- Opowiadanie: syf. - Tajemnica babiego lata

Tajemnica babiego lata

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Tajemnica babiego lata

 

 

 

1

Tajemnica końca wakacji wisiała w powietrzu jak tłusta mucha upasiona przed nadejściem jesieni. Mały zdawał się słyszeć jej bzyczenie, ale – jak to z bzyczeniem między szeleszczącymi liśćmi jabłonki bywa – nie umiał powiedzieć, skąd dochodzi. Kręcił się po gospodarstwie i między grządkami marchwi, buszował w stodole, na strychu oraz pośród starych zdjęć w albumie. Niczego nie znalazł, ale niekiedy – mógłby przysiąc – prawie czuł na policzkach drżenie przekrwionych skrzydełek.

– Tata, tata – krzyknął malec. – Patrz, żołnierze jadą.

Chłopiec bawił się na podwórku w cieniu domu dziadków. Było południe, a słońce późnego sierpnia wciąż rozsiewało ostatki letniej spiekoty. Panowała leniwa cisza i niemalże dało się słyszeć, jak pękają pęczniejące od soku porzeczki.

– Daj mi spokój – odparł mężczyzna, odpalając papierosa. Niedopałek poprzedniego wgniótł w ziemię butem. – I nie drzyj się, matka śpi.

Ojciec był podenerwowany od czasu, kiedy mama wróciła z Warszawy i nie mogła przestać płakać. Wyrwała sobie garść włosów, a potem zamknęła się w pokoju i nie wychodziła. Wszystko zaczęło się mniej więcej wtedy, pomyślał chłopiec, gdy przestali w telewizji puszczać dobranockę. Podejrzewał jednak, że te dwa fakty nie są do końca ze sobą powiązane.

Szosą, wzdłuż której leżała wieś, jechały wojskowe ciężarówki. Mały z podziwem patrzył na zacięte twarze żołnierzy, ciemne mundury i karabiny. Któryś z mężczyzn mu odmachał. Po chwili pojazdy znikły za zakrętem.

– Tata! – krzyknął. – A gdzie oni –

Wewnątrz domu coś z hukiem pękło. Rozległ się kobiecy wrzask. Na drewnianej podłodze zadudniły kroki. Szyby wibrowały od płaczu. Ojciec zerwał się z ławeczki i rzucił papierosa.

– Kurwa! Mówiłem ci, gówniarzu, żebyś się nie darł – ryknął, wbiegając do domu. – Potem się z tobą policzę.

Chłopcu zaszkliły się oczy, więc zostawił zabawki i uciekł do ogrodu.

 

 

2

Dziadek wracał polną drogą. Na ramieniu niósł kosę. Ostrze umazane było sokiem trawy. Za plecami miał czerwieniejące słońce, a przed sobą długi cień. Poprawił kaszkiet i pomachał chłopcu.

Mały siedział pod akacją w rogu ogrodu. Przyglądał się z zaciekawieniem cieniutkim białym nitkom, które poprzyklejały się do liści i kolców drzewa. Pajączki, które się zaczepiły, przędły kolejne i odlatywały.

– Jak się czuje mama?– spytał mężczyzna.

– Chyba niedobrze.

Dziadek zdjął czapkę. Po ogorzałych policzkach ściekały krople potu. W końcu spytał:

– Chcesz iść do sklepu?

– Tak.

– Poczekaj chwilę. Muszę porozmawiać z rodzicami – odparł dziadek. – Nie wychodź sam na szosę.

– Ale –

– Chłopcze, droga jest niebezpieczna.

– Dobrze, dziadku.

Mały chciał powiedzieć, że przecież tego dnia na drodze były tylko trzy pojazdy, a wczoraj żadnego nie zauważył. Jedynie we wtorek – wtedy, gdy mama wróciła – było ich tak dużo, że aż się pogubił w rachunkach. Miał wrażenie, że oglądał dziki wyścig. Lubił liczyć przejeżdżające samochody. Miał specjalny zeszyt, gdzie wieczorem zapisywał, jakie marki zobaczył.

W domu uspokoiło się. Mama przestała płakać, tata wrócił na ławeczkę palić papierosy, a babcia podreptała na kółko różańcowe. Przyszedł także dziadek.

– Idziemy?

– Idziemy – odparł chłopiec.

Wyszli we dwóch na szosę.

 

3

Przez okno do sklepu wpadały promienie zachodzącego słońca. Cienie rozsypały się po pomieszczeniu jak kredki z dziurawego pudełka. Lepy na muchy zwisały z sufitu jak smutne girlandy.

– Dlaczego tu nikogo nie ma?

– Stara Jankowa wyjechała, jej synowie też – powiedział dziadek. – Ale pozwoliła wszystkim korzystać ze sklepu.

– Naprawdę?

– Tak.

Chłopiec nie zastanawiał się długo i podszedł do stoiska z gazetami wziąć Kaczora Donalda i jakiś dziennik. Tata lubił czytać wiadomości i z pewnością by się ucieszył. Mały znalazł tylko Wyborczą sprzed paru dni. Zgarnął oba czasopisma i rozejrzał się za chrupkami, bo zamrażarka była wyłączona i lody się rozpuściły.

– Dziadku – powiedział, gdy wyszli na zewnątrz. – Myślę, że rodzice chowają przede mną jakąś – podekscytowany, wziął głęboki oddech – tajemnicę.

– Tajemnicę?

– Tak. Jest gdzieś ukryta, ale ja ją znajdę.

Mężczyzna ze smutkiem popatrzył na chłopca i odparł:

– Nie powinieneś jej szukać.

– Dlaczego?

– Myślę, że ta tajemnica i tak sama cię znajdzie.

Mały, pomimo słów dziadka, podskoczył kilka razy z radości.

 

4

Noc była ciemna. Okno wyglądało tak, jakby ktoś je zalał atramentem. Jedynie blady blask księżyca odkrywał kawałeczek podwórka.

Coś skrobało w szybę. Mały, co prawda, wiedział, że to tylko gałąź wiśni – dziadek mu kiedyś pokazał – ale i tak czuł się nieswojo. Od kiedy wyłączyli prąd, wszystko stało się głośniejsze i bardziej niepokojące.

Za jedną ścianą słychać było skrzypienie i ciche jęki. Szelest wykrochmalonej pościeli. Za drugą szepty paciorków. Chłopiec przykrył głowę poduszką i spróbował zasnąć.

 

5

Tajemnica, tajemnica – mały myślał, siedząc pod stołem – już koniec sierpnia, a nikt jeszcze nie wspomniał o pakowaniu i powrocie do domu do Warszawy. Od samego rana przeglądał swój zeszyt i liczył dni do końca wakacji. Zostało ich pięć. Dzisiaj powinien już z rodzicami wsiadać do pociągu, bo przecież trzeba kupić nowe buty, piórnik, kredki, podpisać książki i uprać plecak, żeby być gotowym na rozpoczęcie szkoły. Przynajmniej zawsze tak było.

– Po co – spytała babcia po wyjściu z pokoju mamy – ją w nocy męczyłeś?

Nie zauważyli chłopca.

– A jak myślisz – odparł ojciec. – Bo to moja żona.

– Jest taka słaba – powiedziała babcia, nastawiając na piecu czajnik z wodą. – Gdybyś jej nie wysyłał do Warszawy tydzień temu.

– A jaki ja miałem wpływ –

– Gdybyś to ty pojechał!

– I tak pewnie za parę dni będzie po nas wszystkich.

– Ale to nie ona by teraz leżała i się męczyła.

– Przestańcie. – Przez drzwi przedarł się kobiecy krzyk.

– To twoja wina – szepnęła babcia, wracając do pokoju mamy.

Tata rzucił w jej stronę gazetą.

Mały tymczasem wygramolił się spod stołu. Miał rozdziawione usta. W dłoni bezradnie trzymał stępioną kredkę.

Ojciec spojrzał na syna.

– Szlag by was wszystkich trafił – powiedział, chwytając paczkę papierosów, i wyszedł.

Mały słyszał nieustający jęk mamy. Chciał się do niej przytulić, ale bał się wejść do pokoju. Podniósł gazetę i przyjrzał się obrazkom. Na zdjęciach zobaczył żołnierzy, smutnego pana, który groźnie machał ręką z mównicy, i spalone ruiny miasta. Odcyfrował podpis. Warszawa.

Chłopiec uświadomił sobie, że tajemnica wcale nie musi być tłustą muchą, którą można złapać na nitkę, ale potrafiącą użądlić osą.

 

6

Z szosy dochodził śpiew. Wysokie, jazgotliwe wycie starych kobiet rozdzierało powietrze jak kartkę papieru. Małemu przypomniał się pogrzeb prababci.

– Od powietrza, głodu… – Słowa kołysały się niczym płomienie zniczy. – Wybaw nas, Panie!

Otworzyły się drzwi pokoju mamy. Babcia wybiegła z chustą w jednej i różańcem w drugiej dłoni. Przeżegnała się, widząc chłopca.

– Mamo – krzyczała leżąca na łóżku kobieta.

– Od nagłej – głos babci przyłączył się do śpiewu – i niespodziewanej śmierci…

Była blada i zupełnie łysa. Włosy niby nici babiego lata rozsypały się po pościeli. Powietrze przesycił zapach wymiocin i czegoś paskudnego jak gotowane kości. Uniosła głowę – jej nos był umazany krwią, wokół ust wystąpiły wybroczyny – i wyciągnęła rękę w kierunku syna.

– … wybaw nas, Panie.

– Mamo – krzyknął chłopiec i przerażony wybiegł z domu.

 

7

Na czele procesji szło kilku mężczyzn w mundurach. Nie wyglądali już na żołnierzy. Nie mieli broni. Nie mieli włosów. Podpierali się jeden o drugiego i potykali o własne nogi.

Za nimi podążał ksiądz. W dłoniach niósł monstrancję. Odbijające się od złoceń słońce boleśnie raniło oczy.

Dalej był korowód ludzi. Szli miarowo, krok za krokiem, niby w rytm grobowej pieśni. Nad pochodem powiewały kościelne sztandary. Na ramionach mężczyzn spoczął drewniany Jezus, inni nieśli drzwi z ciężkim ciałem zmarłego żołnierza.

Chłopiec płakał, ale nikt na niego nie zwrócił uwagi.

– Banda starych kurew – rzucił ojciec, otwierając puszkę z piwem. – Głośniej wyjcie, to może was tam na górze usłyszą.

Ze stodoły na drugim końcu podwórza wyszedł dziadek. W dłoniach niósł gwoździe i młotek. Upuścił je, zobaczywszy procesję i chłopca. Ruszył biegiem w stronę domu. Utulił małego i zasłonił mu oczy.

– Wszystko będzie dobrze – szepnął.

Tymczasem niebo nad horyzontem zrobiło się szare, a po oknie pokoju mamy ściekało kilka kropel krwi.

 

8

Podniósł się delikatny wiatr. Niósł ze sobą szarość. W powietrzu wirowały płatki popiołu. Podmuchy czesały cieniutkie jak włosy niteczki pajęczyny. Babie lato pokrywało świat lepkim całunem.

– O kurwa – zakrzyknął ojciec i wbiegł do domu.

Ludzie stali jak słupy soli. Po chwili figura Jezusa z łoskotem upadła na asfalt. Niektórzy padli na kolana, inni na ziemię, owijali twarze chustami i koszulami. Księdzu zadrżały ręce, ale nie upuścił monstrancji. Wziął głęboki wdech i zaczął dalej śpiewać:

– Dobry Jezu…

Pochód znów ruszył.

Żołnierze – nie oglądając się na kolegę, który przewrócił się i zastygł w bezruchu – dreptali przed siebie.

Dziadek w pierwszej chwili rzucił wnuka na trawę i osłonił go własnym ciałem. Potem wziął chłopca w ramiona i uciekł do domu. Wpadli w sieni na ojca.

Matka pluskała się w kałuży własnej krwi jak ryba rzucona na brzeg. Z rozciętej tętnicy sączył się leniwy strumyk. Ręce biły w ścianę, a pięty starły się o deski podłogi. Jej oczy były śnięte.

Ojciec w milczeniu odpalił papierosa i wyszedł.

Chłopiec już nawet nie płakał.

 

9

Szli we dwóch polną drogą. Po jednej i po drugiej stronie na cienkich łodygach kołysały się opasłe kłosy żyta i pszenicy. Łupinki pękały z cichym trzaskiem, a ziarno spadało w piach. Słońce stało wysoko, ale było wyblakłe.

Stary zastanawiał się, skąd nadszedł pył. Spalona stolica, zwęglone stocznie Gdańska, kościoły Krakowa, czy może Kaliningrad albo Grodno. Co, jeżeli przemieszały się jedne z drugimi gdzieś nad polami lucerny? Nie sposób rozpoznać po zapachu. A popioły którego miasta jutro przywlecze wiatr?

Mężczyzna czuł w zmęczonych kościach, że już dzisiaj przyjdzie ochłodzenie. Popatrzył smętnie na pojedyncze nitki, zwisające z krzaków komosy. Pajączki próbowały uciekać, ale tak naprawdę to nie miały gdzie uciec.

 

10

Dziadek zabrał małego nad rzekę. Usiedli w cieniu kępy starych olch przy zarośniętym trzciną zakolu. Wiatr szeleścił schnącymi liśćmi. Prószył drobinami popiołu.

Mężczyzna ucałował wnuka i utulił go do snu. Długo tulił. Potem oparł się o drzewo, czekając, aż powiew babiego lata i jego utuli.

 

fin

 

Koniec

Komentarze

Bardzo dobre. Moim zdaniem, tak trzymać. 

Bardzo przyjemny tekst. Badzo dobre wykonanie. Podobało mi się :)

Tylko mam małe zastrzeżenia do kilku rzeczy, np:
- Po co - spytała babcia po wyjściu z pokoju mamy - ją w nocy męczyłeś?
Może lepiej by było w ten sposób:
- Po co ją w nocy męczyłeś? - spytała babcia po wyjściu z pokoju mamy.

Wszystko zaczęło się mniej więcej wtedy, pomyślał chłopiec, gdy przestali w telewizji puszczać dobranockę. - wykasowałbym mniej więcej - nie potrzebne.

Ale to tylko moje sugestie.

Pozdrawiam

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

Podobało mi się, bo miało fajny klimat.
Ale jesli była tu jakaś głębia, drugie dno, to ja tego nie dostrzegłem. Nie mówię oczywiście, że to wina tekstu. To wina moja, bo mnie trzeba wyłożyć kawę na ławę.
Elementu fantastycznego też nie wyłapałem. Ech, gapa ze mnie...

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.


Pozwole sobie na mala uwage; troche irytujace byly dla mnie niekonsekwencje dotyczace wieku chlopca. Odbieranie swiata przez chlopca, a takze dialogi sugeruja wiek 5-7 lat. Na poczatku piszesz "malec" czyli 1-5 lat, potem - ...bo przecież trzeba kupić nowe buty, piórnik, kredki, podpisać książki i uprać plecak, żeby być gotowym na rozpoczęcie szkoły. Przynajmniej zawsze tak było. - jakby chlopiec juz pare lat chodzil do szkoly, a dalej, ze dopiero potrafi "odcyfrowac" w gazecie podpis Warszawa - czyli zerowka/I klasa.

Poza tym jednym zastrzezeniem, bardzo ciekawy obraz zaglady widziany oczyma nierozumiejacego dziecka, przeczytalam jednym tchem.

Pozdrawiam



Ciekawy jestem, czy klasyczna literatura, z zwlaszcza nowelistyka rosyjska miała jakiś wplyw  na tworzenie tekstu. W klimacie opowiadania i w prostocie opisu to dośc wyrażnie słychać - co oczywiście jest zaletą. 

Tekst całkiem całkiem. Chociaż być może pokusiłabym się o lekkie rozbudowanie, bo czegos mi tam brakuje. Z drugiej strony tak krótkie sceny nadają klimat, więc już sama nie wiem:/ trudno mi jednoznacznie ocenić. 

Klasyczna literatura rosyjska i rosyjska nowelistyka -  to tak celem doprecyzowania pytania ... 

Kiedyś czytałam tekst Kinga o wybuchu bomby atomowej chyba. Coś podobnego. Twój podoba mi się bardziej. Dużo bardziej. Tylke te nadprogramowe myślniki w dialogach mogłeś powycinać.

www.portal.herbatkauheleny.pl

Mam podobne zastrzeżenia, co do precyzji wieku chłopca, jak sunbird.
Tak samo, jak Suzuki, gryzą mnie nadprogramowe myślniki w dialogach.
Coś mnie też gryzie w pierwszym akapicie. Nie wiem co; może interpunkcja...
Jednak, pomimo powyższych, delikatnych uwag, twój tekst powalił mnie na kolana. Podoba mi się pomysł, klimat, sposób prowadzenia historii. Wszystko. Daję ci 6. Oby tak dalej.

1. Serdeczne dzięki za komentarze. Miło mi, że się podobało i wylągł się klimat,
2. wiek chłopca -- moje przeoczenie i to podwójne. Przejrzałem notatki od mojego Czytelnika i to tam też było zaznaczone. Umknęło mi, żeby poprawić,
3. nadprogramowe myślniki znalazłem w Wydawnictwie Literackim w książkach Dukaja, gdzie służą do zaznaczenia, że postaci nagle przerwano wypowiedź. Spodobało mi się, bo lepiej wyraża tę nagłość niż wielokropek, a tym bardziej niż zwykła kropka,
4. aach, co zaś miało wpływ na pisanie tekstu, to pozostanie moją słodką tajemnicą. A tak na poważnie, to z literaturą rosyjską miałem troszkę kontaktu, ale bezpośredniego wpływu bym się raczej nie doszukiwał.
pozdrawiam

I po co to było?

Gdzie bym tych myślników nie zauważyła, to uznałabym to za błąd :) Nawet w ksiażkach Dukaja.

www.portal.herbatkauheleny.pl

Mimo wszystko,  opowiadanie jakby tkwiło w klimacie klasycznej nowelistyki rosyjskiej. Ale to subiektywne wrażenie. 
Kliszy  filmowej łatwo się doszukać  w scenie pogrzebu - uoarty marsz księdza z monstrancją bardzo przypomina finałową scenę procesji z filmu " Misja", kiedy to Jeremy Irons niesie monstrancję pod gradem kul. Myśle, że oczywiście klisza jest niezamierzona,  a świetnie wpisuje się w poetykę tekstu. 
Pozdro.

1. Suzuki -- rozumiem, w każdym razie chciałem zaznaczyć, że myślniki pojawiły się z innego powodu niż niechlujstwo,
2. Roger -- Misja świetny film. Mi jednak bardziej utkwił w pamięci motyw, jak De Niro wlecze pod górę tobół ze zbroją, by wrzucić go do rzeki, a ostatecznie i tak decyduje się ubrać całe to pordzewiałe żelastwo. Ten wątek może kiedyś wykorzystam w jakiejś historii.
pozdrawiam

I po co to było?

Mocne i bardzo sugestywnie napisane. Ogólnie - świetny tekst. 6

Jest moc.
Tylko nie przekonuje pozostawienie umarłego żołnierza na drodze w czasie procesji ("Umarłych pogrzebać").
6.

Bardzo dobre opowiadanie, szczególnie klimat historii jest naprawdę wciągający.

Mastiff

Naprawdę niezłe opowiadanie, znakomicie budujesz klimat niedopowiedzeniami, które nie irytują, tylko uruchamiają skojarzenia. Każdy ma w głowie jakieś klisze jak wyglądałby świat, gdyby stało się coś... świetnie udaje ci się poruszyć te lęki. Mnie z kolei skojarzyło się z "Drogą" (chyba wszystkie tego typu opowiadania będą już kojarzyć mi się z "Drogą") i "Melancholią" von Triera ;) Świetny tekst.

Intrygujące. Faktycznie, fantastyki nie za dużo, jeśli już, to w klimacie bardziej niż czym innym, ale całośc wykonana bardzo dobrze. Jest napięcie, jest niedopowiedzenie czy nawet tajemnica, bohaterowie są w konflikcie, cos w sobie duszą, z czymś się zmagają - to buduje atmosferę i sprawia, że narracja, fabuła wciągają. Może po lekturze został we mnie pewien niedosyt, ale raczej w związku z tym, że chciałbym poznac dalsze losy bohaterów niż z innych powodów.  Jeszcze raz gratuluję. :)

Ciekawy klimat. Wciągająca narracja. Również pozostający na końcu lekki niedosyt, co akurat w tym przypadku uważam za plus. Jeśli nie liczyć kilku drobnych niedociągnięć - całkiem sympatyczne opowiadanie.

Witaj!

Bardzo znakomite, o ile mogę się wyjątkowo tak właśnie wyrazić! Bardzo, bardzo mi się podobało. Stawiam w pełni zasłużone 6. Za warsztat i za świat w przededniu apokalipsy widziany oczami dziecka. Absolutna rewelacja!

Pozdrawiam
Naviedzony

O, dzięki. Nie spodziewałem się komentarza po takim czasie od publikacji.
pozdrawiam

I po co to było?

Świetny tekst.
Zajrzałem tu z ciekawości po przeczytaniu "Terapii nowotworowej". Rewelacyjny klimat postapo. Świetnie skondensowane różne postawy wobec zagłady.
Warsztatowo nie czuję się na siłach, by ocenić, ale czytało mi się gładko, nic nie zgrzytało :)
Rewelacja!

Przywiódł mnie tu komentarz Rogera, za co wypada tylko mu podziękować, bo tekst jest naprawdę świetny. W pełni zasłuzone 6. 

Dzięki.

pozdrawiam

I po co to było?

Przeczytałem. Pozdrawiam.

A jednak skomentuję: Skojarzenia z literaturą rosyjską są dla mnie nie do pojęcia. Dla mnie opowiadanie jest zbyt enigmatyczne ---temat rozsadził sczupłe ramy tekstu. Prawdę mówiąc, jestem znużony kolejnymi wizjami katastrofy--- ulubiony temat młodych autorów. Ja czytam o niej od lat osiemdziesiątych w najróżniejszych odmianach. Drogi przyjacielu, ćwicz pióro na tematach bardziej fragmentarycznych, bo wielkie literackie syntezy przyjdą po latach. Jeśli chodzi o dziecięcy odbiór kataklizmu, poparty dogłębną psychologią, to polecam ---"Władcę much". Niemniej pióro masz

niebanalne, a biorąc pod uwagę Twój młody wiek--- perspektywy są niemałe, czego Ci życzę.

Dzięki.

pozdrawiam

I po co to było?

Hmmm. Nie zrozumiałam, o co tu właściwie chodzi. Mi też trochę przeszkadzał niejasny wiek chłopca.

Babska logika rządzi!

Widzę, że lecisz z czytaniem moich starych opowiadań  ;  )

I po co to było?

Lecę z czytaniem tutejszych starych opowiadań. Czasami trafiam na Twoje. Wszyscy to wszyscy, Syf. też. ;-)

Babska logika rządzi!

Rozumiem ; )

I po co to było?

Chyba zacznę się powtarzać, ale po lekturze Twojego kolejnego opowiadania muszę znowu napisać – świetne. Przygnębiające, straszliwie smutne i świetne.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka