Informacja
Zamknięcie
Źródło
Niestety bez bety.
Informacja
Zamknięcie
Źródło
Niestety bez bety.
Z tego, co wiem, wszystko zaczęło się od przypadku, który na zawsze odmienił nasze spojrzenie na ludzi. Mały obłok wirującego dymu, który przybierał różne postacie, był jak wzburzona rzeka zmieniająca ciągle swój kierunek, jakby nie wiedziała, gdzie ma płynąć, gubiąc się w nawale swoich myśli. Ten jeden moment i ona. Wyjątkowa, z początku gardzona i lustrowana od góry do dołu. Stworzyła więź, której dotąd nie było nam dane zaznać.
Jej bujne, wijące się jak węże rude loki falowały za każdym razem, choć nie istniał tu wiatr. Patrzyła na nas pustym, błękitnym wzrokiem, nie jak inni – nie było w nim niezrozumienia, obaw czy strachu. Drobne ciało raz po raz szło za nami. Wciąż odtrącana, mimo to wracała, szukała oparcia, które było jej wtedy potrzebne, a którego nie umieliśmy zapewnić. Była też mapa. Dziwny, ludzki rysunek. I nasza ciekawość tego, co będzie na końcu. Choć dokończyliśmy tę drogę, która sprawiła, że na nowo nauczyliśmy się cieszyć, nie zostało nic oprócz pustki i czekania na powrót Rudej.
*
Tyle lat podróżowania przez ciemne odmęty, patrzenia na brudną, czarną naturę tak skrzętnie przez nich ukrywaną. Kiedyś było łatwiej. Wystarczyło, że zmieniałem się w pająka, w drobną mysz przebiegającą między stołem, a wtedy słyszałem ten dźwięk, słodki jak miód.
Teraz już nie próbuję takich sztuczek. Przestali bać się owadów i zwierząt, a przemiana w potwora niczego nie zmieniała. Świat przekształcił się nie do poznania. Coś w nim umarło, a moja praca stała się ciężka. Nawet sen, kiedyś barwny i pełen życia, dziś wyblakł i stał się nijaki, krótki. Ludzie przestali pamiętać te piękne obrazy, oderwane od rzeczywistości, a każda noc mija tak szybko, jak się zaczyna.
Trwam więc zanurzony w ciemności, czekając na swoją kolej. Czasem wchodzę do snów, próbuję wypełnić obowiązek. Zmieniam się w potwora, lecz ludzie, widząc mnie, tylko się śmieją.
Czuję wieczny, niezaspokojony głód, jakbym pił słoną wodę małą łyżeczką z morza. Widzę bezsens mojej egzystencji, która wyblakła i straciła dawny urok.
– Po co mnie stworzyłeś? Moim jedynym celem jest być artystą.
Tworzyć obrazy okropne, mrożące krew w żyłach śpiących. Teraz, gdy straciłem sens istnienia, życie wydaje się jałowe. Jakże miło byłoby choć raz stać się dobrym, namalować coś kolorowego, ciepłego, co wzbudziłoby uśmiech i pozostawiło po przebudzeniu dobre wspomnienia, a nie strach i pot spływający po ciele ofiary.
Niestety nawet marzenia mają dziś trudniejszą pracę. Ludzie nie cieszą się tak jak dawniej. Idą na oślep, wciąż pragnąc więcej i więcej. Stworzenia, które niegdyś odwiedzaliśmy z zamiłowaniem, stały się zepsute. Czasami boję się ich snów, ich rozmyślań – są tak czarne, zimne, przeżarte rozkładem.
Boją się rzeczy, których sam nie rozumiem. Trudno je ukazać, naśladować, a jednak w moim sercu wciąż tli się nadzieja. Nie pozwalam zgasnąć temu wątłemu płomieniowi, szarpanemu z każdej strony przez niedogodności losu. Wciąż są jeszcze pojedynczy ludzie, którzy potrafią marzyć i śnić – latać, a nie pełzać jak inni.
Gdybym jej nie spotkał, nadal spałbym w nicości, pogrążony aż po kres wszechrzeczy, trawiony zapomnieniem. To ona wzbudziła we mnie uczucie, którego dotąd nie znałem. Ciepłe, obejmujące cały mój obłok, wprawiające w miłe wibracje, jak spokój po miesiącach sztormu. Ona wydobyła mnie z bagna okropności, którego panicznie się bałem. Może pomyślicie, że to głupie, i spytacie:
– Zaraz, jesteś koszmarem i się boisz?
Wszystko, co żyje (o ile tak można nazwać moją egzystencję), czegoś się boi.
Karmazynowe włosy falowały każdego dnia w rytmie snów. Błękitne, okrągłe oczy patrzyły na mnie z ciekawością. Bała się moich wizji i form, a jednak wracała każdej nocy.
Większość mnie odtrącała widząc okropności, które tworzę. A ona? Patrzyła z fascynacją. Zachęcała, bym wykorzystał wyobraźnię do granic możliwości. Taki kruchy, mały człowiek, jakby mógł złamać się przy najbliższym powiewie wiatru.
Jak zawsze, co pięćdziesiąt lat, zbieraliśmy się w kupę, by pomyśleć, co dalej. Dla człowieka pewnie byłby to wyjątkowy, rzadki widok. Dla nas to był ułamek sekundy, nic nieznaczący w porównaniu do tego, co przeżyliśmy. Czas był nieistotny. Po prostu płynął niezauważony. Budzimy się rzadziej niż kiedyś, bo i pracy mamy coraz mniej.
Tego dnia zebrało się nas pięciu. Mniej niż zawsze. Niektórzy oddali się zapomnieniu. Zamykali się w sobie, by zostać zawieszonym w czasie do końca, wrócić do Źródła.
Aby ułatwić wam czytanie, nadam nam imiona, choć takich nigdy nie mieliśmy ani nie potrzebowaliśmy. Ja będę po prostu Koszmarem. Nic innego nie przychodzi mi do obłoku.
Myślenie przychodziło mi wtedy z trudem, ponieważ choć byliśmy nieśmiertelni, czas trawił naszą pamięć jak u każdego innego. Postaram się przetłumaczyć naszą mowę na waszą. Nie przebywając z ludźmi, przekazywaliśmy informacje za pomocą wibracji i fantazyjnych kształtów.
– Gdybym miał gębę, to bym się porzygał! Na litość boską, jestem koszmarem, a ten człowiek… jego sny… – Obłok zaczął nerwowo drgać; kanciaste krawędzie gwałtownie wychodziły z jego powierzchni, po czym natychmiast się chowały.
Aby ułatwić wam wyobrażenie jego postaci, powiedziałbym, że wygląda jak latający jeż. Może nie ma formy ani koloru. Po prostu w jednym momencie kolczasta kulka, w drugim dziki obłok. Nazwę go Strachem, bo nie ma innego koszmaru, który tak bardzo bałby się ludzkich myśli.
– Będę potrzebował terapii…
– Przestań narzekać, Strach. Ja tam mam łatwą robotę – zawibrował spokojnie drugi obłok, rytmicznie falując.
Ten spokojny obłok zawsze był zadowolony. Nadałem mu imię Łatwy.
– Łatwo ci powiedzieć! Przyssałeś się jak pijawka do człeka z anatidefobią. Zawsze szedłeś po linii najmniejszego oporu. Każdy głupi potrafi się zmienić w kaczkę! Ja jestem artystą! – Zapulsował nerwowo Strach.
– Znowu się kłócicie? – odpowiedział obłok o kwadratowym kształcie, który wciąż się obracał. Stały, niezmienny, jak kostka gęstego, zawiesistego dymu.
A oto ja. Bądź co bądź główny koszmar tej opowieści. Mówię to z dumą… chyba, bo w sumie nie wiem, jak opisać dumę. Trudno opisać nasze uczucia, które są inne niż ludzkie.
– Co tam u ciebie, Koszmarze? Jak tam prac? Znalazłeś coś? Jakąś niespokojną głowę, artystę? – zawibrował inny obłok, ignorując kłótnię pobratymców.
Nigdy nie było cieplejszego koszmaru od niego. Zawsze miły, pogodny. Więc i przy tym zostaniemy. Nadałem mu imię Ciepła.
– Nadal nic. Nowi artyści są jacyś… pomyleni – odpowiedziałem. Moja postać zaczęła lekko falować, gdy tylko przypomniałem sobie moją muzę…
– Jaka szkoda, że Vincent van Gogh odszedł. – zawibrowała Ciepła.
Muszę tu wtrącić coś na temat mojej dumy. Jakiś czas temu nawiedzałem artystę. Nazywał się Vincent van Gogh. Byłem w tym tak dobry, że ten człowiek, w ataku furii, odciął sobie ucho!
