- Opowiadanie: cezary_cezary - Piekielna asystentka, czyli opisana z przymrużeniem oka rzecz o konieczności zapoznania się z regulaminem przed jego zaakceptowaniem, sporych dawkach przemocy, a także o istocie bycia diabłem

Piekielna asystentka, czyli opisana z przymrużeniem oka rzecz o konieczności zapoznania się z regulaminem przed jego zaakceptowaniem, sporych dawkach przemocy, a także o istocie bycia diabłem

Chwa­ła Be­tu­ją­cym! ;]

 

Tekst kon­kur­so­wy. W ro­lach głów­nych wy­stę­pu­ją:

 

- Krzysz­tof (który co do za­sa­dy ma na imię Me­fi­sto, ale w tym opo­wia­da­niu z ja­kichś po­wo­dów się z tym kryje)

- Ka­ro­li­na

- Kon­sul­tant­ka ej­wo­nu

- Jan Ko­wal­ski

- ste­reo­ty­py

 

Miłej lek­tu­ry ;]

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Piekielna asystentka, czyli opisana z przymrużeniem oka rzecz o konieczności zapoznania się z regulaminem przed jego zaakceptowaniem, sporych dawkach przemocy, a także o istocie bycia diabłem

1

 

Kim je­ste­śmy? Do czego dą­ży­my? Czy prze­zna­czo­ne nam są rze­czy wiel­kie, a może sta­no­wi­my wy­łącz­nie pył wobec bez­kre­su wszech­świa­ta?

Dzwo­nek do drzwi wy­rwał Ka­ro­li­nę z głę­bo­kiej za­du­my. Zo­sta­ła zmu­szo­na do bły­ska­wicz­ne­go za­ła­twie­nia nie­do­koń­czo­nych spraw, po czym opu­ści­ła to­a­le­tę.

– To z pew­no­ścią ta cho­ler­na kon­sul­tant­ka z ej­wo­nu – prze­klę­ła pod nosem. – Na grzy­ba ja się z nią w ogóle uma­wia­łam?

Ko­bie­ta spoj­rza­ła przez wi­zjer za­mon­to­wa­ny w drzwiach i aż za­nie­mó­wi­ła. Z dru­giej stro­ny pysz­ni­ła się przy­stoj­na twarz męż­czy­zny o ciem­nych wło­sach ele­ganc­ko za­cze­sa­nych w bok.

Ka­ro­li­na szyb­kim ru­chem otwo­rzy­ła zamek, a na­stęp­nie uchy­li­ła drzwi, za­lot­nie wy­sta­wia­jąc przy tym głowę. Otak­so­wa­ła wzro­kiem męż­czy­znę sto­ją­ce­go u progu. Był jesz­cze przy­stoj­niej­szy, wyż­szy i bar­dziej wy­spor­to­wa­ny, niż sobie to wy­ma­rzy­ła w ciągu ułam­ka se­kun­dy, który minął od zer­k­nię­cia przez wi­zjer. Nie­spo­dzie­wa­ny gość miał na sobie ca­su­alo­wy be­żo­wy gar­ni­tur, czar­ną ko­szu­lę oraz przy­ciem­nia­ne oku­la­ry typu „avia­tor”.

Praw­dzi­wy ado­nis, po­my­śla­ła i aż przy­gry­zła wargę.

– Dzień dobry, przy­stoj­nia­ku – po­wie­dzia­ła, pusz­cza­jąc przy tym oko.

– Oho, ktoś tu chyba wy­posz­czo­ny…

Ka­ro­li­na była pewna, że się prze­sły­sza­ła.

– Słu­cham?!

– I bar­dzo do­brze, to pod­sta­wa uda­nej ko­mu­ni­ka­cji – zri­po­sto­wał. – Skoro zy­ska­łem już pani uwagę, to pro­szę po­zwo­lić, że się przed­sta­wię. Mam na imię Krzysz­tof i je­stem przed­sta­wi­cie­lem spół­ki „Pie­kło Spół­ka z nie­ogra­ni­czo­nym bra­kiem od­po­wie­dzial­no­ści”.

Męż­czy­zna wy­cią­gnął dłoń w kie­run­ku osłu­pia­łej Ka­ro­li­ny, która me­cha­nicz­nym ru­chem od­wza­jem­ni­ła gest.

– Czy mogę wejść do środ­ka? – za­py­tał Krzysz­tof.

– Eee… Oczy­wi­ście?

– Do­sko­na­le! Mamy tak dużo do omó­wie­nia, aż cały je­stem pod­eks­cy­to­wa­ny!

Ka­ro­li­na wska­za­ła ka­na­pę i ner­wo­wym uśmie­chem za­chę­ci­ła Krzysz­to­fa, by się roz­go­ścił, a na­stęp­nie znik­nę­ła w kuch­ni, by przygotować coś zim­ne­go do picia. Przez cały ten czas nie ode­zwa­ła się choć­by sło­wem, ale męż­czy­zna bez pro­ble­mu od­ga­dy­wał to­wa­rzy­szą­ce jej emo­cje.

– Pro­szę – po­wie­dzia­ła, wrę­cza­jąc nie­spo­dzie­wa­ne­mu go­ścio­wi szklan­kę z za­im­pro­wi­zo­wa­nym na­pręd­ce na­po­jem.

– Dzię­ku­ję ser­decz­nie. – Męż­czy­zna upił łyk i aż za­niósł się kasz­lem. – Cho­le­ra, mocne to. Ale chyba za wcze­śnie na pro­cen­ty, nie uwa­żasz?

– Pro­cen­ty…? – od­po­wie­dzia­ła za­sko­czo­na Ka­ro­li­na. – Ale tutaj nie ma żad­nych pro­cen­tów, tylko susz z dziu­raw­ca, lód i sok po­rzecz­ko­wy…

Po tych sło­wach Krzysz­tof aż się skrzy­wił, po czym od­sta­wił szklan­kę, mru­żąc przy tym oczy.

– A w jakim wła­ści­wie celu mnie pan od­wie­dził?

– Da­ruj­my sobie to panowanie, jak już wspo­mi­na­łem, Krzy­siek je­stem.

– Pew­nie. W takim razie, dla­cze­go wpa­dłeś, tak bez za­po­wie­dzi?

– Jak to bez za­po­wie­dzi? Prze­cież by­li­śmy umó­wie­ni. O, zo­bacz – po­wie­dział, po czym wy­cią­gnął te­le­fon i po­ka­zał agen­dę z wy­szcze­gól­nio­nym spo­tka­niem. – Co. Do. Mi­nu­ty.

– Co tam masz na­pi­sa­ne? – Przy­sta­wi­ła twarz do ekra­nu i od­czy­ta­ła za­pi­ski. – Mu­sia­ła zajść jakaś po­mył­ka, prze­cież nie przy­sze­dłeś po moją duszę – za­śmia­ła się ner­wo­wo. – Praw­da?

– Wszyst­ko się zga­dza. Usta­li­li­śmy, że od­bio­rę ci duszę, więc oto je­stem. – Te­atral­nie roz­ło­żył ręce i wy­szcze­rzył nie­po­ko­ją­co dłu­gie zęby.

– Prze­cież to nie­moż­li­we, lu­dzie nie po­tra­fią ot tak sobie od­bie­rać dusz… A nawet jakby po­tra­fi­li, to jest to ka­ry­god­ne i wy­so­ce nie­etycz­ne!

