta roz­rósł się nie­ocze­ki­wa­nie, więc nie bę­dzie brał udzia­łu w kon­kur­sie świą­tecz­nym, ale taga zo­sta­wiam :)

 

Dzię­ku­ję za pomoc be­tu­ją­cym :)

 

Miłej lek­tu­ry : ) 

 

bur­ling – rze­czow­nik – sku­ba­nie wełnycze­sa­nie wełny.

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Bórlingi

Prze­strzeń biu­ro­wa przed świę­ta­mi była nie­mal przy­tul­na, można by po­wie­dzieć do­mo­wa. Zga­szo­no neony, które za­le­wa­ły sta­no­wi­ska zim­nym, szpi­tal­nym bla­skiem. Za­stą­pi­ło go cie­płe, po­ma­rań­czo­we świa­tło lam­pek cho­in­ko­wych za­wie­szo­nych na ścia­nach od­dzie­la­ją­cych sta­no­wi­ska oraz na sztucz­nych drzew­kach usta­wio­nych mię­dzy wy­dzia­ła­mi. Ten pół­mrok i śnieg sy­pią­cy za prze­szklo­ny­mi ścia­na­mi spra­wi­ły, że tę­sk­nił za ro­dzi­ną. Sie­dział na krze­śle ob­ro­to­wym, wpa­tru­jąc się z ósme­go pię­tra wie­żow­ca w roz­świe­tlo­ną pa­no­ra­mę mia­sta.

 

Po­kłó­cił się z ojcem przed sa­my­mi świę­ta­mi. Po­szło, oczy­wi­ście, o świa­to­po­gląd i Pawła – naj­lep­sze­go przy­ja­cie­la, który był gejem. Tłu­ma­cze­nia, że Jacek jest w stu pro­cen­tach he­te­ro­sek­su­al­ny, na nic się nie zdały. Oj­ciec zwy­czaj­nie nie po­tra­fił znieść myśli, że jego syn może utrzy­my­wać zna­jo­mość z “kimś takim". Na złość ojcu, Jacek wziął zmia­nę w Wi­gi­lię. Biuro opu­sto­sza­ło, choć do­cho­dzi­ła do­pie­ro szes­na­sta. Po­czuł się sa­mot­ny. Nie­daw­no roz­stał się z dziew­czy­ną. Po trzy­let­nim związ­ku po­zo­stał mu kot w domu i aler­gia. W pracy też nie szło naj­le­piej. Nowa prze­ło­żo­na ewi­dent­nie za nim nie prze­pa­da­ła, co na­tu­ral­nie za­czę­ło się od­bi­jać na wy­ni­kach. Paweł był je­dy­ną osobą, na którą za­wsze mógł li­czyć, i w tym trud­nym okre­sie rów­nież nie za­wiódł. Trzy­mał Jacka z dala od pubów i te­le­fo­nu, ro­biąc wszyst­ko, by przy­ja­ciel nie roz­dra­py­wał go­ją­cej się rany. 

Jacek po­sta­no­wił spę­dzić Wi­gi­lię w mę­skim to­wa­rzy­stwie – z Paw­łem i jego chło­pa­kiem. Byli umó­wie­ni na dwu­dzie­stą drugą, ale Paweł się roz­cho­ro­wał. Wszyst­ko wska­zy­wa­ło na to, że Jacek wróci do domu i sto­czy nie­rów­ny bój z flasz­ką fin­lan­dii, co by­ło­by pro­stą drogą do próby kon­tak­tu z byłą dziew­czy­ną.

 

Na­ci­snął spa­cję, wy­bu­dza­jąc mo­ni­tor z uśpie­nia. W tym samym mo­men­cie po­ja­wił się pro­fil klien­ta i ko­mu­ni­kat o ocze­ku­ją­cym po­łą­cze­niu. Za­ło­żył słu­chaw­ki, po­pra­wił mi­kro­fon i ode­brał.

– Jacek Za­lew­ski, witam w Crazy Meat. W czym mogę pomóc? – wy­po­wie­dział for­mu­łę po­wi­tal­ną i spoj­rzał na pro­fil klien­ta – imię: Zyg­munt, na­zwi­sko: Bór­ling, numer klien­ta, ostat­nie za­mó­wie­nia, ra­chun­ki.

W słu­chaw­ce Jacek sły­szał dziw­ne szep­ty, do­cho­dzą­ce jakby z od­da­li.

– Witam w Crazy Meat, w czym mogę pomóc? – po­wtó­rzył.

– Chcia­łem za­py­tać o płat­no­ści.

Głos był dziw­ny, nie­przy­jem­ny, lekko pi­skli­wy, a w tle wciąż było sły­chać szep­ty.

– Cho­dzi o nie­ure­gu­lo­wa­ne…? – za­czął Jacek.

– Nie! Pro­szę słu­chać uważ­nie!

Głos stał się agre­syw­ny, a szep­ty w tle zdra­dza­ły, że bio­rą­cy udział w roz­mo­wie po­stron­ni są wy­raź­nie po­iry­to­wa­ni.

– Prze­pra­szam – Jacek za­czął ostroż­nie. – Pro­szę do­kład­nie po­wie­dzieć, jak mogę pomóc w spra­wie płat­no­ści?

Jacek nie był przy­go­to­wa­ny na trud­ne­go klien­ta. Wy­rwa­ny z za­my­śle­nia, stał się ła­twym celem. Po­czuł, jak robi mu się cie­pło, a stopa za­czę­ła ner­wo­wo stu­kać piętą o wy­kła­dzi­nę.

– P-ł-a-t-n-o-ś-ć… – prze­li­te­ro­wał pi­skli­wy klient i od­sta­wił słu­chaw­kę, ewi­dent­nie na­ra­dza­jąc się z szep­czą­cy­mi w tle.

– Oczy­wi­ście, chęt­nie po­mo­gę przy płat­no­ściach. Po­pro­szę tylko o imię i na­zwi­sko…

– Numer klien­ta trzy-czte­ry-pięć-je­den-sie­dem-sie­dem – prze­rwał mu nagle głos. – Resz­ta da­nych już się panu wy­świe­tla, praw­da?

Słowo „panu” zo­sta­ło wy­ce­dzo­ne nie­mal jak naj­gor­sza obe­lga. Jacek po­czuł, jak za­le­wa go fala zło­ści.

– W czym mogę pomóc? – po­wie­dział z na­ci­skiem.

Szep­ty na­si­li­ły się, a roz­mów­ca po­wie­dział po­wo­li:

– Nie mam opcji za­pła­ty bli­kiem ani prze­le­wem. Jest tylko opcja “za po­bra­niem”.

Za­pa­dła cisza. Jacek przez krót­ką chwi­lę miał na­dzie­ję, że klient stra­cił po­łą­cze­nie. W słu­chaw­ce usły­szał jed­nak od­de­chy – nie­cier­pli­we, zda­ją­ce się żądać od­po­wie­dzi.

– Prze­pra­szam za utrud­nie­nia – za­czął, le­d­wie pa­nu­jąc nad gło­sem. – Jed­nak ser­wis Crazy Meat au­to­ma­tycz­nie przy­pi­su­je me­to­dę płat­no­ści do da­ne­go za­mó­wie­nia. Nie mamy wpły­wu…

– Wcze­śniej można było pła­cić prze­le­wem – prze­rwał klient, a szep­ty w tle zda­wa­ły się po­twier­dzać jego słowa.

– Ro­zu­mie…

– Ro­zu­miem! – wark­nął głos w słu­chaw­ce.

– Po­in­for­mo­wa­łem już pana, że nie mamy wpły­wu…

– Po­pro­szę z prze­ło­żo­nym.

Szep­ty w tle zdra­dza­ły pod­nie­ce­nie.

– Nie mam moż­li­wo­ści… – Jacek z tru­dem pa­no­wał nad drże­niem dłoni.

– To zrób tak, byś miał.

– Pro­szę po­wie­dzieć, czy mogę pomóc w czymś innym? – po­wie­dział z na­ci­skiem na ostat­nie słowo.

– Na razie w ni­czym nie po­mo­głeś.

Szep­ty uci­chły, a Jacek wy­czuł w tonie głosu coś wię­cej niż złość czy zawód – chłod­ną, nie­wy­po­wie­dzia­ną groź­bę.

– Jeśli nie ma pan wię­cej pytań, zmu­szo­ny je­stem się roz­łą­czyć. We­so­łych świąt – po­wie­dział Jacek i na­je­chał kur­so­rem na czer­wo­ną słu­chaw­kę. Za­mknął oczy i ode­tchnął, ale tylko na chwi­lę, bo w słu­chaw­ce roz­legł się głu­chy trzask.

– Na­słuch – po­wie­dział.

W tej samej chwi­li po­ja­wi­ła się in­for­ma­cja o nowej wia­do­mo­ści. Otwo­rzył maila. To była karta oceny roz­mo­wy. Wid­nia­ło na niej świe­cą­ce na czer­wo­no zero. Po­ni­żej znaj­do­wa­ła się krót­ka no­tat­ka od prze­ło­żo­nej:

„Roz­mo­wa zo­sta­ła prze­pro­wa­dzo­na wbrew stan­dar­dom firmy. W po­nie­dzia­łek za­pra­szam na spo­tka­nie”.

 

Jacek był prze­ko­na­ny, że z jego dzia­łu zo­stał tylko on. Sze­fo­wa mu­sia­ła sie­dzieć w któ­rymś z po­miesz­czeń re­kru­ta­cyj­nych i po­sta­no­wi­ła prze­pro­wa­dzić mo­ni­to­ring roz­mo­wy w Wi­gi­lię. To ozna­cza­ło jedno – bę­dzie mu­siał jak naj­szyb­ciej zmie­nić dział lub pracę.

 

Świa­tło przy wyj­ściu z prze­strze­ni biu­ro­wej za­pa­li­ło się, Jacek zo­ba­czył, jak prze­ło­żo­na pod­cho­dzi do drzwi. Wie­dział, że cze­ka­ła na tę roz­mo­wę. Przy­ło­ży­ła kartę do zamka elek­tro­nicz­ne­go, nawet nie spoj­rza­ła w stro­nę sta­no­wi­ska Jacka, choć do­brze wie­dzia­ła, gdzie sie­dzi, i wy­szła.

 

Jacek wpa­try­wał się w pro­fil klien­ta, czuł, jak ogar­nia go wście­kłość. Kim są tacy lu­dzie, któ­rzy wy­ży­wa­ją się na pra­cow­ni­kach, nie zda­jąc sobie spra­wy, że może to mieć re­al­ny wpływ na życie dru­gie­go czło­wie­ka? Wtedy spoj­rze­nie Jacka padło na adres.

– To nie­da­le­ko – wy­szep­tał.

Spraw­dził dane klien­ta. Bór­ling był osobą pry­wat­ną – to rzad­kość, bo Crazy Meat głów­nie za­opa­try­wał firmy, cza­sem im­pre­zy oko­licz­no­ścio­we. A co cie­kaw­sze, za­ma­wiał bar­dzo duże ilo­ści mięsa, głów­nie wo­ło­wi­ny. Nie była to skala mar­ke­tu, ale na pewno ma­łe­go skle­pu osie­dlo­we­go. Jacek wy­cią­gnął no­tat­nik i za­pi­sał adres.

 

Wy­szedł z biura ostat­ni. Zga­sił świa­tła i zje­chał windą. Na pod­ziem­nym par­kin­gu stał tylko nie­bie­ski opel astra. Jacek usiadł za kie­row­ni­cą i wpa­trzył się w pustą, be­to­no­wą prze­strzeń. Po­czuł brak chęci do życia, a w na­stęp­nej chwi­li złość, którą w ca­ło­ści skon­cen­tro­wał na Bór­lin­gu. Kim był? Jakim pra­wem przy­ło­żył rękę do stanu, w jakim zna­lazł się Jacek? Wy­cią­gnął adres i wpi­sał go w Go­ogle Maps. 

Lu­dzie, jak to w świę­ta, pę­dzi­li za­śnie­żo­ny­mi chod­ni­ka­mi, w ostat­nich go­dzi­nach po­prze­dza­ją­cych Wi­gi­lię, pcha­ni przez obo­wiąz­ki lub nie­za­ła­twio­ne spra­wy. Jacek pod tym wzglę­dem był ponad to – ni­g­dzie mu się nie spie­szy­ło. Je­chał ostroż­nie, choć ruch był nie­wiel­ki. Oglą­dał skle­po­we wy­sta­wy i przy­ozdo­bio­ne ulice, kie­ro­wa­ny gło­sem z na­wi­ga­cji.

Ko­lo­ro­we cen­trum zmie­ni­ło się w trasę śred­ni­co­wą, z któ­rej zje­chał do dziel­ni­cy ze sta­ry­mi ka­mie­ni­ca­mi. Nawet wśród tych czyn­szo­wych miesz­kań i ludzi li­czą­cych dni do końca mie­sią­ca, czuć było świę­ta. Jakiś pijak po­zdro­wił Jacka na przej­ściu dla pie­szych, młoda para wtu­lo­na w sie­bie spa­ce­ro­wa­ła, nie przej­mu­jąc się pa­da­ją­cym śnie­giem, a na ni­ko­mu nie­po­trzeb­nym ka­wał­ku muru ktoś, za­miast prze­kleństw, na­ma­lo­wał cho­in­kę.

Na­wi­ga­cja po­ka­zy­wa­ła pięć minut do celu, gdy opel wje­chał na drogę pro­wa­dzą­cą mię­dzy drze­wa­mi. Jacek włą­czył dłu­gie świa­tła. Pusta ulica i ciem­ny las szyb­ko prze­gna­ły świą­tecz­ny na­strój. Droga zda­wa­ła się nie mieć końca. Jacek spoj­rzał na na­wi­ga­cję – był nie­mal u celu.

– Nie­moż­li­we – po­wie­dział i spraw­dził, czy nie zgu­bił za­się­gu.

Usły­szał klak­son – kie­row­cy nad­jeż­dża­ją­ce­mu z na­prze­ciw­ka nie spodo­ba­ły się dłu­gie świa­tła opla. Na­wi­ga­cja po­in­for­mo­wa­ła o zbli­ża­niu się do skrę­tu w prawo. Jacek nie do­strzegł żad­nej drogi, skrzy­żo­wa­nia, nic. Sa­mo­chód wy­je­chał z lasu. Zo­ba­czył pierw­sze za­bu­do­wa­nia, la­tar­nię i znak z nazwą miej­sco­wo­ści, Go­ogle Maps wska­zy­wa­ła, że Jacek po­wi­nien za­wró­cić.

Zje­chał na par­king obok Żabki. Wy­szedł z auta i spoj­rzał na dwóch fa­ce­tów wy­mie­nia­ją­cych się dwu­set­ką wódki. Minął ich i wszedł do skle­pu. Ślicz­na dziew­czy­na o nie­zwy­kle znu­dzo­nej twa­rzy spoj­rza­ła na niego znad te­le­fo­nu.

– Dzień dobry – po­wie­dział, pod­cho­dząc do kasy.

Nie był pewny, czy mu od­po­wie­dzia­ła. Pa­trzy­ła na Jacka tak, jak pa­trzy go­spo­darz na za­sie­dzia­łe­go go­ścia.

– Prze­pra­szam, czy wie pani, jak do­je­chać pod ten adres?

Spoj­rza­ła na kart­kę.

– A czym pan jeź­dzi?

– Astrą.

– To może pan za­po­mnieć. Na szczę­ście to nie­da­le­ko. Za lasem jest dróż­ka. Pój­dzie nią pan i doj­dzie bez pro­ble­mu, jeśli ma gu­mow­ce.

Jacek od­ru­cho­wo spoj­rzał na adi­da­sy. Ka­sjer­ka wy­chy­li­ła się zza lady i po­wie­dzia­ła:

– Chyba się pan nie przy­go­to­wał.

– Fak­tycz­nie. – Jacek wzru­szył ra­mio­na­mi.

– Może pan spró­bo­wać astrą, ale jak się pan za­ko­pie, to na dobre.

– Dzię­ku­ję, coś wy­my­ślę. I po­pro­szę po­łów­kę ginu.

 

Jacek wy­szedł przed sklep i scho­wał flasz­kę do kie­sze­ni płasz­cza. Fa­ce­ci w gu­mo­fil­cach dys­ku­to­wa­li, re­cho­cząc cza­sem pod ru­da­wy­mi wą­sa­mi. Młod­szy po­pra­wił kasz­kiet, podał rękę na po­że­gna­nie i ru­szył chod­ni­kiem. Jacek po­cze­kał, aż go minie, i pod­szedł do star­sze­go, który do­pi­jał wódkę.

– Dzień dobry – za­czął. – Szu­kam tego ad­re­su. Pani w skle­pie wska­za­ła mi kie­ru­nek, ale po­wie­dzia­ła, że mogę mieć pro­blem z do­jaz­dem. Za­sta­na­wia­łem się, czy jest może jakiś inna droga.

Męż­czy­zna był niski i okrą­gły, mógł do­bie­gać sześć­dzie­siąt­ki. Na gło­wie miał czap­kę uszat­kę, pa­trzył na adres zza gru­bych szkieł oku­la­rów.

– Jak się wie, jak je­chać, to się prze­je­dzie. Tak się skła­da, że ja miesz­kam na­prze­ciw­ko tego domu. Jak mnie pan pod­wie­zie, to po­pro­wa­dzę.

– By­ło­by miło. – Jacek uśmiech­nął się do fa­ce­ta. – Dzię­ku­ję panu.

Męż­czy­zna ścią­gnął skó­rza­ną rę­ka­wicz­kę i podał rękę.

– An­drzej je­stem.

Jacek uści­snął dłoń i za­pro­sił go do sa­mo­cho­du.

 

An­drzej z tru­dem usa­do­wił okrą­głą syl­wet­kę na sie­dze­niu pa­sa­że­ra. Jacek spoj­rzał na błoto od­pa­da­ją­ce z gu­mo­fil­ców na wy­cie­racz­kę astry. Pod­sta­rza­ły gru­ba­sek za­plótł dło­nie na wzdę­tym brzu­chu. Jacek od­pa­lił sil­nik i za­wró­cił w stro­nę lasu.

– Tuż przed linią drzew skręć w lewo i jedź wzdłuż skra­ju – po­wie­dział An­drzej, po­pra­wia­jąc środ­ko­wym pal­cem oku­la­ry zsu­wa­ją­ce się z nosa.

Jacek włą­czył mi­gacz, prze­ciął drogę i zre­du­ko­wał do dwój­ki, gdy auto pod­sko­czy­ło na nie­rów­no­ściach po­la­ny.

– Wi­dzisz ko­le­iny? – za­py­tał pa­sa­żer.

– Nic nie widzę – jęk­nął Jacek, pró­bu­jąc utrzy­mać sa­mo­chód z dala od za­śnie­żo­nych sosen.

Opel śli­zgał się na tra­wie i bło­cie.

– Spo­koj­nie – po­wie­dział An­drzej oj­cow­skim tonem i zła­pał, tro­chę od nie­chce­nia, kie­row­ni­cę astry, lekko ko­ry­gu­jąc kie­ru­nek jazdy.

Opel wje­chał jed­nym kołem na pole, a dru­gim na pła­ską po­wierzch­nię mię­dzy ko­le­ina­mi.

– Tak trzy­maj. – An­drzej pu­ścił kie­row­ni­cę i z po­wro­tem za­plótł dło­nie na brzu­chu.

Auto znów dało się pro­wa­dzić.

– No pro­szę, da się prze­je­chać – za­czął Jacek, pil­nu­jąc, by astra nie wpa­dła w dół. – A już my­śla­łem, że bę­dzie­my dzwo­nić po pomoc dro­go­wą.

– Spo­koj­nie, znam tę drogę jak wła­sny barek. Uwa­żaj, po lewej bę­dzie pień.

– Widzę. – Jacek zre­du­ko­wał do je­dyn­ki i na pół sprzę­gle prze­je­chał obok po­zo­sta­ło­ści po drze­wie.

– No to teraz już z górki – uspo­ko­ił An­drzej i za­gad­nął. – A co cię spro­wa­dza do domu Bór­lin­ga, jeśli można za­py­tać? Spo­tka­nie ro­dzin­ne, zjeż­dżasz na świę­ta?

– Nie cał­kiem – od­parł ostroż­nie Jacek.

– No toś teraz przy­pie­przył. – An­drzej uśmiech­nął się pro­mie­ni­ście. – Wy­bacz, ale je­dziesz pod ad­res-wid­mo.

– Co masz na myśli? – Jacek zer­k­nął na sine usta An­drze­ja roz­cią­gnię­te po czer­wo­ne kości po­licz­ko­we.

– Bór­ling to czło­wiek-duch, a jego dom to za­gad­ka, wiel­ka nie­wia­do­ma i miej­sco­wa le­gen­da. My­śla­łem, że udało mi się tra­fić na ja­kie­goś krew­nia­ka, który mógł­by w końcu wy­ja­śnić, o co cho­dzi z tym Bór­lin­giem.

– Nie bar­dzo ro­zu­miem.

– Ja też. – An­drzej nagle prze­stał się uśmie­chać, zmru­żył oczy utkwio­ne w kie­row­cy.

Jacek zo­ba­czył mię­dzy polem a lasem za­bu­do­wa­nia, po­wo­li wy­ła­nia­ją­ce się z ciem­no­ści. Wiel­kie płat­ki śnie­gu za­czę­ły ob­le­piać szyby opla.

– Prze­pra­szam – za­czął ostroż­nie Jacek – ale moja wi­zy­ta tutaj jest… jest tro­chę nie­do­rzecz­na. Pra­cu­ję w fir­mie, w któ­rej klien­tem jest pan Bór­ling i po­sta­no­wi­łem, nie ukry­wam, z cie­ka­wo­ści, spraw­dzić, kim jest nasz klient.

Jacek wła­śnie zdał sobie spra­wę, jak głu­pio brzmi to, co po­wie­dział.

– Chwi­lecz­kę. – Na twa­rzy An­drze­ja znów po­ja­wił się uśmiech. – Chcesz mi po­wie­dzieć, że znasz Bór­lin­ga?

– To za dużo po­wie­dzia­ne, roz­ma­wia­łem z nim przez te­le­fon.

– Przez te­le­fon?

– Tak, chciał wy­ja­śnić kwe­stię płat­no­ści.

– Płat­no­ści? – An­drzej wy­glą­dał na czło­wie­ka, który świet­nie się bawi. – A płat­no­ści za co, jeśli mogę spy­tać?

– Pra­cu­ję w fir­mie zaj­mu­ją­cej się za­opa­trze­niem skle­pów.

An­drzej uniósł brwi, pa­trzył spod oku­la­rów jak oj­ciec na syna pró­bu­ją­ce­go wy­ja­śnić, że ten dziw­ny za­pach dłoni to wcale nie smród pa­pie­ro­sów.

– Za­opa­tru­je­my firmy w mięso – wy­ja­śnił Jacek.

– To dobre – brzuch An­drze­ja za­trząsł się od śmie­chu, choć twarz nie zdra­dza­ła zbyt­niej we­so­ło­ści. – Skręć w prawo, dalej już bę­dzie równo.

Astra zje­cha­ła z pola mię­dzy stare domy oto­czo­ne rdze­wie­ją­cą siat­ką. Sta­lo­we bramy były uchy­lo­ne, a skrzy­dła trzy­ma­ły się na gru­bych łań­cu­chach. Dziu­ra­we dachy po­ły­ka­ły płat­ki śnie­gu, a nie­ko­szo­na trawa ugi­na­ła się pod na­po­rem bia­łe­go puchu. Więk­szość okien była roz­bi­ta, a wie­ko­we drze­wa się­ga­ły po­wy­krę­ca­ny­mi ga­łę­zia­mi po­pa­da­ją­cych w ruinę do­mostw.

– Chry­ste, ktoś tu miesz­ka?

– Tak, ja – od­po­wie­dział spo­koj­nie An­drzej. – I jesz­cze kilka star­szych osób, więk­szość mło­dych miesz­ka przy dro­dze lub prze­nio­sła się do mia­sta. Tak to już jest, mło­dzież od­cho­dzi, zo­sta­wia­jąc za sobą to, co stare. Za­trzy­maj się tutaj.

Jacek za­par­ko­wał przy ostat­nim domu z me­ta­lo­wym wia­tra­kiem na ogro­dze­niu.

– Bór­ling miesz­ka tam. – An­drzej wy­cią­gnął palec i do­tknął przed­niej szyby.

Jacek wy­łą­czył sil­nik. Świa­tła opla zga­sły, a sa­mo­chód wkom­po­no­wał się w ciem­ność. 

Teren de­li­kat­nie opadł, za ośnie­żo­ny­mi po­la­mi wy­ra­stał las a na wznie­sie­niu, mię­dzy drze­wa­mi a odło­ga­mi, stał pię­tro­wy dom.

– Dalej już nie do­je­dziesz, ale tą ścież­ką doj­dziesz do domu Bór­lin­ga. – An­drzej oparł plecy o sie­dze­nie, by­naj­mniej nie szy­ku­jąc się do wyj­ścia.

– No, nie wiem. Chyba tro­chę ina­czej to sobie wy­obra­ża­łem.

– A co sobie wy­obra­ża­łeś? – za­py­tał An­drzej, wy­cią­ga­jąc pa­pie­ro­śni­cę.

– Sam nie wiem. – Jacek po­czuł, że coś w nim pęka. – Mam trud­ny okres w życiu i wła­ści­wie… nie wiem, czemu tu przy­je­cha­łem.

An­drzej podał Jac­ko­wi skrę­ta.

– Po­czę­stuj się.

– Dzię­ki. Co to jest? – za­py­tał, wska­zu­jąc na gra­wer.

– Kłę­bek wełny, z tego żyję – po­wie­dział An­drzej i się­gnął do kie­sze­ni kurt­ki.

Me­ta­lo­we wieko ben­zy­no­wej za­pal­nicz­ki od­sko­czy­ło. Jacek od­pa­lił skrę­ta od pło­mie­nia.

– Mam coś – po­wie­dział i się­gnął do kie­sze­ni płasz­cza po flasz­kę ginu. – Na­pi­jesz się?

– Oczy­wi­ście – po­twier­dził An­drzej z uśmie­chem.

Sie­dzie­li chwi­lę, pijąc i wy­pusz­cza­jąc dym przez uchy­lo­ne szyby astry.

– Kiedy spro­wa­dził się tu jeden An­glik – za­czął An­drzej i podał flasz­kę Jac­ko­wi – i kupił ten stary dom po Zbo­row­skich, ile ja mo­głem mieć wtedy lat? Nie wię­cej niż osiem. Wtedy jesz­cze w każ­dym z tych domów ktoś za­miesz­ki­wał.

– An­glik?

– Tak, bry­tol pełną gębą. Ni cho­le­ry nie gadał po pol­sku, ale nie mu­siał, miał lo­ka­ja z War­sza­wy, który zaj­mo­wał się wszyst­kim w jego imie­niu. Bór­ling pra­wie nie opusz­czał tego domu. Cza­sem, ponoć, ktoś wi­dy­wał go cho­dzą­ce­go po lesie lub mię­dzy po­la­mi. Gadał do sie­bie. Po­la­ka uzna­no by za wa­ria­ta, ale An­glik, to co in­ne­go, pew­nie my­śli­ciel albo poeta. Cho­le­ra go wie. Dzi­wak, to było pewne.

– I co z nim? – Za­in­te­re­so­wał się Jacek, po­da­jąc gin An­drze­jo­wi.

– No wła­śnie. Ten lokaj znik­nął w końcu. A Bór­lin­ga prze­sta­no wi­dy­wać w oko­li­cy. W tam­tym cza­sie sporo się zmie­ni­ło, świat po­szedł do przo­du… – An­drzej po­dra­pał się po bro­dzie. – Za­dzi­wia­ją­ce, jak szyb­ko po­szedł. Ale choć Bór­lin­ga nie było widać, to nie dawał o sobie za­po­mnieć. Pod­jeż­dża­ły na wzgó­rze różne firmy, prze­ko­py­wa­no zie­mię, cią­gnę­li kable pod dom. A dwa razy w mie­sią­cu po­ja­wia­ły się firmy ca­te­rin­go­we. Sam Bór­ling nigdy do ludzi nie wy­cho­dził, to do niego się fa­ty­go­wa­li. Ale do czasu.

Jacek spoj­rzał na ośnie­żo­ny mur po­ro­śnię­ty po­wo­jem i dach ster­czą­cy nad ogro­dze­niem. W oknie na pod­da­szu świe­ci­ło się słabe, po­ma­rań­czo­we świa­tło.

– Tak, w końcu wszyst­ko się uspo­ko­iło, a dom stał, niby opu­sto­sza­ły, gdyby nie to świa­tło. – An­drzej pod­ła­pał spoj­rze­nie Jacka, utkwio­ne w po­ma­rań­czo­wym punk­ci­ku na wzgó­rzu.

– I nikt nie spraw­dzał, co z Bór­lin­giem?

– Spraw­dza­no, z tro­ski, bo i głu­pio tak czło­wie­ka sa­me­go zo­sta­wić, ale i z cie­ka­wo­ści. Każdy, kto sta­nął u drzwi, o ile się od­wa­żył za­pu­kać, sły­szał za­wsze szme­ry, szep­ty, dys­ku­sję, a na­stęp­nie dziw­ny głos, głos skraj­nie nie­przy­jem­ny, który za­wsze od­pra­wiał go­ścia.

– No, a co z tym An­gli­kiem, żyje jesz­cze?

– No wła­śnie, gdy się tu spro­wa­dził, mógł mieć grubo po sie­dem­dzie­siąt­ce. Nikt nie wie, co się z nim stało. A na do­miar złego w oko­li­cy po­ja­wił się hycel.

– Hycel?

An­drzej po­waż­nie po­ki­wał głową.

– Hycel – po­wtó­rzył. – Naj­pierw znik­nę­ły bez­pań­skie psy krę­cą­ce się po oko­li­cy, na­stęp­nie koty, aż w końcu wszyst­kie leśne stwo­rze­nia, nawet ptaki.

An­drzej uchy­lił okno. Na dwo­rze pa­no­wa­ła głu­cha cisza.

– Z czym ci się ko­ja­rzą małe mia­stecz­ka, hmm?

– Nie wiem, z go­ścin­no­ścią – za­ry­zy­ko­wał Jacek.

– Dobre sobie, z pry­wa­tą. Każdy trzy­ma psa przy domu. Małe mie­ści­ny ko­ja­rzą się z uja­da­niem psów na po­dwór­ku. Sły­szysz?

 Jacek wy­ła­pał tylko szum aut.

– Nic – po­wie­dział An­drzej. – W oko­li­cy nie ma żad­ne­go zwie­rzę­cia. Wtedy lu­dzie za­czę­li się nie­po­ko­ić i omi­ja­li dom Bór­lin­ga sze­ro­kim łu­kiem.

– A to wła­śnie stam­tąd do mnie dzi­siaj dzwo­nio­no – skwi­to­wał Jacek, nieco roz­ba­wio­ny hi­sto­rią.

– Co ty tu ro­bisz, co? – An­drzej wydął usta lśnią­ce od ginu.

– Sam nie wiem, chcia­łem… chyba po­znać dziw­ne­go fa­ce­ta, który na mnie na­krzy­czał. – Jacek uśmiech­nął się i wziął głę­bo­ki od­dech. – No i nie ma lep­szych pla­nów na Wi­gi­lię. Przy­je­cha­łem tu pro­sto z pracy, bo chyba nie wiem, co mam z sobą zro­bić.

– Ja wiem. – An­drzej po­ło­żył cięż­ką dłoń na ra­mie­niu Jacka. – Jedź do domu, wy­śpij się, a jutro, jeśli masz z kim, spędź świę­ta w to­wa­rzy­stwie i za­po­mnij o tej dziu­rze.

– Chyba masz rację.

An­drzej zła­pał bu­tel­kę, która już miała do­tknąć ust Jacka.

– I nie pij, mu­sisz jakoś wró­cić.

– Fak­tycz­nie.

– Po­słu­chaj, prze­myśl sobie wszyst­ko, co ci leży na wą­tro­bie, a potem wra­caj. Ja idę do domu. Je­śli­byś się za­ko­pał na dro­dze lub zwy­czaj­nie nie czuł na si­łach, by wra­cać autem, to wiesz, gdzie mnie szu­kać. Miesz­kam sam, mogę cię prze­no­co­wać w razie po­trze­by.

– Dzię­ki, po­rząd­ny z cie­bie czło­wiek – po­wie­dział Jacek i uści­snął dłoń An­drze­ja.

Palce męż­czy­zny za­ci­snę­ły się na dłoni Jacka ni­czym klesz­cze.

– Po­słu­chaj, ci, co miesz­ka­ją przy dro­dze, mówią o psach i ko­tach, ale ci, któ­rzy żyją u pod­nó­ża tego domu, wie­dzą o Jasiu Za­wadz­kim, który lubił wspi­nać się na mur domu Bór­lin­ga, do chwi­li, gdy prze­padł bez wie­ści.

Twarz An­drze­ja zro­bi­ła się nie­przy­jem­na, oczy świe­ci­ły od al­ko­ho­lu, a usta wy­krzy­wił gry­mas po­gar­dy.

– Anna Stró­drzyń­ska po­szła zry­wać kwiat­ki za domem na wzgó­rzu. Ta­de­usz Nowik lubił grać w piłkę nie­da­le­ko bramy domu An­gli­ka. Co na to po­li­cja? Byli, po­dob­no roz­ma­wia­li… I co? I nic. Dzie­ci miały zgi­nąć w lesie.

Jacek od­cią­gnął rękę, gdy uścisk ze­lżał.

– A potem znów za­czę­li przy­jeż­dżać z ca­te­rin­giem. Kie­row­cy zo­sta­wia­li je­dze­nie przed bramą, a w nocy za­mó­wie­nia zni­ka­ły. Raz na jakiś czas pod­jeż­dża chłod­nia i zo­sta­wia su­ro­we mięso. Crazy meat.

– To firma, w któ­rej pra­cu­ję – wy­ją­kał Jacek.

– Tak, co świę­ta, ale dzi­siaj ich nie było.

– Ja je­stem.

– Tak. Chłop­cze, za­bie­raj się stąd.

– Do­brze.

Pa­sa­żer otwo­rzył drzwi i wy­szedł. Ob­szedł astrę i ru­szył do furt­ki.

Jacek cze­kał, aż za­pa­li się świa­tło przed drzwia­mi, ale nic ta­kie­go się nie wy­da­rzy­ło. An­drzej po pro­stu znik­nął w ciem­no­ści.

 

Jacek nie wie­dział, czego się spo­dzie­wać, ale to za­sko­czy­ło go cał­ko­wi­cie. Wy­szedł z sa­mo­cho­du. W domu An­drze­ja nie za­pa­li­ło się żadne świa­tło. Po­sta­no­wił, że jak już tu jest, to musi przy­naj­mniej zro­bić zdję­cie domu Bór­lin­ga.

Ru­szył na­sy­pem mię­dzy po­la­mi. Białe płat­ki śnie­gu spa­da­ły z ciem­nych chmur. Za wzgó­rzem wiatr po­ru­szał ga­łę­zia­mi drzew jak pa­cyn­karz ku­kieł­ka­mi. Gin roz­grze­wał, a zmar­z­nię­ty śnieg skrzy­piał pod po­de­szwa­mi butów. Mur domu Bór­lin­ga zda­wał się otu­lo­ny bia­łym fu­trem. To śnieg za­le­ga­ją­cy na gę­stym po­wo­ju two­rzył pu­szy­stą war­stwę, która wraz z szpi­cza­stym da­chem i czer­wo­nym świa­tłem bi­ją­cym z nie­wiel­kie­go okna da­wa­ła iście baj­ko­wy obraz domu.

