
Anonimowy tekst, napisany incognito, w mroku tajemnicy.
Anonim ma nadzieję, że rozśmieszy.
Anonimowy tekst, napisany incognito, w mroku tajemnicy.
Anonim ma nadzieję, że rozśmieszy.
Purpuria zatrzymała się przy telefontannie, poprawiła włosy, nałożyła szminkę, następnie wepchnęła w taflę kapsułkę za ćwierć srebrnika i, rozciągając usta w boleśnie szerokim uśmiechu, wydeklamowała:
– Pewnie mi nie uwierzcie, ale podróż była niezwykle inspirująca i pełna niespodzianek. Najpierw, oczywiście, powołanie na śledczą… – Posłała widzom skromny uśmieszek. – Kto by pomyślał, że Urząd Tropienia Upadku wybierze właśnie mnie… No, a potem okazało się, że do pipidówki, jaką przecież są Diapsydy Górne, udało mi się znaleźć wygodny i bezpośredni transport. Powóz Towarzystwa Transportowego Terytorium Trawośladów odchodzi trzy razy w tygodniu spod Bramy Cukrowej! Dobra, już się zamykam, bo brzmię jak ich naganiaczka… Pa, pa!
Przerwała transmisję, bo o mało się nie rozpłakała.
Koleżanki ze szkoły nigdy się nie dowiedzą, że musiała wiosłować za te leniwe krasnoludy, a w powozie poza pasażerami przewożono sery (Purpurię dręczyło przeczucie, iż ten zapaszek zostanie z nią na wieki), no i do tego przez trzy doby musiała sikać tuż obok kół pojazdu, żeby mieć pewność, iż zdąży wsiąść. Bo krasnoludy, choć leniwe, były bardzo zasadnicze w kwestii rozkładu jazdy.
– Dama szuka noclegu? – zapytał wyrostek o płowych włosach, kierujący wielką, zieloną rikszą.
– Wieczerzy, łaźni i łóżka, dokładnie w tej kolejności – westchnęła.
– Zabiorę walizy i wszystko pokażę – zaproponował usłużnie.
Choć wymęczona i zła, Purpuria z zaciekawieniem oglądała miasteczko.
Położone wysoko w górach, na krańcach królestwa, powinno być biedne i zapyziałe, ale okazało się urocze, choć nieco dziwne.
Mijała bogate kramy oferujące głównie broń, ale również księgi, odzież czy egzotyczne smakołyki. Wszystkie warsztaty, stragany i sklepy miały w szyldach smoki.
Uśmiechnięci naganiacze płci obojga wrzeszczeli na cały głos:
– Smocze bułeczki!
– Wywar z gadzich łusek dla urody!
– Miecz twardy jak smoczy ogon, tylko po naszej maści!
– Broń dla dużych i dla małych! Magiczne miecze, tnące stal, kamień i smoki!
– Sporo smoków tu macie? – spytała od niechcenia.
– Jest parę – odparł obojętnie chłopak. – O, chociażby ten – wskazał ręką wielkiego, zielonego jaszczura, który właśnie unosił znad rynku pulchną kwiaciarkę.
Czerwona spódnica łopotała, ofiara lamentowała, dokoła sypały się kolorowe kwiaty, a mężczyźni w różnym stopniu uzbrojeni i odziani biegali dokoła jak wystraszone kury.
Rycerz w czarnym hełmie, ale za to w białych gaciach, usiłował wspiąć się po drabinie na dach. Jacyś mocno wstawieni młodzieńcy próbowali bezskutecznie odczepić od juków miecze, a kusznik, który nie znalazł kołczanu z bełtami, wystrzelił w kierunku potwora porwane z ławy widelce.
– Doliczymy do rachunku – mruknęła niewzruszona gospodyni. I zaraz dodała, obracając się z uśmiechem: – A panienkę witamy. Na wieczerzę, czy z noclegiem?
– Wszystko!
– Żarobór, daj no panience gulaszu z knedlami i kubek smokołyku! – wrzasnęła gospodyni w stronę zaplecza.
Zaraz wybiegł stamtąd rudowłosy, krępy krasnolud, który omiótł ławę ścierką z taką miną, jakby był czarodziejem odprawiającym magiczne rytuały. Postawił na blacie sporą miskę z tłustym gulaszem. Potem zza zasłony brody wyciągnął kolejno koszyk z połową bochenka świeżego chleba, różnobarwne buteleczki z sosami, sztućce, miskę wypełnioną dziwacznymi, złotymi owocami i na końcu miedziany kielich. Purpuria patrzyła zdumiona, nie mogąc pojąć, gdzie to wszystko się zmieściło.
– Mamy smokołyk perłowy, który wzmacnia siły witalne i mięśnie oraz miętowy, chłodzący krew, doskonale chroniący przed smoczym żarem… – zachwalał z zapałem.
– Czyli jak kogoś smok spali na skwarkę, to zostanie z niego akurat tyle, żeby rodzina mogła rozpoznać truchło – zarechotał stary rycerz, pijący z towarzyszem przy drzwiach.
– Szlachetny Miękiszon la Costilla niechaj się nie natrząsa z naszej tradycji. Od miesiąca senior degustujesz smokołyki, już opróżniliście antałki z purpurowym na męstwo i czarnym na niewidzialność i w tym sezonie pewnie ich nie sprowadzimy! – fuknęła gniewnie karczmarka. – Dziewczynie daj niebieskiego, doda sił po podróży, a panna pewnie i tak na pojedynek z bestią się nie wybiera. Podobnie jak wielu innych – spojrzała wymownie na rycerza.
– Każda karczma w mieście oferuje smokołyki i każda swoje zachwala. Kosztowałem wielu, ja i mój sługa Panza, ale niestety nie odczuliśmy ich magicznych efektów – mruknął pan la Costilla.
– Może trzeba było choć raz zaatakować smoka?!
– Pewnie trzeba było… – zamyślił się rycerz. – Teraz miecz sprzedany, hełm zardzewiał, nie mam już pieniędzy, by przystąpić do zbrojnej kompanii, co idzie na żmija. Chyba przyjdzie mi nerkę sprzedać magom… Swoją lub sługi – dodał po chwili, a Panza poruszył się niespokojnie.
Napój, który wybrała dla niej karczmarka, był kwaskowy jak egzotyczny owoc, ale jednocześnie przyjemnie palił język. Purpuria nie potrafiła zdecydować, czy jej smakował, czy nie, ale wypiła wszystko do ostatniej kropelki i zamówiła dolewkę. Szybko poczuła znużenie, ale jednocześnie przestała się martwić słowami dziekana, żeby lepiej nie wracała i zastanawiać się, czy nie wygląda grubo w nowej sukni. Czuła jedynie błogie zmęczenie i bez oporów pozwoliła zaprowadzić się do pokoju.
&
Rankiem obudziły ją wrzaski Miękiszona la Costilla, któremu, w tajemniczy sposób, zaginął sługa.
Zaaferowany rycerz przeszukiwał zakątki oberży, podważał prowadzenie się kobiet w rodzinach pracowników obsługi.
