- Opowiadanie: Hanzo - Krwiożerczy Knur Zagłady

Krwiożerczy Knur Zagłady

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Krwiożerczy Knur Zagłady

KRWIOŻERCZY KNUR ZAGŁADY

 

Wtedy właśnie usłyszałem tę opowieść, a kiedy snuł ją ochrypłym, to znów ściszonym do szeptu głosem, coraz to wstrząsał mną dreszcz, choć był to dzień w pełni lata. […] Kiedy skończył, przestałem się dziwić, że jego umysł uległ zachwianiu…

H.P. Lovecraft „Kolor z przestworzy”.

 

 

Świniowate (Suidae) – rodzina dużych, lądowych ssaków parzystokopytnych. […] Są wszystkożerne. […] Zajmują czwarte miejsce w piramidzie inteligencji na kuli ziemskiej.

Za: http://pl.wikipedia.org.

 

Szynka wieprzowa jest smaczna i zdrowa.

Wiersz nieznanego autora.

 

Spierdalaj.

Wujek Staszek Mistrz Ciętej Riposty

na temat sytuacji w Chrumkowie.

 

 

 

18:30

 

 

 

– W Piśmie Świętym zapisane jest, że bestia wyszła z morza!

 

Głos wielebnego dudnił w kościelnych głośnikach. Dodawał otuchy i nadziei w mrocznych dniach, jakie zaległy nad wioską. Stłoczeni wierni przyjmowali każde słowo księdza z pomrukiem aprobaty.

 

– Nasza bestia jest stokroć gorsza! Wyszła bowiem z plugawego bajora własnych fekaliów!

 

Przez tłum zebranych przetoczyła się fala aplauzu zmieszanego z konsternacją.

 

– Że skąd? – szepnęła dziewczyna w różowej czapce z pomponem.

 

– Że z gnojówki – odwarknął stojący obok mężczyzna, spoglądając z niesmakiem na nakrycie głowy. Tkwił wbity pomiędzy biały filar a gąszcz ludzkich ciał.

 

Widmo grozy przyciągało na wieczorowe msze wszystkich mieszkańców Chrumkowa Górnego; nawet takich, którzy ostatni raz odwiedzili kościół na własnej komunii, czego przykładem była bezbożnica w czapce.

 

Jeszcze nie wiedziała, że tej nocy będzie tematem równie gorącym jak grasujący w okolicy potwór.

 

– W tych dniach strachu i trwogi pozostaje nam jedynie oddać się pod opiekę Ojca!

 

Wierni odkrzyknęli ochoczo:

 

– Amen!

 

 

19:15

 

 

 

Jedną z nielicznych owieczek, które nie stawiły się tego wieczoru na mszę, był Wujek Staszek.

 

Przechadzał się ulicami Chrumkowa bez żadnego celu. Tu postał chwilę koło płotu i wypalił Bezrobotnego, tam posiedział moment na ławeczce, spoglądając w zachmurzone, ciemne jak atrament niebo. W połach kurtki nosił dwie butelki wina Komandos. Prosił co prawda w monopolowym o ulubiony Uśmiech kombajnisty, ale zapasy się skończyły.

 

Bał się bestii tak samo jak i inni. Widok krwi na śniegu, makabryczne opowieści o stanie zwłok i niemal codzienne pogrzeby sprowadzały koszmary pełne kłów i bólu. Jednak nie szukał pociechy w słowach księdza Natanielka. Właściwie to uznawał go za starego, zdziecinniałego alkoholika.

 

Wiedział, że w domu spytają o kazanie, żeby sprawdzić, czy rzeczywiście uczestniczył we mszy. Miał już gotową odpowiedź. Nawet nie przechodząc przez próg kościoła, był pewny, że wielebny mówił tylko i wyłącznie o potworze.

 

A gdyby nie uwierzyli? Cóż, zawsze mógł ich przecież zripostować!

 

Od zajścia z Klaunem Szydercą – od wspaniałych chwil, kiedy jego historia rozbrzmiała w tysiącach polskich domów – czuł, że jest kimś ponad to wszystko. Nie jest zwykłym wieśniakiem, ale bohaterem narodowym! Kawały i anegdoty o nim znają przecież wszyscy!

 

Lecz został zapomniany, odstawiony do lamusa, a wszystko przez tą serię brutalnych i krwawych mordów! Najpierw ginęły tylko zwierzęta: krowy, konie i inne, później monstrum rozsmakowało się w ludzkiej krwi. Z początku myślano, że to wilkołak lub wampir, ale potem gazety obiegła przerażająca fotografia zrobiona przez jakiegoś amatora.

 

Okazało się, że potwór jest gigantycznej wielkości świniakiem o kosmicznej wręcz sile i szybkości, którego spryt wykracza poza wszelkie granice.

 

Nazwano go Krwiożerczym Knurem Zagłady, ale Staszek wolał jego drugie imię.

 

Apokaliptyczny Wieprz Ludożerca.

 

Pociągnął z butelki i skrzywił się od kwaśno–siarczanego smaku. Odkąd dni jego sławy w Chrumkowie Górnym i całej Polsce minęły, pozostało mu tylko to: pić i włóczyć się bez celu.

 

– Cześć, Staszek! – powitał go wesoło żołnierz spieszący na wartę. – Wracaj szybko do domu, zaraz godzina policyjna!

 

– Spierdalaj.

 

 

20:20

 

 

 

Szeregowy Pykadło stał na warcie od prawie pół godziny. Dzisiaj strzegł terenu pomiędzy monopolowym a szkołą, gdzie przedwczoraj znaleziono bestialsko pokiereszowane zwłoki. Potwór rozerwał człowieka na pół i wyżarł jelita. Widok był odrażający.

 

Wojsko stacjonowało w Chrumkowie już drugi tydzień. Patrolowali ulice dzień i noc, jednak do tej pory ich starania okazały się bezskuteczne. Nie potrafili odnaleźć kryjówki Krwiożerczego Knura, ten zaś po każdym mordzie zdawał się dosłownie rozpływać w powietrzu.

 

Morale żołnierzy podupadały – doskwierały im mrozy i ciągłe poczucie zagrożenia. Wielu zaczęło wierzyć w nadprzyrodzone moce gigantycznej świni, a kilka dni wcześniej w tymczasowej bazie rozkwitł handel różnorakimi fetyszami i amuletami. Pykadło nie mógł uwierzyć, że w dzisiejszych, cywilizowanych czasach będzie świadkiem takich zabobonów.

 

Ludzie z wioski domagali się ewakuacji i azylu, ale rząd poprzestał na wysłaniu sił zbrojnych. Zarządzono godzinę policyjną – wychodzenie z domu po dwudziestej zostało surowo zabronione pod karą dotkliwego mandatu, a za recydywę groził areszt.

 

Wszystkie te środki nie przeszkodziły jednak bestii dokonywać kolejnych zabójstw. Knur polował głównie w nocy. Ofiarą padło również kilku mundurowych.

 

Pykadło wyjął z plecaka owinięty w folię pakunek. Rozpakował i powąchał – bagietka z szynką, mniam!

 

W mroku za plecami wojskowego zapłonęły dwa czerwone punkciki.

 

 

21:30

 

 

 

Julia Analna, czyli dziewczyna z pomponem, wyskoczyła przez okno w zimowe powietrze. Upadek zamortyzowała pokaźna zaspa. Otrzepała się szybko ze śniegu, rozejrzała czy w pobliżu nie ma żadnego żołnierza i pomknęła na spotkanie z ukochanym.

 

Umówiła się z Krystianem na placu zabaw. Pomimo że nieco się spóźniła, dobiegła na miejsce pierwsza. Nie zdziwiło jej to – chłopak nigdy nie grzeszył punktualnością. Bardzo dbał o wygląd, a w dodatku miał ostatnio spore zmartwienie na głowie. Jak do tej pory to on był niekwestionowanie najlepszym piłkarzem Koksów Chrumkowo, koledzy z drużyny nawet przezywali go Ronaldo. W tym sezonie pojawił się jednak nowy talent… Przyczyna spóźnień i nieprzespanych nocy Krystiana nazywała się Leon Mesicki.

 

– Cześć, Julka! – powitał ją wesoło piętnaście minut później. Dziewczynie zdążyły do tego czasu zmarznąć stopy.

 

– Hej, Krystian! – Pocałowała go w policzek. Wokół wirowały romantycznie płatki. Noc była pochmurna i bezgwiezdna, ale ciemności rozpraszał śnieg.

 

– O czym chciałaś pogadać? – spytał, przeglądając się w zamarzniętej kałuży, z której chwilę wcześniej zgarnął biały puch.

 

Julia westchnęła ciężko i podparła się rękoma na biodrach.

 

– Lidka widziała, jak zdradzasz mnie z Zuzą…

 

Krystian nie odpowiadał przez dłuższy moment.

 

– Masz grzebień? – poprosił.

 

– Nie – odburknęła.

 

– Cholera – syknął i zaczął poprawiać fryzurę palcami. Po kilku minutach stwierdził, że efekt jest w porządku. – Okay, o co pytałaś?

 

– Zdradzasz mnie z Zuzą! Wiem to od Lidki, ty draniu!

 

– Hej, uspokój się, to nie tak! – Położył obie dłonie na jej ramionach. Zamyślił się i po dłuższej chwili wyjaśnił: – Ona mnie tylko masowała! Wiesz, że mam problemy z… yyy… lędźwiami.

 

– Masowała cię głową? – nie dowierzała Jula.

 

– Obwąchiwała mnie tylko! Naciągnięte mięśnie wydzielają specyficzny zapach, kochanie – tłumaczył cierpliwie.

 

Dziewczyna zmarszczyła brwi.

 

– Przecież to Iza była ostatnio twoją masażystką…

 

– Tak, ale ją wylałem.

 

– A Ela?

 

– Pokazuje mi ćwiczenia na rozciąganie.

 

– Anka?

 

– Ćwiczymy razem fitness, dla kondycji.

 

– Więc Zuza naprawdę tylko obwąchiwała, czy masz naciągnięte mięśnie, a nie robiła ci to, co myślę?

 

– Jasne, przecież nigdy bym cię nie okłamał!

 

Przytulili się mocno.

 

– Kocham cię – szepnęła uśmiechnięta.

 

– A ja kocham ciebie.

 

 

22:00

 

 

 

– Oficerze Morgan!

 

– Słucham, szeregowy?

 

– Melduję, że Pykadło zaginął! Migdalski poszedł go zmienić na warcie, ale nikogo nie zastał. Znaleźliśmy tylko krwawy ślad na śniegu…

 

Shit!

 

Oficer wstał zza biurka i narzucił na siebie kurtkę. Był wysokim Afroamerykaninem o potężnej muskulaturze. Dziesięć lat temu dostał polskie obywatelstwo. Zaciągnął się do wojska i szybko awansował do stopnia oficerskiego, głównie dzięki częstemu powtarzaniu takich zwrotów jak: shit, motherfucker (czytaj: madafaka), fuck you i najlepszemu – my w Niuuu Joooork robili to inaczej, more dyscyplina, assholes! Odzywkom tym zawsze towarzyszyło splunięcie. Przełożeni byli wręcz wniebowzięci.

 

Prawda była taka, że Morgan nie widział nigdy Nowego Jorku na oczy. Przybył do Polski piętnaście lat wcześniej z Turcji i otworzył ze swoim szwagrem knajpę o nazwie: TURECKIH KJEBAP, która odniosła nadspodziewany sukces. Tłumy rozentuzjazmowanych studentów waliły do baru drzwiami i oknami. Po doszlifowaniu polskiej gramatyki zmienili nazwę na: ISTANBUL KEBAB i to okazało się ich największym błędem. W niedługi czas później zbankrutowali, a Morgan został zmuszony szukać szczęścia w armii.

 

– Łapać za karabiny, motherfucker! Idziemy zabijać, fucking shit! Żaden son of a bitch nie będzie mordował moich podwładnych!

 

Podłogę bazy tymczasowej skropiła gęsto ślina.

 

 

22:20

 

 

 

Tymczasem w domu Kropnickich cała rodzina zebrała się, by odmówić nad ciałem zmarłego przedwczoraj Floriana modlitwę.

 

Trumna stała zamknięta. Potwór zmasakrował ciało tak bardzo, że nie można było sobie pozwolić na jej otwarcie. Urwał mężczyźnie głowę i lewą nogę, potężnymi kłami otworzył korpus, a ciężkie i twarde jak stal kopyto zmiażdżyło prawą rękę i żebra.

 

Florian nie miał żadnych szans na przeżycie tej konfrontacji. Krwiożerczy Knur Zagłady był przerażającą bestią, ale przede wszystkim bezwzględnie skutecznym mordercą.

 

Zebrani rozpoczęli śpiewać psalmy, w powietrzu unosił się smutek i strach.

 

Na trumnie stał bukiet pięknych róż. Przypięta do nich karteczka głosiła:

Łączę się w bulu,

Wasz sołtys, Bronek

 

 

22:35

 

 

 

Krystian wracał niespiesznym krokiem do domu. Spotkanie odbyło się po jego myśli, jednak był w ponurym nastroju.

 

Jeszcze rok temu był futbolowym bóstwem. Miał wszystko – pieniądze, dziewczyny, sławę. Goniec chrumkowski przeprowadzał z nim cotygodniowe wywiady… A teraz? Dziewczyny zostały, ale co z tego, skoro nie był już numerem jeden, a sława kurczyła się z dnia na dzień. Pewnie i one w końcu odejdą, jak i wszyscy zakłamani fałszywcy. Nawet Analna Julka.

 

– Pierdolony Leoś! – krzyknął w ciemność. – Mesicki, kurwicki, liże własne cycki! – zaśpiewał.

 

Ulżyło mu odrobinę.

 

– Spierdalaj! – odkrzyknął ktoś z prawej strony.

 

Krystian spojrzał w tamtym kierunku. To Wujek Staszek, mocno już nachlany, człapał przed siebie, podtrzymując się płotu. Chłopak wiedział, że jego życie też nie oszczędziło.

 

Jednak teraz nikogo nie obchodził już Staszek, każdy zapomniał o Ronaldo, a nawet o tym wypierdku, Leo Mesickim.

 

Wszyscy gadali ciągle tylko o tej przerośniętej świni–ludojadzie.

 

Krystian beknął przeciągle. Odbiło mu się jedzoną na kolację szynką…

 

 

22:37

 

 

 

… a bestia wyczuła ten zapach w mroźnym, sterylnym powietrzu.

 

 

22:45

 

 

 

Shit!

 

Morgan i dwudziestu podwładnych gapili się tępo na wielką kałużę krwi. Wyglądało to na istną rzeź, choć nieprzerwanie padający śnieg zdołał zatrzeć nieco ślady jatki.

 

– Wy czterej, biegniecie na północ! Ty, ty, ty i ty! Patrolujecie okolicę na południe stąd! Wy lecicie na zachód, a ty, ty i ty, razem ze mną na wschód! No już, ruszać się, motherfucker! Nie strzelać mi do cywilów, bo jaja urwę! Chcę dostać go dziś sztywnego i przerobić na schabowe, rozumiecie?! Get out of here, mother fucker, kurwa!

 

Rozbiegli się w mrok.

 

 

22:50

 

 

 

Ronaldo był najszybszym biegaczem w całym Chrumkowie Górnym, co do tego nie było żadnych wątpliwości. Nawet Mesicki, przezywany Czarodziejem, z całą swoją techniką i wirtuozerią, był wolniejszy.

 

Jednak w biegowym pojedynku z Knurem Zagłady Krystian nie miał żadnych szans.

 

Najpierw usłyszał ciężki oddech, obrzydliwe sapanie. Odwrócił się i ujrzał potężną, ciemną sylwetkę z parą jarzących się w mroku, krwistoczerwonych ślepi. Olbrzym mógł mieć dwa metry wysokości w kłębie, a szerokości jeszcze więcej.