Jacek scho­wał zmar­z­nię­te ręce do kie­sze­ni i sta­nął przed bramą. Grube pręty, wy­krę­co­ne na wzór pną­czy, ozdo­bio­ne me­ta­lo­wy­mi pą­ka­mi róż. Brama wy­sta­wa­ła poza ogro­dze­nie, zwę­ża­jąc się w owal. Jacek zła­pał pręt, nad jed­nym z kwia­tów, skrzy­dło bramy uchy­li­ło się ze zgrzy­tem rdze­wie­ją­cych za­wia­sów. Przed domem ście­lił się jed­no­li­cie gład­ki, biały dywan.

Uchy­lił sze­rzej skrzy­dło i wśli­zgnął się na po­dwór­ko. Śnieg był głę­bo­ki, się­ga­ją­cy łydek. Jacek, po­zo­sta­wia­jąc głę­bo­kie ślady, prze­biegł pod drzwi domu. Zmie­nił usta­wie­nie ka­me­ry w te­le­fo­nie na sel­fie. Zbli­żył głowę do mo­sięż­ne­go lwa z ko­łat­ką w zę­bach i cyk­nął zdję­cie. Spoj­rzał na wy­świe­tlacz, uśmiech­nął się na widok głu­piej miny, którą zro­bił, i wy­słał fo­to­gra­fię Paw­ło­wi. Dopił flasz­kę ginu i wsa­dził w śnieg, na­stęp­nie de­li­kat­nie pchnął drzwi.

Włą­czył la­tar­kę w te­le­fo­nie i oświe­tlił za­ku­rzo­ny przed­po­kój ze sta­ry­mi me­bla­mi, za­śnie­dzia­łym lu­strem i wie­sza­kiem wy­po­sa­żo­nym w półki na buty. Jacek wszedł ostroż­nie i za­mknął za sobą drzwi. Ko­lej­ne pro­wa­dzą­ce do wnę­trza domu były okle­jo­ne ko­lo­ro­wą ta­pe­tą w palmy.

– Dobry wie­czór – po­wie­dział.

– Dobry wie­czór! – po­wtó­rzył.

Wzru­szył ra­mio­na­mi i już miał wyjść, gdy okle­jo­ne ta­pe­tą drzwi uchy­li­ły się bez­gło­śnie. Usły­szał, jak mo­sięż­na klam­ka ude­rza w ramę lu­stra. Zza drzwi wy­pa­dły do przed­po­ko­ju kłęb­ki wełny, lśnią­cej w ciem­no­ści srebr­ną po­świa­tą. Jacek pod­szedł do kłę­bo­wi­ska bia­łych nici. Koł­tu­ny się­ga­ły kolan i wy­peł­nia­ły cały ko­ry­tarz pro­wa­dzą­cy do wnę­trza domu. Jacek za­uwa­żył po­ko­je, gdzie kłę­bo­wi­sko blo­ko­wa­ło przej­ście. Wełna za­le­ga­ła na scho­dach, białe nitki opla­ta­ły szcze­ble ba­lu­stra­dy, cią­gnę­ły się wzdłuż po­rę­czy, wi­sia­ły na lam­pach i za­ku­rzo­nym ob­ra­zie, za­wie­szo­nym na po­żół­kłej ścia­nie. Choć w domu nie było żad­ne­go świa­tła, wnę­trze lśni­ło od sre­brzy­stej po­świa­ty z koł­tuń­ska.

Jacek wy­cią­gnął te­le­fon i włą­czył ka­me­rę. Zro­bił pierw­szy krok. Noga za­pa­dła się w weł­nie po udo. Prze­dzie­ra­jąc się przez sre­brzy­sty puch, do­tarł do po­rę­czy scho­dów. Ob­ser­wo­wał przez ekran te­le­fo­nu na­gry­wa­ne nici za­le­ga­ją­ce pod su­fi­tem i zwi­sa­ją­ce w ro­gach. Te przy­kle­jo­ne do ścian, kla­mek i fra­mug drzwi. Były wszę­dzie. Jacek zro­bił zbli­że­nie ob­ra­zu, ob­wie­szo­ne­go wełną. Przed­sta­wiał por­tret męż­czy­zny o szla­chet­nych ry­sach, z miną po­waż­ną i su­ro­wym spoj­rze­niem, które śle­dzi­ło oglą­da­ją­ce­go obraz. Jacek prze­czy­tał pod­pis pod por­tre­tem: Wil­liam Bur­ling.

Drzwi przed­po­ko­ju za­trza­snę­ły się z hu­kiem. Jacek pod­sko­czył, ręce w bez­wa­run­ko­wym od­ru­chu za­kre­śli­ły w po­wie­trzu dzi­wacz­ny wzór, a te­le­fon wy­le­ciał z dłoni.

Ktoś wsu­nął klucz do zamka, który za­trzesz­czał i za­zgrzy­tał, gdy ry­giel wsu­nął się we fra­mu­gę.

Jacek ru­szył do drzwi, nie­zdar­nie brnąc w weł­ni­stych zwo­jach. Nogi grzę­zły, a nim do­tarł do wyj­ścia, runął na kłę­bo­wi­sko.

– Hej! Hej!

Pró­bo­wał wstać, ale ręce za­pa­dły się w koł­tu­nach, wełna gry­zła w po­licz­ki, dra­pa­ła dło­nie.

– Hej! Otwórz­cie!

Zna­lazł pod­par­cie na ukry­tym w weł­nie stop­niu i zdo­łał wstać. Zła­pał klam­kę i szarp­nął, ale so­lid­ne drew­nia­ne drzwi nawet nie drgnę­ły.

Ro­zej­rzał się za miej­scem, gdzie mógł upaść te­le­fon.

– Kurwa!

Wie­dział, że nie znaj­dzie apa­ra­tu w pa­nu­ją­cym pół­mro­ku. Na wszel­ki wy­pa­dek na­ci­snął włącz­nik na ścia­nie, z na­dzie­ją wpa­tru­jąc się w za­wie­szo­ną obok scho­dów lampę.

– Kurwa!

Ża­rów­ki nawet nie za­mi­go­ta­ły.

– Musi być wyj­ście albo okno.

Scho­dy bie­gną­ce wzdłuż ścia­ny po lewej nie za­chę­ca­ły Jacka. Brnąc przez wełnę, do­tarł do drzwi obok ob­ra­zu Bur­lin­ga, spo­glą­da­ją­ce­go nie­przy­jem­nie z ramy na in­tru­za.

Jacek zła­pał klam­kę i pchnął drzwi, które uchy­li­ły się de­li­kat­nie, by zaraz utknąć, za­blo­ko­wa­ne koł­tu­na­mi.

Zer­k­nął przez szpa­rę. Z wełny wy­sta­wa­ła rama łóżka, opar­cie krze­sła i blat stołu, na któ­rym do­strzegł pła­ski kształt. Na jego po­wierzch­ni za­mi­go­ta­ły czte­ry punk­ci­ki, od któ­rych od­bi­ja­ła się srebr­na po­świa­ta. Nagle zga­sły i znów od­bi­ły świa­tło. Nim Jacek uświa­do­mił sobie, że to dwie pary wpa­trzo­nych w niego oczu, kształt ze­sko­czył z blatu na koł­tuń­sko. Prze­bie­ra­jąc kil­ko­ma pa­ra­mi od­nó­ży, bły­ska­wicz­nie ru­szył w stro­nę drzwi. Biegł po po­wierzch­ni wełny, ni­czym pająk na pa­ję­czy­nie. Jacek doj­rzał coś na kształt na­gie­go torsu i nóg za­koń­czo­nych ma­leń­ki­mi dłoń­mi. Zawył i szarp­nął klam­kę. Po­przez ło­mo­ta­nie serca usły­szał, jak coś wcho­dzi na drzwi od stro­ny po­ko­ju, od­nó­ża stu­ka­ły o drew­nia­ną po­wierzch­nię. Jacek zro­bił krok w tył, z tru­dem ła­piąc rów­no­wa­gę. Bur­ling z ob­ra­zu bacz­nie ob­ser­wo­wał każdy jego ruch.

Jacek ru­szył wzdłuż scho­dów, pod któ­ry­mi od­na­lazł ko­lej­ne drzwi, a po pra­wej za­sło­nię­te nićmi po­miesz­cze­nie. Zbli­żył się ostroż­nie do plą­ta­ni­ny wi­szą­cej w przej­ściu. Wełna two­rzy­ła nie­mal jed­no­li­tą po­wierzch­nię. Po dru­giej stro­nie do­strzegł od­nó­że za­koń­czo­ne ma­leń­ką dło­nią. Palce za­czę­ły sku­bać po­wierzch­nię wełny. Po chwi­li po­ja­wi­ły się ko­lej­ne koń­czy­ny. Dło­nie za­wzię­cie pra­co­wa­ły ni­czym sześć szy­de­łek, wpla­ta­jąc w weł­ni­stą po­wierzch­nię nowe sznur­ki. Jacek do­strzegł drugi kształt, który wszedł na sre­brzy­ste drzwi. Za­uwa­żył ludz­ki tors za­koń­czo­ny zde­for­mo­wa­ną głową, a w miej­scu ra­mion wy­ra­sta­ła pierw­sza para od­nó­ży, ko­lej­na na wy­so­ko­ści klat­ki pier­sio­wej, na­stęp­ne na bio­drach i czymś obłym na końcu kor­pu­su.

Jacek zro­bił krok w tył. Cień w po­miesz­cze­niu, wy­gię­ty głową w stro­nę obłej czę­ści ka­ry­ka­tu­ral­ne­go ciała, się­gnął koń­czy­ną do od­wło­ka i zła­pał w palce nić, wy­su­wa­ją­cą się ni­czym rybie fe­ka­lia. Ko­lej­ne od­nó­ża do­łą­cza­ły, wy­cią­ga­jąc z od­wło­ka sznur, który po chwi­li za po­mo­cą zręcz­nych par rąk zo­stał wple­cio­ny w kłę­bo­wi­sko za­sła­nia­ją­ce przej­ście. Jacek wpadł na deski za­bu­do­wy scho­dów. Czuł, jak nogi pocą się w koł­tuń­sku, cie­pło peł­zło w górę ciała, od prze­po­co­nych stóp po czer­wo­ną twarz. Nie mógł ode­rwać oczu od gro­te­sko­wych stwo­rów peł­za­ją­cych po weł­nia­nych drzwiach. Kątem oka do­strzegł spoj­rze­nie Bur­lin­ga, ścią­gnię­te brwi, wy­krzy­wio­ne wą­skie usta, które zda­wa­ły się zaraz wrza­snąć:

„Precz stąd!”

Jacek ręką tra­fił na klam­kę, dłoń bez­wied­nie na­ci­snę­ła mo­sięż­ny uchwyt. Drzwi otwar­ły się, plecy Jacka nie zna­la­zły pod­par­cia. Pa­ni­ka ści­snę­ła gar­dło, gdy runął po stop­niach, od­bi­ja­jąc się od gru­bej war­stwy wełny. Pal­ca­mi chwy­tał zwi­sa­ją­ce nici, cią­gnąc je za sobą w dół do piw­ni­cy.

Ze scho­dów wpadł w mięk­ką, sre­brzy­stą toń. Za­pa­dał się w weł­nie, ob­ser­wu­jąc, jak nici za­sła­nia­ją drew­nia­ny sufit. Świa­do­mość Jacka z tru­dem na­dą­ża­ła za wy­da­rze­nia­mi na pię­trze. Wełna gry­zła, dra­pa­ła, ale da­wa­ła po­czu­cie bez­pie­czeń­stwa. Do­pie­ro cie­pło grze­ją­ce­go go kłę­bo­wi­ska, nie­zno­śnie na­ra­sta­ją­ce, zmu­si­ło Jacka do dzia­ła­nia.

Wstał. Wełna się­ga­ła mu pasa. Spoj­rzał w górę scho­dów. Szczel­nie ople­cio­ne stop­nie przy­po­mi­na­ły upior­ny plac zabaw dla dzie­ci. Drzwi były lekko uchy­lo­ne, w szpa­rze tuż obok fra­mu­gi zo­ba­czył pa­ję­czy kształt, świe­cą­cy dwie­ma pa­ra­mi czar­nych oczu. Jacek po­czuł, jak trą o sie­bie zęby, zgrzy­ta­jąc, gdy szczę­ka w nie­kon­tro­lo­wa­nym tiku za­czę­ła prze­miesz­czać się z lewej do pra­wej.

Stwór sko­czył na pierw­szy sto­pień, a za nim po­ja­wi­ły się ko­lej­ne. Jacek wrza­snął. Ru­szył w głąb piw­ni­cy, brnąc w koł­tu­ni­sku. Do­strzegł nie­wiel­kie okien­ko za­sy­pa­ne śnie­giem. Do­padł do zim­nej, wil­got­nej ścia­ny. Wy­cią­gnął ręce i chwy­cił śli­ski ka­mień wnęki. Pod­cią­gnął się i pchnął okien­ko, które ugrzę­zło w za­spie. Dzie­siąt­ki od­nó­ży z ci­chym sze­le­stem prze­mknę­ły po weł­nia­nej pod­ło­dze. Jacek zawył i ude­rzył w drew­nia­ną obu­do­wę. Śnieg za­skrzy­piał, gdy rama, ni­czym pług, uto­ro­wa­ła drogę na ze­wnątrz.

Jacek wpełzł w otwór. Wy­sta­wił głowę na ze­wnątrz, brodę i po­li­czek wci­ska­jąc w biały puch. Zo­ba­czył gwiaz­dy mi­go­czą­ce w wy­rwie mię­dzy czar­ny­mi chmu­ra­mi, a po chwi­li – gu­mo­fil­ce i wbitą obok nich ło­pa­tę.

– An­drzej? – wy­chry­piał.

Trzo­nek uniósł me­ta­lo­wą łyżkę, która na chwi­lę znik­nę­ła z pola wi­dze­nia Jacka. Usły­szał świst, gdy ło­pa­ta prze­cię­ła po­wie­trze i z trza­skiem ła­ma­ne­go nosa oraz wy­bi­ja­nych zębów wy­rżnę­ła go w twarz.

Ni­czym bez­wład­na kukła zwa­lił się z po­wro­tem do piw­ni­cy. Nie czuł nic, nic też nie wi­dział, za to sły­szał dzie­siąt­ki dłoni za­wzię­cie pra­cu­ją­cych w po­bli­żu. Świa­do­mość za­czę­ła po­wra­cać wraz z krwią wy­peł­nia­ją­cą usta, le­ją­cą się po twa­rzy i po­twor­nym bólem wbi­ja­ją­cym klin w czasz­kę. Za­char­czał, za­bul­go­tał wy­peł­nia­ją­cą mu usta krwią, dusił się. Po­cią­gnął nosem. Do gar­dła spły­nę­ła lepka ciecz wy­peł­nio­na skrze­pa­mi.

Nie mógł po­ru­szyć rę­ko­ma ani no­ga­mi. Szarp­nął głową, od­ry­wa­jąc coś od twa­rzy, i kasz­ląc, wy­pluł krew na sre­brzy­ste nici. Oszo­ło­mio­ny pa­trzył, jak wełna zmie­nia kolor na szkar­łat­ny. Pa­ję­czy kształt prze­kradł się tuż obok jego głowy. Jacek do­strzegł, jak ktoś za­my­ka okien­ko piw­ni­cy. Wrza­snął, pró­bu­jąc ze­rwać się na nogi, ale żadna koń­czy­na nawet nie drgnę­ła. Spoj­rzał wzdłuż ciała i zo­ba­czył dzie­siąt­ki pa­ję­czych po­sta­ci szczel­nie opla­ta­ją­cych go wełną.

Tuż przy ra­mie­niu dwie małe dło­nie na koń­cach pa­ty­ko­wa­tych nóg. cią­gnę­ły nić, zręcz­nie wpy­cha­jąc ją w otu­la­ją­cy Jacka kokon. Do­strzegł ludz­ką twarz, mię­dzy od­nó­ża­mi, z dwie­ma pa­ra­mi czar­nych oczu, zde­for­mo­wa­ną przez wy­ra­sta­ją­ce z po­licz­ków szczę­ko­czuł­ki – na czub­kach che­li­ce­rów lśni­ły dwa brą­zo­we zęby. Ból roz­sa­dzał czasz­kę, a przę­dza coraz cia­śniej opla­ta­ją­ca ciało, grza­ła nie­mi­ło­sier­nie. Krew za­le­wa­ła gar­dło, a świa­do­mość wyła w pa­ni­ce, gdy oczy Jacka chło­nę­ły obraz pę­ta­ją­cych go kre­atur. W końcu wszyst­ko za­la­ła ciem­ność.

Głowa ude­rzy­ła o sto­pień, przy­wra­ca­jąc Jacka do rze­czy­wi­sto­ści. Chciał zawyć z bólu tną­ce­go czasz­kę ni­czym piła, ale je­dy­nie za­kasz­lał, plu­jąc skrzep­nię­tą krwią. Usta miał suche, za to ciało zlane potem, pul­su­ją­ce od go­rą­ca. Głowę, ople­cio­ną szczel­nie srebr­ną przę­dzą, zdo­łał le­d­wie dźwi­gnąć do pier­si, uni­ka­jąc zde­rze­nia z ko­lej­nym stop­niem piw­nicz­nych scho­dów.

Spoj­rzał wzdłuż ciała wci­śnię­te­go w kokon. Gdzieś w oko­li­cy stóp zo­ba­czył dzie­siąt­ki nici cią­gną­ce się w stro­nę wyj­ścia z piw­ni­cy. W drzwiach pa­ję­cze isto­ty, po­wo­li lecz nie­ubła­ga­nie, szar­pa­ły przę­dzę wraz z za­wi­nię­tym w wełnę Jac­kiem. Tem­pe­ra­tu­ra wciąż rosła. Oczy za­le­wa­ły się łzami, twarz pie­kła i pul­so­wa­ła. Spę­ta­ne ciało, mokre od potu, gry­zła wełna. Jacek jęk­nął, nim obraz znów po­chło­nę­ła ciem­ność.