– Gdzie znajdę smoka? – spytała Żarobora, kiedy podawał jajka smażone po drakońsku.
– Ale którego, panienko? – zapytał, czochrając brodę. – Przy jaskini siedzą dwa, chyba matka z dzieckiem, przy źródłach jeden, duży samiec, a na bagniskach w dole rzeki to może ich być i tuzin. Wszystko zależy, do czego ich panience potrzeba?
– A do czego mogę potrzebować smoka? – Wzruszyła ramionami.
– Ja to nie wiem. Jedni chcą się bić, inni zdobyć skarby, a była tu nawet dama, co chciała mieć ze smokiem potomstwo.
– Udało się?
– Trochę tak…
– Trochę?
– Przygotowała się, zabrała tragarzy i poszła w góry. Podobno nawet znalazła jajo i zaczęła wysiadywać. Czy podać smokołyk? Rankiem polecam kasztanowy, dodaje energii.
– W takim razie poproszę. I co z tą damą, czy wysiedziała smoka?
– Niestety nie wysiedziała. – Krasnolud skrzywił się, jakby go zabolał ząb. – Do gniazda wróciła smocza mama i, jak to mają w zwyczaju, siadła. Mimo ostrzeżeń wielu dama odmówiła ucieczki i potem nad miastem latał smok obklejony w tylnej częścią ową damą…
– A co, jeśli chcę tylko smoka zobaczyć?
– To wystarczy iść na rynek i chwilkę poczekać.
Purpurię zdziwiły jego słowa, ale poszła na rynek i usiadła nieopodal fontanny. Po chwili przyleciał smok i porwał kwiaciarkę. Czerwona spódnica łopotała, ofiara lamentowała, dokoła sypały się kwiaty, a grupa konnych goniła smoka ulicami miasta, roztrącając przechodniów i niszcząc kramy, choć potwór uniósł się już wysoko ponad dachy domów.
Chwilę potem główną ulicą miasta ruszyła wielka, drewniana platforma w kształcie smoka, z której opasły krasnolud odziany w niby-zbroję wykrzykiwał:
– Zbrojna kompania hrabiego Krzyworoga rusza niezwłocznie na okrutną bestię! Zgłoś się jeszcze dziś, zarezerwuj miejsce w obozie i na ćwiczeniach bitewnych. Koszt z wiktem i opierunkiem jedynie osiemdziesiąt dukatów!
– Osiemdziesiąt dukatów – szepnęła Purpuria.
Miała na sobie najładniejszą bluzkę w fiołki. Rozświetliła kapsułką toń telefontanny, uśmiechnęła się nonszalancko i rozpoczęła transmisję:
– No, powiem wam, wszystko ładnie, łóżko wygodne, jedzenie smaczne, widoki wspaniałe, ale za wszystko liczą sobie górę grosza. Na własne oczy widziałam, jak smok porywał kwiaciarkę! (W sumie, już chyba cztery razy – przemknęło jej przez głowę). – Można zgłosić się jako uczestnik wyprawy na smoka, kusi mnie, żeby podjąć takie wyzwanie!… A wy co? Szkoła, nudy, plotki, szkoła?! – Widząc przerażenie w oczach koleżanek, posłała im jeszcze łobuzerski uśmiech i zakończyła połączenie.
Zadowolona z wrażenia które zrobiła, wstąpiła do biura „Ekspedycyje na Wściekłe Bestyje”, gdzie zarezerwowała udział w wyprawie na smoka, która miała się odbyć kolejnego dnia. Wybrała najtańszy wariant: bez noclegu, bez walki, bez relacji dla krewnych za pomocą telefontanny i bez transportu zwłok (tylko w razie potrzeby).
Miła krasnoludzka dziewczyna doradziła jej zwiększenie spożycia smokołyków (zwłaszcza niebieskich i białych), zakup lekkiej osłony od ognia i pyłu, oraz (na wszelki wypadek) ćwiczenie szybkiego biegu.
Wyszła z biura dumna z siebie, ale równocześnie nieco wystraszona, no i dodatkowo zatroskana, bo właśnie zużyła pół budżetu na wyjazd, a nie wiedziała przecież, jak długo jeszcze przyjdzie jej przebywać w tej mieścinie.
Na rynku kilka osób w dziwacznych skórzanych gaciach demonstrowało z transparentami o treści „Darmowy transport dla latawców!”.
Purpuria próbowała zagadnąć kogoś o to hasło, ale nie byli zbyt rozmowni. Dlatego kupiła sobie szponszrona, czyli lokalny deser z mrożonych orzechów, z dodatkiem miodu i cynamonu, po czym ruszyła szukać warsztatu oferującego zbroje.
Po drodze ze zdziwieniem zauważyła, że tutejsi naganiacze są ładnie i ciepło ubrani, a żebracy uśmiechnięci i pulchni.
Zapisała sobie tę uwagę na kawałku pergaminu, bo przecież miała informować swego patrona o wszystkich dziwnych i podejrzanych faktach zaobserwowanych w Diapsydach Górnych. Postanowiła wysłać raport zaraz po zakupie osłony – zbroi, żeby wykazać się pilnością.
Usłużni przechodnie wskazali jej warsztat płatnerza. Była już niemal na miejscu, kiedy wprost z murów obronnych miasta ogromny, złocisty smok porwał młodego strażnika. Młodzieniec usiłował dźgać bestię piką, a jego koledzy strzelali do potwora z łuków, ale nic to nie dało. Okrutny gad uniósł szamoczącą się ofiarę w stronę gór.
Przerażona Purpuria, wraz z tuzinem innych przechodniów, skryła się w warsztacie o dźwięcznej nazwie „Topory na Smoczory”. Wewnątrz warsztatu kłębił się tuzin sprzedawców, równocześnie zachwalających towar, biorących miarę i inkasujących zapłatę.
Dziewczyna wpadła w ręce dwóch, co prawda brodatych, ale i biuściastych istot, które natychmiast zaczęły wpychać jej głowę w hełm zwieńczony pawimi piórami i wysadzaną żółtymi kamieniami kolczugę.
– Jd niesiedns kjsd – wystękała Purpuria w miękki atłas podszewki.
– Bohaterka przyjechała aż zza granic królestwa! – zachwyciła się wyższa ze sprzedawczyń.
– Pięknie jej będzie w nowym purpurowym płaszczu – dodała druga.
Kiedy jej głowa wreszcie wydostała się z pluszu, Purpuria wrzasnęła:
– Miałam mieć tylko lekką osłonę!
– Nie idzie do walki?! – Uśmiechnęła się sztywno niższa, zaciskając wargi w wąską kreskę.
– Nie, tylko popatrzeć z daleka!
– Byłaby zniżka na płaszcz, ostrogi i miecz! – kusiła wyższa.
– Nie będę się bić!
Widząc, że klient jest znacznie mniej perspektywiczny, wyższa dziewczyna odeszła, by zapinać paski w kolczudze rosłego rycerza, a druga rzekła rezolutnie:
– Osłonę dam błękitną, jest bezpieczna i wyjątkowo twarzowa.
– Zasłania jedynie twarz? – zlękła się klientka.
