Profil użytkownika


komentarze: 14, w dziale opowiadań: 14, opowiadania: 6

Ostatnie sto komentarzy

Wybacz stary, ale to Twoje "cmoknięcie podziwu" traktuję raczej z przymróżeniem oka (właściwym nadużywanemu przeze mnie emotikonowi), bo mówiąc umarłym memem: "wyczuwam kpinę milordzie" ;-).

W dodatku całkiem nieuzasadnioną, bo jako się rzekło "nie jestem wielkim znawcą tematu", więc i nie będę Ci "udowadniał że się mylisz", zwłaszcza że sama lektura "postów" nie wskazuje na słabego "przeciwnika", a przecież:

Psu nie honor bić się z kotem,

– Co mu po tem?

Nie znaczy to wcale że mam sobie swoje wątpliwości "wsadzić w buty", albo że moje "łopatologiczne" zarzuty odbiorcy-laika skapitulować muszą przed nieodpartą siłą argumentów Autora-fizyka.

 

Moja riposta nie na merytoryce polega, tylko na logice relacji Autor-odbiorca.

 

To Twoim zadaniem jako Autora jest usatysfakcjonowanie odbiorcy i takie sprzedanie mu tematu, żeby nie nabył on przeróżnych wątpliwości i dysonansów poznawczych, co dla wytrawnego znawcy tematu nie powinno być żadnym problemem.

Możesz wprawdzie uznać że piszesz dla siebie, albo dla specjalistów "na pewnym poziomie" a nieokrzesanych profanów masz w nosie, ale w takim wypadku udostępnianie swoich dzieł na forum publicznym wydaje się być "rzucaniem pereł przed wieprze" lub nawet "małpim okrucieństwem" ;-).

 

To tak "pożartowalim" (bez obrazy), ale mam wrażenie że trochę cel nam umyka, więc dedykuję Ci pełne wysublimowanej mądrości słowa Tesseanor-a z "posta" pod "drabelkiem" jego autorstwa zatytułowanym "Bezsilna":

Zrozumiałem, że na ławie musi być więcej kawy, by spotkanie było bardziej udane.

(i chodzi mi o zupełnie inny gatunek kawy niż ta o której wspomina Silva).

A ja dalej będę się upierał przy słabościach fizyki w opisie.

 

Wspomniana "emisja wymuszona" polega na tym że foton inicjujący działając na elektron wzbudzony nie anihiluje, lecz powoduje emisję kolejnego, bliźniaczego fotonu i przeskok elektronu na niższy poziom energetyczny.

 

A co mówi opis? No tyle że do emisji nie doszło!

 

Przeanalizujmy.

1. Janusz mieszkał "ani za blisko, ani za daleko od jądra" a więc miał ściśle określony poziom energetyczny.

2. Skutkiem spóźnienia "do końca nie wie, w jakim stanie kwantowym się znalazł", ale żadnej "fotonicy" jeszcze nie spotkał, więc rozumiem że poziom energetyczny bez zmian.

3. Wprawdzie "śniły mu się kwarki", ale dalej nie spowodowało to jego wzbudzenia w skali atomu, a jedynie "nabrzmiały (..) worek mosznowy" w skali elektronu (który chętnie amputowałbym z tej opowieści za pomocą brzytwy Ockhama i to razem z "nibynóżkami" ;-).

 

Taki niewzbudzony elektron trafia teraz na "fotonicę-przewrotnicę" i ta istotnie powoduje u niego "wymuszony stan wzbudzony", jednak żadnym "nagłym wytryskiem światła" się to skończyć nie może, bo zabrakło inicjacji!

Innymi słowy: "fotonica" okazała się za cienka na Janusza i powinna chyba poprosić o pomoc jakąś koleżankę … ;-).

 

No sypie się narracja, bo stan Janusza wprawdzie "upokarzający i niekomfortowy" ale sam Janusz ani nie został "wydymany", ani "wyrwany z przyrodzonego orbitala" na niższy poziom energetyczny, więc nie bardzo ma powód żeby czuć się "bezwartościowy, zbrukany i zhańbiony".

 

Na szczęście "nadleciał neutron" i miłościwie zaciągnął kurtynę (choć też wolałbym raczej widzieć w nim mściciela).

 

Aha: dalej nie uważam że to jest "do dupy" a moje poprzednie oceny były szczere; nie ma też w nich żadnego "świętokradczego" porównania do Lema a jedynie pochwała fikuśnych sformułowań, które mi jego twórczość przypomniały ;-)

A mnie się podobało! Ciekawy pomysł i sprawna realizacja; jest dziwacznie i intrygująco, a wnioski (jak to w życiu) trzeba sobie wyciągnąć samemu, bo z opisu dowiemy się tylko "co ludzie gadają".

 

Wprawdzie faktycznie "skrót pogania skrótem" (choć nie zgodzę się że "kalką") ale lubię taką właśnie estetykę. Jej podobieństwo do "domysłów jakiegoś ktosia (..) o kimś, kogo on zna i myśli, że ja też" faktycznie zachodzi (musiałem to zacytować ;-) ale dla mnie to właśnie jest atut.

Przemawiają do mnie suche, skompresowane treści, gdzie mówi się niewiele a rozumie (prawie) wszystko (włączając dobrą dokumentację techniczną, lakoniczny meldunek sytuacyjny i gadkę że "jest interes do zrobienia").

Nie zgodzę się też że tu "nie ma opowieści o ludożercy i sępie"; no pewnie że jest, tylko opowiedziana w taki właśnie sposób.

 

I na koniec apel: Ujawnić szczegóły barteru!

@Koimeoda: no nie oślepłem na to 3 zdanie, ale powód dla którego pan Janusz nie zgadza się z obiegową opinią wyjaśnia się dopiero na końcu.

