- Opowiadanie: Sethrael - Zmiana przeznaczenia

Zmiana przeznaczenia

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Biblioteka:

AlexFagus, regulatorzy

Oceny

Zmiana przeznaczenia

 

 

Mi­łość nie przy­no­si­ła już bez­gra­nicz­nych unie­sień. Nie­prze­mi­ja­ją­ca mło­dość wy­da­wa­ła się coraz mniej atrak­cyj­na. Dresz­cze, wy­wo­ły­wa­ne nie­gdyś gwał­tow­nym po­żą­da­niem jego ciała, ukry­ły się w sza­ro­ści wspo­mnień, umar­ły za­to­pio­ne w de­ka­dach spo­koj­ne­go ko­cha­nia. Ko­bie­ta przę­dła nić losu bez po­śpie­chu – wroga dłu­go­wiecz­no­ści. Chło­nę­ła sztu­kę, ad­o­ro­wa­ła wy­jąt­ko­wość. Świt nie­raz za­sta­wał ją w ob­ję­ciach ko­lej­nej po­wie­ści. Da­wa­ła uwo­dzić się po­ezji, flir­to­wa­ła z prozą. Za­ko­chi­wa­ła się w utwo­rach mu­zycz­nych, by po ja­kimś cza­sie po­rzu­cać je na rzecz płó­cien no­we­go mi­strza. Żyła pięk­nem. De­lek­to­wa­ła się nim, po­szu­ki­wa­ła i pra­gnę­ła. Inne aspek­ty eg­zy­sten­cji stra­ci­ły zna­cze­nie, stały się nie­zau­wa­żal­ne, znik­nę­ły. Spra­wa­mi bła­hy­mi, przy­ziem­ny­mi, ma­te­rial­ny­mi zaj­mo­wał się on. Może dla­te­go ko­ja­rzył się jej nie­kie­dy z po­spo­li­to­ścią, którą gar­dzi­ła. Nim wzgar­dzić nie umia­ła. I nie chcia­ła. Mi­łość, którą go ob­da­rzy­ła, była silna, nie­za­chwia­na i ła­god­na. Po­dob­na do wiel­kiej, spo­koj­nej rzeki le­ni­wie nio­są­cej do­nio­słość uczu­cia.

 

On żył tak, jak inni mu współ­cze­śni. Do­pa­so­wy­wał się do prze­mi­ja­ją­cych mód, do­stra­jał do oby­cza­jów, przy­wdzie­wał barwy ak­tu­al­nej men­tal­no­ści. Ma­wiał, że lubi być na bie­żą­co. Życie trak­to­wał jak nie­koń­czą­cą się przy­go­dę, każdy dzień witał z en­tu­zja­zmem i cie­ka­wo­ścią. De­lek­to­wał się świa­do­mo­ścią dłu­go­wiecz­no­ści, cie­szył nie­ogra­ni­czo­ny­mi per­spek­ty­wa­mi, snuł plany. Z ra­do­ścią od­da­wał się po­zna­wa­niu no­wi­nek tech­nicz­nych. Był czło­wie­kiem współ­cze­snym, nie­za­leż­nie od epoki. Sta­łym w zmien­no­ści.

 

Ona była jego przy­sta­nią, domem. Da­ją­cą wy­tchnie­nie, otu­la­ją­cą spo­ko­jem, oazą. On chro­nił ją przed zbru­ka­ną przez sza­rość co­dzien­no­ścią, za­pew­niał byt, umoż­li­wiał za­to­pie­nie się w po­szu­ki­wa­niach pięk­na. Tak od­mien­ni, byli jed­nym. Każ­de­go ranka parli w prze­ciw­ne stro­ny, by wie­czo­ra­mi wra­cać do sie­bie, prze­peł­nie­ni spo­koj­ną tę­sk­no­tą, spra­gnie­ni le­ni­wej bli­sko­ści. Co wie­czór szu­ka­li się i od­naj­dy­wa­li, nie­spiesz­nie, de­li­kat­nie, mięk­ko. Kro­czy­li razem, bez daw­ne­go ognia, lecz w ko­ją­cym cie­ple wiecz­ne­go żaru. W ła­god­nym zro­zu­mie­niu.

 

Chłód po­ja­wił się nie­po­strze­że­nie. Za­kradł się bez­sze­lest­nie, stu­dząc tlącą się spo­koj­nie i pew­nie doj­rza­łą na­mięt­ność. Po­cząt­ko­wo nie do­strze­ga­ła drob­nych zmian w jego za­cho­wa­niu. Ona, tak prze­cież wraż­li­wa, nie wy­chwy­ci­ła od­mien­ne­go spoj­rze­nia, czę­ste­go za­my­śle­nia, nie za­nie­po­ko­iła jej ma­ło­mów­ność. Do­pie­ro gdy jego ciało, pierw­szy raz od ponad dwu­stu lat, nie za­re­ago­wa­ło na dotyk, po­ję­ła, że go traci.

 

Pięk­no nagle prze­sta­ło mieć war­tość, wy­jąt­ko­wość stała się nie­istot­na. Bez niego, tak prze­siąk­nię­te­go bez­barw­ną co­dzien­no­ścią, glo­ry­fi­ko­wa­na sztu­ka oka­za­ła się pusta, nie­atrak­cyj­na, bez­sen­sow­na. Roz­pacz wcią­ga­ła ko­bie­tę w czar­ną ot­chłań, ni­czym roz­sza­la­ły wir. Krzyk stra­chu roz­brzmiał w jej wnę­trzu, zwie­lo­krot­nił się echem ty­się­cy po­dej­rzeń i lęków, wy­do­stał się na po­wierzch­nię w prze­bra­niu sło­nych stru­mie­ni me­an­dru­ją­cych po bla­dych po­licz­kach. Apa­tia skie­ro­wa­ła ku niej mętne spoj­rze­nie, wy­su­nę­ła skost­nia­łe palce. Ode­pchnę­ła je z tru­dem. Nie pod­da­ła się, więc strach i nie­do­wie­rza­nie prze­isto­czy­ły się w gniew. Stłu­mi­ła krzyk, a stru­mie­nie wy­schły. Silna i zde­ter­mi­no­wa­na spoj­rza­ła wy­zy­wa­ją­co na rze­czy­wi­stość.

 

In­stynkt, naj­lep­szy przy­ja­ciel nie­szczę­śli­wej ko­bie­ty, ujął jej dłoń i de­li­kat­nie po­wiódł ku przy­czy­nie za­gro­że­nia. Stała wpa­trzo­na w ekran, a nie­do­wie­rza­nie, gniew i żal kar­mi­ły się wza­jem­nie. Rosły i na­brzmie­wa­ły, aż ewo­lu­owa­ły w furię.

 

Wy­ru­szy­ła w po­dróż, jak nie­gdyś.

 

Pust­ka i chłód cze­ka­ły na niego. Wpadł w ich ob­ję­cia, gdy tylko wszedł do domu. Wołał. Od­po­wie­dzia­ło mu mil­cze­nie. Szu­kał, lecz zna­lazł je­dy­nie od­bi­cia wspo­mnień. Roz­pa­czał, pra­gnąc uko­je­nia. W końcu je zna­lazł, jak każdy. Nie od­gadł, nie do­my­ślił się, że znik­nę­ła z po­wo­du tej, która po­now­nie sta­wa­ła się bladą na­miast­ką utra­co­nej to­wa­rzysz­ki. Je­dy­nej przy­ja­ciół­ki.

 

Ruiny pa­trzy­ły na ko­bie­tę z de­ka­denc­ką obo­jęt­no­ścią. Zimny wi­cher wła­dał znisz­czo­nym za­mczy­skiem, w któ­rym kwi­tło nie­gdyś zbó­jec­kie życie. Zbli­ży­ła się, po­wo­li tonąc w mroku sta­rych murów. Fala wspo­mnień ude­rzy­ła nagle, za­le­wa­jąc umysł ob­ra­za­mi z prze­szło­ści. Le­ża­ła tu nie­gdyś, będąc dziec­kiem, prze­ra­żo­na. Zdana na łaskę ka­pry­śnej dziew­czyn­ki. Wtedy, to gło­śne i ludne miej­sce bu­dzi­ło w niej grozę. Teraz – puste, ciem­ne i mar­twe, wy­da­ło się przy­ja­zne. Ozna­cza­ło bli­skość celu. Przy­wy­kłe do mroku oczy wy­ło­wi­ły małą rysę w gę­stwi­nie sza­ro­ści. Zbli­ży­ła się i pod­nio­sła po­kry­ty rdzą nóż. Ten, który nie­gdyś ro­dził prze­ra­że­nie. Teraz na­le­żał do niej.

 

Pę­dzi­ła gnana wście­kło­ścią, znie­czu­lo­na gnie­wem, kar­mio­na żądzą ze­msty. Płat­ki śnie­gu omi­ja­ły ją, bojąc się spo­tka­nia z roz­ża­rzo­ną furią. Mi­nę­ła miej­sce, w któ­rym dawno temu stała chat­ka sta­rej La­pon­ki. Bie­gła, gnała, uno­si­ła się w pę­dzie. Prze­fru­nę­ła obok po­zo­sta­ło­ści domu mą­drej Finki. Wy­lą­do­wa­ła do­pie­ro przy krza­ku czer­wo­nych jagód. Dalej ru­szy­ła po­wo­li, do­stoj­nie, pew­nie. Lo­do­wi straż­ni­cy roz­pusz­cza­li się ze stra­chu przed go­re­ją­cą nie­na­wi­ścią.

 

Męż­czy­zna, ru­sza­jąc mia­ro­wo we­tknię­tą w spodnie dło­nią, sie­dział wpa­trzo­ny w ekran. Chło­nął pokaz. Tam, spe­cjal­nie dla niego, prę­ży­ła się pół­na­ga ko­bie­ta. Po­cie­szy­ciel­ka. Wy­dę­ła czer­wo­ne usta w gry­ma­sie trium­fal­ne­go uśmie­chu. W ta­kich chwi­lach wie­dzia­ła, że on na­le­ży tylko do niej. Tak jak kie­dyś. Była prze­cież kró­lo­wą. Była znów jego kró­lo­wą. Prę­ży­ła się, a śnieg wi­ro­wał, sza­lał wokół zim­ne­go, do­sko­na­łe­go ciała. On przy­glą­dał się wi­do­wi­sku, roz­par­ty w fo­te­lu przed mo­ni­to­rem. Urze­czo­ny, za­hip­no­ty­zo­wa­ny, bez­re­flek­syj­ny. Nagle szy­bu­ją­ce płat­ki znik­nę­ły, sto­pi­ły się. Męż­czy­zna do­strzegł za ple­ca­mi wi­ją­cej się wład­czy­ni drob­ną, młodą ko­bie­tę. Ta po­de­szła cicho, zde­cy­do­wa­nie. Jedna ręką szyb­ko i pew­nie chwy­ci­ła kró­lo­wą za włosy. Drugą, uzbro­jo­ną w po­rdze­wia­łe ostrze, bły­ska­wicz­nie i bez­li­to­śnie mocno prze­su­nę­ła po bia­łej szyi.

 

Po­wo­li wy­cią­gnął ze spodni drżą­cą dłoń. Z mo­ni­to­ra pa­trzy­ła na niego ona. Inna, obca, lecz jed­nak ona. De­li­kat­na po­szu­ki­wacz­ka pięk­na gó­ro­wa­ła nad drga­ją­cym cia­łem. Stała w ka­łu­ży czer­wie­ni, z okrwa­wio­nym, za­rdze­wia­łym nożem w dłoni. Zbli­ży­ła się do ka­me­ry i prze­mó­wi­ła, ce­dząc każde słowo przez za­ci­śnię­te zęby:

– Je­ste­ście, bez wy­jąt­ku, skoń­czo­ny­mi idio­ta­mi. Macie cie­pło i mi­łość na wy­cią­gnię­cie ręki, lecz za­wsze ule­ga­cie zim­nym sukom bez serca. Nawet ty. Do­sta­niesz zatem to, czego wszy­scy tak pra­gnie­cie. Wra­cam. Szy­kuj się na nowy roz­dział w życiu.

 

Od­da­la­ła się od mar­twej kró­lo­wej nie­spiesz­nie. Speł­nio­na, pięk­niej­sza niż kie­dy­kol­wiek. Każdy krok ko­bie­ty po­wo­do­wał pę­ka­nie ścian lo­do­we­go pa­ła­cu. Prze­szła dum­nie obok za­mar­z­nię­te­go je­zio­ra, na któ­rym zmro­żo­ne brył­ki wciąż two­rzy­ły, uło­żo­ny przed ponad dwu­stu laty, napis „Wiecz­ność”. Wtedy dał im wol­ność i prze­klął dłu­gim ży­ciem. Teraz, gdy ko­bie­ta opusz­cza­ła mroź­ne pust­ko­wie, drże­nie wy­wo­ła­ne jej kro­ka­mi zru­szy­ło ka­wał­ki lodu. Napis „Wiecz­ność” roz­padł się zdej­mu­jąc klą­twę. W jego miej­scu krysz­ta­ły utwo­rzy­ły słowo „Wła­sność”, wią­żąc cze­ka­ją­ce­go w domu, onie­mia­łe­go męż­czy­znę, nowym prze­zna­cze­niem.

Koniec

Komentarze

Do kon­kur­su.

Po­do­ba mi się ten me­lan­cho­lij­ny na­strój, choć mam wra­że­nie, że nie do końca zro­zu­mia­łem prze­sła­nie an­ty­baj­ki. Przy­znać jed­nak muszę, że na­pi­sa­na jest zgrab­nie i czyta się ją do­brze. W oczy rzu­ci­ły mi się tylko ja­kieś dro­bia­zgi do po­pra­wy:

Ona, tak prze­cież wraż­li­wa, nie wy­chwy­ci­ła od­mien­ne­go spoj­rze­nia, czę­ste­go za­my­śle­nia, nie za­nie­po­ko­iła ją ma­ło­mów­ność. => chyba ra­czej "nie za­nie­po­ko­iła jej ma­ło­mów­ność"?

Roz­pacz wcią­ga­ła ko­bie­tę w czar­ną ot­chłań, ni­czym roz­sza­la­ły wir. => ten prze­ci­nek jest ab­so­lut­nie zbęd­ny.

Zbli­ży­ła się i pod­nio­sła po­kry­ty rdzą nóż. Ten, który nie­gdyś ro­dził prze­ra­że­nie. => ra­czej "bu­dził prze­ra­że­nie". Poza tym to można było wszyst­ko ład­nie wpleść w jedno zda­nie.

Jedna ręką szyb­ko i pew­nie chwy­ci­ła kró­lo­wą za włosy. Drugą, uzbro­jo­ną w po­rdze­wia­łe ostrze, bły­ska­wicz­nie i bez­li­to­śnie mocno prze­su­nę­ła po bia­łej szyi. => ra­czej ostrzem po­win­na prze­cią­gnąć po tej szyi niż dło­nią.

Po­zdra­wiam.

Ja też nie je­stem pewna, czy zro­zu­mia­łam. No bo dla­cze­go facet cały czas trzy­mał rękę w spodniach? Wsty­dził się przed su­ką-strip­ti­zer­ką wyjąć to, co tam ukry­wał? A chyba wy­god­niej by­ło­by mu...

A tak serio mó­wiąc - nie lubię w ten spo­sób na­pi­sa­nych, po­etyc­kich tek­stów, bez dia­lo­gów, za to peł­nych me­ta­for. A ra­czej po­win­nam na­pi­sać - z re­gu­ły nie lubię. Ty na­pi­sa­łeś to opo­wia­da­nie tak do­brze, że czyta się jed­nym tchem. Myślę, że nie­wie­lu z nas po­tra­fi­ło­by coś ta­kie­go na­pi­sać, by nie śmier­dzia­ło gra­fo­ma­nią. Myślę, że Tobie się udało.

Wła­śnie... hm. Tekst pew­nie trze­ba prze­czy­tać kilka razy, by wy­ła­pać wszyst­kie Twoje praw­dy. Jak mam być szcze­ra, nie prze­pa­dam za takim na­gro­ma­dze­niem prze­no­śni. Jed­nak. Wła­śnie - JED­NAK. Twój tekst po­chło­ną mnie tak bar­dzo, że nawet znie­chę­ca­ją­cy po­czą­tek (w moim od­czu­ciu) nie był w sta­nie mnie po­wstrzy­mać przed cał­ko­wi­tym prze­czy­ta­niem. Wiesz, chyba do­brze Ci to wy­szło. No i jak tak teraz czy­tam ko­men­tarz Fanty u góry - zga­dzam się z Nią w stu pro­cen­tach. Jest Pan zdol­ny, Panie Se­th­re­al. Żeby sprze­dać komuś coś, za czym nie prze­pa­da. I jesz­cze, żeby się z tego cie­szył. No, no. Sza­cu­ne­czek, na­praw­dę.

Po­zdra­wiam.

Pod­pi­su­ję się pod ko­men­ta­rza­mi fanty i mai, bo sama le­piej bym nie ujęła wła­snych wra­żeń. Gra­tu­lu­ję świet­nie na­pi­sa­ne­go tek­stu.

Czy do­brze od­czy­ta­łam w Two­jej an­ty­baj­ce współ­cze­sną wer­sję dzie­ła pana An­der­se­na?

Po­zdra­wiam.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Yoss, cie­szę się, że czy­ta­ło się do­brze i na­strój tek­stu przy­padł Ci do gustu. Rze­czy­wi­ście, po­win­no być "jej" nie "ją", po­pra­wi­łem, dzie­ki za wy­ła­pa­nie błędu. Przed "ni­czym roz­sza­la­ły wir" po­zo­sta­wię prze­ci­nek. Wiem, że nie musi go tam być, chciał­bym jed­nak aby czy­tel­nik pod­czas lek­tu­ry przy­sta­nął na chwi­lę w tym miej­scu. Pier­wot­nie to miało być nawet od­dziel­ne zda­nie. "Ro­dził" rów­nież zo­sta­wiam. Zdaję sobie spra­wę, że "bu­dził" brzmia­ło­by może bar­dziej na­tu­ral­nie, jen­dak "ro­dze­nie prze­ra­że­nia" wpi­su­je się w przy­ję­tą prze­ze mnie kon­wen­cję... mam na­dzie­ję :) Nad opi­sem po­de­rżnię­cia gar­dła my­śla­łem sporo, zmie­nia­łem go kilka razy nim za­mie­ści­łem tekst. Nie wiem, może po pro­stu oswo­iłem się już z tym zda­niem, ale w mojej opi­nii ono pa­su­je, zatem też zo­sta­wiam! Co do prze­sła­nia, to może być ich kilka, lub, jak kto woli - jedno ale wie­lo­wąt­ko­we :) Naj­bar­dziej czy­tel­ne, moim zda­niem, za­wie­ra się we frag­men­cie: "Od­da­la­ła się od mar­twej kró­lo­wej nie­spiesz­nie. Speł­nio­na, pięk­niej­sza niż kie­dy­kol­wiek". W pier­wot­nej wer­sji było jesz­cze po tym "Bez­dusz­nie ra­do­sna", jed­nak nie umie­ści­łem tego, bo wy­da­ło mi się zbyt bez­po­śred­nie, oczy­wi­ste i... ja­kieś takie prze­sa­dzo­ne i nie­pa­su­ją­ce do resz­ty.

 

Fanto, dobry tekst! Twoja uwaga tech­nicz­na do­ty­czą­ca ma­stur­ba­cji roz­ło­ży­ła mnie na ło­pat­ki! :) Za­łóż­my, że gadał z kró­lo­wą przez skype, a strip­tiz był nie­spo­dzie­wa­ny i nie zdą­zył sie przy­go­to­wać; albo sie­dział w roz­cią­gnię­tych dre­sach i mu to nie prze­szka­dza­ło; lub cze­kał na prze­sył­kę po­le­co­ną i spo­dzie­wał się do­sta­wy w każ­dej chwi­li, więc wolał po­zo­stać ubra­ny; albo miał kom­plek­sy więc wsty­dził sie nawet przed sobą! O!

 

Fanto, Maju, Re­gu­la­orzy, pi­sząc ten tekst mia­łem świa­do­mość, że opo­wia­da­nia, w któ­rych kli­mat jest rów­nie ważny jak fa­bu­ła (jeśli nie waż­niej­szy), a war­stwa ję­zy­ko­wa zo­sta­ła wzbo­ga­co­na o sporą ilość me­ta­for, nie mają na por­ta­lu wielu zwo­len­ni­ków. Sam nie prze­pa­dam za tek­sta­mi, w któ­rych jest tyle po­zor­ne­go pięk­na, że w sumie nie wia­do­mo o co au­to­ro­wi cho­dzi­ło. Uwa­ża­cie, że  wy­sze­dłem z na­pi­sa­nia po­etyc­kie­go tek­stu obron­ną ręką i nie wpa­dłem w pu­łap­kę gra­fo­ma­nii, i to cie­szy mnie naj­bar­dziej! Dzię­ku­ję za cie­płe przy­ję­cie opo­wia­da­nia.

 

Re­gu­la­to­rzy, tak - mój tekst to "dal­sze przy­go­dy Kaja i Gerdy" :) Po­cząt­ko­wo chcia­łem na­pi­sać opo­wia­da­nie lek­kie i hu­mo­ry­stycz­ne, w któ­rym Kró­lo­wa Śnie­gu miała pro­wa­dzić stro­nę ero­tycz­ną www.królo­wa­_lo­dow.com, a Gerda miała na­rze­kać przy­ja­ciół­ce, że pil­no­wa­ła Kaja tak do­brze, że jej imie­niem na­zwa­no firmę pro­du­ku­ją­ca zamki i sys­te­my an­tyw­ła­ma­nio­we... Ko­niec koń­ców po­sta­no­wi­łem jed­nak na­pi­sać po­waż­nie i ambt­nie, a co!

 

Po­zdra­wiam.

Sorry, taki mamy kli­mat.

I do­brze, że na­pi­sa­łeś am­bit­nie. Wy­szło.

Skoro to były roz­cią­gnię­te dresy, to ok ;)

Nie wpa­dłeś w pu­łap­kę gra­fo­ma­nii, ale wy­da­je mi się, że tekst nie stra­cił­by na war­to­ści, gdy­byś zo­sta­wił nieco wię­cej tro­pów. Wręcz prze­ciw­nie. A może tylko tak się wy­mą­drzam, bo czuję od­dech kon­ku­ren­cji na karku ;).

Myślę jed­na­ko­woż, że miał na sobie dres, nie dresy. Chyba że wło­żył na sie­bie co naj­mniej dwie luźne bluzy i dwie pary spodni – ale wtedy pew­nie by sobie utrud­nił. ;-)

 

Po­zdra­wiam ra­do­śnie, bo ma się ku wio­śnie. ;-)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Fan­ta­stycz­ne! Ja, w prze­ci­wień­stwie do wcze­śniej się wy­po­wia­da­ją­cych, uwiel­biam wszel­kie opisy pełne m.in. me­ta­for, po­rów­nań, można by rzec - de­lek­tu­ję się nimi. ;) Jasne, cza­sem opis jed­nej rze­czy zaj­mu­je dość dużo miej­sca, nie­szczę­śli­we kon­struk­cje pełne są po­wtó­rzeń, ale nie tutaj! :D

Do baśni An­der­se­na mam szcze­gól­ny sen­ty­ment i to, co mi się nie po­do­ba, to ten bru­tal­ny re­alizm, znisz­cze­nie nie­win­nej otocz­ki, ale prze­cież o to cho­dzi... dla­te­go je­stem na tak! :) Brawo ;)

Re­gu­la­to­rzy - nie zga­dzam się. Dres to wła­śnie cały kom­plet - bluza i spodnie. Na część dresu - spodnie - mó­wi­my dresy. Nie dam sobie ręki uciąć za jego po­praw­ność, ale wiem, że przy­ję­ło się w ję­zy­ku pol­skim tak mówić. Wy­ni­ka to chyba z "po­dwój­ne­go" cha­rak­te­ru spodni. Sam rze­czow­nik spodnie wy­stę­pu­je prze­cież tylko w licz­bie mno­giej. Dla­te­go - dżin­sy, sztruk­sy, ry­bacz­ki itd.. Więc czemu nie dresy?

Fanto, ja rów­nież nie po­świę­cę żad­nej czę­ści mego ciała, bo je­stem do wszyst­kich ogrom­nie przy­wią­za­na, ale z tego co wiem, dres jest stro­jem spor­to­wym, skła­da­ją­cym się z dłu­gich spodni i bluzy. Jest luźny i wy­god­ny. Jeśli ubio­rę się tylko w spodnie z tego kom­ple­tu, to one nadal będą jedną parą spodni. Będę miała na sobie spodnie od dresu. Tak jak gar­ni­tur –– o męż­czyź­nie, który wła­śnie zdjął ma­ry­nar­kę, nikt nie powie, że zo­stał w gar­ni­tu­rach. Dżins i sztruks są tka­ni­na­mi, z któ­rych szyje się naj­po­pu­lar­niej­sze na świe­cie spodnie. I rze­czy­wi­ście, w po­tocz­nej mowie przy­ję­ło się tak je na­zy­wać –– dżin­sy, sztruk­sy. Ak­cep­tu­ję to. Ale o spodniach od gar­ni­tu­ru, nikt nie powie, że to ga­bar­dy­ny lub elany. Dres nie jest nazwą tka­ni­ny/dzia­ni­ny, więc nie widzę po­wo­du, by spodnie od tego stro­ju na­zy­wać dre­sa­mi. Ry­bacz­ki, ogrod­nicz­ki, far­mer­ki –– to spodnie cha­rak­te­ry­stycz­ne dla węd­ka­rzy, ogrod­ni­ków i far­me­rów. Dres jest stro­jem spor­to­wym, tre­nin­go­wym, ale nie sły­sza­łam, by jakiś spor­to­wiec po­wie­dział, że nosi spor­ty czy tre­nin­gi. Twier­dzę, że dresy, to okre­śle­nie kilku kom­ple­tów stro­ju spor­to­we­go. I tego będę się trzy­mać. Tak jak nigdy nie po­wiem, że śpię w pi­ża­mach, bo uda­jąc się na nocny spo­czy­nek, wkła­dam pi­ża­mę. A przy oka­zji –– dość spe­cy­ficz­ne spodnie z no­gaw­ka­mi się­ga­ją­cy do po­ło­wy łydki, w ja­kich czę­sto wy­stę­pu­je An­tho­ny Kie­dis z RHCP, moja bra­ta­nicz­ka na­zwa­ła „an­to­nów­ki”. Ale to tylko na nasz, wła­sny uży­tek. Eks­pe­dient­ka w bu­ti­ku była prze­ko­na­na, że mó­wi­my o jabł­kach. ;-) Po­zdra­wiam.  

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Tekst nawet mi się po­do­bał, jed­nak nie prze­ma­wia­ją do mnie w peł­nie te tek­sty, w któ­rych bra­ku­je opra­wy, oto­cze­nia, świa­ta; w za­mian są kłę­bią­ce się emo­cje, myśli, zda­rze­nia. Takie nagie. Wtedy cze­goś bra­ku­je. Na­wią­zu­jąc do po­przed­ni­ków, nie zbu­dzi­łeś we mnie ni­cze­go, obo­jęt­nie prze­czy­ta­łem od góry do dołu, poza tym - uwa­żam, że były mo­men­ty, w któ­rych tą "gra­fo­ma­nią" za­pach­nia­ło.

 

 

Po­zdra­wiam.

Gdy­bym miała wąsy, to bym była dziad­kiem, a tak je­stem sy­gna­tur­ką!

Ok, ale nikt nie mówi spor­ty, tre­ni­gni czy gar­ni­tu­ry (w sen­sie spodnie od gar­ni­tu­ru). A dresy - moim zda­niem to okre­śle­nie tak mocno wro­sło to w język pol­ski, że można je uznać to za po­praw­ne. Oczy­wi­ście - jasna spra­wa, że z sa­me­go faktu uży­wa­nia cze­goś przez ogół nie wy­ni­ka po­praw­ność, ale myślę, że w tym przy­pad­ku nie by­ło­by ni­czym złym, gdyby dresy po­praw­ne się stały. Co in­ne­go wy­ra­że­nia typu "po naj­mniej­szej linii oporu" - mówi tak więk­szość ludzi, ale nigdy nie bę­dzie to wy­ra­że­nie po­praw­ne, bo wy­stę­pu­je odej­ście od pier­wot­ne­go zna­cze­nia, zwrot ten nie ma po pro­stu sensu. Po­dob­nie - "w każ­dym bądź razie" - bar­dzo czę­sty błąd, który za­wsze bę­dzie błę­dem, bo nie trzy­ma się kupy. Albo - "po­szłem" za­miast "po­sze­dłem", to prze­czy ogól­nym za­sa­dom two­rze­nia koń­có­wek cza­sow­ni­ków i nikt mnie nie zmusi do uzna­nia tej formy za po­praw­ną. Ale co jest złego w dre­sach? Nie­waż­ne, że dres nie jest tka­ni­ną/dzia­ni­ną. Mówmy "ry­bacz­ki", mimo że ry­bacz­ka (ee?)też ma­te­ria­łem nie jest.

Ja mówię "dresy". Bo kró­cej i ła­twiej niż "spodnie od dresu". Nie wy­da­je mi się, by był to błąd, a już na pewno nie błąd za­słu­gu­ją­cy na wska­za­nie go w ko­men­ta­rzu.

Po­zdra­wiam!

Re­gu­la­tor­ko, bar­dzo lubię takie dys­ku­sje :)

Ja oso­bi­ście nie zno­szę ta­kich dys­ku­sji, ale uwa­żam, że re­gu­la­to­rzy mają rację. Po­wiem szcze­rze, że nawet nigdy nie spo­tka­łam się z okre­śle­niem "dresy" na spodnie dre­so­we. No i ar­gu­ment z gar­ni­tu­rem zu­peł­nie mnie prze­ko­nał :).

Po­zdra­wiam :).

Nasi ro­da­cy, na co dzień mówią bar­dzo źle i zu­peł­nie nie zdają sobie z tego spra­wy.

Cier­pię, gdy sły­szę zna­jo­mą na­ka­zu­ją­cą dziec­ku: „Ubierz kurt­kę, bo zimno”. Po chwi­li, gdy coś do niej mówię, a ona zga­dza się ze mną i po­ta­ku­je: „Do­kład­nie”, za­czy­nam prze­bą­ki­wać, że po­win­nam się że­gnać, bo tro­chę się spie­szę, to ta ze zro­zu­mie­niem kiwa głową i po­wia­da: „Tak, cięż­ko teraz z cza­sem”. Wtedy boli mnie już cały czło­wiek.

A to tylko ma­leń­ki przy­kład.

Cier­pię, gdy eks­pe­dient­ka, wy­cho­dząc z za­ple­cza, ko­mu­ni­ku­je: „Idę na sklep”, gdy sły­szę, że po­sło­wie ob­ra­do­wa­li „na ko­mi­sji”. Gdy ktoś zwra­ca się do mnie: „Pro­szę panią”, mam ocho­tę za­py­tać: „O co mnie pan prosi?”.

 

Mówie tak, bo wszy­scy tak mówio”, nie jest dla mnie ar­gu­men­tem.

Wiem, że lu­dzie mówią źle i praw­do­po­dob­nie będą mówić coraz go­rzej, zu­peł­nie nie zda­jąc sobie z tego spra­wy.  Nic na to nie po­ra­dzę, ni­cze­go nie zmie­nię. Język po­tocz­ny rzą­dzi się in­ny­mi pra­wa­mi. Bywa, że ktoś nie sły­szy, że mówi źle, ale za­uwa­ża te błędy, gdy są na­pi­sa­ne. Pew­nie i mnie zda­rza się cza­sem po­wie­dzieć zda­nie, któ­re­go w życiu bym nie na­pi­sa­ła.

Jed­nak tu jest por­tal li­te­rac­ki i jeśli uznam, że jakiś zwrot, wyraz czy zda­nie, nie są pra­wi­dło­we, wy­tknę to. Inna spra­wa, że autor nie musi z moich rad ko­rzy­stać. To jego opo­wia­da­nie, zrobi z nim co ze­chce.

„Mówmy "ry­bacz­ki", mimo że ry­bacz­ka (ee?)też ma­te­ria­łem nie jest”. –– Wszak na­pi­sa­łam: Ry­bacz­ki, ogrod­nicz­ki, far­mer­ki –– to spodnie cha­rak­te­ry­stycz­ne dla węd­ka­rzy, ogrod­ni­ków i far­me­rów. Ich nazwa wiąże się z za­wo­dem/pracą/za­ję­ciem –– ogrod­nik w ogrod­nicz­kach, far­mer w far­mer­kach. Dla­te­go też węd­karz, za­miast pod­wi­jać no­gaw­ki zwy­kłych spodni, za­kła­da krót­sze ry­bacz­ki. A że spodnie te są fajne, po­wszech­nie no­szo­ne, ko­rzy­sta­my z ich nazwy.

 

Po­zdra­wiam. ;-)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Przyj­mu­ję do wia­do­mo­ści, ale nadal będę twier­dzić, że mając na sobie spor­to­we spodnie i takąż bluzę, je­stem ubra­na w dres. ;-)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Som­nia­tor, cie­sze się, że się po­do­ba­ło. Dzię­ki za prze­czy­ta­nie i ko­men­tarz.

Star­ga­te­Fan, miło mi, że Twoim zda­niem było przy­naj­miej w miarę zja­dli­we.

Ocho, a ja się, cho­le­ra, za­sta­na­wia­łem, czy tropy nie są zbyt oczy­wi­ste i or­dy­nar­ne, oraz czy nie po­ja­wi­ły sie za wcze­śnie. Ot masz.

Re­gu­la­to­rzy, Fanto, każdy pi­szą­cy ży­czył­by sobie tak cie­ka­wych dys­ku­sji pod wła­snym tek­stem, dzię­ku­ję!

Sorry, taki mamy kli­mat.

Nie, nie, drogi Se­th­ra­elu, w żad­nym razie "zja­dli­we". To jest dobre, przy­jem­ne, nad­mie­ni­łem co mnie po pro­stu nie przy­pa­dło do gustu i dla­te­go opo­wia­da­nie nie jest bar­dzo dobre.

 

 

Po­zdra­wiam :)

Gdy­bym miała wąsy, to bym była dziad­kiem, a tak je­stem sy­gna­tur­ką!

No może. Może po pro­stu ja wszyst­kie­go nie za­ła­pa­łam :).

Po­mi­mo, że lubię tek­sty prze­sią­gnię­te emo­cja­mi, to jak dla mnie za dużo tu jest emo­cji, a za mało akcji.

Star­ga­te­Fa­nie, cie­sze się tym bar­dziej.

Ocho, ;)

Ho­ma­rze, dzię­ki za prze­czy­ta­nie i ko­men­tarz.

Sorry, taki mamy kli­mat.

Rów­nież za­zna­czam swoją obec­ność, choć z lek­kim opóź­nie­niem. Opo­wia­da­nie przy­pa­dło mi do gustu. Zgrab­nie wplo­tłeś do tej baśni ele­ment cy­ber-mi­ło­ści, czy może ra­czej pseu­do-mi­ło­ści. Bar­dzo po­do­ba mi się po­mysł przed­sta­wie­nia Kró­lo­wej śnie­gu jako laski z dru­giej stro­ny szkla­ne­go ekra­nu. Jesz­cze cie­kaw­sza jest Gerda. W całym tek­ście wy­po­wia­da się tylko raz, ale w tych kilku zda­niach za­war­te jest wszyst­ko to co po­win­no, cała esen­cja. Jed­nak, po­dob­nie jak ho­ma­ro­wi, za­bra­kło mi tro­chę akcji.

Po­zdra­wiam.

Dzię­ki Mar­lę­to!

Sorry, taki mamy kli­mat.

Sam się pro­si­łeś…

 

Upchną­łeś sporo prze­no­śni i me­ta­for w jedno opo­wia­da­nie. Nie je­stem fanem ta­kie­go roz­wią­za­nia, je­że­li nie wy­ni­ka ze sty­li­za­cji lub fa­bu­ły, tu­dzież spo­so­bu kre­owa­nia po­sta­ci. Tylko nie­któ­re są tak traf­ne, że zo­sta­ją na chwi­lę w gło­wie: mi­łość jak le­ni­wa, pły­ną­ca rzeka, na ten przy­kład, jest bar­dzo ob­ra­zo­we, w punkt i do za­pa­mię­ta­nia. Od tego mo­men­tu re­la­cja bo­ha­te­rów była jasna, mo­głeś w sumie od razu wal­nąć gru­ba­śną czcion­ką dla kon­tra­stu "Ko­cha­li się, aż mu nie sta­nął".

A resz­ta tych ład­nych po­rów­nań jakoś się roz­my­ła, zanim prze­wi­ną­łem ekran w dół do ostat­nie­go ko­men­ta­rza. Przy­zna­ję jed­nak, ze spraw­nie spi­sa­ne, czyta się na jeden raz.

Wła­sność.

Hmmm.

Niby mocne, ale rów­nież mocno ste­reo­ty­po­we. Takie z pusz­cze­niem oka :)

Kró­lo­wa śnie­gu jako la­lecz­ka do ma­stur­ba­cji na ekra­nie – fajny po­mysł :) Przez ten brak emo­cji, chłód, sztucz­ność i chwi­lo­wość sie­cio­wych pa­nie­nek :) Ale poza tym – brak w tek­ście tego kopa, tak wy­lu­zo­wu­jesz czy­tel­ni­ka w pierw­szej po­ło­wie meczu, że w dru­giej nawet ostra akcja z nożem nie pod­no­si ci­śnie­nia.

 

Gdzieś tam w tek­ście Gerda naj­pierw mija chatę sta­rej La­pon­ki, potem obok lą­du­je nie­da­le­ko za – małe za­mie­sza­nie.

Mi­nę­ła miej­sce, w któ­rym dawno temu stała chat­ka sta­rej La­pon­ki. Bie­gła, gnała, uno­si­ła się w pę­dzie. Prze­fru­nę­ła obok po­zo­sta­ło­ści domu mą­drej Finki.

To jest jedna i ta sama chata czy dwie różne?

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

Pew­nie, że sam się pro­si­łem i otrzy­ma­łem szcze­rą opi­nię od czy­tel­ni­ka, któ­re­go uwa­żam za wni­kli­we­go, a na do­da­tek bę­dą­ce­go fanem ra­czej nie­me­ta­fo­rycz­nych tek­stów. O lek­kim po­strze­le­niu nie wspo­mnę ;) O to cho­dzi­ło, dzię­ki.

Ps. To były dwie od­da­lo­ne od sie­bie chaty.

Sorry, taki mamy kli­mat.

Ja nie wiem, kogo ty lekko po­strze­li­łeś, ale na twoim miej­scu ski­trał­bym broń dość do­kład­nie, bo może, cien­ki Bolek jeden, jed­nak za­cho­wać się nie­ho­no­ro­wo i do­nieść na po­li­cję. Pizzę na ten przy­kład ;)

 

La­pon­ka to także Finka. Czyli naj­pierw mi­nę­ła miej­sce, w któ­rym stała chata Finki, a potem prze­fru­nę­ła obok po­zo­sta­ło­ści domu mą­drej Finki. Chyba, że mi­nę­ła chatę Fin­kli, ale co Gerda, nóż i Fin­kla razem wy­pra­wia­ją, to ja się aż boję do­my­ślać… ;)

Ge­ne­ral­nie brzmi to, jakby się Ger­dzie po­mer­da­ło i za­pyr­pyr­ko­li­ła parę razy w kółko. Wokół cze­goś, co zo­sta­ło po ja­kiejś Fince, w do­dat­ku w krza­kach… Fuuu!

 

Tekst nie jest zły, ale za­rzu­ty pod­trzy­mu­ję – głów­ny, to to zme­ta­fo­ry­zo­wa­nie czy­tel­ni­ka przez pierw­sze kilka aka­pi­tów do stop­nia, w któ­rym wi­dząc Gerdę z nożem nad Kró­lo­wą Wło­ży­rę­kę­do­kie­sze­ni, od­bior­ca re­agu­je: "Hmmm… Cie­ka­we czego to jest me­ta­fo­ra? Wi­zu­ali­za­cja lęków Kaja przed od­kry­ciem tego, że ma­stur­ba­cja nie wy­ma­ga tyle wy­sił­ku i też jest przy­jem­na? Pod­świa­do­me pra­gnie­nie, by Gerda była choć odro­bi­nę ostrzej­sza, gdyż w ich związ­ku bra­ku­je pi­kan­te­rii?"

 

:)

 

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

Kli­ma­tycz­ny tekst. Bar­dzo po­do­ba­ło mi się tempo na po­cząt­ku, ko­ja­rzą­ce się z pa­da­ją­cym spo­koj­nie śnie­giem. Stąd też tro­chę nie pa­so­wa­ła mi koń­ców­ka – zbyt mało dy­na­micz­na na Psy­cho­fi­sho­we­go kopa, a zbyt kon­tra­sto­wa na to, by do końca zo­stać w tym le­ni­wym kli­ma­cie, gdy można za­mar­z­nąć i prze­oczyć wła­sną śmierć;)

Po­zdra­wiam

”Kto się myli w win­dzie, myli się na wielu po­zio­mach (SPCh)

La­pon­ka MOŻE być Finką, lecz nie musi, jed­nak błąd lo­gicz­ny jest, bo wpierw – za­kła­da­jąc że leci gdzieś z po­łu­dnia ra­czej – po­win­na mijać cha­łu­pę Finki, a do­pie­ro potem La­pon­ki nie­okre­ślo­nej na­ro­do­wo­ści ;) Nie za­sta­na­wia­łem się jed­nak nad tym, po w bajce Kaja spo­ty­ka­ła tak na­zwa­ne ko­bie­ty w tej wła­śnie ko­lej­no­ści :(

Alex, za­ło­że­nie było takie, że tekst miał roz­le­ni­wić, a koń­ców­ka kop­nąć so­lid­nie. Kop­nię­cie nie wy­szło :( To źle. Z dru­giej stro­ny – faj­nie, że po­tra­fię za­me­lan­cho­li­zo­wy­wać czy­tel­ni­ka. I two­rzyć cza­sow­ni­ki jak ten po­chy­lo­ny!

Dodam, że umiem też upiec mu­rzyn­ka (mam na myśli cia­sto) :D

Sorry, taki mamy kli­mat.

Jeśli na­dzia­łeś mu­rzyn­ka tym cza­sow­ni­kiem, to bę­dzie bar­dzo cichy pod­wie­czo­rek… ;)

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

– Nie ma to jak sa­mot­ny pod­wie­czo­rek we dwoje – po­wie­dział ka­ni­bal, je­dząc M/mu­rzyn­ka.

Sorry, taki mamy kli­mat.

:D

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

Zga­dzam się, że świet­nie na­pi­sa­ny tekst. Ale i z tym, że po­ezji (jak dla mnie) ciut za dużo. An­ty­mo­rał jakoś po­zo­stał przede mną ukry­ty. A wła­ści­wie, fakt, że nie na­le­ży kan­to­wać spo­koj­nie ko­cha­nej ko­bie­ty wal­czy o pry­mat z in­for­ma­cją, iż warto za­ciu­kać ry­wal­kę. No bo czy na­praw­dę warto?

PF, bywa, że robię coś z nożem. Bywa, że robię coś z gerdą. Ale w trój­ką­cie jesz­cze nigdy nie pró­bo­wa­łam. Jeśli gerda prze­la­ty­wa­ła obok mojej chaty, to jej nie za­uwa­ży­łam. ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

La­ta­ją­ce gerdy su­ge­ru­ją ostry włam z uży­ciem ma­te­ria­łów wy­bu­cho­wych… I jesz­cze ty z nożem na do­kład­kę?

To bę­dzie krwa­wy pią­tek. ;)

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

Dzię­ki, Fin­klo. Co do an­ty­mo­ra­łu: warto za­ciu­kać ry­wal­kę – a przy­naj­mniej bo­ha­ter­ka dzię­ki temu po­czu­ła się speł­nio­na, szczę­śli­wa i od­mie­nio­na – na tyle, by w końcu prze­jąć stery, pod­po­rząd­ko­wać chło­pa; by żyć i rzą­dzić, bo praw­dzi­we szczę­ście przy­pa­da w udzia­le je­dy­nie ję­dzom :)

Ry­bo­sła­wie, Fin­kla i krwa­wy pią­tek – brzmi, jakby się z młot­kiem, za­pa­sem gwoź­dzi i obłę­dem w oczach na Fi­li­pi­ny wy­bie­ra­ła ;) Oj bę­dzie się tam dzia­ło, może nawet w te­le­wi­zji dziś po­ka­żą!

 

Sorry, taki mamy kli­mat.

Oglą­daj­cie, żeby cza­sem nie prze­ga­pić…

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

I jak tam, Fin­klo droga, nad­garst­ki, nie bolą? Od wa­le­nia młot­kiem oczy­wi­ście, bo oni tam dło­nie przy­bi­ja­ją. Wiem, wiem, że teraz trud­no bę­dzie od­pi­sać ;)

Sorry, taki mamy kli­mat.

Od­pi­sze. Wo­dząc pal­cem we krwi ;) Fin­kla ma tak cięty dow­cip, że nóż nosi tylko pro forma ;)

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

Nie bolą – kwe­stia tre­nin­gu. Jak się wcze­śniej do­bi­ja de­biu­tan­tów, to potem przy­bi­ja­nie dłoni sta­no­wi miły prze­ryw­nik.

Psy­cho, gdzie mi tam do Two­je­go dow­ci­pu. Czyś Ty cza­sem nie po­mie­niał ozora na re­ki­nie uzę­bie­nie?

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Ja przy­naj­mniej nie do­bi­jam, prze­bi­jam, roz­bi­jam i ubi­jam de­biu­tan­tów… ;) Nadal śmiem twier­dzić, że re­ki­nie uzę­bie­nie to nic przy krwa­wej ży­le­cie twego hu­mo­ru ;)

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

Dzię­ku­ję. Po­dob­no, jak się tnie ży­let­ką, to mniej boli. Czy jest tu ktoś, kto od­niósł rany ży­let­ko­we i zo­stał po­gry­zio­ny przez re­ki­na? Chcie­li­by­śmy po­rów­nać wra­że­nia…

Dobra, może wy­star­czy tego de­mo­ni­zo­wa­nia Fin­kli? Chyba że Se­th­ra­el bar­dzo chce pod­trzy­mać of­ftop.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

To żadne de­mo­ni­zo­wa­nie – to pełne po­dzi­wu uzna­nie bie­gło­ści. Za­miast cze­kać na zgło­sze­nie się ewen­tu­al­nych ofiar, chodź­my pójdź­my gdzieś, ty kogoś po­ży­let­ku­jesz, ja po­ką­sam i prze­py­ta­my de­li­kwen­ta o wra­że­nia. Jamen ;) I smacz­nych jajec! :)

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

Fin­klo, jak mo­żesz wąt­pić w moje za­in­te­re­so­wa­nie Wa­szym of­fto­pem? Pod innym moim tek­stem wręcz się tego do­ma­ga­łem! Praw­daż?

Sorry, taki mamy kli­mat.

Praw­daż. Ale mimo tej wie­dzy jakoś głu­pio tak kon­wer­so­wać z po­mi­nię­ciem go­spo­da­rza. Nie­grzecz­nie wy­glą­da i ko­niec. Jesz­cze mi się za­cznie wy­da­wać, że to oko z awa­ta­ra to z wy­rzu­tem pa­trzy…

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Z wy­uz­da­niem ra­czej, po­dej­rze­wam… ;)

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

Czas taki świę­ty, a Ty mnie o wy­uz­da­nie po­są­dzasz, Ry­bo­sła­wie! Ład­nie to tak? Bez ducha jajec i kur­cza­ków z krzy­żem w tle o zbe­re­zień­stwach ta­ko­wych, nie do końca okre­ślo­nych i nie­pre­cy­zyj­nie zde­fi­nio­wa­nych my­śleć?

Fin­klo, ależ ja kon­wer­su­ję, raz na dobę przy­naj­mniej! A nawet i czę­ściej, jeśli oko­licz­no­ści po­zwa­la­ją! Nie znie­chę­caj się zatem. Wina może? Ro­bi­łem w ze­szłym roku z aro­nii, na droż­dżach bor­de­aux, wy­szło wy­śmie­ni­te moim zda­niem: wy­traw­ne, de­li­kat­ne, ole­iste, kla­row­ne… cho­le­ra, chyba ura­czę się kie­lisz­kiem. Nie ma to jak za­chę­cić sa­me­go sie­bie do chla­nia de­gu­sta­cji.

Sorry, taki mamy kli­mat.

A to ja też po­pro­szę. Niech w świę­ta od­wie­dzi nas Wena. I niech jej się u nas bar­dzo spodo­ba.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

I, na­są­cze­ni winem, po­zwól­cie by Pani Wena za­płod­ni­ła Was. Twór­czo!

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Amen!

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

 – Chłop za­płod­nio­ny twór­czo przez Wenę? Toż to gor­sze niż in vitro i wszyst­kie gen­de­ry­zmy razem wzię­te! – wy­krzyk­nął Hoser, wy­chy­la­jąc się zza win­kla, dzier­żąc na­ła­do­wa­ny świą­tecz­ną mi­ło­ścią gra­nat­nik. Hal­le­lu­jah.

Sorry, taki mamy kli­mat.

Duch jajec, kur­cza­ki po­krzy­żo­wa­ne w tle i mi­ło­śnie świą­tecz­ne gra­na­ty… Cny Sa­dy­sth­ra­elu, jeśli to nie wy­uz­da­nie, por­no­gra­fia nie­mal­że, a nawet trą­cą­ce o zoo­fi­lię i sa­dyzm ak­cen­ty, to ja juz nie wiem, co by jesz­cze po­wie­dział na to Freud… ;)

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

Ry­bo­sła­wie, za­pew­ne takie a nie inne na­sta­wie­nie do życia, które zmu­sza mnie do for­mu­ło­wa­nia owych wy­jąt­ko­wo ele­ganc­kich opi­nii, wy­tłu­ma­czył­by za­cho­wa­nia­mi sek­su­al­ny­mi… np. pra­dziad­ków ;)

Sorry, taki mamy kli­mat.

To trze­ba przy­znać pra­dziad­kom: mieli roz­mach sk..syny! :) Nie ogra­ni­cza­li się zby­tecz­ny­mi na­ka­za­mi mo­ral­no-spo­łecz­ny­mi, jeno spraw­dza­li, co w życiu uczy­ni ich szczę­śli­wy­mi? :)

 

Al­le­lu­ja i niech mokre jaja was omi­ja­ją. :)

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

Spo­dzie­wa­łam się mor­do­wa­nia księ­ży i kotów, bu­cha­ja­cych siar­ką pło­mie­ni, try­ska­ją­cej po­so­ki i ogól­nej roz­pier­du­chy, a tu taka wraż­li­wość na ak­tu­al­ne spo­łecz­ne pro­ble­my jak uza­leż­nie­nie od wir­tu­al­ne­go seksu… Szczę­ka mi opa­dła, przy­zna­ję. Bar­dzo do­brze na­pi­sa­ne i co naj­waż­niej­sze, super prze­kaz. Widać, że nie tylko fi­lo­zo­fia, ale i psy­cho­lo­gia nie są Ci obce, po­dob­nie jak me­cha­ni­zmy rzą­dzą­ce uza­leż­nie­niem i współ­uza­leż­nie­niem. Poza tym takie po­strze­ga­nie te­ma­tu przez męż­czy­znę za­słu­gu­je na szcze­gól­ną po­chwa­łę, bo fa­ce­ci ten pro­blem uspra­wie­dli­wia­ją, ba­ga­te­li­zu­ją itd. Na­wią­za­nie do An­der­se­na  rów­nież traf­ne. Fiu, Fiu… :-)

Tekst ma pół­to­ra roku i… ożył, dzię­ki Tobie! Teraz to mi szczę­ka opa­dła. ;)

Saro, i tak na pod­sta­wie kilku ko­men­ta­rzy wy­snu­łaś teo­rię, że bę­dzie krwa­wo i sa­ta­ni­zu­ją­co? :) To jest do­pie­ro in­try­gu­ją­ce! Praw­dą jest, że uwa­żam więk­szość księ­ży za bandę nie­ro­bów że­ru­ją­cych na ludz­kim stra­chu przed nie­zna­nym, ale żeby od razu za­bie­rać się za mor­do­wa­nie i to nie tylko du­chow­nych, ale i kot­ków? Nie­eeee; trud­no ne­go­wać ist­nie­nie boga, a jed­no­cze­śnie bawić się w okul­ty­stycz­ny cyrk. ;)

Jest mi nie­zwy­kle miło, że tekst Ci się spodo­bał i uwa­żasz, że prze­sła­nie jest coś warte oraz w miarę czy­tel­ne. Dzię­ki temu opo­wia­dan­ku zo­sta­łem uświa­do­mio­ny, że – poza kil­ko­ma wy­jąt­ka­mi – lu­dzie z por­ta­lu nie prze­pa­da­ją za roz­po­ety­zo­wa­ny­mi tek­sta­mi. Ża­łu­ję, bo ja takie bar­dzo lubię, a nie­ste­ty nie­zmier­nie rzad­ko na nie tra­fiam.

Cóż mogę dodać? Nie­by­wa­le skrom­nie po­le­cam moje inne tek­sty – może ze dwa jesz­cze są – i dzię­ku­ję raz jesz­cze za tak za­ska­ku­ją­cy i miły ko­men­tarz.

 

 

Sorry, taki mamy kli­mat.

Nowa Fantastyka