– Nie, do oczu będzie pasować. Kto wie, kiedy dama natknie się na godnego swej ręki kawalera… Mój narzeczony spadł na mnie wprost z nieba.
– Jak to się stało?!
– Aaa, nieważne… – Sprzedawczyni uśmiechnęła się zawstydzona.
Po chwili Purpuria szła już przez rynek, trzymając pod pachą zasłonę z jednej strony metalową i pokrytą grubymi ćwiekami, ale przy tym wyposażoną w miękką rączkę i wyściełaną błękitnym jedwabiem.
Była bardzo zadowolona, choć coś jej podpowiadało, że kolejny raz mocno naruszyła swój budżet. Biegła do karczmy, bo dręczył ją głód. Zignorowała dwa ataki smoków i kuszące nawoływania płynące z kolejnych kramów.
&
Rano Purpuria obudziła się naraz podekscytowana i wystraszona. Zjadła pospiesznie jadziankę, która, choć pokryta łuską, smakowała jak zboże namoczone w owocowej papce i wybiegła na miasto. Wrzuciła do telefontanny ostatni żeton i wyrzuciła z siebie potok słów:
– Wybacz, szacowny opiekunie, ale nie wiem, od czego zacząć. Miałam spisywać wszystko, co wydaje mi się dziwne i podejrzane, ale jest tego za dużo. Ponadto, za każdym razem, kiedy sobie coś spiszę, gubię pergamin, albo ktoś mi go niszczy. Najważniejsze jest jednak, że prawie nie mam już pieniędzy.
– Cisza! – gniewnie zabulgotała toń fontanny. W zwierciadle wody Purpuria zobaczyła lśniące, wysokie czoło swego opiekuna, jego zmrużone krótkowzroczne oczy i wzniesiony karcąco palec. – Milcz, dziewczyno! Jeśli nie wyjaśnisz dlaczego przypadki gwałtownej śmierci zdarzają się w tej mieścinie trzynaście tysięcy razy częściej, niż na pozostałym obszarze kraju, będziesz wracać do domu pieszo! Daję ci trzy dni!
– Wszystkich zjadają smoki. Sama widziałam co najmniej dwa tuziny porwanych. A dzisiaj sama ruszam na wyprawę, żeby wszystko zobaczyć z bliska. To kosztuje! – dodała łzawo.
– Przekażę jeszcze dziesięć dukatów, ale na tym koniec. Wykuj raport w kamieniu, jeśli tak będzie ci łatwiej go upilnować! – Fontanna gniewnie plunęła wodą.
Chciała wrzasnąć, ale nie odważyła się, bo ten nadęty służbista mógł jeszcze cofnąć wypłatę.
Pójdę do smoka, tam przynajmniej mam już opłacony obiad – pomyślała żałośnie.
Kiedy dotarła do siedziby „Ekspedycji na Wściekłe Bestyje”, czekał tam już powóz zaprzężony w muły, a wraz z nim kilku przewodników i tuzin kóz.
Najpierw zapakowano rycerzy, którym płynność ruchów ograniczały na równi zbroje, jak i wypite smokołyki, potem do powozu wsiedli ci, którzy chcieli jedynie na smoka popatrzeć.
Tych najbardziej lękliwych umieszczono od środka, a obok, od strony okna (za dodatkową opłatą) siadał „poświęcacz”.
Jedna z poświęcaczy, wysoka, pachnąca różami kobieta, siadła zaraz za Purpurią, obok roztrzęsionego uczonego ze stołecznego uniwersytetu – mistrza Chwata.
– Nic się nie bój, słodziutki – wrzasnęła przyjaźnie. – Kawał baby ze mnie, to cię bez trudu osłonię! – Po czym okryła go czule czerwoną spódnicą, a on przywarł do jej obfitej piersi jak niemowlę.
– A czy bestia nie zdoła przewrócić powozu? – zapytał po chwili nie do końca uspokojony.
– Jest to możliwe – westchnęła poświęcaczka. – Wtedy najlepiej czołgać się pod skały.
– Czołgać się pod skały – wyszeptał kilka razy pod nosem Chwat. – Ale gdzie są skały?!
– Zawsze po lewej.
&
Towarzystwo przerażonych podróżnych (uzbrojonych w miecze i księgi) sprawiło, że Purpuria wcisnęła się w fotel i nerwowo zerkała w niebo. W głowie wirowały jej obrazy flaków wirujących na tle nieba, wśród spadających kwiatów.
Nawet nie poczuła, kiedy usnęła. Obudził ją krzyk kogoś z poświęcaczy:
– Dojechalim, szykować miecze, dzidy, albo tyłki dla smoka! Biedaczek nie jadł nic od niedzieli!
Propozycja sprawiła, że większość przybyłych usiłowała na powrót wsiąść do powozu. Powstał więc niewielki zator i kilku podróżnych odniosło obrażenia. W najgorszym stanie okazał się być imć pan Chwat, gdyż wbiegał jako pierwszy, wywrócił się na schodkach blokując pozostałych, a uzbrojona grupa usiłowała schronić się mimo to.
Bardziej niż rozbawiony personel uczestników wyprawy uspokoił punkt regulaminu, na mocy którego nie zwracano opłat za udział. Pod opieką poświęcaczy ruszyli w stronę smoczej jaskini. Z tyłu szedł jęczący Chwat.
Obserwujących zaprowadzono do małego lasku na górce, skąd mieli oglądać walkę. Za to rycerze, szewcy z wypchanymi owcami, czarodzieje, poborcy podatkowi i kozy ruszyli w dół doliny.
Szybko dołączyły do nich dwa oddziały zbrojnych dowiezione przez konkurencyjne firmy. Był wśród nich senior Miękiszon, wystrojony w nową zbroję o barwie turkusu i takież ostrogi, za to nie było przy nim już nieszczęsnego Panzy.
Setka chłopa szła raźno w dół, wśród chrzęstu zbrój, buńczucznych nawoływań i smętnego meczenia kóz.
– Przyjmuję zakłady, kto wygra. Ostatnio obserwatorzy nieźle się na tym wzbogacili – rzuciła od niechcenia poświęcaczka.
– A jakie stawki? – zapytał słabo wciąż blady mistrz Chwat.
– Płacimy pięćdziesiąt do jednego za zwycięstwo rycerzy.
– A, to się skuszę! – krzyknął ktoś z tłumu.
Jeden po drugim obserwatorzy opłacali zakłady.
W tym czasie przed jaskinię wyszedł różowy, wysoki na jakieś dziewięć stóp smok. Zaryczał piskliwie i ze strachem spojrzał na szykujących się do ataku rycerzy.
Nawet kozy zameczały jakoś odważniej.
Purpuria w jednej chwili podjęła decyzję. “Nie będę biedować, ani wracać pieszo do stolicy! Pięćdziesiąt do jednego, to mnie ustawi na kilka lat!”
– Można jeszcze wpłacić? – spytała.
– A pewnie, jeszcze można…
– To za mnie dziesięć dukatów! Wszystko, co mam w gnomim banku! – krzyknęła, rozglądając się z dumnym uśmiechem.
