Stanęła na placu, gdy słońce znalazło się idealnie nad nią. Wybiło południe.
Nastka strzepnęła z bawełnianych, brązowych spodenek kurz, wkasała bluzkę, która w drodze zdążyła się poluźnić. Upewniła się, że wpięte we włosy astry nie spadły.
Uspokoiła oddech, po czym rozejrzała się.
Jej mina wyrażała zdezorientowanie. Nieopodal dostrzegła jedynie dwie sylwetki.
Spodziewała się zobaczyć grupę księżniczek, a nie rozmawiających między sobą mężczyzn.
Niechętnie podeszła bliżej. Potrzebowała dowiedzieć się czegoś o niebawem zaczynającym się konkursie.
– Nie sądziłem, że konkurencja będzie tak duża. – Dassar rzucił kamyka do fontanny. – Rzut za dziesięć – powiedział, gdy rozległ się plusk wody.
– Może to i lepiej… – namyślał się Nahur. – Trochę szkoda, to na pewno. Nie spodziewałbym się aż takich sum! – uniósł głos na wspomnienie woreczka pełnego monet.
Kątem oka zauważył zbliżającą się do nich dziewczynę.
Z jednej strony mogła być spóźnioną księżniczką, z drugiej – jej strój na to nie wskazywał.
Wiedział, że ma na co czekać, bo wcześniej zauważył latającą nad dachem wróżkę. Zostały one przydzielone do księżniczek, aby pilnować prawidłowego przebiegu konkursu.
– Przepraszam – chrząknęła Nastka, dodatkowo wyprostowała się dumnie.
Nahur widząc z kim ma do czynienia oniemiał.
– Nie powinnaś już dawno temu wyjść za mąż? – zapytał bez ogródek. – Dobijasz dwudziestu dwóch lat. – Poruszył palcami, upewniając się w tym, że nic w swoich obliczeniach nie pomylił.
Nastce opadła szczęka. Nie wiedziała, co ma na to wszystko powiedzieć. Na pewno zdenerwowało ją to, że Nahur ma rację.
Dassar popatrzał na dwójkę nic nie rozumiejąc.
– Kiedyś służyłem jej w straży pobocznej – wyjaśnił Nahur patrząc na księżniczkę.
– I przestałeś – powiedziała z pewną urazą Nastka.
– Za dużo mi tam przeszkadzało, ale teraz nie o tym… – Nahur spojrzał na przywiązany do spodenek woreczek.
– Dlaczego nikogo tutaj nie ma? – zapytała Nastka przed podjęciem decyzji, co do przyjęcia tej dwójki. Przykryła sakiewkę ręką.
– Księżniczki przyszły przed czasem. My tutaj siedzimy już z dwa dni. – Dassar posłał drugi kamyk do fontanny. Podniósł się.
– Ale nie ma tego złego… Chyba warto było czekać – wymownie zerknął we wspomniane miejsce. – Masz tam może jakiś diament?
Nastka wytrzeszczyła oczy. – Pochodzę z tego samego miasta, co ty! – uniosła głos. – Nawet moi rodzice ich nie posiadają, zresztą to tylko legendy.
– Stać cię, aby zapłacić nam chociaż po dwie złote monety na głowę? – zainteresował się Nahur.
Nawiązał do ceny niedawnej przeprawy z Olbrzymem.
– Będzie ich po pięć – odpowiedziała Nastka.
Mężczyźni spojrzeli po sobie.
Nastka rozejrzała się ostatni raz.
Z drewnianych chat dochodziły do niej głośne wiwaty, słyszała piski zazdrosnych o urodę księżniczek kobiet, jednak to wszystko działo się poza placem, bo ten był opustoszały. Pełen jedynie porozrzucanej słomy oraz niewielkich kamyków. Przyglądała się mu za długo, przez co zauważyła również garść astrów leżącą na wejściu.
Negocjacje mogą odbywać się jedynie na głównym placu, do południa, inaczej księżniczka ma wyruszyć w podróż sama.
Drgnęła, nagle przerażona pewną myślą:
– Czy to znaczy, że wszyscy już wystartowali i jesteśmy w tyle?!
– Nie, nie ma szans. Nie dopuszczono by do takiej nieuczciwości. Początek jest za godzinę tak, jak to było planowane. Wszyscy siedzą gdzieś po karczmach – powiedział Dassar.
Miał dobry humor. Pierwszy raz przyjdzie mu pracować za tak duże pieniądze.
– Musicie mi obiecać, że zrobicie wszystko, abym zdobyła tę suknię. – Nastka spoważniała. – Dla mnie jest to sprawa życia na poziomie.
Nahur skrzywił się. – Na poziomie? – powtórzył.