– Etyki do tego nie mie­szaj­my. A w kwe­stii czło­wie­czeń­stwa… To nie jest taka pro­sta spra­wa – po­wie­dział Krzysz­tof i w tej samej chwi­li na jego gło­wie wy­ro­sły ma­syw­ne czar­ne rogi, oszpe­co­ne dziw­ny­mi sym­bo­la­mi i licz­ny­mi bruz­da­mi.

Dla Ka­ro­li­ny tego było już za wiele. Spio­ru­no­wa­ła wzrokiem przed­sta­wi­cie­la pie­kiel­nej spół­ki i po­bie­gła w kie­run­ku drzwi. Uchy­li­ła je zde­cy­do­wa­nym ru­chem i ge­stem wska­za­ła Krzysz­to­fo­wi, by opu­ścił miesz­ka­nie. Ten w od­po­wie­dzi je­dy­nie za­chi­cho­tał nie­przy­jem­nie.

– Na­tych­miast się stąd wynoś! Ro­zu­miesz?! – krzyk­nę­ła. – Bo ina­czej… Bo za­dzwo­nię po po­li­cję i cię zgar­ną!

– Jaką znowu po­li­cję? – Dia­beł aż się skrzy­wił. – Nie bądź śmiesz­na. A poza tym, pod­pi­sa­łaś umowę. Ja ją je­dy­nie przy­sze­dłem wy­eg­ze­kwo­wać.

– Nie pod­pi­sy­wa­łam żad­nej umowy, do cięż­kiej cho­le­ry!

– Nie? A co my tu mamy? – Krzysz­tof wy­świe­tlił na ekra­nie te­le­fo­nu zdję­cie for­mu­la­rza za­wie­ra­ją­ce­go sze­reg zgód mar­ke­tin­go­wych i in­nych oświad­czeń, a na­stęp­nie po­ka­zał je Ka­ro­li­nie. – Po­zna­jesz? Równo rok temu za­ma­wia­łaś na jed­nej z chiń­skich stron ro­bo­ta do mycia szyb.

Ko­bie­ta otwo­rzy­ła usta, jakby chcia­ła coś po­wie­dzieć, ale je­dy­nie za­mru­cza­ła coś nie­wy­raź­nie pod nosem. Krzysz­tof wziął od­głos za po­twier­dze­nie, więc kon­ty­nu­ował:

– No i wła­śnie. Pod­czas za­mó­wie­nia za­zna­czy­łaś opcję wy­ra­że­nia zgody na wszyst­ko, co tylko się dało, w tym na za­war­cie pie­kiel­ne­go kon­trak­tu i od­da­nie nam swo­jej duszy.

– Chwi­la, ale ja to za­zna­cza­łam tylko tak o!… Pro­for­ma, czy jak to tam było… Chcia­łam za­osz­czę­dzić tro­chę czasu. Na Boga, prze­cież wszy­scy tak robią!

– A jakby wszy­scy ska­ka­li z mostu, to też byś sko­czy­ła? Co to w ogóle za ar­gu­ment? Je­steś do­ro­słą ko­bie­tą. Wy­da­wać by się mogło, że od­po­wie­dzial­ną, a potem mi wy­ska­ku­jesz z czymś takim… Ale to wszyst­ko i tak po­zo­sta­je bez zna­cze­nia. Za­zna­czy­łaś zgodę, więc, jak to mówią, po za­wo­dach.

Po tych sło­wach Krzysz­tof przy­bli­żył się do Ka­ro­li­ny tak bar­dzo, że ich nosy nie­mal się sty­ka­ły. Wy­cią­gnął prawą rękę nad ra­mie­niem ko­bie­ty i oparł ją o ścia­nę, jed­no­cze­śnie blo­ku­jąc drogę do wyj­ścia z miesz­ka­nia. W po­wie­trzu czuć było woń siar­ki. I w tym mo­men­cie nie­spo­dzie­wa­nie w progu sta­nę­ła krępa ko­bie­ta w gra­na­to­wym uni­for­mie, z pla­kiet­ką kon­sul­tant­ki ej­wo­nu.

– Dzień dobry…?

– Pani wy­ba­czy, je­ste­śmy chwi­lo­wo za­ję­ci – od­po­wie­dział Krzysz­tof, dalej prak­tycz­nie przy­tu­lo­ny do wła­ści­ciel­ki miesz­ka­nia.

– My… Ja… – wy­beł­ko­ta­ła Ka­ro­li­na.

Kon­sul­tant­ka naj­wy­raź­niej opacz­nie zro­zu­mia­ła sy­tu­ację, gdyż w od­po­wie­dzi je­dy­nie lu­bież­nie ob­li­za­ła wargę i po­ro­zu­mie­waw­czo unio­sła brwi.

– A może mo­gła­bym…

– Bez szans – uciął Krzysz­tof.

Twarz kon­sul­tant­ki przy­bra­ła od­cień bli­ski pur­pu­ry, a jej usta nie­na­tu­ral­nie się zwę­zi­ły.

– W takim razie pro­szę sobie nie prze­szka­dzać, wpad­nę w innym ter­mi­nie. Ciao! – rzu­ci­ła z prze­ką­sem na od­chod­ne.

Dia­beł od­pro­wa­dził ko­bie­tę wzro­kiem. Ka­ro­li­na wy­ko­rzy­sta­ła ten mo­ment nie­uwa­gi, po czym ode­pchnę­ła za­sko­czo­ne­go dia­bła i rzu­ci­ła się w głąb miesz­ka­nia. Przez uła­mek se­kun­dy roz­wa­ża­ła, czy po­win­na chwy­cić nóż i pró­bo­wać sta­wić opór, czy ra­czej lep­szą opcją było wy­sko­czyć przez okno, li­cząc, że w ten spo­sób uciek­nie. Osta­tecz­nie uzna­ła, że upa­dek z dru­gie­go pię­tra bę­dzie skut­ko­wał naj­wy­żej skrę­ce­niem kost­ki, więc chwy­ci­ła klam­kę i ją na­ci­snę­ła. Na pa­ra­pe­cie sie­dział Krzysz­tof i przy­glą­dał się ko­bie­cie ba­daw­czo.

– Dla­cze­go pró­bu­jesz uciec? – za­py­tał po­waż­nym tonem. – Prze­cież to bez­ce­lo­we.

– Ki czort?! – krzyk­nę­ła wy­raź­nie za­sko­czo­na Ka­ro­li­na.

– Do usług. – Krzysz­tof wy­ko­nał gest ma­ją­cy imi­to­wać szla­chec­ki ukłon.

Pod zrezygnowaną kobietą ugięły się nogi.

– Czy mo­że­my cho­ciaż re­ne­go­cjo­wać za­war­tą umowę? – wy­pa­li­ła, uno­sząc głowę.

– Co masz na myśli? – za­py­tał za­in­try­go­wa­ny męż­czy­zna.

– Nie od­bie­rzesz mi duszy, ale w ra­mach re­kom­pen­sa­ty zo­sta­nę twoją asy­stent­ką. – Do­strze­ga­jąc błysk za­cie­ka­wie­nia w oku roz­mów­cy, kon­ty­nu­owa­ła: – Praca win­dy­ka­to­ra dusz musi być bar­dzo stre­su­ją­ca… No i chyba nudno tak, w po­je­dyn­kę…

Krzysz­tof za­nie­mó­wił, chyba pierw­szy raz w tym stu­le­ciu. Przez kilka ude­rzeń serca wy­raź­nie bił się z my­śla­mi, aż w końcu wy­szcze­rzył zęby i po­wie­dział:

– Spi­sze­my aneks i do ro­bo­ty!

 

2

 

Spor­to­wa be­em­ka, model E36, z ry­kiem sil­ni­ka prze­mie­rzała ulice Olsz­ty­na. Licz­nik wska­zy­wał pięć­dzie­siąt osiem ki­lo­me­trów na go­dzi­nę.

– Ajm on maj ha­aaaaj­łej tu helll! – Krzysz­tof wy­dzie­rał się na cały re­gu­la­tor ła­ma­ną an­gielsz­czy­zną.

– Czy na­praw­dę mu­si­my słu­chać tych wyj­ców? – rzu­ci­ła z prze­ką­sem Ka­ro­li­na.

Męż­czy­zna wci­snął ha­mu­lec w pod­ło­gę, sa­mo­chód sta­nął dęba.

– Tro­chę sza­cun­ku dla kla­sy­ki – syk­nął.

– Dla­cze­go? Bo jest stara? – par­sk­nę­ła Ka­ro­li­na. – Nie ru­szy­my do przo­du, jak bę­dzie­my się przez całe życie oglą­dać za sie­bie.

W od­po­wie­dzi Krzysz­tof je­dy­nie wy­krzy­wił usta, ale nie sko­men­to­wał. Za­miast tego wrzu­cił bieg i sa­mo­chód po­now­nie ru­szył. Dia­beł nie miał już ocho­ty do nu­ce­nia ulu­bio­nych me­lo­dii, więc po­dróż mi­ja­ła w gro­bo­wej ciszy, je­że­li nie li­czyć szumu wia­tru i pracy sil­ni­ka.

Zre­zy­gno­wa­na Ka­ro­li­na wy­glą­da­ła przez szybę i ob­ser­wo­wa­ła ko­lej­ne mi­ja­ne bu­dyn­ki. W jej gło­wie kłę­bi­ła się setka myśli na se­kun­dę. Nigdy nie była w ciąży, ale tak wła­śnie wy­obra­ża­ła sobie owe słyn­ne huś­taw­ki na­stro­jów. Gdy ucie­ka­ła przed Krzysz­to­fem, była prze­ra­żo­na. Jak pie­kiel­ny wy­słan­nik zgo­dził się, żeby zo­sta­ła jego asy­stent­ką, za­la­ła ją fala eks­cy­ta­cji. Ko­bie­ta uśmiech­nę­ła się do wła­snych myśli, jakby od­twa­rza­ła lekko kom­pro­mi­tu­ją­cą scenę sprzed lat, cho­ciaż po­zna­ła dia­bła le­d­wie kilka go­dzin temu. A co czuła obec­nie? Naj­wy­raź­niej nic, może lek­kie znu­że­nie. A co je­że­li bez­pow­rot­nie utra­ci­ła moż­li­wość od­czu­wa­nia ra­do­ści?

Głos Krzysz­to­fa wy­rwał Ka­ro­li­nę z objęć pra­wie me­ta­fi­zycz­nych roz­wa­żań.

– To jak? Je­steś go­to­wa na pierw­sze ofi­cjal­ne zle­ce­nie? – za­py­tał.

– A czy pa­pież sra w lesie?

– Słu­cham?! – Krzysz­tof nawet nie pró­bo­wał ukryć obu­rze­nia. – Wiesz, mamy taką nie­pi­sa­ną za­sa­dę, że nie oczer­nia­my kon­ku­ren­cji. To zwy­czaj­nie nie­ele­ganc­kie i wbrew etyce za­wo­do­wej.

W od­po­wie­dzi Ka­ro­li­na aż unio­sła brwi ze zdu­mie­nia.

– Ty tak po­waż­nie? Prze­cież to był tylko żart. Nie macie w pie­kle po­czu­cia hu­mo­ru, czy ki dia­beł?

– Za­po­mnij. – Krzysz­tof z re­zy­gna­cją mach­nął ręką. – Pro­szę cię, skup się teraz, bo nie będę po­wta­rzał. Na­szym celem jest Jan Ko­wal­ski z Na­gó­rek. Naj­pierw…

– Co zro­bił? – wtrą­ci­ła Ka­ro­li­na.

– Pro­si­łem, żebyś się sku­pi­ła… Na py­ta­nia przyj­dzie jesz­cze czas – stro­fo­wał ją Krzysz­tof. – Gość brał udział w lo­te­rii SMS, w któ­rej wa­run­kiem udzia­łu była ak­cep­ta­cja re­gu­la­mi­nu. Z kolei z pa­ra­gra­fu siód­me­go, ustęp piąty, punkt czwar­ty, tiret… – urwał, wi­dząc, że Ka­ro­li­na osten­ta­cyj­nie ziewa. – W skró­cie, w przy­pad­ku prze­gra­nej zgo­dził się na dwa­dzie­ścia lat sprzą­ta­nia czyść­ca.

– Za­wsze dzia­ła­cie we­dług tego sa­me­go sche­ma­tu?

– Lu­dzie nie czy­ta­ją oświad­czeń i re­gu­la­mi­nów, więc po co się silić na bar­dziej skom­pli­ko­wa­ne nu­me­ry? – Wzru­szył ra­mio­na­mi.

– W sumie… – przy­tak­nę­ła. – A tak w ogóle, utrzy­ma­nie czyść­ca leży w ge­stii sił pie­kiel­nych?

– Broń Lu­cy­fe­rze! To jest za­da­nie tych z góry, zresz­tą wy­jąt­ko­wo nie­wdzięcz­ne. Jed­nak rzecz po­le­ga na tym, że niebo słabo stoi z tanią siłą ro­bo­czą. I tu wkra­cza­my my, cali na biało. Czy tam czer­wo­no… – za­chi­cho­tał. – A wszyst­ko za od­po­wied­nią opła­tą, ma się ro­zu­mieć. – Krzysz­tof wy­szcze­rzył zęby w pa­skud­nym uśmie­chu.

– To czę­sta prak­ty­ka? Taki out­so­ur­cing?

– Byś się zdzi­wi­ła, jak bar­dzo – za­pew­nił.

– A w drugą stro­nę?

– Co w drugą stro­nę? – Krzysz­tof wy­da­wał się zbity z tropu.

– Skoro dia­bły wy­ko­nu­ją ro­bo­tę prze­zna­czo­ną dla anio­łów, to cza­sem bywa tak, że za­da­nia pie­kła przej­mu­je niebo?

– Oj tak. – Twarz dia­bła roz­pro­mie­ni­ła się w pa­skud­ny spo­sób, a w oku za­błysł mści­wy ogień. – I to w spo­sób… Rzekł­bym: in­sty­tu­cjo­nal­ny – za­chi­cho­tał. – No, ale dość tego glę­dze­nia, ro­bo­ta czeka.

Krzysz­tof za­par­ko­wał sa­mo­chód w stre­fie płat­ne­go par­ko­wa­nia, po czym udał się w bli­żej nie­okre­ślo­nym kie­run­ku, w po­szu­ki­wa­niu par­ko­ma­tu. W tym samym cza­sie Ka­ro­li­na wle­pia­ła wzrok w drzwi do bloku i, po­grą­żo­na w eks­cy­ta­cji, aż prze­bie­ra­ła no­ga­mi.

 

3

 

– Cho­ler­nie długo nie wraca – mruk­nę­ła pod nosem. – A gdyby tak…?

Ka­ro­li­na otwo­rzy­ła drzwi sa­mo­cho­du i się­gnę­ła po tecz­kę przy­pi­sa­ną do ak­tu­al­ne­go zle­ce­nia. Na­stęp­nie otwo­rzy­ła ją i prze­le­cia­ła wzro­kiem po wy­tycz­nych.

– Bułka z ma­słem – rzu­ci­ła od nie­chce­nia.

Ko­bie­ta wzię­ła tecz­kę pod pachę i pew­nym kro­kiem ru­szy­ła w kie­run­ku drzwi. Wy­bra­ła od­po­wied­ni numer miesz­ka­nia i na­ci­snę­ła przy­cisk do­mo­fo­nu. Czte­ry ude­rze­nia serca póź­niej usły­sza­ła w od­po­wie­dzi za­spa­ny, męski głos:

– Taaak…?

– Dzień dobry, ja do pana… – Zro­bi­ła krót­ką pauzę. – Pana Jana Ko­wal­skie­go, za­sta­łam może?

– To ja, w czym mogę pani pomóc? – Męż­czy­zna jakby mo­men­tal­nie w pełni się obu­dził.

– Jak mnie pan wpu­ści, to wszyst­ko wy­ja­śnię – od­po­wie­dzia­ła Ka­ro­li­na, usi­łu­jąc nadać gło­so­wi moż­li­wie dużo ko­kie­te­rii.

– Ja… O… Oczy­wi­ście!

 

4

 

Ka­ro­li­na we­szła do miesz­ka­nia i omio­tła wzro­kiem wnę­trze, które spra­wia­ło wra­że­nie do­kład­ne­go od­bi­cia jej wy­obra­że­nia o tym, jak po­win­na wy­glą­dać nora sta­re­go ka­wa­le­ra. Prych­nę­ła z po­gar­dą, co jed­nak­że zu­peł­nie umknę­ło Ko­wal­skie­mu, który stał z roz­dzia­wio­ną gębą i wle­piał śle­pia w asy­stent­kę dia­bła.

– Co panią spro­wa­dza? – wy­beł­ko­tał męż­czy­zna.

– Oba­wiam się, że muszę pana za­brać – wes­tchnę­ła. – Je­stem przed­sta­wi­ciel­ką spół­ki „Pie­kło Spół­ka z nie­ogra­ni­czo­nym bra­kiem od­po­wie­dzial­no­ści”.

– Za­brać? A ja je­stem taki bez­bron­ny… – Ko­wal­ski wy­si­lił się na żart. – A z tym pie­kłem, to tak na po­waż­nie?

Ka­ro­li­na z za­że­no­wa­nia aż wy­wró­ci­ła ocza­mi. Otwo­rzy­ła tecz­kę, prze­kart­ko­wa­ła jej za­war­tość i wy­ję­ła do­ku­ment. Wrę­czy­ła go męż­czyź­nie.

– Zu­peł­nie po­waż­nie. Czy­taj – roz­ka­za­ła.

Ko­wal­ski za­czął czytać treść pisma, uśmiech stop­nio­wo zni­kał mu z twa­rzy. Gdy za­koń­czył lek­tu­rę, po­wie­dział:

– Ale jak to?

– Nor­mal­nie. Trze­ba było prze­czy­tać re­gu­la­min.

– Nikt nie czyta re­gu­la­mi­nów! – obu­rzył się męż­czy­zna.

– To już nie mój pro­blem. Idzie­my! – po­le­ci­ła.

– Nie!

– Nie?

– Nie…? – Ni to po­twier­dził, ni za­py­tał wła­ści­ciel miesz­ka­nia.

Ile to już razy Ka­ro­li­na sły­sza­ła w swoim życiu, że nie może tego, nie może tam­te­go, że ma słu­chać i wy­ko­ny­wać po­le­ce­nia. Bo ina­czej zwy­czaj­nie nie wy­pa­da, bo jest młod­sza, bo jest ko­bie­tą, bo coś tam.

Dość już tego, po­my­śla­ła.

Gdyby emo­cje wy­da­wa­ły dźwię­ki, to w miesz­ka­niu Ko­wal­skie­go roz­legł­by się do­no­śny huk. Ba­rie­ra psy­chicz­na zbu­do­wa­na przez ludzi roz­trza­ska­ła się, ni­czym kula śnież­na zrzu­co­na z ogrom­nej wy­so­ko­ści.

Pa­skud­ny uśmiech za­go­ścił na twa­rzy Ka­ro­li­ny, gdy wy­mie­rzy­ła pierw­szy cios. Ko­wal­skie­go od­rzu­ci­ło, jakby był szma­cia­ną lalką, a nie do­ro­słym męż­czy­zną. Nie­spo­dzie­wa­nie zdo­by­ta siła, za­rów­no za­sko­czy­ła, jak i pod­nie­ci­ła ko­bie­tę. Czy za­wdzię­cza­ła ten przy­pływ mocy za­war­ciu pie­kiel­ne­go kon­trak­tu? A może miała ją w sobie za­wsze, tylko nie wie­dzia­ła, gdzie szu­kać? Spoj­rza­ła na wła­sne za­ci­śnię­te pię­ści i ob­li­za­ła lu­bież­nie wargi.

Ko­wal­ski wstał z ję­kiem bólu i skrzy­żo­wał ręce, jakby bro­niąc się przed ko­lej­nym ude­rze­niem.

– Idzie­my – po­wtó­rzy­ła Ka­ro­li­na.

Upa­ja­ła się wład­czo­ścią, która biła z jej głosu. To było nowe uczu­cie, ale wspa­nia­łe i po­tęż­ne, więc po­chło­nę­ło ją bez resz­ty.

– T… Tak… – po­twier­dził.

W tym mo­men­cie do miesz­ka­nia wszedł Krzysz­tof. Wy­star­czył mu jeden rzut okiem, by w mig pojąć sy­tu­ację. Wi­dząc świe­żą krew na twa­rzy Ko­wal­skie­go, skrzy­wił się nie­znacz­nie.

– Nie dało rady za­ła­twić spra­wy po do­bro­ci? – za­py­tał.

– Sta­wiał opór, nie mia­łam wyj­ścia – za­pew­ni­ła Ka­ro­li­na.

– Mhm… – Krzysz­tof wy­ra­ził cały wa­chlarz uza­sad­nio­nych wąt­pli­wo­ści. – Po­win­naś była na mnie po­cze­kać. 

– Znik­ną­łeś na tak długo, że uzna­łam to całe zle­ce­nie za test – od­po­wie­dzia­ła fi­glar­nie. – Ale po­ra­dzi­łam sobie, praw­da?

– Tak… Myślę, że tak – wes­tchnął. – Ogarnij jeszcze tylko transfer Kowalskiego, poczekam w samochodzie.

 

5

 

Krzysz­tof w mil­cze­niu wsiadł do be­em­ki, chwy­cił kie­row­ni­cę i z do­no­śnym wes­tchnie­niem wy­pu­ścił po­wie­trze z płuc. Niby Ka­ro­li­na wy­wią­za­ła się z obo­wiąz­ków asy­stent­ki, prak­tycz­nie sa­mo­dziel­nie zre­ali­zo­wa­ła zle­ce­nie, a jed­nak dia­błem tar­ga­ły wąt­pli­wo­ści. Nie tak to miało wy­glą­dać.

– Je­dzie­my coś prze­ką­sić? – za­py­ta­ła Ka­ro­li­na, otwie­ra­jąc drzwi od stro­ny pa­sa­że­ra.

