1
Kim jesteśmy? Do czego dążymy? Czy przeznaczone nam są rzeczy wielkie, a może stanowimy wyłącznie pył wobec bezkresu wszechświata?
Dzwonek do drzwi wyrwał Karolinę z głębokiej zadumy. Została zmuszona do błyskawicznego załatwienia niedokończonych spraw, po czym opuściła toaletę.
– To z pewnością ta cholerna konsultantka z ejwonu – przeklęła pod nosem. – Na grzyba ja się z nią w ogóle umawiałam?
Kobieta spojrzała przez wizjer zamontowany w drzwiach i aż zaniemówiła. Z drugiej strony pyszniła się przystojna twarz mężczyzny o ciemnych włosach elegancko zaczesanych w bok.
Karolina szybkim ruchem otworzyła zamek, a następnie uchyliła drzwi, zalotnie wystawiając przy tym głowę. Otaksowała wzrokiem mężczyznę stojącego u progu. Był jeszcze przystojniejszy, wyższy i bardziej wysportowany, niż sobie to wymarzyła w ciągu ułamka sekundy, który minął od zerknięcia przez wizjer. Niespodziewany gość miał na sobie casualowy beżowy garnitur, czarną koszulę oraz przyciemniane okulary typu „aviator”.
Prawdziwy adonis, pomyślała i aż przygryzła wargę.
– Dzień dobry, przystojniaku – powiedziała, puszczając przy tym oko.
– Oho, ktoś tu chyba wyposzczony…
Karolina była pewna, że się przesłyszała.
– Słucham?!
– I bardzo dobrze, to podstawa udanej komunikacji – zripostował. – Skoro zyskałem już pani uwagę, to proszę pozwolić, że się przedstawię. Mam na imię Krzysztof i jestem przedstawicielem spółki „Piekło Spółka z nieograniczonym brakiem odpowiedzialności”.
Mężczyzna wyciągnął dłoń w kierunku osłupiałej Karoliny, która mechanicznym ruchem odwzajemniła gest.
– Czy mogę wejść do środka? – zapytał Krzysztof.
– Eee… Oczywiście?
– Doskonale! Mamy tak dużo do omówienia, aż cały jestem podekscytowany!
Karolina wskazała kanapę i nerwowym uśmiechem zachęciła Krzysztofa, by się rozgościł, a następnie zniknęła w kuchni, by przygotować coś zimnego do picia. Przez cały ten czas nie odezwała się choćby słowem, ale mężczyzna bez problemu odgadywał towarzyszące jej emocje.
– Proszę – powiedziała, wręczając niespodziewanemu gościowi szklankę z zaimprowizowanym naprędce napojem.
– Dziękuję serdecznie. – Mężczyzna upił łyk i aż zaniósł się kaszlem. – Cholera, mocne to. Ale chyba za wcześnie na procenty, nie uważasz?
– Procenty…? – odpowiedziała zaskoczona Karolina. – Ale tutaj nie ma żadnych procentów, tylko susz z dziurawca, lód i sok porzeczkowy…
Po tych słowach Krzysztof aż się skrzywił, po czym odstawił szklankę, mrużąc przy tym oczy.
– A w jakim właściwie celu mnie pan odwiedził?
– Darujmy sobie to panowanie, jak już wspominałem, Krzysiek jestem.
– Pewnie. W takim razie, dlaczego wpadłeś, tak bez zapowiedzi?
– Jak to bez zapowiedzi? Przecież byliśmy umówieni. O, zobacz – powiedział, po czym wyciągnął telefon i pokazał agendę z wyszczególnionym spotkaniem. – Co. Do. Minuty.
– Co tam masz napisane? – Przystawiła twarz do ekranu i odczytała zapiski. – Musiała zajść jakaś pomyłka, przecież nie przyszedłeś po moją duszę – zaśmiała się nerwowo. – Prawda?
– Wszystko się zgadza. Ustaliliśmy, że odbiorę ci duszę, więc oto jestem. – Teatralnie rozłożył ręce i wyszczerzył niepokojąco długie zęby.
– Przecież to niemożliwe, ludzie nie potrafią ot tak sobie odbierać dusz… A nawet jakby potrafili, to jest to karygodne i wysoce nieetyczne!
– Etyki do tego nie mieszajmy. A w kwestii człowieczeństwa… To nie jest taka prosta sprawa – powiedział Krzysztof i w tej samej chwili na jego głowie wyrosły masywne czarne rogi, oszpecone dziwnymi symbolami i licznymi bruzdami.
Dla Karoliny tego było już za wiele. Spiorunowała wzrokiem przedstawiciela piekielnej spółki i pobiegła w kierunku drzwi. Uchyliła je zdecydowanym ruchem i gestem wskazała Krzysztofowi, by opuścił mieszkanie. Ten w odpowiedzi jedynie zachichotał nieprzyjemnie.
– Natychmiast się stąd wynoś! Rozumiesz?! – krzyknęła. – Bo inaczej… Bo zadzwonię po policję i cię zgarną!
– Jaką znowu policję? – Diabeł aż się skrzywił. – Nie bądź śmieszna. A poza tym, podpisałaś umowę. Ja ją jedynie przyszedłem wyegzekwować.
– Nie podpisywałam żadnej umowy, do ciężkiej cholery!
– Nie? A co my tu mamy? – Krzysztof wyświetlił na ekranie telefonu zdjęcie formularza zawierającego szereg zgód marketingowych i innych oświadczeń, a następnie pokazał je Karolinie. – Poznajesz? Równo rok temu zamawiałaś na jednej z chińskich stron robota do mycia szyb.
Kobieta otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale jedynie zamruczała coś niewyraźnie pod nosem. Krzysztof wziął odgłos za potwierdzenie, więc kontynuował:
– No i właśnie. Podczas zamówienia zaznaczyłaś opcję wyrażenia zgody na wszystko, co tylko się dało, w tym na zawarcie piekielnego kontraktu i oddanie nam swojej duszy.
– Chwila, ale ja to zaznaczałam tylko tak o!… Proforma, czy jak to tam było… Chciałam zaoszczędzić trochę czasu. Na Boga, przecież wszyscy tak robią!
– A jakby wszyscy skakali z mostu, to też byś skoczyła? Co to w ogóle za argument? Jesteś dorosłą kobietą. Wydawać by się mogło, że odpowiedzialną, a potem mi wyskakujesz z czymś takim… Ale to wszystko i tak pozostaje bez znaczenia. Zaznaczyłaś zgodę, więc, jak to mówią, po zawodach.
Po tych słowach Krzysztof przybliżył się do Karoliny tak bardzo, że ich nosy niemal się stykały. Wyciągnął prawą rękę nad ramieniem kobiety i oparł ją o ścianę, jednocześnie blokując drogę do wyjścia z mieszkania. W powietrzu czuć było woń siarki. I w tym momencie niespodziewanie w progu stanęła krępa kobieta w granatowym uniformie, z plakietką konsultantki ejwonu.
– Dzień dobry…?
– Pani wybaczy, jesteśmy chwilowo zajęci – odpowiedział Krzysztof, dalej praktycznie przytulony do właścicielki mieszkania.
– My… Ja… – wybełkotała Karolina.
Konsultantka najwyraźniej opacznie zrozumiała sytuację, gdyż w odpowiedzi jedynie lubieżnie oblizała wargę i porozumiewawczo uniosła brwi.
– A może mogłabym…
– Bez szans – uciął Krzysztof.
Twarz konsultantki przybrała odcień bliski purpury, a jej usta nienaturalnie się zwęziły.
– W takim razie proszę sobie nie przeszkadzać, wpadnę w innym terminie. Ciao! – rzuciła z przekąsem na odchodne.
Diabeł odprowadził kobietę wzrokiem. Karolina wykorzystała ten moment nieuwagi, po czym odepchnęła zaskoczonego diabła i rzuciła się w głąb mieszkania. Przez ułamek sekundy rozważała, czy powinna chwycić nóż i próbować stawić opór, czy raczej lepszą opcją było wyskoczyć przez okno, licząc, że w ten sposób ucieknie. Ostatecznie uznała, że upadek z drugiego piętra będzie skutkował najwyżej skręceniem kostki, więc chwyciła klamkę i ją nacisnęła. Na parapecie siedział Krzysztof i przyglądał się kobiecie badawczo.
– Dlaczego próbujesz uciec? – zapytał poważnym tonem. – Przecież to bezcelowe.
– Ki czort?! – krzyknęła wyraźnie zaskoczona Karolina.
– Do usług. – Krzysztof wykonał gest mający imitować szlachecki ukłon.
Pod zrezygnowaną kobietą ugięły się nogi.
– Czy możemy chociaż renegocjować zawartą umowę? – wypaliła, unosząc głowę.
– Co masz na myśli? – zapytał zaintrygowany mężczyzna.
– Nie odbierzesz mi duszy, ale w ramach rekompensaty zostanę twoją asystentką. – Dostrzegając błysk zaciekawienia w oku rozmówcy, kontynuowała: – Praca windykatora dusz musi być bardzo stresująca… No i chyba nudno tak, w pojedynkę…
Krzysztof zaniemówił, chyba pierwszy raz w tym stuleciu. Przez kilka uderzeń serca wyraźnie bił się z myślami, aż w końcu wyszczerzył zęby i powiedział:
– Spiszemy aneks i do roboty!
2
Sportowa beemka, model E36, z rykiem silnika przemierzała ulice Olsztyna. Licznik wskazywał pięćdziesiąt osiem kilometrów na godzinę.
– Ajm on maj haaaaajłej tu helll! – Krzysztof wydzierał się na cały regulator łamaną angielszczyzną.
– Czy naprawdę musimy słuchać tych wyjców? – rzuciła z przekąsem Karolina.
Mężczyzna wcisnął hamulec w podłogę, samochód stanął dęba.
– Trochę szacunku dla klasyki – syknął.
– Dlaczego? Bo jest stara? – parsknęła Karolina. – Nie ruszymy do przodu, jak będziemy się przez całe życie oglądać za siebie.
W odpowiedzi Krzysztof jedynie wykrzywił usta, ale nie skomentował. Zamiast tego wrzucił bieg i samochód ponownie ruszył. Diabeł nie miał już ochoty do nucenia ulubionych melodii, więc podróż mijała w grobowej ciszy, jeżeli nie liczyć szumu wiatru i pracy silnika.
Zrezygnowana Karolina wyglądała przez szybę i obserwowała kolejne mijane budynki. W jej głowie kłębiła się setka myśli na sekundę. Nigdy nie była w ciąży, ale tak właśnie wyobrażała sobie owe słynne huśtawki nastrojów. Gdy uciekała przed Krzysztofem, była przerażona. Jak piekielny wysłannik zgodził się, żeby została jego asystentką, zalała ją fala ekscytacji. Kobieta uśmiechnęła się do własnych myśli, jakby odtwarzała lekko kompromitującą scenę sprzed lat, chociaż poznała diabła ledwie kilka godzin temu. A co czuła obecnie? Najwyraźniej nic, może lekkie znużenie. A co jeżeli bezpowrotnie utraciła możliwość odczuwania radości?
Głos Krzysztofa wyrwał Karolinę z objęć prawie metafizycznych rozważań.
– To jak? Jesteś gotowa na pierwsze oficjalne zlecenie? – zapytał.
– A czy papież sra w lesie?
– Słucham?! – Krzysztof nawet nie próbował ukryć oburzenia. – Wiesz, mamy taką niepisaną zasadę, że nie oczerniamy konkurencji. To zwyczajnie nieeleganckie i wbrew etyce zawodowej.
W odpowiedzi Karolina aż uniosła brwi ze zdumienia.
– Ty tak poważnie? Przecież to był tylko żart. Nie macie w piekle poczucia humoru, czy ki diabeł?
– Zapomnij. – Krzysztof z rezygnacją machnął ręką. – Proszę cię, skup się teraz, bo nie będę powtarzał. Naszym celem jest Jan Kowalski z Nagórek. Najpierw…
– Co zrobił? – wtrąciła Karolina.
– Prosiłem, żebyś się skupiła… Na pytania przyjdzie jeszcze czas – strofował ją Krzysztof. – Gość brał udział w loterii SMS, w której warunkiem udziału była akceptacja regulaminu. Z kolei z paragrafu siódmego, ustęp piąty, punkt czwarty, tiret… – urwał, widząc, że Karolina ostentacyjnie ziewa. – W skrócie, w przypadku przegranej zgodził się na dwadzieścia lat sprzątania czyśćca.
