Profil użytkownika


komentarze: 5, w dziale opowiadań: 5, opowiadania: 3

Ostatnie sto komentarzy

@zygfryd89 dzięki za przedstawienie swoich uwag. Co do finału, śpieszę z wyjaśnieniem, bo kwestia ta najwyraźniej nie jest wystarczająco jasna. To nie Reitor decydował, kto zginie, ale samo Piekło – to ono osądziło winnych i wykonało wyrok – Reitor, mordując gwałcicieli, postąpił słusznie, wiedział więc, że nie musi się obawiać piekielnej kary (dlatego uśmiechnął się po odczytaniu wyroku przez sędziego). Oczywiście o to czy zamordowanie gwałcicieli można uznać za słuszne, czytelnicy (i ja) mogą się spierać – ale po to właśnie powstało to opowiadanie.

 

Pozdrawiam

Indyphar

@regulatorzy, dziękuję za przeczytanie opowiadania i wytknięcie błędów, które mi umknęły (choć, forma “gorąc” jest poprawna i bardziej mi się podoba niż “gorąco”).

Jeśli chodzi o zrozumienie całości, pozostaje mi tylko przyjąć do wiadomości Twoją opinię i ćwiczyć dalej połączenie między moim mózgiem a palcami.

 

Jeszcze raz dzięki i pozdrawiam.

Indyphar

Dzięki wszystkim za komentarze.

 

@NoWhereMan

Jeśli chodzi o odkładanie procesu: wojny jeszcze nie było, przedstawiony korpus to nie elitarne oddziały, jedynie Makoto był tam przedstawicielem elitarnej jednostki i przy okazji osobnikiem bliskim cesarzowi (stąd jego uwaga do Shyna – wyższego stopniem – że ma uważać na słowa, i stąd zwłoka kapitana, który niekoniecznie chciał podpaść cesarzowi skazując pupila władcy). Jeśli chodzi o samowolę żołnierzy Aberdiz, cóż, długo się zastanawiałem, czy w ogóle uzasadniać ich obecność – jak widać, decyzja może i dobra, ale wykonanie marne.

 

@regulatorzy

Ciężko przyjąć na gołą pierś taką ocenę, ale dziękuję za szczerość. Co do motywacji mieszkańców wioski – to nie Piekło chciało rozlewu krwi, tylko czczony przez wieśniaków bóg (rozlew krwi był kluczem do otworzenia piekielnych wrót – czego życzył sobie bóg wojny – bez rzezi Piekło by się nie otworzyło, przez co wieśniacy nie wypełniliby woli swojego boga).

Shyn czyścił marynarkę, nie kurtkę, bo wziął ze sobą mundur galowy (z tego co się orientuję, kurtkę munduru galowego można nazwać marynarką) – to typ człowieka, który lubi wyglądać godnie, ale nie przepada za brudzeniem sobie rąk podczas bitwy (taka mała różnica między nim a Takedą i Makoto).

Kursywą lubię zaznaczać te części dialogu (czasem też narracji), które w mojej głowie bohaterowie wypowiedzieli z inną intonacją – to taki mój tik/fetysz (niepotrzebne skreślić). Niektórych drażni, mi się po prostu podoba.

„Pretenduje do miana gwałcicieli” zdecydowanie bardziej mi pasuje niż „zasługuje na miano gwałcicieli”. Oczywiście, że nikt nie pretenduje do bycia gwałcicielem – to miała być kąśliwa uwaga ze strony Makoto.

„Tąpnął”, wiedziałem, że to mi za ładnie brzmi. „S” zgubiło się na początku, a z nim „z impetem” nie gra już tak ładnie. Poprawię to.

„Zgarnięcie” to ogólna nazwa technik obronnych (w Karate mają one przyrostek -barai, samo barai tłumaczy się właśnie jako zgarnięcie), nie są to typowe „twarde bloki”, które zatrzymują atak – ich celem jest raczej zmiana toru, po jakim porusza się napierająca pięść/stopa. PS: Mogą być stosowane również jako techniki ataku (jak wszystkie techniki w Karate).

„Dacza” i „mer”, wiem, że te dwa terminy mają nieco inne znaczenie, niż wynikałoby to z kontekstu opowiadania, tak samo, jak „nom” z mojego poprzedniego opowiadania, „Próba”, też został użyty nie do końca zgodnie z prawidłową definicją. I jest to celowy błąd, a raczej zabieg. Eden to kolebka życia, stamtąd pochodzą ludzie i wszelkie kultury, jakie znamy, co za tym idzie, również język. Ale jak to z językiem bywa, to co u nas oznacza jedno, w swojej pierwotnej wersji znaczyło coś innego. Więc pożyczam sobie niektóre słowa (jak katzbalger, czy anima, które pojawią się w przyszłych opowiadaniach) i staram się je wpleść w opowieść tak, by nie musieć dorzucać przypisów tłumaczących, że mer to w Edenie jakaś ważna osobistość na wsi. I tu przyznaję się bez bicia, „bar” to błąd, ale przynajmniej czytając prozę Sapkowskiego przypomniałem sobie o Tobie i Twoim komentarzu, gdy trafiłem na szynkwas (i z pewnością powinienem wywalić „bar”).

 

@Finkla

Racja, za mało wyjaśniłem z tym całym zadaniem dla małego Takedy. Nie chodzi o to, by nikt nie otwierał wrót, ale o to, by nie otworzyła ich konkretna grupa ludzi. Po otworzeniu wrót Piekła, jego moc można wykorzystać przynajmniej dwojako. „Kiedy piekielne wrota ponownie się otworzą… a magia Piekła zacznie zabijać tych, którzy tu żyją…” – to jeden ze sposobów wykorzystania mocy Piekła. Ci, którzy mogliby wykorzystać jego moc w inny sposób, otworzyliby wrota tylko z konieczności. Takeda ma więc bronić bram Piekła przed tymi, którzy chcą je otworzyć, by sprowadzić zagładę.

Co do scen walk, w poprzedniej wersji były o wiele dłuższe (@regulatorzy, a mnogość nazw anatomicznych była jeszcze większa). Naprawdę starałem się je ograniczyć.

 

I na koniec, bardzo wszystkich przepraszam za stróżki. Palę się ze wstydu, choć jest i w tym plus. Wytknięcie „stróżek krwi” przypomniało mi musical „Dracula”, jaki widziałem dawno temu w teatrze – było tam troje aktorów ubranych w czerwone kombinezony (odgrywali rolę krwi Draculi). Myślę, że tak właśnie „stróżki krwi” mogłyby wyglądać. Koniec dygresji, moje opowiadanie jest o Makoto, a nie o Draculi, więc ze stróżkami się pożegnam.

 

Pozdrawiam i do przeczytania

Indyphar

Dzięki wszystkim za pomoc, kilka błędów poprawiłem, nad innymi muszę się zastanowić (nad kilkoma bardzo zastanowić). Choć były i takie, z którymi się nie zgadzam – przykładowo, szczęka ma mięśnie, żwacz jest jednym z nich. Propozycja

Będzie wyśmienicie zastępować mojemu synowi jego zmarłą matkę.

kompletnie przenosi środek ciężkości. Neffer-Tari nie miała zastępować synowi Socarisa jego matki, bo ten powoli wchodził w wiek dorosły i matki już nie potrzebował. Neff miała zastępować Socarisowi jego zmarłą żonę, a określenie “matki mojego syna” miało pokazać, jak bardzo Socaris zdystansował się od swojej dawnej partnerki. Muszę się zastanowić, jak poprawić przedmiotowe zdanie, by było bardziej jednoznaczne.

 

Co do pytań, burmistrz i wpływowi ludzie poparli Socarisa, bo należał do ich warstwy społecznej (a z burmistrzem dobrze się znał), jego przyjaciół nazywam weteranami, bo nimi są (zresztą, Socaris też ma militarną przeszłość – choć dorobił się dzięki stadninie koni, a nie wojskowym awansom), Mafdet do wyższej warstwy również można zaliczyć, ale to kobieta, więc z góry jest na przegranej pozycji (taka tradycja), poza tym wpływy miał jej zmarły mąż, nie ona. Podpisanie umowy, żeby kogoś oskubać nie było żadnym precedensem, nieuczciwe umowy to norma. Precedensem było wywinięcie się Neff.

“Próba” nie jest częścią książki tylko serii opowiadań (każde skupia się na innym bohaterze, z jakiś względów kluczowym dla głównej osi fabularnej Sagi), choć na całą historię składać się mają i antologie, i powieści. A jaki był cel publikacji “Próby” tutaj? Chciałem pokazać fragment wykreowanego przez siebie świata i zobaczyć, czy spodoba się innym. A także przekonać się, czy milczenie ze strony wydawnictw i magazynów branżowych jest spowodowane kiepską historią, czy raczej kiepskim warsztatem.

No i zostało jeszcze jedno pytanie. Kiedy toczy się akcja “Próby”? Ciężko mi na nie odpowiedzieć, nie odnosząc się do reszty serii i do powieści, których (poza mną) nikt przecież nie zna. Czas akcji tego opowiadania to nasza współczesność (mniej więcej 2008 rok), ale miejscem akcji nie jest Ziemia, tylko Eden istniejący jako fizyczny, w pełni materialny świat w uniwersum równoległym do naszego (a między tymi dwoma wszechświatami jest sobie Piekło), świat inaczej rozwinięty, niż nasz, z mniejszym naciskiem na technologię, ze względu na obecność magicznej energii, i (jako źródło życia na Ziemi) posiadający elementy kultur, jakie znamy (w zależności od rejonu Edenu, na elementy innych kultur można się natknąć), zwłaszcza starożytnych, które nadal funkcjonują (mimo pewnego rozwoju technologicznego) ze względu na duże przywiązanie do tradycji. Założyłem jednak, że każde opowiadanie (w tym “Próba”) ma funkcjonować zarówno w serii, jak i jako samodzielna historia. To, że Neff przechodzi próbę, kiedy u nas jest rok 2008, nie ma najmniejszego znaczenia dla tej konkretnej historii (podobnie nie mają dla niej znaczenia powiązania między Edenem a Ziemią). Być może zbyt pochopnie stwierdziłem, że nie ma sensu wyjaśniać skąd u Mafdet wzięły się lampy naftowe, i nazbyt liczyłem na zaufanie czytelnika.

 

Jeszcze raz ogromne dzięki za pomoc w szlifowaniu mojego potworka. Nie pozostało mi nic innego, jak tylko zakasać rękawy i rozprawić się z pozostałymi błędami.

 

Pozdrawiam i do przeczytania

Indyphar

Socarisowi nie tyle zależało na Neff, co postrzegał ją jako swoją własność, stąd ta jego upartość. A Mafdet miła nóż na gardle – gdyby nie podpisała umowy, praktycznie skazałaby siostrzenicę na śmierć.

Dzięki wielkie za wyłapanie błędów, samemu ciężko jest znaleźć wszystkie.

 

Pozdrawiam i do przeczytania

Indyphar

Nowa Fantastyka