- Opowiadanie: Mattioris - Nowa broń

Nowa broń

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Nowa broń

 

 

 

GODZINA OPERACYJNA: 16:45

Róża przyciśnięta do ściany czekała jak wróg będzie przeładowywał. Mur obok jej ramienia pękał i kruszył się od naporu ołowiu ładowanego weń przez przeciwnika, lecz dziewczyna stała niewzruszona. Biała opaska na jej przedramieniu z czerwonym krzyżem do czegoś zobowiązywała. Ranni jej potrzebowali. Nie mogła się ot tak wycofać.

 

Klik. Cisza. Ma parę sekund. Poprawiła pasek z karabinem M4 i wyjrzała przez okno. Widziała go. Kawałek pleców wystawał zza gruzowiska. Przeładowywał. Róża złożyła się do strzału. Przez wizjer kolimatora widziała wyraźnie w co ma strzelać. Kręgosłup. Jeden strzał wystarczy. Powoli, razem z wydychanym powietrzem, pociągnęła za spust.

 

Róża poczuła lekkie uderzenie w bark. Przeciwnik poczuł paraliżujący ból pleców. Chwilę później już nie żył.

 

Dziewczyna odłożyła karabin od policzka i wycofała się z powrotem za mur. Licho nie śpi, wrogich snajperów jest wielu.

 

Róża! Odbiór!odezwała się słuchawka w jej uchu. – Gdzie jesteś?

- Znajduję się w prawym skrzydle szkoły! Naprzeciw mam Plac Wolności i rozwalone budynki mieszkalne! – starała się przekrzyczeć huk wystrzałów dobiegający do niej z każdej strony.

Zrozumiałem, zaraz tam będę, bez odbioru.

 

Gdzieś z głębi budynku usłyszała odgłos kroków. Chrzęst pękającego gruzu pod naciskiem ciężkich buciorów. Róża na ucho policzyła trzy pary butów.

 

Swoi? - pomyślała.

 

Uklękła i wycelowała w głąb korytarza, skąd dobiegał narastający hałas. Gdy już miała pewność, że idą w jej kierunku i zaraz wyjdą zza zakrętu, krzyknęła:

 

– Błysk!

 

Kroki ucichły. Rudowłosa była pewna, że słyszy szepty. Po chwili usłyszała:

 

– Piorun!

 

Ten odzew był poprawny dwa dni temu.

 

– Dobra! – odkrzyknęła nie zmieniając pozycji.

 

Gdy wyskoczyli zza rogu, z karabinami wycelowanymi w stronę dziewczyny, Róża nie wahała się ani sekundy. Dobrze, bo im brakłoby jednej sekundy. Seria dwudziestu dziewięciu małych eksplozji wypluła z lufy zabójcze pociski, szatkując bezlitośnie przeciwników.

 

Ciała jak worki ziemniaków, bezwładnie zsunęły się po ścianie zostawiając na niej dwa krwawe ślady.

 

Dwóch…

 

Dziewczyna rzuciła się w bok. W ostatniej chwili, bo na środku korytarza wylądował granat odbijając się od podłogi z metalicznym, głuchym brzdękiem.

 

Wybuch pozbawił ją tchu. Pomieszczenie wypełniło się pyłem, i latającymi kartkami. Przed oczami przeleciał jej rysunek misternie namalowanego domku. Róża zaczęła się dusić. Nagła zmiana ciśnienia sprawiła, że słyszała tylko ciągły pisk. Miała szczęście, że budynek miał okna i rozwalone ściany, czyli był otwarty na przestrzeń, bo inaczej miałaby już rozerwane bębenki w uszach i nie tylko.

 

Idiota - przemknęło jej przez głowę, by zaraz zreflektować się, że jest w tym momencie bezbronna i wystawiona jak na tacy. Puściła karabin, który zawisł jej na pasku i sięgnęła do kabury na nodze po krótki pistolet. Wycelowała w stronę drzwi.

 

Załatwiłem go, korytarz czystyusłyszała przez radio.

– Gdzie jesteś? – zapytała Róża.

