
Zapraszam na wyprawę. A właściwie to nie.
Limit uciął mi bezczelnie historię, ale tak też mogło się skończyć.
Jeden brzydki wyraz.
Zapraszam na wyprawę. A właściwie to nie.
Limit uciął mi bezczelnie historię, ale tak też mogło się skończyć.
Jeden brzydki wyraz.
– Kolegha się przesunie, przepraszam.
Wysoki, szczupły osobnik w ciemnym płaszczu przecisnął się między zgromadzonymi i podszedł do sceny. Na rynku było tłoczno mimo zimnego wiatru wiejącego od zatoki. Postać podniosła kołnierz płaszcza, by choć trochę osłonić się przed lodowatymi podmuchami, i uważnie przyjrzała się występującym aktorom. Tak. To oni. Wreszcie. Wampir wyciągnął spod okrycia pokaźną siekierę i ruszył na scenę.
Trzy dni wcześniej leśny krasnolud ogoniasty Gromobździej wyłonił się z zielonych komnat Wschodniej Puszczy i ruszył ku Zagwozdce.
Wprawdzie kochał spokojne krasnoludzkie życie, zwłaszcza że jako weteran dosyć miał już przygód i świata, musiał jednak porozmawiać z siostrzeńcem, którego dawno nie widział.
Szedł traktem w towarzystwie swojej żyrafy bojowej, ciesząc się przedpołudniowym słońcem i zachwycając okolicą.
– Zobacz, Akilah, jakie dęby! Takie tylko u nas spotkasz! Pożegnaj się z puszczą, bo teraz przyjdzie nam wędrować przez równiny. A tam tylko zwykłe lasy!
Akilah słuchała z zainteresowaniem żyrafy, która tyle myśli o drzewach, ile na nich znajdzie liści. Jej umysł, łączący się magicznie z opiekunem, wprawdzie pojmował, że Gromobździej coś mówi, jednak reagować zamiaru nie miał, póki nie usłyszy właściwej komendy. Krasnoluda to nie zniechęcało.
– Powiem ci w zaufaniu, że lasy to nie to samo, co Puszcza. Drzewo ma kilkaset lat, to już jest nazywane starym. A cóż to jest kilkaset lat! Nic!
Żyrafa z wdziękiem pochyliła szyję, jakby chciała posłuchać o dzisiejszych lasach, ale nagle stanęła jak wryta.
Gromobździej, który właśnie rozkręcał się w monologu, zdziwiony podniósł wzrok i zauważył stojącego przed nim wampira.
– Na świkłaka! A któż to widział, tak się zjawiać bez zapowiedzi! – Poirytowany krasnolud machnął ogonem.
– Na khrew zepsutą, stoję tu od wczoraj!
– Jak to, od wczoraj?
– Dla mnie dzień zaczyna się, gdy słońce zachodzi. Przed chwilą było wczoraj.
– A, to w porządku. Ale dlaczego? – spytał Grom zaciekawiony.
– Jak to? No, czekam na ciebie. I na żyrafę, oczywiście.
– Oczywiście – powtórzył odruchowo krasnolud, choć nie był pewien, co jest takie oczywiste i dla kogo.
Żyrafa zajęła się brzozą rosnącą tuż przy drodze i świat przestał dla niej istnieć. Spokojnie, bez pośpiechu przeżuwała liście. Grom zauważył, że nastrój żyrafy w ogóle mu się nie udziela.
– Widzę, że kolegha nie wie, o czym mówię. Może przejdziemy się w kierunku wcześniej wyznaczonym i zajmę się wyjaśnieniami.
– Może – powtórzył znowu krasnolud, ruszył i pociągnięciem za sznur oderwał Akilę od jedzenia. Szła za nim, z właściwą sobie elegancją, przeżuwając ostatnie kęsy brzozowego przysmaku.
Maszerowali przez chwilę, a wampir jakby zbierał myśli. W końcu zebrał.
– Mam tu, nieopodal, piękną kryptę z całkiem wygodną trumną.
Ponieważ zabrzmiało to jak zaproszenie, krasnolud zastanowił się, jak grzecznie odmówić. Na szczęście nie musiał.
– Nie żebym zapraszał, rhozumiem pośpiech wyprawy. Jednak chcę podkreślić, że jestem, jak wy to nazywacie, tubylcem.
Wyprawy?
– Postanowiłem dołączyć, bo powodują mną ważne przyczyny…
Wyprawy?! Krasnolud czuł, że coś mu umyka, ale nie wiedział, co.
– Ale może, drogi kolegho, poznamy się najpierw, bo tak niezręcznie obcemu się opowiadać. Jestem Kharafka, wampir, z powołania grabarz, bardzo mi miło.
– Gromobździej, krasnolud leśny, weteran w stanie spoczynku. To jest Akilah.
– Ach! No, przecież!
Wampir z zachwytem spojrzał na żyrafę i zgiął swe szczupłe ciało w ukłonie. Akilah pochyliła głowę, zupełnie jakby skłoniła się również. Szli chwilę w milczeniu, aż Kharafka podjął rozmowę.
– Widzisz, krasnoludzie Gromobździeju, niełatwo być wampirem w tych okolicach. Jak wiesz, mamy pewne… potrzeby, które… nie są mile widziane…
– Widziałem kiedyś, jak wampir ugryzł żyrafę, choć był szlachcicem. Nie polecam takiego zachowania – powiedział z pozoru spokojnie Grom.
– Ależ skąd – żachnął się Kharafka. – To szlachetna istota, nigdy nie ośmieliłbym się…
– To dobrze – uciął zniecierpliwiony krasnolud. – A teraz powiedz wreszcie, o co chodzi.
– Już tłumaczę. Twoja wyprawa, wiesz, rozniosło się ostatnio po okolicy, zmierza aż do Zagwozdki. Ja, że tak powiem, chciałem się dołączyć. I nie sam, nie sam. Jeśli można.
– Jaka wyprawa? Nie sam? – Grom zaczynał mieć niedobre przeczucia, zupełnie jak wtedy, gdy zjadł stary rosół. Ten dziwny ruch w żołądku…
– No, twoja wyprawa. Po złote rhuno…
– Po co?! – krzyknął krasnolud i stanął na środku gościńca, wpatrując się w Kharafkę ze zdumieniem.
– No, wiadomo, szlachetna sprawa, ja popieram, nie rozumiem, może to tajemnica była, ale przecież pół Puszczy i pół królestwa gadało, jak to się wybieracie… – tłumaczył coraz bardziej niepewnie wampir, z powołania grabarz.
Krasnolud nerwowo zamiatał ogonem drogę, to w prawo, to w lewo.
– Nie ma żadnej wyprawy! Od kogo to słyszałeś? – zapytał.
– Więc jednak tajemnica. No, kilka osób mówiło, rozniosło się trochę, prawdę mówiąc. Jeśli to miało być tajne, to ktoś khrew puścił… przepraszam, tak się tylko mówi…
– Chyba u was! Ale kto konkretnie?
– Ja nie chciałbym narażać nikogo na gniew koleghi… tak się nie godzi.
– Zaraz się narazisz sam i wywalę cię z wyprawy!
– Z tej, której nie ma?
– Tak! Nie! – wrzasnął Grom, aż przestraszona Akilah przystanęła.
Wciąż nie słyszała komendy bojowej, ale przyzwyczajona do wojennego zgiełku, rozpoznawała oznaki zbliżającej się potyczki. Nerwowo czekała na rozkaz.
– Spokój! – krzyknął do niej krasnolud i osiągnął wprost przeciwny efekt.
Żyrafa zaparła się kopytami w piachu drogi.
– Co jej jest? – spytał Kharafka.
– Za dużo wojen, za mało spokoju. Poza tym trochę ma nie po kolei… – powiedział Grom, znacząco wskazując na głowę.
– To bojowa żyrafa?
– Jak najbardziej! W stanie spoczynku – dodał prędko, bo wampir spojrzał na zwierzę, jakoś tak… łakomie.
Gromowi się to nie podobało. Uspokajająco pogłaskał Akilę i w końcu ruszyła, chociaż oczy wciąż miała rozbiegane.
Szli chwilę w błogiej ciszy.
– Mój kolegha dołączy niedługo – nie wytrzymał wampir. – To od niego się dowiedziałem o wyprawie.
– Nie ma żadnej wyprawy!
– Oczywiście. – Kharafka mrugnął do Akili, bo do krasnoluda wolał nie mrugać.
Jakiś drażliwy był. No i ta cała tajemnica, nie wiadomo po co.
– Poważnie mówię!
– Oczywiście. O, kolegha idzie!
Dochodzili do rozstajnych dróg, a z lewej, od strony dalekiego nabrzeża zbliżał się centaur.
Krasnolud przyglądał się chwilę dalekiej postaci.
– Dawno mieszkasz w naszym królestwie? W Koracie?
– Nie bhardzo. A co?
– Bo to, co się zbliża, mój towarzyszu nieistniejącej wyprawy, to nie jest kolega. To jest koleżanka.
– Ee, no tak, ale ona mówi, że u nich bez różnicy, wszyscy się równo biją i wszyscy równo piją, i centaurzycą to się zostaje dopiero, jak się ma dzieciaki. A teraz to ona jest centaur.
– Coś takiego! Czyli cycaty centaur tu idzie!
– Ciszej, ona słuch ma niezwykły a do gniewu jest prędka. I wspaniale śpiewa. Kiedyś na pogrzebie…
– Nie chcę tego słuchać!
W tym momencie centaur obejrzała się za siebie i ruszyła w galop. Grom przez chwilę podziwiał piękno ruchu istoty, która posiadając wspaniałe, mocne końskie nogi, miała jednocześnie bardzo kobiece kształty. Wszystko to prezentowało w biegu harmonię ruchu mięśni, tułowia oraz innych powabnych atrybutów. Nawet gdy sięgnęła za siebie po łuk i strzałę, zrobiła to płynnie i z gracją. Piersi falowały, niczym do muzyki. Krasnolud patrzył w zachwycie, dopóki nie strzeliła w kierunku niewyraźnych sylwetek w oddali. I trafiła. Od razu go otrzeźwiło, a centaur tymczasem zbliżyła się na tyle, by zawołać:
– Prędko, wiejemy! Karafa, wskakuj na mnie, a ty na żyrafę! – rozkazała Gromowi. – Jazda, bo nas pozabijają!
Krzyczała bardzo przekonująco, więc wampir podbiegł do niej, a Grom odwrócił się do żyrafy.
– Akilah, silaha! – krzyknął komendę.
Jej brązowe łaty odsunęły się od ciała i natychmiast stwardniały w mocną zbroję. Jedna z łat wysunęła się bardziej i uformowała siodełko dla krasnoluda, który od razu wskoczył na nie i popędził żyrafę w pogoń za centaurem.
– Czemu tak uciekamy?! – krzyknął Grom.
– Żeby nas nie zabili! – odkrzyknęła centaur, mierząc następną strzałą za siebie.
– Za co?!
– Pojęcia nie mam! – Strzeliła celnie i spojrzała na krasnoluda. – Zachciało ci się wyprawy, to masz! – krzyknęła.
Co krasnolud wymruczał pod nosem, tego nie słyszał nikt. I dobrze.
– Skręcamy w prawo! – zawołała nagle dziewczyna i poszli w gęsty las.
Pogoń wciąż nieubłaganie zbliżała się gościńcem.
– Przecież zauważyli, żeśmy w tę ścieżkę poszli! – krzyknął krasnolud. – Akilah mi się plącze w gałęzie!
– Skręcamy w prawo! – odkrzyknęła na to centaur.
– Zacięła się, czy co?! – zawołał do Karafki Grom, ale ten tylko wzruszył ramionami, wpatrując się głodnym wzrokiem w szyję dziewczyny.
Zaniepokoiło to weterana.
Tymczasem usłyszał po raz trzeci:
– Skręcamy w prawo!
– Znowu?!
Wypadli z powrotem na drogę w momencie, gdy pogoń skręcała w las. Przed nimi. Centaur sprawnie zdjęła strzałami dwóch centaurów i popędziła za pozostałymi dwoma. Ponieważ teraz ona goniła ich, krasnolud pozwolił sobie zwolnić.
Żyrafa była w opłakanym stanie. Fragmenty gałęzi zwisały z jej szyi, głowy, uszu, na szczęście aktywna zbroja uchroniła ją przed obrażeniami. Ale Grom czuł, że jest zmęczona i zdezorientowana. Uspokoił ją nieco, a sam obserwował, jak centaur znika w lesie. Po chwili lotem niskim koszącym z tego kierunku na drogę wyleciał wampir.
Grom zsiadł z żyrafy.
– Jesteś cały?
– Mnie nie tak łatwo zabić – wymamrotał Karafka, wypluwając piach i wycierając oczy.
– Jeszcze raz mnie ugryziesz, to zobaczysz, jak łatwo! – krzyknęła centaur, wynurzając się z lasu. – Pogoń załatwiona, ale lepiej ruszajmy.
– Na świkłaka, ugryzłeś ją?!
– Nie, polizałem! – krzyknął wkurzony Karafka. – Jestem wampirem!
– Czy ona teraz nie…
– Nie! – odparła. – Jestem odporna. Piliśmy razem brudzia. Ale jeszcze raz sobie pozwolisz, a ta srebrna strzała przeszyje ci serce, głowę i dupę!
– Jednocześnie? – zainteresował się Grom.
Odpowiedziało mu spojrzenie tak chmurne, że już dalej nie pytał.
– Jestem Safona z Nabrzeża. Jestem sprzątaczką.
– Sprzątaczką? Eee, Grom, weteran, Akilah – dodał wskazując na żyrafę. – Też weteranka.
Safona skłoniła się żyrafie.
– Co wy z tym kłanianiem? To tylko żyrafa!
Safona spojrzała na krasnoluda, jakby sprawdzając, czy żartuje.
– Przecież ona cię prowadzi.
– Dokąd?
– No, jak to? Po złote runo.
– Czy wyście się jadu wężołaka napili?
– Grom trzyma to w tajemnicy – szepnął konspiracyjnie Kharafka, otrzepując się z piachu.
– Dlaczego? – chciała wiedzieć Safona.
– Pojęcia nie mam – wyszeptał znowu, mimo że krasnolud świetnie go słyszał.
– Cisza! – krzyknął Grom, choć było cicho. – Nie ma żadnej wyprawy! Idę do siostrzeńca, sprawę mam. Nic więcej. Nie ma runa! I zakryj te cycki, bo się skupić nie można!
Safona bez słowa wyjęła z torby cienką chustę i przepasała piersi.
– Wciąż zapominam, że tutaj trzeba się zasłaniać – wymruczała do wampira. – To jakaś dyskryminacja religijna.
– Raczej obyczajowa – odparł Kharafka. – Mnie nie przeszkadzało.
– A mnie tak! Żegnam, miło było poznać – burknął sucho Grom i zebrawszy gałęzie z Akili, ruszył przed siebie.