Cie­pły stru­mień, obry­zgu­ją­cy po­kie­re­szo­wa­ną twarz Jacka, śmier­dział miej­skim sza­le­tem. Po­wie­ki z tru­dem unio­sły się, i Jacek do­strzegł, po­przez za­le­wa­ją­cy po­licz­ki potok, sto­ją­ce­go w roz­kro­ku An­drze­ja. Po­miesz­cze­nie to­nę­ło w po­ma­rań­czo­wym świe­tle. Sta­rzec za­piął roz­po­rek. Coś po­cią­gnę­ło ciało Jacka w górę – naj­pierw nogi, potem tułów, aż w końcu głowę. An­drzej przy­trzy­mał kokon, chwy­ta­jąc za wełnę i spoj­rzał na opuch­nię­tą twarz chło­pa­ka – zła­ma­ny nos, pęk­nię­te wargi, za­schnię­tą krew i mocz spły­wa­ją­cy po czer­wo­nych, roz­grza­nych po­licz­kach.

– Chcia­łeś po­znać Bór­lin­ga – wy­chry­piał. – To jest on.

An­drzej ob­ró­cił za­wie­szo­ny w po­wie­trzu kokon. Wy­su­szo­ne zwło­ki, ubra­ne w ele­ganc­ki gar­ni­tur, spo­czy­wa­ły na tro­nie utka­nym z wełny. Sie­dli­sko ob­sia­dły stwo­ry o pa­ję­czym wy­glą­dzie – kilka przy­cup­nę­ło u stóp trupa, inne na ko­la­nach i ra­mio­nach.

– Który? – za­py­tał An­drzej.

Całe po­miesz­cze­nie zda­wa­ło się mówić dzie­siąt­ka­mi gło­sów, lecz w jed­nym tem­pie:

– Nie dbasz o nas. Przę­dzie­my, zwi­ja­my, pra­cu­je­my, a ty za­po­mi­nasz… za­po­mi­nasz o obiet­ni­cy!

Każdy ze stwo­rów mówił osob­no, ale wszyst­kie prze­ma­wia­ły do­kład­nie w tej samej chwi­li, ni­czym jeden or­ga­nizm.

– Jak to nie dbam? – An­drzej zda­wał się ura­żo­ny. – A do­sta­wy mięsa? A owoce z sadów?

– Obie­ca­łeś żywe… – za­sze­le­ści­ło po­miesz­cze­nie.

– Pa­mię­ta­cie trud­ne czasy? Kiedy mu­sie­li­śmy spła­wiać ob­cych, gdy mu­sie­li­ście gło­do­wać? To przez wasze ła­kom­stwo! A teraz to!

An­drzej pchnął kokon z Jac­kiem, który za­czął się huś­tać i ude­rzać o bark star­ca.

– Za­chcia­ło wam się po­lo­wa­nia i wy­cią­gnę­li­ście tu tego gnoj­ka!

– Chcie­li­śmy mięsa, wię­cej mięsa!

– Wiem, wiem, że ostat­nio do­sta­wy do­cie­ra­ły rza­dziej, ale też był prze­stój w in­te­re­sie. – An­drzej za­czął prze­cha­dzać się wzdłuż tronu ni­czym wasal tłu­ma­czą­cy coś kró­lo­wi. – Ale wie­cie, jak trud­no o kon­trak­ty na wełnę w lecie. Nie! Sie­dzi­cie tu i przę­dzie­cie, nie mar­twiąc się o trans­port, umowy, roz­li­cze­nia, opła­ty dla ludzi ze wsi!

Krew nie­ubła­ga­nie spły­wa­ła do głowy Jacka. Go­rą­co od­bie­ra­ło mu wła­dzę nad zmy­sła­mi – tra­cił słuch, a obraz za­czął się roz­ma­zy­wać.

– Ale może je­stem nie­spra­wie­dli­wy, macie tego. – An­drzej pchnął cią­gnię­ty pod sufit kokon, spoj­rzał na mokrą dłoń i wy­tarł ją o kurt­kę. – Nic już z tym fan­tem nie da się zro­bić, więc go sobie zo­staw­cie. 

An­drzej mówił, a dzie­siąt­ki czar­nych par oczu bacz­nie śle­dzi­ły wę­drów­kę star­ca po po­miesz­cze­niu.

– Ja po was po­sprzą­tam. Jak za­wsze – ści­szył głos, mru­cząc pod wąsem. – Ale po­pro­szę o te­le­fon!

Stwo­ry chwi­lę szep­ta­ły, krę­cąc się na za­koń­czo­nych dłoń­mi od­nó­żach. W końcu z gru­bej war­stwy wełny, tuż przy gu­mo­fil­cach An­drze­ja, wy­su­nął się z kłę­bo­wi­ska apa­rat te­le­fo­nicz­ny.

Sta­rzec schy­lił się i pod­niósł urzą­dze­nie. Wy­mie­rzył sprzęt w lo­so­we­go stwo­ra na ra­mie­niu za­schnię­te­go trupa i po­wie­dział po­waż­nie:

– Żeby mi to było ostat­ni raz. Żad­nych wię­cej in­dy­wi­du­al­nych wy­sko­ków!

Za­la­ne po­ma­rań­czo­wym świa­tłem po­miesz­cze­nie roz­brzmia­ło od szep­tów.

– Cisza! Co to za na­ra­dy?! – Twarz An­drze­ja zła­god­nia­ła. – W za­mian po­my­ślę, jak znów do­star­czyć wam żywy in­wen­tarz.

Stwo­ry na tro­nie unio­sły przed­nie od­nó­ża i za­czę­ły okla­ski­wać prze­mo­wę An­drze­ja. Ko­lej­ne dło­nie za­czę­ły wy­su­wać się z kłę­bo­wi­ska, aplauz do­cho­dził spod ople­cio­ne­go przę­dzą drew­nia­ne­go stro­pu.

Jacek ob­ser­wo­wał tę gro­te­sko­wą scenę z wy­so­ko­ści skle­pie­nia, gdzie za­wisł kokon.

An­drzej uniósł ręce i po­ma­chał do po­miesz­cze­nia.

– Do­brze, do­brze, już do­brze.

Brawa jed­nak nie ci­chły, aż zre­zy­gno­wa­ny sta­rzec mruk­nął coś i wy­szedł.

Kokon po­ma­łu krę­cił się, przy­cze­pio­ny do belki no­śnej. Nim Jacek stra­cił przy­tom­ność z prze­grza­nia i ude­rza­ją­cej do mózgu krwi, doj­rzał dzie­siąt­ki mniej­szych ko­ko­nów, z któ­rych wy­sta­wa­ły kości zwie­rząt i ludzi. Brawa uci­chły, a małe po­miesz­cze­nie pod da­chem wy­peł­nił od­głos od­nó­ży peł­za­ją­cych w stro­nę stro­pu. 

 

An­drzej podał flasz­kę wódki Ja­nu­szo­wi i za­py­tał, ob­ser­wu­jąc wy­sia­da­ją­cych z ma­ti­za chło­pa­ków:

– Po­słu­chaj, spra­wę tego opla mamy za­ła­twio­ną?

– Ro­ze­bra­ny na czę­ści – od­po­wie­dział Ja­nusz, wy­krzy­wia­jąc usta od szczy­pią­cej w wargi czy­stej wódki.

– To do­brze, a ci tam, to co za jedni?

– Nie mam po­ję­cia, przy­jezd­ni za­pew­ne.

Ja­nusz po­że­gnał się, oddał flasz­kę An­drze­jo­wi i ru­szył w stro­nę domu. Po chwi­li dzwo­nek w drzwiach Żabki za­brzę­czał, a w progu sta­nę­ło dwóch przy­jezd­nych i córka An­drze­ja.

– Oj­ciec! – za­wo­ła­ła. – Tych dwóch pyta o po­sia­dłość Bór­lin­ga.

Córka po­wie­dzia­ła coś do chło­pa­ków i wró­ci­ła do skle­pu. Przy­jezd­ni mieli dziw­ny chód, szli nie­na­tu­ral­nie bli­sko sie­bie, nie­mal sty­ka­jąc się bio­dra­mi. An­drzej ob­ser­wo­wał ich po­przez sy­pią­cy śnieg.

– Dzień dobry, na­zy­wam się Paweł, to mój przy­ja­ciel Aleks. – Chło­pa­ki po­da­li mu ręce.

– Dobry – mruk­nął An­drzej, ści­ska­jąc de­li­kat­ne dło­nie o wy­pie­lę­gno­wa­nych pa­znok­ciach.

– Szu­ka­my ko­le­gi. Na­zy­wa się Jacek. Udało nam się usta­lić, że ostat­nio wi­dzia­no go w tej oko­li­cy.

– Usta­lić? – za­py­tał An­drzej, za­cie­ka­wio­ny.

Ten o imie­niu Aleks wy­cią­gnął te­le­fon i po­ka­zał An­drze­jo­wi zdję­cie Jacka przed po­sia­dło­ścią Bór­lin­ga.

– Do­sta­li­śmy taką wia­do­mość w dniu, w któ­rym znik­nął Jacek. Czy wie pan może, gdzie znaj­du­je się ten dom? – za­py­tał Paweł.

An­drzej ob­ser­wo­wał usta chło­pa­ków, po­sma­ro­wa­ne po­mad­ką, dziw­ne fry­zu­ry, dłu­gie płasz­cze zwi­sa­ją­ce na szczu­płych ra­mio­nach i buty, zde­cy­do­wa­nie nie pa­su­ją­ce do pory roku.

– A wie­cie, że miesz­kam nie­da­le­ko tego domu? Jeśli mnie pod­rzu­ci­cie, chło­pa­ki, to wam go po­ka­żę – po­wie­dział, uśmie­cha­jąc się nie­przy­jem­nie.

Koniec

Komentarze

Hej,

Wra­cam po becie 

Fajny, kli­ma­tycz­ny tekst – nie­ty­po­wy spo­sób na spę­dze­nie wi­gi­lii :D 

Po­zdra­wiam :)

Hejo.

Wy­śmie­ni­cie wy­sma­żo­ne danie. Po­mysł, wy­ko­na­nie i brak hap­py-en­du, czyli mamy wszyst­kie trzy dia­men­ty w ko­ro­nie za­je­bi­sto­ści. Świet­ny ten pa­tent z wełną i pa­ję­czy­mi stwo­ra­mi. W ogóle już dawno za­uwa­ży­łem pa­ra­doks, że mimo iż arach­no­fo­bia jest naj­po­pu­lar­niej­szą fobią na świe­cie, opek z pa­ją­ka­mi wcale nie ma tak dużo.

Bar­dzo dobry tekst.

Ca­nu­las – dzię­ku­ję, dzię­ku­ję bar­dzo – tekst pi­sa­łem po no­cach z dłu­gi­mi prze­rwa­mi i nie spo­dzie­wa­łem się, że zo­sta­nie cie­pło przy­ję­ty:). Bar­dzo mi miło i po­zdra­wiam :)

"On jest dziw­nym wir­tu­ozem – Na or­ga­nach ludz­kich gra Bu­dząc za­chwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Po­wiedz, kogo ob­cho­dzi gra, Z któ­rej żywy nie wy­cho­dzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złu­dze­nia! Na sobie te­stu­je­my Każdą praw­dę i mit."

pnzr­div.117, skry­ty i Edward – jeśli doj­dzie :) – dzię­ku­ję jesz­cze raz za betę – dobra ro­bo­ta

"On jest dziw­nym wir­tu­ozem – Na or­ga­nach ludz­kich gra Bu­dząc za­chwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Po­wiedz, kogo ob­cho­dzi gra, Z któ­rej żywy nie wy­cho­dzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złu­dze­nia! Na sobie te­stu­je­my Każdą praw­dę i mit."

Wbrew po­zo­rom trud­no o do­brze na­pi­sa­ny hor­ror.

Tak jak ko­me­dię, bo tak samo trud­no jest roz­ba­wić jak i prze­stra­szyć czy­tel­ni­ka.

"On jest dziw­nym wir­tu­ozem – Na or­ga­nach ludz­kich gra Bu­dząc za­chwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Po­wiedz, kogo ob­cho­dzi gra, Z któ­rej żywy nie wy­cho­dzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złu­dze­nia! Na sobie te­stu­je­my Każdą praw­dę i mit."

Hej!

To krót­ko po­be­to­wo bo wszyst­ko omó­wi­li­śmy na becie.

Fajny tekst, szcze­gól­nie po­do­ba­ła mi się pierw­sza po­ło­wa. Ale ogól­nie bi­blio­tecz­ny hor­ro­rek wiec kli­kam :)

Po­zdra­wiam!

Witaj. :)

 

Ze spraw tech­nicz­nych za­trzy­ma­ły mnie na­stę­pu­ją­ce frag­men­ty (do prze­my­śle­nia):

Otwo­rzył ją maila. – cze­goś bra­ku­je lub cze­goś jest za dużo

A nad­miar złego oko­li­ca na­wie­dził hycel. – tu też?

Roz­mo­wa zo­sta­ła prze­pro­wa­dzo­na wbrew stan­dar­dom firmy. W po­nie­dzia­łek za­pra­szam na roz­mo­wę – czy po­wtó­rze­nie ce­lo­we?

Cza­sem, ponoć, ktoś wi­dy­wał go cho­dzą­ce­go po lesie lub mię­dzy po­la­mi. Ponoć gadał do sie­bie. – i tu?

Na gło­wie miał czap­kę-uszan­kę… – tu tylko do­py­tam, bo znam inną wer­sję – czy ma być tak, czy cho­dzi­ło o „uszat­kę”?

na wznie­sie­niu, mię­dzy drze­wa­mi, a odło­ga­mi, stał pię­tro­wy dom. – wy­da­je mi się, że przed „a” prze­ci­nek jest zbęd­ny (?)

Tak, w końcu wszyst­ko się uspo­ko­iło, a dom stał, niby opu­sto­sza­ły, gdyby nie te świa­tło. – czy ce­lo­wo taka forma w wy­po­wie­dzi bo­ha­te­ra?

Jeśli byś się za­ko­pał na dro­dze lub… – razem?

Ople­cio­ną szczel­nie głowę srebr­ną przę­dzą zdo­łał le­d­wie dźwi­gnąć do pier­si, uni­ka­jąc zde­rze­nia z ko­lej­nym stop­niem piw­nicz­nych scho­dów. – tu mi tro­chę nie gra szyk

 

Fe­no­me­nal­ny kli­mat, uwiel­biam takie, hor­ror po pro­stu do­sko­na­ły – nie­prze­wi­dy­wal­ny, po­my­sło­wy, trzy­ma­ją­cy w na­pię­ciu. :)

Przy oka­zji taka re­flek­sja – nie cier­pię na arach­no­fo­bię, choć nie mogę po­wie­dzieć, że uwiel­biam pa­ją­ki, jed­nak od dzie­ciń­stwa mam za­ko­do­wa­ne, że za­bi­jać ich ab­so­lut­nie nie wolno (chyba że w obro­nie wła­snej lub kogoś bli­skie­go). :)

Po­dwój­ny klik, bo pi­szesz na­praw­dę świet­nie, brawa! :)

Po­wo­dze­nia, po­zdra­wiam ser­decz­nie. :)

Pe­cu­nia non olet

Hej bruce,

 

dzię­ku­ję za ła­pan­kę, ko­men­tarz i po­dwój­ne­go klika – ja też się nie spo­dzie­wa­łem, więc jest 1:1 :). A po czar­nym mo­no­li­cie, też nie uwa­żam by ten tekst był lep­szym kan­dy­da­tem do piór­ka o ile w ogóle bę­dzie miał szan­sę o te piór­ko po­wal­czyć :).

 

 

Na gło­wie miał czap­kę-uszan­kę… – tu tylko do­py­tam, bo znam inną wer­sję – czy ma być tak, czy cho­dzi­ło o „uszat­kę”?

To są uroki mojej dys­lek­sji – za­wsze my­śla­łem, że to czap­ka uszan­ka :D

 

Tak, w końcu wszyst­ko się uspo­ko­iło, a dom stał, niby opu­sto­sza­ły, gdyby nie te świa­tło. – czy ce­lo­wo taka forma w wy­po­wie­dzi bo­ha­te­ra?

W za­my­śle tak, “gdyby nie te…” dość czę­sto sły­szę w wy­po­wie­dzi róż­nych osób i pew­nie też tak mówię – chyba, że cho­dzi o coś in­ne­go, czego nie wy­ła­pa­łem :) 

 

Ople­cio­ną szczel­nie głowę srebr­ną przę­dzą zdo­łał le­d­wie dźwi­gnąć do pier­si, uni­ka­jąc zde­rze­nia z ko­lej­nym stop­niem piw­nicz­nych scho­dów. – tu mi tro­chę nie gra szyk

 

Tak chyba le­piej – Głowę, ople­cio­ną szczel­nie srebr­ną przę­dzą, zdo­łał le­d­wie dźwi­gnąć do pier­si, uni­ka­jąc zde­rze­nia z ko­lej­nym stop­niem piw­nicz­nych scho­dów.

 

 

Bra­ku­je mi tro­chę Two­ich bet – choć były strasz­ne :) ale też nie­zwy­kle roz­wi­ja­ją­ce.

 

Przy oka­zji taka re­flek­sja – nie cier­pię na arach­no­fo­bię, choć nie mogę po­wie­dzieć, że uwiel­biam pa­ją­ki, jed­nak od dzie­ciń­stwa mam za­ko­do­wa­ne, że za­bi­jać ich ab­so­lut­nie nie wolno (chyba że w obro­nie wła­snej lub kogoś bli­skie­go). :)

Na szczę­ście to nie pa­ją­ki i żaden nie ginie :D – też tak mam, za­bi­jam pa­ją­ka do­pie­ro w chwi­li gdy jest zbyt upar­ty by dać się wy­nieść w szklan­ce za okno – czyli przez przy­pa­dek :) 

 

I myślę, że do­brze by zro­bi­ło spo­łecz­no­ści gdy­byś zo­sta­ła dy­żur­ną :). Ostat­nio jak po­li­czy­łem to wy­cho­dzi może 10 tek­stów na mie­siąc w tym więk­szość szor­tów, na pewno Twoje dy­żu­ro­wa­nie by­ło­by mile wi­dzia­ne :). 