Po drugiej stronie placu, w budynku z czerwonej cegły, na czwartym piętrze.

Zabójcze Oko – nie bez powodu nosił taki przydomek.

Różyczka jesteś mi tu potrzebna, mam tu sporo rannych, a właśnie otrzymałem raport, że wrogie wojsko przełamało opór na Arenie spychając nas do defensywy.

 

Arena była ważnym strategicznym punktem w obronie. Jeżeli stracą arenę, stracą też miasto.

 

Najprostszym rozwiązaniem będzie przejście przez placrozległ się głos w słuchawce

– Ale ten plac to jeden wielki kocioł i durszlak zarazem.

I dobrze, będziesz miała gdzie się chować. Dasz radę, będę cały czas cię osłaniał .– I na potwierdzenie swoich słów koniec przekazu został zwieńczony wystrzałem, który w słuchawce zabrzmiał jak uderzenie bicza.

 

Róża wyjrzała przez okno. Bitwa trwała w najlepsze. Znajdując się cały czas na linii frontu dziewczyna przestała rejestrować dźwięki wojny jako coś odbiegającego od normy. Przyjęła je jako normalny element występujący w przyrodzie, jak szum drzew, czy śpiew ptaków. Teraz to właśnie te odgłosy powodowały u niej przestrach i myśli w stylu: “Coś jest nie tak”, “Wróg się przegrupowuje”, “Zaraz uderzą”.

 

Goły plac usiany lejami po bombach, potem zdewastowany park, znowu goła przestrzeń i budynki. Ze wschodu na zachód trwała ciągła wymiana ognia. Chmary śmiercionośnych kul latały w powietrzu przynosząc zniszczenie wszystkiemu na swojej drodze. Uderzały w drzewa, ryły ziemię, rykoszetowały od kamieni, wybijały okna, robiły dziury w budynkach, rozszarpywały ciała. Pocisk nie wybierał. Raz wystrzelony był niemożliwy do zawrócenia. Człowiek celował i pociągał za spust. Człowiek był odpowiedzialny za kierunek jego lotu.

 

Gotowa? – Dźwięk w radio przywrócił ją do rzeczywistości.

– Nie, ale dobra.

Dzielna dziewczynka. Na mój znak. Już!

 

Róża wyskoczyła przez okno, automatycznie przekraczając niewidzialną barierę. Stała się częścią tych odgłosów, tej walki na śmierć i życie. Każda zabłąkana kula mogła ją trafić, a najgorsze, że nie miała na to żadnego wpływu. I nie ważne, czy to nabój wystrzelony z karabinu kolegi, czy przeciwnika.

 

Pierwsza osłona. Mały murek przy posesji. Obok leżał martwy towarzysz. Też szukał tutaj schronienia.

 

Trzeba się ruszać – pomyślała.

Biegnij, biegnij! Osłaniam cię!

 

Więc biegła. Od osłony do osłony. “Zakosami” jak to mawiał jej towarzysz z treningu.

Przy pomniku Wielkiego Wodza wdała się w niewielką potyczkę. Z pomocą swojego anioła stróża szybko się z nimi uporała i wznowiła swój życiowy bieg. Co ciekawe pomnik stał prawie nienaruszony. Tylko kilka dziur po kulach.

Krew lała się strumieniami. Ludzie krzyczeli. Nad uchem świstały kule. Cały czas gdzieś granat upadał wzbijając gejzer ziemi i odłamków. Chaos. Zamieszanie. Huk. Świst. Krzyk.

 

I cisza.

 

Coś ustawiło przełącznik na “mute”. Świat zamilkł. Róża pomyślała przez moment, że straciła słuch. Ślizgiem podjechała pod zdezelowane auto i przykleiła się do karoserii. Rozejrzała się.

 

RRRRRRRRRR – rozległo się przerażające wycie. Dźwięk dobiegał gdzieś z góry. Z nieba.

 

O nie.

 

ŁUP

 

ŁUP – tumany kurzu wzbiły się w miniaturowych tornadach.

 

ŁUP – fala powietrza odebrała dech w piersi.

 

Monstrualnej wielkości smok wylądował na środku placu. Głowa na długiej szyi wygięła się w górę i zaryczała ogłuszająco. Niezbite szyby w oknach właśnie zostały rozstrzaskane. Szerokie, błoniaste skrzydła rozłożył w majestatycznej pozie.

 

Jebane inżyniery. Lepszych czołgów im się zachciało.

 

Różyczka uciekaj stamtąd! – Dźwięk w słuchawce przestawił przełącznik wyłączając opcję “mute”.

 

Obie strony momentalnie zawiązały tymczasowy sojusz przeciw mocniejszemu przeciwnikowi. Wszystkie lufy zostały zwrócone w stronę gada i jak na jeden rozkaz, każdy cyngiel został wciśnięty. Setki żółtych smug, lecących z każdej strony, znaczyło tor pocisków, koncentrując się w jednym punkcie

 

Smok stanął na tylnich łapach, odganiając się skrzydłami od natrętnych niczym muchy kul karabinowych. Róża dostrzegła jak w cienkiej błonie pojawiały się z zatrważającą szybkością maleńkie dziurki. Smok zaryczał żałośnie. Przez moment zrobiło jej się żal stworzenia. To nie jego wina, że jest jaki jest. Został powołany do życia przez ludzi. I przez nich miał zostać zgładzony. Dlaczego? Bo człowiek zabawił się w boga, a to nigdy nie wychodziło nikomu na dobre.

 

Potężna klatka piersiowa podniosła się w nabieranym przez smoka oddechu. Przez skórę i łuski przebiło się światło.

 

O nie – pomyślała po raz ostatni.

 

Pożoga ognia zalała cały plac.

 

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

Element fantastyczny mocno naciągany. Stylistycznie opowiadanie też nie jest najlepsze, do tego brakuje masy przecinków. Dziwny tekst i nie przypadł mi do gustu. Pozdrawiam

Mastiff

Napiszę narazie, iż sporo pracy przed Tobą. Jest dużo "kwiatków", zbyt wiele! Np. Miała szczęście, że budynek nie miał okien – lecz wcześniej i później wyglądała przez okna! Granat wybuchł w korytarzu, lecz poleciał tylko pył, kurz (subtelne rozróżnienie!) i kartki papieru. To był taki słabiutki granat! Itd. Itd. Sformułowania, stylistyka, interpunkcja, a przede wszystkim – konstrukcja całości: szwankują.

Maniacka perseweracja ambiwalencji niekongruentnych epifenomenów

Dzięki za komentarze. Z przecinkami mam taki problem, że wydaję mi się, że jest ich za dużo i je usuwam, a tu widzę, że trzeba je zostawiać :) Okna poprawiłem, kurz też. Zaczepny granat – można je stosować w budynkach, na bliższych odległościach. Można prosić o jakieś przykładowe zdania z błędami? Z góry dzięki.

Róża przyciśnięta do ściany czekała jak wróg będzie przeładowywał. – potoczność, raczej: czekała, aż wróg…; przyciśnięta powoduje nieprawidłowe skojarzenia, raczej: przylgnęła do. Mur obok jej ramienia pękał i kruszył się od naporu ołowiu ładowanego weń przez przeciwnika, lecz dziewczyna stała niewzruszona. – potoczność i bardzo nieobrazowe zdanie (ołów ładowany weń przez przeciwnika); ołów uderza raczej w mur, a nie napiera. Ogólnie, zdanie bardzo nieudane. Biała opaska na jej przedramieniu z czerwonym krzyżem do czegoś zobowiązywała. – czy rzeczywiście nosiła tą opaskę na przedramieniu, a nie na ramieniu? Czy przedramię było z czerwonym krzyżem, a obok biała opaska? starała się przekrzyczeć huk wystrzałów dobiegający do niej z każdej strony. – lecz przed chwilą słyszała klik przeładowywanej broni na gruzowisku poza budynkiem? Róża na ucho policzyła trzy pary butów.– na ucho? I te buty tak sobie tuptały? Bardzo niegramatyczne i potocznie sformułowane. Róża nie wahała się ani sekundy. Dobrze, bo im brakłoby jednej sekundy. – niepotrzebne udosłownienie i brak czytelnego sensu: na co by im zabrakło tej jednej sekundy? wycofała się z powrotem – niefortunne, wystarczy: wycofała się z metalicznym, głuchym brzdękiem. – z metalicznym, czy z głuchym? To tylko kilka z miejsc, gdzie teraz rzuciłem okiem. Piszesz językiem potocznym. Musisz nabyć ogłady językowej, swady, opanować sam dla siebie logikę opisu, zanim ją przedstawisz w słowach innym. Poprawienie błędów, nielogiczności, składni, itp. niewiele tutaj zmieni. Tekst jest systemowo kiepski, a i pomysł całości mnie nie przekonuje.

Maniacka perseweracja ambiwalencji niekongruentnych epifenomenów

Dzięki jjerzy za poświęcony czas i wskazanie błędów. Będę nad nimi pracował, chociaż nie ze wszystkimi zarzutami się zgadzam. Pozdrawiam:)

Napisz, z którymi się nie zgadzasz.

Maniacka perseweracja ambiwalencji niekongruentnych epifenomenów

Metaliczny nie może być już głuchy? Ołów ładowany w mur, potoczny, fakt, ale mówi się przecież; "ładuj z serii w niego". Może inne znaczenia, ale tak mnie to nie raniło w oczy. Jak koleś wali w ciebie praktycznie obok ciebie i skończy mu się amunicja, to jest to słyszalne. Nawet jeżeli wokoło strzelają. Tylko, że ja dopiero zaczynam i może rzeczywiście unikają mojej uwadzę takie nielogiczności i błędy składniowe. Ty już trochę tych amatorskich opowiadań  przeczytałeś,  wiesz na co zwracać uwagę, a ja dopiero zaczynam bawić się w pisanie. Dlatego też postanowiłem podzielić się moimi wypocinami i poznać zdania fachowców, żeby wiedzieć ile jeszcze pracy przede mną.  Co do pomysłu, niestety, ale teraz jak na to patrzę to sam jestem niezadowolony, ale trudno, poszło w eter:( Opowiadanie poświęciło się dla dobra ogółu:) Pozdrawiam i dzięki raz jeszcze.

w ciebie praktycznie obok ciebie :)

Abstrahując od tego, że tematyka, bynajmniej, nie jest moją ulubioną, wiele zdań mi nie gra. Wszystkie, a przynajmniej większość wymienił jjerzy, więc pominę także tę część i zajmę się opisem bardzo ogólnego wrażenia.  Przede wszystkim piszej językiem prostym, nie używasz wyszukanego słownictwa i tak dalej. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie takie dziwactwa jak ,,wycofała się z powrotem"(nie da się przecie wycofać do przodu, czy też w jakiś inny sposób nie z powrotem), czy ,,na ucho policzyła" (bezsensowne przerobienie policzenia na oko). Nie zachęca mnie to do dalszej lektury, odpycha wręcz. 

metaliczny brzdęk, ale głuchy? – pasuje Tobie takie sformułowanie? Kwestia wyczucia języka, niemniej nie jest to dobrze opisane. ten 'koleś' walił z zewnątrz, zza kupy gruzu, jak rozumiem, a dookoła huki 'ze wszystkich stron' – i ona słyszy przeładowanie, jakby się naparzali w pustej hali zza worków z mąką. Bez hec! :) Dobra. W dalszej części też jest sporo różnorakich błędów i nielogiczności. Ja przypuszczam właśnie, że zaczynasz pisać i dlatego przemyśl każde zdanie, napisz kawałek, poproś kogoś o przeczytanie, dokonuj poprawek, szukaj prostych, trafnych zdań i określeń. I niech się to naszej upragnionej kupy trzyma bardziej kurczowo, niż powyższe. :)

Maniacka perseweracja ambiwalencji niekongruentnych epifenomenów

Nowa Fantastyka