- Opowiadanie: yaro - Zeznanie, czyli kulawa historia marnego pisarzyny

Zeznanie, czyli kulawa historia marnego pisarzyny

Mój debiut. Poproszę o szczerą krytykę. Możecie wylać wszystkie pomyje świata na to opowiadanie, ale pamiętajcie, aby krytyka była konstruktywna i skłaniała do ulepszenia autora, a nie do jego egzekucji;) Tyle gwoli wstępu, miłego czytania:) Yaro

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Zeznanie, czyli kulawa historia marnego pisarzyny

 

– Polej sąsiad – powiedział z nutą entuzjazmu w głosie, mrugając jednocześnie do niego lewym okiem.

 

– Odwal się, moja wódka się skończyła – rzucił sąsiad wykonując przy tym znaczący gest wyciągnięcia środkowego palca prawej ręki. – wyciągaj co tam masz w plecaku. – rzucił do kolegi. Sąsiad przyglądał mu się z wielką uwagą jak szuka czegoś w swoim szarym, noszącym oznaki użytkowania plecaku z logo znanego producenta obuwia. Sąsiad z zaciekawieniem czekał na chwilę aż zobaczy na jaką partię alkoholu zdobył się jego kolega. Widział jak jego cherlawe, ledwo odciągnięte od komputera ręce wyciągają ze swojego plecaka kształtną butelkę opatrzoną symbolem zwierzęcia mieszkającego w puszczy białowieskiej.

 

– No rozmiar odpowiedni, ale dlaczego akurat ta marka? – spytał z lekkim zażenowaniem sąsiad.

 

– Weź się odwal, na tyle mnie było stać. – rzucił pierwszy

 

– To jak żeś przyniósł takie badziewie to polej. – sąsiad patrzył jak jego kolega chętnie sięga do butelki. Patrzył na jego zręczne ruchy ręki. Widać było, że polewanie nie jest jego słabą stroną. Wiedział jednak więcej. Kolega wyglądał jak mały, pospolity kujon, noszący okulary i niczym nie wyróżniający się w towarzystwie. W walce byłby ofiarą, ale w tej chwili był przydatny. Umiał polewać i potrafił rozbawić słuchacza swoim naiwnym przekonaniem. Teraz wyglądał jednak jak skupiony pies bokser, który potrzebuje zdobyć upragnioną zabawkę.

 

– To co wypijemy twoje zdrowie Janek? – zapytał sąsiad podnosząc pełny kieliszek.

 

– Dawaj – odpowiedział Janek. Był już pijany, ale mógł dostrzec pewne szczegóły. Damian, którego zawsze nazywał sąsiadem był dobrze zbudowanym mężczyzną, który zawsze wiedział czego chce i w oczach miał wypisane swoje cechy oraz pragnienia. Chociaż Janek znał go krótko to był w stanie stwierdzić czego tak naprawdę potrzebuje. Teraz potrzebował alkoholu, najlepiej wysokoprocentowego, aby zagłuszyć demony teraźniejszości.

 

– Ciesz się Janek, że nie masz nikogo w tej chwili, pamiętaj, nie żeń się człowieku. Wiem co mówię. Twoje zdrowie, żebyś był szczęśliwszy niż ja. – po tych słowach Damian wychylił kieliszek jakby był napełniony wodą. Chociaż alkohol dał mu się we znaki i poczuł palące uczucie w przełyku nie pozwolił sobie na zabicie tego uczucia niczym neutralizującym.

 

– Wal się Damian, nie wiesz jak to jest nie mieć nikogo. – odciął się Janek.

 

– Przestań pierdolić Janek w kółko to samo. Ta laska nie była ciebie warta. Polej i nie gadaj głupot, a ja w tym czasie pójdę na stronę.– powiedział i chwiejnym krokiem udał się do wyjścia.

 

Na stronę nie miał daleko. Wystarczyło przejść korytarzem prosto i miał już miejsce do załatwienia swojej potrzeby. Gdy wrócił kieliszki były już nalane. Damian popatrzył na swojego towarzysza z góry, ale to on odezwał się pierwszy.

 

– Co ty Damian, nalałeś komuś do piwnicy? – zapytał bełkotliwym głosem pełnym pijackiego niedowierzania

 

– Mój blok, mogę się załatwiać gdzie chcę – odparł siadając na pożyczonym, drewnianym stołku pamiętającym czasy drugiej wojny światowej. – ale jak już nalałeś to pijmy – dodał. Obaj wychylili kieliszki do dna i żaden z nich nie miał chęci, aby otworzyć słoik i zagryźć ogórkiem, który stał na półce obok. Znajdowali się w piwnicy, która miała wystarczająco miejsca na dwa stołki, butelkę wódki i kilka słoików. Im jednak to nie przeszkadzało. Obaj udawali wytrzymałych, chociaż każdy z nich porozumiewał się coraz bardziej bełkotliwym głosem.

 

– Słuchaj Janek – zaczął Damian chwytając za butelkę – nie obraź się, ale dałeś się wydymać babie – uśmiechając się przy tym z pijackim kaprysem na twarzy kontynuował – po cholerę ci było takie angażowanie się w sprawę, od razu ci mówiłem, żebyś sobie odpuścił.

 

– Damian, weź nie pierdol głupot – zaczął Janek – takie gadki zostaw sobie do domu – kontynuował bełkotliwym głosem – cieszyłeś się, że w końcu kogoś sobie znalazłem

 

– Dawaj wypijmy, bo gadasz głupoty – zmienił temat sąsiad – kiedy ja się cieszyłem z twojego nieszczęścia? – zapytał wychylając przy tym kieliszek. Janek również wypił i odpowiedział

 

– A kiedy powiedziałem ci, że poznałem tą piosenkarkę?

 

Damian na chwilę przestał polewać. Zastygł w pozie, jakby zastanawiał się nad pytaniem. Po chwili wznawiając polewanie odpowiedział.

 

– Jakieś dwa miesiące temu mi o tym powiedziałeś, ale weź daj spokój. Pamiętaj nie żeń się – Słowa „nie żeń się” były wielokrotnie wypowiadane przez Damiana i oznaczały jedynie złość na swoją żonę, która w danej chwili denerwowała Damiana. Dlatego Janek nie zwracał na te słowa uwagi. W trakcie wypowiadania tych słów dokończył polewanie. Oba kieliszki były już pełne, gotowe do spożywania wysokoprocentowego trunku. W trakcie kończenia polewania odezwał się Janek.

 

– No właśnie i pamiętasz co wtedy powiedziałeś? – zapytał spoglądając na swojego kumpla wzrokiem pełnym tajemnicy i niedowierzania. Damian chwilę się zawahał, ale odpowiedział.

 

– Mówiłem, żebyś się za bardzo nie angażował? – spojrzał na Janka wzrokiem psa, który czeka na okruch ze stołu. – Janek odpowiedział natychmiast.

