- Opowiadanie: Bardjaskier - Bórlingi

Bórlingi

Taki klasyczny horror, tak mi się przynajmniej wydaje :) Pomysł z szorta rozrósł się nieoczekiwanie, więc nie będzie brał udziału w konkursie świątecznym, ale taga zostawiam :)

 

Dziękuję za pomoc betującym :)

 

Miłej lektury : ) 

 

burling – rzeczownik – skubanie wełnyczesanie wełny.

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Bórlingi

Przestrzeń biurowa przed świętami była niemal przytulna, można by powiedzieć domowa. Zgaszono neony, które zalewały stanowiska zimnym, szpitalnym blaskiem. Zastąpiło go ciepłe, pomarańczowe światło lampek choinkowych zawieszonych na ścianach oddzielających stanowiska oraz na sztucznych drzewkach ustawionych między wydziałami. Ten półmrok i śnieg sypiący za przeszklonymi ścianami sprawiły, że tęsknił za rodziną. Siedział na krześle obrotowym, wpatrując się z ósmego piętra wieżowca w rozświetloną panoramę miasta.

 

Pokłócił się z ojcem przed samymi świętami. Poszło, oczywiście, o światopogląd i Pawła – najlepszego przyjaciela, który był gejem. Tłumaczenia, że Jacek jest w stu procentach heteroseksualny, na nic się nie zdały. Ojciec zwyczajnie nie potrafił znieść myśli, że jego syn może utrzymywać znajomość z “kimś takim". Na złość ojcu, Jacek wziął zmianę w Wigilię. Biuro opustoszało, choć dochodziła dopiero szesnasta. Poczuł się samotny. Niedawno rozstał się z dziewczyną. Po trzyletnim związku pozostał mu kot w domu i alergia. W pracy też nie szło najlepiej. Nowa przełożona ewidentnie za nim nie przepadała, co naturalnie zaczęło się odbijać na wynikach. Paweł był jedyną osobą, na którą zawsze mógł liczyć, i w tym trudnym okresie również nie zawiódł. Trzymał Jacka z dala od pubów i telefonu, robiąc wszystko, by przyjaciel nie rozdrapywał gojącej się rany. 

Jacek postanowił spędzić Wigilię w męskim towarzystwie – z Pawłem i jego chłopakiem. Byli umówieni na dwudziestą drugą, ale Paweł się rozchorował. Wszystko wskazywało na to, że Jacek wróci do domu i stoczy nierówny bój z flaszką finlandii, co byłoby prostą drogą do próby kontaktu z byłą dziewczyną.

 

Nacisnął spację, wybudzając monitor z uśpienia. W tym samym momencie pojawił się profil klienta i komunikat o oczekującym połączeniu. Założył słuchawki, poprawił mikrofon i odebrał.

– Jacek Zalewski, witam w Crazy Meat. W czym mogę pomóc? – wypowiedział formułę powitalną i spojrzał na profil klienta – imię: Zygmunt, nazwisko: Bórling, numer klienta, ostatnie zamówienia, rachunki.

W słuchawce Jacek słyszał dziwne szepty, dochodzące jakby z oddali.

– Witam w Crazy Meat, w czym mogę pomóc? – powtórzył.

– Chciałem zapytać o płatności.

Głos był dziwny, nieprzyjemny, lekko piskliwy, a w tle wciąż było słychać szepty.

– Chodzi o nieuregulowane…? – zaczął Jacek.

– Nie! Proszę słuchać uważnie!

Głos stał się agresywny, a szepty w tle zdradzały, że biorący udział w rozmowie postronni są wyraźnie poirytowani.

– Przepraszam – Jacek zaczął ostrożnie. – Proszę dokładnie powiedzieć, jak mogę pomóc w sprawie płatności?

Jacek nie był przygotowany na trudnego klienta. Wyrwany z zamyślenia, stał się łatwym celem. Poczuł, jak robi mu się ciepło, a stopa zaczęła nerwowo stukać piętą o wykładzinę.

– P-ł-a-t-n-o-ś-ć… – przeliterował piskliwy klient i odstawił słuchawkę, ewidentnie naradzając się z szepczącymi w tle.

– Oczywiście, chętnie pomogę przy płatnościach. Poproszę tylko o imię i nazwisko…

– Numer klienta trzy-cztery-pięć-jeden-siedem-siedem – przerwał mu nagle głos. – Reszta danych już się panu wyświetla, prawda?

Słowo „panu” zostało wycedzone niemal jak najgorsza obelga. Jacek poczuł, jak zalewa go fala złości.

– W czym mogę pomóc? – powiedział z naciskiem.

Szepty nasiliły się, a rozmówca powiedział powoli:

– Nie mam opcji zapłaty blikiem ani przelewem. Jest tylko opcja “za pobraniem”.

Zapadła cisza. Jacek przez krótką chwilę miał nadzieję, że klient stracił połączenie. W słuchawce usłyszał jednak oddechy – niecierpliwe, zdające się żądać odpowiedzi.

– Przepraszam za utrudnienia – zaczął, ledwie panując nad głosem. – Jednak serwis Crazy Meat automatycznie przypisuje metodę płatności do danego zamówienia. Nie mamy wpływu…

– Wcześniej można było płacić przelewem – przerwał klient, a szepty w tle zdawały się potwierdzać jego słowa.

– Rozumie…

– Rozumiem! – warknął głos w słuchawce.

– Poinformowałem już pana, że nie mamy wpływu…

– Poproszę z przełożonym.

Szepty w tle zdradzały podniecenie.

– Nie mam możliwości… – Jacek z trudem panował nad drżeniem dłoni.

– To zrób tak, byś miał.

– Proszę powiedzieć, czy mogę pomóc w czymś innym? – powiedział z naciskiem na ostatnie słowo.

– Na razie w niczym nie pomogłeś.

Szepty ucichły, a Jacek wyczuł w tonie głosu coś więcej niż złość czy zawód – chłodną, niewypowiedzianą groźbę.

– Jeśli nie ma pan więcej pytań, zmuszony jestem się rozłączyć. Wesołych świąt – powiedział Jacek i najechał kursorem na czerwoną słuchawkę. Zamknął oczy i odetchnął, ale tylko na chwilę, bo w słuchawce rozległ się głuchy trzask.

– Nasłuch – powiedział.

W tej samej chwili pojawiła się informacja o nowej wiadomości. Otworzył maila. To była karta oceny rozmowy. Widniało na niej świecące na czerwono zero. Poniżej znajdowała się krótka notatka od przełożonej:

„Rozmowa została przeprowadzona wbrew standardom firmy. W poniedziałek zapraszam na spotkanie”.

 

Jacek był przekonany, że z jego działu został tylko on. Szefowa musiała siedzieć w którymś z pomieszczeń rekrutacyjnych i postanowiła przeprowadzić monitoring rozmowy w Wigilię. To oznaczało jedno – będzie musiał jak najszybciej zmienić dział lub pracę.

 

Światło przy wyjściu z przestrzeni biurowej zapaliło się, Jacek zobaczył, jak przełożona podchodzi do drzwi. Wiedział, że czekała na tę rozmowę. Przyłożyła kartę do zamka elektronicznego, nawet nie spojrzała w stronę stanowiska Jacka, choć dobrze wiedziała, gdzie siedzi, i wyszła.

 

Jacek wpatrywał się w profil klienta, czuł, jak ogarnia go wściekłość. Kim są tacy ludzie, którzy wyżywają się na pracownikach, nie zdając sobie sprawy, że może to mieć realny wpływ na życie drugiego człowieka? Wtedy spojrzenie Jacka padło na adres.

– To niedaleko – wyszeptał.

Sprawdził dane klienta. Bórling był osobą prywatną – to rzadkość, bo Crazy Meat głównie zaopatrywał firmy, czasem imprezy okolicznościowe. A co ciekawsze, zamawiał bardzo duże ilości mięsa, głównie wołowiny. Nie była to skala marketu, ale na pewno małego sklepu osiedlowego. Jacek wyciągnął notatnik i zapisał adres.

 

Wyszedł z biura ostatni. Zgasił światła i zjechał windą. Na podziemnym parkingu stał tylko niebieski opel astra. Jacek usiadł za kierownicą i wpatrzył się w pustą, betonową przestrzeń. Poczuł brak chęci do życia, a w następnej chwili złość, którą w całości skoncentrował na Bórlingu. Kim był? Jakim prawem przyłożył rękę do stanu, w jakim znalazł się Jacek? Wyciągnął adres i wpisał go w Google Maps. 

Ludzie, jak to w święta, pędzili zaśnieżonymi chodnikami, w ostatnich godzinach poprzedzających Wigilię, pchani przez obowiązki lub niezałatwione sprawy. Jacek pod tym względem był ponad to – nigdzie mu się nie spieszyło. Jechał ostrożnie, choć ruch był niewielki. Oglądał sklepowe wystawy i przyozdobione ulice, kierowany głosem z nawigacji.

Kolorowe centrum zmieniło się w trasę średnicową, z której zjechał do dzielnicy ze starymi kamienicami. Nawet wśród tych czynszowych mieszkań i ludzi liczących dni do końca miesiąca, czuć było święta. Jakiś pijak pozdrowił Jacka na przejściu dla pieszych, młoda para wtulona w siebie spacerowała, nie przejmując się padającym śniegiem, a na nikomu niepotrzebnym kawałku muru ktoś, zamiast przekleństw, namalował choinkę.

Nawigacja pokazywała pięć minut do celu, gdy opel wjechał na drogę prowadzącą między drzewami. Jacek włączył długie światła. Pusta ulica i ciemny las szybko przegnały świąteczny nastrój. Droga zdawała się nie mieć końca. Jacek spojrzał na nawigację – był niemal u celu.

– Niemożliwe – powiedział i sprawdził, czy nie zgubił zasięgu.

Usłyszał klakson – kierowcy nadjeżdżającemu z naprzeciwka nie spodobały się długie światła opla. Nawigacja poinformowała o zbliżaniu się do skrętu w prawo. Jacek nie dostrzegł żadnej drogi, skrzyżowania, nic. Samochód wyjechał z lasu. Zobaczył pierwsze zabudowania, latarnię i znak z nazwą miejscowości, Google Maps wskazywała, że Jacek powinien zawrócić.

Zjechał na parking obok Żabki. Wyszedł z auta i spojrzał na dwóch facetów wymieniających się dwusetką wódki. Minął ich i wszedł do sklepu. Śliczna dziewczyna o niezwykle znudzonej twarzy spojrzała na niego znad telefonu.

– Dzień dobry – powiedział, podchodząc do kasy.

Nie był pewny, czy mu odpowiedziała. Patrzyła na Jacka tak, jak patrzy gospodarz na zasiedziałego gościa.

– Przepraszam, czy wie pani, jak dojechać pod ten adres?

Spojrzała na kartkę.

– A czym pan jeździ?

– Astrą.

– To może pan zapomnieć. Na szczęście to niedaleko. Za lasem jest dróżka. Pójdzie nią pan i dojdzie bez problemu, jeśli ma gumowce.

Jacek odruchowo spojrzał na adidasy. Kasjerka wychyliła się zza lady i powiedziała:

– Chyba się pan nie przygotował.

– Faktycznie. – Jacek wzruszył ramionami.

– Może pan spróbować astrą, ale jak się pan zakopie, to na dobre.

– Dziękuję, coś wymyślę. I poproszę połówkę ginu.

 

Jacek wyszedł przed sklep i schował flaszkę do kieszeni płaszcza. Faceci w gumofilcach dyskutowali, rechocząc czasem pod rudawymi wąsami. Młodszy poprawił kaszkiet, podał rękę na pożegnanie i ruszył chodnikiem. Jacek poczekał, aż go minie, i podszedł do starszego, który dopijał wódkę.

– Dzień dobry – zaczął. – Szukam tego adresu. Pani w sklepie wskazała mi kierunek, ale powiedziała, że mogę mieć problem z dojazdem. Zastanawiałem się, czy jest może jakiś inna droga.

Mężczyzna był niski i okrągły, mógł dobiegać sześćdziesiątki. Na głowie miał czapkę uszatkę, patrzył na adres zza grubych szkieł okularów.

– Jak się wie, jak jechać, to się przejedzie. Tak się składa, że ja mieszkam naprzeciwko tego domu. Jak mnie pan podwiezie, to poprowadzę.

– Byłoby miło. – Jacek uśmiechnął się do faceta. – Dziękuję panu.

Mężczyzna ściągnął skórzaną rękawiczkę i podał rękę.

– Andrzej jestem.

Jacek uścisnął dłoń i zaprosił go do samochodu.

 

Andrzej z trudem usadowił okrągłą sylwetkę na siedzeniu pasażera. Jacek spojrzał na błoto odpadające z gumofilców na wycieraczkę astry. Podstarzały grubasek zaplótł dłonie na wzdętym brzuchu. Jacek odpalił silnik i zawrócił w stronę lasu.

– Tuż przed linią drzew skręć w lewo i jedź wzdłuż skraju – powiedział Andrzej, poprawiając środkowym palcem okulary zsuwające się z nosa.

Jacek włączył migacz, przeciął drogę i zredukował do dwójki, gdy auto podskoczyło na nierównościach polany.

– Widzisz koleiny? – zapytał pasażer.

– Nic nie widzę – jęknął Jacek, próbując utrzymać samochód z dala od zaśnieżonych sosen.

Opel ślizgał się na trawie i błocie.

– Spokojnie – powiedział Andrzej ojcowskim tonem i złapał, trochę od niechcenia, kierownicę astry, lekko korygując kierunek jazdy.

Opel wjechał jednym kołem na pole, a drugim na płaską powierzchnię między koleinami.

– Tak trzymaj. – Andrzej puścił kierownicę i z powrotem zaplótł dłonie na brzuchu.

Auto znów dało się prowadzić.

– No proszę, da się przejechać – zaczął Jacek, pilnując, by astra nie wpadła w dół. – A już myślałem, że będziemy dzwonić po pomoc drogową.

– Spokojnie, znam tę drogę jak własny barek. Uważaj, po lewej będzie pień.

– Widzę. – Jacek zredukował do jedynki i na pół sprzęgle przejechał obok pozostałości po drzewie.

– No to teraz już z górki – uspokoił Andrzej i zagadnął. – A co cię sprowadza do domu Bórlinga, jeśli można zapytać? Spotkanie rodzinne, zjeżdżasz na święta?

– Nie całkiem – odparł ostrożnie Jacek.

– No toś teraz przypieprzył. – Andrzej uśmiechnął się promieniście. – Wybacz, ale jedziesz pod adres-widmo.

– Co masz na myśli? – Jacek zerknął na sine usta Andrzeja rozciągnięte po czerwone kości policzkowe.

– Bórling to człowiek-duch, a jego dom to zagadka, wielka niewiadoma i miejscowa legenda. Myślałem, że udało mi się trafić na jakiegoś krewniaka, który mógłby w końcu wyjaśnić, o co chodzi z tym Bórlingiem.

– Nie bardzo rozumiem.

– Ja też. – Andrzej nagle przestał się uśmiechać, zmrużył oczy utkwione w kierowcy.

Jacek zobaczył między polem a lasem zabudowania, powoli wyłaniające się z ciemności. Wielkie płatki śniegu zaczęły oblepiać szyby opla.

– Przepraszam – zaczął ostrożnie Jacek – ale moja wizyta tutaj jest… jest trochę niedorzeczna. Pracuję w firmie, w której klientem jest pan Bórling i postanowiłem, nie ukrywam, z ciekawości, sprawdzić, kim jest nasz klient.

Jacek właśnie zdał sobie sprawę, jak głupio brzmi to, co powiedział.

– Chwileczkę. – Na twarzy Andrzeja znów pojawił się uśmiech. – Chcesz mi powiedzieć, że znasz Bórlinga?

– To za dużo powiedziane, rozmawiałem z nim przez telefon.

– Przez telefon?

– Tak, chciał wyjaśnić kwestię płatności.

– Płatności? – Andrzej wyglądał na człowieka, który świetnie się bawi. – A płatności za co, jeśli mogę spytać?

– Pracuję w firmie zajmującej się zaopatrzeniem sklepów.

Andrzej uniósł brwi, patrzył spod okularów jak ojciec na syna próbującego wyjaśnić, że ten dziwny zapach dłoni to wcale nie smród papierosów.

– Zaopatrujemy firmy w mięso – wyjaśnił Jacek.

– To dobre – brzuch Andrzeja zatrząsł się od śmiechu, choć twarz nie zdradzała zbytniej wesołości. – Skręć w prawo, dalej już będzie równo.

Astra zjechała z pola między stare domy otoczone rdzewiejącą siatką. Stalowe bramy były uchylone, a skrzydła trzymały się na grubych łańcuchach. Dziurawe dachy połykały płatki śniegu, a niekoszona trawa uginała się pod naporem białego puchu. Większość okien była rozbita, a wiekowe drzewa sięgały powykręcanymi gałęziami popadających w ruinę domostw.

– Chryste, ktoś tu mieszka?

– Tak, ja – odpowiedział spokojnie Andrzej. – I jeszcze kilka starszych osób, większość młodych mieszka przy drodze lub przeniosła się do miasta. Tak to już jest, młodzież odchodzi, zostawiając za sobą to, co stare. Zatrzymaj się tutaj.

Jacek zaparkował przy ostatnim domu z metalowym wiatrakiem na ogrodzeniu.

– Bórling mieszka tam. – Andrzej wyciągnął palec i dotknął przedniej szyby.

Jacek wyłączył silnik. Światła opla zgasły, a samochód wkomponował się w ciemność. 

Teren delikatnie opadł, za ośnieżonymi polami wyrastał las a na wzniesieniu, między drzewami a odłogami, stał piętrowy dom.

– Dalej już nie dojedziesz, ale tą ścieżką dojdziesz do domu Bórlinga. – Andrzej oparł plecy o siedzenie, bynajmniej nie szykując się do wyjścia.

– No, nie wiem. Chyba trochę inaczej to sobie wyobrażałem.

– A co sobie wyobrażałeś? – zapytał Andrzej, wyciągając papierośnicę.

– Sam nie wiem. – Jacek poczuł, że coś w nim pęka. – Mam trudny okres w życiu i właściwie… nie wiem, czemu tu przyjechałem.

Andrzej podał Jackowi skręta.

– Poczęstuj się.

– Dzięki. Co to jest? – zapytał, wskazując na grawer.

– Kłębek wełny, z tego żyję – powiedział Andrzej i sięgnął do kieszeni kurtki.

Metalowe wieko benzynowej zapalniczki odskoczyło. Jacek odpalił skręta od płomienia.

– Mam coś – powiedział i sięgnął do kieszeni płaszcza po flaszkę ginu. – Napijesz się?

– Oczywiście – potwierdził Andrzej z uśmiechem.

Siedzieli chwilę, pijąc i wypuszczając dym przez uchylone szyby astry.

– Kiedy sprowadził się tu jeden Anglik – zaczął Andrzej i podał flaszkę Jackowi – i kupił ten stary dom po Zborowskich, ile ja mogłem mieć wtedy lat? Nie więcej niż osiem. Wtedy jeszcze w każdym z tych domów ktoś zamieszkiwał.

– Anglik?

– Tak, brytol pełną gębą. Ni cholery nie gadał po polsku, ale nie musiał, miał lokaja z Warszawy, który zajmował się wszystkim w jego imieniu. Bórling prawie nie opuszczał tego domu. Czasem, ponoć, ktoś widywał go chodzącego po lesie lub między polami. Gadał do siebie. Polaka uznano by za wariata, ale Anglik, to co innego, pewnie myśliciel albo poeta. Cholera go wie. Dziwak, to było pewne.

– I co z nim? – Zainteresował się Jacek, podając gin Andrzejowi.

– No właśnie. Ten lokaj zniknął w końcu. A Bórlinga przestano widywać w okolicy. W tamtym czasie sporo się zmieniło, świat poszedł do przodu… – Andrzej podrapał się po brodzie. – Zadziwiające, jak szybko poszedł. Ale choć Bórlinga nie było widać, to nie dawał o sobie zapomnieć. Podjeżdżały na wzgórze różne firmy, przekopywano ziemię, ciągnęli kable pod dom. A dwa razy w miesiącu pojawiały się firmy cateringowe. Sam Bórling nigdy do ludzi nie wychodził, to do niego się fatygowali. Ale do czasu.

Jacek spojrzał na ośnieżony mur porośnięty powojem i dach sterczący nad ogrodzeniem. W oknie na poddaszu świeciło się słabe, pomarańczowe światło.

– Tak, w końcu wszystko się uspokoiło, a dom stał, niby opustoszały, gdyby nie to światło. – Andrzej podłapał spojrzenie Jacka, utkwione w pomarańczowym punkciku na wzgórzu.

– I nikt nie sprawdzał, co z Bórlingiem?

– Sprawdzano, z troski, bo i głupio tak człowieka samego zostawić, ale i z ciekawości. Każdy, kto stanął u drzwi, o ile się odważył zapukać, słyszał zawsze szmery, szepty, dyskusję, a następnie dziwny głos, głos skrajnie nieprzyjemny, który zawsze odprawiał gościa.

– No, a co z tym Anglikiem, żyje jeszcze?

– No właśnie, gdy się tu sprowadził, mógł mieć grubo po siedemdziesiątce. Nikt nie wie, co się z nim stało. A na domiar złego w okolicy pojawił się hycel.

– Hycel?

Andrzej poważnie pokiwał głową.

– Hycel – powtórzył. – Najpierw zniknęły bezpańskie psy kręcące się po okolicy, następnie koty, aż w końcu wszystkie leśne stworzenia, nawet ptaki.

Andrzej uchylił okno. Na dworze panowała głucha cisza.

– Z czym ci się kojarzą małe miasteczka, hmm?

– Nie wiem, z gościnnością – zaryzykował Jacek.

– Dobre sobie, z prywatą. Każdy trzyma psa przy domu. Małe mieściny kojarzą się z ujadaniem psów na podwórku. Słyszysz?

 Jacek wyłapał tylko szum aut.

– Nic – powiedział Andrzej. – W okolicy nie ma żadnego zwierzęcia. Wtedy ludzie zaczęli się niepokoić i omijali dom Bórlinga szerokim łukiem.

– A to właśnie stamtąd do mnie dzisiaj dzwoniono – skwitował Jacek, nieco rozbawiony historią.

– Co ty tu robisz, co? – Andrzej wydął usta lśniące od ginu.

– Sam nie wiem, chciałem… chyba poznać dziwnego faceta, który na mnie nakrzyczał. – Jacek uśmiechnął się i wziął głęboki oddech. – No i nie ma lepszych planów na Wigilię. Przyjechałem tu prosto z pracy, bo chyba nie wiem, co mam z sobą zrobić.

– Ja wiem. – Andrzej położył ciężką dłoń na ramieniu Jacka. – Jedź do domu, wyśpij się, a jutro, jeśli masz z kim, spędź święta w towarzystwie i zapomnij o tej dziurze.

– Chyba masz rację.

Andrzej złapał butelkę, która już miała dotknąć ust Jacka.

– I nie pij, musisz jakoś wrócić.

– Faktycznie.

– Posłuchaj, przemyśl sobie wszystko, co ci leży na wątrobie, a potem wracaj. Ja idę do domu. Jeślibyś się zakopał na drodze lub zwyczajnie nie czuł na siłach, by wracać autem, to wiesz, gdzie mnie szukać. Mieszkam sam, mogę cię przenocować w razie potrzeby.

– Dzięki, porządny z ciebie człowiek – powiedział Jacek i uścisnął dłoń Andrzeja.

Palce mężczyzny zacisnęły się na dłoni Jacka niczym kleszcze.

– Posłuchaj, ci, co mieszkają przy drodze, mówią o psach i kotach, ale ci, którzy żyją u podnóża tego domu, wiedzą o Jasiu Zawadzkim, który lubił wspinać się na mur domu Bórlinga, do chwili, gdy przepadł bez wieści.

Twarz Andrzeja zrobiła się nieprzyjemna, oczy świeciły od alkoholu, a usta wykrzywił grymas pogardy.

– Anna Stródrzyńska poszła zrywać kwiatki za domem na wzgórzu. Tadeusz Nowik lubił grać w piłkę niedaleko bramy domu Anglika. Co na to policja? Byli, podobno rozmawiali… I co? I nic. Dzieci miały zginąć w lesie.

Jacek odciągnął rękę, gdy uścisk zelżał.

– A potem znów zaczęli przyjeżdżać z cateringiem. Kierowcy zostawiali jedzenie przed bramą, a w nocy zamówienia znikały. Raz na jakiś czas podjeżdża chłodnia i zostawia surowe mięso. Crazy meat.

– To firma, w której pracuję – wyjąkał Jacek.

– Tak, co święta, ale dzisiaj ich nie było.

– Ja jestem.

– Tak. Chłopcze, zabieraj się stąd.

– Dobrze.

Pasażer otworzył drzwi i wyszedł. Obszedł astrę i ruszył do furtki.

Jacek czekał, aż zapali się światło przed drzwiami, ale nic takiego się nie wydarzyło. Andrzej po prostu zniknął w ciemności.

 

Jacek nie wiedział, czego się spodziewać, ale to zaskoczyło go całkowicie. Wyszedł z samochodu. W domu Andrzeja nie zapaliło się żadne światło. Postanowił, że jak już tu jest, to musi przynajmniej zrobić zdjęcie domu Bórlinga.

Ruszył nasypem między polami. Białe płatki śniegu spadały z ciemnych chmur. Za wzgórzem wiatr poruszał gałęziami drzew jak pacynkarz kukiełkami. Gin rozgrzewał, a zmarznięty śnieg skrzypiał pod podeszwami butów. Mur domu Bórlinga zdawał się otulony białym futrem. To śnieg zalegający na gęstym powoju tworzył puszystą warstwę, która wraz z szpiczastym dachem i czerwonym światłem bijącym z niewielkiego okna dawała iście bajkowy obraz domu.

Jacek schował zmarznięte ręce do kieszeni i stanął przed bramą. Grube pręty, wykręcone na wzór pnączy, ozdobione metalowymi pąkami róż. Brama wystawała poza ogrodzenie, zwężając się w owal. Jacek złapał pręt, nad jednym z kwiatów, skrzydło bramy uchyliło się ze zgrzytem rdzewiejących zawiasów. Przed domem ścielił się jednolicie gładki, biały dywan.

Uchylił szerzej skrzydło i wślizgnął się na podwórko. Śnieg był głęboki, sięgający łydek. Jacek, pozostawiając głębokie ślady, przebiegł pod drzwi domu. Zmienił ustawienie kamery w telefonie na selfie. Zbliżył głowę do mosiężnego lwa z kołatką w zębach i cyknął zdjęcie. Spojrzał na wyświetlacz, uśmiechnął się na widok głupiej miny, którą zrobił, i wysłał fotografię Pawłowi. Dopił flaszkę ginu i wsadził w śnieg, następnie delikatnie pchnął drzwi.

Włączył latarkę w telefonie i oświetlił zakurzony przedpokój ze starymi meblami, zaśniedziałym lustrem i wieszakiem wyposażonym w półki na buty. Jacek wszedł ostrożnie i zamknął za sobą drzwi. Kolejne prowadzące do wnętrza domu były oklejone kolorową tapetą w palmy.

– Dobry wieczór – powiedział.

– Dobry wieczór! – powtórzył.

Wzruszył ramionami i już miał wyjść, gdy oklejone tapetą drzwi uchyliły się bezgłośnie. Usłyszał, jak mosiężna klamka uderza w ramę lustra. Zza drzwi wypadły do przedpokoju kłębki wełny, lśniącej w ciemności srebrną poświatą. Jacek podszedł do kłębowiska białych nici. Kołtuny sięgały kolan i wypełniały cały korytarz prowadzący do wnętrza domu. Jacek zauważył pokoje, gdzie kłębowisko blokowało przejście. Wełna zalegała na schodach, białe nitki oplatały szczeble balustrady, ciągnęły się wzdłuż poręczy, wisiały na lampach i zakurzonym obrazie, zawieszonym na pożółkłej ścianie. Choć w domu nie było żadnego światła, wnętrze lśniło od srebrzystej poświaty z kołtuńska.

Jacek wyciągnął telefon i włączył kamerę. Zrobił pierwszy krok. Noga zapadła się w wełnie po udo. Przedzierając się przez srebrzysty puch, dotarł do poręczy schodów. Obserwował przez ekran telefonu nagrywane nici zalegające pod sufitem i zwisające w rogach. Te przyklejone do ścian, klamek i framug drzwi. Były wszędzie. Jacek zrobił zbliżenie obrazu, obwieszonego wełną. Przedstawiał portret mężczyzny o szlachetnych rysach, z miną poważną i surowym spojrzeniem, które śledziło oglądającego obraz. Jacek przeczytał podpis pod portretem: William Burling.

Drzwi przedpokoju zatrzasnęły się z hukiem. Jacek podskoczył, ręce w bezwarunkowym odruchu zakreśliły w powietrzu dziwaczny wzór, a telefon wyleciał z dłoni.

Ktoś wsunął klucz do zamka, który zatrzeszczał i zazgrzytał, gdy rygiel wsunął się we framugę.

Jacek ruszył do drzwi, niezdarnie brnąc w wełnistych zwojach. Nogi grzęzły, a nim dotarł do wyjścia, runął na kłębowisko.

– Hej! Hej!

Próbował wstać, ale ręce zapadły się w kołtunach, wełna gryzła w policzki, drapała dłonie.

– Hej! Otwórzcie!

Znalazł podparcie na ukrytym w wełnie stopniu i zdołał wstać. Złapał klamkę i szarpnął, ale solidne drewniane drzwi nawet nie drgnęły.

Rozejrzał się za miejscem, gdzie mógł upaść telefon.

– Kurwa!

Wiedział, że nie znajdzie aparatu w panującym półmroku. Na wszelki wypadek nacisnął włącznik na ścianie, z nadzieją wpatrując się w zawieszoną obok schodów lampę.

– Kurwa!

Żarówki nawet nie zamigotały.

– Musi być wyjście albo okno.

Schody biegnące wzdłuż ściany po lewej nie zachęcały Jacka. Brnąc przez wełnę, dotarł do drzwi obok obrazu Burlinga, spoglądającego nieprzyjemnie z ramy na intruza.

Jacek złapał klamkę i pchnął drzwi, które uchyliły się delikatnie, by zaraz utknąć, zablokowane kołtunami.

Zerknął przez szparę. Z wełny wystawała rama łóżka, oparcie krzesła i blat stołu, na którym dostrzegł płaski kształt. Na jego powierzchni zamigotały cztery punkciki, od których odbijała się srebrna poświata. Nagle zgasły i znów odbiły światło. Nim Jacek uświadomił sobie, że to dwie pary wpatrzonych w niego oczu, kształt zeskoczył z blatu na kołtuńsko. Przebierając kilkoma parami odnóży, błyskawicznie ruszył w stronę drzwi. Biegł po powierzchni wełny, niczym pająk na pajęczynie. Jacek dojrzał coś na kształt nagiego torsu i nóg zakończonych maleńkimi dłońmi. Zawył i szarpnął klamkę. Poprzez łomotanie serca usłyszał, jak coś wchodzi na drzwi od strony pokoju, odnóża stukały o drewnianą powierzchnię. Jacek zrobił krok w tył, z trudem łapiąc równowagę. Burling z obrazu bacznie obserwował każdy jego ruch.

Jacek ruszył wzdłuż schodów, pod którymi odnalazł kolejne drzwi, a po prawej zasłonięte nićmi pomieszczenie. Zbliżył się ostrożnie do plątaniny wiszącej w przejściu. Wełna tworzyła niemal jednolitą powierzchnię. Po drugiej stronie dostrzegł odnóże zakończone maleńką dłonią. Palce zaczęły skubać powierzchnię wełny. Po chwili pojawiły się kolejne kończyny. Dłonie zawzięcie pracowały niczym sześć szydełek, wplatając w wełnistą powierzchnię nowe sznurki. Jacek dostrzegł drugi kształt, który wszedł na srebrzyste drzwi. Zauważył ludzki tors zakończony zdeformowaną głową, a w miejscu ramion wyrastała pierwsza para odnóży, kolejna na wysokości klatki piersiowej, następne na biodrach i czymś obłym na końcu korpusu.

Jacek zrobił krok w tył. Cień w pomieszczeniu, wygięty głową w stronę obłej części karykaturalnego ciała, sięgnął kończyną do odwłoka i złapał w palce nić, wysuwającą się niczym rybie fekalia. Kolejne odnóża dołączały, wyciągając z odwłoka sznur, który po chwili za pomocą zręcznych par rąk został wpleciony w kłębowisko zasłaniające przejście. Jacek wpadł na deski zabudowy schodów. Czuł, jak nogi pocą się w kołtuńsku, ciepło pełzło w górę ciała, od przepoconych stóp po czerwoną twarz. Nie mógł oderwać oczu od groteskowych stworów pełzających po wełnianych drzwiach. Kątem oka dostrzegł spojrzenie Burlinga, ściągnięte brwi, wykrzywione wąskie usta, które zdawały się zaraz wrzasnąć:

„Precz stąd!”

Jacek ręką trafił na klamkę, dłoń bezwiednie nacisnęła mosiężny uchwyt. Drzwi otwarły się, plecy Jacka nie znalazły podparcia. Panika ścisnęła gardło, gdy runął po stopniach, odbijając się od grubej warstwy wełny. Palcami chwytał zwisające nici, ciągnąc je za sobą w dół do piwnicy.

Ze schodów wpadł w miękką, srebrzystą toń. Zapadał się w wełnie, obserwując, jak nici zasłaniają drewniany sufit. Świadomość Jacka z trudem nadążała za wydarzeniami na piętrze. Wełna gryzła, drapała, ale dawała poczucie bezpieczeństwa. Dopiero ciepło grzejącego go kłębowiska, nieznośnie narastające, zmusiło Jacka do działania.

Wstał. Wełna sięgała mu pasa. Spojrzał w górę schodów. Szczelnie oplecione stopnie przypominały upiorny plac zabaw dla dzieci. Drzwi były lekko uchylone, w szparze tuż obok framugi zobaczył pajęczy kształt, świecący dwiema parami czarnych oczu. Jacek poczuł, jak trą o siebie zęby, zgrzytając, gdy szczęka w niekontrolowanym tiku zaczęła przemieszczać się z lewej do prawej.

Stwór skoczył na pierwszy stopień, a za nim pojawiły się kolejne. Jacek wrzasnął. Ruszył w głąb piwnicy, brnąc w kołtunisku. Dostrzegł niewielkie okienko zasypane śniegiem. Dopadł do zimnej, wilgotnej ściany. Wyciągnął ręce i chwycił śliski kamień wnęki. Podciągnął się i pchnął okienko, które ugrzęzło w zaspie. Dziesiątki odnóży z cichym szelestem przemknęły po wełnianej podłodze. Jacek zawył i uderzył w drewnianą obudowę. Śnieg zaskrzypiał, gdy rama, niczym pług, utorowała drogę na zewnątrz.

Jacek wpełzł w otwór. Wystawił głowę na zewnątrz, brodę i policzek wciskając w biały puch. Zobaczył gwiazdy migoczące w wyrwie między czarnymi chmurami, a po chwili – gumofilce i wbitą obok nich łopatę.

– Andrzej? – wychrypiał.

Trzonek uniósł metalową łyżkę, która na chwilę zniknęła z pola widzenia Jacka. Usłyszał świst, gdy łopata przecięła powietrze i z trzaskiem łamanego nosa oraz wybijanych zębów wyrżnęła go w twarz.

Niczym bezwładna kukła zwalił się z powrotem do piwnicy. Nie czuł nic, nic też nie widział, za to słyszał dziesiątki dłoni zawzięcie pracujących w pobliżu. Świadomość zaczęła powracać wraz z krwią wypełniającą usta, lejącą się po twarzy i potwornym bólem wbijającym klin w czaszkę. Zacharczał, zabulgotał wypełniającą mu usta krwią, dusił się. Pociągnął nosem. Do gardła spłynęła lepka ciecz wypełniona skrzepami.

Nie mógł poruszyć rękoma ani nogami. Szarpnął głową, odrywając coś od twarzy, i kaszląc, wypluł krew na srebrzyste nici. Oszołomiony patrzył, jak wełna zmienia kolor na szkarłatny. Pajęczy kształt przekradł się tuż obok jego głowy. Jacek dostrzegł, jak ktoś zamyka okienko piwnicy. Wrzasnął, próbując zerwać się na nogi, ale żadna kończyna nawet nie drgnęła. Spojrzał wzdłuż ciała i zobaczył dziesiątki pajęczych postaci szczelnie oplatających go wełną.

Tuż przy ramieniu dwie małe dłonie na końcach patykowatych nóg. ciągnęły nić, zręcznie wpychając ją w otulający Jacka kokon. Dostrzegł ludzką twarz, między odnóżami, z dwiema parami czarnych oczu, zdeformowaną przez wyrastające z policzków szczękoczułki – na czubkach chelicerów lśniły dwa brązowe zęby. Ból rozsadzał czaszkę, a przędza coraz ciaśniej oplatająca ciało, grzała niemiłosiernie. Krew zalewała gardło, a świadomość wyła w panice, gdy oczy Jacka chłonęły obraz pętających go kreatur. W końcu wszystko zalała ciemność.

Głowa uderzyła o stopień, przywracając Jacka do rzeczywistości. Chciał zawyć z bólu tnącego czaszkę niczym piła, ale jedynie zakaszlał, plując skrzepniętą krwią. Usta miał suche, za to ciało zlane potem, pulsujące od gorąca. Głowę, oplecioną szczelnie srebrną przędzą, zdołał ledwie dźwignąć do piersi, unikając zderzenia z kolejnym stopniem piwnicznych schodów.

Spojrzał wzdłuż ciała wciśniętego w kokon. Gdzieś w okolicy stóp zobaczył dziesiątki nici ciągnące się w stronę wyjścia z piwnicy. W drzwiach pajęcze istoty, powoli lecz nieubłaganie, szarpały przędzę wraz z zawiniętym w wełnę Jackiem. Temperatura wciąż rosła. Oczy zalewały się łzami, twarz piekła i pulsowała. Spętane ciało, mokre od potu, gryzła wełna. Jacek jęknął, nim obraz znów pochłonęła ciemność.

Ciepły strumień, obryzgujący pokiereszowaną twarz Jacka, śmierdział miejskim szaletem. Powieki z trudem uniosły się, i Jacek dostrzegł, poprzez zalewający policzki potok, stojącego w rozkroku Andrzeja. Pomieszczenie tonęło w pomarańczowym świetle. Starzec zapiął rozporek. Coś pociągnęło ciało Jacka w górę – najpierw nogi, potem tułów, aż w końcu głowę. Andrzej przytrzymał kokon, chwytając za wełnę i spojrzał na opuchniętą twarz chłopaka – złamany nos, pęknięte wargi, zaschniętą krew i mocz spływający po czerwonych, rozgrzanych policzkach.

– Chciałeś poznać Bórlinga – wychrypiał. – To jest on.

Andrzej obrócił zawieszony w powietrzu kokon. Wysuszone zwłoki, ubrane w elegancki garnitur, spoczywały na tronie utkanym z wełny. Siedlisko obsiadły stwory o pajęczym wyglądzie – kilka przycupnęło u stóp trupa, inne na kolanach i ramionach.

– Który? – zapytał Andrzej.

Całe pomieszczenie zdawało się mówić dziesiątkami głosów, lecz w jednym tempie:

– Nie dbasz o nas. Przędziemy, zwijamy, pracujemy, a ty zapominasz… zapominasz o obietnicy!

Każdy ze stworów mówił osobno, ale wszystkie przemawiały dokładnie w tej samej chwili, niczym jeden organizm.

– Jak to nie dbam? – Andrzej zdawał się urażony. – A dostawy mięsa? A owoce z sadów?

– Obiecałeś żywe… – zaszeleściło pomieszczenie.

– Pamiętacie trudne czasy? Kiedy musieliśmy spławiać obcych, gdy musieliście głodować? To przez wasze łakomstwo! A teraz to!

Andrzej pchnął kokon z Jackiem, który zaczął się huśtać i uderzać o bark starca.

– Zachciało wam się polowania i wyciągnęliście tu tego gnojka!

– Chcieliśmy mięsa, więcej mięsa!

– Wiem, wiem, że ostatnio dostawy docierały rzadziej, ale też był przestój w interesie. – Andrzej zaczął przechadzać się wzdłuż tronu niczym wasal tłumaczący coś królowi. – Ale wiecie, jak trudno o kontrakty na wełnę w lecie. Nie! Siedzicie tu i przędziecie, nie martwiąc się o transport, umowy, rozliczenia, opłaty dla ludzi ze wsi!

Krew nieubłaganie spływała do głowy Jacka. Gorąco odbierało mu władzę nad zmysłami – tracił słuch, a obraz zaczął się rozmazywać.

– Ale może jestem niesprawiedliwy, macie tego. – Andrzej pchnął ciągnięty pod sufit kokon, spojrzał na mokrą dłoń i wytarł ją o kurtkę. – Nic już z tym fantem nie da się zrobić, więc go sobie zostawcie. 

Andrzej mówił, a dziesiątki czarnych par oczu bacznie śledziły wędrówkę starca po pomieszczeniu.

– Ja po was posprzątam. Jak zawsze – ściszył głos, mrucząc pod wąsem. – Ale poproszę o telefon!

Stwory chwilę szeptały, kręcąc się na zakończonych dłońmi odnóżach. W końcu z grubej warstwy wełny, tuż przy gumofilcach Andrzeja, wysunął się z kłębowiska aparat telefoniczny.

Starzec schylił się i podniósł urządzenie. Wymierzył sprzęt w losowego stwora na ramieniu zaschniętego trupa i powiedział poważnie:

– Żeby mi to było ostatni raz. Żadnych więcej indywidualnych wyskoków!

Zalane pomarańczowym światłem pomieszczenie rozbrzmiało od szeptów.

– Cisza! Co to za narady?! – Twarz Andrzeja złagodniała. – W zamian pomyślę, jak znów dostarczyć wam żywy inwentarz.

Stwory na tronie uniosły przednie odnóża i zaczęły oklaskiwać przemowę Andrzeja. Kolejne dłonie zaczęły wysuwać się z kłębowiska, aplauz dochodził spod oplecionego przędzą drewnianego stropu.

Jacek obserwował tę groteskową scenę z wysokości sklepienia, gdzie zawisł kokon.

Andrzej uniósł ręce i pomachał do pomieszczenia.

– Dobrze, dobrze, już dobrze.

Brawa jednak nie cichły, aż zrezygnowany starzec mruknął coś i wyszedł.

Kokon pomału kręcił się, przyczepiony do belki nośnej. Nim Jacek stracił przytomność z przegrzania i uderzającej do mózgu krwi, dojrzał dziesiątki mniejszych kokonów, z których wystawały kości zwierząt i ludzi. Brawa ucichły, a małe pomieszczenie pod dachem wypełnił odgłos odnóży pełzających w stronę stropu. 

 

Andrzej podał flaszkę wódki Januszowi i zapytał, obserwując wysiadających z matiza chłopaków:

– Posłuchaj, sprawę tego opla mamy załatwioną?

– Rozebrany na części – odpowiedział Janusz, wykrzywiając usta od szczypiącej w wargi czystej wódki.

– To dobrze, a ci tam, to co za jedni?

– Nie mam pojęcia, przyjezdni zapewne.

Janusz pożegnał się, oddał flaszkę Andrzejowi i ruszył w stronę domu. Po chwili dzwonek w drzwiach Żabki zabrzęczał, a w progu stanęło dwóch przyjezdnych i córka Andrzeja.

– Ojciec! – zawołała. – Tych dwóch pyta o posiadłość Bórlinga.

Córka powiedziała coś do chłopaków i wróciła do sklepu. Przyjezdni mieli dziwny chód, szli nienaturalnie blisko siebie, niemal stykając się biodrami. Andrzej obserwował ich poprzez sypiący śnieg.

– Dzień dobry, nazywam się Paweł, to mój przyjaciel Aleks. – Chłopaki podali mu ręce.

– Dobry – mruknął Andrzej, ściskając delikatne dłonie o wypielęgnowanych paznokciach.

– Szukamy kolegi. Nazywa się Jacek. Udało nam się ustalić, że ostatnio widziano go w tej okolicy.

– Ustalić? – zapytał Andrzej, zaciekawiony.

Ten o imieniu Aleks wyciągnął telefon i pokazał Andrzejowi zdjęcie Jacka przed posiadłością Bórlinga.

– Dostaliśmy taką wiadomość w dniu, w którym zniknął Jacek. Czy wie pan może, gdzie znajduje się ten dom? – zapytał Paweł.

Andrzej obserwował usta chłopaków, posmarowane pomadką, dziwne fryzury, długie płaszcze zwisające na szczupłych ramionach i buty, zdecydowanie nie pasujące do pory roku.

– A wiecie, że mieszkam niedaleko tego domu? Jeśli mnie podrzucicie, chłopaki, to wam go pokażę – powiedział, uśmiechając się nieprzyjemnie.

Koniec

Komentarze

Hej,

Wracam po becie 

Fajny, klimatyczny tekst – nietypowy sposób na spędzenie wigilii :D 

Pozdrawiam :)

Hejo.

Wyśmienicie wysmażone danie. Pomysł, wykonanie i brak happy-endu, czyli mamy wszystkie trzy diamenty w koronie zajebistości. Świetny ten patent z wełną i pajęczymi stworami. W ogóle już dawno zauważyłem paradoks, że mimo iż arachnofobia jest najpopularniejszą fobią na świecie, opek z pająkami wcale nie ma tak dużo.

Bardzo dobry tekst.

Ca­nu­las – dziękuję, dziękuję bardzo – tekst pisałem po nocach z długimi przerwami i nie spodziewałem się, że zostanie ciepło przyjęty:). Bardzo mi miło i pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

pnzr­div.117, skryty i Edward – jeśli dojdzie :) – dziękuję jeszcze raz za betę – dobra robota

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Wbrew pozorom trudno o dobrze napisany horror.

Tak jak komedię, bo tak samo trudno jest rozbawić jak i przestraszyć czytelnika.

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Hej!

To krótko pobetowo bo wszystko omówiliśmy na becie.

Fajny tekst, szczególnie podobała mi się pierwsza połowa. Ale ogólnie biblioteczny horrorek wiec klikam :)

Pozdrawiam!

Witaj. :)

 

Ze spraw technicznych zatrzymały mnie następujące fragmenty (do przemyślenia):

Otworzył ją maila. – czegoś brakuje lub czegoś jest za dużo

A nadmiar złego okolica nawiedził hycel. – tu też?

Rozmowa została przeprowadzona wbrew standardom firmy. W poniedziałek zapraszam na rozmowę – czy powtórzenie celowe?

Czasem, ponoć, ktoś widywał go chodzącego po lesie lub między polami. Ponoć gadał do siebie. – i tu?

Na głowie miał czapkę-uszankę… – tu tylko dopytam, bo znam inną wersję – czy ma być tak, czy chodziło o „uszatkę”?

na wzniesieniu, między drzewami, a odłogami, stał piętrowy dom. – wydaje mi się, że przed „a” przecinek jest zbędny (?)

Tak, w końcu wszystko się uspokoiło, a dom stał, niby opustoszały, gdyby nie te światło. – czy celowo taka forma w wypowiedzi bohatera?

Jeśli byś się zakopał na drodze lub… – razem?

Oplecioną szczelnie głowę srebrną przędzą zdołał ledwie dźwignąć do piersi, unikając zderzenia z kolejnym stopniem piwnicznych schodów. – tu mi trochę nie gra szyk

 

Fenomenalny klimat, uwielbiam takie, horror po prostu doskonały – nieprzewidywalny, pomysłowy, trzymający w napięciu. :)

Przy okazji taka refleksja – nie cierpię na arachnofobię, choć nie mogę powiedzieć, że uwielbiam pająki, jednak od dzieciństwa mam zakodowane, że zabijać ich absolutnie nie wolno (chyba że w obronie własnej lub kogoś bliskiego). :)

Podwójny klik, bo piszesz naprawdę świetnie, brawa! :)

Powodzenia, pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Hej bruce,

 

dziękuję za łapankę, komentarz i podwójnego klika – ja też się nie spodziewałem, więc jest 1:1 :). A po czarnym monolicie, też nie uważam by ten tekst był lepszym kandydatem do piórka o ile w ogóle będzie miał szansę o te piórko powalczyć :).

 

 

Na głowie miał czapkę-uszankę… – tu tylko dopytam, bo znam inną wersję – czy ma być tak, czy chodziło o „uszatkę”?

To są uroki mojej dysleksji – zawsze myślałem, że to czapka uszanka :D

 

Tak, w końcu wszystko się uspokoiło, a dom stał, niby opustoszały, gdyby nie te światło. – czy celowo taka forma w wypowiedzi bohatera?

W zamyśle tak, “gdyby nie te…” dość często słyszę w wypowiedzi różnych osób i pewnie też tak mówię – chyba, że chodzi o coś innego, czego nie wyłapałem :) 

 

Oplecioną szczelnie głowę srebrną przędzą zdołał ledwie dźwignąć do piersi, unikając zderzenia z kolejnym stopniem piwnicznych schodów. – tu mi trochę nie gra szyk

 

Tak chyba lepiej – Głowę, oplecioną szczelnie srebrną przędzą, zdołał ledwie dźwignąć do piersi, unikając zderzenia z kolejnym stopniem piwnicznych schodów.

 

 

Brakuje mi trochę Twoich bet – choć były straszne :) ale też niezwykle rozwijające.

 

Przy okazji taka refleksja – nie cierpię na arachnofobię, choć nie mogę powiedzieć, że uwielbiam pająki, jednak od dzieciństwa mam zakodowane, że zabijać ich absolutnie nie wolno (chyba że w obronie własnej lub kogoś bliskiego). :)

Na szczęście to nie pająki i żaden nie ginie :D – też tak mam, zabijam pająka dopiero w chwili gdy jest zbyt uparty by dać się wynieść w szklance za okno – czyli przez przypadek :) 

 

I myślę, że dobrze by zrobiło społeczności gdybyś została dyżurną :). Ostatnio jak policzyłem to wychodzi może 10 tekstów na miesiąc w tym większość szortów, na pewno Twoje dyżurowanie byłoby mile widziane :). 

 

Pozdrawiam :)

 

 

 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Hej Edward Pitowski,

 

dziękuję bardzo za klika i betę :) 

 

Pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

pnzrdiv.117, skryty i Edward – jeśli dojdzie :) – dziękuję jeszcze raz za betę – dobra robota

przyjemność po mojej stronie :)

 

No jest niezłe. Przede wszystkim dość naturalne i czyta się płynnie. Scena z wełną gdzieś tam zostaje w pamięci i jest moim zdaniem dość oryginalna dlatego uważam, że biblioteka to minimum, a piórko… kto wie? Może tym razem się uda :p

 

Pozdrawiam i wesołych świąt!

Kto wie? >;

Hehehe, dzięki, ale jak wiesz, to nie tyle punkt za punkt, bo nominowałam i wcześniej Twoje opowiadania, po prostu widzę niesamowity progres i – jak już pisałam przy “monolicie” – doceniam Twoją wytrwałość, ambicję oraz bardzo cierpliwą pracę nad warsztatem, która daje doskonale efekty. :)

Co do moich wątpliwości językowych, wszystko jak najbardziej jasne, a w mowie potocznej bohaterów często występują takie nietypowe określenia. :) 

Sprawa dyżurowania nadal zależy od wielu innych warunków i czynników; może kiedyś zdołam, na razie niestety jest z tym mega ciężko, bo – jak to bywa w życiu – nie znam dnia ani godziny, a ja nie lubię czegoś, co obiecałam/zobowiązałam się, nie dotrzymywać. :)

Pozdrawiam serdecznie, powodzenia, dzięki. :)

Pecunia non olet

skryty– wow dzięki, naprawdę nie spodziewałem się, że bórlingi tak się dobrze spiszą :) Bardzo dziękuję :). A pamiętasz księcia Egona? Jest nowy konkurs i myślę, że to dobra okazja by napisać kontynuację jego przygód ;)

 

bruce – wszystko jasne nie namawiam, jak będziesz zdecydowana to wiedz, że pewnie wiele osób to doceni :) Dziękuję…

 

I życzę wam wesołych i zdrowych świąt :)  

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Wzajemnie i dziękuję, Wesołych, Zdrowych i Rodzinnych także dla Ciebie, Bardjaskierzeheart

Pecunia non olet

A pamiętam tylko wtedy byłeś chyba zamaskowany :) 

Kto wie? >;

Teraz też będę ;)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Jacek pod tym względem był ponadto – nigdzie mu się nie spieszyło.

Wywaliłabym wyboldowane.

 

rechocząc czasem pod rudawymi wąsami.

Fajne, ale coś mi nie gra. Może skrywając rechot pod rudawymi wąsami?

 

To jest właśnie takie opowiadanie, którego nie chcę i chcę czytać. Bo odkąd Andrzej powiedział, że mieszka niedaleko, to już zaczęłam mruczeć: Nie idź tam!

No, ale czy ktoś mnie posłuchał.

Te szepczące głosy będą mi się śniły. Aż skóra cierpnie.

 

Opowiadanie przerażające i zachwycające. Z każdym kolejnym czytaniem podoba mi się bardziej.

Piórkowo jestem na TAK

I jeszcze duży plus za lokalne smaczki, pierunie;)

"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke

Hej Ambush – dziękuję, jest mi bardzo miło, że się podobało:) spojrzę na usterki ale jak już będę miał komputer pod ręką:). Pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Ave, Bardzie! 

 

Na starcie masz minusa, że mnie nie zaprosiłeś do bety :( Mam ostatnio natłok zajęć, to sam nie przeglądam zakładki z betami, ale żeby od razu tak człowieka brutalnie pominąć… no skandal! XD

 

Skoro mamy to już wyjaśnione, to mogę przejść do wrażeń z lektury. Po tym, jak Jacek oberwał łopatą miałem przeświadczenie, że dobrze wytypowalem tożsamość Bórlinga, ale w dalszej części pokazałeś, że nie jest to takie oczywiste. 

 

W pierwszej części miałem wrażenie, że trochę za wolno toczy się akcja. Ale znowu, od momentu podwózki Andrzeja tempo opowieści stopniowo rośnie, podobnie zresztą jak niepokój w głowie. Bórlingi okazały się creepy do potęgi entej… Nie mogę wyjść z podziwu, jak umiejętnie kreślisz rozmaite poczwary xD

 

Czytałem na jednym wdechu, mimo późnej pory, więc ewidentnie egzamin z utrzymywania uwagi czytelnika zaliczyłeś na piątkę z plusem ;)

 

Póki co kliknę do biblioteki;)

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Hej C_C – wrzucam sobie tekst na betę, a tu trzask – prask i zgłasza się trzech chętnych do pomocy. Myślę sobie: "Cezary jest zarobiony, nawet nie ma czasu by betować swoje teksty, dam mu odetchąć". A tu taka niewdzięczność;) – za to masz jak w banku, że Cię ZAPROSZĘ do betowania tekstu na konkurs humorzasty – zobaczymy czy po moich "żartach" nadal będziesz tak chętny do dalszych bet;). No to mogę przejść do wrażeń po Twoim komentarzu :D Cały czas słyszę, że dużo postaci, aż fabuła pokręcona i trzeba się skupić – by się w niej odnaleźć;). To pomyślałem sobie, że zrobię takie klasyczne opowiadanie z jednym bohaterem, bez przeskoków czasowych bez zmiany perspektywy, z narracją skupiającą się wyłącznie na naszym Jacuniu. Chciałem zobaczyć, raz – czy potrafię tak poprowadzić ciekawą historię, dwa – jak mi się będzie nad nią pracowało. I przyznaję, że chyba punkt pierwszy wyszedł dobrze, a drugi okazał się strasznie nudny ;). I przyznam się, że do bórlingów wracałem mniej chętnie niż do innych moich tekstów – co nie znaczy, że ostatecznie jestem niezadowolony :). No i może właśnie te klasyczne prowadzenie historii może powoduje, że gdzieś na początku trochę przedłużyłem wprowadzanie bohatera. Choć ktoś już pisał, że to właśnie pierwsza część mu się bardziej podoba niż drugą ;). Więc nie wiem i jak zawsze – ilu czytelników tyle wrażeń z lektury:). Dziękuję Cezary za komentarz i klika i obiecuję l, że będę Cię spamował propozycjami do bety ;) Pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

zobaczymy czy po moich "żartach" nadal będziesz tak chętny do dalszych bet;)

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Myślę, że na wzór Brzytwy Lema powinna powstać na forum Brzytwa Krara. Te obleśne pająki (bórlingi) utkwily mi dość mocno w głowie. Tym samym uważam, że byłaby szkoda, gdyby nie powalczyły jeszcze o głowy (i uznanie) Loży. Dorzucam nominację do piórka;)

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

:) dziękuję bardzo :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Przyznam, ze udało Ci się mnie zaskoczyć. Z opisanych objawów wynikało, że w tamtej okolicy zainstalował się klasyczny wampir, a tu taka niespodzianka – upiorna manufaktura (odnóżofaktura?) przędzalnicza :)

Świetny pomysł i sprawne wykonanie. Brawo!

 

P.S.

A ten śnieg na święta to już czysta fantazja :D

Hej czeke – dziękuję za odwiedziny i komentarz. Muszę przyznać, że jest pewne grono użytkowników, na których opinię czekam i miło mi, że jak na razie, nadal ich komentarze pojawiają się pod moimi tekstami :). Bórlingi to opowiadanie, które powstało w dość dziwnych okolicznościach, a mianowicie nie w trakcie obmyślania wyszukanej fabuły, a w trakcie zwyczajnych czynności dnia codziennego i może dlatego zaskakuje bo nie jest to fabuła wymyślania pod zaskoczenie czytelnika, raczej sam byłem zaskoczony tym jak historia mnie zaskoczyła ;). Wychodzi na to, że warto pochylić się na codziennymi czynnościami i przyjrzeć im się trochę uważniej;) . Miło mi, że opowiadanie się podobało :). P.S. Śnieg właśnie po to jest by nikt mi nie zarzucił braku fantastyki;).

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

“…a w trakcie zwyczajnych czynności dnia codziennego…” – Jak co dzień po południu zdzieliłem jakiegoś gościa po głowie łopatą i tak sobie w tym momencie pomyślałem: A gdyby ten facet właśnie uciekał z piwnicy opuszczonego domu na odludziu, gdzie mieszkają potworne pająki ludojady? To by była pyszna historia! :D

Przepraszam, tak mi się jakoś skojarzyło :)

Blisko jesteś ;). Miałem przyjemność rozmawiać z osobą, która miała Burling na nazwisko – sprawdziłem, co to znaczy i się zaczęło:).

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

No, nie ma bohater szczęścia, na żadnym froncie. Ani w rodzinie, ani w robocie, ani w miłości…

Fabuła w porządku. Od czasu do czasu coś się stanie, coś zaskoczy.

Potwór oryginalny. Zgadzam się, że poszlaki wskazywały na coś w rodzaju wampira, a tu stado pająków… I to dość żarłocznych.

Wełna. Brakowało mi informacji o stadach owiec. Czy pająki by ich nie skonsumowały? Nie wykluczam, że to pająki wytwarzały te kołtuny wełny, ale chyba nawet laik odróżni wełnę od pajęczyny?

Faktycznie, opko się mocno rozrosło, jeśli pisałeś na konkurs świąteczny. Ale chyba dobrze na tym wyszło. Święta nie odgrywają tu dużej roli, chyba tylko podkreślają, jaki to bohater jest nieszczęśliwy, skoro nawet w wigilię nie ma się gdzie podziać, a szefowa go opierdziela. Niezła sucz, swoją drogą.

Czytałam z zainteresowaniem. Jestem na TAK, czyli.

 

Edytka: Aha, i proszę bardziej szanować anonimowość w Fun-tastyce. Na razie zdradziłeś, o kim będzie Twoje anonimowe opowiadanie (książę Egon, klawo jak cholera) i kto je będzie betował.

Babska logika rządzi!

Hej, dziękuję za komentarz i Taka :). Przepraszam za ujawnienie tożsamości i betującego ale może to tylko zmyłka;). Pająki wydzielające wełnę to chyba całkiem fajny pomysł, a owiec nie miałem w planach, a szkoda bo to fajne zwierzaki:). Pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Cześć!

 

Zaczyna się niewinnie, a potem to już… Całkiem udany horror, klimatyczny i dobrze zaplanowany, kroczek po kroczku przechodzimy od znudzonej frustracji w bezpiecznej pracy do walki o życie w domu zamieszkanym przez pająko-owce. Stopniowanie napięcia udało się doskonale.

Straszydła również przepiękne, umiejętnie wprowadzone i nieszablonowe. Zwłaszcza, że to wigilia, i widać nie tylko ludzie ją świętują. Choć straszą nieco klasycznie, to już ich rozmowa z Andrzejem jest dosyć ciekawa, kiedy wspomina o sprzedaży wełny pojawia się widmo absurdu, ale nie ciągniesz tego dalej i klimat grozy pozostaje (choć naprawdę zacny weird można by z tego zrobić ;-) ).

Napisane bardzo zgrabnie, niespiesznie, obawa o życie bohatera ma przestrzeń, by wzrastać. Nic nie zgrzyta (w kwestii warsztatu), nie wybija z rytmu. Dojazd do domu nieco się dłużył, a w scenie wejścia do domu trochę się zgubiłem z początku (w sensie tak skupiłem na klimacie, i tej wełnie, że nie za bardzo złapałem kiedy i gdzie on wszedł, ale nie traktuję tego jako wady). Dobrze poprowadzone wejście bohatera do tego innego świata.

Do całego tekstu mam w zasadzie tylko jeden zarzut (pod kątem piórkowym, opko zdecydowanie biblioteczne z aspiracjami do piórka): pewną marionetkowość bohatera. Wszystko niby się spina, ale jak się nad tym głębiej zastanowię to nie mogę się oprzeć wrażeniu, że bohater robi dokładnie to, co się od niego oczekuje: nie ma planów, więc idzie mścić się na kliencie, rozmawia z Andrzejem, jego ciekawość zostaje niby zaspokojona, zostaje ostrzeżony, ale idzie do tego domu… Rozumiem, że z jednej strony postawa “nie idź tam!” jest fundamentem grozy, bo powoduje, że trudno się oderwać, ale tutaj miejscami kole w oczy. Zabrakło trochę umotywowania kolejnych działań (nakaz z firmy, jawna chęć zemsty, challange od Andrzeja, wszystko to razem, etc.) Mamy nieźle napisane sceny, ale nie za bardzo mi się klei postępowanie bohatera.

Tyle marudzenia, niezły horror (choć fanem i znawcą grozy nie jestem), piórkowo muszę się zastanowić (wreszcie mam czas i czytam wcześniej). Polecam też podesłać Bruno Siakowi na kanał, jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś.

 

2P dla Ciebie: Pozdrawiam i Powodzenia w konkursie!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Hej krar :) – tak, to typowy horror, bez udziwnień, z tym klasycznym podążaniem bohatera ku zagładzie:). Miło mi, że dobrze się bawiłeś przy opowiadaniu, dziękuję za komentarz i będę czekał na ostateczny werdykt:). Pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Opowiadanie konkretnie przekracza limit, ale przeczytałam, bo mnie bardzo wciągnęło. Jako klasyczny horror wyszło wybornie. Główny bohater pchający się w niezbyt bezpieczne miejsce, zdeformowane stwory-pająki i nawiedzony dom. Dodałeś do tego tajemniczą wełnę i powstał całkiem niepokojący nastrój. Przy rozmowie telefonicznej zastanawiałam się, czy straszny klient też jest elementem horrorowym, czy po prostu tak został opisany, ale coś mi mówiło, że to pierwsze. Andrzej od początku wydawał mi się podejrzany. Końcówka sprawnie domknęła całość jako wisienka na torcie niepokoju.

Opowiadanie wywołało we mnie dwoiste uczucia. Z jednej strony ujął mnie mroczny klimat, osobliwe wydarzenia i paskudne opisy doświadczeń Jacka w domu Borlinga, a z drugiej strony mocno zadziwia beztroska z jaką bohater, mimo przestróg Andrzeja, włazi do cudzego domu, chyba tylko po to, żeby z każdą chwilą móc coraz jaśniej zdawać sobie sprawę, że choć brodzi w wełnie, to tak po prawdzie wdepnął w niezłe bagno i już się z niego nie wykaraska.

Niezależnie od wszystkiego opowiadanie czytało się świetnie, a napięcie utrzymało się do końca.

Bardzierjaskrze, mam nadzieję, że poprawisz usterki, bo chciałabym móc odwiedzić nominowalnię. :)

 

Jacek wigilię postanowił spędzić w męskim towarzystwie… → Jacek postanowił spędzić Wigilię w męskim towarzystwie

 

– Jacek Zalewski, witam w crazy meat. W czym mogę pomóc? → Jeśli to nazwa firmy to: – Jacek Zalewski, witam w Crazy Meat. W czym mogę pomóc?

Uwaga dotyczy także nazwy występującej w dalszym ciągu opowiadania.

 

– Numer klienta 345177 – przerwał mu nagle głos. → Skoro to wypowiedź dialogowa, napisałabym: – Numer klienta trzy-cztery-pięć-jeden-siedem-siedem – przerwał mu nagle głos.

 

W poniedziałek zapraszam na spotkanie.”W poniedziałek zapraszam na spotkanie”.

Kropkę stawiamy po zamknięciu cudzysłowu.

 

Wyciągnął adres i wpisał go w google maps. Wyciągnął adres i wpisał go w Google Maps.

Ten błąd pojawia się także w dalszej części opowiadania.

 

Jacek pod tym względem był ponadto – nigdzie mu się nie spieszyło. Jacek pod tym względem był ponad to – nigdzie mu się nie spieszyło.

 

Nawigacja poinformowała o zbliżającym się skręcie w prawo. → Raczej: Nawigacja poinformowała o zbliżaniu się do skrętu w prawo.

To nie skręt się zbliża, to jadący zbliża się do skrętu.

 

Mężczyzna był niski i okrągły, mógł dochodzić sześćdziesiątki. Mężczyzna był niski i okrągły, mógł dobiegać sześćdziesiątki.

 

poprawiając środkowym palcem okulary, opadające na nos. → Okulary są osadzone na nosie, więc nie mogą spadać nań.

Proponuję: …poprawiając środkowym palcem okulary zsuwające się z nosa.

 

Myślałem, że udało mi się trafić jakiegoś krewniaka… → Chyba miało być: Myślałem, że udało mi się trafić na jakiegoś krewniaka

 

drzewa sięgały powykręconymi gałęziami… → …drzewa sięgały powykręcanymi gałęziami

 

Podjeżdżały na wzgórzu różne firmy… → Chyba miało być: Podjeżdżały na wzgórze różne firmy

 

gdyby nie te światło. → Skoro światło było jedno, to: …gdyby nie to światło. Gdyby świateł było więcej, to wtedy można napisać: …gdyby nie te światła.

 

A nadmiar złego w okolicy pojawił się hycel. → Pewnie miało być: A na domiar złego w okolicy pojawił się hycel.

 

Wtedy ludzie zaczęli się niepokoić i omijali dom Bórlinga łukiem.Wtedy ludzie zaczęli się niepokoić i omijali dom Bórlinga szerokim łukiem.

Powiedzednie omijać szerokim łukiem to związek frazeologiczny, czyli formą ustabilizowana, utrwaloną zwyczajowo, której nie korygujemy, nie dostosowujemy do współczesnych norm językowych ani nie adaptujemy do aktualnych potrzeb piszącego/ mówiącego.

 

– No i nie ma lepszych planów na wigilię.– No i nie mam lepszych planów na Wigilię.

 

Mur domu Bórlinga zdawał się otulony białym futrem. To śnieg zalegający na gęstym powoju tworzył puszystą warstwę… → Wcześniej napisałeś: Jacek spojrzał na ośnieżony mur porośnięty winoroślą… → Czy mur był porośnięty winoroślą, czy powojem?

Zastanawiam się też w jaki sposób Jacek dojrzał jakie rośliny porastają mur, skoro była ciemna noc, a wszystko było przysypane grubą warstwą śniegu?

 

skrzydło bramy uchyliło się zgrzytem… → …skrzydło bramy uchyliło się ze zgrzytem

 

Zmienił ustawienie kamery w telefonie na selfie. Ustawił głowę obok… → Nie brzmi to najlepiej.

 

…oświetlił zakurzony przedpokój z starymi meblami… → …oświetlił zakurzony przedpokój ze starymi meblami

 

Kolejne prowadzące do wnętrza domu były obite kolorową tapetą w palmy. → Kolejne, prowadzące do wnętrza domu, były oklejone kolorową tapetą w palmy.

Tapetą można coś okleić, ale nie obić.

 

gdy obite tapetą drzwi… → …gdy oklejone tapetą drzwi

 

Na przedpokój, zza drzwi wypadły kłębki wełny… → Zza drzwi wypadły do przedpokoju kłębki wełny

 

Jacek podszedł do kłębowiska białych nici, które wysypały się na przedpokój. → Zdanie wcześniej napisałeś, gdzie wysypały się nici, więc wystarczy: Jacek podszedł do kłębowiska białych nici.

 

gdy rygiel wsunął się w framugę. → …gdy rygiel wsunął się we framugę.

 

Złapał za klamkę i szarpnął… → Złapał klamkę i szarpnął

 

Zawył i szarpnął za klamkę.Zawył i szarpnął klamkę.

 

i potwornym bólem wybijającym klin w czaszkę. → Pewnie miało być: …i potwornym bólem, wbijającym klin w czaszkę.

 

kilka przycupło u stóp trupa… → …kilka przycupnęło u stóp trupa

 

ostatnio dostawy były rzadziej, ale też był przestój w interesie. → Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: …ostatnio dostawy docierały rzadziej, ale też był przestój w interesie.

 

Janusz pożegnał się, oddał flaszkę Andrzeja i ruszył w stronę domu. → Pewnie miało być: Janusz pożegnał się, oddał flaszkę Andrzejowi i ruszył w stronę domu.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hej! 

Wigilię zapisujemy wielką – bo chodzi o dzień 24 grudnia, z małej kiedy piszemy o zwykłych dniach albo wieczerzy. ;) No chyba że uznałeś, że picie o 22 to wieczerza, wtedy nie wiem. XD

 

Bardzo interesująca rozmowa, zwłaszcza że w tle te szepty, umiejętnie stopniowałeś napięcie. No i na plus, że wiemy, że to coś nadnaturalnego, a jednocześnie tak opisane, że bohater ma prawo się nie domyślić. ;)

 

względem był ponadto

W tym wyrażeniu to akurat piszemy osobno: ponad to. 

 

Trochę ten dojazd do domu trwa, więc po drodze lekko uleciało mi napięcie – no bo tu do sklepu, tu rozmowa z Andrzejem, tu jadą autem… Za to bardzo fajnie, kiedy już rozmawiają o Bórlingu. 

 

dojedziesz, ale tą ścieżką dojdziesz

Może „ścieżką dotrzesz”.

 

Ej, no ale typowo Andrzej ostrzega, a Jacek idzie do domu, do faceta, który może mordować. No ale w sumie tak zawsze w horrorach, tylko że tutaj miał dość średni powód. :p

 

Burling z obrazu bacznie obserwował każdy jego ruch.

To w sumie Bórling czy Burling? Bo ten dzwoniący był jako Bórling, a ten z obrazu jako Burling, czy to pomyłka? 

 

Opisy porażające, bardzo wyraziste, wszystko można sobie dokładnie wyobrazić i poczuć… 

 

Krew zalewała gardło, a świadomość wyła w panice, gdy oczy Jacka chłonęły obraz pętających go kreatur. W końcu wszystko zalała ciemność.

Bardzo dobre opisy, brr… 

 

Szkoda tylko, że nie wiemy do końca co z tymi stworami pająkopodobnymi, tzn. czemu Andrzej je trzyma, jaki ma w tym cel? Nie wydaje się specjalnie upajać zabijaniem ludzi, wcześniej zamawiał im mięso z firmy, ofiary głównie przypadkowe. Więc brakuje mi powodu, dla którego to robi. ;) 

 

Z Andrzejem za to udało Ci się mnie zaskoczyć, bo zazwyczaj przewiduję, kto jest podejrzany, a tu się nie spodziewałam. :D

 

No i na plus koniec – kolejne, nieświadome zagrożenia ofiary przybywają do domu… Jest tak, jak powinno być w dobrej końcówce, świetnie to rozegrałeś, zwłaszcza że przesłał zdjęcie domu i wszystko się zgrabnie (choć makabrycznie, biorąc pod uwagę, co ich czeka) łączy. :) 

 

Pozdrawiam, 

Ananke

Hej, 

 

Sonata – miło mi, że historia się podobała i wciągnęła Cię na tyle, że postanowiłaś, mimo przekroczonego limitu, przejść tę przygodę razem z Jackiem :). Tak klient to jeden z Bórlingów, który wbrew zaleceniom Andrzeja zadzwonił do Crazy Meat :). 

 

 

regulatorzy – błędy zostały poprawione, dziękuję za odwiedziny i komentarz – mam nadzieję, że kiedyś przestanę popełniać te głupie błędy dodawania “za” i pomijania “a” tam gdzie ma być dodane. 

 

 

Bohater idzie ku zagładzie, jego zachowanie jest nielogiczne, ale jak często słuchając informacji o Jolce.K lub Stefanie. F, mamy myśli czemu on/ona tam poszedł/poszła, jakie to było nieodpowiedzialne. Mam takie wrażenie, że możemy oceniać takie zachowanie z innej perspektywy – spokojnego miejsca, innej sytuacji życiowej czy doświadczenia wynikającego z przeżytych lat. Ale można też się zastanowić jak często sami popełnialiśmy podobne błędy, które teraz wydają się tylko niegroźnym wspomnieniem, a tak naprawdę mogły skończyć się najgorzej, jak to tylko możliwe, gdyby nie zwyczajny zbieg okoliczności lub zwyczajny fart :)  

 

 

Ananke – cóż mogę napisać, to czego nie wiemy, działa najlepiej na naszą wyobraźnię. Gdybyśmy wiedzieli wszystko o kosmosie, czy tak chętnie pisaliśmy opowiadania o tej tajemniczej przestrzeni ;) Cieszę się, że opowiadanie się podobało :) 

 

Dziękuję Paniom za odwiedziny i komentarze i życzę wszystkiego dobrego w nowym roku :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Bardzie – dokładnie, a te nietypowe stworzenia, jak Twoje, tym bardziej zapadną w pamięć. :) I dziękuję, pomyślności w nowym roku. :)

Bardziejaskrze, skoro poptrawiłeś usterki, mogłam odwiedzić nominowalnię. Dziękuję też za wyjaśnienia, pokazujace Twoje spojrzenie na sprawę. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję bardzo :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Nie gustuję w horrorach, ale to czytało mi się nader przyjemnie. Niby przewidywalne, ale spodziewałam się jednak jakiegoś podlaskiego Nosferatu, a nie wełnianych pająków, klimat wsi w której zostali tylko starsi i to podejście ‘pan na zagrodzie równy wojewodzie’ były wspaniale oddane, mogłabym przysiąc, że podobną rozmowę o psach i gościnności kiedyś odbyłam ;) Hint z nazwiskiem też na plus… No i gdzieś się kłebi w tyle głowy co wiedziała szefowa…

Hej Mysz_laboratoryjna, 

 

dziękuję za odwiedziny i komentarz :). Miło mi, że opowiadanie się podobało. Pisze horrory ale raczej w podobnym klimacie więc jak coś to zapraszam ;). Cieszy mnie, że udało mi się zaskoczyć czytelników mimo dość prostej fabuły, jesteś już którymś z rzędu użytkownikiem, który stawiał na wampira :). 

 

Pozdrawiam :) 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Cześć, Bardzie!

 

Dziękuję za pośredni udział w krokusie!

Święta w tekście początkowo miały swoje miejsce, ale szybko zeszły na drugi, albo nawet trzeci plan – stanowiły pretekst, ale nie odegrały znaczącej roli. Hasła żadnego nie podałeś, więc trudno się odnieść.

Sama fabuła nie jest zaskakująca, ale jak sam napisałeś w przedmowie – miał być klasyczny horror i taki też wyszedł. Postać Andrzeja została fajnie wkomponowana w historię.

Natomiast wełniane potwory to rzecz, która najbardziej zwraca uwagę – jest w tym coś i wewnętrznie sprzecznego i ruszającego wyobraźnię. Świetny pomysł i bardzo dobrze oddany w tekście.

Jeśli chodzi o wykonanie, to jest ok – napisane prosto, język nie zwraca uwagi, ale też nie przeszkadza.

 

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Hej Krokus dziękuję za komentarz i przepraszam, że zapomniałem o hasłach, miałem zakręcony grudzień:). Obcy w święta – jest odpowiednimi hasłem :). Miło mi, że opowiadanie się podobało i dziękuję za konkurs :) Pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Tekst bardzo mi się podobał. Budowanie klimatu w pierwszej części znakomite, wychodzi Ci to coraz lepiej. Decyzja o wejściu do domu mi zgrzytnęła, ale na szczęście przedstawienie tego, co bohater tam znalazł, nie rozczarowuje (skojarzyło mi się z mangami Ito), a końcówka również dobra. Tym razem piórkowo będą na TAK, zobaczymy, jak ocenią pozostali.

Hej 

zygfryd89 bardzo się ciesze, że opowiadanie się podobało :). Mang niestety nie miałem okazji czytać, oglądałem trochę anime – ale raczej klasykę :). Bardzo dziękuję za TAK-a :) i dodam, że betuje się już druga cześć więc, kto wie, może do zobaczenia pod drugą odsłoną Bórlingów :). A, i widziałem, że nowa odsłona Nocnego radia pojawiła się u Siaka więc w wolnej chwili przesłucham i wrócę z komentarzem :) 

 

Pozdrawiam :) 

 

 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Cześć ponownie!

 

Zasięgnąłem języka, przeczytałem jeszcze raz i muszę przyznać, że znowu – z jednej strony – miałem trochę problem z poczynaniami bohatera, ale z drugiej całkiem nieźle się przez to bawiłem (jeśli odbiór grozy można nazwać zabawą). Pomysłowe, trzymające w napięciu, umiejętnie wplecione w polską rzeczywistość. Po namyśle stwierdzam, że piórkowo będę na TAK.

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Hej krar – bardo mi miło, że jesteś na TAK :) i dziękuję za miłe słowa :) Mam nadziej, że kolejne odsłony Bórlingów będą równie udane – choć z kontynuacją zawsze jest trudniej:). Pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Dwa TAKi? Ładnie, ładnie :D 

Kto wie? >;

4 ;)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

:0

Kto wie? >;

Bardjaskierze, super sprawa, cały czas trzymam kciuki, teraz to już powinno być nareszcie Piórko. yes

Pecunia non olet

Zobaczymy ale dziękuję za doping:)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Bardzo dobre opowiadanie. Bohater nieco przerysowany, może naiwny, ale w konwencji horroru czasem właśnie tak jest. Bohater ma zginąć w spektakularny sposób, nie może być szczwanym lisem, ponieważ z horroru zrobi się przygodówka, albo “Jack the woollen spider slayer”.

Dobre budowanie nastroju, udane i przerażające opisy.

Dziękuję autorowi za uraczenie opowiadaniem. Świąteczne czy nie – cieszę się, że przeczytałem.

 

W ostatnich dialogach coś mi nie zagrało

Dostaliśmy taką wiadomość w dniu, w którym zniknął Jacek. Czy wie pan może, gdzie znajduje się ten dom?

Takie to ugrzecznione i sztywne. Może trochę skrócić? Wiadomo, że chodzi o Jacka. Zamiast znajduje się – potocznie “jest”. Chyba, że taka jest koncepcja artystyczna języka bohaterów, ale oni są epizodyczni (są jedzonkiem głównie).

 

Hej, dziękuję za odwiedziny i komentarz:). Bardzo mi miło, że opowiadanie się podobało. Wskazany dialog faktycznie przytnę, bo już też ktoś zwracał na to uwagę:). Jeśli chodzi o bohatera – to zastanawiałem się nad nim już w trakcie pisania. I dochodzę do jednego wniosku, że często patrzymy na bohatera tak jak patrzymy na informacje o na przykład jakieś tragedii. I dochodzimy do wniosku, że o rety jak on/ona mógł to zrobić, ja bym się tak nie zachował:). A tu mamy trudną sytuację życiową, alkohol to wszystko nakłada się na nieodpowiedzialne zachowanie bohatera, ale hej kto nigdy nie robił głupot niech pierwszy rzuci Bórlingiem ;). Pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Bogowie, jak ja nienawidzę horrorów. Na szczęście, wbrew tagom, rzadko trafiam tu na prawdziwe horrory, w sumie może dlatego, że zwyczajnie omijam opka z tym tagiem. Na moje nieszczęście i Twoje szczęście tym razem trafiłam (tak na 95 procent).

Nastrój budujesz powoli, ale to nie jest wada, bo masz czas, żeby pokazać bohatera. Fajnym pomysł z umieszczeniem go we współczesnym korpo. Bohater pasuje do gatunku – facet na rozdrożu, któremu żyćko akurat ciut w dupę dało, można się z nim utożsamić. Nawet decyzja, którą podejmuje tego nie zmienia. Niby głupie to jak cholera, tak leźć do upierdliwego klienta, ale jednocześnie rozumiem jego frustrację i wiem, że ludzie popełniają błędy, więc dalej jest mi bliski.

Zasygnalizowanie problemów przez głos w słuchawce, dość horrorkowaty, też fajne. Klimacik robi się coraz cięższy, kiedy facet rusza w podróż, choć wciąż próbujesz go przełamać choćby świątecznym pijaczkiem. Może to akurat mało horrorkowate, ale pasuje.

Dla mnie w horrorach najgorsze jest poczucie braku sprawczości. Jedna zła decyzja (świadoma albo i nie) i już się człowiek nie wyrwie, już nie ma najmniejszej szansy, żadnego wpływu na to, co się dzieje. I tu jest te brakujące pięć procent, bo Jacek ma szansę. Dość dokładnie zostaje mu wyjaśnione, że pójście to tego domu nie jest dobrym pomysłem, a on jednak to robi, z własnej i nieprzymuszonej woli. I nie chodzi mi o to, na ile prawdopodobne jest takie zachowanie, to już tłumaczyłeś i nawet się z Tobą zgadzam. Rzecz w tym, że zmieniają się emocje czytelnika. To już nie jest: o jpr, o jpr, biedny facet, ale: po cholerę tam leziesz, bałwanie. Zamiast pierwotnego strachu jest złość na głupotę bohatera i napięcie nieco opada.

Gdyby Jacek w tym miejscu zdecydował się odjechać i zakopał się astrą w śniegu, wrócił do Andrzeja i zastał ciemne okna i dopiero wtedy ruszył do chaty, wypadłoby to jakby ktoś się nim bawił jak kot złowioną myszą, nadal nie miałby na nic wpływu, a ja gryzłabym paznokcie z o jpr, o jpr.

Ale nawet bez tego to jest udane opko, i przy tym trochę dla mnie łatwiejsze do przełknięcia :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Hej, dziękuję za komentarz, wiem co czujesz mam podobnie z SF i bizarro:). Kurcze ten pomysł z odjeżdżającym Jackiem i psującą się astrą, jest dobry :). Do wykorzystanie w kolejnym opowiadaniu. Cieszę się, że opowiadanie się podobało i chciałbym napisać, że będę wracał z innymi opowiadaniami ale obiecałem sobie, że będę już pisał tylko horrory :). Ale w ramach pokuty, za każdym razem, gdy przeczytasz mój horror, ja przeczytam jedno SF lub bizarro :) Pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Cholera, a liczyłam, że napiszesz coś na funtystykę

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Nawet próbowałem ale nie wyszło, zbyt często myślę o śmierci ;). Czasem lepiej nie pisać, niż napisać słaby tekst :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Fajne :)

Przynoszę radość :)

Hej, Bardzie!

W dużej mierze mógłbym zgodzić się z opinią Irki. Zdecydowanie nie jestem fanem horrorów, zwykle nie sprawiają mi przyjemności i czytam ich bardzo niewiele. Nie znaczy to oczywiście, abym nie starał się docenić dobrze napisanego tekstu. Tutaj na początku sporo sobie obiecywałem, przedstawienie kłopotów bohatera wydało mi się realne i budzące współczucie; liczyłem może na to, że pójdziesz w jakiś horror połączony z satyrą społeczną, pokażesz przy użyciu nadprzyrodzonej grozy, jak źle kończy się dla wszystkich, gdy pozwolić na traktowanie ludzi jako pozycji w tabelce. Tymczasem dalszy ciąg opowiadania oderwał się znacznie od tych kłopotów Jacka, posłużyły one tylko za pretekst, aby stał się tą stereotypową blondynką pakującą się prosto w łapy mordercy. W efekcie straciłem zrozumienie dla motywów bohatera i większość zainteresowania jego losami. Jasne, że sceny z kokonami z wełny, choć malownicze i chyba oryginalnie obmyślone (ale tutaj naprawdę brakuje mi doświadczenia czytelniczego), nie przejęły mnie już szczególnie.

Osobną kwestią jest jakość redakcyjna utworu: przy lekturze co i rusz się na czymś potykałem. Przytoczę tylko kilka przykładów z początkowych akapitów:

Zgaszono neony, które zalewały stanowiska zimnym, szpitalnym blaskiem. Zastąpiło je ciepłe, pomarańczowe światło

Zastąpiło go – światło mogło zastąpić blask, ale nie neony jako takie.

Ten półmrok i śnieg sypiący za przeszklonymi ścianami sprawiły, że Jacek tęsknił za rodziną.

Konieczność uzgodnienia aspektów – sprawiały, że tęsknił – sprawiły, że zatęsknił.

Poszło, oczywiście, o światopogląd i Paweł – najlepszego przyjaciela, który był gejem.

O Pawła przecież poszło, a nie o Paweł. Miejscownik równobrzmiący z mianownikiem mają tylko niektóre imiona obcojęzyczne, prawie wyłącznie żeńskie (poszło o Chantal).

znajomość z "kimś takim".

To akurat zupełny drobiazg, ale zalecałbym polskie cudzysłowy.

Na złość ojcu wziął zmianę w Wigilię.

Ostatnim podmiotem był ojciec i trochę wychodzi, jakby to on wziął zmianę na złość dziadkowi Jacka.

Nowa przełożona ewidentnie nie przepadała za nim

Naturalny szyk w polszczyźnie: ewidentnie za nim nie przepadała.

wypowiedział powitalną formułę

Formułę powitalną – przymiotnik jest jakościowy, nie opisowy (nie można użyć formuły powitalnej jako pożegnalnej czy ślubnej), więc stawiamy go za rzeczownikiem.

imię: Zygmunt, nazwisko: Bórlingi

Wszędzie dalej piszesz tak, jakby nazwiskiem było “Bórling”, a nie “Bórlingi”.

Jakim prawem przyłożył rękę do stanu, w jakim się znalazł?

Konstrukcja po pierwsze nieczytelna (jak gdyby chodziło o stan, w którym znalazł się Bórling, a nie Jacek), a po drugie nieprawdopodobna (kto w wielkim wzburzeniu myślałby takimi frazami?).

Na głowie miał czapkę-uszatkę

Pisownia bez łącznika, ponieważ “uszatka” dookreśla “czapkę”, jest jej typem (https://sjp.pwn.pl/zasady/135-25-Pisownia-zestawien-typu-artysta-malarz;629463.html).

 

Piórkowo zatem na NIE. Powinienem pewnie objaśnić, że pod tym kątem znaczne wady językowe nie dyskwalifikują tekstu w moich oczach całkowicie, bardzo natomiast zaostrzają kryteria. Musiałby mnie zachwycić treścią na tyle, abym był gotów przeorać go redakcyjnie zdanie po zdaniu i doprowadzić do jakości, którą uważam za akceptowalną dla najwyższego wyróżnienia na Portalu.

Pozdrawiam serdecznie!

Ale przecież śmierć i humor się nie gryzą. Możesz pisać o śmierci w stylu Pratchetta, możesz nawrzucać do tekstu czarnego humoru, możesz pisać o śmiesznych zaświatach… Opcji mnóstwo.

Babska logika rządzi!

Hej, przeczytałam, choć nie lubię horrorów i boję się pająków. Ale gdy już zaczęłam, to mnie wciągnęło i nie mogłam przestać! Dobre, klimatyczne opko, horror działa, jak trzeba, napięcie budowane powoli począwszy od dziwnego telefonu. Niezwykłe, że to jeszcze dałeś radę wpiąć w świąteczny klimat, mimo że pokonkursowo. Gratuluję dobrego tekstu i pozdrawiam! 

Hej wszystkim :)

 

 

Anet – dziękuję za odwiedziny i komentarz cieszę się, że się podobało :) 

 

 

Ślimak Zagłady – dziękuję za komentarz i wskazanie błędów ( będę musiał zwolnić moich betujących ;P). Co do spraw fabularnych już dużo pisałem na ten temat więc nie będę się powtarzał. Szkoda, że lektura Cię nie porwała, może będzie lepiej następnym razem :). Błędy poprawione :).  

 

Finkla – Mam jeszcze trochę czasu, a skończyłem już to co… skończyć miałem ;D, więc postaram się napisać choćby szorta – ale nie obiecuję :) 

 

JolkaK – dziękuję za odwiedziny i komentarz, bardzo się cieszę, że opowiadanie się podobało :)

 

 

Hej, przeczytałam, choć nie lubię horrorów i boję się pająków

 

:D Idealna lektura dla Ciebie :D 

 

 

Pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Brawa! :) Ogromnie się cieszę! :)

Pecunia non olet

A dziękuję Bruce – szczerze, ja też :). To jednak zakończenie pewnego etapu :). Teraz czas na złote;)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Będzie i złote, Bardjaskierze i to z pewnością niejedno! Masz talent, szlifujesz warsztat doskonale, tak trzymaj! :)

Pozdrawiam i raz jeszcze serdeczne gratki. :)

Pecunia non olet

Hej!

Klasyczny horror, jak piszesz w przedmowie, to w sumie trafne określenie. I czytało mi się go w większości bardzo miło – klimat był, warsztatowo nie mam wiele do zarzucenia, może jakieś potknięcie czy dwa, co na tak długim tekście jest normalne.

Przyznam jednak, że środek tekstu nieco mnie znudził. Może akcja rozkręcała się zbyt długo i zbyt długo nie było odpowiedniego napięcia. Z drugiej, kiedy już się ono pojawiło, moim zdaniem zbyt szybko zdefiniowałeś zagrożenie. Horror opisany jest zawsze mniej straszny niż ten niedookreślony, a mnie wizja całego domu w wełnie zwyczajnie trochę rozbawiła i nie widziałam w niej nic przerażającego, podobnie w istotach, które ją tworzyły.

Nie bardzo rozumiem też zachowanie głównego bohatera – bo tak po ludzku, dlaczego on wpakował się do chaty komuś, kto nie otwierał drzwi? Niezbyt to przyjęte zachowanie i nie widziałam za bardzo motywacji, która za takim postępowaniem stała.

W każdym razie, opowiadanie w porządku. Po prostu moim zdaniem nie piórkowe.

Niemniej, gratulacje i trzymam kciuki za kolejne próby!

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Hej Verus – dziękuję za odwiedziny i komentarz:). Trochę myślę o Bórlingach i faktycznie są takie trochę śmieszne, trochę straszne i to mi się podoba. A to, że część osób straszą, a część bawią tylko potwierdza moje przemyślenia :). Myślę, że to dobry kierunek dla opowiadań z nimi w roli głównej:). Dziękuję i pozdrawiam :).

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Bohater pcha się tam, gdzie nie powinien i dla obserwatora jest jasne, że to nie może się dobrze skończyć. Ale skąd bohater ma wiedzieć, że gra w klasycznym horrorze? Masz świetny warsztat. Twoje opisy zdarzeń, charakterystyka postaci są bardzo dobre. Można to wszystko sobie łatwo wyobrazić. Już na początku wkurzający klient, wredna szefowa itd., czy jazda samochodem drogą dla wtajemniczonych. Jakbym tam był. Fajny zabieg z zamianą “u” na “ó”. Trudno wyjaśnić dlaczego, ale podoba mi się.

Historia w sumie prosta. Łatwo ją streścić. Widzę, że jest kontynuacja. Chętnie zajrzę.

 

Gratuluję piórka!

 

Hej AP, dziękuję za miłe słowa. Dobrze jest wiedzieć, że 2 lata pracy nie poszły w las. Skupiłem się na prostej historii, bo jak zaczynałem kombinować to kończyło się bez laurów ;). Będzie mi miło jak odwiedzisz Kurtkę Andrzeja i pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Nowa Fantastyka