2009
Po trzech latach poszukiwań NASA oficjalnie potwierdza, że oryginalne taśmy z lądowania Apollo 11 zostały bezpowrotnie stracone.
2019
Znany dom aukcyjny Sotheby’s udostępnia trzy nagrania z księżyca. Są zakupione przez nieznanego inwestora z Afryki, osiągając bajońskie sumy, podobnie jak wszystkie inne artefakty z amerykańskich wypraw.
2024
Voyager-2 przesyła na Ziemię niewyjaśnione dane, dające jednak pewność, że sonda jest nieustannie śledzona przez obiekt niewiadomego pochodzenia, który może mocno ingerować w jej działanie. Po jakimś czasie odkryta jest ich mocna zbieżność z odczytami z Voyagera-1, zarejestrowanymi kilkadziesiąt lat wcześniej.
Teraźniejszość
– Nie mogę tam wysłać nikogo innego. Muszę pojechać sam.
– Widziałeś, co stało się z Millsem. To nie był tylko przypadek.
– Naprawdę tak myślisz?
– Tak. Przestań być w końcu ślepy. Twoja obsesja kiedyś cię w końcu zniszczy.
Mężczyzna nic nie odpowiedział, tylko wzruszył ramionami i zszedł do piwnicy, gdzie za grubymi drzwiami spoczywała największa tajemnica jego życia.
Mały obiekt w kształcie trumny pojawił się na odludziu w Afryce wiele lat wcześniej. Nie było w nim żadnej elektroniki, przynajmniej w ludzkim tego słowa znaczeniu, do tego nikt nigdy nie stwierdził uszkodzeń terenu wokół, zupełnie jakby kapsuła została tam przywieziona, pojawiła się znikąd albo wylądowała tak delikatnie, że nie zrobiła krateru ani nic nie spaliła.
Przechodzący obok farmer znalazł w środku nagie ludzkie dziecko. Przygarnął je i wychował zamiast własnego, które zmarło kilka dni wcześniej. Było to o tyle łatwe, że w promieniu kilkunastu kilometrów noworodki pojawiały się i znikały i nikt nie prowadził tam dokładnej ewidencji.
Historia wyglądała trochę jak w znanym serialu, ale różniła się jednym istotnym szczegółem. Chłopiec krył tajemnicę, o jakiej nie wiedzieli, a przynajmniej nie mówili jego przybrani rodzice. Jego ciało nie było całkowicie biologiczne, to znaczy zachowywało się w ten sposób, ale w środku działało na trochę innych zasadach.
Kosmita przez całe życie próbował rozwikłać zagadkę artefaktu i swojego pochodzenia. Na nic zdały się liczne analizy. Coś umykało uwadze spektrografów i innych aparatów, które wykazywały całą tablicę Mendelejewa, ale nie mogły potwierdzić żadnego znanego promieniowania.
Obsesją przybysza stało się zwłaszcza niewielkie zdjęcie z elementem jednej z misji Apollo, a dokładniej fotografia podstawy lądownika pozostawionej na księżycu po starcie modułu załogowego. Według relacji przybranego ojca znaleziono ją w kapsule. Zaskakiwała jakość obrazu, niemożliwa do osiągnięcia w XX wieku, jak również papier czy materiał, na którym go wydrukowano.
Milioner przesunął ręką po gładkim boku kapsuły i zajrzał do jej środka, potem przeszedł do kolejnej, większej pracowni, gdzie spojrzał na trójwymiarowe plany nowej wersji samochodu, unoszące się cały czas w powietrzu, zupełnie jak kiedyś, dawno temu w dalekiej galaktyce. Wystarczyło kilka kliknięć na wirtualnej klawiaturze, żeby wokół pojawiła się kolorowa projekcja autostrady i ostatnie sekundy z życia jednego z najlepszych kierowców testowych, Kena Millsa Juniora.
Według agencji rządowych doszło do zmęczenia materiału w pedale hamulca, który się zaklinował, i usterki w module silnika, powodującej przyspieszenie i minimalny skręt kierownicą. Raporty były dosyć spójne, nie uwzględniały tylko tego, że w tym konkretnym egzemplarzu testowano nową wersję systemu, która nie miała prawa się zepsuć jak ta dostępna na rynku.
O tym wiedziało tylko trzech ludzi, włączając kierowcę.
Milioner zbyt długo nie chciał dopuścić do siebie tej myśli. Miał licznych wrogów, zazdrosnych o sukces i kontrakty rządowe, tym razem jednak sytuacja niekoniecznie musiała mieć związek z jego pracą.
Wszystko najprawdopodobniej łączyło się z osobą Michaela Collinsa, emerytowanego generała US Air Force, który próbował się skontaktować kilka tygodni wcześniej, dzwoniąc, a potem wysyłając pewien list. Milioner wiedział, że musi z nim porozmawiać, niestety nie okazało się to takie proste. Staruszek znajdował się pod stałą, choć dyskretną opieką służb specjalnych, i trzeba było zaplanować operację w stylu Toma Cruise, chwilowo podmieniając jednego z lekarzy, którzy się nim opiekowali.
Milioner zakończył symulację wypadku i sięgnął do listy pracowników szpitala w Brendwood.
– Już niedługo – rzucił, patrząc na mężczyznę, którego wytypował kilkanaście dni wcześniej.
Przygotowania trwały i nic nie mogło tego zatrzymać.
Kilka dni później
Przed wjazdem do tunelu stała ekipa remontowa regulująca ruch, jednak doktor Romano nie miał żadnych powodów do niepokoju. Była trzecia w nocy, a jego dyżur rozpoczynał się dopiero za godzinę, poza tym miał kilka przysług u kolegów, którzy spokojnie mogli go zastąpić.
Mężczyzna w stroju robotnika pokazał, że droga jest wolna. Robert ruszył, nie ujechał jednak daleko. Kilkaset metrów dalej w środku tunelu stała tarasująca drogę ogromna ciężarówka, jeden z wielkich krążowników szos, które codziennie przemierzają Amerykę wzdłuż i wszerz i przewożą tysiące ton ładunku.
Romano zatrzymał samochód i odruchowo spojrzał w lusterko wsteczne, widząc światło i ruch. Z tyłu dosyć szybko nadjeżdżała furgonetka, a on właśnie stracił pole manewru.
– Wspaniale – mruknął, zastanawiając się, co go jeszcze czeka.
Z przodu jak na zawołanie pojawił się mężczyzna w kamizelce odblaskowej. Szedł spokojnym, zrelaksowanym krokiem i pokazał, żeby doktor opuścił szybę.
– To tylko opona. Zaraz skończymy. – Wciąż się uśmiechał, gdy Robert poczuł ukłucie w szyję, zupełnie jakby usiadł tam komar.
W jednej sekundzie zrobiło mu się gorąco. Wszystko zaczęło rozmywać przed oczami. Jego umysł nie zdążył zarejestrować, że wokół samochodu znalazło się kilkunastu ludzi, a on sam jest przenoszony na naczepę ciężarówki.
***
– Proszę się obudzić. – Kobiecy głos był miły, ale równocześnie dało się w nim słyszeć coś, co nie dawało spokoju.
Romano powoli otworzył oczy i natychmiast otrzeźwiał, gdy oprócz atrakcyjnej blondynki zobaczył własnego sobowtóra. Próbował się szarpać, co było o tyle trudne, że jego ręce i nogi przykuto grubymi stalowymi obejmami do zimnego, metalowego fotela. Jak przez mgłę dostrzegał kolejne szczegóły. Pomieszczenie było długie i bardzo wąskie, dodatkowo przed jego oczami znajdował się wielki ekran, na którym podziwiał samego siebie.
– Pański syn Jake dostanie się wkrótce na uniwersytet, a pan dostanie ekstra sto tysięcy – zaczął stojący przed nim mężczyzna. – I nie ma co krzyczeć. Miejsce jest dobrze wygłuszone.
