- Opowiadanie: Hanzo - Pętlarz (krótkie)

Pętlarz (krótkie)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Pętlarz (krótkie)

 

PĘTLARZ

 

 

 

Siedzisz na niewygodnym krześle. Drewniane kikuty mebla naprzemiennie dotykają podłogi, wprowadzając siedzisko w ruch popsutej wskazówki, przez co twarde oparcie znęca się nad twoim kręgosłupem, aż czujesz się, jakby ktoś ci szorował po kościach papierem ściernym.

 

Niewygodna jest również sytuacja, pokratowana ciszą starą jak nieme głazy zamknięte w trzewiach ziemi oraz tykaniem, które próbuje ująć bezgłos w orientacyjne ramy, ale tylko próbuje.

 

Chciałbyś nawiązać rozmowę, lecz koła zębate twoich myśli zaczepiają się tylko o ciszę i czas, więc nie wiesz, co powiedzieć, by ulżyć swej niewygodzie. Błądzisz wzrokiem po regałach zastawionych tysiącami mechanizmów i zdajesz sobie sprawę, że z każdym kolejnym tyknięciem mordującym jeden bezgłos, a rodzącym drugi, jesteś coraz bliżej chwili, kiedy nieświadomy podróżnik przejdzie po uschniętej trawie, pod którą pęczniał wieki temu twój grób niby bąbel powietrza pośród brudnej gleby. Zdajesz sobie wtedy sprawę, że czas jest niczyim przyjacielem, a już na pewno nie twoim.

 

– Czas jest chorym skurwysynem. – Ryzykujesz zamienić wniosek w słowa, bo ta alchemia jest prosta i zna ją każdy.

 

Już chwilę później żałujesz, jak miliony przed tobą i miliardy po tobie. Jest ci jeszcze bardziej niewygodnie.

 

Maestro tykającej orkiestry, a tymczasowo również właściciel twojej niewygody, wzdycha głęboko i przerywa pracę. Odejmuje dłonie od serca reanimowanego zegarka i odrywa kaprawe oko, tylko jedno, bo drugiego nie ma już od dawna, lecz zużycie to świadczy, że dobry z niego fachowiec, a może i człowiek.

 

– Dlatego go uzdrawiam – mówi po prostu i wraca do roboty, a ty zastanawiasz się nad odpowiedzią zegarmistrza i tylko gdzieś z tyłu świadomości, gdzie czaszka łączy się ze zbolałym kręgosłupem, kołacze ci pytanie, czy w dniu Pierwszej Komunii, gdy dostałeś ów upominek, przypuszczałbyś, że będą w jego bebechach majstrowały tak paskudne łapska z kręconymi włoskami na grzbietach palców i sinymi obwódkami kurzu pod paznokciami, który wcześniej przesiadywał może na przetrąconym łebku kukułki, a może w pustym oczodole starca, na pościeli z przyjemnego różu.

 

Pochłonięty pracą zegarmistrz proponuje opowiedzieć ci historię o czasie, a ty się zgadzasz, mając nadzieję, że zrobi się trochę wygodniej.

 

Czcze mrzonki…

 

 

 

Opowiada o takiej jednej, co to siedziała na krokwi i miała nad sobą tylko sklepienie dachu, a pod stopami ładnie uprzątnięte, twarde klepisko oraz bezmiar powietrza. Drabinę odepchnęła na stertę siana, by nie ulec pokusie bezpiecznego zejścia na ziemię, a na szyi zacisnęła pętlę z kłującego skórę sznura. Drżącymi dłońmi trzymała się belki, bo tak naprawdę bała się skoczyć i płakała, lecz zegarmistrz nie pamięta już dlaczego, bo był to powód błahy i głupi.

 

Kiedy tak siedziała, walcząc z kołysaniem własnego ciała, wydawało się jej, że już skoczyła, że stopy trzęsą się w obłoku kurzu, oczy wybałuszają się, chcąc wystrzelić na zewnątrz, język puchnie i czernieje, tlen nie ma jak się dostać do płuc, chociaż bardzo by tego pragnęła i wie już, wie doskonale, że z tym sznurem to był bardzo głupi pomysł, głupi i bolesny, a język czarnieje, a oczy wyłażą na wierzch, w końcu przylatuje pierwsza mucha i włazi do środka, pozwiedzać migdałki.

 

Siedzi i nie wie już, czy to tylko jej lęki, czy prawda – agonalne wspomnienia. Sprzeczne myśli i doznania spychają ją wreszcie z krokwi, lot jest piękny, lecz tylko dla postronnego widza, bo na pewno nie dla niej samej, bo to ją przecież boli.

 

A potem dalej siedzi i dalej z tym walczy.

 

I tak w kółko.

 

 

 

– Przeżywa to raz po raz – kończy opowieść. – Historia jakich wiele. Ja uważam, że czas jest sznurem, który trzeba zapętlić. Ty, że chorym skurwysynem, co go trzeba uzdrowić, dlatego tu przyszedłeś. I obaj mamy rację.

 

I obaj mamy rację – czujesz się, jakbyś gdzieś to już słyszał. Nie, nie gdzieś, ale z ust tego starca o jednym kaprawym oku i różowym oczodole! Zaraz, ale ty go przecież widzisz po raz pierwszy w życiu… Tylko czy na pewno?

 

– Co się dzieje? – krzyczysz głosem pełnym histerii. Wstajesz na równe nogi i słyszysz rumor wywracającego się krzesła oraz śmiech zegarmistrza, obłąkańczy rechot, który słyszałeś już tysiąc razy. Robi się coraz bardziej niewygodnie.

 

– Czas potrzebuje Pętlarza – mówi, jak zawsze zresztą. – Dziewczyna, o której ci opowiadałem, wie o tym doskonale. Inni też wiedzą. I ty wiesz!

 

Goniony ostatnim zdaniem wybiegasz z pomieszczenia. Panika gna cię przez miasto, sam już nie wiesz, jak długo tak biegniesz, płuca palą cię żywym ogniem.

 

Wreszcie zatrzymujesz się i wyciągasz z kieszeni zegarek, bardzo stary upominek, który ma dla ciebie ogromną wartość. Jeśli dasz z siebie jeszcze trochę, przebiegniesz jeszcze dwa skrzyżowania, być może zdążysz naprawić go u zegarmistrza zanim odjedzie twój autobus. Byłoby naprawdę fajnie, gdybyś zdążył!

 

Na miejscu okazuje się, że krzesło jest bardzo niewygodne, a drewniane kikuty mebla naprzemiennie dotykają podłogi…

 

 

 

Zaraz, zaraz, czy ja ci przypadkiem już tego nie opowiadałem?

Koniec

Komentarze

Bardzo obrazowe, czarodziejskie, dźwięczy w uszach

Hanzo, za zamieszczenie opowiadania numer 7777 wygrałeś piosenkę zespołu 7777, zwanego inaczej Kabaretem OT.TO http://www.youtube.com/watch?v=DQLWDJk1Npg

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Niektóre zdania wydały mi się przepoetyzowane i przez to trochę (dla mnie) niezrozumiałe (zgubiłeś mnie na chwilę gdzieś między mordowanym bezgłosem i bąblem grobu), ale ogólnie bardzo mi się podobało. Zarówno styl i wykreowana dzięki niemu atmosfera, jak i sama historia. Pomysł może nienowy, ale opowiedziany ładnie, klimatycznie, trochę niepokojąco. Naprawdę dobre :)

Zainteresowała mnie narracja drugoosobowa (jeśli tak można to nazwać). Ale po przeczytaniu tekstu nie wydaje mi się, żeby ona miała jakąś funkcję. Miejscami brakuje kropki, trzeba brnąć. Ostatnie zdanie nie pasuje do tekstu. Podoba mi się za to króciutka historia o tej dziewczynie. I ogólnie duży plus za oryginalność i śmiałość do nietypowego pisania. Ty, że chorym skurwysynem, – zrozumiałam o co chodzi za drugim razem, może wstaw czasowik po "ty".  No i mam spore wątpliwości, co do zwiedzania migdałków, ale medycyny nie skończyłam, więc nie wiem… Jeśli są jakieś inne błędy, to raczej nie jestem kompetenta, żeby Ci je wytykać. 

Podoba mi się pomysł. 

Przynoszę radość :)

Hmmm. Nie przekonało mnie. Chyba dlatego, że uważam czas za zbyt skomplikowaną i poważną rzecz, żeby tak sobie, bez przyczyny, zapętlać.

Babska logika rządzi!

Finklo – i dlatego nie zapętlasz Ty, tylko Pętlarz ;)

Przynoszę radość :)

Widzisz, Anet! I ja Pętlarza nie rozumiem. Chyba na tym polega problem…

Babska logika rządzi!

Ja chyba nie zrozumiałem:( Mam więc tylko dwie uwagi "techniczne". Pierwsza: płakała, siedziała, ciała – niechcąco (?) Ci się zrymowało. Druga: "Czas jest chorym skurwysynem" to, jeśli dobrze rozumiem, źle użyta kalka z angielskiego (Time is one sick motherfucker). Sick jako chory – można, ale nie w taki sposób. Jaśli dosłownie "chory" jako "niezdrowy" – to "skurwysyn" na końcu nie pasuje (bo użalić się trzeba, a nie wyzywać). Po angielsku w takim zastosowaniu sick jest wzmocnieniem dla tego określenia, podkreśleniem jego negatywnych cech. Czasem może być wyrazem podziwu, innym razem odrazy. Czy więc tu pasuje "chory skurwysyn"? Wydaje mi się, że nie. Choć, w sumie… mówi się "To chore!" na coś odpychającego (That's sick!) – więc może ten wyraz może mieć potocznie używane szersze znaczenie? Polonista by się mógł wypowiedzeć, bo ja w tym poście zaczynam gadać sam ze sobą;) Tak czy tak, dwa razy zgrzytnęło mi w uchu, ale ogólnie to chyba dobre opko, którego głębszy sens mi umknął:(

Ja, jak Finkla, też nie zostałam przekonana.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Wow, tyle komentarzy się uzbierało. :D

 

Kitter, brajt, Myszogon, nwctn, Anet, Finkla, tintin, bemik – dzięki za poświęcony czas!

 

A teraz po kolei… :)

 

Chciałem, żeby było takie dźwięczne, poetyckie itd. Nie wiem, czy wspominałem – lubię eksperymentować, chociaż "eksperymentować", to może w tym wypadku niezbyt trafne słowo, hmmm. Lubię się czasami pobawić sam ze sobą i kartką papieru, tak dla relaksu po ciężkim dniu,  dla wyczyszczenia umysłu etc.

 

Dzięki za piosenkę – spoko nuta na listopadowy, zimny dzień. :)

 

Pomysł w gruncie rzeczy nie jest niczym nowym, o zapętlaniu czasu pisała pewnie już cała masa osób. Chciałem do nich dołączyć i ubrać to w swoje słowa. Dużą uwagę zwracałem, by właśnie słownictwo kojarzyło się z czasem, przemijaniem, umieraniem, zegarami itd.

 

"Chory skurwysyn" – nie wiedziałem, że coś takiego funkcjonuje w angielskim, jeśli kalka to niezamierzona. ;) Czasami, kiedy oglądam mocny film albo czytam coś ostrzejszego (albo oglądam wiadomości w TV) myślę sobie "co za chory skurwysyn/skurwiel". I tak jakoś to tutaj przeniknęło, bo czas też jest kimś takim. Okrutny, nie oszczędza nas i nie jest dla nikogo łaskawy. Chociaż pewnie każdy z nas inaczej na to patrzy. Aczkolwiek, mogło być też tak, że gdzieś to zasłyszałem i po prostu nie pamietam.   Głębszy sens? Nie wiem, czy jakiś jest. Może to, że czas jest be i fu. Poza tym raczej nic ambitnego, ot zabawa.

 

Pozdrawiam!

Przy zdaniu, "…pokratowana ciszą starą jak nieme głazy zamknięte w trzewiach ziemi…" zastanawiałem sie czy nie spasować, ale doczytałem do końca. Jak dla mnie zbyt duży przerost formy nad treścią. Momentami bardzo ciężko się to to czytało.

Hanzo: Lubię się czasami pobawić sam ze sobą i kartką papieru – no, no takie wyznania na tym portalu??? A jeszcze do tego z kartką papieru? To mogłoby być interesujące, tylko zastanawiam się jak?

Żartuję oczywiście, sorki za to, ale nie mogłam się powstrzymać!

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Pomysł wyjściowy bardzo fajny, ale trochę przeholowałeś z kwiecistym językiem. Ale podejrzewam że taki był twój zamysł na to opowiadanie.

Spoko, spoko :D Ale to zabrzmiało xD Dopiero teraz to widzę, heh. A kartką papieru ponoć można się pokaleczyć… :/ michalus – dzięki, że jednak przeczytałeś do końca i podzieliłeś się opinią. Z zasady nie olewam żadnego komentarza i staram się w wolnej chwili przemyśleć każdy, co jest spoko, co można poprawić itd. Także dzięki. :) Pozdrawiam!

belhaj – tak, dokładnie. Chciałem się "pobawić" słowem, jak wspominałem wcześniej. Dzięki za docenienie pomysłu. ;)

Przeczytałam z przyjemnością, ale bez zachwytu, jako że nie bardzo trafiają do mnie zdania tak poetyckie i dźwięczne jak w Pętlarzu. Zdecydowanie wolę teksty pisane w prostszy sposób, ale zawsze jestem pełna podziwu dla umiejących łączyć właściwe słowa w tak sugestywne frazy. Teraz mam nadzieję na opowiadanie, jak sam to określasz, smutne/obrzydliwe.  ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

No ja akurat jestem zwolennikiem przerośniętej formy, dlatego pozostaje pod wrażeniem. Ale musisz uważać, bo łatwo popłynąć, tak jak na przykład tu:  Błądzisz wzrokiem po regałach zastawionych tysiącami mechanizmów i zdajesz sobie sprawę, że z każdym kolejnym tyknięciem mordującym jeden bezgłos, a rodzącym drugi, jesteś coraz bliżej chwili, kiedy nieświadomy podróżnik przejdzie po uschniętej trawie, pod którą pęczniał wieki temu twój grób niby bąbel powietrza pośród brudnej gleby. 

To zdanie jest za długie i trudno je przeczytać jedym tchem, mnie to generanie wprowadza w stan zdenerwowania :) Ustrzegaj się tego. Plastyczne, nietypowe opisy lepiej ubierać w krótkie formy, nie ma zakłóceń podczas czytania. Myślę, że dobrze też jest, kiedy nagle następuje zwrot i z tych wykręconych metafor schodzisz na ziemię i wracasz do języka prostego, wtedy te wykręcone fragmenty lepiej smakują. Wiesz, każde mięsko potrzebuje odrobiny zieminiaczków ;)

Plastyczne, nietypowe opisy lepiej ubierać w krótkie formy, nie ma zakłóceń podczas czytania. Myślę, że dobrze też jest, kiedy nagle następuje zwrot i z tych wykręconych metafor schodzisz na ziemię i wracasz do języka prostego, wtedy te wykręcone fragmenty lepiej smakują. Wiesz, każde mięsko potrzebuje odrobiny zieminiaczków ;) – Otóż to.

Lubię "poetyckie" teksty. Niektóre metafory w Twoim opowiadaniu, Hanzo, bardzo przypadły mi do gustu. Niestety, czytając inne czułem, że pisane były na siłę, żeby sprostać założeniom językowym przyjętym na potrzeby tego tekstu (np. niewygodna jest również sytuacja, pokratowana (?) ciszą starą jak nieme głazy zamknięte w trzewiach ziemi …) Generalnie jednak życzyłbym sobie, żeby na portalu pojawiało się więcej takich tekstów.

Sorry, taki mamy klimat.

regulatorzy, Prokris, Sethrael – dzięki za poświęcony czas! :) Smutne obrzydliwości smażą się na wolnym ogniu, jeszcze muszę podoprawiać i kto wie, kto wie. :P Dzięki za porady, chowam do głowy i spróbuję, żeby w przyszłości było lepiej. Pozdrawiam!

Nowa Fantastyka