- Opowiadanie: Login1 - Nie Ma Złotych Karabinów

Nie Ma Złotych Karabinów

To moje pierw­sze opo­wia­da­nie więc nie wy­pa­da abym w przed­mo­wie się roz­pi­sy­wał li­cząc ra­czej na Pań­stwa uwagi, po­praw­ki i ko­men­ta­rze.

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Nie Ma Złotych Karabinów

 

 

 

Roz­dzia­ł1.Qan­da­har – Stre­fa za­awan­so­wa­nej ter­ra­for­ma­cji

 

Nie wie­dział, kiedy i jak wy­do­stał się z pod­zie­mi. Bez­sku­tecz­nie pró­bo­wał otwo­rzyć spuch­nię­te oczy. Za­miast tego za­krztu­sił się mu­li­stą wodą wcie­ka­ją­cą do ust. Czuł, że zaraz na dobre ugrzęź­nie w ja­kimś szla­mie. Pod­niósł wresz­cie po­wie­ki.

Zmu­to­wa­ne glony z ba­jo­ra, w któ­rym był za­nu­rzo­ny, wy­sy­ła­ły na po­wierzch­nię try­lio­ny pę­che­rzy­ków gazu.

Wy­czoł­gaw­szy się na brzeg, kasz­ląc i plu­jąc, oparł się bez­wład­nie o stopę że­la­zne­go ol­brzy­ma. Sze­ro­ki cień, jaki od niego padał, cią­gnął się na dzie­siąt­ki i setki me­trów.

Nie­ru­cho­my Giga – Mech, łą­czą­cy funk­cję wier­tła i la­se­ra, był jedną z wielu ma­szyn prze­zna­czo­nych do prac me­lio­ra­cyj­nych i gór­ni­czych w oko­li­cy.

Tlenu było tu dosyć. Sztucz­nie ozo­no­wa­na woda po­wo­do­wa­ła, że po­mi­mo pa­ru­ją­cych, ak­ty­wo­wa­nych w pro­gra­mie ter­ra­for­ma­cji, go­rą­cych źró­deł, po­wie­trze było nie­zwy­kle rześ­kie. Z przy­jem­no­ścią więc od­dy­chał głę­bo­ko. Spro­wa­dzo­ne przez ko­lo­ni­stów sek­cji Bio, po­nu­me­ro­wa­ne i za­czi­po­wa­ne in­sek­ty, la­ta­ły brzę­cząc nisko. Trzy­ma­ły się jed­nak na dy­stans, od­py­cha­ne sy­gna­łem z jego bran­so­le­ty.

Wy­cią­gnął nogi i skrzy­żo­wał w kost­kach, za­cią­ga­jąc ręką jedna na drugą. Wes­tchnął i oparł się wy­god­niej o nie­czyn­ne­go Mecha. Był zmę­czo­ny. Nie­mal cał­ko­wi­cie wy­czer­pa­ny fi­zycz­nie i psy­chicz­nie. Prze­cią­gnął się i sta­rał zre­lak­so­wać.

Stop­nio­wo opu­chli­zna ze­lża­ła a mgła po­wo­li ustę­po­wa­ła spod po­wiek. Za­czął wi­dzieć sze­rzej i dalej.

Na nie­bie od­by­wał się ar­ma­ged­don.

Zorza po­lar­na wy­wo­ła­na burzą ma­gne­tycz­ną prze­ci­na­na była przez smugi ście­żek sa­mo­lo­tów po­lu­ją­cych na sie­bie. Przez flary i ści­ga­ją­ce ra­kie­ty prze­ni­ka­ły czer­wo­no-żół­te serie ka­ra­bi­no­we. Wy­bu­chy po­ci­sków ar­ty­le­rii prze­ciw­lot­ni­czej, kon­tra pio­ru­ny burz ogłu­pia­łej przez che­micz­ne kon­flik­ty at­mos­fe­ry, mie­sza­ły się z im­pul­sa­mi EMP. Spa­da­ły dy­mią­ce wraki.

Opu­ścił tro­chę głowę kiedy kark mu ze­sztyw­niał.

Po­sta­no­wił prze­szu­kać torbę Cza­ro­dzie­ja. Gdy opa­dły z tru­dem roz­su­pła­ne węzły za­sob­ni­ka, zna­lazł w środ­ku tylko same ta­ble­ty. Cały cho­ler­ny stos ni­ko­mu nie po­trzeb­nych ta­ble­tów był tam upcha­ny. Próba uru­cho­mie­nia pierw­sze­go, który wy­do­był za­koń­czy­ła się nie­po­wo­dze­niem. Z wes­tchnie­niem po­gar­dy rzu­cił go za sie­bie. Usły­szał tylko gło­śny plusk. Ten sam los spo­tkał ko­lej­ne, które lą­do­wa­ły w ba­jor­ku.

Nagle za­marł.

Coś po­ja­wi­ło się przed nim ni­czym pod­stęp­na kobra wy­peł­za­ją­ca z szu­wa­rów. Czar­ny kształt wi­szą­cy w po­wie­trzu za­le­d­wie dzie­sięć cen­ty­me­trów przed jego twa­rzą. Pa­trzył na głów­kę mini drona, który za­wisł przed nim i trwał nie­ru­cho­mo.

– Jeśli nic nie zro­bię to małe coś na pewno eks­plo­du­je.

To mu­siał być nowy model ka­mi­ka­dze. Był mniej­szy niż te które znał i miał dość obłe kształ­ty po­zba­wio­ne wi­docz­nych me­cha­ni­zmów utrzy­mu­ją­cych go w po­wie­trzu. Po zło­że­niu z pew­no­ścią zmie­ścił­by się w dłoni.

– Jeśli drgnę to też.

Spod błysz­czą­ce­go oczka ka­mer­ki wy­do­był się pi­skli­wy, elek­tro­nicz­ny dźwięk.

– Jsem přítel – prze­mó­wi­ła cze­ska zbro­je­niów­ka – kamarád dron.

Ocet cał­kiem zmiękł i oklapł czu­jąc jak ucho­dzi z niego na­gro­ma­dzo­ne na­pię­cie.

– Co z tobą dro­nie, padł twój trans­la­tor?

Na­stą­pi­ła chwi­la ciszy.

– Mám ho­landské mi­kro­pro­ce­so­ry – od­par­ło urzą­dze­nie odro­bi­nę jakby wy­nio­śle.

– Ło­ooho­ho prze­pra­aaaszam – od­sło­nił żar­to­bli­wie obie dło­nie w obron­nym ge­ście .– To może masz po­ży­czyć… nie masz może tego wa­sze­go… no ta­kie­go, stan­dar­do­we­go pi­sto­le­tu 9 mm? W tej chwi­li nie po­gar­dził­by nawet czar­no­pro­chow­cem. Wiesz jak jest, ka­ra­bi­nek mi prze­padł.

– To je dobrá zbraň, ale mám pro vás PM.

– Oo na­praw­dę? I gdzież owo cudo się znaj­du­je?? – Za­in­te­re­so­wał się żywo Ocet.

– Garáže ne­da­le­ko na západ.

 

Na ho­ry­zon­cie po­ja­wił się błysk de­to­na­cji cze­goś bar­dzo nie­po­ko­ją­ce­go.

– Ostat­ni raz wi­dzia­łem taki na na­gra­niach z ka­ta­stro­fy w Li­ba­nie. – Pod­su­mo­wał widok Ocet pod­świa­do­mie przy­go­to­wu­jąc się już do zrywu. I rze­czy­wi­ście, pio­no­wy kłąb ni­by-tor­na­do­we­go dymu za­czął szyb­ko zmie­niać się w grzyb przy­po­mi­na­ją­cy eks­plo­zję nu­kle­ar­ną. Potem po­ja­wi­ło się w jed­nej linii jesz­cze ko­lej­nych kilka ta­kich sa­mych. Aż w końcu kil­ka­na­ście.

Wy­ry­wa­jąc obo­la­łe ciało ze ska­mie­li­ny wy­czer­pa­nia rzu­cił się do tyłu roz­chla­pu­jąc błoto. Ukrył się przed nie­chyb­ną falą ude­rze­nio­wą za nogą Mecha.

– Mam na­dzie­ję, że to nie nuki tylko mega zrzu­ty hydro – wy­szep­tał Ocet kuląc się z ko­la­na­mi przy­cią­gnię­ty­mi do sie­bie.

– Dro­nie, ko­niec po­pi­sów, oszczę­dza­my ba­te­rie.

Cze­ska ma­szy­na po­słusz­nie zwi­nę­ła się lą­du­jąc na jego dłoni. Ukrył drona za pa­zu­chą.

I wtedy po­czuł ude­rze­nie prze­cho­dzą­cej fali. Kiedy się uspo­ko­iło, to zna­czy kiedy wy­do­był się spod la­wi­ny błota, ru­szył bro­dząc po pas w ba­jo­rze w kie­run­ku do­mnie­ma­ne­go celu. Ła­twiej tak było niż iść po pną­czach ale i tak oka­za­ło się to mo­zol­ne za­ję­cie. Minął wspo­mnia­ne przez drona ga­ra­że i do­tarł do pod­to­pio­nej bazy.

Na ścia­nie bu­dyn­ku ktoś na­kle­ił pla­kat. Ze zwi­sa­ją­cych strzę­pów kon­tu­sza wy­zie­ra­ła twarz ak­to­ra w szy­sza­ku z kol­czu­gą i z wą­si­ska­mi. W tle sie­dem­na­sto­wiecz­na kom­na­ta i druga po­stać w dwor­skich sza­tach ale szcze­gó­łów nie można było roz­po­znać bo pa­pier po­dziu­ra­wił pia­sek i wiatr. Komu przy­szło do głowy to na­kle­ić? Kiedy lu­dzie na Ziemi za­ję­ci byli re­we­la­cja­mi typu aste­ro­ida Ouma­ouma, tędy przy­cho­dzi­ły całe trans­por­ty.

Cie­ka­we kiedy po­wsta­ła ta baza.

Cie­ka­we kiedy po­ja­wi­li się na­praw­dę pierw­si ko­lo­ni­ści.

Cie­ka­we czy do bu­dyn­ku można było do­stać się przez bal­kon, pod któ­rym Mech urzą­dził skła­do­wi­sko złomu. Wspiął się po szcząt­kach wa­ha­dłow­ca i po­tknąw­szy się o wy­sta­ją­cy wiór me­ta­lu wy­lą­do­wał na bal­ko­nie mi­mo­wol­nie wy­ko­nu­jąc skok na ty­gry­ska. Wstał bar­dzo po­wo­li trzy­ma­jąc się ścia­ny. Ból głowy od ude­rze­nia krwi w skro­nie ha­mo­wał jego ruchy. Za­ta­cza­jąc się wszedł do holu po­zba­wio­ne­go pan­cer­nej ża­lu­zji zwi­sa­ją­cej przed wej­ściem i po­dziu­ra­wio­nej od ja­kie­goś wy­bu­chu. Dron uru­cho­mił pod­cze­pio­ny pod su­fi­tem mo­ni­to­ring.

Ry­chło w czas bo ka­me­ry na­mie­rzy­ły pod­pły­wa­ją­cą do ga­ra­ży łódź pon­to­no­wą ze zgar­bio­ny­mi syl­wet­ka­mi. Jedna z nich prze­chy­li­ła się do tyłu i za­nur­ko­wa­ła zni­ka­jąc pod wodą. Po­zo­sta­łe prze­cze­sy­wa­ły teren z wy­ce­lo­wa­nej broni. Miał cie­ka­we to­wa­rzy­stwo i nie li­czył na to, że była to ekipa ra­tun­ko­wa. Zmu­sił or­ga­nizm do no­we­go wy­sił­ku, pró­bu­jąc prze­miesz­czać się pod­bie­ga­niem a wła­ści­wie tylko drep­ta­niem w głąb ko­ry­ta­rza. Nie było łatwo ru­szyć za­sty­głe ścię­gna i ze­sztyw­nia­łe kost­ki. Serce pro­te­sto­wa­ło bijąc cięż­ko, nie­rów­no; płuca pra­co­wa­ły ni­czym mie­chy po­że­ra­jąc wiel­kie por­cje po­wie­trza. Bo­la­ły go bio­dra od na­pie­ra­nia na wodę pod­czas po­ko­ny­wa­nia ob­sza­ru ba­jo­ra.

Kiedy minął szare, bla­sza­ne drzwicz­ki na­ścien­ne i ja­kieś po­miesz­cze­nie, do­tarł do końca ko­ry­ta­rza gdzie znaj­do­wał się nie­wiel­ki hol a za nim ko­lej­ny ko­ry­tarz. Jed­nak nie zdo­łał spraw­dzić co jest dalej. Gdy wszedł do holu z su­fi­tu wy­padł ka­se­ton. Z otwo­ru, który po­wstał za­czął wy­su­wać się ko­lum­no­wa­ty kształt. Po peł­nym roz­ło­że­niu i wy­su­nię­ciu kabli oka­zał się być wi­szą­cym ter­mi­na­lem.

– Po­win­no paść jesz­cze za­klę­cie „za­pra­sza­my“ – za­mru­czał sam do sie­bie Ocet pod­cho­dząc. Za­miast tego sta­now­czy syn­te­za­tor mowy oznaj­mił me­ta­licz­nym, ko­bie­cym kontr­al­tem, że roz­po­czę­ła się pro­ce­du­ra lo­go­wa­nia.

– Kla­wia­tu­ra i ekran ter­mi­na­lu uszko­dzo­ne. Pro­szę podać iden­ty­fi­ka­tor – za­żą­dał głos.

Wy­re­cy­to­wał nu­me­ry z pa­mię­ci ar­ty­ku­łu­jąc wy­raź­nie każde słowo.

– QUEF kod 200248967499

-… sta­tus?

– Kom­po­nent Za­rzą­du Dru­gie­go.

– … po­ziom do­stę­pu?

– Pre­mium.

Roz­legł się trzask brzę­czy­ka za­twier­dze­nia.

– Lo­go­wa­nie do zamka elek­tro­nicz­ne­go w toku. Pro­szę cze­kać…

Zu­peł­nie jak wkła­da­nie ka­se­ty do kie­sze­ni ma­gne­to­fo­nu. – Skon­sta­to­wał Ocet.

– … pro­szę cze­kać.

Do zamka elek­tro­nicz­ne­go? Ja­kie­go zamka??

– Ewa­ku­acja nie jest w tej chwi­li moż­li­wa. Na­pra­wia­nie błędu po­trwa do czwart­ku dwu­na­ste­go. Ko­niec lo­go­wa­nia.

– Sa­kra­aa! – za­klął siar­czy­ście na­śla­du­jąc język przod­ków Cza­ro­dzie­ja.

– Sprawdź­my datę. W ta­kich chwi­lach całe życie po­tra­fi sta­nąć przed ocza­mi. Czas na­glił.

Czas na­glił a jed­no­cze­śnie jakby za­marzł. Za­trzy­mał się. W ułam­ku se­kun­dy w roz­pa­da­ją­cej się mo­za­ice umy­słu zo­ba­czył nagle wszyst­kie wy­da­rze­nia z ostat­nich dwóch dni.

 

Roz­dział 2. Ja­kieś 30 go­dzin wcze­śniej

 

Rejon Ni­zi­ny Rów­ni­ko­wej. Nie­ofi­cjal­na Baza NATO.

Tak­tycz­ne Cen­trum Ope­ra­cyj­ne Sił Szyb­kie­go Re­ago­wa­nia.

 

QRF TCO. E.T.

 

Nie pa­mię­tał dla­cze­go prze­stał cier­pieć ale za­czął ma­rzyć.

Po­czuł wiel­ką ulgę i ła­god­ność.

ŚNIŁ.

Blak­ną­ce li­te­ry…

 

 

My także po­da­wa­li­śmy się za Ob­cych. Do pierw­sze­go razu, kiedy bę­dzie­my mu­sie­li się ujaw­nić.

Blak­ną­ce li­te­ry…

 

 

 

E.T.

 

 

Extra Terrestial – było przykrywką, której używali Amerykanie dla operacji specjalnych jeszcze w latach czterdziestych XX wieku.

Z tą róż­ni­cą, że teraz ko­ali­cjan­ci po­sia­da­li ge­ne­ra­tor fal za­my­ka­ją­cy całą stre­fę E.T. w bańce usta­lo­nej ano­ma­lii gra­wi­ta­cyj­nej. Oczy­wi­ście pol­scy in­ży­nie­ro­wie od­da­li świa­tu ko­lej­ny hi­sto­rycz­ny pa­tent za darmo. Tra­dy­cyj­nie.

Ode­rwał nie­obec­ny wzrok od okien.

Chyba to ekra­nik w obu­do­wie in­dy­wi­du­al­ne­go ko­mu­ni­ka­to­ra pod­świe­tlił na żółto roz­rzu­co­ną na biur­ku do­ku­men­ta­cję me­dycz­ną. Prze­tarł oczy. Kiedy roz­ma­za­ny widok na­brał ostro­ści, od­czy­tał wia­do­mość.

„ S71. Ćwi­cze­nie z Pul­sok­sy­me­trem.”

Dys­kret­ny alarm? Uśmiech­nął się na myśl o tym, że pani major się zmar­twi. Będą pod­sta­wia­ne pół­od­kry­te cię­ża­rów­ki za­miast wy­god­nych au­to­ka­rów dla mło­de­go woj­ska. Pani major Za­wi­stow­ska za bar­dzo się przej­mo­wa­ła.

Naj­ła­twiej bę­dzie przejść obok kuch­ni…

Prze­rzu­cił tylko taśmę ka­ra­bin­ka przez ramię i ru­szył bocz­ny­mi drzwia­mi do śluzy.

Zaraz, zaraz. Coś miał sobie przy­po­mnieć.

Sala wy­kła­do­wa. Tak. Na pierw­szym pla­nie Za­wi­stow­ska sie­dzą­ca z córką. Za nimi Anka. Jej ma­to­wa od zmę­cze­nia twarz i wiecz­nie pod­krą­żo­ne oczy kon­tra­sto­wa­ły z by­strym i prze­ni­kli­wym jak dwa noże spoj­rze­niem, które dzia­ła­ło jak ma­gnes na każ­de­go kto na chwi­lę w nie spoj­rzał. Gęste, krót­kie loki blond wło­sów, tro­chę suche i nie­roz­cze­sa­ne. Pra­co­ho­licz­ka. Wy­po­sa­żo­na w ba­te­rie o dłu­giej ży­wot­no­ści jak to się mówi.

No ale o co jej wtedy mogło cho­dzić? Chyba coś miała do niego jed­nak. Tro­chę był dla niej… za stary ale w sumie to fajna dziew­czy­na. Wi­zu­al­nie oczy­wi­ście. W każ­dym razie nie był za stary na whi­sky. Albo rum z Cza­ro­dzie­jem. Ile to już tej abs­ty­nen­cji… pięć mie­się­cy … i czte­ry dni? Może czte­ry mie­sią­ce i pięć dni?

Spoj­rzał na da­tow­nik ze­gar­ka.

– Ocet, na sto­łów­ce? – zdzi­wił się ktoś. W tle sły­chać było trzesz­czą­ce ko­mu­ni­ka­ty jed­no­stek, po­da­ją­cych swoje po­zy­cje przez radio, w ję­zy­ku an­giel­skim i pol­skim. I po­twier­dze­nia. Jak na razie to nic nad­zwy­czaj­ne­go.

Na ścien­nym te­le­bi­mie Boris Su­da­kow. Dy­sy­dent-mi­liar­der cza­to­wał bez­tro­sko na ekra­nie por­ta­lu z pod­li­zu­ją­cy­mi się jak zwy­kle gra­cza­mi zre­ma­ste­ro­wa­nej, trze­ciej czę­ści ul­tra­szyb­kie­go hack & sla­sha. Jego sa­te­li­ty, firmy „No­ri­lev Art Y”, sku­tecz­nie ni­we­lo­wa­ły w bazie opóź­nie­nia po­łą­czeń te­le­fo­nicz­nych. Przy mi­ni­mal­nej od­le­gło­ści usta­wie­nia pla­net, prak­tycz­nie do zera. Oczy­wi­ście poza pe­ry­he­lium nadal uży­wa­ło się jed­no­stron­nych ko­mu­ni­ka­tów wy­sy­ła­nych trans­mi­sją da­nych.

– Weź sobie obiad, prze­cież to ćwi­cze­nia – za­kpił pol­sko­ję­zycz­ny Ame­ry­ka­nin, cho­wa­jąc uśmiech za bia­łym kub­kiem. Miał na sobie zie­lo­ny kom­bi­ne­zon ope­ra­to­rów drona. Chyba mó­wi­li na niego Skarb­nik czy Srebr­nik. Ponoć pra­co­wał kie­dyś w FBI. Wziął swój ze­staw z ku­becz­kiem czer­wo­ne­go ki­sie­lu i usa­do­wił się z tacą na­prze­ciw­ko.

– Nie bądź pierw­szy i nie bądź ostat­ni – mruk­nął ki­wa­jąc głową Ocet. Fak­tycz­nie nikt się nie spie­szył z tym alar­mem. Zlu­stro­wał wzro­kiem sale. Dużo twa­rzy w róż­nych mun­du­rach. Pra­wie dzie­ci.

W sumie nie ma się co ob­ra­żać na ten pseu­do­nim – hi­sto­ria me­dy­cy­ny i tak dalej.

TCO. E.T.

Po­prze­sta­wiaj li­te­ry i bę­dziesz pan miał O C E. T .T. Spryt­nie to sobie Skarb­nik z kum­pla­mi „w y k o n c y p o w a l i”.

Do sali we­szła ko­lej­na grupa żoł­nie­rzy, wszy­scy pod bro­nią. Po­li­me­ro­we, przej­rzy­ste ma­ga­zyn­ki i nowe mo­de­le pol­skich ka­ra­bi­nów – eks­por­to­wych hitów.

Ktoś zrzu­cił tace z brud­ny­mi na­czy­nia­mi pro­sto na pod­ło­gę. Siła cięż­ko­ści.

– Przy wzor­co­wej 38% to skan­dal – sko­men­to­wał Skarb­nik ledwo tłu­miąc chi­chot.

Wi­no­waj­ca ster­czał cier­pięt­ni­czo cho­ciaż kuch­nia mach­nę­ła na to ręką.

– Sto­pień głu­po­ty two­je­go po­stę­po­wa­nia, jest wprost pro­por­cjo­nal­ny do licz­by przy­glą­da­ją­cych ci się osób – wy­re­cy­to­wał na wy­de­chu Ocet.

– Taa… i co to bę­dzie Panie „ko­mi­sa­rzu” – płyn­nie zmie­nił temat, ro­biąc ry­zy­kow­ną wy­ciecz­kę w stro­nę plo­tek o fe­de­ral­nych.

– Moim skrom­nym zda­niem ?

– No wła­śnie.

– Bigos i pie­ro­gi ru­skie – od­parł Skarb­nik z pełną po­wa­gą. Te­le­bim roz­brzmie­wał przej­mu­ją­cym za­wo­dze­niem mu­ez­zi­na w zwia­stu­nie pro­gra­mu z mi­na­re­tem w tle.

– To jakaś ukry­ta wia­do­mość jest?

– No w każ­dym razie… – Na­brał po­wie­trza w po­licz­ki i wy­pu­ścił – Cięż­ko­straw­na – wy­pa­lił wy­raź­nie za­do­wo­lo­ny z sie­bie coraz bar­dziej trzę­sąc brzu­szy­skiem.

– Wiesz co, „Pan Skarb­nik”? Siedź tu sobie Pan dalej i pij ten swój ki­siel. – Za­pro­po­no­wał Ocet w po­iry­to­wa­niu od­su­wa­jąc krze­sło.

– Nie lubi ki­siel­ku??

– Nawet mnie nie de­ner­wuj.

Tym razem Skarb­nik od­rzu­cił głowę do tyłu i po­zwo­lił sobie na pełen sa­tys­fak­cji do­no­śny re­chot.

Jakby wtó­ru­jąc mu, pod­czas przej­ścia do nada­wa­nia pro­gra­mu sek­cji do­ku­men­tal­nej, gło­śnik te­le­bi­mu za­czął dziw­nie się krztu­sić.

– Zenit… Storm trzy­sta…

Ocet nie słu­chał tego rzę­że­nia. Wy­cho­dził prze­ko­pu­jąc ze zło­ścią odłam­ki por­ce­la­ny. Czer­wo­ny jak burak. Po­dwój­ne gro­dzie za­su­nę­ły się za nim z sy­kiem.

– … za Afgań­czy­ków… – Nie od­pusz­czał te­le­bim.

Wszedł na chod­nik, na który wy­la­no her­ba­tę pły­ną­cą wą­skim, ciem­nym łu­kiem aż do two­rzą­ce­go roz­gwiaz­dę roz­le­wi­ska przy ścia­nie. Mię­dzy ścia­ną i pro­sto­kąt­ny­mi do­ni­ca­mi, z któ­rych wy­ła­zi­ły eks­pe­ry­men­tal­ne ro­sicz­ki, ktoś pie­prz­nął pu­deł­kiem z jo­gur­tem. Pięk­nie.

Na końcu chod­ni­ka trze­ba było przejść mię­dzy bia­ły­mi ka­bu­ra­mi Że­to­nów.