Och, to były czasy…
Wspominam je z niezwykłą przyjemnością. Od tego momentu upodobałem sobie wszelkiej maści artystów. Może kiedyś „skolekcjonuję” coś więcej niż ucho. Przynajmniej miałem takie marzenie.
Ostatni z obłoków unosił się nieco wyżej, a jego kształt za każdym razem się zmniejszał. To najstarszy z nas, Gniewko. Choć zaczynał już zamykać się w sobie i szykować do powrotu do Źródła, z szacunku nadałem mu imię.
Nie było innego koszmaru z takim stażem. Pamiętał początki, ale czas, jak choroba, sprawiał, że stawał się coraz bardziej apatyczny, zamknięty w sobie i pozbawiony kształtu oraz fal. Patrzyliśmy, jak marnieje.
Paradoks polegał na tym, że ludzie zawsze pragnęli nieśmiertelności. A ona wcale nie była tak kolorowa, jak im się wydawało. Opisałbym to jako prostą linię, która wydłuża się coraz szybciej, aż w końcu rozrywa się na początku. A jednak ci dwunożni chcieli tego bytu pozbawionego sensu i celu, czego nie rozumieliśmy.
– Halo? Jest tu ktoś? – Usłyszeliśmy dziecięcy głos.
– Co za licho? Spodziewamy się gości? – Kształt Łatwego zawibrował gwałtownie.
Zobaczyliśmy drobne, ludzkie stworzenie i bujną, rudą czuprynę. Niezwykle rzadko zdarzało się, by ludzie potrafili wniknąć w naszą przestrzeń. Nazywaliśmy ich Podróżnikami. Potrafili podczas snu przemieszczać się między planami egzystencji.
– Człowiek? A ta, czego tu szuka?! – Strach natychmiast schował się za mną, jakby ukrywanie się za kupką dymu mogło mu pomóc.
– Czym jesteście? – spytało rude dziecię, jakby nigdy nic, dłubiąc w nosie.
– Co robimy? Może ktoś ją wystraszy? Nie potrzebujemy tu brudnych dwunogów! Te dziwne, czerwone kudły… i czemu ona dłubie w nosie?! Łatwy, zrób coś! – zaprotestowała nerwowo Ciepła.
Łatwy zawibrował, zwiększył swoją objętość i zaczął dziko falować. Po chwili zmienił się w to, co potrafił najlepiej. Drobne, opierzone zwierzę zaczęło człapać w stronę człowieka. Nastała niezręczna cisza.
Dziewczynka podeszła do ptaka z szerokim uśmiechem.
– Kwa kwa… Znaczy… zjem cię… to nie wyszło tak strasznie, jak myślałem – zakwakała kaczka.
– Łatwy, ty idioto! Nikt oprócz tej świruski, którą nawiedzasz, nie boi się kaczek! – wrzasnąłem, widząc, jak dziewczynka łapie kaczkę i tarmosi ją za pióra.
– Odłóż mnie, głupi człowieku! Co za brak szacunku! – Łatwy zmienił się z powrotem w obłok.
Dziewczynka wytrzeszczyła oczy, patrząc z zaciekawieniem.
Strach, chcąc się popisać, zmienił się w ogromnego pająka, lecz rudowłosa patrzyła na niego z niezrozumieniem.
– To na pewno ją przestraszy! – zawibrowała z entuzjazmem Ciepła.
– Słyszę, co mówicie. Nie boję się pająków – oznajmiło dziecko spokojnym tonem.
– Nie chcemy tu takich jak ty! Wynoś się stąd!
Pamiętam tę chwilę bardzo dobrze. Wszyscy uciekliśmy w dal. Jej wzrok pełen strachu… a może smutku? Zaczęła płakać, widząc, jak odlatujemy. To było dziwne. Spojrzenie pełne tęsknoty, a potem… rozpłynęła się jak mgła. Obudziła się.
*
Moja ciekawość nie dawała mi spokoju.
– Kim, a raczej czym był ten dziwny, rudowłosy potworek?
Wkradłem się do jej snu. Każdy umysł wyglądał inaczej, ale ten był dziwnie pusty, zimny.
– Ty idiotko, nie umiesz prosto?!
Usłyszałem krzyk dorosłego mężczyzny siedzącego na podłodze.
Nad zeszytem klęczała rudowłosa dziewczynka z ołówkiem w ręku, coś rysując. Mężczyzna obok wpadł w furię. Chwycił ją za czuprynę i uderzył głową o posadzkę, miotając nią po podłodze.
– Jeszcze raz! Prosto!
W powietrzu poczułem odór moczu i panicznego strachu. Zapłakana dziewczynka drżącą ręką rysowała szlaczki. Kolejny krzyk, kolejne uderzenie.
Nigdy nie rozumiałem, jak ludzie mogą krzywdzić innych sobie podobnych. To było niepojęte i obce.
Pofrunąłem dalej. Słyszałem wciąż krzyki. Męskie i kobiece.
Zobaczyłem, jak ruda siedzi i rysuje, w końcu uśmiechnięta. Jak niesie rysunek matce, a ta wzrusza ramionami, jakby nic się nie stało. Uczucie smutku i odosobnienia biło z wnętrza dziewczynki.
My, koszmary, czuliśmy to przez zapach. Zbyt dobrze znałem te emocje. Czułem to samo przez lata. Osamotnienie, brodzenie w ciemnościach.
Poszybowałem dalej. Umysł tego dziecka był jak podziurawiona tkanina. Oprócz złych chwil dostrzeganych tu i ówdzie nie było tu niczego.
Krzyki, ubliżanie i samotność. Smród tych uczuć stawał się nie do zniesienia.
Brakowało dobrych wspomnień. Pochowane były gdzieś za twardym murem.
Zagłuszały je słowa:
– Jesteś do niczego. Niczego nie osiągniesz. Inne dzieci są normalne. U nas zawsze nie ma jak u innych ludzi. Co ludzie powiedzą? Ogarnij się!
– Co to za literka? – spytał kobiecy głos z łóżka.
Rodzice leżeli pod kołdrą, a mała klęczała pod ścianą, z uniesionymi rękami.
– A? – usłyszałem jej drżący głos, a potem dźwięk uderzenia.
Obraz się rozmył.
– Jak było w szkole? – Głos matki znad garnków był obojętny.
– Dobrze… – odpowiedziała ruda, uciekając do pokoju.
Ułożyła się w łóżku i zaczęła wpatrywać się w sufit.
Wtedy myślałem, że ją przestraszę. Że nie odważy się już więcej do nas podróżować. Zacząłem grzebać głębiej.
Zobaczyłem, jak ojciec podrzuca płaczące dziecko nad schodami. W górę i w dół jak zabawkę, z uśmiechem na twarzy. Czego nie można było powiedzieć o ryczącym w niebogłosy dziecku, które próbowało uciec.
Zaaranżowałem scenę. Utworzyłem obraz schodów, prowadzących do ciemnej piwnicy. Ukazałem się dziewczynce.
A ona patrzyła pustym wzrokiem, nic nie mówiąc.
– Nie boisz się? – zawibrowałem.
– Nie wiem – odpowiedziała spokojnie.
– Niczego nie czujesz? – spytałem zaintrygowany.
– Nic a nic. Chyba jest mi to obojętne.
Mówiąc to, usiadła na pierwszym stopniu.
– Masz okropnych rodziców, dwunożna. Czemu się nie bronisz?
– Nie wiem, jak.
– Poproś kogoś o pomoc.
– Nie mogę.
Siedzieliśmy w ciszy przez dłuższy czas, aż w końcu odleciałem. Byłem zdenerwowany, ale nie wiedziałem, dlaczego.
*
Minęło parę lat, kiedy wybudziło mnie ze snu dziwne szuranie. Stała tam. Już nie taka mała jak wtedy, gdy widziałem ją po raz ostatni.
Gdy dostrzegła falujący kształt, wbiła we mnie wzrok. Jej twarz nie była jednak taka jak dawniej. Kamienna, pozbawiona wszelkiej mimiki.
– Proszę, nie uciekaj. – Usłyszałem kobiecy głos.
– Co tu robisz? Jak się tu dostałaś?
– Chcę tylko przy kimś posiedzieć – odpowiedziała, spuszczając wzrok.
– Nie masz przyjaciół? Innych dwunogów?
Stanowczo pokręciła głową. Siedziała godzinami z mętnym spojrzeniem utkwionym w dali, jakby o czymś myślała, a może o niczym. Powtarzało się to codziennie, w tym samym miejscu, aż w końcu przestałem zwracać na nią uwagę.
Zauważyłem tylko, że zawsze w momencie pobudki, choć na krótką chwilę, mimika się zmieniała. Zdawała się wtedy… smutna.
*
– Nie nudzi ci się takie ciągłe siedzenie? Nie musisz wracać? – spytałem z ciekawości.
Długo milczała, zanim odpowiedziała:
– Ja nie mam gdzie wracać.
– Samo z wami utrapienie… Powiedz, co mam zrobić, żebyś odeszła?
– Nie wiem.
– A kto inny ma wiedzieć, jak nie ty?
Ta rozmowa zaczynała mnie irytować.
Moja rozmówczyni wyglądała jak pusta powłoka. Zimna, bezuczuciowa i właściwie nieświadoma tego, dlaczego istnieje. Rozmowa była jednostronna.
Odpowiadała tylko na pytania, często używając swojego ulubionego zwrotu: „Nie wiem”. Mimo dorosłego ciała przypominała zamknięte w sobie dziecko.
W pewnym momencie zaczęła rysować palcem po ziemi jakiś dziwny znak.
– Co tam bazgrzesz? – zawibrowałem z ciekawości, mając nadzieję, że wreszcie zostawi mnie w spokoju.
– Chyba mapę.
– Do czego?
– Do szczęścia.
– Dasz mi spokój, jeśli cię tam zaprowadzę?
Ruda tylko się uśmiechnęła. Pokazała rysunek z pięcioma przystankami połączonymi linią, między którymi widniały dziecięce rysunki.
*
Pamiętam zdziwienie pozostałych, gdy ich obudziłem i poprosiłem o pomoc w zrealizowaniu mapy rudej.
Zgodzili się od razu. W końcu pomoc innym koszmarom była dla nas czymś naturalnym. Tak zaczęła się nasza przygoda i test naszych umiejętności.
– Czyli, jak pomożemy, zostawisz nas w spokoju? To… co to za bazgroły? – Strach zadrżał nerwowo, patrząc na mapę.
– Chciałabym zobaczyć Paryż. Nauczyć się latać. To chyba tu możliwe? – zapytała.
I tak rozpoczęła się nasza katorga.
My, koszmary, umiemy straszyć, ale miłe rzeczy… te nigdy nie wychodziły dobrze. Próbowaliśmy stworzyć pejzaż Paryża.
Powstało krzywe miasto, nad którym wznosiła się koślawa wieża Eiffla, stworzona przez Ciepłą. W krainie snów nic nie mogło być idealne. Wszystko, co tworzyliśmy, miało braki, nierówności, prześwity.
Śniący ludzie nigdy nie zauważali różnicy. Granica między snem a rzeczywistością zawsze się zamazywała.
– Trochę tu pusto i ciemno – powiedziała ruda, patrząc na mroczny krajobraz miasta.
– Staramy się, jak możemy – odpowiedział Łatwy.
Reszta obłoków nieudolnie próbowała poprawić swoje dzieło, po którego ulicach chodziły dziwne, karykaturalne mimy z bagietkami w rękach.
– Zawsze chciałam zobaczyć Paryż. – Beznamiętny głos odbił się echem.
– To czemu tego nie zrobiłaś? – zapytałem.
– Przez całe życie się bałam… Wszystko, czego się dotknę, kończy źle… sama nie wiem.
– Staramy się, jak możemy, ale to nigdy nie będzie wyglądać jak prawdziwe miejsce.
– Nie szkodzi. To najmilsza rzecz, jaką ktoś mi zrobił. Tylko… nie wiem, jak mam latać.
– To sen, dwunogu. Wystarczy, że uwierzysz. Pomyślisz.
Dziewczyna zamknęła oczy i zaczęła się unosić coraz wyżej, a wraz z nią Łatwy w postaci kaczki. Na twarzy nadal nie było widać ani smutku, ani radości. Unosiła się tak przez całą noc, w milczeniu.
A gdy nadszedł czas pobudki, jej twarz na moment stała się smutna.
*
– Co jest drugim punktem na mapie? – zapytałem rudą.
– Chcę, żeby rodzice mnie przytulili i powiedzieli, że mnie kochają.
– Tylko wiesz, człowieku, że to nie będzie prawdziwe? Nie rozumiem, jak to ma ci pomóc znaleźć szczęście. – Ciepła zaczęła nerwowo falować, jakby sama myśl o dotknięciu dwunoga wstrząsała jej obłokiem.
– Nie szkodzi. Zawsze chciałam to usłyszeć.
Stworzyliśmy prowizoryczny dom z jej wspomnień. Ja, Koszmar, zmieniłem się w matkę. Czułem się idiotycznie. Co to w ogóle za słowa:
– „kocham cię”? Co to ma znaczyć?
Dla nas były obce, bezsensowne. A jednak wypowiedziałem je chłodno i przytuliłem rudą.
Ta zaczęła cicho łkać, jakby usłyszała coś, na co czekała całe życie.
– Nigdy nie rozumiałem waszego płaczu – powiedziałem, wciąż ją tuląc. – Co to za mechanizm, żeby lać wodę z oczu…?
– Proszę cię… nie odzywaj się – wyszeptała.
Pierwszy raz usłyszałem w jej głosie uczucie. Ton i barwa zmieniły się na cieplejsze.
Poczułem, jak mur w umyśle lekko pęka… po czym znów się zasklepia.
*
Trzeci punkt na mapie nie był niczym specjalnym – zwykła przestrzeń, szara i nieruchoma. Ona jednak chciała tam z nami po prostu posiedzieć.
Milczała. Siedziała zwinięta w kłębek, z rudymi włosami opadającymi na twarz. Zdałem sobie sprawę, że powoli przyzwyczajamy się do jej obecności. Nie była jak inne dwunogi. Nie bała się, nie krzyczała, nie próbowała zmieniać snu na swoją korzyść. Po prostu była.
Czułem, że pod tą czupryną coś ukrywa. Głowa rudej pełna była szuflad zamkniętych na klucz.
Z czasem zaczęła nam opowiadać horrory, które ludzie „wyreżyserowali”. Zaskoczyło nas to. Wszystkie koszmary słuchały w absolutnej ciszy. Ludzie naprawdę byli pomysłowi. Przez moment, przez krótkie drgnienie fali, zmieniło to naszą perspektywę… lecz żadna opowieść, ludzka fantazja nie mogła przebić się przez brud i okropności, które widzieliśmy przez wieki.
Jednak… zdałem sobie sprawę, że lubię ten głos. Był jak miękka fala otulająca mój obłok, zapełniająca pustkę, którą dotąd nosiłem w środku.
Przez nią nie musiałem już tak często spać. Nie czułem tej przygniatającej nicości, która zwykle zmuszała koszmary do snu.
Próbowaliśmy nauczyć ją języka koszmarów, ale ludzkie ciało chyba nie jest w stanie przekazywać informacji drganiami. Wyglądało to zabawnie, gdy trzęsła ramionami i próbowała odwzorować nasze wibracje, jakby była zepsutym instrumentem.
Rozmowy trwały aż do następnej pobudki. Nawet Strach milczał częściej, a Łatwy przestał się przechwalać. Ciepła drżała spokojnie, jakby jej energia stała się bardziej miękka przy rudowłosej.
A my wszyscy… niepostrzeżenie zbliżaliśmy się do końca mapy. Zostały już tylko dwa przystanki.
*
Czwartego dnia ruda przyszła dziwnie rozradowana, jakby ktoś wlał w nią całą energię świata.
Jej kroki były sprężyste, a włosy podskakiwały przy każdym ruchu jak płomienie. Buzia nie zamykała się ani na chwilę. Słowa wylatywały jak ptaki z otwartej klatki, przelatując przez granice snu i odbijając się od nich lekkim, dźwięcznym echem.
Powinienem był wtedy domyślić się, że coś jest nie tak. Ta wesołość była zbyt jasna, zbyt sztuczna, jakby w środku wyła jakaś ukryta ciemność.
Rudowłosa wypytywała nas o rzeczy, o które dotąd nigdy nie pytała – o śmierć. O to, jak umierają koszmary.
Odpowiedzieliśmy zgodnie z prawdą: koszmary nie umierają. Jako stworzenia nieśmiertelne możemy tylko zgasnąć. Powoli zamknąć się w sobie, stopniowo wyblaknąć, aż czas nas strawi i wchłonie z powrotem do Źródła. Nie jest to śmierć… raczej powrót, rozpuszczenie się, stłumione echo, które zanika bez bólu.
– A ludzie? – spytała tonem, który miał brzmieć lekko, ale drżał na końcach jak pęknięta struna.
Nie wiedziałem. Żaden z nas nie wiedział.
A gdy zapytała:
– Czy to boli?
Wszyscy odpowiedzieliśmy jednomyślnie jak jeden obłok:
– Nie. Nie boli.
Jej twarz na chwilę się uspokoiła, jakby te słowa ulżyły ciężarowi, który niosła. Uśmiechnęła się do siebie cicho, ze wzrokiem lekko skierowanym w dół. Cieszyliśmy się, że jest bliżej celu, że już jutro po ostatnim punkcie na mapie osiągnie to, czego pragnęła.
Nikt z nas wtedy nie rozumiał, czego tak naprawdę szukała. I dlaczego tak rozpaczliwie potrzebowała potwierdzenia, że nie będzie boleć.
*
Ostatniego dnia dwunóg nie wrócił. Najpierw uznaliśmy, że się spóźnia. Ludzie przecież zawsze dokądś biegną, gubią czas, przewracają go, odkładają na później. Czekaliśmy więc cierpliwie.
Godziny mijały. Potem dni. A ona nie nadchodziła.
Strach pulsował nerwowo, Łatwy wirował w kółko, Ciepła cichła coraz bardziej, a nawet Gniewko poruszył się o ułamek. Co w jego stanie było niemal krzykiem.
Ja pierwszy raz od bardzo dawna poczułem coś, co ludzie nazywają niepokojem. Zszedłem głębiej, w krainę snów. Tam, gdzie zawsze odnajdywaliśmy każdego dwunoga, bez względu na to, jak był zagubiony.
Szukałem śladu, cienia, odbicia myśli, najmniejszej drgającej nici.
Lecz jej umysł… zniknął. Nie spał. Nie śnił. Nie istniał.
Obłoki nie znają znaczenia śmierci, ale wiedzą, kiedy coś zostało przerwane. Kiedy ogień gaśnie.
Mimo to czekałem dalej.
Unosiłem się nad mapą, śledząc co noc ten dziwny zapętlony symbol na jej końcu. Spiralę, która przypominała zamkniętą drogę, powrót do punktu wyjścia albo przejście, którego nie da się odwrócić.
Wmawiałem sobie, że może wróci. Że zgubiła drogę, że zapomniała, śni w innym miejscu.
Na pewno kiedyś, pewnego dnia, znów usłyszę kroki, zobaczę błękitne oczy i te rude włosy, które tańczyły w powietrzu, choć tu nigdy nie było wiatru.
Lecz mijały lata. Potem wieki.
Pozostałem sam z mapą, której nigdy nie dokończyła.
I ze świadomością, że ruda dwunoga była martwa. Tak martwa, jak tylko ludzie potrafią być. Zniknęła nagle, bez echa, bez snu, w którym można by ją odnaleźć.
A jednak wciąż czekam. Bo koszmary, choć nieskończone, nauczyły się tęsknić.
Kto wie?
Może kiedyś zawita do nas inny dwunóg wart uwagi. Ktoś równie dziwny. Kto nie boi się koszmarów.
A może… ona wróci w innej formie.
Ludzie lubią powtarzać swoje historie.

Przybyłam, zobaczyłam, pozdrowiłam,
ślad swój zostawiłam,
uważnie przeczytałam,
za udział podziękowałam;
bruce :)
Dzięki za przeczytanie. Najgorsze jest czekanie na komentarze.

Dzień dobry! Takich kilka rzeczy, które mi się rzuciły…
Jej bujne, wijące się jak węże rude loki falowały za każdym razem, choć nie istniał tu wiatr
Za każdym razem gdy… się pojawiała może?
Przestali bać się owadów i zwierząt, a przemiana w potwora niczego nie zmienia. Świat zmienił się nie do poznania.
Wszystko, co żyje ( o ile tak można nazwać moją egzystencję) czegoś się boi
po "(" bez " ". Tu i poniżej…
– Co tam u ciebie, Kwadratowy? Jak tam praca – znalazłeś coś?
Wcześniej nazwał siebie "po prostu Koszmarem". To omyłka, czy tak ma być?
„z kolekcjonuję”
Napisałbym dumnie "skolekcjonuję", słowotwórczo, nie?
Rodzice leżeli pod kołdrą, a mała stała na kolanach, z rękami uniesionymi do góry
Stała, czy klęczała w końcu? ;-P
Stworzyliśmy prowizoryczny dom z jej wspomnień. Ja, koszmar, zmieniłem się w matkę.
Koszmar z dużej jako imię w tym momencie?
Próbowaliśmy nauczyć ją języka koszmarów, ale ludzkie ciało chyba nie jest w stanie przekazywać informacji drganiami.
Sporo tutaj około-obenautyki i innych historii spod znaku instytutu Monroe. Pewności nie mam, ale wobec tego jej ludzkie ciało jest tutaj aby na pewno określeniem adekwatnym? W rozumieniu jednego z wielu, nie powinno być niezdolne do drgań chyba?
Smutna historyjka. Nie lubię łez :-) Pomysł na mapę i drogę do szczęścia ciekawy.
Pozdrawiam!
Dziękuję za odwiedziny i łapankę. Przez to, że tekst jest bez bety, a moje technikalia szwankują, błędy są i pewnie jeszcze rozmnożą się jak króliki. Pozdrawiam.
Nikt nie jest od błędów wolny. U mnie na ten przykład bubli i fikołków jak mrówków… Mam nadzieję, że pomogłem. :-)
Może kiedyś „z kolekcjonuję” coś więcej niż ucho
W tym kontekście raczej powinno być razem.
(…)a ta wzrusza ramionami, jakby nic.
Ale "jakby nic" co? Jakby nic się nie stało czy jak gdyby nigdy nic?
U nas zawsze nie ma jak u ludzi.
Trochę nie rozumiem tego zdania. Że nigdy nie ma u nich jak u innych, tak? Trzeba to jakoś przeformułować, żeby było zrozumiale.
Wszystkiego, czego się dotknę kończy źle.
Tutaj wszystko. I przecinek po "dotknę".
Miła zaczęła nerwowo falować.
A nie Ciepła?
Dla nas były obce, bezsensowne. A jednak wypowiedziałem. Chłodno i przytuliłem rudą.
Bardziej składnie brzmiałoby na przykład: "A jednak je wypowiedziałem – chłodno – i przytuliłem rudą." lub "A jednak wypowiedziałem je chłodno i przytuliłem rudą." – coś w tym guście. W obecnej formie "chłodno i przytuliłem" brzmi bardzo nieskładnie, lepiej te dwa zdania połączyć w jedno.
Zszedłem głębiej, w krainę snów. Tam, gdzie zawsze odnajdywaliśmy każdego dwunoga, bez względu na to, jak był zagubiony.
Szukaliśmy śladu, cienia, odbicia myśli, najmniejszej drgającej nici.
Skoro zszedł sam, to powinno być "szukałem".
Dość sporo rzeczy wyłapałam, zresztą nie tylko ja z tego co widzę, ale się nie przerażaj ;) To jest bardziej kosmetyka, ale ogólnie nie jest źle. Nie ma jakichś rażących błędów. Historia jest dobrze poprowadzona, wciągająca, choć bardzo smutna.
Nie powiem, że mi się podobało ani że dobrze się czytało, bo to nie ten typ opowieści. Ale dobra robota :)
@NaNa Dzięki za komentarz i przeczytanie.
Bardziej składnie brzmiałoby na przykład: "A jednak je wypowiedziałem – chłodno – i przytuliłem rudą." Tak to zdanie wyglądało na początku, ale średnio mi się podobało, więc je przerobiłem.

Dzięki Tarnina za przeczytanie.
Melduję, że przeczytałam.
Hej,
Tak, została nam zaserwowana strasznie smutna historia. To wyszło w 100%, ale w jakim celu? Bo widzisz, to że ludzie są podli, ja też to widzę, tylko co z tego wynika? No właśnie. Pisząc tekst o przygodzie, chcesz by czytelnik zaznał przygody, horror by się bał. A w przypadku tego opowiadania, by był smutny. No ok, jest to jakiś sposób na rozrywkę. Więc jeśli jest juz poruszany tak poważny temat, to nich będzie z jakimś morałem, albo niech te smutne wydarzenia budują bohatera, niech do czegoś prowadzą. W Twoim opowiadaniu ciekawie wyszły koszmary, choć nie wiem, jak mają się do naszej historii. Dziewczyna miała tak koszmarne życie, że koszmary zostały jej przyjaciółmi… Brakuje mi w opowiadaniu jakieś myśli przewodniej. Wspominam o tym bo tekst jest ciekawa i dobrze się go czytało, ale widzę to tak, że miałeś, Anonimie, chęć opisania koszmarów ( co wyszło dobrze) i chęć napisania czegoś smutnego, to też wyszło dobrze :). Ale te dwa wątki mi się nie sklejają, no i brakuje zakończenia, bo te jest zbyt przewidywalne. Za klimat daje klika i pozdrawiam :)
Dziękuję za klika i przeczytanie. To opowiadanie lepiej wyglądałoby w dłuższej formie – nie przepadam za krótkimi tekstami, bo średnio mi wychodzą. Niestety za późno zauważyłem konkurs i wstawiłem to, co wstawiłem (o ironio, później przedłużyli termin).

Otrzymałam właśnie pozwolenie od Szefowej Ambush, za które niniejszym serdecznie dziękuję.
Czas nagli, stąd mój dzisiejszy wpis, abyś miał, Szanowny Anonimie – w razie chęci – czas, żeby zapoznać się z uwagami co do strony technicznej tekstu.:)
Komentarz zaraz po przeczytaniu:
Dziękuję serdecznie za udział w Konkursie. :)
Opinia skrótowa, napisana do Pana Przewodniczącego Loży, kiedy jeszcze sądziłam, że sama nie będę mogła zgłosić tej nominacji z uwagi na pierwotny terminarz Konkursu:
Ten niesamowity wyciskacz łez wprawił mnie w trudny do opisania nastrój… Pokazałeś, Szanowny Anonimie, to, co tak trudno często nazwać słowami i zrozumieć: tragedię małego, osamotnionego dziecka, niszczonego latami przez najbliższych. Tekst jest wręcz przesycony na wskroś emocjami, dramatyzmem, cichą nadzieją niewinnej istotki na coś, co nigdy nie nadejdzie. Niezwykle rozrywająca treść, brawa! Nominuję do Piórka i trzymam kciuki. :)
Dodam jeszcze – miałam tu wiele skojarzeń filmowych, jak to ja, z których najsilniej przebijało wstrząsające studium emocji małego chłopca, oglądane w dzieciństwie – film pt. „Odwiedziny pana prezydenta” o uczuciowym, nadwrażliwym kilkulatku, całe życie tęskniącym za czułością ukochanego ojca, tytułowego „pana prezydenta” (w tej roli znakomity Leon Niemczyk) – dziecko to miało wszystko prócz zwyczajnej, ojcowskiej miłości.
Sprawy techniczne i nasuwające się przy czytaniu wątpliwości oraz sugestie (zawsze – tylko do przeanalizowania):
Tytuł nie wymaga już kropki na końcu.
Wystarczyło, że zmieniałem się w pająka, w drobną mysz przebiegającą między stołem, a wtedy słyszałem ten słodki dźwięk, jak miód. Teraz już nie próbuję takich sztuczek. Przestali bać się owadów i zwierząt, a przemiana w potwora niczego nie zmienia. Świat zmienił się nie do poznania. Coś w nim umarło, a moja praca stała się ciężka. – niejasny fragment – o kim/czym mowa w wyrażeniu: „przestali bać się”?
Trwam więc zanurzony w ciemności, czekając na swoją kolej. Czasem wchodzę do snów, próbuję wypełnić swój obowiązek. – powtórzenie?
Moim jedynym celem było być artystą. – styl/powtórzenie/aliteracja?
Teraz (przecinek?) gdy straciłem sens swojego istnienia, życie wydaje się jałowe.
Jakże miło byłoby choć raz stać się dobrym, namalować coś kolorowego, ciepłego, co wzbudziłoby uśmiech i pozostawiło po przebudzeniu miłe wspomnienia, a nie strach i pot spływający po ciele ofiary. – powtórzenie?
Tu dopytam – czy w drugim zdaniu nie miało być także (jak w poprzednim): „boję się”?:
Czasami boję się ich snów, ich rozmyślań – są tak czarne, zimne, przeżarte rozkładem. Boją się rzeczy, których sam nie rozumiem. Trudno je ukazać, naśladować, a jednak w moim sercu wciąż tli się nadzieja.
Wszystko, co żyje ( (zbędna spacja?) o ile tak można nazwać moją egzystencję) (przecinek?) czegoś się boi.
Niektórzy oddali się zapomnieniu, zamykali się w sobie, by zostać zawieszeni w czasie do końca (przecinek?) wracając do Źródła.
Nic innego nie przychodzi mi do obłoku. Myślenie przychodziło mi wtedy z trudem, bo (przecinek?) choć nieśmiertelni, czas trawił naszą pamięć jak każdego innego. – powtórzenia?
Będę na tyle uprzejmy, by przetłumaczyć naszą mowę na wasze. Nie będąc z ludźmi (przecinek?) przekazywaliśmy informacje za pomocą wibracji i fantazyjnych kształtów. – powtórzenie?
Przyssałeś się jak pijawka do człeka z anatedifobią. – hmmm, nie widzę w necie, czy to nie jest błąd rzeczowy i nie miało być: z anatidefobią?
– Znowu się kłócicie? – odpowiedział obłok w kwadratowym kształcie, który wciąż się obracał. – literówka/składniowy? ; i aliteracja?
– Co tam u ciebie, Kwadratowy? Jak tam praca – znalazłeś coś? Jakąś niespokojną głowę, artystę? – Zawibrował inny obłok, ignorując kłótnię pobratymców. – czy to nie było „gębowe” wibrowanie w rozmowie (potem jest jeszcze wielokrotnie)?
Może kiedyś „z kolekcjonuję” coś więcej niż ucho. – celowo taki zwrot?
To najstarszy z nas (przecinek albo myślnik?) Gniewko.
Te dziwne (przecinek?) czerwone kudły…
Pamiętam tę chwilę bardzo dobrze. Wszyscy uciekliśmy w dal.
Do dziś pamiętam jej wzrok pełen strachu… a może smutku? – powtórzenie?
Zobaczyłem, jak ojciec podrzuca płaczące dziecko nad schodami. W górę i w dół jak zabawkę, z uśmiechem na twarzy. Czego nie można było powiedzieć o ryczącym w niebogłosy dziecku (przecinek?) próbującym uciec. – ortograf i powtórzenie?
– Nie wiem (przecinek?) jak.
– Ja nie mam gdzie wracać.– dokąd?
– Same z wami utrapienie… – gramatyczny i składniowy – SAMO (rodzaj nijaki, bo: „utrapienie”)
– A kto inny ma wiedzieć (przecinek?) jak nie ty?
– Czyli (przecinek?) jak pomożemy, zostawisz nas w spokoju?
Próbowaliśmy stworzyć pejzaż miasta – Paryża. Powstało krzywe miasto, nad którym wznosiła się koślawa wieża Eiffla, stworzona przez Ciepłą. – powtórzenie?
– Staramy się (przecinek?) jak możemy – odpowiedział Łatwy.
– Tylko wiesz, człowieku, że to nie będzie prawdziwe? Nie rozumiem, jak to ma ci pomóc znaleźć szczęście – Miła zaczęła nerwowo falować, jakby sama myśl o dotknięciu dwunoga wstrząsała jej obłokiem. – powtórzenie?; błędny zapis dialogu i tu chyba miało być: „Ciepła”, a nie „Miła”?
Powróciłam ponownie po kilku dniach, choć nie było to łatwe, bo tekst rozrywa mnie dosłownie od środka na kawałki… Jestem nim ogromnie poruszona, jak rzadko którym i – rzadko kiedy… Nie potrafię przestać przy nim płakać, a to dla mnie najlepszy dowód, że z całą pewnością wart jest nominacji!
Wypisałam kilka najtrudniejszych fragmentów:
Odtrącana, mimo to wracała, szukała oparcia, które było jej wtedy potrzebne, a którego nie umieliśmy zapewnić. Była też mapa. Dziwny, ludzki rysunek. I nasza ciekawość tego, co będzie na końcu. Choć dokończyliśmy tę drogę, która sprawiła, że na nowo nauczyliśmy się cieszyć, nie zostało nic oprócz pustki i czekania na jej powrót.
Wciąż są jeszcze pojedynczy ludzie, którzy potrafią marzyć i śnić – latać, a nie pełzać jak inni.
Uczucie smutku i odosobnienia biło z wnętrza dziewczynki.
Umysł tego dziecka był jak podziurawiona tkanina. Oprócz złych chwil dostrzeganych tu i ówdzie nie było tu niczego.
Krzyki, ubliżanie i samotność. Smród tych uczuć stawał się nie do zniesienia.
Brakowało dobrych wspomnień. Pochowane były gdzieś głęboko, za twardym murem.
– Chcę, żeby moi rodzice mnie przytulili i powiedzieli, że kochają. (…) Zawsze chciałam to usłyszeć.
Niewinna i całkiem zwyczajna na pozór historia sf zawiera w sobie potworny dramat. W moim odczuciu jest ogromnym i niezwykle bolesnym oskarżeniem wszystkich nas – rodziców/ludzi. Uciechy, swawole, pogoń za zachciankami, marzeniami, niezrealizowanymi ambicjami i dziwacznymi mrzonkami zostaje postawiona w kontrze do gehenny, przeżywanej przez biedne, bezbronne dziecko. Czasem tak bardzo gonimy za pieniędzmi, zatracając się w tym, że zapominamy o najważniejszym – że owym małym, kochanym istotkom, zdanym tylko na naszą łaskę, do szczęścia potrzebne jest nade wszystko nasze zainteresowanie, przytulenie, gest, pocałunek, czułość, miłość… Nic tego nie zastąpi. Owszem, ważne, by dziecko miało co jeść i w co się ubrać, aby nie wstydziło się przed rówieśnikami z powodu nędzy, lecz dom bez miłości tylko powoli zabija, nie wychowuje…
Dziecko samo nie będzie „klapać jęzorem”, kłócić się, znieważać, obluzgiwać, walczyć o swoje prawa ani się ich bezwarunkowo domagać. Dziecko po prostu zamknie się w sobie i – jak to się stało z Twoją bohaterką – cicho, niepostrzeżenie odejdzie w przekonaniu, że nikomu na tym świecie nie było potrzebne…
I kolejna ważna kwestia, tutaj poruszona, o której i ja często pisałam w komentarzach – to, że dziecko przynosi do domu słabsze oceny, nie świadczy o tym, że jest tępe czy głupie, lecz – zazwyczaj – o tym, że to nauczyciele zwyczajnie się na nim nie poznali. Każde dziecko, każdy człowiek ma talent. Niejeden nawet. Trzeba go cierpliwie szukać i rozwijać, pielęgnować, starać się i wierzyć w swoje dziecko. Bo to też świadczy o miłości. Niejeden geniusz, znany z historii, był uważany w szkole za “głupka i nieuka”.
Kochajmy nasze dzieci! To dla nich żyjemy! Ich wewnętrzny świat, psychika, marzenia i dążenia są nieraz tak kruche…
Ta zagubiona dziewczynka wolała szukać pomocy koszmarów niż innych ludzi. To wielki dramat i wielkie oskarżenie wobec nas wszystkich. Gratuluję Ci, Anonimie, tak wielkiej, niespotykanej dziś wrażliwości i – jakże celnego dostrzeżenia tak ważkiego problemu, jakim jest w obecnych czasach znieczulica i brak zwyczajnej, dobrej, bezinteresownej, rodzicielskiej/ludzkiej miłości. :)
A sama mapa, mimo wcześniejszego jej słownego opisu, nakreślona ręką dziecka, dodała jeszcze dramatyzmu do przekazu, zawartego w tym wstrząsającym opowiadaniu. ;)
BRAWA!!!!![]()
Pozdrawiam serdecznie, klikam podwójnie i trzymam kciuki za Piórko, życząc także powodzenia w Konkursie. :)
Dziękuję za ciepłe słowa. I pozdrawiam.
Serducho za Twoją Nadwrażliwość, Szanowny Anonimie. 
Dzięki za łapankę. Niestety dopiero niedługo przed starym terminem zorientowałem się, że jest konkurs, a jakiś czas temu został przedłużony termin – stąd brak bety.
Na spokojnie, Szanowny Anonimie, to tylko sugestie, niemniej – musisz mieć także czas, jak i pozostali Nominowani, aby zapoznać się z nimi i je przemyśleć, stąd moje ciągłe męczenie Szanownej Przewodniczącej Jury, Ambush, abym mogła nominację wraz z pełną opinią już zamieścić. :)
Decyzja o nominacji pojawiła się od razu po przeczytaniu, tu nie było żadnych wątpliwości. :)

Poruszająca historia. Przydałoby się na początku jakieś ostrzeżenie, żeby nie zbliżać się do tego opowiadania bez chusteczek… To odwrócenie ról, w którym koszmary stają się bardziej ludzkie i stają się jedynymi przyjaciółmi dziewczynki, jest bardzo przygnębiające.
Pomijając smutne losy dziecka, podobał mi się wątek fantastyczny. Umieszczenie akcji w przestrzeni snów i stworzenie bohaterów „z koszmarów”, gdzie na dodatek każdy ma swoją osobowość, to świetny pomysł!
I po prostu, to opowiadanie bardzo do mnie trafiło. Mimo że jest smutne i miejscami przytłaczające, cieszę się, że mogłam je przeczytać. :)
Klikam x2 i serdecznie pozdrawiam!
Dziekuję za klika i przeczytanie. Pozdrawiam.
Bardzo fajny pomysł na personifikacje (chmurofikacje?) koszmarów.
Pomysł na mapę też niczego sobie. W końcu szczęście to taki wdzięczny cel do poszukiwania.
Szkoda, że bohaterka szukała go w takim miejscu.
Tekst mocny, bardzo emocjonalny.
Zawsze szedłeś po najmniejszej linii oporu.
A jak wygląda najmniejsza linia oporu? Ten zwrot to “linia najmniejszego oporu”. Polega na tym, że zawsze idzie się w tę stronę, w którą pójść najłatwiej, gdzie opór jest najmniejszy.
Bruce, wydaje mi się, że nie musisz zgłaszać nominacji we właściwym wątki i komentować pod tekstem. Jeśli Ambush w tajnym wątku przekaże nam informacje, że Jury nominowało takie to a takie teksty, z taką siłą, to wystarczy. Nie wiem, jak reszta Loży, ale ja jestem w stanie uwierzyć na słowo, że Jurorki tekst czytały i merytoryczny komentarz kiedyś się pojawi. Nie muszę go widzieć już teraz.
Oczywiście, publiczna nominacja może skłonić innych do jej poparcia, więc nie będę Ci narzucać, co masz robić, a czego nie. Tak tylko informuję.
Anonimie, jeśli tekst zostanie nominowany, prześlij do mnie w pw informację, że to Ty jesteś Autorem. Wiesz, wymogi formalne, żeby Loża głosowała nad tekstem. jeśli masz jakieś pytania, możesz je zadać na przykład tutaj albo szukać innego kanału.
Dziękuję, Finklo
, niemniej przepraszam, nie chcę złamać jakiegokolwiek zapisu Regulaminu, nie znam ich tak dobrze, jak Ty (emotka: padam
), wolałam zatem już tu zamieścić pełne uzasadnienie; ciągle jestem pytana o wyjaśnienia moich nominacji; chciałam dopełnić wszelkich formalności. :) Dodatkową rzeczą jest jak najszybsze wskazanie usterek, bo one mogą wpływać na ocenę innych Czytelników, a – jako jurorka – nie miałam wcześniej możliwości, by to zrobić; uważam, że każdy Autor nominowanego tekstu powinien mieć równe szanse oraz podobny czas na naniesienie – wedle swojego uznania – wszelkich poprawek przed upływem czasu na zgłaszanie nominacji. :) Szanowne Jury (o Panu Przewodniczącym Loży nie wspominając…) wie, jak bardzo męczyłam Je prośbami o możliwość zamieszczenia tej opinii (choć zrozumiałym było, że na razie, póki Konkurs trwa, muszę z tym poczekać), za co serdecznie pozostałe Jurorki przepraszam. :)
Pozdrawiam Was i bardzo dziękuję. 

Dzięki za miłe słowa. Mam w zasadzie dwa pytania.
Kiedy ostatecznie możemy się ujawnić?
I o co chodzi z tym ujawnieniem w razie nominacji? (Do czego?)
Datę zdjęcia masek podaje Jury.
Nominacja. Chodzi o nominację do piórka. To nasza portalowa nagroda dla najlepszych tekstów. Twoje opowiadanie na razie uzbierało 2/5 głosów potrzebnych do nominacji. Jak uzbiera, to Loża będzie głosować, czy przyznać piórko, czy nie. O ile dopełnisz formalności opisanych w regulaminie Loży:
Anonimowe opowiadanie, które musi pozostać anonimowe ze względu na wymogi konkursu, zostanie poddane pod głosowanie Loży tylko w przypadku, gdy jego autor prześle swoje dane w prywatnej wiadomości do wskazanego członka Loży.
Jeśli masz jeszcze jakieś pytania, to śmiało.
Dzięki za odpowiedź. Pozdrawiam.
I o co chodzi z tym ujawnieniem w razie nominacji? (Do czego?)
Hmmm… Szanowny Anonimie, jak rozumiem, nie znasz jeszcze zbyt dobrze zasad działania naszego Portalu. Zachęcam do zerknięcia w dział Publicystyka – tam widnieje znakomity Poradnik Drakainy dla Nowicjuszy. :)
Nominacja do Piórka oznacza, że otrzymałeś co najmniej pięć głosów od Czytelników i Loża będzie rozpatrywać Twoją nominację, czytając to opowiadanie. Jeśli przyzna więcej TAK niż NIE, otrzymasz najwyższą nagrodę na naszym portalu – Brązowe Piórko. :) To ogromny prestiż i uznanie, dostępne naprawdę tylko Najlepszym Autorom! :) Ten znak będzie widniał przy tym tekście, podobnie jak przy Twoim nicku, kiedy zajrzeć w profil. :) W HP możesz zobaczyć te wątki: klikania do Biblioteki, nominowania do Piórek, przyznawania Piórek w poprzednich miesiącach, wyników głosowania Loży itp. ;) Tam też są opisane zasady nominowania oraz przyznawania Piórek. :)
Ten Konkurs wymaga anonimowości. Jeśli Twoje opowiadanie będzie nominowane co najmniej pięcioma głosami i trafi pod obrady Loży, musisz napisać prywatną wiadomość do Finkli, podając swój nick. :) Przy Piórkach nie rozpatruje się bowiem opowiadań anonimowych. :) Lecz tutaj, jako Autor, do czasu ogłoszenia wyników Konkursu, nadal musisz jeszcze widnieć jako anonimowy. :)
Śledź zatem bacznie w HP wątek o najlepszych opowiadaniach listopadowych. :) Tam Przewodniczący Loży (Ślimak Zagłady) za kilka dni podsumuje wszystkie nominacje z tego miesiąca i ogłosi, które opowiadania przechodzą pod głosowanie. :)
Pozdrawiam serdecznie, powodzenia. ;)
Hej, witaj , Anonimie, niezwykły pomysł na opowiadanie! Skojarzył mi się z bajką dla dzieci – “Potwory i spółka”, gdzie bohaterami są właśnie koszmary senne nawiedzające dzieci. Oczywiście, w Twoim wykonaniu, historia jest dużo smutniejsza i nie kończy się dobrze. Jednak skojarzenie zostało już ze mną. :)
Fabuła wciąga i jest interesująca, choć chwilami niekonsekwentna. Np, piszesz, że koszmarów zebrało się pięć, a potem nadjesz im imiona i wychodzi ich sześć. Trochę błędów, ale nie przeszkadzały w lekturze.
Końcówka jest przewidywalna od pewnego momentu i to, moim zdaniem, trochę osłabia efekt końcowy.
Parę miejsc do przemyślenia i ewentualnej poprawy:
Wyjątkowa, z początku gardzona i lustrowana od góry do dołu.
Nie jestem pewna, czy w tej formie można użyć tu tego słowa. Można kimś gardzić, lub być pogardzanym, lub wzgardzonym, ale czy gardzonym?
Niektórzy oddali się zapomnieniu, zamykali się w sobie, by zostać zawieszeni w czasie do końca, wracając do Źródła.
Konstrukcja tego zdania wymyka się spod kontroli, zwłaszcza daw ostatnie człony.
Myślenie przychodziło mi wtedy z trudem, bo choć nieśmiertelni, czas trawił naszą pamięć jak każdego innego.
Może lepiej by było: ..bo choć byliśmy nieśmiertelni…
To tyle czepiania się. Widzę, że inni już też trochę wypisali. Polecam gorąco wprowadzić jakieś poprawki, by tekst lepiej się czytało, zwłaszcza wszystkie drobiazgi (powtórzenia, interpunkcja itp.) wskazane przez przedpiśców. Jest to dobrze widziane. :)
Generalnie uważam, że tekst jest pomysłowy i dobrze napisany, zasługuje więc na klika.
Pozdrawiam serdecznie i życzę powodzenia! Idę klikać do biblioteki.
Dziękuję za komentarze! Postaram się wprowadzić poprawki jak najszybciej. Niestety, ostatnio miałem dużo na głowie. Co do piątego koszmaru – tak wyszło, ponieważ Ciepła zwróciła się do jednej osoby ksywką, czego nie dopisałem, co wprowadzało zamęt. Już to poprawiłem. Pozdrawiam!
Bry,
nie było w nim niezrozumienia, obaw i strachu.
Lepiej zabrzmi:
→ nie było w nim niezrozumienia, obaw czy strachu.
Odtrącana, mimo to wracała, szukała oparcia, które było jej wtedy potrzebne,
→ Wciąż odtrącana, mimo to wracała, szukała oparcia, które było jej wtedy potrzebne,
Choć dokończyliśmy tę drogę, która sprawiła, że na nowo nauczyliśmy się cieszyć, nie zostało nic oprócz pustki i czekania na jej powrót.
Czekania na powrót drogi?
a wtedy słyszałem ten słodki dźwięk, jak miód.
Dźwięk nie może być słodki jak miód, bo nie można go dosłownie zasmakować. Pomyśl nad innym porównaniem. Poza tym przed jak w porównaniach nie stawiamy przecinka.
– Po co mnie stworzyłeś? Moim jedynym celem było być artystą.
Większość, widząc okropności, które tworzę, odtrącała mnie.
→ Większość mnie odtrącała widząc okropności, które tworzę.
Taka krucha, mała, jakby mogła złamać się przy najbliższym powiewie wiatru.
Kto lub co? Ta tajemnicza ona czy wyobraźnia?
Jak zawsze, co pięćdziesiąt lat,
my (koszmary)zbieraliśmy się w kupę, by pomyśleć, co dalej.
Przed chwilą wyjaśnił_ś, że narrator jest koszmarem, więc nie musisz znowu tego tłumaczyć
Niektórzy oddali się zapomnieniu, zamykali się w sobie. By zostać zawieszeni w czasie do końca, wracając do Źródła.
→ Niektórzy oddali się zapomnieniu. Zamykali się w sobie, by zostać zawieszonym w czasie do końca, wrócić do Źródła.
Nic innego nie przychodzi mi do obłoku.
Niezręczne i zbędne.
Niektórzy oddali się zapomnieniu, zamykali się w sobie. By zostać zawieszeni w czasie do końca, wracając do Źródła.
By ułatwić wam czytanie, nadam nam imiona, choć takich nigdy nie mieliśmy i nie potrzebowaliśmy. Ja będę po prostu Koszmarem. Nic innego nie przychodzi mi do obłoku.
Myślenie przychodziło mi wtedy z trudem, bo choć byliśmy nieśmiertelni, czas trawił naszą pamięć jak każdego innego. Będę na tyle uprzejmy, by przetłumaczyć naszą mowę na wasze. Nie będąc z ludźmi, przekazywaliśmy informacje za pomocą wibracji i fantazyjnych kształtów.
– Gdybym miał gębę, to bym się porzygał! Na litość boską, jestem koszmarem, a ten człowiek… jego sny… – Obłok zaczął nerwowo drgać; kanciaste krawędzie wychodziły z jego powierzchni gwałtownie, by zaraz się schować.
By ułatwić wam wyobrażenie jego postaci, powiedziałbym
Przytłaczające stado byków.
Zawibrował spokojnie drugi obłok,
stalerytmicznie falując.
Ten wiecznie spokojny obłok zawsze był zadowolony.
To nie brzmi dobrze.
Och, to były czasy…
Wydaje mi się, że ta kursywa jest zbędna, skoro całe opowiadanie jest tak naprawdę monologiem Koszmaru.
Opisałbym to jako prostą linię, która wydłuża się coraz szybciej, aż w końcu rozrywa się na początku.
Nie rozumiem. Ale czego oczekiwać po mnie, śmiertelnej ;p
A jednak ci dwunożni chcieli tego bytu pozbawionego sensu i celu, czego nie rozumieliśmy.
Chyba wiem, kim jesteś, Anonimie…. ;p
schował się za mnie
→ schował się za mną
– Co robimy? Może ktoś ją wystraszy? Nie potrzebujemy tu brudnych dwunogów! Te dziwne, czerwone kudły… i czemu ona dłubie w nosie?! Łatwy, zrób coś! – zawetowała nerwowo Ciepła.
To słowo nie za bardzo tutaj pasuje: https://sjp.pwn.pl/slowniki/wetowa%C4%87.html
Pochowane były gdzieś głęboko, za twardym murem.
To w końcu schowane gdzieś głęboko czy za murem?
Czego nie można było powiedzieć o ryczącym w niebogłosy, dziecku próbującym uciec.
→ Czego nie można było powiedzieć o ryczącym w niebogłosy dziecku, które próbowało uciec.
Zdenerwowany, sam nie wiedząc, dlaczego.
→ Byłem zdenerwowany, ale nie wiedziałem, dlaczego.
kiedy obudziło mnie ze snu
→ kiedy wybudziło mnie ze snu
Siedziała godzinami wpatrzona pustym spojrzeniem w dal, jakby o czymś myślała, a może o niczym.
→ Siedziała godzinami z mętnym spojrzeniem utkwionym w dali.
Próbowaliśmy stworzyć pejzaż – Paryża.
Zbędny myślnik.
– To, czemu tego nie zrobiłaś? – zapytałem.
Zbędny przecinek.
– Chcę, żeby moi rodzice mnie przytulili i powiedzieli, że kochają.
Że kochają kogo?
– „kocham cię”?
Kocham z dużej litery.
– Kto wie?
Może kiedyś zawita do nas inny dwunóg wart uwagi. Ktoś równie dziwny. Kto nie boi się koszmarów.
– A może… ona wróci w innej formie.
Nie rozumiem zapisu kursywą tych zdań i dywizów przed nimi.
Biedna dziewczynka. Mimochodem przypomniała mi się książka “Wrony, wrony” Petry Dvorakovej. Tam też była dziewczynka bardzo niedoceniana i ciągle karana przez rodziców, co również kończy się tragedią.
Warsztatowo jest jeszcze trochę do zrobienia, ale jeśli nie porzucisz tej drogi, jestem pewna, że w niedalekiej przyszłości będziesz nas zachwycał również w tej kwestii.
Ładne jest to opowiadanie, wzruszające. Sympatyczna wizja obłoków-koszmarów, które mimo swej mrocznej natury chciały pomóc dziewczynce.
Życzę wszystkiego dobrego i powodzenia w konkursie!
Nie ukrywam, tekst był pisany w pośpiechu, co widać. Termin mnie gonił, który później został przedłużony, a ja już wstawiłem pracę.
A jednak ci dwunożni chcieli tego bytu pozbawionego sensu i celu, czego nie rozumieliśmy.
Chyba wiem, kim jesteś, Anonimie…. ;p
Oj, namnożyło się tych dwunogów, co opowiadanie wtrąca mi się na kartki. Dzięki za przeczytanie. Pozdrawiam!
Co do warsztatu – na razie, po tych dwóch tekstach, dam sobie pewnie przerwę. Popracuję nad stylem, przeanalizuję poprawki do tekstów zaproponowane przez innych i później wrócę do starych opowiadań z mojego uniwersum. Chciałbym, żeby w końcu zaistniały.
Cześć,
Ciekawy pomysł i ładnie opisany. Temat ważny i poruszający. W przejmująco smutną opowieść udało się wpleść autentycznie zabawne elementy (nieporadność Koszmarów) co, poprzez kontrast, tylko podkreśla tragizm sytuacji.
A jednak czegoś mi zabrakło. Rzecz w tym, że opowieść tak gładko zmierza do finału. Nie ma żadnej próby odwrócenia sytuacji. Nie chodzi o happy end, ale żeby był chociaż moment nadziei, że to się jeszcze może skończyć dobrze, żeby o to zawalczyć.
Jednak tekst uważam za udany, i kliknąłbym, tylko że już nie ma takiej potrzeby :)
Cześć,
Ciekawy pomysł i ładnie opisany. Temat ważny i poruszający. W przejmująco smutną opowieść udało się wpleść autentycznie zabawne elementy (nieporadność Koszmarów) co, poprzez kontrast, tylko podkreśla tragizm sytuacji.
A jednak czegoś mi zabrakło. Rzecz w tym, że opowieść tak gładko zmierza do finału. Nie ma żadnej próby odwrócenia sytuacji. Nie chodzi o happy end, ale żeby był chociaż moment nadziei, że to się jeszcze może skończyć dobrze, żeby o to zawalczyć.
Jednak tekst uważam za udany, i kliknąłbym, tylko że już nie ma takiej potrzeby :)
Część czele. Dziękuję za przeczytanie i podzielenie się opinią. Pozdrawiam.
Przeczytałem. Powodzenia w konkursie. :)
Przeczytałem. Powodzenia w konkursie. :)
Dzięki koala za przeczytanie.
Mocno przygnębiający tekst, ale tak się dzieje, gdy zostaje opisane czyjeś parszywe życie, kończące się samobójstwem. Niewątpliwie dobry pomysł na przedstawienie zarówno mapy, jak i sennych koszmarów, które usilnie pomagają Rudej dążyć do szczęścia.
Wykonanie pozostawia nieco do życzenia.
…a wtedy słyszałem ten słodki dźwięk jak miód. → Jak dźwięczy miód?
A może miało być: …a wtedy słyszałem ten dźwięk, słodki jak miód.
– Po co mnie stworzyłeś? Moim jedynym celem jest być artystą. → Dlaczego kursywa?
W opowiadaniu jest kilka podobnych zdań. Przypuszczam, że to myśli, ale nie mam pewności
Tu znajdziesz wskazówki, jak można zapisywać myśli bohaterów.
Teraz, gdy straciłem sens swojego istnienia… → Czy zaimek jest konieczny?
– „Zaraz, jesteś koszmarem i się boisz?” → Tekstu napisanego kursywą nie ujmuje się w cudzysłów.
Albo: – Zaraz, jesteś koszmarem i się boisz? Albo: „– Zaraz, jesteś koszmarem i się boisz?”
…mały człowiek, jakby mogł złamać się… → Literówka.
Nic innego nie przychodzi mi do obłoku.
Myślenie przychodziło mi wtedy z trudem… → Czy to celowe powtórzenie?
Nazwę go Strachem, bo nie ma innego koszmaru, który tak bardzo bałby się ludzkich myśli. – Będę potrzebował terapii… → Wypowiedź dialogową zapisujemy w nowym wierszu. Winno być:
Nazwę go Strachem, bo nie ma innego koszmaru, który tak bardzo bałby się ludzkich myśli.
– Będę potrzebował terapii…
– Przestań narzekać, Strach. Ja tam mam łatwą robotę. – Zawibrował spokojnie drugi obłok, rytmicznie falując. → Zbędna kropka po wypowiedzi. Didaskalia małą literą – zawibrował, czyli powiedział na swój sposób. Winno być:
– Przestań narzekać, Strach. Ja tam mam łatwą robotę – zawibrował spokojnie drugi obłok, rytmicznie falując.
Ten błąd pojawia się wielokrotnie w także w dalszej części opowiadania.
Tu znajdziesz wskazówki jak zapisywać dialogi.
Zawsze szedłeś po najmniejszej linii oporu. → Zawsze szedłeś po linii najmniejszego oporu.
Ciężko opisać nasze uczucia… → Trudno opisać nasze uczucia…
https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Ciezko-a-trudno;19058.html
– Co tam u ciebie, Koszmarze? Jak tam praca – znalazłeś coś? Jakąś niespokojną głowę, artystę? – Zawibrował inny obłok, ignorując kłótnię pobratymców. → – Co tam u ciebie, Koszmarze? Jak tam praca, znalazłeś coś? Jakąś niespokojną głowę, artystę? – zawibrował inny obłok, ignorując kłótnię pobratymców.
Unikaj dodatkowych półpauz w dialogach; sprawiają, że zapis staje się mniej czytelny.
Chwycił ją za czuprynę i uderzył głową o ziemię, miotając nią po podłodze. → Czy w tym mieszkaniu było klepisko?
Proponuję: Chwycił ją za czuprynę i uderzył głową o parkiet/ panele/ posadzkę, miotając nią po podłodze.
Mój rozmówca wyglądał jak pusta powłoka. → Piszesz o dziewczynie, więc: Moja rozmówczyni wyglądała jak pusta powłoka.
…z oczami lekko spuszczonymi w dół. → Masło maślane – czy można coś spuścić w górę?
Proponuję: …ze wzrokiem lekko skierowanym w dół.
Dziękuję za łapankę. Pozdrawiam.
Bardzo proszę, Anonimie.
Trochę creepy ten obrazek mapy. Pasuje to do tekstu, który jest przygnębiająco smutny, ale mocny, poruszający ważny temat. Bardzo emocjonalne opowiadanie, nie będę ukrywał, że mnie ruszyło. Pomysł z koszmarami – genialny. Powodzenia w konkursie!
Pozdrawiam!