- Opowiadanie: Robert Raks - 1 koma 2

1 koma 2

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Biblioteka:

Ambush, Użytkownicy V, Użytkownicy II, Użytkownicy III

Oceny

1 koma 2

Sobota miała być zwyczajnym dniem.

Zaczęła się tak samo, jak każda w ciągu ostatnich kilku lat.

Pobudka wcześnie rano, prysznic, energetyczny koktajl przygotowany wieczorem poprzedniego dnia – żeby nie obudzić domowników hałasem miksera – wyjazd samochodem do pobliskiego lasu, krótka rozgrzewka na parkingu i kilkukilometrowy bieg.

Pogoda była idealna na poranną aktywność – chłodno, a raczej rześko.

W powietrzu wisiał deszcz. Niebo zasnuły sine chmury, które w każdej chwili mogły się skroplić i opaść na ziemię. Ale to nic. Nawet lepiej. Lubił biegać w taką pogodę.

Tutaj i tak rzadko widywało się ludzi, a przy takiej aurze tym bardziej mógł być pewien, że nikogo nie spotka. Godzina samotności. Zero rozmów, zero spojrzeń, zero… wszystkiego. Tylko on i ścieżka.

Pierwsze kilometry mijały – a raczej biegły – doskonale.

Dróżka wiła się pośród drzew. Było tak spokojnie, że nawet ptaki postanowiły milczeć, a wiatr nie poruszał najmniejszym listkiem. Nieogarniona cisza wypełniła las od ściółki aż po wierzchołki koron – tak głęboka, że dzwoniło w uszach.

Oddychało się lekko. Mięśnie pracowały rytmicznie, krok był sprężysty. Dawno nie czuł się tak dobrze podczas treningu – jakby wszystko wokół sprzyjało każdemu ruchowi.

I wtedy to ujrzał.

Tuż za łukiem, w niewielkiej dolince, na skałce przy leśnym trakcie, pojawił się dziwny, ciemny kształt – czarna szczelina.

W pierwszej chwili pomyślał, że to cień albo pęknięcie, którego wcześniej jakoś nigdy nie zauważył. Ale gdy podbiegł bliżej, stanął jak wryty. Szczelina miała idealnie – wręcz przesadnie – czarny kolor. Wyglądała tak nierealnie, jak wyrwa w strukturze rzeczywistości.

Gdyby zobaczył w internecie zdjęcie czegoś takiego, uznałby to za kiepski fotomontaż. Nieudolną próbę wymazania fragmentu kadru gumką w edytorze graficznym, bez zachowania zasad kompozycji i perspektywy.

Nie miał pojęcia, co o tym sądzić.

Była to najdziwniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek widział – coś obcego, wykraczającego poza logikę.

Wyjął telefon, włączył latarkę i oświetlił szczelinę.

I znów – szok.

Światło lampki bez problemu rozjaśniało brzegi skały. Ale środek… Środek pozostał idealnie czarny. Ani jeden foton nie wpadał do wnętrza.

Pstryknął zdjęcie. Spojrzał na ekran – zamarł.

Na fotografii nie było nic szczególnego. Ot, skała. Szary kamień obrośnięty porostami – dokładnie taki, jaki widywał co sobotę. Żadnej wyrwy, czarnego kształtu. Nic, tylko zwykła rzeczywistość.

Jak to możliwe?

Zły kąt patrzenia? Nieodpowiedni kontrast? Problem z ostrością albo balansem bieli? A może aparat ma jakiś filtr korygujący obraz? Dlaczego cyfrowa matryca nie rejestruje tego samego co ludzkie oko?

Im bardziej się nad tym zastanawiał, tym bardziej czuł, jaka może być odpowiedź. Wytłumaczenie dość proste i oczywiste – ale niezbyt dobre dla niego.

Prawdopodobnie to, co widzi… nie istnieje.

To nie defekt aparatu. To defekt jego samego.

Czyżby wariował? To całkiem możliwe.

Pięć lat temu miał ciężki wypadek – on na rowerze, autobus na drodze, pęknięty kask, roztrzaskana głowa, liczne złamania. Cudem przeżył.