 

Chłopak rzucił się przed siebie w obłąkańczym sprincie. Zza pleców usłyszał głośne dudnienie, które zbliżało się z sekundy na sekundę…

 

Śnieg nie ułatwiał biegu, Krystian przewracał się raz po raz i ślizgał jak na lodowisku.

 

Poczuł obrzydliwy smród. Nie mógł porównać go do niczego, co do tej pory wąchał – odór śmietniska czy zgniłych jajek wydawał się w porównaniu z tym fetorem różanym zapachem. Chwilę później jego nagą szyję owiał ciepły powiew.

 

Świnia–ludojad dyszy mu na kark!

 

Kłap! Bydlę odgryzło chłopakowi piętę. Przewrócił się, wykonując efektowne salto – wiedział, że tym razem nie zdoła się podnieść.

 

Bestia stanęła okrakiem nad drżącym jak w padaczce ciałem. Smród spotęgował się tysiąckrotnie.

 

Obrócił się na plecy z myślą, że przynajmniej umrze z godnością, patrząc w twarz oprawcy z piekła rodem.

 

Tuż nad jego głową zawisł ogromny pysk pełen długich i ostrych kłów.

 

Lepka ślina ściekła wprost na włosy Krystiana.

 

– Kurwa, tylko nie fryzura!

 

Były to ostatnie słowa chłopaka na tym świecie.

 

Potem już tylko krzyczał. Długo i piskliwie.

 

 

22:53

 

 

 

– Kurwa, słyszysz ten krzyk? – szepnął jeden z towarzyszących Morganowi żołnierzy. Był tak przerażony, że nie zważał na to, iż przeklina do nadpobudliwego dowódcy.

 

– Cisza, motherfucker! Biegniemy tam!

 

Zastali bestię pałaszującą ze smakiem jakieś ochłapy mięsa.

 

Świnia była ogromna, o wiele wyższa od dorosłego człowieka. Z pełnego kłów pyska buchała czerwona para, a długi jęzor rozbryzgiwał naokoło lepką ślinę. Twardą skórę porastała szczecina, przywodząca na myśl kawałki drutu. Oczy płonęły niczym piekielne ognie.

 

– Wymierzyć! – rozkazał Morgan, przyklękając na jedno kolano. Pozostali poszli za jego przykładem, każdy oparł karabin o nogę i celował w skupieniu. Dłonie drżały im jak w febrze.

 

Czy tego olbrzyma da się w ogóle zabić kulą z karabinu?

 

– Cel… pal!

 

Czwórka żołnierzy nacisnęła na spusty, rozległa się seria cichych trzasków.

 

Żaden z karabinów nie wypalił…

 

– Co jest, kurwa… – szepnął Morgan. Był tak zaskoczony, że nawet zapomniał przekląć po angielsku, by podtrzymać respect na właściwym poziomie.

 

Patrzył na broń w nikłym świetle ulicznej latarni jak oczarowany. Nacisnął spust jeszcze kilkakrotnie z równie marnym efektem. Zaciął się, wszystkie się zacięły!

 

Wtedy dojrzał maleńki napis na lufie i zrozumiał.

 

Made in China.

 

– Cięcia w kosztach, kurwa – warknął rozwścieczony, a potem ryknął ile sił w płucach: – Uciekamy, motherfucker!

 

Bestia spojrzała na nich i chrząknęła złowieszczo.

 

 

Około 23:00 do 23:20

 

 

 

Potwór dopadł i zabił wszystkich oprócz Morgana.

 

Oficera uratowało być może to, że przez lata pracy w knajpie przesiąkł zapachem jagnięciny i kurczaka, a może to, że nigdy nie przepadał za schabowym.

 

 

23:45

 

 

 

To była krwawa noc. Knur jeszcze nigdy nie dokonał jednego dnia takiej masakry. Umarł Krystian, szeregowy Pykadło i trzech innych żołnierzy.

 

W sumie od kłów Krwiożerczego Wieprza zginęło tego feralnego dnia aż pięć osób…

 

Wujek Staszek, Mistrz Ciętej Riposty nie miał o tym bladego pojęcia (i w sumie to gówno go to obchodziło).

 

Włóczył się w melancholijnym nastroju po zaśnieżonych ulicach i wspominał dawne, wspaniałe dni, kiedy z jego ripost śmiała się cała Polska.

 

Nie wrócił do domu, by zdać relację z kazania. Nie miał nastroju. Poza tym był już nieźle pijany.

 

Jego melancholia osiągnęła w pewnym momencie stan tak głęboki, że nie zauważył nawet jak dalszą drogę zagrodziło ogromne cielsko…

 

Krwiożerczy Knur Zagłady, postrach całego Chrumkowa i okolicy, bestia z najbardziej przerażających koszmarów!

 

Spojrzeli sobie głęboko w oczy. Potwór warknął cicho, przygotowując się do morderczego skoku…

 

 

Gdzieś, kiedyś

 

 

 

Mały prosiaczek bardzo lubił zabawy. W tamtych wspaniałych czasach nikt nie przypuszczałby nawet, że słodka, różowa świnka zamieni się w przerażającą bestię. Że zostanie boleśnie wykopana przez swojego pijanego pana z chlewu i zdana na łaskę losu. Że będzie tułać się po lasach i walczyć z wilkami o przetrwanie. Że będzie żywić się radioaktywnymi odpadami i powróci kiedyś jako Apokaliptyczny Wieprz Ludożerca.

 

A tamtego dnia prosiaczek chciał się tylko trochę poprzekomarzać…

 

Tymczasem, kiedy trącał gospodarza pyszczkiem, poczęstowano go niemal śmiertelnym kopnięciem, które odrzuciło ciałko na kilka metrów w tył, wprost za drzwi, w śnieżną zamieć, a pełen nienawiści głos krzyczał…

 

 

23:47

 

 

 

– Spierdalaj! – krzyczał Wujek Staszek.

 

Bestia stanęła w pół kroku, dosłownie o metr przed niedoszłą ofiarą.

 

– SPIERDALAAAAJ! – Mistrz Ciętej Riposty wrzeszczał jak opętany, jego głos wznosił się wprost ku niebiosom.

 

Krwiożerczy Knur Zagłady poczuł się znów jak malutki, odtrącony prosiaczek. W piekielnych, czerwonych ślepiach zaszkliły się łzy.

 

Potwór zachlipał i rzucił się do ucieczki.

 

Staszek jeszcze długo leżał w śniegu i zastanawiał się czy to, co zdarzyło się chwilę temu, było prawdą czy złudzeniem.

 

A jeżeli działo się to naprawdę, to jakim cudem jeszcze żyje…

 

 

0:00

 

 

 

Krwiożerczy Knur Zagłady pędził przed siebie bez ustanku. Koszmary powróciły, demony przeszłości obudziły się z głębokiego snu.

 

Masa mięśni i tłuszczu taranowała wszystko, co stanęło na drodze: płoty, auta, śmietniki, latarnie.

 

I nagle, jakby wyrósł spod ziemi, naprzeciwko rozpędzonej bestii stanął młody mężczyzna.

 

Potwór poczuł żądzę mordu, musiał odreagować na kimś swój niewyobrażalny smutek…

 

Avada kurvada! – krzyknął chłopak, a powietrze przeciął zielony błysk.

 

Apokaliptyczny Wieprz Ludożerca zwalił się z potężnym hukiem na zamarzniętą jezdnię.

 

Był martwy.

 

Leon Mesicki schował różdżkę do tylnej kieszeni spodni i poszedł w swoją stronę.

 

 

2:33

 

 

 

Żołnierze znaleźli truchło i od razu zawołali oficera. Ten kazał oddać do ścierwa kilka strzałów z nielicznych, działających karabinów, po czym zawiadomił media.

 

Nie wiadomo kiedy na miejscu zaroiło się od dziennikarzy i migających fleszami fotografów. Przyjechała nawet telewizja, szeregowcy puszyli się dumnie przed obiektywem kamery.

 

Koszmar w Chrumkowie Górnym zakończył się raz na zawsze.

 

Morgan stwierdził, że nauczył się w Nowym Jorku robić doskonałego kebaba. Wkrótce mieszkańcy wioski rozpalili ogromne ognisko i zabrali się do ćwiartowania potwora.

 

Uczta trwała do rana.

 

 

KONIEC

Koniec

Komentarze

Jeszcze jedna odgrzewanka… Skromny lifting był. ;) Humor ciut czerstwy, ale może się komuś spodoba – mi tam się podobają takie suchary. :P

Dopiero zaczynam czytać, ale już mam pozytywne podejście do tekstu– niech żyje twórczość Lovecrafta! Dobrze, a teraz czas wyrobić sobie opinię na temat opowiadania ;)

Ok, to zdecydowanie opowiadanie nie w moim guście ;) Zakończenie wydaje mi się aż nazbyt idiotyczne, w innych miejscach też dało się poczuć, że autor odrobinę się zagalopował. Mimo to, niezłe były fragmenty z Morganem. Pośmiałem się i o to chyba autorowi chodziło :) Pozdrawiam.

Tytuł wymiata, człowieku. Pokażę go kumplom w stajni! Napisane bardzo dobrze – jest kilka niezręcznych zdań, ale poproś @regulatorzy. Poluzowała pory, więc chyba da radę doczytać do końca ;-D. Nie podobał mi się ten Potterowski wątek w końcówce. Mógłbyś dać knurowi jakiś motyw do tych mordów. Knura zwabiał zapach szynki – rozwiń to trochę, kiedy opisujesz jego historię.

Dobre, mocne i z ciśnieniem, podoba mi się :) 

Humor może nie najwyższych lotów, ale przyjemie się czytało i pośmiać też się było można. Jak zwykle Hanzo na poziomie.

Szkapo, co to niby za określenie "poluzowała pory"???

@tintin Jak poluzujesz, to się dowiesz. Przyda Ci się to. P.s. Zanim na mnie napadniesz, poczytaj komentarze pod "Cena krytyki".

Hanzo, domyślam się, że ostatnio zaprezentowałeś przykłady twórczości wczesnej, młodzieńczej i mam nadzieję, że już po remanencie…

 

„Widmo grozy przyciągało na wieczorowe msze wszystkich mieszkańców…” –– Czy msze wieczorowe w sensie, że panie przybywały w długich wytwornych toaletach i rodowej biżuterii, a panowie we frakach? ;-)

Pewnie miało być: Widmo grozy przyciągało na wieczorne msze wszystkich mieszkańców

 

„Tu postał chwilę koło płotu i wypalił Bezrobotnego…” –– Tu postał chwilę koło płotu i wypalił bezrobotnego

Marki papierosów piszemy małą literą.

 

„W połach kurtki nosił dwie butelki wina Komandos”. –– W kieszeniach kurtki nosił dwie butelki wina Komandos.

Za SJP: poła  «dolny fragment jednej z dwóch części ubioru rozpinającego się z przodu»

 

„…a wszystko przez serię brutalnych i krwawych mordów!” –– …a wszystko przez serię brutalnych i krwawych mordów!

 

„Pociągnął z butelki i skrzywił się od kwaśnosiarczanego smaku”. –– Pociągnął z butelki i skrzywił się od kwaśno-siarczanego smaku.

 

„Morale żołnierzy podupadały…” –– Morale żołnierzy podupadało

 

„Morgan stwierdził, że nauczył się w Nowym Jorku robić doskonałego kebaba”. –– Morgan stwierdził, że nauczył się w Nowym Jorku robić doskonały kebab.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

ja myślałem, od razu po drugiej kanapce z szynką, że Knur Mściciel Wpierdalator Ludzkich Oprawców, rozwiesi inteligentne plakaty, założy charakterystyczną czapkę i stanie się Che Knurem prowadzącym długą i krwawą wojnę o prawa świń. Walkę sfinansuje z nielegalnej (czyt. nieopodatkowanej) sprzedaży koszulek z obrysem Knurzym na Czerwonej Zwiezdzie, kupowanych masowo przez środowiska lewicujących wegetarian ;) Ten czarodziej na końcu zepsuł złudzenia i zmazał uśmiech, ech… ;) Po angielsku: mother fucker – niepoprawnie, zawsze razem: motherfucker (odsłuchaj Usage of the word "fuck" – na pewno jest gdzieś w Ynternecie), modyfikacje też jednowyrazowe jak muthafuckah etc. son of a bith – literówka, son of a bitch  

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

OK, Szkapo. Miłego dnia prostaka życzę i zgłaszam Kolegę jako trolla w odpowiednim miejscu Hyde Parku.