 

Po­zdra­wiam :)

 

 

 

"On jest dziw­nym wir­tu­ozem – Na or­ga­nach ludz­kich gra Bu­dząc za­chwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Po­wiedz, kogo ob­cho­dzi gra, Z któ­rej żywy nie wy­cho­dzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złu­dze­nia! Na sobie te­stu­je­my Każdą praw­dę i mit."

Hej Edward Pi­tow­ski,

 

dzię­ku­ję bar­dzo za klika i betę :) 

 

Po­zdra­wiam :)

"On jest dziw­nym wir­tu­ozem – Na or­ga­nach ludz­kich gra Bu­dząc za­chwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Po­wiedz, kogo ob­cho­dzi gra, Z któ­rej żywy nie wy­cho­dzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złu­dze­nia! Na sobie te­stu­je­my Każdą praw­dę i mit."

pnzr­div.117, skry­ty i Edward – jeśli doj­dzie :) – dzię­ku­ję jesz­cze raz za betę – dobra ro­bo­ta

przy­jem­ność po mojej stro­nie :)

 

No jest nie­złe. Przede wszyst­kim dość na­tu­ral­ne i czyta się płyn­nie. Scena z wełną gdzieś tam zo­sta­je w pa­mię­ci i jest moim zda­niem dość ory­gi­nal­na dla­te­go uwa­żam, że bi­blio­te­ka to mi­ni­mum, a piór­ko… kto wie? Może tym razem się uda :p

 

Po­zdra­wiam i we­so­łych świąt!

Kto wie? >;

He­he­he, dzię­ki, ale jak wiesz, to nie tyle punkt za punkt, bo no­mi­no­wa­łam i wcze­śniej Twoje opo­wia­da­nia, po pro­stu widzę nie­sa­mo­wi­ty pro­gres i – jak już pi­sa­łam przy “mo­no­li­cie” – do­ce­niam Twoją wy­trwa­łość, am­bi­cję oraz bar­dzo cier­pli­wą pracę nad warsz­ta­tem, która daje do­sko­na­le efek­ty. :)

Co do moich wąt­pli­wo­ści ję­zy­ko­wych, wszyst­ko jak naj­bar­dziej jasne, a w mowie po­tocz­nej bo­ha­te­rów czę­sto wy­stę­pu­ją takie nie­ty­po­we okre­śle­nia. :) 

Spra­wa dy­żu­ro­wa­nia nadal za­le­ży od wielu in­nych wa­run­ków i czyn­ni­ków; może kie­dyś zdo­łam, na razie nie­ste­ty jest z tym mega cięż­ko, bo – jak to bywa w życiu – nie znam dnia ani go­dzi­ny, a ja nie lubię cze­goś, co obie­ca­łam/zo­bo­wią­za­łam się, nie do­trzy­my­wać. :)

Po­zdra­wiam ser­decz­nie, po­wo­dze­nia, dzię­ki. :)

Pe­cu­nia non olet

skry­ty– wow dzię­ki, na­praw­dę nie spo­dzie­wa­łem się, że bór­lin­gi tak się do­brze spi­szą :) Bar­dzo dzię­ku­ję :). A pa­mię­tasz księ­cia Egona? Jest nowy kon­kurs i myślę, że to dobra oka­zja by na­pi­sać kon­ty­nu­ację jego przy­gód ;)

 

bruce – wszyst­ko jasne nie na­ma­wiam, jak bę­dziesz zde­cy­do­wa­na to wiedz, że pew­nie wiele osób to do­ce­ni :) Dzię­ku­ję…

 

I życzę wam we­so­łych i zdro­wych świąt :)  

"On jest dziw­nym wir­tu­ozem – Na or­ga­nach ludz­kich gra Bu­dząc za­chwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Po­wiedz, kogo ob­cho­dzi gra, Z któ­rej żywy nie wy­cho­dzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złu­dze­nia! Na sobie te­stu­je­my Każdą praw­dę i mit."

Wza­jem­nie i dzię­ku­ję, We­so­łych, Zdro­wych i Ro­dzin­nych także dla Cie­bie, Bar­dja­skie­rzeheart

Pe­cu­nia non olet

A pa­mię­tam tylko wtedy byłeś chyba za­ma­sko­wa­ny :) 

Kto wie? >;

Teraz też będę ;)

"On jest dziw­nym wir­tu­ozem – Na or­ga­nach ludz­kich gra Bu­dząc za­chwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Po­wiedz, kogo ob­cho­dzi gra, Z któ­rej żywy nie wy­cho­dzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złu­dze­nia! Na sobie te­stu­je­my Każdą praw­dę i mit."

Jacek pod tym wzglę­dem był po­nad­to – ni­g­dzie mu się nie spie­szy­ło.

Wy­wa­li­ła­bym wy­bol­do­wa­ne.

 

re­cho­cząc cza­sem pod ru­da­wy­mi wą­sa­mi.

Fajne, ale coś mi nie gra. Może skry­wa­jąc re­chot pod ru­da­wy­mi wą­sa­mi?

 

To jest wła­śnie takie opo­wia­da­nie, któ­re­go nie chcę i chcę czy­tać. Bo odkąd An­drzej po­wie­dział, że miesz­ka nie­da­le­ko, to już za­czę­łam mru­czeć: Nie idź tam!

No, ale czy ktoś mnie po­słu­chał.

Te szep­czą­ce głosy będą mi się śniły. Aż skóra cierp­nie.

 

Opo­wia­da­nie prze­ra­ża­ją­ce i za­chwy­ca­ją­ce. Z każ­dym ko­lej­nym czy­ta­niem po­do­ba mi się bar­dziej.

Piór­ko­wo je­stem na TAK

I jesz­cze duży plus za lo­kal­ne smacz­ki, pie­ru­nie;)

"nie mam jak po­rów­nać sa­mo­po­czu­cia bez ba­ła­ga­nu..." - Anan­ke

Hej Am­bush – dzię­ku­ję, jest mi bar­dzo miło, że się po­do­ba­ło:) spoj­rzę na uster­ki ale jak już będę miał kom­pu­ter pod ręką:). Po­zdra­wiam :)

"On jest dziw­nym wir­tu­ozem – Na or­ga­nach ludz­kich gra Bu­dząc za­chwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Po­wiedz, kogo ob­cho­dzi gra, Z któ­rej żywy nie wy­cho­dzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złu­dze­nia! Na sobie te­stu­je­my Każdą praw­dę i mit."

Ave, Bar­dzie! 

 

Na star­cie masz mi­nu­sa, że mnie nie za­pro­si­łeś do bety :( Mam ostat­nio na­tłok zajęć, to sam nie prze­glą­dam za­kład­ki z be­ta­mi, ale żeby od razu tak czło­wie­ka bru­tal­nie po­mi­nąć… no skan­dal! XD

 

Skoro mamy to już wy­ja­śnio­ne, to mogę przejść do wra­żeń z lek­tu­ry. Po tym, jak Jacek obe­rwał ło­pa­tą mia­łem prze­świad­cze­nie, że do­brze wy­ty­po­wa­lem toż­sa­mość Bór­lin­ga, ale w dal­szej czę­ści po­ka­za­łeś, że nie jest to takie oczy­wi­ste. 

 

W pierw­szej czę­ści mia­łem wra­że­nie, że tro­chę za wolno toczy się akcja. Ale znowu, od mo­men­tu pod­wóz­ki An­drze­ja tempo opo­wie­ści stop­nio­wo ro­śnie, po­dob­nie zresz­tą jak nie­po­kój w gło­wie. Bór­lin­gi oka­za­ły się cre­epy do po­tę­gi entej… Nie mogę wyjść z po­dzi­wu, jak umie­jęt­nie kre­ślisz roz­ma­ite po­czwa­ry xD

 

Czy­ta­łem na jed­nym wde­chu, mimo póź­nej pory, więc ewi­dent­nie eg­za­min z utrzy­my­wa­nia uwagi czy­tel­ni­ka za­li­czy­łeś na piąt­kę z plu­sem ;)

 

Póki co klik­nę do bi­blio­te­ki;)

Jak opi­sał mnie pe­wien zacny Bard: "Szysz­ko­wy Czem­pion Nie­skoń­czo­no­ści – lord lata, im­pe­ra­tor szor­tów, naj­wspa­nial­sza por­ta­lo­wa Szy­szu­nia"

Hej C_C – wrzu­cam sobie tekst na betę, a tu trzask – prask i zgła­sza się trzech chęt­nych do po­mo­cy. Myślę sobie: "Ce­za­ry jest za­ro­bio­ny, nawet nie ma czasu by be­to­wać swoje tek­sty, dam mu ode­tchąć". A tu taka nie­wdzięcz­ność;) – za to masz jak w banku, że Cię ZA­PRO­SZĘ do be­to­wa­nia tek­stu na kon­kurs hu­mo­rza­sty – zo­ba­czy­my czy po moich "żar­tach" nadal bę­dziesz tak chęt­ny do dal­szych bet;). No to mogę przejść do wra­żeń po Twoim ko­men­ta­rzu :D Cały czas sły­szę, że dużo po­sta­ci, aż fa­bu­ła po­krę­co­na i trze­ba się sku­pić – by się w niej od­na­leźć;). To po­my­śla­łem sobie, że zro­bię takie kla­sycz­ne opo­wia­da­nie z jed­nym bo­ha­te­rem, bez prze­sko­ków cza­so­wych bez zmia­ny per­spek­ty­wy, z nar­ra­cją sku­pia­ją­cą się wy­łącz­nie na na­szym Ja­cu­niu. Chcia­łem zo­ba­czyć, raz – czy po­tra­fię tak po­pro­wa­dzić cie­ka­wą hi­sto­rię, dwa – jak mi się bę­dzie nad nią pra­co­wa­ło. I przy­zna­ję, że chyba punkt pierw­szy wy­szedł do­brze, a drugi oka­zał się strasz­nie nudny ;). I przy­znam się, że do bór­lin­gów wra­ca­łem mniej chęt­nie niż do in­nych moich tek­stów – co nie zna­czy, że osta­tecz­nie je­stem nie­za­do­wo­lo­ny :). No i może wła­śnie te kla­sycz­ne pro­wa­dze­nie hi­sto­rii może po­wo­du­je, że gdzieś na po­cząt­ku tro­chę prze­dłu­ży­łem wpro­wa­dza­nie bo­ha­te­ra. Choć ktoś już pisał, że to wła­śnie pierw­sza część mu się bar­dziej po­do­ba niż drugą ;). Więc nie wiem i jak za­wsze – ilu czy­tel­ni­ków tyle wra­żeń z lek­tu­ry:). Dzię­ku­ję Ce­za­ry za ko­men­tarz i klika i obie­cu­ję l, że będę Cię spa­mo­wał pro­po­zy­cja­mi do bety ;) Po­zdra­wiam :)

"On jest dziw­nym wir­tu­ozem – Na or­ga­nach ludz­kich gra Bu­dząc za­chwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Po­wiedz, kogo ob­cho­dzi gra, Z któ­rej żywy nie wy­cho­dzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złu­dze­nia! Na sobie te­stu­je­my Każdą praw­dę i mit."

zo­ba­czy­my czy po moich "żar­tach" nadal bę­dziesz tak chęt­ny do dal­szych bet;)

Jak opi­sał mnie pe­wien zacny Bard: "Szysz­ko­wy Czem­pion Nie­skoń­czo­no­ści – lord lata, im­pe­ra­tor szor­tów, naj­wspa­nial­sza por­ta­lo­wa Szy­szu­nia"

Myślę, że na wzór Brzy­twy Lema po­win­na po­wstać na forum Brzy­twa Krara. Te ob­le­śne pa­ją­ki (bór­lin­gi) utkwi­ly mi dość mocno w gło­wie. Tym samym uwa­żam, że by­ła­by szko­da, gdyby nie po­wal­czy­ły jesz­cze o głowy (i uzna­nie) Loży. Do­rzu­cam no­mi­na­cję do piór­ka;)

Jak opi­sał mnie pe­wien zacny Bard: "Szysz­ko­wy Czem­pion Nie­skoń­czo­no­ści – lord lata, im­pe­ra­tor szor­tów, naj­wspa­nial­sza por­ta­lo­wa Szy­szu­nia"

:) dzię­ku­ję bar­dzo :)

"On jest dziw­nym wir­tu­ozem – Na or­ga­nach ludz­kich gra Bu­dząc za­chwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Po­wiedz, kogo ob­cho­dzi gra, Z któ­rej żywy nie wy­cho­dzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złu­dze­nia! Na sobie te­stu­je­my Każdą praw­dę i mit."

Przy­znam, ze udało Ci się mnie za­sko­czyć. Z opi­sa­nych ob­ja­wów wy­ni­ka­ło, że w tam­tej oko­li­cy za­in­sta­lo­wał się kla­sycz­ny wam­pir, a tu taka nie­spo­dzian­ka – upior­na ma­nu­fak­tu­ra (od­nó­żo­fak­tu­ra?) przę­dzal­ni­cza :)

Świet­ny po­mysł i spraw­ne wy­ko­na­nie. Brawo!

 

P.S.

A ten śnieg na świę­ta to już czy­sta fan­ta­zja :D

Hej czeke – dzię­ku­ję za od­wie­dzi­ny i ko­men­tarz. Muszę przy­znać, że jest pewne grono użyt­kow­ni­ków, na któ­rych opi­nię cze­kam i miło mi, że jak na razie, nadal ich ko­men­ta­rze po­ja­wia­ją się pod moimi tek­sta­mi :). Bór­lin­gi to opo­wia­da­nie, które po­wsta­ło w dość dziw­nych oko­licz­no­ściach, a mia­no­wi­cie nie w trak­cie ob­my­śla­nia wy­szu­ka­nej fa­bu­ły, a w trak­cie zwy­czaj­nych czyn­no­ści dnia co­dzien­ne­go i może dla­te­go za­ska­ku­je bo nie jest to fa­bu­ła wy­my­śla­nia pod za­sko­cze­nie czy­tel­ni­ka, ra­czej sam byłem za­sko­czo­ny tym jak hi­sto­ria mnie za­sko­czy­ła ;). Wy­cho­dzi na to, że warto po­chy­lić się na co­dzien­ny­mi czyn­no­ścia­mi i przyj­rzeć im się tro­chę uważ­niej;) . Miło mi, że opo­wia­da­nie się po­do­ba­ło :). P.S. Śnieg wła­śnie po to jest by nikt mi nie za­rzu­cił braku fan­ta­sty­ki;).

"On jest dziw­nym wir­tu­ozem – Na or­ga­nach ludz­kich gra Bu­dząc za­chwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Po­wiedz, kogo ob­cho­dzi gra, Z któ­rej żywy nie wy­cho­dzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złu­dze­nia! Na sobie te­stu­je­my Każdą praw­dę i mit."

“…a w trak­cie zwy­czaj­nych czyn­no­ści dnia co­dzien­ne­go…” – Jak co dzień po po­łu­dniu zdzie­li­łem ja­kie­goś go­ścia po gło­wie ło­pa­tą i tak sobie w tym mo­men­cie po­my­śla­łem: A gdyby ten facet wła­śnie ucie­kał z piw­ni­cy opusz­czo­ne­go domu na od­lu­dziu, gdzie miesz­ka­ją po­twor­ne pa­ją­ki lu­do­ja­dy? To by była pysz­na hi­sto­ria! :D

Prze­pra­szam, tak mi się jakoś sko­ja­rzy­ło :)

Bli­sko je­steś ;). Mia­łem przy­jem­ność roz­ma­wiać z osobą, która miała Bur­ling na na­zwi­sko – spraw­dzi­łem, co to zna­czy i się za­czę­ło:).

"On jest dziw­nym wir­tu­ozem – Na or­ga­nach ludz­kich gra Bu­dząc za­chwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Po­wiedz, kogo ob­cho­dzi gra, Z któ­rej żywy nie wy­cho­dzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złu­dze­nia! Na sobie te­stu­je­my Każdą praw­dę i mit."

No, nie ma bo­ha­ter szczę­ścia, na żad­nym fron­cie. Ani w ro­dzi­nie, ani w ro­bo­cie, ani w mi­ło­ści…

Fa­bu­ła w po­rząd­ku. Od czasu do czasu coś się sta­nie, coś za­sko­czy.

Po­twór ory­gi­nal­ny. Zga­dzam się, że po­szla­ki wska­zy­wa­ły na coś w ro­dza­ju wam­pi­ra, a tu stado pa­ją­ków… I to dość żar­łocz­nych.

Wełna. Bra­ko­wa­ło mi in­for­ma­cji o sta­dach owiec. Czy pa­ją­ki by ich nie skon­su­mo­wa­ły? Nie wy­klu­czam, że to pa­ją­ki wy­twa­rza­ły te koł­tu­ny wełny, ale chyba nawet laik od­róż­ni wełnę od pa­ję­czy­ny?

Fak­tycz­nie, opko się mocno roz­ro­sło, jeśli pi­sa­łeś na kon­kurs świą­tecz­ny. Ale chyba do­brze na tym wy­szło. Świę­ta nie od­gry­wa­ją tu dużej roli, chyba tylko pod­kre­śla­ją, jaki to bo­ha­ter jest nie­szczę­śli­wy, skoro nawet w wi­gi­lię nie ma się gdzie po­dziać, a sze­fo­wa go opier­dzie­la. Nie­zła sucz, swoją drogą.

Czy­ta­łam z za­in­te­re­so­wa­niem. Je­stem na TAK, czyli.

 

Edyt­ka: Aha, i pro­szę bar­dziej sza­no­wać ano­ni­mo­wość w Fun-ta­sty­ce. Na razie zdra­dzi­łeś, o kim bę­dzie Twoje ano­ni­mo­we opo­wia­da­nie (ksią­żę Egon, klawo jak cho­le­ra) i kto je bę­dzie be­to­wał.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Hej, dzię­ku­ję za ko­men­tarz i Taka :). Prze­pra­szam za ujaw­nie­nie toż­sa­mo­ści i be­tu­ją­ce­go ale może to tylko zmył­ka;). Pa­ją­ki wy­dzie­la­ją­ce wełnę to chyba cał­kiem fajny po­mysł, a owiec nie mia­łem w pla­nach, a szko­da bo to fajne zwie­rza­ki:). Po­zdra­wiam :)

"On jest dziw­nym wir­tu­ozem – Na or­ga­nach ludz­kich gra Bu­dząc za­chwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Po­wiedz, kogo ob­cho­dzi gra, Z któ­rej żywy nie wy­cho­dzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złu­dze­nia! Na sobie te­stu­je­my Każdą praw­dę i mit."

Cześć!

 

Za­czy­na się nie­win­nie, a potem to już… Cał­kiem udany hor­ror, kli­ma­tycz­ny i do­brze za­pla­no­wa­ny, kro­czek po krocz­ku prze­cho­dzi­my od znu­dzo­nej fru­stra­cji w bez­piecz­nej pracy do walki o życie w domu za­miesz­ka­nym przez pa­ją­ko-owce. Stop­nio­wa­nie na­pię­cia udało się do­sko­na­le.

Stra­szy­dła rów­nież prze­pięk­ne, umie­jęt­nie wpro­wa­dzo­ne i nie­sza­blo­no­we. Zwłasz­cza, że to wi­gi­lia, i widać nie tylko lu­dzie ją świę­tu­ją. Choć stra­szą nieco kla­sycz­nie, to już ich roz­mo­wa z An­drze­jem jest dosyć cie­ka­wa, kiedy wspo­mi­na o sprze­da­ży wełny po­ja­wia się widmo ab­sur­du, ale nie cią­gniesz tego dalej i kli­mat grozy po­zo­sta­je (choć na­praw­dę zacny weird można by z tego zro­bić ;-) ).

Na­pi­sa­ne bar­dzo zgrab­nie, nie­spiesz­nie, obawa o życie bo­ha­te­ra ma prze­strzeń, by wzra­stać. Nic nie zgrzy­ta (w kwe­stii warsz­ta­tu), nie wy­bi­ja z rytmu. Do­jazd do domu nieco się dłu­żył, a w sce­nie wej­ścia do domu tro­chę się zgu­bi­łem z po­cząt­ku (w sen­sie tak sku­pi­łem na kli­ma­cie, i tej weł­nie, że nie za bar­dzo zła­pa­łem kiedy i gdzie on wszedł, ale nie trak­tu­ję tego jako wady). Do­brze po­pro­wa­dzo­ne wej­ście bo­ha­te­ra do tego in­ne­go świa­ta.

Do ca­łe­go tek­stu mam w za­sa­dzie tylko jeden za­rzut (pod kątem piór­ko­wym, opko zde­cy­do­wa­nie bi­blio­tecz­ne z aspi­ra­cja­mi do piór­ka): pewną ma­rio­net­ko­wość bo­ha­te­ra. Wszyst­ko niby się spina, ale jak się nad tym głę­biej za­sta­no­wię to nie mogę się oprzeć wra­że­niu, że bo­ha­ter robi do­kład­nie to, co się od niego ocze­ku­je: nie ma pla­nów, więc idzie mścić się na klien­cie, roz­ma­wia z An­drze­jem, jego cie­ka­wość zo­sta­je niby za­spo­ko­jo­na, zo­sta­je ostrze­żo­ny, ale idzie do tego domu… Ro­zu­miem, że z jed­nej stro­ny po­sta­wa “nie idź tam!” jest fun­da­men­tem grozy, bo po­wo­du­je, że trud­no się ode­rwać, ale tutaj miej­sca­mi kole w oczy. Za­bra­kło tro­chę umo­ty­wo­wa­nia ko­lej­nych dzia­łań (nakaz z firmy, jawna chęć ze­msty, chal­lan­ge od An­drze­ja, wszyst­ko to razem, etc.) Mamy nie­źle na­pi­sa­ne sceny, ale nie za bar­dzo mi się klei po­stę­po­wa­nie bo­ha­te­ra.

Tyle ma­ru­dze­nia, nie­zły hor­ror (choć fanem i znaw­cą grozy nie je­stem), piór­ko­wo muszę się za­sta­no­wić (wresz­cie mam czas i czy­tam wcze­śniej). Po­le­cam też po­de­słać Bruno Sia­ko­wi na kanał, jeśli jesz­cze tego nie zro­bi­łeś.

 

2P dla Cie­bie: Po­zdra­wiam i Po­wo­dze­nia w kon­kur­sie!

„Po­szu­ki­wa­nie praw­dy, która, choć­by naj­gor­sza, mo­gła­by tłu­ma­czyć jakiś sens czy choć­by kon­se­kwen­cję w tym, czego je­ste­śmy świad­ka­mi wokół sie­bie, przy­no­si je­dy­ną moż­li­wą od­po­wiedź: że samo po­szu­ki­wa­nie jest, lub może stać się, ową praw­dą.” J.Kaczmar­ski

Hej krar :) – tak, to ty­po­wy hor­ror, bez udziw­nień, z tym kla­sycz­nym po­dą­ża­niem bo­ha­te­ra ku za­gła­dzie:). Miło mi, że do­brze się ba­wi­łeś przy opo­wia­da­niu, dzię­ku­ję za ko­men­tarz i będę cze­kał na osta­tecz­ny wer­dykt:). Po­zdra­wiam :)

"On jest dziw­nym wir­tu­ozem – Na or­ga­nach ludz­kich gra Bu­dząc za­chwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Po­wiedz, kogo ob­cho­dzi gra, Z któ­rej żywy nie wy­cho­dzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złu­dze­nia! Na sobie te­stu­je­my Każdą praw­dę i mit."

Opo­wia­da­nie kon­kret­nie prze­kra­cza limit, ale prze­czy­ta­łam, bo mnie bar­dzo wcią­gnę­ło. Jako kla­sycz­ny hor­ror wy­szło wy­bor­nie. Głów­ny bo­ha­ter pcha­ją­cy się w nie­zbyt bez­piecz­ne miej­sce, zde­for­mo­wa­ne stwo­ry-pa­ją­ki i na­wie­dzo­ny dom. Do­da­łeś do tego ta­jem­ni­czą wełnę i po­wstał cał­kiem nie­po­ko­ją­cy na­strój. Przy roz­mo­wie te­le­fo­nicz­nej za­sta­na­wia­łam się, czy strasz­ny klient też jest ele­men­tem hor­ro­ro­wym, czy po pro­stu tak zo­stał opi­sa­ny, ale coś mi mó­wi­ło, że to pierw­sze. An­drzej od po­cząt­ku wy­da­wał mi się po­dej­rza­ny. Koń­ców­ka spraw­nie do­mknę­ła ca­łość jako wi­sien­ka na tor­cie nie­po­ko­ju.

Opo­wia­da­nie wy­wo­ła­ło we mnie dwo­iste uczu­cia. Z jed­nej stro­ny ujął mnie mrocz­ny kli­mat, oso­bli­we wy­da­rze­nia i pa­skud­ne opisy do­świad­czeń Jacka w domu Bor­lin­ga, a z dru­giej stro­ny mocno za­dzi­wia bez­tro­ska z jaką bo­ha­ter, mimo prze­stróg An­drze­ja, włazi do cu­dze­go domu, chyba tylko po to, żeby z każdą chwi­lą móc coraz ja­śniej zda­wać sobie spra­wę, że choć bro­dzi w weł­nie, to tak po praw­dzie wdep­nął w nie­złe bagno i już się z niego nie wy­ka­ra­ska.

Nie­za­leż­nie od wszyst­kie­go opo­wia­da­nie czy­ta­ło się świet­nie, a na­pię­cie utrzy­ma­ło się do końca.

Bar­dzier­ja­skrze, mam na­dzie­ję, że po­pra­wisz uster­ki, bo chcia­ła­bym móc od­wie­dzić no­mi­no­wal­nię. :)

 

Jacek wi­gi­lię po­sta­no­wił spę­dzić w mę­skim to­wa­rzy­stwie… → Jacek po­sta­no­wił spę­dzić Wi­gi­lię w mę­skim to­wa­rzy­stwie

 

– Jacek Za­lew­ski, witam w crazy meat. W czym mogę pomóc? → Jeśli to nazwa firmy to: – Jacek Za­lew­ski, witam w Crazy Meat. W czym mogę pomóc?

Uwaga do­ty­czy także nazwy wy­stę­pu­ją­cej w dal­szym ciągu opo­wia­da­nia.

 

– Numer klien­ta 345177 – prze­rwał mu nagle głos. → Skoro to wy­po­wiedź dia­lo­go­wa, na­pi­sa­ła­bym: – Numer klien­ta trzy-czte­ry-pięć-je­den-sie­dem-sie­dem – prze­rwał mu nagle głos.

 

W po­nie­dzia­łek za­pra­szam na spo­tka­nie.”W po­nie­dzia­łek za­pra­szam na spo­tka­nie”.

Krop­kę sta­wia­my po za­mknię­ciu cu­dzy­sło­wu.

 

Wy­cią­gnął adres i wpi­sał go w go­ogle maps. Wy­cią­gnął adres i wpi­sał go w Go­ogle Maps.

Ten błąd po­ja­wia się także w dal­szej czę­ści opo­wia­da­nia.

 

Jacek pod tym wzglę­dem był po­nad­to – ni­g­dzie mu się nie spie­szy­ło. Jacek pod tym wzglę­dem był ponad to – ni­g­dzie mu się nie spie­szy­ło.

 

Na­wi­ga­cja po­in­for­mo­wa­ła o zbli­ża­ją­cym się skrę­cie w prawo. → Ra­czej: Na­wi­ga­cja po­in­for­mo­wa­ła o zbli­ża­niu się do skrę­tu w prawo.

To nie skręt się zbli­ża, to ja­dą­cy zbli­ża się do skrę­tu.

 

Męż­czy­zna był niski i okrą­gły, mógł do­cho­dzić sześć­dzie­siąt­ki. Męż­czy­zna był niski i okrą­gły, mógł do­bie­gać sześć­dzie­siąt­ki.

 

po­pra­wia­jąc środ­ko­wym pal­cem oku­la­ry, opa­da­ją­ce na nos. → Oku­la­ry są osa­dzo­ne na nosie, więc nie mogą spa­dać nań.

Pro­po­nu­ję: …po­pra­wia­jąc środ­ko­wym pal­cem oku­la­ry zsu­wa­ją­ce się z nosa.

 

My­śla­łem, że udało mi się tra­fić ja­kie­goś krew­nia­ka… → Chyba miało być: My­śla­łem, że udało mi się tra­fić na ja­kie­goś krew­nia­ka

 

drze­wa się­ga­ły po­wy­krę­co­ny­mi ga­łę­zia­mi… → …drze­wa się­ga­ły po­wy­krę­ca­ny­mi ga­łę­zia­mi

 

Pod­jeż­dża­ły na wzgó­rzu różne firmy… → Chyba miało być: Pod­jeż­dża­ły na wzgó­rze różne firmy

 

gdyby nie te świa­tło. → Skoro świa­tło było jedno, to: …gdyby nie to świa­tło. Gdyby świa­teł było wię­cej, to wtedy można na­pi­sać: …gdyby nie te świa­tła.

 

A nad­miar złego w oko­li­cy po­ja­wił się hycel. → Pew­nie miało być: A na do­miar złego w oko­li­cy po­ja­wił się hycel.

 

Wtedy lu­dzie za­czę­li się nie­po­ko­ić i omi­ja­li dom Bór­lin­ga łu­kiem.Wtedy lu­dzie za­czę­li się nie­po­ko­ić i omi­ja­li dom Bór­lin­ga sze­ro­kim łu­kiem.

Po­wie­dzed­nie omi­jać sze­ro­kim łu­kiem to zwią­zek fra­ze­olo­gicz­ny, czyli formą usta­bi­li­zo­wa­na, utrwa­lo­ną zwy­cza­jo­wo, któ­rej nie ko­ry­gu­je­my, nie do­sto­so­wu­je­my do współ­cze­snych norm ję­zy­ko­wych ani nie ad­ap­tu­je­my do ak­tu­al­nych po­trzeb pi­szą­ce­go/ mó­wią­ce­go.

 

– No i nie ma lep­szych pla­nów na wi­gi­lię.– No i nie mam lep­szych pla­nów na Wi­gi­lię.

 

Mur domu Bór­lin­ga zda­wał się otu­lo­ny bia­łym fu­trem. To śnieg za­le­ga­ją­cy na gę­stym po­wo­ju two­rzył pu­szy­stą war­stwę… → Wcze­śniej na­pi­sa­łeś: Jacek spoj­rzał na ośnie­żo­ny mur po­ro­śnię­ty wi­no­ro­ślą… → Czy mur był po­ro­śnię­ty wi­no­ro­ślą, czy po­wo­jem?

Za­sta­na­wiam się też w jaki spo­sób Jacek doj­rzał jakie ro­śli­ny po­ra­sta­ją mur, skoro była ciem­na noc, a wszyst­ko było przy­sy­pa­ne grubą war­stwą śnie­gu?

 

skrzy­dło bramy uchy­li­ło się zgrzy­tem… → …skrzy­dło bramy uchy­li­ło się ze zgrzy­tem

 

Zmie­nił usta­wie­nie ka­me­ry w te­le­fo­nie na sel­fie. Usta­wił głowę obok… → Nie brzmi to naj­le­piej.

 

…oświe­tlił za­ku­rzo­ny przed­po­kój z sta­ry­mi me­bla­mi… → …oświe­tlił za­ku­rzo­ny przed­po­kój ze sta­ry­mi me­bla­mi

 

Ko­lej­ne pro­wa­dzą­ce do wnę­trza domu były obite ko­lo­ro­wą ta­pe­tą w palmy. → Kolej­ne, pro­wa­dzą­ce do wnę­trza domu, były okle­jo­ne ko­lo­ro­wą ta­pe­tą w palmy.

Ta­pe­tą można coś okle­ić, ale nie obić.

 

gdy obite ta­pe­tą drzwi… → …gdy okle­jo­ne ta­pe­tą drzwi

 

Na przed­po­kój, zza drzwi wy­pa­dły kłęb­ki wełny… → Zza drzwi wy­pa­dły do przed­po­ko­ju kłęb­ki wełny

 

Jacek pod­szedł do kłę­bo­wi­ska bia­łych nici, które wy­sy­pa­ły się na przed­po­kój. → Zda­nie wcze­śniej na­pi­sa­łeś, gdzie wy­sy­pa­ły się nici, więc wy­star­czy: Jacek pod­szedł do kłę­bo­wi­ska bia­łych nici.

 

gdy ry­giel wsu­nął się w fra­mu­gę. → …gdy ry­giel wsu­nął się we fra­mu­gę.

 

Zła­pał za klam­kę i szarp­nął… → Zła­pał klam­kę i szarp­nął

 

Zawył i szarp­nął za klam­kę.Zawył i szarp­nął klam­kę.

 

i po­twor­nym bólem wy­bi­ja­ją­cym klin w czasz­kę. → Pew­nie miało być: …i po­twor­nym bólem, wbi­ja­ją­cym klin w czasz­kę.

 

kilka przy­cu­pło u stóp trupa… → …kilka przy­cup­nę­ło u stóp trupa

 

ostat­nio do­sta­wy były rza­dziej, ale też był prze­stój w in­te­re­sie. → Nie brzmi to naj­le­piej.

Pro­po­nu­ję: …ostat­nio do­sta­wy do­cie­ra­ły rza­dziej, ale też był prze­stój w in­te­re­sie.

 

Ja­nusz po­że­gnał się, oddał flasz­kę An­drze­ja i ru­szył w stro­nę domu. → Pew­nie miało być: Ja­nusz po­że­gnał się, oddał flasz­kę An­drze­jo­wi i ru­szył w stro­nę domu.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Hej! 

Wi­gi­lię za­pi­su­je­my wiel­ką – bo cho­dzi o dzień 24 grud­nia, z małej kiedy pi­sze­my o zwy­kłych dniach albo wie­cze­rzy. ;) No chyba że uzna­łeś, że picie o 22 to wie­cze­rza, wtedy nie wiem. XD

 

Bar­dzo in­te­re­su­ją­ca roz­mo­wa, zwłasz­cza że w tle te szep­ty, umie­jęt­nie stop­nio­wa­łeś na­pię­cie. No i na plus, że wiemy, że to coś nad­na­tu­ral­ne­go, a jed­no­cze­śnie tak opi­sa­ne, że bo­ha­ter ma prawo się nie do­my­ślić. ;)

 

wzglę­dem był po­nad­to

W tym wy­ra­że­niu to aku­rat pi­sze­my osob­no: ponad to. 

 

Tro­chę ten do­jazd do domu trwa, więc po dro­dze lekko ule­cia­ło mi na­pię­cie – no bo tu do skle­pu, tu roz­mo­wa z An­drze­jem, tu jadą autem… Za to bar­dzo faj­nie, kiedy już roz­ma­wia­ją o Bór­lin­gu. 

 

do­je­dziesz, ale tą ścież­ką doj­dziesz

Może „ścież­ką do­trzesz”.

 

Ej, no ale ty­po­wo An­drzej ostrze­ga, a Jacek idzie do domu, do fa­ce­ta, który może mor­do­wać. No ale w sumie tak za­wsze w hor­ro­rach, tylko że tutaj miał dość śred­ni powód. :p

 

Bur­ling z ob­ra­zu bacz­nie ob­ser­wo­wał każdy jego ruch.

To w sumie Bór­ling czy Bur­ling? Bo ten dzwo­nią­cy był jako Bór­ling, a ten z ob­ra­zu jako Bur­ling, czy to po­mył­ka? 

 

Opisy po­ra­ża­ją­ce, bar­dzo wy­ra­zi­ste, wszyst­ko można sobie do­kład­nie wy­obra­zić i po­czuć… 

 

Krew za­le­wa­ła gar­dło, a świa­do­mość wyła w pa­ni­ce, gdy oczy Jacka chło­nę­ły obraz pę­ta­ją­cych go kre­atur. W końcu wszyst­ko za­la­ła ciem­ność.

Bar­dzo dobre opisy, brr… 

 

Szko­da tylko, że nie wiemy do końca co z tymi stwo­ra­mi pa­ją­ko­po­dob­ny­mi, tzn. czemu An­drzej je trzy­ma, jaki ma w tym cel? Nie wy­da­je się spe­cjal­nie upa­jać za­bi­ja­niem ludzi, wcze­śniej za­ma­wiał im mięso z firmy, ofia­ry głów­nie przy­pad­ko­we. Więc bra­ku­je mi po­wo­du, dla któ­re­go to robi. ;) 

 

Z An­drze­jem za to udało Ci się mnie za­sko­czyć, bo za­zwy­czaj prze­wi­du­ję, kto jest po­dej­rza­ny, a tu się nie spo­dzie­wa­łam. :D

 

No i na plus ko­niec – ko­lej­ne, nie­świa­do­me za­gro­że­nia ofia­ry przy­by­wa­ją do domu… Jest tak, jak po­win­no być w do­brej koń­ców­ce, świet­nie to ro­ze­gra­łeś, zwłasz­cza że prze­słał zdję­cie domu i wszyst­ko się zgrab­nie (choć ma­ka­brycz­nie, bio­rąc pod uwagę, co ich czeka) łączy. :) 

 

Po­zdra­wiam, 

Anan­ke

Hej, 

 

So­na­ta – miło mi, że hi­sto­ria się po­do­ba­ła i wcią­gnę­ła Cię na tyle, że po­sta­no­wi­łaś, mimo prze­kro­czo­ne­go li­mi­tu, przejść tę przy­go­dę razem z Jac­kiem :). Tak klient to jeden z Bór­lin­gów, który wbrew za­le­ce­niom An­drze­ja za­dzwo­nił do Crazy Meat :). 

 

 

re­gu­la­to­rzy – błędy zo­sta­ły po­pra­wio­ne, dzię­ku­ję za od­wie­dzi­ny i ko­men­tarz – mam na­dzie­ję, że kie­dyś prze­sta­nę po­peł­niać te głu­pie błędy do­da­wa­nia “za” i po­mi­ja­nia “a” tam gdzie ma być do­da­ne. 

 

 

Bo­ha­ter idzie ku za­gła­dzie, jego za­cho­wa­nie jest nie­lo­gicz­ne, ale jak czę­sto słu­cha­jąc in­for­ma­cji o Jolce.K lub Ste­fa­nie. F, mamy myśli czemu on/ona tam po­szedł/po­szła, jakie to było nie­od­po­wie­dzial­ne. Mam takie wra­że­nie, że mo­że­my oce­niać takie za­cho­wa­nie z innej per­spek­ty­wy – spo­koj­ne­go miej­sca, innej sy­tu­acji ży­cio­wej czy do­świad­cze­nia wy­ni­ka­ją­ce­go z prze­ży­tych lat. Ale można też się za­sta­no­wić jak czę­sto sami po­peł­nia­li­śmy po­dob­ne błędy, które teraz wy­da­ją się tylko nie­groź­nym wspo­mnie­niem, a tak na­praw­dę mogły skoń­czyć się naj­go­rzej, jak to tylko moż­li­we, gdyby nie zwy­czaj­ny zbieg oko­licz­no­ści lub zwy­czaj­ny fart :)  

 

 

Anan­ke – cóż mogę na­pi­sać, to czego nie wiemy, dzia­ła naj­le­piej na naszą wy­obraź­nię. Gdy­by­śmy wie­dzie­li wszyst­ko o ko­smo­sie, czy tak chęt­nie pi­sa­li­śmy opo­wia­da­nia o tej ta­jem­ni­czej prze­strze­ni ;) Cie­szę się, że opo­wia­da­nie się po­do­ba­ło :) 

 

Dzię­ku­ję Pa­niom za od­wie­dzi­ny i ko­men­ta­rze i życzę wszyst­kie­go do­bre­go w nowym roku :)

"On jest dziw­nym wir­tu­ozem – Na or­ga­nach ludz­kich gra Bu­dząc za­chwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Po­wiedz, kogo ob­cho­dzi gra, Z któ­rej żywy nie wy­cho­dzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złu­dze­nia! Na sobie te­stu­je­my Każdą praw­dę i mit."

Bar­dzie – do­kład­nie, a te nie­ty­po­we stwo­rze­nia, jak Twoje, tym bar­dziej za­pad­ną w pa­mięć. :) I dzię­ku­ję, po­myśl­no­ści w nowym roku. :)

Bar­dzie­ja­skrze, skoro po­ptra­wi­łeś uster­ki, mo­głam od­wie­dzić no­mi­no­wal­nię. Dzię­ku­ję też za wy­ja­śnie­nia, po­ka­zu­ja­ce Twoje spoj­rze­nie na spra­wę. :)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Dzię­ku­ję bar­dzo :)

"On jest dziw­nym wir­tu­ozem – Na or­ga­nach ludz­kich gra Bu­dząc za­chwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Po­wiedz, kogo ob­cho­dzi gra, Z któ­rej żywy nie wy­cho­dzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złu­dze­nia! Na sobie te­stu­je­my Każdą praw­dę i mit."

Nie za­bi­ja­my pie­sków w opo­wia­da­niach. Nigdy.

Nie gu­stu­ję w hor­ro­rach, ale to czy­ta­ło mi się nader przy­jem­nie. Niby prze­wi­dy­wal­ne, ale spo­dzie­wa­łam się jed­nak ja­kie­goś pod­la­skie­go Nos­fe­ra­tu, a nie weł­nia­nych pa­ją­ków, kli­mat wsi w któ­rej zo­sta­li tylko star­si i to po­dej­ście ‘pan na za­gro­dzie równy wo­je­wo­dzie’ były wspa­nia­le od­da­ne, mo­gła­bym przy­siąc, że po­dob­ną roz­mo­wę o psach i go­ścin­no­ści kie­dyś od­by­łam ;) Hint z na­zwi­skiem też na plus… No i gdzieś się kłebi w tyle głowy co wie­dzia­ła sze­fo­wa…

Hej Mysz_la­bo­ra­to­ryj­na, 

 

dzię­ku­ję za od­wie­dzi­ny i ko­men­tarz :). Miło mi, że opo­wia­da­nie się po­do­ba­ło. Pisze hor­ro­ry ale ra­czej w po­dob­nym kli­ma­cie więc jak coś to za­pra­szam ;). Cie­szy mnie, że udało mi się za­sko­czyć czy­tel­ni­ków mimo dość pro­stej fa­bu­ły, je­steś już któ­rymś z rzędu użyt­kow­ni­kiem, który sta­wiał na wam­pi­ra :). 

 

Po­zdra­wiam :) 

"On jest dziw­nym wir­tu­ozem – Na or­ga­nach ludz­kich gra Bu­dząc za­chwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Po­wiedz, kogo ob­cho­dzi gra, Z któ­rej żywy nie wy­cho­dzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złu­dze­nia! Na sobie te­stu­je­my Każdą praw­dę i mit."

Cześć, Bar­dzie!

 

Dzię­ku­ję za po­śred­ni udział w kro­ku­sie!

Świę­ta w tek­ście po­cząt­ko­wo miały swoje miej­sce, ale szyb­ko ze­szły na drugi, albo nawet trze­ci plan – sta­no­wi­ły pre­tekst, ale nie ode­gra­ły zna­czą­cej roli. Hasła żad­ne­go nie po­da­łeś, więc trud­no się od­nieść.

Sama fa­bu­ła nie jest za­ska­ku­ją­ca, ale jak sam na­pi­sa­łeś w przed­mo­wie – miał być kla­sycz­ny hor­ror i taki też wy­szedł. Po­stać An­drze­ja zo­sta­ła faj­nie wkom­po­no­wa­na w hi­sto­rię.

Na­to­miast weł­nia­ne po­two­ry to rzecz, która naj­bar­dziej zwra­ca uwagę – jest w tym coś i we­wnętrz­nie sprzecz­ne­go i ru­sza­ją­ce­go wy­obraź­nię. Świet­ny po­mysł i bar­dzo do­brze od­da­ny w tek­ście.

Jeśli cho­dzi o wy­ko­na­nie, to jest ok – na­pi­sa­ne pro­sto, język nie zwra­ca uwagi, ale też nie prze­szka­dza.

 

Po­zdrów­ka!

Nie za­bi­ja­my pie­sków w opo­wia­da­niach. Nigdy.

Hej Kro­kus dzię­ku­ję za ko­men­tarz i prze­pra­szam, że za­po­mnia­łem o ha­słach, mia­łem za­krę­co­ny gru­dzień:). Obcy w świę­ta – jest od­po­wied­ni­mi ha­słem :). Miło mi, że opo­wia­da­nie się po­do­ba­ło i dzię­ku­ję za kon­kurs :) Po­zdra­wiam :)

"On jest dziw­nym wir­tu­ozem – Na or­ga­nach ludz­kich gra Bu­dząc za­chwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Po­wiedz, kogo ob­cho­dzi gra, Z któ­rej żywy nie wy­cho­dzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złu­dze­nia! Na sobie te­stu­je­my Każdą praw­dę i mit."

Tekst bar­dzo mi się po­do­bał. Bu­do­wa­nie kli­ma­tu w pierw­szej czę­ści zna­ko­mi­te, wy­cho­dzi Ci to coraz le­piej. De­cy­zja o wej­ściu do domu mi zgrzyt­nę­ła, ale na szczę­ście przed­sta­wie­nie tego, co bo­ha­ter tam zna­lazł, nie roz­cza­ro­wu­je (sko­ja­rzy­ło mi się z man­ga­mi Ito), a koń­ców­ka rów­nież dobra. Tym razem piór­ko­wo będą na TAK, zo­ba­czy­my, jak oce­nią po­zo­sta­li.

Hej 

zyg­fry­d89 bar­dzo się cie­sze, że opo­wia­da­nie się po­do­ba­ło :). Mang nie­ste­ty nie mia­łem oka­zji czy­tać, oglą­da­łem tro­chę anime – ale ra­czej kla­sy­kę :). Bar­dzo dzię­ku­ję za TAK-a :) i dodam, że be­tu­je się już druga cześć więc, kto wie, może do zo­ba­cze­nia pod drugą od­sło­ną Bór­lin­gów :). A, i wi­dzia­łem, że nowa od­sło­na Noc­ne­go radia po­ja­wi­ła się u Siaka więc w wol­nej chwi­li prze­słu­cham i wrócę z ko­men­ta­rzem :) 

 

Po­zdra­wiam :) 

 

 

"On jest dziw­nym wir­tu­ozem – Na or­ga­nach ludz­kich gra Bu­dząc za­chwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Po­wiedz, kogo ob­cho­dzi gra, Z któ­rej żywy nie wy­cho­dzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złu­dze­nia! Na sobie te­stu­je­my Każdą praw­dę i mit."

Cześć po­now­nie!

 

Za­się­gną­łem ję­zy­ka, prze­czy­ta­łem jesz­cze raz i muszę przy­znać, że znowu – z jed­nej stro­ny – mia­łem tro­chę pro­blem z po­czy­na­nia­mi bo­ha­te­ra, ale z dru­giej cał­kiem nie­źle się przez to ba­wi­łem (jeśli od­biór grozy można na­zwać za­ba­wą). Po­my­sło­we, trzy­ma­ją­ce w na­pię­ciu, umie­jęt­nie wple­cio­ne w pol­ską rze­czy­wi­stość. Po na­my­śle stwier­dzam, że piór­ko­wo będę na TAK.

 

Po­zdra­wiam!

„Po­szu­ki­wa­nie praw­dy, która, choć­by naj­gor­sza, mo­gła­by tłu­ma­czyć jakiś sens czy choć­by kon­se­kwen­cję w tym, czego je­ste­śmy świad­ka­mi wokół sie­bie, przy­no­si je­dy­ną moż­li­wą od­po­wiedź: że samo po­szu­ki­wa­nie jest, lub może stać się, ową praw­dą.” J.Kaczmar­ski

Hej krar – bardo mi miło, że je­steś na TAK :) i dzię­ku­ję za miłe słowa :) Mam na­dziej, że ko­lej­ne od­sło­ny Bór­lin­gów będą rów­nie udane – choć z kon­ty­nu­acją za­wsze jest trud­niej:). Po­zdra­wiam :)

"On jest dziw­nym wir­tu­ozem – Na or­ga­nach ludz­kich gra Bu­dząc za­chwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Po­wiedz, kogo ob­cho­dzi gra, Z któ­rej żywy nie wy­cho­dzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złu­dze­nia! Na sobie te­stu­je­my Każdą praw­dę i mit."

Dwa TAKi? Ład­nie, ład­nie :D 

Kto wie? >;

4 ;)

"On jest dziw­nym wir­tu­ozem – Na or­ga­nach ludz­kich gra Bu­dząc za­chwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Po­wiedz, kogo ob­cho­dzi gra, Z któ­rej żywy nie wy­cho­dzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złu­dze­nia! Na sobie te­stu­je­my Każdą praw­dę i mit."

:0

Kto wie? >;

Bar­dja­skie­rze, super spra­wa, cały czas trzy­mam kciu­ki, teraz to już po­win­no być na­resz­cie Piór­ko. yes

Pe­cu­nia non olet

Zo­ba­czy­my ale dzię­ku­ję za do­ping:)

"On jest dziw­nym wir­tu­ozem – Na or­ga­nach ludz­kich gra Bu­dząc za­chwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Po­wiedz, kogo ob­cho­dzi gra, Z któ­rej żywy nie wy­cho­dzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złu­dze­nia! Na sobie te­stu­je­my Każdą praw­dę i mit."

Bar­dzo dobre opo­wia­da­nie. Bo­ha­ter nieco prze­ry­so­wa­ny, może na­iw­ny, ale w kon­wen­cji hor­ro­ru cza­sem wła­śnie tak jest. Bo­ha­ter ma zgi­nąć w spek­ta­ku­lar­ny spo­sób, nie może być szczwa­nym lisem, po­nie­waż z hor­ro­ru zrobi się przy­go­dów­ka, albo “Jack the wo­ol­len spi­der slay­er”.

Dobre bu­do­wa­nie na­stro­ju, udane i prze­ra­ża­ją­ce opisy.

Dzię­ku­ję au­to­ro­wi za ura­cze­nie opo­wia­da­niem. Świą­tecz­ne czy nie – cie­szę się, że prze­czy­ta­łem.

 

W ostat­nich dia­lo­gach coś mi nie za­gra­ło

Do­sta­li­śmy taką wia­do­mość w dniu, w któ­rym znik­nął Jacek. Czy wie pan może, gdzie znaj­du­je się ten dom?

Takie to ugrzecz­nio­ne i sztyw­ne. Może tro­chę skró­cić? Wia­do­mo, że cho­dzi o Jacka. Za­miast znaj­du­je się – po­tocz­nie “jest”. Chyba, że taka jest kon­cep­cja ar­ty­stycz­na ję­zy­ka bo­ha­te­rów, ale oni są epi­zo­dycz­ni (są je­dzon­kiem głów­nie).

 

Hej, dzię­ku­ję za od­wie­dzi­ny i ko­men­tarz:). Bar­dzo mi miło, że opo­wia­da­nie się po­do­ba­ło. Wska­za­ny dia­log fak­tycz­nie przy­tnę, bo już też ktoś zwra­cał na to uwagę:). Jeśli cho­dzi o bo­ha­te­ra – to za­sta­na­wia­łem się nad nim już w trak­cie pi­sa­nia. I do­cho­dzę do jed­ne­go wnio­sku, że czę­sto pa­trzy­my na bo­ha­te­ra tak jak pa­trzy­my na in­for­ma­cje o na przy­kład ja­kieś tra­ge­dii. I do­cho­dzi­my do wnio­sku, że o rety jak on/ona mógł to zro­bić, ja bym się tak nie za­cho­wał:). A tu mamy trud­ną sy­tu­ację ży­cio­wą, al­ko­hol to wszyst­ko na­kła­da się na nie­od­po­wie­dzial­ne za­cho­wa­nie bo­ha­te­ra, ale hej kto nigdy nie robił głu­pot niech pierw­szy rzuci Bór­lin­giem ;). Po­zdra­wiam :)

"On jest dziw­nym wir­tu­ozem – Na or­ga­nach ludz­kich gra Bu­dząc za­chwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Po­wiedz, kogo ob­cho­dzi gra, Z któ­rej żywy nie wy­cho­dzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złu­dze­nia! Na sobie te­stu­je­my Każdą praw­dę i mit."

Bo­go­wie, jak ja nie­na­wi­dzę hor­ro­rów. Na szczę­ście, wbrew tagom, rzad­ko tra­fiam tu na praw­dzi­we hor­ro­ry, w sumie może dla­te­go, że zwy­czaj­nie omi­jam opka z tym ta­giem. Na moje nie­szczę­ście i Twoje szczę­ście tym razem tra­fi­łam (tak na 95 pro­cent).

Na­strój bu­du­jesz po­wo­li, ale to nie jest wada, bo masz czas, żeby po­ka­zać bo­ha­te­ra. Faj­nym po­mysł z umiesz­cze­niem go we współ­cze­snym korpo. Bo­ha­ter pa­su­je do ga­tun­ku – facet na roz­dro­żu, któ­re­mu żyćko aku­rat ciut w dupę dało, można się z nim utoż­sa­mić. Nawet de­cy­zja, którą po­dej­mu­je tego nie zmie­nia. Niby głu­pie to jak cho­le­ra, tak leźć do upier­dli­we­go klien­ta, ale jed­no­cze­śnie ro­zu­miem jego fru­stra­cję i wiem, że lu­dzie po­peł­nia­ją błędy, więc dalej jest mi bli­ski.

Za­sy­gna­li­zo­wa­nie pro­ble­mów przez głos w słu­chaw­ce, dość hor­ror­ko­wa­ty, też fajne. Kli­ma­cik robi się coraz cięż­szy, kiedy facet rusza w po­dróż, choć wciąż pró­bu­jesz go prze­ła­mać choć­by świą­tecz­nym pi­jacz­kiem. Może to aku­rat mało hor­ror­ko­wa­te, ale pa­su­je.

Dla mnie w hor­ro­rach naj­gor­sze jest po­czu­cie braku spraw­czo­ści. Jedna zła de­cy­zja (świa­do­ma albo i nie) i już się czło­wiek nie wy­rwie, już nie ma naj­mniej­szej szan­sy, żad­ne­go wpły­wu na to, co się dzie­je. I tu jest te bra­ku­ją­ce pięć pro­cent, bo Jacek ma szan­sę. Dość do­kład­nie zo­sta­je mu wy­ja­śnio­ne, że pój­ście to tego domu nie jest do­brym po­my­słem, a on jed­nak to robi, z wła­snej i nie­przy­mu­szo­nej woli. I nie cho­dzi mi o to, na ile praw­do­po­dob­ne jest takie za­cho­wa­nie, to już tłu­ma­czy­łeś i nawet się z Tobą zga­dzam. Rzecz w tym, że zmie­nia­ją się emo­cje czy­tel­ni­ka. To już nie jest: o jpr, o jpr, bied­ny facet, ale: po cho­le­rę tam le­ziesz, bał­wa­nie. Za­miast pier­wot­ne­go stra­chu jest złość na głu­po­tę bo­ha­te­ra i na­pię­cie nieco opada.

Gdyby Jacek w tym miej­scu zde­cy­do­wał się od­je­chać i za­ko­pał się astrą w śnie­gu, wró­cił do An­drze­ja i za­stał ciem­ne okna i do­pie­ro wtedy ru­szył do chaty, wy­pa­dło­by to jakby ktoś się nim bawił jak kot zło­wio­ną myszą, nadal nie miał­by na nic wpły­wu, a ja gry­zła­bym pa­znok­cie z o jpr, o jpr.

Ale nawet bez tego to jest udane opko, i przy tym tro­chę dla mnie ła­twiej­sze do prze­łknię­cia :)

Chcia­ła­bym w końcu prze­czy­tać coś opty­mi­stycz­ne­go!

Hej, dzię­ku­ję za ko­men­tarz, wiem co czu­jesz mam po­dob­nie z SF i bi­zar­ro:). Kur­cze ten po­mysł z od­jeż­dża­ją­cym Jac­kiem i psu­ją­cą się astrą, jest dobry :). Do wy­ko­rzy­sta­nie w ko­lej­nym opo­wia­da­niu. Cie­szę się, że opo­wia­da­nie się po­do­ba­ło i chciał­bym na­pi­sać, że będę wra­cał z in­ny­mi opo­wia­da­nia­mi ale obie­ca­łem sobie, że będę już pisał tylko hor­ro­ry :). Ale w ra­mach po­ku­ty, za każ­dym razem, gdy prze­czy­tasz mój hor­ror, ja prze­czy­tam jedno SF lub bi­zar­ro :) Po­zdra­wiam :)

"On jest dziw­nym wir­tu­ozem – Na or­ga­nach ludz­kich gra Bu­dząc za­chwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Po­wiedz, kogo ob­cho­dzi gra, Z któ­rej żywy nie wy­cho­dzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złu­dze­nia! Na sobie te­stu­je­my Każdą praw­dę i mit."

Cho­le­ra, a li­czy­łam, że na­pi­szesz coś na fun­ty­sty­kę

Chcia­ła­bym w końcu prze­czy­tać coś opty­mi­stycz­ne­go!

Nawet pró­bo­wa­łem ale nie wy­szło, zbyt czę­sto myślę o śmier­ci ;). Cza­sem le­piej nie pisać, niż na­pi­sać słaby tekst :)

"On jest dziw­nym wir­tu­ozem – Na or­ga­nach ludz­kich gra Bu­dząc za­chwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Po­wiedz, kogo ob­cho­dzi gra, Z któ­rej żywy nie wy­cho­dzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złu­dze­nia! Na sobie te­stu­je­my Każdą praw­dę i mit."

Fajne :)

Przy­no­szę ra­dość :)

Hej, Bar­dzie!

W dużej mie­rze mógł­bym zgo­dzić się z opi­nią Irki. Zde­cy­do­wa­nie nie je­stem fanem hor­ro­rów, zwy­kle nie spra­wia­ją mi przy­jem­no­ści i czy­tam ich bar­dzo nie­wie­le. Nie zna­czy to oczy­wi­ście, abym nie sta­rał się do­ce­nić do­brze na­pi­sa­ne­go tek­stu. Tutaj na po­cząt­ku sporo sobie obie­cy­wa­łem, przed­sta­wie­nie kło­po­tów bo­ha­te­ra wy­da­ło mi się re­al­ne i bu­dzą­ce współ­czu­cie; li­czy­łem może na to, że pój­dziesz w jakiś hor­ror po­łą­czo­ny z sa­ty­rą spo­łecz­ną, po­ka­żesz przy uży­ciu nad­przy­ro­dzo­nej grozy, jak źle koń­czy się dla wszyst­kich, gdy po­zwo­lić na trak­to­wa­nie ludzi jako po­zy­cji w ta­bel­ce. Tym­cza­sem dal­szy ciąg opo­wia­da­nia ode­rwał się znacz­nie od tych kło­po­tów Jacka, po­słu­ży­ły one tylko za pre­tekst, aby stał się tą ste­reo­ty­po­wą blon­dyn­ką pa­ku­ją­cą się pro­sto w łapy mor­der­cy. W efek­cie stra­ci­łem zro­zu­mie­nie dla mo­ty­wów bo­ha­te­ra i więk­szość za­in­te­re­so­wa­nia jego lo­sa­mi. Jasne, że sceny z ko­ko­na­mi z wełny, choć ma­low­ni­cze i chyba ory­gi­nal­nie ob­my­ślo­ne (ale tutaj na­praw­dę bra­ku­je mi do­świad­cze­nia czy­tel­ni­cze­go), nie prze­ję­ły mnie już szcze­gól­nie.

Osob­ną kwe­stią jest ja­kość re­dak­cyj­na utwo­ru: przy lek­tu­rze co i rusz się na czymś po­ty­ka­łem. Przy­to­czę tylko kilka przy­kła­dów z po­cząt­ko­wych aka­pi­tów:

Zga­szo­no neony, które za­le­wa­ły sta­no­wi­ska zim­nym, szpi­tal­nym bla­skiem. Za­stą­pi­ło je cie­płe, po­ma­rań­czo­we świa­tło

Za­stą­pi­ło go – świa­tło mogło za­stą­pić blask, ale nie neony jako takie.

Ten pół­mrok i śnieg sy­pią­cy za prze­szklo­ny­mi ścia­na­mi spra­wi­ły, że Jacek tę­sk­nił za ro­dzi­ną.

Ko­niecz­ność uzgod­nie­nia aspek­tów – spra­wia­ły, że tę­sk­nił – spra­wi­ły, że za­tę­sk­nił.

Po­szło, oczy­wi­ście, o świa­to­po­gląd i Paweł – naj­lep­sze­go przy­ja­cie­la, który był gejem.

O Pawła prze­cież po­szło, a nie o Paweł. Miej­scow­nik rów­no­brz­mią­cy z mia­now­ni­kiem mają tylko nie­któ­re imio­na ob­co­ję­zycz­ne, pra­wie wy­łącz­nie żeń­skie (po­szło o Chan­tal).

zna­jo­mość z "kimś takim".

To aku­rat zu­peł­ny dro­biazg, ale za­le­cał­bym pol­skie cu­dzy­sło­wy.

Na złość ojcu wziął zmia­nę w Wi­gi­lię.

Ostat­nim pod­mio­tem był oj­ciec i tro­chę wy­cho­dzi, jakby to on wziął zmia­nę na złość dziad­ko­wi Jacka.

Nowa prze­ło­żo­na ewi­dent­nie nie prze­pa­da­ła za nim

Na­tu­ral­ny szyk w pol­sz­czyź­nie: ewi­dent­nie za nim nie prze­pa­da­ła.

wy­po­wie­dział po­wi­tal­ną for­mu­łę

For­mu­łę po­wi­tal­ną – przy­miot­nik jest ja­ko­ścio­wy, nie opi­so­wy (nie można użyć for­mu­ły po­wi­tal­nej jako po­że­gnal­nej czy ślub­nej), więc sta­wia­my go za rze­czow­ni­kiem.

imię: Zyg­munt, na­zwi­sko: Bór­lin­gi

Wszę­dzie dalej pi­szesz tak, jakby na­zwi­skiem było “Bór­ling”, a nie “Bór­lin­gi”.

Jakim pra­wem przy­ło­żył rękę do stanu, w jakim się zna­lazł?

Kon­struk­cja po pierw­sze nie­czy­tel­na (jak gdyby cho­dzi­ło o stan, w któ­rym zna­lazł się Bór­ling, a nie Jacek), a po dru­gie nie­praw­do­po­dob­na (kto w wiel­kim wzbu­rze­niu my­ślał­by ta­ki­mi fra­za­mi?).

Na gło­wie miał czap­kę-uszat­kę

Pi­sow­nia bez łącz­ni­ka, po­nie­waż “uszat­ka” do­okre­śla “czap­kę”, jest jej typem (https://sjp.pwn.pl/zasady/135-25-Pisownia-zestawien-typu-artysta-malarz;629463.html).

 

Piór­ko­wo zatem na NIE. Po­wi­nie­nem pew­nie ob­ja­śnić, że pod tym kątem znacz­ne wady ję­zy­ko­we nie dys­kwa­li­fi­ku­ją tek­stu w moich oczach cał­ko­wi­cie, bar­dzo na­to­miast za­ostrza­ją kry­te­ria. Mu­siał­by mnie za­chwy­cić tre­ścią na tyle, abym był gotów prze­orać go re­dak­cyj­nie zda­nie po zda­niu i do­pro­wa­dzić do ja­ko­ści, którą uwa­żam za ak­cep­to­wal­ną dla naj­wyż­sze­go wy­róż­nie­nia na Por­ta­lu.

Po­zdra­wiam ser­decz­nie!

Ale prze­cież śmierć i humor się nie gryzą. Mo­żesz pisać o śmier­ci w stylu Prat­chet­ta, mo­żesz na­wrzu­cać do tek­stu czar­ne­go hu­mo­ru, mo­żesz pisać o śmiesz­nych za­świa­tach… Opcji mnó­stwo.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Hej, prze­czy­ta­łam, choć nie lubię hor­ro­rów i boję się pa­ją­ków. Ale gdy już za­czę­łam, to mnie wcią­gnę­ło i nie mo­głam prze­stać! Dobre, kli­ma­tycz­ne opko, hor­ror dzia­ła, jak trze­ba, na­pię­cie bu­do­wa­ne po­wo­li po­cząw­szy od dziw­ne­go te­le­fo­nu. Nie­zwy­kłe, że to jesz­cze dałeś radę wpiąć w świą­tecz­ny kli­mat, mimo że po­kon­kur­so­wo. Gra­tu­lu­ję do­bre­go tek­stu i po­zdra­wiam! 

Hej wszyst­kim :)

 

 

Anet – dzię­ku­ję za od­wie­dzi­ny i ko­men­tarz cie­szę się, że się po­do­ba­ło :) 

 

 

Śli­mak Za­gła­dy – dzię­ku­ję za ko­men­tarz i wska­za­nie błę­dów ( będę mu­siał zwol­nić moich be­tu­ją­cych ;P). Co do spraw fa­bu­lar­nych już dużo pi­sa­łem na ten temat więc nie będę się po­wta­rzał. Szko­da, że lek­tu­ra Cię nie po­rwa­ła, może bę­dzie le­piej na­stęp­nym razem :). Błędy po­pra­wio­ne :).  

 

Fin­kla – Mam jesz­cze tro­chę czasu, a skoń­czy­łem już to co… skoń­czyć mia­łem ;D, więc po­sta­ram się na­pi­sać choć­by szor­ta – ale nie obie­cu­ję :) 

 

Jol­kaK – dzię­ku­ję za od­wie­dzi­ny i ko­men­tarz, bar­dzo się cie­szę, że opo­wia­da­nie się po­do­ba­ło :)

 

 

Hej, prze­czy­ta­łam, choć nie lubię hor­ro­rów i boję się pa­ją­ków

 

:D Ide­al­na lek­tu­ra dla Cie­bie :D 

 

 

Po­zdra­wiam :)

"On jest dziw­nym wir­tu­ozem – Na or­ga­nach ludz­kich gra Bu­dząc za­chwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Po­wiedz, kogo ob­cho­dzi gra, Z któ­rej żywy nie wy­cho­dzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złu­dze­nia! Na sobie te­stu­je­my Każdą praw­dę i mit."

Brawa! :) Ogrom­nie się cie­szę! :)

Pe­cu­nia non olet

A dzię­ku­ję Bruce – szcze­rze, ja też :). To jed­nak za­koń­cze­nie pew­ne­go etapu :). Teraz czas na złote;)

"On jest dziw­nym wir­tu­ozem – Na or­ga­nach ludz­kich gra Bu­dząc za­chwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Po­wiedz, kogo ob­cho­dzi gra, Z któ­rej żywy nie wy­cho­dzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złu­dze­nia! Na sobie te­stu­je­my Każdą praw­dę i mit."

Bę­dzie i złote, Bar­dja­skie­rze i to z pew­no­ścią nie­jed­no! Masz ta­lent, szli­fu­jesz warsz­tat do­sko­na­le, tak trzy­maj! :)

Po­zdra­wiam i raz jesz­cze ser­decz­ne grat­ki. :)

Pe­cu­nia non olet

Hej!

Kla­sycz­ny hor­ror, jak pi­szesz w przed­mo­wie, to w sumie traf­ne okre­śle­nie. I czy­ta­ło mi się go w więk­szo­ści bar­dzo miło – kli­mat był, warsz­ta­to­wo nie mam wiele do za­rzu­ce­nia, może ja­kieś po­tknię­cie czy dwa, co na tak dłu­gim tek­ście jest nor­mal­ne.

Przy­znam jed­nak, że śro­dek tek­stu nieco mnie znu­dził. Może akcja roz­krę­ca­ła się zbyt długo i zbyt długo nie było od­po­wied­nie­go na­pię­cia. Z dru­giej, kiedy już się ono po­ja­wi­ło, moim zda­niem zbyt szyb­ko zde­fi­nio­wa­łeś za­gro­że­nie. Hor­ror opi­sa­ny jest za­wsze mniej strasz­ny niż ten nie­do­okre­ślo­ny, a mnie wizja ca­łe­go domu w weł­nie zwy­czaj­nie tro­chę roz­ba­wi­ła i nie wi­dzia­łam w niej nic prze­ra­ża­ją­ce­go, po­dob­nie w isto­tach, które ją two­rzy­ły.

Nie bar­dzo ro­zu­miem też za­cho­wa­nie głów­ne­go bo­ha­te­ra – bo tak po ludz­ku, dla­cze­go on wpa­ko­wał się do chaty komuś, kto nie otwie­rał drzwi? Nie­zbyt to przy­ję­te za­cho­wa­nie i nie wi­dzia­łam za bar­dzo mo­ty­wa­cji, która za takim po­stę­po­wa­niem stała.

W każ­dym razie, opo­wia­da­nie w po­rząd­ku. Po pro­stu moim zda­niem nie piór­ko­we.

Nie­mniej, gra­tu­la­cje i trzy­mam kciu­ki za ko­lej­ne próby!

Ponoć robię tu za mo­de­ra­cję, więc w razie po­trze­by - pisz śmia­ło. Nie gryzę, naj­wy­żej na­pusz­czę na Cie­bie Lu­cy­fe­ra, choć Księż­nicz­ki na­le­ży bać się bar­dziej.

Hej Verus – dzię­ku­ję za od­wie­dzi­ny i ko­men­tarz:). Tro­chę myślę o Bór­lin­gach i fak­tycz­nie są takie tro­chę śmiesz­ne, tro­chę strasz­ne i to mi się po­do­ba. A to, że część osób stra­szą, a część bawią tylko po­twier­dza moje prze­my­śle­nia :). Myślę, że to dobry kie­ru­nek dla opo­wia­dań z nimi w roli głów­nej:). Dzię­ku­ję i po­zdra­wiam :).

"On jest dziw­nym wir­tu­ozem – Na or­ga­nach ludz­kich gra Bu­dząc za­chwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Po­wiedz, kogo ob­cho­dzi gra, Z któ­rej żywy nie wy­cho­dzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złu­dze­nia! Na sobie te­stu­je­my Każdą praw­dę i mit."

Bo­ha­ter pcha się tam, gdzie nie po­wi­nien i dla ob­ser­wa­to­ra jest jasne, że to nie może się do­brze skoń­czyć. Ale skąd bo­ha­ter ma wie­dzieć, że gra w kla­sycz­nym hor­ro­rze? Masz świet­ny warsz­tat. Twoje opisy zda­rzeń, cha­rak­te­ry­sty­ka po­sta­ci są bar­dzo dobre. Można to wszyst­ko sobie łatwo wy­obra­zić. Już na po­cząt­ku wku­rza­ją­cy klient, wred­na sze­fo­wa itd., czy jazda sa­mo­cho­dem drogą dla wta­jem­ni­czo­nych. Jak­bym tam był. Fajny za­bieg z za­mia­ną “u” na “ó”. Trud­no wy­ja­śnić dla­cze­go, ale po­do­ba mi się.

Hi­sto­ria w sumie pro­sta. Łatwo ją stre­ścić. Widzę, że jest kon­ty­nu­acja. Chęt­nie zaj­rzę.

 

Gra­tu­lu­ję piór­ka!

 

Hej AP, dzię­ku­ję za miłe słowa. Do­brze jest wie­dzieć, że 2 lata pracy nie po­szły w las. Sku­pi­łem się na pro­stej hi­sto­rii, bo jak za­czy­na­łem kom­bi­no­wać to koń­czy­ło się bez lau­rów ;). Bę­dzie mi miło jak od­wie­dzisz Kurt­kę An­drze­ja i po­zdra­wiam :)

"On jest dziw­nym wir­tu­ozem – Na or­ga­nach ludz­kich gra Bu­dząc za­chwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Po­wiedz, kogo ob­cho­dzi gra, Z któ­rej żywy nie wy­cho­dzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złu­dze­nia! Na sobie te­stu­je­my Każdą praw­dę i mit."

Nowa Fantastyka