
Specjalnie dla Sethraela, który pod którymś moim opowiadaniem chciał tekstu o sadzeniu roślin.
Specjalnie dla Sethraela, który pod którymś moim opowiadaniem chciał tekstu o sadzeniu roślin.
Nareszcie wiosna. Mimo, że mam ich kilkadziesiąt (o, dobry Boże!) na karku, zawsze jednakowo mnie cieszy i pozytywnie nastraja do życia. Chcę zrobić taką masę rzeczy, nawet seks wydaje się bardziej interesujący. Dlatego niezmiennie od lat, gdy tylko słońce wystarczająco ogrzeje ziemię, wpadamy z mężem do ogródka i ryjemy glebę niczym rasowe nornice lub krety. To znaczy, ryje mój mąż. Ja w początkowej fazie tylko się przyglądam i napawam wrażeniami. Zapachem wilgotnego gruntu, ciepłem pierwszych promieni słonecznych. Potem chwytam za grabie i równam. A potem robimy dołki, bądź rowki i siejemy, sadzimy, flancujemy. Ponieważ trenujemy to od wieków, wiemy, jakie gatunki roślin udają się bezproblemowo, a za jakie lepiej się nie brać. Do podstawowych i najwcześniejszych należy sałata.
Misterium nowego życia nieodmiennie mnie zdumiewa. Zwykły deszcz pobudza wyschnięte drobinki, żeby wypchnęły z siebie maleńką zieloną nitkę, która po kilku dniach zmienia się w liść. Za trzy tygodnie będzie dorodny, zdrowy, bez konserwantów i metali ciężkich, gotowy do konsumpcji.
Stoimy z Miśkiem, podziwiamy dzieło rąk naszych, ćmiąc niezdrowe papierosy i nagle widzimy, że jakieś nieobyczajne bydlę odważyło się wejść na zagonek i spałaszować większość naszych roślinek. Po przeprowadzeniu śledztwa znaleźliśmy winowajcę. Ślimor, obrzydliwy, oślizły, wielki. Popędziłam do sklepu, do pani Eli, wylałam jej swoje żale na ladę i otrzymałam eliksir życia, a właściwie śmierci. Granulki, które odstraszą lub zamordują najeźdźców. Rozsypaliśmy preparat grubo wokół grządki, aż utworzył błękitny szal, otulający nasze uprawy i z poczuciem zwycięstwa udaliśmy się do domu.
Następny poranek okazał się koszmarem. Nie wiem jak, ale te obłe robale zdołały przedostać się na grządkę mimo niebieskich zasieków. Misiek wykrył, że udało im się ustawić kawałek kory nad granulatem i wpełzły po niej na rabatkę, pasły się bez przeszkód noc całą, w związku z czym nasz zagon zieleniny wyglądał jak ugór nietknięty ręką ogrodnika.
Zazgrzytałam zębami i sięgnęłam do internetu po sprawdzone metody innych hodowców sałaty. Po dwóch godzinach szperania znalazłam kilka. Ponownie dosialiśmy z Miśkiem sałaty. Przez kilka dni był spokój. Nie wiem jak one, znaczy ślimaki, to robiły, ale kiedy tylko pojawiały się pierwsze zielone listki, natychmiast odkrywaliśmy oślizłe zwiastuny naszej klęski. Nie pomagały słoiki z piwem, pieprz wokół grządki, ani podwójne zasieki z niebieskiego granulatu. Robali było coraz więcej.
– Czy tobie nie wydaje się, że im więcej przeszkód im rzucamy pod nogi, tym więcej ich się pojawia? – spytał mój mąż zaciągając się dymem z papierosa i oglądając pogrom.
– Chyba pod nogę. Ślimory mają tylko jedną nogę. I zero mózgu, a ty podejrzewasz je o jakąś zbiorową inteligencję i ukierunkowane działanie.
Powiedziałam to, bo nie chciałam uwierzyć, że robale mogą nas pokonać. Podjęliśmy jeszcze jedną próbę. Cały zagonek otoczyliśmy deskami, a na wierzch ułożyliśmy stare okna z szybami, tak że powstał niewielki inspekt. Sałata wschodziła w przyspieszonym tempie. Kiedy każde nasionko miało już co najmniej po dwa listki odetchnęliśmy z ulgą. Żadnemu ślimakowi nie udało się przedostać do środka.
Minęło kilka dni, a mnie się zaczęło zdawać, że w naszym warzywniku roi się od tych obłych gadzin. Jakby zwoływały się z całej okolicy na wiec u nas. Kolejny poranek przyprawił nas o potężny ból głowy. I wściekłość. Tym bydlakom udało się jakoś wepchnąć pod szyby i wyżarły wszyściuteńko, do ostatniego źdźbła. Coś we mnie pękło. Zawyłam z gniewu i ruszyłam po zemstę. Jak pijana tańczyłam wśród ślimaków, hołubcami i przytupami rozgniatałam tysiące, a chrzęst niszczonych skorup brzmiał dla moich uszu jak najsłodsza muzyka. Misiek nie uczynił nic. Po prostu przyglądał się i czekał. Kiedy zobaczył, że zaczynam się uspokajać, chwycił mnie za rękę i ściągnął na ścieżkę.
– Zobacz, co narobiłaś! – powiedział tylko.
Wokół rozpościerało się morze glutów, flegmy i popękanych muszli. Tak wyglądały zastępy złoczyńców, kiedy dosięgła ich zemsta. Moje ogrodowe drewniaki zresztą też oklejone były wszelkiego rodzaju wydzielinami, jakie powstają przy rozgniataniu bezkręgowców. Tysięcy. Czułam satysfakcję.
– Już nie będą więcej żreć mojej sałaty! – powiedziałam mściwie. – Na pohybel ślimorom!
* * *
Nie mamy prądu, ani łączności. Wszystkie kable zostały zerwane. Kanalizacja jest niedrożna. Jeszcze tylko funkcjonuje wodociąg. Ciekawe, jak długo. Dobrze, że mamy trochę świeczek, bo okna zostały tak szczelnie zaklejone, że nie przeciska się nawet najmniejszy promyk światła. Drzwi też nie udało się nam otworzyć. Żywności zostało na jakieś trzy dni. Czy ktoś wie, co nas zaatakowało? Czy odsiecz zdąży na czas?
Czy ktoś wie, co nas zaatakowało? Czy zdążą z odsieczą na czas?
Z tego zdania zrozumiałam, że ci sami, którzy zaatakowali, mają prowadzić odsiecz, chyba lepiej "czy odsiecz zdąży na czas", ale mogę nie mieć racji.
Horror o sadzeniu sałaty. Nie wierzę, że to przeczytałam, ale każdy, kto kiedykolwiek miał ogródek, łatwo zidentyfikuje się z bohaterami... ;)
DZięki, poprawiłam.
"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.
Dobrze się czyta. Lubię Twoje shorty.
Ślimaki to dranie, a gorsze od nich są tylko ślimaki bez skorupek. Nawet z mrówkami jakoś można się dogadać, ale z tym dziadostwem ni chu chu.
Te bez skorupek to pomrowniki. Wiem, bo z nimi też walczę, w domu. Wyłażą z piwnicy i napawają mnie przerażeniemi i obrzydzeniem. Nie wiem, czym bardziej.
"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.
*) pomrowik
"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.
pomrowik - nazwa też nieciekawa, jak pomrocznik, tylko nie pamiętam co to jest, ale kojarzy się z horrorem :):)
Może pomurnik? Był taki jeden szczególnie wredny, u Sapkowskiego.
Super tekst. Aż wyjrzałam tęsknie za okno, w poszukiwaniu zalążka wiosny, ale niestety. Nadal biało. Dzięki za iskierkę słońca w ten ponury dzień ;)
No. Aż poczułam ten zapach rozpulchninej, ogródkowej ziemi... :). Fajne!
Przypomniała mi się książka Guy'a N Smitha pod tytułem, a jakże by inaczej, "Ślimaki". :P
Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.
Straszna wizja. Niby sielankowy początek - wiosna, sałata i co nie tylko, a zakończenie jak z rasowego horroru. Brrr.
rozgniatałam tysiące skorup, a chrzęst niszczonej chityny brzmiał dla moich uszu jak najsłodsza muzyka -- no coś Ty, jakiej chityny? Chityna to u stawonogów. U mięczaków ani w muszli, ani w "skórze" jej nie uświadczysz.
Total recognition is cliché; total surprise is alienating.
Fajne ; )
"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr
bemik, coś się we mnie buntuje, gdy o ociekający ślimaczym śluzem zdaniach muszę napisać, że są ładne. Podałaś bardzo dobre danie. Ja poproszę dużo sałaty, ale bez sosu. ;-) Słowo otuchy do uwięzionych. Przylecą bociany, wydziobią dręczycieli do ostatniej skorupki. homar – skojarzenie z horrorem prawidłowe, przylepek pomrocznik to motyl nocny. Prokris – o pomurniku wiem tylko tyle, że to bardzo ładny ptak górski.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Muszla = węglan wapnia.
Bezskorupowe to pomrowy, nie pomrowiki, i śliniki.
Co w nich paskudnego? Tyle, że śluzowe ślady zostawiają. A sprzymierzeńcami ogrodników są jeże, o. Jak się dwa takie kolczaste stwory pojawiły w ogródku znajomej, to po trzech dniach ślimolca nie ze świecą, a z latarką trudno było znaleźć.
To fakt, że Koleżanka bemik nawet o sałacie coś intrygującego napisać umie.
Oczekuję od Koleżanki odpowiedzi: No, wiesz, Adamie, ma się ten talent... :-)
Pomrowik plamisty, pomrowik siatkowany (Deroceras reticulatum) – gatunek małego, płucodysznegp ślimaka lądowego z rodziny pomrownikowatych (Agriolimacidae).
Bo ślimaków rozmaitych jest bez liku, więc oboje macie rację.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Smakowała mi sałata, nawet ze ślimakami, mimo że żabojadem nie jestem. :)
---> regulatorzy. Nie zaprzeczam, nie potwierdzam --- jest tego od groma, a odrębnej encyklopedii tematycznej nie posiadywam na stanie. Dodatkową atrakcją nazewniczą są zmiany, cholera wie po co wprowadzane.
Podobało mi się :) A ślimorów nienawidzę, brzydzę się nimi i w ogóle, więc zakończenie - jak dla mnie - żywcem wyjęte z horroru, brr! bemik, tak śledzą Twoją twórczość, zauważyłam, że generalnie z nudnych, prozaicznych, mniej lub bardziej pechowych, ale życiowych zdarzeń potrafisz zrobić horror na miarę Kinga :)
Ha! Miałem rację, no cholera miałem. Opowiadanie o sadzeniu roślin (miało być doniczkowych!) w Twoim wykonaniu jest dobre (ech, zachciało się wiosny), wciągające, jakieś takie sympatyczne i ciepłe. Nawet kiedy piszesz o mordowaniu tysięcy małych zwierzątek robisz to tak wdzięcznie, że po przeczytaniu Twojego tekstu, każdy lubiący czytać ekolog pozwoliłby Ci mordować dalej, bylebyś tylko potem to opisała.
Dziękuję za dedykację. Już myślę nad kolejnym tematem, który mógłbym niepostrzeżenie podrzucić. :)
Pozdrawiam!
Sorry, taki mamy klimat.
Mój znajomy kiedyś na "proszonym obiedzie" znalazł ślimaka w sałacie. I nie chcąc sprawić przykrości pani domu, zjadł go na miejscu.
Bardzo przyjemne opowiadanko.
Jak pijana tańczyłam wśród ślimaków, hołubcami i przytupami rozgniatałam tysiące skorup, a chrzęst niszczonej chityny brzmiał dla moich uszu jak najsłodsza muzyka.- wspaniałe!
Hej
Boemik dzieki za opis mojej zeszloroczenj walki z slimakami na szczescie nie obkleily naszego domu a gdyby to zawze mozna sprawdzic jak je ugotowac Francuska cusine.
Nie pasuja mi tylko nornice i krety, ryja ziemie od spodu co myslisz o swiniach, dzikich swiniach lub dzikach?
Wiedziałam, że walnę jakiegoś babola. No i znalazł się, ten z chityną. Zmienię.
Ale nornice i krety zostawiam. Jakoś wolę porównywać się do tych futrzastych zwierzątek niż do świń i dzików.
Dzięki, przede wszystkim Sethraelowi za podrzucony pomysły.
"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.
Opko bardzo fajne. Podobała mi się rada Lei; dużo czosnku i do piekarnika! ;-)
Babska logika rządzi!
King pełną gębą. :) A wystarczyło ślimakom postawić wieczorem piwo w garnku i byłby spokój (rano wszystkie pływają w naczyniu, piwosze przebrzydłe). Przetestowane przez koleżankę, u mnie ślimaków nie ma (jak i sałaty;)). I ponoć nie są wybredne – najtańsze z Biedronki może być. :D
Mogą jeść ślimaki. :)
Bardzo sympatyczne opko. Thriller w rodzaju Opony.
"Białka były czerwone, a źrenice większe niż całe oczodoły"
Jak tylko w tekście pojawiły się ślimory, wiedziałam, że bohaterowie nie mają żadnych szans XD
It's ok not to.
Jakoś na szczęście omijają nas teraz, a jeśli już napadają, to w mniejszych hordach :-)
Dzięki za wizytę pod takim starym tekstem.
"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.
Zaczęło się od ziemniaków pod innym tekstem, a potem Reg poleciła mi Twój tekst ^^. Nie żałuję :D
It's ok not to.
Bo niektóre teksty ulatują z pamięci niemal zaraz po przeczytaniu, a niektóre wgryzają się głębiej. ;D
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Ja myślę, że ten się raczej przylepił :-P
It's ok not to.
Ślimaczym śluzem… ;D
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Dokładnie :D
It's ok not to.
"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.
No nieźle, ale bardziej interesuje mnie, co dalej! Toż to tylko wstęp
E, nie – potem to już tylko ciemność Dzięki, że zajrzałeś!
"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.
Jupi, cudne:), znam ten ból. Ślimory przebrzydłe. Miałam w życiu dwa miniogródki, spłachetki wielkości chusteczki i początkowo, z atencją do życia, wyrzucałam za ogrodzenie, a potem stałam się mordercą. Przedziwne odczucie i myślenie o nim.
Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.
O, jak miło, że zajrzałaś. Jeśli lubisz takie tekściki, to przeczytaj też “Dietę”.
Dzięki za wizytę.
"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.
Przeczytam:)
Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.
Miś wstrząśnięty. Na szczęście na eukaliptusie jeszcze ślimaków nie spotkał.
Samo życie, Misiu. Po tylu latach nadal walczę, ale może dlatego, że nigdy się nie odważyłam tańczyć po skorupkach tych bezmózgich zwierzątek -
"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.