Profil użytkownika

Zacząłem pisać kilka lat temu. Pewne zdarzenia w moim życiu sprawiły, że poczułem potrzebę zmiany, zrobienia czegoś nowego. Padło akurat na pisanie, a to za sprawą powracającego snu, który nawiedzał mnie od dobrych kilku miesięcy. Spróbowałem przelać go na papier. Wyszło jak wyszło, nie mi to oceniać. Od tego czasu, mimo braku spektakularnych sukcesów, wytrwale piszę dalej.


komentarze: 98, w dziale opowiadań: 80, opowiadania: 13

Ostatnie sto komentarzy

Wow, Reg, super, że zajrzałaś do tego starocia i pomogłaś w oczyszczeniu go z kilku wciąż zalegających w nim bubli. To było pierwsze opowiadanie, jakie napisałem, co może tłumaczy (chociaż w żadnym wypadku nie usprawiedliwia!), te wszystkie niedociągnięcia techniczne…

Dzięki za wizytę i miłe słowa!

Pozdrawiam serdecznie!

Krzysztof

Anet, czytając ten tekst po takim czasie, sam nie wiem, czym kierowałem się przy wstawianiu tych przecinków… Niemniej bardzo cieszę się, że dranie nie popsuły Ci lektury :D

Krzysztof

Jeszcze raz gratulacje dla czołówki – zamykać TAKĄ stawkę to żaden wstyd ;-)

Krzysztof

Fenrirr, milczą po części skromnie, a po części by przypadkiem nie zapeszyć :D

Krzysztof

Dzięki wszystkim & gratuluję Naz (oraz tym z TOP5, co do których jestem niemal pewien, że są tu z nami, tylko skromnie milczą ;-)

Krzysztof

Dzięki, wszystkim. Z wzajemnością, Ocho :-)

Jak tylko będę mógł, wrzucę tekst także tutaj (licencja dla organizatora konkursu jest niewyłączna, więc pewnie nie będzie problemu. Chyba…)

Krzysztof

Hej, co prawda za sprawą życiowych zawirowań nie jestem ostatnio szczególnie aktywny, ale nie oznacza to, że porzuciłem pisanie. Moje “Brandy i rdza” właśnie zajęło drugie miejsce w konkursie literackim Drugiej Ery – przy okazji chciałbym podziękować Bemik, która pomogła mi tekst ten doszlifować :-)

 

https://drugaera.org/konkurs-literacki-na-20-lecie-klubu-fantastyki-druga-era/

Krzysztof

Morgiano, SzyszkowyDziadku, Diriadzie, wybaczcie proszę odpowiedź nie dość, że spóźnioną to jeszcze zbiorczą! Na głowie tyle, a czasu wciąż zbyt mało – na własny pogrzeb też bym pewnie nie zdążył ;-)

Bardzo dziękuję za miłe odwiedziny i komentarze :-)Przyznaję, historia ta miała być lekką, niezobowiązującą lekturą. Owszem, nie przeczę, że może nieszczególnie oryginalną – zależało mi właśnie na opowiedzeniu znanej wszystkim historii w nieco innej wersji (stąd lekka “szydera” z mojego ukochanego “Hobbita”).

Diriadzie, szczególne podziękowania dla Ciebie – po zaimkozie, przecinkoza jest moim wielkim wrogiem, być może dzięki Twoim uwagom uda mi się z nią sobie nieco lepiej radzić :-)

 

Pozdrawiam serdecznie, choć późno i zbiorczo!

Krzysztof

Dzięki, Zygfrydzie, w wolnej chwili spróbuję jeszcze tekst podszlifować :-)

Pozdrawiam!

Krzysztof

Fun­the­sys­tem, tak czy inaczej, doceniam to, że tu wpadłeś. Wybacz mi jednak, że przez natłok pracy i innych obowiązków nie skorzystam z drogi Bushido i pozostanę cichym ninja… Pozdrawiam!

Krzysztof

Dzięki Elanarze, zwłaszcza za porównanie do tak cenionych przeze mnie tytułów :-) Cieszę się, że ktoś czytając mój tekst bawi się równie dobrze, jak ja go pisząc. A co do broni na smoka, to zauważ, że Długi Hans wcale nie dał mu rady :D Dzięki jeszcze raz i również pozdrawiam!

Krzysztof

Dziękuje, Werweno – nieco pogłębiłem temat w kontynuacji (jest dosłownie głębiej, gęściej i bardziej lepko ;-) Zapraszam serdecznie: Wybraniec kości

Pozdrawiam!

 

Krzysztof

Ciekawe, Mirabell, wygląda na to, że tag “krasnoludy” działa na większość potencjalnych czytelników dość odstraszająco – szczególnie na przedstawicielki płci nadobnej, które chyba z obawy przed lawiną przaśności i niewybrednych żartów, umykają w popłochu :-) Tym bardziej cieszę się, że udało mi się temat nieco odczarować dla chociaż części z nich.

Dzięki, że wpadłaś i nie uznałaś poświęconego tu czasu za zmarnowany! 

Pozdrawiam!

Krzysztof

@Shagga, dzięki, że wpadłeś i pozostawiłeś po sobie tak pełnowartościowy feedback ;-).

Bardzo miło czyta się takie słowa, nawet jeżeli jak bumerang powraca kwestia pewnego rozwleczenia historii :-).

Co do Długiego Hansa, to nie Dora była jego pierwowzorem, ale nieco późniejszy, jankeski Long Tom, którego postanowiłem wsadzić na podwozie kolejowe (szybkostrzelność 40/h, czyli 1 pocisk na 1,5 minuty – myślę, że w realiach fantasy do zrobienia ;-)

Jeszcze raz dzięki!

Pozdrawiam!

Krzysztof

Hej, MrBrightside, dzięki za wizytę i kilka cennych uwag. Błędy poprawione :-)

Pozdrawiam! 

Krzysztof

A ja akurat za Metrem nie przepadam, więc tekst mi podszedł. Widać da się zrobić postapo bez wszędobylskich automatów wujka Kałasznikowa :-)

Krzysztof

Zum Teufel, Finklo, chyba masz rację! :-)

Krzysztof

Lubię takie sci-fi, czytało się bardzo przyjemnie. Z początku mnie również nieco drażnił sposób, w jaki zwracają się do siebie bohaterowie, jednak później oswoiłem się z konwencją tekstu i odzywkami rodem z latynoskiego getta (albo państwowego ośrodka wychowawczego ;-)

Dzięki za miłą lekturę!

Krzysztof

Ogromnie się cieszę, że znalazłaś obiecany czas i dziękuję za brakującego klika!  Powiem tylko, że Schumacher wcale nie jest postacią mało znaczącą dla dalszej fabuły ;-)

Kolejne historie z tego świata już mam, ale obiecuję, że tym razem bez porządnego betowania ich nie opublikuję (dlatego na razie sobie leżą i dochodzą).

Jeszcze raz wielkie dzięki. Pozdrawiam serdecznie i życzę Wesołych Świąt!

Krzysztof

Przeczytałem i, poza oczywistymi walorami, tekst pozostawił we mnie jakiś dziwny niepokój. Każdy (chyba) ma swojego demona, każdy karmi go na swój sposób… Dobrze jak tylko jednego ;-)

Pozdrawiam!

Krzysztof

Co do grzybów, to moja rodzina zna “łowiska” kani – co roku można je tam praktycznie kosić. Babcia marynuje małe, jeszcze nierozwinięte kapelusze – są pyszne, cudownie mięsiste! Duże suszy w całości – wystarczy potem na chwilę namoczyć w mleku, a następnie smażyć zupełnie jak świeże. Poezja! 

Krzysztof

Ależ smakowity wątek!

Co roku piekę indyka! Żona, oprócz pierników wg sekretnego przepisu mojej prababci i piernikowej krajanki, robi jeszcze obłędne, słodko-słone karmelki z orzeszkami ziemnymi… Wiem, trochę to jankeskie, ale co tam ;-)

Krzysztof

Dziękuję, Drewian!

Przede wszystkim, przedstawione w opowieści uprzedmiotowienie płci pięknej w żadnym wypadku mnie nie bawi – chciałem bardziej ukazać smuty los sukubów, którym w demonim społeczeństwie przypadła rola taka, a nie inna. Malakiasz jeszcze o tym nie wie, ale to właśnie on odegra kluczową rolę w zburzeniu opresyjnego sytemu swojego świata. Jeżeli przypadkiem wyszła z tego seksistowska opowieść, w żadnym wypadku nie taki był mój zamiar…

Co do imion – Rubin i Kashmir są “pseudonimami artystycznymi” sukubów – w tym przypadku pisownia imion jest przejawem wyłącznie ich wyobraźni (no dobra, mojej trochę też) ;-)

 

Pięknie dziękuję za obiektywną ocenę (oraz klika!) i pozdrawiam!

 

Krzysztof

Dzięki za budujące słowa!

“Twoje demony potępiają przemoc, zabójstwa, okaleczanie. Mało demoniczne te demony” – raz, że słowo “demon” w rozumieniu czytelnika nacechowane jest negatywnie – w świecie Malakiasza demon = mężczyzna, demonica/sukub = kobieta, nie ma tu konotacji satanistycznej ;-). Dwa – Malakiasz, Elshaer (ten już szczególnie, chociaż trudno uznać go za miłego gościa), Jamaleus – są odmieńcami, elity demoniego społeczeństwa to gnidy (zupełnie jak u nas). Bohaterowie nie pasują do swojego świata, duszą się w nim (Patrz “Ślady we krwi”), chcą czegoś innego. Łamią zasady narzucone im przez siły, o których istnieniu jeszcze nawet nie wiedzą. Przeczytaj “Ślady”, jeżeli wciąż będziesz zainteresowany, daj znać na priv, podeślę Ci kopię.

Pozdrawiam!

Krzysztof

Moi drodzy, po pierwsze, dzięki że wpadliście. :-)

Po drugie, regulatorzy, dziękuję za wskazanie pozostałych w tekście błędów. Jak zwykle w punkt.

A teraz po trzecie…

Serio, to nie mogę powiedzieć, że się tego nie spodziewałem – tak jak napisałem we wstępie, jest to prequel “Śladów we krwi”, a co za tym idzie, pogrobowa kontynuacja powieści, w którą tekst ten się przerodził. By nie dublować wątków chociażby ze “Śladów”, z pełną świadomością konsekwencji oszczędziłem sobie tutaj dodatkowych opisów świata demonów i jego mieszkańców. 

Po czwarte, oboje macie rację! <SPOILER ALERT!> Uważacie, że świat Malakiasza wydaje się być kopią (może nawet mocno przerysowaną) ludzkiego? Skłonność do używek, hazardu, przemocy, wulgarnej erotyki, system klasowy, przedmiotowe traktowanie sukubów oraz chore ambicje jego mieszkańców – analogie można by wymieniać długo! Dziwię się jednak, że, będąc tak wnikliwymi czytelnikami, nie pomyśleliście, że może to być celowe… Że żadne z was nie zadało sobie (mi) pytania, dlaczego? ;-)

Oczywiście winię za ten stan rzeczy biorę na siebie, nie próbuję za wszelką cenę udowodnić swojej racji, jeno się odrobinę droczę :-) 

Z drugiej strony, gdyby odpowiedź na to pytanie była taka prosta, Malakiasz nie miałby co robić na stronach mojej dwutomowej powieści :-) 

Dodam jeszcze: …Jedyne ślady po nich są we krwi, naszej krwi…” – tak samo jak wskazówka (Chryste, być może niewystarczająco oczywista) znajduje się w “Śladach we krwi”… <SPOILER ALERT!>

 

regulatorzy,

“…Więcej niż jedna lufa?” – dokładnie tak. Tu właśnie wychodzi prequelowość tego tekstu. Dwulufowy rewolwer Malakisza opisałem w “Śladach”. Masz święte prawo tego nie pamiętać :-)

 

Gostomyśle, 

“No tak… – Malakiasz sięgnął do kieszeni i wydobył z niej portfel. Odliczył kilka pięcioszeklowych monet, po czym bez słowa podał je Jamaleusowi. – Miałeś rację, to kompletny wariat.

– Po co ktoś miałby robić coś takiego? – Zanim wielki demon zainkasował nagrodę za wygrany zakład, dyskretnie przeliczył wręczone mu monety.”   – myślałem, że to wyjaśnia istotę zakładu przyjaciół dokonanego “poza kadrem” ;-)

 

I po ostatnie.

Tekst ten napisałem na prośbę kilku znajomych, którzy ciepło przyjęli “Demonolgikę”  i  jej kontynuację, “Łamacz zaklęć”.  Z opisanych powyżej względów, miałem poważne opory z jego publikacją, a Wasze reakcje tylko potwierdziły ich zasadność. Ale nie żałuję!

Jeżeli jednak mielibyście ochotę i czas by poznać dalsze przygody Malakiasza, to chętnie je Wam udostępnię (chociaż widząc ile  regulatorzy wyłapała tutaj usterek technicznych, aż strach pomyśleć co tam moglibyście znaleźć…)

Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam serdecznie!

 

 

Krzysztof

Uwielbiam podróżować koleją – jest w tym jakaś magia… Jednie toalety w PKPach od zawsze napawały mnie pewnym niepokojem – teraz już wiem dlaczego ;-)

Świetny tekst, chociaż trochę smutny :-)

Krzysztof

Hej,  Myshu!

Jeżeli w tak długim tekście nie podeszła Ci tylko jedna rzecz, to i tak się cieszę ;-)

Dodam tylko, że różnica pomiędzy hordą ze stepów, a jej bagiennymi odszczepieńcami jest podkreślona celowo – nawet chorąży Doenitz ją dostrzega (a to już wyczyn!). Jej przyczyny znajdą wyjaśnienie w kolejnych odsłonach cyklu :-)

Pozdrawiam i mam nadzieję, że jeszcze do mnie zajrzysz!

 

Krzysztof

Uff…. Cieniu, ale mnie przetrzymałeś… <paranoid mode: off>

Wiem doskonale, że brakuje mi nieco dyscypliny, by tworzyć bardziej skompresowane teksty, ale one po prostu mi się takie piszą…  Nominacji oczywiście żałuję, ale myślę, że to już byłby nadmiar szczęścia ;-)

Obiecuję, że postacie zdążą jeszcze obrosnąć mięchem – droga Torgana dopiero się zaczyna, a w jej trakcie dostanie on tyle razy po czterech literach, że z nieudacznika (bo takim go postrzegam), wyrośnie coś mniej mdłego.

A Warcrafta nie widziałem (no dobra, zwiastun tak), ale nie jesteś pierwszą osobą, która zauważyła podobieństwo. Hmm…

Dzięki, dzięki i jeszcze raz dzięki – takie zjeby to ja lubię :-)

Pozdrawiam!

Krzysztof

Na betalistę wrzuciłem “Rubinowe łzy” – kryminalne opowiadanie urban fantasy, długość 68487 znaków.

Przy okazji nieśmiało przypominam o  “Milczącym strażniku”, który wciąż czeka na betowanie :-)

Krzysztof

Dziękuję bardzo! Cieszę się szczególnie, gdyż była to moja pierwsza przygoda z brodaczami i nigdy nie przypuszczałem, że zostanie ona tak ciepło przyjęta :-)

Pozdrawiam!

Krzysztof

<wietrząc kolejną zjebę> Nie, tekst powstał jeszcze zanim choćby pomyślałem o publikacji Donnerwetter. Leżał sobie i dojrzewał… Już się boję…

Krzysztof

@ Gostomysł.

Eh, nie mam najmniejszych złudzeń, co do tego, że na napisanie kolejnego Donnerwettera będę musiał jeszcze trochę poczekać ;-)

Co do reszty, to tak sobie myślę, że chyba za bardzo skupiłem się na próbach oddania dusznej, klaustrofobicznej atmosfery bagna oraz na wyeksponowaniu wątków, które w dalszych odsłonach okażą się istotne (vide gnida Schumacher, konfrontacja z brudnym, złym i brzydkim, która, fakt, wypada odrobinę cliché) – to co mogłoby przejść jako kolejny rozdział powieści, w opowiadaniu może rzeczywiście nużyć. 

No i zasadnicze pytanie o trzeźwość krasnoludów – a co mają pić? Wodę? Jak zwierzęta?! :-)

Tak czy owak, cieszę się, że tu zajrzałeś i mam nadzieję, że odwiedzisz również moje kolejne teksty.

 

Pozdrawiam i piję na pohybel literówkom!

Krzysztof

Dzięki, Gostomysł., cieszę się, że historia spodobała Ci się bez większych zastrzeżeń! Właśnie zabieram się za poszukiwania wspomnianych literówek, oby tym razem Moc była ze mną :-)

Pozdrawiam!

 

EDIT: Znalazłem dwie… Reszta wciąż czai się w ukryciu i bezlitośnie szydzi z moich wysiłków  ;-)

Krzysztof

CountPrimagen, dziękuję za cenny czas, który poświęciłeś na przebrnięcie przez mój tekst!

Mi też żal było rozstać się z bohaterskim Donnerwetterem, ale myślę, że zginął śmiercią godną żołnierza, zamiast sczeznąć gdzieś na złomowisku…

I oczywiście Tobie również gratuluję wyróżnienia :-)

Pozdrawiam!

 

Krzysztof

Cieniu Burzy, najpierw co do zapewne słusznej zjebki – czy istniej cień(!) szansy, że czytałeś opowiadanie tuż po publikacji, zanim je poprawiłem? Pytam, gdyż wszystkie błędy wytknięte powyżej przez szacowne Panie, skorygowałem praktycznie natychmiast, dwukrotnie przerąbując się przy tym przez tekst od deski do deski…  Jeżeli mimo to jakieś buble się ostały i wciąż szpecą, to znaczy, że czeka mnie kolejny pracowity weekend… Cóż, srebro zobowiązuje :-)

Potwierdzam, miałem olbrzymią radochę pisząc Donnerwetter i cieszę się, że udzieliła się ona również Tobie (oraz  innym czytelnikom, którzy okazali tej historii tyle entuzjazmu). Dziękuję za bezcenny zastrzyk pozytywnej energii!

A szansę postaram się wykorzystać jak najlepiej (o ile presja mnie nie przytka) ;-)

Pozdrawiam!

 

.

 

 

Krzysztof

Dziękuję wszystkim! To ogromne wyróżnienie i zaszczyt stanąć w tak zacnym gronie – chciałbym napisać coś bardziej błyskotliwego, ale zwyczajnie mnie zatkało ;-)

Pozdrawiam serdecznie!

Krzysztof

Witam wszystkich!

Szukam kogoś, kto całkiem obiektywnie oceni i ewentualnie pomoże w wypucowaniu do połysku  postapokaliptycznego opowiadanka akcji pt. “Milczący strażnik”.  Jak na moje możliwości, tekst jest dość krótki – ma niecałe 17k znaków, a dwa ostatnie lata przeleżał w szufladzie – być może ów ktoś pomoże mu ją opuścić na dobre :-)

Krzysztof

Tymi tysiącami to mnie pocieszyłaś, Finklo. Nie wiem, czy życia mi na to starczy ;-) Ale już sztuczkę regulatorzy ze zmianą czcionki wypróbuję na pewno!

Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam!

Krzysztof

Dziękuję. Wstyd się przyznać, ale cały weekend ślęczałem nad tekstem, wpatrując się w niego jak sroka w gnat (żeby to pierwszy raz) i byłem przekonany, że się literówek ostatecznie pozbyłem (a było ich znacznie więcej). Poradźcie mi, drogie Panie, czy jest jakaś technika pozwalająca skuteczniej przeczesywać tekst pod kątem tego rodzaju bubli?

Krzysztof

Nieoceniona regulatorzy, za te wszystkie wieże, niedorobione wielokropki, przecinki z d**y i pożałowania godne literówki ( to wszystko przez tę koreańską klawiaturę!), po stokroć przepraszam.

Po raz kolejny dziękuję za Twoją cierpliwość i ofiarność, z jaką przebrnęłaś przez odmęty mojej grafomanii.

Pozdrawiam serdecznie!

Krzysztof

Cześć! Wspomnianych błędów już nie ma, a co do bawołów, to słyszałem, że zwierzęta te w “naszym” świecie potrafią wstrzymać oddech pod wodą nawet na kilka minut – być może rzeczywiście powinienem do tego jakoś nawiązać.  Mam nadzieję, że się nie rozczarujesz :-)

Krzysztof

regulatorzy – Ponownie dziękuję! Zaimkoza jest ostatnio moim wrogiem nr 1, obiecuję się z nią rozprawić jak najszybciej.

Zastrzeliłaś mnie z tym trójkolorowym kotem – już myślałem, że cała koncepcja opowieści runęła w gruzach (przyznam, że trochę mi zajęło zrozumienie, gdzie właściwie wskazałaś błąd :-D). Potem zacząłem ryć w źródłach… Rzeczywiście,  tricolor występuje przeważnie u kotek, a u kocurów niezwykle rzadko. Bardzo, baaaaaaardzo rzadko – idealnie dla moich celów ;-) (uff…)

Jeszcze raz dzięki! 

Krzysztof

Hej, cieszę się, że tak uważasz :-) Opowiadanie z uniwersum nawet mam, ale jest ono prequelem całej historii, dopisanym już po jej zakończeniu – nie wiem, czy będzie ono strawne dla czytelnika, który nie przełknął wcześniej reszty :/

Do owych wydawców pukałem już tyle razy, że nie zdziwiłbym się, gdyby zdążyli mnie otagować jako spamera – milczą zawzięcie ;-)

A o Literackim Debiucie Roku rzeczywiście zapomniałem. Z tego co pamiętam, zgłoszenia ruszają zwykle na początku roku, pewnie spróbuję (chociaż mam wrażenie, że organizatorzy nie celują w fantastykę).

Pozdrawiam!

Krzysztof

@ bemik –  Powyższy tekst napisałem z myślą o “zaistnieniu” tutaj ponad dwa lata temu. Chciałem (dla odmiany, bo miałem już wtedy na koncie jedną czterotomową powieść) spróbować się z krótszymi formami. Niestety, z miejsca zaprzyjaźniłem się z inspektorem Malakiaszem i zacząłem zadawać sobie pytanie, co było dalej… Zamiast pisać opowiadania, wsiąkłem na półtora roku w kolejną powieść… Dlatego też, nie mogąc pochwalić się niczym więcej, szybko wycofałem tekst, który nie zdążył doczekać się większej ilości komentarzy.

A co do zainteresowania wydawców, to wysłałem moje “dzieła” do chyba wszystkich krajowych wydawnictw i jedynym, co udało mi się osiągnąć, było kilka niespełnionych dotąd obietnic :-)

Spróbowałem selfpublishingu, ale też bez spektakularnych sukcesów.

Nie chciałem zbyt nachalnie promować tutaj mojej twórczości, a szczególnie teraz, widząc jaką ilość błędów wychwytujecie w tekstach mojego autorstwa (a które umknęły mi podczas kilkukrotnych rereadingów), zacząłem wątpić w jej jakość  ;-)

Z drugiej strony, jeżeli przygody inspektora Malakiasza przypadną czytelnikom NF do gustu, bardzo chętnie opublikuję tutaj kolejne rozdziały.

Krzysztof

@ śniąca, fleurdelacour, Zalth – Cieszę się, że dobrze weszło :-) A co do długości tekstu, to mam ogólnie problem z pisaniem opowiadań, bo mi przeważnie wychodzą z nich powieści. Obawiam się, że tak będzie i teraz – publikowane tu kiedyś “Ślady we krwi” nieoczekiwanie rozrosły się w historię na dwa tomy, a do “Donnerwetter” mam już dwie “dokrętki” ;-)

Pozdrawiam!

Krzysztof

Dziękuję, szczególnie, że chociaż to nie Twoja bajka, nie uznałaś jej lektury za kompletną stratę czasu. Pozdrawiam serdecznie! 

Krzysztof

Ludzie, waszymi pozytywnymi komentarzami daliście mi ogromnego kopa do dalszego pisania i doskonalenia warsztatu. Ogromnie Wam za to dziękuję! Mam tyko nadzieję, że kolejnymi dziełami nie strącę zbyt wysoko zawieszonej poprzeczki ;-)

Pozdrawiam i jeszcze raz dzięki!

Krzysztof

Cześć, dzięki za cierpliwość, cenne wskazówki i kolejną porcję byków do przełknięcia :-) Skorygowałem chyba wszystkie – miałem jedynie problem z tym nieszczęsnym behemotem… Najwyraźniej jestem spaczony rozumowaniem “po angielsku”, gdyż w tym języku słowo to ma właśnie odpowiednie do mojego zamierzenia znaczenie (”something of monstrous size, power, or appearance <a behemoth truck>”). Poprawiłem, żeby wszystko było cacy ;-)

Pozdrawiam serdecznie!

Krzysztof

Hej, pewnie masz rację (przyznam, że o suwadle nie pomyślałem), nie zamierzam spierać się o taki szczegół, jak nazewnictwo jednego, nieistotnego dla fabuły elementu konstrukcji krasnoludzkiego kaemu.  Mam nadzieję, że nie przeszkodził on Tobie w odbiorze utworu jako całości :-)

Krzysztof

@ RogerRedeye:

Owszem mogłem napisać “Rękojeści napinaczy zamków”, ale uznałem, że czytelnik mógłby nie docenić tego rodzaju szczegółowości ;-)

Np. ok 1:00 minuty (Strzelanie z MG-34 i MG-42):

https://www.youtube.com/watch?v=GfJkU4Sah8I

Krzysztof

Hej, zakończenie miało (przynajmniej w moim zamierzeniu) pokazać, że przedstawiony świat nie jest taki, jakim jawi się z początku. Pozostawiłem pole do interpretacji dla czytelnika – ktoś uzna, że opisałem nasz świat, kto inny, że planetę, na której ludzie przyszłości bawią się w bogów. A jeszcze komuś innemu tekst w ogóle się nie spodoba bez wyraźnej przyczyny, do czego będzie miał przecież pełne prawo.

Mi samemu nie  do końca odpowiada łopatologiczne tłumaczenie czytelnikowi co miałem na myśli, ani wskazywanie mu tropów wiodących do jedynej właściwej interpretacji, jednak, w zamian za czas, który poświęcił on mojemu pewnie i dalece niedoskonałemu dziełu, czuję się w obowiązku to uczynić.  Przepraszam, jeżeli tym sposobem wywołałem jedynie zamęt :-)

 

Krzysztof

@ gary_joiner, “…a temu nawet przez myśl nie przejdzie, że ma do czynienia z Odynem.” – masz rację, oczywiście zakładając, że w wyobraźni owego pesudowikinga i jego pobratymców, bóg ów cechuje się tymi samymi atrybutami, jakimi w naszej oraz architektów opisywanego świata (mogącymi być równie dobrze potomkami dzisiejszych Ziemian, tym samym “spaczonych” utartym wizerunkiem bóstw Asgardu).

 

Oczywiście doceniam Twoje uwagi, jedynie się do nich ustosunkowuję :-)

Krzysztof

Dzięki za ostanie uwagi, odniosę się do nich wszystkich za jednym razem :-)

@ gary_joiner :

a) A czy Ty, wychowany w wierze katolickiej w dwudziestym wieku, spotkawszy na ulicy człowieka nawet do złudzenia przypominającego Jezusa, uznałbyś, że masz do czynienia z Synem Bożym we własnej osobie ;-) A tak serio, to mam nawet szorta ocierającego się o podobną tematykę, którego planuję niedługo opublikować.

b) "Ówcześni" wikingowie do typowej bitwy stawali w tzw. murze(ścianie) tarcz (ang. shieldwall) – formacja ta składała się z kilku szeregów napierających na siebie wojowników, którzy, przy pomocy nakładających się na siebie tarczy, tworzyli dla wroga prawdziwy ludzki mur. Oczywiście, przeciwnik przeważnie stosował tę samą taktykę – dwa mury tarcz zderzały się ze sobą, a następnie, czasem nawet przez kilka godzin, sapiąc i stękając, przepychały w tę i z powrotem. Przednie szeregi walczyły krótkimi mieczami, tylne toporami na długich trzonkach oraz włóczniami, którymi można było atakować zza pleców towarzyszy, oraz pod ich nogami. Oczywiście, każdy któryś z murów musiał w końcu pęknąć – wraz z przełamaniem jego formacji, wróg przeważnie szedł w rozsypkę, a statyczna i przez to dość "nudna" bitwa zmieniała się właśnie w serię pojedynków i drobniejszych starć – takich jak te, opisane w tekście .

Przy okazji, jeżeli szukasz ciekawej fikcji historycznej z dobrymi scenami batalistycznymi, to polecam Bernarda Cornwell'a, a szczególnie jego saksońską sagę, która to właśnie o murach tarcz opowiada (między innymi).

 

@ RogerRedeye:

1. "…Trzy tygodnie w komorach reanimacyjnych, kolejne dwa na czyszczenie pamięci i odpowiednie zaprogramowanie. Tydzień na przyspieszone szkolenie…" – Myślę, że istotom dysponującym taką technologią, wystarczy wyselekcjonowanie osobników dysponujących odpowiednimi cechami (np. tzw. gen wojownika), by bez trudu zaadaptować ich do warunków współczesnego (im) pola walki.

Jak już wspomniałem powyżej, nie sądzę, by akcja działa się na Ziemi i w przeszłości.

2. Z tym adwersarzem i alkoholem sam mam problem ( w tekście, oczywiście ;-). Z jednej strony, rozumiem, że może w jakimś stopniu kłuć w oczy, ale z drugiej, czy narracja (tu przecież trzecioosobowa, więc narrator nie należy do świata przedstawionego) powinna być prowadzona językiem bohaterów, czy też językiem autora (czytelnika). Tym bardziej, skoro tekst ma część archaiczną oraz futurystyczną, czy należałoby zmieniać styl narracji w trakcie, dopasowując go do aktualnie opisywanych realiów? Ostatecznie, czy tekst opowiadający o orkach, winien być napisany z wykorzystaniem wyłącznie słów, jakimi posługiwałby się przeciętny Uruk-hai? A może wręcz czarną mową? Pewnie byłoby to nawet ciekawe…  ;-)

Krzysztof

Hej, wielkie dzięki za miłe słowa oraz czas, który poświeciłaś na tak szczegółowe wypunktowanie różnego rodzaju bubli w tekście. Z tymi ostatnimi już się rozprawiłem, mam naiwną nadzieję, że ostatecznie :-)

Krzysztof

Witam i dziękuję za zainteresowanie i konstruktywną krytykę.

W kilku słowach odniosę się do przedstawionych uwag (broń Boże się nie tłumacząc czy spierając, jeno przedstawiając własny punkt widzenia):

 

@ Proporcja i długość sceny walki – zajmuję niecałe 1/3 tego króciutkiego utworu. W sumie, cała akcja trwa zaledwie kilkadziesiąt sekund. Bardziej zależało mi na oddaniu chaosu panującego na polu bitwy, niż na jej wątpliwych walorach estetycznych ;)

 

@ Alkohol – Pragnę zauważyć, że mówimy o społeczeństwie w którym (wg powszechnej opinii) wierzono, że śmierć z mieczem w dłoni jest dla wojownika dopiero początkiem drogi. Natomiast, trudno się dziwić, iż nawet tak uwarunkowani wojownicy, przed bitwą próbowali zagłuszyć wyjący ostrzegawczo instynkt samozachowawczy w najprostszy możliwy sposób (oczywiście nie wszyscy, patrz nasz protagonista).

 

@ Berserker (teraz się zacznie ;) – Termin berserker / berserk na tyle wszedł do mowy potocznej, że nie uznałem za konieczne tłumaczenie kto zacz i dlaczego. Podobnie jak w przypadku wizerunku – odwołałem się do obrazu możliwie jak najbardziej znanego czytelnikowi (Na Croma! ;)

Co do samego stylu walki dwoma krótkimi toporkami to chciałbym zauważyć, że rozmawiamy tu o wojowniku pogrążonym w bitewnym transie (w który to wprowadził się za pomocą ziół, czarów, miodu czy, jak kto woli, autohipnozy), pragnącym umrzeć w walce, po drodze zabierając ze sobą jak największą ilość przeciwników.

Rezygnując z ciężkiej tarczy i zbroi, korzysta z przewagi szybkości i efektu psychologicznego – nic jednak nie wskóra przeciwko osłoniętemu tarczą wrogowi. Technika z zahaczeniem górnej krawędzi tarczy toporem i opuszczeniem jej nie jest moim wymysłem. Tak odsłoniętego przeciwnika najprościej jest uderzyć w chronioną hełmem głowę – w przeciwieństwie do miecza, nawet w przypadku nieczystego trafienia obuchem topora, jego ogłuszenie jest niemal gwarantowane.

Alternatywną techniką był mocny kopniak w dolną krawędź tarczy, który, nie dość, że odsłaniał oponenta, to jeszcze pozbawiał go równowagi.

 

I jeszcze ostatnia sprawa – Chciałem ukazać czytelnikowi mechanizm, jakim za pomocą wierzeń i mitów, można manipulować społeczeństwem. Planeta, na której toczy się akcja niekoniecznie jest Ziemią, a jej mieszkańcy znanymi nam wikingami. Widzę ją bardziej jako „uprawę eksperymentalną”, wzorowaną na mitologii skandynawskiej, mającą pomóc w wyprodukowaniu żołnierzy doskonałych – ślepo oddanych i nie znających strachu, w pełni przekonanych, że walczą w ostatniej wojnie Bogów.

I nie ma w tym nic fajnego…

 

I to tyle. Jeszcze raz dziękuję za uwagę. Proszę, nie krzyczcie za głośno ;)

Krzysztof

Dzięki za wnikliwą analizę i kilka dobrych sugestii. Po co wrócił do mieszkania? Po kota, oczywiście :) A co do Chrystusa, cóż dość wyraźnie wskazuje on, kim tak naprawdę są owi “Obcy” :)

Historia niewątpliwie doczeka się dalszego ciągu, wyszedł z tego całkiem zgrabny pierwszy rozdział. 

Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam!

Krzysztof

Wielkie dzięki! Zastanawiałem się, nad podesłaniem go z propozycją publikacji do redakcji NF, ale nie byłem pewien, jaki poziom reprezentuje w opinii kogoś innego niż ja i osoby na mnie skazane :)

Krzysztof

Dziękuję. Na dniach wrzucę, jak tylko skończę wietrzyć szufladę. Zainteresowanych czymś więcej zapraszam na mój blog, na którym dostępna jest większa część pierwszego tomu. Pozdrawiam!

Krzysztof

Skoro “bardziej interesuje mnie co robili w ostatnich chwilach ludzie na “Żurawiu””, to znaczy, że jednak jakiś efekt (zainteresowanie)został osiągnięty. Dla jasności dodam tylko, że, chociaż powyższe fragmenty nie pochodzą z autentycznej książki, trzy pierwsze tomy mojej powieści ukazały się już w postaci e-booków. Pozdrawiam :)

Krzysztof

Nowa Fantastyka