Zanim Kamil wkroczył do celi, strażnik zapytał go, czy grypsuje. Chociaż teraz powinno być powiedziane „pod celę”. I nie strażnik, tylko „gad”.
Odpowiedział, zgodnie z prawdą, że nie. Miał ze sobą pięć papierosów. Bał się. Nasłuchał się opowieści, jak to jest w więzieniu i oglądał „Symetrię”, czytał Stasiuka, spodziewał się brutalnego przyjęcia, chociaż nie dostał się tu pod paragrafem mogącym zrobić mu "nieprawilną" opinię. Został ukarany przez sąd dziesięcioma dniami odsiadki.
Zatem wszedł, trzymając swój mandżur, spojrzał na współosadzonych, a współosadzeni na niego. Cela była sześcioosobowa. Dwa łóżka były wolne. Część lokatorów leżała. Spali? Na tygrysie wisiały koce, w celi panował półmrok. Przedstawił się, wskazano mu kojo. Ci więźniowie, którzy nie spali, grali w karty.
Rozpakował mandżur, pościelił łóżko, usiadł. Zapalił pierwszego papierosa. Miał ich jeszcze tylko cztery sztuki, a że nie posiadał ze sobą pieniędzy, gdy go zatrzymano, zatem liczyć na wypiskę z kantyny nie mógł.
W porównaniu do celi w policyjnym areszcie, warunki były luksusowe. Na dołku były twarde deski łóżka, materac i koc dawali tylko na noc. Nie było okien. Kamil spędził tam 72 godziny. Bez papierosa, przez większą część doby nie mogąc się wygodnie położyć. A tu, w zakładzie karnym, miękkie kojo, okno – choć przysłonięte kocem, ale jednak to naturalne światło. Papierosy. Kamil odczuł ulgę.
* * *
Tej nocy śnił o O. Bliskość, ale chciał jeszcze bliżej. Mocne pocałunki, ale chciał jeszcze mocniej. Do krwi. Gryzł ją, żeby poczuć żelazisty smak. Wtedy, w rzeczywistości nie zdołał przegryźć jej warg, nie gryzł odpowiednio mocno, ale w tym śnie krew popłynęła. Gęsta i słodka. Wypełniała mu usta. Obudził się z przegryzioną własną wargą. „Kurwa mać”. Wytarł twarz w ręcznik. W celi panował półmrok – paliła się nocna lampa. Krzysztof siedział przy blacie i palił papierosa, rozmawiał z Marcinem. Reszta celi spała. Kamil chciał zapalić – ale z krwawiącymi ustami przez kilkanaście minut było to utrudnione.
– Jesteś pojebany – powiedział Krzysztof łagodnie.
– Wiem – odpowiedział Kamil.
– …no i boję się, że ona taka młoda. Odwidzi się jej i pójdzie do jakiegoś szczeniaka, bo ja stary. – Marcin kontynuował przerwany wątek.
– Zrób jej dziecko.
– Przecież ona ma 19 lat.
– Dłużej będzie ładna.
– No ładna to jest. I to jest właśnie problem. Niby przez telefon uspokaja, ale ja czuję, czuję, że tam już następny gach jest. A ja siedzę tutaj. I ciągle o tym myślę. I kończy mi się karta telefoniczna. – Marcin wyglądał na podłamnaego.
– Pożyczę ci kartę, oddasz w papierosach – powiedział Krzysztof.
Krew po chwili przestała płynąć, Kamil w końcu zapalił. Zostały trzy papierosy.
* * *
Godzina piąta rano. Obudzono Kamila, wszyscy stali, więc on też wstał. Otworzyły się drzwi, za nimi stało kilku strażników.
– Stan: pięciu! – zameldował Krzysztof. Huknęła zamykana klapa.
– Teraz możesz spać do śniadania – powiedział Kamilowi. Ale Kamil nie zasnął już. Zapalił. Zostały dwa papierosy.
Dobiegło stukanie zza muru. Ktoś uderzał w ścianę po drugiej stronie. Krzysztof podszedł do otwartego okna i zawołał: „nawijaj”.
– Kajman mówi, że na spacerniak wychodzą wszyscy.
– OK.
– To tyle.
– Na razie.
Krzysztof obrócił się do celi:
– Wszyscy słyszeli?
Przytaknięcie.
– Kim jest Kajman? – spytał Kamil.
– Zobaczysz. – odpowiedziano.
* * *
Spacerniak. Kilkumetrowe ściany z betonu otaczają plac. Kilku więźniów zataczało koła. Kamil szedł w samotności. Po środku stał Kajman pośród swoich przybocznych. Patrzyli na niego. Od grupy odłączył się jeden mężczyzna i zrównał krok z Kamilem. Miał czarne włosy, nienaturalne, jasne, niebieskie oczy, a na sobie obszarpaną wiatrówkę. Zapytał o coś z wyraźnym wschodnim akcentem. Kamil początkowo nie zrozumiał, ten powtórzył: ‘nie strjelasz z ucha?’
– Nie – Kamil potrząsnął głową.
– Co masz za kurtkę?
– Kurtkę? Tom Taylor – odpowiedział Kamil, nie spodziewając się tego co nadchodziło.
– Sciągaj, zamieniamy się – powiedział czarnowłosy. Kamila zamurowało. Rozejrzał się po spacerniaku, ludzie ze środka i Kajman patrzyli się, ich spojrzenie było jawną pogróżką. Inni więźniowie patrzyli w ziemię.
– No dawaj – wycedził natręt. Kamil się bał. Był jak sparaliżowany, mimo to czuł, że drży. Powoli zdjął kurtkę. Mężczyzna ze wschodnim akcentem ściągnął poszarpaną wiatrówkę i zamienili się. Kamil został sam. Szedł dalej i patrzył w ziemię.
Przedostatni i ostatni papieros. Nerwy i strach. Strach i nerwy.
* * *
Wizjer zachrobotał, strażnik zajrzał do środka. Po chwili trzask otwieranych zamków. Do celi wszedł wysoki, chudy, śniady mężczyzna. Od wejścia zawołał: „grypsują?”.
– Tu nikt nie grypsuje – odpowiedział jeden z więźniów.
Nowy postał chwilę, odwrócił się, wcisnął przycisk alarmu i uderzył w drzwi. Gdy strażnik je otworzył, pytając o co chodzi, nowy powiedział:
– Dowódco! Tu zaszła jakaś pomyłka! Ja powinienem trafić na sztywną celę!
– To jest cela przejściowa! Siedzieć, nie robić afery! – rzucił strażnik i zamknął klapę.
– Jestem Józek – przedstawił się nowy, kiedy obrócił się i uważnie przyjrzął się każdemu z więźniów, a więźniowie otaksowali go w rewanżu.
– Kiedy jest wypiska? – zapytał.
– Jutro – ktoś odpowiedział.
* * *
Józek wrócił z kantyny z kawą i kartonem papierosów. Rzucił paczkę (30 sztuk Spike) na blat i powiedział
– Macie. Palcie.
Kamil odczuł prawdziwe szczęście. Nikotyna! Wreszcie! I kawa… I jeszcze tylko 8 dni odsiadki Kamila. „Tak to można żyć” – pomyślał. Palił papierosy Józka i czytał książki, które miał ze sobą przy zatrzymaniu, zaznajomił się już z więźniami – wspomniani Krzysztof i Marcin, Jurek, Paweł – i teraz także Józek. Kamil dosiadał się do blatu, na którym grali w karty (własnoręcznie zrobione), wyrażając chęć do zagrania w tysiąca.
* * *
Pukanie w ścianę. Józek podszedł do okna i rzucił ‘nawijaj’.
– Kajman mówi, że na spacerniak wychodzą wszyscy – powiedział głos.
– Chuj kładę na Kajmana – odparł Józek. Rozmówcę zamurowało, za chwilę inny głos powiedział:
– To chuj to ci w dupę frajerze – I cisza.
Gorszy poziom rozmowa mogła osiągnąć tylko inwektywą: „cwel”.
Tego dnia na spacerniak nie poszedł nikt. Chociaż strażnik się 3 razy upewniał: ‘nikt? Naprawdę nikt?’ – i wydawał się skonfundowany. Po chwili zamknął klapę kręcąc głową. Kamil wyglądał przez lipo. Kilka osób chodziło wokół. Na środku znowu stał Kajman wraz ze swoją świtą. I patrzyli w ich okno, na Kamila.
* * *
– Stan: siedmiu! – zameldował Krzysztof. Kamilowi zostało sześć dni odsiadki. Nie było aż tak źle, ale nie wyobrażał sobie spędzić tu nawet trzy miesiące, co dopiero wyższy wyrok. Obiecywał sobie, że więcej nie wejdzie w zatarg z prawem. Chciał na spacer, ale wspomnienie Kajmana i jego ludzi skutecznie leczyły jego tęsknotę.
W nocy pili czaj: słoik, herbata, słoik, czajnik. Kamil pił prawie wrzątek („bo tak trzeba”) z nadzieją na haj, ale ten nie przyszedł – przez chwilę czuł się nerwowo, serce mu zakołatało, potem jakby przypływ energii, który bardzo szybko minął. Uznał, że to przereklamowana sprawa i więcej już nie chciał. Ale inni sobie chwalili.
Pukanie w ścianę.
– Kajman mówi, że na spacerniak wychodzą wszyscy.
– Bo co? – Józek rzucił zaczepnym tonem.
– Bo gówno – odpowiedziano. I dobiegł rechot kilku osób. Na spacerniak znowu nie wyszedł nikt, Kamil rzucił okiem przez okno, Kajman z gwardią stali na środku i głośno się z czegoś cieszyli.
* * *
Wieczorem gad otwiera klapę.
– Kamil N., na zewnątrz! – woła. Kamil zdziwiony, wszyscy robią wielkie oczy, tylko Krzysztof ukrył twarz w dłoniach. Gdzie o tej porze go zabierają? Kamil wstał i wyszedł. Na peronce stał drugi strażnik. Kamil poczuł przerażenie – obaj mieli nienaturalne, jasne, niebieskie oczy, takie same jak Ukrainiec, który zabrał mu kurtkę.
Kazali mu stanąć pod ścianą i oprzeć o nią ręce. Przeszukiwali go. Poczuł uderzenie w kark, załkał, oczu popłynęły mu łzy. Jeden ze strażników zaśmiał się, drugi wycedził „kara musi być dotkliwa”. Przesunął Kamila przed drzwi obok. Przed drzwi celi Kajmana. Pod Kamilem trzęsły się nogi.
– Pożyczają cię – sadystycznym tonem powiedział gad, który go uderzył. Otworzył drzwi do celi Kajmana, popchnął go do środka.
– Patrzcie, on płacze! – powiedział głos ze wschodnim akcentem i wszyscy w celi zarechotali. Strażnicy zawtórowali i zamknęli za Kamilem klapę. Kamil podniósł wzrok na obecnych – wszyscy mieli jasne niebieskie oczy. Podszedł do niego Kajman, z bliska jego oczy były smutne. Powąchał i syknął: „Świeży. I przerażony. Najlepiej”. Ukrainiec za jego plecami oblizał wargi.
– Nie chcę umierać – wyseplenił przez łzy Kamil.
– Och, przecież nic nadzwyczajnego się nie wydarzy.
– Jestem człowiekiem.
– Żaba zjada muchę. Francuz zjada żabę. Nie ma w tym żadnej metafizyki. Przestań się mazać – znowu wszyscy zarechotali.
Podchodzili do niego kolejno i zatapiali zęby w jego ciele. Kiedy osłabł – podawali go sobie. Osuszyli go z krwi.
Kiedy było po wszystkim, osunął się na zimną posadzkę. Kajman załomotał w klapę. Strażnicy usunęli ciało Kamila, jakby pozbywali się śmieci.