
Ostatnio dostawca kablówki mocno mnie zawiódł. Poważnie myśląc o zmianie, na szybko stworzyłam ten tekst. Są wulgaryzmy.
Zapraszam i dziękuję za Wasz czas. :)
Ostatnio dostawca kablówki mocno mnie zawiódł. Poważnie myśląc o zmianie, na szybko stworzyłam ten tekst. Są wulgaryzmy.
Zapraszam i dziękuję za Wasz czas. :)
Budzik znowu wyrywa mnie z cudownego snu. Czwarta. Za oknem jeszcze ciemno, nic dziwnego, przecież to końcówka lutego. Prawdopodobnie chmury zakryły całe niebo i tradycyjnie dziś pewnie zdrowo sypnie śnieżycą.
Z niechęcią zwlekam się z łóżka, zamykam drzwi sypialni.
Niemrawo wyruszam tradycyjną trasą, a potem schodzę na parter.
Po przygotowaniu śniadania, ciągle zaspana, uruchamiam telewizor. Przecierając oczy, z ciekawością spoglądam na monitoring kamer, zainstalowanych w pobliżu stacji przekaźnikowej naszego dostawcy kablówki. Zobaczę dziś, w skali jeden do jednego, sypiące obficie płatki śniegu, czy tylko, tradycyjnie, jak co dzień, powiewające tuż przy kamerze pajęczyny?
Ulice są jeszcze opustoszałe, miasto powoli budzi się do życia.
Moją uwagę zwraca elegancki czerwony samochód, parkujący przy urzędzie pocztowym.
– Ale by było, gdyby kierowca wyciągnął z bagażnika… hmm… dajmy na to… worki ze… zwłokami! – wypowiadam cicho przychodzącą mi do głowy myśl, do której uśmiecham się z pobłażaniem, pałaszując jednocześnie kanapkę z szynką.
Obserwuję uważnie zapis monitoringu, by dzięki niemu choć nieco się wybudzić.
A kierowca wysiada, otwiera bagażnik i istotnie wyjmuje z niemałym trudem dwa potężne, czarne wory na śmieci.
– Biedny człowiek, gdyby tylko wiedział, że teraz go obserwuję i posądzam o to, że jest mordercą! – mówię szeptem, chichocząc złośliwie.
Rozbawiona śledzę jego ruchy, gdy z wysiłkiem wlecze pakunki pod śmietnik przy pobliskim sklepie. Znika z obszaru widzenia, ale zaraz pojawia się znowu.
– No, i gdzie te zwłoki, proszę pana? – pytam szyderczo obserwowanego mężczyznę, gadając ciągle do siebie. Zerkam na ekran telewizora i popijam gorącą herbatą ostatnie kęsy kanapki. – Taki pakowny wóz, a trupów brak?
Nieznajomy, jakby mnie słyszał, pospiesznie wraca do auta i wyjmuje kolejne worki z bagażnika. Zastygam i prawie krztuszę się połykanymi okruchami, gdy zauważam, jak z jednego pakunku wystaje… nieruchoma i dziwnie usztywniona ludzka ręka.
Mężczyzna znika z widoku kamery, a ja oszołomiona spoglądam ciągle w ekran.
– To przecież niemożliwe. Naoglądałam się horrorów i oto skutki! – karcę się cicho, próbując przejść do porządku dziennego nad tym, co widziałam. – Może jeszcze śpię? Auć! – Sprawdzające uszczypnięcie w rękę zabolało.
Jednak to nie sen.
Podchodzę bliżej telewizora, wypatruję nerwowo jakiegokolwiek ruchu. Nic. Nieznajomy przepadł, jego samochód stoi nadal przed budynkiem poczty, a ja czuję, że zaczyna oblewać mnie zimny pot.
– Powinnam to chyba gdzieś zgłosić? – gorączkuję się. – Na policję? A może do straży miejskiej? Tylko – co ja im powiem? Że nie mam pewności, ale chyba przy podglądzie monitoringu sieciowej kablówki widziałam ludzką rękę, wystającą z worka na śmieci? Równie dobrze to mogła być noga, wszędzie ciemno, bo latarnia za mocno oddalona! Tego mi tylko brakowało! Po co włączałam ten telewizor?
Próbuję zebrać myśli i uspokoić się, przypominając cel uruchomienia odbiornika.
– Prognoza pogody! – stwierdzam triumfalnie. – Chciałam sprawdzić prognozę pogody na dziś.
Błądzę przyciskami po kanałach, udając, że zapomniałam o tamtym zdarzeniu i że poszukuję programu informacyjnego. Ręka mimowolnie znowu wystukuje numer kamery monitoringu przy poczcie.
Mężczyzna jest przy swoim aucie i wywleka z niego kolejne czarne pakunki. Niewielka osobówka, a mieści ich chyba z tonę! Stoję naprzeciwko i wpatruję się, wyobrażając sobie miliony dokończeń obserwowanej sceny.
A jednak rzeczywistość przechodzi nawet moją bujną wyobraźnię – tym razem z worków wypadają na chodnik i toczą się po nim cztery zakrwawione ludzkie głowy. Nie mam co do tego żadnych wątpliwości.
Teraz wrzeszczę już, jak opętana, upuszczam trzymaną w trzęsących się dłoniach szklankę, dostaję spazmatycznych drgawek. A podejrzany typ spokojnie pakuje zguby z powrotem do foliowego opakowania, po czym podnosi wzrok, uśmiecha się i macha do kamery, jakby doskonale wiedział, że przez cały ten czas go śledzę.
Niczego więcej nie pamiętam, upadam.
Budzi mnie wściekły dźwięk telefonu, leżącego na szafce. Podczołguję się prawie nieprzytomna. Dyrektor nie potrafi zrozumieć, czemu akurat w dniu tak ważnej narady nie odbieram tak długo i nie dotarłam jeszcze do miejsca pracy. Próbuję przepraszającym tonem wybełkotać coś o nieszczęśliwym wypadku w domu i zakańczam rozmowę. Całe szczęście, że są ferie szkolne, więc nie ma zajęć lekcyjnych. A konferencję pal licho!
Rozglądam się dookoła. Leżę na dywanie przed telewizorem, mocno poobijana o sąsiednie meble. Dookoła widzę rozrzucone okruchy potłuczonej szklanki. Na ekranie kilkoro mieszkańców mojej dzielnicy spokojnie udaje się na pocztę lub z niej wychodzi. Jest środek dnia, lecz wszystkie zasłony wciąż pozostają u mnie opuszczone.
Co jest? Czy ja zemdlałam? Spałam tu przez pięć godzin? – myślę zdezorientowana, podnosząc się ociężale.
Kiedy przypominam sobie oglądane wcześniej w telewizorze zdarzenia, uznaję je za koszmar senny. Przecież nic takiego nie mogło zajść naprawdę. Dla świętego spokoju godzę się na najprostsze rozwiązanie. Na najwygodniejsze wyjaśnienie.
A jednak sylwetka mężczyzny z worami pełnymi zwłok towarzyszy mi odtąd co noc. Podobnie jest podczas każdego uruchamiania telewizora. Mija dzień za dniem, a ja nie umiem już prawie zupełnie spać, wypoczywać, zapomnieć. Obraz, zapamiętany tamtego ranka, staje się moim przekleństwem, obsesją, obłędem. Jestem przesadnie rozdrażniona i niespokojna. Żadne działania, nawet krótkotrwałe próby zajęcia umysłu czy ciała nowymi zadaniami, nie są w stanie wymazać z pamięci tych makabrycznych scen.
Wreszcie nachodzi mnie myśl, która powoduje lekki zawrót głowy.
– Że też wcześniej, głupia, nie wpadłam na to najprostsze rozwiązanie! – wygłaszam sama sobie pretensje.
Wystukuję zapisany w pamięci telefonu numer i łączę się z dostawcą telewizji.
– Słucham?
– Dzień dobry. Nazywam się Anna Leśniewska i jestem państwa klientką.
– Dzień dobry. O co chodzi, pani Leśniewska? – Konsultantka jest jak zwykle nad wyraz uprzejma.
– Czy zapis monitoringu jest utrwalany na państwa taśmach przez dłuższy czas?
Po chwili ciszy pracownica odpowiada pytaniem:
– To znaczy?
– Czy macie zapis monitoringu z ostatnich kilku dni?
– Z naszych kamer?
– Tak.
– W typowej sytuacji mamy, oczywiście.
– Nie rozumiem. Jak to „w typowej sytuacji”?
– A pani pyta tak w ogóle, czy chodzi o jakieś konkretne daty?
– O ostatnie trzy dni. A ściślej o wtorek, dwudziestego dziewiątego lutego.
Znowu cisza. Niepokojąca, dziwna, zdumiewająca.
– A… to nie mamy.
– Dlaczego?
– Bo od tygodnia technicy zmagają się z awarią. Nie działa żadna z kamer monitoringu.
– Co takiego? To niemożliwe.
– Czemu pani tak twierdzi?
– Oglądałam podgląd waszej kamery rankiem we wtorek dwudziestego dziewiątego lutego. Tej przy urzędzie pocztowym. Zresztą później także, około południa. Wszystko działało bez zarzutu.
– O której to było godzinie? – Odnoszę wrażenie, że w jej głosie słyszę skrzętnie ukryty niepokój.
– Około czwartej rano.
Znowu cisza.
A potem stłumiony szept gdzieś w tle:
– Widziała cię!
– Co? Kto?
– Ta baba z Kwiatowej. Sprawdzała monitoring przy poczcie!
– Halo? – dopominam się o odpowiedź.
– Chwileczkę. Zaraz to sprawdzę – mówi mi pospiesznie.
– Ta Leśniewska. Wiesz, co łazi nocami do klopa! – szepcze dalej tak wyraźnie, że ciarki przebiegają mi po plecach.
Jakiś męski głos klnie siarczyście w tle.
– Ekhm! – Ze wzburzeniem odchrząkuję głośno do telefonu. – Nie wstaję do klopa, jak to pani była uprzejma określić, a czwarta rano to wcale nie jest noc dla pracujących z dala od domu i dojeżdżających środkami komunikacji miejskiej! – stwierdzam na koniec ostrym tonem.
Cisza w słuchawce świadczy o sporym zaskoczeniu.
Zatkało kakao? – myślę z satysfakcją.
– Przepraszam, jakieś zakłócenia na linii – odzywa się w końcu niepewnym głosem. – Sprawdzimy to i damy pani znać!
Niewątpliwe zdenerwowanie i nagłe zakończenie rozmowy przez konsultantkę budzi we mnie strach. Próbuję odtworzyć sobie z pamięci niewyraźne szepty, które dosłyszałam. Czy to możliwe, aby dostawca telewizji maczał palce w całej tej historii? Dobre sobie! Naiwnie liczyłam na udostępnienie taśmy z monitoringu, tymczasem prawdopodobnie została ona dawno zniszczona. Była jedynym dowodem.
A ja… Niech to szlag trafi! Ja przecież jestem prawdopodobnie jedynym świadkiem! Wyobraźnia znowu pędzi dalej, pokazując mi szczegółowo, scena za sceną, co może mi zrobić ów nieznajomy mężczyzna, przyuważony z worami pełnymi poćwiartowanych zwłok…
Słabnę momentalnie, osuwam się na krzesło i ciężko dyszę. To zdecydowanie nie na moje stargane nerwy.
Zaraz… znowu przebłysk świadomości. A jednak jeszcze myślę! Czyli – jak mawiał filozof – jestem. Czyli – żyję!
No dobrze, do rzeczy. Skoro targał tyle worów, musiał je tam celowo zostawić. Miał taki plan! Mróz mrozem, ale kontenery przy sąsiadującym z pocztą sklepie długo nie utrzymają przed otoczeniem zapachu, jaki musi wydobywać się ze świeżo pochowanych zwłok. W dodatku wyraźnie widziałam, że zostały poćwiartowane, przynajmniej niektóre. Krwawią. A krew też cuchnie.
Spoglądam na ścienny grafik terminu odbioru odpadów. Na tamtej ulicy wskazano jutrzejszą datę. Czyli mam jeszcze jakieś dwadzieścia godzin z hakiem.
Decyzję podejmuję w ciągu ułamka sekundy. Wkładam na siebie czym prędzej coś ciepłego, wychodzę z domu i biegnę w kierunku urzędu pocztowego. Kiedy tam docieram, jest już zmierzch. Podchodzę ostrożnie do pojemników, pilnie rozglądając się, czy nikt mnie nie widzi. Mróz jest siarczysty, niewiele czuję, śladów krwi także nie widzę. Przyglądam się uważnie udeptanemu śniegowi. Światło latarni rzuca tu tylko mdłe smugi.
Parking przy sklepie powoli pustoszeje, odczekuję jeszcze chwilę i wreszcie staram się otworzyć potężne wieko kontenera na odpady. Zaglądam do środka. Uderza mnie odór tak potworny, że dosłownie skręca wnętrzności. Różnorodność oraz pokaźna ilość wszelakich śmieci początkowo nie pozwala rozróżnić niczego konkretnego.
– Zaraz, muszę to sprawdzić, wejdę głębiej i pogrzebię – powtarzam sobie, sapiąc z wysiłku. – Tam na pewno są ukryte zwłoki! Muszę to sprawdzić, bo nie dam rady dłużej, bo nie wytrzymam, bo się zamęczę tą niepewnością…
Wykorzystując jakąś porzuconą skrzynkę staję wyżej i podciągam się, aby za moment zanurzyć część tułowia w cuchnącym wnętrzu. Dostrzegam czarne worki umiejscowione na samym dnie.
– Widzisz, kochanie? – Słyszę nagle od strony sklepu karcący głos kobiecy. – Chcesz skończyć, jak ten kloszard, w kontenerze na odpady? Tatusia i mnie kiedyś zabraknie, nie będziemy cię wiecznie utrzymywać, synu! Musisz wreszcie wydorośleć!
Nieruchomieję i trzeźwieję błyskawicznie.
– Kurde, co ja tu robię? Szukam ludzkich zwłok, grzebiąc w kontenerze na śmieci? – mówię cicho do siebie, zdruzgotana i zawstydzona takim zachowaniem. – Jak do tego doszło? Po co? W jakim celu tu włażę? Niczym bezdomny kloszard. Stoczyłam się tak bardzo? Oszalałam? Chyba tak…
Gramolę się nieporadnie, wychodząc z baniaka i słysząc kontynuowane pouczenia matki jakiegoś nastolatka:
– Najwyższy czas zabrać się do nauki, zdać maturę i złożyć papiery na studia…
– Pa-pani profesor? – duka zaskoczony chłopak, wpatrując się we mnie, jakby zobaczył ducha.
Wyrazu twarzy jego matki nie sposób opisać.
Kłaniam się nisko jej i mojemu uczniowi, którym okazuje się syn dyrektora liceum. Następnie otrzepuję się i bez słowa, z niewyraźnym uśmiechem odchodzę, pozostawiając za sobą przerażającą woń i równie przerażające wrażenie. Cóż, jutro nie powinnam się raczej spodziewać nagród ani pochwał ze strony mojego pracodawcy… Będzie cudem, jeśli mnie nie zwolni dyscyplinarnie.
Powróciwszy do domu, wziąwszy porządny prysznic i położywszy się spać, podejmuję nareszcie decyzję, że odtąd zapominam definitywnie o obejrzanych przed kilkoma dniami obrazach. Postanawiam, że jutro zmienię dostawcę telewizji kablowej. Niech nawet zerwanie umowy z poprzednim słono kosztuje, niech będzie to kłopotliwe i niewygodne, nieważne!
Aha, i postanawiam, że koniecznie muszę przy zerwaniu umowy podkreślić, że faktycznie kilka dni temu zdawało mi się jedynie i dwudziestego dziewiątego lutego nie oglądałam żadnego obrazu z kamery, z całą pewnością była to nieprawda. Po prostu wieczorem dnia poprzedniego zainteresował mnie krwawy horror, przy którym zasnęłam w nocy i przypomniałam sobie o nim dopiero rankiem, doznając halucynacji.
Muszę na zimno ocenić sytuację i podjąć jedyną słuszną decyzję. Nie będę się narażać jakiemuś mordercy, grasującemu w mojej dzielnicy i ćwiartującemu zwłoki, które później ukrywa w pobliskich kontenerach! Nie ma mowy! Jest dopiero początek marca, jeszcze sporo miesięcy do Sylwestra, a to przecież nie moja wina, że trwa przestępczy rok…
Hej!
Przyjemne opowiadanko. (Jeśli opowiadanie o ćwiartowanych ciałach w śmietniku może być przyjemne…) Ekhem. Chciałem powiedzieć, że dobrze się czytało. Znaczy się jest dobrze napisane… czy coś.
Zastanawia mnie jedna kwestia.
czemu akurat w dniu tak ważnej narady nie odbieram tak długo
Tylko mi to brzmi jakby pracowała w korpo? I to takim złowieszczym, wiesz, takim z tych wszystkich filmów, w których nikczemna korporacja wprowadza światową dyktaturę.
– Pa-pani profesor?
A tu się okazuje, że uczy w liceum.
No nie wiem, pewnie to tylko moje odczucia, ale po nauczycielce spodziewałbym się raczej jakiejś rady pedagogicznej, a nie ważnej narady.
Fajny tekścik, dałbym klika…
Pozdrawiam!
ani pospolity, ani niepospolity, taki w sam raz
Serwus, Bruce,
Bardzo fajne opowiadanie. (Powiedz mi jeszcze, że napisałaś je wczoraj!)
Jest zagadka, która wciąga i dobre zakończenie.
Gratuluję, klikam!
rr
Co zrobić, kiedy ktoś przyłapie nas na grzebaniu w śmietniku?
Odpowiedzieć, że szukamy dysku z bitcoinami! Być może, zamiast krzywo patrzeć, szybko się przyłączy!
Podobała mi się atmosfera opowiadania – niepewność, czy to, co przydarzyło się bohaterce jest urojeniem, czy naprawdę doszło do zbrodni. Czytałem z ciekawością i wyobrażałem sobie zarówno sytuację, jak odczucia głównej bohaterki. Opowiadanie z pogranicza fantastyki (lub fantastyczność zależy od interpretacji). I dowód, że fantastyka pomaga radzić sobie z rzeczywistością. Fajna gra słów/skojarzeń w tytule i oczko do czytelnika (końcówka lutego).
Gryzoku_Półpospolity, oczywiście ta “narada” trochę celowo dla zmyłki, aby jak najdłużej trzymać w niepewności, ale fakt faktem, że narady w szkołach także się zdarzają. )
Dzięki i pozdrawiam serdecznie. ;)
Robercie Raksie, bardzo dziękuję; rzeczywiście tak napisałam, od wczoraj miałam zagadkową blokadę kanałów dziecięcych i oczywiście magia Portalu zadziałała – już teraz odbierają wszystkie, Syn zadowolony. :) Mimo to myślę o zmianie. :)
Pozdrawiam serdecznie. ;)
Marzanie, ten link pewnie w nawiązaniu do mojej stopki, dobry! :) Wrażenia, które opisałeś, były dokładnie takimi, jakie zamierzałam w Was wzbudzić, dziękuję i bardzo się cieszę. ;)
Pozdrawiam serdecznie. ;)
Pecunia non olet
bruce
Bohaterka była świadkiem, sama to przyznała. Prawdopodobnie jedynym. Więc czy wystarczy zapomnieć i się wyprzeć tego, co się zobaczyło?
A podejrzany typ spokojnie pakuje zguby z powrotem do foliowego opakowania, po czym podnosi wzrok, uśmiecha się i macha do kamery, jakby doskonale wiedział, że przez cały ten czas go śledzę.
Rok przestępczy… (zdecydowanie to element fantastyczny). Czy taki rok, to coś jak “noc oczyszczenia” tylko dłużej?
Jakie były jej dalsze losy pewnie nigdy się nie dowiemy, ale ciekawość pozostanie:)
Dobre opowiadanie i fajnie nakreślona bohaterka.
Pozdrawiam:)
George’u Hornwoodzie, tę ciekawość także zamierzałam rozbudzić. ;)
Dziękuję serdecznie, pozdrawiam. :)
Pecunia non olet
Bruce, udało Ci się zaciekawić mnie, mimo, że uważam bohaterkę za kretynkę, sądząc z jej postępowania. Wykazała się fantastyczną głupotą, a przecież była nauczycielką. :)
Aż gęsto od wulgaryzmów. Motyla noga! ;)
Pani Leśniewska to modelowa wręcz bohaterka horroru. Konsekwentnie ignoruje najbardziej oczywiste w tej sytuacji rozwiązanie, będące nota bene obowiązkiem w takim przypadku, i nie informuje o niczym policji. Zamiast tego podejmuje co najmniej dziwne akcje. Klasyka :)
W sumie, więcej zabawy niż strachu, więc lekturę uznaję za satysfakcjonującą :)
Cieszę się z zaciekawienia, Koalo75. Co do głupoty, cóż… – masz oto przykład najbliżej tu, na Portalu – jak wiesz, sama jestem belfrzycą, a jestem głupia, jak but. I nie mam żadnej gwarancji, że w opisanej sytuacji nie zachowałabym się podobnie (od razu uspokajam, nie jest ze mną jeszcze aż tak źle, to oczywiście żart).
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za Twój czas. :)
Witaj, Czeke. :) To prawda, bohaterka zachowuje się szokująco i dziwacznie. Prawdopodobnie nie powiadamia nikogo, bo nie ma żadnego dowodu i nie wierzy do końca w to, co widziała. :) Cztery głowy wypadły. To ile ich tam było jeszcze? Bo worków – mnóstwo. I nigdzie nie ma info o zaginionych? :)
Pozdrawiam serdecznie, dzięki. :)
Pecunia non olet