Nastka nie skomentowała. – Od kiedy strzyżesz włosy tak krótko? – zwróciła uwagę na inną sprawę.
– Dużo się przemieszczam dlatego – odpowiedział Nahur bez większego oporu. – Sama się za niedługo przekonasz w tym, że w podróżny nie ma się wiele czasu na dbanie o higienę – uprzedził, z pewną satysfakcją.
Nie mógł doczekać się, aby zobaczyć księżniczkę w nowym wydaniu.
Nastka za granicą miasta jeszcze nie do końca dała się Nahurowi przekonać. Nie było tak źle.
Jako księżniczka jednego z miast na granicy ziemi należącej do ludzi, miała do czynienia z naturą – stąd jej dzisiejszy ubiór. Założyła nawet nieprzemaczlne buty sięgające przed kolana.
Część z tutejszych drzew rosła wysoko w górę. Nie miały gałązek na całej długości pnia, jedynie na samej górze, w koronie, pełnej ogromnych liści. Stali bywalcy Ospały używali ich, jako formy posłania. Spadając na ziemię, liście wysuszały się, robiąc się przy tym bardziej miękkie. Rozpadały się dopiero po paru miesiącach, do tego czasu potrzeba by było co najmniej miecza, aby naruszyć ich włókna. Inne rośliny to głównie liściaste krzaki i rosnące gdzieniegdzie kwiaty.
Po przejściu pierwszych kroków w lesie Ospały, Nahur zadał pytanie:
– Właściwie to dlaczego masz różowe włosy?
– Chciałam lepiej wypaść… – nim Nastka skończyła odpowiadać, coś zleciało na nią z góry.
Pisnęła przerażona.
Mieszkający na jednym z drzew leniwiec, zwrócił uwagę na astry. Sądził, że spotkał go zaszczyt znalezienia tych kwiatów dziko rosnących.
Miał człowieczą sylwetkę, z tym, że charakteryzował się niewielkimi nogami, bez wyraźnych stóp oraz długimi rękoma, zakończonymi drewnianymi pazurami. Właściwie cały był z drewna, ważył mniej niż kilogram i ledwo przerastał ludzką głowę.
– Jesteście do niczego! – wydarła się Nastka. – Zabierzcie go ze mnie.
– Za pozwoleniem – Nahur zwrócił się do leniwca.
– Dobrze – powiedział bardzo powoli leniwiec. W tym czasie Nahur zdążył odczepić jego pazury od włosów Nastki i przenieść go na najbliższe drzewo.
Leniwiec przeżuwał coś w pysku.
Nastka od razu złapała się za dwa, zawiązane na czubku głowy koki. – Zjadł mi astry! – denerwowała się. – Został mi tylko jeden…
Mężczyźni nie wiedzieli, czy mają zachować powagę.
– Nie powinna cieszyć się z tego, że nie wyrwał jej włosów i nie skręcił karku? – szepnął Dassar.
– Liczyłam, że w drodze zdążę jeszcze przekonać jakiegoś Olbrzyma do pomocy, ale bez tych kwiatów…
– Że niby te kwiaty miały to załatwić? – tym razem mówił Nahur.
– Nie stać ją na Olbrzyma – wytknął Dassar.
Nastka rzuciła w niego patykiem. – Mniejsza o to! – zdecydowała. – Idźmy naprzód, bo zostaniemy w tyle – przypomniała.
Poprawiła sobie koki oraz dwie, krótkie kitki zawiązane na dole. Chciała wyglądać bardziej uroczo. Nawet różowe włosy miały znaczenie. Niestety okazało się, że przede wszystkim powinna była pojawić się wcześniej…
Dziwne, bo do tej pory zabraniano przychodzić księżniczkom przed czasem.
Wzięła drugiego, większego patyka, którego zaczęła za sobą ciągnąć. Na początku nic się nie działo, jedynie szła.
Przewodnicy przyglądali się temu, co robi, gdy nagle odwróciła się w ich stronę i kucnęła.
Wzięła do ręki kamyk.
– To nie to – stwierdziła Nastka, przed wyrzuceniem go w krzak.
Po kilku takich znaleziskach, Nahur odezwał się:
– Czego właściwie szukasz?
Nastka zmrużyła oczy. Nie była chętna do odpowiedzi.
– Na pewno nie – Nahur zrobił pauzę, podczas której obserwował księżniczkę. Spięła się. – …. pozostałości po Galaktycznych Smokach – dokończył.
Nastka odwróciła wzrok, to rozbawiło Nahura. – A jednak – stwierdził.
– To moja sprawa, także przestań komentować – rozkazała Nastka.
Nahur podniósł ręce w geście poddania się, za to szepnął do kolegi:
– Słyszałeś?
W trakcie, gdy ta dwójka komentowała naiwność księżniczki, ona sama zauważyła przed sobą coś niecodziennego.
Grupa leniwców siedziała w jednym miejscu, a konkretniej na czyichś barkach i to nie byle jakich.
Uśmiechnęła się. – Olbrzymy.
Machnęła ręką za siebie, zwracając uwagę przewodników.
– Bądźcie cicho – poprosiła.
Wyszła naprzeciw dwójce Olbrzymów. Już miała się witać, lecz wtedy jej uwagę skradła siedząca za nimi kobieta. Ubrana w białą suknię, z welonem zakrywającym twarz i świecącymi się na nich, drobnymi, szlachetnymi kamieniami – musiała pochodzić ze Złotej Harpii, jednego z najbogatszych miast.
W tej jednej chwili Nastka pożałowała pojawienia się tutaj.
– Hagg – Nahur powitał się z Olbrzymem, a Dassar zaraz po nim.
Cała trójka wyraźnie się ucieszyła z tego spotkania.
– To moja żona, Cocori. – Hagg wskazał na równie wysoką Olbrzymkę. Oboje mieli ogolone włosy i letnie ubrania.
Nastka widząc oczy Olbrzymki zaczęła się trząść. Nie były zwykłe.
Białe, bez źrenic i bez tęczówek – zamiast tego miały na sobie namalowane czarne znaki.
Trzy literki 'L', stykające się podstawami, tworzyły trójkąt.
– Nic ci nie zrobię – zapewniła Cocori. – Przepraszam za mój wygląd, wiele osób on odstrasza…
– Nas nie, ani trochę! – zaoponował Dassar. – Wyglądasz magicznie.
Cocori zachichotała. – Tak właściwie, trochę jestem magiczna.
Dassar zachłysnął się powietrzem. – Niesamowite – powiedział z trudem.
Nahur poczuł łapiącą go za rękaw księżniczkę. Schowała się za nim, przytłoczona obecną sytuacją.
Nie mógł się jej dziwić, sam powstrzymywał się przed odwróceniem wzroku.
Cocori wyczuwając napiętą atmosferę, postanowiła wyjaśnić pewne kwestie:
– Mój mąż, Hagg – objęła dłoń Olbrzyma. – Sprawił, że po dwudziestu siedmiu latach zaczęłam widzieć. – drugą ręką dotknęła własnych oczu. – Dzięki tym runom postrzegam świat przez pryzmat kolorowych świateł.
Nastka wyglądała zza pleców Nahura mimowolnie zaciekawiona historią Olbrzymki. Niestety nie mogła powstrzymać drżenia rąk.
Czuła, jakby magiczna moc prześwietlała ją na wskroś.
Jednak właśnie dzięki takim przypadkom, jak Cocori, wierzyła w znalezienie fragmentów po Galaktycznych Smokach.
Siedząca nieopodal księżniczka poruszyła się. Potarła zaspane oczy, następnie odwróciła się do drzewa, do którego przyłożyła usta.
Nastka zrobiła zniesmaczoną minę, Nahur zareagował podobnie.
– Potrzebuje się napić – wyjaśnił Hagg.
– Jest tak blada – Nahur skomentował widoczne, białe ręce dziewczyny. – Wygląda jakby zaraz miała upaść – zmartwił się.
– Co się czasem jej zdarza – skomentował Hagg. – Te księżniczki są naprawdę delikatne – szepnął, z pewnym rozbawieniem. Wtedy Cocori trąciła go w ramię:
– Nie mów tak, mogła cię usłyszeć.
– Nic się nie stało, taka prawda – przyznała Shasma.
Spojrzała na Nastkę. – Współczuję ci. – zwróciła uwagę na jej trzęsące się ciało. – Kontakt z magią dla ludzi takich jak ty, zazwyczaj kończy się w ten sposób. Wy natomiast… – przyjrzała się ubiorowi przewodników.
Szare koszule, które kiedyś być może były białe, do tego bawełniane, jasne spodnie, jednoznacznie wskazywały na ich status – nie byli zamożni.
– Chyba od czasu do czasu macie z nią kontakt – uznała bez przekonania. – Albo to zwykłe szczęście – dodała z większą pewnością siebie.
– Z drugiej strony ta magia jest naprawdę silna. Zastanawia mnie skąd się wzięła… – spojrzała na Hagga, ten odwrócił głowę.
Shasma spodziewała się nie usłyszeć odpowiedzi, dlatego bez większego zawodu zmieniła temat:
– Te leniwce długo jeszcze będą jadły? – uniosła głowę.
– Ależ nie, już robię z nimi porządek. – Hagg wstał z pnia.
Siedzące na nim leniwce zachwiały się.
– Przepraszam, musimy się pożegnać. Mam nadzieję, że astry smakowały. Takie suszone to moje ulubione. – Pożegnał się.
Leniwce zaczęły odpowiadać, jednak nie zdążyły powiedzieć nic poza 'My też', bo wcześniej Olbrzymy z Shasmą zniknęły między drzewami.
– Z pewnością się śpieszą – skomentował Dassar.
Nastka uniosła brew. – Zastanawia mnie dlaczego my nie – popatrzała się wymownie.
Dassar zerknął na Nahura. – Ty znasz ją lepiej, na ciebie będzie mniej zła – naciskał.
Nastka przeniosła spojrzenie.
Nahur czuł, że musi ustąpić. Wyciągnął miecz z pochwy.
Nastka podeszła się mu przyjrzeć. – Nie ma run?! – oburzyła się. – Jak chcecie pokonać Smoka bez run umacniających?!
Schyliła się ku ziemi.
– Mamy plan… – gdy Nahur mówił to, w ręku księżniczki ponownie pojawił się patyk.
Wycelowała nim, jednak został z łatwością przez Nahura zablokowany.
– Daj mi dokończyć, ty rozpieszczony dzieciaku – poirytował się.
Sam był po trzydziestce.
– Będziemy iść za innymi. Kiedy znajdą Smoka, my podejdziemy bliżej i wykorzystamy okazję do zdobycia sukni.
Nastka puściła patyk czując, że niepotrzebnie się męczy siłując z Nahurem.
– Nie jestem rozpieszczona, a zdesperowana. Potrzebuję wygrać. Niech wam będzie, w końcu inni z pewnością otrzymali więcej zapłaty od was. – Opanowanie, razem z tymi słowami przyszły jej z trudem.
Czego się spodziewałam przychodząc z garścią monet…
Kilka dni później przejrzała się w tafli wody. Wyjęła wyschniętego astra z włosów, poprawiła pasemka, na koniec przemyła twarz.
– Jak humor? – zagadał Nahur, z dużą satysfakcją.
Nastka właśnie ziewała.
– Spanie w liściach jest średnio wygodne – przyznała.
Początkowo chciał się z nią podroczyć, jednak złagodniał widząc, że nie kryje się ze zmęczeniem. Spodziewał się raczej, że będzie twardo stać przy swoim.
W ostatnich latach coś musiało się u niej zmienić. Postanowił podeprzeć ją na duchu:
– Taki okres. We wiosnę zawsze są twarde, za to na jesień śpi się w nich lepiej niż w łóżku.
– Czasem wychodziłam tutaj na przejażdżki w poszukiwaniu – Nastka otworzyła głupio usta i wydała gardłowy dźwięk. – … rzeczy na misje.
Nahur prychnął. – Szukałaś fragmentów po Galaktycznych Smokach, to już wiem. – powiedział, coś do czego księżniczka bardzo nie chciała się przyznać, przez to spojrzała na niego spod byka:
– Mniejsza, w gruncie rzeczy chodziło mi o to, że nigdy nie przespałam nocy w tym lesie – wyjaśniła dumnie, po czym wróciła do obmywania ciała.
Dassar tymczasem śnił o pięknej kobiecie, której skóra była zabarwiona na różowo. Ten spokojny czas został mu brutalnie przerwany przez wrzask Smoka.
– Jest! – wstał w pełnej gotowości.
Cała trójka spojrzała wyżej. Od góry dzieliło ich zaledwie parę rzędów drzew. Bez dwóch zdań latał nad nią Smok o czarnym ubarwieniu.
Dopiero ta sytuacja pokazała Nastkce, że jej przewodnicy tak naprawdę są szybcy. Trzymała się za nimi w pewnej odległości, nie dając rady ich dogonić.
Dobiegając pod szczyt, zauważyła tam pewną grupę. Składała się nie tylko z księżniczek, ale i z niezwiązanych z całym konkursem wojowników. Nahur zauważył, że oni również nie mają run na swoich mieczach.
Jednemu trzęsły się nogi.
Za plecami zebranych rozbrzmiał tupot ciężkich stóp. Spomiędzy drzew wybiegł Hagg.
– Księżniczko, proszę się mocno trzymać – polecił siedzącej mu na barku Shasmie.
Po chwili pojawiła się również Cocori, która swoimi oczami wystraszyła grupę polującą na Smoka.
W trakcie uciekania za górę, jeden z nich wykrzyczał:
– Nie wiedziałem, że aby pokonać Smoka trzeba stać się takim potworem!
Cocori okazała się być od Hagga szybsza, dzięki magii miała też lepszy wzrok, który pozwolił jej zobaczyć grupę na szczycie góry.