– Potrzebujesz ochrony! Idę z tobą!
– Grabarz też się może przydać! Gdyby ochrona nie zadziałała! – dorzucił Kharafka.
Grom zatrzymał się.
– Ty jesteś ponoć sprzątaczką!
– Sprzątam wrogów!
– A ty gryziesz! Żadnego z was nie życzę sobie w pobliżu!
I wtedy z nieba spadł na niego worek. Za workiem, niby dojrzałe gruszki, pospadali napastnicy, zakręcili się wokół, związali worek w kostkach, upychając ogon, unieśli do pozycji poziomej, zarzucili sobie na ramiona i odtruchtali w las. Trwało to zaledwie chwilę, tak krótką, że ręka Safony była dopiero w połowie drogi po strzałę, gdy Grom w worku zniknął w lesie.
Wampir zaczął się wachlować dłonią, jakby miał zaraz zemdleć.
– Czy to były świnie?
– Tak, zapewne, chociaż my mówimy, że to gnomy. Staramy się nikogo nie obrażać. Prędko, trzeba ratować krasnoluda!
– Och, nie mogę, one jedzą czosnek. Ten zapach mnie osłabia i onieśmiela.
Centaur zarzuciła sobie wampira na grzbiet, samą siłą gniewu.
– Dawaj, nie narzekaj, to tylko zapach! Ruszamy! Swoją drogą, nie znałam cię z tej strony. Serio? Czosnek? Łap sznur żyrafy, bo jeszcze ona też nam się zgubi.
Kharafka posłusznie chwycił sznur, ale ledwo siedział.
– Nawet nie wiesz, jak nie cierpię czosnku! To gorsze od tortur! Nie umiem sobie z tym poradzić! – jęczał wampir.
– Zatkaj nos!
Kharafka aż się wyprostował na grzbiecie Safony.
– Ależ… to jest genialne!
– Proszę bardzo! A teraz trzymaj się, bo będzie gęsto! I nie zgub żyrafy!
Safona z Kharafką i Akilą zagłębili się w las, porzucając ścieżki i kierując się jedynie nienawiścią wampira do czosnku. Wkrótce na niewielkiej polanie ujrzeli worek ustawiony pionowo na pieńku. Tuż za nim, rozparta na porośniętych mchem starych pniach niczym na kanapie, wpół siedziała, wpół leżała ogromna postać. Z grubsza kobieca, choć z pewnymi znakami zapytania w niektórych partiach, wyglądała na niemal ludzką. Łysa, mocna w ramionach niczym drwal, z ogromnym kolczykiem w nosie, kołysała lekko jedną grubą nogą założoną na drugą. Odezwała się śpiewnym, jednostajnym głosem.
– Witam, przybysze! Dostaniecie to, czego nie szukaliście, a nie to, czego chcieliście. To moja oferta.
– Jaka oferta? – zdziwiła się Safona.
– To jest Wielka Macocha! – zachłysnął się wampir. – Co nikogo nie kocha!
– Kto? – Centaur była zdezorientowana.
– Nie czytałaś „Nieznanej historii Koratu”?
– Nie!
– No, to właśnie ona! – powiedział, jakby usłyszał zupełnie inną odpowiedź.
Tymczasem postać zauważyła Akilę. Noga przestała się bujać. Oczy zmrużyły się.
– Witaj, księżniczko. To zaszczyt.
– Ona gada do naszej żyrafy? Dosyć tego – zdenerwowała się Safona i napięła łuk. – Oddaj nam krasnoluda, a nie zrobimy ci krzywdy!
– Nie ja go zabrałam, nie ja go oddam. Jestem Macochą, dostaniecie…
– Tak, wiemy, coś innego. Ale my chcemy krasnoluda.
– Za żyrafę – odezwała się niespodziewanie innym głosem, chciwym, pożądliwym.
Gnomy otoczyły w okamgnieniu polankę, uzbrojone, małe, lecz groźne.
Kharafka wyglądał, jakby zastanawiał się, czy są smaczne, natomiast Safona wybuchnęła:
– Nie ma mowy! Żyrafa nie dla takich jak ty!
Macocha poczerwieniała na twarzy, ramionach i wszędzie tam, gdzie było widać skórę. Z jej ust wydobył się dźwięk, coś pomiędzy wężowym sykiem a wołaniem imbryka, gdy woda już się gotuje. I to było ostatnie, co Safona zapamiętała, bo uderzenie w głowę pozbawiło ją możliwości dalszej obserwacji. Wampir osunął się zaraz koło niej i tak przytuleni do siebie, jakby spali w miłosnych objęciach, pogrążyli się w ciemnościach.
Nim doszli do siebie po gnomim ataku, polana opustoszała.
Na scenie trwało przedstawienie i choć było zimno jak w lodowych odmętach Mroźnego Morza, to wielu mieszkańców Zagwozdki przyszło oglądać występy aktorów. Kharafka starał się być uprzejmy, nie zwracać uwagi na tętniące tętnice i żylaste żyły osób, między którymi się przeciskał. Bardzo uprzejmy. Siekiera w ręku nie pomagała.
Gnomy przedstawiały na scenie znaną historię, o tym, jak król po wielu trudnościach ożenił się z córką wodnika, po czym utonął we własnym łóżku. Trzeba przyznać, że miały naturalny talent aktorski i to była dobra sztuka. Jednak Kharafka nie umiał docenić kunsztu artystycznego. Był głodny. I uprzejmy. Wszedł na scenę.
– Poproszę o jednego krasnoluda i jedną żyrafę, bez dodatków – powiedział scenicznym głosem tak profesjonalnie, że zachwycił nie tylko gnomy, ale i siebie. Widzowie, myśląc, że to część historii, przyklasnęli pomysłowi.
– Tak, dawajcie tu krasnoluda!
– Macie żyrafę? Czy ten chudy się przebierze?
– Krasnoluda daj mi, luby! – wrzasnął ktoś z tyłu, kto nie do końca nadążał za wypadkami na scenie.
– A gdzie córka wodnika? – dopytywała się bardziej oczytana dziewczynka.
Kharafka trochę się pogubił, ale zaraz dzielnie podjął rolę.
– Poproszę o krasnoluda, sztuk jeden, i o żyrafę bojową. Po raz drugi! Nie zawaham się! – krzyknął, unosząc siekierę do góry, i w tym uniesieniu otworzył bardzo szeroko oczy, uniósł brwi i, widząc zachwyt publiczności, z całej siły siekierę wbił w słup podtrzymujący namiot.
Weszła jak w masło.
– Proszę po raz trzeci! I ostatni! – Dramaturgia jego głosu sięgała wyżyn aktorstwa.
Szarpnął siekierę, by straszliwym ciosem powalić małe postacie biegające po scenie. Nadaremno. Poczuł czosnek. Gdzieś z tyłu zobaczył, jak z ciemności wypełza ogromne cielsko Macochy i zbliża się do niego. Siekiera utknęła w słupie i wampir, niesiony rolą, jak i niejasnym strachem przed nadchodzącą ciemnością, z całych sił szarpnął za trzonek morderczego narzędzia. W końcu poddał się sam słup i, z wdziękiem ruchu jednostajnie przyspieszonego, runął razem z namiotem i siekierą na Kharafkę i resztę aktorów. Wampira znowu ogarnęła ciemność, gnomy wraz ze swoją królową próbowały się wyswobodzić z materiału. I wtedy nie wytrzymała reszta słupów oraz tylna część sceny z dekoracją namalowaną przez miejscowego artystę. Gdy to wszystko zwaliło się na aktorów, na resztki sceny weszła Safona i zaczęła metodycznie dobijać ruszające się pod namiotem wybrzuszenia, biorąc je, i słusznie, za głowy. A gdy ostatnia, wielka głowa Macochy wychyliła się zza materiału, centaur wzięła łuk, strzałę i wycelowała w jej oko.
– Jak tam? Zdecydowałaś? Czy wolisz zastanowić się po egzekucji ocznej?
– Dostaniesz nie to, czego chcesz, ale proszę. Gromobździej jest w karczmie, żyrafa w stodole. Zobaczysz, bo głowa jej wystaje. A teraz daj mi spokój, muszę zebrać moje dzieci.
W tym momencie widownia uznała, że to koniec, i zaczęła klaskać. Po czym przestała, bo Safona zwróciła strzałę w jej kierunku, w związku z czym wszyscy szybko się rozeszli, dyskutując o wrażliwości artystów.
Spod zrujnowanego namiotu dał się słyszeć krzyk. Krótki, pełen przerażenia i pretensji. Jeden z gnomów wyskoczył z boku po intensywnej szamotaninie z materiałem i odbiegł w kierunku lasu, trzymając się za tyłek. Drugi wrzask oznaczał następnego gnoma biegnącego w kierunku przeciwnym.
– Karafa, przestań gryźć, co popadnie! – krzyknęła Safona, unosząc brzeg namiotu. – Wyłaź! Idziemy po Groma.
– Głodny byłem!
– One nie są odporne!
– Te świnie porwały żyrafę! Zresztą potrzebujemy w naszej społeczności świeżej khrwi. Że się tak wyrażę.
– Nie wyrażaj się! Zobacz, Macocha jest zła!
– Pragniesz tego, czego nie potrzebujesz! Potrzebujesz tego, czego nie pragniesz! – zawyła śpiewnie zrozpaczona Macocha, przesuwając wielkie cielsko w ich kierunku.
– Co jej jest? Lepiej już chodźmy – powiedział Kharafka, cofając się powoli.
– Nareszcie! – Safona westchnęła, przewracając oczami.
Zaszli do karczmy, już z daleka widząc łeb żyrafy wystający z dziurawej stodoły.
Grom siedział z młodszym krasnoludem przy piwie i do czegoś go przekonywał.
– Na świkłaka! Nic ci nie jest! – ucieszyła się centaur od progu.
Grom zdziwiony spojrzał na niedoszłych towarzyszy.
– Co wy tu robicie?
– Przyszliśmy cię ratować!
– Ee, no tak. Dzięki. To jest mój siostrzeniec, Wrzycimłot. Chcę mu oddać żyrafę.
– Ale ja nie chcę! – wykrzyknął zniecierpliwiony młodzieniec.
– Jak uciekłeś Wielkiej Macosze? – zdziwił się Kharafka.
– Nie uciekłem. Wymieniła mnie i żyrafę za papierek. Durna jakaś.
– Jaki papierek? – zainteresowała się Safona.
– Runy. Jakaś mapka i złotymi runami tekst wypisany. Mówiłem jej, że to nic niewarte, ale uparła się. Wrzycimłot prawi, bo on miał ten papier, że to wizytówka rzeźnika ze Śledźborka z mapą dojazdu. Ale run nie umiemy czytać, to nie wiem. A wy dokąd?
– Lecimy gonić Macochę!
– Nie rozumiem – rzekł Gromobździej do Wrzycimłota. – Najpierw chcą ze mną na jakąś nieistniejącą wyprawę iść, a potem lecą za grubą babą z papierkiem.
– Kobiety i wampiry! Zawsze czegoś pragną! – wypalił filozoficznie Wrzycimłot i upił piwa.
Grom odetchnął z ulgą.
Witaj. :)
Humor genialny! BRAWA! :)
Tutaj mignęło mi w dialogu:
to szlachetna istota, nigdy nie ośmieliłbym się… – wielką literą?
A za uprzedzenie o “jednym brzydkim wyrazie” dziękuję stukrotnie!
Klik, pozdrawiam powodzenia. :)
Pecunia non olet
Witaj, bruce! Co za radość, że już jest komentarz! I klik! Dziękuję! Bardzo się cieszę, że humor Ci się podoba, bo to jednak jest indywidualna sprawa… Błąd poprawiony, dzięki za wyłapanie. :)
Pozdrawiam! :)
Pozdrawiam; i ja bardzo dziękuję; powodzenia w konkursie. :)
Pecunia non olet
Dobre. Uśmiechałem się. Proszę o dalszy ciąg w tym stylu. Powodzenia w konkursie :)
Tak. To oni. Wreszcie.
To bym zapisała jako myśl.
– Mam tu piękną kryptę nieopodal z całkiem wygodną trumną.
Nieopodal dałabym po tu, po pierwsze, że lepiej brzmi na ucho;). a po drugie nieopodal z zasady nie może być wyposażone w trumny.
wapmir
Jakaś nowa bestia?;D
Żylaste żyły mnie zachwyciły
A tętniące tętnice otworzyły humoru krynicę.
Ślicznie wyszło, bardzo abstrakcyjnie, ale zabawnie.
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Koalo, dziękuję za komentarz! Byłby dalszy ciąg tylko mi się limit znaków skończył! :D
Ambush, o, super za wyszukanie baboli i sugestie. Poprawię! :) Cieszę się, że ślicznie! :)
Na świkłaka, ale to fajne jest!
Miałem wrażenie nieskończonej wyobraźni Anonima. Jest śmiesznie, ale też bardzo pomysłowo i swobodnie.
Lubię czytać teksty napisane tak, że czuje się, że autor(ka) też dobrze bawił(a) się przy pisaniu. Ja świetnie się bawiłem przy czytaniu.
Ogromnie żałuję, że skończył się limit.
Bardzo ładny język, dużo się dzieje ale wyczuwałem… taką miękkość i przyjazność w doborze słów. Nie wiem, jak to inaczej określić.
Pozdrowienia!
Hej,
Opowiadanie mnie wciągnęło i definitywnie rozbawiło. Sporo akcji, ale nie ma natłoku wydarzeń i wszystko jest przejrzyście napisane. Postacie też są ciekawe, szkoda tylko że nie poznajemy ich dalszych losów z racji na limit słów :(
Pozdrawiam i klikam :)
marzan, hej ogromnie się cieszę, że moja wyobraźnia przypadła Ci do gustu! Jeśli czytelnik jest zadowolony, to autor spełnił swoje zadanie. Bohaterowie często wymykają mi się spod kontroli, więc dobrze, że tu nie uciekli za daleko… :) Dzięki za odwiedziny i przychylny komentarz!
pnzrdiv.117, ooo, dobrze, że rozbawiło, bo to chyba główne założenie konkursu… Losy bohaterów póki co, owiane są tajemnicą, chociaż wiadomo, że Gromobździej i Wrzycimłot do porozumienia w sprawie żyrafy nie dojdą… :) Dzięki za miłe odwiedziny i klika! Wdzięczny Anonim się kłania! (jak to było? pancerna dywizja 117?)
Raczej po prostu Dywizja Pancerna :) Te 117 tak jakoś się przyplątało
"nagle zatrzymała się
rusycyzm, się na końcu zdania brzydkie
Uśmiechnąłem się kilka razy. Bardzo przyjemne opowiadanie, klikam.
2P dla ciebie.
Kto wie? >;
Bardzo lekko i przyjemnie napisane. Po prostu samo się czyta, a uśmiech nie schodzi z twarzy :)
Szczególnie przypadł mi do gustu manewr ustawienia pościgu przed uciekającymi, genialny w swej prostocie :)
przeczytałem z przyjemnością. Mała inspiracja aby w końcu skończyć coś swojego :)
A co to za kropka po tytule? :3
Na rynku było tłoczno mimo zimnego wiatru wiejącego od zatoki.
Hmm.
Postać podniosła
… kto?
Wampir wyciągnął pokaźną siekierę spod okrycia i ruszył na scenę.
… wut.Szyk: Wampir wyciągnął spod okrycia pokaźną siekierę i ruszył na scenę.
wojenny weteran
Wystarczy "weteran", w końcu to weteran dosłowny.
Jej umysł, łączący się magicznie ze swym opiekunem
A mój umysł nie ma opiekuna :P Ale serio, uważaj na odniesienie zaimków.
zauważył stojącego przed nim wampira
Równie dobrze mogłoby być: zauważył wampira.
Krasnolud machnął poirytowany ogonem.
Ogólna dziwność szyku tutaj już zaczyna przeszkadzać. "Poirytowany" mogłoby być jednak wtrąceniem.
Groma zaskoczyła ta odpowiedź.
Widać z kontekstu.
Niezwykły spokój emanował ze sposobu, w jaki przeżuwała liście.
Hmmm.
Może przejdziemy się w kierunku wcześniej wyznaczonym
Przez kogo?
pociągnął za sznur, odrywając
A może: pociągnięciem za sznur oderwał?
Mam tu piękną kryptę nieopodal z całkiem wygodną trumną.
Mam tu piękną kryptę nieopodal, z całkiem wygodną trumną. Albo: mam tu, nieopodal, piękną kryptę.
Ponieważ zabrzmiało to jak zaproszenie, krasnolud nie wiedział, co odpowiedzieć.
Nie widzę łączności?
rhozumiem pośpiech wyprawy
Hę?
nie wiedział co
Nie wiedział, co.
niezręcznie obcemu się opowiadać
Hmm, a na co on potrzebuje zgody krasnoluda? https://wsjp.pl/haslo/podglad/40988/opowiadac-sie/5148354/komus
jego szczupła sylwetka cała aż skłoniła się w stronę zwierzęcia
…?
Nie polecam takiego zachowania
Zachowania raczej się nie poleca.
A teraz powiedz mi wreszcie, o co ci chodzi.
Nadmiar zaimków. W sumie oba można wyciąć.
Twoja wyprawa, rozniosło się ostatnio po okolicy, zmierza
Hmm.
wpatrując się w Kharafkę zdumionym wzrokiem.
Ze zdumieniem. Naprawdę, wzrok nie jest osobnym bytem.
Ogon zamiatał drogę
Autonomicznie?
rozpoznawała zbliżającą się potyczkę
Rozpoznawać można to, co jest, na przykład oznaki zbliżającej się potyczki, ale nie to, czego jeszcze nie ma.
wampir zupełnie inaczej spojrzał na zwierzę
Hmm?
Pogłaskał uspokajająco Akilę
Uspokajająco pogłaskał Akilę; albo: Pogłaskał Akilę uspokajająco.
nie wiadomo po co
Nie wiadomo, po co.
rozdroża leśnego
A to jakiś specjalny rodzaj? I rymuje się z "nabrzeża".
Krasnolud patrzył chwilę na daleką sylwetkę.
Hmmm?
ona słuch ma niezwykły a gniew prędki
Ona słuch ma niezwykły, a do gniewu jest prędka.
Grom przez chwilę podziwiał piękno ruchu istoty, która posiadając wspaniałe, mocne końskie kończyny, miała jednocześnie bardzo kobiece kształty.
Uff, spokojnie.
Od razu go otrzeźwiło a centaur tymczasem
Od razu go otrzeźwiło, a centaur tymczasem.
Karafa wskakuj na mnie
Wołacz (mniej więcej): Karafa, wskakuj na mnie.
wampir podbiegł do niej a Grom uzbroił szybko zwierzę.
Wampir podbiegł do niej, a Grom szybko uzbroił zwierzę. A skąd wyciągnął broń?
– krzyknął komendę i żyrafa od razu zareagowała.
Przedłużone.
stworzyła siodełko
Uformowała siodełko.
w tą ścieżkę
W tę :3
tylko wzruszył ramionami kurczowo trzymając się tułowia
Spróbuj tak zrobić.
wpatrując głodnym wzrokiem
Hmm. Wiem, że próbujesz uniknąć "się", ale może jakiś synonim?
Gałązki pourywane długą szyją wciąż tkwiły jej na głowie
Hmmmm.
Uspokoił ją nieco a sam obserwował
Uspokoił ją nieco, a sam obserwował.
wymamrotał Karafka wypluwając piach
Wymamrotał Karafka, wypluwając piach.
zobaczysz jak łatwo
Zobaczysz, jak łatwo.
wycedził sucho
Konotacje się zderzają.
ogarnąwszy gałęzie z głowy Akili
Zgarnąwszy chyba?
I wtedy z nieba spadł na niego worek.
wut.
Wampir zaczął wachlować się dłonią
Zaczął się wachlować.
Swoją droga nie znałam cię z tej strony.
Swoją drogą, nie znałam cię od tej strony. … to wampir.
Kharafka aż wyprostował się na grzbiecie Safony.
Się wyprostował.
zagłębili się w las, porzucając ścieżki
…?
Wkrótce, na niewielkiej polanie
Bez przecinka.
rozparta na porośniętych mchem starych pniach, niczym na kanapie
Tu też bez przecinka.
obfita postać
… nie. https://wsjp.pl/haslo/podglad/301/obfity/3883088/biust I nie "postać", wcale nie dlatego, że raczej poleżeć.
Łysa, mocna w ramionach, niczym drwal, z ogromnym kolczykiem w nosie
Co tu się z czym łączy?
Odezwała się śpiewnym, jednostajnym głosem.
Na pewno takim i takim? Jak to brzmiało?
Aklię
Literki się pomieszały.
Oddaj nam krasnoluda a nie zrobimy ci krzywdy
Oddaj nam krasnoluda, a nie zrobimy ci krzywdy.
odezwała się niespodziewanie innym głosem, normalnym, chciwym, pożądliwym.
Hmm.
Kharafka wyglądał, jakby zastanawiał się, czy są smaczne, natomiast Safona zdenerwowała się.
Ostrożnie z tymi "się". I z etykietkami. Może: Kharafka wyglądał, jakby się zastanawiał, czy są smaczne, natomiast Safona wybuchnęła:
– Postarała się, żeby zabrzmiało to jak obelga.
Jasne z kontekstu.
Dźwięk wydobył się z jej ust
Raczej: Z jej ust wydobył się dźwięk. Bo dźwięk jest tu nowy, rozumiesz.
znaną historię z Koratu, jak to król
Hmm.
myśląc że to część historii
Myśląc, że.
Krasnoluda daj mi luby
Krasnoluda daj mi, luby!
bardziej oczytana w historii
"W historii" można wyciąć.
wbił z całej siły siekierę w słup podtrzymujący namiot
Albo: wbił siekierę z całej siły w słup podtrzymujący namiot; albo: z całej siły wbił siekierę w słup podtrzymujący namiot. I nie wiem, czy sceniczny.
Dramaturgia jego głosu sięgała zenitu.
Hmm?
Szarpnął siekierę by
Szarpnął siekierę, by.
Gdzieś z tyłu zobaczył, jak wypełza z ciemności ogromne cielsko Macochy i zbliża się do niego
Gdzieś z tyłu zobaczył, jak z ciemności wypełza ogromne cielsko Macochy i zbliża się do niego.
wampir niesiony rolą, jak i niejasnym strachem
Wtrącenie: wampir, niesiony rolą, jak i niejasnym strachem.
z wdziękiem ruchu jednostajnie przyspieszonego
…?
próbowały wyswobodzić się z materiału
Próbowały się wyswobodzić, ale czy z materiału?
tylna część sceny z dekoracją pałacu królewskiego namalowaną przez miejscowego artystę
Tylna część sceny z dekoracją, namalowaną przez miejscowego artystę, a przedstawiającą pałac królewski.
Namyśliłaś się? Czy wolisz zastanowić się po egzekucji ocznej
Dwa "się".
Safona zwróciła strzałę w ich kierunku
"Widownia" jest kolektywem, więc w jej kierunku.
Pod zrujnowanym namiotem dał się słyszeć krzyk
Hmm. Ale my nie jesteśmy pod namiotem, nie? Czy ten krzyk nie dobiegł aby spod namiotu?
Drugi wrzask zapowiedział następnego gnoma biegnącego w kierunku przeciwnym.
?
przestań gryźć co popadnie
Przestań gryźć, co popadnie.
Pragniesz tego, czego nie potrzebujesz! Potrzebujesz tego, czego nie pragniesz!
Głębokie, ale coś nie z tej bajki.
Zaszli do karczmy, już z daleka widząc łeb żyrafy wystający ze stodoły.
wut.
wykrzyknął zniecierpliwiony wyraźnie młodzieniec
Aliteracja aliteracją, ale najprościej będzie wyciąć "wyraźnie".
Rozkoszne, ale czy śmieszne? Eeee… Szyk dziwny tu i ówdzie, w paru miejscach coś jakby nieśmiało puszczało do mnie oko, ale poza tym. Hmm.
A może jestem smutasem?
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
A może jestem smutasem?
W połączeniu z otwierającym komentarz obrazkiem dostrzegam niepokojącą klamrę kompozycyjną :)
Hej, Anonimie!
Fajne opowiadanie, dobrze się czytało. Spodobała mi się postać Wielkiej Macochy, chciała dać bohaterom tego czego potrzebowali, a oni tak nie chcieli :D.
Szkoda, że nie wyjaśniło się więcej z tą żyrafą. Liczyłam, że dowiem się bardziej konkretnie dlaczego była taka niezwykła, ale może taki był zamysł, żeby się nie dowiedzieć.
Chętnie bym przeczytała dalszy ciąg tekstu, może po zakończeniu konkursu mogłabyś dorzucić?
W ogóle gdzieś już czytałam o ogoniastych krasnoludach, nawet styl podobny i zamysł trochę… A wiem! To były “Drzwi, czyli jak przeżyć przygodę, nie ruszając się z miejsca”, ale może zbieżność przypadkowa ;-).
W połączeniu z otwierającym komentarz obrazkiem dostrzegam niepokojącą klamrę kompozycyjną :)
Eee, wesołki też poumierają :)
Szkoda, że nie wyjaśniło się więcej z tą żyrafą.
Podejrzewam, że żyrafa i ogoniaste krasnale mają rzucić podejrzenia na konkretną Użytkowniczkę :D Ale my za stare wróble, żebyśmy się nabrali na takie prowokacje XD
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Historyjka w typowym dla Ciebie Anonimie (chłe, chłe, chłe Anonimie), stylu, opiewająca przygody znanych bohaterów, rozbawiła mnie serdecznie, jak zresztą wcześniej wiele opowieści ze znanymi już postaciami. ;D
– Ah! No, przecież! → – Ach! No, przecież!
Ah to symbol amperogodziny.
…łumaczył coraz bardziej niepewnie wapmir, z powołania grabarz. → Literówka.
– Oczywiście. – Kharafka mrugnął okiem do Akili… → Czy dookreślenie jest konieczne? czy mógł mugnąć w inny sposób, nie okiem?
Mówiłem jej, że to nic nie warte… → Mówiłem jej, że to nic niewarte…
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Ah to symbol amperogodziny.
… i znowu przegapiłam
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Tarnino, otrzyj łzy rzęsiste! Wszak dostrzegasz mnóstwo! :)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
:)
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Dzięki wszystkim za odwiedziny, choróbsko tak mnie rozłożyło, że łapki mi się trzęsą… Anonim odpowie za kilka dni, jak dojdzie do siebie…
Ave, Jolko Anonimie! ;]
Myślę, że ta żyrafa to taka odwrócona zasłona dymna, że niby Twój tekst nie jest wcale Twój, bo byś nie napisała otwarcie o żyrafie… ;] Naprawdę fajna, zwariowana i odpowiednio absurdalna historia. Podobało mi się bardzo ;]
Kliknąłbym, ale już nie ma czego ;]
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Zdrowia Anonimowi! Niech żyją żyrafy!
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Przeczytawszy.
Anonimie, jak już będziesz wprowadzać poprawki, usuń ten jeden wystający nad limit znaczek. Grzecznie proszę.
Babska logika rządzi!
Na grzeczną prośbę nie ma rady… oczywiście doprowadzę do porządku tekst i ten źle wyglądający limit…
No. Bardzo ładnie. :-)
Babska logika rządzi!
No, proszę, wystarczy wprowadzić poprawki Tarniny, regulatorów i innych dobrych dusz i limit sam się uspokaja… To się nazywa “wartościowe wskazówki”! Anonim całkiem anonimowo dziękuje wszystkim poprawiającym i odwiedzającym! Żyrafa absolutnie nie świadczy o niczym… i o wszystkim! Ha!
Tarnino,
parę pytań, jeżeli tu jeszcze zajrzysz, bo nie wszystko Anonim ogarnął:
Postać podniosła
… kto?
Czemu nie postać? Co jest źle?
Nie polecam takiego zachowania
Zachowania raczej się nie poleca.
Ale dlaczego ? Przecież właśnie się poleca… dzieciom na przykład… a może Anonim nie zrozumiał…
wycedził sucho
Konotacje się zderzają.
A tu się Anonim uśmiał, gdy wreszcie doszedł, o co chodzi! :D
Nie wiem, co to był za wirus, ale Anonim jest słaby jak dziecko i idzie poleżeć.
Pozdrawiam!
Nie wiem, co to był za wirus, ale Anonim jest słaby jak dziecko i idzie poleżeć.
Pozdrawiam!
Anonimie, zdrowiej nam!
Pecunia non olet
bardzo lubię taki humor. Opowiadanie zasłużyło na klika. (tylko najpierw sprawdzę, czy przypadkiem nie jest już w bibliotece, bo już mi się tak zdarzało :-)
Przecież właśnie się poleca… dzieciom na przykład… a może Anonim nie zrozumiał…
Zachowania szczegółowe czasem można, ale zachowania ogólnie – to nie.
Nie wiem, co to był za wirus, ale Anonim jest słaby jak dziecko i idzie poleżeć.
Polecam () Anonimowi dużo porzeczkowej herbatki, ale tej dobrej. Można posłodzić miodem, ale trzeba dużo pić.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
lozanf@fantastyka.pl
Hej Anonimie, mam nadzieję, że dochodzisz do siebie i wszystkie nasze rady przyspieszyły powrót do zdrowia.
Jestem, oczywiście, że Wasze rady przyspieszyły powrót do zdrowia! A także dużo imbiru, miodu, soku malinowego, i herbatek. Słabość jeszcze jest, dziwna jakaś, pewnie magiczna, ale pomału znika.
Nova, dziękuję za odwiedziny i chęć klikania, bardzo się cieszę!
Zaszczyt to wielki, że sama Loża też zajrzała! I to z chichotem! :)
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Znałem ja – szczęściem uleczoną z żalu –
Safonę, całkiem podobną do greckiej.
Ta się nieszczęściem kochała w Moskalu,
a Moskal zginął na wojnie tureckiej…
Sporo utknąłeś w tekście, Anonimie. Zemstę Fredry i chyba Historię sekretną Prokopiusza. Głos w sprawie feminatywów i normy kulturowej zakrywania piersi (z ukrytą tuż w tle kwestią, jak wobec niej tłumaczyć muzułmanom opresyjność przymusu zakrywania twarzy). Pomysłowa, dowcipna konstrukcja świata i postaci. Zaskakujące zwroty akcji (przynajmniej jeden zbyt zaskakujący – nie pojmuję, dlaczego panna centaur dostała w łeb, dlaczego wampir także stracił przytomność i dlaczego potem kontynuują działalność jakby nigdy nic). Centralny motyw “bohaterowie wzięci za wykonawców nieznanej im misji” dość powszechny, ale chyba potrafiłeś nadać mu nowy sznyt.
Mały przegląd tekstu (może głównie interpunkcji)…
Postać podniosła kołnierz płaszcza, by choć trochę osłonić się przed lodowatymi podmuchami, i uważnie przyjrzała się występującym aktorom.
Domknięcie wtrącenia.
Szedł traktem w towarzystwie swojej bojowej żyrafy
Bojowa żyrafa – żyrafa konfrontacyjnie ustosunkowana do rzeczywistości.
Żyrafa bojowa – żyrafa tresowana do celów wojskowych.
Przydawki istotowe kładziemy po rzeczowniku.
– Powiem ci w zaufaniu, że lasy(-,) to nie to samo, co Puszcza.
“To” wymaga przecinka jako spójnik, ale nie jako łącznik.
Spokojnie, bez pośpiechu przeżuwała liście.
Przeżuła ogonek?
– Nie, żebym zapraszał
Bez przecinka: https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/z-tym-ze-nie-zeby;18346.html.
Jestem Kharafka, wampir, z powołania grabarz, bardzo mi miło.
Nie powinien być “ghrabarz”? Zresztą w całym tekście Kharafka dość nieregularnie charczy.
Wampir z zachwytem spojrzał na żyrafę, a jego szczupła sylwetka cała skłoniła się w stronę zwierzęcia.
Rozbieżne orzeczenia.
– Tak! Nie! – wrzasnął Grom, aż przestraszona Akilah przystanęła.
No i ta cała tajemnica, nie wiadomo(-,) po co.
Takich samotnych zaimków na końcu zdania nie wydzielamy przecinkiem.
Dochodzili do rozstaja, a z lewej, od strony dalekiego nabrzeża zbliżał się centaur.
Przecinek przed “a” jak poprzednio. Forma “rozstaja” niby nie jest błędna, ale niezwykle rzadka w stosunku do “rozstaju”.
– Ciszej, ona słuch ma niezwykły a do gniewu jest prędka.
A tutaj nie musi być przecinka, bo to “a” daje się interpretować jako spójnik łączny (aczkolwiek głównie przywodzi to na myśl stylizację biblijną).
– Dlaczego? – Chciała wiedzieć Safona.
Dałbym od małej litery, ponieważ to “chciała wiedzieć” pełni funkcję czynności gębowej.
Żegnam, miło było poznać – burknął sucho Grom i zebrawszy gałęzie z Akili, ruszył przed siebie.
Równoważnik zdania podrzędnego.
– Nie czytałaś „Nieznanej historii Koratu”?
Wszystkie słowa tytułu wielką literą to zapis angielski.
– Poproszę o krasnoluda, sztuk jeden, i o żyrafę bojową.
krzyknął, unosząc siekierę do góry, i w tym uniesieniu otworzył
W tym momencie widownia uznała, że to koniec, i zaczęła klaskać.
Wtrącenia.
I wtedy nie wytrzymała reszta słupów oraz tylna część sceny z dekoracją, namalowaną przez miejscowego artystę.
Odradzałbym przecinek – to, że scena ma jakąś dekorację, jest informacją trywialną, więc grupa imiesłowu przymiotnikowego stanowi tutaj istotną, integralną część opisu.
A wy, dokąd?
Też nie dawałbym przecinka, to przecież skrócone pytanie w rodzaju “dokąd wy idziecie?”.
Pozdrawiam i życzę powodzenia w konkursie!
Bojowa żyrafa – żyrafa konfrontacyjnie ustosunkowana do rzeczywistości.
Żyrafa bojowa – żyrafa tresowana do celów wojskowych.
Może to być ta sama żyrafa XD
Takich samotnych zaimków na końcu zdania nie wydzielamy przecinkiem.
Na pewno nie?
Forma “rozstaja” niby nie jest błędna, ale niezwykle rzadka w stosunku do “rozstaju”.
Ciekawostka, bo ja widuję zwykle "rozstaja".
Odradzałbym przecinek – to, że scena ma jakąś dekorację, jest informacją trywialną, więc grupa imiesłowu przymiotnikowego stanowi tutaj istotną, integralną część opisu.
Racja.
Też nie dawałbym przecinka, to przecież skrócone pytanie w rodzaju “dokąd wy idziecie?”.
Tak, właśnie.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Na pewno nie?
Mniej więcej na pewno (https://sjp.pwn.pl/zasady/363-90-A-2-Wyrazy-wprowadzajace-zdanie-podrzedne;629774.html, uwaga 2), chociaż przyznaję, że ta reguła intuicyjnie budzi pewne opory.
Ciekawostka, bo ja widuję zwykle "rozstaja".
Ja chyba nigdy nie widziałem i musiałem się upewnić w słowniku, czy to w ogóle poprawne, ale nie chciałbym się upierać. Może po prostu trafialiśmy na inne lektury pod tym względem.
Zgódźmy się na “rozstajne drogi”, będzie spokój. :-)
Babska logika rządzi!
Mniej więcej na pewno (https://sjp.pwn.pl/zasady/363-90-A-2-Wyrazy-wprowadzajace-zdanie-podrzedne;629774.html, uwaga 2), chociaż przyznaję, że ta reguła intuicyjnie budzi pewne opory.
… choroba. Całe życie w sprośnych błędach niebu obrzydłych…
Może po prostu trafialiśmy na inne lektury pod tym względem.
Najprawdopodobniej.
Zgódźmy się na “rozstajne drogi”, będzie spokój. :-)
O, i to jest słuszna koncepcja :D
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
No proszę, chwilę mnie nie było, a tu takie ciekawe dyskusje! Ślimaku Zagłady, cieszę się bardzo, że przypełzłeś, zaraz pochylę się nad Twoimi uwagami! Znalazłeś w tekście więcej niż wsadził Anonim (przynajmniej świadomie), aż mi się miło zrobiło. Spojrzę jeszcze na ogłuszenie Safony i wampira, może coś tam faktycznie nie zagrało z logiką.
Nie wiem, czy “rozstajne drogi” tam pasują jako rozwiązanie problemu, ale na pewno zastanowię się nad tym. Dzięki Tarnino i Finklo za propozycje i uwagi, wdzięcznam za każdą pomoc!
P.S. Czy jeśli napiszę: bojowa żyrafa bojowa, to wyrażę i jej nastawienie do rzeczywistości i jej wyszkolenie za jednym zamachem? :D
Pozdrawiam! :D
… choroba. Całe życie w sprośnych błędach niebu obrzydłych…
Wspomnę jeszcze, że też długo nie znałem tej reguły i z błędu szczęśliwie wyprowadziła mnie Finkla, gdy próbowałem kogoś “poprawić” w odwrotnym kierunku.
P.S. Czy jeśli napiszę: bojowa żyrafa bojowa, to wyrażę i jej nastawienie do rzeczywistości, i jej wyszkolenie za jednym zamachem? :D
Niby tak, ale takie konstrukcje nie bronią się stylistycznie, chyba że żaden z przymiotników naprawdę nie daje się zastąpić synonimem (norwescy kombinatorzy norwescy).
wdzięcznam za każdą pomoc!
Czy jeśli napiszę: bojowa żyrafa bojowa, to wyrażę i jej nastawienie do rzeczywistości i jej wyszkolenie za jednym zamachem? :D
Nawet do kwadratu XD
Wspomnę jeszcze, że też długo nie znałem tej reguły i z błędu szczęśliwie wyprowadziła mnie Finkla, gdy próbowałem kogoś “poprawić” w odwrotnym kierunku.
Ha. Jeszcze jeden dowód na to, że społeczność jest cenna.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Społeczność jest bardzo cenna! Dla tych, którzy potrafią ją docenić! :)
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Przeczytałem dawno, zaraz po publikacji, ale zapamiętałem, że mi się podobało. Ciekawa ferajna. Każda z postaci z charakterkiem. Fajne dialogi i akcja. Opowiadanie zabawne. Taki humor lubię.
Pozdrawiam!
AP, o super, bardzo się cieszę, że humor podszedł! Takie komentarze sprawiają, że niedziela robi się piękniejsza! Pozdrawiam serdecznie! :)
Hej!
Jestem Kharafka, wampir, z powołania grabarz, bardzo mi miło.
– Gromobździej, krasnolud leśny, weteran w stanie spoczynku. To jest Akilah.
Tak zabawnego przedstawiania się postaci dawno nie czytałam. :D
– Zaraz się narazisz sam i wywalę cię z wyprawy!
– Z tej, której nie ma?
:D
Bardzo fajnie prowadzona akcja. ;)
– Potrzebujesz ochrony! Idę z tobą!
– Grabarz też się może przydać! Gdyby ochrona nie zadziałała! – dorzucił Kharafka.
Grom zatrzymał się.
– Ty jesteś ponoć sprzątaczką!
– Sprzątam wrogów!
– A ty gryziesz! Żadnego z was nie życzę sobie w pobliżu!
I wtedy z nieba spadł na niego worek. Za workiem, niby dojrzałe gruszki, pospadali napastnicy, zakręcili się wokół, związali worek w kostkach, upychając ogon, unieśli do pozycji poziomej, zarzucili sobie na ramiona i odtruchtali w las. Trwało to zaledwie chwilę, tak krótką, że ręka Safony była dopiero w połowie drogi po strzałę, gdy Grom w worku zniknął w lesie.
Musiałam to wkleić. XD
No nie mogę, to jest cudowne po prostu – dialogi miodne, bohater trochę jak naburmuszony Geralt skrzyżowany z krasnoludem, Kharafka i Safona tak naturalni, a jednocześnie ich kwestie wzbudzały szeroki uśmiech na mojej twarzy. Umiejętność pisania komedii to naprawdę trudna rzecz, a tutaj robisz to tak umiejętnie, że jak dla mnie – chapeau bas, wszystko się łączy i pasuje. A do tego fabularnie zręcznie operujesz ciekawymi rozwiązaniami, których się nie spodziewam. I pilnujesz, żeby bohaterowie mieli w sobie „to coś”.
Wejście do Wielkiej Macochy – hm, tutaj trochę tak szablonowo, bo ileż to razy bohaterowie historii idą do wroga odebrać kogoś porwanego, żeby na koniec, brzydko mówią – dostać w łeb i stracić przytomność? Także tutaj element zaskoczenia mnie zawiódł. ;p
No i sztuka – z jednej strony dość oryginalnie wyszło, ale z drugiej nie poczułam tu tej wcześniejszej lekkości, a humor lekko siadł. Może przez to, że nie wiem, o co w tym za bardzo chodziło.
Koniec trochę gnał (widzę, że limit okrutną bestią był), więc mam wrażenie, że wsiadłam na karuzelę i jak zaczęła się mocniej kręcić, to nagle nastąpiło takie STOP – i dalej, wysiadka. ;)
Ale ogólnie oceniam oczywiście na plus. ;)
Pozdrawiam,
Ananke
Hej Ananke, widzę, że ostro się wzięłaś za czytanie, bardzo się cieszę i witam ciepło! Dziękuję za przepiękny komentarz, super, że się podobało. Pisanie, żeby było śmieszne, jest faktycznie trudne, widzę to właśnie często po komentarzach, jednym się podoba, inni nie wiedzą o co chodzi… Także każdy, kto się uśmiechnie jest na wagę złota! Podchodzę do wszystkich uwag bardzo poważnie i tutaj też dzięki wielkie za wskazanie, gdzie Ci siadło, gdzie nie rozśmieszyło, a gdzie za szybko skończyło.
Bardzo lubię pisać komedie, jakoś tak samo skręca zawsze w tą stronę, chociaż ostatnio udało mi się “Ślepą noc” napisać na poważnie!
Pozdrawiam serdecznie!
ostro się wzięłaś za czytanie
Tak, wszystkie na konkurs przeczytane. :D
Pisanie, żeby było śmieszne, jest faktycznie trudne
To też kwestia gustu, bo przecież nie wszyscy mamy taki sam, więc trafiamy do wybranego grona, podobnego do nas. :)
Bardzo lubię pisać komedie, jakoś tak samo skręca zawsze w tą stronę
Komediowo już Cię trochę poczytałam i wiem, że naprawdę potrafisz, będę Twoje komedie czytać w ciemno.
Będąc przy ciemności, “Ślepa noc”, mówisz? ;) Dodam do kolejki. :)
Fantasy z lekkim absurdem. Bojowa żyrafa wspaniała. Choć pod koniec absurd jakby zaczął dominować. Możliwe, że to efekt cięć pod limit.
Humor odnotowany, tekst uznaję za zabawny. Na przykład imiona zasługują na wzmiankę.
Fantastyka bardzo wyraźna. Ciekawe połączenie różnych uniwersów; klasycznego fantasy, Jolkowych krasnoludów ogoniastych, mitologicznego i absurdalnego.
Bohaterowie w porządku, mają jakieś cele, acz część z nich przesłonił limit (dlaczego runy są takie ważne?).
Jest trochę błędów językowych. Ach pisze się przez ch. Poza tym jakaś literówka w imieniu, jakiś połknięty przecinek.
No i minimalne przekroczenie limitu. Mam nadzieję, że ten błąd zostanie naprawiony.
Babska logika rządzi!
Ananke, dzięki za dobre słowo i polecam się na przyszłość! :)
Dzięki. Finklo, za komentarz jurorski. Tak, babole już poprawione, limit też wygląda wg mnie dobrze. Najważniejsze, że humor jest, bo przecież o to chodziło, przyznaję, że opko urwane nieco, bo mi się dobrze pisało, a tu nagle koniec literek przyznanych przez konkursowe przepisy… Dziękuję za pyszną zabawę! :)
Tak, sprawdziłam, że docięłaś tekst do limitu. Ale komentarze były pisane na bieżąco, potem już ich nie aktualizowałam.
Babska logika rządzi!