- Opowiadanie: Anonimowy bajkoholik - W cieniu Olbrzyma

W cieniu Olbrzyma

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

W cieniu Olbrzyma

 – Tęsknię – rzucił nagle Nahur.

W tle paliło się ognisko.

– Za czym? – zainteresował się Dassar.

– Za dniami bez ciebie – westchnął Nahur.

Dassar popatrzył na niego, nie bez urazy.

– Bardzo zabawne – burknął. – Co ważniejsze, skup się na obieraniu fasoli, bo jak nasz klient wróci… – zrobił dramatyczną pauzę.

Wstał, chcąc wyprostować nogi, wtedy przypadkiem nadepnął na patyk łamiąc go.

Wystraszył i siebie, i kolegę po fachu. Obu trzymane w rękach ziarna fasoli wypadły z rąk.

Nahur podniósł jedno ziarno, tylko po to, by rzucić nim w stronę Dassara. – Uważaj, co robisz, już chciałem przepraszać za przerwę w pracy.

– Kogo chciałeś przeprosić? – Pojawił się nowy, niższy głos. – Jest tutaj ktoś poza naszą trójką?

Olbrzym pojawił się obok. Rzucił jelenia na ziemię. – Znalazłem nam jedzenie.

Siadł, czym wprawił ziemię w ruch.

Mężczyźni podnieśli się.

– Gdzieś idziecie? – Olbrzym sięgnął po jelenia.

– Nie, my chcieliśmy cię przywi…

– Rozprostować kości – wtrącił Dassar.

Ściszonym głosem odezwał się do kolegi:

– Nie pamiętasz, mówił nam, że nie lubi być traktowany jak szlachta, bo sam nie jest z wyższych sfer.

Nahur poruszył się niespokojnie, strząsnął tym z siebie nieprzyjemne odczucie – był bliski popełnienia błędu.

Wyobraził sobie siebie, spłaszczonego na placek stopą Olbrzyma.

– Nie przedstawiłem się. Mówcie mi Hagg.

– Miło nam! – Mężczyźni unieśli ręce przed siebie, pokazując tym uległość.

– Dziwny macie sposób komunikacji – stwierdził Hagg.

Zajrzał do garnka. – Woda już się gotuje, prawda? – Spojrzał na ludzi, chcąc potwierdzenia.

Zaczął dzielić jelenia na części.

– Poczekaj! – krzyknął Nahur, nim Hagg zdążył wrzucić nogę jelenia do garnka. – Nie damy rady zjeść mięsa ze skórą – uprzedził.

Hagg spojrzał na jelenia, później na człowieka. – Aha – pokiwał głową. – Sami nie macie zbyt twardej skóry, dlatego… – wyjaśnił sam sobie.

Mężczyźni nerwowo przełknęli ślinę. Nahur uśmiechnął się, choć był bliski paniki.

– Czy on właśnie coś zasugerował? – zapytał Dassar, stając mu za plecami.

Nahur nie zaprzeczył, czym sprawił, że serce Dassara zabiło jeszcze mocniej.

Do tego widząc na sobie spojrzenie Hagga, Dassar dostał gęsiej skórki.

Nahur pociągnął go za siebie. – Chyba nie podoba się mu twoja broda, weź się ogól. – wymamrotał przez zaciśnięte zęby. Nie chciał, by Hagg cokolwiek usłyszał, bądź odczytał z ruchu warg. – On sam nie ma nawet włosa, zapewne go drażnisz.

Dassar czym prędzej pobiegł do torby zostawionej pod drzewem, z której wyciągnął brzytwę.

– Boli go brzuch? – zmartwił się Hagg.

Nahur zaśmiał się nerwowo. – Może to przez ten zapach? – rzucił.

Hagg pokiwał głową. – Słyszałem, że ludzie nieraz mają problemy z samym widokiem krwi.

– No właśnie. – przytaknął Nahur.

Dassar wrócił, gdy większa część roboty została już skończona.

Mięso gotowało się na niewielkim ogniu, a po łupinkach od fasoli nie było śladu.

– Ładnie pachnie – skomentował Hagg.

Dassar po cichu usiadł przy ognisku.

– Gdzie twoja broda? – Hagg zauważył zmianę od razu. Pogładził się po podbródku.

Dassar otworzył szerzej oczy. Nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Liczył, że zmiana w jego wyglądzie obejdzie się bez komentarza.

Nahur choć chciał, to nie wiedział, jak ma pomóc.

– Przeszkadzała mi przy jedzeniu. – powiedział Dassar, co pierwsze przyszło mu na myśl.

Zaczęli smakować potrawkę. Przy każdym kęsie Nahur miał na końcu języka pytanie.

Zadał je dopiero przy dokładce:

– Do czego potrzebujesz przewodników?

Hagg zmarszczył czoło, co mężczyźni uznali za zły znak.

– Zachowałeś się nietaktownie – Dassar wysyczał w strachu. Objął się rękoma, nie chcąc stracić ani kawałka ze swojej skóry.

– No tak, zawsze was to dziwi – odpowiedział Hagg, w rozbawieniu uderzając ręką o udo.

Nagły hałas spłoszył ptaki z pobliskich drzew.

– Olbrzymy zazwyczaj radzą sobie w każdej sytuacji, ale tutaj, u was – wskazał w bok, w stronę, w którą zmierzali . – Jest coś, co ostatnim razem wzbudziło we mnie strach.

– Masz na myśli most? – zapytał Nahur ostrożnie.

Bał się urazić Olbrzyma, posądzając go o coś, czego wcale się nie boi.

– Tak, tak. To cholerstwo! – Hagg pokręcił głową. – Gdy ostatnim razem przez niego przechodziłem, z nerwów straciłem wszystkie włosy. Od tamtego dnia uznałem, że już lepiej ich nie zapuszczać.

Dassar nachylił się ku koledze. – Zazdrościł mi brody? – spytał zasłaniając usta.

Nahur przekrzywił głowę. – Chyba tak – stwierdził.

Ziemia ponownie drgnęła, w reakcji na co oboje złapali się za ręce, żeby nie spaść z pieńka.

Po przeciwnej stronie Olbrzym cofał się do drzewa.

– Dobranoc – powiedział, wygodnie oparty o pień.

Usnął tuż po zamknięciu powiek.

– I tak mogliśmy przyjąć zlecenie od kogoś innego – zaczął Nahur. – Przecież na granicy tego miasta jest mnóstwo potrzebujących – tłumaczył.

– Daj spokój. – Dassar machnął ręką. – Nikt nie płaci lepiej niż Olbrzymy. – Wyciągnął najważniejszy argument.

– Racja, prawda. – Nahur nie mógł się z tym kłócić, choć nie poprawiło mu to humoru. – To nasz pierwszy raz. Do tej pory myślałem, że ludzie mówiący o zadaniach związanych z pomaganiem Olbrzymom zmyślają. Olbrzymy potrzebujące pomocy. Przecież to tak mało wiarygodne. – na koniec w emocjach podniósł głos.

Na szczęście Hagg nawet nie drgnął.

– Bez przesady, mają małe uszy. Z tego co wiem, nie słyszą za dobrze – uspokajał Dassar.

– Mogliby lepiej dbać o zęby. – Pomachał ręką przed nosem.

Dopiero teraz poczuł się na tyle swobodnie, by móc to okazać.

– Z tym też mają problemy. Przy ich uzębieniu pomaga jedynie aster. Sami zmodyfikowali te kwiaty. U nich są tylko białe. Podobno żują je garściami. – Nahur skrzywił się, na samą myśl o gorzkim smaku roślin.

Zerknął na torbę Olbrzyma.

– Nie warto, lepiej nic mi nie udowadniaj. – Dassar powstrzymał kolegę przed, być może, ostatnim w życiu błędem. – Jesteś wielkości tej torby. Co jeśli akurat będzie coś z niej potrzebował, sięgnie tam, nie zauważając ciebie…– przestrzegł. – Chodźmy już spać – zaproponował, bo poczuł, że nie zostało im nic poza wpadnięciem w paranoję.

Nahura obudził trzask i następujący po nim huk łamiącego się drzewa. W chwili zderzenia z ziemią, gałęzie połamały się na mniejsze części. Kilka patyków poszybowało w górę, jeden o mało co nie trafił Nahura w oko.

Przebudził się w chwili, gdy świsnął mu tuż przy twarzy.

Wrzasnął, czym ostrzegł Dassara.

Dzięki niemu mógł zrobić unik.

Spojrzeli na siebie z pełną gotowością do pożegnania się ze światem.

– Matko, moja, pogrzebana… nawet dobrze nie pamiętam gdzie. – Dassar zaczął mamrotać trzy po trzy.

Z lasu dobiegł ich okrzyk Olbrzyma.

– Czymś go zdenerwowaliśmy – stwierdził jednoznacznie. – Niedługo tutaj przybiegnie i zerwie z nas tą naszą delikatną skórę.

Nahur sięgnął po miecz. Już zdążył przekląć przyjaciela za pazerność, lecz powstrzymał się od tego, gdy tylko zobaczył twarz Hagga.

Nie był rozzłoszczony.

– Udało mi się złapać gila. To ten wasz mały ptaszek. Moja żona od lat o nich mówi. Chciałaby mieć takiego. Podoba się jej to, że są pomarańczowe. U nas takich nie ma – mówił uradowany Hagg. Rozejrzał się za swoją torbą.

Trzymał przerażonego ptaka w jednej ręce, drugą zaczął grzebać w torbie.

– Mam! – oznajmił, znalazłszy klatkę.

Uśmiechał się jeszcze jakiś czas, wpatrzony w latającego w zamknięciu gila. – Ale będzie zadowolona. – Chyba jest jeszcze pisklakiem.

Nahur z nerwów zaczął się śmiać.

– Śniłeś o czymś zabawnym? – skomentował Hagg.

Nahur nie chciał tłumaczyć się ze swojego zachowania, dlatego jedynie pokiwał głową. Najwidoczniej Olbrzymy nie mają powodów do śmiechu w strachu.

Wykonał gest kilka razy aż rozbolała go szyja. Dassar widział, że jest z nim źle, dlatego złapał go za głowę licząc, że to go uspokoi. Sam potrzebował zająć czymś myśli.

Dopiero teraz zauważył leżące nieopodal zwierzę. Wrzasnął przerażony.

– Przecież to, to jest to! – wskazał na zdechłego ostrodzioba.

Ten ptak pojawiał się niezwykle rzadko, do tego jedynie nocą. Takie spotkania zazwyczaj kończyły się dla ludzi śmiertelnie. Dorównywał wzrostowi dwóch mężczyzn. Czarne upierzenie kontrastowało z białym dziobem i szponami, tego samego koloru.

– Niezły okaz, prawda? – zagadał Hagg. – Dziś jest mój dobry dzień. – zanucił.

– Znalazłem jego norę pod jednym drzewem. Drogo go sprzedam.

Nahur miał ochotę poprosić, by następnym razem lepiej zwracał uwagę na otoczenie.

– Idźmy dalej. Dzisiaj dojdziemy na miejsce – powiedział błagalnie.

– Jesteś zmęczony – ocenił Hagg. – Dajcie mi chwilkę – poprosił.

Znów zaczął grzebać w torbie. Wyjął z niej patyk, o wielkości ludzkiej ręki. Dotykając przyciski przy obu końcach, powiększył broń trzykrotnie. Przyjrzał się jej górnej części. – Jestem gotów – oznajmił.

Przewiesił sobie torbę przez ramię, wziął ostrodzioba na bark, na koniec sięgnął po klatkę z gilem.

W niedługim czasie doszli do wspomnianego mostu.

Od lat nie było tutaj bezpiecznie, gdyż na samym dole znajdowała się wyschnięta rzeka, którą przejęły chmurki. Niewielkie, podłużne robaki, lubiące martwy naskórek.

Napadają każdego przechodnia. Olbrzymy są dla nich szczególnie atrakcyjne, ze względu na ilość odrywającej się od ich ciała skóry.

Hagg wzdrygnął się. – Są zbyt małe bym mógł efektywnie się ich pozbyć – wyjaśnił.

Nahur spojrzał na ubiór Olbrzyma. Koszulka na ramiączka oraz krótkie spodenki, pozostawiały wiele do życzenia.

Poza tym musiał przyznać, że ciało ma w formie.

– Ostatnim razem te robactwa utknęły mi w ubraniach – tłumaczył Hagg. – Godzinami nie mogłem się ich pozbyć!

Na to wspomnienie wystąpiły na jego skórze ciarki.

Mężczyźni uśmiechnęli się współczująco.

– On tak serio? – szepnął Dassar.

– Aha – potwierdził Nahur.

Wymiana zdań trwała chwilę, gdyż w następnej usłyszeli lecącego po niebie Smoka.

Niedawno skończył swoją ucztę na pobliskim pastwisku. Z jego paszczy wylatywały jeszcze ostatnie krople krwi.

– Ha! – oburzył się Nahur. – Od kiedy mamy tutaj smoki! – czym prędzej sięgnął po miecz.

Przyjrzał się ostrzu. Wiedział, że wiele nim nie zdziała. Na pewno nie w obliczu smoczych łusek.

Dassar wbiegł pod drzewo. – Chodź tutaj! – nawoływał kumpla. – I zawołaj tego tam do nas! Lepiej Smokom w paradę nie wchodzić! – czuł, że traci ostatki nerw. Być może za kilka chwil pożegna się z życiem.

Hagg nie posłuchał wołania przewodników. Raz jeszcze ocenił swoją broń, po czym ją uniósł.

Znał się na Smokach. Wiedział, że ten nie potrafi ziać ogniem, za to ma niezwykle silne pazury.

Zostawiwszy cały bagaż, odbiegł w tył.

– Tu, spójrz tutaj! – ryknął na całe gardło.

Smok bez wahania poleciał prosto na niego.

Hagg uniknął jego szponów, odbiegając w bok. Zamachnął pałką, czym posłał Smoka wysoko ku niebu.

– Ho, ho. – Zagwizdał Hagg. – Wyjątkowo dobrze mi to wyszło. Tak, jak mówiłem, mam dziś dobry dzień, dlatego chciałem spróbować, bym miał o czym opowiadać. – Zaczął się śmiać.

Chwilę później wrócił po swoje rzeczy.

Dassar nie wierzył własnym oczom.

Smoków nie da się, ot, tak, posłać w powietrze!

– Twoja broń. Jestem pewien, że coś jest z nią nie tak. – Oskarżył Olbrzyma nie myśląc nad konsekwencjami. – Pokaż mi ją! – rozkazał.

Hagg pokazał mu długi patyk.

Mężczyźni już z daleka zauważyli kreski łączące się w różne kształty.

– To runy umacniające! – krzyknął Nahur. – Żarty sobie robisz? – prychnął. – Jak to zdobyłeś?

Nahur poczuł jeszcze większą przepaść pomiędzy sobą a Olbrzymem.

Nie dość, że był szanowanym gatunkiem, to jeszcze nietuzinkowym w swoim rodzaju.

Olbrzym streścił mężczyznom swoje lata młodości. Wspomniał o dorastaniu w mieście, na granicy ze smoczymi jaskiniami i o opowieściach o niziołkach specjalizujących się w runach. Znalezienie ich zajęło mu pół dotychczasowego życia.

– Jesteś u siebie chyba jakimś bohaterem, no nie? – domyślił się Dassar.

Hagg zaśmiał się niezręcznie. – Nie do końca, ale o to mniejsza. – zmienił temat. – Co ważniejsze – wskazał na most.

– Dobra, zajmiemy się tym – zapewnił Nahur.

Podszedł do mostu. Ostrożnie zrobił pierwszy krok, niestety mimo to wchodząc na pierwszą deskę sprawił, że drewno zatrzeszczało.

Obudził tym śpiące nieopodal chmurki, których pisk rozniósł się po okolicy.

Dla ludzi nie były one maleńkimi robakami. Mierzyły nawet metr.

Słysząc co nadchodzi, Hagg schował się za najbliższym drzewem. Natomiast Dassar wkroczył do akcji.

Razem z Nahurem zaczęli krzyczeć, zaczynając od najwyższych nut, do wydania których byli w stanie zmusić swoje struny głosowe, a kończąc na najniższych.

Robaki nie lubiły obcych głosów, mimo to przez swoją liczebność nie poddały się tak łatwo.

Powoli podchodziły ludzi.

Mężczyźni byli zmuszeni użyć mieczy.

Drugą słabością robaków był ból. Wystarczyło delikatnie je drasnąć, aby się wycofały.

Szło im dobrze, przynajmniej na początku.

W pewnym momencie Dassar zaczął się śmiać. – Wszedł mi, wszedł mi pod koszulkę – powiedział z trudem.

Hagg był zrozpaczony. Nie będzie w stanie zmusić się, by pomóc ludziom. Sam miał zbyt złe wspomnienia z chmurkami. Ostatnim razem obudził się dzień po ataku.

Leżał na moście z nad wyraz różową skórą. Przez kilka dni był cały obolały.

Tym razem nie mógł sobie na to pozwolić, przez wzgląd na misję, jaka go czekała.

Modlił się o to, aby już nigdy nie był zmuszony do śmiechu.

Nahur pozostał czujny, nie pozwalając żadnej chmurce na zbliżenie się.

Poruszał się płynnie. Sprawiał wrażenie jakby był w trakcie tańca.

Dassar rzucał się po moście, jednak nie robił tego na ślepo. Śmiejąc się, kierował swoje ciało tak aby uderzało w belki, chcąc w ten sposób oszołomić chmurkę.

Nie pierwszy raz mierzył się z taką sytuacją. Ona była po prostu na prawdę mała. Musiała niedawno się wykluć.

W końcu dał radę wyjąć robaka z bluzki. Prędko wyrzucił go za most.

Wzdrygnął się na wspomnienie wbijających się mu w skórę białych macek.

Wznowił osobliwą pieśń, zaczynając ją od nowa.

Oboje powoli zniechęcali chmurki do atakowania.

Zostały dwa największe osobniki, mierzące nieco ponad metr.

Podłużne ciała lepiły się do każdego rodzaju powierzchni, dlatego nigdy nie traciły równowagi. Nie można było chociażby zachwiać mostem, aby się ich pozbyć.

Miały duże policzki i białe oczy. Kierowały się jedynie węchem.

Jedna chmurka dostała mieczem prosto w środek tułowia, przez co pisnęła jeszcze bardziej drażniąco.

Nahur mimowolnie skulił się na moment.

Po ponownym otworzeniu oczu zobaczył, że chmurki się schowały.

Ledwo zdążył odetchnąć, bo za plecami przebiegł mu Hagg.

Nahur o mało co nie stracił równowagi. Uratował go trzymający most, gruby sznurek, za który złapał się obiema rękoma.

– Naprawdę się ich boi. – Dassar skomentował bieg Olbrzyma. – Aż poczułem, że nie jestem taki do niczego – uśmiechnął się.

Nahur spojrzał na kolegę z irytacją. – Gdybyś nie upadł, poszłoby nam szybciej.

Dassar odwrócił wzrok. – Wiem, wiem – burknął.

Podszedł do kolegi. – Ale wiesz, ten jeden był wyjątkowo mały – tłumaczył.

– Niech będzie. To przy okazji ostrzeżemy ludzi, że niedawno pojawiły się młode. – Postanowił Nahur.

Miał dość wrażeń, jak na dziś.

– Najważniejsze, że mamy to za sobą. W większej grupie poszłoby nam jak po łusce – podsumował.

Hagg czekał na nich pewien odcinek drogi dalej.

– Dziękuję wam – mówiąc to, wziął dwójkę przyjaciół w objęcia.

Mało nie połamał im przy tym kości. Stawiając ich z powrotem na ziemię, zapłacił im obiecaną sumę pieniędzy.

– Ja nigdy nie rozumiałem, jak mam zmienić ton mojego głosu. Tak na siłę, to nie potrafię – tłumaczył się Hagg. – No i słyszałem, że one się nie boją pojedynczych przechodniów – dodał.

Mężczyźni przytakiwali zgodnie, nie chcąc denerwować Olbrzyma. Zresztą miał dużo racji. Dassar dopiero teraz uświadomił sobie, że Hagg nie zdenerwował się na niego, gdy wziął jego broń.

Rozeszli się już w tym miejscu, przez pośpiech Hagga.

Nie chcąc wracać na most, dwoje przewodników postanowiło pójść w tym samym kierunku, co Olbrzym. W mieście ponownie go zobaczyli, był w towarzystwie Olbrzymki.

Uważnie słuchali słów nastoletniej dziewczyny.

Hagg widząc swoich wybawców pomachał im z daleka, za co dostał upomnienie.

– Co teraz? – zapytał Nahur, kiedy usiedli w karczmie.

Dassar zastanowił się chwilę. – Myślę, że możemy sporo zarobić na eskortowaniu księżniczki.

Nahur uniósł brew. – Kolejne niecodzienne zadanie? – od razu stał się sceptyczny.

– One mają teraz jakieś zawody. Wiesz, co kilka lat książęta dorastają, wtedy wymagane jest, aby wzięli śluby. Księżniczek często jest więcej, dlatego aby się przypodobać próbują zdobyć smoczą suknię. Coś takiego. – Wypunktował najważniejsze rzeczy.

Nahur patrzył na niego z niedowierzaniem.

Tych parę miesięcy bez Dassara przyzwyczaiło go do spokojnych, przemyślanych misji.

Ponownie nie uwierzył w powodzenie pomysłu przyjaciela, jednak uznał, że nie zaszkodzi im spróbować.

 

Koniec

Komentarze

Hej!

 

Oj, bardzo drętwy zapis dialogów na samym początku. I błędny.

 

jak nasz klient wróci. – zrobił dramatyczną pauzę.

Po małej literze nie dajemy kropki.

 

Błędny zapis dialogów, przykład:

 

Ściszył głos mówiąc do kolegi. – Nie pamiętasz, mówił nam, że nie lubi być traktowany, jak szlachta, bo sam nie jest z wyższych sfer.

Poprawnie:

Ściszył głos, mówiąc do kolegi:

– Nie pamiętasz, mówił nam, że nie lubi być traktowany, jak szlachta, bo sam nie jest z wyższych sfer.

 

– Dziwny macie sposób komunikacji. – Hagg stwierdził.

Bardzo dziwny jest sposób zapisu didaskaliów.

Poprawnie:

– Dziwny macie sposób komunikacji – stwierdził Hagg.

 

– Jesteś zmęczony. – Hagg ocenił po tonie głosu człowieka. – Dajcie mi chwilkę. – poprosił.

Jestem zmęczona, bo ilość błędnych zapisów mnie przytłacza, ale kiedy już wszystkie poprawisz, na pewno następnym czytelnikom będzie lepiej czytać i skupią się na fabule. ;) Ja niestety fabularnie nie mogłam za bardzo pojąć, co chciałeś, anonimie przedstawić tą krótką scenką.

 

Pozdrawiam i powodzenia w pisaniu,

Ananke

 

Witaj. :)

Jak wspomniała wcześniej Ananke, tekst zawiera mnóstwo błędów językowych, są też źle zapisane dialogi (przykłady tych ostatnich podała już Ananke). 

 

Czasami są to usterki logiczne, np. “obojgu” nie może odnosić się do dwóch mężczyzn. 

 

Zdarzają się błędy ortograficzne np.:

Smoków nie da się od tak posłać w powietrze!

 

Występują niepoprawne formy gramatyczne, np.:

Niedługo tutaj przybiegnie i zerwie z nasnaszą delikatną skórę.

 

Bywa, że za dużo jest zaimków, więc tworzą się powtórzenia, np.:

Mało co nie połamał im przy tym kości. Stawiając ich z powrotem na ziemię, zapłacił im obiecaną sumę pieniędzy.

 

Są także usterki interpunkcyjne, np.:

– Matko, moja, pogrzebana.

 

Czasem trzeba poprawić całe zdanie, np.:

Nahur nie mógł się z tym argumentować, choć nie poprawiło mu to humoru.

Razem z Nahurem zaczęli krzyczeć, zaczynając od najwyższych not, do jakich byli w stanie zmusić swoje struny głosowe po najniższe kończąc.

 

Na pewno na plus fantastyka i oryginalny pomysł, bo tego odmówić Ci nie można. :)

Natomiast sprawy językowe trzeba przejrzeć i starannie poprawić. :)

Pozdrawiam serdecznie, powodzenia. :)

Cześć, Anonim

 Pomimo wielu niedogodności, jak brak wyjustowania, sporej ilości literówek, błędów w zapisie dialogów, to odbieram Twoje opowiadanie pozytywnie. Urzekły mnie również istoty zwane Chmurkami. Możliwe, że nie sprawdziłeś/aś przed publikacją, ale wszystko przed Tobą i korektę zawsze możesz wprowadzić. Widzę, że posiadasz spore pokłady wyobraźni, a to bardzo ważne, myślę, że najważniejsze, ponieważ warsztat pisarski przychodzi z czasem, poprawności można się nauczyć, natomiast wyobraźnia jest darem. Szczęście ma ten/ta kto ją otrzymuje. Pozdrawiam. 

Pisz dalej :-)

Usną niemal natychmiast. ← chochlik zjadł ł

Jest więcej błędów. Edytuj tekst, zyskasz zadowolonych czytelników. Humor jest delikatny, imho to dobrze. Pomysł jest. Może napiszesz następny odcinek z księżniczką-olbrzymką? Powodzenia w konkursie :)

– Tęsknię. – rzucił nagle Nahur.

Bez kropki po wypowiedzi, p. https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/#zapis_didaskaliow

Usłyszał trzask palącego się drewna.

Hmmm. Niby ma to sens, ale coś mi tu nie gra. Bo jakby sugerujesz, że to drewno jakoś go zaskoczyło, nie wiem. Hmmmmmmmmmmmmm.

– Za dniami bez ciebie. – westchnął Nahur.

P. wyżej.

– Bardzo zabawne. – burknął. – Co ważniejsze, skup się na tym obieraniu fasoli, bo jak nasz klient wróci. – zrobił dramatyczną pauzę.

Jak wyżej, poza tym: – Bardzo zabawne – burknął. – Skup się na tym obieraniu fasoli, bo jak nasz klient wróci… – zrobił dramatyczną pauzę.

Przypadkiem prostując nogę w kolanie, nadepnął na patyk, łamiąc go.

Nadepnął na patyk i złamał go, bo imiesłów nie mówi o przyczynowości. A poza tym – czy on nie siedzi? Bo trudno stać z przypadkowo zgiętą nogą.

Wystraszył i siebie i kolegę po fachu.

Wystraszył i siebie, i kolegę po fachu.

Obojgu fasola wypadła z rąk.

Oba samce, więc obu. Poza tym – hmm.

Uważaj co robisz, już chciałem przepraszać za przerwę w pracy.

Uważaj, co robisz. A dlaczego przepraszać?

pojawił się nowy, głębszy głos

Hmm. Głos raczej niższy,

Siadł, wprawiając przy tym ziemię w ruch.

Bardzo abstrakcyjne. Co powiesz na: Siadł, aż ziemia jęknęła? Nic oryginalnego, ale.

– Rozprostować nasze kości. – wtrącił Dassar.

– Rozprostować kości – wtrącił Dassar.

Ściszył głos mówiąc do kolegi:

Imiesłów! Może: Pod nosem wyjaśnił koledze?

nie lubi być traktowany, jak szlachta

Tu nie może być przecinka, bo "jak szlachta" nie jest wtrąceniem i po wycięciu zostałoby mało sensowne zdanie.

Nahur strząsł z siebie nieprzyjemne odczucie.

Strząsnął, ale o co chodzi?

Był bliski popełnienia błędu.

Hmm? Rozumiem, że oni się boją olbrzyma, ale dlaczego w takim razie mu towarzyszą?

Wyobraził sobie stopę Olbrzyma na swoim ciele. Spłaszczony, bez tchu.

Bardzo angielskie zdania. Wyobraził sobie siebie, spłaszczonego na placek stopą Olbrzyma.

– Miło nam! – mężczyźni unieśli ręce przed siebie.

A tu "mężczyźni" powinni być pisani dużą literą, ale dlaczego podnoszą ręce przed siebie? Czyli tak wyciągają, jak zombie?

– Dziwny macie sposób komunikacji. – stwierdził Hagg.

Tutaj przestaję wyławiać ten konkretny błąd, bo jest systemowy – ale to nie znaczy, że go nie widzę. Po prostu oszczędzam miejsce, a wyłapanie błędu pozostawiam jako ćwiczenie dla Ciebie :) A Hagg raczej orzekł, choć stwierdzić też mógł, ale nie nadużywajmy tego słowa.

Woda jest już chyba gotowa? – spojrzał na ludzi, chcąc potwierdzenia.

Didascale w zasadzie zbędne, a woda może być zagotowana, ale gotowa?

zdążył wrzucić nogę jelenia do środka

Do środka czego?

– w głowie pojawiła się mu myśl. –

Znów zbędne didascale. Naprawdę domyślimy się, że olbrzym jest istotą rozumną.

Mężczyźni przełknęli nerwowo ślinę.

Lepiej: Mężczyźni nerwowo przełknęli ślinę.

choć był bliski spanikowania

Choć był bliski paniki.

– Czy on właśnie zauważył naszą słabość? – zapytał Dassar, stając za jego plecami.

A ona nie jest oczywista? I – stając mu za plecami.

Nahur nie zaprzeczył, czym sprawił, że serce Dassara zabiło jeszcze mocniej.

Łopata.

Dodatkowo widząc na sobie spojrzenie Hagga, dostał gęsiej skórki.

Czy to na pewno Nahur miał dostać gęsiej skórki? I nie "dodatkowo", tylko "do tego", albo "w dodatku".

weź się ogol

Ogól.

polecił mówiąc z zaciśniętą szczęką

A może: wymamrotał przez zaciśnięte zęby?

Zapewne go drażnisz, bo słabo widzi twoją ekspresję twarzy.

Dotąd myślałam, że jesteśmy w świecie fantasy, a nie w ratuszu miasta Warszawy? Zdanie w ogóle mało zgrabne, po polsku mówimy "wyraz twarzy", a nie "ekspresja".

skąd sięgnął brzytwę.

Nie po polsku: z której wyciągnął brzytwę. Sięgnąć mógłby po brzytwę, ale po co komplikować.

Dassar wrócił w momencie, gdy większa część roboty została już skończona.

A nie: Dassar wrócił, gdy większa część roboty została już skończona ?

a po skórkach od fasoli nie było śladu

Mmm, łupinkach. Strączki fasoli mają łupinki. I w zasadzie bardziej się ją łuska, niż obiera, ale myślałam, że to idiolekt.

Nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Liczył, że zmiana w jego wyglądzie objedzie się bez komentarza.

Łopata. Same wielkie oczy wystarczą jako wyraz zdumienia. ("Objedzie", hmm? :D nieuważny Autorze heart)

Nahur zdawał się nie wiedzieć, jak mu pomóc.

Mało zgrabne.

– Przeszkadza przy jedzeniu. – powiedział Dassar, co pierwsze wpadło mu na myśl.

Tego nie da się normalnie sformatować, poza tym łączysz dwa idiomy: – Przeszkadza przy jedzeniu. – Dassar powiedział, co mu pierwsze przyszło na myśl.

Przy każdym kęsie Nahur miał na końcu języka pytanie.

Hmmm.

Zdecydował się je zadać dopiero przy nakładaniu sobie drugiej porcji:

Ciach: Zadał je dopiero przy dokładce:

nie taktowanie

Nietaktownie, ale całość

– Zachowałeś się nie taktowanie. – Dassar wysyczał w strachu. Objął się rękoma, nie chcąc stracić choćby milimetra ze swojej skóry.

mało naturalna i zapewniająca. Czy w tej sytuacji robiłbyś koledze wykład, czy go ofuknął? I nadal tłumaczysz za bardzo. Zaufaj czytelnikowi. A, i: stracić ani skrawka skóry. Milimetry to miara długości, zresztą miary metryczne w fantasy szkodzą zawieszeniu niewiary.

uderzając ręką o udo w rozbawieniu.

Przestawiłabym: w rozbawieniu uderzając ręką o udo.

Swoim gestem spłoszył ptaki z pobliskich drzew.

A czyim gestem? Może lepiej pokazać, jak ptaki się zrywają?

wskazał w bok, w miejsce, do którego zmierzali

Hmm? Nie: w stronę, w którą zmierzali? Bo gdyby tam było widoczne miasto albo coś, to można na nie wskazać, ale tak abstrakcyjnie?

Jest coś co ostatnim razem wzbudziło we mnie strach

Jest coś, co ostatnim razem wzbudziło we mnie strach.

zapytał Nahur, ważąc każde swoje słowo. Nie chciał urazić Olbrzyma, posądzając go o coś czego wcale się nie boi.

Tnij i nie tłumacz tak usilnie: zapytał Nahur ostrożnie. Drugie zdanie w sumie do wycięcia – jest mało sensowne, a poprawione zajęłoby tylko miejsce.

Zazdrościł mi mojej brody? – zapytał zasłaniając usta.

Przystrzygłabym: Zazdrościł mi brody? – spytał, zasłaniając usta.

Nastąpiło kolejne poruszenie ziemi, w reakcji na co oboje złapali za swoje ręce, chroniąc się od upadku z pieńka.

Niezgrabne: Ziemia znów drgnęła, a oni złapali się za ręce, żeby nie spaść z pieńka.

Siedzący po przeciwnej stronie Olbrzym, zaczął cofać się do drzewa.

Nie stawiaj przecinka między podmiotem a orzeczeniem: Po przeciwnej stronie Olbrzym cofał się do drzewa.

wygodnie oparty o korę

Bardziej o pień.

Usną niemal natychmiast.

Usnął.

Dassar machnął na to ręką.

"Na to" zbędne.

Nikt nie płaci lepiej niż Olbrzymy. – wyciągnął najważniejszy argument.

Chciwość, drogie dzieci, szkodzi na serce :)

Nahur nie mógł się z tym argumentować

Nie mógł się z tym kłócić. Po polsku argumentuje się przeciwko czemuś (albo za czymś), takie użycie tego słowa jest anglicyzmem (po angielsku "to argue" czasem oznacza "kłócić się", a czasem nie).

Do tej pory myślałem, że każdy tylko zmyśla, gdy mówi, że pomagał Olbrzymowi.

?

na koniec przypadkiem uniósł głos.

Głos można podnieść, ale – przypadkiem?

Przy ich uzębieniu pomaga jedynie Aster. Sami zmodyfikowali te kwiaty. U nich są tylko białe. Podobno żują je garściami.

Coś to jakby z sufitu spadło? I czemu nazwa rośliny dużą literą? Tak się nie pisze po polsku.

Sam kojarzył rośliny z gorzkim smakiem.

Łopata.

Dassar powstrzymał kolegę przed, być może śmiertelną decyzją.

Wtrącenie, a decyzja nie może być śmiertelna: Dassar powstrzymał kolegę przed, być może, ostatnim w życiu błędem.

Jesteś wielkości tej torby. Ten olbrzym może nawet nie zauważyć, że cię gniecie.

Hmm. Ja bym tam zauważyła, że przygniotłam torbę.

dramatyzował.

Nie mów, że dramatyzował, skoro jednocześnie pokazujesz, że mówił zupełnie spokojnie i rozsądnie.

Chodźmy już spać. – stwierdził, by nie pogłębiać paranoi, w którą powoli wpadał.

Chodźmy już spać – zaproponował, bo oprócz tego pozostawało już tylko oszaleć.

Nahura obudziło łamiące się drzewo.

Nie, drzewo nie mogło podejść do Nahura i pogilać go po nodze, żeby przestał chrapać: Nahura obudził trzask i huk.

Upadając, straciło połowę swoich gałęzi. Jedna odlatując, o mało co nie trafiła go w oko.

Hmm. Ale on leży na ziemi, nie? Wyobraź to sobie. Upadając, drzewo straciło połowę gałęzi. Jedna o mało nie trafiła go w oko.

Wrzasnął, czym obudził Dassara.

Którego nie obudziły hałasy towarzyszące łamaniu drzewa?

Oboje spojrzeli na siebie, jakby zostały im ostatnie chwile życia.

Łopata. Co powiesz na: Spojrzeli po sobie jak współlokatorzy w celi śmierci.

Czymś go zdenerwowaliśmy. – Dassar skomentował okrzyk Olbrzyma, dobiegający z lasu. – Niedługo tutaj przybiegnie i zerwie z nas tą naszą delikatną skórę. – zaczął mówić przez łzy.

Opisujesz to tak, jak wyprawę do sklepu po dżem. Pokaż mi, że oni się boją.

Już zdążył przekląć przyjaciela za pazerność, lecz wycofał się z tego, gdy tylko zobaczył twarz Hagga.

Hmm. Wycofał?

Udało mi się złapać Gila.

Po polsku nie zapisujemy rzeczowników pospolitych wielką literą.

Chce mieć takie dla siebie.

Lepiej: Chciałaby mieć takiego.

mówił wyraźnie uradowany Hagg

"Wyraźnie" zbędne.

Trzymał przerażonego ptaka w jednej ręce

Gil (Pyrrhula pyrrhula, https://pl.wikipedia.org/wiki/Gil_(zwyczajny)) ma ok. 20 centymetrów długości (z ogonem, bez ogona ok. 16) i waży z grubsza 30 gramów. Dłoń mężczyzny (https://www.healthline.com/health/average-hand-size) ma przeciętnie ok. 7,6 cala, to jakieś 18-19 cm, i 3,5 cala szerokości (ok. 8,5 cm). Czyli co prawda gila nie złapiesz w jedną rękę, ale jest mniej więcej długości ludzkiej dłoni. Przeciętny wzrost człowieka to, pi razy drzwi, 165 cm (to zależy od odżywiania w dzieciństwie, więc dla świata fantasy lepiej trochę zaniżyć). Torby mają rozmaite rozmiary, więc na oko wybrałam taką większą: https://szoneier.com/blog/how-big-are-messenger-bags/ 16x12x5 cali, to z grubsza 40x30x12,5 cm, czyli długość torby wynosiłaby ok. 0,24 wzrostu właściciela. A tu mamy torbę wysokości człowieka, więc proporcjonalnie olbrzym miałby 687 cm, i dłonie długości 0,112 * 687 = 77 cm a szerokości 0,051 * 687 = 35 cm. Czyli – nooo… może i by tego gila złapał… może nawet by go nie zgniótł. Ale czy zgniótłby tak łatwo ludzi? Nie mówię, że masz tego pilnować (dawni pisarze tego nie robili, co czasem daje ucieszne efekty), ale warto wiedzieć. :)

oznajmił znajdując klatkę.

Oznajmił, znajdując klatkę. Ale lepiej: znalazłszy klatkę.

wpatrzony w latającego w zamknięciu Gila

Hmm.

Nahur z nerwów, zaczął się śmiać.

Tu absolutnie bez przecinka.

Nahur zaczął kiwać głową. Nie chciał tłumaczyć powodu swojego zachowania. Miał wrażenie, że otarł się o śmierć.

Łopata. Śmiech ze strachu jest najzupełniej normalny.

W pewnym momencie zaczęła boleć go szyja.

Ciach: Rozbolała go szyja.

Dassar złapał go za głowę chcąc, by się uspokoił.

I dlatego szyja go boli? Nie ma potrzeby tego wyjaśniać, szyja może boleć z nerwów (wiem coś o tym) albo od kręcenia głową. A zdanie nie jest zgrabne.

to jest, to

Zbędny przecinek.

skomentował zdechłego Ostrodzioba

Nie brzmi to dobrze. I – nazwy gatunków małą literą.

Ptak był niezwykle rzadko spotykany. Jedynie nocą. Dla ludzi stanowił niebezpieczeństwo, gdyż przerastał ich dwukrotnie. Jego czarne umarszczenie przełamywał biały dziób i szpony, tego samego koloru.

Zdecydowanie nie brzmi dobrze, poza tym ptak, którego ludzie nie spotykają, nie jest szczególnie niebezpieczny: Tego ptaka widywało się bardzo rzadko i tylko nocą, a wielki był, jak dwóch chłopa. Czarne upierzenie kontrastowało z białym dziobem i szponami.

Hagg poczuł się dumnie.

Poczuł się dumny, ale to widać z dialogu i nie ma co tłumaczyć.

Dziś jest mój dobry dzień. – powiedział śpiewająco.

– Dziś mam dobry dzień – zanucił.

Znalazłem jego norę pod jednym drzewem. Drogo się sprzeda.

… norę ptaka? Jasne, niektóre gniazdują w norach, ale to raczej latające… Znalazłem jego norę pod drzewem. Będzie zarobek.

Nahur wiedział już skąd wzięło się obalone drzewo. Wzdrygnął się na wspomnienie lecącego ostrza.

Tłumaczysz jak krowie na rowie. Czytelnik jeszcze pamięta, co przed chwilą czytał, nie bój żaby.

powiedział błagająco.

Błagalnie, ale dałoby się to wzmocnić.

ocenił Hagg, po tonie głosu człowieka

Wystarczy: ocenił Hagg.

Wyjął z niej patyk, o wielkości ludzkiej ręki

Wyjął z niej patyk wielkości ludzkiej ręki. Czyli? Długości ramienia, szerokości dłoni?

Ruszając za oba końce, powiększył broń trzykrotnie.

Czyli jak to zrobił? Pociągnął?

Przyjrzał się jednemu końcowi broni.

Hmm?

Jestem gotów. – stwierdził.

Oznajmił. Stwierdza się fakty.

Przewiesił sobie torbę przez głowę,

Raczej przez ramię, albo przez plecy.

W niedługim czasie doszli do wspomnianego mostu.

A może: Wkrótce doszli do mostu.

Był niebezpieczny, gdyż na samym dole znajdowała się wyschnięta rzeka, którą od kilku lat zajmują Chmurki.

Po pierwsze, zdecyduj się na czas: Był niebezpieczny, bo przerzucono go nad wyschniętą rzeką, której koryto od kilku lat zasiedlały chmurki. Po drugie, myślałam, że olbrzym ma fobię albo coś takiego, a tu – zupełnie sensowny (chyba?) powód niechęci do mostu. Po trzecie "chmurki" to… nie jest nazwa dla robaków (a nazwy pospolite piszemy małą literą).

Niewielkie, podłużne robaki, lubiące martwy naskórek.

Robaki zasadniczo są podłużne. A objedzenie martwego naskórka niezbyt niebezpieczne (niektórzy specjalnie mu się poddają).

Olbrzymy są dla nich szczególnie atrakcyjne, ze względu na ilość odrywającej się od ich ciała skóry.

Ciach: Olbrzymy, z których sypie się mnóstwo łupieżu, są dla nich jak chodzące uczty.

Są zbyt małe bym mógł efektownie się ich pozbyć. – wyjaśnił

Efektownie: z fajerwerkami i słoniem. Efektywnie: skutecznie. Nie wiem, czy chodziło Ci o słonia. A wypowiedź olbrzyma jest nienaturalna. Nikt tak nie mówi.

Bluzka na ramiączka oraz krótkie spodenki, pozostawiały wiele do życzenia.

… bluzki (zwłaszcza na ramiączkach) noszą kobiety. Bezrękawnik i krótkie gatki niewiele zasłaniały.

Musiał przyznać, że ciało miał w formie.

? Kto ma ciało w formie? I – w polszczyźnie nie używamy następstwa czasów.

Ostatnim razem te robactwa utknęły mi w ubraniach

Te robale. Albo "to robactwo utknęło" (w ubraniu!). "Robactwo" to kolektyw. Nie ma liczby mnogiej.

Hagg zaczął tłumaczenie.

Tłumaczył Hagg.

Zaczął trzeć własną skórę na to wspomnienie.

Pokazujesz to tak, jakby tarcie skóry było czymś strasznym.

Mężczyźni uśmiechnęli się współczująco.

A może: ze współczuciem?

Relaks trwał chwilę, gdyż w następnej usłyszeli lecącego po niebie Smoka.

Smok miał napęd turboodrzutowy :D Ale serio, raz, że ten smok przyleciał znikąd, hałasuje, choć nie ma czym (chyba?), to jeszcze ten "relaks" (niefantastyczne słowo) i "gdyż" (brzydal straszny, poza tym wychodzi na to, że gdyby nie usłyszeli smoka, to by się nie – uch – relaksowali).

– Ha! – oburzył się Nahur

A co w tym oburzającego? Jest jakaś instytucja, która ma pilnować odsmoczania, i ona się obija? Bo w innym wypadku nie ma się co oburzać.

Przyjrzał się ostrzu. Wiedział, że wiele nim nie zdziała. Na pewno nie w obliczu smoczych łusek.

To po co sięgał? Skoro nic nie zdziała przeciwko smoczym łuskom? Nie lepiej uciekać?

Choć tutaj!

Chodź. Choć chodzisz chętnie, kędy chcesz, to chciej pójść po słownik :)

czuł, że traci ostatki nerw.

Zbyt kolokwialne. Zresztą całe didascale to znów łopata.

Hagg nie posłuchał wołania swoich przewodników.

Zbędny zaimek.

Raz jeszcze ocenił swoją broń, po czym uniósł ją w górę.

Przed chwilą broń oceniał Nahur? I czy można unieść w dół?

Wiedział, że ten nie potrafi ziać ogniem, za to ma niezwykle silne pazury.

Bo inne potrafią?

Zostawiając cały swój bagaż odbiegł w tył.

Zostawiwszy cały bagaż, odbiegł w tył.

Smok zareagował. Leciał prosto, bez najmniejszego zawahania.

Nie ma co tego rozbijać: Smok bez wahania poleciał prosto na niego.

Zamachnął pałką, a ta posłała Smoka wysoko ku niebu.

Pałka nie zrobiła tego sama: Zamachem pałki posłał smoka wysoko w niebo.

zadarł głowę w górę

Nie da się inaczej. https://wsjp.pl/haslo/podglad/36877/zadrzec/4178853/spodnice

Tak, jak mówiłem – dziś jest mój dobry dzień

Myślniki w środku wypowiedzi są mylące, unikaj.

chciałem spróbować, bym miał o czym opowiadać

Chciałem spróbować, żeby mieć o czym opowiadać.

Dassar nie dowierzał temu, co zobaczył.

Nie wierzył własnym oczom. Dowierza się ludziom.

Smoków nie da się od tak posłać w powietrze!

Smoków nie da się, ot, tak, posłać w powietrze! Mmm, ależ ewidentnie się da :)

Na sto procent coś jest z nią nie tak.

Kolokwialne. Nie pasuje do fantasy.

oskarżył Olbrzyma nie myśląc nad konsekwencjami

Oskarżył olbrzyma, nie myśląc o konsekwencjach.

Mężczyźni już na wstępie zauważyli, czym był opatulony.

Niefantastyczne, i opatulony? Opatulić można kocykiem, ale nie runami.

– To runy umacniające! – wykrzyczał w niedowierzaniu Nahur. – Żarty sobie robisz? – prychnął. – Jak to zdobyłeś? – tkwił w podziwie.

– To runy wzmacniające! – krzyknął Nahur. – Żarty sobie robisz? – prychnął. – Jak to zdobyłeś?

Nahur poczuł jeszcze większą przepaść pomiędzy sobą, a Olbrzymem.

Bez przecinka, ale naprawdę – łopata.

Nie dość, że był innym gatunkiem, to jeszcze nietuzinkowym w swoim rodzaju.

Olbrzym nie jest gatunkiem, tylko jego przedstawicielem, a poza tym tłumaczysz jak krowie, naprawdę.

Olbrzym streścił mężczyznom swoje początki. Wspomniał o mieszkaniu w mieście, na granicy ze smoczymi jaskiniami i o opowieściach o Niziołkach specjalizujących się w runach. Szukał ich połowę swojego życia.

I całą ciekawą biografię olbrzyma streszczasz w trzech zdaniach, ładnie to tak? https://sjp.pwn.pl/zasady/123-20-24-Niejednostkowe-nazwy-istot-bedacych-wytworem-fantazji-lub-przedmiotem-wierzen-religijnych;629445.html Olbrzym opowiedział ludziom o swojej młodości, o mieście nieopodal smoczych jam i historiach, których tyle słyszał, o niziołkach i runach, na których się znali. Przez pół życia ich szukał.

zbył temat.

Można zbyć kogoś, ale temat – tylko zmienić.

Co ważniejsze. – wskazał na most.

Non sequitur.

Nahur zabrał głos.

Nie zabrał, bo to nie dyskusja. Po prostu to powiedział.

Wchodząc na pierwszą deskę, sprawił, że drewno zatrzeszczało.

A to były osobne czynności? Hmm?

Niski pisk

https://wsjp.pl/haslo/podglad/37911/pisk to wysoki dźwięk.

rozniósł się po całej długości wyschniętej rzeki

Całej? Rzeki są duże.

Razem z Nahurem zaczęli krzyczeć, zaczynając od najwyższych not, do jakich byli w stanie zmusić swoje struny głosowe po najniższe kończąc.

Nie po polsku: Razem z Nahurem zaczęli krzyczeć, zaczynając od najwyższych nut, do wydania których byli w stanie zmusić swoje struny głosowe, a kończąc na najniższych. Ale co to ma do chmurek, to chyba tylko opiekun wszystkich małych zwierzątek raczy wiedzieć.

Nie dość, że obcięło, to jeszcze tło obgryzło :D Końcówka:

Dla nich Chmurki nie były maleńkimi robakami. Mierzyły nawet metr.

I nie łaska było o tym wspomnieć wcześniej? Miary metryczne w fantasy to zły pomysł, jak już mówiłam – lepiej je z czymś porównaj. Metr to będzie, pi razy oko, długość ludzkiej nogi.

Trafiając w ich ciała, te uciekały.

Co trafiało w ciała, a co uciekało? To nie jest gramatycznie poprawne zdanie.

Wszedł mi, wszedł mi pod bluzkę.

Pod koszulę. Tylko kobiety noszą bluzki.

Sam miał zbyt złe wspomnienia z Chmurkami. Ostatnim razem obudził się dzień po ataku.

Zaraz, przecież one tylko robią peeling. Bez przesady, od tego się nie mdleje :)

Leżał na moście z nad wyraz różową skórą.

Ale za to jak ładnie wyglądał :D Leżał na moście, a skórę miał nad wyraz różową.

Nie mógł sobie na to pozwolić, przez wzgląd na misję, jaka go czekała.

Misję, która; ale w ogóle lepiej: ze względu na swoją misję.

Modlił się o to, aby już nigdy nie był zmuszony do śmiania się.

Tu nie będzie gifa z Jokerem. Ale mógłby być. Modlił się, żeby już nigdy nie był zmuszony do śmiechu.

Nahur pozostał czujny, nie pozwalając żadnej Chmurce na dostanie się do swojej skóry.

Nie po polsku: Nahur nie dopuszczał do siebie chmurek.

Poruszał się płynnie. Sprawiał wrażenie jakby był w trakcie tańca.

Ciach: Poruszał się płynnie, jakby tańczył.

Dassar tarzał się po moście, jednak nie robił tego na ślepo.

… spróbuj się tarzać w sposób przemyślany i zaplanowany.

Śmiejąc się, kierował swoje ciało tak aby uderzało w belki, chcąc w ten sposób oszołomić Chmurkę.

Ani to zgrabne, ani prawdopodobne.

W końcu dał radę wyjąć ją z bluzki. Prędko odrzucił ją w bok. Spadła w przepaść.

W końcu dał radę wyjąć ją zza koszuli. Rzucił robaka w przepaść. Zaraz, ale wyschnięta rzeka – to jeszcze nie przepaść?

Wzdrygnął się na wspomnienie wbijających się mu w skórę, białych macek.

Przecinek zbędny, ale macki raczej macają, nie wbijają się, bo są miękkie.

Wrócił do osobliwej pieśni, zaczynając ją od nowa.

Masło maślane. Podjął osobliwą pieśń.

Oboje powoli zniechęcali Chmurki do atakowania.

A co o tym świadczy? Może: Chmurek robiło się coraz mniej?

Zostały dwa największe osobniki, mierzące nieco ponad metr.

Zostały dwie największe. Kropka.

Podłużne ciała lepiły się do każdego rodzaju powierzchni, dlatego nigdy nie traciły równowagi.

Dlaczego robaki miałyby tracić równowagę, skoro i tak pełzną na płask?

Kierowały się jedynie zapachem.

Węchem. Zapach to to, co się czuje, a węch to zmysł, którym można się kierować.

Jedna Chmurka dostała mieczem prosto w środek tułowia, co zmusiło ją do wrzasku.

Hmm? Pomijając to, że robaki nie muszą mieć strun głosowych – zmusiło?

Nahur mimowolnie skulił się na moment.

Co masz na myśli?

Po ponownym otworzeniu oczu zobaczył, że Chmurki schowały się.

Kiedy znów otworzył oczy, nie zobaczył chmurek.

Nahur o mało co nie stracił równowagi. Uratował go trzymający most, gruby sznurek, za który złapał się obiema rękoma.

Nahur o mało nie stracił równowagi, ale złapał się oburącz liny mostu. I nie można było od razu powiedzieć, że to most wiszący? Zresztą – czy kamienne tralki zrobiłyby tu różnicę?

– Na prawdę się ich boi. – Dassar skomentował bieg Olbrzyma. – Aż poczułem, że nie jestem taki do niczego.

"Naprawdę" łącznie, ale łopata bije prosto w śmiechoguzik.

Nahur spojrzał na kolegę z irytacją. – Gdybyś nie upadł, poszłoby nam szybciej.

Małostkowy :P

Ale wiesz, ten jeden był wyjątkowo mały. – tłumaczył.

Hmm?

To przy okazji ostrzeżemy ludzi, że niedawno pojawiły się młode. – ocenił Nahur.

Postanowił. https://wsjp.pl/haslo/podglad/8098/ocenic

W większej grupie poszłoby nam, jak po łusce.

Zbędny przecinek.

na koniec nawiązując do żartu wojowników mierzących się ze smokami.

To jest tak łopatologiczne, że niektórzy czytelnicy mogą się poczuć urażeni. Traktujesz nas, doprawdy, jak głupków.

Hagg czekał na nich pewien odcinek drogi dalej.

A gdyby czekał kawałek dalej?

mówiąc to wziął dwójkę przyjaciół w objęcia

"Mówiąc to" można w ogóle wyciąć, ale: mówiąc to, wziął dwójkę przyjaciół w objęcia.

Mało co nie połamał im przy tym kości. Stawiając ich z powrotem na ziemię, zapłacił im obiecaną sumę pieniędzy.

Mało nie połamał im przy tym kości. Postawiwszy ludzi z powrotem na ziemi, zapłacił im obiecaną sumę pieniędzy.

Ja nigdy nie rozumiałem, jak mam zmienić ton mojego głosu. Tak na siłę, to nie potrafię

Angielskawe: Ja nie umiem zmienić tonu głosu, nie tak na siłę. Zaraz, zaraz, a nie łaska wspomnieć wcześniej, że to standardowa procedura?

one nie boją się

One się nie boją.

Z resztą

Łącznie.

Dassar dopiero teraz uświadomił sobie, że Hagg nie zdenerwował się, gdy wziął jego broń.

Kto wziął broń, a kto się nie zdenerwował?

Rozeszli się już w tym miejscu, z okazji pośpiechu Hagga.

"Z okazji" może być ślubu, urodzin, okrągłej rocznicy naszego przedsiębiorstwa, ale oni: Rozeszli się na tym miejscu, bo Hagg bardzo się spieszył. Albo: Rozeszli się na tym miejscu, bo Haggowi pilno było w dalszą drogę.

Nie chcąc wracać na most, dwóje przewodników postanowiło pójść do miasta.

… nie mogli od razu iść dookoła? "Dwóje" obrywa się w szkole, a przewodników było dwóch: Nie chcąc wracać na most, dwaj przewodnicy postanowili pójść do miasta.

Tam ponownie spotkali Hagga. Był w towarzystwie Olbrzymki.

Dobra, topologia zupełnie mi się pokręciła.

Uważnie słuchali słów nastoletniej dziewczyny.

Jakiej dziewczyny?

Hagg widząc swoich wybawców pomachał im z daleka, za co dostał upomnienie.

Takie formalne? Hagg, widząc swoich wybawców pomachał im z daleka, za co dostał burę.

– Co teraz? – Nahur zapytał kolegę w karczmie.

Lepiej: – Co teraz? – zapytał Nahur, kiedy usiedli w karczmie.

Nahur uniósł brew w górę.

A mógł w dół?

Kolejne, niecodzienne zadanie?

Tutaj nie powinno być przecinka, bo "niecodzienne zadanie" stanowi pewną całość.

– od razu stał się sceptyczny.

Łopata.

Wiesz, co kilka lat jeden z książąt staje się wystarczająco duży do tego, by się związać, w sensie wejść w związek

…?

Przy tym zbliżone jego wiekowi księżniczki, mają udowodnić swoją wartość zdobywając suknię wojowniczki.

Nie po polsku: Wtedy księżniczki najbliższe mu wiekiem próbują zdobyć suknię wojowniczki, żeby udowodnić swoją wartość.

– wypunktował najważniejsze rzeczy.

Zbędne.

Tych parę miesięcy bez Dassara przyzwyczaiło go do spokojnych, przemyślanych misji.

Tylko że dopiero tutaj się dowiadujemy, że przez jakiś czas nie pracowali razem…

Ponownie nie uwierzył w powodzenie tego pomysłu, jednak uznał, że nie zaszkodzi im spróbować.

Niestylistyczne i mętne. Pomysł dopiero co mu przedstawiono, więc nie uwierzyć w jego powodzenie może dopiero po raz pierwszy.

 

Mmmmm, więc tak. Po nieuporządkowaniu, stężeniu łopatologii i młodzieńczej świeżości tekstu wnioskuję, że masz lat, tak na oko, czternaście. Jeśli faktycznie tak jest, to początek wcale niezły, ale dopiero początek – pracy przed Tobą huk. Od pieca: bohaterowie są sympatyczni, choć ich postępowanie mało sensowne (nie mają powodu się bać, jeżeli przeprowadzanie olbrzymów przez most to tutaj częsty sposób zarobkowania, zresztą olbrzym jest bardzo miły). Kolejne elementy spadają na czytelnika nagle, bez powiązania ze sobą nawzajem, tak, jak Ci przyszły do głowy – to niedobrze, trzeba je poskładać do kupy. No, i tłumaczysz rzeczy oczywiste (a nie tłumaczysz tych mniej oczywistych, o których moglibyśmy nie wiedzieć).

 

Jeśli chodzi o humor, nie ma go za wiele, ja się raczej rozczuliłam na zasadzie "ooo, jakie słodkie maleństwo" :) Jest tu trochę absurdalnych sytuacji, ale opracowałeś je niezręcznie i nie są śmieszne. Humoru innego typu nie widać. Dlaczego bohaterowie – ludzie mieliby się porównywać z olbrzymem – nie wyjaśniasz, a nie ma to specjalnego sensu takie gołe. Na razie może skup się na kwestiach językowych (oj, naprawdę, jest słabiutko – nie tylko z dialogami…), i czytaj jak najwięcej – ale nie nowości, bo wydane są tragicznie. Idź, dziecię, do biblioteki :D I powodzenia!

Bardzo, ale to bardzo źle napisane opowiadanie, w którym nic, moim zdaniem, nie było śmieszne.

Do wcześniejszych łapanek dorzucam jeszcze kilka uwag.

 

skup się na tym obieraniu fasoli… → …skup się na obieraniu fasoli

 

– Nie, my chcieliśmy cię przywi– → Pewnie miało być: – Nie, my chcieliśmy cię przywi

 

– Zachowałeś się nie taktowanie. → Pewnie miało być: – Zachowałeś się nietaktownie.

 

– Udało mi się złapać Gila. → Dlaczego wielka litera? Ten błąd pojawia się też w dalszej części tekstu.

 

– Przecież to, to jest, to! – skomentował zdechłego Ostrodzioba. → Jak wyżej.

 

– Ostatnim razem te robactwa utknęły mi w ubraniach. – Ostatnim razem to robactwo utknęło mi w ubraniu.

 

...czuł, że traci ostatki nerw. → …czuł, że traci ostatki nerwów.

 

Hagg zadarł głowę w górę. → Czy można coś zadrzeć w dół?

 

Z resztą miał dużo racji. Zresztą miał dużo racji.

Przeczytawszy.

Nie będę się rozwodził nad tym, co już wcześniej zostało powiedziane. Opowiadanie napisane jest źle i kropka. 

Z dobrych wiadomości: Całkiem niezły pomysł na lekkie i (po dopracowaniu) zabawne opowiadanie, a błędy można poprawić :)

Anonimie, dodam, że błędy można poprawiać także w trakcie konkursu. Irka jeszcze nie przeczytała, więc edytowanie tekstu może coś zmienić.

Pomysł ciekawy. Budowanie świata również. Mam wrażenie, że z tekstu można wydobyć zabawne momenty, tylko obecnie nie są one zaakcentowane w żaden sposób. Są zaznaczone kontrasty w postrzeganiu świata przez ludzi i olbrzyma, na których można zbudować zabawne dialogi, można eksponować nieporozumienia, wreszcie same potworki zamieszkujące okolice mostu są zabawne. Problemem jest pokazanie tego w tekście, który w obecnej wersji wydawał mi się monotonny. Zbyt wiele było wkładania czytelnikowi emocji bohaterów łopatą do głowy. Takie tłumaczenia zabijają humor.

Podsumowując, czułem się, jakbym słuchał skeczu czytanego przez grabarza. Dostrzegam humor, ale muszę go sam wydobywać z tekstu, co kosztuje mnie tyle wysiłku, że nie mam już ochoty na śmiech.

hm

Sprawdzałam, czy będzie pokazany mój nick xd

Niestety do wczoraj uczyłam się na prawko, które okazało się być bardziej stresujące niż początkowo zakładałam, przez co zrobiłam sobie przerwę. Mam teraz chwilę przed egzaminami.

Chmurki pozostają nazwane chmurkami.

 Dziękuję za wiele, wiele rad  / szczególnie tym, którzy oszczędzili mi wrednych słów.

@Tarnina – nie wiem, ile czasu zajęło ci poprawianie tego wszystkiego, szacunek. Szok.

(z góry uprzedzę, że nwm, w jaki sposób oznacza się tutaj ludzi xd)

Info odnośnie wielkości gila w stosunku do dłoni Olbrzyma, poparte wielkością człowieka rozwaliło mi głowę xd (mam wrażenie, że napisałam(zrobiłam) jakieś zadanie matematyczne xd)

Pisałam ten tekst z dwie godziny. I nie z myślą, że będzie to moim dziełem życia. – wiem to widać.

Poprawiłam go dziś, wzorując się wskazówkami, jednocześnie nie zmieniając fragmentów, których zmieniać nie chciałam. Olbrzym nie posługuje się idealną polszczyzną.

Rozumiem zarzuty, co do ‘łopaty’ ale poza tą społecznością, większość czytających mam wrażenie potrzebuje wskazówek… i też sama trafiam na teksty pisane w ten sposób. Do tego w tych czasach ludzie zdają się nie mieć wielkich wymagań… 

 I też rozumiem zarzuty, że nie było to specjalnie śmieszne – nie lubię używać przekleństw, a nimi najłatwiej ludzi rozbawić. Poza tym to pierwszy raz pisałam coś, co w ogóle o humor zahaczało. 

‘Dlaczego bohaterowie – ludzie mieliby się porównywać z olbrzymem…’ bo pierwszy raz na takowego trafili, to widać w rozmowach pomiędzy nimi. ‘…– nie wyjaśniasz, a nie ma to specjalnego sensu takie gołe.’ nie wyjaśniam, bo nie ma tutaj na to miejsca, pokazuję w dialogach, że nie czują się przy nim komfortowo. Nie trzeba mieć od razu pokazanego całego zaplecza…

Końcówka jest nawiązaniem do drugiego konkursu ‘Szata zdobi człowieka’ 

Także trochę ten świat rozwinę.

Oboje/ obojgu pokręciłam – przyznaję ???? (źle zapamiętałam i nie upewniłam się)

Z resztą/ zresztą – znam różnicę, tutaj musiałam coś za mocno przekombinować (wiem niektórzy powiedzą, że cały tekst jest przekombinowany hah)

‘Kolejne elementy spadają na czytelnika nagle, bez powiązania ze sobą nawzajem, tak, jak Ci przyszły do głowy’ jest to opowiadanie, także takie wrażenie ma sens. Czasem tych kilka niepowiązanych ze sobą elementów jest wstępem do czegoś… huh

‘Tych parę miesięcy bez Dassara przyzwyczaiło go do spokojnych, przemyślanych misji.

Tylko że dopiero tutaj się dowiadujemy, że przez jakiś czas nie pracowali razem…’ – tak, bo chciałam pokazać, że początkowy dialog nie był znikąd. Też nie uważam tego za jakąś kluczową informację.

Rozumiem zarzuty, co do ‘łopaty’ ale poza tą społecznością, większość czytających mam wrażenie potrzebuje wskazówek… i też sama trafiam na teksty pisane w ten sposób. Do tego w tych czasach ludzie zdają się nie mieć wielkich wymagań… 

 I też rozumiem zarzuty, że nie było to specjalnie śmieszne – nie lubię używać przekleństw, a nimi najłatwiej ludzi rozbawić. Poza tym to pierwszy raz pisałam coś, co w ogóle o humor zahaczało. 

 

To, że świat jest miejscami zrobiony fabrycznie i po łebkach nie powinno zachęcać, by utrzymywać go w tym stanie. A ludzie mają wymagania, coraz większe, ale i tak coraz częściej zadowalają się tym, co im wpada w łapki, bo tracą cierpliwość.

Łopata zależy od grupy docelowej. Jeśli tekst ma przeczytać wiele przypadkowych osób w mało uważny sposób, łopata jest niezłym narzędziem masowej produkcji (i zagłady). Uważny czytelnik wczuje się w tekst bez łopaty.

Cieszę się, że Anonim pisze, ma pomysły na historie, bohaterów i swój świat. Wyobraźnia jest podstawą. Emocje również, bo jak bez nich tchnąć życie w bohaterów? Reszta to technika. Techniki można się nauczyć, a wyobraźnię, serce, emocje po prostu się ma. I można się nimi dzielić, pisząc, śpiewając, tańcząc, malując, a nawet strzygąc krzaki w ogrodzie.

Przekleństw, do stu tysięcy piorunów, nie trzeba używać, żeby było śmiesznie! Według mnie albo wyrażają skrajne emocje bohaterów, albo charakteryzują bohaterów lub całą grupę społeczną, pokazują miejscowy “folklor”.

Trzymam kciuki za kolejny konkurs, z przerwami na skrobanie swojego opowiadania :)

 

 

Niestety do wczoraj uczyłam się na prawko, które okazało się być bardziej stresujące niż początkowo zakładałam, przez co zrobiłam sobie przerwę. Mam teraz chwilę przed egzaminami.

Trzymamy kciuki yes

nie wiem, ile czasu zajęło ci poprawianie tego wszystkiego

Ja też nie wiem, ale jeśli się przydało, nie był to czas stracony heart

(z góry uprzedzę, że nwm, w jaki sposób oznacza się tutaj ludzi xd)

Eeee… wcale :D Stary kod, co robić :)

Info odnośnie wielkości gila w stosunku do dłoni Olbrzyma, poparte wielkością człowieka rozwaliło mi głowę xd (mam wrażenie, że napisałam(zrobiłam) jakieś zadanie matematyczne xd)

Jak już zaczęłam to rozpracowywać, nie mogłam przestać XD

Pisałam ten tekst z dwie godziny.

… nie lubię Cię :D

poza tą społecznością, większość czytających mam wrażenie potrzebuje wskazówek

W niej też – ale bez przesady ;)

Do tego w tych czasach ludzie zdają się nie mieć wielkich wymagań…

nie lubię używać przekleństw, a nimi najłatwiej ludzi rozbawić

Zależy, których – mnie nie.

‘Dlaczego bohaterowie – ludzie mieliby się porównywać z olbrzymem…’ bo pierwszy raz na takowego trafili, to widać w rozmowach pomiędzy nimi.

… nijak to nie wynika jedno z drugiego. Oni się z tym olbrzymem porównują pod względem wartości, podziwiają go jak kolegę z bloku, który ma lepsze auto. Zupełnie mi to rozbija zawieszenie niewiary.

Nie trzeba mieć od razu pokazanego całego zaplecza…

Nie, ale sęk w tym, żeby wiedzieć, co pokazać, a co zostawić jako ćwiczenie dla czytelnika.

znam różnicę, tutaj musiałam coś za mocno przekombinować

Albo chochlik wskoczył na spację :)

jest to opowiadanie, także takie wrażenie ma sens

Mmmm… nie, nie bardzo. To znaczy, ma sens, jeśli tak faktycznie jest, ale rzeczy powinny się ze sobą wiązać.

tak, bo chciałam pokazać, że początkowy dialog nie był znikąd

Można go było różnie zinterpretować, ale faktycznie – informacja nie jest strasznie ważna i dodanie jej na tym etapie tylko robi zamieszanie.

Łopata zależy od grupy docelowej.

O, tak.

Wyobraźnia jest podstawą.

Ale wyobraźnię trzeba karmić wiedzą. Inaczej uschnie.

Przekleństw, do stu tysięcy piorunów, nie trzeba używać, żeby było śmiesznie!

Istowo!

Przeczytałem. Napisane nie najlepiej, historia też nie porywa. Wydaje mi się, że dwie godziny na stworzenie tekstu liczącego ponad 16 tysięcy znaków, to bardzo niewiele czasu, no chyba że nie liczyłeś poprawek.

zygfryd89

‘nie liczyłeś poprawek’ – liczyłaś* być może nie wzięłam tego pod uwagę 

Nie wiem ile masz lat, ja raczej piszę dla młodszych, także domyślam się, że nie każdego to porwie heheh btw szaleństwem byłoby liczyć, że przypadnie każdemu 

 

Tarnina

‘Ja też nie wiem, ale jeśli się przydało, nie był to czas stracony heart’ – przydało. Dużo u mnie złych nawyków, aż nie wiem skąd one huh

‘… nie lubię Cię :D’ a tam, zrozumiałe – nie nad wszystkim myślę dwukrotnie. W tym przypadku mniej zastanawia się równało się mniejszemu zawahaniu, co do tego, czy wgl tutaj coś wstawiać

‘Nie, ale sęk w tym, żeby wiedzieć, co pokazać, a co zostawić jako ćwiczenie dla czytelnika.’ – to prawda, to może wychodzić mi średnio huh 

‘Ale wyobraźnię trzeba karmić wiedzą. Inaczej uschnie.’ – yup, poniekąd prawda /oby ta wiedza w pewnym momencie nie przytłoczyła

 

marzan

‘A ludzie mają wymagania, coraz większe’ – czy coraz większe hm. Patrząc na bestsellery nie powiedziałabym 

‘Trzymam kciuki za kolejny konkurs, z przerwami na skrobanie swojego opowiadania :)’ dziękuję ☘️

Ode mnie dla Ciebie – masy pomysłów 

to prawda, to może wychodzić mi średnio

Każdy tak ma. Trochę kwestia wprawy, ale nie do końca.

poniekąd prawda /oby ta wiedza w pewnym momencie nie przytłoczyła

Nie poniekąd, tylko tak. W końcu wiedza dotyczy głównie rzeczy przygodnych.

Ciekawy pomysł na stwory żyjące pod mostem. Chociaż nie bardzo wiem, jak one wyglądały; nazywasz je robakami, ale potem okazuje się, że latają i mają macki… Niewielkie, ale wielkości metra. Podłużne, ale zwane chmurkami.

Humoru specjalnie nie widzę. No, jest jakiś kontrast między ludzkimi bohaterami, ale to by było na tyle.

Fabuła daje radę.

Bohaterowie w normie – ani zachwycający i z głębokimi osobowościami, ani słabi.

Język. No, jest nad czym pracować – zapis dialogów, interpunkcja, znaczenie słów (bluzka to damski ubiór), literówki, sporadycznie błędy w pisowni łącznej/rozdzielnej…

Przyjemny pomysł :)

Nowa Fantastyka