Profil użytkownika


komentarze: 4, w dziale opowiadań: 4, opowiadania: 4

Ostatnie sto komentarzy

Cześć, tekst wydał mi się dość pocieszny za sprawą humoru i groteski. Nie wiem, na ile było to zgodne z Twoim zamysłem, ale te swawolne elementy zdusiły jednak atmosferę grozy czy choćby tajemnicy i odjęły wydarzeniom ich ciężar, przez co całość raczej nie trzymała mnie w napięciu ani też nie zaskakiwała z taką mocą, z jaką by mogła. Wiele się działo, ale niewielki wzbudzało to we mnie oddźwięk emocjonalny. Dodatkowo w trakcie lektury miałem wrażenie, że natykam się na pewne niespójności. Postaram się więc przedstawić swoją perspektywę i własne wątpliwości, może się to na coś przyda. :)

 Harrison – tak jak go przedstawia narracja – ma trzy oblicza: czubka, agenta oraz kryptozoologa (nie mam pojęcia, czy to ostatnie jest właściwym określeniem, ale nic lepszego mi nie przychodzi do głowy; niewiele właściwie jest powiedziane na temat charakteru chrząszczy). W narracji zdają się one przeplatać w dość niekonsekwentny sposób.

 Punktem wyjścia jest czubek. Harrison łazi i zachowuje się dziwnie, czym ściąga na siebie uwagę otoczenia. Jako taki nie zdaje się on stanowić zagrożenia dla innych. W tekście jednak już na tym etapie pojawia się wzmianka o okazywanej mu zewsząd nieufności („pełnymi nieufności szeptami”). Zastanawiam się: skąd dokładnie ta wrogość czy niechęć? Czemu szepczą po kątach, a nie wyśmiewają beztrosko, skoro to tylko wariacki dziadek? Wiadomo, piętnowanie odszczepieńców jest częstym zjawiskiem, ale ja to konkretne zachowanie odbieram już jako oznakę strachu, być może nieświadomego, przed Harrisonem. Problem w tym, że w narracji (przynajmniej póki co) brakuje usprawiedliwienia dla tej reakcji. Zresztą kawałek dalej okazuje się, że Ruby spostrzega coś dziwnego i rozgaduje o tym – dlaczego ona z początku zostaje wyśmiana, a otoczenie nagle szuka usprawiedliwień dla zachowań Harrisona? Kilkukrotnie jest podkreślone, że staruch to czubek i każdy go za takiego uważa. Ludzie wokół go obgadują, nie ufają mu, aż tu nagle w tej jednej kwestii stają w jego obronie?

 Postać Harrisona mogłaby się stać złowroga w opinii mieszkańców – a nie tylko śmieszna – gdy rozchodzi się wieść o tym, że staruch szpieguje. Wtedy nieufność rzeczywiście zyskałaby uzasadnienie i ludzie powinni się mieć na baczności wokół niego. Tyle że dochodzi do czegoś zupełnie innego: domniemanego agenta traktują jak świra, czyli go lekceważą. Jak to jest, że nagle całe miasteczko zaczyna śmiało rozprawiać o tym, co należy z nim zrobić? Czy to nie jest aby odrobinę niedyskretne albo nieprofesjonalne? Może nie orientuję się w ówczesnych realiach, ale reakcje i postawy mieszkańców wobec dziwnych zachowań Harrisona wydają mi się trochę nieuzasadnione.

 Gdy zaś wychodzi na jaw, że starzec zaangażował się w przedsięwzięcie kryptozoologiczne, jego wcześniej opisane zachowania zostają wyjaśnione. Tyle że to wyjaśnienie działa w zasadzie tylko na mechanicznym poziomie – wiadomo, dlaczego gadał do siebie i głaskał się po brzuchu, ale jego ostateczne cele i motywacje pozostają nieznane. Po co w ogóle wplątał się w tę niecodzienną hodowlę, co przez to chciał osiągnąć? Był dziwny, bo był zalarwiony, ale dlaczego w zasadzie był zalarwiony? Bo był dziwny? Wychodzi błędne koło, dziwność w imię dziwności. Ostatnia konfrontacja w zasadzie dostarcza szczątkowych informacji na ten temat; nie do końca rozumiem, dlaczego tyle miejsca zostało poświęcone mało wnoszącej rozmowie agenta i Jeffersa, a tak mało największej zagadce zawartej w tekście.

 Sądzę, że te trzy oblicza Harrisona powinny się wzajemnie uzupełniać i objaśniać (i prowokować odpowiednio różne reakcje ze strony otoczenia), tak aby wyszła z tego ciekawa postać. Tutaj są one wprawdzie połączone, ale mam wrażenie, że tylko na tyle, by pchnąć fabułę do przodu. Pod tym względem opowieść nie rezonuje ze mną, choć, jak wspominałem, doceniam humor, dynamikę i lekkość tekstu.

Pozdrawiam serdecznie! :)

Tekst wywarł na mnie pozytywne wrażenie – wydał mi się subtelny i lekki w odbiorze, nawet jeśli sam w sobie traktuje o zmaganiach z poważną chorobą. Choć przyznaję, kojący charakter narracji wzmógł we mnie również pewien niepokój. Przeczuwałem, że troskliwa żona może okazać się intrygantką, bo coś nazbyt łatwo zaradzała problemom (wpierw wspomniana zmiana nawyków męża, potem opieka nad dzieckiem). Skoro jednak do niczego takiego nie doszło, pozostaje mi wstydzić się za tę nieufność i szukanie dziury w całym. Opowiadanie raczej nie wryło mi się w pamięć za sprawą dramaturgii, ale z pewnością zostawiło po sobie przyjemne odczucie. Pozdrawiam :)

Cześć, opowiadanie bardzo mi się spodobało. Muszę wstydliwie przyznać, iż nie znam się zupełnie na wierzeniach Egipcjan czy archeologii, aczkolwiek i bez tej wiedzy z zaciekawieniem oraz przyjemnością śledziłem losy bohaterów. Przeplatające się z dziejami rodziny nici przeznaczenia to coś, co mnie zawsze porywa, a tutaj jest to dodatkowo osnute pozagrobową tajemnicą, dzięki czemu całość trzyma w pewnym napięciu. Dziękuję i pozdrawiam! :)

Cześć! Ciekawe opowiadanie, zaintrygowały mnie te skoki w narracji i w czasie. Nie jestem pewien, czy wszystko zrozumiałem, więc zacznę od tego, jak sam widzę szkielet tej opowieści:

1.Jest Roman (…bo chyba do niego właśnie to imię się odnosi?) – ponadprzeciętny mężczyzna, który spogląda krytycznie na otaczającą go rzeczywistość.

2.Roman jest odgórnie monitorowany/ograniczany/wyzyskiwany, przygląda mu się Sara.

3. W wyniku interwencji kobiety Roman cofa się w czasie i zajmuje miejsce swojego ojca.

4. Roman jako ojciec poślubia Sarę i przybrawszy oportunistyczną czy konformistyczną postawę, buduje dobrobyt rodziny.

5. Rodzi się konflikt między Romanem jako ojcem i jego synem.

Frapuje mnie, czy syn z 1. i 5. to ta sama osoba i mamy do czynienia z czymś na wzór pętli, czy raczej od momentu 3. narracja dotyczy alternatywnego świata. Za drugą opcją chyba przemawia fakt, że pierwotnie ojciec Romana w wyniku domniemanych problemów psychicznych sprowadził na rodzinę problemy, a nie deszcz pieniędzy. Być może coś po drodze źle zrozumiałem – byłbym wtedy wdzięczny za wyprowadzenie mnie z błędu!

Ta ogólna struktura wydaje mi się niezła, choć niełatwo się w niej odnaleźć. Motyw wzajemnego zniewolenia i tłumienia geniuszu dość dobrze z nią współgra. Mam jednak pewne wątpliwości odnośnie do kreacji głównego bohatera i tła społecznego. Mówiąc wprost, nie dostrzegam w tym bohaterze pozytywnych cech; snuje on pewne rozmyślania o świecie (to, czy są one trafne w stosunku do świata, w którym my żyjemy, odkładam na bok), ale niewiele poza tym o nim wiadomo. Postaram się rozwinąć tę kwestię.

Na samym wstępie odczułem drobny zgrzyt. Chodzi mi o ten fragment:

Stałem w kolejce i z rozbawieniem patrzyłem, jak ludzie traktują z wyższością obsługę, co było dziwne, bo byli od niej zależni, a ona mogła napluć im w żarcie.

– Poproszę hamburgera, bez zestawu, zdrapek, frytek i wszystkiego innego. – W końcu przyszła moja kolej, i jednym tchem wyrecytowałem doskonale znaną mi litanię, puściłem oczko do dziewczyny przy kasie i podałem jej dychę.