P.S. Wielu prezentów!

Zatrakus – Lovecraft to jeden z moich idoli i zdarzało mi się pisać w jego klimatach, ale to opowiadanie miało być od początku do końca "jajcarskie" jak wskazuje tytuł. ;) Niemniej – dzięki za poczytanie i poświęcony czas!

 

Szkapa – pokaż koniecznie. :D Również dzięki.

 

Gorgona – serdeczne dzięki! :)

 

belhaj – dzięki za uznanie. Jak wspominałem w pierwszym poście – lubię suchary. ;) Ale na dzień dzisiejszy raczej nie zamierzam wracać do pisania wesołych rzeczy (jak wrzucam coś śmiesznego, to jest to raczej z okresu "wczesnej twórczości" [wow, jak to dumnie brzmi, wczesna twórczość]). Dzięki!

 

regulatorzy – jak zawsze kawał dobrej roboty. Kurczę, ile Ty tutaj podziękowań nazbierasz! :D No ale w pełni zasługujesz. =)

 

PsychoFish – dzięki za porady językowe. Za chwilę edytuję na poprawnie. Che Knur, dobre, dobre! :D

Bardzo się cieszę, że mogłam pomóc. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Opowiadanie fajne, ale ten potterowy fragment mi nie pasował. Z drobiazgów logicznych: wydawało mi się, że kobiety nie muszą zdejmować czapek i innych kapeluszy w kościele. Jeśli zimą niebo jest zachmurzone, to raczej nie ma koloru atramentu.

Babska logika rządzi!

Nie było śmieszne. Do poczytania. Tylko do poczytania. Poczekam aż wrzucisz tu, dojrzalsz tekst. Ten, wygrzebany z zakamarków szyflady, jest słabej jakości.

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

Finkla, mkmorgoth – dzięki! :) Co do czapki racja, wkradł się babol. Mam nowy tekst na wrzucenie, tylko nie wiem, czy jest jakiś limit w stylu jedno opowiadanie dziennie albo coś w tym rodzaju?

@Hanzo -> po abla coś jeszcze podpowiem, w ojczystej mowie tylko-m użytkownikiem ;) Cieszę się, że mogłem pomóc. Vive la knurevolution!

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Takie na czasie, bo złotego buta wczoraj Mesicki zgarnął. Może ja prostak jestem (nie trzeba odpowiadać…), ale mnie rozbawiłeś (avada kurvadą również). Pozdrawiam.

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Dzięki, koik! :)   Dokładnie: Vive la knurevolution! :)   Pozdrawiam serdecznie =)

Nie wiem, skąd wziąłeś ten pomysł Hanzo, ale sugeruję natychmiastowe leczenie ; P Z lekkim wstydem jednak przyznaję, że niektórymi fragmentami naprawdę mnie rozbawiłeś. CO nie zmienia faktu, że nie czaję za bardzo, skąd Ci się ten czarodziejski epizod na końcu wziął…

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Dzięki jose! :D O leczeniu myślę od dawna, ale chyba jednak nieeee – fantazja może od tego ucierpieć. ;) Pozdrawiam!

Jak na humorystyczne opowiadanie, to wszystko było trochę  za mało śmieszne. Umieściłeś dużo różnorakich odniesień, od wujka Staszka, do miłościwie nam panującego, ale wszystko było bez składu i sensu, może dlatego gdzieś po drodze zgubiło humor. Wydaje mi się, że nad absurdem trzeba umieć panować, a tutaj tego nie było. Ot, lecimy po wszystkim co ślina na język przyniesie i łączymy.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Dzięki za opinię berylu. W najbliższych planach nie mam nic "humorystycznego", ale jak będę miał, wrócę do komentarzy spod tego opka i pomyślę jak to ugryźć.

Nowa Fantastyka