- Opowiadanie: beeeecki - Dwa koła, wiele goblinów i jeszcze więcej wątpliwości

Dwa koła, wiele goblinów i jeszcze więcej wątpliwości

Pio­sen­ka: Lech Ja­ner­ka, “Rower”. Skrom­ny tek­ścik, ale może komuś się spodo­ba.

Tekst o wszyst­kim i ni­czym, woj­nie z ro­we­rem w tle, kra­sno­lu­dzie z kry­zy­sem oraz sen­sie lub bez­sen­sie życia. In­spi­ra­cję tek­stem sta­ra­łem sobie mocno wziąć do serca, a wspar­łem to wła­snym do­świad­cze­niem zwią­za­nym z co­dzien­ną po­dró­żą ro­we­rem :).

Oddać be­tu­ją­cym co be­tu­ją­cych: uczy­ni­li ten tekst o wiele lep­szym, za co chwa­ła im i cześć!

Po­zdra­wiam ser­decz­nie wszyst­kich!

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Dwa koła, wiele goblinów i jeszcze więcej wątpliwości

– Deser się na­le­ży, bo od wojny masz szok! – oznaj­mił gło­śno Lech, kle­piąc swo­je­go to­wa­rzy­sza Da­mia­na w ma­syw­ne plecy.

Po chwi­li obaj sie­dzie­li już z ku­fla­mi gorz­kie­go piwa, za­ja­da­jąc su­szo­ne ro­dzyn­ki i dak­ty­le, a był to po­si­łek, który mu­siał po­pra­wić humor każ­de­go kra­sno­lu­da.

Deser fak­tycz­nie się na­le­żał. Człon­ko­wie od­dzia­łu GROM (Go­bli­no­wi Roz­bić Ośli­zgłą Mordę) tego dnia znów dali po­pa­lić go­bliń­skim hor­dom. Po­kracz­ne stwo­ry umknę­ły do ciem­nych tu­ne­li, z któ­rych wcze­śniej nie­spo­dzie­wa­nie wy­peł­zły. Cała „kam­pa­nia bli­skow­schod­nia”, jak okre­ślił ją do­wód­ca, prze­bie­ga­ła po­praw­nie, a Lech i Da­mian mieli w tym swój udział. 

– Po­wiem ci, że mam tego tro­chę dość. – Da­mia­no­wi da­le­ko było do en­tu­zja­zmu, mimo za­spo­ko­je­nia ape­ty­tu.

Wbił wzrok w pusty kufel i wes­tchnął głę­bo­ko. Po pro­stu nie miał wra­że­nia, że to był dobry dzień. Po­dob­nie są­dził o całym mi­nio­nym ty­go­dniu.

Lech po­pa­trzył po­dejrz­li­wie na ko­le­gę. Każdy kra­sno­lud, któ­re­go hu­mo­ru nie po­pra­wia­ły bitka, na­pi­tek i po­si­łek sta­no­wił po­waż­ne od­chy­le­nie od normy.

– Czego „wszyst­kie­go”? – Lech czknął gło­śno i od­sta­wił trze­ci kufel.

– Przy­by­wa­my do ko­lej­nej do­li­ny. Dep­nie­my sobie ode wsi dode wsi, roz­wa­li­my tro­chę go­bliń­skich łbów, po­cho­wa­my kilku ko­le­gów i tak to się kręci. Wal­czy­my z nimi, ale ich nie po­ko­nu­je­my! Za­wsze wy­ko­pią nowy tunel i ko­lej­na osada zo­sta­nie za­ata­ko­wa­na. Jak tak o tym myślę, to tro­chę… – Nie wie­dział jak to ująć, zatem za­miast tego rów­nież czknął.

Lech po­ki­wał głową i ob­ró­cił w pal­cach zę­ba­te kół­ko, które trak­to­wał jak amu­let.

– Może masz i rację. Ale na skap­ca­nia­łą brodę mo­je­go sta­re­go! Taka jest dola wo­jow­ni­ka. Bić go­bli­na, bro­nić swo­ich, a pew­ne­go dnia polec w boju! – wy­ło­żył na tyle pro­sto, na ile po­zwa­la­ło mu wy­pi­te piwo.

– Hm… – mruk­nął Da­mian.

– Kra­sno­lud jest tu i teraz, a nie kiedy in­dziej i gdzie in­dziej! – Lech ura­czył go tra­dy­cyj­nym przy­sło­wiem i na tym za­koń­czy­li roz­mo­wę tego dnia, uda­jąc się na noc­leg.

Od­dział GROM prze­by­wał obec­nie w uro­czej mie­ści­nie, na­zy­wa­nej przez wszyst­kich Nerką. Zgod­nie z le­gen­dą, nie­gdyś, pod­czas sro­giej za­ra­zy, prze­cho­dził tędy el­fic­ki medyk. Zli­to­wał się nad umie­ra­ją­cy­mi miesz­kań­ca­mi i za­ofe­ro­wał swoją fa­cho­wą pomoc, a by od­kryć źró­dło cho­ro­by, prze­pro­wa­dził sek­cję zwłok jed­ne­go ze zmar­łych. Na oczach całej osady po­ka­zy­wał ko­lej­ne czę­ści ciała. Wresz­cie, wy­cią­gnął z nie­bosz­czy­ka coś, co zu­peł­nie przy­po­mi­na­ło kształt do­lin­ki, w któ­rej mia­stecz­ko było po­ło­żo­ne i oznaj­mił, że jest to nerka i co wię­cej, że jest ona zu­peł­nie zdro­wa. Kra­sno­lu­dom nie trze­ba było wię­cej, by tak na­zwać swoją miej­sco­wość.

Go­bli­ny ponoć na­zy­wa­ły całą do­li­nę „I’rak”, ale kogo ob­cho­dzi­ły ich nazwy, wy­chry­pia­ne ze znie­kształ­co­nych gar­deł.

Nie­spe­cjal­nie szczę­śli­wy i bar­dzo zmę­czo­ny Da­mian wró­cił do Rowe, dziar­skiej ko­wal­ki w śred­nim wieku, która przy­ję­ła go pod dach. Dzię­ki temu miał przy­jem­ność słu­chać wa­le­nia jej młota przez całą noc. Prze­waż­nie nic tak nie usy­pia­ło, jak świa­do­mość, że na­za­jutrz za­ło­ży wy­re­pe­ro­wa­ną zbro­ję, ale tego wie­czo­ra i tak miał pro­ble­my z za­śnię­ciem. Wier­cił się w łóżku, bo­la­ły go plecy, a na­tar­czy­we myśli wciąż po­wra­ca­ły.

Dla­cze­go to Tri­sha tra­fi­ła za­tru­ta strza­ła, prze­cież za­wsze chro­nił jego lewy bok i przez lata stał się dla niego jak brat… Jaki był sens całej tej wojny i doli wo­jow­ni­ka… 

My­śląc pra­wie całą noc, czuł się rano dość nie­swo­jo, zu­peł­nie jakby zro­bił coś nie­le­gal­ne­go. Wła­ści­wie w kra­sno­ludz­kim spo­łe­czeń­stwie nie było miej­sca dla my­śli­cie­la. Ucho­dzi­ło ra­czej, że zbyt do­głęb­ne za­sta­na­wia­nie się nad czym­kol­wiek może pro­wa­dzić do strasz­nych kon­se­kwen­cji. Każdy znał hi­sto­rię króla Urika, który za­czął tak dużo my­śleć, że pew­ne­go dnia się po­wie­sił. Zwy­kło się nawet taką przy­pa­dłość na­zy­wać „my­śle­nio­zą”.

Kiedy wresz­cie udało mu się na chwi­lę zmru­żyć oczy, miał sen, w któ­rym ni­czym zwin­ny elf bie­gał bar­dzo szyb­ko mię­dzy tu­ne­la­mi, po­wstrzy­mu­jąc go­bli­ny od wdar­cia się na po­wierzch­nię.

Ran­kiem od­by­ła się od­pra­wa, na któ­rej usta­lo­no, że wobec śmier­ci dwóch to­wa­rzy­szy, pa­tro­le zo­sta­ną wzmoc­nio­ne, by tym razem obyło się bez strat. Do obro­ny Nerki od­de­le­go­wa­no zaś tych, któ­rzy nie zmie­ści­li się do pię­cio­oso­bo­wych grup. 

Da­mian od sa­me­go po­cząt­ku na­ra­dy nie po­tra­fił się skon­cen­tro­wać, przez co zgło­sił się odro­bi­nę za późno i przy­pa­dło mu po­zo­sta­nie w gar­ni­zo­nie Nerki.

– Flaga na maszt! – po­cie­szał go że­glar­skim po­wie­dze­niem Lech. – Kto wie, może aku­rat za­ata­ku­ją Nerkę i zo­sta­niesz bo­ha­te­rem! 

– Ta… – mruk­nął Da­mian, po­cie­ra­jąc skost­nia­łe knyk­cie. 

– Jak za­ata­ku­ją Nerkę, to ra­czej so­lid­ną armią, a wtedy zgi­nie­my! – włą­czy­ła się en­tu­zja­stycz­nie do ich roz­mo­wy Ful­liek­stra, ko­le­żan­ka z od­dzia­łu, po­zo­sta­ją­ca w gar­ni­zo­nie razem z Da­mia­nem.