Niestety, badania naukowe potwierdzały, że skutki urazów głowy – tętniaki czy zaburzenia neurologiczne – potrafią ujawnić się po latach, a zmiany w mózgu mogą prowadzić do najrozmaitszych projekcji i halucynacji.

A jeżeli tak jest, to wszystko co osiągnął może rozpaść się jak domek z kart.

Tamto zdarzenie przewartościowało i odwróciło jego świat – jakby przeszedł na drugą stronę lustra. Nawet czas dzielił się na „przed” i „po”.

To, co „przed”, wydawało się snem – rozmytym, odległym, jakby nie jego.

„Po” – to nowe życie: spokojniejsze, bardziej uporządkowane, z mniejszą ilością trosk, a większą harmonią.

Nie chciał tego tracić. Poczuł coś, czego nie zaznał od dawna – strach. A to wzbudziło złość.

Zirytowany kopnął leżącą przy nodze szyszkę. Ta poszybowała lobem wprost w czarną otchłań i bezszelestnie wleciała do środka.

Nie odbiła się, nie rozpadła, nie zmieniła w bryłkę niezidentyfikowanej mazi – po prostu znikła.

Czyżby to jednak nie był miraż uszkodzonego mózgu?

Podobnie zakończyła się próba z drugą szyszką oraz kamieniem.

A patyk?

Odłamał kij z pobliskiego drzewa i ostrożnie zbliżył do szczeliny. Wsadził koniec w środek czerni, odruchowo mrużąc oczy.

Nic się nie stało.

Gałąź po prostu zanurzyła się w otchłań.

Wsunął ją głębiej, aż ciemność pochłonęła rosnące na niej liście.

Wciąż – nic.

Wyciągnął.

Patyk wyglądał zupełnie normalnie.

Nie był przypalony, ciepły, zimny, oszroniony, skamieniały. Drewno nie zmieniło barwy, zapachu ani formy. Listki pozostały zielone, miękkie i sprężyste – dokładnie takie jak wcześniej.

I wtedy dostrzegł coś jeszcze.

Wśród nich leżała zwinięta, włochata, seledynowa gąsienica.

Przyjrzał się jej uważnie.

Zupełnie zwyczajna.

Ostrożnie trącił ją palcem.

Zareagowała – rozwinęła się powoli, jakby właśnie budziła się z drzemki, i popełzła wzdłuż gałązki.

A więc przeżyła!

Przypadkowy eksperyment na żywej istocie zakończył się sukcesem. Przeszła przez tajemniczą barierę i wróciła cała. To już coś.

Tylko… czy na pewno z nią wszystko w porządku?

Wygląda dobrze, ale… może jest napromieniowana? Zarażona nieznanym patogenem?

W filmie zapewne zmutowałaby w krwiożerczego potwora. No, ale to nie film, książka czy nawet opowiadanie…

Nagle wstrzymał oddech. Puls przyspieszył. Źrenice się rozszerzyły.

Myśli zaczęły ścigać się w głowie, wpadając jedna na drugą jak stado spłoszonych ptaków.

Czy może tak… A gdyby…

Pojawiła się idea – dzika, irracjonalna, obłędna.

Skoro gąsienica przeżyła…

Zamarł.

Rozsądek mówił:

– Za nic w świecie. Nie masz pojęcia, co to jest, zostaw. Wracaj do samochodu, zadzwoń do kogoś.

Ciekawość podpowiadała inaczej:

– Dotknij. Tylko sprawdź. Odrobinkę. Co ci szkodzi?

Serce waliło jak młot. Oddech zrobił się szybki, płytki, urwany. Czoło zrosił pot, a spodnie w kroku nabrzmiały.

Rozsądek krzyczał:

To szaleństwo! Jeszcze możesz odejść. Jeszcze jesteś bezpieczny. Zostaw! Takie rzeczy nie kończą się dobrze.

Ciekawość szeptała:

– Śmiało, zrób to. Chcesz tego.

Mętlik narastał. Myśli już nie tylko zderzały się w locie, ale dziobały nawzajem – krwawo, bez litości. Ciało stało się polem bitwy.

Podszedł do szczeliny.