Rycerze zaryczeli i ruszyli na smoka. Piechota z lewej, konnica z prawej, magowie stojący pośrodku unieśli różdżki nad kapelusze. Zagrzmiało, zahuczało, wiatr zawył przenikliwie, niosąc bojowy zew. I wtedy zza skały wyszła mama smoczka, jego starszy brat i największa bestia – chyba tatuś.
Każdy z nich był wielki jak otaczające je skały. Samce miały granatowe, niemal czarne ciała, a samica krwiście purpurowe. Lśniły na tle gór jak szkło i zdawały się przezroczyste. Pierwsza zaryczała matka, otwierając szeroko paszczę wyposażoną w ostre, długie jak piki zęby. Szybko dołączył do niej ojciec, strosząc przy tym złoty kołnierz i gniewnie machając ogonem. Psotny smoczy młodzieniec, nie czekając na rodziców, skoczył do przodu, żeby się pobawić.
Szybko rozległy się wrzaski, beczenie i wilgotne kłapnięcia smoczych szczęk.
Noga z ostrogą o barwie turkusu, która nadleciała chwilę potem, srogo poraniła dwóch obserwatorów. Pozostali z piskiem uciekli do powozu.
Dokoła fruwały flaki, kozy, miecze i magiczne różdżki z przyczepionymi fragmentami czarodziejów.
Obserwatorzy szlochali i błagali o jak najszybszy powrót do domu, mistrz Chwat nie błagał, bo wcześniej zemdlał. Tylko Purpuria wrzeszcząc nieco bez sensu:
– Nie pójdę w niewolę do krasnoludów, nie będę całe życie wiosłować w serze! – Próbowała zejść w stronę jaskini.
Pragnęła rzucić się wprost na smocze zęby.
Powstrzymała ją pachnąca kwiatami poświęcaczka, która jak się potem okazało, miała na imię Róża.
– Jeszcze nigdy tak nie było, żeby jakoś nie było – mruknęła pocieszająco, wlokąc dziewczynę do powozu. – Znajdziemy ci zajęcie, ale nie pisz już więcej raportów do władz!
&
Zmęczona pełnym emocji dniem Purpuria obudziła się dopiero w południe. Otworzyła oczy i rozejrzała się dokoła. Jej łózko stało między trzema innymi w niewielkiej, ale schludnej izdebce. Przez okno wpadały jasne promienie słońca, złocąc deski podłogi i łaskocząc rzęsy.
Po chwili do izdebki weszła siwowłosa staruszka, która przyniosła miskę jadzianki z morelami, skórzaną uprząż i elegancką suknię w kolorze butelkowej zieleni.
Purpuria zjadła, ubrała się starannie, zapinając cały strój i ułożyła włosy. Potem wyszła na balkon.
Kiedy smok spadł z nieba i uniósł ją w powietrze, wrzasnęła przeraźliwie.
W dole rycerze biegali jak poparzeni, ktoś strzelał z łuku, ktoś inny wrzeszczał, żeby przestał, bo zabije ślicznotę. Jakiś leciwy jegomość, usiłując sięgnąć do nóg Purpurii, wypadł z okna karczmy.
– Porwał ślicznotkę! – wrzeszczał ktoś na ulicy.
– Smok uprowadził śliczną księżniczkę! – krzyczeli ulicznicy, pokazując ich palcami.
Purpuria uśmiechnęła się zadowolona. Poprawiła fałdy sukni. W duchu przyznała, że z góry miasteczko prezentuje się jeszcze ładniej.
– Mam nadzieję, że te buty są naprawdę wygodne, bo czeka mnie długi spacer… – mruknęła.
Witaj. :)
Humor nadzwyczaj przyjemny i do tego arcyciekawy pomysł na baśniowy świat oraz przezabawne imiona postaci. :) Wiadomy zapach sera mam akurat w lodówce, a co do smoka oblepionego damą, przypomniał mi się kawał z babą, przychodzącą do lekarza, która miała na głowie żabę… :)
Pozdrawiam serdecznie, klik, powodzenia w konkursie. :)
Witaj bruce. Ty zawsze zobaczysz to, co dobre;)
Tylko żaba była mniejsza;D
Jak nie ma nic dobrego, to i bruce nie naleje nie zobaczy, zatem to tylko Twoja zasługa, Anonimie, że tyle tu dobrego. :)
Tylko żaba była mniejsza;D
Hahaha, podobnie, jak “wyrośnięta” baba, mniejsza od smoczycy.
Najpierw oczywiście powołanie
Najpierw, oczywiście, powołanie.
No, a potem okazało się, że do pipidówki, jaką przecież są Diapsydy Górne udało mi się znaleźć wygodny i bezpośredni transport.
Hmm. Okazało się? Na pewno wydzieliłabym "jaką przecież są Diapsydy Górne".
spod bramy cukrowej
To na pewno nie ma być nazwa własna?
Urwała transmisję
Przerwała.
nigdy nie dowiedzą się
Nigdy się nie dowiedzą.
musiała wiosłować za te leniwe krasnoludy, a w powozie poza pasażerami przewożono sery
Od kiedy powozy mają napęd wiosłowy?
Bo krasnoludy choć leniwe, były bardzo zasadnicze
Bo krasnoludy, choć leniwe, były bardzo zasadnicze.
zapytał kierujący wielką, zieloną rikszą wyrostek o płowych włosach
Hmm.
Choć wymęczona i zła, Purpuria z zaciekawieniem oglądała miasteczko.
Czy przed tym zdaniem nie miało być światła? Bo wygląda na początek nowej sceny.
Położone wysoko w górach, na krańcach królestwa
Hmm. Mogło leżeć na wielu kresach?
odzież, czy egzotyczne smakołyki
Tu bez przecinka, "czy" go zastępuje.
Wszystkie warsztaty, stragany i sklepy łączyło to, że miały w szyldach smoki.
Hmm. Wszystkie warsztaty, stragany i sklepy miały na szyldach smoki.
odparł obojętnie chłopak
Aliteratywne trochę.
mężczyźni w różny stopniu uzbrojenia i ubrania
Mmmm, nie. Tylko jak to poprawić…
Rycerz w czarnym hełmie, ale za to w samych białych gaciach, usiłował wspiąć się po drabinie na dach.
Rycerz w czarnym hełmie, ale za to w białych gaciach, usiłował wspiąć się po drabinie na dach.
odczepić z juków miecze
Od juków, ale miecz to nie szminka, którą się przyczepia do torby.
dodała obracając się z uśmiechem
Trochę dziwny szyk. I zabrakło przecinka.
połową świeżego chleba
Połową bochenka świeżego chleba.
miskę z dziwacznymi, złotymi owocami
Może: miskę dziwacznych złotych owoców?
, nie mogąc pojąć, gdzie to wszystko się zmieściło.
Łopata.
doskonały w ochronie przed smoczym żarem
Doskonale chroniący przed smoczym żarem.
zaczął deklamować z zapałem
Widzę, że ostatnim krzykiem mody jest "deklamować". Ale dajcie mu już spokój, drogie istoty żywe i mniej więcej rozumne. Co za dużo, to niezdrowo.
Czyli jak kogoś smok spali na skwarkę, to zostanie z niego akurat tyle, żeby rodzina mogła rozpoznać truchło – zarechotał stary rycerz pijący z towarzyszem przy drzwiach.
Hmm. Co najmniej jednego przecinka zabrakło.
Napój, który wybrała dla niej karczmarka był kwaskowy
Napój, który wybrała dla niej karczmarka, był kwaskowy.
palił w język
"W" zbędne.
któremu, nie wiadomo czemu
Rymuje się, zresztą gdyby było wiadomo, czemu, to po co by wrzeszczał?
Zaaferowany rycerz przeszukiwał zakątki oberży, podważał prowadzenie się kobiet w rodzinach pracowników obsługi.
Hmm.
kiedy serwował jajka
Podawał.
Ale którego panienko?
Ale którego, panienko?
czochrając się w zamyśleniu po brodzie
Czochrać można brodę, zresztą – czemu on się zamyśla?
Wszystko zależy, do czego ich panience potrzeba?
Hmm.
wzruszyła ramionami.
Niepaszczowe, dużą literą.
Niestety nie wysiedziała.
Niestety, nie wysiedziała.
Mimo ostrzeżeń wielu dama odmówiła ucieczki
Hmmmm… mętne trochę. Zresztą tak w ostatniej chwili – komu miałaby odmówić?
nie zwracając uwagi na fakt, że
To można oddać jednym słowem: choć.
Miała na sobie najładniejszą bluzkę w fiołki, rozświetliła kapsułką toń telefontanny
Rozdzieliłabym.
powiem wam wszystko ładnie
Powiem wam, wszystko ładnie.
W sumie, już chyba cztery razy – przemknęło jej przez głowę
Oryginalna metoda formatowania myśli – nie wiem, czy jestem do niej przekonana. A dotąd porwane zostały dwie kwiaciarki.
Można zgłosić się jako uczestnik wyprawy na smoka, kusi mnie, żeby podjąć takie wyzwanie!…
Wiem, wiem, stylizacja na różową pannę. Mimo wszystko zęby bolą…
Zadowolona z wrażenia jakie zrobiła
Zadowolona z wrażenia, które zrobiła.
miejsce w wyprawie
Hmmmm. Nie bardzo.
jak długo przyjdzie jej jeszcze przebywać
Jak długo jeszcze przyjdzie jej przebywać.
dziwacznych, skórzanych gaciach
Zbędny przecinek.
Purpuria próbowała zagadnąć ich o to hasło, ale nie byli zbyt rozmowni.
Ich? Tych osób? Wrrrr. Purpuria próbowała wypytać demonstrantów o to hasło, ale nie byli zbyt rozmowni.
lokalny deser
Hmm.
że tutejsi naganiacze byli
C.t.: są.
Przerażona Purpuria, wraz z tuzinem innych przechodniów skryła się
Przerażona Purpuria, wraz z tuzinem innych przechodniów, skryła się. Może też być bez przecinków.
wpychać jej głowę w hełm zwieńczony pawimi piórami i wysadzaną żółtymi kamieniami kolczugę
Hmmm…
Zachwyciła się
Małą, paszczowe.
nowym, purpurowym płaszczu
Zbędny przecinek.
– Nie idzie do walki?! – Uśmiechnęła się sztywno niższa, zaciskając wargi w wąską kreskę.
Hmmm. Jednocześnie? I – taki szyk pasuje raczej do didascaliów, nie bardzo do komentarzy.
by zapinać paski w szyszaku rosłego rycerza
Ile tych pasków?
– Zasłania jedynie twarz? – Zlękła się klientka.
Małą, paszczowe.
choć coś jej podpowiadało, że kolejny raz mocno naruszyła swój budżet
To ona nie wie, ile zapłaciła?
Zignorowała dwa ataki
Kolejnego dnia Purpuria obudziła się, czując jednocześnie podekscytowanie i obawę.
Odchudzić: Rano Purpuria obudziła się naraz podekscytowana i wystraszona.
która mimo że była pokryta łuską smakowała
Która, choć pokryta łuską, smakowała.
Wybacz szacowny opiekunie
Wołacz: Wybacz, szacowny opiekunie.
za każdym razem, kiedy sobie coś spiszę, gubię pergamin, albo ktoś mi go niszczy
Kochane pieniążki przyślijcie rodzice :P
– Cisza! – Gniewnie zabulgotała toń fontanny.
Małą, choć fontanna nie ma paszczy. https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/
wzniesiony karcąco palec
Hmm.
Milcz dziewczyno!
Wołacz!
Jeśli nie wyjaśnisz dlaczego
Jeśli nie wyjaśnisz, dlaczego.
niż w pozostałych obszarach kraju
Niż na pozostałym obszarze kraju. A… to nie jest oczywiste?
To kosztuje! – Dodała łzawo.
Małą.
Chciała wrzasnąć coś gniewnego, ale nie doważyła się,
Powtórzenie, literówka.
powóz zaprzężony w muły, kilku przewodników i tuzin kóz.
Ekhm.
potem do powozu wsiedli ci, którzy chcieli jedynie na smoka popatrzeć.
W sumie sensowniej byłoby od nich zacząć, przecież nie będą wysiadać.
obok, od strony okna (za dodatkową opłatą siadał „poświęcacz)”.
Ten nawias zamykający trochę się obsunął.
Nic się nie bój słodziutki
Wołacz!
Kawał ze mnie baby
Kawał baby ze mnie.
to cię bez trudu osłonię! Po czym okryła go czule
Gdzie się kończy wypowiedź?
zapytał nie do końca uspokojony
Hmm.
W głowie wirowały jej obrazy flaków wirujących na tle nieba, wśród spadających kwiatów. Sama nie wiedziała, który obraz przeraził ją bardziej.
… wut?
Nawet nie zorientowała się, kiedy usnęła.
Nawet nie zauważyła, kiedy usnęła.
Propozycja sprawiła, że większość przybyłych usiłowała na powrót wsiąść do powozu
A kiedy wysiedli?
poniosło obrażenia
Poniosło szkody lub uszczerbek. Odniosło obrażenia lub rany.
W najgorszym stanie okazał się być imć pan Chwat
Hmmm. Najgorzej wyszedł na tym pan Chwat?
wywrócił się na schodkach blokując pozostałych, a uzbrojona grupa usiłowała schronić się mimo przeszkód
?
Bardziej niż rozbawiony personel uczestników wyprawy uspokoił punkt regulaminu, na mocy którego nie zwracano opłat za udział
…? Przestali się śmiać, bo nie zwracają pieniędzy?
, skąd mieli oglądać walkę
Łopata.
poborcy podatkowi
To chyba na zanętę? :D
za to nie było przy nim już sługi
Rym: za to nie było już przy nim Panzy.
Ostatnio nieźle się na tym obserwatorzy wzbogacili
Szyk trochę nie teges.
– A jakie stawki – zapytał słabo wciąż blady mistrz Chwat.
– A jakie stawki? – zapytał słabo wciąż blady mistrz Chwat.
A to się skuszę!
A, to się skuszę!
wysoki na jakieś dziewięć stóp smok
I stanął przed calówką? Ludzie dajcie spokój z tymi miarami. Nie jesteście Tolkienem.
spojrzał na czających się dokoła rycerzy
Od kiedy rycerze się czają? https://wsjp.pl/haslo/podglad/35443/czaic-sie
Nie będę biedować, ani wracać pieszo do stolicy!!
Wystarczy jeden wykrzyknik.
spytała rezolutnie
Hmm. https://wsjp.pl/haslo/podglad/92786/rezolutnie
Wszystko, co mam w gnomim banku!- krzyknęła, rozglądając się z triumfalnym uśmiechem.
Znikła spacja, ale skąd ten triumf?
wiatr zawył przenikliwie, niosąc bojowy zew
Hmmmmmm.
Lśniły na tle gór jak szkło i jak one zdawały się przezroczyste
Do czego odnosi się "one"?
Noga w ostrodze o barwie turkusu, która nadleciała chwilę potem srogo poraniła dwóch obserwatorów.
Noga w ostrodze o barwie turkusu, która nadleciała chwilę potem, srodze poraniła dwóch obserwatorów.
mistrz chwat
Nazwisko dużą literą. A jeśli to przydomek, to też.
Tylko Purpuria wrzeszcząc nieco bez sensu:
– Przepadły ostatnie dukaty! Nie pójdę w niewolę do krasnoludów, nie będę całe życie wiosłować w serze! – Próbowała zejść w stronę jaskini.
Łopatologiczne. Widać, że bez sensu: Tylko Purpuria, wrzeszcząc nieco bez sensu: – Przepadły ostatnie dukaty! Nie pójdę w niewolę do krasnoludów, nie będę całe życie wiosłować w serze! – próbowała zejść w stronę jaskini.
Pragnęła rzucić się wprost na smocze zęby, by skrócić swoje nieszczęsne życie.
Purpurowe.
która jak się potem okazało miała na imię Róża.
Która, jak się potem okazało, miała na imię Róża.
Jej łózko stało między trzema innymi
Łóżko, ale geometria trochę nieeuklidesowa.
Na dźwięk krzątania się dziewczyny
https://wsjp.pl/haslo/podglad/19957/krzatac-sie
Purpuria zjadła, ubrała się starannie zapinając cały strój i ułożyła włosy.
Purpuria zjadła, ubrała się, starannie zapinając cały strój i ułożyła włosy.
Jakiś leciwy jegomość usiłując sięgnąć do nóg Purpurii, wypadł z okna karczmy.
Jakiś leciwy jegomość, usiłując sięgnąć do nóg Purpurii, wypadł z okna karczmy.
Hmm. Dziwna to historia, być może okaleczona przez limit, bo jakby zbywa jej na sensie. Rozumiem, że Purpuria odpracowuje długi, robiąc za kwiaciarkę porywaną numer 125b w miasteczku żyjącym z turystyki smoczej – ale nie rozumiem, jak do tego doszło, dlaczego, ani co właściwie ma mnie w tym wszystkim rozśmieszyć. Dialogi trochę, tu i ówdzie, a poza tym – nic.
Anonim lękał się, że ubawi się solo;)
Na szczęście jest bruce i będzie duecik;)
No, a dalej to już siekanina Tarninowa;(
Nie, będzie większa gromadka. Anonimie, bądź spokojny. :)
Można gdzieś stawiać pieniądze na to, kto to napisał?
Można, płacimy 50 do 1;P
https://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/32788
haha łatwa kasa
Naszą walutą są uśmiechy czytelników;)
Na razie bank nie został rozbity.
musiała wiosłować za te leniwe krasnoludy, a w powozie poza pasażerami przewożono sery
Od kiedy powozy mają napęd wiosłowy?
Bo część drogi przebyli tratwą. Może tego zabrakło…
zapytał kierujący wielką, zieloną rikszą wyrostek o płowych włosach
Hmm.
Czemu hmm, bo nie zrozumiał(-/o/a)?
Położone wysoko w górach, na krańcach królestwa
Hmm. Mogło leżeć na wielu kresach?
No, u nas też były te kresy;P
, nie mogąc pojąć, gdzie to wszystko się zmieściło.
Łopata.
Yyyy?;)
Można zgłosić się jako uczestnik wyprawy na smoka, kusi mnie, żeby podjąć takie wyzwanie!…
Wiem, wiem, stylizacja na różową pannę. Mimo wszystko zęby bolą…
Mają boleć????
by zapinać paski w szyszaku rosłego rycerza
Ile tych pasków?
W szyszaku sporo mogło być.
choć coś jej podpowiadało, że kolejny raz mocno naruszyła swój budżet
To ona nie wie, ile zapłaciła?
Nie jest księgową;) Nie śledzi tego, ile w sumie wydała. Nie ma aplikacji w telefonie????
Bardziej niż rozbawiony personel uczestników wyprawy uspokoił punkt regulaminu, na mocy którego nie zwracano opłat za udział
…? Przestali się śmiać, bo nie zwracają pieniędzy?
Śmiał się personel.
, skąd mieli oglądać walkę
Łopata.
Yyy?
wysoki na jakieś dziewięć stóp smok
I stanął przed calówką? Ludzie dajcie spokój z tymi miarami. Nie jesteście Tolkienem.
Ja, nie jestem?! ????
Dobra, skoro już wypisuję głupoty, to powinienem chociaż napisać opinię do opowiadania. Eh, podobny zarzut mam do większości tekstów pod tym konkursem, tzn nie spełniają założeń. Dla mnie ta historia była dość smutna, po utożsamieniu się z bohaterką można było odczuć presję i potem nawet ból przegranego zakładu. To było czuć od momentu tego udawanego uśmiechu na samym początku. Aż musiałem sprawdzić, czy to na pewno tekst konkursowy, czy czegoś nie pomyliłem. Także no nie było mi do śmiechu.
Cóż, tego się anonim bał [spacja] ;)
Ale przecież wiele komedii (Poszukiwany poszukiwana, Tootsie czy Pół żartem, pół serio) opisują sytuację nie do pozazdroszczenia.
No, ale nikogo nie zmusi się do uśmiechu. Nie siadło i co zrobić.
Ale czytaj dalej freki, bo widzę nie wszędzie jeszcze byłeś;)
Zgadzam się z Anonimem, większość “śmiechów” opiera się na żartowaniu z makabrycznych, wręcz tragicznych nawet sytuacji – im bohater ma gorzej, tym dla czytelnika/widza lepiej. :) Oczywiście sęk w tym, by odpowiednio to przedstawić, niemniej sytuacje dołujące to w komediach norma. :)
Bo część drogi przebyli tratwą. Może tego zabrakło…
Czemu hmm, bo nie zrozumiał(-/o/a)?
Jakieś to takie nieporządne…
No, u nas też były te kresy;P
No, w sumie tak :) Ale krańce?
Yyyy?;)
No, trochę.
Mają boleć????
To można było chociaż lody postawić :D
W szyszaku sporo mogło być.
… szyszak to hełm.
Nie jest księgową;) Nie śledzi tego, ile w sumie wydała.
A nie będzie musiała się z tego wyliczyć? XD
Śmiał się personel.
I dojdź tu do tego…
Yyy?
Skoro obserwatorzy, to ustawia się ich tam, skąd mają patrzeć, nie? Oczywiste.
Ja, nie jestem?! ????
Ale przecież wiele komedii (Poszukiwany poszukiwana, Tootsie czy Pół żartem, pół serio) opisują sytuację nie do pozazdroszczenia.
Ale jak je opisują? To jest ważne.
większość “śmiechów” opiera się na żartowaniu z makabrycznych, wręcz tragicznych nawet sytuacji
… niekoniecznie.
Przyjemna lektura, nawet raz zaśmiałem się na głos, co się rzadko zdarza przy czytaniu :)
Uśmiechnąłem się, ale zabrakło mi szerszego nawiązania do tytułu i wyjaśnienia (choćby łopatą), dlaczego poświęcaczki tak nazywano.
@ciecieradzie, bo Twoje imie wybitnie pasuje do mojej krainy. Kto wie, może dorabiałeś sobie jako latawiec, to Cię rozbawiło;)
@Koalo75 Latawcami byli ci notorycznie porywani. Generalnie miasteczko napędzało, jak mogło turystykę smoczą. Poświęcacze, to byli ci, co mieli być pożarci w zamian za turystów, przynajmniej za to płacili. No, ale to powinno wynikać z opowiadania, więc wielka wina anonima;)
Było tu sporo wydarzeń udających przygody. Znalazłam parę słów o jedzeniu i piciu, a potem kompletowaniu wyposażenia na wycieczkę, przewinęło się też parę smoków i porwana kwiaciarka, ale nie zdołałam dopatrzeć się w tej historii czegoś, co mogłoby mnie rozbawić.
…zapytał kierujący wielką, zieloną rikszą wyrostek o płowych włosach. → …zapytał wyrostek o płowych włosach, kierujący wielką, zieloną rikszą.
…miskę pełną dziwacznych, złotymi owocami… → Pewnie miało być: …miskę pełną dziwacznych, złotych owoców…
Czy podać smokołyka? → Czy podać smokołyk?
...wstąpiła do biura „Ekspedycyje na wściekłe bestyje”… → …wstąpiła do biura „Ekspedycyje na Wściekłe Bestyje”…
…a jego koledzy strzelali z potwora z łuków… → Pewnie miało być: …a jego koledzy strzelali do potwora z łuków…
…w warsztacie o dźwięcznej nazwie „Topory na smoczory”. → …w warsztacie o dźwięcznej nazwie „Topory na Smoczory”.
…dotarła do siedziby „Ekspedycji na wściekłe bestyje”… → …dotarła do siedziby „Ekspedycji na Wściekłe Bestyje”…
Noga w ostrodze o barwie turkusu… → Noga z ostrogą o barwie turkusu…
…mistrz chwat nie błagał… → …mistrz Chwat nie błagał…
Wybacz @regulatorzy.
Chciał anonim podać czytelnikom humor subtelniejszy, niż rechot. Niestety, jak się zdaje, starczyło go jedynie do ubawienia autora;)
Anonimie, ależ nie mam Ci czego wybaczać! Taki miałeś pomysł, a że nie wszystkich bawi to samo, nawet jeśli subtelnie podane… Cóż, cieszmy się, że przynajmniej Anonim miał zabawę. :)
Za co Wy wszyscy przepraszacie? Za jakie grzyby? XD
No, kiedy autor odkrywa, że jego tekst zamiast radości przyniósł cierpienie, to się kaja;)
Argh. Autorze, gdybyś był lekarzem i zamiast wyciąć nerkę, niechcący odciął nogę, to by było za co przepraszać. Twoje zobowiązanie wobec czytelników jest jednak trochę innej natury.
Przeczytawszy.
@Tarnino, wybacz, ale Twoja propozycja jest niestosowna. Wożenie grzybów jest nielegalne! Nie namówisz mnie! Za co również przepraszam:D
@Finklo, dziękuję za wizytę.
Postanowiłem zabrać głos, ponieważ jako beta ponoszę część odpowiedzialności za ostateczny kształt utworu i autorska solidarność nakazuje mi, by przyjąć na klatę (lub miejsce, gdzie powinna się znajdować) choć kilka kul plutonu korekcyjnego
Jako że zawsze dobrze jest się zapoznać z różnymi opiniami, postanowiłem podzielić się swoim punktem widzenia.
Humor:
Trafia do mnie surrealistyczny humor i do tego trochę przez łzy, bo historia głównej bohaterki jest w gruncie rzeczy smutna (także zakończenie jest słodko-gorzkie).
Jako całość, odmalowany obraz społeczności utrzymującej się z „turystki smokobójczej”, sprawił, że w czasie pracy nad tekstem miałem nieustannie uśmiech na twarzy. W opowiadaniu znalazłem wiele udanych humorystycznych cegiełek.
Obraz pulchnej kwiaciarki porywanej przez smoka jest absolutnym hitem (można przypuszczać, że kryje się za tym drugie dno).
Fabuła:
Moim zdaniem fabuła jest dobrze poprowadzona, wszystkie nici prowadzą do konkretnego celu. Można by dodać bardziej wprost wyjaśnienie 'latawców i poświęcaczy', bo dla mnie intuicyjnie było jasne, ale czytałem tekst więcej niż raz.
Główna postać jest wiarygodna i konsekwentnie prowadzona w swoich zmaganiach z pokręconym światem.
Postacie drugoplanowe są fajne i pasujące do atmosfery opowiadania.
Język:
Biję się w piersi, że językowo, delikatnie ujmując, poległem, skupiając się na ewidentnych pomyłkach, na przyszłość muszę być bardziej krytyczny.
Przemoc:
Elementem, który znalazł się w protokole rozbieżności, było użycie przemocy w utworze, ponieważ dla mnie przemoc humorystyczna powinna kończyć się na podbitych oczach. Tu dobrym przykładem jest komiks Kajko i Kokosz. Anonim, podobnie jak jeden z reżyserów na literę T, opisała bitwę używając latających członków jak elementów humorystycznych i jest to część opowiadania, która najmniej do mnie przemawia.
Serdecznie pozdrawiam wszystkich biorących udział w dyskusji!
Historia zabawna. Może nie tarzałem się ze śmiechu, ale kilka razy uśmiech był. Pomysł dobry.
Jeden “potykacz”:
Tych najbardziej lękliwych umieszczono od środka, a obok, od strony okna (za dodatkową opłatą siadał „poświęcacz”).
Ten nawias nie powinien zamknąć się wcześniej?
Brakowało mi chociaż podpowiedzi, jak współpraca układa się od strony smoków. Smoki oczywiście miały benefity w postaci kóz, ale musiały jakoś dogadywać z miejscowymi, skoro porwane “księżniczki” miały stałą pracę i wracały. Rozumiem, że w limicie trudno było się zmieścić, ale scenkę już po wylądowaniu Purpurii można było spróbować wcisnąć kosztem kilku zdań w innych miejscach tekstu. Czy choć jeden ze smoków mówi ludzkim językiem? A może za całym procederem stoi mag-zaklinacz smoków? To byłaby ładna klamra domykająca całość!
Wożenie grzybów jest nielegalne!
Tak, natychmiast aresztować wszystkich z grzybicą! Sądy doraźne, a potem szybka egzekucja przez spalenie smokiem!
Anonim kłania się nisko betującemu piotrowi_jkb i marzanowi.
Cieszy się, że niektórych czytelników opowieść ubawiła.
@Tarnino, wybacz, ale Twoja propozycja jest niestosowna. Wożenie grzybów jest nielegalne! Nie namówisz mnie! Za co również przepraszam:D
\
Han Solo przewiezie, jak Ty nie chcesz :P
Anonim, podobnie jak jeden z reżyserów na literę T, opisała
Anonim, podobnie jak jeden z reżyserów na literę T, opisała
No cóż, to bardzo miłe, że ktoś czyta posty z wnikliwością tak wielką, jak oko ‘Wielkiej Siostry’ (ryc. powyżej)
Nic się nie ukryje przed Wielką Siostrą.
Cześć,
Z początku myślałem, że tekst zupełnie nie przypadnie mi do gustu, bo baśnie czy Fantasy z rycerzami i smokami w tle to zupełnie nie mój “klimat”, a zaprezentowane poczucie humoru jest jak dla mnie trochę za “delikatne”. Jednak im dalej w las, tym mocniej zaczynałem doceniać inteligentny dowcip, językowe smaczki, umiejętne przedstawienie wykreowanego świata w wersji na wesoło. Całkiem zgrabnie poprowadziłaś/łeś tę historyjkę, wykorzystując konkursowy limit znaków.
Ostatecznie kilka razy szerzej się uśmiechnąłem, a nawet tytuł opowiadania, który w sumie ledwo związany jest fabułą, potraktowałem jako pewną formę żartu;)
Myślę, że opko znajdzie swoich zwolenników i coś może namieszać w konkursie. Powodzenia i pozdrawiam.
Anonim cieszy się, że są na forum osoby o podobnym poczuciu humoru.
Tytuł pochodzi od postulatów protestujących;)
Dziękuję.
Anonim wita Jury.
Witaj, Anonimie!
Mnie tekst może jakoś bardzo nie rozbawił, ale rzadko mi się zdarza śmiać przy czytaniu. Natomiast uważam, że opowiadanie jest świetne, czytałam naprawdę z przyjemnością i zainteresowaniem. Fajnie, lekko napisane. Szkoda, że limit znaków nie pozwolił na bardziej rozbudowaną końcówkę.
Zwożenie turystów na pożarcie nieco makabryczne, no, ale z drugiej strony, smoki muszą coś jeść, więc dodaje trochę realizmu.
Znalazłam jedną literówkę:
Jej łózko stało między trzema innymi w niewielkiej, ale schludnej izdebce.
Pozdrawiam serdecznie :).
Anonim raduje się Twymi słowami lyumi.
ale z drugiej strony, smoki muszą coś jeść
Jakoś mało kto bierze ten fakt pod uwagę :D
Właśnie, smoków jest mało, trzeba i nie dbać!
Towarzystwo Przyjaciół Smoków ogłasza nabór w swoje szeregi.
Wstępuję!
OK, mogę się zapisać do Towarzystwa, jednakowoż jestem przeciwko karmieniu smoków żywą ludziną. Niech jedzą padlinę albo zwierzęta.
Ty to jesteś humanitarna Finklo. No, ale sami chcieli;)
Koniecznie musi wstąpić Koala75;)
Możemy karmić ochotnikami :D
OK, ochotnicy też mogą być. Ale prawdziwi ochotnicy, a nie przymusowi, zaszantażowani, zgłoszeni przez życzliwych znajomych itd.
Myślę Finklo, że gdyby ukazało się ogłoszenie oferujące walkę ze smokiem, to zgłoszenia zalałyby skrzynkę;)
Aaaa, jeśli po walce, to deal wydaje się uczciwszy.
Smok potrzebuje także ruchu :D
Opowiadanie uważam za ciekawe, z wartką akcją, ale nie rozbawiło. Tekst żartobliwy jest bezsprzecznie, ale nie rechotałam. Za to bawiłam się dobrze, czytałam z przyjemnością, ciekawiło mnie, co będzie dalej i jak to się wszystko zakończy.
Też nie wyłapałam nawiązania do tytułu, ale ostatecznie całość mi się podobała.
Pozdrawiam
MG
Witaj MG, Anonim uśmiecha się zadowolony z Twojej wizyty.
Latawce demonstrowały żądając darmowego transportu i miały transparent, jak w tytule ;)
Hej!
rikszą .
Spacja się wkradła.
w różny stopniu
Literówka.
Hm, z tą kwiaciarką dwa razy to celowo? A, tak, celowo, bo nawet opowiada koleżankom. Mam tylko wrażenie dysonansu – tak jakby Purpuria była z jednej strony postacią z fantasy, a z drugiej, kiedy chwyta telefon – polską nastolatką. I dziwnie mi z tym, jakbym czytała dwa różne opowiadania…
– Ale gdzie są skały?!
– Zawsze po lewej.
:D
Całość czytało się przyjemnie, oprócz zarzutu z Purpurią to trochę szkoda, że nie pokazałeś nam więcej świata, bo turystyka smocza, a widzimy głównie porwania, które, no nie wiem… Czy tak nakręcą turystykę, czy raczej zniechęcą. XD
Pozdrawiam,
Ananke
Skoro występuje turystyka wojenna, to z pewnością smocza też by się utrzymała.
Może kiedyś jeszcze Anonim wróci do tego świata.
Dziękuję Ananke za wizytę;)
Skoro występuje turystyka wojenna, to z pewnością smocza też by się utrzymała.
Zapewne, chociaż turyści wojenni chyba należą do partii zjadania ludzi przez leopardy (”Nie wiedziałam, że to mnie zjedzą leopardy!” woła pani, która głosowała na partię ZLpL).
Skoro inwentarz domowy, to znaczy kobiety głosują na Konfederację, to znaczy, że instynkt samozachowawczy nie zawsze działa;)
… proszę przestać stawiać chochoły. Nie, serio, skoro robi to Łukasz Lamża (którego dotąd uważałam za rozsądnego człowieka) to mamy problem. Rozumiem, że został zaatakowany ad hominem (https://www.youtube.com/watch?v=L94DAf-7BjI – dyskusja w komentarzach), przyznaję, że sama nie zawsze potrafię zachować zimną krew w obliczu ad hominem i różnych jego wariantów, ale mimo wszystko.
(Hmmm… )
(Nie, nie głosuję na Konfederację, nie uważam jej za ugrupowanie poważne. Chodzi mi wyłącznie o chochoły.)
Skoro występuje turystyka wojenna, to z pewnością smocza też by się utrzymała.
Hm, może, może. :)
A świat warty wracania. ;)