
Opowiadanie, mam nadzieję lekkie i przyjemne (tym razem), choć niezbyt ambitne. Ale ufam, że Wam się spodoba.
Opowiadanie, mam nadzieję lekkie i przyjemne (tym razem), choć niezbyt ambitne. Ale ufam, że Wam się spodoba.
W ciemnej, pozbawionej okien izbie jedynym dźwiękiem, jaki można było usłyszeć był szmer biegającej w poszukiwaniu jedzenia małej myszki. Już wystarczająco dużej, aby stanowić pełnowartościowy posiłek dla dorosłego kota, ale wystarczająco młodej, by zbagatelizować to zagrożenie i beztrosko poruszać się po całej izbie, gdzie była widoczna jak na widelcu. W pomieszczeniu znajdował się tylko jeden mebel – mały, drewniany stołek, pokryty grubą warstwą kurzu. Mysz raz po raz przebiegała między jego nogami, gdyż w tym miejscu dziwnym sposobem pojawiały się smakowite okruszki chleba.
Ciszę przerwał huk otwieranych drzwi. Ktoś wszedł do izby i zatrzymał się za progiem. Jego sylwetka na tle półmroku świtu wydawała się groźna i majestatyczna. Razem z nim do izby wleciało przeraźliwie zimne powietrze i chmura śniegu, niknącego w cieple, zanim zdążyły opaść na podłogę. Mysz skuliła się za jedną z nóg stołka, czując jak chłód przeszywa jej maleńkie ciałko.
– Nie sądziłem, że odważysz się zaszyć w tym miejscu – odezwał się przybysz, zdejmując kaptur i strzepując z niego śnieg.
Nagle tuż obok myszki coś się poruszyło. Tak blisko, że uciekła w panice, zostawiając wszystkie cenne okruszki.
– Zamknij drzwi – powiedział siedzący na stołku mężczyzna. Głos miał gruby i ponury.
– Po co ci było to maskowanie? – Drzwi zamknęły się z kolejnym hukiem. Przybysz sięgnął za pazuchę. Chwilę później w całej izbie zrobiło się jasno, jak w słoneczny dzień. Samotna myszka skuliła się w rogu, nie mając dokąd uciec. – Mnie i tak w ten sposób nie zwiedziesz…
Jego słowa zastygły w krtani, gdy blask światła zalał człowieka, którego tak dobrze znał, a niegdyś szanował bardziej niż własnego ojca. Znał te szczere, niebieskie oczy. Znał tę brodę, znad której dawniej tak często się uśmiechał. Znał te dłonie, zwłaszcza prawą, którą tak często był karcony… która trzymała teraz gotową do strzału kuszę.
– Przyszedłeś porozmawiać?
– Dobrze wiesz po co przyszedłem.
– A mimo tego rozmawiamy. A czas ucieka.
Patrzyli na siebie z nieskrywaną wrogością, zastygli niczym marmurowe posągi. Żaden nie chciał pierwszy wykonać nawet najmniejszego ruchu.
– Czyżbyś się zastanawiał co jest szybsze: bełt z kuszy, czy twoja magia? Ja znam odpowiedź. Pytanie, czy ty potrafisz ocenić sytuację.
Przybysz nie mógł nie zakląć w myślach, słysząc te słowa. Nawet teraz, nawet po tym wszystkim, w takim położeniu, ten człowiek nie przestawał go szkolić.
– Czemu się wycofałeś? – zapytał, starając się nie patrzeć na kuszę wycelowaną w swoją pierś. – Myślałem, że mamy ten sam cel.
– Myślenie nigdy nie wychodziło ci zbyt dobrze.
– To, co robisz… Nic już nie będzie takie samo.
Pierwsze promienie porannego słońca zaczęły przedostawać się do izby, niczym przednia straż potężnego władcy, który w jednej chwili jest w stanie rzucić świat na kolana.
– I tak jest już za późno, prawda? Inaczej nie czekałbyś tu na mnie.
– A łudziłeś się, że nie jest?
– Może i nie. Może wiedziałem, że tak będzie. Może chciałem po prostu spojrzeć ci w oczy i poznać prawdę.
– Naprawdę myślisz, że musisz?
– Dlaczego? Dlaczego tak to poprowadziłeś?
Mężczyzna z kuszą po raz pierwszy opuścił wzrok, wpatrując się w ostrze bełtu.
– Aby udowodnić, że wszyscy jesteśmy tacy sami. Nawet on.
***
Nadeszła ta chwila.
Uśmiechnąłem się szeroko, gdy ujrzałem znajome mury. Miasto, które przez połowę mojego życia, nie wiedząc czemu nazywałem domem, teraz witało mnie białym dymem i szeroko otwartymi wrotami, które niczym ramiona matki witały tryumfalnie powracającego syna.
Powóz podskoczył, a ja roześmiałem się głośno, gdyż doskonale znałem kamień o który właśnie stuknęło koło. Znamienne, że już trzynaście lat minęło odkąd byłem tu ostatni raz, a nic się nie zmieniło. Nawet droga była tak samo dziurawa, jak dawniej.
Tym bardziej mnie to ucieszyło.
– Dotarliśmy, o Najjaśniejszy – odezwał się dowódca straży.
– Kierujemy się prosto do ratusza. Chcę jak najszybciej przemówić.
Znów poczułem, jak moje serce zaczyna bić szybciej. „O Najjaśniejszy”. Niegdyś sam musiałem używać tego zwrotu, korzyć się przed kimś, do kogo nie miałem żadnego szacunku. Teraz to ja sam świecę najmocniej. Osiągnąłem to. Pomimo wszystkich kłód, które całe to przeklęte miasto rzucało mi pod nogi. Pomimo tego, że byłem sam przeciw całemu światu a moim jedynym orężem była wytrwałość, ciężka praca… i kilku przyjaciół mających kontakty w półświatku. Ale teraz to bez znaczenia. Nikt nie jest w stanie powiązać mnie z wydarzeniami w Gunei, nawet gdybym nie był tak ostrożny. I tak oto wracam. Wracam do rodzinnego miasta w glorii chwały, olśniewając jej blaskiem te wszystkie znajome twarze, które nieraz ze mnie kpiły. Osiągnąłem to! Stanąłem na szczycie, z którego można patrzeć wyłącznie w dół. Pokonałem wszystkie możliwe przeszkody, przekroczyłem wszystkie granice! Stanąłem na czele Kapituły, zostałem uznany najsilniejszym magiem na świecie!