Ręka uniosła się, jakby nie do końca z jego woli. Pot spłynął wzdłuż skroni. Tętno niebosiężnie wzrosło. Palce zadrżały, a wzwód stał się niemal bolesny.

Wpatrywał się w czarną otchłań, która zdawała się go przyciągać – jakby wewnątrz coś wołało.

Milimetr po milimetrze zbliżał dłoń do granicy czerni.

– Nie rób tego! – rozsądek wył. – Cofnij się!

Nogi nie słuchały.

– Tak… – westchnęła ciekawość.

Przeszedł go dreszcz. Stał zaledwie centymetr od tajemnicy.

Wstrzymał oddech. Zamknął oczy. Zrobił krok.

 

Ciemność. Cisza. Bezwładność.

Zmysły mieszały się ze sobą, zlewały. Nie wiedział, w jakiej jest pozycji – stoi, leży, obraca się? Gdzie jest góra, gdzie dół?

Po chwili miał wrażenie, że spada. A może się wznosi?

Ogarnęła go panika. Nie rozumiał, co się z nim dzieje. Zaczął żałować swojej decyzji.

Przecież miał spokojne, ustatkowane życie. Kochającą żonę, ciepły dom, psa. Dlaczego nie wrócił? Dlaczego nie posłuchał rozsądku?

Z wolna powracał ciężar ciała. Zmysły na powrót się klarowały.

Do oczu wdarło się ostre, jaskrawe światło – zbyt intensywne, by można było cokolwiek rozpoznać.

Uszy zalał nieprzyjemny dźwięk, piskliwy, jak alarm – przerywane, głośne piknięcia.

Chyba poczuł dotyk.

– Czy ktoś tu jest? – chciał zawołać, ale nie potrafił. W głowie brzmiały słowa, ale nie czuł otwierania ust.

Kolejne dłonie na ciele. Nie wiedział, czy są przyjazne, czy wrogie.

Spróbował się poruszyć – bezskutecznie. Mięśnie nie reagowały, jakby ciało nie należało do niego.

Światło powoli stawało się mniej rażące. Albo to oczy zaczęły się przyzwyczajać. Pisk alarmu ucichł.

Usłyszał krzyk:

– Doktorze, szybko! Pacjent wybudził się ze śpiączki! 

Koniec

Komentarze

Niestety, badania potwierdzały, że skutki urazów głowy – tętniaki czy zaburzenia neurologiczne – potrafią ujawnić się po latach, a zmiany w mózgu mogą prowadzić do najrozmaitszych projekcji i halucynacji.

Tutaj brzmi to, jakby to były jego badania, a chodzi o badania naukowców.

 

Spokojniejsze, bardziej uporządkowane, z mniejszą ilością trosk, a większą harmonią.

Dopięłabym do poprzedniego zdania, bo teraz to jest nie wiadomo co. Nie ma podmiotu, ani orzeczenia.

 

Podobnie zakończyła się próba z drugą rzuconą szyszką oraz kamieniem.

A może bez rzuconą?

 

W filmie zapewne zmutowałaby w krwiożerczego potwora. No, ale to nie film, książka czy nawet opowiadanie…

Warto by oddzielić myśli bohatera od narracji. Może kursywą?

 

 

Fajne opowiadanie, takie niepokojące mimo braku potworów, trzęsień ziemi i ofiar w ludziach.

No i ten twist! ;D

 

 

A tytuł? O co w nich chodzi, bo nie zrozumiałam?

"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke

Cześć Robercie R!

Najpierw pomyślałam sobie: “Naprawdę nie wiem, jaka jest pogoda w tym opowiadaniu! Raz pisze, że rześko, później, że chmury burzowe, a później, że jednak cisza”.

Ale, gdy przeczytałam końcówkę, to okazało się, że właśnie taka pogoda w tym lesie mogła być, nieokreślona i nielogiczna :)

 

Przecinek:

Poczuł coś [,] czego od dawna nie zaznał

Myślę, że to niezgrabne po polsku:

Pogoda była idealna do aktywności

Czy nie w ten sposób:

Pogoda była doskonała na poranną, fizyczną aktywność.

 

Udany szort. Pozdrawiam i klikam do biblioteki.

po prostu znikła.

Taki kwiatek, zepsuł mi nieco odbiór tekstu, który jest bardzo przyjemny i lekko napisany. Najgorsze co tu ujrzałem to zakończenie, do bólu przewidywalne. Czarna otchłań zamiast białego światła w tunelu – fajny pomysł, ale wykonanie samej końcówki i dobitne wytłumaczenie sensu w ostatnim zdaniu, odbiera frajdę. 

Hej, 

 

a zwód stał się niemal bolesny.

Chyba chodziło o wzwód

 

Jeśli chodzi o opowiadanie – jak wspomniano wyżej, nie było zaskoczenia jeśli chodzi o zakończenie, liczyłem na coś… bardziej wyszukanego. Nie mniej piszesz więcej niż poprawnie, będę obserwował kolejne wrzutki. Pozdrawiam!

 

Całkiem zgrabny szort – owszem, bez zaskoczeń, bez fajerwerków, ale ładnie napisany.

 

Co do tytułu to myślałem przez chwilę o paru skalach dotyczących śpiączki (np. skali Glasgow), ale po przeczytaniu – jeśli dobrze odczytuję, to postawiłbym, że tytuł to po prostu przejście pomiędzy stanami…

stan 1 → śpiączka → stan 2

 

Pozdrawiam serdecznie,

 

Jim

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

Dzień dobry, Ambush, chalbarczyk, lenti, Rafael Sanki oraz Jim

 

Serdecznie dziękuję Wam za przeczytanie tekstu i wszystkie miłe słowa. Wasze komentarze są dla mnie bardzo pomocne i motywujące do dalszego pisania.

Szczególne podziękowania kieruję do Ambush, chalbarczyk oraz Rafaela Sanki za wskazanie miejsc wymagających korekty. Doceniam to tym bardziej, że w okresie świątecznym Wasz czas był pewnie bardziej ograniczony. Dzięki!

 

Ambush:

 Dziękuję Ci ponownie za korektę! To już nie pierwszy raz, kiedy pomagasz mi z tekstem, więc tym bardziej jestem wdzięczny.

 

Masz rację – zapis „badania potwierdzały…” rzeczywiście mógł sugerować, że chodzi o jego własne badania. W pierwotnej wersji było „liczne badania potwierdzały…”, ale ponieważ w zdaniu wcześniej użyłem słowa „liczne złamania…”, więc w tym je bezrefleksyjnie usunąłem, nie zauważając, że zmienia to sens. Poprawiłem na „badania naukowe…”.

 

„Spokojniejsze, bardziej uporządkowane, z mniejszą ilością trosk, a większą harmonią.

“Dopięłabym do poprzedniego zdania, bo teraz to jest nie wiadomo co. Nie ma podmiotu, ani orzeczenia.” – Chodziło Ci o to, żeby zapisać spokojniejsze małą literą, by podporządkować wymienione stany poprzedniemu zdaniu? Czy może miałaś na myśli coś innego?

 

„Rzuconą szyszką” – faktycznie słowo „rzuconą” nie było konieczne – usunąłem.

 

Co do uwagi: „Warto by oddzielić myśli bohatera od narracji. Może kursywą?” – czy mógłbyś rozwinąć, podpowiedzieć mi, co dokładnie masz na myśli? Chodzi o to konkretne zdanie, które wymieniasz, czy ogólnie o wszystkie myśli bohatera w tekście? Bo trochę ich tam jest.

 

chalbarczyk:

„Poczuł coś [,] czego od dawna nie zaznał” – słuszna uwaga, że brakowało przecinka. Dodałem przecinek i lekko zmodyfikowałem zdanie.

 

„Pogoda była idealna do aktywności” – faktyczne dodanie przymiotnika do aktywności poprawi zdanie.  

 

Jeśli chodzi o opis pogody… to przyznam z lekkim zawstydzeniem – nie był to umyślny zabieg, wyszło niechcący. „Nieogarniona cisza…” faktycznie była celowa, by zasugerować, że coś nadciąga, ale już fragment że, było chłodno, wisiał deszcz, a niebo zasnuły sine chmury – to była po prostu rzeczywista pogoda za oknem, gdy pisałem tekst. Fajnie, że odczytałaś w tym coś więcej, choć żałuję, że nie było to moje zamierzone działanie. Pokazanie jeszcze bardziej nierealnej pogody mogłaby być ciekawym zabiegiem literackim.

 

Rafael Sanki:

Dziękuję za miłe słowa – to naprawdę bardzo cieszy. Fajnie wiedzieć, że będziesz śledzić kolejne teksty.

„A zwód stał się niemal bolesny” – oczywiście, że miało być „wzwód”! Dzięki za wyłapanie tej perełki, bo to niezła wtopa, aż mnie rozbawiło. Przecież to nie jest mecz koszykówki żeby robić zwody. Dobrze, że ktoś ma czujne oko :)

 

Lenti:

 Dzięki za dobre słowo i docenienie pomysłu z czarną otchłanią „wracania” do życia jako kontrą do motywu białego światła przy umieraniu. Szkoda, że zakończenie nie trafiło w Twój gust, ale rozumiem – każdy ma swoje preferencje. Dla mnie to cenna wskazówka na przyszłość, co może lepiej zagrać.

Z ciekawości – i to pytanie do Ciebie oraz wszystkich komentujących – w którym momencie zorientowaliście się, że akcja dzieje się w śpiączce, a pięcioletnie życie bohatera to jego projekcja? Czy był to tytuł, czy konkretny fragment tekstu? Pytam, żeby wiedzieć na przyszłość, jak dozować tajemnicę i nie zdradzać zbyt wiele zbyt wcześnie.

 

Jim:

Dziękuję za miłe słowo! Jestem pod wrażeniem, że idealnie trafiłeś z interpretacją tytułu. Nie dlatego, że nie wierzę w Twoją przenikliwość, ale dlatego, że sam nie byłem do końca przekonany, czy ten tytuł nie jest zbyt pokręcony. Tak, chodziło właśnie o zestawienie: stan/życie przed wypadkiem – śpiączka – stan/życie po wypadku.

Chciałem użyć w tytule słowa koma – w znaczeniu śpiączki – z nadzieją, że nie zdradzi ono od razu zakończenia, a zostanie odczytane jako koma, czyli przecinek. 

 

Dzięki raz jeszcze i pozdrawiam serdecznie,

rr

 

 

w którym momencie zorientowaliście się, że akcja dzieje się w śpiączce, a pięcioletnie życie bohatera to jego projekcja?

 

U mnie wszystko się wszystko złożyło w całość tuż przed końcem. Wcześniej myślałem, że mam tu do czynienia może z jakaś symulacją (tę komę, tak jak chciałeś – interpretowałem jako przecinek, więc stąd z początku tkwiła mi w głowie jakaś wersja 1,2 symulacji – a dopiero pod koniec olśnienie – więc jak dla mnie bardzo dobrze to poprowadziłeś).

 

Po powtórnym przeczytaniu doszedłem do wniosku, że rzecz zasługuje na klika.

entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

Bardzo dobrze się czytało, ciekawie opisany stan w śpiączce i powrót.

 

Pozdrawiam serdecznie.

 

klikamsmiley

 

 

"bądź dobrej myśli, bo po co być złej" Lem

Serwus, Jim

Dzięki za klika ????

Miło słyszeć, że Twoje myśli podążyły po utkanej przeze mnie nitce. Cieszę się, że udało mi się utrzymać tajemnicę do końca.

Dzięki, pozdrawiam

rr

Cześć, GOCHAW

Tobie również serdecznie dziękuję za klika oraz za miłe słowa na temat tekstu.

Dziękuję i pozdrawiam

rr

Hej, MichałBronisław

 

Miło mi, że Ci się podobał. 

Dzięki za komentarz.

 

Pozdrawiam,

rr

Bardzo zacny szort! Spodobał mi się zwłaszcza opis wewnętrznej walki bohatera, tuż przed wkroczeniem w czerń. Wcześniejsze opisy też OK. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dzięki za komentarz!

Miło mi, że uznałaś szort za zacny – bardzo mnie to cieszy.

Pozdrawiam,

rr

Bardzo proszę, Robercie. Miło mi, że sprawiłam Ci przyjemność.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka