- Opowiadanie: Anonimowy bajkoholik - Ofiara

Ofiara

Publikuję tutaj po raz pierwszy, więc liczę na rady od zaprawionych w boju kolegów i koleżanek :)

 

Hasła:

Informacja

Czar

Jezioro

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Ofiara

Wędrowali tydzień wśród wysuszonych traw, nim zbliżyli się do kolejnego punktu na mapie. Przed nimi wznosiły się, niczym wypaczony obraz lasu, rzędy szpiczastych skał. Wyglądało to tak, jakby ta stara ziemia nie potrafiła zrodzić niczego żywego.

– Nie starczy nam dnia by przejść na drugą stronę. Rozbijemy tutaj obóz. – orzekł Talay schodząc z konia i zabierając się za rozpakowywanie bagażu.

Kersen jeszcze przez moment bacznie lustrował malujący się przed nim widok. Jeśli mapa nie kłamała, to za tym kamiennym gajem czekał cel jego podróży. Nie miał powodu do wątpliwości, jak do tej pory go ona nie zawiodła. Wszystkie miejsca, które objawiły mu się w wizji, napotkał w czasie kilkutygodniowej wędrówki.

Wyjął z kieszeni złożony na cztery części plik papieru i przyglądał mu się, jakby szukał w nim odpowiedzi. Nakreślona w przypływie rytualnego transu mapa przedstawiała punkty, które po połączeniu tworzyły szlak wiodący daleko na północne stepy. Znajdowali się dokładnie na przedostatniej pozycji. Byli tak blisko. Nie chciał tracić czasu, jednak musiał zaufać Talayowi. Znał on te tereny jak nikt inny, o czym Kersen przekonał się kilkukrotnie w tak krótkim czasie.

Dzień czy dwa nie zrobi większej różnicy, zostało mi jeszcze dziesięć miesięcy do wypełnienia obietnicy.

Ukojony tą myślą zeskoczył z konia i wziął się za rozpalanie ogniska.

– To jak, co to za skarb? – zagaił Talay szczerząc podgniłe zęby.

Zadowolona twarz przewodnika zdradzała jednak pewną nieufność, która wychodziła z niego w każdym drobnym geście. Kersen widział ją szczególnie w jego oczach, które z każdym dniem świdrowały go coraz uważniej.

– Hm?

– Mówię o twojej mapie. Prowadzi do skarbu, prawda? – zapytał wskazując na kieszeń, w której trzymał kartę.

Kersen ledwo powstrzymał się od dotknięcia jej. Zamiast tego przywołał na twarz niezobowiązujący uśmiech.

– Taki rodzaj skarbu raczej nikogo nie zainteresuje – wyjaśnił odwracając się od rozmówcy, by wyjąć z torby suszoną wołowinę.

Przewodnik przyglądał mu się przez moment z pewnym zacięciem malującym się na twarzy.

– Dziwny z ciebie gość, to muszę przyznać – wyrzucił z siebie siadając po drugiej stronie ogniska – Prowadziłem wielu głupców chcących wykopać skarby Złotego Miasta, ale ty o nich nawet nie wspominasz. Nie planujesz, jak wielki pałac zbudujesz, ile będzie miał komnat i ile żon będziesz w nim trzymał. Nie, ty tylko gapisz się w ten kawałek papieru.

Mówił prawdę, Kersen nie miał zamiaru szukać złota, przybył tu po informację.

– Są na tym świecie rzeczy cenniejsze od złota.

Zdążył dostrzec trwający sekundę chciwy blask w oczach drugiego mężczyzny.

– Dziwny z ciebie gość – oznajmił śmiejąc się przy tym pobłażliwie i poszedł zająć się swoimi sprawami.

Kersen nie miał zamiaru dzielić się z nikim celem swojej podróży. Zwykli ludzie wzięliby go za opętanego religijną myślą głupka, a ci z odpowiednią wiedzą mogliby mu zaszkodzić.

Talay zdecydowanie zaliczał się do pierwszego grona. Był prostym mężczyzną w jesieni swojego życia, aczkolwiek wykazywał się sporą krzepą, a co najważniejsze, dobrą znajomością tego terenu. Kersen wynajął go w najbliższym mieście, by poprowadził go przez ostatni odcinek jego drogi.

Wcześniej podróżował sam i z chęcią pokonałby resztę wyprawy w taki sam sposób, gdyby nie fakt, że trasa wiodła przez kompletne pustkowia. Wolał nie testować swoich marnych umiejętności nawigacyjnych w dziczy. Towarzysz był mu jednak potrzebny również z jeszcze jednego powodu, któremu ustępowały wszelkie prozaiczne względy.

Spojrzał jeszcze raz na skały, przypominały teraz złowrogo wymierzone w niebo sztylety. W świetle zachodzącego słońca przybrały krwawą barwę.

 

***

 

O świcie spakowali się i weszli w skalny gąszcz. Megality otoczyły ich gęstym tłumem. Jedne pięły się ku niebu, drugie zaś kuliły się w ich cieniu. Czasami zbierały się w zbitych gromadach, uparcie utrudniając im przejście, to zaś w innym miejscu oddalały się od siebie, jakby stroniły od towarzystwa. Każdy z nich jednak stał tam niczym niemy świadek historii. Kersen zastanawiał się, czy te zimne skały mogłyby mu coś powiedzieć. Przekazać wieści z zamierzchłej przeszłości i zdradzić tajemnice tego miejsca.

Jednak jaką wyznaczyłyby mu za to cenę? Przecież jeszcze nie spłacił pierwszego długu.

Słońce stało wysoko na niebie, kiedy zaczął widzieć w skałach znajome kształty. Najpierw były to nieśmiałe przewidzenia widziane kątem oka i znikające natychmiast po przeniesieniu na nie wzroku. Potem stały się nachalniejsze, ludzkie sylwetki objawiały się z większą pewnością, lecz wciąż zachowywały pewien dystans. Spoglądały na podróżnych zza rogów skał, by zauważone czmychać przez szumiące trawy. Talay albo ich nie widział, albo postanowił nie komentować tego zjawiska.

Kersen nie zdziwił się, kiedy sylwetki przybrały formy jego bliskich. Zalana krwią głowa jego brata spoglądała z ukrycia, zamglone, niewidzące oczy wierciły w Kersenie dziury. Nie pierwszy raz ukazywały mu się ich zjawy, podróżowały wraz z nim, ciągnął je za sobą na kraniec świata, by móc je uwolnić. Mimowolnie dotknął kieszeni skrywającej w sobie mapę. Nie mógł ich zawieść.

– Powiedz mi, chłopcze, – zagaił Talay niezobowiązującym tonem – długo już tak sam podróżujesz?

– Będzie ze dwa księżyce.

Starszy mężczyzna zamruczał na to z uznaniem.

– Zatem co cię prowadzi? Przecież coś musi. Jak nie żądza bogactwa, to co codziennie każe ci iść przed siebie?

– Zemsta – odpowiedział bez zawahania.

Talay odwrócił się i patrzył teraz wprost na drugiego mężczyznę, jego twarz przybrała wyraz kamiennej powagi.

– Zemsta to święta rzecz – skwitował niskim tonem i nie pytał o nic więcej.

Talay nie mógł mieć pojęcia o rzeczywistej wadze motywacji współtowarzysza. Kersen długo błagał bogów o pomoc w pomszczeniu jego rodziny zamordowanej przez wrogi klan. On sam nie mógł wiele zdziałać. Był zbyt młody, pozbawiony sojuszników i wpływów, oddany na służbę w chramie. Zrobił zatem to, co potrafił najlepiej – modlił się. Robił to w każdej wolnej chwili, przestał jeść, składał w ogień szczodre ofiary, aż w końcu zaczął oddawać mu również swoją krew. W końcu pewnej nocy przemówił do niego głos. Święta zemsta była boskim prawem, zatem Wielki Ojciec dał Kersenowi wizję i rok na pomszczenie bliskich, by ich duchy nie błąkały się po ziemi. Potem miał poświęcić swoje życie na oddawanie czci bogom i duchom w świątyni. Kersen przeniósł objawienia na papier i powstała z nich mapa. Bogowie wskazali mu drogę, a jego powinnością było podążenie nią.

Początkowo nieśmiałe, lecz teraz już natarczywe wątpliwości wkradały się do umysłu młodego mężczyzny. Co jeśli zawiedzie? Jako boski sługa doskonale wiedział, co stanie się z jego rodziną. Niepomszczeni będą błąkać się po ziemi po wsze czasy. Jednak co stanie się z nim? Jak ukarzą go bogowie? Nie wiedział tego.

 

***

 

Przed wieczorem stanęli na krawędzi krateru. Zapadlina ciągnęła się po horyzont, nie sposób było objąć spojrzeniem jej brzegów. Jałowe dno rzadko porastały powyginane jakby w bólu martwe krzewy i kępy suchej trawy. Niespodziewanym kontrastem dla tej martwej ziemi było niewielkie jezioro w samym jej centrum.

Tyle pozostało ze starożytnego Złotego Miasta królowej Meiurun. Według opowieści była ona tak zapatrzona w swoje bogactwa, że nie pozwoliła oddać miasta wrogom. Zamiast tego wolała, by pochłonęła je ziemia. Podobno tym, którzy wiedzą, jak prosić, zdradzi sekret zwycięstwa, by już żadne miasto nie skończyło jak to jej.

Każdy znający tę historię wolał rozprawiać nad skarbami miasta, jednak nikt nie zastanawiał się nad tym, jak Meiurun dokonała tego cudu. Wiedza ta miała dla Kersena większą moc niż monety i diamenty.

Talay podszedł do towarzysza prowadząc konia za uzdę.

– Rozbiję obóz nad jeziorem, a ty – zamyślił się wykonując ręką łuk nad okolicą – rób to, po co tu przybyłeś.

Następnie obrócił się i poprowadził konia w dół stromą ścieżką.

Kersen spojrzał przed siebie, czerwone słońce ciężko wisiało nad horyzontem. Wiedział, co musi zrobić. Nie będzie grzebał w ziemi za złotem, przybył tu po skarb innego rodzaju i zdobędzie go za wszelką cenę. Zszedł z konia i ruszył śladem przewodnika. Emocje dodały mu sił, krew uderzyła falą do głowy i zadudniła w uszach niczym tabu koni. Wiatr niósł od strony skał lamenty duchów. Ich pieśń podążyła za Kersenem. Nie mógł teraz się wycofać.

Talay kucał nad taflą wody obmywając sobie twarz. Nie usłyszał składającego się do niego od tyłu współtowarzysza. Kersen wyciągnął zza pasa sztylet, pieśń wypełniała jego żyły, a duchy pokierowały jego ręką. Szybkim ruchem podciął starszemu mężczyźnie gardło. Nim ten zdążył zorientować się, co się stało, jego głowa została gwałtownie wepchnieta pod wodę. Jezioro zagotowało się krwistą pianą, Kersen napierał z całej siły na ofiarę. Po dłuższej chwili woda się uspokoiła a ciało pod nim zwiotczało. Mężczyzna zaciągnął truchło do wody, by ta w pełni je pochłonęła. Nabrał w złączone dłonie wodę zabarwioną krwią i wypił ją. Powtórzył to jeszcze kilka razy nim zapadła ciemność. Wtedy rozłożył śpiwór i ułożył sie w nim do snu. Teraz zostało mu czekać.

 

***

 

Czekał kolejne cztery dni na jakikolwiek znak. Każdego dnia nic nie jadł, pił jedynie wodę z jeziora. Zaczynał wątpić w prawdziwość czaru nałożonego na to miejsce, a w końcu też samych wizji od bogów.

Może moja ofiara nie została przyjęta? Czyżby nauki chramu również mnie zawiodły?

Nocami męczyły go sny, w których widział mordowaną rodzinę.

Wreszcie piątej nocy spomiędzy skał wyszedł ku niemu wilk. Spłoszone konie stanęły dęba rżąc odnośnie.

Kersen w pierwszym odruchu sięgnął po broń, lecz przerwał mu głos.

– Przysyła mnie moja pani, królowa stepów i gór. Czy ty jesteś tym, który prosi ją o pomoc?

– Tak, to ja – odparł niepewnym tonem – bogowie powiedzieli mi, że tu otrzymam wiedzę, która pozwoli mi pomścić mój ród.

– Moja pani da ci ją, ale wymaga od ciebie większej ofiary. Zgadzasz się?

– Tak, zgadzam się.

Nie obchodziły go w tym momencie konsekwencje tej transakcji. Przepełniała go nadzieja na wypełnienie swojej misji, a także zachwyt nad tym magicznym momentem kontaktu z zaświatami.

Chwilę później wybudził się gwałtownie się ze snu. Słońce jeszcze całkiem nie wstało. W głowie ciążyła mu nowa wiedza. Z przejęciem starał sie pojąć potęgę, którą teraz skrywał jego umysł. Natychmiast osiodłał konia i bez zastanowienia ruszył w drogę powrotną na południe. Teraz wiedział nie tylko, jak zemścić się na wrogu, ale również jak odbić królestwo z jego rąk.

 

***

 

Dzięki wsparciu czarów wojna nie trwała długo. Wilk przekazał mu wiedzę o potężnym rytuale. Tak jak kazał złożył w ofierze rocznego ogiera, a następnie jego krwią naznaczył swoich żołnierzy. Przy użyciu odpowiednich inkantacji nałożył na nich czar sprawiający, że każdy ze znamieniem krwi nie umrze w bitwie.

Duchy odeszły, kiedy ich oprawcy dokonali żywota na polu bitwy. Pozbawiona dowódców armia wycofała się na zachód pozostawiając dla niego tron przodków. Pamiętał o obietnicach złożonych bogom i duchom, jednak wzywał go jego lud.

 

***

 

Kiedy następnego lata jego żona urodziła martwe dziecko pojął ciężar swoich niedotrzymanych obietnic.

Nakazał małżonce wrócić do rodzinnego domu, a on zamknął się w swych komnatach, by nikt mu nie przeszkadzał. Postanowił czekać, wiedział, że w końcu po niego przyjdą. Czekał dniami i nocami odmawiając jedzenia i picia. Przestał w końcu spać, by nie przegapić momentu spotkania.

Kiedy po miesiącu służba wyważyła drzwi komnaty, odkryła w łożu zwęglone zwłoki króla.

Koniec

Komentarze

Publikuję tutaj po raz pierwszy, więc liczę na rady od zaprawionych w boju kolegów i koleżanek :)

W takim razie miło mi Cię powitać. Za osobę w boju zaprawioną bym siebie nie uznał, grafoman ze mnie niepoprawny, na nauki i rady niepomny ignorant i nieuk ;-P Ale jedną radę mogę Ci od razu zapodać: Komentarze i uwagi w nich to propozycje. Niczym leki: przed zastosowaniem na ślepo w utworze przemyśl sprawę lub skonsultuj się z farmaceutą ;-P Wszelkie opinie są subiektywne.

Wędrowali tydzień wśród wysuszonych traw, nim zbliżyli się do kolejnego punktu na mapie.

Konno, to chyba nie wędrówka? Przejażdżka, podróż.

Nie miał powodu do wątpliwości, jak do tej pory go ona nie zawiodła.

Zgubiło mnie to i nie mogłem się odnaleźć. Może byłoby czytelniej zmienić kolejność zdań?

 

Nie planujesz, jak wielki pałac zbudujesz, ile będzie miał komnaty i ile żon będziesz w nim trzymał.

ile będzie miał komnat

Wcześniej podróżowały sam i z chęcią pokonałby resztę wyprawy w taki sam sposób, gdyby nie fakt, że trasa wiodła przez kompletne pustkowia.

podróżował

Każdy z nich jednak stał tam dumnie, niczym niemy świadek historii.

wcześniej piszesz o głazach kulących się w cieniu… Dumnie kulący się kamlot ;-P

Wyglądały na podróżnych zza rogów skał, by zauważone czmychać przez szumiące trawy.

Spoglądały na podróżnych, czy wyglądały jak podróżni? Albo li wyglądały zza skał na podróżnych?

Mimowolnie dotknął kieszeni mieszczącej w sobie mapę.

Kieszeń mieszcząca coś w sobie brzmi nieco dziwnie. Prawie tak, jakby mieściła coś we wnętrzu swojego środka ;-P

Według opowieści była ona tak zapatrzona w swoje bogactwa, że nie pozwoliła wrogom oddać miasta

Tu koniecznie "nie pozwoliła oddać miasta wrogom". W obecnym układzie brzmi to tak, jakby ona wrogom rozkazywała nie oddawać miasta…

Ich pieśń podążyła za Kersenem. Nie mógł teraz się się wycofać.

Się się…

 

Trochę bywa zawile, ale zaciekawił mnie ten tekst. Początek jest dość ponury i tajemniczy, chętnie poczułbym tam więcej grozy. Ale końcówka to już jakieś streszczenie od niechcenia.

 

Pozdrawiam!

Hej Anonimie!

 

Wcześniej podróżowały sam i z chęcią pokonałby resztę wyprawy

Literówka.

 

Towarzysz był mu jednak potrzebny również z jeszcze jednego powodu, któremu ustępowały wszelkie prozaiczne względy.

Spojrzał jeszcze raz na skały, przypominały teraz złowrogo wymierzone w niebo sztylety. 

Powtórzenie.

 

Jednak jaką wyznaczyłyby mu za to cenę? Przecież jeszcze nie spłacił pierwszego długu.

Wcześniej i później kursywą zapisujesz myśli bohatera w pierwszej osobie, więc rozumiem, że to tylko literówka.

Kersen nie zdziwił się, kiedy sylwetki przybrały formy jego bliskich. Zalana krwią głowa jego brata spoglądała z ukrycia, zamglone, niewidzące oczy wierciły w Kersenie dziury.

Trochę gryzie mi się “spoglądająca” głowa, kiedy ma niewidzące oczy. Może jakoś można to zamienić?

Kersen napierał z całej siły na ofiarę. Po dłuższej chwili woda się uspokoiła a ciało pod nim zwiotczało

Mężczyzna zaciągnął truchło do wody, by ta w pełni je pochłonęła

”Zaciągnął” kojarzy mi się bardziej z pokonaniem jakiejś odległości. Tutaj tak naprawdę ofiara była już do połowy w wodzie. Może zepchnął? Do tego przecinek po “uspokoiła”.

Czekał kolejne cztery dni na jakikolwiek znak. Każdego dnia nic nie jadł, pił jedynie wodę z jeziora.

Usunąłbym “Każdego dnia” i zaczął zdanie od “Nic nie jadł…”

 

To takie poprawki, które mi się rzuciły w oko najbardziej, bo trochę ich jeszcze jest. Ja dobry w przecinki nie jestem, więc pozostawię to innym do oceny.

Fabuła ciekawa, jest motyw zemsty, walki o swój ród, dużo tajemnicy. Nie porwało mnie, chociaż byłem szczerze zainteresowany motywacjami głównego bohatera. Nie za bardzo mi się klei to, że roczny ogier to większa ofiara, niż śmierć człowieka, nawet jeśli później jego krwią należy wysmarować żołnierzy.  Końcówka najmniej mi przypadła do gustu, nie jest zbyt wytłumaczone co przez ten czas miał robić, żeby zaspokoić żądze bogów/duchów. Lubię gorzkie zakończenia, ale czegoś zabrakło, mogłeś może bardziej rozwinąć, w końcu do limitu znaków jeszcze daleko. 

Ogólnie pomysł naprawdę ciekawy, szczególnie jak na pierwszą publikację, nie chciałbym wyjść na marudę. Gratuluję debiutu i życzę powodzenia w konkursie!

Serdecznie pozdrawiam!

 

Melduję, że przeczytałam.

 

 

Przybyłam, zobaczyłam, pozdrowiłam,

ślad swój zostawiłam,

uważnie przeczytałam,

za udział podziękowałam;

bruce :)

To ja jeszcze dodam od siebie:

(…) krew uderzyła falą do głowy i zadudniła w uszach niczym tabu koni.

Literówka ;)

Chwilami jest troszkę niezgrabnie (sporo takich kosmetycznych poprawek – to poprzedni komentujący już wskazali), ale całkiem ciekawa i dobrze poprowadzona historia :) Szkoda tylko, że zakończenie jest napisane tak skrótowo.

Ale ogólnie na plus, całkiem mi się podobało :) Życzę powodzenia i cierpliwości w dalszym rozwoju, bo idziesz w dobrą stronę :)

Moje uszanowanie! Witamy na NF!

 

Zdążył dostrzec trwający sekundę chciwy blask w oczach drugiego mężczyzny.

To “drugiego” zbędne, skoro byli tam sami.

 

Wcześniej podróżował sam i z chęcią pokonałby resztę wyprawy w taki sam sposób, gdyby nie fakt,

Trochę mi zgrzyta, zwłaszcza powtórzenie tego “sam”. Proponuję tak:

“Wcześniej podróżował w pojedynkę i z chęcią pokonałby resztę wyprawy w ten sposób, gdyby nie fakt(…)”

 

Spojrzał jeszcze raz na skały, przypominały teraz złowrogo wymierzone w niebo sztylety.

Zamiast przecinka wstawiłby tu kropkę. Zdania wybrzmiewałyby wtedy “wolniej” potęgując tym samym klimat krajobrazy. 

 

Talay odwrócił się i patrzył teraz wprost na drugiego mężczyznę, jego twarz przybrała wyraz kamiennej powagi.

Znowu bezsensownie “drugiego”. Moja sugestia:

“Talay skierował wzrok w jego stronę. Jego twarz przybrała wyraz kamiennej powagi.”

 

Talay kucał nad taflą wody obmywając sobie twarz. Nie usłyszał składającego się do niego od tyłu współtowarzysza.

Literówka.

 

Mężczyzna zaciągnął truchło do wody, by ta w pełni je pochłonęła.

Skoro Talay już był połowicznie w wodzie, to to zaciąganie truchła nie brzmi logicznie. Proponuję zmienić na;

“Mężczyzna pchnął truchło w wodę, by ta w pełni je pochłonęła.”

 

Wreszcie piątej nocy spomiędzy skał wyszedł ku niemu wilk. Spłoszone konie stanęły dęba rżąc odnośnie.

Wkradł się chochlik.

 

Całkiem wciągająca opowieść, do tego bardzo dobrze napisana! Twój debiut uznaję za jak najbardziej udany, toteż gratuluję. Przychylam się jednak do narzekań przedmówców, iż tekst jest zbyt krótki i końcówka popełniona trochę po łebkach. Z jednej strony finał kłuje w oczy ze względów wartszatowych – jest naprawdę króciutk,i a istotne dla fabuły kwestie w nim poruszone drastycznie spłycony. Z drugiej – żal bierze dlatego, że czytało się naprawdę dobrze, a tak szybko się skończyło;)

 

Także czekam z niecierpliwością na odtajnienie konkursowych autorstw, bo będe z uwagą śledził Twoją karierę.

 

Pozdrawiam serdecznie i życzę powodzenia! 

 

 

 

 

 

Nowa Fantastyka