Nagły wstrząs sprawił, że uderzyłem głową w sufit, nabijając sobie sporego guza. Powóz przechylił się, a ja wyskoczyłem na zewnątrz, gdzie moja eskorta własnymi rękami starała się nie dopuścić, by zsunął się do rowu. W tłumie gapiów nie dostrzegłem nic podejrzanego, jednak gdy użyłem postrzegania mentalnego, wyczułem uciekającego ciasnymi uliczkami chłopca, który celnym zaklęciem strzaskał koło w moim powozie. Tak młody mag, władający magią ognia to wielka rzadkość i w innych okolicznościach pewnie bym go dogonił. Jednak wtedy wyczułem coś znacznie bardziej niepokojącego. Potrzebowałem skupienia.
– Najjaśniejszy, dalej nie pojedziemy – dowódca eskorty podszedł z przepraszającą miną i starając się nie patrzeć mi w oczy. – Wymiana koła potrwa jakiś czas…
– Nie szkodzi. Przejdę się.
– Wyślę z panem dwóch moich ludzi. Dojedziemy wkrótce z pańskimi rzeczami.
– Widzimy się w ratuszu.
Idąc w stronę centralnego rynku, starałem się udawać, że nie zwracam uwagi na te wszystkie wpatrzone we mnie i szepczące głowy. Znałem wiele z nich, choć zapewne znacznie mniej niż ich znało mnie. Todd, syn rzeźnika, który kiedyś wepchnął mnie w stertę krowich flaków, bardzo zmężniał i najwidoczniej zdążył się ożenić. Ten zabawny sposób rozdziawiania gęby został mu do dziś.
Kiedy szedłem, tłum rozstępował się, tworząc prosty korytarz do samego ratusza. Przestałem zwracać jakąkolwiek uwagę na gapiów. Prawdę mówiąc, niemal całkiem wyłączyłem podstawowe zmysły, skupiając się na sondowaniu całego miasta. Przeciętni obywatele nie mogli tego wyczuć. Jednak ci, którzy byli moim celem sami się ujawnili – czując moją potężną siłę mentalną, odruchowo zaczynali tłumić swą obecność. Zdumiało mnie, jak wielu ich było, ukrytych w niemal każdym zakamarku miasta. Nie wyczuwałem jednak żadnych złych intencji, jedynie zaciekawienie, a ich magia była dość przeciętna. Dziwne.
Gdy w końcu dotarłem do ratusza, starosta natychmiast wybiegł na spotkanie, kłaniając się w pas i witając ze wszystkimi honorami. Zdumiewające. Ten sam człowiek piętnaście lat temu, świeżo po objęciu urzędu nazwał mnie nierobem, który niczego w życiu nie osiągnie. A wszystko dlatego, bo poprosiłem go o pożyczkę na leki dla matki.
– Cieszymy się, że nas odwiedziłeś Fanko…
Urwał, widząc moje spojrzenie. Pewność siebie, która jeszcze chwilę temu emanowała z jego oczu w jednej chwili całkiem wyparowała.
– Proszę tędy… – dodał, znacznie ciszej – o Najjaśniejszy…
Zaprowadził mnie na najwyższe piętro ratusza, tuż pod dzwonnicą, nie odzywając się więcej ani słowem. Fakt, że wybrałem właśnie to miasto musiał dla niego wiele znaczyć. Tradycyjnym zwyczajem Głowy Kapituły było, zaraz po objęciu stanowiska, powołanie jej składu, poprzez osobiste zaproszenie magów, których uznaje za odpowiednich. A dla zarządcy każdego miasta, fakt posiadania wśród swoich obywateli członka Kapituły, w szczególności przy boku samej Głowy, która w dodatku stąd pochodzi, był niewątpliwie ogromnym atutem politycznym.
Pożałowałem, że nie zobaczę jego miny gdy uświadomi sobie jak bardzo się pomylił.
Wyszedłem na taras. Na całym rynku zgromadzili się chyba wszyscy obywatele tego zapyziałego miasta. Tak ważne wydarzenie nie miało tu miejsca od wielu dekad.
Ponownie wyczułem dziwne zakrzywienie w przepływie magii, w obrębie miasta. Ci, którzy do tej pory chowali się w różnych zakamarkach teraz zaczęli działać. Być może nie było to nic groźnego, ale nawet gdyby spróbowali mnie zaatakować, byłem pewien swoich mocy i w razie potrzeby bez trudu ochroniłbym cały ratusz.
Wziąłem głęboki oddech, by przemówić do tłumu. To była ta chwila. Chwila na którą czekałem całe życie… Chwila, która potem prześladowała mnie przez całą resztę mojego nic niewartego życia.
Gwałtowny wybuch wstrząsnął całym miastem, które w jednej chwili rozbłysło żółtą poświatą. Wstrząs, który pojawił się ułamek sekundy później, sprawiał wrażenie, jakby ziemia rozstąpiła się, ofiarując piekielnym odmętom wszystko, co znajdowało się po tej stronie miejskich murów. Oczy zaszły mi mgłą i odruchowo rzuciłem przygotowane wcześniej zaklęcie ochronne. Jakaś siła rzuciła mnie na kolana tak mocno, że ból przeszył całe moje ciało. Dłuższą chwilę zajęły mi próby podniesienia się. Wszystko nagle ucichło, a ja, krztusząc się od pyłu wpadającego do płuc, w końcu zacząłem odzyskiwać wzrok. Opierając się o balustradę tarasu, spojrzałem na moje rodzinne miasto, którego teraz praktycznie nie było.
Większość najwyższych budynków została zniszczona. Wszędzie wokół unosił się pył i dym. W kilkunastu miejscach płonął wielki ogień, w którym wyraźnie wyczuwałem magię. Poczułem jak moje nogi ponownie odmawiają mi posłuszeństwa, jednak wtedy wiatr rozwiał chmurę dymu z rynku i ujrzałem widok, który od tamtego momentu każdej nocy sprawiał, że budziłem się zlany potem.
Wszyscy nie żyli. Wszyscy leżeli martwi. Każdy człowiek, każdy mężczyzna, kobieta i dziecko, którzy przyszli aby wysłuchać mojego przemówienia, teraz leżeli bez oznak życia pod moimi stopami. Podobnie było w bocznych ulicach. Pomimo tego, że wysilałem do granic możliwości wszystkie zmysły, a także wyczuliłem się w niemożliwym wręcz stopniu na magię, nie mogłem odnaleźć żadnej oznaki życia.
Prawdziwy cmentarz.
