Profil użytkownika


komentarze: 16, w dziale opowiadań: 16, opowiadania: 4

Ostatnie sto komentarzy

Nadmienić jeszcze chciałem, że nie czytasz ze zrozumieniem, bo ja nie powiedziałem, że piszę książkę scifi – Gawiazdolot jest jedynie jej wątkiem fantastycznym. Co do grafomanów, dodam jeszcze, że Lem jak zwykle miał rację i przewidział przyszłość co do literatury SF – zajmują się nią obecnie wyłącznie grafomani. 

 

Gorsze jest jednak to, że nie ma już właściwie ludzi, którzy potrafilby się poznać na literaturze, czego dowodem jest tegoroczna “Nike”. Chociaż ta parafraza Nietzchego całkiem fajna: “Jeśli zbyt długo wpatrujesz się w wódkę, wódka zaczyna wpatrywać się w ciebie”. I na tyle by było z tej powieści Raka.

Bestsellery wydają grafomani. Prawdziwy pisarz zawsze dąży do stworzenia nowej jakości, do przekroczenia tego, co powstało do tej pory. Moje nazwisko można znaleźć w Wikipedi i mam odwagę podpisać się pod swoim komentarzem własnym imieniem i nazwiskiem, dźwigam swoją niesławę, udźwignę i dumę.

 

Szczęśliwego Nowego Roku!

Silvan, Finkla, ja lata młodości strawiłem na portalach literackich. I czy mnie ktoś gnoi czy nie, nie ma dla mnie najmniejszego znaczenia. Bo powiem Wam (w tajemnicy) dla pisarza nie jest wcale najważniejsze (jak tam zawsze mówią na tych portalach) pokora, umiejętność przyjmowania krytyki i wyciągania wniosków z błędów, tylko wiara we własne siły i osąd oraz upór. Bo co ci z rady kogoś kto ci dobrze życzy a nie zna się na rzeczy. No bez talentu się oczywiście nie obędzie. A że mi się złośliwość wymsknęła, to tylko dlatego, że słuchałem płyty Świetlickiego “Perły przed wieprze”, słabej zresztą tekstowo a muzycznie tragicznej.

 

Finkla, skoro nie chcesz znać moich motywów to Ci je wyjawię: To nie jest tak, że gardzę tym portalem i nie cenię wcale zdania ludzi którzy tutaj są. Nie znają się oni wprawdzie wcale na literaturze (już  sam Lem twierdził, że fantastyka stała się literackicm śmietnikiem), niemniej są to ludzie często inteligemntni i wykształceni, no i wiedzą czego ja np. nie wiedziałem, że statek w ciągu miliarda lat sam z siebie się rozpadnie, bo zużycie materiałów itp., poza tym nie wiem jak daleko znajduje się najbliższa gwiazda ile trzeba czasu, zeby tam dolecieć itd. Tego się tuta dowiedziałem za co tym, którzy udzielili mi rad dziękuję. Natomiast co do konstrukcji i aspektów czysto literackich rad tutaj nie szukałem, bo nie jest to po prostu odpowiednie miejsce. Zresztą, jak już mówiłem, kto szuka takich rad, nie powinien brać się za pisanie. No oczywiście są też tacy, którzy uczęszczają na kursy pisarskie, ale to już ich sprawa. 

 

To opowidanie, które widnieje jako Gwiazdolot, to w rzeczywistości jest 10,13,16 i rozdział mojej powieści, jest jej wątkiem fantastycznym. Powieść nosi tytuł “Pandemia”, kto wie, może się kiedyś ukaże. 

 

No a teraz spadną na mnie gromy i każdy będzie chciał mi dosrać. Ale nic, nie ważne, jak mówią, byle mówili. Może przysporzy mi to sprzedaży dodatkowego tomiku wierszy i zarobię jakieś dwa piedziesiąt na piwo, a sylwester się zbliża. 

 

 

A skąd mam mieć pewność, że naprawdę zależy Ci na tym, żeby coś zrozumieć z otaczającego Cię świata, czy tylko na tym, by pogrążyć świerzaka? Skąd mam pewność, że ci którzy tutaj decydują o tekstach mają po temu kompetencje?

A skąd Ty masz pewność, że jestem żywym człowiekiem z krwi i kości, a nie częścią symulacji w której żyjesz? A jeśli nawet jestem żywym człowiekiem, skąd wiesz jakie motywy mną kierują?

Jak to “tylko obłęd” – to samoświadomy komputer cierpiący na obłęd nie może być tematem fantastyki – to co tylko krasnale, elfy, trole? tylko gwiezdne wojny?  tylko rok 1984 i inne dystopie? – no to kiepsko z tą fantastyką.

Obłęd w różnych szatach chadza, w sztach cesarzy, mesjaszy, czasem nawet Gwiazdolotów (no wtedy lata). Skoro obłęd może być opisywany w kostiumologii powieści historycznej, obyczajowej to może być też w kostiumologii sci-fi, wtedy nagina trochę czasoprzestrzeń umysłu.

 

 

Silvan, przepraszam, pośpiech.

 

Dlaczego nikt nie chce zauważyć, że to opowieść o obłędzie, o niemożności rozpoznania, co jest rzeczywistością, a co halucynacją, urojeniem – i z tej perspektywy wszystkie wasze zarzuty nie mają sensu.