– Wła­śnie obi­łaś czło­wie­ko­wi mordę i chcesz… Jeść? – wy­du­kał.

– Dla­cze­go nie? Je­stem głod­na.

– Załamujesz mnie… A jak tam Kowalski? Już w czyśćcu?

– Tak, dostałam SMS z potwierdzeniem – odpowiedziała. – A w kwestii jedzenia…?

Ka­ro­li­na umo­ści­ła się na fo­te­lu i spo­glą­da­ła na Krzysz­to­fa wy­cze­ku­ją­co. Dia­beł wes­tchnął prze­cią­gle, uru­cho­mił sil­nik i włą­czył kie­run­kow­skaz.

– Ulica jest zu­peł­nie pusta – za­uwa­ży­ła ko­bie­ta.

– Jakie to ma zna­cze­nie…? A, ten kie­run­kow­skaz? I tak nie dzia­ła. – Mach­nął ręką. – Masz ocho­tę na ja­kie­goś fast fooda? Zna­jo­my ostat­nio otwo­rzył fajną knajp­kę, w któ­rej ser­wu­je szcze­gól­ny ro­dzaj hot dogów…

– A co w nich ta­kie­go nie­zwy­kłe­go?

– Wszyst­ko – od­po­wie­dział Krzysz­tof, a w oczach bły­snął mu pło­mień.

– Wo­la­ła­bym pizzę.

Z twa­rzy dia­bła znik­nął cały en­tu­zjazm.

– Jak sobie chcesz – przy­tak­nął. – Chcia­ła­byś mi opo­wie­dzieć o swoim pierw­szym zle­ce­niu?

– Prze­cież wszyst­ko wi­dzia­łeś.

– Ow­szem, wi­dzia­łem i wła­śnie dla­te­go chcia­łem o tym po­ga­dać. Wi­dzisz, prze­moc to… Dość, po­wiedz­my, śli­ski temat. Łatwo się wcią­gnąć, a sto­sun­ko­wo trud­no opa­no­wać.

Ka­ro­li­na spoj­rza­ła na dia­bła ba­daw­czo, po czym się uśmiech­nę­ła, spra­wia­jąc wra­że­nie nie­win­nej dziew­czyn­ki przy­ła­pa­nej na pod­bie­ra­niu mamie pod­pa­sek.

– Wiesz, mia­łem kie­dyś kota i jemu też mo­men­ta­mi od­wa­la­ło – kon­ty­nu­ował Krzysz­tof. – Ale on był przy­naj­mniej za­baw­ny. Oczy­wi­ście nie za­wsze, ale cza­sem. On… Cho­le­ra, mam na myśli, że mie­wał mo­men­ty. Ro­zu­miesz? Na­to­miast to, co ty tutaj…

– Oj, już nie prze­sa­dzaj! Zo­sta­wi­łeś mnie sa­mo­pas, to jakoś mu­sia­łam sobie po­ra­dzić – od­gry­zła się Ka­ro­li­na. – Ko­wal­ski po­trze­bo­wał odro­bi­ny mo­ty­wa­cji, a ja… Skąd mia­łam wie­dzieć, że je­stem teraz taka silna? I do tego za­cho­wa­nie tego go­ścia. On był bez­czel­ny, wiesz? A ja mam już dosyć bycia trak­to­wa­ną z góry. Coś we mnie pękło i ude­rzy­łam go, a on… Tak go od­rzu­ci­ło, do­słow­nie le­ciał w po­wie­trzu!

– A da się le­cieć ina­czej, niż w po­wie­trzu? – sko­men­to­wał Krzysz­tof.

– Nie bądź zło­śli­wy – żach­nę­ła się Ka­ro­li­na. – Zmie­rza­łam do tego, że Ko­wal­ski so­lid­nie za­pra­co­wał na to, by do­stać po pysku.

– Są inne me­to­dy…

– Daj już spo­kój, za­re­ago­wa­łam od­ru­cho­wo, pod wpły­wem emo­cji i bez świa­do­mo­ści wła­snej siły. Ale zle­ce­nie zre­ali­zo­wa­łam, praw­da? Nie dąsaj się już. Obie­cu­ję, że od tej pory po roz­wią­za­nia si­ło­we będę się­ga­ła tylko w osta­tecz­no­ści. Do­brze?

Pełen pasji błysk w oczach asy­stent­ki i coś w ro­dza­ju pół­u­śmie­chu za­sty­głe­go na jej twa­rzy, nie­po­ko­iły Krzysz­to­fa. 

– Do­brze, ale będę cię uważ­nie ob­ser­wo­wał.

– Zgoda.

– To mamy usta­lo­ne – pod­su­mo­wał Krzysz­tof. – Czyli teraz pizza?

– Pizza – po­twier­dzi­ła Ka­ro­li­na.

6

 

Ta część miała być po­świę­co­na ko­lej­nym zle­ce­niom z udzia­łem Ka­ro­li­ny. Jed­nak­że, w ich trak­cie dzia­ły się wy­da­rze­nia tak dra­stycz­ne i ohyd­ne, że autor pod­jął de­cy­zję o od­stą­pie­niu od ich opi­sa­nia. Wszyst­ko w tro­sce o Was, sza­now­ni Czy­tel­ni­cy. Uwierz­cie na słowo, że pewne kwe­stie le­piej po­zo­sta­wić nie­do­po­wie­dzia­ne.

 

7

 

[DWA TY­GO­DNIE PÓŹ­NIEJ]

 

Krzysz­tof wpa­try­wał się w sza­lo­ne ob­li­cze asy­stent­ki. Wy­da­rze­nia ostat­nich dni, ni­czym mi­gaw­ka prze­le­cia­ły mu przed ocza­mi. Wizja czy­ste­go obłę­du, któ­re­go był świad­kiem, spa­ra­li­żo­wa­ła dia­bła. Mieli być jak Bon­nie i Clyde, ona i on. Mieli sta­no­wić ide­al­ny duet pie­kiel­nych win­dy­ka­to­rów. Wy­słan­nik pie­kieł i jego ludz­ka asy­stent­ka. Para nie­mal­że do­sko­na­ła. A jed­nak coś po­szło nie tak.

Może spra­wi­ła to na­iw­ność Krzysz­to­fa, a może wro­dzo­na, czy­sto ludz­ka skłon­ność do prze­mo­cy, ale każde ko­lej­ne zle­ce­nie z udzia­łem Ka­ro­li­ny coraz bar­dziej przy­po­mi­na­ło krwa­wą jatkę. Jed­no­cze­śnie pełna sku­tecz­ność no­wych, bru­tal­nych metod była nie­za­prze­czal­nym fak­tem, więc dia­beł nie mógł pro­te­sto­wać. A może wła­śnie po­wi­nien? Nie miał już pew­no­ści.

W tym mo­men­cie do Krzysz­to­fa do­tar­ło, że jak tak dalej pój­dzie, to sta­nie się zu­peł­nie zbęd­ny. Jak miał kon­ku­ro­wać z Ka­ro­li­ną, skoro on miał ja­kieś skru­pu­ły, a ona nie? Jed­nak to poeta miał rację. Praw­dzi­we pie­kło zgo­to­wa­li­śmy sobie sami, tutaj na ziemi.

Osta­tecz­nie wzrok Krzysz­tofa utkwił w tafli lu­stra. Spoj­rzał na wła­sne od­bi­cie, potem na Ka­ro­li­nę. I nie wie­dział już, kto tak na­praw­dę jest dia­błem.

 

Koniec

Komentarze

Chyba nie do końca zrozumiałem, co stało się z Kowalskim. Gdzie miał iść z Karoliną? Zaraz po wizycie Karolina i Krzysztof weszli do beemki, a co z Kowalskim. Zabrali mu duszę, czy coś? Pewnie czytałem nieuważnie i coś mi umknęło.

Masz świetne poczucie humoru. Opowiadanie czyta się lekko i przyjemnie. 

 

Pozdrawiam!

 

Ave, AP! :D

 

Dzięki za wizytę i klika ;] Bardzo mi miło, że czytało się przyjemnie ;]

 

chyba nie do końca zrozumiałem, co stało się z Kowalskim. Gdzie miał iść z Karoliną? Zaraz po wizycie Karolina i Krzysztof weszli do beemki, a co z Kowalskim. Zabrali mu duszę, czy coś? Pewnie czytałem nieuważnie i coś mi umknęło.

Prawdę mówiąc założyłem, że każdy czytelnik sobie dopowie co stało się z Kowalskim… ;] Ale dopisałem dwa zdania, żeby uniknąć tego typu wątpliwości ;] Dzięki za zwrócenie uwagi! ;]

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Generalnie, podobnie jak każdy czytelnik, to ja wiem mniej więcej, jak te sprawy się odbywają. Na kogoś przychodzi czas i dusza idzie tu lub tam. I rozumiem, że wtedy ewentualnie dusza się opiera, a ciało leży sobie martwe (bo choroba, wypadek, starość lub przestępstwo). A miałem wrażenie, że w opowiadaniu zanim ktoś wykitował, to  w dość brutalny sposób był nakłaniany do pójścia za asystentką. I Mefistofeles, a teraz i Karolina nie tylko informowali klientów, że są już martwi, ale też przyczyniali się do ich śmierci. Mefistofeles robił to po “ludzku”, a Karolina brutalnie. Czyli, jeśli dobrze rozumiem, śmierć jest tym “idziesz ze mną”, a transfer to zabranie duszy do piekła, czyśćca lub nieba.

Bardzo fajna interpretacja, podoba mi się ;] Ale jest też wersja nieco inna – nikt nie umiera. Zasadniczo mamy w literaturze różne wariacje na temat zaprzedania duszy diabłu i nie zawsze wiąże się to z momentalnym odejściem z tego świata ;]

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Nie, no, jasne. Zaprzedanie to podpisanie umowy, a realizacja następuję w chwili śmierci. 

Dlatego trzeba czytać regulaminy przed podpisaniem! ;)

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Witaj. :)

I okazało się, że to w nas, ludziach, siedzą najgorsze diabły. :) Opowiadanie niezwykle zabawne, groteskowe, humor przedni, do tego pomysł na konkursowe zgłoszenie – za wszystko brawa! :)

W obliczu tego, co przynoszą nam codziennie media, trzeba chyba faktycznie zastanowić się, ile we współczesnych ludziach jest szokującej wręcz diabelskości… 

Pozdrawiam serdecznie, powodzenia w konkursie, klik. :) 

Pecunia non olet

Heja, Bruce!

 

Dzięki za wizytę, komentarz i klika ;)

 

I okazało się, że to w nas, ludziach, siedzą najgorsze diabły. :)

Na to wygląda, chociaż nie odkryłem tu Ameryki ;)

 

W obliczu tego, co przynoszą nam codziennie media, trzeba chyba faktycznie zastanowić się, ile we współczesnych ludziach jest szokującej wręcz diabelskości… 

Z drugiej strony, jak kilkanaście lat temu pisałem pracę magisterską, to dotarłem do tortur stosowanych przez niektóre plemiona afrykańskie. Przy niektórych ich metodach nawet sceny z filmów pokroju Piły (a co dopiero doniesienia medialne) są na poziomie dobranocki.

 

Pozdrawiam :)

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Święta racja, Ave, Cezarze; pamiętam swoje reakcje na lekcjach, kiedy chętni Uczniowie omawiali referaty o torturach w dziejach świata. O ówczesnym wyrazie mojej twarzy lepiej nie wspominać… laughblush

Pozdrawiam serdecznie. :) 

Pecunia non olet

Ave Cezarze,

pobetowo przybywam, potwierdzając, że podoba mi się ile smaczków zamieściłeś we w sumie niedługim tekście. Do tego jest absurd, humor, ale też skłonienie do całkiem niezabawnej refleksji i ciekawe odniesienie do tytułu konkursu. Dlatego całość jest smakowita i klika warta.

Pozdrawiam!

Gdzie diabeł nie może, tam babę pośle?

Trochę antyfeministyczny ten tekst, ale niech Ci będzie. Tym bardziej, że oprócz tego opko jest lekkie i czyta się przyjemnie.

Acz brak empatii tej laski trochę rąbnął po oczach.

Babska logika rządzi!

Beeeecki

 

Raz jeszcze serdecznie dziękuję Ci za betę oraz dobre słowo ;) Twoje uwagi były naprawdę wartościowe i z pewnością przyczyniły się do poprawy jakości tekstu ;)

 

Finklo

 

Dzięki za wizytę i kliknięcie. Fajnie, że czytało się przyjemnie ;)

 

Trochę antyfeministyczny ten tekst

Hmm, tutaj mnie trochę zdziwiłaś, bo w ogóle nie planowałem takiego efektu. Zasadniczo zamiast Karoliny mógłby być asystent Wojtek i główny wydźwięk powinien być podobny. Wybrałem postać kobiecą dla kontrastu do Krzysztofa i z uwagi na możliwość zbudowania fajniejszych interakcji między bohaterami.

 

Acz brak empatii tej laski trochę rąbnął po oczach.

Tu akurat wychodzi natura człowieka. Przy którymś z moich tekstów padło juz nawiązanie do eksperymentu stanfordzkiego, tutaj też pasuje.

 

Pozdrawiam!

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Ave. Dodaję ostatniego klika do biblio za lekkość narracji oraz lekki, przyjemny flow opowiadania jak to u Ciebie. Jednak mam jedno zastrzeżenie, a raczej takie subiektywne odczucie. Motywacja bohaterki. Wiem, że w tego typu luźnej i humorystycznej historii może być nieco większe przyzwolenie na brak dokładniejszego roztrząsania motywacji bohaterów, ale przez to zupełnie nie odczułem, aby zmiana Karoliny i to co robi (sposób windykacji) były wiarygodne. Ma jakieś stereotypowe rozkminy filozoficzne w kibelku na początku, potem pojawia się tam jakieś zdanie czy dwa coś tam wyjaśniające, ale to niewiele. Przez to, mimo że lektura była lekka i przyjemna, nie miałem poczucia, że wiem, dlaczego Karolina czyni to, co czyni. Pozdrawiam!

Ave, Realucu!

 

Dzięki za dobicie do biblioteki i komentarz! Fajnie, że coś tam zagrało, jak trzeba.

 

Motywacja bohaterki. Wiem, że w tego typu luźnej i humorystycznej historii może być nieco większe przyzwolenie na brak dokładniejszego roztrząsania motywacji bohaterów, ale przez to zupełnie nie odczułem, aby zmiana Karoliny i to co robi (sposób windykacji) były wiarygodne

W jednej z wcześniejszych wersji tekstu była dodatkowa scena, w której pojawiło się więcej przemocy. Ostatecznie, pokazuję wyłącznie jedno uderzenie, o reszcie jedynie wspominam ogólnie post factum w ostatniej scenie. Nie chciałem żeby tekst był studium psychologicznym ani grozą, więc postawiłem na inne rozwiązanie ;]

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Twój Mefisto chyba był chowany pod kloszem, skoro pobicie jakiegoś faceta tak go poruszyło. Może minął się z powołaniem i powinien pracować dla tych drugich

Twój Mefisto chyba był chowany pod kloszem, skoro pobicie jakiegoś faceta tak go poruszyło. Może minął się z powołaniem i powinien pracować dla tych drugich

To jest elegancki diabel i wiele w życiu widział. Samo pobicie go nie poruszyło, a wizja tego, co może być dalej.

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Jestem w stanie sobie wyobrazić eleganckiego diabła, który byłby taką wizją podekscytowany. Ludzie schodzący na złą ścieżkę sieją chaos i rozbijają światowy ład, a to dobrze, bo dzięki chaosowi inni ludzie mają sposobność zostać grzesznikami. Znaczy dla diabła dobrze, dla mnie niekoniecznie. Mefisto nie wydaje się szczególnie zainteresowany dobrem piekła, może należałoby to zgłosić do działu kadr?

Mefisto nie wydaje się szczególnie zainteresowany dobrem piekła, może należałoby to zgłosić do działu kadr?

Bardzo ciekawe spostrzeżenie, a do tego niezwykle bliskie mojej wizji tej postaci ;) Generalnie Mefisto vel Krzysztof pojawia się w wielu moich tekstach i nigdy dobro piekła nie było jego priorytetem… ;)

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Hej! Świetne i bardzo zabawne opowiadanie – aż chciałoby się więcej! :)  Chętnie dowiedziałabym się, co dokładnie wydarzyło się w ciągu tych dwóch tygodni, skoro to Karolinie, a nie Krzysztofowi, należał się tytuł prawdziwego diabła. Skoro jednak było tam podobno zbyt drastycznie, może rzeczywiście lepiej zostawić to wyobraźni czytelników. :) 

 

Pozdrawiam! 

Marszawa

 

Dziękuję serdecznie za wizytę i bardzo miły komentarz ;)

 

Chętnie dowiedziałabym się, co dokładnie wydarzyło się w ciągu tych dwóch tygodni, skoro to Karolinie, a nie Krzysztofowi, należał się tytuł prawdziwego diabła. Skoro jednak było tam podobno zbyt drastycznie, może rzeczywiście lepiej zostawić to wyobraźni czytelników. :)

Ano, tekst miał być humorystyczny, więc musiałem odpuścić;)

 

Pancerna Dywizjo Jurorska

 

Witaj! ;)

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Ave,

Żeby zbytnio nie mówić tego samego, to tylko podsumuje, że tekst świetny i te dialogi czytało się niesamowicie przyjemnie i gładko.

Jedyne co mi jakoś w pewnym momencie zgrzytnęło to kwestia używania powiedzonek, gdzie czasem Krzysztof ich nie łapie by zaraz potem paroma rzucić z rękawa.

Niestety pomimo tak barwnego upomnienia nie sądzę bym od teraz zaczął czytać regulaminy :)

Dobrze się czytało. Fajnie, że nie muszę merytorycznie komentować, bo już klików dość, a nie potrafię. Powtórzę: podobało mi się. Powodzenia w konkursie. :)

P.S. Należy wszystko czytać, zwłaszcza, co małymi literkami. :D

Dragoninie

 

Jest mi bardzo miło, że tak wysoko oceniasz opowiadanie ;)

 

Jedyne co mi jakoś w pewnym momencie zgrzytnęło to kwestia używania powiedzonek, gdzie czasem Krzysztof ich nie łapie by zaraz potem paroma rzucić z rękawa

W sumie wszystkich nie musi znać… ;)

 

Koalo 

 

Serdecznie dziękuję ;)

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Tekst jest zawiera dużo dobrego humoru i lekko się go czyta, ale moim skromnym zabrakło w nim jakiejś puenty. Zakończenie jest takie, że Karolina bije ludzi właściwie dla szpasu i… to jakby wszystko.

 

Językowo jest spoko, przynajmniej dla moich niewprawnych oczu, jedynie jedno słówko mnie zastanowiło:

– Darujmy sobie to tykanie, jak już wspominałem, Krzysiek jestem.

O jakim "tykaniu" mowa, skoro ona mówi do niego per "pan"? Albo ja czegoś nie zrozumiałem, albo jakieś przeoczonko tu się wkradło.

 

Pozdrawiam serdecznie

Cześć, Zakapiorze!

 

ale moim skromnym zabrakło w nim jakiejś puenty. Zakończenie jest takie, że Karolina bije ludzi właściwie dla szpasu i… to jakby wszystko.

Zasadniczo puentą jest to, że ludzie mają naturalną skłonność do przemocy, a piekła nie musimy szukać, bo mamy je na ziemi. Taki był przynajmniej zamysł.

 

O jakim "tykaniu" mowa, skoro ona mówi do niego per "pan"? Albo ja czegoś nie zrozumiałem, albo jakieś przeoczonko tu się wkradło.

Oczywiście, że się machnąłem, dzięki za zwrócenie uwagi!

 

Pozdrawiam ;]

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Cześć, Cesare!

 

W takim konkursie musiał pojawić się tekst z Piekłem Sp. z n.b.o., pewnie nawet nie jeden, ale byłem niemal pewny, że to właśnie Ty będziesz jego autorem.

To są imo trudne teksty, bo bazują na podobnym humorze i masie oklepanych motywów. Nie mogę powiedzieć, że wyprowadziłeś tu jakąś świeżość, ale poradziłeś sobie bardzo dobrze. Miałeś konkretny zamysł i doprowadziłeś go sprawnie do końca. No i klimat jest typowo Cezarowokwadratowy – lekki i przyjemny w lekturze. 

 

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Salve, Croco! ;)

 

W takim konkursie musiał pojawić się tekst z Piekłem Sp. z n.b.o., pewnie nawet nie jeden, ale byłem niemal pewny, że to właśnie Ty będziesz jego autorem.

Tekst bez Krzysztofa Mefistofelesa, tekstem straconym! A skoro już zarejestrowałem odpowiednią spółkę… Sam rozumiesz, nie było wyjścia;)

 

Nie mogę powiedzieć, że wyprowadziłeś tu jakąś świeżość,

Miałem nadzieję, że sposób nawiązania piekielnego kontraktu okaże się świeży, ale widać nie do końca;P

 

No i klimat jest typowo Cezarowokwadratowy – lekki i przyjemny w lekturze. 

W ostatecznym rozrachunku to chyba najważniejsze – żeby dobrze się czytało;) 

 

Dzięki za wizytę i komentarz ;)

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Czołem,

Dobre opowiadanie – lekkie, łatwe i przyjemne. Pogratulował!

Fajnie się zaczyna: „Została zmuszona do błyskawicznego załatwienia niedokończonych spraw, po czym opuściła toaletę.” – dobre, zabawne, dwuznaczne.

I fajnie się kończy: „Prawdziwe piekło zgotowaliśmy sobie sami… kto tak naprawdę jest diabłem” – dobre, pozostawia refleksję.

Pozdrawiam,

rr

Hej, Robercie!

 

Dzieki za odwiedziny. Fajnie, że opowiadanie się spodobało;)

 

pozostawia refleksję.

Jak to powiadają, Cezary bawi i uczy… ;)

 

Pozdrawiam serdecznie!

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Zrezygnowała kobieta osunęła się na nogach.

Chyba literówka się wkradła.

„Piekło Spółka z nieograniczonym brakiem odpowiedzialności”.

Złoto! 

– A może mogłabym…

– Bez szans – uciął Krzysztof.

Ej, biedna. Naoglądała się różnych dziwnych filmów i myślała, że to ta chwila XD

 

Świetnie mi się czytało, zabawne, lekkie i jestem w stanie uwierzyć, że w zakończeniu jest sporo prawdy. Pozdrawiam i życzę powodzenia w konkursie!

You cannot petition the Lord with prayer!

 

 Jakby diabeł nazywał się Sławek, to by wyszło mrugniecie w stronę oglądaczy G. F Darwin

 

„Konsultantka najwyraźniej opacznie zrozumiała sytuację, gdyż w odpowiedzi jedynie lubieżnie oblizała wargę i porozumiewawczo uniosła brwi.

– A może mogłabym…” Nie wiem, mnie to śmiechło pod nosem.

 

Co do kwestii skąpego zarysowania przemiany charakteru dziewczyny – to się wstrzymam od oceny (jeden diabeł powie: tak, drugi rabin – srak, skoro to luźna hystoryja). Mnie interesuje coś z innej beczki, panie Cezary, czy opowiadanie „chory na sprawiedliwość”  i mord prewencyjny, to twoje?

MichaelBullfinch

 

Chyba literówka się wkradła.

Racja! Dzięki za zwrócenie uwagi, już naprawione ;)

 

Świetnie mi się czytało, zabawne, lekkie i jestem w stanie uwierzyć, że w zakończeniu jest sporo prawdy.

Czyli moje założenia zostały zrealizowane ;) Dzieki serdeczne za wizytę i miły komentarz ;)

 

exedunder

 

Jakby diabeł nazywał się Sławek, to by wyszło mrugniecie w stronę oglądaczy G. F Darwin

Mój zawsze jest Krzysztofem ;)

 

panie Cezary, czy opowiadanie „chory na sprawiedliwość” i mord prewencyjny, to twoje?

Przyznaję się do winy… ;)

 

Dzięki za odwiedziny ;)

 

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

W sensie, to źle? ;]

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

 

Hej, 

Eeee? Absolutnie. Chory na sprawiedliwość to świetne opowiadanie. Nie będę używał argumentu, jakoby było dobre, bo krótkie, ale raczej, że w tak zwięzłej formie udało ci się (będę mówił na „ty”, ponieważ dzieli nas tylko rok różnicy) przedstawić symbolikę chorej sprawiedliwości. No i… redakcja to wyjadacze dżemiku ze słoika, więc wiedzą, co robią. Ja mogę tylko przyklasnąć i rzucić graty czy tam pogratulować ^-^

Rozumiem, wcześniej nie skumałem gifa;) Milo mi, że tekst się spodobał;)

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Cześć Cezary!

Lekko się czyta, ale to chyba nie jest opowieść, która zostaje na dłużej. Postacie wydały mi się trochę papierowe. Piekielny sztafaż można by zamienić na coś innego bez szkody dla historii; i nie do końca rozumiem emocje bohaterów. Babka nie ma skrupułów, a diabeł ma skrupuły. Zabrakło mi wytłumaczenia, dlaczego.

Miłym akcentem jest oczywiście Olsztyn :)

Pozdrawiam!

Ave, Chalbarczyk!

 

Dzięki za wizytę i podzielenie się opinią o tekście.

 

ale to chyba nie jest opowieść, która zostaje na dłużej.

Kilka przemyśleń starałem się przemycić, ale pisałem raczej z założeniem dobrej zabawy przy czytaniu.

 

nie do końca rozumiem emocje bohaterów. Babka nie ma skrupułów, a diabeł ma skrupuły. Zabrakło mi wytłumaczenia, dlaczego.

Wytłumaczeniem jest natura człowieka, Krzysztof trochę o tym wspomina. A resztę niech już czytelnik układa (bądź nie) w głowie samodzielnie.

 

Pozdrawiam!

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

 

A resztę niech już czytelnik układa (bądź nie) w głowie samodzielnie.

Nie chodziło mi oczywiście o to, żeby czytelnikom zabrać możliwość interpretacji, a bardziej, że historia byłaby pełniejsza, gdyby pokazać, dlaczego kobieta tak łatwo staje się zła (może jakieś znamienne wydarzenie, może jej oportunizm etc).

Ale to tylko moje wrażenie :)

 

Bardzo zacne opowiadanie wzbogacone humorem znakomitej jakości. Może trochę żal, że takie krótkie, ale z drugiej strony nie wiem, czy chciałabym poznać inne „metody” stosowane przez Karolinę, skoro nawet Krzysztof nabrał uzasadnionych wątpliwości… :)

 

a na­stęp­nie znik­nę­ła w kuch­ni w przy­go­to­wa­niu cze­goś zim­ne­go do picia. → Rozumiem, że można zniknąć w kuchni, ale nie bardzo wiem, jak można zniknąć w przygotowaniu.

Proponuję: …a na­stęp­nie znik­nę­ła w kuch­ni, by przygotować coś zim­ne­go do picia.

 

– Mu­sia­ła zajść jakaś po­mył­ka, prze­cież nie przy­sze­dłeś po moją duszę.Za­śmia­ła się ner­wo­wo. → Śmiech jest odgłosem paszczowym, więc: – Mu­sia­ła zajść jakaś po­mył­ka, prze­cież nie przy­sze­dłeś po moją duszę – za­śmia­ła się ner­wo­wo.

 

Spio­ru­no­wa­ła przed­sta­wi­cie­la pie­kiel­nej spół­ki wzro­kiem i po­bie­gła→ Spio­ru­no­wa­ła wzrokiem przed­sta­wi­cie­la pie­kiel­nej spół­ki wzro­kiem i po­bie­gła

 

Zre­zy­gno­wa­na ko­bie­ta osu­nę­ła się na no­gach. → Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: Pod zrezygnowaną kobietą ugięły się nogi.

 

– Co zro­bił? ‐ wtrą­ci­ła Ka­ro­li­na. → Po wypowiedzi powinna być półpauza, nie dywiz.

 

Ko­wal­ski za­czął wer­to­wać treść pisma… → Można wertować, czyli przewracać kartki książki, dokumenty, ale nie wydaje mi się, aby można wertować treść pisma.

Proponuję: Ko­wal­ski za­czął czytać treść pisma

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć, Reg!

 

Niezmiennie składam Ci podziękowania za łapankę i melduję usunięcie babolków ;]

 

Bardzo mi miło, że tak pozytywnie oceniasz opowiadanie ;]

 

z drugiej strony nie wiem, czy chciałabym poznać inne „metody” stosowane przez Karolinę, skoro nawet Krzysztof nabrał uzasadnionych wątpliwości… :)

 

Tutaj wypada zgodzić się z narratorem. Pewne kwestie lepiej pozostawić niedopowiedziane… ;]

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Bardzo proszę, Cezary. Cieszę się, że uznałeś uwagi za przydatne i z radością pędzę do klikarni. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Serdecznie dziękuję, Reg, ale tekst już dawno w bibliotece… :P

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Istotnie. Ale co sobie popędziłam do klikarni i zgłosiłam to moje. Cóż, teraz popędzę tam drugi raz i odwołam zgłoszenie. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

:)

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Nowa Fantastyka