– Trzy pięćdziesiąt. – Nie zareagowała, najwyraźniej nawykła do zaczepek, i wydała resztę, której nawet nie przeliczyłem.

Bohater jest rozbawiony tym, jak inni traktują obsługę z wyższością. Nie nastroiło mnie to pozytywnie – spodziewałbym się raczej, że osoba odróżniająca się (bądź chcąca odróżnić się) od tego aroganckiego tłumu przybrałaby empatyczną postawę względem obsługi, a nie popadałaby w rozbawienie. To drugie, moim zdaniem, sprawia, że bohater zdaje się raczej wywyższać nad wywyższającymi się, i tym samym przystaje do nich. Widać to także w odrobinę lekceważącym sposobie komunikacji z kasjerką (puszczanie oczka, zaczepki).

Dalej bohater przepowiada, iż młodzież zostanie wyśmiana. Tyle że po co mówić tu o przyszłości, skoro młodzież ta już teraz jest wyśmiewana i oceniana negatywnie – przez samego bohatera? Skoro mamy dzielić pokolenia na te, co przynależą do dzisiaj, i na te, co przynależą do wczoraj, to gdzie w takim razie podziali się wiekowi kompani Romana, którzy powinni dzielić z nim pewne doświadczenia z czasów młodości i którzy siłą rzeczy powinni, tak jak on, narzekać obecnie na młodzież i mierzyć się z podobnymi bolączkami co on? Albo zachodzi tu brutalne wypychanie osób starzejących się na margines (i tym samym bohater nie jest sam, więc nie może mówić z pozycji, że tak to ujmę, jedynego, wyobcowanego sprawiedliwego), albo to zjawisko nie zachodzi i pomimo wieku ludzie zachowują zdolność do uczestnictwa w życiu społecznym (i tym samym bohater nie ma prawa przepowiadać młodzieży losu, który w istocie spotyka nielicznych).

Inna rzecz, która mnie zastanawia, to genialne przymioty Romana, którymi miał ściągnąć na siebie uwagę systemu opresji. Dlaczego on właściwie miałby być wyjątkowy na tyle, by był tłamszony/wyzyskiwany? Wskazujesz, że napisał dobry kod i miał jakiś pomysł – nie wydaje mi się to zbyt przekonujące. O ile mi wiadomo, użyteczność każdej cegiełki kodu zależy od jej kompatybilności z projektem jako całością, przez co zachodzę w głowę, jak ktoś, działając samotnie, mógłby ot tak napisać coś, co przewyższa rozwiązania rozwijane u konkurencji. Zakładam, że konkurencją nie jest tu jakiś inny, przypadkowy programista, ale korporacyjny moloch, w którym całe interdyscyplinarne zespoły ślęczą nad projektami. Wzmiankowany pomysł na portal też niewiele wnosi, bo prawie każda osoba wpada na pomysły w duchu „A, zrobiłbym/zrobiłabym to lepiej!”. Być może należałoby rozwinąć te kwestie.

Sam jego sposób bycia też w moim odczuciu nie świadczy o geniuszu albo nawet jego zalążkach. Sypanie krytycznymi komentarzami pod adresem społeczeństwa nie czyni człowieka wybitnym. Kupowanie gier za grosze i unikanie przedsprzedaży to też nic wielkiego. Ów rzekomy geniusz (czy też użyteczny zasób/śmiertelne zagrożenie w oczach systemu) podsłuchuje i podpatruje, co robią czy mówią inni, a potem zazwyczaj powtarza sobie w myślach, że jest lepszy – ten powracający schemat narracyjny nie wystawia bohaterowi dobrego świadectwa.

Dlatego też sądzę, że motyw, powiedzmy, łamania jednostek wybitnych w celu zapewnienia systemowi stabilności nie wybrzmiewa tu najlepiej; brakuje jego pozytywnego wymiaru. Zagadką pozostaje też, dlaczego w ogóle Sara tak się interesuje akurat tym mężczyzną. Bohaterowi można przytakiwać (o ile ktoś podziela jego poglądy), ale mi na bazie samego tekstu trudno było się w tę postać wczuć. Niemniej, jak wspominałem na wstępie, zamysł wydaje mi się nader interesujący. I jeśli coś mi umknęło czy zrozumiałem coś na opak, to proszę o wybaczenie i podejście z dystansem do moich uwag. :)

Pozdrawiam! :)

Nowa Fantastyka