 

Powtarzam jeszcze raz sci-fi tej opowieści nie tkwi w podróży kosmicznej, ale w podróży miedzy stanami umysłu, między rzeczywistościami, które nie muszą być wcale doskonale logiczne z tego prostego względu, że są urojone. Najważniejszym z pytań tej opowieści, zreszą zawartym w treści jest, czy możemy być pewni świadectwa swoich zmysłów, oczywiście nie jest to pytanie nowe, filozofowie stawiali je już tysiace lat temu, ale nowe jest jego ujęcie w tym tekście. Są też pytania pomniejsze: czy komputetr może oszaleć?, czy sami nie żyjemy w komputerowej symulacji? itp., itd. No a misja szalonego komputera i jej powody powinny być nawet urojone – dlatego kometa przybywajaca z absurdalnym zadaniem (zarażenia ludzkości) z absurdalnej odległości w przestrzeni i czasie jest jak najbardziej na miejscu i logiki opowiadania wcale nie burzy.

 

Zauważcie, że zakończenie opowiadania nic nie wyjaśnia. Można po nim dojść do wniosku, że Gwiazdolot zadanie wykonał, można też dojść do wniosku, ze żadnego zadania nie było i Gwiazdolot nawet nie wystartował i wcale nie podróżował przez pustkę kosmosu.

 

Tyle. Więcej nie zamierzam się bronić, bo tekst powinien bronić się sam. 

Finklo mówimy o sondzie w kształcie kropli wysłanej przez obcą cywilizację, żeby przyniosła na Ziemię wirusa ;)

 

Silvo, co do stylu, kwestia gustu. Za literówki w tekście przepraszam. “Kilkuliterowe pomyłki w kodzie” miały za zadanie sugerować, że kod mógł być kodem genetycznym istot biologicznych. Co do 3 milionów lat – muszę chyba konkretną perspektywę czasową usunąć na rzecz nieokreślonej, mglistej. Co do obcej cywilizacji, można przecież założyć, że jest od nas o wiele bardziej rozwinięta, na tyle np., że potrafi wysyłać obiekty w przestrzeń z prędkością bliską predkości światła, może też dysponować narzędziami futurologicznymi (do naukowego przewidywania przyszłości) na tyle rozwiniętymi, że wie gdzie i kiedy pojawi się życie i jaki kształt przyoblecze i wiele tym podobnych – w końcu to sci-fi, pewne rzeczy trzeba przyjąć jako możliwe, inaczej nie była by to fantastyka tylko czysta nauka.

 

Dzięki za uwagi.

 

Życzę szybkiego powrotu do zdrowia!

Finkla dzięki za rady – zmieniłem miliard na miriady i poprawiłem “byłozę”.

A poza tym pojawienie się postaci Lyncha jest takim żarcikiem, oczkiem puszczonym do czytelnika 

Nie – dane było tylko nazwisko, powierzchowność i świat, nikt nie zakładał, że zostanie filmowcem. Nawet w symulowanym świecie istnieje możliwość wyborów, inaczej byłby on sprzeczny logicznie. Nie uważał, że stworzył Twin Peaks, on go stworzył. Bo Twin Peaks istnieje w naszym świecie, a nasz świat jest Algorem, jest symulacją. 

Wreszcie jest komentarz! Dziękuję bardzo, Finklo.

 

Milirad lat – cóż, mogłem pewnie napisać “miriady lat”, bo wątek podróży kosmicznej jest jedynie parabolą podróży poprzez stany umysłu. Choruję na schizofrenię i zagadnienie tego, czy możemy zaufać swoim zmysłom, jest dla mnie niezwykle istotne. Oczywiście nie jestem tutaj pierwszy, zamysł maszynej fenomenologicznej opisywał już Lem, tę tematykę poruszał też Dick w “Ubiku”, no głośny film “Matrix” braci (teraz już sióstr) Wachowskich. Moje ujęcie jest jednak inne, bardziej psychologiczne 

 

Co do wychowania, mylisz się. Ja mówiłem o podłączeniu do komputera, który symuluje całą rzeczywistość Gwiazdolotu, łącznie z powierzchownością fizyczną. To że Gwiazdolot został filmowcem, wynikało już z jego działań, a działał w świecie który jest nam dostępny.

 

Kolejna wątek to psychoza, czyż urojenia nie są niczym żywe twory, które żyją w przestrzeni jaźni?

 

I dalej w tym tonie mógłbym pisać, ale jak spostrzegłaś, uczyniłem to już w tekście, który nie jest pisany zbyt trudnym językiem i myślę, że dobrze wyraża moje przemyślenia.

 

Podsumowując: fantastyczność tekstu nie w akcji, ale w takim spojrzeniu na świat i nasze w nim miejsce, które wywraca na nice i niweczy wszystkie nasze aksjomaty tyczące się natury rzeczywistości.

“Fajna” dystopia. Całe prawdopodobieństwo opowiedzianej historii burzy jednak to, że “obywatel nadzorca” upił się flaszą samogonu – typowy Rosjanin po wypiciu flaszy otwiera drugą i trzecią, a nie rewolucje wywołuje. 

 Na zdrowie i wesołych świąt :)

Przywiodło mi to opowiadanie, a zwłaszcza tytuł, na myśl Richarda Dawkinsa, który twierdził (chyba już w swojej nagłośniejszej książce, “Samolubny gen”), że Bóg wprawdzie nie istnieje, ale jednocześnie istnieje i rządzi ludzkością. Nie istnieje oczywiście jako obiektywny, omnipotentny, osobowy byt, ale istnieje jako mem (definicję memu stworzył właśnie Dwakins i traktował mem jako kulturowy odpowiednik biologiocznego genu) Boga – istnieje w umysłach miliardów ludzi na całym świecie, ciągle się powiela i mutuje.

 

Ładnie napisane przy oszczędnym użyciu środków.

 

Pozdrawiam :) 

Nowa Fantastyka