 

Co do żartobliwości tekstu to nie chcę się kłócić, ale moim zdaniem jest ona niepodważalna. Jeśli jest inaczej to po co te wszystkie fikuśne sformułowania i zabawa słowem? Czy elektron Janusz i jego "treningowy worek mosznowy" naprawdę cię nie śmieszą?

Inna sprawa że to wcale nie wyklucza poruszania poważnych tematów. Ja to rozumiem i kupuję przecież tą Hiroszimę.

Ciekawe i błyskotliwe, a nawet zabawne, jednak różne "zgrzyty" skutecznie mi tą zabawę popsuły :-(

 

Początek jest obiecujący. Niespecjalnie raziły mnie rozważania kogo to "nie da się zgwałcić", ani nawet późniejszy – jak to Koimeoda ujęła – "smutny auto-victim-blaming" (bo w końcu są to dywagacje Januszy, z których jeden na koniec nawet zmienił zdanie … ;-) za to ujęło mnie jak ów Janusz "z elektronika wyrósł na elektrona" albo jak "nikt go nie słuchał, bo nie było medium przenoszącego dźwięk".

W całym utworze zresztą jest cała kupa takich zabawnych skojarzeń i uroczych sformułowań typu "kwarki powabne i dziwne" albo "gwałcenie zakazu Pauliego" czy też "błoga nieokreśloność" albo "wymuszony stan wzbudzony", co przypomina mi twórczość Lema i jest bardzo na plus (nawet jeśli miejscami zamieniłbym jakichś "walencjarzy" na "walencjuszy"). 

Wspomnienie Hiroszimy w zestawieniu z żartobliwą formą “szorta” jest może nieco za grube, ale rozumiem że ma tu ono swoją rolę do odegrania i też go kupuję.

 

To czego nie kupiłem to nie dość mocny związek użytych terminów naukowych ze stanem wiedzy – no po prostu cały czas miałem wrażenie że "fizyk płakał jak czytał" ;-).

 

Nie jestem wielkim znawcą tematu, ani też nie zadałem sobie trudu weryfikacji wszystkich sformułowań które mnie "ubodły" (choć trochę wyręczyła mnie w tym Asylum …) ale nawet takiego jak ja laika skutecznie zniechęcił "worek mosznowy", "nibynóżki", czy "wcieranie creepypasty" w rzekomy "członek" elektrona; wątpliwe były nawet te jego "własne jądra" (choć przynajmniej dało się je jakoś pokrętnie tłumaczyć przez skojarzenie z byciem częścią różnych atomów w przeszłości).

 

Chciałbym też być dobrze zrozumiany, bo nie chodzi mi o to żeby "naukowy bełkot" zabił lekką i żartobliwą formę utworu, tylko o niepodważalną prawdziwość przekazu (i to nawet wtedy, kiedy docenić to może tylko specjalista …).

 

No nie kupiłem (choć jest w tym potencjał!).

Bardzo pozytywny szorcik! Fajna tematyka, dobrze napisane i chce się go doczytać do końca. W sumie jeden mankament: zero fantastyki (no wiem że to z gatunku "INNE", ale o "fantastyce symbolicznej" można by mówić gdyby wspomniane turboskrzypce okazały się dziełem Obcych … ;-).

Świetne! Lubię takie absurdalne antybajki i żadnego "deficytu fantastyki" też w niej nie dostrzegam (w końcu jest ona z gatunku "INNE" a nie "FANTASY" ;-)

Lekko wchodzi, jest zabawna i daje do myślenia; absurd umiejętnie zaakcentowany i bliski życiu (serio – sam doświadczyłem parę razy podobnie głupich działań i "argumentacji").

Zanotowałem jeden "zgrzyt"; płynniej by mi było przeczytać:

Wymaga też by cały zespół inżynierów zgodził się na jeden z wielu możliwych wariantów, podczas gdy mur nie ma tego problemu, bo jest wszędzie taki sam.

 

To już drugi taki głos, więc najwyraźniej tekst po prostu nie przemawia …

(trudno, w końcu mnie też przerosło drabble "Bezsilna" Tesseanor-a i nie ono jedno ;-)

 

Ten "szort" to alegoria losu ludzkiego według wyobrażeń chrześcijańskich, zilustrowana procesem technologicznym zaczerpniętym z SF.

Sens opowieści: jeśli rozum który podpowiada nam jak żyć faktycznie nie ogarnia całokształtu, to możliwe że "kto chce zachować swoje życie, straci je".

 

"Człowiek witruwiański" Leonarda da Vinci pełni tu rolę przepustki do "raju", bo definiuje ideał.

Wpisanie w okrąg symbolizuje trzymanie się zasad dających mu tą idealność, takich samych w "doczesnym" świecie płaszczyzny gdzie "widzimy jakby w zwierciadle, niejasno" jak w trójwymiarowej "wieczności" gdzie "zobaczymy twarzą w twarz".

Niespełnienie tego ideału oznacza "piekło", czyli wieczne kalectwo "na własne życzenie", uniemożliwiające wydostanie się z sali.

Sprzeczna z intuicją konieczność zaufania ostrzegawczemu komunikatowi symbolizuje wiarę.

Fajna impresja – lekko i przyjemnie się ją czyta. Po poprawkach z komentarzy nic mnie już specjalnie nie ubodło, ale trochę mi “zgrzytnęło” przy:

Jesteście bardzo podobni. Cienie utraconych lat, alergia na kurz i strach przed skrzypiącą podłogą.

Możliwe że to tylko brak akapitu, ale brzmi trochę tak, jakby strach przed skrzypiącą podłogą upodabniał te książki do człowieka.

No i faktycznie nieco melodramatyczne (ale czy to źle? ;-)

Nowa Fantastyka