– To jesz­cze pew­niej­sze zo­sta­nie bo­ha­te­ra­mi! – za­wtó­ro­wał jej bliź­niak, Co­ol­na­maks i grup­ka za­śmia­ła się gło­śno. 

Da­mian udał, że bar­dzo go to bawi. Jakoś nie czuł się spe­cjal­nie chęt­ny do umie­ra­nia za Nerkę. Im dłu­żej się za­sta­na­wiał, tym po­sęp­niej­sze miał wnio­ski. Wszy­scy try­ska­li hu­mo­rem, a prze­cież ry­zy­ko­wa­li bar­dzo, wy­sta­wia­jąc osadę na atak. Zresz­tą i pa­tro­le mogły na­tknąć się na armię go­bli­nów. Po­kracz­ne stwo­ry ryły swoje tu­ne­le pod ca­ły­mi gó­ra­mi i mogły po­ja­wiać się nie­spo­dzie­wa­nie w róż­nych miej­scach. 

To kto prze­ży­je w do­li­nie I’rak, za­le­ża­ło od śle­pe­go losu, a kra­sno­lud za żadne skar­by (a skar­by lubi) nie jest skory ufać lo­so­wi.

 

GROM wy­ru­szał koło po­łu­dnia.

– Ode wsi dode wsi, hehe! Przy­pil­nuj tego dla mnie, co? – za­śmiał się Lech, wrę­cza­jąc mu zę­ba­te kółko. – Kra­sno­lud jest tu i teraz, a nie kiedy in­dziej i gdzie in­dziej! Pa­mię­taj, hę? 

Da­mian z bliź­nia­ka­mi po­dzie­li­li osadę na czę­ści i usta­li­li kto, któ­rej pil­nu­je. Oprócz tego nie mieli zadań, więc, gdy wo­jow­nik na­ostrzył już i tak na­ostrzo­ny topór, za­czął bawić się bez­u­ży­tecz­ną zę­bat­ką od Lecha. Ot nic wiel­kie­go, kółko z wy­pust­ka­mi, które to­cząc się wy­da­wa­ło me­ta­licz­ny stu­kot. Gdy się je od­po­wied­nio po­to­czy­ło, na­bie­ra­ło na­praw­dę spo­rej pręd­ko­ści i gło­śno ude­rza­ło o ka­mien­ną ścia­nę bu­dyn­ku po dru­giej stro­nie pla­cy­ku.

– Gdy­bym ja mógł się tak szyb­ko to­czyć – wes­tchnął Da­mian, wspo­mi­na­jąc sen o szyb­ko­ści.

Po wy­po­wie­dze­niu tak kon­tro­wer­syj­nej, jak na kra­sno­lu­da, tezy, aż ro­zej­rzał się, czy nikt tego nie sły­szał.

– W piąt­kę mo­gli­by­śmy ob­sta­wić całą do­li­nę, a resz­ta mo­gła­by stwo­rzyć więk­szy od­dział ze zwol­nio­ny­mi z in­nych dolin. Mie­li­by­śmy w końcu armię do za­ata­ko­wa­nia, nie tylko do obro­ny. Zdo­by­li­by­śmy może I’ran albo Q’wejt. Cze­ka­ło­by nas chwa­leb­ne zwy­cię­stwo lub chwa­leb­na śmierć… – za­my­ślił się nad moż­li­wy­mi trium­fa­mi kra­sno­lu­dów w są­sied­nich do­li­nach.

Od my­śle­nia roz­bo­la­ła go głowa, co tylko po­gor­szy­ło spra­wę, zatem udał się na krót­ki pa­trol po osa­dzie.

Gdy był na obrze­żu Nerki, do­strzegł, że ka­wa­łek poza mia­stecz­kiem w ziemi wy­ko­pa­na jest nie­wiel­ka dziu­ra. A gdzie coś pro­wa­dzi­ło pod zie­mię, tam za­wsze cho­dzi­ło o go­bli­ny.

– Co­ol­na­maks, Ful­liek­stra! – za­wo­łał i ude­rzył to­po­rem o tar­czę.

Zja­wi­ła się tylko sio­stra, z mie­czem w go­to­wo­ści.

– Co­ol­na­maks byłby tu szyb­ciej – rzu­ci­ła po­waż­nie. – Chyba, że miał­by ka­ram­bo­la.

– Co miał­by?

– No ka­ram­bo­la. Z go­bli­nem no! – wy­ja­śni­ła po­iry­to­wa­na, ma­cha­jąc rę­ka­mi, tak, że jej miecz śmi­gał mu przed twa­rzą.

Da­mian nie żądał dal­szych wy­ja­śnień.

Ru­szy­li z ob­na­żo­ny­mi ostrza­mi. W po­bli­żu był go­blin, a je­dy­ny cel eg­zy­sten­cji tych stwo­rów sta­no­wi­ło za­bi­ja­nie kra­sno­lu­dów. „Czy z nami nie jest po­dob­nie? Cóż, je­stem tu tylko po to, by za­bi­jać go­bli­ny” za­sta­no­wił się Da­mian. Za­czął (o zgro­zo!) my­śleć po­now­nie, zatem, gdy Ful­liek­stra nie pa­trzy­ła, wal­nął so­lid­nym kra­sno­ludz­kim czo­łem o ka­mien­ną ścia­nę bu­dyn­ku. Myśli na chwi­lę ule­cia­ły, ale zaraz wró­ci­ły z po­dwój­ną siłą.

– My­śle­nie kłuje w sie­dze­nie – wark­nął pod nosem i ru­szył dalej.

Zna­leź­li Co­ol­na­mak­sa na wscho­dzie Nerki. Udało mu się zo­stać bo­ha­te­rem, to zna­czy zgi­nąć z ręki go­bli­na. W szyi miał głę­bo­ką ranę z cha­rak­te­ry­stycz­ną zie­lo­ną barwą, wła­ści­wą dla go­bliń­skie­go jadu.

Ful­liek­stra mil­cza­ła chwi­lę, od­dy­cha­jąc głę­bo­ko.

– Mó­wi­łam. Ka­ram­bol – wark­nę­ła wresz­cie. – Znajdź­my tego go­bli­na, przez któ­re­go mój brat jest już bo­ha­te­rem.

Go­bli­ny zwy­kle cho­wa­ły się w cie­niu, nie zno­si­ły świa­tła sło­necz­ne­go, co za­wę­ża­ło po­szu­ki­wa­nia. Nie roz­dzie­la­li się – kra­sno­lud może i był o wiele sil­niej­szy niż po­je­dyn­czy go­blin, ale stwo­ry miały dość spry­tu, by za­sko­czyć sa­mot­ne­go wo­jow­ni­ka, czego świad­ka­mi byli przed chwi­lą. 

Wpa­dli na trop roz­ma­za­nej cie­czy na bruku ulicz­nym. Silną stro­ną, ale i wadą go­bli­nów był zie­lon­ka­wy, lepki kwas, tru­ją­cy dla in­nych istot. Prze­waż­nie ska­py­wał on z ich nie­kształt­nych gąb ze zbyt wiel­ki­mi kłami. 

Da­mian do­tknął pal­cem jesz­cze świe­żej mazi. Go­blin był bli­sko. 

Po­dą­ża­jąc za śla­da­mi kwasu na ulicy, za­pu­ści­li się w ciem­ny za­ułek. Tam zna­leź­li stwo­ra, któ­re­go żółte śle­pia zdra­dza­ły de­spe­ra­cję. Rzu­cił się na Da­mia­na, nim ten zdą­żył pod­nieść tar­czę, ale Ful­liek­stra była szyb­sza. Oba­li­ła wroga i przy­ci­snę­ła do ziemi.

– I’rak jest nasz! – syk­nął go­blin i były to jego ostat­nie słowa.

 

Wie­czo­rem Da­mian wró­cił zre­zy­gno­wa­ny do domku Rowe.

Co­ol­na­maks nie żył, wiele wska­zy­wa­ło na to, że go­bli­ny pla­nu­ją ge­ne­ral­ny atak na do­li­nę, a oni nie mieli żad­ne­go spo­so­bu, by po­wia­do­mić resz­tę od­dzia­łu. Tyle pro­ble­mów, tyle myśli! Istny dra­mat dla pro­ste­go wo­jow­ni­ka! Wojna nie słu­ży­ła do my­śle­nia! Wojna słu­ży­ła… no wła­śnie. Czemu słu­ży­ła wojna?

Da­mian bał się po­ło­żyć spać. Oba­wiał się, że i tak nie za­śnie, toteż ze­szedł do pra­cow­ni Rowe, gdzie przy ryt­micz­nym dźwię­ku ude­rzeń że­la­za o że­la­zo i syku pary po­wsta­wa­ła nowa broń i pan­ce­rze.

– Witaj! – za­wo­łał. – Czy mogę ci jakoś pomóc? Mam na­tłok myśli i nie mogę spać.

– Hę? – Rowe prze­sta­ła bić mło­tem i spoj­rza­ła na niego, jakby miał go­bliń­skie kły w gębie.

– Chciał­bym ci pomóc.

– To chciej – od­par­ła. – Łap za miech, bę­dziesz mi grzał piec.

Da­mian nie spo­dzie­wał się tak szyb­kie­go ob­ro­tu spraw, ale po­słusz­nie pod­szedł do pieca i za­czął na­grze­wać że­la­zo. 

Praca była mo­no­ton­na i mę­czą­ca, ale przy­naj­mniej tra­cił sen w pro­duk­tyw­ny spo­sób.

W pew­nym mo­men­cie, przy za­ma­szy­stym ruchu mie­cha, z kie­sze­ni Da­mia­na wy­pa­dła zę­bat­ka, którą do­stał od Lecha. Kółko po­to­czy­ło się z brzę­kiem po pod­ło­dze warsz­ta­tu i upa­dło wi­ru­jąc obok nogi Rowe. Ko­wal­ka prze­sta­ła kuć i pod­nio­sła przed­miot z ziemi.

– A to co? Zę­bat­ka, hmm? – po­wie­dzia­ła gło­śno.

– To od to­wa­rzy­sza. Taka pa­miąt­ka – mruk­nął za­wsty­dzo­ny Da­mian.

Jako wo­jow­nik nie po­wi­nien zbie­rać sen­ty­men­tal­nych przed­mio­ci­ków. Zdo­bycz­ny szty­let albo wspa­nia­ła bli­zna, to by­ły­by godne pa­miąt­ki.

– Taka pa­miąt­ka, która jest cał­kiem rzad­ka. Przez przy­pa­dek do­star­czy­łeś mi drugą. Jakby za­wi­nąć na nie łań­cuch to bę­dzie zacny me­cha­nizm – za­sta­no­wi­ła się, ście­ra­jąc z twa­rzy pot.

– Me­cha­nizm do czego? – Da­mian nie na­dą­żał za jej to­kiem ro­zu­mo­wa­nia.

– A ja wiem? Dałeś mi część, teraz daj mi po­mysł. Mó­wi­łeś coś, że za dużo my­ślisz? – rzu­ci­ła, znów za­wsty­dza­jąc Da­mia­na, który z lekką obawą po­zwo­lił sobie po­my­śleć.

O dziwo, my­śle­nie aku­rat wtedy, gdy było to wy­ma­ga­ne, nie oka­zy­wa­ło się łatwe.

– Chciał­bym być szyb­ki, tak jak ta zę­bat­ka, gdy się toczy – po­wie­dział wresz­cie, choć wy­da­ło mu się to bar­dzo głu­pie.

Rowe zmarsz­czy­ła ma­syw­ne brwi. Po kilku se­kun­dach jej twarz wy­po­go­dzi­ła się i za­go­ścił na niej za­dzior­ny uśmiech.

– Toczy, hmm? A może kręci? Na­grzej piec, mamy sporo ro­bo­ty do rana, ale bę­dziesz miał swoją szyb­kość!

Rze­czy­wi­ście ro­bo­ty mieli bar­dzo dużo. Rowe w kuźni była ni­czym wo­jow­nik na polu bitwy – wy­da­wa­ła roz­ka­zy, wal­czy­ła z że­la­zem i po­ko­ny­wa­ła jego żar wodą. Da­mian czuł się jej nie­god­nym po­moc­ni­kiem, ale gdy skoń­czy­li, ko­wal­ka wy­glą­da­ła na za­do­wo­lo­ną. Oby­dwo­je mieli twa­rze okle­jo­ne mie­szan­ką brudu i potu, a sił bra­ko­wa­ło im nawet na to, by usiąść.

– Dawno cze­goś ta­kie­go nie zro­bi­łam – wes­tchnę­ła zmę­czo­na Rowe. – Dla­te­go nie mam męża. Żaden męż­czy­zna nie dałby mi w nocy tego co kuź­nia – za­chi­cho­ta­ła, jak mała dziew­czyn­ka.

Dzie­ło ich noc­nej pracy wy­glą­da­ło po­kracz­nie jak go­blin.

Zę­bat­ki łą­czył lekki łań­cuch. Tylną przy­ni­to­wa­li do sta­lo­we­go koła, któ­re­go pia­stę osa­dzi­li na jed­nym końcu ramy zro­bio­nej ze sta­lo­wych rurek. Za­mo­co­wa­li także sio­dło dla jeźdź­ca oraz kie­row­ni­cę, którą po­łą­czy­li drew­nia­nym trzon­kiem z przed­nim kołem. Do środ­ko­wej zę­bat­ki do­cze­pi­li plat­for­my, które ro­bo­czo na­zwa­li pe­da­ła­mi, za po­mo­cą któ­rych no­ga­mi wpra­wia­ło się cały me­cha­nizm w ruch.

– Pa­mię­tam le­gen­dę o kra­sno­lud­ce imie­niem Browa, od któ­rej wzię­ła się nazwa „bro­war”. Nie są­dzisz, że po­win­ni­śmy to na­zwać „rower”? – rzu­ci­ła we­so­ło Rowe, ude­rza­jąc ramię Da­mia­na pię­ścią, jakby był roz­grza­nym ka­wał­kiem że­la­za.

– Rower. To jest świat – mruk­nął, zmę­czo­ny.

Nie­spo­dzie­wa­nie, gdy za­czy­na­ło świ­tać, jego myśli uło­ży­ły się w spój­ną ca­łość, a my­śle­nio­za znik­nę­ła.

– Jeśli ten rower za­dzia­ła, to może zdo­łam po­wia­do­mić na­szych, że go­bli­ny mogą za­ata­ko­wać Nerkę! – ucie­szył się. 

 

Próby ro­we­ru za­czę­li na pła­skim te­re­nie przed Nerką. Osią­ga­jąc nawet nie­znacz­ną pręd­kość, Da­mian czuł się nie­przy­zwo­icie szyb­ki jak na kra­sno­lu­da, ale po­wta­rzał sobie wtedy, że robi to po to, by ura­to­wać to­wa­rzy­szy i miesz­kań­ców Nerki. 

Jazda na ro­we­rze wcale nie była łatwa. Da­mian za­li­czył wiele wy­wro­tek, a każdą z nich oglą­da­ją­ca go Ful­liek­stra kwi­to­wa­ła sło­wem „ka­ram­bol”.

Za kil­ku­na­stym razem udało mu się prze­je­chać pro­sto spory ka­wa­łek. Po całym dniu po­tra­fił już w miarę szyb­ko okrą­żyć Nerkę. Co wię­cej, jazda po­zwa­la­ła ze­brać myśli.

Tej nocy wresz­cie spał głę­bo­ko i do­brze, a śnił o pręd­ko­ści.

Ry­chło na­de­szła chwi­la, by wy­ru­szyć z Nerki na po­szu­ki­wa­nie to­wa­rzy­szy.

– Wrócę z nimi naj­szyb­ciej, jak się da – za­pew­nił po­waż­nie.

– Ubierz się w ob­ci­słe, bo to warto mieć styl! – okrzy­cza­ła go Rowe, w związ­ku z czym zo­stał zmu­szo­ny, by włożyć ob­ci­sły, ale lekki pan­cerz, który dla niego przy­go­to­wa­ła. Ukła­dał się dziw­nie i wci­skał tam, gdzie nie po­wi­nien.

– Znaj­dziesz to­wa­rzy­szy szyb­ko albo wcale – rzu­ci­ła pro­ro­czo Ful­liek­stra i z brzmie­niem tych słów Da­mian wy­ru­szył na rajd z cza­sem.

Po­dróż prze­bie­ga­ła przy­jem­nie, bo­wiem do­li­na była pła­ska i tra­wia­sta. Da­mian ob­ra­cał pe­da­ła­mi, okle­jo­ne dre­wien­ka­mi, sta­lo­we koła krę­ci­ły się, a świat obok mknął szyb­ciej, niż dla ja­kie­go­kol­wiek kra­sno­lu­da do­tych­czas. Pierw­szy ro­we­rzy­sta mógł zatem roz­ko­szo­wać się pędem po­wie­trza oraz tym, że jego myśli znów za­czę­ły na­bie­rać sensu. Nigdy do­tych­czas nie od­czu­wał ta­kiej wol­no­ści, nie tylko ciała, ale też umy­słu.

– Rower to jest świat! – krzyk­nął we­so­ło.

Przy­po­mniał sobie także o proś­bie Rowe, by uży­wać tra­dy­cyj­ne­go w do­li­nie za­wo­ła­nia.

– Ja! Nerka! – dodał roz­ba­wio­ny.

Po tym okrzy­ku prze­wró­cił się, gdy koło pod­sko­czy­ło na ka­mie­niu. Leżąc na ziemi ro­ze­śmiał się ser­decz­nie sam do sie­bie.

 

Pierw­szy pod­od­dział od­na­lazł pod wie­czór. 

Był zmę­czo­ny, bo cią­głe pe­da­ło­wa­nie oraz twar­de sio­dło mocno dały się we znaki nogom, a przede wszyst­kim sie­dze­niu. Ten, kto mówił, że kra­sno­lu­dy są twar­de, za­iste nigdy nie sie­dział na ro­we­rze.

– Po­wie­dział “I’rak jest nasz” – po­wtó­rzył to­wa­rzy­szom słowa, które usły­szał od go­bli­na.

Wo­jow­ni­cy spró­bo­wa­li to roz­wa­żyć, ale ich ni­skie czoła nie wy­ka­zy­wa­ły wiel­kiej ak­tyw­no­ści in­te­lek­tu­al­nej.

– Jak dla mnie to jed­no­znacz­nie sy­gnał, że są pewni swego i będą ata­ko­wać Nerkę! – wy­ja­śnił swoje obawy. – Go­bli­ny są może spryt­ne, ale też i głu­pie. Ten zwia­dow­ca zdra­dził nam ich plan!

Z braku lep­szych po­my­słów, po­sta­no­wio­no po­słu­chać Da­mia­na. Na­stęp­ne­go dnia od­dział ru­szył z po­wro­tem ku Nerce, a ro­we­rzy­sta po­je­chał szu­kać ko­lej­nych grup. Jeśli mieli polec w boju, chcie­li to zro­bić całym od­dzia­łem razem, jak na bo­ha­te­rów przy­sta­ło.

Pod­czas jazdy ko­lej­ne­go dnia, znów zmar­twie­nia i tro­ski Da­mia­na znik­nę­ły. „Znaj­dę wszyst­kie od­dzia­ły, po­ja­dę sam na zwiad, a potem razem obro­ni­my Nerkę przed hordą go­bli­nów lub zgi­nie­my w walce” po­wta­rzał sobie pro­sty plan. Rower oka­zy­wał się być naj­lep­szym le­kar­stwem na my­śle­nio­zę. Pod­czas jazdy wszyst­ko wy­da­wa­ło się moż­li­we do wy­ko­na­nia.

Udało mu się od­na­leźć drugi i trze­ci od­dział, a to­wa­rzy­sze zgo­dzi­li się z nowym pla­nem. Nawet w oce­nie do­wód­cy Da­mian miał rację.

– W otwar­tym polu i po­dzie­le­ni mamy mniej­sze szan­se, trze­ba się ze­brać w Nerce – prze­są­dził ofi­cer. – Da­mia­nie, spi­sa­łeś się, choć ten twój wy­na­la­zek, hm… – Było jasne, że jako kra­sno­lud nie­uf­nie pod­cho­dził do wszyst­kie­go co szyb­kie.

– Ka­pi­ta­nie, dzię­ki temu was od­na­la­złem na czas. Z tą ma­szy­ną kra­sno­lud nie ma ogra­ni­czeń! – za­pew­nił Da­mian.

– Żeby tylko nie wpadł w łapy go­bli­nów – od­parł do­wód­ca. – Teraz jed­nak wró­cisz z nami do Nerki, po­trze­bu­je­my każ­de­go wo­jow­ni­ka.

– Z ro­we­rem mogę jesz­cze wy­ko­nać parę pa­tro­li. Być może uda mi się za­mknąć kilka tu­ne­li, a za­wsze bez pro­ble­mu mogę uciec – po­wie­dział z roz­pę­du Da­mian, mając ocho­tę jesz­cze tro­chę po­jeź­dzić.

Do­wód­ca za­my­ślił się ru­sza­jąc wąsem.

– Skoro tak uwa­żasz. Udo­wod­ni­łeś, że za­słu­gu­jesz na za­ufa­nie. Wy­ko­naj zatem kilka pa­tro­li, ale bądź w Nerce na czas. Od­dział wal­czy i ginie razem.

 

Na­stęp­ne­go dnia rano Da­mian wdział swój ob­ci­sły strój i wy­ko­nał krót­ką roz­grzew­kę. Dalej bolał go tyłek i uda, ale dało się to jakoś roz­ru­szać.

– Wła­ści­wie mia­łeś tego pil­no­wać, nie? – za­ga­dał do niego Lech, wska­zu­jąc na zę­bat­kę w ro­we­rze.

– Wła­ści­wie, to pil­nu­ję jej cały czas – od­parł z uśmie­chem Da­mian.

Był dumny z tego, że przy­ja­ciel pa­trzy na niego z cie­ka­wo­ścią i po­dzi­wem.

– W takim razie pil­nuj też sie­bie i tego ca­łe­go ro­we­ra… ro­we­ru? A niech to! Pil­nuj!

– Będę pil­no­wał! Całe szczę­ście, ro­we­ru jesz­cze nikt w hi­sto­rii nie ukradł! – za­śmiał się Da­mian, kle­piąc druha w plecy.

– Pil­nuj też sie­bie – po­waż­niej dodał Lech, ści­ska­jąc mu dłoń. – Pa­mię­taj, kra­sno­lud jest tu i teraz, a nie kiedy in­dziej i gdzie in­dziej! – Ko­lej­ny raz po­że­gnał go przy­sło­wiem.

Od­dział wy­ru­szył ku Nerce, a Da­mian po­je­chał w prze­ciw­ną stro­nę.

Jego ciało po­wo­li przy­zwy­cza­ja­ło się do spe­cy­ficz­ne­go wy­sił­ku, przez co na ro­we­rze czuł się coraz swo­bod­niej. Za­ry­zy­ko­wał jazdę z jedną ręką na kie­row­ni­cy, by móc sze­rzej ro­zej­rzeć się po oko­li­cy. Góry były pięk­ne jak nigdy, błysz­cząc śnie­giem na szczy­tach, a bez­chmur­ne niebo swoim błę­ki­tem przy­po­mi­na­ło ocean.

Dni mi­ja­ły, a pa­trol wy­da­wał się aż zbyt łatwy dzię­ki ro­we­ro­wi. Da­mian mógł spa­dać jak bły­ska­wi­ca na ko­łach na nie­przy­go­to­wa­nych straż­ni­ków go­bliń­skich tu­ne­li i ni­we­czyć ich nik­czem­ne plany. Od­no­sił suk­ces za suk­ce­sem.

„Dzi­siaj po­bi­ję re­kord za­wa­lo­nych tu­ne­li! Dzie­sięć w jeden dzień. Da­mian, Wo­jow­nik Wart Dzie­się­ciu!” my­ślał wie­czo­ra­mi, po dniach peł­nych zwy­cięstw. “W taki spo­sób mógł­bym sam obro­nić całą do­li­nę. Da­mian, Obroń­ca Do­li­ny…”.

Nie zbli­żał się co praw­da do Nerki tak szyb­ko, jak chciał tego do­wód­ca, ale efekt warty był zwło­ki. Gdyby nie on, być może do do­li­ny I’rak do­sta­ło­by się kil­ka­set go­bli­nów!

– To jest świat! – krzy­czał jadąc, za­chwy­co­ny rze­czy­wi­sto­ścią.

Rze­czy­wi­stość od­po­wie­dzia­ła na za­wo­ła­nie w swoim cza­sie.

Pią­te­go dnia wstał o świ­cie, prze­cią­gnął się i ziew­nął. Czuł, że tego dnia do­ko­na ko­lej­nych wiel­kich czy­nów. Z ro­we­rem mógł wszyst­ko i cała ta wojna nie wy­da­wa­ła się wcale taka strasz­na.

– Flaga na maszt! – po­wtó­rzył po­wie­dzon­ko Lecha.

Lecz tego dnia, “Da­mian, Obroń­ca Do­li­ny”, obu­dził się bez ro­we­ru przy boku. W miej­scu, gdzie go po­ło­żył, po­zo­sta­ły tylko od­ci­śnię­te ślady nie­wiel­kich, szpo­nia­stych stóp, su­ge­ru­ją­ce, że kra­sno­lud nie tylko był pierw­szym ro­we­rzy­stą w kra­inie, ale rów­nież pierw­szym okra­dzio­nym z dwu­ko­ło­we­go cuda.

– Nie, nie, nie! – jęk­nął. – Nie można kraść ro­we­ru! – krzyk­nął z roz­pa­czy i huk­nął pię­ścią w zie­mię, aż roz­bo­la­ła go ręka.

Pięk­na rze­czy­wi­stość na­tych­miast się zmie­ni­ła. My­śle­nio­za wró­ci­ła moc­niej­sza niż kie­dy­kol­wiek.

To­wa­rzy­sze cze­ka­li na niego w Nerce, być może szy­ko­wa­li się do walki z hordą go­bli­nów, a on był da­le­ko od nich. Rowerem dałby radę, ale o nim mógł teraz zapomnieć. Jak nie wpadł na to, że go­bli­ny po pro­stu go okrad­ną?!

– Brud­ne, po­kracz­ne zło­dzie­je… Prze­kli­nam was! – wark­nął do nie­wi­docz­ne­go wroga.

Bie­giem ru­szył w kie­run­ku Nerki, lecz po chwi­li pra­wie sko­nał z bez­de­chu. Dobra kon­dy­cja ro­we­ro­wa wcale nie ozna­cza­ła, że może prze­biec cały dzień.

– Kra­sno­lu­dy są za­bój­cze tylko na krót­kich dy­stan­sach – wy­sa­pał znane po­wie­dze­nie, za­trzy­mu­jąc się, by uspo­ko­ić od­dech.

Umysł na­ka­zy­wał biec dalej i pomóc to­wa­rzy­szom, ale ciało było zbyt słabe. Za­czął się po­ty­kać i prze­wra­cać, aż wresz­cie, przez brak sił, mu­siał zwol­nić do mar­szu. 

Mimo bólu mię­śni utrzy­my­wał równe tempo, jed­nak marsz nie dzia­łał na niego tak jak rower. Myśli, wąt­pli­wo­ści i wy­rzu­ty su­mie­nia ata­ko­wa­ły z każ­dej stro­ny, a on zu­peł­nie nie po­tra­fił ich stłam­sić.

– To był świat! – wes­tchnął smut­no, ma­sze­ru­jąc ko­lej­ny dzień bez prze­rwy.

 

Wy­cień­czo­ny i nie­zdol­ny do walki do­tarł do Nerki wie­czo­rem, po wielu dniach i no­cach nie­ustan­ne­go mar­szu. Przez mrok i zmę­cze­nie nie wi­dział do­brze, wy­star­cza­ją­co jed­nak, by zo­ba­czyć, że osada pło­nie. Bu­dyn­ki były znisz­czo­ne, a w od­da­li sły­chać było tylko pi­jac­ki śpiew go­bli­nów:

– Flaga na maszt! I’rak jest nasz!

Cia­łem Da­mia­na wstrzą­snął dreszcz roz­pa­czy. Za­wiódł jako wo­jow­nik, jako to­wa­rzysz i przy­ja­ciel, za­wiódł nawet jako ro­we­rzy­sta! Nie miał nic, nie zo­stał bo­ha­te­rem zwy­cię­ża­jąc lub ginąc. Nie wy­peł­nił losu wo­jow­ni­ka. 

Przy­tło­czo­ny, upadł na zie­mię i za­pła­kał gło­śno.

– Przez cały ten czas byłeś „kiedy in­dziej i gdzie in­dziej”, głup­cze! – krzyk­nął, lecz głos nie prze­bił się przez trzask pło­mie­ni i śpiew go­bli­nów.

– Flaga na maszt! I’rak jest nasz!

Koniec

Komentarze

Hej, zacne :) doceniam też nawiązanie do Gimliego;) Ale to ile wyciągnąłeś z piosenki zasługuje na uznanie a to mnie rozwaliło Coolnamaksa i Fulliekstra ;) " – W takim razie pilnuj też siebie i tego całego rowera… roweru? A niech to! Pilnuj! – Będę pilnował! Całe szczęście, roweru jeszcze nikt w historii nie ukradł! – zaśmiał się Damian, klepiąc druha w plecy." Pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Czołem Bardzie!

Dzięki za docenienie, cieszę się bardzo! A już szczególnie raduje się ma dusza, że przypadły Ci do gustu mnogie odwołania do tekstu piosenki i inne inspiracje przemycone kontrabandą do opka :)

Pozdrowionka!

Hej,

Przybywam po becie :) Bardzo przyjemnie sie czyta – jest zabawne, ale są też poważniejsze elementy. Duży plus za pomysł z obsadzeniem krasnoluda na rowerze (szkoda tylko, że te wścibskie gobliny go ukradły) oraz liczne nawiązania do tekstu wybranej piosenki. Powodzenia w konkursie!

Kilkam i pozdrawiam :D

Dywizjo Pancerna!

Dziękuję bardzo! Dużo daliście na becie, jeśli jest przyjemność z czytania, to dzięki Wam :).

oraz liczne nawiązania do tekstu wybranej piosenki

A to cieszy, bo faktycznie jest tego sporo, nie ukrywam.

Pozdrawiam!

Prime Video: The Ambush

"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Ave Jurorzy,

piszący na konkurs pozdrawiają Was!

Zawsze zostanie wykopany nowy tunel i kolejna osada zostanie zaatakowana.

Powtórzenia

 

na tym zakończyli rozmowę tego dnia, wracając na nocleg.

Nie brzmi mi dobrze imiesłów w takiej roli

 

ale kogo obchodziły ich nazwy, wychrypiałe ze zniekształconych gardeł.

ale kogo obchodziły ich nazwy, wychrypiane ze zniekształconych gardeł.

 

Przez ten krótki moment, w którym udało mu się przespać, miał sen,

Kiedy wreszcie udało mu się na chwilę zmrużyć oczy, miał sen

 

Im dłużej nad tym myślał, tym posępniejsze miał wnioski.

Coś mi tu nie gra, ale na razie nie mam pomysłu, jak to zmienić.

 

Wiedział, że natłok okrutnych myśli nie da mu zasnąć (…)

Mam natłok myśli i nie mogę spać.

Miałem wrażenie deja vu, nie brzmi to zgrabnie

 

Zębatki połączono lekkim łańcuchem, a tylną z nich podpięto do stalowego koła. Całość połączono żelaznymi rurkami, dodano także przednie koło i siodło dla jeźdźca oraz kierownicę. Wreszcie do zębatki środkowej doczepiono platformy, które roboczo nazwali pedałami, za pomocą których nogami wprawiało się cały mechanizm w ruch.

Strona bierna denerwuje. Jaka środkowa zębatka? To jest jakaś przednia zębatka?

 

Może tak wybrnąć z tego inżynierskiego piekła (oczywiście to tylko propozycja):

Zębatki łączył lekki łańcuch. Tylną przynitowali do stalowego koła, którego piastę osadzili na jednym końcu ramy zrobionej ze stalowych rurek. {a próbowaliście kiedyś wykuć ręcznie żelazną rurę? dość upierdliwa czynność}. Z przodu ramy Rowe przymocowała widły, których trzonek służył za kierownicę, a między zębami osadzili koło. Do przedniej zębatki doczepili (…)

 

Podczas jazdy kolejnego dnia, znów zmartwienia i troski Damiana zniknęły, a myśli się poskładały

Hmmm, coś mi tu nie gra.

 

Góry były piękne jak nigdy, błyszcząc śniegiem na szczytach,

Góry były piękne jak nigdy, śnieg błyszczał na szczytach.

Choć można argumentować, że góry są jednocześnie piękne i błyszczą laugh

 

Czasu nie było wiele i nadeszła chwila

Trochę niezgrabne połączenie.

 

Pilnuj też siebie – poważniej dodał Lech, ściskając mu dłoń. – Pamiętaj, krasnolud jest tu i teraz, a nie kiedy indziej i gdzie indziej! – Kolejny pożegnał go przysłowiem.

Damian ruszył w przeciwną stronę.

W przeciwną, czyli w którą stronę? Pogubiłem się.

 

Mimo (…) braku tchu utrzymywał równe tempo,

Zombie? Cranberries nie było do wyboru :)

 

dotarł do Nerki wieczorem, po nieustannych dniach i nocach marszu.

po wielu dniach i nocach nieustannego marszu

 

Nie miał nic, nie został bohaterem zwyciężając lub ginąć. Nie zmienił losu. 

Literówka – ginąc.

Rozumiem sens pierwszego zdania, ale drugie brzmi dość pusto. Swojego losu czy losu innych? Skąd wiedział, że ich przeznaczeniem jest przegrana?

Może da się to jakoś ładniej opisać – jeśli krasnoludy mają Valhallę, to bohater może rozpaczać, że nie będzie w niej pił piwa. A drugie zdanie konkretniej – nie dał rady ocalić towarzyszy.

 

Te teraz “część artystyczna”:

– wykorzystanie piosenki moim zdaniem świetne, dużo ciekawych i nietrywialnych nawiązań

– dużo humoru

– lekki styl, bardzo przyjemnie się czyta

– odosobniony w zamyśleniu bohater budził moją ogromną sympatię

 

Przeczytałem tuż po przyjechaniu rowerem do domu, więc opowiadanie idealnie się wpasowało laugh

 

Rower jest dobry na wszystko. A kradzież roweru… Uch, niewykluczone, że takich goblinów powinno się karać jak niegdyś koniokradów na Dzikim Zachodzie.

Trochę zgrzytały mi imiona – z jednej strony interesujące jak Coolnamaks czy Fulliekstra, a z drugiej całkiem ludzkie i zwyczajne jak Lech i Damian. Nie lepiej się na coś zdecydować?

Lekki tekst, przyjemnie się czytało.

Babska logika rządzi!

 zwyczajne jak Lech i Damian

A nawiązania do piosenki?

Hmmm, nie znam piosenki, więc nic mi to nie mówi.

Babska logika rządzi!

Rower, Autor: Lech Janerka

 

Jadę na rowerze, słuchaj, do byle gdzie

Rower mam, posłuchaj, w taki różowy jazz

Może byś tak Damian wpadł popedałować (…)

Dobry wieczór, to po kolei

Marzanie

super, że wpadłeś i dałeś tak kompleksowe i celne uwagi. Odnosząc się do niektórych (gdzie bez dyskusji uwzględniłem to… no właśnie, bez dyskusji smiley):

Coś mi tu nie gra, ale na razie nie mam pomysłu, jak to zmienić.

“Im dłu­żej się zastanawiał, tym po­sęp­niej­sze miał wnio­ski” – tak zmieniłem, żeby tego “tym” nie było dwa razy, bo ani to tym-tym-rym-tym, ani Stanisław Tym.

Strona bierna denerwuje. Jaka środkowa zębatka? To jest jakaś przednia zębatka?

Wiem, że strona bierna brzmi jak opis z Decathlonu, ale ten fragment nawet ma taki być. Ale że Twoja sugestia była niezła, to trochę ją wykorzystałem. Swoją drogą szacunek, że tak popracowałeś wyobraźnią na cudzym tekście. Rozważę jeszcze te widły :).

Natomiast fachowo mamy tylną i przednią zębatkę w rowerze, ale że Damian nie musiał tego wiedzieć, to nazwałem ją środkową, ponieważ jest w środku długości rowera… roweru :)

Choć można argumentować, że góry są jednocześnie piękne i błyszczą laugh

Jest to pewien skrót myślowy, ale że jest to obserwacja prostego Damiana, którego myślenie boli w głowę, to dla niego góry mogą błyszczeć :)

Zombie? Cranberries nie było do wyboru :)

A szkoda, choć z tego co kojarzę Lao Che miało również utwór o takim tytule, więc nawet byłoby z polskim tekstem.

Rozumiem sens pierwszego zdania, ale drugie brzmi dość pusto. Swojego losu czy losu innych? Skąd wiedział, że ich przeznaczeniem jest przegrana?

Staram się to sugerować, choćby pisząc “Cze­ka­ło­by nas chwa­leb­ne zwy­cię­stwo lub chwa­leb­na śmierć… – za­my­ślił się nad moż­li­wy­mi trium­fa­mi kra­sno­lu­dów w są­sied­nich do­li­nach.” Ale delikatnie zmodyfikowałem na razie.

Może da się to jakoś ładniej opisać – jeśli krasnoludy mają Valhallę, to bohater może rozpaczać, że nie będzie w niej pił piwa. A drugie zdanie konkretniej – nie dał rady ocalić towarzyszy

Zastanowię się nad tym, muszę pomyśleć :)

Przeczytałem tuż po przyjechaniu rowerem do domu, więc opowiadanie idealnie się wpasowało laugh

I po to ten tekst powstał! A skądinąd powstawał po powrocie z pracy rowerem właśnie.

– odosobniony w zamyśleniu bohater budził moją ogromną sympatię

To cieszy, bo wydawało mi się, że to może być słabszy punkt, a tu proszę, komuś się podoba.

 

Finkalo

miło, że wpadłaś :)

Rower jest dobry na wszystko

110% zgody

Uch, niewykluczone, że takich goblinów powinno się karać jak niegdyś koniokradów na Dzikim Zachodzie.

Oj tak. Betujący Piotr_jbk zasunął zresztą bardzo fajną sugestią delikatnego nawiązania do filmu “Złodzieje rowerów”, w którym kradzież roweru jest takim punktem przełomowym dla bohatera i w dużej mierze przyczynia się do jego załamania psychicznego.

Nie miałem tej wątpliwej przyjemności być okradzionym z dwukołowca, ale zawsze zapinam go pancernym zapięciem :)

Trochę zgrzytały mi imiona – z jednej strony interesujące jak Coolnamaks czy Fulliekstra, a z drugiej całkiem ludzkie i zwyczajne jak Lech i Damian. Nie lepiej się na coś zdecydować?

W sumie Marzan ustanowił się już moim pełnomocnikiem w tej sprawie (nieodpłatnie mam nadzieję laugh). Rzeczywiście są to nawiązania do utworu, jak wskazał wyżej, zaś co do dziwacznych imion to:

 

“Ja jestem spoko kolarz

I mam na imie Trish

A oto ludu wola

Cool na maxa, full i ekstra

Z powodu karambola

Obsunął mi się strój

I nie wiem czemu wołam

Cool na maxa, full i ekstra”

 

Pozdrowionka dla Was, dzięki za komentarze :)

Piosenka wykorzystana do cna. Historyjka zabawna. Fajnie się czytało. Rower, jak dla mnie, trochę za łatwo powstał. No i skąd wzięła się ta pierwsza zębatka?

Pozdrawiam!

No i skąd wzięła się ta pierwsza zębatka?

Wyciągnęli z dysku z Antykithiry laugh

Piosenka. Nic mi to nie mówi. Jeśli chodzi o rowerowe piosenki, to kojarzę chyba tylko “Biały rower chciałbym mieć. Cały biały. I pedały też” – cytat z pamięci, więc może być różnie.

Nie miałem tej wątpliwej przyjemności być okradzionym z dwukołowca, ale zawsze zapinam go pancernym zapięciem :)

Dużo nie straciłeś. Ja miałam, chociaż też przypinam. Raz włamali mi się do piwnicy i raz przecięli zapięcie. Może nie było wystarczająco pancerne.

Babska logika rządzi!

AP

dzięki za przeczytanie i komentarz :)

Rower, jak dla mnie, trochę za łatwo powstał. No i skąd wzięła się ta pierwsza zębatka?

Rower powstał szybko, prawda. Jest to taki element uproszczenia, bo historia, nie ukrywajmy, nie jest maksymalnie złożona. Na pewno na konkurs Tarniny o wynalazku bym tego nie zgłaszał :). A skąd wzięła się pierwsza zębatka, dobre pytanie, może dopiszę zdanie, że to jakaś pamiątka rodzinna Rowe.

 

Marzanie

Wyciągnęli z dysku z Antykithiry laugh

Czy Grecy to krasnoludy??? surprise

 

Finkalo

Dużo nie straciłeś. Ja miałam, chociaż też przypinam. Raz włamali mi się do piwnicy i raz przecięli zapięcie. Może nie było wystarczająco pancerne.

Za to Ty dużo straciłaś, współczuję doświadczeń. Ale polecam faktycznie takie mocarne zapięcia, że to szwagra ze spawarką trzeba, żeby je rozciąć. Choć przyjąć niestety trzeba, że jak ktoś chce, to ukradnie.

zawsze można nadrobić

Też polecam, sympatyczna piosenka, dość typowa dla Janerki. Swoją drogą pierwsza moja myśl była taka, że prosto będzie ją wykorzystać w tekście, potem się okazało, że wcale nie tak łatwo, bo pan Lech bardzo wiele wątków porusza w krótkim tekście. Przynajmniej w mojej ocenie :)

może dopiszę zdanie, że to jakaś pamiątka rodzinna Rowe.

Rowe też miała swoją, ale miałem na myśli zębatkę Lecha. Zastanawiałem się, do czego pierwotnie mogłaby się przydać taka konstrukcja. Na przykład mogłaby to być broń krasnoludka (czakram?, shuriken?).

Witaj beeeecki,

Wpadam tak pobetowo. Wprowadzone zmiany zdecydowanie na plus. Powstała historia z lekkim dystansem, pasuje do klimatu piosenki Lecha Janerki. Cytaty ładnie wtopione w fabułę. Krasnolud w roli skrzyżowania myśliciela i strażnika (rowerzysty) budzi dużo sympatii.

Pozdrawiam serdecznie i doklikuję!

Follow on! Till the gold is cold. Dancing out with the moonlit knight...

AP

Na przykład mogłaby to być broń krasnoludka (czakram?, shuriken?).

Tutaj też myślę coś się znajdzie, amulet w końcu może być z mistycznej świątyni itp. Chociaż shuriken… :)

Piotrze

wielkie dzięki za betę i celne sugestie, życzę każdemu takich betujących ;)

a dzięki doklikaniu uroczyście wjeżdżamy do biblioteki, zatem błogosławieni klikający albowiem oni na własność posiądą Portal oni miłosierdzia dostąpią.

 

Pozdrawiam! 

Piotrze

wielkie dzięki za betę i celne sugestie, życzę każdemu takich betujących ;)

Dziękuję za miłe słowa, cieszę się, że mogłem pomóc.

Serdecznie Pozdrawiamsmiley

 

Follow on! Till the gold is cold. Dancing out with the moonlit knight...

Czy Grecy to krasnoludy??? surprise

Greka może udawać każdy. Krasnolud też laugh

 

A teraz na serio: krasnoludy (określanie jako pygmaĩos „mały jak pięść”) stanowią element greckiej mitologii. Myślicie, że kto miał cierpliwość wykuwać te zębatki w dysku? :D

 

Nawet Herkules miał z nimi do czynienia – próbowały go związać, kiedy spał. Czy nie brzmi to znajomo? Tak, zgadza się, liliputów wcale nie wymyślono w czasach nowożytnych.

Czy mitologia germańska zapożyczyła wizerunek krasnoluda z greckiej, chyba do końca nie wiadomo.

 

https://academic.oup.com/book/47051

https://oxfordre.com/classics/display/10.1093/acrefore/9780199381135.001.0001/acrefore-9780199381135-e-5447

 

 

Pierwszy wiek naszej ery – posążek

Ave, B(4xE)cki! Czas na komentarz jurorski.

 

No zadanie konkursowe zrealizowane celująco. Utwór Lecha Janerki wykorzystałeś na tyle sposobów, że autentycznie jestem pod wrażeniem.

 

Tekst czyta się lekko, przyjemnie, chociaż tak technicznie traktuje o wojnie. No, ale jak umierają gobliny, a nie ludzie, to się nie będziemy tym przejmować, prawa? ;]

 

Podobno potrzeba jest matką wynalazków, ale w tym przypadku zębatki (szczególnie ta pierwsza, skąd ona w ogóle?) pojawiają się dość wygodnie. Wiadomo też, że potrzeba ostrzeżenia sojuszników jest istotna, ale sen jest jeszcze ważniejszy :P Takie dwie luki fabularne wypatrzyłem, ale możliwe też, że czegoś nie załapałem należycie.

 

Niemniej, uważam opowiadanie za naprawdę udane i dostarczyło mi sporo frajdy podczas lektury. Umiejętnie wkomponowałeś też trochę poważniejszych przemyśleń, co również mi się podobało.

 

Pozdrawiam!

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Największe zalety tekstu to humor i nawiązania do piosenki – pod tym względem bomba. Jednakowoż wydaje mi się dość przegadane jak na opowiadanie, którego główną atrakcją – w moim odczuciu - jest gra słów. Całe światotwórstwo wydało mi się rozbudowaną przedmową do finałowego okrzyku “Irak jest nasz”.

 

Z drugiej strony, to absolutnie nie jest złe światotwórstwo – niby oklepany konflikt między rasami fantasy, a jednak przedstawiony w ciekawy i oryginalny sposób.

 

Hmm… bawiłem się nieźle przy czytaniu, ale na koniec mam lekki niedosyt.

 

Pozdrawiam i kliknąłbym, ale widzę, że już naklikane :)

Marzanie, 

dzięki za ciekawe wyjaśnienie! Coś tam kojarzyłem, że motyw jest obecny u Greków, ale nie pamiętałem, że tak wyraźnie się tam zarysował, kojarzyłem jednak bardziej z mitologią nordycką/germańską/celtycką, którymi pewien (HMMMMM) autor lubił się inspirować.

 

Pozdrawiam serdecznie! 

Ave Jurorze, 

chwała i sława!

 

Juror zasługuje na odrębny komentarz (na pewno jest taka łacińska paremia, prawda?), więc sobie tak pozwoliłem.

No zadanie konkursowe zrealizowane celująco. Utwór Lecha Janerki wykorzystałeś na tyle sposobów, że autentycznie jestem pod wrażeniem.

Pan Lech operuje tyloma swoistymi sformułowaniami, że łatwo zaprzęga się to w tekst, nawet jeśli dość prymitywnie to robię :)

Tekst czyta się lekko, przyjemnie, chociaż tak technicznie traktuje o wojnie. No, ale jak umierają gobliny, a nie ludzie, to się nie będziemy tym przejmować, prawa? ;]

There is only one race – the human race :)

Takie dwie luki fabularne wypatrzyłem, ale możliwe też, że czegoś nie załapałem należycie.

I tak cud, że tylko dwie! Jestem na etapie przetwarzania głębokiego historii zębatki i gdy na spokojnie znajdzie się chwila, być może i ona się objawi. A spanko, no cóż, spanko no… ;)

Niemniej, uważam opowiadanie za naprawdę udane i dostarczyło mi sporo frajdy podczas lektury. Umiejętnie wkomponowałeś też trochę poważniejszych przemyśleń, co również mi się podobało.

Bardzo cieszy :)

Dzięki (wszystkim Jurorom) za bardzo zacny konkurs, znakomity pomysł i lista przebojów!

Pozdrawiam

Galicyjski Zakapiorze!

(dostanę 10 lat w zawieszeniu za multiplikowanie komentarzy pod swoim opkiem)

Dzięki za odwiedziny i miłe słowa!

Jednakowoż wydaje mi się dość przegadane jak na opowiadanie, którego główną atrakcją – w moim odczuciu - jest gra słów. Całe światotwórstwo wydało mi się rozbudowaną przedmową do finałowego okrzyku “Irak jest nasz”.

Tak, prawdą jest, że jest to ziarenko, z którego wykiełkował tekst. Często mam tak, że jednak tekst podporządkowany jest jednemu pomysłowi/zespołowi pomysłów, dlatego też lepiej czuję się w tekstach do 10k znaków. Ale z przyjemnością podejmę wyzwanie dla napisania tekstu z lepszym światotwórstwem, zresztą kiedyś to już obiecywałem pod swoim tekstem ;)

Hmm… bawiłem się nieźle przy czytaniu, ale na koniec mam lekki niedosyt.

Może to i dobrze, klient z lekkim niedosytem może pewniej wrócić :))). Oczywiście żarcik, tekst faktycznie można by podreperować, wcale nie rozszerzając. Tutaj stety/niestety termin konkursowy cisnął, więc nie chciałem na nowo wymyślać koncepcji.

 

Pozdrawiam!

Witaj. :)

Niezwykłe połączenie nietypowego tekstu piosenki z mnóstwem fantastyki i humorem. :) Zakończenie też niesamowite, zaskakujące, pełne dramatyzmu. :)

 

Ze spraw technicznych dostrzegłam tu brak kropki między zdaniami:

Zamocowali także siodło dla jeźdźca oraz kierownicę, którą połączyli drewnianym trzonkiem z przednim kołem Do środkowej zębatki doczepili platformy, które roboczo nazwali pedałami, za pomocą których nogami wprawiało się cały mechanizm w ruch.

 

– Pamiętaj, krasnolud jest tu i teraz, a nie kiedy indziej i gdzie indziej! – Kolejny pożegnał go przysłowiem. – zastanawiam się, czy tu miało być jeszcze słowo: „raz”?

 

Jak rozumiem, powtórzenia mają w tekście podkreślić opis danej chwili. :)

 

Pozdrawiam serdecznie, powodzenia. :)

Pecunia non olet

Pocieszne, krasnoluda na rowerze chyba jeszcze nie widziałem. Z tekstu piosenki rzeczywiście wycisnąłeś ile tylko się dało, ale też odtworzyłeś, w mojej opinii, jego nastrój, jest to szalone, lekkie, a z tyłu wojna i od wojny szok. Finalna porażka przytłaczająca i myślę że ładnie zamyka historię, nawiązując do jej początku.

Rower wiadomo było, że się pojawi, ale już jego kradzież trochę mnie zaskoczyła i, przyznaję niechętnie, rozbawiła. Zachichotałem, myśląc o tym, jak niewiele czasu minęło od wynalezienia roweru, do odkrycia idei jego kradzieży :)

Pozdrawiam!

Czołem bruce!

Jak zawsze przyjemnością jest Cię gościć. Tak, faktycznie część powtórzeń jest celowa. Natomiast bynajmniej takowe nie były brak kropki oraz brak “raz” :). Dzięki za miłe słowa i za wpadnięcie!

 

Cześć Reinee!

Bardzo mi miło, że wpadłeś, dzięki za miłe słowa :)

tekstu piosenki rzeczywiście wycisnąłeś ile tylko się dało, ale też odtworzyłeś, w mojej opinii, jego nastrój, jest to szalone, lekkie, a z tyłu wojna i od wojny szok.

Właśnie tekst piosenki jest bardzo specyficzny, niby z żartem i Janerkowym stosowaniem dziwnych słów, a jednak nigdy nie wyzbyłem się zdecydowanego wrażenia, że chodzi w nim o co najmniej kilka innych płaszczyzn również. Choć akurat jadąc na rowerze się tego słucha najprzyjemniej :)

 

Pozdrawiam !

I ja dziękuję, pozdrawiam, powodzenia. :) 

Pecunia non olet

Beeeecki, piosenkę wykorzystałeś do imentu i zaprezentowałeś historię, w której rower nie miał prawa się znaleźć, a jednak znalazłeś dla niego uzasadnione miejsce. Humor jest dodatkową zaletą opowieści, ale nie ukrywam, że finał mnie zasmucił.

 

obrócił w palcach zębatym kółkiem… → Co obrócił zębatym kółkiem?

A może miało być: …obrócił w palcach zębate kółko

 

Właściwie w krasnoludzkim społeczeństwie nie było miejsca na myśliciela. → Pewnie miało być: Właściwie w krasnoludzkim społeczeństwie nie było miejsca dla myśliciela.

 

został zmuszony, by ubrać obcisły, ale lekki pancerz… → W co ubrał rzeczony pancerz???

Pancerza, jak żadnego stroju, nie ubiera się!!! Można go włożyć, przywdziać, odziać się, zakuć weń, ale pancerza się nie ubiera!!!

Proponuję: …został zmuszony, by ubrać się w/ włożyć obcisły, ale lekki pancerz

 

Rowerem dałby radę, ale o nim mógł na ten moment zapomnieć. → A może zwyczajnie: Rowerem dałby radę, ale o nim mógł teraz zapomnieć.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Witaj!

Opowiadanie bardzo mi się podobało, czytało się lekko i przyjemnie. Lubię czytać o wynalazkach w świecie fantasy, nawet jeśli nie są takie całkiem oryginalne ;-). Jestem pod wrażeniem ile udało Ci się wpleść nawiązań do piosenki :). Niektóre odkryłam dopiero po przeczytaniu komentarzy.

 

Krasnolud jest tu i teraz, a nie kiedy indziej i gdzie indziej!

Super jest to hasło, strasznie przypadło mi do gustu. Takie proste, jak na krasnoluda przystało, a jednocześnie takie głębokie.

 

Jedyny element, który mi trochę nie pasuje w całym opowiadaniu, to kradzież roweru. Znaczy nawet nie sama kradzież, ale fakt, że gobliny oszczędziły śpiącego Damiana. Gobliny, które sobie wyobraziłam, czytając opowiadanie, na pewno poderżnęłyby mu gardło przy okazji.

 

Cześć Beeeecki,

 

po przerwie wracam do czytania, więc wpadłem zobaczyć, co tam ostatnio upichciłeś. Powiem Ci, że opis trochę myli, bo tekst wcale nie jest „o wszystkim i niczym”.

Przeciwnie – porusza temat, o którym sam kiedyś chciałem napisać, ale do dziś nie przyszło mi do głowy jak. Twój tekst nie tylko obśmiewa militarne absurdy i gloryfikację bezrefleksyjnego bohaterstwa, ale też mocno uderza w prawdę egzystencjalną, zgodnie z którą:

możesz robić wszystko dobrze. Możesz być mądry, odważny, pożyteczny, a mimo to przegrać – bo niewiele zależy od ciebie.

To myśl ponura, deterministyczna, ale dobrze mi znana z tych ciemniejszych okresów, kiedy rzeczywistość odbiera mi poczucie sprawczości. W Twoim tekście ta bezradność wybrzmiewa wyjątkowo mocno.

Dodam jeszcze: robisz to brutalnie – po lekkiej, niemal żartobliwej historii, czytelnik dostaje na koniec taki wpierdziel emocjonalny, że ciężko się pozbierać. Ale już wiem, że to Twoja specjalność – dobrze pamiętam “Drzewko szczęścia”.

 

Pozdrawiam serdecznie,

Zygi

teksty publikuję również na www.zygisonar.com

PS. Pozwoliłem sobie zgłosić Twoje opowiadanie do najlepszych w kwietniu (nie będąc wcale pewnym, czy mam takie uprawnienia ;)).

 

teksty publikuję również na www.zygisonar.com

regulatorzy

jak miło, że wpadłaś :). Zmysł jak zawsze wytrawny, wyłapał co niewyłapywalne. I oczywiście dziękuję za wspaniałe wyjaśnienia, dlaczego coś jest nie tak, to naprawdę zapada w pamięci (a przynajmniej tak mi się wydaje).

Humor jest dodatkową zaletą opowieści, ale nie ukrywam, że finał mnie zasmucił.

Jak nie potrafi się napisać wystarczająco śmiesznego lub wystarczająco przygnębiającego opowiadania, to trzeba pomieszać, żeby efekt był do przeczytania :)

 

Cześć Iyumi!

Super jest to hasło, strasznie przypadło mi do gustu. Takie proste, jak na krasnoluda przystało, a jednocześnie takie głębokie.

To cieszy! Mam tendencję do wymyślania takich haseł, ze względu na wielką miłość do bezczelnych klamr kompozycyjnych :).

Gobliny, które sobie wyobraziłam, czytając opowiadanie, na pewno poderżnęłyby mu gardło przy okazji.

Słuszna uwaga i przyznam bez bicia, miałem to z tyłu głowy. Być może faktycznie scenę kradzieży można rozpisać jako bardziej skomplikowaną, która uzasadniałaby przeżycie Damiana oraz zniknięcie roweru. Jednak, co może nie do końca wybrzmiało po skróceniu tekstu, chciałem też podkreślić fizyczną przewagę krasnoluda nad goblinem. Powiedzmy, że straumatyzowane dokonaniami Damiana gobliny wysłały jakiegoś nieboraka, żeby niepostrzeżenie skradł mu rower, a taki biedaczek mógłby obawiać się, czy nie zbudzi krasnoluda, a ten nawet zbudzony w środku nocy, gołymi pięściami sobie z nim poradzi. A że Damian był zbyt pewny siebie, to rower zostawił troszkę dalej i łatwiej było go zabrać niepostrzeżenie.

Cóż, wywód logiczny mętny i długi, ale moim zdaniem choć trochę broni sytuację. A że całe opko jest nieco uproszczone, to chyba w konwencji się trzyma.

Bardzo dziękuję za ciekawą uwagę i pochlebny komentarz, jest mi niezmiernie miło!

 

Czołem Zygi!

możesz robić wszystko dobrze. Możesz być mądry, odważny, pożyteczny, a mimo to przegrać – bo niewiele zależy od ciebie.

Mądre i faktycznie zdarza mi się o tym myśleć przy pisaniu. Tzn. los, wiarę w los itp. Skądinąd, co nie do końca w tym tekście wybrzmiewa, bo jest zainspirowany piosenką, ale krasnoludy w swoim świecie kreuję raczej na prowadzące wojnę z losem, to jest uznające, że los celowo robi im na złość i właśnie czyni je bezradnymi. Z kolei ludzi jako rasę traktuję jako głęboko zawierzających losowi i traktujących go jako coś pozytywnego. Cóż ciekawe to zagadnienie na pewno :)

Dodam jeszcze: robisz to brutalnie – po lekkiej, niemal żartobliwej historii, czytelnik dostaje na koniec taki wpierdziel emocjonalny, że ciężko się pozbierać.

Cóż, trochę taki efekt miał być. Jak wyżej napisałem do Reg, trudno mi tak po prostu zrobić opowieść tylko w jedną stronę, zawsze mnie to pociągnie w drugą, bo cóż… życie, nawet w świecie fantasy, po prostu ma odcienie szarości i wydaje mi się, że wtedy łatwiej się czytelnikowi utożsamić z bohaterem.

Ale już wiem, że to Twoja specjalność – dobrze pamiętam “Drzewko szczęścia”.

The Obi-Wan Kenobi and Satine Kryze Palace – isildursh3ir: Sith Lords are our speciality. …

 

Bardzo miło mi słyszeć, bo zauważyłeś konsekwencję, z której ja nie zawsze zdaję sobie sprawę. A już zapamiętanie poprzedniego tekstu to ahh… miód na uszy. Postaram się utrzymać konsekwencję, acz może też odwrócić ten ton, tak żeby jednak ze złego wyszedł czasem happy end. Z pewnością tak kiedyś będzie… na pewno…

Pozwoliłem sobie zgłosić Twoje opowiadanie do najlepszych w kwietniu (nie będąc wcale pewnym, czy mam takie uprawnienia ;)).

Santamariaa :) Niegodnym ja, naprawdę, ale chyba faktycznie takie Twe prawo użytkownika, by tekst zgłosić. Na pewno postaram się utrzymać poziom, a może go podnieść, a komentarze takie jak Twoje bardzo do tego motywują :)

 

Serdecznie Was wszystkich pozdrawiam!

Beeeecki, i mnie miło, że tu byłam, i równie ucieszona, że mogłam się przydać. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Przy lekturze wydało mi się, że opisany został całkiem fajny pomysł na grę komputerową. Może nawet z elementami zręcznościowymi i walką turową. Takiego czegoś jeszcze chyba nie było. Z drugiej strony miałem problem ze wciągnięciem się w to opowiadanie, być może dlatego, że nie jestem fanem Krasnoludów oraz ich humoru, które wydają mi się trochę takim samograjem. Być może doszedłem do tego po lekturze kilku opowiadań z Krasnoludami. Każdy od razu wie, czego się po nich spodziewać, do tego dają dość szerokie pole manewru pod względem wydarzeń i fabuły. Machnąć toporem lub wyśmiać obscenicznie. Oczywiście widać, że tutaj zostało to rozciągnięte dość dokładnie na utwór i to na pewno gra. I chętnie bym zagrał w taką grę, ale z czytaniem miałbym kłopot, by znaleźć coś dla siebie :). Krasnoludy to postacie chyba raczej czynu i pewnie wolałbym obserwować ich przygody z wykorzystaniem bardziej dynamicznego medium niż słowo pisane. A tak, żeby pruły rowerami po ścieżkach i lasach (odbijając się w kałużach oczywiście, bo technologia postępuje).

Artystom więcej, szybko!

Vacterze,

w sumie poruszyłeś bardzo ciekawą kwestię. Zgodzę się, że krasnoludy to chyba w szeroko pojętej fantastyce to chyba najbardziej jednolita rasa – przeważnie coś tam w rzemiośle robią, coś tam z kowalstwem, raczej prostota, sprowadzanie wielu problemów do mordobicia, więzi z ziomkami i nieprzepadaniem za obcymi. 

W tekście zaangażowałem akurat krasnoluda, ponieważ pasował mi do całości. Był wynalazek, była dysproporcja w średniej prędkości na piechotę i na rowerze, był etos wojownika i dość proste antagonizmy. Z tych też względów chciałem odwołać się do tej w miarę ujednoliconej wizji tej rasy, żeby móc oddać pole angażowaniu tekstu piosenki. 

Ale szczerze mówiąc, tematyka okołokrasnoludzka również nie jest moją ulubioną, raczej widzę większy potencjał w innych rasach rodem z fantasy. To opko je zaangażowało, ze względu na wyżej wskazane zalety dla realizacji zadania konkursowego.

Pozdrowionka!

Przyjemnie się czytało :)

Przynoszę radość :)

Dzięki Anet heart

Miło, że wracasz smiley

Piosenki nie znam. Tekst ma swój urok, połączenie humoru z poważnymi spostrzeżeniami. Krasnolud na rowerze i w zbroi– fajne plastycznie. :)

Koalo,

dzięki za wpadnięcie. Piosenkę polecam oczywiście, bo ma klimacik. I cieszy, że w Twojej ocenie ma go również opko. Zastanawiałem się, czy nie wspomnisz, że znów brak happy endu :)))

Pozdrawiam!

Nowa Fantastyka