– Na zbió­recz­kę? – za­gad­nął jeden czer­wo­ny be­re­cik, mru­żąc oczy i po­chy­la­jąc się do przo­du. Wła­ści­wie to oba „żół­wie” tań­czy­ły w miej­scu, gi­biąc się i cza­jąc jak fi­gh­te­rzy w walce z cie­niem.

Strze­la­li ocza­mi i tak­so­wa­li go z góry na dół i na skos, także po­czuł się przez chwi­lę jak spo­co­ny za­ma­cho­wiec o bar­dzo chwiej­nej psy­chi­ce co tylko spo­tę­go­wa­ło ich ta­niec.

Ni­czym mina pod­ska­ku­ją­ca, ma­ją­ca zaraz wszyst­ko po­szat­ko­wać, wy­sko­czył przed nimi de­spe­rat z SW.

– Nie chce robić w wię­zien­nic­twie? – wy­pa­lił z wro­dzo­ną sobie ner­wo­wą pręd­ko­ścią Jó­zef­ko Na­ta­niel i po­biegł dalej.

– A z kim mam tam pra­co­wać, z Oskar­kiem?! – Wy­cią­gnął ręce skła­da­jąc dło­nie w mor­der­cze klesz­cze – Ostat­nim razem jak go spo­tka­łem, to go du­si­łem, o tak.

Przy­naj­mniej pró­bo­wa­łem, po­my­ślał Ocet, bo facet ma szyję prze­ro­śnię­tą jak ba­obab opla­ta­ny przez dwa py­to­ny.

-Yh­hy­hyy – wy­du­sił od­da­la­ją­cy się Na­ta­niel i już go nie było.

Ocet prze­szedł na drugi chod­nik i wy­szedł zza rogu han­ga­ru. Po­cze­kał aż minął go prze­jeż­dża­ją­ce am­fi­bie. Wcho­dzi­ły w za­kręt krę­cąc i szar­piąc tyłem jak za­do­wo­lo­ne małe pie­ski mer­da­ją­ce ogon­ka­mi. Mi­mo­wol­nie spoj­rzał czy mają na­kład­ki. Facet u włazu tak groź­nie szar­pał się trzy­ma­jąc za ka­ra­bin sta­cjo­nar­ny, że chyba chciał wybić sobie zęby. Kiedy wje­cha­ły na płytę lot­ni­ska Ocet po­szedł mniej wię­cej w tym kie­run­ku.

Lek­kim truch­tem prze­bie­gło kilku me­dy­ków.

Z ulicz­ki nieco dalej wy­chy­nę­ła pani major z rę­ko­ma za ple­ca­mi a za nią po­wo­lut­ku sunął wier­ny Bewup. Ame­ry­kań­ski. Cze­goś jakby szu­ka­li?

W tej wer­sji wóz dys­po­no­wał ar­ma­tą czoł­go­wą. Wraz z do­dat­ko­wy­mi ekra­na­mi prze­ciw­ku­mu­la­cyj­ny­mi i masą do­dat­ko­wych mo­dy­fi­ka­cji w gór­nej czę­ści nad­wo­zia względ­nie przy­po­mi­nał łazik księ­ży­co­wy.

– A co ty tak cho­dzisz tu sobie po Sier­ra Sie­dem Jeden? Je­steś tu po to żeby wy­po­czy­wać?? – Sta­nę­ła nad nim a wła­ści­wie za­wi­sła bo wy­so­ka była.

– Nie masz co robić ?! – jakby ho­ry­zont po­kry­ły czar­ne chmu­ry kłę­biąc się zło­wro­go go­to­we ci­skać pio­ru­na­mi. Od razu po­czuł się mały, brud­ny i winny.

– Gdzieś tu muszę zna­leźć Chat­kę Cza­ro­dzie­ja. – Po­de­tknął jej pod nos ekran ko­mu­ni­ka­to­ra.– Mia­łem tam zaj­rzeć bo per­so­nel ma ja­kieś dziw­ne od­czy­ty sa­tu­ra­cji.

– Per­so­nel – po­wie­dzia­ła zna­czą­co cho­wa­jąc wargi. Po­dra­pa­ła się kciu­kiem po krę­go­słu­pie w za­że­no­wa­niu.

– No dobra, to szu­kaj synku, szu­kaj.

Uśmiech­nę­ła się cie­pło nie­mal mru­cząc i zmru­ży­ła oczy jakby kła­dła głowę na po­du­si. Ró­żo­wa wróż­ka w kra­inie miodu.

– Jest tu kto zza bu­uugaa?? – za­krzy­cza­ła we­so­ła twa­rzycz­ka okrą­głe­go, za­ro­śnię­te­go byka wy­sta­wio­na z gór­nej śluzy ba­ra­ku. Jego kum­ple stali nie­dba­le na ze­wnątrz ze skrę­ta­mi bez fil­trów. Ko­lek­tyw­nie emi­to­wa­li z nich gazy cie­plar­nia­ne, za­pew­ne dla pod­trzy­ma­nia sztucz­nie wy­two­rzo­nej at­mos­fe­ry.

Ab­so­lut­nie nie­zgod­ny z re­gu­la­mi­nem ho­lo­gram, za­wie­szo­ny nad han­ga­ra­mi, sy­mu­lo­wał re­kon­struk­cję misji za­ło­go­wej z za­mierz­chłej hi­sto­rii ZSRR. Ka­me­ra wi­ro­wa­ła swo­bod­nie na czar­nym tle ry­su­jąc rude kra­wę­dzie siat­ki mo­du­łów sta­cji or­bi­tal­nej.

Prze­je­cha­li z ba­ta­lio­nu re­mon­to­we­go ja­kimś zie­lo­nym struc­lem. Wy­krzy­wio­ne twa­rze, za­zdro­śnie spo­glą­da­ły na dra­pież­ny ka­mu­flaż jego bo­jo­wych spodni.

Czła­pał dalej płytą lot­ni­ska za­sta­na­wia­jąc się czy ten dzień się kie­dyś skoń­czy. Na jed­nej z czar­nych płyt na­ma­lo­wa­ły się w końcu białe, po­dłuż­ne pasy świa­teł.

Uru­cho­mio­na winda eks­klu­zyw­nie wy­su­nę­ła kiosk, który bez­gło­śnie wy­nu­rzał się ni­czym łódź pod­wod­na z ot­chła­ni mrocz­ne­go oce­anu.

– Za­pra­sza­my – wy­rzekł Cza­ro­dziej.

Wszedł do wie­życz­ki.

Pa­ra­pe­ty były pełne po­ma­rań­czo­we­go pyłu. Po­wie­trze też.

– Widzę, że aler­ge­ny pró­bu­ją prze­jąć… – Nor­bert prze­rwał mu ge­stem palca na ustach. Żółta ły­si­na uwy­dat­nia­ła jego po­licz­ko­we zmarszcz­ki i kurze łapki w ką­ci­kach oczu.

Anka roz­ma­wia­ła z kimś przez słu­chaw­kę sta­cjo­nar­ne­go apa­ra­tu.

– Nie wia­do­mo jak… ale… – tłu­ma­czył mu szep­tem Nor­bert – jakiś cwa­niak, zdo­był cudem nasz numer te­le­fo­nu więc uda­je­my biuro WCR.

– Te­le­fon za­ufa­nia, a?

– Nie, Zwią­zek Chiń­skich Pral­ni Ręcz­nych.

Anka ge­stem dała pię­ścią po gło­wie jed­ne­mu i dru­gie­mu wy­ba­łu­sza­jąc strasz­li­wie gały aby po chwi­li stłu­mić ogar­nia­ją­cy ją śmiech.

– Dzię­ku­je­my ślicz­nie Sza­now­ne­mu Pa­nu­uu – koń­czy­ła roz­mo­wę super uprzej­mym, wy­so­kim i przy­mil­nym gło­sem.

– Skan pań­skie­go do­wo­du zo­sta­nie wpro­wa­dzo­ny i zak­tu­ali­zo­wa­ny w na­szej bazie da­nych. – Za­drga­ła spi­ra­la słu­chaw­ki bły­ska­jąc lśnią­cą czer­nią.

– Niiii… maaa… – Nie­śmia­ło pro­ro­ko­wał Ocet gdy odło­ży­ła słu­chaw­kę.

– Nie ma ta­kiej osoby w sys­te­mie. – Po­twier­dził znad ta­ble­tu Nor­bert a zmarszcz­ki uwy­dat­ni­ły mu się w gry­ma­sie, który wy­glą­dał dość kwa­śno. Opóź­nie­nie z Ziemi w obie stro­ny wy­no­si­ło­by około sze­ściu minut, z ten­den­cją ro­sną­cą do czter­dzie­stu czte­rech. Nor­bert wo­dząc wzro­kiem za jego ocza­mi, zda­wał się ana­li­zo­wać jego pro­ce­sy my­ślo­we.

– Ze sta­cji ko­smicz­nej jeden koma trzy se­kun­dy. – Pod­su­mo­wał wy­prze­dza­jąc tok jego ro­zu­mo­wa­nia – n i e o d c z u w a l n e… Je­steś na zsył­ce do Kra­iny Umar­łych. – Wrę­czył mu za­fo­lio­wa­ne­go i za­pie­czę­to­wa­ne­go Aipho­na. Obol dla Cha­ro­na.

– Nie patrz w górę – oznaj­mi­ła Anka uro­czy­ście. Jakby cze­ka­ła na tę kwe­stię wiele lat.

Pió­ro­pu­sze spi­ral­nych wy­bu­chów kłę­bi­ły się but­nie, pia­sko­wo i bru­nat­nie, da­le­ko nad ich gło­wa­mi. Sys­tem Obro­ny na­mie­rzał i nisz­czył nad­la­tu­ją­ce wła­śnie nad bazę po­ci­ski wroga.

– Sakra… – za­klął Nor­bert. Nad po­ci­ska­mi bły­ska­ły i gasły spa­da­ją­ce gwiaz­decz­ki.

To ze­strze­lo­ne łań­cu­chy mini sa­te­li­tów Su­da­ko­wa koń­czy­ły swój żywot.

– Spoko, spoko, damy radę bez pra­so­wa­nia. – Za­pew­nił Nor­bert. Mi­nę­ła chwi­la a on w ma­gicz­ny spo­sób zdo­łał się już wbić w ska­fan­der i ka­mi­zel­kę ba­li­stycz­ną.

Roz­po­czę­ły stu­ko­tać po­dwój­ne lufy AA. Tak gniew­nie tupie nogą tylko cze­skie dział­ko – po­my­ślał sobie po­to­czy­ście Ocet. Za­sta­na­wiał się nawet przez chwi­lę czy nie za­ist­niał­by jako bły­sko­tli­wy lek­tor na tar­gach zbro­je­nio­wych.

Tym­cza­sem jed­nak roz­grza­ne sil­ni­ka­mi, fa­lu­ją­ce po­wie­trze oka­za­ło się skry­wać dry­fu­ją­cą nad lot­ni­skiem flotę in­wa­zyj­ną pod maską nie­wi­dzial­no­ści. Nie­któ­re po­jaz­dy tra­fio­ne ni­we­lu­ją­cy­mi wiąz­ka­mi utra­ci­ły ka­mu­flaż lub też same go wy­łą­cza­ły ko­or­dy­nu­jąc de­sant. Więk­szość ata­ku­ją­cych zie­lo­nych lu­dzi­ków zjeż­dża­ło na czar­nych li­nach. Spod pod­nie­sio­nych przy­łbic wid­nia­ły sze­ro­kie twa­rze, na­brzmia­łe czer­wie­nią od róż­nic ci­śnie­nia.

– Spec­nazz !!!

Po­tęż­ny, ro­syj­ski dron, wy­glą­da­ją­cy jak po­gru­bio­ny i zgię­ty wpół bom­bo­wiec rodem z mitów o Wun­der­waf­fe, ujaw­nił się tuż nad płytą lot­ni­ska. Wy­pusz­czał z sie­bie wę­dru­ją­ce wiąz­ki an­ty­ma­te­rii rzeź­biąc w pły­cie za­czą­tek okopu. Mo­zol­nie i po­wo­li two­rzył przy­czó­łek dla nad­cią­ga­ją­cej pie­cho­ty. Boots on the gro­und – nic się nie zmie­nia.

Zza han­ga­ru wy­szła pani major Za­wi­stow­ska. Za­grze­cho­ta­ły pro­fi­lo­wa­ne opony BWP wjeż­dża­ją­ce­go na płytę.

– Za­bie­rać mi to ba­dzie­wie stąd ! – wy­krzyk­nę­ła wład­czo wska­zu­jąc na drona.

– Ale to już ! 

Pierw­sze dwa tra­fie­nia wy­ko­na­ne przez dzia­ło wozu bo­jo­we­go wy­da­ły się być bez efek­tu od­bi­ja­jąc się iskra­mi od pan­ce­rza. Dron wy­trą­ca­ny z rów­no­wa­gi wy­rów­ny­wał po­zy­cję i wi­siał dalej sku­pio­ny na po­głę­bia­niu. Przy trze­cim z jego tyl­nej czę­ści buch­nął ogień a potem na­stą­pi­ła eks­plo­zja. Runął dzio­bem do rowu ude­rza­jąc z bły­skiem i hu­kiem.

– Nic tu po tobie. – Po­pchnął go Nor­bert po­twor­nie kasz­ląc kiedy me­ta­licz­ny dym po upad­ku drona za­sło­nił wszyst­ko wdzie­ra­jąc się w gar­dło.

– Rzu­ci­ło cię do pod­zie­mi, patrz w ko­mu­ni­ka­tor – wołał za­kła­da­jąc mu kask i ma­cha­jąc ręką. Nie wi­dział ni­g­dzie Anki. Nie cze­kał. Ru­szył bie­giem do schro­nu a potem osło­nię­tą ko­szem dra­bi­ną w dół.

 

Naj­więk­szy z węży przy­le­zie kiedy nie masz kija?

Wa­go­ny były pra­wie puste. Metro spi­ra­lą pę­dzi­ło w ciem­no­ści po­śród na­ra­sta­ją­cych dźwię­ków bom­bar­do­wa­nia. Za szybą bły­ska­ły mi­ja­ne lamp­ki stem­pli i rusz­to­wań. Mi­nę­li re­kla­mę „Za­ko­chaj się na Mar­sie”.

– Elo, czer­wo­ne krwin­ki… – han­dlarz wy­ma­chi­wał mu przed nosem krysz­tał­ka­mi w to­reb­ce żył­ko­wej.

– I niby, że co to jest.

– To?? – Uśmiech­nął się chy­trze han­dlarz – Mordo, to jest uni­kal­na mie­szan­ka elek­tro­li­tów. Pol­ska znowu jest po­tę­gą! Na skalę świa­to­wą. Ba, g a l a k t y c z n ą, ro­zu­miesz?

– Wiesz co, nawet jak­bym chciał, to mój limit szczę­ścia dawno się wy­czer­pał. Zresz­tą nie je­stem za­in­te­re­so­wa­ny.

– Ro­zu­miem – od­rzekł szcze­rząc się han­dlarz – Nie na­rzu­cam się. A co tam na obiad?

– Zupa do wy­bo­ru, pie­czeń, ziem­nia­ki, su­rów­ka. Do picia her­ba­ta albo ki­siel.

– Ki­siel… ki­siel… Kom­pot to wiem. – Za­sta­na­wiał się han­dlarz – Kom­pot to ofi­cer. – Kiw­nął głową ze znaw­stwem te­ma­tu – Ale ki­siel co zna­czy? Nie znam… tego w ogóle…

– On tak na serio? – ode­zwał się w końcu sie­dzą­cy obok nich pa­sa­żer. Zi­ry­to­wa­ny wstał wzdy­cha­jąc cięż­ko – pójdę le­piej do kibla.

– To szyb­kie metro. Tutaj nie ma to­a­let. – Za­uwa­żył trzeź­wo han­dlarz.

Pa­sa­żer po­wo­lut­ku ob­ra­ca­jąc się przy­brał pod­stęp­ny wyraz twa­rzy na widok, któ­re­go han­dlarz zu­peł­nie zdur­niał.

– No to idę, nie?

 

 

Kiedy wy­sia­da­li, Ocet ru­szył w stro­nę bra­mek SUFO a diler za wiatę, re­du­ko­wać nie­do­bo­ry tem­pe­ra­tu­ry tej zim­nej pla­ne­ty. Z fil­trem.

– Uwa­żaj na niego – wy­mam­ro­tał cicho straż­nik na­chy­la­jąc się kon­fi­den­cjo­nal­nie – to Pręt.

Ocet chciał się od­wza­jem­nić ro­biąc per­skie oko ale osta­tecz­nie się roz­my­ślił. Sam tego nie lubił. Bo w końcu cho­le­ra wie o co komu cho­dzi?

– Cho­dzi o te butle z HFC. I ozon. Zmro­żo­ny i skro­plo­ny do po­sta­ci fio­le­to­wej cie­czy.

– E, co pro­szę? – spy­tał głu­pio kiedy tra­fił do ko­lej­ne­go punk­tu kon­tro­li już na hali.

– A nie, to nie do cie­bie. Do roz­ła­dun­ku mó­wi­łem.

– Aha.

– Tak… Zmie­ni­ły się nam prio­ry­te­ty przez ru­skich. Teraz pod­wie­sza­ją ra­kie­ty na trans­por­cie.

Kon­tro­ler miał na imię Pio­trek. Ponoć stu­dio­wał na trzech kie­run­kach ale Ocet nie bar­dzo sobie mógł przy­po­mnieć co to było. W każ­dym razie bar­dzo in­te­li­gent­ny i kul­tu­ral­ny czło­wiek. Pio­trek od­wró­cił się ner­wo­wo do nie­wy­so­kiej po­sta­ci nad­cią­ga­ją­cej z hali.

– Wtór­nik…– rzu­cił pod nogi przy­bysz mie­rząc go z góry na dół w taki spo­sób, że Ocet po­czuł się nie­swo­jo.

– Po coś tu przy­lazł gno­mie jeden?? – Ob­ru­szył się kul­tu­ral­ny czło­wiek na widok osob­ni­ka w żół­tej ka­mi­zel­ce, który wła­śnie oparł się o jego pul­pit.

– Za­cho­wuj się tak. Tak za­cho­wuj się, wła­śnie po to re­so­cja­li­za­cję koń­czy­łeś. – Wy­ty­kał mu pio­nier na­zwa­ny gno­mem. Do ka­mi­zel­ki od­bla­sko­wej przy­pię­ty miał iden­ty­fi­ka­tor z sym­bo­lem trzech po­ma­rań­czo­wych liter na tle ka­mien­nej wieży. Wieżę opla­tał łań­cuch z kaj­da­na­mi.

– Te na­po­je w kan­ty­nie, to one prze­ter­mi­no­wa­ne są .– Roz­parł się jesz­cze bar­dziej uśmiech­nię­ty pio­nier igno­ru­jąc na­ra­sta­ją­cą pur­pu­rę na twa­rzy Pio­tra.

– I pod ko­niec pa­ra­go­nu mam ja­kieś stor­no.

– Wypad mi stąd! Wy­pie­przaj sam ale już! Czy mam ci pomóc?!!

Pio­nier zre­zy­gno­wa­ny mach­nął z góry obie­ma rę­ka­mi jakby otwie­rał wieko prasy na kar­to­ny i ru­szył tam skąd przy­szedł.

– Co tak ostro? Wszy­scy je­ste­śmy ko­le­ga­mi. -Za­nie­po­ko­ił się in­cy­den­tem Ocet.

– Nie czu­łeś tego smro­du? Nie ?? Pięt­na­ście minut temu wlazł mi w jed­no­kie­run­ko­wą pętli ma­gne­tycz­nej. Jak ja jego mam dość.

Ocet z nie­po­ko­jem wo­dził wzro­kiem po skle­pie­niu. Od­gło­sy walk i bom­bar­do­wa­nia za­czę­ły do­cie­rać nawet tutaj.

– Skąd oni tu się wła­ści­wie biorą? – za­sta­na­wiał się gło­śno. – My to cho­ciaż prze­cho­dzi­my jakąś se­lek­cję.

– „Jakąś”.

Pio­trek ze­złosz­czo­ny uchwy­ciw­szy zę­ba­mi czar­ną za­tycz­kę za­czął coś za­zna­czać na kar­cie mar­ke­rem.

– Pro­gram Jenot. Nie­zy­sza­aeś?

– Już i tu się za­lę­gły?

– Po co cię tu przy­sła­li, nie je­steś po­trzeb­ny na górze?

– Wła­ści­wie to nie ro­zu­miem. Ale może za­py­ta­my o to two­ich sze­fów przy desku.

– Masz na myśli te dwa leje po bom­bie? Te co tam sie­dzą ? Pią­tek był, pią­te­czek.

– Wszak do­pie­ro po­nie­dzia­łek…

– Klin w so­bo­tę.

– A w nie­dzie­lę piwko?

– Do­kład­nie.

– Nie zdzier­żę. Chyba, że za­ło­żę kli­ni­kę uza­leż­nień.

– Pro­gram Jenot dwa ty­sią­ce dzie­więt­na­ście.– Cią­gnął Pio­trek nie re­agu­jąc na ko­men­tarz. – Ak­ty­wa­cja więź­niów. Pio­nie­rzy. Do­kład­nie tajny pro­gram ozna­czo­ny jako: Jed – krop­ka – dwa zero – kre­ska – en, o, te – krop­ka – dzie­więt­na­ście.

– Tak brniesz upar­cie w tego je­no­ta. Jenot i jenot. A może… za­miast tego by tak użyć słowa… J e d n o ś ć ??? Albo dla od­mia­ny Je­dli­na??

– A tyyy… ocet, o c e l o t… Oce­lot le­opar­dus.

Dźwię­ki bom­bar­do­wa­nia na­si­la­ły się.

– Panie Pio­trze pan jest świ­nia.

– Łiiii… Łiiii. Kwi­czę na to.

– Taka co se tam zmy­śla na po­cze­ka­niu.

– Ofi­cjal­nie w za­kła­dach kar­nych, w któ­rych od­by­wa­li wy­ro­ki wię­zie­nia zo­sta­li uzna­ni za zmar­łych.

– A nie­ofi­cjal­nie za je­no­ty…

– Nie­ofi­cjal­nie mówi się, że otrzy­ma­li inne szcze­pion­ki od po­zo­sta­łych. Potem wzię­li udział w pro­gra­mie, w ra­mach któ­re­go tra­fia­ją do nie­ist­nie­ją­cych miejsc jak tutaj.

– I to wszyst­ko zgod­ne z pra­wem mię­dzy­na­ro­do­wym. Ja je­stem pro­sty chło­pak z przed­mie­ścia.

– Słu­chaj… Gdy­bym tylko umiał wy­kła­dać… her­me­neu­ty­kę praw­ni­czą… dam ci łatwy przy­kład na pie­nią­dzach: z planu Mar­shal­la dla Ja­po­nii część przy­tu­li­ła się do CIA, w Pol­sce zaś śmia­no się z lą­do­wa­nia w Klew­kach.

Anka ta­ra­ba­ni­ła się na ko­mu­ni­ka­to­rze. Chcia­ła żeby zna­lazł jakiś od­osob­nio­ny in­ter­kom. Roz­mo­wa tylko w czte­ry oczy.

– Wiesz co… ja już będę jakby le­ciał po­ma­łu. – Że­gnał się z Pio­trem ob­ser­wu­jąc roz­prze­strze­nia­ją­cą się pa­ję­czy­nę pęk­nięć skle­pie­nia.

– Sprawdź te stare karty me­dycz­ne, są po­dej­rza­ne – po­wie­dzia­ła Anka po­ka­zu­jąc wy­druk kiedy cich­cem do­padł in­ter­ko­mu. Po dro­dze mijał od­wró­co­ne­go ple­ca­mi zna­jo­me­go in­for­ma­ty­ka Szy­mo­na. Wlazł mu do opusz­czo­ne­go po­miesz­cze­nia z za­ka­zem wstę­pu, kiedy Szy­mek i resz­ta per­so­ne­lu za­ję­ci byli na hali na­gry­wa­niem po­że­gnań dla ro­dzin.

– Nu­me­ry sko­pio­wa­ne po­wi­nie­neś mieć w swoim ko­mu­ni­ka­to­rze, cho­ciaż coś szwan­ku­je, trud­no się z tobą po­łą­czyć.

– Za­wsze mia­łaś w sobie dużo wi­ta­mi­ny ale coś nad­zwy­czaj rześ­ko wy­glą­dasz. Ad­re­na­li­na? Tobie służy?

– Ra­czej in­fu­zja tle­no­wa.

– Aku­rat. Mia­ła­byś czas na ko­sme­ty­kę.

Spoj­rza­ła nad jego ra­mie­niem jakby doj­rza­ła jakiś ruch i szyb­ko za­koń­czy­ła trans­mi­sję.

– Ocet…– Za­trium­fo­wał opie­ra­ją­cy się w nie­dba­łej pozie o fra­mu­gę drzwi Szy­mon. Spo­zie­rał na niego nad­zwy­czaj po­dejrz­li­wie. Mu­siał tam stać już do­brych parę chwil.

– Tak?

– A ty byłeś kie­dyś praw­dzi­wym ra­tow­ni­kiem? – spy­tał zło­wro­go Szy­mon pa­trząc z ukosa na znak za­ka­zu wstę­pu. W pierw­szym od­ru­chu chciał sta­rym pa­ten­tem za­py­tać Szy­mo­na czy od­ro­bił już lek­cje ale przy­szedł mu do głowy głup­szy po­mysł.

– A je­no­ta wi­dzia­łeś?

– Że co niby wi­dzia­łem??

– Patrz tam po­biegł mię­dzy pa­le­ta­mi! – Po­ka­zał pal­cem wpy­cha­jąc się mię­dzy Szy­mo­na a drzwi.

– Ku­glarz z Cie­bie…

– Kto?

– Daw­niej wę­drow­ny aktor. Do­kład­nie tak. Wę­drow­ny… aktor…

Przed wej­ściem ura­to­wał go pod­po­rucz­nik wy­sła­ny od ka­pi­ta­na.

– O je­steś. Świet­nie. Spra­wa jest. Ka­pi­tan ma tobie coś waż­ne­go do za­ko­mu­ni­ko­wa­nia.

– Zatem nie każmy mu cze­kać.– Ocet ocho­czo ru­szył za pod­po­rucz­ni­kiem.

– Jesz­cze cię dorwę – wy­ce­dził Szy­mon.

Prze­szli do dru­giej hali i zna­leź­li ka­pi­ta­na w gro­nie pod­ofi­ce­rów. Do­wód­ca od razu prze­szedł do rze­czy.

– Ania nie żyje.

Jego czasz­kę za­la­ła chmu­ra zim­ne­go po­pio­łu.

– Roz­ma­wia­łem ze… z nią kilka minut temu. Co się stało ?

– Uto­nię­cie…

– Nieee… byłem z nią wczo­raj na ba­se­nie. Tro­chę się za­chły­snę­ła ale potem wy­szła o wła­snych si­łach.

– To było uto­nię­cie wtór­ne. Wró­ci­ła na noc­leg i się udu­si­ła w trak­cie snu. Obrzęk płuc… chyba nie muszę ci wy­ja­śniać.

– No dobra ale… – Ocet za­czął tłu­ma­czyć jak kro­wie na rowie.– Pro­szę zro­zu­mieć. Ja roz­ma­wia­łem z Anną. Przed chwi­lą… przez in­ter­kom. – Koń­czył pra­wie pła­cząc jakby nikt mu nie wie­rzył.

– Zga­dza się. Ope­ra­cje i śledz­twa Anny były dla nas zbyt ważne aby je prze­ry­wać. Umie­ści­li­śmy za­miast niej Wtór­ni­ka. Pro­to­ty­po­wy an­dro­id do złu­dze­nia przy­po­mi­na­ją­cy ory­gi­nał. Nie wi­dzia­łeś cze­goś ta­kie­go wcze­śniej. To dla nas wszyst­kich nowa i trud­na sy­tu­acja. An­dro­id bę­dzie kon­ty­nu­ował służ­bę i wła­śnie z nim roz­ma­wia­łeś i tu i w wieży. Praw­dzi­wa Anna nie żyje. Po­gódź się z tym.

Ocet miał wra­że­nie jakby pod­ło­ga i ścia­ny na­bra­ły bia­łe­go ko­lo­ru i za­czę­ły się roz­su­wać kiedy spa­dał w dół.

– Nie zo­sta­wiaj samej – za­nu­cił fał­szy­wy głos za jego ple­ca­mi. Do­łą­czy­ły do niego głu­pie śmie­chy. Tego było za wiele. W ta­kiej chwi­li czuł, że jego ręce za­mie­nia­ją się w sta­lo­we me­cha­ni­zmy go­to­we do mordu. Ru­szył pro­sto w stro­nę sie­dzą­ce­go za nim szy­der­cy.

– My life is my rifle – tłu­ma­czył się pio­nier przed nad­cią­ga­ją­cym nie­bez­pie­czeń­stwem.

– Ja tylko… żeby nie zo­sta­wić… – Wił się w uśmie­chu prze­ra­że­nia bo­dząc głową w kie­run­ku opar­cia krze­seł­ka, przez które Ocet prze­wie­sił swoją broń.

– Po­wie­dział­bym, że w pol­skim woj­sku to bar­dziej bę­dzie notes i ołó­wek .– Mru­gnął ocza­mi Ocet gdy się za­sto­po­wał. Pio­nier od­mru­gnął uspo­ko­jo­ny. Gdy Ocet wy­cho­dził z hali wszy­scy od­wra­ca­li wzrok.

 

 

 

Nowa Wia­do­mość: „Po­wrót na S71. Udzie­lić po­mo­cy ran­ne­mu Nor­ber­to­wi. Przy­zna­no wspar­cie UAV, które po­mo­że wy­zna­czyć punkt ewa­ku­acji. Ozna­czyć flarą. Pod­cze­pić ran­ne­go ka­ra­biń­czy­kiem do opo­rzą­dze­nia i za­cią­gnąć do punk­tu.”

Wy­jeż­dża windą w innym miej­scu niż po­przed­nio. Przed nim płoną reszt­ki au­to­ka­rów Pani Major. Po­nie­waż czuj­ni­ki wska­zy­wa­ły at­mos­fe­rę w nor­mie to po­zwo­lił sobie na zdję­cie kasku. Wzrok nie po­zwa­lał mu roz­po­znać mun­du­rów żoł­nie­rzy, któ­rzy stali obok niego. Jacyś byli dziw­ni. Zdez­o­rien­to­wa­ny za­mru­gał ocza­mi.

– Co tu się wy­da­rzy­ło?

– Znisz­cze­nie stre­fy ob­ser­wa­cji.

Chciał się ob­ró­cić do głosu, który to po­wie­dział ale po­czuł stal noża na gar­dle.

Nie zdą­żył pod­jąć de­cy­zji czy nie zła­pać ręki z nożem i de­spe­rac­ko pró­bo­wać wy­ko­nać rzutu. Prze­strzeń wy­peł­ni­ły roje ata­ku­ją­cych dro­nów. So­jusz­ni­czych. Ro­sja­nie ucie­ka­li w po­pło­chu wy­rzu­ca­jąc bla­sza­ne kost­ki ema­na­to­rów ma­sko­wa­nia, wiel­ko­ścią przy­po­mi­na­ją­cych pej­dże­ry. Dla ukry­cia się przed pie­cho­tą były sku­tecz­ne ale po zha­ko­wa­niu sys­te­mu drony trak­to­wa­ły je jak na­daj­nik wy­zna­cza­ją­cy po­zy­cję. Wokół niego zro­bi­ło się pusto. Znik­nę­ła ręka z nożem. Po­zo­sta­ły roz­rzu­co­ne na pły­cie ciała.

Cicho pod­pły­nął po­dusz­ko­wiec-am­bu­lans.

– O wilku mowa ! – za­wo­łał ener­gicz­ny ra­tow­nik Ma­ciek roz­su­wa­jąc lewe drzwicz­ki ka­bi­ny.

– Nie uwie­rzysz. – Za­czął cicho Ocet.

– Uwie­rzy, uwie­rzy. – Prze­rwa­ła mu druga osoba w po­śpie­chu wy­sia­da­ją­ca z pra­wej stro­ny. – Le­piej za ro­bo­tę się bierz. – Pulch­na ra­tow­nicz­ka miała iden­ty­fi­ka­tor z imie­niem Oksa­na. Mó­wi­ła płyn­nie bez ak­cen­tu.

– Mo­żesz po­dzię­ko­wać Skarb­ni­ko­wi i jego ko­le­gom.– Ob­ja­śniał Ma­ciek – Jest tu gdzieś na pły­cie w kasku i ska­fan­drze.

Szu­ka­li ran­nych. Prze­cho­dzi­li nad cia­ła­mi o twa­rzach ko­lo­ru kredy.

– Już dzia­łaj. – Ma­ciek wska­zał na po­dziu­ra­wio­ny i lekko dy­mią­cy mun­dur, który się jesz­cze ru­szał. Ocet za­brał opa­tru­nek z in­dy­wi­du­al­ne­go ze­sta­wu le­żą­ce­go i za­czął na­kle­jać na klat­kę pier­sio­wą. Nie było po­pa­rzeń ale bę­dzie mu­siał blo­ko­wać krwa­wie­nia na każ­dej z koń­czyn.

– Uwaga oszczę­dza­my. Jeśli jest moż­li­wość – opa­trun­ki im­pro­wi­zo­wa­ne. Bę­dzie wielu ran­nych.

Ocet pręd­ko zro­bił staze z chu­s­ty i pu­ste­go ma­ga­zyn­ka. Po za­ło­że­niu opi­sał krę­pu­lec datą i go­dzi­ną. Ranny wy­krę­cił szyję w nie­mym bólu. Upior­nie uśmiech­nię­ta twarz miała bia­ło-zie­lo­ny kolor.

Po­ja­wi­li się ko­lej­ni me­dy­cy i wspar­cie roz­kła­da­ją­ce tar­cze ba­li­stycz­ne więc Ma­ciek głów­nie cho­dził i se­gre­go­wał.

– Tam­ten pilny, ten pilny chi­rur­gicz­nie, spodnie prze­ciw­wstrzą­so­we tutaj – mied­ni­ca…

– Gdzie ten Me­de­vac? – Nie­cier­pli­wi­ła się Oksa­na.

– Druga faza się nie od­bę­dzie jak Fran­cu­zi nie ogar­ną tych bu­dyn­ków. -Ma­ciek miał na myśli za­bu­do­wa­nia przy naj­bliż­szych han­ga­rach gdzie schro­ni­li się ucie­ki­nie­rzy przed ro­ja­mi. Coraz czę­ściej wy­strze­li­wa­no stam­tąd po­je­dyn­cze kule stu­ka­ją­ce o am­bu­lans.

Po­szły gra­na­ty dymne. Po co? Elek­tro­ni­ka i tak widzi przez dym.

Po­mię­dzy nimi po­ja­wi­li się żoł­nie­rze mó­wią­cy do sie­bie po fran­cu­sku i do­dat­ko­wo klną­cy w róż­nych eg­zo­tycz­nych ję­zy­kach. Głu­po­ta to czy non­sza­lan­cja – nie­któ­rzy nie po­sia­da­li próż­nio­wych ska­fan­drów i przy­łbic. Obcy żoł­nierz obok niego miał pod­cią­gnię­ty rękaw mun­du­ru. Zza kolby ga­zo­we­go, bez­łu­sko­we­go ka­ra­bi­nu wy­sta­wa­ły wy­ży­ło­wa­ne ścię­gna chu­dej ręki. Pod tar­czą z nu­me­rem od­dzia­łu blada skóra no­si­ła nie­bie­ski ta­tu­aż przed­sta­wia­ją­cy Be­stię z Gévau­dan. Jed­nost­ka Legii Cu­dzo­ziem­skiej. Skądś już znał tę gębę.

– Pol­ska mafia ? – za­gad­nął Ocet.

– Mia­łeś obite żebra na tre­nin­gu – od­po­wie­dział le­gio­ni­sta po pol­sku bły­ska­jąc zę­ba­mi w szcze­rym uśmie­chu.

– Ach, pa­mię­tam. Krav Maga…

– Miło, ale mu­si­my ata­ko­wać. Wkra­cza­my – za­ko­mu­ni­ko­wał przy­bysz przez radio zni­ka­jąc w dymie.

Śmi­gło-od­rzu­to­wiec nie cze­ka­jąc już dłu­żej za­wisł nad nimi nie ry­zy­ku­jąc jed­nak lą­do­wa­nia. Po­szła wy­cią­gar­ka.

– Ocet .– Ma­ciek dźwi­gał z me­dy­kiem ran­ne­go na no­szach – Ty weź nie za­ga­duj tylko do pod­zie­mi. Lu­dzie pod gru­za­mi.

– Ale po­przed­ni roz­kaz mam na S.71.

– To leć szyb­ko i potem pod­zie­mia.

Za­czął biec kiedy nad jego głową prze­szły po­ci­ski smu­go­we. Chciał pu­ścić serię w han­ga­ry ale tra­fił­by fran­cu­zów.

Ciało Cza­ro­dzie­ja było nie do roz­po­zna­nia. Z bez­gło­we­go tu­ło­wia wy­sta­wa­ły nad­pa­lo­ne ki­ku­ty koń­czyn. Na ka­mi­zel­ce za­cho­wał się osma­lo­ny imien­nik : NOR­BERT SVO­BO­DA.

Wieża Cza­ro­dzie­ja wy­rwa­na wy­bu­chem i prze­wró­co­na stra­szy­ła wy­sta­ją­cy­mi od spodu wy­gię­ty­mi prę­ta­mi kon­struk­cji.

Przy­glą­da­ją­cy mu się kilka me­trów dalej an­dro­id Anka ob­ró­cił się gwał­tow­nym skrę­tem pro­stu­jąc się na bacz­ność w kie­run­ku linii fron­tu. Coś za rześ­ko wy­glą­dasz Wtór­nia­ku;

Aniu.

An­dro­idzie.

Z od­da­li ni­czym duch uno­szą­cy się metr nad po­wierzch­nią pę­dził na nich ro­syj­ski ko­man­dos. Za­wie­szo­ny w po­wie­trzu na ple­ca­ku od­rzu­to­wym mie­rzył w ich stro­nę z LKM. Ale nie strze­lał jesz­cze. Cze­kał na skró­ce­nie do sku­tecz­ne­go dy­stan­su. Efek­tow­ne sko­sze­nie serią z bli­ska. E l e g a n c k o.

– Ten numer, przej­dzie tylko raz – stwier­dził an­dro­id po czym zdjął z szyi swoją ślicz­ną głowę z blond lo­ka­mi. Ocet od­wró­cił się lek­ce­wa­żą­co. Wie­dział, że ko­man­dos bę­dzie ucie­kał aż się kurzy. Waż­niej­sza była wia­do­mość, którą wy­świe­tlał ko­mu­ni­ka­tor. Od Skarb­ni­ka.

„W stre­fie bę­dziesz na­ra­żo­ny na dzia­ła­nia nie­re­gu­lar­ne.

Ta­bli­ca z Sym­bo­lem :Trój­kąt Pen­ro­se'a – ozna­cza wej­ście do szybu przy si­lo­sach, tam­tę­dy pio­no­wo w górę i do­trzesz na Qand.

Pre­zent Cza­ro­dzie­ja – kon­te­ne­ry.

 

ps. To jest pro­gram ewa­ku­acji, który zo­sta­nie wy­sła­ny po mojej śmier­ci. Po od­czy­ta­niu wia­do­mość wy­ka­su­je się.”

Dla osło­ny wy­co­fu­ją­cych się ( przy­naj­mniej chwi­lo­wo) wła­snych od­dzia­łów pie­cho­ty Ro­sja­nie ude­rzy­li bombą gra­wi­ta­cyj­ną. Ocet i wszy­scy, któ­rzy znaj­do­wa­li się w po­bli­żu po­fru­nę­li na kil­ka­dzie­siąt me­trów w górę. Ska­fan­dry za­dzia­ła­ły jak po­dusz­ki w sa­mo­cho­dach, bły­ska­wicz­nie od­pa­la­jąc umiesz­czo­ne na no­gaw­kach i rę­ka­wach mini dysze sta­bi­li­zu­ją­ce. Co zła­go­dzi­ło opa­da­nie fru­wa­ją­cych w po­wie­trzu ciał. Bomba zni­we­lo­wa­ła sztucz­ną gra­wi­ta­cję, która ni­we­lo­wa­ła mar­sjań­ską. Można zwa­rio­wać. Wraz z żoł­nie­rza­mi opa­da­ły na płytę lot­ni­ska łuski ka­ra­bi­no­we, pla­sti­ko­we za­pin­ki, opa­trun­ki, ele­men­ty mun­du­rów, cy­lin­dro­wa­te gra­na­ty z za­wlecz­ka­mi, stazy i zu­ży­te apli­ka­to­ry.

I wtedy zdał sobie spra­wę, że nie za­ło­żył kasku. Kiedy wszy­scy ze­sko­czy­li mięk­ko na nogi Ocet mu­siał rąb­nąć twa­rzą tak żeby roz­bić sobie nos. W gło­wie opium z ty­sią­ca gwiazd. Miał dość.

Kon­te­ne­ry ozna­cza­ły moduł gdzie znaj­do­wa­ły się szaf­ki oso­bi­ste.

Qand? Skarb­ni­ko­wi mu­sia­ło cho­dzić o Qan­da­har – stre­fę prac ko­lo­ni­stów. Je­dy­ne czego można było się tam spo­dzie­wać to pu­sty­ni i śmier­cio­no­śne­go zimna mar­sjań­skich tem­pe­ra­tur.

 

Roz­dział.3 Ewa­ku­acja

 

To­ro­wi­sko metra po bom­bar­do­wa­niu przy­po­mi­na­ło plac bu­do­wy więc do mo­du­łu z szat­nia­mi do­tarł mar­szo­bie­giem. O jego szaf­kę ktoś oparł skó­rza­ny za­sob­nik w kształ­cie torby ma­ry­nar­skiej. Za­rzu­cił go na plecy. Teraz do si­lo­sów.

Za­dźwię­cza­ły bla­chy an­tra­cy­to­wych stop­nic kiedy wbie­gał na pod­wie­sza­ne plat­for­my. Kom­pu­ter od­pa­lał sil­ni­ki ra­kiet przy­go­to­wu­jąc je do star­tu. Me­ga­fon ko­mu­ni­ko­wał ko­lej­ne or­bi­tal­ne de­sty­na­cje na­mie­rzo­nych celów.

Zdi­sla­va…

 

Bo­ra-Bo­ra…

 

No dobra, kon­cen­tra­cja , kon­cen­tra­cja i nie roz­pra­szać się. Biegł dalej mi­ja­jąc ko­lej­ne si­lo­sy wpom­po­wu­ją­ce au­to­ma­tycz­nie pa­li­wo przed star­tem. Do­trzeć od punk­tu A do punk­tu B i nie my­śleć o ni­czym innym. Zo­rien­to­wać się tylko na cel.

Shen­zhou…

 

Kiang­su…

 

Atlan­tis …

 

Trze­ba szyb­ko się za­bie­rać bo po ataku ra­kie­to­wym przyj­dzie tu po­tęż­ne kontr­ude­rze­nie Ro­sjan.

Ba­gh­dad…

 

Erb…

 

Litva…

 

Do­tarł do ta­bli­cy z trój­ką­tem. Kiedy ją usu­nął uka­za­ły się za nią wrota przy­po­mi­na­ją­ce wej­ście do ban­ko­we­go skarb­ca. Trze­ba było do­brze krę­cić me­cha­nicz­ny­mi kie­row­ni­ca­mi i to w kilku miej­scach żeby je otwo­rzyć.

 

Ke­pler…

 

Bal­ti­mo­re…

 

Dvořák…

 

 

We­wnątrz uka­zał się po­zio­my, okrą­gły, me­ta­lo­wy tunel, taki wąski silos. Po­szcze­gól­ne jego ko­mo­ry prze­dzie­la­ne były gro­dzia­mi. Żeby je ko­lej­no otwie­rać mu­siał naj­pierw za­mknąć pierw­szą bramę. Gdy to uczy­nił za­trza­snę­ła się uru­cha­mia­jąc au­to­ma­tycz­nie blo­ka­dy, któ­rych nie można było cof­nąć. Brak od­wro­tu. To samo po­wta­rza­ło się z na­stęp­ny­mi. Więc od teraz mógł tylko po­dą­żać przed sie­bie.

Wylot si­lo­su pro­wa­dził do miej­sca gdzie zna­lazł się w szer­szym, pio­no­wym tu­ne­lu wy­ku­tym w ska­łach. Była tu in­sta­la­cja ko­szo­wej dra­bi­ny z so­lid­ny­mi stop­nia­mi, którą po­prze­dzie­la­no plat­for­ma­mi co dwa pię­tra gdzie zmie­nia­ła usta­wie­nie boku o sto osiem­dzie­siąt stop­ni. In­sta­la­cja na oko pięła się ja­kieś dwie­ście me­trów w górę. Na jej szczy­cie było widać coś co przy­po­mi­na­ło nie­wiel­ki po­ste­ru­nek.

Gdy tam do­tarł za­stał kilka pra­wie po­zba­wio­nych wy­po­sa­że­nia ma­łych po­miesz­czeń. Ze­wnętrz­na dy­żur­ka o pu­stych otwo­rach okien­nych i bla­tach bez urzą­dzeń.

Nie było żad­ne­go za­si­la­nia ani do­pły­wu po­wie­trza. Mógł li­czyć tylko na tlen i ogrze­wa­nie ze ska­fan­dra. Już na dole usta­wił daw­ko­wa­nie po­wie­trza na tryb oszczęd­ny tak żeby mu star­czy­ło na drogę, w któ­rej był ska­za­ny tylko na to co miał na sobie. Tem­pe­ra­tu­ra oto­cze­nia szyb­ko spa­da­ła w kie­run­ku minus dzie­się­ciu stop­ni Cel­cju­sza. Miał świa­do­mość, że z cza­sem bę­dzie tylko go­rzej.

Wokół niego skały i nad nim tylko skały. Mu­siał wspi­nać się po nich bo po­wy­żej po­ste­run­ku nie było już żad­nych śla­dów cy­wi­li­za­cji.

Skie­ro­wał lufę broni ku szczy­to­wi tu­ne­lu son­du­jąc jego struk­tu­rę. De­tek­tor pod­cze­pio­ny pod ka­ra­bin­kiem ostrze­gał, że w górze znaj­du­ją się wą­skie szcze­li­ny. Nie­do­brze. Może być cięż­ko przejść. Naj­le­piej by­ło­by oczy­ścić cały pion wy­bu­chem.

Szyb­ka de­cy­zja. Po­wi­nien znać spo­sób na stwo­rze­nie im­pro­wi­zo­wa­nej mie­sza­ni­ny dwu­skład­ni­ko­wej. Z tego co jest pod ręką jak go uczy­li na szko­le­niu. Choć­by z co­dzien­nych przed­mio­tów jakie mu­sia­ły prze­cież znaj­do­wać się na po­ste­run­ku.

I tu był pies po­grze­ba­ny. Nic nie pa­mię­tał. Szko­le­nie od­by­ło się przed wy­kła­dem. Potem nic nie pa­mię­tał. Dla­cze­go?

Sala wy­kła­do­wa – za bar­dzo sku­piał uwagę na hu­mo­rach Anki. Córka wy­stra­szo­nej Pani Major, ta mała dziew­czyn­ka, dziec­ko – to ona. Do­słow­nie ska­no­wa­ła wzro­kiem całą salę z ta­jem­ni­czym uśmie­chem. Jakby miała nad wszyst­ki­mi kon­tro­lę. Jakby to nie matka ją przy­pro­wa­dzi­ła tylko ona matkę. Co to było – szu­ka­ły no­we­go ta­tu­sia?

A jed­nak to był ten mo­ment. Po wyj­ściu z sali wy­kła­do­wej nie pa­mię­tał pro­stych szcze­gó­łów szko­le­nia. Naj­waż­niej­szych de­ta­li. I to trwa­ło do dzi­siaj.

Ka­ra­bi­nek za­kli­no­wał się mię­dzy skał­ka­mi. Pod­cią­gnął się na nim i użył jako stop­nia. Pró­bo­wał go potem wy­szarp­nąć. Po­mi­mo, że za­ha­czył o broń jedną z sze­lek za­sob­ni­ka to za­kli­no­wa­ła się na dobre. Sa­piąc, wy­gię­ty w nie­na­tu­ral­nej pozie, prze­pchnął za­sob­nik dalej. Zaraz pękną mu plecy.

Nie­przy­tom­nie zer­kał na ko­mu­ni­ka­tor szu­ka­jąc ja­kie­goś roz­wią­za­nia. Z nie­do­tle­nie­nia mózgu wy­ko­ny­wał bez­sen­sow­ne ruchy. Nie wie­dział dla­cze­go się­gnął po aj­fo­na. Ści­skał go żeby nie wy­padł gdy za­cznie tra­cić przy­tom­ność. Ude­rzał o coś głową.

– Za­brać ze wzglę­dów tak­tycz­nych, stan E . – Oce­nił sam sie­bie po czym ze­mdlał.

A kiedy w końcu umarł – po­czuł ulgę.

Umarł i prze­stał cier­pieć.

Za­czął ma­rzyć.

Po­czuł wiel­ką ulgę z utra­ty ciała i ła­god­ność po­zba­wie­nia toż­sa­mo­ści.

ŚNIŁ.

Śniły mu się…

Śniły…

…po­śród kło­sów i traw…

Pro­mie­ni słoń­ca…

..ścia­ny lot­ni­czej in­fra­struk­tu­ry ukła­da­ły się w ty­ta­nicz­ne scho­dy z prze­cię­cia­mi jak skła­da­ne równo kloc­ki.

Nu­me­ry so­wiec­kich schro­no­han­ga­rów.

Po­rzu­co­ne lot­ni­ska.

Apo­ka­lip­tycz­ne wizje ma­sze­ru­ją­cych przez po­li­go­no­we okopy mas woj­ska w ćwi­cze­niach typu „Śnie­żok”.

De­kon­ta­mi­na­cja.

Usu­wa­nie min przez sa­pe­rów.

Dzika ro­ślin­ność.

Kolce rdze­wie­ją­ce­go drutu.

Za­gu­bio­ne sarny. Po­śród nich on nie­zau­wa­że­nie za­kra­dał się omi­ja­jąc za­ka­zy wstę­pu, szla­ban i an­te­nę budki z do­zor­cą w weł­nia­nym gol­fie. Pe­ne­tro­wał ob­szar.

Zruj­no­wa­ny bun­kier, gdzie czuć było wciąż wszech­obec­ne opary smaru i wapna…

Dźwięk dzwon­ka przed drzwia­mi do miesz­ka­nia?

Czas na­glił.

Wnę­trze bazy wy­da­wa­ło się coraz ciem­niej­sze.

Było za cicho.

To wszyst­ko tylko ma­ja­cze­nia a on znaj­do­wał się wciąż w opusz­czo­nej bazie we­wnątrz holu z uszko­dzo­nym ter­mi­na­lem.

Otrzą­snął się z resz­tek po­mie­sza­nych snów i wspo­mnień. Spoj­rzał na ze­ga­rek.

Po­ry­so­wa­na tar­cza wska­zy­wa­ła wto­rek. Cze­ski dron z ho­len­der­ski­mi pro­ce­so­ra­mi zdą­żył się się już cał­kiem roz­ła­do­wać. Ko­mu­ni­ka­tor szlag tra­fił.

Ru­szył z po­wro­tem do ko­ry­ta­rza gdzie jak pa­mię­tał mijał wcze­śniej bla­sza­ne drzwicz­ki na­ścien­ne. Wy­peł­za­jąc z resz­tek po­szar­pa­ne­go ska­fan­dra ze­rwał plom­bę i roz­su­nął drzwicz­ki. Za brud­nym szkłem widać było po­sta­wio­ną pio­no­wo złotą broń na sta­ty­wie.

Na­brał kilka hau­stów po­wie­trza i sta­nął na sze­ro­kość bar­ków. Po­cząt­ko­wo ugi­na­jąc się lekko w ko­la­nach w razie gdyby za­krę­ci­ło się w gło­wie. I żeby przez cięż­kie jak ołów nogi nie stra­cić rów­no­wa­gi. Kop­nię­ciem bocz­nym wybił szybę.

Wy­cią­gnął z wnę­trza eg­zem­plarz nie­po­ko­ją­co sta­rej broni. Był to tra­dy­cyj­ny cze­ski pi­sto­let ma­szy­no­wy. Z uchwy­tem pa­mię­ta­ją­cym czasy Ukła­du War­szaw­skie­go. Au­to­mat z drew­nia­ną rącz­ką, który nie po­sia­dał nu­me­rów fa­brycz­nych.

– Cie­ka­we – sko­men­to­wał to Ocet. – Jesz­cze cie­kaw­sze jest… tooo… że pra­wie cały… złoty! Każde dziec­ko wie, że… pi­sto­le­ty ma­szy­no­we n i e s ą z ł o t e ! Ka­ra­bi­ny też nie!!! Na ogół… są… me­ta­licz­ne… albo czar­ne… albo… nie­waż­ne. Takim szmel­cem mam się obro­nić? Amu­ni­cją pi­sto­le­to­wą?? Nie można było umie­ścić zło­te­go ka­ra­bi­nu?

Za sta­ty­wem były ko­lej­ne drzwicz­ki. Szo­ru­jąc po odłam­kach uwie­sił się wnęki się­ga­jąc do środ­ka. Nie było tak źle… Zna­lazł tam zapas amu­ni­cji o zwięk­szo­nej prze­bi­jal­no­ści i coś co wy­glą­da­ło jak długi tłu­mik. Znaj­do­wał się tam nawet do­pa­so­wa­ny in­te­li­gent­ny ce­low­nik do zwal­cza­nia dro­nów prze­ciw­ni­ka a sama broń miała szyny do za­mon­to­wa­nia do­dat­ków.

Czas na­glił. Kiedy się zsu­wał na me­ta­lo­wo– tre­po­wą pod­ło­gę po­sy­pa­ły się odłam­ki szkła. Część miału wbiła mu się nad łok­cia­mi i czuł tam teraz pa­skud­ne swę­dze­nie.

Mo­ni­to­ring po­ka­zy­wał czar­ne syl­wet­ki zbli­ża­ją­ce się już do wej­ścia. Ro­zej­rzał się wokół. Na­prze­ciw­ko ga­blo­ty znaj­do­wa­ło się puste, za­ciem­nio­ne wej­ście do nie­wiel­kie­go po­miesz­cze­nia. Cicho skrył się tam i przy­kląkł na jed­nym ko­la­nie.

Spo­koj­nie przy­krę­cił tłu­mik.

Ocze­ki­wał.

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

Witaj. :)

 

Nade wszystko witam i gratuluję pierwszej publikacji. :)

W Dziale „Publicystyka” znajdziesz bardzo pomocne „Poradniki”, w tym m.in. – dla Nowicjuszy oraz – jak poprawnie zapisywać dialogi. Z tego, co widzę, Ty masz dialogi napisane niewłaściwie, ale spojrzyj do tamtego poradnika, wszystko wtedy powinno być zrozumiałe. :) Każdy z nas ćwiczy w swoich testach ten zapis, bo nie jest on łatwy. :)

Ważnym jest również, aby unikać powtórzeń, np. tutaj je widzę:

„Na dziedzińcu, pomiędzy dwoma warstwowymi płytami granitu i wysoką trawą, znajduje się spokojny, odbijający staw wodny. Bezpośrednio naprzeciwko znajduje się centralny element „Kryptos”, kawałek skamieniałego drewna podtrzymujący miedziany ekran w kształcie litery S otaczający bulgoczący staw wodny. „

Dodatkowo w pierwszym zdaniu jest błąd gramatyczny (dwoma), a w drugim źle zakończony cudzysłów.

 

Czasami brak spacji między zdaniami, np.:

Wspiął się po szczątkach wahadłowca i potknąwszy się o wystający wiór metalu wylądował na balkonie mimowolnie wykonując skok na tygryska.Wstał bardzo powoli trzymając się ściany.

 

W wielu złożonych zdaniach unikasz całkowicie przecinków.

W tekście warto dzielić większe partie na mniejsze akapity.

 

W niektórych zdaniach zgrzyta styl, np.:

Extra Terrestial – było przykrywką jaką używali Amerykanie dla operacji specjalnych jeszcze w latach czterdziestych XX wieku.

 

„Tobie”, „Cię” piszemy w dialogach małymi literami.

 

Błędnie masz zapisane wielokropki i te też trzeba poprawić w całym tekście.

 

Pomysł na fantastykę jest ciekawy, stworzony świat ma interesujące cechy, choć fabuła zdaje się nieco urwana, ale może to celowe. :)

Najważniejsze, to teraz zająć się stroną językową, aby opowiadanie stało się bardziej czytelne.

Pozdrawiam serdecznie, powodzenia. :)

Pecunia non olet

Zanim wpadnę przeczytać, dwie sprawy:

pierwsza – tu jest klub dyskusyjny, jesteśmy sobie równi i sobie nie panujemy wink

druga – przy tytule nie powinno być kropki.

Zbiór poradników znajduje się tu: https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842842

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Dziękuję za szybką reakcję Bruce :). 

Biorę ( ponoszę ) całkowitą odpowiedzialność za wszystkie błędy od rozdziału pierwszego do samego końca natomiast przed pierwszym rozdziałem pozwoliłem sobie na użycie cytatu “ Na dziedzińcu….’’, którego autorem nie jestem więc odium niech spadnie na tego kto napisał.

Rzeczywiście , przecinki i akapity to dla mnie czarna magia i często nie wiem gdzie ich użyć.

Po wklejeniu tekstu strona NF złośliwie usunęła połowę moich wcięć , całe kolumny tych wcięć. 

Dialogi – bardzo proszę o więcej szczegółowych i bezlitosnych komentarzy ponieważ myślałem ,że chociaż ten temat mam ogarnięty.

 

Pozdrawiam Tarnina, stopniowo będę starał się poprawiać chociaż podstawowe błędy, na które wskazała Bruce ( spacja między zdaniami itd. ).

Tytuł poprawiony :)

W niektórych zdaniach zgrzyta styl, np.:

Extra Terrestial – było przykrywką jaką używali Amerykanie dla operacji specjalnych jeszcze w latach czterdziestych XX wieku.

Bruce – nie bardzo rozumiem ten zgrzyt , doprecyzuj proszę.

 

Bruce napisała: Pomysł na fantastykę jest ciekawy, stworzony świat ma interesujące cechy, choć fabuła zdaje się nieco urwana, ale może to celowe. :)

Celowe czy nie limit to 50 tys. znaków więc w pewnym momencie musiałem skracać i rezygnować z dodatkowych wątków . Muszę się wiele nauczyć . Dlatego bardzo cenię sobie komentarze na stronie i chociaż przeglądałem opowiadania tu zamieszczane to najwięcej korzystam z komentarzy właśnie.

Bruce, artykuł o rzeźbie “Kryptos” poprawiony :)

W oryginale było : 

In the courtyard, a calm, reflective pool of water lies between two layered slabs of granite and tall grasses. Directly across from this is the centerpiece of "Kryptos," a piece of petrified wood supporting an S-shaped copper screen surrounding a bubbling pool of water.

 

Może wstawię tam słowo “akwen”?

Jeszcze jeden drobiazg – nie pisz posta pod postem. Kiedy najedziesz na tę belkę koło nicku, zobaczysz linki:

 

Kliknij “edytuj” i dopisz, co chcesz dopisać.

 

ETA: o, na przykład:

 

In the courtyard, a calm, reflective pool of water lies between two layered slabs of granite and tall grasses. Directly across from this is the centerpiece of "Kryptos," a piece of petrified wood supporting an S-shaped copper screen surrounding a bubbling pool of water.

Ja bym to przełożyła tak (idiomatycznie, nie słowo po słowie):

 

Na dziedzińcu, w otoczeniu wysokiej trawy, znajduje się obrzeżone dwiema płytami z granitu lustro spokojnego stawu. Naprzeciwko niego stoi główna część "Kryptosu", kawałek skamieniałego drewna podtrzymujący miedziany parawan wokół źródełka.

 

Ale spojrzałam w Internet i wygląda to tak:

http://www.voynich.net/Kryptos/

 

Czyli nie do końca zgadza się z opisem.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Szanowny Autorze, przecinki i dialogi to dla większości z nas także czarna magia, ale mozolnie wszyscy ćwiczymy ich zapis. :) 

Nie ma co brać żadnej “odpowiedzialności za wszystkie błędy”, nie myli się tylko ten, kto nic nie robi, wszyscy się tu mylimy i pracujemy nad stroną językową swoich opowiadań; na spokojnie poprawiaj sobie całość, bo to rola oraz zadanie każdego autora. :) 

Co do dialogów, spojrzyj na podany przez Tarninę poradnik, a jeśli coś będzie niejasnego, pytaj tu lub w HP. :)

Pozdrawiam serdecznie, powodzenia. :)

Pecunia non olet

Przeczytałem – i nie wiem, co o tym opowiadaniu myśleć. Może gdy / jeśli przeczytam po raz drugi…

Pozdrawiam

Dziękuję AdamKB za szczery komentarz :)

Ja jeśli raz przeczytam i nie wiem co myśleć to znaczy, że szóstki bym nie dał hahaha.

Czekam na wszystkie komentarze.

AdamKB , odpisałem tak bo może nie warto tracić czasu – z drugiej jednak strony użyłem w opowiadaniu elementu retrospekcji, pomieszałem wątki. Więc żeby je połączyć może faktycznie przeczytanie poraz drugi to jest ta właściwa liczba – z perspektywy czytelnika.Pozdrawiam:)

Czekam na wszystkie komentarze.

Login1, na razie na spokojnie popoprawiaj sobie całość, bo widzę, że sporo masz tego, zatem kolejne komentarze nowych czytelników z pewnością pojawią się po wyszlifowaniu tekstu pod kątem językowym. Wtedy czytelnikom łatwiej skupić się tylko na samej treści, bo nie potykają się o usterki językowe czy dialogowe. :)

Powodzenia, pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Przeczytałem. I tekst nie zrobił na mnie dobrego wrażenia. Jest zbyt chaotyczny. Logika wydarzeń też mocno kuleje. A co za tym idzie trudno mi skumać ocb. Gdzieś od połowy tekstu zastanawiałem się o co tu chodzi i dokąd to zmierza. Ale po kolei. 

 

 

 

To musiał być nowy model kamikadze. Był mniejszy niż te które znał i miał dość obłe kształty pozbawione widocznych mechanizmów utrzymujących go w powietrzu.

 

– No nie. To nie był dron kamikadze. Dron kamikadze trafiłby go jak wystrzelony pocisk. Tak jak to działa obecnie na Ukrainie. Dron kamikadze nie zatrzymywałby się aby spojrzeć ofierze w oczy. A tak się zachowuje ten czeski dron. Chyba, że Ocet nie zna się na dronach i spanikował przy błędnej identyfikacji. 

 

 

Dysydent-miliarder czatował beztrosko na ekranie portalu z podlizującymi się jak zwykle graczami zremasterowanej, trzeciej części ultraszybkiego hakendslesza.

 

Pisze się “hack & slash” lub “hack and slash”. Przynajmniej po angielsku. Te spolszczenie to mi wygląda nie teges. 

 

 

Wraz z dodatkowymi ekranami przeciw kumulacyjnymi i masą dodatkowych modyfikacji w górnej części nadwozia względnie przypominał łazik księżycowy.

 

“Przeciwkumulacyjny” pisze się razem. https://pl.wikipedia.org/wiki/Ekran_przeciwkumulacyjny

 

 

Wręczył mu zafoliowanego i zapieczętowanego ajfona.

 

Pisze się “iphone” lub “iPhone”. Nie wiem po co to spolszczenie angielskiego wyrazu. 

 

 

 

Rozpoczęły stukotać podwójne lufy obrony AA

 

– Ja się troszkę interesuję militariami to kumam co to jest “obrona AA”. Być może nawet jak ktoś nie kuma to się domyśli z kontekstu. Ale lepiej aby takie skróty były wyjaśnione w tekście fabularnym lub w jakimś dołączonym słowniczku. Poza tym to dziwny miks polsko angielski. Bo w pełni po polsku by było “obrona przeciwlotnicza” a po angielsku “anti air defence” lub “anti air warfare”. A tu masz sklejone w jeden te dwa terminy. 

 

 

Zza hangaru wyszła Pani Major. / Przed wejściem uratował go Podporucznik wysłany od Kapitana.

 

– Nie wiem o co tu chodzi. Bo jeśli chodzi o stopnie wojskowe to piszemy je z małej litery czyli “pani major”, “podporucznik”, “kapitan”. Przynajmniej jeśli chodzi o same stopnie wojskowe. Z kontekstu trochę wynika jakby to były zamienniki ksyw/imion. Wówczas faktycznie by pasowało pisać je z dużej litery. Aczkolwiek logika tego jest dziwna. Tylko jedna major-kobieta jest w bazie, że jak się powie Pani Major to wiadomo o kogo chodzi? I tak samo z kapitanem i podporucznikiem? W moim odczuciu lepiej by brzmiało, bardziej naturalnie jakby ci BN dostali swoje ksywy/imiona. I tak masz ich sporo to parę więcej nie robi większej różnicy.

 

 

Zawieszony w powietrzu na plecaku odrzutowym mierzył w ich stronę z LKM

Domyślam się, że chodzi o lekki karabin maszynowy. Wówczas skrót to lkm czyli z małej. Podobnie jak ciężki karabin maszynowy skraca się do ckm. Swoją drogą w naszym realu to ciut nieaktualne i raczej używa się nazwy i skrtótu ukm – uniwersalny karabin maszynowy. Ale jak w Twoim uniwersum wciąż się stosuje lkm i ckm to szpoko, piszę to tylko do wyjaśnienia. 

 

 


 

– Okey a ogólnie. To o co tu chodzi? To jest jakaś odyseja jednej postaci jaka przewija się przez kołowrót wydarzeń i osób. Wszystko wymieszane w chaotyczny sposób. Używasz mnóstwo skrótów jakich nie wyjaśniasz ani w tekście ani w jakimś słowniczku. Piszesz jakby główna postać i jej otoczenie świetnie kumały ocb i co jest grane ale za grzyba nie wyjaśniasz tego czytelnikowi. Przez to zrozumienie o co chodzi staje się nieczytelne i zagmatwanie. Nawet nie wiadomo gdzie i kiedy się to wszystko dzieje chociaż w przybliżeniu. W połowie tekstu albo później coś jest naszkicowane, że chyba na Marsie. 

 

– I w tym galimatiasie nie widać żadnej myśli przewodniej. Jakiś typ wynurza się z jakiegoś bajora. Po co tam nurkował? Nie wiadomo. Co tam w ogóle robił? Nie wiadomo. Co tam robi ten giga mech? Też nie wiadomo. Jest wykończony ale w sumie to nie bo zbiera się i wraca do bazy. To on był czy nie był wykończony? Bo nie ma tu żadnej konsekwnecji. Wraca do jakiejś abstrakcyjnej bazy po jakimś abstrakcyjnym czasie bo nie wiadomo jak daleko/ile czasu mu to zajęło. W bazie dominują Polacy a przynajmniej ich najczęściej spotyka Ocet. Dlaczego? Nie wiadomo. Czy są inne bazy innych nacji? Nie wiadomo. Od dawna są na Marsie? Nie wiadomo. W oddali ktoś odparował satelity oligarchy. Po co? Nie wiadomo. Ktoś atakuje bazę, chyba Rosjanie. Ale czy na pewno to nie wiadomo. Czy ktoś się w bazie tym przejmuje? No na pewno nie Ocet. On się niczym nie przejmuje. Ale i inni też traktują to jako codzienną rutynę. Handlarz chce coś sprzedać Octowi. Popierdółka a nie atak na bazę. Ocet dowiaduje się o śmierci Norberta i Anki i co? I nic. Zero refleksji. Widocznie to tylko przygodni BN-i, blotki towarzyszące głównej postaci. Co ich łączyło? Nie wiadomo. Po co są w scenariuszu? Nie wiadomo. W pewnym momencie jakiś specnazowiec nawet ma nóż na gardle głównej postaci i jak ostatni patałach nawet go nie dźgnie na pożegnanie. Ten Specnaz widocznie to taka sama rutynowa popierdółka jak cała reszta ataku na bazę. Lub ewidentnie Ocet ma plot armor bo to GŁÓWNA POSTAĆ. I bez niej nie ma opowiadania więc wiadomo, że MUSI przeżyć. To akurat żadna nowość w dziełach literackich no ale tak grubymi nićmi to szyte to już dawno nie widziałem. 

 

– Masz też problem z emocjami. A raczej z ich brakiem. Piszesz głównie z perspektywy jaką ma Ocet. I typ się zachowuje jak po zaawansowanej lobotomii, zwłaszcza empatii. Biega, chodzi, gada, czasem do kogoś strzeli ale w tym kołowrocie wydarzeń nie zatrzymuje się ani na chwilę. Kamera więc też nie. Nie ma żadnych emocji przed kamerą a więc i typ nie wzbudza we mnie żadnych emocji, zwłaszcza ciepłych. Ot, cwaniaczek jaki wedle scenariusza ma wyślizgać wszystkich. Jakby zginął to by mnie to nie ruszyło. Nawet nie wiadomo kim on właściwie jest, jaką pełni funkcję, czy jest żołnierzem czy kimś innym. 

 

– Dlatego ja bym ci proponował:

 

– pisać z myślą dla perspektywy czytelników a nie świata wewnątrz opowiadania – pisać mniej chaotycznie

– dodać empatii i uczuć, nie bój się, jak postać jest dobrze zaprojektowana to nie odbiera jej to twardzielstwa czy cwaniactwa a czyni bardziej ludzką

– dodać jakiś sens tym wydarzeniom – o co tu w ogóle chodzi? Bo póki co z tekstu to nie wynika.

– dodaj konsekwencje – facet jest podtopiony to zwłaszcza na Marsie powinien być zmarznięty i wykończony czyli chcieć się wysuszyć i ogrzać, robisz atak na bazę to niech widać mobilizację dla obrony tej bazy

– mniej abstakcji – odyseja Octa przypomina jakiś surrealistyczny kołowrót w gorączce przez co trudno złapać kntekst ocb.

 

 

– Na plus bym zaliczył ogolny pomysł na “Polaków w kosmosie”, coś w klimatach kolonizacji Marsa, jakiś konflikt to tak, to ma ciekawy potencjał. Masz niektóre techniczne gadżety fajnie pomyślane. Spory rozmach (rozbudowana baza, zaczątek tajemnicy itd.). Ale nad wykonaniem tego, czytelnym sprzedaniem tego czytelnikowi to jeszcze musisz sporo popracować. Być może jakbyś podzielił to na części i zrobił z tego powieść w odcinkach ale te odcinki by były mniej chaotyczne i bardziej dopracowane niż to co jest teraz to by to było czytelniejsze w odbiorze. 

 

 

– Tak czy siak powodzenia przy klawiaturze :)

 

 

Bardzo obszerna analiza dlatego odpowiedź zajmie mi trochę czasu. Na pewno z niektórymi kwestiami nie będę nawet dyskutował tylko je natychmiast poprawiał . Inne wydają się być raczej intelektualną prowokacją błyskotliwego komentującego co zauważyłem już w twoim komentarzu do innego autora w “ Pozytywka. To jest wojna “. Ale mogę się mylić – może tak istotnie jest: co dla autora jest niby oczywiste to dla czytelnika nawet przy najlepszych chęciach ..ocb??

może tak istotnie jest: co dla autora jest niby oczywiste to dla czytelnika nawet przy najlepszych chęciach ..ocb??

Tak bywa, aczkolwiek jakiś poziom intelektualny czytelnika trzeba założyć. Potem życie sprawdza te założenia, ale cóż. Tak to już jest.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Bardzo obszerna analiza dlatego odpowiedź zajmie mi trochę czasu. Na pewno z niektórymi kwestiami nie będę nawet dyskutował tylko je natychmiast poprawiał . Inne wydają się być raczej intelektualną prowokacją błyskotliwego komentującego co zauważyłem już w twoim komentarzu do innego autora w “ Pozytywka. To jest wojna “. Ale mogę się mylić – może tak istotnie jest: co dla autora jest niby oczywiste to dla czytelnika nawet przy najlepszych chęciach ..ocb??

 

– Szpoko, dzięki za szybką odpowiedź :) A co do moich analiz to jak przeczytam jakiś tekst to mówię co o nim myślę. Zwłaszcza jak zahacza o jakiś rodzaj wiedzy o jakim mogę mieć jakieś pojęcie. 

 

 

– Co do Twojego opowiadania to jeszcze plus za ogrom włożonej pracy i zapał. Też mi się zdarza napisać coś tej wielkości to zdaję sobie sprawę ile to potrzeba czasu i determinacji. Także pod tym punktem to gratki :)

 

 

– A jeśli chodzi o to co jest dla kogo oczywiste przy pisaniu i czytaniu… Hmm… Musisz pamiętać, że każdy napisany tekst podlega interpretacji przez każdego czytającego. Podam taki RPG-owy przykład. 

 

Jest MG i dwóch Graczy. MG opisuje Graczom jak to idąc przez ogród mijają jakiś kamień. Chwilę później zaczyna się walka i nie idzie Graczom zbyt dobrze. Uciekają do ogrodu. I przypominają sobie o tym kamieniu. I jeden z nich chce go wziąć w rękę i nim rzucić we wrogów a drugi chce się za nim schować przed wrogami. 

 

– Dlaczego tak wyszło? Bo każdy z nich inaczej sobie zinterpetował tekst “Idąc przez ogród mijacie kamień.”. To RPG-owy przykład ale w sumie to samo się odnosi do pisanych i czytanych tekstów. Mnie się zdarzało grać w sesje forumowe (PBF) czyli pisane. Więc regularnie byłem świadkiem jak różnie mogą być interpretowane te same literki. I to bez złej woli. Jak z tym kamieniem powyżej. 

 

– Także nie zniechęcaj się i powodzenia, trzymam za Ciebie kciuki :)

Nie zniechęcam się – przygotowuję bardzo długi list do ciebie. A w RPG bym nie grał w ogóle gdybym miał w tamtych czasach komputer. Dlaczego? Jak z tym kamieniem powyżej. Także mnie nawet nie zachęcaj.

Pipboy79, o to garść odpowiedzi a na samym dole STRESZCZENIE

 

„Gdzieś od połowy tekstu zastanawiałem się o co tu chodzi i dokąd to zmierza. „

 

Autor nie twierdzi, że koniecznie chciał przekazać jakąś głęboką myśl ( choć nie jest to do końca wykluczone – ale do tego jeszcze wrócimy ). Tym bardziej , że jest to debiut była to raczej zabawa formą. Autor zaczynając pisać wcale nie był pewien dokąd go to doprowadzi i czym to się skończy. Bez tego nie było by raczej elementu zabawy ani przygody a autor nie ma zamiaru robić tego za karę. Bez minimalnego elementu chaosu byłoby to raczej nudne tworzenie dokumentu, pisanego bez przyjemności po prostu poświęcając się dla wyższego celu.

Generalnie ja raczej j tu piszę jakieś rzeczy a dopiero potem dorabiam to tego ideologię.

 

„ Chyba, że Ocet nie zna się na dronach i spanikował przy błędnej identyfikacji. „

 

Ocet miał prawo spanikować jak każdy inny człowiek ( choćby jego stan psychofizyczny po odzyskaniu świadomości ) i dokonać błędnej identyfikacji. Nawet gdyby to była zwykła, kołysząca się kolba kukurydzy ( skąd kukurydza na Marsie byłaby?? Na przykład: Kawał z brodą opowiadał o amerykańskim astronaucie ,który wylądował na Księżycu i pokazuje drugiemu, że tu będzie baza ,tu laboratorium, tam obserwatorium…ale zza wzgórza wybiega ruski i krzyczy Niet, niet, tu wszędzie budiet kukurydza! ).

 

„Dron kamikadze nie zatrzymywałby się aby spojrzeć ofierze w oczy.

 

Odnosząc się do nagrań i informacji medialnych o Ukrainie – wiele jest sprawozdań, w których dron daje szansę przeciwnikowi skorzystania z programu „chcę żyć”. Zrzuca karteczki i butelki z wodą. Prowadzi Rosjanina przez pole minowe do punktu ,w którym może się poddać.

Może to być dron z podwieszanym ładunkiem, który już nie ma czym atakować bo zrzucił itd.itp. Wtedy będzie nękał krążąc nad żołnierzem jak wredne komary bo też tak widziałem robią ( przynajmniej w internecie a internet może być narzędziem wiodącym na manowce).

Dlaczego Ocet miałby znać każdy model? Cały czas trwa wyścig zbrojeń. Tym bardziej , że ten jest nowy bo bardziej zminiaturyzowany . Dron może mieć w tym momencie awarię– ładunek się nie odpala i próbuje powtarzać tą czynność trwając na swojej pozycji. Może działać taktycznie jak w brudnych zagrywkach snajpera – zidentyfikować bohatera jako rannego, po którego przyjdzie pomoc i zamiast jednego celu razi więcej celów. Problem z rozpoznaniem przeciwnika – błoto, zniszczony skafander, brak karabinka, specyficzna strefa działań ( trochę poza Area of Operation – Ocet nie jest pewien gdzie się znajduje).

W przeciwieństwie do znanych nam dronów kamikadze , którymi z bezpiecznej odległości steruje człowiek – operator , tutaj mogło być podejrzenie ,że jest to dron autonomiczny ( czym ostatecznie był według zamysłu autora). Mógłby mieć pewne plusy jak podejmowanie własnych decyzji a także minusy jak reagowanie bardziej na ruch niż dokładne rozpoznanie – gdzie oko ludzkie miałoby przewagę. Taką wiedzę mógłby mieć Ocet ( lub myśleć tak instynktownie ) . Nie mniej jednak nie wiedział jak reagować – ucieczka nie zawsze jest najlepszym rozwiązaniem. Generalnie był raczej sparaliżowany – więc co myślał nie miało większego znaczenia.

I w końcu Prawdziwi Władcy tego uniwersum (jeśli takowi w nim istnieją ), którzy pociągają za sznurki za główną sceną mogą mieć bohatera na oku ( skoro on taki ważny jak sugerujesz ) i nie podjęli jeszcze ostatecznej decyzji czy go anihilować ( z powodu np. tajemniczego iPhone’a – Obol dla Charona ).

Nie każdy pocisk trafia bezbłędnie , czasem można przedobrzyć albo właśnie trzeba wybrać coś za coś

https://pl.wikipedia.org/wiki/Gazogenerator_(artyleria)

 

Pani Major– dlaczego czytelnik miałby znać każdą z osobę w bazie skoro patrzy oczami bohatera. Pani Major jest dość rozpoznawalna , Ocet ciągle wraca do sytuacji z córką w sali wykładowej, autokarów i widzi ją koło bewupa. Być może jednak masz rację i czytelnik ma wątpliwości czy to ta sama ( bo kapitan jest jeden ) może trzeba było ją oznaczyć np. nazwiskiem.

 

Obrona AA – zgadzam się, że masło maślane ale jeśli chodzi o skrót to odniosę się do tego w wersie z PODAWANIEM NA TACY.

 

 

 

„To jest jakaś odyseja jednej postaci jaka przewija się przez kołowrót wydarzeń i osób „

– pięknie napisana recenzja, ach… jak pięknie. Jeśli to miał być zarzut to uważaj– część

czytelników może nie zrozumieć co poeta miał na myśli i potraktować to dosłownie jako komplement.

 

 

„Nawet nie wiadomo gdzie i kiedy się to wszystko dzieje chociaż w przybliżeniu. W połowie tekstu albo później coś jest naszkicowane, że chyba na Marsie. „

– znowu odsyłam do nagłówka PODAWANIE NA TACY, ale są tu pewne informacje, poszlaki. Jest to po pojawieniu się obiektu Oumaoma czyli według stanu dzisiejszej wiedzy po roku 2017. Z rozmowy o programie Jenot można podejrzewać , że po 2019. Do tego trzeba też trzeba dodać czas podróży na Marsa. Za chwilę rzeczywistość przegoni fantastykę a, że to co się dzieje (sama obecność bazy na Marsie jest tajna) nie odbiega daleko od stanu na dzisiaj myślę, że umieściłbym akcję gdzieś między 2019 a 2025.

 

 

 

„I w tym galimatiasie nie widać żadnej myśli przewodniej. Jakiś typ wynurza się z jakiegoś bajora. Po co tam nurkował? Nie wiadomo. Co tam w ogóle robił? Nie wiadomo. „

– zrobię streszczenie na dole co i mnie pozwoli usystematyzować wiedzę. Jednak wydaje mi się ,że podstawowy ciąg przyczynowo-skutkowy jest zachowany.

 

 

„ W oddali ktoś odparował satelity oligarchy. „

– czym są satelity i do czego służą nie będę tłumaczył. Po co były używane patrz: rozdział pierwszy. Z tego wynika potem kto i dlaczego .

 

 

„Handlarz chce coś sprzedać Octowi. „

– świetna okazja bo może w normalnej sytuacji by się nie skusił. A tu bombardowanie i narastający chaos. Więc mogło się udać. Z rozmowy na bramce SUFO może wynikać ,że handlarz jest podstawiony.

 

 

 

„W pewnym momencie jakiś specnazowiec nawet ma nóż na gardle głównej postaci i jak ostatni patałach nawet go nie dźgnie na pożegnanie „

– nie jest powiedziane, czy to był spetznazowiec ( chociaż jest wysokie prawdopodobieństwo, że tak ) czy jakiś agent wewnątrz Nato, który po ataku roju ponownie przywdział maskę medyka albo się położył udając rannego. Skutków ataku nożem już by nie cofnął, zamiar tak.

 

„Specnaz widocznie to taka sama rutynowa popierdółka jak cała reszta ataku na bazę. „

-ty to powiedziałeś hihihi . A poważnie to specjalna operacja przeciw Ukrainie też miała trwać góra kilka dni.

 

 

„Masz też problem z emocjami. A raczej z ich brakiem. Piszesz głównie z perspektywy jaką ma Ocet. I typ się zachowuje jak po zaawansowanej lobotomii, zwłaszcza empatii. Biega, chodzi, gada, czasem do kogoś strzeli ale w tym kołowrocie wydarzeń nie zatrzymuje się ani na chwilę. „

– nie jesteśmy Octem,towarzyszymy mu tylko w jego przygodach ale każdy czuje inaczej. Po za tym facet wiele razy chciał się załamać ale nie dano mu szansy bo musiał ogarnąć jakiś temat – ratować cudze życie zamiast użalać się nad własnym ( ha ha autor ma coś do przekazania tak mimochodem). Widocznie nie był lub nie chciał być zbyt mocno związany z tymi postaciami, a że spędzał jednak z nimi czas to przeżywał śmierć Anny chociaż przez chwilę. Ogólnie jednak przychylam się do tej lobotomii ,całość opowiadania wydaję się dość płaska i tej iskry tu brakuje.

 

„Czasem do kogoś strzeli” – wydawało mi się ,że nasz twardziel przebył całą odyseję bez jednego wystrzału. Dosłownie. Nawet przez Anię mało karabinka nie zapomniał. A taki mało empatyczny ponoć.

 

 

 

„Ot, cwaniaczek jaki wedle scenariusza ma wyślizgać wszystkich. Jakby zginął to by mnie to nie ruszyło. Nawet nie wiadomo kim on właściwie jest, jaką pełni funkcję, czy jest żołnierzem czy kimś innym.”– oficjalnie jest żołnierzem, ratownikiem medycznym. Jednak jest też druga twarz , która zmusza czytelnika do podejrzeń i ocen, o których wspomniałeś.

 

 

„dodać empatii i uczuć, nie bój się, jak postać jest dobrze zaprojektowana to nie odbiera jej to twardzielstwa czy cwaniactwa a czyni bardziej ludzką „

– zlituj się , specjalnie nim poniewierałem żeby się za bardzo nie roz-superbohat-erzył. Może to jakiś jest cwaniaczek ale daj mu pożyć jeszcze. I tak ma traumę po tym wszystkim.

 

„dodaj konsekwencje – facet jest podtopiony to zwłaszcza na Marsie powinien być zmarznięty i wykończony czyli chcieć się wysuszyć i ogrzać „

– tak to jest zdecydowanie najsłabszy element opowiadania i najtrudniejszy. Początkowo miałem chyba umieścić akcję w jakimś innej lokalizacji gdzie nie muszę patrzeć na realistyczne warunki takie jak atmosfera i grawitacja. Więc twoje połajanki okażą się niczym przy tym co zrobiliby astrofizycy czy technicy wojskowi kiedy by mnie dopadli.

A chcieć to sobie on może. Ma tylko torbę Czarodzieja i zniszczony skafander. Jedyne co pozostaje to szukać schronienia w podtopionej bazie bo za plecami wybuchy, które mogą przynieść promieniowanie.

 

 

„Masz niektóre techniczne gadżety fajnie pomyślane „

– Może starałem się dokładnie je przedstawiać ale powiem,że zupełnie nie zasłużona pochwała, wszystkie gadżety pochodzą z naszego świata, a takie wynalazki jak bomba grawitacyjna czy Mechy to już w Fantastyce wszystko było. Wszystko to już było i 20 lat temu i w osiemdziesiątych i pewnie w Starych Warsach tez. Więc nie ma tu niczego nowego, przechodzimy jeszcze raz przez to samo. Spodziewałem się raczej komentarzy w stylu „ Ojej , ale jesteś wtórny, wszystko to kopia tego co czytaliśmy i oglądaliśmy”. Bo tak jest.

 

 

PODAWANIE NA TACY

– Kiedy czytywałem samo czasopismo NF w latach dziewięćdziesiątych, czy były to może książki, też nie rozumiałem wszystkiego za pierwszym razem. Czasem musiałem sięgnąć po słownik wyrazów obcych, słownik języka polskiego albo encyklopedię. Wcale nie chciałem mieć podanego wszystkiego na tacy więc lubiłem to odkrywanie . Do niektórych rzeczy trzeba było wrócić po latach ponieważ nie da się tego przerobić biologicznie – potrzebny jest pewien staż i wiek .

Dygresja : szał wokół filmu Matrix nie zrobił na mnie wrażenia bo ja już byłem po „ Irreharre” Dukaja. Które się też zestarzało – tyle tych symulacji wokół.

Podobały mi się political fiction Forsyth’a więc postanowiłem ponad dziesięć lat temu zapoznać się z książkami autora Tom Clancy. Skoro dzięki niemu powstały serie gier jak Ghost Recon czy Rainbow Six to będzie super. Ale kiedy otworzyłem pierwszą z nich autor zaczął wywód na temat K.G.B. Pewnie nie wiecie ja wam wytłumaczę , mówi, KGB to jest taka służba jak CIA tylko, że w ZSRR. I mniej więcej jedna trzecia tej książeczki w tym stylu. Jak Tony Halik. Byliśmy w Afryce i ci murzyni mieli takie wieeeelkie dzidy.

Więc czar prysł. Tym bardziej jak się piętnaście lat wcześniej czytywało Suworowa.

Żegnaj Tom Clancy.

Wracając do Pana o ksywce OCET. Drogi komentatorze napisz o jakie skróty chodziło,może obędzie się bez słowniczka. Większość myślę można odnaleźć w internecie więc czytelnik jeśli poszuka to nie znajdzie się w sytuacji , w której będę opisywał co to jest dzida. Rozumiecie, długie takie , zaostrzone.

Wywaliłem cytat z Kryptosem, więc nie musicie doszukiwać się tu ukrytych easter egs . Jedyna znajdźka jaką wstawiłem to chyba ta : „ Spoko,spoko, damy radę bez prasowania” Norberta. Reszta to odniesienia do mitów i teorii spiskowych jak podana na tacy Bestia w tatuażu. Nawet rodzaj wojska powinienem wykreślić , czytelnik sam się powinien domyślić ,że francuzka armia ,w której ludzie mówią po polsku to ci co mają maksymę „maszeruj albo giń”.

 

 

STRESZCZENIE

 

Ja ten problem załatwię bez godzin i dat. Przywrócę tytuły rozdziałów. Jeśli czytelnik dalej nie połączy kropek…to następne opowiadanie będzie o fascynującym spacerze ..po szarym chodniku.

W każdym razie przedstawię akcję chronologicznie bez retrospekcji.

Start.

1. Pomijając analizowanie nazwy jednostki itd. nasz bohater otrzymuje cichy alarm na komunikatorze.

2. Kieruje się do wskazanego celu czyli punktu oznaczonego jako S.71. Po drodze wstępuje na stołówkę. Gdzie panuje rozleniwienie bo wszyscy myślą ,że to ćwiczenia. Ze stołówki już niemal prosto na S.71.

3.Gdy dociera do celu rozpoczyna się inwazja Rosjan. Dostaje sygnał aby udać się do podziemi. Tam głównie rozmawia i zostaje przyłapany przez Szymona na dziwnym zachowaniu. Jednak Norbert jest ranny więc Ocet wraca na górę.

4. Gdy dociera na płytę lotniska,kiepska sytuacja coraz bardziej się pogarsza ale chwilowy odwrót rosyjskiej piechoty tworzy okno dla ewakuacji. Tym bardziej ,że Skarbnik dostarcza mu plan.

5. Wraca do podziemi po zasobnik.

6. Z podziemi przedostaje się do silosów rakietowych.

7. Z silosów rakietowych przechodzi do skalnego tunelu.

8. Wspinając się w tunelu traci przytomność (brak tlenu,spadek temperatury ) i w malignie myśli że umarł.

9.Budzi się w Qandahar ( tu zaczyna się naprawdę pierwszy wers opowiadania) – strefie pustynnej zamienionej przez Mechy kolonistów w bagniste moczary. Wygląda na to, że nie udusił się w tunelu wspinając się po skałach tylko jakimś cudem dotarł na powierzchnię Marsa.

10. Potężne eksplozje na horyzoncie zmuszają go do ucieczki. Kieruje się do jakiejś starej bazy wskazanej przez napotkanego po przebudzeniu przyjacielskiego drona,który potrafi mówić.

11.W starej, opuszczonej bazie nie działa terminal. Ocet i terminal wymieniają się dziwnymi komunikatami mogącymi sugerować ,że nie jest to terminal wojskowy i nasz bohater próbuje nawiązać kontakt z prywatną firmą.

12.Terminal jest popsuty a do bazy zbliża się potencjalny wróg.

13. Ocet zamiast wziąć się w garść oddaje się refleksji ( czyli wraca do punktu 1 streszczenia i przechodzi po kolei aż do końca punktu ósmego ).

14. Gdy OCET oprzytomnieje,uzbrojony w znaleziony pistolet maszynowy przygotowuje zasadzkę nad nadciągającą grupę. Tu opowiadanie się kończy i pozostajemy w niepewności co było dalej.

Szanowny Loginie1. Najlepszą rzeczą, jaką mógłbyś zrobić, to poddać opowiadanie głębokim korektom. Zaczynając od usunięcia wątpliwości czytelnika, gdzie to się dzieje, kiedy i w jakim celu. {Coś tam o Marsie było, ale czy na etapie terraformacji, czy po “przeprowadzce” całej lub chociaż znaczącej części populacji, nie wiadomo. Tak czy tak, motywem walk pomiędzy bazami “neomarsjan” mogłyby zostać dążenia do zajęcia terenów o korzystnych dla terraformujących względnie dla osiedleńców warunkach, lecz jakoś ani słowa nie znalazłem, o co walczą i kto z kim… Potężna luka w narracji.} Bohatera też należałoby moim zdaniem “zmodyfokować”. Facet jest jakiś taki bezpłciowy emocjonalnie, łazi sobie, coś tam robi i nie za dobrze wiadomo, kim jest, jaką ma rolę w scenariuszu. No i imię… Mniej komicznego nie znasz?

To najpoważniejsze, jak uważam, niedostatki tekstu. Z drobniejszych zająłbym się skrótami w typie ‘AA’. Z kontekstu wynika, że to z angielskiego, anti-air, czyli pospolita pelotka, jednak albo stosuje sie oryginalny i pełny skrót, albo przekłada na polski. {Dla odmiany podobają mi się spolszczenia “po linii fonetyki”.} Postaciami takimi, jak Pani Major. Aż chce się zapytać, kto to jest, może szycha taka, że trzeba dużymi literami, a broń Boże po imieniu, bo do więzienia się trafi za brak szacunku… 

Najogólniej oceniając, jest to opowiadanie niewykorzystanych w pełni szans. Podkreślam: niewykorzystanych w pełni, bo nie straconych, tylko zaniedbanych w trakcie pisania. Jednakże, biorąc pod uwagę, że to Twój debiut, jest całkiem całkiem… Masz, myślę, tak zwane zadatki, więc pisz, zbieraj doświadczenia i zdobywaj wiernych czytelników.

Pozdrawiam

 

Edycja: pisałem komentarz, nie znając komentarza PipBoy’a i Twojej odpowiedzi, więc wszelkie uwagi odnoszą się do pierwotnej wersji.

Przepraszam, Autorze, jakoś umknęło mi Twoje pytanie…

W niektórych zdaniach zgrzyta styl, np.:

Extra Terrestial – było przykrywką jaką używali Amerykanie dla operacji specjalnych jeszcze w latach czterdziestych XX wieku.

Bruce – nie bardzo rozumiem ten zgrzyt , doprecyzuj proszę.

Poprzez “zgrzyt/zgrzytanie” rozumiem niepoprawny styl lub składnię zdania. :) Przeczytaj na głos, sam usłyszysz. :) 

Pecunia non olet

Aktualnie jest tak:

Termin “Extra Terrestial” posłużył Amerykanom do ukrywania śladów prowadzących w kierunku ich własnych operacji specjalnych, jeszcze w latach czterdziestych XX wieku.

 

Nie łapie z tym zgrzytem , może powinno być JAKIEJ?

Albo gdyby Extra Terrestrial było przykładowo obserwatorium na Śnieżce to byłoby przykrywką a termin nie może być?

Nie łapie z tym zgrzytem , może powinno być JAKIEJ?

Tak! :)

Extra Terrestial – było przykrywką, jakiej używali Amerykanie dla operacji specjalnych jeszcze w latach czterdziestych XX wieku.

Pecunia non olet

Tak zupełnie ściśle, to powinno być “której”, ale to już kwestia semantyki ^^ (pisanie jest trudne!). heart

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Racja, Tarnino, mam tendencję do nadmiernego przedobrzania z “jaki” zamiast “który”. yes

A zatem prawidłowe brzmienie:

Extra Terrestial – było przykrywką, której używali Amerykanie dla operacji specjalnych jeszcze w latach czterdziestych XX wieku.

 

Wyraz był użyty w złym przypadku, stąd zgrzyt przy czytaniu. :) 

Pecunia non olet

He, he, jak tu wrócę, to się Autor dopiero złapie za głowę :) (Może dziś – nie obiecuję, bo szklane kule, niestety, oddałam).

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

laugh

Pecunia non olet

 

:)

Formatowanie – nie ma potrzeby wstawiać dodatkowych enterów (edytor strony czasem robi z nimi dziwne rzeczy, więc musisz sprawdzać, czy Ci czegoś nie popsuł), a tytuły rozdziałów, jeśli są potrzebne (bo może nie są?) warto wyśrodkować. Może wytłuścić. A, i – po polsku nie piszemy każdego słowa tytułu wielką literą. To angielska norma.

Bezskutecznie próbował otworzyć spuchnięte oczy. Zamiast tego zakrztusił się mulistą wodą wciekającą do ust.

Hmmm. Zamiast tego? Trudno, żeby się zakrztusił, gdyby woda nie wciekała do ust, więc to można wyciąć.

Czuł, że zaraz na dobre ugrzęźnie w jakimś szlamie.

"Jakimś" zbędne.

Podniósł wreszcie powieki.

Hmm.

Zmutowane glony z bajora, w którym był zanurzony, wysyłały na powierzchnię tryliony pęcherzyków gazu.

Co sugeruje, że bohater jest pod powierzchnią i widzi te pęcherzyki (w powietrzu by ich nie widział) – ale przecież woda jest mulista, nieprzezroczysta?

oparł się bezwładnie

Hmm? https://wsjp.pl/haslo/podglad/54556/bezwladnie

Szeroki cień, jaki od niego padał, ciągnął się na dziesiątki i setki metrów.

Po pierwsze – który (tu: https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842895 wyjaśnienie). Po drugie – co dokładnie próbujesz zrobić? Oddać ogrom olbrzyma? Dobrze, wielka stopa i cień się do tego jak najbardziej nadają, tylko te "dziesiątki i setki metrów" to jeszcze troszkę zapewnianie.

Nieruchomy Giga – Mech, łączący funkcję wiertła i lasera, był jedną z wielu maszyn przeznaczonych do prac melioracyjnych i górniczych w okolicy.

Ale tu już coś się plącze. Potrzebujesz tego mecha jako Ozymandiasza, czy jako zwykłego narzędzia? Łączenie cech "wiertła i lasera" jest bardzo niekonkretne.

Sztucznie ozonowana woda powodowała, że pomimo parujących, aktywowanych w programie terraformacji, gorących źródeł, powietrze było niezwykle rześkie.

Mmmm, nie bardzo. https://wsjp.pl/haslo/podglad/4290/rzeski/5178014/powiew (i – jak sztucznie ozonować wodę na dworze? Ozon jest nietrwały, zresztą i tak trzeba by zbudować masę instalacji, energochłonnych i wrażliwych na korozję). Poza tym zdanie dość niezgrabne, za dużo w nie wciskasz: Dzięki sztucznemu ozonowaniu wody powietrze było niezwykle rześkie, mimo aktywowanych w procesie terraformacji gorących źródeł, wypełniających atmosferę parą.

Z przyjemnością więc oddychał głęboko.

Po co mnie o tym zapewniasz?

Sprowadzone przez kolonistów sekcji Bio, ponumerowane i zaczipowane insekty, latały brzęcząc nisko.

To nie jest wtrącenie: Sprowadzone przez kolonistów sekcji Bio ponumerowane i zaczipowane insekty latały nisko, brzęcząc. Albo latały, bucząc, bo i tak można to zinterpretować.

Wyciągnął nogi i skrzyżował w kostkach, zaciągając ręką jedna na drugą.

Skrzyżował je w kostkach, ale "zaciągając"? I dlaczego robi to ręką? Nie może ruszyć nogami? To jak je wyciągnął?

Był zmęczony. Niemal całkowicie wyczerpany fizycznie i psychicznie.

Hmm. Trochę jednak zapewniasz.

Przeciągnął się i starał zrelaksować.

Nie mógł się odprężyć?

Stopniowo opuchlizna zelżała a mgła powoli ustępowała spod powiek.

Hmm. Stopniowo opuchlizna zelżała, a mgła powoli ustępowała spod powiek.

Zaczął widzieć szerzej i dalej.

Lepiej: Widział coraz dalej.

Na niebie odbywał się armageddon.

Ekhm. https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842895

Zorza polarna wywołana burzą magnetyczną przecinana była przez smugi ścieżek samolotów polujących na siebie.

I co czytelnik ma tu sobie wyobrazić? Mieszasz to, co widzi bohater, z wyjaśnieniem (burza magnetyczna), a samoloty polują – na siebie? I jeszcze strona bierna? Jak to wszystko wygląda?

Przez flary i ścigające rakiety przenikały czerwono-żółte serie karabinowe.

Przenikały? Serie z karabinów, ale nadal mam wrażenie zupełnego chaosu, częściowo chyba zamierzone, choć za dużo go.

Wybuchy pocisków artylerii przeciwlotniczej, kontra pioruny burz ogłupiałej przez chemiczne konflikty atmosfery, mieszały się z impulsami EMP.

To nie ma sensu. "Kontra" znaczy "przeciwko". A impulsy EMP nie bardzo mogą się z czymkolwiek mieszać, zresztą EMP to skrót od "electromagnetic pulse", impuls elektromagnetyczny, więc mamy tu pleonazm. I co to są te chemiczne konflikty? Chodzi Ci o to, że terraformowanie się posypało?

Opuścił trochę głowę kiedy kark mu zesztywniał.

Opuścił trochę głowę, kiedy kark mu zesztywniał.

Gdy opadły z trudem rozsupłane węzły zasobnika,

Zasobnik ma węzły? Myślałam, że to taka bardziej zaawansowana technicznie torba, ze sprzączkami itp – oczywiście, ta może być już wysłużona i ich pozbawiona, ale to by był fajny szczegół, którego jednak tu nie ma.

znalazł w środku tylko same tablety

Albo "tylko", albo "same".

Cały cholerny stos nikomu nie potrzebnych tabletów był tam upchany

Cały cholerny stos nikomu niepotrzebnych tabletów. Kropka.

Próba uruchomienia pierwszego, który wydobył zakończyła się niepowodzeniem

Ciach: Próba uruchomienia pierwszego zakończyła się niepowodzeniem. Albo lepiej: Pierwszy nie dał się uruchomić.

Z westchnieniem pogardy rzucił go za siebie.

Czy pogarda wywołuje wzdychanie?

Ten sam los spotkał kolejne, które lądowały w bajorku.

Hmm? Ten sam los, czyli wylądowanie w bajorku, bo chodzi raczej o tablety, nie o pluski – warto to wyklarować.

Coś pojawiło się przed nim niczym podstępna kobra wypełzająca z szuwarów. Czarny kształt wiszący w powietrzu zaledwie dziesięć centymetrów przed jego twarzą.

Metafora z sufitu. Kobry nie latają. Poza tym facet ma chyba miarkę w oku, bo kto myśli "o, to jest 10 cm przed moją twarzą"? Zbadałam to przy pomocy linijki (miło siedzieć samej w biurze…) i stwierdziłam, że na taką odległość widzę w miarę ostro (na krótszą już nie) i mój palec jest ciut mniejszy od widzianego z 15 cm, ale ponieważ Twój bohater nie wie, jakiego rozmiaru powinien być ten kształt, to on tego nie odróżni.

Patrzył na główkę mini drona, który zawisł przed nim i trwał nieruchomo.

Kto jest tu podmiotem i czy aby nie kształt?

Jeśli nic nie zrobię to małe coś na pewno eksploduje.

Bardzo nienaturalna wypowiedź, zresztą – czy ten dron nie ma czujników ciśnienia, mikrofonów? Czy dziwny dźwięk nie mógłby go uaktywnić? Poza tym – zdania podrzędnie złożone należy dzielić przecinkami: https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/przecinek-w-zdaniach-podrzednie-zlozonych;10396.html

To musiał być nowy model kamikadze. Był mniejszy niż te które znał i miał dość obłe kształty pozbawione widocznych mechanizmów utrzymujących go w powietrzu.

Kształty nie mogą być pozbawione mechanizmów, to zupełnie różne poziomy bytu: To na pewno nowy model kamikadze. Był mniejszy od tych, które [bohater – tu musi być jakieś imię, bo podmiot znowu odjeżdża do lasu], obły. Nie było widać mechanizmów utrzymujących go w powietrzu.

Jeśli drgnę to też.

Jeśli drgnę, to też. Ale gadanie do niego głośno drona nie uruchomi?

przemówiła czeska zbrojeniówka

Zbrojeniówka to przemysł zbrojeniowy, a tu przemawia najwyżej jego wytwór.

Ocet całkiem zmiękł i oklapł czując jak uchodzi z niego nagromadzone napięcie.

… Ocet? Reszta zdania trzy razy mówi to samo – ciach: Ocet po prostu oklapł.

Co z tobą dronie, padł twój translator?

Wołacz oddzielamy, a "twój" jest tu anglicyzmem: Co z tobą, dronie, padł ci translator?

Łooohoho przepraaaaszam

Łooohoho, przepraaaaszam. Hmm.

odsłonił żartobliwie obie dłonie w obronnym geście

? W "obronnym geście" (swoją drogą, nieładna fraza) raczej się coś osłania. Co on robi? I dlaczego "żartobliwie"? Żart polega na tym, że się na niby broni, jasne, tylko poplątało się nieźle.

W tej chwili nie pogardziłby nawet czarnoprochowcem

Literówka: nie pogardziłbym.

Wiesz jak jest

Wiesz, jak jest.

– Oo naprawdę? I gdzież owo cudo się znajduje?? – Zainteresował się żywo Ocet.

Ciach: – O, naprawdę? I gdzież to cudo się znajduje? – zainteresował się Ocet. Patrz też: https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/

Na horyzoncie pojawił się błysk detonacji czegoś bardzo niepokojącego.

Mmm, a to nie sama detonacja jest niepokojąca? Czy może świadczący o niej błysk?

– Ostatni raz widziałem taki na nagraniach z katastrofy w Libanie. – Podsumował widok Ocet podświadomie przygotowując się już do zrywu.

Podświadomie? – Ostatni raz widziałem taki na nagraniach z katastrofy w Libanie – skomentował Ocet, podświadomie przygotowując się już do zrywu.

pionowy kłąb niby-tornadowego dymu

…? Co to znaczy? Kłąb jest kulisty ( https://wsjp.pl/haslo/podglad/12625/klab/3845283/dymu ) a tu mamy słup dymu, ale co ma do tego tornado?

zaczął szybko zmieniać się w grzyb przypominający eksplozję nuklearną

Grzyb, przypominający. Raz: grzyb atomowy nie jest tym samym, co eksplozja. Dwa: niekoniecznie wywołuje go wybuch jądrowy: https://en.wikipedia.org/wiki/Mushroom_cloud (tu masz wyjaśnienie, jak to działa).

Potem pojawiło się w jednej linii jeszcze kolejnych kilka takich samych. Aż w końcu kilkanaście.

Bardzo mało dynamiczne, a chyba miało być.

Wyrywając obolałe ciało ze skamieliny wyczerpania rzucił się do tyłu rozchlapując błoto

Ta metafora jest zupełnie bez sensu. Z jakiej skamieliny? O co chodzi? Poza tym – rozdzielaj zdania podrzędne.

Ukrył się przed niechybną falą uderzeniową za nogą Mecha.

Nieuniknioną. "Niechybna" nie bardzo się tu łączy.

Mam nadzieję, że to nie nuki tylko mega zrzuty hydro – wyszeptał Ocet kuląc się z kolanami przyciągniętymi do siebie.

Na tym polega kulenie się: Mam nadzieję, że to nie nuki, tylko mega zrzuty hydro – wyszeptał Ocet, kuląc się.

Dronie, koniec popisów, oszczędzamy baterie

Jakich popisów? I zobacz – zdanie temu był przerażony, teraz lekko żartuje sobie z dronem (i nadstawia mu rękę do lądowania, chociaż się kuli). Czy to się trzyma kupy?

Czeska maszyna posłusznie zwinęła się lądując na jego dłoni.

Jednocześnie? Oj, chyba nie: Czeska maszyna posłusznie zwinęła się i wylądowała mu na dłoni.

Kiedy się uspokoiło, to znaczy kiedy wydobył się spod lawiny błota

Mmm, to nie to samo. Mógłbyś jednak opisać to uderzenie.

ruszył brodząc po pas w bajorze w kierunku domniemanego celu

Domniemanego? https://wsjp.pl/haslo/podglad/32594/domniemany On nie wierzy temu dronowi? Ruszył, brodząc po pas w bajorze, w kierunku.

Łatwiej tak było niż iść po pnączach ale i tak okazało się to mozolne zajęcie.

Jakich pnączach? Okazało się kim, czym: mozolnym zajęciem, ale "zajęcie" nie bardzo tu pasuje: Łatwiej było iść tak, niż po pnączach, ale i tak brnął z mozołem.

Minął wspomniane przez drona garaże i dotarł do podtopionej bazy.

Hmm. A ja nadal nie bardzo wiem, jak to wszystko wygląda.

Ze zwisających strzępów kontusza wyzierała twarz aktora w szyszaku z kolczugą i z wąsiskami.

Mmmm, nie bardzo – wygląda to tak, jakby aktor na zdjęciu miał na sobie poszarpany kontusz, a na szyszaku kolczugę.

W tle siedemnastowieczna komnata i druga postać w dworskich szatach ale szczegółów nie można było rozpoznać bo papier podziurawił piasek i wiatr

A skąd Ocet wie, że siedemnastowieczna? I – już pomyślałam, że jesteśmy w dżungli, a tu pustynny piasek na wietrze? W dżungli słabo wieje (piasek spada z deszczem, to ciekawe, swoją drogą, jak są powiązane ekosystemy na obu brzegach Atlantyku, ale znów jadę w maliny). W tle siedemnastowieczna komnata i druga postać w dworskich szatach, ale szczegóły zatarł piasek niesiony wiatrem.

Kiedy ludzie na Ziemi zajęci byli rewelacjami typu asteroida Oumaouma, tędy przychodziły całe transporty.

…? Dobrze, po męsku – gdzie jesteśmy, co tu robimy, czyja to baza, i w ogóle o co chodzi?

Ciekawe kiedy powstała ta baza.

Ciekawe, kiedy powstała ta baza. I analogicznie w następnych zdaniach.

można było dostać się przez balkon

Można było się dostać przez balkon. Zaraz, a ten mech nie jest zepsuty?

Wspiął się po szczątkach wahadłowca i potknąwszy się o wystający wiór metalu wylądował na balkonie mimowolnie wykonując skok na tygryska.

Kto, bo chyba mech? Wspiął się po szczątkach wahadłowca i, potknąwszy się o wystający kawał metalu, wylądował na balkonie "na tygryska". O wiór trudno się potknąć: https://wsjp.pl/haslo/podglad/69673/wior/5181245/odpadek (może taki długi, przeciągnięty jak sznurek, ale w ogóle to nie), a "mimowolnie" jest słowem nadużywanym. Nie wiem, jak się skacze "na tygryska". Zajrzyj tutaj: https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842887 żeby się dowiedzieć, o co chodzi z tymi konotacjami.

Wstał bardzo powoli trzymając się ściany

Co robił bardzo powoli? Zdanie wymaga przecinka, żeby być jednoznaczne: Wstał bardzo powoli, trzymając się ściany.

Ból głowy od uderzenia krwi w skronie hamował jego ruchy.

? Co to znaczy?

Zataczając się wszedł do holu pozbawionego pancernej żaluzji zwisającej przed wejściem i podziurawionej od jakiegoś wybuchu.

Zataczając się, wszedł do holu. Normalne hole nie mają takich żaluzji, więc nie ma potrzeby tłumaczyć, że ten też nie.

Dron uruchomił podczepiony pod sufitem monitoring.

Po co? Skąd ma prąd, tak w ogóle? To ruina, czy jednak nie?

Rychło w czas bo kamery namierzyły podpływającą do garaży łódź pontonową ze zgarbionymi sylwetkami.

Rychło w czas, bo kamery namierzyły podpływający do garaży ponton, a w nim zgarbione postacie. Tak, jak raz powinny być postacie.

Jedna z nich przechyliła się do tyłu i zanurkowała znikając pod wodą

Jedna z nich przechyliła się do tyłu i zniknęła pod wodą.

Pozostałe przeczesywały teren z wycelowanej broni.

To nie po polsku. I nabieram wątpliwości co do "postaci", bo skoro facet widzi, że mają broń i celują, to widzi je dość szczegółowo.

Miał ciekawe towarzystwo i nie liczył na to, że była to ekipa ratunkowa.

Niepotrzebny komentarz.

Zmusił organizm do nowego wysiłku, próbując przemieszczać się podbieganiem a właściwie tylko dreptaniem w głąb korytarza.

? Uciąć, skrócić i wyrzucić: Zmusił organizm do nowego wysiłku i podreptał w głąb korytarza.

Serce protestowało bijąc ciężko, nierówno; płuca pracowały niczym miechy pożerając wielkie porcje powietrza.

Dobra, nagle sobie przypominasz, że był wykończony – problem w tym, że pomiędzy tymi przypomnieniami facet prze do przodu jak buldożer. Serce biło ciężko, nierówno; płuca pracowały niczym miechy, pożerając wielkie porcje powietrza.

Bolały go biodra od napierania na wodę podczas pokonywania obszaru bajora.

A tu znowu tłumaczysz jak krowie: Biodra bolały od brodzenia w bajorze.

Kiedy minął szare, blaszane drzwiczki naścienne i jakieś pomieszczenie, dotarł do końca korytarza gdzie znajdował się niewielki hol a za nim kolejny korytarz.

Kiedy minął szare blaszane drzwiczki i jakieś otwarte pomieszczenie, dotarł do końca korytarza, gdzie znalazł niewielki hol, a za nim kolejny korytarz. Co to jest https://wsjp.pl/haslo/podglad/26266/hol/2453332/pomieszczenie ?

Jednak nie zdołał sprawdzić co jest dalej.

Dlaczego "jednak"? Nie dowiedział się, co jest dalej.

Gdy wszedł do holu z sufitu wypadł kaseton. Z otworu, który powstał zaczął wysuwać się kolumnowaty kształt. Po pełnym rozłożeniu i wysunięciu kabli okazał się być wiszącym terminalem.

Ciach: Gdy wszedł do holu, z sufitu wypadł kaseton. Z otworu po nim wysunęła się kolumna, która po rozłożeniu i wysunięciu kabli okazała się wiszącym terminalem. (I – wszystko tu działa mimo wybuchów, dżungli-niedżungli i czego tam jeszcze?)

Powinno paść jeszcze zaklęcie „zapraszamy“

To żart?

zamruczał sam do siebie Ocet podchodząc

Ciach: zamruczał Ocet, podchodząc.

Zamiast tego stanowczy syntezator mowy oznajmił metalicznym, kobiecym kontraltem

Zamiast czego? Syntezator mowy nie może być stanowczy, ponieważ nie jest osobą. A kontralt to głos kobiecy. https://pl.wikipedia.org/wiki/Kontralt

Wyrecytował numery z pamięci artykułując wyraźnie każde słowo.

Wyrecytował numery z pamięci, artykułując wyraźnie każde słowo. Podmiot domyślny. Pomówmy o nim. ( https://pl.wikipedia.org/wiki/Podmiot_(j%C4%99zykoznawstwo ) Podmiot oznacza agensa (wykonawcę czynności) w stronie czynnej, przedmiot czynności w stronie biernej. Polszczyzna pozwala pomijać podmiot (XD), ale zostaje w zdaniu podmiotokształtna dziura, do której czytelnik dopasowuje to, co ostatnio widział w poprzednich zdaniach. Mówiąc krótko – wychodzi na to, że recytował głos. A nie Ocet. Po angielsku podmiotu się nie opuszcza (no, czasami, ale rzadko) – musi być zaimek. Dlatego w angielskiej literaturze można całymi rozdziałami nie dawać bohaterowi imienia, a w polskiej nie, bo pojawia się masa kandydatów na podmiot domyślny.

trzask brzęczyka

?

Zupełnie jak wkładanie kasety do kieszeni magnetofonu. – Skonstatował Ocet.

Kiedy to się rozgrywa? On zna magnetofony? https://wsjp.pl/haslo/podglad/47731/konstatowac : Zupełnie jak wkładanie kasety do kieszeni magnetofonu – skomentował Ocet.

Naprawianie błędu potrwa do czwartku dwunastego.

Naprawianie błędu potrwa do czwartku, dwunastego.

zaklął siarczyście naśladując język przodków Czarodzieja

Kim jest Czarodziej? : zaklął siarczyście, naśladując język przodków Czarodzieja.

– Sprawdźmy datę. W takich chwilach całe życie potrafi stanąć przed oczami. Czas naglił.

Po co myślnik? Czemu on to mówi głośno? Bo ostatnie zdanie wygląda na element narracji.

Czas naglił a jednocześnie jakby zamarzł.

? https://wsjp.pl/haslo/podglad/91085/naglic

Zatrzymał się. W ułamku sekundy w rozpadającej się mozaice umysłu zobaczył nagle wszystkie wydarzenia z ostatnich dwóch dni.

Od kiedy czas ma umysł, i o co chodzi z tą mozaiką?

 

Dobra. Rozdział pierwszy – podsumujmy. Co tu się stało? Otóż facet o wdzięcznej ksywce Ocet spotkał czeskiego (czemu?) drona na jakiejś planecie. Chyba ma tam miejsce wojna lub coś w tym stylu, ale o co chodzi, trudno powiedzieć. W każdym razie Ocet się ukrywa. Chyba.

Jakieś 30 godzin wcześniej

Liczebniki słownie: trzydzieści godzin.

Rejon Niziny Równikowej. Nieoficjalna Baza NATO.

Taktyczne Centrum Operacyjne Sił Szybkiego Reagowania.

Filmowy chwyt z podpisywaniem "establishing shots" (nie mam pojęcia, jak to się po naszemu nazywa, ale może wiedzą w Łodzi) niespecjalnie się sprawdza w tekście.

Nie pamiętał dlaczego przestał cierpieć ale zaczął marzyć.

Nie pamiętał, dlaczego przestał cierpieć, ale zaczął marzyć.

Poczuł wielką ulgę i łagodność.

Nie mam pojęcia, co poczuł. Skoro ulgę, to przestał cierpieć, ale co ma łagodność do tego?

My także podawaliśmy się za Obcych. Do pierwszego razu, kiedy będziemy musieli się ujawnić.

Jak tu się układa ciąg zdarzeń? Już się ujawnili, jeszcze nie?

Termin “Extra Terrestial” posłużył Amerykanom do ukrywania śladów prowadzących w kierunku ich własnych operacji specjalnych, jeszcze w latach czterdziestych XX wieku.

Ciach: Termin “Extra Terrestial” posłużył Amerykanom jako przykrywka dla ich własnych operacji specjalnych jeszcze w latach czterdziestych dwudziestego wieku.

Z tą różnicą,

Ale co "z tą różnicą"?

teraz koalicjanci posiadali generator fal zamykający całą strefę E.T. w bańce ustalonej anomalii grawitacyjnej

…?

Oczywiście polscy inżynierowie oddali światu kolejny historyczny patent za darmo

<rant> To było nie głosować na idiotów. Inna sprawa, że nie bardzo jest na kogo głosować, ale. </rant>

Oderwał nieobecny wzrok od okien.

Nieobecne spojrzenie, jak już, ale w ogóle – nie brzmi to dobrze.

Chyba to ekranik w obudowie indywidualnego komunikatora podświetlił na żółto rozrzuconą na biurku dokumentację medyczną.

? Masz na myśli, że komunikator leży pod papierami? Bo na to wskazuje "podświetlił".

Kiedy rozmazany widok nabrał ostrości, odczytał wiadomość.

Ostrość ma obraz, ale raczej nie widok.

Ćwiczenie z Pulsoksymetrem.

Czemu dużą literą?

Uśmiechnął się na myśl o tym, że pani major się zmartwi.

Hmm?

Będą podstawiane półodkryte ciężarówki zamiast wygodnych autokarów dla młodego wojska.

Niezbyt ładne, ale o co właściwie chodzi?

przenikliwym jak dwa noże spojrzeniem

Dziwna metafora.

które działało jak magnes na każdego kto na chwilę w nie spojrzał

Spojrzał w spojrzenie? Na każdego, kto.

Gęste, krótkie loki blond włosów

Gęste, krótkie blond loki.

trochę suche i nierozczesane

Mmm, nie jesteśmy aby w wojsku? Czemu pan wojskowy myśli o włosach koleżanek?

Wyposażona w baterie o długiej żywotności jak to się mówi.

 Wyposażona w baterie o długiej żywotności, jak to się mówi.

No ale o co jej wtedy mogło chodzić? Chyba coś miała do niego jednak.

No, ale o co jej wtedy mogło chodzić? Chyba jednak coś do niego miała.

za stary ale w sumie

Za stary, ale w sumie.

W tle słychać było trzeszczące komunikaty jednostek

To nie komunikaty trzeszczą, tylko radio.

Jak na razie to nic nadzwyczajnego.

Jak na razie, nic nadzwyczajnego.

Dysydent-miliarder czatował beztrosko na ekranie portalu z podlizującymi się jak zwykle graczami zremasterowanej, trzeciej części ultraszybkiego hack & slasha.

Dobra, ale co to ma do rzeczy? I w ogóle czemu czyjś czat wyświetla się na ekranie w jednostce wojskowej (chyba)?

Jego satelity, firmy „Norilev Art Y”, skutecznie niwelowały w bazie opóźnienia połączeń telefonicznych.

Nie po polsku i nie ma to sensu, bo prędkość światła jest stała: Satelity jego firmy, Norilev Art Y, obsługiwały w bazie łączność telefoniczną.

Przy minimalnej odległości ustawienia planet, praktycznie do zera

Jak wyżej. Odległość może być między czymś a czymś, ale nie "ustawienia".

Oczywiście poza peryhelium nadal używało się jednostronnych komunikatów wysyłanych transmisją danych.

Co to znaczy? Bo transmisja – to właśnie wysyłanie.

Miał na sobie zielony kombinezon operatorów drona.

Ilu operatorów?

mruknął kiwając głową Ocet

Mruknął Ocet, kiwając głową.

Faktycznie nikt się nie spieszył z tym alarmem.

Faktycznie, nikt się nie spieszył z tym alarmem.

Zlustrował wzrokiem sale.

A czym innym? Obiegł salę spojrzeniem.

Dużo twarzy w różnych mundurach. Prawie dzieci.

To się nie łączy logicznie.

W sumie nie ma się co obrażać na ten pseudonim – historia medycyny i tak dalej.

Ale co, historia medycyny? Obrażać się można za pseudonim, zresztą to, to jest nadana przez znudzone wojsko ksywka, nic oficjalnego.

Sprytnie to sobie Skarbnik z kumplami „w y k o n c y p o w a l i”.

Niespecjalnie, ale nawet gdyby – co to ma do rzeczy? I właściwie co jest rzeczą?

Polimerowe, przejrzyste magazynki

W sumie po co?

Siła ciężkości.

Co siła ciężkości? Jesteśmy na planecie, to jakaś musi być – jeśli to pomiar, to wojsko chyba ma mniej prymitywne metody?

skomentował Skarbnik ledwo tłumiąc chichot.

Skomentował Skarbnik, ledwo tłumiąc chichot.

Winowajca sterczał cierpiętniczo chociaż kuchnia machnęła na to ręką.

https://wsjp.pl/haslo/podglad/80559/cierpietniczy A może: Winowajca stał z miną zbitego psa, choć kucharz machnął na to ręką.

Stopień głupoty twojego postępowania, jest wprost proporcjonalny do liczby przyglądających ci się osób

Nie stawiaj przecinka między podmiot a orzeczenie. https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842850

– Taa… i co to będzie Panie „komisarzu” – płynnie zmienił temat, robiąc ryzykowną wycieczkę w stronę plotek o federalnych.

Kto zmienił temat? Dlaczego "pan" jest dużą literą? (Zaimki piszemy dużą literą w listach, ale nie w narracji, a przenigdy w dialogach.) Skąd wniosek, że to "wycieczka"?

 

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Obcięło komentarz – bywa.

Moim skromnym zdaniem ?

Odkleił się pytajnik.

Telebim rozbrzmiewał przejmującym zawodzeniem muezzina w zwiastunie programu z minaretem w tle.

…? Dlaczego?

No w każdym razie…

No, w każdym razie…

Nabrał powietrza w policzki i wypuścił

Brak kropki.

wypalił wyraźnie zadowolony z siebie coraz bardziej trzęsąc brzuszyskiem.

Nie wiem, jak to zrobił, skoro wypalanie jest szybkie i jednorazowe, a trzęsienie trwa, ale: wypalił, wyraźnie zadowolony z siebie, coraz bardziej trzęsąc brzuszyskiem.

– Wiesz co, „Pan Skarbnik”? Siedź tu sobie Pan dalej i pij ten swój kisiel. – Zaproponował Ocet w poirytowaniu odsuwając krzesło.

Co tu się stało? – Wiesz pan co, „pan Skarbnik”? Siedź tu sobie pan dalej i pij ten swój kisiel – zaproponował Ocet, ze złością odsuwając krzesło.

Nie lubi kisielku??

Za dużo pytajników. Sens tego dialogu już dawno mi umknął – o co chodzi?

Jakby wtórując mu, podczas przejścia do nadawania programu sekcji dokumentalnej, głośnik telebimu zaczął dziwnie się krztusić.

Niezgrabne, źle się czyta: Jakby do wtóru, głośnik telebimu zaczął się dziwnie krztusić.

Wychodził przekopując ze złością odłamki porcelany.

…? Spadła jedna taca, czy cała stołówka jest zasypana skorupami?

Podwójne grodzie zasunęły się za nim z sykiem.

Gródź jest jedna, choć podwójna.

Nie odpuszczał telebim.

?

Wszedł na chodnik, na który wylano herbatę płynącą wąskim, ciemnym łukiem aż do tworzącego rozgwiazdę rozlewiska przy ścianie.

Rozlewisko nie może być rozgwiazdą, może mieć najwyżej taki kształt: Wszedł na chodnik, na który wylano herbatę, wąską, ciemną strużką aż do rozgwiazdy rozlewiska przy ścianie.

Między ścianą i prostokątnymi donicami, z których wyłaziły eksperymentalne rosiczki, ktoś pieprznął pudełkiem z jogurtem.

Między ścianą a prostokątnymi donicami. Rozumiem, że całe pudło jogurtu ktoś po prostu zmarnował. Czemu? Nikt tego nie sprząta – dlaczego?

Na końcu chodnika trzeba było przejść między białymi kaburami Żetonów.

? https://wsjp.pl/haslo/podglad/68892/kabura Może to i metonimia, ale w tej chwili już niczego nie wiem.

Właściwie to oba „żółwie” tańczyły w miejscu, gibiąc się i czając jak fighterzy w walce z cieniem.

? Dlaczego?

Strzelali oczami i taksowali go z góry na dół i na skos, także poczuł się przez chwilę jak spocony zamachowiec o bardzo chwiejnej psychice co tylko spotęgowało ich taniec.

To nie jest po polsku.

Niczym mina podskakująca, mająca zaraz wszystko poszatkować,

?

– Nie chce robić w więziennictwie? – wypalił z wrodzoną sobie nerwową prędkością Józefko Nataniel i pobiegł dalej.

O co chodzi?

 

Tutaj się poddałam i dalej tylko przeglądam. Strasznie ciężko się to czyta, nie tylko ze względu na błędy interpunkcyjne (oooj…), stylistyczne i gramatyczne (niestety…) – po prostu nie mam pojęcia, o czym jest ten tekst, co się tu właściwie dzieje i dlaczego. Utrudnia sprawę to, że nie znasz znaczenia słów – rzuciło mi się w oczy chociażby:

Uruchomiona winda ekskluzywnie wysunęła kiosk

co jest czystym nonsensem ( https://wsjp.pl/haslo/podglad/98665/ekskluzywnie ). Ale dialogi są zupełnie surrealistyczne, metafory takoż, a związki między wydarzeniami – ciemne. Jakieś androidy, mechy, wybuchy, ale – co z tego wynika? Do czego to wszystko zmierza? Skąd wynika? O czym jest ten tekst?

Ni w ząb nie rozumiem.

Rzeczywiście , przecinki i akapity to dla mnie czarna magia i często nie wiem gdzie ich użyć.

Tu: https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842850 i tu: https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842857 podstawy przecinkologii stosowanej. Akapity służą do dzielenia tekstu na strawniejsze kawałki, tu trzeba mieć wyczucie. Popatrz, jak inni to robią.

Po wklejeniu tekstu strona NF złośliwie usunęła połowę moich wcięć , całe kolumny tych wcięć.

Niestety, taki już jej urok. Trzeba jej patrzeć na łapki :)

Dialogi – bardzo proszę o więcej szczegółowych i bezlitosnych komentarzy ponieważ myślałem ,że chociaż ten temat mam ogarnięty.

Mmm, no, nie masz. Po pierwsze: formatowanie (poradnik https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/ przestudiuj uważnie). Po drugie: dialogi powinny oddawać charakter postaci i wyglądać wiarygodnie, czyli jak coś, co taka postać by powiedziała w takiej sytuacji. Powinny przekazywać jakąś informację, bo po to ludzie rozmawiają (rozmawiają też po to, żeby się nawzajem upewnić, że istnieją, choć nie wszyscy – ale tu zawracamy do charakteru postaci. Zasadniczo ekstrawertycy mówią bardziej ogólnie i są chętni do pogaduch, introwertycy są bardziej precyzyjni i mniej ględzą). Problem polega na tym, że tutaj nie kreślisz właściwie żadnych konkretnych sytuacji, przynajmniej do punktu, w którym mój mózg odmówił dalszej współpracy, więc nie można się połapać, czy dialog ma sens, nie mówiąc już o wyłapaniu tego sensu.

Celowe czy nie limit to 50 tys. znaków więc w pewnym momencie musiałem skracać i rezygnować z dodatkowych wątków

Mmmm, nie wiem, czy samo skracanie jest tu winne. W każdym razie pierwsza część tekstu wydała mi się, owszem, poszatkowana – ale nie przez dziury po wątkach, tylko przez rzeczy, które wiszą w próżni. Z niczym się nie łączą.

nie myli się tylko ten, kto nic nie robi, wszyscy się tu mylimy i pracujemy nad stroną językową swoich opowiadań

Otóż to. heart

Więc żeby je połączyć może faktycznie przeczytanie poraz drugi to jest ta właściwa liczba – z perspektywy czytelnika

Mmm, niekoniecznie. Widać, że rozdział drugi to retrospekcja – to akurat jedna z niewielu rzeczy, które były dla mnie jasne.

Wtedy czytelnikom łatwiej skupić się tylko na samej treści, bo nie potykają się o usterki językowe czy dialogowe. :)

Oj, tak.

Tym bardziej , że jest to debiut była to raczej zabawa formą.

… nie. Nie rób tak. Dopóki nie opanujesz formy, nie możesz się nią bawić. Naucz się chodzić, zanim zaczniesz tańczyć. Nie musisz pisać Głębokiej, Filozoficznej Odysei Symbolicznego Bohatera, ani teraz, ani wcale, jeśli nie chcesz. Dobra przygodówka też jest czymś wartościowym (często bardziej od GFOSB) i nie daj sobie wmówić, że nie. Tylko… wydarzenia w opowiadaniu powinny się trzymać kupy, świat powinien się trzymać kupy, i czytelnik nie powinien zostawać z zawrotem głowy. Na tym się skup.

Autor zaczynając pisać wcale nie był pewien dokąd go to doprowadzi i czym to się skończy. Bez tego nie było by raczej elementu zabawy ani przygody a autor nie ma zamiaru robić tego za karę.

Mmmm, ale skoro już napisał, to nie powinien od razu publikować, tylko dopieścić. Bo my też chcemy się pobawić :)

Bez minimalnego elementu chaosu byłoby to raczej nudne tworzenie dokumentu, pisanego bez przyjemności po prostu poświęcając się dla wyższego celu.

…? nie do końca wiem, co próbujesz powiedzieć, ale – nie. Raz, bujdy o "wyższym celu" są, no, bujdami. Nie przejmuj się nimi. Dwa – skoro pisanie Cię nie cieszy, a chcesz, żeby Cię cieszyło, to, hmm. Masz problem. Albo się do niego wdrożysz (co nie musi być proste, a bywa frustrujące), albo znajdziesz sobie inną zabawę. Bo, no, skoro Cię nie cieszy, a chcesz mieć uciechę?

Generalnie ja raczej j tu piszę jakieś rzeczy a dopiero potem dorabiam to tego ideologię.

Powtarzam – ideologia Ci niepotrzebna. I tak przekażesz jakieś elementy swojego światopoglądu, niektóre całkiem nieświadomie. Potrzebna Ci FABUŁA. Układ zdarzeń, które zaczynają się od jakiegoś stanu i przeprowadzają bohatera do innego stanu. Zdarzenia składające się na fabułę muszą być powiązane przyczynowo. Nie polecę Ci schematów, bo one raz, nie u każdego się sprawdzają, a dwa – na pewno się nie sprawdzą, kiedy sam nie wiesz, co chcesz napisać, i odkrywasz to po drodze. Ale jak już to odkryjesz, to musisz to jakoś uładzić. Może stwierdzisz, że potrzebujesz schematu, może nie.

są tu pewne informacje, poszlaki

Owszem, tylko poszlaki. Ogólnie wygląda to na współczesność, może niedaleką przyszłość.

Za chwilę rzeczywistość przegoni fantastykę

And you are so wrong :P

świetna okazja bo może w normalnej sytuacji by się nie skusił. A tu bombardowanie i narastający chaos. Więc mogło się udać

… sprzedać coś w trakcie bombardowania? Kto myśli o zakupach, kiedy mu bomby lecą na głowę?

oficjalnie jest żołnierzem, ratownikiem medycznym

A skąd my o tym wiemy?

specjalnie nim poniewierałem żeby się za bardzo nie roz-superbohat-erzył

? Gdzie tu superbohaterstwo?

gdzie nie muszę patrzeć na realistyczne warunki takie jak atmosfera i grawitacja

Atmosfera i grawitacja są raczej niezbędne do życia, więc…

Kiedy czytywałem samo czasopismo NF w latach dziewięćdziesiątych, czy były to może książki, też nie rozumiałem wszystkiego za pierwszym razem. Czasem musiałem sięgnąć po słownik wyrazów obcych, słownik języka polskiego albo encyklopedię.

Nie chodzi o to, żeby nigdy nie używać trudnych słów – chodzi o to, żeby czytelnika nie mylić użyciem słów niezgodnie z ich znaczeniem oraz metaforami, które odsyłają w kosmos. O problemach z gramatyką nie wspominając. Co do oczywistości i nieoczywistości – różnie bywa. Ja przy "Cryptonomiconie" nie miałam problemu z Catalinami na niebie (kontekst wystarczył), inni podobno mieli. Kiedyś opisywało się więcej i bardziej łopatologicznie, bo nie było filmów i Internetu, więc ludzie nie musieli wiedzieć, jak wszystko wygląda. Teraz już z góry wiedzą, więc opisuje się mniej. Ale ten problem możesz sobie odłożyć na później. Natomiast bohaterowie posługujący się szyfrem skojarzeniowym raczej męczą, bo czytelnik ma ma wielkich szans zrozumieć, o co właściwie chodzi.

Jeśli czytelnik dalej nie połączy kropek…to następne opowiadanie będzie o fascynującym spacerze ..po szarym chodniku.

Może dobrze by było zacząć od tego. Bo jeśli Autor nie potrafi opisać spaceru po szarym chodniku tak, żeby czytelnik zrozumiał, kto idzie, po co i dokąd, to nie wróży dobrze jego twórczości. Twoje dzieło nie musi być Arcydziełem. Najprawdopodobniej nim nie będzie, na pewno nie na tym etapie – ale powinno być chociaż czytelne.

Gdzie panuje rozleniwienie bo wszyscy myślą ,że to ćwiczenia

Błąd pierwszy (na ile mogę to ocenić) – ćwiczenia są po coś. Nie można ich tak sobie olać, bo służą, no, ćwiczeniu reakcji u żołnierzy (albo cywilów).

zostaje przyłapany przez Szymona na dziwnym zachowaniu

Dlaczego?

Tym bardziej ,że Skarbnik dostarcza mu plan.

I co w związku z tym?

Wspinając się w tunelu traci przytomność (brak tlenu,spadek temperatury ) i w malignie myśli że umarł.

To po co tam właził?

Wygląda na to, że nie udusił się w tunelu wspinając się po skałach tylko jakimś cudem dotarł na powierzchnię Marsa.

Jakim cudem?

Potężne eksplozje na horyzoncie zmuszają go do ucieczki.

Dlaczego? Gdyby się zbliżały, to rozumiem, ale chyba się oddalały.

W starej, opuszczonej bazie nie działa terminal.

Jak nie działa, skoro działa? I dlaczego terminal w opuszczonej bazie miałby w ogóle działać?

uzbrojony w znaleziony pistolet maszynowy przygotowuje zasadzkę nad nadciągającą grup

A nie lepiej by było się ukryć?

Tu opowiadanie się kończy i pozostajemy w niepewności co było dalej.

Czyli nie ma rozwiązania akcji?

Tak czy tak, motywem walk pomiędzy bazami “neomarsjan” mogłyby zostać dążenia do zajęcia terenów o korzystnych dla terraformujących względnie dla osiedleńców warunkach, lecz jakoś ani słowa nie znalazłem, o co walczą i kto z kim…

O, właśnie – ludzie robią rzeczy po coś. Mają powody. Mają motywacje. Rozmaite, ale mają.

jednak albo stosuje sie oryginalny i pełny skrót, albo przekłada na polski.

Tak.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Najpierw AdamKB

 

( do Tarniny w całości się odniosę potem ale muszę poczytać kilka razy bo przy drugim czytaniu miałem więcej wniosków na „tak” do tych uwag .Ze względu na dużą ilość uwag, zapytań i sugestii będę musiał też porządnie przysiąść do tego i poguglować . Pewnie zejdzie mi jakieś dwa, trzy tygodnie . Ale już wstępnie wydaje mi się, że 80-90 procent uwag Tarniny trzeba będzie wprowadzić ).

 

 

AdamKB

„. No i imię… Mniej komicznego nie znasz? „

 

 

Przypomina mi się scena z drugiego odcinka serialu „ Trzeci Oficer ” gdzie jeden z agentów pracujących dla generała nie-wia-do-mo-cze-go „ustawia” zwerbowanego ponownie Senta :

– Mówił ci Rezus, żebyś nie rżnął głupa czy nie mówił?

Na co Sent odpowiada:

– A Rezus to imię czy taka zabawna ksywka?

 

Ocet, wodny roztwór kwasu octowego, stosowany jako przyprawa zakwaszająca, w niewielkiej ilości wspomagająca trawienie ciężkostrawnych potraw, nawet tak surowych jak np. ten mój cały… ( no nie powiem gniot, z tego względu, że zbyt dużo czasu i energii włożyliście wszyscy w proces t e r r a f o r m o w a n i a tej ” jednoosobowej odysei „ więc moglibyście się poczuć urażeni ) w ten projekt literacki.

Sam wyraz „ocet” posłużył do wykombinowania nazwy jednostki, na której napis gapił się nasz koleżka przez okno dopóki nie otrzeźwiła go przychodząca wiadomość.

Jednak… ocet stosowany w nadmiarze ( ←tak jak owe trzy kropki ) może być szkodliwy dlatego rozważam zmianę tej ksywki. Niestety dopóki autor nie wymyśli innej ta aktualna pozostanie w użyciu chyba, że Szanowny Komentator ma pomysł na :

a) bardziej komiczną

b) neutralną

c) mądrzejszą ( bardziej cool)

 

 

 

 

 

 

Tarnina :

…zresztą to, to jest nadana przez znudzone wojsko ksywka, nic oficjalnego. „

– skąd Tarnina wie, że akurat nadana przez znudzone wojsko a nie wyniósł z „cywila”? Była w bazie?

 

Można przyjąć,że Skarbnikowi też się wcześniej oberwało ( były agent FBI? A dlaczego były? Wyrzucili go? Nakradł? Pewnie ma sztabki złota zakopane, taki skarb – i masz Skarbnik ).

Nadmiar spekulacji będzie prowadził jednak do prequela i sequela bo jest tu za dużo furtek i wyjaśnienie ich się tu nie zmieści.

– Oki, Login, dopiero dziś mam czas aby tu zajrzeć to paczam :)

 

 

Generalnie ja raczej j tu piszę jakieś rzeczy a dopiero potem dorabiam to tego ideologię.

 

– Jeśli idziesz na żywioł i piszesz “for fun” to zaczynam rozumieć czemu tak wygląda ten tekst :) I jak tak Ci sprawia to przyjemność to szpoko, baw się wedle uznania. Jednak weź pod uwagę, że czytelnik może mieć inne preferencje, oczekiwania i nawyki. I liczyć, że jednak jest tu jakaś główna oś fabularna, jakaś przewodnia intryga. Wówczas może dojść do kłopotów ze zrozumieniem takiego żywiołowego przekazu. To tylko moja uwaga a pisz po swojemu wedle uznania :)

 

 

„Dron kamikadze nie zatrzymywałby się aby spojrzeć ofierze w oczy. „

 

– No ale nawet wedle definicji drona kamikadze to czeski dron się tak nie zachowuje. Bo nie zrzuca Octowi żadnych karteczek, nie wzywa go do poddania się przez głośniki ani nie krąży nad nim aby go gdzieś zaprowadzić. Tylko zjawia się nagle tuż przed nim i zatrzymuje się. Co więcej Ocet ma przemyślenia, że dron może wybuchnąć w każdej chwili a jak się ruszy to też może wybuchnąć. No a nie wybucha od razu, chwilę później też nie. Więc wd mnie niezbyt się wpisuje w zachowanie drona kamikadze. Powinien go uderzyć i eksplodować. Nawet jeśli miałby jakąś awarię to by uderzył człowieka fizycznie. Zaś prędkości po kablach są tak szybkie, że w ciągu sekundy mógłby próbować uruchomić zapalnik dziesiątki albo setki razy. A on podlatuje, zatrzymuje się i po chwili zaczyna gadać. 

 

– Ogólnie to bardziej by mnie przekonywało jakby Ocet w pierwszym momencie się pomylił. Zanim się dokładnie przyjrzał dronowi, zanim ten się zatrzymał i zaczął gadać. Wtedy nawet by pasowało jak sie widzi coś ruchomego kątem oka i to w ruchu albo przez bardzo krótki moment. Wówczas pomyłka jest całkiem naturalna. 

 

– A te rozkminy o dronach to lepiej by chyba było zamieścić w w tekście a nie w komentach. Wówczas czytelnikowi byłoby łatwiej skumać dlaczego Ocet wziął drona za samobójczego. 

 

 

 

Pani Major– dlaczego czytelnik miałby znać każdą z osobę w bazie skoro patrzy oczami bohatera. Pani Major jest dość rozpoznawalna , Ocet ciągle wraca do sytuacji z córką w sali wykładowej, autokarów i widzi ją koło bewupa. Być może jednak masz rację i czytelnik ma wątpliwości czy to ta sama ( bo kapitan jest jeden ) może trzeba było ją oznaczyć np. nazwiskiem.

 

– A tekst piszeszcz dla czytelnika czy dla postaci z bazy? :) To dla nas, czytelników tekst powinien być czytelny i zrozumiały. Na moje oko to nawet jeśli jest jedyna kobieta-major w bazie i ogólnie to bardzo charakterystyczna postać to powinna mieć jakieś personalia podane. Wręcz szczególnie wtedy bo to podkreśla jej istotność, także dla fabuły. No chyba, że jest ważna w hierarchii ale dla fabuły niekoniecznie to wtedy można ją potraktować jak randomowego BN-a. Jeśli postać nie ma personaliów (imię/ksywa) to sprawia wrażenie pobocznej. I w moim udzczuciu ksywa “Pani Major” kiepsko pasuje do wojskowej bazy. Gdzieś “na mieście” gdzie wojskowi są nieliczni i jakiś mundurowy, do tego kobieta, do tego w stopniu majora może i mogłaby mieć taką ksywę. Bo to byłyby cechy które ją wyróżniają na tle innych. Ale w bazie wojskowej? Jedna z wielu mundurowych, zapewne oficerów też jest tam trochę. 

 

 

 

„To jest jakaś odyseja jednej postaci jaka przewija się przez kołowrót wydarzeń i osób „

– pięknie napisana recenzja, ach… jak pięknie. Jeśli to miał być zarzut to uważaj– część

czytelników może nie zrozumieć co poeta miał na myśli i potraktować to dosłownie jako komplement.

 

– No to jbc to chodziło mi o chaos i galimatias tych wydarzeń w opowiadaniu. No ale każdy napisany tekst podlega interpretacji przez każdego czytającego :)

 

 

 

– znowu odsyłam do nagłówka PODAWANIE NA TACY, ale są tu pewne informacje, poszlaki. Jest to po pojawieniu się obiektu Oumaoma czyli według stanu dzisiejszej wiedzy po roku 2017. Z rozmowy o programie Jenot można podejrzewać , że po 2019. Do tego trzeba też trzeba dodać czas podróży na Marsa. Za chwilę rzeczywistość przegoni fantastykę a, że to co się dzieje (sama obecność bazy na Marsie jest tajna) nie odbiega daleko od stanu na dzisiaj myślę, że umieściłbym akcję gdzieś między 2019 a 2025.

 

 

-Tak, widziałem te daty i fragmenty sugerujące początek XXI w. Ale co z tego? Sam Mars masz opisany przez pół opowiadania na tyle mętnie, że nawet brałem pod uwagę jakiś star gate i międzywymiarowe wycieczki. Nie wiadomo czego się spodziewać jak się siada do czytania nowego uniwersum. Dlatego przydałyby się konkrety. 

 

– Poza tym co to za argument? Równie dobrze można wspomnieć, że II WŚ skończyła się w 1945. Ale nie musi oznaczać, że akcja opowiadania dzieje się 10, 20 czy 50 l potem. Równie dobrze może dziać się 500 l później. Taki zapis świadczy tylko daty po jakich dzieją się opisywane wydarzenia ale nie mówi o tym ile czasu od nich upłynęło. Zwłaszcza jak opis kolonizacji Marsa sprawia wrażenia zaawansowanego co też musiało trochę potrwać od pierwszych załogowych lotów po rozbudowane bazy i wojnę między nimi. 

 

 

 

„I w tym galimatiasie nie widać żadnej myśli przewodniej. Jakiś typ wynurza się z jakiegoś bajora. Po co tam nurkował? Nie wiadomo. Co tam w ogóle robił? Nie wiadomo. „

– zrobię streszczenie na dole co i mnie pozwoli usystematyzować wiedzę. Jednak wydaje mi się ,że podstawowy ciąg przyczynowo-skutkowy jest zachowany.

 

– Może dla Ciebie jako autora wszystko sensownie wynika jedno z drugiego. Ale dla mnie to nie wiada o co tu chodzi i po co i dlaczego rzeczy się dzieją. 

 

 

 

„ W oddali ktoś odparował satelity oligarchy. „

– czym są satelity i do czego służą nie będę tłumaczył. Po co były używane patrz: rozdział pierwszy. Z tego wynika potem kto i dlaczego .

 

– Być może. Ale opis wygląda jak randomowy wybuch w jakimś filmie wojennym aby zrobić klimat bitwy.

 

 

„Handlarz chce coś sprzedać Octowi. „

– świetna okazja bo może w normalnej sytuacji by się nie skusił. A tu bombardowanie i narastający chaos. Więc mogło się udać. Z rozmowy na bramce SUFO może wynikać ,że handlarz jest podstawiony.

 

– Nie, nie, nie, handlarz nie jest podstawiony, nie dorabiaj do tego drugiego dna teraz :) A przynajmniej w tekście nie ma na ten temat ani słowa. Kuma, że pisane głównie z perspektywy głównej postaci więc ona mogłaby o tym nie wiedzieć ale wówczas czytelnik też tego nie wie. Jak chcesz aby czytelnik się nad tym zastanowił chociaż przez chwilę to musiałbyś jakoś umieścić tą informację w tekście. 

 

 

 

„W pewnym momencie jakiś specnazowiec nawet ma nóż na gardle głównej postaci i jak ostatni patałach nawet go nie dźgnie na pożegnanie „

– nie jest powiedziane, czy to był spetznazowiec ( chociaż jest wysokie prawdopodobieństwo, że tak ) czy jakiś agent wewnątrz Nato, który po ataku roju ponownie przywdział maskę medyka albo się położył udając rannego. Skutków ataku nożem już by nie cofnął, zamiar tak.

 

– Jw czyli dorabiasz drugie dno w trakcie dyskusji. Być może miałeś taki zamiar od razu przy pisaniu ale ponownie jak z handlarzem z tekstu to nie wynika. A jak nie wynika to tego nie ma. Jak tego nie ma to nie ma o czym gadać. Jak chcesz aby takie rzeczy były brane pod uwagę to muszą one wynikać z tekstu a nie z komentów pod nim. 

 

– I uważaj na te podwójne dna. Łatwo przekombinować. A wówczas stają się zbyt groteskowe aby brać je na poważnie a więc i można zacząć wątpić w cała intrygę. Takie rzeczy lepiej sprawdzają się w groteskowej komedii/parodii.

 

 

„Specnaz widocznie to taka sama rutynowa popierdółka jak cała reszta ataku na bazę. „

-ty to powiedziałeś hihihi . A poważnie to specjalna operacja przeciw Ukrainie też miała trwać góra kilka dni.

 

– To był taki mój skrót myślowy z tym specnazowcem. Ot uważam, że jeśli zawodowy wojak już ma nóż na szyi wroga to pewnie dałby radę chociaż go dźgnąć, może nawet na śmierć. Wiele zmiennych może tu wystąpić. A ten opisany w tekście nawet nie próbował dźgnąć Octa chociaż miał wyśmienitą do tego okazję, jak chyba nikt inny przez cały tekst. Dlatego dla mnie wygląda to sztucznie i nie kupuję tego kawałka. 

 

 

 

– nie jesteśmy Octem,towarzyszymy mu tylko w jego przygodach ale każdy czuje inaczej. Po za tym facet wiele razy chciał się załamać ale nie dano mu szansy bo musiał ogarnąć jakiś temat – ratować cudze życie zamiast użalać się nad własnym ( ha ha autor ma coś do przekazania tak mimochodem). Widocznie nie był lub nie chciał być zbyt mocno związany z tymi postaciami, a że spędzał jednak z nimi czas to przeżywał śmierć Anny chociaż przez chwilę. Ogólnie jednak przychylam się do tej lobotomii ,całość opowiadania wydaję się dość płaska i tej iskry tu brakuje.

 

– Ocet się zachowuje jak plastikowy żołnierzyk. Pomyśl jak wygląda to w realu. Jak umiera kolega z pracy, sąsiad, sprzedawca znad przeciwka. Jak wywołuje to chociaż chwilę wspomnień i zadumy związane z kimś takim. Już nie mówiąc jeśli to jest ktoś bliższy. A jeśli to ktoś w miarę młody i jeszcze zginął tragicznie to jeszcze bardziej jest to spotęgowane. Zastanów się nad tym na chwilę. 

 

– I skoro my, czytelnicy, znamy to z autopsji, to odruchowo przykładamy taką miarę do czytanego uniwersum. I porównujemy. To jeden z punktów gdy oceniamy czy postacie jakie oglądamy czy o nich czytamy zachowują się naszym zdaniem naturalnie czy nie. 

 

– Oczywiście jako autor postaci i uniwersum możesz je krewować dowolnie. I jak chcesz aby Ocet był wylobotomizowany z emocji to spoko. Ale czytelnik będzie oceniał jego zachowanie wedle własnych kryteriów. 

 

– A co do prób załamania się to mnie osobiście nie przekonują. Nie ma w nich owej refleksji i zadumy, poczucia przygniecenia ciężarem, tragedią, bólem. Ot niczym postać twardziela z gry rzuci kąśliwą myślą czy uwagą i natychmiast się otrząśnie po czym ruszy ratować świat. Mnie to nie przekonuje, dla mnie jest to sztuczne i nienaturalne. Znam przykłady gdy ktoś działał, walczył, pracował na pełnych obrotach mimo osobistej tragedii jakie właśnie przeżył ale to gdzieś w nich tkwi i w końcu wypłynie. U Ciebie jak masz krótką formę opowiadania to powinno wypłynąć w jej trakcie bo po prostu nie masz zbyt wiele miejsca na odkładanie tego w czasie i przestrzeni. A nie widzę aby coś takiego się działo dlatego dla mnie Ocet zachowuje się jak po emocjonalnej lobotomii. Nie wiem czy nie sklasyfikować go jako psychopatę/socjopatę. Psychopaci umieją na zewnątrz symulować emocje i poprawny socjal, często udaje im się oszukać otoczenie, zwłaszcza tych którzy słabiej ich znają ale są egocentrykami, egoistami i nie czują więzi, sympatii, pozytywnych emocji z ludźmi którzy ich otaczają. Ale nie jestem orłem z psychologii więc tylko tak symbolicznie zaznaczam. 

 

 

 

„Czasem do kogoś strzeli” – wydawało mi się ,że nasz twardziel przebył całą odyseję bez jednego wystrzału. Dosłownie. Nawet przez Anię mało karabinka nie zapomniał. A taki mało empatyczny ponoć.

 

– Skrót myślowy. Chodziło mi o ten kołowrót chaosu bez myśli przewodniej. 

 

 

„Ot, cwaniaczek jaki wedle scenariusza ma wyślizgać wszystkich. Jakby zginął to by mnie to nie ruszyło. Nawet nie wiadomo kim on właściwie jest, jaką pełni funkcję, czy jest żołnierzem czy kimś innym.”– oficjalnie jest żołnierzem, ratownikiem medycznym. Jednak jest też druga twarz , która zmusza czytelnika do podejrzeń i ocen, o których wspomniałeś.

 

– Jest żołnierzem? O. To nowość dla mnie. A jaki ma stopień? Czemu nikt sie do niego nie zwraca po stopniu? To powinno wynikać z tekstu. Czemu tak mało salutów? No w armii amerykańskiej to jeszcze rozumiem. Ale o ile wiem w WP oddawanie honorów starszemu stopniem ma długą i pielęgnowaną tradycję. Przez całą odyseję w bazie Ocet nie spotkał nikogo starszego stopnień aby oddać mu honory? Albo młodszego który by jemu zasalutował? A jeśli w Twoim uniwersum WP odeszło od tej tradycji to też powinno to wynikać z tekstu. Bez tego czytelnik który choć trochę ogarnia wojskowe klimaty będzie przykładał kalkę z naszego reala. 

 

 

 

„dodać empatii i uczuć, nie bój się, jak postać jest dobrze zaprojektowana to nie odbiera jej to twardzielstwa czy cwaniactwa a czyni bardziej ludzką „

– zlituj się , specjalnie nim poniewierałem żeby się za bardzo nie roz-superbohat-erzył. Może to jakiś jest cwaniaczek ale daj mu pożyć jeszcze. I tak ma traumę po tym wszystkim.

 

– Ale niech on zacznie odczuwać empatię do kogoś innego niż on sam :) Bo do samego siebie to raczej egocentryzm lub egoizm a nie empatia. :)

 

– I wiesz, egocentryczny czy wręcz egoistyczny bohater to może być ciekawa postać do czytania. No ale to musi być podane w czytelnej formie. 

 

 

„dodaj konsekwencje – facet jest podtopiony to zwłaszcza na Marsie powinien być zmarznięty i wykończony czyli chcieć się wysuszyć i ogrzać „

– tak to jest zdecydowanie najsłabszy element opowiadania i najtrudniejszy. Początkowo miałem chyba umieścić akcję w jakimś innej lokalizacji gdzie nie muszę patrzeć na realistyczne warunki takie jak atmosfera i grawitacja. Więc twoje połajanki okażą się niczym przy tym co zrobiliby astrofizycy czy technicy wojskowi kiedy by mnie dopadli.

 

– To już mniej istotne gdzie się toczy akcja. Może być na Marsie, innej planecie albo Ziemi. Grunt aby konsekwencje opisywać to otoczenie i konsekwencje wydarzeń. Nawet na małych sprawach. Jak na początku Ocet nurkuje w jakimś bagnie i wychodzi zmęczony to jest brudny i mokry. Jeśli to Mars to raczej by było zimno. Łatwo o hipotermię a może i śmierć. Zależy jakie tam lokalnie są warunki. Z tekstu to nie wynika. Więc naturalnym zachowaniem przemoczonego i zmarzniętego człowieka byłoby się wytrzeć do sucha i o ile to możliwe wymienić mokre ubranie na suche. U Ciebie nic takiego nie ma. Ocet sobie siada gdy jest mokry, zmęczony i brudny. Potem spotyka czeskiego drona, gadają sobie gdy Ocet wciąż jest mokry i brudny. Potem Ocet zasuwa do bazy. Gdzie wciąż cały czas jest mokry i brudny. A w bazie to już nie pamiętam czy on zmieniał ubrania, suszył się, brał prysznic itd. Efekt? W gruncie rzeczy Ocet nie zachowuje sie jakby był mokry i brudny co pod względem realności świata przedstawionego stawia to wszystko pod znakiem zapytania. On nurkował w końcu w tym bajorze czy nie? Bo jak nurkował to powinien odczuwać skutki mokrego zmarznięcia. A opis nic takiego nie przedstawia. Więc wygląda jak na niezbyt dobrze zaprojektowanych filmach gdzie postacie są potargane, przemoczone a ujęcie później znów są czyste, suche i mają świetnie zrobione fryzury. U Ciebie to samo, w sumie Ocet wyszedł z tego bajora mokry, brudny i oszlamiony ale po prawdzie to taka kosmetyka jaka mu absolutnie nie przeszkadza zasuwać do bazy i tam mieć ciąg dalszy przygód. 

 

 

 

„Masz niektóre techniczne gadżety fajnie pomyślane „

– Może starałem się dokładnie je przedstawiać ale powiem,że zupełnie nie zasłużona pochwała, wszystkie gadżety pochodzą z naszego świata, a takie wynalazki jak bomba grawitacyjna czy Mechy to już w Fantastyce wszystko było. Wszystko to już było i 20 lat temu i w osiemdziesiątych i pewnie w Starych Warsach tez. Więc nie ma tu niczego nowego, przechodzimy jeszcze raz przez to samo. Spodziewałem się raczej komentarzy w stylu „ Ojej , ale jesteś wtórny, wszystko to kopia tego co czytaliśmy i oglądaliśmy”. Bo tak jest.

 

 

– To, że coś już było nie oznacza, że nie można podać tego jeszcze raz. I może się kazać to ciekawe jeśli będzie dobrze zaprojektowane. Idąc tokiem np. fantasy to po co je pisać jak Tolkien już wszystko wymyślił? Jest tam magia, elfy, krasnoludy, orki itd. W takim rozumieniu to np. Sapkowski jest wtórny bo skpiował to wszystko. I każdy autor fantasy co nawet na to forum wrzuca swoje prace też jest wtórny bo przeca Tolkien już wszystko wymyślił :) No ale grunt aby te ogólne pomysły podać własnej inwencji i interpretacji, mieć na nie własny pomysł i sprzedać je w intereującej formie. Przecież elfy Tolkiena i Sapkowskiego to całkiem inne elfy mimo, że tak samo się nazywają. 

 

 

PODAWANIE NA TACY

 

– Wiesz jak chcesz pisać zagadkami i kluczem zrozumiałym dla wybrańców co posiedli tajemną wiedzę to możesz. Ale licz się z tym, że dla całej reszty to nie będzie zrozumiałe więc szanse, że im przypadnie do gustu spadają. Ludzie raczej lubią czytelne postacie i przykłady jakie robią na nich pozytywne wrażenie i są zrozumiałe. 

 

– Poza tym ja sam wiem jak irytujące jest czytanie rozmów czy tekstów gdzie wystepuje nadspecostwo. Profesyjny czy fandomowy żargon jaki jest dla mnie niezrozumiały. Odpychające. 

 

– A co do lektur Suworowa też kiedyś czytałem. Politica fiction mnie nie kręci to nie sięgałem po ten gatunek. A czytam głównie RPG, książki historyczne, reportaże i sf. 

 

 

STRESZCZENIE

 

– Dzięki za streszczenie. Trochę się wyjaśniło. Ale jest to dla mnie zbyt poplątane abym czuł się na siłach to oceniać. Wygląda jak szkic jakiegoś FPS gdzie logika i konsekwencja wydarzeń nie jest priorytetem tylko aby coś się działo. Osbiście też niezbyt przepadam za stylem mieszczania przeszłości i teraźniejszości. A retrospekcje wolę jak są czytelne jako retrospekcje. Tutaj nie widzę w tekście żadnego nawiązania, żadnego porządku jaki wynikałby z tego streszczenia jakie podałeś. Być może moje osobiste preferencje zaburzają mi perspektywę bo chaotyczny styl pisania nie jest czymś co lubię. 

 

 

 

– I póki co ode mnie tyle :) Powodzenia życzę przy klawiaturze :) 

skąd Tarnina wie, że akurat nadana przez znudzone wojsko a nie wyniósł z „cywila”?

Tak ściśle, to nie wie. Ale tak brzmi owa ksywka – jest mało poważna, zresztą wyraźnie pochodzi od akronimu nazwy jednostki, co mocno wskazuje na wojskowe pochodzenie.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Szanowny Autorze, komentator dziękuje za swego rodzaju zaproszenie do współkreowania centralnej postaci poprzez proponowanie dla niego imienia / imion do wyboru, lecz nie skorzysta z zaszczycającej propozycji. Od tej roboty to jest sam Autor… :-) :-)

<><><>

Całkowicie poważnie proponuję, abyś solidnie, przyglądając się poruszonym w komentarzach kwestiom ze wszystkich stron, przemyślał owe kwestie. Sama obszerność komentarzy z ich merytoryką poświadcza, że Twój tekst poruszył czytelnikami, więc pomimo wielu krytyk czytelnicy owi chętnie zapoznaliby się z tym samym bohaterem i tymi samymi wydarzeniami, ale w strawniejszym sosie podanymi. Bo to już tak jakoś jest, że najgorsza dla autorów jest pustka pod tekstem, dwa zdawkowe komentarzyki w stylu “przeczytałem, może być”… – “czepianie się” natomiast oznacza zainteresowanie. Jasne, nie musisz iść za podpowiedziami, zaszytymi w opiniach, ale chyba przyjemniej być autorem chętnie czytanym niż samotnikiem na niedostępnym dla plebsu Olimpie, plebs ów bowiem nie ma chęci (ani czasu) na wielogodzinne spekulacje, co też autor chciał przez to powiedzieć, pokazać.

Pozdrawiam

najgorsza dla autorów jest pustka pod tekstem

Otóż to.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

"Rychło w czas" bo własnie coś się zaczęło. Zwrot "rychło w czas" jest IRONICZNYM stwierdzeniem, że ktoś (coś) się spóźnił. Może też być użyty w znaczeniu "nie w porę". Wydaje mi się, że autor raczej miał na myśli "w samą porę" czy np. "w ostatniej chwili".

"… podziurawionej OD jakiegoś wybuchu" – "podziurawionej PRZEZ jakiś wybuch"

Gdzieś mignęły mi też "szyby wybite OD wybuchu …" – oczywiscie powinno być "szyby wybite PRZEZ wybuch "

Tarnina.

 

"Mmmm, ale skoro już napisał, to nie powinien od razu publikować, tylko dopieścić. Bo my też chcemy się pobawić :)

 

Właśnie bez was nie byłoby progresu i pisząc dalej do szuflady autor powielałby tylko te same błędy grzęznąc w koleinach Mecha. Na tym etapie potrzebna już była/jest interakcja z czytelnikiem.

 

Telewizja w wojsku

https://cyberdefence24.pl/armia-i-sluzby/cybermagazyn-podzialy-w-armii-byly-zolnierz-telewizja-w-wojsku-musi-byc-apolityczna

 

Cudzy czat na telebimie?

Przecież Sudakow z wojskiem współpracuje i jego satelity, więc skoro sam udostępnia informacje o sobie…

Autorowi też się wyświetla cudzy czat na twitterze:

https://x.com/elonmusk/status/1800140327015329924

 

 

 

Polimerowe magazynki

Tutaj pewnie trwało by długo odbijanie piłeczki – temat chyba do HydePark .

Generalnie powinni mieć i stalowe i polimerowe w celach testowania w warunkach Marsa.

Oba rodzaje mają swoje plusy i minusy.

 

 

 

 

 

Nie chce robić w więziennictwie? – wypalił z wrodzoną sobie nerwową prędkością Józefko Nataniel i pobiegł dalej.

"O co chodzi?

 

Jeśli pytanie dotyczy bezokolicznika to był to zabieg celowy – niektórzy ludzie mówią w taki dziwny sposób i autor przeniósł tę kalkę z realu. Dlaczego tak mówią i skąd pochodzenie tej formy wypowiedzi – autor nie wie.

Jako ,że jest to debiut niechaj wszyscy mówią poprawną polszczyzną

i zmienię fragmenty z Natanielem i Skarbnikiem na prawidłową odmianę.

 

 

Niczym mina podskakująca, mająca zaraz wszystko poszatkować,

"?

( muszę zmienić na wyskakująca ale co zrobi wtedy Nataniel?Podskoczy?)

Autor użył przenośni i nawiązał tu do miny bojowej o nazwie Betty

https://en.wikipedia.org/wiki/Bouncing_Betty_(disambiguation)

( znany też jest jugosławiański odpowiednik PROM-1) która działa właśnie w ten sposób tzn. wyskakuje w górę na 1metr i wtedy wybucha.

Kierując się informacjami na temat afery jaka dotknęła wydawców serii Call of Duty, wskutek której następne wydawnictwo w postaci gry Call of Duty Ghosts pozamieniało nazwy prawdziwej broni na bardziej fikcyjne, autor pousuwał z opowiadania „Nie Ma Złotych Karabinów” nazwy firmowe produktów takich jak:

– Karabiny MSBS Grot , które miały pojawić się na stołówce :

„Do sali we­szła ko­lej­na grupa żoł­nie­rzy, wszy­scy pod bro­nią. Po­li­me­ro­we, przej­rzy­ste ma­ga­zyn­ki i nowe mo­de­le pol­skich ka­ra­bi­nów – eks­por­to­wych hitów.”

-BWP Stryker (będący na wyposażeniu WP w momencie rozpoczęcia pisania opowiadania)

– Skorpion– złoty pistolet maszynowy czeskiej produkcji (nielegalna replika bez numerów).

Telebim rozbrzmiewał przejmującym zawodzeniem muezzina w zwiastunie programu z minaretem w tle.

"…? Dlaczego?

 

Na telebimie jest emitowany program historyczny o ataku na pałac w Kabulu podczas sowieckiej okupacji Afganistanu– stąd element religii muzułmanskiej w postaci śpiewu.

Program na telebimie jest wymyślony ale wydarzenia autentyczne więc może być celowo emitowany aby żołnierze mogli się zapoznać z analizą szturmu.

 

 

Wychodził przekopując ze złością odłamki porcelany.

"…? Spadła jedna taca, czy cała stołówka jest zasypana skorupami?

 

 

 

Widzę to tak jak na załączonym poniżej obrazku ale bohater ( jeśli chciałby utrzymywać, że tylko przechodził ) może wchodzić z prawej i wyjść z lewej strony ekranu więc skorupki usunę.

 

 

 

 

 

 

 

 

Nie odpuszczał telebim.

"?

-Antropomorfizacja

 

https://pl.wikipedia.org/wiki/Antropomorfizacja

 

 

Między ścianą i prostokątnymi donicami, z których wyłaziły eksperymentalne rosiczki, ktoś pieprznął pudełkiem z jogurtem.

"Między ścianą a prostokątnymi donicami. Rozumiem, że całe pudło jogurtu ktoś po prostu zmarnował. Czemu? Nikt tego nie sprząta – dlaczego?

 

-Moim zdaniem powinni normalnie ucinać ręce. To jest skandal. Jak rosiczki połakomią się na jogurt to jutro nie wiadomo, zeżrą żandarmerię?

Powinni tego zabronić.

 

 

Na końcu chodnika trzeba było przejść między białymi kaburami Żetonów.
 

https://wsjp.pl/haslo/podglad/68892/kabura 

 

"Może to i metonimia, ale w tej chwili już niczego nie wiem.

 

Myślę,że chodziło o tę właśnie metonimię ( nowe słowo poznałem ).

 

Generalnie autor jeśli widzi w realu żandarmerię to obsesyjnie rzucają mu się w oczy te białe pasy z białymi kaburami i na filmach amerykańskich też. Taki był chyba od zawsze cel projektantów. Dlatego taka percepcja bohatera.

 

 

trochę suche i nierozczesane

"Mmm, nie jesteśmy aby w wojsku? Czemu pan wojskowy myśli o włosach koleżanek?

 

Pytanie powinno brzmieć : Czemu pan wojskowy myśli o włosach koleżanki. Liczba pojedyncza.

 

 

 

 

 

świetna okazja bo może w normalnej sytuacji by się nie skusił. A tu bombardowanie i narastający chaos. Więc mogło się udać

"… sprzedać coś w trakcie bombardowania? Kto myśli o zakupach, kiedy mu bomby lecą na głowę?

 

Obaj siedzą w pędzącym metrze więc nie mają ruchu– bombardują czy nie bombardują.

Znowu ten Afganistan :

Przykładów na to, jak narkotyki pojawiają się w trakcie konfliktów czy kryzysów, jest wiele, ale jednym z bardziej znanych jest sytuacja w Afganistanie, zwłaszcza w czasie wojny z ZSRR w latach 80. XX wieku. W wyniku tego konfliktu, który trwał dziesięć lat, Afganistan stał się jednym z głównych producentów opium na świecie. W wielu przypadkach narkotyki były wykorzystywane zarówno przez bojowników, jak i cywilów, jako sposób na przetrwanie w ekstremalnych warunkach.

Bojownicy, walczący zarówno z siłami radzieckimi, jak i wewnętrznymi przeciwnikami, często sięgali po narkotyki, aby znieczulić się na ból, zmęczenie i stres związany z walką.

Inny przykład to sytuacja w Wietnamie (1965-1975), gdzie amerykańscy żołnierze uzależniali się od heroiny. Narkotyki były łatwo dostępne w Azji Południowo-Wschodniej, a wojna stwarzała ekstremalne warunki psychiczne i fizyczne, co prowadziło wielu żołnierzy do uciekania się do narkotyków, aby poradzić sobie z traumą, stresem i przerażającą rzeczywistością wojny.

 

Kiedy Niemcy w 1940 roku napadły na Francję, żołnierze Wehrmachtu byli pod wpływem 35 milionów dawek pervitinu. Preparat ten, którego składnikiem czynnym jest metamfetamina, zwana dzisiaj crystal meth, w zasadzie umożliwił wojnę błyskawiczną i stał się w nazistowskim państwie prawdziwym ludowym narkotykiem. Narkotyki zażywali również najwyżsi dowódcy Trzeciej Rzeszy. Göringa z powodu jego zamiłowania do morfiny przezywano „Möring”, a rzekomo będący abstynentem Hitler codziennie potrzebował zastrzyków opioidu silniejszego od heroiny.

 

"Można było się dostać przez balkon. Zaraz, a ten mech nie jest zepsuty?

Powiedziane jest tylko i aż, że nieruchomy i nieczynny. Poczta po 16.00 też może być nieczynna co nie znaczy, że nie zacznie pracy jak zwykle następnego ranka by zakończyć znów o 16.00. Tak samo jak koparka w trakcie ślimaczącego się miesiącami remontu ulicy nie zawsze zjeżdża na bazę tylko tkwi w miejscu robót przez noc. Po wybuchach nuków/ hfc być może już nie będzie funkcjonował ale szczątki wahadłowca mógł tam naznosić rok wcześniej. Zakładajac, że mech działa mógł skończyć prace pod nadzorem cywilnych kolonistów o 15.00 a bohater pojawił się później. Koloniści-cywile prawdopodobnie też anulowali grafik prac dzień wcześniej z powodu desantu Rosjan.

 

 

Potężne eksplozje na horyzoncie zmuszają go do ucieczki.

"Dlaczego? Gdyby się zbliżały, to rozumiem, ale chyba się oddalały.

 

Chyba? To wiemy czy nie wiemy? W tekście nie jest napisane , że się oddalają. Nie jest napisane, że się przybliżają. Bohater nie ma pewności czy to aby nie są wybuchy nuklearne więc nawet gdyby się oddalały to narażony jest na nadciągające promieniowanie choćby z pierwszej najbliższej eksplozji. Przemieszczanie się w kierunku przeciwnym do fali promieniowania nawet jeśli nie uchroni go w stu procentach jest logiczną koniecznością, która może zmniejszyć dawkę promieniowania na jakie będzie narażony.

 

 

 

Wyrywając obolałe ciało ze skamieliny wyczerpania rzucił się do tyłu rozchlapując błoto

"Ta metafora jest zupełnie bez sensu. Z jakiej skamieliny? O co chodzi? Poza tym – rozdzielaj zdania podrzędne.

 

Metafora personifikująca? Ze zmęczenia siedział jak skamieniały?

 

 

PIPBOY79

 

W pewnym momencie jakiś specnazowiec nawet ma nóż na gardle głównej postaci i jak ostatni patałach nawet go nie dźgnie na pożegnanie. Ten Specnaz widocznie to taka sama rutynowa popierdółka jak cała reszta ataku na bazę.

 

Jeśli ta symulacja jest zgodna z faktami to też wiele brakowało do chirurgicznej operacji.

12:03-12:47

https://www.youtube.com/watch?v=bpm5dPIULF0

 

 

Pan Andrzej Sapkowski przyznał, że jak pisał to czasem ogon wywijał psem a fabuła zaczynała żyć własnym życiem.

Przerabiam to opowiadanie żeby je uprościć czy uzasadnić co wynika z czego i dlaczego. I mam wrażenie, że coraz bardziej gmatwam. Poziom intryg tylko narasta i prowadzi do kolejnych spekulacji. Może usunę całość i będę wrzucał małe fragmenty poprawionego tekstu?

 

Właśnie bez was nie byłoby progresu i pisząc dalej do szuflady autor powielałby tylko te same błędy grzęznąc w koleinach Mecha. Na tym etapie potrzebna już była/jest interakcja z czytelnikiem.

A, to chyba że tak. Ta potrzeba zjawia się na bardzo różnym etapie u różnych autorów, jeśli mogę zaryzykować uogólnienie moich obserwacji. Po prostu u mnie pojawia się późno :)

Autorowi też się wyświetla cudzy czat na twitterze:

Hę.

Jeśli pytanie dotyczy bezokolicznika to był to zabieg celowy – niektórzy ludzie mówią w taki dziwny sposób i autor przeniósł tę kalkę z realu.

Akurat wypowiedź jest jasna (i najzupełniej poprawna), tylko didascale dziwne.

Autor użył przenośni i nawiązał tu do miny bojowej o nazwie Betty

O tych minach coś chyba kiedyś słyszałam, ale jak to się nazywa po naszemu, nie mam pojęcia.

Na telebimie jest emitowany program historyczny o ataku na pałac w Kabulu podczas sowieckiej okupacji Afganistanu– stąd element religii muzułmanskiej w postaci śpiewu.

Dobra, tylko jak to leży w kontekście?

Widzę to tak jak na załączonym poniżej obrazku

Nie wiem, jak Ci to uświadomić, ale obrazek nie znajduje się na serwerze… Żeby wkleić własny obrazek do posta, musisz go najpierw wysłać na serwer:

klikasz zakładkę “Wyślij”:

Wybierasz plik (normalne okno windowsowe), potem go wysyłasz przyciskiem “Wyślij” (inaczej nie trafi na serwer!) i dopiero wtedy klikasz OK.

-Antropomorfizacja

Wiem, co to jest antropomorfizacja, ale czy ona jest tu zasadna? Czy ma sens? Na co wskazuje?

Jak rosiczki połakomią się na jogurt to jutro nie wiadomo, zeżrą żandarmerię?

We wojsku porządek musi być, szeregowy! :P

Myślę,że chodziło o tę właśnie metonimię ( nowe słowo poznałem ).

Cieszę się, ale pozostaje faktem, że kabura to nie żołnierz.

Generalnie autor jeśli widzi w realu żandarmerię to obsesyjnie rzucają mu się w oczy te białe pasy z białymi kaburami i na filmach amerykańskich też.

Hmm. Może i tak…

Pytanie powinno brzmieć : Czemu pan wojskowy myśli o włosach koleżanki. Liczba pojedyncza.

A skąd mam wiedzieć, że tylko tej jednej? Liczba mnoga jest bezpieczniejsza.

Obaj siedzą w pędzącym metrze więc nie mają ruchu– bombardują czy nie bombardują.

Dobra, znowu nam się semantyka rozjeżdża. To, że żołnierze handlują na boku, to ani nic nowego, ani dziwnego – ale nie w czasie bombardowania. (Chyba że to "Paragraf 22", tam był taki – ale to miało konkretny cel.)

Powiedziane jest tylko i aż, że nieruchomy i nieczynny.

No, dobra, to ma sens, choć paliwo nie jest wieczne, a maszyny korodują.

Chyba? To wiemy czy nie wiemy? W tekście nie jest napisane , że się oddalają. Nie jest napisane, że się przybliżają.

Chyba. Ja nie wiem. Próbowałam coś sobie poukładać, ale – jak widać – wysiłki spełzły na niczym.

Metafora personifikująca? Ze zmęczenia siedział jak skamieniały?

Hmmm. Mniej karkołomne, to na pewno.

Może usunę całość i będę wrzucał małe fragmenty poprawionego tekstu?

Nie wiem, czy to pomoże. Ale w ogóle nie wiem, jaką strategię Ci tu doradzić, więc nie doradzę żadnej.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nowa Fantastyka