To oni musieli rozłościć Smoka.
– Kochanie! – zwróciła się do Hagga. – Wbiegnę wyżej, ty rzuć mi księżniczkę!
Pewna swoich ruchów, znalazła się w połowie góry, podczas gdy nasza trójka dopiero zaczęła się na nią wspinać. Nastka miała łzy w oczach.
– Nie zdążymy – panikowała.
W tym momencie przed jej oczami przeleciała biała sylwetka.
Shasma została złapana przez Olbrzymkę w pasie, Hagg natomiast pozostał na dole.
– Przykro mi, ale muszę was tutaj zatrzymać. – Zwrócił się nie tylko do Nahura i Dassara, ale i reszty przewodników.
Nie miał na myśli jedynie księżniczek, bo jedną z zasad konkursu był zakaz wstrzymywania im drogi. Dalej mogły iść więc jedynie same.
– Nie pokonacie go? – szepnęła Nastka.
Bała się pójść na szczyt bez żadnej pomocy. Reszta księżniczek zdawał się myśleć to samo. Nie chciały tutaj stracić życia.
– Nie widziałaś, jak Hagg zmiata Smoka jednym strzałem – wytłumaczył Dassar.
– Wymiótł go aż w kosmos. Teraz zapewne lata tam razem z twoimi Galaktycznymi Smokami – powiedział Nahur, nie mogąc powstrzymać się przed tą lekką uszczypliwością.
Nastka spojrzała Haggowi w oczy.
– Idź, walcz o swoje – zachęcał.
Przechodząc pod jego ręką, poślizgnęła się, co skończyło się wpadnięciem mu na nogę. Hagg poruszył nią w tył, w ten sposób pomagając księżniczce wspiąć się wyżej.
Niespodziewany świst strzały zmusił go do spojrzenia przed siebie. Odparł atak, wykręcając drewnianą pałką na około.
Ktoś jednak miał odwagę stawić mu czoła.
Nastka pokonywała odcinek w górę możliwie jak najszybciej. Widziała, że nad nią toczy się zacięta walka.
Cocori nie była jedynym znajdującym się tam Olbrzymem. Poza nią zobaczyła jeszcze dwie kobiety tych samych rozmiarów. Asekurowały księżniczkę z miasta Pudrowego Jaja, znanego ze swoich różowych drzew i ludzi, których skóra zyskiwała podobny odcień.
Cocori znała się z Olbrzymkami – wychowały się w tej samej wiosce. Nie lubiły siebie ze wzajemnością.
Wykorzystała moment ich przytłoczenia magią, wyrywając im z rąk włócznie. Jedną za drugą posłała w ranne skrzydło Smoka.
Zwierzę straciło równowagę, przez co zaczęło spadać.
– Trzymaj się dobrze! – rozkazała Cocori Shasmie.
Skoczyły Smoku na szyję, skąd Cocori z całej siły zaczęła go dusić.
Nie pokazywała tego byle komu, jednak na dłoniach również miała runy. Tym razem dwie literki 'L' połączyły się w prostokąt, zwiększając siłę jej ciała.
Nastka widziała zajście z dołu. W chwili gdy Smok przelatywał obok skoczyła, szczęśliwie łapiąc się jednego z jego białych pazurów.
Hagg przerwał własną walkę, by przyjrzeć się staraniom żony.
Ciało Smoka z głośnym łoskotem uderzyło o ziemię.
Hagg był niemal przekonany, że gdzieś już go widział. W szczególności rozpoznawał jego czerwone oczy, które powoli się zamykały.
Tracił przytomność.
Cocori odskoczyła od zwierzęcia, kiedy poczuła rozluźnienie pod palcami. Idealnie wyczuła moment, bo chwilę później Smok zrzucił skórę, samemu pomniejszając się kilkukrotnie.
– To jest ten czas! – przewodnicy zawtórowali naraz.
Księżniczki rzuciły się co sił w nogach, jednak szansę miały jedynie dwie z nich.
Nastka przyciskała ręką głowę, starając się zmniejszyć ból po upadku. Szła powoli, podczas gdy Shasma przyśpieszyła.
Buzująca w niej adrenalina pozwoliła jej nie przejmować się własnym stanem. Nie była świadoma złamanej ręki. Chciała sięgając nią po skórę Smoka, jednak nie mogła. Bez większego myślenia nad tym poruszyła drugą, lewą ręką.
Wygrała.
Skóra zaczęła oplatać jej ciało, zmieniając się w suknię. Przylegającym do ciała materiałem, zastąpiła również welon. Okryła ją aż po czubki palców rąk i stóp.
– Nie nazwałabym tego suknią – skomentowała.
Z żałością spojrzała na leżące na ziemi ubrania. Wszystko, poza welonem było poszarpane.
– Chyba pieszczotliwie nazywa się je sukniami – przyznała Cocori.
Poczuła szczypanie na kostce. Na dole zauważyła pomniejszoną wersję Smoka. Chwyciła go za skrzydła, co skończyło się zadrapaniami na palcach.
– Hagg, podaj klatkę. – Wskazała na szarpiące się zwierzę.
– Ciekawi mnie, czy uda się go wam oswoić. Będzie rósł z pięć lat – zwróciła się do Shasmy.
Księżniczka nie była zainteresowana tematem. Podniosła swój ulubiony welon.
– Schowasz go? – poprosiła Hagga.
We trójkę ruszyli z powrotem do wioski.
Tydzień powoli dobiegał końca.
– Musimy wracać – zdecydowała Nastka.
– Wiesz, jeśli chcesz możemy poczekać na drugiego Smoka. Nie zajmiesz pierwszego miejsca, za to zwrócisz na siebie uwagę – zachęcał Nahur.
Nastka wskazała na resztę zebranych osób.
– Nie widzę, aby ktokolwiek był chętny. Sami przecież nie damy rady wygrać – zauważyła, patrząc na miecze przewodników. – Co więcej, jeśli nie wrócimy w przeciągu tygodnia zostanę zdyskwalifikowana – podniosła ostateczny argument.
– Byłaś bliska zwycięstwa – Dassar pokrzepiająco poklepał księżniczkę po plecach.
Wracali z większą intensywnością. Pozwolili sobie spać w nocy góra pięć godzin. Dla bezpieczeństwa trzymali się niedaleko innych grup.
Księżniczki wyraźnie podupadły na duchu. Nastka miała trudności ze spaniem, dzięki czemu zauważyła poruszenie za drzewami.
Sądząc po wielkości, mogły to być Olbrzymy. Nie dostrzegła jednak więcej szczegółów. O swoich podejrzeniach utwierdziła się na placu, bo poza Shasmą stała tam księżniczka Pudrowego Jaja. Ona również miała na sobie smoczą suknię. Z tym, że jej była zielonej barwy i pozostawiła na ciele pewne niezakryte miejsca.
Nastka razem z przewodnikami stanęła obok Hagga.
– Widzicie tego Smoka? – Olbrzym wskazał zielone zwierzę. – Jest roślinożerny. Nie zagraża nawet ludziom, chyba że zostanie sprowokowany. Nie powinni byli go krzywdzić…
Nastka nie znała się na Smokach, dla niej każdy był niebezpieczny.
Za to Nahur z Dassarem zacisnęli szczęki.
Księżniczka utwierdziła się w tym, jak mało wie o świecie.
Nad jej głową mignęło niewielkie stworzenie ze skrzydłami. Obserwująca ją przez cały czas wróżka poleciała do zajmujących dach, przedstawicieli miast. Razem z innymi doniosła o braku naginania regulaminu przez jakąkolwiek księżniczkę.
– Kto by pomyślał, że ludzie zbudują taki domek – powiedział Hagg, na co Cocori spięła się.
– To nie jest domek, a oficjalne miejsce zebrań – poprawiła.
W przeciwieństwie do innych budynków, lokal zbudowano w pełni z kamienia. Różnił się też wspomnianym dachem, który nie był szpiczasty, a płaski. Zajmujący go królowie i królowe siedzieli na wygodnych siedziskach, z rozstawionymi nad nimi parasolami.
Nastka niechętnie spojrzała na rodziców.
Ci nie wydali się być zaskoczeni. W ich oczach zobaczyła jedynie współczucie, to samo od kilku lat.
Jeśli w tym roku ilość księżniczek ponownie będzie większa od ilości książąt, zapewne znów nie zostanie wybrana.
*
Cofnijmy się o parę minut, do jednego z książąt.
Burr od pięciu dni wykonywał zadania związane z nadchodzącymi zaręczynami. Do opinii publicznej nie doszło wszak, że książęta też przechodzą swoje próby i ten, który wykona je pierwszy wybierze dowolną księżniczkę. Jednocześnie są przy tym zobowiązani pozostać niezauważonymi. W przeciwnym wypadku wrócą do domu z niczym.
Poprzednie dwa lata zakończyły się dla Burra właśnie z tego powodu. Był zmuszony prosić przechodniów o wskazówki, a ci donieśli na niego.
Nie dziwił się im, w końcu zostali za to solidnie wynagrodzeni.
Tego roku było inaczej. Podszedł do sprawy praktycznie. Przez rok gromadził wiedzę, chcąc dowiedzieć się, jak najwięcej przed pierwszą próbą.
Została mu ostatnia.
'Kiedyś żył w symbiozie z innymi, teraz jest jedynie fragmentem samego siebie. Sam nie mógłby sięgnąć tak wysoko. Wybrane miejsce sprzyja mu, uważaj więc, aby po odnalezieniu go nie zmoknąć. Masz czas do południa, później zrobi się ciężej'.
Burr powtórzył zapamiętaną wcześniej wskazówkę.
Według tego, co zrozumiał miał znaleźć kielich symbiozy.
Czytał o nim w książce. Zrobiono go z wymarłego już, granatowego drzewa, które potrafiło dopasować się do każdej rośliny. Do życia potrzebował dużo słońca.
Burr szedł z uniesioną głową, zwracając szczególną uwagę na nasłonecznione miejsca.
– Dawałeś radę temu Olbrzymowi długi czas. Z pewnością nie jest z ciebie zwykły człowiek. – usłyszał, przechodząc obok grupy mężczyzn.
Skupiony na zdaniu, nie zwrócił na to większej uwagi.
Miasto na granicy wyróżniało się dużą ilością karczm, kamiennym budynkiem, również fontanną i placem z kwiatami.
Żadne z wymienionych miejsc nie przekonywało Burra.
Idąc środkiem piaszczystej ulicy został przez kogoś potrącony.
– Proszę o wybaczenie – powiedział.
Obejrzał się za siebie, gdzie zauważył sylwetkę schowaną pod ciemnym płaszczem.
Poczuł obawę o to, że jest to inny książę.
Jeśli w tym roku nie zajmie chociaż dwunastego miejsca, może pożegnać się z zaręczynami, bo to księżniczek jest mniej.
Przyśpieszył kroku.
Gdy szedł pod jedną z karczm, spadła na niego kropla. Na początku przeszedł obok tego obojętnie, po chwili jednak zawrócił.
Spojrzał wyżej.
Pod dachem karczmy zobaczył gniazdo, przynajmniej to była jego pierwsza myśli.
Po lepszemu przyjrzeniu się zauważył zgromadzoną w środku wodę. Gniazdo zwężało się na dole, tworząc kształt idealny do chwycenia w rękę.
– Mam – poruszył ustami.
Już chciał wejść do karczmy, poprosić o krzesło, gdy przypomniał sobie o konieczności pozostania nienakrytym. Rozejrzał się więc za czymś długim. Po drugiej stronie stała oparta o ścianę zmiotka.
Sięgnął nią puchar, który złapał nim ten zdążył upaść na ziemię.
Nagromadzona w nim woda wylała się do połowy, mocząc mu rękaw.
Pobiegł, co sił w nogach na plac i o dziwo stanął na nim, jako pierwszy książę.
– Brawo, dla naszego zwycięzcy – Rosa, królowa miasta Złotej Harpii zaklaskała, jednakże bez przekonania. Razem z resztą obecnych zmieszała się takim wynikiem.
Do teraz bitwa pomiędzy pierwszym miejscem odbywała się zawsze pomiędzy dwoma książętami najbogatszych miast. To oni mieli dostęp do najnowszych ksiąg, zapewniano im wykwalifikowanych nauczycieli, ćwiczyli pod okiem odpowiednich ludzi.
Tymczasem książę Burr od dwóch lat nie mógł nawet przejść wszystkich prób. Tak miało pozostać.
Ci bardziej wpływowi celowo wymyślali zagadki, których przeciętni ludzie nie mogli odgadnąć.
Burr czuł wlepione w niego spojrzenia.
Nie spodziewał się wygrać, choć od samego początku przyszedł z takim zamiarem.
Obiecał rodzicom dać z siebie wszystko, jednak nikt nie wierzył w to, że to osiągnie.
W najbliższym czasie na placu pojawiła się reszta książąt.
– Zwycięzco, nadszedł czas twojego wyboru – powiedziała Rosa. – Wybierz mądrze – dodała.
Burr zrozumiał aluzje. Mimo że miał prawo prosić o rękę jedną z księżniczek w smoczych zbrojach, lepiej dla niego, aby tego nie uczynił.
Nie chciał doprowadzić do niesnasek pomiędzy królewskimi rodzinami.
– Dla mnie to nie szata zdobi człowieka, a to co noszący ją człowiek sobą reprezentuje. Spośród wszystkich niewiast znam jedynie jedną. – Stanął naprzeciwko Nastki.
Oboje mieli udręczone miny.
– Przepraszam – szepnęła Nastka.
Zrezygnowany Burr uśmiechnął się i kontynuował:
– Jesteś moją sąsiadką i to właśnie ciebie chcę poprosić o rękę. – Wyciągnął dłoń, na którą spadł pierścionek.
Zrzuciła go jedna z wróżek.
Oboje wiedzieli, że wypowiedziane właśnie słowa świadczą jedynie o ich przegranej.
Gdyby Nastka zdobyła smoczą suknię, a nasz książę miał na sobie ubrania wykonane z najlepszych materiałów, mogliby znaleźć się w innym miejscu.
Burr nakładając pierścionek na palec Nastki ukorzył się przed całym narodem.
Oboje nie byli w stanie spojrzeć rodzicom w oczy.
Tyle lat starali się doprowadzić ich rodziny wyżej, lecz zatoczyli koło.
Patrzyli na księcia z drugiego miejsca, który z poczuciem wyższości i słowami skierowanymi do Bura wybrał Shasmę. Trzecie miejsce zdecydował się na Laakassę, księżniczkę Pudrowego Jaja.
Ostatnie dwa miejsca opuściły plac bez pary.
– Tego roku wydarzyło się wiele niespodziewanych sytuacji. – Rosa poruszyła ustami, jakby właśnie zjadła cytrynę. – Brawa dla nas wszystkich. – mimo to zaklaskała. – Odnalezione puchary zostaną wręczone leniwcom, w podziękowaniu za ich łagodne zachowanie i pozwolenie nam na używanie Ospał w tak licznej grupie.
Po całym wydarzeniu poszła do swojego syna, któremu jasno przekazała, jak bardzo jest nim zawiedziona.
Burr nie wiedział, że swoim zachowaniem wprowadził w zakłopotanie nie tylko siebie.
Przechodząc przez most, zagadał do Nastki:
– Słyszałem, że byłaś o krok od zwycięstwa. Gdybyś zdobyła pierwsze miejsce, nie mógłbym ciebie wybrać. Uznaliby za pazerność to, że ktoś na mojej pozycji wybiera księżniczkę w smoczej zbroi.
Chodzące pod mostem Chmurki wydawały przyciszone głosy, niezadowolone z licznej grupy przechodniów.
Robaki nie odważyły się zaatakować, choć ciekła im ślinka na samą myśl o ludzkim naskórku.
– Wiem – powiedziała Nastka. – Też nie jestem zadowolona, bo gdybyś zdobył ostatnie miejsce, do tego czasu, być może mnie wybrałby ktoś inny – odcięła się.
– Co więcej mogłeś założyć lepsze ubranie, może wtedy inne księżniczki nie odwróciłyby od ciebie wzroku. Nikt ci nie mówił, że szata zdobi człowieka? – dodała, choć już po chwili pożałowała wypowiedzianych słów.
– Nie chciałam…
– Wiem – Burr powtórzył słowa Nastki.
Oboje nie byli w najlepszych nastrojach.
Przysłuchujący się im Nahur współczuł obojgu. Sam dobrze wiedział, że miasta na granicy mają masę problemów i takie małżeństwo w niczym im nie pomoże.
– Księżniczko – zwrócił się do Nastki wyjątkowo oficjalnie. – Może powiesz mi, jak przeszłaś ten most zanim dotarłaś do placu? – wiedział, że Chmurki nie oszczędziłyby samotnego podróżnika.
Uznał, że zmiana tematu sprawi, że oboje nie powiedzą sobie już więcej raniących słów.
Nastka wspomniała poranek sprzed kilku dni:
– Wtedy szli przez niego pasterze – zaczęła. – Narzekali na grupę zajmującą się bezpieczeństwem granicy, bo Smok dopuścił się napaści na ich owce. Miałam szczęście, inaczej musiałabym płacić przechodniom za pomoc, a sami wiecie, że nie miałam przy sobie wiele pieniędzy.
Mówiąc o monetach przypomniała sobie o zapłacie.
– To dla was. – Wręczyła przewodnikom woreczek.
– Nie wygrałaś, właściwie mogłabyś dać nam połowę obiecanej sumy… – zauważył Nahur, co spotkało się z dezaprobatą ze strony Dassara:
– Przestań – szepnął.
– Jest dobrze. Mimo wszystko pomogliście mi – zapewniła Nastka.
W myślach zaczęła przygotowywać się na rozmowę z rodzicami i do następnych, powtarzalnych dni.
Natomiast Dassar miał pomysł na pewną zmianę:
– Co powiesz na stanie się tłumaczem leniwców? – zaproponował przyjacielowi.
– Myślę, że miałbyś dość już po pierwszym dniu – odpowiedział Nahur. – Nie robilibyśmy nic poza odczytywaniem korespondencji, spisywaniem słów tych zwierzaków i adresowaniem listów. Nie masz pojęcia, ile trwa rozmowa z nimi… – mówił, mając w pamięci usłyszane w karczmach historie.
Obaj zdecydowali się nie zmieniać obecnego zajęcia.