– Zawsze działacie według tego samego schematu?
– Ludzie nie czytają oświadczeń i regulaminów, więc po co się silić na bardziej skomplikowane numery? – Wzruszył ramionami.
– W sumie… – przytaknęła. – A tak w ogóle, utrzymanie czyśćca leży w gestii sił piekielnych?
– Broń Lucyferze! To jest zadanie tych z góry, zresztą wyjątkowo niewdzięczne. Jednak rzecz polega na tym, że niebo słabo stoi z tanią siłą roboczą. I tu wkraczamy my, cali na biało. Czy tam czerwono… – zachichotał. – A wszystko za odpowiednią opłatą, ma się rozumieć. – Krzysztof wyszczerzył zęby w paskudnym uśmiechu.
– To częsta praktyka? Taki outsourcing?
– Byś się zdziwiła, jak bardzo – zapewnił.
– A w drugą stronę?
– Co w drugą stronę? – Krzysztof wydawał się zbity z tropu.
– Skoro diabły wykonują robotę przeznaczoną dla aniołów, to czasem bywa tak, że zadania piekła przejmuje niebo?
– Oj tak. – Twarz diabła rozpromieniła się w paskudny sposób, a w oku zabłysł mściwy ogień. – I to w sposób… Rzekłbym: instytucjonalny – zachichotał. – No, ale dość tego ględzenia, robota czeka.
Krzysztof zaparkował samochód w strefie płatnego parkowania, po czym udał się w bliżej nieokreślonym kierunku, w poszukiwaniu parkomatu. W tym samym czasie Karolina wlepiała wzrok w drzwi do bloku i, pogrążona w ekscytacji, aż przebierała nogami.
3
– Cholernie długo nie wraca – mruknęła pod nosem. – A gdyby tak…?
Karolina otworzyła drzwi samochodu i sięgnęła po teczkę przypisaną do aktualnego zlecenia. Następnie otworzyła ją i przeleciała wzrokiem po wytycznych.
– Bułka z masłem – rzuciła od niechcenia.
Kobieta wzięła teczkę pod pachę i pewnym krokiem ruszyła w kierunku drzwi. Wybrała odpowiedni numer mieszkania i nacisnęła przycisk domofonu. Cztery uderzenia serca później usłyszała w odpowiedzi zaspany, męski głos:
– Taaak…?
– Dzień dobry, ja do pana… – Zrobiła krótką pauzę. – Pana Jana Kowalskiego, zastałam może?
– To ja, w czym mogę pani pomóc? – Mężczyzna jakby momentalnie w pełni się obudził.
– Jak mnie pan wpuści, to wszystko wyjaśnię – odpowiedziała Karolina, usiłując nadać głosowi możliwie dużo kokieterii.
– Ja… O… Oczywiście!
4
Karolina weszła do mieszkania i omiotła wzrokiem wnętrze, które sprawiało wrażenie dokładnego odbicia jej wyobrażenia o tym, jak powinna wyglądać nora starego kawalera. Prychnęła z pogardą, co jednakże zupełnie umknęło Kowalskiemu, który stał z rozdziawioną gębą i wlepiał ślepia w asystentkę diabła.
– Co panią sprowadza? – wybełkotał mężczyzna.
– Obawiam się, że muszę pana zabrać – westchnęła. – Jestem przedstawicielką spółki „Piekło Spółka z nieograniczonym brakiem odpowiedzialności”.
– Zabrać? A ja jestem taki bezbronny… – Kowalski wysilił się na żart. – A z tym piekłem, to tak na poważnie?
Karolina z zażenowania aż wywróciła oczami. Otworzyła teczkę, przekartkowała jej zawartość i wyjęła dokument. Wręczyła go mężczyźnie.
– Zupełnie poważnie. Czytaj – rozkazała.
Kowalski zaczął czytać treść pisma, uśmiech stopniowo znikał mu z twarzy. Gdy zakończył lekturę, powiedział:
– Ale jak to?
– Normalnie. Trzeba było przeczytać regulamin.
– Nikt nie czyta regulaminów! – oburzył się mężczyzna.
– To już nie mój problem. Idziemy! – poleciła.
– Nie!
– Nie?
– Nie…? – Ni to potwierdził, ni zapytał właściciel mieszkania.
Ile to już razy Karolina słyszała w swoim życiu, że nie może tego, nie może tamtego, że ma słuchać i wykonywać polecenia. Bo inaczej zwyczajnie nie wypada, bo jest młodsza, bo jest kobietą, bo coś tam.
Dość już tego, pomyślała.
Gdyby emocje wydawały dźwięki, to w mieszkaniu Kowalskiego rozległby się donośny huk. Bariera psychiczna zbudowana przez ludzi roztrzaskała się, niczym kula śnieżna zrzucona z ogromnej wysokości.
Paskudny uśmiech zagościł na twarzy Karoliny, gdy wymierzyła pierwszy cios. Kowalskiego odrzuciło, jakby był szmacianą lalką, a nie dorosłym mężczyzną. Niespodziewanie zdobyta siła, zarówno zaskoczyła, jak i podnieciła kobietę. Czy zawdzięczała ten przypływ mocy zawarciu piekielnego kontraktu? A może miała ją w sobie zawsze, tylko nie wiedziała, gdzie szukać? Spojrzała na własne zaciśnięte pięści i oblizała lubieżnie wargi.
Kowalski wstał z jękiem bólu i skrzyżował ręce, jakby broniąc się przed kolejnym uderzeniem.
– Idziemy – powtórzyła Karolina.
Upajała się władczością, która biła z jej głosu. To było nowe uczucie, ale wspaniałe i potężne, więc pochłonęło ją bez reszty.
– T… Tak… – potwierdził.
W tym momencie do mieszkania wszedł Krzysztof. Wystarczył mu jeden rzut okiem, by w mig pojąć sytuację. Widząc świeżą krew na twarzy Kowalskiego, skrzywił się nieznacznie.
– Nie dało rady załatwić sprawy po dobroci? – zapytał.
– Stawiał opór, nie miałam wyjścia – zapewniła Karolina.
– Mhm… – Krzysztof wyraził cały wachlarz uzasadnionych wątpliwości. – Powinnaś była na mnie poczekać.
– Zniknąłeś na tak długo, że uznałam to całe zlecenie za test – odpowiedziała figlarnie. – Ale poradziłam sobie, prawda?
– Tak… Myślę, że tak – westchnął. – Ogarnij jeszcze tylko transfer Kowalskiego, poczekam w samochodzie.
5
Krzysztof w milczeniu wsiadł do beemki, chwycił kierownicę i z donośnym westchnieniem wypuścił powietrze z płuc. Niby Karolina wywiązała się z obowiązków asystentki, praktycznie samodzielnie zrealizowała zlecenie, a jednak diabłem targały wątpliwości. Nie tak to miało wyglądać.
– Jedziemy coś przekąsić? – zapytała Karolina, otwierając drzwi od strony pasażera.
– Właśnie obiłaś człowiekowi mordę i chcesz… Jeść? – wydukał.
– Dlaczego nie? Jestem głodna.
– Załamujesz mnie… A jak tam Kowalski? Już w czyśćcu?
– Tak, dostałam SMS z potwierdzeniem – odpowiedziała. – A w kwestii jedzenia…?
Karolina umościła się na fotelu i spoglądała na Krzysztofa wyczekująco. Diabeł westchnął przeciągle, uruchomił silnik i włączył kierunkowskaz.
– Ulica jest zupełnie pusta – zauważyła kobieta.
– Jakie to ma znaczenie…? A, ten kierunkowskaz? I tak nie działa. – Machnął ręką. – Masz ochotę na jakiegoś fast fooda? Znajomy ostatnio otworzył fajną knajpkę, w której serwuje szczególny rodzaj hot dogów…
– A co w nich takiego niezwykłego?
– Wszystko – odpowiedział Krzysztof, a w oczach błysnął mu płomień.
– Wolałabym pizzę.
Z twarzy diabła zniknął cały entuzjazm.
– Jak sobie chcesz – przytaknął. – Chciałabyś mi opowiedzieć o swoim pierwszym zleceniu?
– Przecież wszystko widziałeś.
– Owszem, widziałem i właśnie dlatego chciałem o tym pogadać. Widzisz, przemoc to… Dość, powiedzmy, śliski temat. Łatwo się wciągnąć, a stosunkowo trudno opanować.
Karolina spojrzała na diabła badawczo, po czym się uśmiechnęła, sprawiając wrażenie niewinnej dziewczynki przyłapanej na podbieraniu mamie podpasek.
– Wiesz, miałem kiedyś kota i jemu też momentami odwalało – kontynuował Krzysztof. – Ale on był przynajmniej zabawny. Oczywiście nie zawsze, ale czasem. On… Cholera, mam na myśli, że miewał momenty. Rozumiesz? Natomiast to, co ty tutaj…
– Oj, już nie przesadzaj! Zostawiłeś mnie samopas, to jakoś musiałam sobie poradzić – odgryzła się Karolina. – Kowalski potrzebował odrobiny motywacji, a ja… Skąd miałam wiedzieć, że jestem teraz taka silna? I do tego zachowanie tego gościa. On był bezczelny, wiesz? A ja mam już dosyć bycia traktowaną z góry. Coś we mnie pękło i uderzyłam go, a on… Tak go odrzuciło, dosłownie leciał w powietrzu!
– A da się lecieć inaczej, niż w powietrzu? – skomentował Krzysztof.
– Nie bądź złośliwy – żachnęła się Karolina. – Zmierzałam do tego, że Kowalski solidnie zapracował na to, by dostać po pysku.
– Są inne metody…
– Daj już spokój, zareagowałam odruchowo, pod wpływem emocji i bez świadomości własnej siły. Ale zlecenie zrealizowałam, prawda? Nie dąsaj się już. Obiecuję, że od tej pory po rozwiązania siłowe będę sięgała tylko w ostateczności. Dobrze?
Pełen pasji błysk w oczach asystentki i coś w rodzaju półuśmiechu zastygłego na jej twarzy, niepokoiły Krzysztofa.
– Dobrze, ale będę cię uważnie obserwował.
– Zgoda.
– To mamy ustalone – podsumował Krzysztof. – Czyli teraz pizza?
– Pizza – potwierdziła Karolina.
6
Ta część miała być poświęcona kolejnym zleceniom z udziałem Karoliny. Jednakże, w ich trakcie działy się wydarzenia tak drastyczne i ohydne, że autor podjął decyzję o odstąpieniu od ich opisania. Wszystko w trosce o Was, szanowni Czytelnicy. Uwierzcie na słowo, że pewne kwestie lepiej pozostawić niedopowiedziane.
7
[DWA TYGODNIE PÓŹNIEJ]
Krzysztof wpatrywał się w szalone oblicze asystentki. Wydarzenia ostatnich dni, niczym migawka przeleciały mu przed oczami. Wizja czystego obłędu, którego był świadkiem, sparaliżowała diabła. Mieli być jak Bonnie i Clyde, ona i on. Mieli stanowić idealny duet piekielnych windykatorów. Wysłannik piekieł i jego ludzka asystentka. Para niemalże doskonała. A jednak coś poszło nie tak.
Może sprawiła to naiwność Krzysztofa, a może wrodzona, czysto ludzka skłonność do przemocy, ale każde kolejne zlecenie z udziałem Karoliny coraz bardziej przypominało krwawą jatkę. Jednocześnie pełna skuteczność nowych, brutalnych metod była niezaprzeczalnym faktem, więc diabeł nie mógł protestować. A może właśnie powinien? Nie miał już pewności.
W tym momencie do Krzysztofa dotarło, że jak tak dalej pójdzie, to stanie się zupełnie zbędny. Jak miał konkurować z Karoliną, skoro on miał jakieś skrupuły, a ona nie? Jednak to poeta miał rację. Prawdziwe piekło zgotowaliśmy sobie sami, tutaj na ziemi.
Ostatecznie wzrok Krzysztofa utkwił w tafli lustra. Spojrzał na własne odbicie, potem na Karolinę. I nie wiedział już, kto tak naprawdę jest diabłem.