- Opowiadanie: Ikumi - Świat bez zezwolenia cz. 1

Świat bez zezwolenia cz. 1

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Świat bez zezwolenia cz. 1

1.

 

 

– Aimez! Aimez! – Wśród ciemności snu bez marzeń rozlegało się natarczywe wołanie. Gdyby to jeszcze było tylko wołanie dziewczyna pewnie by się tym nie przejęła. Tylko że ktoś zaczął ją z całej siły szarpać wszystkimi czterema rękoma. I chyba wkładał jej do nosa włochaty ogon…

– Śpię… – stęknęła, budząc echo w ogromnej, wysokiej komnacie. To jedno słowo tylko wzmocniło szarpanie.

– Teraz nie czas na sen, wstawaj! Niezłe zamieszanie mamy!

Wyrwana ze snu otworzyła oczy i ujrzała przed sobą włochaty pysk przyjaciółki. Ziewnęła i rozprostowała z pozycji embrionalnej.

Obie lewitowały w komnacie sypialnej. Białe, modernistyczne ściany ciągnęły się w górę i w dół, znikając w ciemnościach, rozjaśnianych poniżej pewnego poziomu już tylko pojedynczymi lampami. Jedyne wyjście, prostokątne i bez drzwi, widniało groźnie pośrodku ściany, naprzeciw dziewcząt. Aimez dopiero teraz się zorientowała, że tylko ona jeszcze spała. Do tego w całej Korporacji panował ogłuszający rumor.

– Nerner, obudziłaś ją?! – Z głębi ciemnego korytarza dobiegł znajomy głos. Chwilę później rozległ się jakiś huk i litania czyiś piskliwych przeprosin. Właściciel znajomego głosu z krzykiem przeleciał przez wejście do komnaty sypialnej i niczym złoto-biała smuga zleciał w ciemność, znikając dziewczętom z oczu.

– Nedeen, ty ofiaro! – Wrzasnęła włochata, pokazując wszystkimi czterema rękoma i kolejnymi czterema ogonami obraźliwe gesty w kierunku spadającego. Gdy w mroku ujrzały lecącą powoli na białych skrzydłach postać, Nerner prychnęła głośno i pociągnęła Aimez do wyjścia. Zaraz obok nich pojawił się również Nedeen. Stanął przed nimi, zatrzymując je w połowie drogi.

Od razu było widać, że są dobraną ekipą. Aimez z całej trójki urodziła się najpóźniej. Dwie ręce, dwie nogi, ludzka twarz, brązowe włosy, wyglądała najbardziej normalnie z towarzystwa. Nedeen niewiele się od niej różnił z wyglądu i często w Korporacji uważani byli za rodzeństwo, mimo że tak naprawdę w Międzyświecie nie istnieją żadne powiązania krwi. Jedyne co go wyróżniało to złote, długie loki, biała skóra i równie białe skrzydła. Miał na sobie tylko przepaskę biodrową, ukazując w ten sposób swój umięśniony tors. Nie był narcyzem ale i bez tego potrafił zdenerwować najbardziej z nich rezolutną dziewczynę jaką była Nerner. Stanowiła kogoś w rodzaju opiekuni pozostałej dwójki. Czasami mogło się wydać, ze tylko po to ma dwie pary rąk. Jednak jedną z par nadrabiała brak nóg. Jej trzy włochate ogony kamuflowały czwarty, pokryty łuskami i z ostrym końcem. Płaska twarz wyglądała jakby była ciągle skrzywiona z wściekłości. Całe ciało miała pokryte czarnym jak noc futrem. Istoty z należącego do niej świata nie mogły być przyjazne, widać to było na pierwszy rzut oka. Gdy ujrzała stojącego przed sobą Nedeena złośliwy grymas się pogłębił.

– Słyszałaś już, co się stało? – Zawołał entuzjastycznie do Aimez, nie czekając na odpowiedź paplał dalej. – Niezły bałagan się zrobił, a ty sobie spałaś w najlepsze. Zresztą, podziwiam cię, że w takim hałasie byłaś w ogóle w stanie.

– Spałabym dalej, jakbyście mi nie przerwali… – jęknęła bezradnie, przechodząc przez próg korytarza prowadzącego do głównego pomieszczenia. Podłoga zasłana była stosami papierów, pośród nich biegała bezradnie mała, brązowa istotka z zielonymi włosami. Dziewczyna pomogła jej z dokumentami. – Co tu się dzieje, Eixip?

Istotka zaświeciła w jej kierunku zdumionymi oczami.

– Apokalipsa, Armagedon, Koniec Świata! – Pisnęła, wciągając powietrze w płuca, na kolejne piski. Jednak wydała z siebie tylko bezradny skrzek, kiedy została złapana i uciszona przez anielskiego młodzieńca.

– Dosłownie Koniec Świata, jeżeli ktoś sprawy nie wyjaśni. Niezły burdel się zrobił.

– To może w końcu ktoś mi to wyjaśni?

Faktycznie, z jakiegoś powodu naprawdę zrobił się niezły burdel. Ledwo przybyli do Wielkiej Sali zostali potrąceni przez jakiegoś stwora z naręczem papierów. Wszędzie dosłownie latała dokumentacja. Krzyki i wrzaski wypełniały aulę. W głębi półokrągłego pokoju stał stół z wypaloną dziurą. Nic nie byłoby dla Aimez w tym dziwnego, gdyby nie fakt, że stało tam teraz z dwudziestu pracowników Korporacji, mierząc otwór na wszelkie sposoby. Na tylnej ścianie pomieszczenia, która faktycznie była ekranem umożliwiającym pokazanie widoku na każdy ze światów, widniał teraz tylko czarny obraz, przerywany sporadycznie zakłóceniami. Dziewczyna pierwszy raz zdarzyło się być świadkiem takiego chaosu w Międzyświecie. Nagle przez salę przetoczyło się westchnięcie ulgi, gdy na wciąż czarnym ekranie coś zaświeciło i błysnęło.

– Ach ten „Cholerny Wszechświat”… – uśmiechnął się z złośliwością Nedeen. Po chwili uspokojenia pośród wszystkich istot zapanował ponownie chaos.

– Nerner, o co tu chodzi? – Spytała Aimez bezradnie i bez nadziei na uzyskanie w końcu odpowiedzi.

– Naprawdę nic nie wiesz? – Zdziwiła się tamta. – Chociaż to było przed twoimi urodzinami…

Ogoniasta podskoczyła do kopiującego coś w kółko ksera, omijając w ostatniej chwili łuskowatą kulę, toczącą się do półek z księgami. Wygrzebała z tego całego śmietnika najlepiej wyglądającą kartkę i skinieniem ręki przywołała do siebie niedoinformowaną. Ta podeszła, nie bez problemów zresztą, gdyż łuskowata kula prawie ją zgniotła.

Hurtowa ilość kserowanego papieru była czyimś zdjęciem. Szatynka obejrzała je dokładnie, podejrzewając, że jest to ktoś istotny. W pierwszej chwili mocno się zdziwiła, że postać była stosunkowo podobna do niej i Nedeena, oznaczałoby to, że taki kształt jest bardzo popularny w kilku różnych światach.

Zdjęcie przypominało trochę te z listów gończych. Mężczyzna na nim wyglądał jednak na zbyt starego, żeby być złoczyńcą. Wychudzoną i poznaczoną zmarszczkami twarz pokrywał bujny, mlecznobiały zarost. Na nosie miał okulary o szkłach niczym denka butelek, co powiększało jego puste i smutne oczy, dzięki czemu przypominał muchę. Wielkie, znudzone chodzeniem po ścianach muszysko. Odstręczająca osoba. Nikogo jednak dziewczynie nie przypominała.

– Nie pamiętam jak miał na imię – przerwała czarna przyjaciółce rozmyślania nad tym, jakie zwierzę jej przypomina starzec ze zdjęcia – mało kto chyba nawet wie jak się nazywał… Ale to on pośrednio dokonał tego, czego jesteśmy świadkami.

– Możesz jaśniej? – Ponaglała zaintrygowana Aimez.

– No wiesz, gościu pojawił się nie wiadomo skąd – przerwał rozmowę rozentuzjazmowany złotowłosy – i odwaliło mu totalnie! Zrobił tutaj wielkie boom, na tym stole – wskazał na wypaloną dziurę w ogromnym meblu – zaczął krzyczeć wniebogłosy, że to wszystko należy do niego i narobił zamętu w drukach Szefowej i Korporacji. Niezłe pobojowisko się zrobiło przy łapaniu go… Facet miał krzepę. Ale wiadomo było, jak to się skończy.

– Jak?

– To chyba oczywiste – mrugnął do młodej – zamknęli go w pokoju bez klamek z dożywotnim zapasem żywności i kilkoma układankami, żeby się nie nudził.

– Mało przyjemna sprawa… – skwitowała dziewczyna, drapiąc się w zamyśleniu po brodzie.

– No raczej, nie?

– Och, przestań bzdurzyć! – Poirytowana Nerner wyraźnie już nie wytrzymywała towarzystwa anioła. – Wracając do kwestii tego pana: okazało się, że podczas jego niekontrolowanego wybuchu coś powstało…

– Ten „Cholerny Wszechświat”… – Chłopak wtrącił się po raz kolejny, za co tym razem oberwał ostrym ogonem prosto w ucho .

– Tylko kompletni idioci używają tego zwrotu – syknęła czteroramienna.

– Z powietrza to chyba nie jest? – Stwierdziła zainteresowana.

– Prawda. Gdy w końcu go złapano wydusił z siebie coś o Wszechświecie. Wzbudził tym lekką panikę. Ten jego wybuch naprawdę coś stworzył, ale…

Włochata zamyśliła się na chwilę, szukając odpowiednich słów. Gdy tylko zauważała, że Nedeen próbuje coś wtrącić obdarzała go takim spojrzeniem, że nawet Szefowa zapytałaby uprzejmie, czy może podać herbatki. W końcu nie mogąc znaleźć dobrego tłumaczenia wskazała na ekran.

– To jest ten Wszechświat. Jest tylko jeden problem. To nie jest Świat.

– Chyba nie do końca rozumiem…

– No wiesz – do rozmowy wrócił uskrzydlony – Szefowa nie przewidziała takiej możliwości jak dzieło świra, łamiące wszelkie zasady wyżej wymienionej. W aktach nie znalazły się żadne zaświadczenia dla gościa. On sam w kartotekach też nie istniał. Nie można było więc potraktować teczek taką śliczną, czerwoną pieczątką z gigantycznym, słodkim napisem „DO DESTRUKCJI”, na co Szefowa wyraźnie miała ochotę…

– Ten Wszechświat to taki jakby rodzaj Międzyświata, tak?…

– Bingo mała – uderzył ją lekko pięścią w ramię, uśmiechnięty od ucha do ucha.

– No tak, ludzie na podobnym poziomie zawsze się zrozumieją… – Westchnęła z rezygnacją Nerner.

– No ale w czym problem? – Dopytywała Aimez.

– Niby w niczym – radośnie stwierdził chłopak. – Szefowa uznała, że po zamknięciu świra w klatce sprawa również zamknięta, można o wszystkim zapomnieć. Pewnie by tak było, gdyby jakaś cholera nie odkryła, że coś się we Wszechświecie zrodziło. I to wcale nie w ostatniej teterze. Znalazły nawet akta tego czegoś. To coś nie dostało zezwolenia…

– O żesz…

Młoda dobrze wiedziała jaki jest system. Rodzi się w Korporacji nowa istota, to rodzi gdzieś nowy Świat. W jakiej kolejności nieistotne, jednak oba te zjawiska są nierozerwalnie ze sobą połączone. Automatycznie w takiej sytuacji zachodzi trzecie zjawisko: pojawienie się aktów Świata. Papiery zostają wysłane do Szefowej. „Ochotnika” wybierano poprzez wyciąganie słomek. Kto ma pecha, idzie do zarządzającej tym wszystkim. Kiedy dokumentacja danego Świata zostanie dostarczona, często wraz z właścicielem, do papierów zostaje dodane Zezwolenie Na Istnienie. Najważniejsze i najcenniejsze z pokwitowań całej Korporacji i Międzyświata. Tylko jeżeli Świat i jego właściciel posiadają ten akt mogą oficjalnie istnieć. Zazwyczaj każdy nowy dostaje taki dokument bez najmniejszego problemu. Później już właściciel krainy może spokojnie obijać się, nie martwiąc niczym i zaglądając tylko czasem w zapisy, czy wszystko jest dobrze i na miejscu. Tak wyglądało właśnie tutejsze życie.

Jednak brak zezwolenia jest podstawą do zniszczenia takowej rzeczywistości. To powoduje oczywiście zniszczenie również istoty za nią odpowiadającej. Od nakazu Szefowej nie ma odwołania.

Jak się okazało, to był właśnie powód całkowitego chaosu pośród ludzi. Niemonitorowanemu tworowi brakowało niezbędnego zezwolenia ani nie było wiadome, kto za niego odpowiada. Nigdzie też nie było żadnych aktualnych danych co do wyglądu Świata. Oczywiste było, że Szefowa już o wszystkim wiedziała, pewne było to, że nie była tym zadowolona. Nikt jej nie chciał podpaść. Aimez nie podejrzewała, żeby ktoś pofatygował się z próbą przepytania twórcy Wszechświata, czy może coś wie. Jeżeli jednak ktoś o tym pomyślał, nie dało to wyraźnie żadnych pozytywnych efektów.

– He he, ciekawe, kto okaże się mieć pecha.. – mruknął złośliwie Nedeen. – Niezłego pietra muszą teraz mieć. Większość z nich nie pamięta nawet, jakie miała Światy. Każdy ma stracha, że to może być jego. Tak się kończy zbyt długie sypianie na dnie Komory Sypialnej.

– Och, zamilknij już… – Jęknęła zrezygnowana Nerner i poszła w tłum, pomóc.

– Ale ona drażliwa… – Pokręcił głową i odwrócił do brązowowłosej. – Chociaż trudno się dziwić. Jest wystarczająco stara, żeby nie pamiętać pierwszego dnia tutaj i tego, jaki miała Świat.

– Myślisz, że to może być jej?

– No co ty! – Machnął ręką, kierując się w tylko mu znanym kierunku. – Jesteś w stanie sobie wyobrazić, że to ona jest taką ofiarą?

Nie była w stanie.

Przyjaciele zostawili ją samą, próbując pomóc innym. Jednak ona nie do końca wiedziała, co mogłaby zrobić. Gdy się rozejrzała, zauważyła, że nie jest jedyna. Bardzo wiele z młodych istot stało samotnie, bezradnie przyglądając się działaniom innym. Coś takiego nie wydarzyło się nigdy wcześniej. Nie za ich istnienia.

Aimez przełknęła głośno ślinę. Istnienie ich wszystkich było teraz poważnie zagrożone.

Dziewczyna nie zauważyła nawet, kiedy zapadła głucha cisza. Widząc przed sobą umięśnione, stalowoszare nogi podniosła głowę. Znów przełknęła ze strachu ślinę, zrozumiała co się stało.

– Szefowa cię wzywa. – Z rogatego łba brzmiał ciężki, porażający nerwy głos.

Westchnęła z rezygnacją. Nie życzyła nikomu źle, ale wolała, żeby to był mimo wszystko ktoś inny. Ruszyła w kierunku gabinetu naczelnej jak na egzekucję, powoli posuwając nogami po płytkach. Czuła na sobie spojrzenie setek, nie koniecznie par oczu. Nim dotarła do wyjścia na jeden z korytarzy minęła małego zielonowłosego stworka. Eixip uśmiechnęła się pocieszająco, lecz po sekundzie mina jej zrzedła. Spuściła głowę w geście kondolencji. Szatynka jęknęła.

Korytarz wyraźnie różnił się od pozostałych. Wszystkie inne były jasne, dobrze oświetlone, ale ten wiodący do gabinetu najważniejszej instytucji Międzyświata ciemny i tajemniczy. Przy podłodze płynęła chłodna, lepka mgła. Przypominało to bardziej tunel niźli korytarz. Ściany pokrywały płyty z stalowymi ornamentami zatopionymi w bursztynie. Mało kto tu się zapuszczał, a sama Szefowa też rzadko raczyła gościć u swoich pracowników. Chyba jako jedyna miała tu dużo do roboty. Raczej z własnej woli, niż z praktycznego zapotrzebowania Korporacji.

Dziewczyna w końcu stanęła przed ciemnymi, metalowymi drzwiami do gabinetu. Po obu bokach wysokich wrót stały równie wysokie istoty, oczywiście żadna z nich nie była podobna ani do siebie, ani do dostarczyciela tragicznych wieści. Nawet nie spojrzały na interesantkę, tylko od razu popchnęły wejściowe skrzydła. Zawiasy jęczały razem ze stworami, które zaraz były całe mokre od potu. Stojąca pomiędzy nimi Aimez żałowała, że nie zabrała ze sobą parasolki.

Pomieszczenie nie było duże, za to bardzo wysokie. To co pierwsze rzuciło się młodej w oczy to jedyne źródło światła w ciemnicy. Zorientowała się, że było to okno na swoiste akwarium, Komorę Rozrodczą Korporacji. To w niej rozwijały i rodziły się nowe istoty. Gotyckie wykończenie świetlika nijak pasowało do reszty pokoiku. Półki pełne książek stanowiły niemal jedyny rodzaj mebla w modernistycznym wyposażeniu. Poza tym przed samą dziewczyną stało tylko płaskie i proste biurko o dwóch, pazurzastych nogach, za którym wydawać się mogło, iż nikogo nie było. Złudzenie zostało szybko rozwiane.

– Proszę podejść – niski, jedwabisty głos przemówił z echem wydawać by mogło, niemożliwym do wytworzenia w takim pomieszczeniu, powtarzające każde słowo po dwakroć. Dziewczyna usłuchała i wtedy w mroku ujrzała dwa błękitne płomienie oczu dziwnej istoty. Nie znajdowały się w normalnej twarzy, zamiast niej była tylko wąska, lekko zaokrąglona, chitynowa płyta. Na wysokości, gdzie normalnie znajdują się usta wyrastały dwie grube czułki z kilkoma stawami. Z pleców chudego, owadziego ciała wystawały ostro zakończone, długie wypustki. Dwie pary rąk, zakończone szczypcami zamiast dłońmi stukały w zniecierpliwieniu o blat. Szatynka bez problemu domyśliła się, że jest to nikt inny, tylko kobieta nazywana przez wszystkich Szefową.

– Można by zapalić jakieś światło? – Spytała bez ogródek, mrużąc oczy. – Przepraszam, ale nic nie widzę w tych ciemnościach.

– Ach, ależ proszę bardzo – głos rozmówczyni ociekał jadem. – Rozumiem, że nie przeszkadza ci to, że nie będziesz mnie widzieć w takiej sytuacji? Jesteś zainteresowana pooglądaniem sobie dokumentacji zamiast mojej uroczej osoby?

Aimez uśmiechnęła się nieznacznie zorientowawszy, że właśnie podpadła pracodawcy, który ma prawdopodobnie w planach ją unicestwić. To w żadnym razie nie było mądre.

– Data powstania kartotek i robocza nazwa: Zemia, potwierdzają, iż to pani jest odpowiedzialna za ten świat. Wie pani, jak wygląda sytuacja? – Kontynuowała Szefowa. W pokoju rozległ się nieprzyjemny chrobot trzech kończyn poruszanych pod stołem. Dziewczyna kiwnęła tylko głową. – To dobrze. Najchętniej to w takiej sytuacji posłałabym od razu panią w cholerę, gdzie czas rośnie. Ale trochę mi to nie na rękę… Korporacja potrzebuje zdobyć odrobinę dobrej opinii. JA potrzebuję dobrej opinii. Tak więc, żeby nie przedłużać: będę wspaniałomyślna i dam pani szansę na uratowanie tego bałaganu. Jeżeli chce pani uzyskać Zezwolenie, musi mi pani udowodnić, że ta cała Zemia jest coś warta. Ma pani, hmmm… Karaton chyba wystarczy. Żegnam, życzę powodzenia.

– Ale przepraszam – zlekceważona zawołała do pleców odwróconej Szefowej – to wszystko? A jaki jest przelicznik czasu? I co tam się teraz w ogóle dzieje?

– A co mnie to? – Syknęła tamta w odpowiedzi, poprawiając profesjonalnie po chwili. – Niestety, ale jaki jest przelicznik nie wiemy, ponieważ nikt nigdy tego Świata nie kontrolował. Musi pani liczyć na szczęście. Co do tego, co się dzieje, to najnowsze dane mówią o ogromnej ilości zgonów na pewnej części tego świata. Przestało istnieć około jednej trzeciej tamtejszej populacji. Możliwe jednakże, że nikogo już tam pani nie zastanie, dane o tej masowej śmierci również są przestarzałe. Ostatecznie więc może pani prosić o oznaczenie świata jako rezerwatu… Oczywiście jeżeli coś tam jeszcze jest…

Na tym był koniec rozmowy, można było to zauważyć bez problemu. Aimez westchnęła ciężko i wyszła.

Gdy wróciła do Wielkiej Sali nikogo już tam nie było. Wcale się nie dziwiła. W końcu kryzys został zażegnany, znalazł się kozioł ofiarny. Więc czymże inni mieliby więcej przejmować?

– Aimez?… – jednak nie została sama. Spojrzała w kierunku, z którego dobiegał głos. Pod ekranem przedstawiającym wciąż Wszechświat stali jej przyjaciele.

– Mam jeden karaton na rozwiązanie problemu Zemi… Nie wiem ile to będzie tam, na miejscu… Muszę się spieszyć.

– Będziemy w kontakcie, jasne? – Nerner nie spuszczała z despotycznego tonu, dziewczyna pokiwała tylko głową w geście zrozumienia.

– Nie zamartwiaj się. – Mrugnął do niej Nedeen. – Jesteśmy do siebie podobni, może mieszkańcy twojego świata są równie fajni co ja, hm?

Uśmiechnięta zostawiła ich samych. Żałowała, że nie mogła ze sobą zabrać towarzystwa.

Nim dotarła do punktu przejścia, miała możliwość przyjrzenia się przez ogromne, szklane ściany Komorze Rozrodczej. Przystanęła zauroczona widokiem. W błękitnej, lekko mętnej substancji pływały małe embriony o różnych kształtach, rozmiarach i rożnych stopniach rozwoju. Pływały stosunkowo chaotycznie, jak to się takim istotkom zdarza ale można było zauważyć, że większość mniej rozwiniętych stworków przebywała na niższych wysokościach niż te bliższe narodzin. Nieprzejrzystość płynu ograniczała widoczność, zamieniając większość ciałek w szare cienie.

Odwróciła się, wracając do swoich spraw, gdy niespodziewanie coś zastukało. Podskoczyła przestraszona i spojrzała ponownie na akwarium bojąc się, że pękło szkło. Zamiast tego ujrzała przylepioną do szyby, niczym glonojada małą, pokrytą pancerzykiem z naciągniętej skóry maszkarę. Nadzwyczaj urodziwą maszkarę, stukającą piąstką w okno i uśmiechniętą do Aimez.

– Hej mały – odstukała malcowi, co go odkleiło od okna. – Lepiej szybko stąd nie wypływaj.

Jak na złość, ruszył w górę zbiornika.

 

Koniec

Komentarze

Dobra, czekam na cz.2.

Biurokracja już na etapie stwarzania światów? Może być interesująco...

dobrze się zapowiada:)

“A lesson without pain is meaningless. That's because no one can gain without sacrificing something. But by enduring that pain and overcoming it, he shall obtain a powerful, unmatched heart. A fullmetal heart.”

Hmmm. Nie przemawia do mnie ta idea – każda istota przychodząc na świat, przy okazji stwarza wszechświat. Niektóre dostają potem akceptację. To chyba cud, że dotychczas tylko jeden nie dostał. Nikt się tymi tworami nie opiekuje, ale każdy jest odpowiedzialny. Jakie w ogóle są kryteria “dobroci” wszechświata?

Póki co, nie kumam Twojego uniwersum, ale poczytam dalej.

Babska logika rządzi!

Osobliwy świat, mnie raczej nie zaciekawił, ale może druga część poprawi wrażenie.

Wykonanie, niestety, nie najlepsze – sporo błędów i różnych usterek. :(

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Wykonanie mogłoby być lepsze :(

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka