
Ostatnio dostawca kablówki mocno mnie zawiódł. Poważnie myśląc o zmianie, na szybko stworzyłam ten tekst. Są wulgaryzmy.
Zapraszam i dziękuję za Wasz czas. :)
Ostatnio dostawca kablówki mocno mnie zawiódł. Poważnie myśląc o zmianie, na szybko stworzyłam ten tekst. Są wulgaryzmy.
Zapraszam i dziękuję za Wasz czas. :)
Budzik znowu wyrywa mnie z cudownego snu. Czwarta. Za oknem jeszcze ciemno, nic dziwnego, przecież to końcówka lutego. Prawdopodobnie chmury zakryły całe niebo i tradycyjnie dziś pewnie zdrowo sypnie śnieżycą.
Z niechęcią zwlekam się z łóżka, zamykam drzwi sypialni.
Niemrawo wyruszam tradycyjną trasą, a potem schodzę na parter.
Po przygotowaniu śniadania, ciągle zaspana, uruchamiam telewizor. Przecierając oczy, z ciekawością spoglądam na monitoring kamer, zainstalowanych w pobliżu stacji przekaźnikowej naszego dostawcy kablówki. Zobaczę dziś, w skali jeden do jednego, sypiące obficie płatki śniegu, czy tylko, tradycyjnie, jak co dzień, powiewające tuż przy kamerze pajęczyny?
Ulice są jeszcze opustoszałe, miasto powoli budzi się do życia.
Moją uwagę zwraca elegancki czerwony samochód, parkujący przy urzędzie pocztowym.
– Ale by było, gdyby kierowca wyciągnął z bagażnika… hmm… dajmy na to… worki ze… zwłokami! – wypowiadam cicho przychodzącą mi do głowy myśl, do której uśmiecham się z pobłażaniem, pałaszując jednocześnie kanapkę z szynką.
Obserwuję uważnie zapis monitoringu, by dzięki niemu choć nieco się wybudzić.
A kierowca wysiada, otwiera bagażnik i istotnie wyjmuje z niemałym trudem dwa potężne, czarne wory na śmieci.
– Biedny człowiek, gdyby tylko wiedział, że teraz go obserwuję i posądzam o to, że jest mordercą! – mówię szeptem, chichocząc złośliwie.
Rozbawiona śledzę jego ruchy, gdy z wysiłkiem wlecze pakunki pod śmietnik przy pobliskim sklepie. Znika z obszaru widzenia, ale zaraz pojawia się znowu.
– No, i gdzie te zwłoki, proszę pana? – pytam szyderczo obserwowanego mężczyznę, gadając ciągle do siebie. Zerkam na ekran telewizora i popijam gorącą herbatą ostatnie kęsy kanapki. – Taki pakowny wóz, a trupów brak?
Nieznajomy, jakby mnie słyszał, pospiesznie wraca do auta i wyjmuje kolejne worki z bagażnika. Zastygam i prawie krztuszę się połykanymi okruchami, gdy zauważam, jak z jednego pakunku wystaje… nieruchoma i dziwnie usztywniona ludzka ręka.
Mężczyzna znika z zasięgu kamery, a ja oszołomiona spoglądam ciągle w ekran.
– To przecież niemożliwe. Naoglądałam się horrorów i oto skutki – karcę się cicho, próbując przejść do porządku dziennego nad tym, co widziałam. – Może jeszcze śpię? Auć! – Sprawdzające uszczypnięcie w rękę zabolało.
Jednak to nie sen.
Podchodzę bliżej telewizora, wypatruję nerwowo jakiegokolwiek ruchu. Nic. Nieznajomy przepadł, jego samochód stoi nadal przed budynkiem poczty, a ja czuję, że zaczyna oblewać mnie zimny pot.
– Powinnam to chyba gdzieś zgłosić? – gorączkuję się. – Na policję? A może do straży miejskiej? Tylko – co ja im powiem? Że nie mam pewności, ale chyba przy podglądzie monitoringu sieciowej kablówki widziałam ludzką rękę, wystającą z worka na śmieci? Równie dobrze to mogła być noga, wszędzie ciemno, bo latarnia zbyt oddalona! Tego mi tylko brakowało! Po co włączałam telewizor?
Próbuję zebrać myśli i spokojnie przypomnieć sobie cel uruchomienia odbiornika.
– Prognoza pogody! – stwierdzam triumfalnie. – Chciałam sprawdzić prognozę pogody na dziś.
Błądzę przyciskami po kanałach, udając, że zapomniałam o tamtym zdarzeniu i że poszukuję programu informacyjnego. Ręka mimowolnie znowu wystukuje numer kamery monitoringu przy poczcie.
Mężczyzna jest przy aucie i wywleka z niego kolejne czarne pakunki. Niewielka osobówka, a mieści ich chyba z tonę! Stoję naprzeciwko i wpatruję się, wyobrażając sobie miliony dokończeń obserwowanej sceny.
A jednak rzeczywistość przechodzi nawet moją bujną wyobraźnię – tym razem z worków wypadają na chodnik i toczą się po nim cztery zakrwawione ludzkie głowy. Nie mam co do tego żadnych wątpliwości.
Teraz wrzeszczę już, jak opętana, upuszczam trzymaną w trzęsących się dłoniach szklankę, dostaję spazmatycznych drgawek. A podejrzany typ spokojnie ładuje zguby z powrotem do foliowego opakowania, po czym podnosi wzrok, uśmiecha się i macha do kamery, jakby doskonale wiedział, że przez cały ten czas go śledzę.
Niczego więcej nie pamiętam, upadam.
Budzi mnie wściekły dźwięk telefonu, leżącego na szafce. Podczołguję się prawie nieprzytomna. Dyrektor nie potrafi zrozumieć, czemu akurat w dniu tak ważnej narady nie odbieram tak długo i nie dotarłam jeszcze do pracy. Próbuję przepraszającym tonem wybełkotać coś o nieszczęśliwym wypadku w domu i kończę rozmowę. Całe szczęście, że są ferie szkolne, więc nie ma zajęć lekcyjnych. A konferencję pal licho!
Rozglądam się dookoła. Leżę na dywanie przed telewizorem, mocno poobijana o meble. Dookoła widzę rozrzucone okruchy potłuczonej szklanki. Na ekranie kilkoro mieszkańców mojej dzielnicy spokojnie udaje się na pocztę lub z niej wychodzi. Jest środek dnia, lecz wszystkie zasłony wciąż pozostają u mnie opuszczone.
Co jest? Czy ja zemdlałam? Spałam tu przez pięć godzin? – myślę zdezorientowana, podnosząc się ociężale.
Kiedy przypominam sobie oglądane wcześniej w telewizorze zdarzenia, uznaję je za koszmar senny. Przecież nic takiego nie mogło zajść naprawdę. Dla świętego spokoju godzę się na najprostsze rozwiązanie. Na najwygodniejsze wyjaśnienie.
A jednak sylwetka mężczyzny z worami pełnymi zwłok towarzyszy mi odtąd co noc. Podobnie jest podczas każdego uruchamiania telewizora. Mija dzień za dniem, a ja nie umiem już prawie zupełnie spać, wypoczywać, zapomnieć. Obraz, zapamiętany tamtego ranka, staje się moim przekleństwem, obsesją, obłędem. Jestem przesadnie rozdrażniona i niespokojna. Żadne działania, nawet krótkotrwałe próby zajęcia umysłu czy ciała nowymi zadaniami, nie są w stanie wymazać z pamięci tych makabrycznych scen.
Wreszcie nachodzi mnie myśl, która powoduje lekki zawrót głowy.
– Że też wcześniej, głupia, nie wpadłam na to najprostsze rozwiązanie! – wygłaszam sama sobie pretensje.
Wystukuję zapisany w pamięci telefonu numer i łączę się z dostawcą telewizji.
– Słucham?
– Dzień dobry. Nazywam się Anna Leśniewska i jestem państwa klientką.
– Dzień dobry. O co chodzi, pani Leśniewska? – Konsultantka jest jak zwykle nad wyraz uprzejma.
– Czy zapis monitoringu jest utrwalany na państwa taśmach przez dłuższy czas?
Po chwili ciszy pracownica odpowiada pytaniem:
– To znaczy?
– Czy macie zapis monitoringu z ostatnich kilku dni?
– Z naszych kamer?
– Tak.
– W typowej sytuacji mamy, oczywiście.
– Nie rozumiem. Jak to „w typowej sytuacji”?
– A pani pyta tak w ogóle, czy chodzi o jakieś konkretne daty?
– O ostatnie trzy dni. A ściślej o wtorek, dwudziesty dziewiąty lutego.
Znowu cisza. Niepokojąca, dziwna, zdumiewająca.
– A… to nie mamy.
– Dlaczego?
– Bo od tygodnia technicy zmagają się z awarią. Nie działa żadna z kamer monitoringu.
– Co takiego? To niemożliwe.
– Czemu pani tak twierdzi?
– Oglądałam podgląd waszej kamery rankiem we wtorek dwudziestego dziewiątego lutego. Tej przy urzędzie pocztowym. Zresztą później także, około południa. Wszystko działało bez zarzutu.
– O której to było godzinie? – Odnoszę wrażenie, że w jej głosie słyszę skrzętnie ukryty niepokój.
– Około czwartej rano.
Znowu cisza.
A potem stłumiony szept gdzieś w tle:
– Widziała cię!
– Co? Kto?
– Ta baba z Kwiatowej. Sprawdzała monitoring przy poczcie!
– Halo? – dopominam się o odpowiedź.
– Chwileczkę. Zaraz to sprawdzę – mówi mi pospiesznie.
– Ta Leśniewska. Wiesz, co łazi nocami do klopa! – szepcze dalej tak wyraźnie, że ciarki przebiegają mi po plecach.
Jakiś męski głos klnie siarczyście w tle.
– Ekhm! – Ze wzburzeniem odchrząkuję głośno do telefonu. – Nie wstaję do klopa, jak to pani była uprzejma określić, a czwarta rano to wcale nie jest noc dla pracujących z dala od domu i dojeżdżających środkami komunikacji miejskiej! – stwierdzam na koniec ostrym tonem.
Cisza w słuchawce świadczy o sporym zaskoczeniu.
Zatkało kakao? – myślę z satysfakcją.
– Przepraszam, jakieś zakłócenia na linii – odzywa się w końcu niepewnym głosem. – Sprawdzimy to i damy pani znać!
Niewątpliwe zdenerwowanie i nagłe zakończenie rozmowy przez konsultantkę budzi we mnie strach. Próbuję odtworzyć sobie z pamięci niewyraźne szepty, które dosłyszałam. Czy to możliwe, aby dostawca telewizji maczał palce w całej tej historii? Dobre sobie! Naiwnie liczyłam na udostępnienie taśmy z monitoringu, tymczasem prawdopodobnie została ona dawno zniszczona. Była jedynym dowodem.
A ja… Niech to szlag trafi! Ja przecież jestem prawdopodobnie jedynym świadkiem! Wyobraźnia znowu pędzi dalej, pokazując mi szczegółowo, scena za sceną, co może mi zrobić ów nieznajomy mężczyzna, przyuważony z worami pełnymi poćwiartowanych zwłok…
Słabnę momentalnie, osuwam się na krzesło i ciężko dyszę. To zdecydowanie nie na moje stargane nerwy.
Zaraz… znowu przebłysk świadomości. A jednak jeszcze myślę! Czyli – jak mawiał filozof – jestem. Czyli – żyję!
No dobrze, do rzeczy. Skoro targał tyle worów, musiał je tam celowo zostawić. Miał taki plan! Mróz mrozem, ale kontenery przy sąsiadującym z pocztą sklepie długo nie utrzymają przed otoczeniem zapachu, jaki musi wydobywać się ze świeżo pochowanych zwłok. W dodatku wyraźnie widziałam, że zostały poćwiartowane, przynajmniej niektóre. Krwawią. A krew też cuchnie.
Spoglądam na ścienny grafik terminu odbioru odpadów. Na tamtej ulicy wskazano jutrzejszą datę. Czyli mam jeszcze jakieś dwadzieścia godzin z hakiem.
Decyzję podejmuję w ciągu ułamka sekundy. Wkładam na siebie czym prędzej coś ciepłego, wychodzę z domu i biegnę w kierunku urzędu pocztowego. Kiedy tam docieram, jest już zmierzch. Podchodzę ostrożnie do pojemników, pilnie rozglądając się, czy nikt mnie nie widzi. Mróz jest siarczysty, niewiele czuję, śladów krwi także nie widzę. Przyglądam się uważnie udeptanemu śniegowi. Światło latarni rzuca tu tylko mdłe smugi.
Parking przy sklepie powoli pustoszeje, odczekuję jeszcze chwilę i wreszcie staram się otworzyć potężne wieko kontenera na odpady. Zaglądam do środka. Uderza mnie odór tak potworny, że dosłownie skręca wnętrzności. Różnorodność oraz pokaźna ilość wszelakich śmieci początkowo nie pozwala rozróżnić niczego konkretnego.
– Zaraz, muszę to sprawdzić, wejdę głębiej i pogrzebię – powtarzam sobie, sapiąc z wysiłku. – Tam na pewno są ukryte zwłoki! Muszę to sprawdzić, bo nie dam rady dłużej, bo nie wytrzymam, bo się zamęczę tą niepewnością…
Wykorzystując jakąś porzuconą skrzynkę staję wyżej i podciągam się, aby za moment zanurzyć część tułowia w cuchnącym wnętrzu. Dostrzegam czarne worki umiejscowione na samym dnie.
– Widzisz, kochanie? – Słyszę nagle od strony sklepu karcący głos kobiecy. – Chcesz skończyć, jak ten kloszard, w kontenerze na odpady? Tatusia i mnie kiedyś zabraknie, nie będziemy cię wiecznie utrzymywać, synu! Musisz wreszcie wydorośleć!
Nieruchomieję i trzeźwieję błyskawicznie.
– Kurde, co ja tu robię? Szukam ludzkich zwłok, grzebiąc w kontenerze na śmieci? – mówię cicho do siebie, zdruzgotana i zawstydzona takim zachowaniem. – Jak do tego doszło? Po co? W jakim celu tu włażę? Niczym bezdomny kloszard. Stoczyłam się tak bardzo? Oszalałam? Chyba tak…
Gramolę się nieporadnie, wychodząc z pojemnika i słysząc kontynuowane pouczenia matki jakiegoś nastolatka:
– Najwyższy czas zabrać się do nauki, zdać maturę i złożyć papiery na studia…
– Pa-pani profesor? – duka zaskoczony chłopak, wpatrując się we mnie, jakby zobaczył ducha.
Wyrazu twarzy jego matki nie sposób opisać.
Kłaniam się nisko jej i mojemu uczniowi, którym okazuje się syn dyrektora liceum. Następnie otrzepuję się i bez słowa, z niewyraźnym uśmiechem odchodzę, pozostawiając za sobą przerażającą woń i równie przerażające wrażenie. Cóż, jutro nie powinnam się raczej spodziewać nagród ani pochwał ze strony mojego pracodawcy… Będzie cudem, jeśli mnie nie zwolni dyscyplinarnie.
Powróciwszy do domu, wziąwszy porządny prysznic i położywszy się spać, podejmuję nareszcie decyzję, że odtąd zapominam definitywnie o obejrzanych przed kilkoma dniami obrazach. Postanawiam, że jutro zmienię dostawcę telewizji kablowej. Niech nawet zerwanie umowy z poprzednim słono kosztuje, niech będzie to kłopotliwe i niewygodne, nieważne!
Aha, i postanawiam, że koniecznie muszę przy zerwaniu umowy podkreślić, że faktycznie kilka dni temu zdawało mi się jedynie i dwudziestego dziewiątego lutego nie oglądałam żadnego obrazu z kamery, z całą pewnością była to nieprawda. Po prostu wieczorem dnia poprzedniego zainteresował mnie krwawy horror, przy którym zasnęłam w nocy i przypomniałam sobie o nim dopiero rankiem, doznając halucynacji.
Muszę na zimno ocenić sytuację i podjąć jedyną słuszną decyzję. Nie będę się narażać jakiemuś mordercy, grasującemu w mojej dzielnicy i ćwiartującemu zwłoki, które później ukrywa w pobliskich kontenerach! Nie ma mowy! Jest dopiero początek marca, jeszcze sporo miesięcy do Sylwestra, a to przecież nie moja wina, że trwa przestępczy rok…
Hej!
Przyjemne opowiadanko. (Jeśli opowiadanie o ćwiartowanych ciałach w śmietniku może być przyjemne…) Ekhem. Chciałem powiedzieć, że dobrze się czytało. Znaczy się jest dobrze napisane… czy coś.
Zastanawia mnie jedna kwestia.
czemu akurat w dniu tak ważnej narady nie odbieram tak długo
Tylko mi to brzmi jakby pracowała w korpo? I to takim złowieszczym, wiesz, takim z tych wszystkich filmów, w których nikczemna korporacja wprowadza światową dyktaturę.
– Pa-pani profesor?
A tu się okazuje, że uczy w liceum.
No nie wiem, pewnie to tylko moje odczucia, ale po nauczycielce spodziewałbym się raczej jakiejś rady pedagogicznej, a nie ważnej narady.
Fajny tekścik, dałbym klika…
Pozdrawiam!
ani pospolity, ani niepospolity, taki w sam raz
Serwus, Bruce,
Bardzo fajne opowiadanie. (Powiedz mi jeszcze, że napisałaś je wczoraj!)
Jest zagadka, która wciąga i dobre zakończenie.
Gratuluję, klikam!
rr
Co zrobić, kiedy ktoś przyłapie nas na grzebaniu w śmietniku?
Odpowiedzieć, że szukamy dysku z bitcoinami! Być może, zamiast krzywo patrzeć, szybko się przyłączy!
Podobała mi się atmosfera opowiadania – niepewność, czy to, co przydarzyło się bohaterce jest urojeniem, czy naprawdę doszło do zbrodni. Czytałem z ciekawością i wyobrażałem sobie zarówno sytuację, jak odczucia głównej bohaterki. Opowiadanie z pogranicza fantastyki (lub fantastyczność zależy od interpretacji). I dowód, że fantastyka pomaga radzić sobie z rzeczywistością. Fajna gra słów/skojarzeń w tytule i oczko do czytelnika (końcówka lutego).
Gryzoku_Półpospolity, oczywiście ta “narada” trochę celowo dla zmyłki, aby jak najdłużej trzymać w niepewności, ale fakt faktem, że narady w szkołach także się zdarzają. )
Dzięki i pozdrawiam serdecznie. ;)
Robercie Raksie, bardzo dziękuję; rzeczywiście tak napisałam, od wczoraj miałam zagadkową blokadę kanałów dziecięcych i oczywiście magia Portalu zadziałała – już teraz odbierają wszystkie, Syn zadowolony. :) Mimo to myślę o zmianie. :)
Pozdrawiam serdecznie. ;)
Marzanie, ten link pewnie w nawiązaniu do mojej stopki, dobry! :) Wrażenia, które opisałeś, były dokładnie takimi, jakie zamierzałam w Was wzbudzić, dziękuję i bardzo się cieszę. ;)
Pozdrawiam serdecznie. ;)
Pecunia non olet
bruce
Bohaterka była świadkiem, sama to przyznała. Prawdopodobnie jedynym. Więc czy wystarczy zapomnieć i się wyprzeć tego, co się zobaczyło?
A podejrzany typ spokojnie pakuje zguby z powrotem do foliowego opakowania, po czym podnosi wzrok, uśmiecha się i macha do kamery, jakby doskonale wiedział, że przez cały ten czas go śledzę.
Rok przestępczy… (zdecydowanie to element fantastyczny). Czy taki rok, to coś jak “noc oczyszczenia” tylko dłużej?
Jakie były jej dalsze losy pewnie nigdy się nie dowiemy, ale ciekawość pozostanie:)
Dobre opowiadanie i fajnie nakreślona bohaterka.
Pozdrawiam:)
Nie istnieje ani dobro, ani zło. Są tylko czyny i ich konsekwencje.
George’u Hornwoodzie, tę ciekawość także zamierzałam rozbudzić. ;)
Dziękuję serdecznie, pozdrawiam. :)
Pecunia non olet
Bruce, udało Ci się zaciekawić mnie, mimo, że uważam bohaterkę za kretynkę, sądząc z jej postępowania. Wykazała się fantastyczną głupotą, a przecież była nauczycielką. :)
Aż gęsto od wulgaryzmów. Motyla noga! ;)
Pani Leśniewska to modelowa wręcz bohaterka horroru. Konsekwentnie ignoruje najbardziej oczywiste w tej sytuacji rozwiązanie, będące nota bene obowiązkiem w takim przypadku, i nie informuje o niczym policji. Zamiast tego podejmuje co najmniej dziwne akcje. Klasyka :)
W sumie, więcej zabawy niż strachu, więc lekturę uznaję za satysfakcjonującą :)
Cieszę się z zaciekawienia, Koalo75. Co do głupoty, cóż… – masz oto przykład najbliżej tu, na Portalu – jak wiesz, sama jestem belfrzycą, a jestem głupia, jak but. I nie mam żadnej gwarancji, że w opisanej sytuacji nie zachowałabym się podobnie (od razu uspokajam, nie jest ze mną jeszcze aż tak źle, to oczywiście żart).
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za Twój czas. :)
Witaj, Czeke. :) To prawda, bohaterka zachowuje się szokująco i dziwacznie. Prawdopodobnie nie powiadamia nikogo, bo nie ma żadnego dowodu i nie wierzy do końca w to, co widziała. :) Cztery głowy wypadły. To ile ich tam było jeszcze? Bo worków – mnóstwo. I nigdzie nie ma info o zaginionych? :)
Pozdrawiam serdecznie, dzięki. :)
Pecunia non olet
jestem belfrzycą,
O! Nie wiedziałem… już to zapisuję w teczkach FSB…
Dziwnie jest się zorientować, że rozmawia się z nauczycielem na ty. :)
Pozdrawiam!
ani pospolity, ani niepospolity, taki w sam raz
Dziwnie jest się zorientować, że rozmawia się z nauczycielem na ty. :)
Dziękuję i pozdrawiam serdecznie, Gryzoku_Półpospolity. :)
Pecunia non olet
Hej, bruce
Przyjemne opowiadanie. W sam raz na poniedziałek po pracy :)
Technicznie nic nie wyłapałem. Opowiadanie intryguje i miejscami bawi.
Z rzeczy bez odpowiedzi: brakowało mi trochę zakończenia, tłumaczącego dlaczego gość machał do kamery… nie znalazłem też obiecanych wulgaryzmów.
Pozdrawiam i klikam
Ramshiri, hej, miło Cię znowu gościć pod moimi wypocinami. :)
Wielkie dzięki. :) To machanie miało podrasować elementy fantastyki i horroru w jednym. :) Prawdopodobnie wygłupiał się, przekonany o niedziałającym monitoringu. :)
Od pewnego czasu na Portalu żartujemy, że dla mnie nawet coś błahego, np. “Ojeju!” to już wulgaryzm. :) Tutaj tę rolę pełnił “szlag trafiający”. :)
Pozdrawiam serdecznie. ;)
Pecunia non olet
Spodziewałem się lekkiej makabry jak w “Zezwoleniu przestępczym”. Ale nic straconego. Rejestrator jest wykasowany a dwoje świadków widziało nauczycielkę o niewłaściwym czasie i w niewłaściwym miejscu. Może mieć na ubraniu ślady DNA ofiar a nawet plamy krwi z przetrząsanych worków. Kiedy wrobiona trafi do zakładu karnego, matka z uczniem będą mieli wypadek samochodowy albo uduszą się czadem.
W więzieniu monitoring też ulegnie awarii…
Login1, to jest naprawdę dobre! I już mamy scenariusz tasiemca kryminalnego z elementami sf.
Pozdrawiam, dzięki za komentarz. :)
Pecunia non olet
Nie rozumiem, dlaczego bohaterka ma dostęp do kamer monitoringu w TV? W miastach tak to działa?
Tak czy inaczej, poza tym jednym to ładnie napisana, zabawna i przyjemna miniaturka. Klikam.
Pozdrawiam
Dlaczemu nasz język jest taki ciężki
GalicyjskiZakapiorze, hej, dzięki za wpis. :)
Oglądam codziennie rankiem przy uruchamianiu telewizora, bo sprawdzam pogodę – opis w necie to jedno, a autentyczność w danej chwili to coś całkiem innego. Mam 6 takich kamer monitoringu, z czego jedna jest właśnie przy naszej poczcie, wprost na parking. :) Od czasu tutejszej publikacji – usilnie wypatruję takiego nieznajomego z worami (żart ).
Bardzo dzięki za klik, pozdrawiam serdecznie. :)
Pecunia non olet
Opowiadanie dość surrealistyczne. Wciągnęło. Ubawiłem się.
Są wulgaryzmy.
To ten wyraz na “k”, który pada w rozmowie pracowników kablówki?
Dobijam, bo fajne.
AP, serdeczne dzięki. A za humor – to nade wszystko.
Pecunia non olet
Sympatyczne opko. Bohaterka nieporadna, ale jakimś cudem rozbrajająca w swojej naiwności.
Powinna czym prędzej zadzwonić na gliny. Choćby dla własnego bezpieczeństwa.
Fantastyki nie widzę, bo to wszystko mogło się zdarzyć.
Bruce, za każdym razem, kiedy ostrzegasz przed wulgaryzmami, nabieram ochoty, żeby je w Twoim tekście wyłapać. I za każdym razem zapominam po kilku akapitach… Tak z ciekawości, co też delikatna Bruce uważa za wulgaryzmy. Jak tam, już Ci się udało powiedzieć na głos “psiakość”? ;-)
Babska logika rządzi!
Bohaterka nie wspomina czy ma zaufanie do stróżów prawa czy nie. Powinno się pomagać innym ludziom ale czy zawsze warto? Czy ktoś nas nie wykorzysta? Nieważne czy jesteś zgłaszającym czy oskarżonym.Jesteś…. zamieszany. Czy moralność i wychodzenie z sercem na ręku zwycięży z instynktem przetrwania a może z resztkami zdrowego rozsądku? Dowiemy się jeśli Bruce pokusi się o drugi odcinek.
IMO, w takiej sytuacji warto – żeby potencjalny przestępca zajął się czymś innym niż likwidowanie jedynego świadka. I żeby zniknął powód do likwidacji, skoro gliny i tak już wiedzą.
Babska logika rządzi!
Gliny nie muszą wiedzieć tego co nauczycielka aby stać się oportunistami.
Finklo, przypomniałaś mi, jak – będąc dzieckiem – relacjonowałam kiedyś Babci rozmowę dwóch pijanych osobników, mijanych na przystanku: “… a oni tylko mówili słowa na k…, ch…, h…, k… i tak w kółko”.
To nie tak, że jestem “delikatna”, po prostu nie lubię wulgaryzmów. Zdaję sobie sprawę, że są one w życiu, są, siłą rzeczy, naszą codziennością (ubolewam, ale rozumiem), czasem opko, zbyt realistyczne, według Autora powinno je mieć, aby pokazać rzeczywistą rzeczywistość, choć ja jestem przekonana, że można je mimo wszystko pominąć. A co dla mnie jest wulgaryzmem? Myślę, że każdy się ze mną zgodzi – to, co powinniśmy kulturalnie pomijać np. podczas rozmów w pracy, szkole, na lekcji, w domu itp.. Każdy z nas czuje, gdzie jest ta granica i kiedy się ją przekracza. :) Jakby nie było, jesteśmy przecież na – zawsze dumnie nazywanym przeze mnie – Portalu Literackim. :)
Co do fantastyki, pozwolę sobie zacytować klasyka:
“Był młody, który życie wstrzemięźliwie pędził;
Był stary, który nigdy nie łajał, nie zrzędził;
Był bogacz, który zbiorów potrzebnym udzielał;
Był autor, co się z cudzej sławy rozweselał;
Był celnik, który nie kradł; szewc, który nie pijał;
Żołnierz, co się nie chwalił; łotr, co nie rozbijał;
Był minister rzetelny, o sobie nie myślał;
Był na koniec poeta, co nigdy nie zmyślał.
– A cóż to jest za bajka? Wszystko to być może!
– Prawda, jednakże ja to między bajki włożę”.
Pozdrawiam serdecznie, dziękuję Ci za poświęcony czas i opinię.
Loginie1, zwróciłeś uwagę na ważną kwestię – czy bohaterka w ogóle wierzy w sens powiadamiania stróżów prawa, co jej to da, czy nie spadnie na nią kolejne brzemię – oskarżenia/podejrzenia o (łagodnie rzecz ujmując) nienajlepszy stan umysłu. :) I dobrze, bo to też jeden z ukrytych aspektów. :)
Ciągu dalszego nie przewiduję, ponieważ całość pomysłu tutaj wyczerpałam: bohaterka do końca nie będzie wiedzieć, czy widziała realne rzeczy, czy też nie, i strach pozostanie z nią już na zawsze, podobnie jak zagrożenie zwolnieniem z pracy. :) Cóż, pechowy “rok przestępczy”. :)
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję.
Pecunia non olet
… a oni tylko mówili słowa na k…, ch…, h…, k…
A na h to co? Holender?
to, co powinniśmy kulturalnie pomijać np. podczas rozmów w pracy, szkole, na lekcji, w domu itp.
Oj, Bruce, dziecko drogie… W pracy zdarza nam się flugać, na czym świat stoi. Na jakieś narzucone odgórnie durnoty, na tępego jak tylny koniec dzidy człowieka, który sam nie wie, czego chce, i z tego powodu marnuje nam mnóstwo czasu… Jak niedawno szef mi podpadł, to rzucałam słowami na k, na j, a niewykluczone, że i na p (i nie było to “możesz mnie w pupę pocałować” ;-) ).
Kiedyś na pracowej imprezie karnawałowej, gdy dwie grupy konkursowiczów zaczęły się kłócić, szef mojego szefa mruknął pod nosem “no i ch… strzelił nastrój”.
Mimo to zasadniczo uważamy się wszyscy za ludzi w miarę kulturalnych. Bluzgamy tylko do siebie, do ludzi z zewnątrz się uśmiechamy. Nawet, kiedy nas wkurzają.
Czasami to pomaga – wulgarne rozwinięcie nazwy jakiegoś głupiego, ale obowiązkowego, programu rozbawia wszystkich i poprawia humor, sklęcie durnego petenta rozładowuje frustrację, szef orientuje się, że naprawdę mnie wkurzył i obrócenie wszystkiego w żart nie rozwiąże problemu…
Babska logika rządzi!
Hahaha, nie mam pojęcia, co mogło być na “h”, ale tak mawiałam. :)
Wiesz, ja pracowałam tylko w szkole. Dlatego nie wyobrażam sobie przekleństw w miejscu pracy. I jakoś tak ogólnie, jak już kiedyś gdzieś tu na Portalu wspomniałam, w żadnym z moich domów (ani rodzinnym, ani moim obecnym) nie używało się wulgaryzmów. I, przyznam, bardzo mnie to cieszy. :) Tak jestem wychowana, nic nie poradzę. Równie dobrze ktoś inny może się tłumaczyć, czemu nie lubi horrorów. Też życie nam dostarcza codziennie mnóstwa sytuacji rodem z najgorszego dreszczowca, a jednak są tacy, którzy horrorów w literaturze/mediach nadal nie lubią i omijają je szerokim łukiem. :)
Pozdrawiam. :)
Pecunia non olet
No tak, przy dzieciach żaden szanujący się dorosły nie klnie. No, chyba że w dowcipach – ciocia Finkla jest znana z opowiadania kawałów, a w niektórych mocne słowo stanowi clou. Jak koleżanka musiała przyjść do roboty z kilkuletnim dzieckiem, to morda w kubeł, byliśmy “zorganizowani i poważni, uczesani i przezorni”. ;-)
Bruce, ja się trochę z Ciebie nabijam, ale bardziej szanuję. Nie musisz się tłumaczyć z nielubienia wulgaryzmów. To nic złego. Naprawdę.
Babska logika rządzi!
O, to Kochana Ciocia z Ciebie.
Zdaję sobie z tego sprawę, Finklo, rozumiem i dzięki. :) A – że wulgaryzmy istnieją w życiu i czasem, wedle Autora, wydźwięk danego tekstu wiele bez nich traci, to oczywiście jest dla mnie w pełni zrozumiałe i zawsze to szanuję. :)
Pozdrowionka.
Pecunia non olet
Hej,
Świetne opowiadanie. Ubawiłem się!
Kurde, zdarza się – chyba nawet często – fantazjować o swoim nauczycielu lub nauczycielce… Tak sobie tylko głośno myślopiszę. W każdym razie każdy inny uczeń, w podobnej sytuacji, miałby prawdziwego asa w rękawie – przy klasówkach albo przy tablicy.
Do przeczytania.
Exedunder, słusznie kombinujesz, bardzo możliwe, że uczeń to wykorzysta przy sprawdzianach. :)
Dziękuję i pozdrawiam serdecznie. :)
Pecunia non olet
I tak się rodzą sequele… ;-)
Babska logika rządzi!
Otóż to! :)
Pecunia non olet
Szczególnych obserwacji dokonała bohaterka opowiadania, ale jej późniejsze podejście do sprawy wydało mi się mocno osobliwe, zwłaszcza grzebanie w śmietniku.
Kiedy przeczytałam, że zajście miało miejsce 29 lutego, spodziewałam się, że w pewnym momencie pani Leśniewska dozna olśnienia, że luty skończył się 28, ale widać chciałaś wykorzystać termin „rok przestępczy”.
Wyznam jeszcze, że usilnie wypatrywałam zapowiedzianych wulgaryzmów, a znalazłam jedynie „Niech to szlag trafi!” – przekleństwo, które wcale nie jest wulgaryzmem.
Mężczyzna znika z widoku kamery… → A może: Mężczyzna znika z zasięgu kamery…
– To przecież niemożliwe. Naoglądałam się horrorów i oto skutki! – karcę się cicho… → Skoro karci się cicho, to wykrzyknik po wypowiedzi jest zbędny?
…bo latarnia za mocno oddalona! → …bo latarnia za bardzo oddalona! Lub: …bo latarnia zbyt oddalona!
Po co włączałam ten telewizor? → Czy zaimek jest konieczny?
Próbuję zebrać myśli i uspokoić się, przypominając cel uruchomienia odbiornika. → A może: Próbuję zebrać myśli i spokojnie przypomnieć sobie cel uruchomienia odbiornika.
Mężczyzna jest przy swoim aucie… → Zbędny zaimek – nie wiadomo, czy to jego auto.
…typ spokojnie pakuje zguby z powrotem do foliowego opakowania… → Nie brzmi to najlepiej.
Proponuję: …typ spokojnie wsadza/ ładuje zguby z powrotem do foliowego opakowania…
…i nie dotarłam jeszcze do miejsca pracy. → Może wystarczy: …i nie dotarłam jeszcze do pracy.
…o nieszczęśliwym wypadku w domu i zakańczam rozmowę. → A może: …o nieszczęśliwym wypadku w domu i kończę rozmowę.
…mocno poobijana o sąsiednie meble. → Co to znaczy, że meble są sąsiednie?
A może wystarczy: …mocno poobijana o meble.
A ściślej o wtorek, dwudziestego dziewiątego lutego. → A ściślej o wtorek, dwudziesty dziewiąty lutego.
Gramolę się nieporadnie, wychodząc z baniaka… → Jakiego baniaka?
Za SJP PWN: baniak 1. pot. «pękaty pojemnik do przechowywania płynów; też: zawartość takiego pojemnika» 2. pot. «pękaty garnek; też: zawartość takiego garnka» 3. pot. «głowa»
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Witam serdecznie, Regulatorzy. Muszę chyba wykuć na pamięć znaczenie pojęcia “wulgaryzm”, bo coś mi z nim nie po drodze.
Przyznaję, że fabułę zmieniałam kilkakrotnie i też w sumie byłam zaskoczona finalnym efektem tych zmian. :)
Bardzo serdecznie Ci dziękuję, zaraz wszystko poprawiam. :)
Pozdrawiam serdecznie. :)
Edit, jeszcze tylko dodam, że bardzo mnie zdumiałaś kwestią “baniaka”, ponieważ u nas tak się zawsze potocznie mówi na pojemnik, m. in. właśnie na zmieszane odpady i w necie odszukałam, że to pewnie chodzi o potoczne (choć niewłaściwe) określenie tego wyrazu, np. zawarte na tej stronie:
https://krzyzowka.net.pl/has%C5%82o/baniak/
“Hasło do krzyżówki “baniak” posiada 14 określeń:
blaszany, pękaty garnek
kilkulitrowy pojemnik
pękaty garnek, sagan
duży gar, sagan
pękaty garnek żelazny lub blaszany, sagan
duży garnek
potocznie głowa
pękaty pojemnik do przechowywania płynów
pękaty pojemnik na płyny
duże, pękate naczynie
szklany gąsior
sagan potocznie
sagan
pękaty garnek“.
Pojęcia nie miałam, tak bardzo potoczna jest to już u nas nazwa. :) Oczywiście zmieniam, bardzo Ci dziękuję, zawsze uczę się tu czegoś nowego. :)
Pecunia non olet
Bardzo proszę, Bruce. Miło mi, że mogłam się przydać.
I nie miej do siebie pretensji, jeśli zdarzy Ci się wzburzyć i powiedzieć psiakrew, czy rzucić jakąś cholerą. :)
Edit, jeszcze tylko dodam, że bardzo mnie zdumiałaś kwestią “baniaka”, ponieważ u nas tak się zawsze potocznie mówi na pojemnik, m. in. właśnie na zmieszane odpady i w necie odszukałam, że to pewnie chodzi o potoczne (choć niewłaściwe) określenie tego wyrazu, np. zawarte na tej stronie:
Potocyzmy, jeśli ich użycie nie jest uzasadnione, nie powinny, moim zdaniem, znaleźć się w opowiadaniu. Poza tym nie ukrywam, że za bardziej wiarygodne uważam definicje zawarte w SJP PWN, a nie te, które podaje poradnik krzyżówkowicza.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Masz całkowitą słuszność, Regulatorzy, oczywiście. Po prostu tak bardzo zdumiewał mnie fakt, że u nas używa się często takiego określenia w tym konkretnym znaczeniu, a w necie długo znaleźć takiego właśnie znaczenia nie mogłam. :)
I nie miej do siebie pretensji, jeśli zdarzy Ci się wzburzyć i powiedzieć psiakrew, czy rzucić jakąś cholerą. :)
Pozdrawiam serdecznie. :)
Pecunia non olet
I ode mnie serdeczności, Bruce. :D
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Bardzo dziękuję, Regulatorzy.
Pecunia non olet