Więzień przez chwilę chciał wymiotować, bo coś się tu nie zgadzało. Nagle do niego dotarło, że muszą się poruszać, chociaż wszystko jest nieruchome.
– Wystarczy, że przez pół godziny pomoże pan odegrać pewną rolę. Nie chodzi o nic nielegalnego, co najwyżej o konsultację związaną z pacjentami, jeżeli będzie trzeba podać im jakiś lek. I tak, wiemy o długach, tych z kasyna i jeszcze z Chicago.
Robert zamarł. O pożyczce u lichwiarzy wiedział tylko on i tamci, pamiętał też, co pokazali mu tej pamiętnej nocy i czym zagrozili, jeżeli cała sprawa wypłynie na światło dzienne.
– Kim jesteście? – Zamarł, czując gorąco.
– A czy to ważne? To jak będzie?
– Naprawdę nic z tego nie rozumiem.
– Doktorze, nie mamy za dużo czasu. – Jego sobowtór spojrzał na zegarek. – Za piętnaście minut zaczyna się dyżur. Będzie pan widział, co robię. Proszę mówić, co jest ewentualnie nie tak, albo z kim się spotykam. Mamy oczywiście odpowiedni wywiad, ale na wszelki wypadek potrzebujemy pomocy. Nie chcemy zagrożenia życia i zdrowia ludzkiego.
– Dobrze. – Romano znienawidził siebie już wtedy, gdy to powiedział.
***
– Dzień dobry, doktorze.
– Cześć Mark, co mamy na dzisiaj?
– Pacjent z jedynki miał spokojną noc, za to w dwójce trzeba było podać środki przeciwbólowe.
– Coś jeszcze?
– Nic.
– No to czas odwiedzić naszą gwiazdę. – Fałszywy Romano sięgnął do karty ze stojaka przy ścianie i wyszedł na korytarz, gdzie zobaczył agentów rządowych, udających, że czekają na wizytę w gabinecie numer pięć, i to czytając książkę Kurta Vonneguta.
Przed pokojem generała doktor przystanął, zupełnie jakby sobie coś przypomniał, zaczął szukać czegoś w kieszeniach i ruszył z powrotem do szatni, gdzie z szafki pracowniczej wyjął podrzucony tam wcześniej mały notatnik. Jak dotąd wszystko szło zgodnie z planem i gadżet w jego okładce bez problemu połączył się z soczewkami, potwierdzając, że nikt przy nim nie majstrował.
– Dzień dobry, panie generale. – Minutę później w pokoju milionera potrójnym mrugnięciem włączył zagłuszanie, podszedł do okna i częściowo zasłonił żaluzje, a na koniec delikatnie złapał pacjenta za rękę. – Dostałem list, Big fella.
– To ty. Wiedziałem, że przyjdziesz.
– Proszę za głośno nie mówić. Tu może być podsłuch.
Staruszek ożywił się, dość mocno jak na jego wiek, i pokazał gestem, żeby się nad nim nachylić.
– W moim dawnym domu pod garażem zakopana jest skrzynka – wyszeptał.
– Co zawiera?
– Na księżycu natrafiliśmy na coś niezwykłego. Nie oddalaliśmy się zbyt daleko od statku. Nil wziął dla żartu kamień i rzucił go, a ten przeszedł jakby przez wrota. Próbowaliśmy wiele razy. Wszystko, co tam wpadało, generowało kuliste kręgi w powietrzu.
– Co tam jest, panie generale? – Delikatnie powtórzył milioner.
– FBI skonfiskowało nam wszystkie taśmy. Nie wiedzieli o jednej.
– Dlaczego pan to teraz mówi?
– Podbój kosmosu nie może być tylko w rękach rządowych. – Staruszek zaczął kasłać, a milioner usłyszał w miniaturowej słuchawce w uchu kilka niepokojących zdań:
– Wynoś się. Zamieszanie przy głównym wejściu. Rządowi chyba coś podejrzewają.
– Muszę już iść. – Mężczyzna uścisnął dłoń człowieka, który mocno przysłużył się krajowi, i niemal wybiegł z pokoju, równocześnie wyciągając telefon:
– Masz to?
– Tak.
– Koniecznie musimy odwiedzić sklep z narzędziami.
Kilka lat później
„Kolejna testowa wersja rakiety tym razem wzniosła się bez problemu na orbitę. Miliarder deklaruje, że kapsuła na jej szczycie została zaprojektowana dla stu osób. Pierwszy lot kosmonautów przewidziany jest na następny rok”
Kolejny rok
– To już trzydziesta siódma misja. Rakieta Thunder V zeszła z kursu i kieruje się teraz w stronę księżyca. Obecnie nie ma tam ludzi i ucierpieć mogą jedynie sondy i przyrządy naukowe. Cały czas obserwujemy trajektorię obiektu i będziemy podejmować stosowne działania. – Rzecznik NASA na ekranie na ścianie cały czas nerwowo poprawiał krawat, sprawiając wrażenie zdenerwowanego. – Przechodzimy teraz do pytań. Może dzisiaj od lewej do prawej. Proszę bardzo, Mike, zaczniemy od ciebie.
– Czy wiemy, jak do tego doszło?
– Firma, która jest naszym kontaktorem, cały czas analizuje sytuację.
– Czy rakieta może zagrozić obiektom na orbicie okołoziemskiej?
– Nic na to nie wskazuje.
– Czy konieczne będzie jej zniszczenie w okresie późniejszym?
– Wszystko zależy od tego co się stanie. Sytuacja jest dynamiczna.
Oglądający to milioner uśmiechnął się, wyobrażając sobie wściekłość generałów, kiedy dowiedzieli, że ich cudowny satelita Ikona pozostał na podłodze hangaru w Nevadzie.
Mężczyzna wcisnął kilka przycisków na klawiaturze przed sobą, odsunął ją i wypiął się z fotela, i powoli uniósł w przestrzeń, następnie zrobił fikołka i szybko rozejrzał się.
Tamci na Ziemi nie wiedzieli wszystkiego, a przynajmniej nic o tym nie mówili. Głowicę z ich ładunkiem zastąpiono pojazdem, który dopracowywano przez dwa ostatnie lata. Milioner był bardzo dumny z tego projektu. Sprawdzał się znakomicie na orbicie okołoziemskiej, powinien również poradzić sobie z lotem na księżyc.
Nawet zapasy tlenu nie powinny stanowić specjalnego problemu. Od godziny system powoli zmniejszał jego ilość do minimum, przygotowując jedynego pasażera do tego, do czego został stworzony czy powołany, zależy jak na to patrzeć. Jego tkanki biologiczne w niewielkiej części obumierały, ale to było teraz nieistotne. Liczyło się tylko to, że w przednim okienku cały czas rósł księżyc, od którego wszystko się zaczęło.
Hamowanie rozpoczęło się półtorej doby później i trwało mniej więcej godzinę. Statek wszedł na orbitę idealnie co do metra, podobnie było z lądowaniem. Od czasu misji Apollo wiele się zmieniło i milioner mógł się co najwyżej martwić, że komuś przyjdzie do głowy, żeby zrobić coś z sondami i lądownikami, które wciąż mogły zatrzymać go kinetycznie.
Mężczyzna odetchnął dopiero wtedy, gdy znalazł się na powierzchni.
Wiedział, że mimo wszystko nie ma zbyt dużo czasu.
Przez godzinę chodził rozkoszując się widokami, a potem stanął i spojrzał z nabożną czcią na miejsce lądowania Apollo 11, gdzie wbito amerykańską flagę, teraz oczywiście białą, i odciśnięto ślady butów, przez lata częściowo zatarte przez działanie burz słonecznych.
Brama powinna być mniej więcej dwadzieścia metrów w lewo i dwa w prawo.
– Sezamie, otwórz się. – Odmierzał kroki z chirurgiczną precyzją i w końcu stanął w miejscu, które wskazał generał, wyjął z kieszeni kombinezonu mały kamyk i rzucił go przed siebie. Skała przeleciała kilkanaście centymetrów, potem zniknęła, a w tym miejscu przez chwilę widać było rozchodzące się kuliste kręgi, wyglądające jak ślad po wrzuceniu czegoś do wody.
Milioner ruszył w tym kierunku. Zrobił kilkanaście kroków, ale nic się nie stało. Już miał wracać po swoich krokach, gdy spojrzał w kierunku Ziemi i zrozumiał, że coś się jednak zmieniło. Jego wyczulone zmysły nie odczuwały teraz żadnego promieniowania. Sięgnął do panelu na ramieniu i nacisnął kilka przycisków, chcąc przesłać do lądownika serię komend.
System nie zareagował, a on zamarł.
To było przecież całkiem logiczne.
Cały sprzęt pozostał przecież po tamtej stronie.
Nie zastanawiając się długo mężczyzna próbował wrócić po swoich krokach, a gdy to się nie udało, zaprogramował nadajnik w skafandrze na wysyłanie sygnału radiowego w całym paśmie częstotliwości. Jego lokalna AI przygotowała wszystko w trzy minuty, a potem zaczęła nadawać.
I wtedy wydarzył się mały cud. Nad horyzontem zaczęło się unosić niewielkie światełko. Jasny punkcik początkowo był niezauważalny, a potem rósł z każdą sekundą. W końcu udało się dostrzec kolejne szczegóły. Statek miał kształt latającego spodka. Na kadłubie widniały oznaczenia USAF i czarna, złowieszcza swastyka.
Mężczyzna nie uciekał. Stał i nagle zupełnie niespodziewanie zobaczył, że skafander sztywnieje, a cały system wyłącza się. Jego tętno przyspieszyło. Oddychał coraz szybciej, otoczony pancerzem, a przez zmatowiałą szybkę widział, jak pojazd ląduje i ze środka wychodzą dwie postacie. Obcy poruszali się bez widocznego strachu, pchając przed sobą wózek. Mieli kształt humanoidów. Podeszli do niego, złapali go i delikatnie przewrócili. Poczuł, że jest przesuwany. W końcu zobaczył nad sobą światła. Znalazł się w środku pojazdu i nagle zrobił się bardzo senny.
***
Nie czuł rąk ani nóg. Znajdował się w pomieszczeniu o białych ścianach. Przed nim stała kobieta w srebrnym, błyszczącym kombinezonie. Chciał coś do niej powiedzieć, ale zupełnie nic nie mógł, a ona klikała coś szybko na tablecie.
– Jesteśmy bardzo zadowoleni. – Zaszczyciła go w końcu spojrzeniem. – Spełniłeś swoją misję, rozwijając się zgodnie z oczekiwaniami. Szkoda, że to już koniec.
W ścianie naprzeciwko nagle pojawiła się szpara w kształcie prostokątna, a środek zaczął unosić się z sykiem, odsłaniając wejście.
– I co, pani doktor? – Do środka wszedł starszy mężczyzna.
– Motoryka w normie. Drobne odstępstwa we wrażliwości i zachowaniu norm społecznych. Chciałabym go jeszcze trochę potrzymać i zbadać to dokładniej.
– Wiesz, że to niemożliwe. Musimy przygotować kolejny szczep.
– Oj tato, masz swoje sposoby, żeby przekonać radę. Jeżeli chcę zrobić poprawki, to muszę mieć trochę czasu.
– Podoba ci się, co?
– Nie wiem, o czym mówisz. – Kobieta wyraźnie się zarumieniła.
– Przed starym nic nie ukryjesz. No dobrze, masz cały tydzień. Na więcej na pewno się nie zgodzą.
– Dziękuję. – Pani doktor rzuciła się mężczyźnie na szyję i zaczęła go ściskać.
– No już dobrze, dobrze. – Ten odsunął ją od siebie. – Tylko nie zapomnij o raporcie.
– Tak jest! – Udała, że staje na baczność i salutuje.
– Tylko za bardzo się nie zakochaj. Pamiętasz co było, jak uciekł ten znany aktor, no wiesz, Nicolas czy Tom, nigdy nie jestem pewien.
– Będę bardzo uważać.