Ktoś trącił mnie w ramię. Odwróciłem się i zobaczyłem dwóch moich ludzi, starostę oraz kilkanaścioro jego pomocników w głębi pomieszczenia. Ich twarze mówiły wszystko. Starosta coś do mnie mówił, jednak najwyraźniej całkiem straciłem słuch. Zebrałem wszystkie siły i przeskoczyłem przez balustradę, tuż nad ziemią hamując magicznie upadek i podbiegłem do najbliższego człowieka. Brak pulsu. Jednak nie zauważyłem również żadnych obrażeń.
Próbowałem. Starałem się. Robiłem wszystko, by ocalić choć jedno życie. Ja, specjalista w magii leczącej, dla którego żadna znana ludzkości choroba nie mogła postawić granicy nie do przejścia, teraz nie byłem w stanie uratować żadnego w tych żyć. Wiele twarzy znałem, z wieloma spędziłem dzieciństwo. Teraz, jako ich obrońca, sprowadziłem na nich zgubę.
Wiele godzin minęło. Tysiące ciał przeszło przez moje ręce. Jednak nie mogłem uratować ani jednego. Byłem bezsilny. Moje ręce, moje niezawodne ręce i potężna magia teraz były całkowicie bezwartościowe.
Śmierć.
Wycieńczony padłem na kolana, gdzieś pod murami miasta. Łzy bezsilności spływały po moich policzkach i opadały na piasek, tworząc błoto, w które w jednej sekundzie zamieniło się moje życie. Ogień już dogasał. Przeraźliwa cisza w mojej głowie miała zostać ze mną już na zawsze. Wtedy też pojawił się cichy, świdrujący niczym wiertło dentystyczne głosik, uświadamiający mi, że całe moje życie było jedynie bagnem, w które wskoczyłem nie nabierając nawet powietrza.
Winny.
Hej, bardzo dużo niewiadomych w tym opowiadaniu, nie wiem jak początek z myszą ma się do Fanko, nie wiem jak osiągnął sukces, nie wiem jak działa magia w tym świecie i właściwie o czym jest opowiadanie. Na plus wypada przedstawienie scenki z perspektywy myszy :). Takie zabiegi urozmaicają historię i dobrze, że je stosujesz. Trochę szkoda, że zamiast opowiadania wyszedł fragment bo sama historia mnie zaciekawiła :). Pozdrawiam :)
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Rzeczywiście krótki fragment, co nie zmienia faktu, że czytało się dobrze.
Witaj. :)
Ze spraw technicznych zatrzymały mnie fragmenty (zawsze – tylko do przemyślenia):
Razem z nim do izby wleciało przeraźliwie zimne powietrze i chmura śniegu, niknącego w cieple, zanim zdążyły opaść na podłogę. - błąd składniowy – co zdążyło?
– Dobrze wiesz (przecinek?) po co przyszedłem.
– Czyżbyś się zastanawiał (i tu?) co jest szybsze: bełt z kuszy, czy twoja magia?
Powóz podskoczył, a ja roześmiałem się głośno, gdyż doskonale znałem kamień o który właśnie stuknęło koło. – brak przecinka przed który?
Kwestię interpunkcji trzeba jeszcze dokładnie prześledzić i nanieść poprawki, ja już reszty nie wypisuję.
Znamienne, że już trzynaście lat minęło odkąd byłem tu ostatni raz, a nic się nie zmieniło. Nawet droga była tak samo dziurawa, jak dawniej. – powtórzenie?
– Najjaśniejszy, dalej nie pojedziemy – dowódca eskorty podszedł z przepraszającą miną i starając się nie patrzeć mi w oczy. – niepoprawny zapis dialogu?
Znałem wiele z nich, choć zapewne znacznie mniej niż ich znało mnie. Todd, syn rzeźnika, który kiedyś wepchnął mnie w stertę krowich flaków, bardzo zmężniał i najwidoczniej zdążył się ożenić. – pierwsze zdanie ma niepoprawny styl, potem przed „Todd” są dwie spacje, do tego jest też powtórzenie?
Oczy zaszły mi mgłą i odruchowo rzuciłem przygotowane wcześniej zaklęcie ochronne. Jakaś siła rzuciła mnie na kolana tak mocno, że ból przeszył całe moje ciało. – znowu powtórzenie?
A zatem powtórzenia także warto sprawdzić i usunąć, ja już dalszych nie wypisuję.
Ja, specjalista w magii leczącej, dla którego żadna znana ludzkości choroba nie mogła postawić granicy nie do przejścia, teraz nie byłem w stanie uratować żadnego w tych żyć. – literówka?
Wiele twarzy znałem, z wieloma spędziłem dzieciństwo. – tu też zgrzyta styl, dziwnie brzmi, że z twarzami spędzało się dzieciństwo (?)
A więc co do strony językowej warto jeszcze dokładnie sprawdzić i poprawić całość, ja już pozostałych usterek nie wypisuję.
Masz ciekawy pomysł na opisany świat, ale zachęcam do jego uzupełnienia i poszerzenia, bo obecnie wydaje się, że to pewne streszczenie niewielkiej części akapitów dużo obszerniejszego opowiadania. :)
Pozdrawiam serdecznie, powodzenia. :)
Pecunia non olet
Hassanie, przedstawiłeś dwie scenki, ale nie zdołałam się zorientować, co je łączy. Nie wiem też, co i dlaczego wydarzyło się w mieście, do którego przybył Najjaśniejszy.
Mam wrażenie, że „Granice magii” są fragmentem wyjętym z większej całości, skutkiem czego trudno dociec, co miałeś nadzieję opowiedzieć.
Wykonanie pozostawia sporo do życzenia.
…można było usłyszeć był szmer… → Nie brzmi to najlepiej.
– Po co ci było to maskowanie? – Drzwi zamknęły się z kolejnym hukiem. Przybysz sięgnął za pazuchę. Chwilę później w całej izbie zrobiło się jasno, jak w słoneczny dzień. Samotna myszka skuliła się w rogu, nie mając dokąd uciec. – Mnie i tak w ten sposób nie zwiedziesz… → Narracji nie zapisujemy jak didaskaliów. Wypowiedź po narracji zapisujemy w nowym wierszu. Winno być:
– Po co ci było to maskowanie?
Drzwi zamknęły się z kolejnym hukiem. Przybysz sięgnął za pazuchę. Chwilę później w całej izbie zrobiło się jasno, jak w słoneczny dzień. Samotna myszka skuliła się w rogu, nie mając dokąd uciec.
– Mnie i tak w ten sposób nie zwiedziesz…
Tu znajdziesz wskazówki, jak-zapisywac-dialogi.
Znał te szczere, niebieskie oczy. Znał tę brodę, znad której dawniej tak często się uśmiechał. Znał te dłonie… → Czy zaimki są konieczne?
Znów poczułem, jak moje serce zaczyna bić szybciej. → Czy zaimek jest konieczny? Czy poczułby bicie cudzego serca?
…że nie zwracam uwagi na te wszystkie wpatrzone we mnie i szepczące głowy. → Patrzą oczy, szepczą usta, nie głowy.
Proponuję: …że nie zwracam uwagi na te wszystkie wpatrzone we mnie oczy i szepczące usta.
…mnie. Todd, syn rzeźnika… → Jedna spacja po kropce wystarczy.
…zmężniał i najwidoczniej zdążył się ożenić. → Po czym można poznać, że ktoś zdążył się ożenić?
Jakaś siła rzuciła mnie na kolana tak mocno, że ból przeszył całe moje ciało. → Drugi zaimek jest zbędny.
Poczułem jak moje nogi ponownie odmawiają mi posłuszeństwa… → Czy zaimki są konieczne?
Odwróciłem się i zobaczyłem dwóch moich ludzi, starostę oraz kilkanaścioro jego pomocników w głębi pomieszczenia. → Odwróciłem się i w głębi pomieszczenia zobaczyłem dwóch moich ludzi, starostę oraz kilkanaścioro jego pomocników.
Ich twarze mówiły wszystko. Starosta coś do mnie mówił… → Nie brzmi to najlepiej.
…nie byłem w stanie uratować żadnego w tych żyć. → …nie byłem w stanie uratować żadnego życia.
Życie na ma liczby mnogiej. https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Zycie;20113.html
…przez moje ręce. Jednak nie mogłem uratować ani jednego. Byłem bezsilny. Moje ręce, moje niezawodne ręce… → Czy to celowe powtórzenia?
Łzy bezsilności spływały po moich policzkach… → Zbędny zaimek.
Przeraźliwa cisza w mojej głowie miała zostać ze mną już na zawsze. → Jak wyżej.
…świdrujący niczym wiertło dentystyczne głosik… → Skąd w czasach tego opowiadania wiedziano o wiertle dentystycznym?
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Twoje opowiadanie zaczyna się dość intrygująco. Motyw z myszą przyciągnął moją uwagę, lecz niestety później atmosfera tajemnicy staje się zbyt gęsta. Początkowy dialog jest jak dla mnie za bardzo enigmatyczny, przez co trudno zrozumieć jego znaczenie.
Zmiana narracji na pierwszoosobową w dalszej części jest dość nagła i wprowadza pewne zamieszanie. Moim zdaniem utrzymanie jednej formy narracji sprawiłoby, że opowiadanie byłoby spójniejsze i łatwiejsze w odbiorze.
Co do samej historii Fanko, to wydaje się bardziej fragmentem większej całości niż samodzielnym opowiadaniem. Brakuje informacji o bohaterze i jego przeciwnikach. Dlaczego doszło do eksplozji w mieście? Co tak naprawdę kieruje Fanko? Pojawia się wiele pytań, na które nie otrzymujemy odpowiedzi, przez co opowieść pozostawia niedosyt.
Widzę tu potencjał, ale w obecnej formie opowiadanie przypomina raczej szkic lub wstęp do czegoś większego. Jeśli je rozwiniesz i dopracujesz, może być naprawdę interesujące.
W ciemnej, pozbawionej okien izbie jedynym dźwiękiem, jaki można było usłyszeć był szmer biegającej w poszukiwaniu jedzenia małej myszki.
Hmmm. Coś tu jest nie tak z organizacją opisu. Może tak: W pozbawionej okien, ciemnej izbie słychać było tylko szmer pazurków małej myszki, szukającej jedzenia.
Już wystarczająco dużej, aby stanowić pełnowartościowy posiłek dla dorosłego kota, ale wystarczająco młodej, by zbagatelizować to zagrożenie i beztrosko poruszać się po całej izbie, gdzie była widoczna jak na widelcu.
Czy ta myszka naprawdę jest taka ważna? Im więcej o czymś mówisz, tym ważniejsze to się wydaje, co może spowodować rozczarowanie czytelnika, kiedy okaże się wcale nieważne. A poza tym – jest ciemno. Nie widać jej, bo jest ciemno. Kotu to nie przeszkadza, ale czy narrator jest kotem?
Mysz raz po raz przebiegała między jego nogami, gdyż w tym miejscu dziwnym sposobem pojawiały się smakowite okruszki chleba.
Hmmm, tylko teraz ich tam nie ma, nie? To po co biegać? I nie bardzo jest gdzie szukać tych okruszków, skoro w izbie pusto.
Ciszę przerwał huk otwieranych drzwi.
Nie mąć: Drzwi otwarły się z hukiem.
Jego sylwetka na tle półmroku świtu wydawała się groźna i majestatyczna.
Purpura, prawie nonsens – komu się wydawała "majestatyczna"? Jak sylwetka może w ogóle mieć takie cechy? https://wsjp.pl/haslo/podglad/100985/majestatyczny
chmura śniegu, niknącego w cieple, zanim zdążyły opaść na podłogę
Literówka. Właściwie jakim cudem tam jest ciepło? Przecież to mała, całkiem pusta chatka wśród śnieżycy, a żadnego ogrzewania nie opisałeś?
Mysz skuliła się za jedną z nóg stołka, czując jak chłód przeszywa jej maleńkie ciałko.
Tnij: Mysz skuliła się za nogą stołka, drżąc z zimna.
odezwał się przybysz, zdejmując kaptur i strzepując z niego śnieg.
Hmm. Trochę dużo "się". Poza tym nie bardzo widzę tę scenę – można zdjąć i otrzepać czapkę, ale kaptur zwisa na plecach.
zostawiając wszystkie cenne okruszki
Czyli pan mag, zamiast zaczarować okruszki śniadania, którym się raczył, popełnił błąd, który może go kosztować życie? Nie mówię, że nie mógł. Ale co to o nim mówi?
Drzwi zamknęły się z kolejnym hukiem
"Kolejnym" zbędne, nie liczymy tych huków.
Samotna myszka skuliła się w rogu, nie mając dokąd uciec.
Podzieliłabym: Samotna myszka skuliła się w kącie. Nie miała dokąd uciec. Myszka symbolizuje bohatera, tak?
– Mnie i tak w ten sposób nie zwiedziesz…
Ale to nie myszka mówi.
Jego słowa zastygły w krtani
Angielskie: Słowa zastygły mu w krtani
gdy blask światła zalał człowieka, którego tak dobrze znał, a niegdyś szanował bardziej niż własnego ojca
Hmm. "Zalał" nie brzmi tu dobrze. Wydobył z mroku postać człowieka?
Znał tę brodę, znad której dawniej tak często się uśmiechał.
Trudno się uśmiechać znad cudzej brody… Uważaj na podmioty i nie pozuj na Szekspira. To wypada śmiesznie.
zwłaszcza prawą, którą tak często był karcony
Niezbyt po polsku. Zresztą – co chcesz przekazać? Że facet zastępował mu ojca i był surowy, ale kochający?
która trzymała teraz gotową do strzału kuszę
Kusza waży ok 10 funtów (https://countrycrossbow.com/bows-and-parts/how-heavy-is-a-crossnow/) to jest jakieś 4,5 kilo. Więcej niż karabin (https://anthonyarms.com/gun/how-heavy-is-a-gun/), z którego się nie strzela jedną ręką. A mowa o nowoczesnych kuszach, takich z włókna węglowego i te pe. Więc – nie jestem przekonana.
Dobrze wiesz po co przyszedłem.
Dobrze wiesz, po co przyszedłem.
A mimo tego rozmawiamy.
Mimo to.
Patrzyli na siebie z nieskrywaną wrogością, zastygli niczym marmurowe posągi. Żaden nie chciał pierwszy wykonać nawet najmniejszego ruchu.
Hmm. Jakby zmieniasz metaforę.
Czyżbyś się zastanawiał co jest szybsze
Czyżbyś się zastanawiał, co jest szybsze.
Przybysz nie mógł nie zakląć w myślach, słysząc te słowa.
Imiesłów nie oznacza przyczynowości: Przybysz nie mógł nie zakląć w myślach, kiedy usłyszał te słowa.
Nawet teraz, nawet po tym wszystkim, w takim położeniu, ten człowiek nie przestawał go szkolić.
Po czym? Utajniasz. https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842859
– Czemu się wycofałeś? – zapytał, starając się nie patrzeć na kuszę wycelowaną w swoją pierś. – Myślałem, że mamy ten sam cel.
Mało naturalne.
To, co robisz… Nic już nie będzie takie samo.
Przepraszam, kiedy oni przejdą do rzeczy? Rozumiem, że nie chcą, ale w końcu trzeba coś zrobić.
Pierwsze promienie porannego słońca zaczęły przedostawać się do izby, niczym przednia straż potężnego władcy, który w jednej chwili jest w stanie rzucić świat na kolana.
Metafora spójna wewnętrznie, ale do sytuacji nijak się nie mająca. Poza tym zadęta i patetyczna. Unikaj.
Naprawdę myślisz, że musisz?
Dlaczego tak to poprowadziłeś?
Hmm?
Mężczyzna z kuszą po raz pierwszy opuścił wzrok, wpatrując się w ostrze bełtu.
Mężczyzna z kuszą po raz pierwszy opuścił wzrok, by spojrzeć na czubek bełtu.
Miasto, które przez połowę mojego życia, nie wiedząc czemu nazywałem domem, teraz witało mnie białym dymem i szeroko otwartymi wrotami, które niczym ramiona matki witały tryumfalnie powracającego syna.
Spokojnie, spokojnie. Co ma biały dym do powitania? Miasto, które przez pół życia, nie wiedząc, czemu, nazywałem domem, teraz witało mnie białym dymem i wrotami szeroko otwartymi niczym ramiona matki, gdy widzi tryumfalnie powracającego syna.
gdyż doskonale znałem kamień o który właśnie stuknęło koło
Mmmmm… nie wiem, czy to daje efekt, o który Ci chodzi.
Znamienne, że już trzynaście lat minęło odkąd byłem tu ostatni raz, a nic się nie zmieniło.
Na pewno "znamienne"? Dla czego znamienne? Dla narratora? Dla miasta? Dla sytuacji? Że minęło już trzynaście lat, odkąd byłem tu ostatni raz, a nic się nie zmieniło.
Tym bardziej mnie to ucieszyło.
Ale czemu w sumie? I po co tu światło, skoro nie zaczynasz nowej sceny?
Chcę jak najszybciej przemówić.
Hmmm. A ludności nie trzeba zwołać?
Znów poczułem, jak moje serce zaczyna bić szybciej.
Anglicyzm: Znów poczułem, jak serce zaczyna mi szybciej bić.
Osiągnąłem to.
Mało stylistyczne.
Pomimo wszystkich kłód, które całe to przeklęte miasto rzucało mi pod nogi
Przed chwilą je kochał?
moim jedynym orężem była wytrwałość, ciężka praca… i kilku przyjaciół
(No, sorki, ale sam się prosisz XD)
Nikt nie jest w stanie powiązać mnie z wydarzeniami w Gunei, nawet gdybym nie był tak ostrożny.
Hmm.
olśniewając jej blaskiem te wszystkie znajome twarze, które nieraz ze mnie kpiły
Tutaj już Ci się metafora wymyka. Nawet metonimicznie – twarze nie kpią i nie mogą być olśnione.
Stanąłem na szczycie, z którego można patrzeć wyłącznie w dół.
https://www.youtube.com/watch?v=dvgZkm1xWPE
Stanąłem na czele Kapituły, zostałem uznany najsilniejszym magiem na świecie!
Uznany za najsilniejszego maga. Albo najpotężniejszego. Można kogoś uznać królem, bo bycie królem zależy w pewnym stopniu od uznania, ale na pewno nie najpotężniejszym na świecie, bo to kwestia tylko i wyłącznie faktów.
uderzyłem głową w sufit, nabijając sobie sporego guza
Uderzyłem głową w sufit i nabiłem sobie sporego guza.
ja wyskoczyłem na zewnątrz, gdzie moja eskorta własnymi rękami starała się nie dopuścić, by zsunął się do rowu
? Niby wiem, co się dzieje, ale brzmi to dziwnie.
W tłumie gapiów nie dostrzegłem nic podejrzanego, jednak gdy użyłem postrzegania mentalnego
Rym. Zaraz, myślałam, że oni dopiero jadą do miasta, a tu – już w nim są?
koło w moim powozie
Koło mojego powozu.
Tak młody mag, władający magią ognia to wielka rzadkość
Tak młody mag władający magią ognia to wielka rzadkość.
Jednak wtedy wyczułem coś znacznie bardziej niepokojącego. Potrzebowałem skupienia.
Znowu utajniasz.
– Najjaśniejszy, dalej nie pojedziemy – dowódca eskorty podszedł z przepraszającą miną i starając się nie patrzeć mi w oczy.
– Najjaśniejszy, dalej nie pojedziemy. – Dowódca eskorty podszedł z przepraszającą miną, starając się nie patrzeć mi w oczy. P. tutaj: https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/
Widzimy się w ratuszu.
Nowoczesne.
wpatrzone we mnie i szepczące głowy
I tu zobaczyłam ucieszny obraz: głowy bez ciał, plotkujące jak przekupki :)
Znałem wiele z nich, choć zapewne znacznie mniej niż ich znało mnie.
Niegramatyczne.
tłum rozstępował się, tworząc prosty korytarz
Hmm.
Przestałem zwracać jakąkolwiek uwagę na gapiów.
"Jakikolwiek" i tym podobne rzadko są przydatne. Tnij.
Prawdę mówiąc, niemal całkiem wyłączyłem podstawowe zmysły
Dlaczego miałabym narratorowi nie wierzyć?
Jednak ci, którzy byli moim celem sami się ujawnili
Jednak ci, którzy byli moim celem, sami się ujawnili.
zaczynali tłumić swą obecność
Można tłumić dźwięk, ale obecność tylko ukrywać.
Nie wyczuwałem jednak żadnych złych intencji, jedynie zaciekawienie, a ich magia była dość przeciętna. Dziwne.
Co w tym dziwnego?
Ten sam człowiek piętnaście lat temu, świeżo po objęciu urzędu nazwał mnie nierobem, który niczego w życiu nie osiągnie.
Ten sam człowiek piętnaście lat temu, świeżo po objęciu urzędu, nazwał mnie nierobem, który niczego w życiu nie osiągnie.
A wszystko dlatego, bo poprosiłem
A wszystko dlatego, że poprosiłem. Nie nazwałabym tego zdumiewającym, ale może to ironia.
Cieszymy się, że nas odwiedziłeś Fanko
Wołacz oddzielamy: Cieszymy się, że nas odwiedziłeś, Fanko.
Pewność siebie, która jeszcze chwilę temu emanowała z jego oczu w jednej chwili całkiem wyparowała.
Mieszana metafora, a wtrącenia wydzielamy z obu stron.
Fakt, że wybrałem właśnie to miasto musiał dla niego wiele znaczyć.
Fakt, że wybrałem właśnie to miasto, z pewnością wiele dla niego znaczył.
Tradycyjnym zwyczajem Głowy Kapituły było, zaraz po objęciu stanowiska, powołanie jej składu, poprzez osobiste zaproszenie magów, których uznaje za odpowiednich
To nie jest poprawne: Tradycja stanowi, że Głowa Kapituły, objąwszy urząd, osobiście zaprasza na członków magów, których uważa za odpowiednich.
A dla zarządcy każdego miasta, fakt posiadania wśród swoich obywateli członka Kapituły, w szczególności przy boku samej Głowy, która w dodatku stąd pochodzi, był niewątpliwie ogromnym atutem politycznym.
Poplątane. Bardzo. Zresztą Głowa też jest członkiem Kapituły, nie?
Pożałowałem, że nie zobaczę jego miny gdy uświadomi sobie jak bardzo się pomylił.
Utajniasz: Pożałowałem, że nie zobaczę jego miny, gdy uświadomi sobie, jak bardzo się pomylił.
Tak ważne wydarzenie nie miało tu miejsca od wielu dekad.
Angielskie. Od dekad.
Ci, którzy do tej pory chowali się w różnych zakamarkach teraz zaczęli działać.
Ci, którzy do tej pory chowali się w różnych zakamarkach, teraz zaczęli działać.
pewien swoich mocy
Na pewno nie: swojej mocy?
Chwila na którą
Chwila, na którą.
miastem, które w jednej chwili rozbłysło żółtą poświatą
?
Wstrząs, który pojawił się ułamek sekundy później
Wstrząs, który nastąpił ułamek sekundy później. Wstrząs nie jest rzeczą.
sprawiał wrażenie, jakby ziemia rozstąpiła się, ofiarując piekielnym odmętom wszystko, co znajdowało się po tej stronie miejskich murów
Purpurowe.
Oczy zaszły mi mgłą i odruchowo rzuciłem przygotowane wcześniej zaklęcie ochronne.
Rozdzieliłabym, bo to scena akcji i lepiej, żeby zdania były krótkie, ale i tak nie dowierzam, żeby narrator przygotował zaklęcie ochronne, skoro był zajęty tym, że zaraz przemówi do tłumu.
Jakaś siła rzuciła mnie na kolana tak mocno, że ból przeszył całe moje ciało.
Tnij: Rzuciło mnie na kolana, aż ból przeszył całe ciało.
Dłuższą chwilę zajęły mi próby podniesienia się.
Dynamizuj: Przez dłuższą chwilę nie mogłem wstać.
ja, krztusząc się od pyłu wpadającego do płuc
Ja, krztusząc się pyłem. Kropka.
w końcu zacząłem odzyskiwać wzrok
Hmm. Konkretniej?
Opierając się o balustradę tarasu, spojrzałem
Można by to zdynamizować.
Poczułem jak moje nogi ponownie odmawiają mi posłuszeństwa, jednak wtedy wiatr rozwiał chmurę dymu z rynku i ujrzałem widok, który od tamtego momentu każdej nocy sprawiał, że budziłem się zlany potem.
Angielskawe, przedłużone: Poczułem, jak nogi znów odmawiają mi posłuszeństwa. Nagle wiatr zwiał chmurę dymu znad rynku i ujrzałem widok, który każdej nocy sprawia, że budzę się zlany potem.
Każdy człowiek, każdy mężczyzna, kobieta i dziecko, którzy przyszli aby wysłuchać mojego przemówienia, teraz leżeli bez oznak życia pod moimi stopami.
Związki w zdaniu: Każdy mężczyzna, kobieta i dziecko, każdy człowiek, który przyszedł wysłuchać mojego przemówienia, teraz leżał bez życia u mych stóp.
Podobnie było w bocznych ulicach.
I on to wszystko widzi z… którego piętra?
Pomimo tego, że wysilałem do granic możliwości wszystkie zmysły, a także wyczuliłem się w niemożliwym wręcz stopniu na magię, nie mogłem odnaleźć żadnej oznaki życia.
Choć wytężałem wszystkie zmysły, choć usiłowałem wyłapać każdą iskierkę magii, nie znalazłem śladu życia.
Ich twarze mówiły wszystko. Starosta coś do mnie mówił
Powtórzenie.
Zebrałem wszystkie siły i przeskoczyłem przez balustradę, tuż nad ziemią hamując magicznie upadek i podbiegłem do najbliższego człowieka.
Zebrałem wszystkie siły i przeskoczyłem przez balustradę, tuż nad ziemią wyhamowałem lot magią, by podbiec do najbliższego człowieka.
Jednak nie zauważyłem również żadnych obrażeń.
Po wybuchu, który całe miasto zasnuł dymem?
Ja, specjalista w magii leczącej, dla którego żadna znana ludzkości choroba nie mogła postawić granicy nie do przejścia, teraz nie byłem w stanie uratować żadnego w tych żyć.
Życie jest singularis tantum: Ja, uzdrowiciel, któremu żadna znana ludzkości choroba nie była straszna, teraz nie byłem w stanie uratować nikogo.
Teraz, jako ich obrońca, sprowadziłem na nich zgubę.
Wniosek, przepraszam, prosto z tyłka. Tak się kończy utajnianie – nie wiemy, co się stało i czy narrator nie histeryzuje.
Jednak nie mogłem uratować ani jednego.
Wytnij, to nic nie wnosi, a tylko wygląda patetycznie.
Moje ręce, moje niezawodne ręce i potężna magia teraz były całkowicie bezwartościowe.
No, właśnie. Nie widzieliśmy narratora jako uzdrowiciela. Nie widzieliśmy, że mu zależy na pacjentach. Pokazałeś go na początku jako cieszącego się, że utrze komuś nosa, ale jego zdolności uzdrowicielskie pojawiły się dopiero wtedy, kiedy były potrzebne – więc za późno. Chodzi o to, że gdybyśmy od początku wiedzieli, że to Sokole Oko Pierce, nie traktowalibyśmy go jako Franka Burnsa. A tu? Spod maski Burnsa wyskakuje Sokole Oko, jak diabełek z pudełeczka. To niedobrze.
Łzy bezsilności spływały po moich policzkach i opadały na piasek, tworząc błoto, w które w jednej sekundzie zamieniło się moje życie.
Paaatos.
świdrujący niczym wiertło dentystyczne głosik
Co robią dentyści w fantasy?
w które wskoczyłem nie nabierając nawet powietrza.
W które wskoczyłem, nie nabrawszy nawet powietrza.
Pacjent ma poważne ubytki w fabule, obawiam się. Bo zobacz: najpierw mamy jakichś dwóch gości. Jeden był mentorem drugiego, teraz stoją po przeciwnych stronach. I kiedy już dokładnie nam to wytłumaczyłeś, hopsa! przeskakujemy do innego typu narracji, do zupełnie innego (czy nie?) faceta, który strasznie się nad sobą użala, bo zdarzyło się coś, o czym nie wiemy, czy jest jego winą. Jak się ma jedno do drugiego? Trudno wyczuć. Narrator może być którymkolwiek z tych gości z początku, albo żadnym. Zestawienie wielkiego triumfu z bezsilnością wypadłoby znacznie lepiej, gdyby ten triumf czymś podbudować, gdyby to nie był początek. A jest. I to początek czegoś, co może być na razie za duże, jak na Twoje możliwości.
Masz pewne skłonności do przegadania i śmiesznych w swej wzniosłości metafor, ale przegadanie da się wyciąć, a metafory są przynajmniej w miarę spójne (choć z tym miastem: najpierw bohater je kochał, potem nienawidził, i nie wiem, o co chodzi), więc chyba nie mamy tu do czynienia z przypadkiem beznadziejnym. Powściągnij zatem bojowego rumaka swego umysłu i jedź dalej.
Na plus wypada przedstawienie scenki z perspektywy myszy :). Takie zabiegi urozmaicają historię i dobrze, że je stosujesz.
To nie ma tak że dobrze, albo że niedobrze :D Myszka, owszem, milutka, ale co ona przestawia? Jakie ma racje, żeby się tutaj pojawić? Z początku myślałam, że coś symbolizuje, ale teraz nie wiem.
Czy zaimki są konieczne?
Dla mnie wyglądają na zabieg stylistyczny, ale mogę się mylić.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
W pierwszej kolejności dziękuję za uwagi. Większość bardzo słuszna, z pewnością wyciągnę wnioski i będę zwracał większą uwagę na stylistykę i poprawność językową. W kwestii usprawiedliwienia: jak już pisałem pod wcześniejszym tekstem, wracam dopiero do przerwanego na lata hobby i próbuję złapać rytm, a w ostatnich latach miałem do czynienia głównie z ustawami.
Opowiadanie ma dużo niewiadomych to fakt. Poniekąd celowo, gdyż z jednej strony nie chciałem aby było domknięte, z drugiej natomiast chciałem, aby było stosunkowo krótkie. Dużo pozostawiłem w sferze domysłów, jednak nie na tyle głęboko, by nie dało się rozszyfrować ogólnego kontekstu. Powiązania dwójki ze sceny z kuszą z głównym bohaterem są oczywiste, a sam bohater nawiązuje do przyjaciół (nie spodziewałem się hiszpańskiej Inkwizycji) z półświatka. Wiec już się pojawia zarys przygód z przeszłości.
Scena z myszą rozpoczynała historię, gdyż w pomieszczeniu w tamtym momencie to ona była główną bohaterką – gość z kuszą krył się w cieniu niezauważony. Przy okazji symbolizuje ludzi, którzy obstawili miasto, kryjących się jak myszy lub szczury, zlekceważeni przy potężnego maga, co ma swoje konsekwencje.
A wiertło dentystyczne w fantasty? Jak najbardziej. Nie widzę przeszkód, choć oczywiście tutaj świat przedstawiony jest bardzo słabo zarysowany. Nie chciałem zanudzać czytelnika. Byłem ciekaw, jak zostanie odebrana łatwa, krótka historia z dominującym jednym wątkiem.
Dziękuję za uwagi, zwłaszcza @Tarnina i obiecuję poprawę :)
Proszę bardzo. Nie ma się co usprawiedliwiać, tu jest szkoła i wszyscy się uczymy. Kto chce się uczyć, zawsze będzie mile widziany, kto nie chce – sam sobie w końcu pójdzie.
Poniekąd celowo, gdyż z jednej strony nie chciałem aby było domknięte, z drugiej natomiast chciałem, aby było stosunkowo krótkie.
Mmm, no, to się udało – jest krótkie i niedomknięte, a nawet na oścież otwarte. To jest początek. Co będzie dalej?
Powiązania dwójki ze sceny z kuszą z głównym bohaterem są oczywiste
Mmmm… nie są. W każdym razie nie dla mnie. Co najmniej jeden z tych panów jest magiem, podobnie jak narrator, ale skoro magowie są tutaj zorganizowani w formalny cech (czy coś w tym rodzaju), to powinno ich być wielu i nie ma powodu, żeby wszyscy się znali. Pan ścigający w ostatniej swojej wypowiedzi może mieć na myśli narratora – ale w sumie nie musi.
sam bohater nawiązuje do przyjaciół (nie spodziewałem się hiszpańskiej Inkwizycji) z półświatka
Ale czy panowie od kuszy są aż tacy półświatkowi? Miałam raczej skojarzenia typu “byłeś wybrańcem, Anakinie”.
Scena z myszą rozpoczynała historię, gdyż w pomieszczeniu w tamtym momencie to ona była główną bohaterką – gość z kuszą krył się w cieniu niezauważony.
Mmm, a co to jest “główny bohater”? Bo niekoniecznie postać, na której akurat skupia się narracja.
Przy okazji symbolizuje ludzi, którzy obstawili miasto, kryjących się jak myszy lub szczury, zlekceważeni przy potężnego maga, co ma swoje konsekwencje.
Dobra, na to bym nie wpadła.
Nie widzę przeszkód, choć oczywiście tutaj świat przedstawiony jest bardzo słabo zarysowany.
Mmm, powiedzmy tak. Szydełkowanie zostało wynalezione dopiero po tym, jak pojawiły się nowoczesne metody produkcji stali. A jest chyba prostszym wynalazkiem od wiertarki dentystycznej.
obiecuję poprawę :)
Trzymamy za słowo :D
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Cześć, Hassan, kłania się niedzielna dyżurna. :-)
Kompozycyjnie tekst składa się – dla mnie – z dwóch i pół części. Rozgrywka pomiędzy mistrzem i uczeniem, pycha – chyba ucznia, może i mistrza, jeśli historia się powtarza – tu sprawa jest niejasna. Wszystkie kawałki (2,5) są fajne, emocjonalne, niemniej, znowu imho, ciut przegadujesz oraz czasami poszukałabym innych słów/wyrażeń plastyczniej odzwierciedlających sytuację zamiast opisywać krok po kroku czynności.
Zaczynasz od fajnej sceny z myszką, która przykuwa uwagę. Efekt byłby silniejszy, gdybys ją (scenę) zintensyfikował, tj. b. obrazując i mniej komentując, innymi słowy rugowałabym np. "jaki można było usłyszeć, już, to, i inne podobne wtręty". Dialog pomiędzy postaciami jest intensywny, zagadkowy, ciekawi, lecz miejscami ginie kto co mówi, tj. nie miałam pewności.
W drugiej scenie uważałabym na nadmiar "zapychaczy", takich jak: "teraz, zatem, już, tu, tak", przysłówków (np. wyraźnie), przymiotników (np. na całym rynku).
W końcówce nie przesadzałabym:
"Łzy bezsilności spływały po moich policzkach i opadały na piasek, tworząc błoto, w które w jednej sekundzie zamieniło się moje życie"
Końcówka jest mocna, z tą bezsilnością odnoszącą się do posmakowania/dotarcia do granic magii, lecz nie przesadzałabym z tym błotem, gdyż łzy nie tryskają z oczu jak woda z fontanny i szybko, niezauważenie wsiąkłyby w piasek Sahary. :DDD
Z drobiazgów:
*"chmura śniegu, niknącego w cieple, zanim zdążyły opaść na podłogę" – tu coś się nie zgadza, przeczytaj – znikają płatki śniegu (one), chmura (ona), śnieg (on). Może po prostu wyobraź sobie nagle otwarte drzwi i efekt oraz to opisz.
*"Znałem wiele z nich (głów), choć zapewne znacznie mniej niż ich znało mnie" – tu też coś się nie zgadza.
*"Zaprowadził mnie na najwyższe piętro ratusza, tuż pod dzwonnicą, nie odzywając się więcej ani słowem". – tu też jest coś nie tak. Dzwonnica to budowla lub jej część.
*"Gwałtowny wybuch wstrząsnął całym miastem, które w jednej chwili rozbłysło żółtą poświatą. Wstrząs, który pojawił się ułamek sekundy później, sprawiał wrażenie, jakby ziemia rozstąpiła się, ofiarując piekielnym odmętom wszystko, co znajdowało się po tej stronie miejskich murów" – tutaj powtarzasz się "wstrząsnął, wstrząs". W drugim zdaniu można byłoby zacząć od rozstąpienia ziemi, chyba?
pzd srd :))
a
Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.
Hej i dzięki za chęci podzielenia się uwagami :) Muszę z niechęcią przyznać, że skłonność do pompatycznych zwrotów jest moją wielką wadą, tak samo jak wpadanie w kolejne dygresje. Staram się nad tym panować, a wychodzi jak wychodzi :) Jak napisałaś o końcówce i łzach to przypomniałem sobie, że miał być tam deszcz. Teraz to faktycznie mocno przesadzone się wydaje. Może człowiek czytać te wypociny a i tak tyle rzeczy potrafi przegapić. A uwagi wezmę do serca.
Pozdrawiam :)
Coś mnie urzekło w początku, opis myszy jakoś przykuwa uwagę. Poza tym bardzo doceniam przemyślenia głównego bohatera, zdecydowanie nadają klimatu.
Niestety rzuciło mi się w oczy kilka drobiazgów:
Urwał, widząc moje spojrzenie
Może zamiast spojrzenia bardziej by pasowało jakieś określenie wskazujące na mimikę?
Ich twarze mówiły wszystko. Starosta coś do mnie mówił…
Powtórzenie.
…żadnego w tych żyć…
Całkiem udane opowiadanie
Przybyłam Was nawiedzać
Nie rezygnuj z pompatyczności, dawkuj ją, po prostu. :-) Dygresje – ja akurat je lubię, warunek jest jeden – pamiętamy, że trzeba je skończyć/uciąć/skonkludować jakoś.
Do serca przytulaj tylko bliskie Twemu sercu i wyobraźni rady/porady. :DDD
Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.
A nie z tych żyć?
Nie.
Nie rezygnuj z pompatyczności, dawkuj ją, po prostu. :-)
Ale kroplomierzem :)
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.