 

– Nie kurwa, powiedziałeś, że to dobrze dla mnie i że się cieszysz. – wziął głęboki oddech – i dlatego nie wmawiaj mi tu żadnych chorych rzeczy na temat, że mnie od razu ostrzegałeś. Po prostu daj spokój. – Janek chciał wstać, ale podczas wstawania zahaczył o półkę i przez to przewrócił kieliszki wylewając ich zawartość, wracając przy tym do pozycji siedzącej. – Damian natychmiast poprawił kieliszek i uzupełnił rozlaną zawartość, jednocześnie zaczął uspokajać kolegę.

 

– Daj spokój, nie ma sensu się tym przejmować. – mówił co prawda bełkotliwym, ale spokojnym głosem, jakby kontrolował wszystkie odruchy i wiedział o co chodzi. – idź się prześpij i do rozmowy wrócimy jutro. – Janek jednak mimo wysokiego stopnia upojenia nie dawał za wygraną.

 

– Ale powiedz, co ja takiego zrobiłem źle – teraz zmienił ton na błagalny – dlaczego dałem się tak wykorzystać i nawet tego nie zauważyłem – kolejny raz opróżnili kieliszki i Damian bez wahania odpowiedział

 

– Jeżeli chcesz znać prawdę – położył mu rękę na ramieniu i spojrzał prosto w oczy, mówiąc przy tym spokojnym głosem – jesteś za miękki i za łatwo dajesz sobą manipulować. Omotała cię wokół palca, wyciągnęła z ciebie co mogła i sobie poszła. Pewnie ten drugi dobrze się z nią bawił słuchając jaki z ciebie frajer – tego Janek już nie wytrzymał. Odepchnął rękę sąsiada i chwytając butelkę chciał uderzyć towarzysza picia w głowę, ten jednak, w porę się uchylił. Butelka uciekła z ręki Janka i z hukiem uderzyła o ziemię rozbijając się na małe kawałki. Pozostałość alkoholu, jaka znajdowała się w butelce rozlała się po ziemi, łącząc się z piachem, którego było dużo w piwnicy. Damian niewiele myśląc złapał Janka za rękę i wykręcając ją do tyłu obezwładnił kolegę rzucając go na ziemię. W tym stanie Janek był podatny na wszelkie fizyczne ataki. Mało już nad sobą panował. Upadając na ziemię nie czuł już bólu wykręconej za mocno ręki. Po prostu dał się powalić. Leżał tak twarzą przy ziemi, pomiędzy mokrą od alkoholu ziemią, a kawałkami szkła. Na szczęście upadając nie uderzył w szkło i nie rozciął sobie twarzy. Damian docisnął go jeszcze kolanem do ziemi, żeby trudniej mu było się podnieść. Janek jednak nie szarpał się ani nie protestował. Sytuacja na tyle wymknęła się spod kontroli, że był zbyt zszokowany tym co się stało. Damian zaczął do niego mówić.

 

– Opanuj się idioto – krzyknął do niego, aby lepiej usłyszał, kolejne słowa wypowiadał jednak ciszej – rozumiem, że nie możesz znieść prawdy, ale tak właśnie ona wygląda. Jesteś miękki jak gąbka, nie potrafisz postawić na swoim i dlatego wszyscy cię wykorzystują. Jeżeli chcesz zmienić swoje życie musisz to zrozumieć. I przestań do cholery przejmować się tą niedojrzałą panną, która od początku szukała naiwniaka, który się z nią zabawi. A że zobaczyła, że na wszystko się zgadzasz to tym bardziej z tego skorzystała. – Jankowi było ciężko mówić leżąc na podłodze, ponieważ z każdym wdechem wciągał garść piasku, ograniczył się więc do zwykłego mruknięcia oznaczającego, że rozumie co mówi jego kolega. Damian mówił dalej.

 

– Jeżeli się nie zmienisz to wszyscy będą cię wykorzystywać. Musisz stać się twardym draniem, który umie postawić na swoim. Rozumiesz to? – Janek znowu mruknął na znak, że zrozumiał. – teraz – zaczął znowu Damian – puszczę cię i obaj się uspokoimy dobrze? – sąsiad usłyszał kolejne mruknięcie i pomógł wstać Jankowi. Gdy ten wstał i się uspokoił usłyszał niewyraźnie głos Damiana – A to za to, że jesteś takim mięczakiem.

 

Jankowi pociemniało w oczach i się zatoczył. Nagle poczuł rozdzierający ból blisko żeber. Damian uderzył go z całej siły pod żebra za karę, że jest taki słaby. Cios był mocny i precyzyjny. Janek na chwilę podparł się o ścianę, ale nie wytrzymał i upadł na kolana i aby nie paść twarzą na szkło podparł się rękami, wbijając sobie tym samym odłamki w dłonie. Wypływająca krew z ran zaczęła mieszać się z podłożem. Jankowi kręciło się w głowie. Czuł, że zaraz odpłynie, ale walczył z tym uczuciem, aby nie stracić do końca przytomności. Jeszcze raz zakręciło mu się w głowie i na ziemi wylądowały resztki z obiadu, który jadł kilka godzin wcześniej. W piwnicy woń alkoholu zaczęła się mieszać z zapachem soków żołądkowych. Damian pomógł ponownie wstać swojej ofierze. Dał mu chusteczkę, aby spokojnie wytarł sobie twarz i rany na dłoniach. Dłonie miał jedynie lekko rozcięte, ale pod wpływem alkoholu rany krwawią mocniej, przez co wydawało się, że zadrapania na dłoni są głębsze niż w rzeczywistości. Janek usiadł i powoli zaczął wracać do rzeczywistości. Damian spojrzał na niego i spytał poważnym głosem.

 

– Już w porządku? Zrozumiałeś co Ci powiedziałem? – Janek pokiwał głową na znak akceptacji. – to dobrze – skwitował Damian – chcesz się położyć? – zapytał

 

– Masz jakieś piwo? – zapytał Janek kręcąc głową, że nie chce się kłaść.

 

– No i to rozumiem – ucieszył się Damian – mam w samochodzie, chodź się przewietrzymy – dodał

 

– A co z tym bałaganem? – zapytał Janek – Damian popatrzył na podłogę, która wyglądała jakby odbywała się na niej jakaś rzeź. Na ziemi oprócz szkła i krwi znaleźć można było rzygowiny z kawałkami ogórka z obiadu, których żołądek Janka nie zdołał strawić – a to – zaczął sąsiad – posprzątamy jutro.

 

Z piwnicy wychodziło się krótkimi schodami na klatkę schodową, która prowadziła przez dwoje drzwi na zewnątrz. Damian zamknął cuchnącą piwnicę i wyszedł razem z Jankiem na klatkę. O dziwo zwymiotowanie bardzo pomogło Jankowi, po tym poczuł się dużo lepiej i był gotowy kontynuować rozmowę z sąsiadem. Klatka schodowa nie wyróżniała się niczym specjalnym. Ściany pomalowane na brudną żółć miały działać neutralnie na receptory wzroku mieszkańców. Jedynie na suficie rzucał się w oczy brak wkręconej żarówki, która miała oświetlać wchodzących na klatkę mieszkańców. Ludzie jednak nie zwracali na to uwagi. Wszyscy już się do tego przyzwyczaili. Damian z Jankiem wyszli na zewnątrz. Po nozdrzach uderzyło ich świeże powietrze, którego brakowało w piwnicy. Natychmiast obaj poczuli się o wiele trzeźwiejsi niż byli w rzeczywistości. Na dworze było jeszcze widno. Jakby nie patrzeć, w weekendy zawsze zaczynali pić wcześnie. Obaj nie mięli zegarków, ale mogli stwierdzić, że mogła być późna godzina popołudniowa. Do samochodu mięli kilka kroków, ponieważ zarządca bloku zrobił parking przy chodniku dochodzącym do klatek schodowych. Tak więc kto zdążył, mógł sobie zaparkować równolegle przy bloku. Damian zawsze z tego korzystał i miał nawet swoje miejsce, które znajdowało się przy latarni. Podeszli do brązowego mercedesa a klasy, który wyglądał na zadbanego. Damian otworzył samochód pilotem i uchylił tylne drzwi. Chwilę grzebał się w aucie, aż w końcu znalazł jednorazową reklamówkę z zawartością, jakiej obaj pragnęli. Podał Jankowi siatkę. Zamykając drzwi zwrócił się do kolegi.

 

– To może zrobimy sobie plener, jest ładna pogoda – stwierdził Damian. Plener w ich slangu oznaczał wyjście na piwo na świeże powietrze. Janek mu przytaknął i obaj zaczęli iść w stronę parku. W międzyczasie zaczęli otwierać puszki z zimnym jeszcze piwem. Rozmowę zaczął Damian po wypiciu pierwszego łyku.

 

– Nie boli cię brzuch? – zapytał sąsiada

 

– Nie, już nie czuję bólu – odpowiedział Janek. – wybacz, że chciałem uderzyć cię butelką, po prostu zdenerwowałeś mnie uświadamiając prawdę o mnie.

 

– Nie ma o czym mówić, a ja cię przepraszam za tą pięść pod żebra, to musiało boleć, skoro się porzygałeś

 

– Trochę bolało, ale dzięki, że przywołałeś mnie do porządku – wypili kolejny łyk piwa – chyba otworzyłeś mi oczy, myślę, że coś zrozumiałem – chciał jeszcze coś powiedzieć, ale Damian wszedł mu w słowo.

 

– Przede wszystkim nie poświęcaj się tak kobiecie. Dałeś sobie wejść na głowę. A tego nie wolno robić – upili kolejny łyk. Weszli do parku. Osiedlowy park nie był dużym obiektem, a zlepkiem ławek i drzew. W sam raz na sąsiedzkie spotkanie na łonie natury. W tym momencie w oddali przechadzała się para trzymając się za ręce. W drugiej części samotna kobieta czytała książkę siedząc na ławce i słuchając muzyki na słuchawkach. Tłoku nie było, więc mogli sobie spokojnie pić piwo i rozmawiać.

 

– Moim zdaniem powinieneś spotkać się z nią po raz ostatni i zakończyć to raz na zawsze, bo będziesz miał zawsze jakieś „ale” co do tej znajomości. A ona nie jest warta ponownego przywoływania w przyszłości. – powiedział Damian i ponownie przechylili łyk piwa.

 

– Masz chyba rację – przyznał Janek bełkocząc – spotkam się z tą lafiryndą jak najszybciej

 

– Ale nie za szybko, bo jeszcze jej coś zrobisz po pijaku – zauważył sąsiad. Janek niechętnie się uśmiechnął

– Idę się odlać – powiedział Damian – zaraz wracam i oddalił się pod drzewo. – W tym czasie Janek popijając powoli piwo zastanawiał się jak zakończy znajomość z tą niewierną dziewczyną. Czy miał się z nią pokłócić czy rozstać w spokoju nie dając jej satysfakcji. Targały nim nietrzeźwe myśli. Wiedział jednak, że Damian ma rację. Czuł to pod żebrami i na podrapanych dłoniach. Jego prawda połączyła się z jego krwią i wyraźnie zaakcentowała w jego umyśle. Damian nie dał mu się długo nad tym zastanawiać, bo oto Janek zobaczył, że przy jego sąsiedzie pojawiły się dwie postaci ubrane w niebieskie uniformy i czatujące na Damiana jak wilki na zająca.

 

 

– Starszy aspirant Ruchała i posterunkowy Bosko – usłyszał za plecami. – Co pan tu robi – zapytał jeden z tyłu. – Damian akurat skończył załatwianie swojej potrzeby i bez skrępowania odwrócił się do dwóch owczarków, jak zwykł na nich mówić. – Ja co robię? – zapytał

– Tak, co pan tu robi? – ponowił pytanie jeden z nich

– Stałem sobie i przyglądałem się na drzewo – odpowiedział pełen spokoju.

– Przyglądał się pan drzewu z wyciągniętym narządem? – zapytał młodszy stopniem

– Drodzy panowie, jakim narządem? – zapytał z uśmiechem

– K..k..kopulacyjnym – odpowiedział drugi z funkcjonariuszy jąkając się przy wypowiadanie tego słowa. Damian powstrzymał się od parsknięcia śmiechem, ale zachował powagę i zaczął dalej ciągnąć rozmowę

– Drodzy panowie oficerowie – zaczął – dlaczego miałbym oglądać drzewo z wyciągniętym siusiakiem. Macie panowie jakąś teorię? – zapytał odsłaniając niewinny uśmiech

– To nie nam oceniać – zaczął starszy stopniem – za takie przewinienie będzie stówa

– Ale przepraszam panów funkcjonariuszy, może to głupio zabrzmi, ale za co należy się stówa? Bo nie usłyszałem – Damian nie dawał za wygraną

– Sikanie w miejscu publicznym jest karalne grzywną w wysokości stu złotych – usłyszał od aspiranta – proszę podać podstawowe dane osobowe

– Zaraz zaraz – przerwał mu Damian – ale kto tu sikał? Przecież ustaliliśmy, że tylko oglądałem drzewo

– Dlaczego pan oglądał drzewo? – zapytał posterunkowy

– Ponieważ studiuję na uczelni rolniczej i takie mamy praktyki – bajerował ich dalej

– Praktykujecie odsłaniając swój narząd kopulacyjny? – zapytał aspirant

– A czy pan widział mój narząd kopulacyjny? – zapytał Damian

– Nie, nie widziałem – odpowiedział po chwili zawahania

– Tak więc nie powinien pan tu dłużej węszyć – odpowiedział już poważnie

– Proszę pokazać legitymację studencką – zaczął posterunkowy

– Już pokazuję panie władzo – zaczął szukać po kieszeniach – wydaje mi się, że mój kolega ma moje dokumenty – odpowiedział zawiedziony – mogę podejść do niego i wziąć co trzeba? – zapytał

– Owszem, ale idziemy z panem – odpowiedział jeden z funkcjonariuszy

– To oczywiste – odpowiedział podejrzany – wyszedł przed nich, aby pójść w stronę ławki i niespodziewanie zaczął biec. Policjanci chwilowo zaskoczeni nie zdążyli złapać go za ubranie. Zaczęli za nim biec. Wydawałoby się, że wyszkolona policja nie będzie miała problemu ze złapaniem zwykłego pijanego chłopaka, ale rzeczywistość okazała się inna. Damian, jako napastnik drużyny piłkarskiej miał na tyle szybki bieg, że szybko odskoczył o policjantów i natychmiast znalazł się przy Janku krzycząc w biegu.

– Rzucaj to piwo i uciekamy – Janek niewiele myśląc rzucił puszkę do kosza stojącego obok i zaczął uciekać razem z Damianem.

Biegli przez park równym, szybkim tempem. Mijali drzewa, ławki, idącą parę, panią uprawiającą jogging. Na nic nie zwracali uwagi, ale też nikogo nie potrącili podczas biegu przez park. Mimo zmroku latarnie odpowiednio oświetlały im drogę. Obserwatorzy zaistniałej sytuacji wydawali się niezwykle zainteresowani i trochę oburzeni, dlaczego dwóch młodych chłopaków ucieka z taką radością przez park przed policją. Była to raczej ciekawostka do opowiedzenia w domu przy wspólnym posiłku niż próba znalezienia prawdy.

Chłopcy wybiegli na chodnik przy ruchliwej ulicy. Biegli przez dłuższą chwilą jedną stroną ulicy mijając przechodniów wracających z torbami pełnymi zakupów, gdy Damian zmienił strategię.

– Na drugą stronę! – krzyknął – Wykorzystali chwilę i wbiegli na ulicę blokując hamujące z piskiem opon i trąbiące na nich samochody, które hamowały w ostatniej chwili. Nie obracali się za siebie. Biegli dalej jeszcze z kilometr, aż dobiegli do znajomego miejsca. Tym miejscem był znajomy, osiedlowy sklep monopolowy. Był małą budką, podobną do pocztowych kiosków, tyle, że sprzedawał zamiast znaczków alkohol. Wbiegli do środka. Jasne światło w środku trochę ich oślepiło, ale po chwili wróciła im koncentracja. Sklep był pusty, akurat nie było klientów, półki wypełnione różnego rodzaju alkoholami aż prosiły się o spożycie. Damian wbiegając krzyknął.

– Cześć Maniek, zamykaj sklep, psy nas gonią – Maniek, postawny mężczyzna przed czterdziestką niewiele myśląc podszedł do drzwi i zamknął je na klucz. To nie był pierwszy raz, kiedy chłopcy u niego się kryli, dlatego bez zbędnych pytań wiedział co ma robić. Przywitał się z chłopakami i poszli na chwilę na zaplecze, gasząc światło w głównej części sklepu. Zaplecze było normalną komórką z monitoringiem, mopami do podłogi i innymi akcesoriami niezbędnymi do utrzymania sklepu w czystości.

– Co tym razem zrobiłeś? – zapytał Maniek Damiana

– Lałem pod drzewem, prawie złapali mnie za rękę – odpowiedział zadyszany Damian. Janek też nie wyglądał na wypoczętego. Bieg jednak ich wykończył. Ale też otrzeźwił. Maniek pokręcił głową i powiedział do obu.

– Jeszcze dostaniecie kiedyś dwadzieścia cztery, zobaczycie – uśmiechnął się pokazując skrzyżowane palce na znak krat i dodał – ale dzisiaj macie chyba szczęście, bo nie przybiegli za wami.– Spoglądali teraz na monitoring. Na zewnątrz nie było policji. Wszystko wskazywało na to, że tym razem owczarki dały sobie spokój. A może nie dały sobie rady nadążyć za tempem biegu chłopaków.

Podziękowali Mańkowi za przechowanie i wyszli tylnym wyjściem na zewnątrz sklepu. Maniek za fatygę dostał „na piwo” i wszyscy byli zadowoleni. Stali chwilę w ciszy, dopóki jej nie przerwał Janek.

 

– To co Damian, robimy jeszcze jedną sztukę? – zapytał mając na myśli wypicie kolejnego piwa

 

– Nie, nie, wystarczy tego dobrego. Wracajmy do domu, bo żona mnie zatłucze. – odpowiedział z pokorą w głosie Damian. Oddech miał już wyrównany. Zdążył odpocząć.

 

– Jak mus to mus – stwierdził Janek i obaj postanowili wracać do swoich mieszkań. Pożegnali się i każdy poszedł w swoim kierunku.

 

Nie mieszkali w jednym bloku, więc nie było problemu z pożegnaniami. Janek postanowił przejść się inną drogą do domu. Do bloku nie miał daleko, ale pomyślał, że spacer dobrze mu zrobi, bardziej go otrzeźwi. Był już zmrok, więc przy świetle jarzących się latarni jeszcze lepiej mu się szło. Szedł powoli. Miał dużo czasu na rozmyślania na temat swojego życia i swojego charakteru. Damian miał dużo racji wyrzucając mu wszelkie uchybienia. Często miał wahania nastrojów, ale teraz czuł, że naprawdę jego psychika się zmienia. Czuł, że jego nastawienie do życia i motywacja, by coś zmienić, jest na tyle duża, że może dojść do czegoś wielkiego. Idąc coraz dalej czuł, że ilość promili we krwi ulega zmianie, wydawało mu się, że trzeźwieje, ale po takiej ilości alkoholu jaką przyjął było to zbyt powolne. Szedł ulicą aż doszedł do znajomego bloku. Budynek nie wyróżniał się bardzo od innych, poza faktem, że był bardziej odrapany z tynku niż pozostałe. Za to tak jak wszystkie inne miał trzy piętra i dwie klatki schodowe. Stał przez chwilę pod blokiem i zastanawiał się co zrobić. Idąc do siebie musiał źle skręcić, bo doszedł nie tam, gdzie chciał. Ale skoro już tu się znalazł to może wejdzie i wszystko wyjaśni raz na zawsze. Słyszał w uszach uwagi sąsiada, który ostrzegał go o robieniu głupstw w takim stanie. Nie robił sobie teraz zbytnio z tego problemu. Światło na drugim piętrze było zapalone. Była w domu i czekała na kogoś. Być może właśnie na niego. Niewiele myśląc postanowił wejść.

 

Żeby wejść do klatki schodowej nie trzeba było używać domofonu. Był zepsuty od kiedy pamiętał, więc i teraz tym się nie przejął, chociaż można przyznać, że w tym stanie mało rzeczy go niepokoiło. W bloku nie było windy, musiał więc kolejny raz iść obskurnymi, drewnianymi schodami, których nikt nawet nie raczył pomalować. Wydawało się, że są brązowe, ale miejscami były tak zużyte, że nikt by nie uznał tego koloru za nawet przypominający brąz. Teraz jednak to go nie interesowało. Chciał się dostać do jej mieszkania i porozmawiać. Wchodził z trudem na górę trzymając się kurczowo poręczy, bo tego dnia schody były bardziej strome niż zawsze. Po chwili jednak doszedł do znajomych drzwi z niechlujnie przyklejoną tabliczką z numerem 14. Zapukał dwukrotnie. Tak mu się wydawało, że puka. Jednak postronne osoby mogłyby zauważyć, że z całych sił uderza pięścią, nachalnie i głośno. On miał jednak inne zdanie na ten temat.

 

Po krótkiej chwili drzwi lekko się uchyliły i osoba stojąca wewnątrz zapytała patrząc Jankowi głęboko w oczy.

 

– Czego chcesz?

 

– Pogadać

 

– To mów

 

– Nie pozwolisz mi wejść po tym wszystkim? – zapytał bełkocząc. Po tych słowach drzwi mocniej się otworzyły i mógł wejść do środka. Mieszkanie było takie jak je zapamiętał. Mały, wąski korytarz połączony z kuchnią i pokojem. Wszystko takie jak ostatnim razem jak się widzieli. Usłyszał trzask zamykanych na podwójny zamek drzwi i jej zimne słowa.

 

– Mów co chcesz wyjaśniać – Janek odwrócił się do niej i oniemiał. Stała przed nim świeżo po kąpieli. Włosy, nie do końca wysuszone opadały jej do ramion, lekko przy tym zakręcając się na boki. Biały szlafrok otulał całe ciało, nie dając żadnej satysfakcji obejrzenia chociaż skrawka nagiego ciała. Patrzyła na niego wzrokiem pełnym nienawiści i niezadowolenia, jakby zjawił się w najmniej odpowiednim momencie. Nie patrząc na atmosferę Janek zaczął mówić.

 

– Czuję, że muszę ci to powiedzieć, bo wykorzystałaś mnie bez skrupułów. Zrywam z tobą. Nie chcę mieć z tobą nic więcej wspólnego.– bełkotał, ale mówił całkiem poważnie. W tym czasie ona zaczęła śmiać się swoim piskliwym głosem przypominającym pisk szczeniaka proszącego o zabawkę.

 

– Bawi cię to? – zapytał lekko podenerwowany.

 

– Naturalnie – powiedziała lekko stopując śmiech – dlaczego uważasz, że było coś między nami? – trochę zbity z tropu i coraz mocniej zdenerwowany mówił dalej.

 

– Bo się spotykaliśmy cały czas? – rzucił pytanie. Po czym dodał kolejne – bo chodziliśmy do kina, na spacery i w ogóle? – po tych pytaniach widział jak dziewczyna nie może tłumić w sobie śmiechu. Wybuchła jeszcze głośniejszym i intensywniejszym chichotem niż wcześniej. Po czym zaczęła mówić.

 

– Zabawny jesteś – mówiąc to weszła do aneksu kuchennego i zaczęła kroić warzywa, które zdążyła wcześniej przygotować. Po kąpieli zawsze lubiła w samym szlafroku, a czasem nago gotować. Sprawiało jej to przyjemność, jak mówiła wielokrotnie. – myślałeś, że zależy mi na tobie? No przestań, komu może zależeć na takiej ofierze losu – kroiła dalej. Odgłos noża uderzającego o drewnianą deskę rozchodził się po całym mieszkaniu. Janek czerwieniał ze złości. Teraz zaczął bardziej podnosić głos.

 

– Czyli te spacery i wspólne wieczory nic dla ciebie nie znaczyły od początku?!

 

– Owszem, znaczyły – uśmiechnęła się pod nosem, po czym dodała – musiałam jakoś ciebie zatrzymać, żebyś spędzał ze mną kolejne dni. – tego Janek nie wytrzymał. Mimo swojego upojenia alkoholowego szybko doskoczył do niej wyrywając z jej rąk nóż i obezwładniając ją przy kuchence gazowej. Przykładając jej nóż do gardła krzyknął jej w twarz.

 

– Jak możesz być taką suką! – był rozwścieczony. Coraz mocniej przyciskał nóż do gardła. Musiał delikatnie naciąć naskórek, bo na szyi zauważył kapiące krople krwi, ale dziewczyna dalej się uśmiechała. Zaczęła do niego mówić.

 

– Uspokój się misiu. Taka już moja natura – powiedziała spokojnie – nie gniewaj się, ale powinieneś widzieć, że zależy mi tylko na twoich pieniądzach. Na niczym innym. Poza tym – dodała – przecież wiesz, że mam innego na stałe. On mnie w zupełności zaspokaja. – Janek był w szoku po tym co usłyszał. Targała nim pijacka furia, czuł do niej nienawiść, jakiej do tej pory nie potrafił z siebie wykrzesać. Chciał dać jej nauczkę. Niech zapamięta raz na zawszę, że Janka nie można wykorzystywać.

 

Bez wahania przycisnął mocniej nóż do jej gardła i z całej siły pociągnął wzdłuż szyi zagłębiając się ostrzem aż do krtani. Krew prysła mu na twarz brudząc okulary i ubranie. Usłyszał charczący głos ofiary, która krztusiła się krwią dostającą się do przełyku. Krew tryskała na boki, czerwieniąc biały do tej pory szlafrok. Janek był w szoku. Upuścił nóż z wrażenia. Stał przerażony, bo nie spodziewał się, że może nie powstrzymać swojego ataku furii. Tak jednak działał alkohol. Chciał uciec, ale gdy usłyszał charczący głos dziewczyny zamarł.

 

– Niech i tak będzie – powiedziała ledwo słyszalnym, chrapliwym głosem. Janek poczuł silny uścisk dłoni na swoim nadgarstku. Silny i jednocześnie bolesny. Dziewczyna mówiła dalej.

 

– Myślałam, że zostawisz mnie w spokoju, po tym jak cię wykorzystam. – jej głos był coraz mniej charczący. Janek zobaczył, że z rany, którą jej zadał powoli przestaje płynąć krew, a samo miejsce cięcia zaczyna się zabliźniać. Ona kontynuowała – ale skoro chciałeś mnie nawet zabić, więc i ja nie będę miała skrupułów. – Janek w przerażeniu wymamrotał

 

– Kim ty jesteś?

 

– Naprawdę chcesz wiedzieć? – zapytała przyciągając go do siebie. Janek zobaczył, że po ranie, jaką jej zadał nie ma już śladu. Przerażony nie myślał racjonalnie, więc pokiwał głową, że chce się dowiedzieć czegoś więcej na temat prawdziwej jej natury. Dziewczyna odepchnęła go z od siebie rzucając go na drzwi łazienkowe, które były naprzeciwko kuchni. Janek leciał ułamki sekund, gdy uderzył w ścianę usłyszał trzask kości, jednak ogłuszony nie czuł nic na tyle, żeby stwierdzić która kość nie wytrzymała. Dziewczyna zrzuciła czerwony od krwi szlafrok i Jankowi ukazała się w całej okazałości. Małe, krągłe piersi i zgrabna talia wydawały się normalnymi w tym świecie, ale nadludzka siła, jaką pokazała pijanemu Jankowi była nie do zaakceptowania.

 

– Taką mnie znasz – powiedziała i podeszła do niego. Zaczęła dotykać jego twarzy swoimi delikatnymi dłońmi. Jej piersi zaczęły muskać jego ubranie. – a teraz – zaczęła ponownie mówić – poznasz moje drugie oblicze – jej głos zaczął się zmieniać. Z delikatnego, kobiecego głosu zaczął przechodzić w coś pomiędzy męskim basem, a kobiecym altem. Jej ciało, do tej pory delikatne i młode zaczęło przybierać postać bardziej dojrzałej kobiety. Całe ciało, które przypominało figurą małą dziewczynkę zwiększyło swoją objętość dwukrotnie. Teraz wyglądała dużo dojrzalej i wydawała się większa. Jej gładka skóra zaczęła bardziej przypominać twardą korę drzewa. Włosy na głowie zwiększyły swoją objętość i wydawały się poruszać samoczynnie, jakby z własnej woli. Palce się wydłużyły i zakończyły ostrymi jak igły kolcami.

 

Janek był sparaliżowany, nie tyle połamanymi kończynami, co strachem. Nie spodziewał, się, że po pijaku może doznać takich halucynacji. Chociaż wszystko wskazywało na to, że nie są to halucynacje. Pełen niepewności ponowił pytanie.

 

– Czym ty jesteś?

 

– Ja? – zapytała śmiejąc się już dużo grubszym głosem i już nie tak piskliwym jak wcześniej – Nazywają mnie Nimfą Śmierci – odpowiedziała. – ale ty możesz mi mówić tak jak dawniej – dodała

 

Janek zbladł. Czytał kiedyś o takich zjawiskach, że takie istoty mamią swoje ofiary pięknem i urodą, a potem wysysają całe życie z wnętrza nieszczęśnika, ale uważał, że są to mary z innego świata i przestroga dla dzieci, aby nie zakochiwały się w niedobrych dziewczynach. Teraz jednak było inaczej. W tej chwili doświadczał fizycznie realnej rzeczywistości. Pełen trwogi i panicznego lęku zapytał.

 

– Dlaczego właśnie mnie wybrałaś na swoją ofiarę? – usłyszał niski chichoczący śmiech, po czym głos Nimfy – przecież to ty do mnie przyszedłeś, więc nie wiń mnie za wszystko. To wyłącznie twoja wina, że jesteś tu i doświadczasz tej chwili. Nie pamiętasz? Cały czas przychodziłeś do mnie i mówiłeś: Kasiu chodźmy tu, chodź my tam, co dzisiaj będziemy robić Kasiu? – Janek przypomniał sobie w tej chwili słowa sąsiada, który mówił, żeby nie poświęcać się za bardzo. Stwór mówił dalej – przyszedłeś do mnie proponując spotkania, a że widać było, że ci zależy to żal było opuścić taką ofiarę, nieprawdaż? – zapytała i włosy znowu zafalowały

 

– Co ze mną zrobisz? – zapytał Janek, który zaczynając trzeźwieć zauważył, że zbliża się ku końcowi jego życie.

 

– To chyba oczywiste – zaczął stwór – byłeś na tyle odważny, żeby poderżnąć mi gardło, więc nie będę się powstrzymywać przed zabraniem tobie twojego, marnego życia. – jeżeli przekrzywienie warg i zmiana kaprysu twarzy można nazwać uśmiechem to Nimfa uśmiechnęła się po tych słowach. Dawno nie zabiła żadnego ze swoich adoratorów. Rozmyślania przerwał Janek

 

– Pozostałych też zabiłaś? – zapytał, oczekując chociaż w pewnym stopniu twierdzącej odpowiedzi.

 

– Nie wszystkich – usłyszał – kilku jeszcze żyje, ciesząc się swoim marnym życiem – włosy jej zafalowały, po czym dodała – ale tak jak ty, już niedługo – po tych słowach Nimfa wyciągnęła swoje długie, ostre palce i pogładziła go po policzku.

 

– Będziesz cierpiał. Będziesz bardzo cierpiał. – wypowiadając te słowa zdjęła okulary Janka i rzuciła nimi o ścianę. Szkła upadły z hukiem na ziemię pękając w dwóch miejscach.

 

– Wypuść mnie, a zapomnę co mi zrobiłaś – krzyknął błagalnym głosem Janek

 

– Nie zapominaj, że pierwszy chciałeś mnie zabić – usłyszał głos przy uchu. – najpierw wyrwę ci język, żebyś nie musiał już tak desperacko błagać mnie o litość, bo doprowadza mnie to do szału.

 

– Może się jakoś dogadamy – zaczął proponować Janek

 

– Co ty chcesz mi zaproponować? – spytał potwór jednocześnie wyciągając język swojej ofiary na wierzch i patrząc mu głęboko w oczy – Napawasz mnie odrazą. Jak patrzę na ciebie to mam mdłości.

 

– Mmmmm – usłyszała Nimfa trzymając język Janka. – Nic już nie mów. Twój czas jest policzony – dodała i szarpnęła. W tym czasie usłyszała wyraźny trzask podobny do łamiącego się drzewa i intensywny jęk swojej ofiary, która już nic nie mogła powiedzieć. Nimfa powoli wyciągała język Janka, z którego ust zaczęła wypływać krew.

 

Janek patrzył swoimi przerażonymi oczami na odrywany narząd. Słyszał trzaski odrywanej tkanki, czuł całym swoim ciałem rozrywanie wszelkich błon, ale najgorsze było oglądanie satysfakcji, jaką emanowała sprawczyni. Nimfa wydawała się zadowolona z tego co robi. Czerpała z tego przyjemność i widać było, że na tym nie poprzestanie. Wyciągnęła język, jeszcze ociekający krwią. Przyłożyła wyrwany narząd do swojego nosa, aby go powąchać i zaczęła mówić.

 

– To dopiero początek – w tym czasie zaczęła oglądać wyrwaną zdobycz, wzięła pierwszy kęs. Po wbiciu swoich ostrych kłów w wyrwany narząd krew pociekła jej po wargach. Oblizała się i urywając kawałek dodała – smaczny jesteś. To dobrze – przekrzywiła wargi pozorując uśmiech. – Nie martw się misiu, będziesz wszystko widział i czuł. Obedrę cię ze skóry i zrobię z ciebie zupę. Muszę znaleźć tylko odpowiednie narzędzia – po tych słowach odwróciła się do niego i ruszyła w stronę kuchni przegryzając cały czas wyrwany język Janka.

 

Jankowi wydawało się, że śni, jednakże ból i fakt, że nie mógł mówić były prawdziwe. Słyszał jak Nimfa krząta się w kuchni i mógł się tylko domyślać co planuje. Słyszał brzęk noży i wszelkiego innego żelastwa. Spróbował się ruszyć. Nogi były obolałe, ale nie złamane. Poruszył prawą ręką, co oznaczało, że także nie jest w złym stanie. Najgorzej było z lewą dłonią. Była zmiażdżona, ale ramieniem mógł poruszać. Opierając się o ścianę ostatkiem sił się podniósł. Miał teraz wyostrzony słuch, przez co słyszał najdrobniejszy szmer jaki wydobywał się z kuchni. Do drzwi nie miał daleko, znajdowały się praktycznie przy kuchni i łazience. Oparł się całym ciałem o klamkę i nacisnął. Zamek odpuścił. Drzwi nie były zamknięte. Janek odetchnął z ulgą. Nasłuchiwał kroków potwora, ale miał wrażenie, że cały czas słyszał ją w kuchni. Odchylił drzwi i odbijając się od ścian wysunął się na korytarz. Ucieszył się, że miał niedaleko do schodów. Kurczowo uczepił się rampy i próbując powstrzymać wszelki ból zsunął się ze schodów najpierw na półpiętro, potem na parter. Był już niedaleko wyjścia. Obrócił się jeszcze nerwowo, żeby zobaczyć czy sprawczyni całego jego bólu nie idzie za nim, ale nikogo za plecami nie było. Ostatkiem sił wytoczył się na ulicę i zamarł.

 

Przed jego oczami rozpostarła się inna ulica, nie ta od której wchodził poprzednio. Chociaż wchodząc był pijany, jednak dokładnie pamiętał wszelkie szczegóły związane z otoczeniem bloku. Teraz zamiast ulicy i okolicznych sklepów, które przyciągały klientów swoimi promocjami nie było nic normalnego.

 

Ku jego oczom rozpostarła się ciemna jak noc nicość. Czarna próżnia, nie dopuszczająca żadnego światła nadziei. Jedynym co dawało jakąkolwiek poświatę i perspektywę było, bulgoczące jak woda podczas wrzenia, jezioro, które wydawało się, że naprawdę wrze, choć gotująca się substancja wcale wody nie przypominała. Była jednak podobna do specyfików występujących w naturze. Na samą myśl Janek prawie zwymiotował. Substancja była intensywnie czerwona. Wziął głęboki oddech i natychmiast się zakrztusił. W „powietrzu” czuć było metaliczny osad, który pozostawał w nozdrzach nie dając o sobie zbyt łatwo zapomnieć. Zrobił niepewny krok. Stanął na czymś twardym. Posadzka wydawała się półokrągła i śliska, Janek jednak nie stracił równowagi i nie upadł. Wyszedł poza budynek. Zaczął iść przed siebie, bo tak mu nakazywał instynkt, jedynie to go trzymało przy życiu. Instynkt i wiara, że sobie poradzi. Szedł, jak mu się wydawało, szybkim krokiem, o ile poturbowany i pijany człowiek może w ogóle iść szybko. Daleko jednak nie uszedł, bo oto w tej chwili usłyszał za plecami świst i chrupnięcie charakterystyczne dla łamania kości.

 

Jemu nic jednak nie zostało złamane. Odwrócił się. Przed jego oczyma stanęła jego przyszła morderczyni. W świetle domowych żarówek nie był w stanie tego zauważyć, ale w tej ciemnej próżni dało się zobaczyć, że krwiożercza nimfa emanuje jasnym, podobnym do tego ze zwykłych żarówek, światłem. W tej chwili Jankowi całkowicie otworzyły się oczy. Chodnik na którym stał składał się z czaszek wbitych pionowo w powierzchnię. Kształtem przypominały ludzkie, to go przeraziło jeszcze bardziej. Czaszki, na których stał potwór popękały, stąd Janek słyszał znajomy chrzęst. Chciał krzyknąć, ale nie dał rady, próbował się wycofać i uciec, ale tym razem poślizgnął się i upadł. Nimfa zaczęła powoli zbliżać się do niego i mówić.

 

– Myślałeś misiu, że mi uciekniesz? W moim świecie? – zadawała po kolei pytania – Tak – dodała – znajdujesz się w moim świecie. I odpowiem na twoje kolejne pytanie – zaśmiała się – zapomniałam, że już nie masz języka. Znalazłeś się tu, bo utoczyłeś mojej krwi. Pamiętasz? Poderżnąłeś mi gardło i krew na ciebie trysnęła. Moje krwinki dostały się do twojego krwiobiegu i zrobiły swoje. Utknąłeś tutaj i nadzieja dla ciebie umarła. – podeszła do niego i chwytając za szyję podniosła do góry. Patrzyła na niego i mówiła dalej – Koniec twój już jest bliski, ale nie będzie natychmiastowy. – uśmiechnęła się po raz kolejny i cisnęła nim o ziemię. Janek poleciał kilka metrów do przodu uderzając z hukiem w czaszki, łamiąc przy tym kilka z nich. Zawirowało mu w głowie. Ale nie to niepokoiło go w tej chwili.

 

Usłyszał gwizd Nimfy. Nie był to normalny gwizd wykonywany ustami zwykłego człowieka. Brzmiał raczej jak dźwięk ostrzegawczy przed odjazdem pociągu. Był długi i głośny. Szybko Janek zorientował się, że był to gwizd przywołujący. Nagle ku jego zdumieniu z wrzącego jeziora zaczęły wynurzać się świecące kontury postaci podobne do jego byłej ukochanej, ale trochę mniejsze. Im więcej ich się wyłaniało, tym więcej Janek mógł zobaczyć dzięki ich poświacie. Zauważył, że jezior było wiele. Były otoczone czaszkowymi alejkami jak budynki ulicami w mieście. Z każdego jeziora wyłaniało się kilka stworów. Teraz było już ich kilkadziesiąt. Wszystkie zaczęły iść w jego stronę.

 

Janek chciał się podnieść, ale wszystkie kończyny miał połamane przez ostatni upadek na czaszki. Nie mógł się ruszać. Mógł jedynie czekać i obserwować bieg wydarzeń. Potwory szły w jego stronę coraz szybciej i z coraz większym zapałem. Janek przeczuwał do czego to zmierza, przecież Nimfa powiedziała, że jest smaczny. Nie spodziewał się tylko, że będzie trawiony przez tyle osobników.

 

Potwory doskoczyły do Janka i szybko zaczęły się wgryzać w jego ciało. Te, które były pierwsze zaczęły od nóg. Wbijały swoje ostre kły w miękkie, ludzkie ciało niczym nóż w ciepłe masło. Janek krzyczał w duchu, bo nie potrafił wydać z siebie żadnego dźwięku. Przeszywający ból trawił całe jego ciało. W tej chwili marzył jedynie o zakończeniu swojego cierpienia. Miało to nastąpić już niedługo, bo coraz więcej potworów zbliżało się do jego ciała. Następne osobniki zaczęły wgryzać się w ręce i korpus.

 

Nimfa patrzyła jak młode pożywiają się jej zdobyczą. Słuchała trzasków kości, dźwięków rozrywania skóry i narządów. Był to dla niej miód na uszy. Najpiękniejszy koncert na świecie. Stała z założonymi rękami i patrzyła.

 

Po chwili Janek nic już nie czuł. Już dawno stracił z bólu przytomność. W dalekiej rzeczywistości słyszał tylko słowa „Czego chcesz… czego chcesz… czego chcesz…”.

 

– Czego chcesz – usłyszał dość wyraźnie – Czego chcesz do cholery! – usłyszał ponownie – nie będę tu stała w samym szlafroku jak jakaś idiotka, tylko dlatego, że jesteś pijany i chcesz coś mi powiedzieć!

 

W tym momencie do Janka wróciła świadomość. Rzeczywistość uderzyła go do tego stopnia, że opadł na sąsiednią ścianę, jakby zobaczył ducha. Znajdował się ponownie przed jej drzwiami i w normalnej rzeczywistości. Tak jak wcześniej ona patrzyła na niego wściekłym wzrokiem, a on opierał się o drzwi i chciał do niej wejść. W tym samym momencie cofnął się o krok do tyłu.

 

– Kim ty jesteś! – krzyknął

 

– O co ci chodzi matole? – zapytała zdziwiona dziewczyna

 

– Jesteś wiedźmą, jesteś jakąś pieprzoną czarownicą! – krzyknął ponownie. W oczach miał paniczny lęk przed tym co widzi – Zrywam z tobą! Odejdź ode mnie i więcej mnie nie prześladuj! – krzyczał jednocześnie zaczął się cofać do tyłu jakby chciał szybko dojść do schodów.

 

– Odbiło ci, czy co? – zapytała zdezorientowana dziewczyna

 

– Odejdź, nie chcę cię więcej widzieć maro! – Krzyknął i zaczął szybko zbiegać ze schodów. Gdy był już na dole, pędem prawie wyważył drzwi zewnętrzne. Nie patrzył gdzie biegnie. Wybiegł na chodnik, a potem na ulicę.

 

Usłyszał przeciągły sygnał klaksonu i pisk opon. Potem nastąpił głuchy trzask. Zakręciło mu się w głowie i w oczach pociemniało. Janek upadł na asfalt z nienaturalnie przekrzywioną głową. Kierowca zatrzymał autobus, ale nie wysiadł z przerażenia. Wypuścił pasażerów, którzy przerażeni i z krzykiem wybiegli na ulicę, ale sam nie wysiadł. Był w paraliżującym wszystkie kończyny szoku. Wyglądało na to, że zabił człowieka.

 

Kaśka stała jeszcze chwilę przy otwartych drzwiach. Słyszała całe zajście. Uśmiechnęła się pod nosem i zamknęła drzwi wejściowe do swojego mieszkania. Zamykając je mruknęła do siebie.

 

– Tobą zajmę się potem Janeczku, najpierw kolej na ciebie – popatrzyła na mężczyznę przybitego nożem do ściany. Wzięła kęs języka ofiary i poszła do kuchni po drugi nóż.

 

Koniec

 

Koniec

Komentarze

Ostatnie publikowane opowiadanie na starej stronie? A zatem – historyczne… 

Tekst pisany językiem chaotycznym. Albo koncentracja na niepotrzebnych szczegółach lub cechach osób, przedmiotów, które mają służyć do niekonwencjonalnego ich przedstawienia (np. "noszącym oznaki użytkowania plecaku z logo znanego producenta obuwia", "opatrzoną symbolem zwierzęcia mieszkającego w puszczy białowieskiej"), albo też nadmierne skróty i uproszczenia. Nieprzekonujące opisy zachowań bohaterów, sztucznie brzmiące dialogi, kiepsko przemyślany tok wydarzeń, wydumana, sztuczna 'psychologia' postaci i relacji międzyludzkich – źle się czyta, ciężko przebrnąć. Masa błędów interpunkcyjnych i składniowych. Utwór taki… zmanierowany, nieprawdziwy; szum zamiast treści.

Maniacka perseweracja ambiwalencji niekongruentnych epifenomenów

znaczący gest wyciągnięcia środkowego palca prawej ręki. – wyciągaj co tam masz w plecaku.

Może: "(…) gest środkowym palcem prawej dłoni. – Wyciągaj co tam masz (…)"

z logo znanego producenta obuwia.

A jakie to logo ma znaczenie dla fabuły i na cholerę mi to wiedziec, że producent obuwia ma logo na plecaku postaci?

kieliszki były już nalane

Nalana to jest gęba, ewentualnie ciecz do czegoś ;) Chyba, że to były ciekłe kieliszki. :) Może: "Kieliszki były już pełne." ?

 

Braki przecinków. Błędny zapis dialogów (szczególnie nie wiesz kiedy zacząć dużą literą, kiedy nie). Scena picia i bójki w piwnicy taka długa, że… przestałem czytać, bo nie rozumiałem, po co ona taka długa. Doszedłem tylko do tego, jak po raz drugi czy trzeci Damian tłumaczył Jankowi, że jest cienki leszcz i laseczka go wycyckała. I zwyczajnie się znudziłem, wybacz.

 

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Na początku nie wiedziałem kto mówi i do kogo. Potem zrobiło się niewiele lepiej. Pełno powtórzeń (szczególnie podmiotów – sąsiad/kolega, Janek/Damian/Janek/Damian, o zgrozo), błędnie zapisane dialogi, braki w interpunkcji. Totalny chaos.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Rozumiem, Yaro, że z chwilą opublikowania opowiadania jego los przestał Cię interesować – o czym świadczy brak jakiegokolwiek Twojego komentarza – ograniczę się więc tylko do uwagi, że tekst jest napisany bardzo, bardzo źle, skutkiem czego czyta się fatalnie.

Brakło mi fantastyki – omamy nietrzeźwego Janka są, niestety, ledwie jej namiastką.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka