
komentarze: 3, w dziale opowiadań: 0, opowiadania: 0
komentarze: 3, w dziale opowiadań: 0, opowiadania: 0
April ma rację, chodziło o przysłówki.
A co do rodziny - wiadomo, trzeba mieć własny rozum i jeżeli znamy w miarę obiektywne osoby z najbliższego otoczenia, które potrafią coś kompetentnie ocenić (bo fajne/niefajne nic nam nie daje) to warto im swoje teksty dawać. Do wszystkiego najlepiej podchodzić indywidualnie.
Jeśli chodzi o powtórzenia - to prawdziwa zmora, zmagam się z nią każdego dnia.
Nie mówię, że każdej porady trzeba trzymać się kurczowo, jednak przypominam - w tym przypadku chodziło o wykreślanie przyimków a nie przymiotników (tutaj mój fatalny błąd mnie dyskredytuje, falstart). Nie wiem czego nadmiar jest bardziej szkodliwy, to już chyba zależy od stylu pisarza. I przepraszam za rodzaj męski, cały swój tekst był pisany jednym tchem i słabo go sprawdziłem, ale to mój błąd.
Aż się zarejestrowałem.
Jak już wspomniał pugacious, jedyne z czym można się zgodzić w tym tekście to banały, o których wie każdy. Praktyka czyni mistrza przecież nie tylko w dziedzinie pisania, ale i w każdej innej, więc wywód prowadzący jedynie do takiego wniosku jest zbędny. Z całą resztą argumentów po prostu nie sposób się zgodzić.
Radzenie oczywiście nie jest złe, bo pozwala z miejsca dać już jakiś start, podstawy. Jasne, raczej nie sposób podpowiedzieć w jaki sposób zaciekawić czytelnika, prowadzić w sposób interesujący fabułę itd. Jednak te różne ogólniki są o tyle wartościowe, że przynajmniej nie będziemy popełniać głupich błędów. Owszem, porady indywidualne są wartościowe, bo konkretne. Ale błagam, nie przez rodzinę, znajomych, którzy albo z grzecznością ocenią pozytywnie albo skrytykują nie to co trzeba. Dlatego ja za swojego recenzenta zawsze brałem polonistę uczącego w mojej szkole.
Sam mam za sobą poradniki Kresa i Kinga (tutaj uwaga do joseheima: on sugerował usuwanie przyimków, a nie przymiotników) i dały one mi przede wszystkim wiele do myślenia. Znam pewne aspekty, a będąc ich świadomym skupiam się na nich w praktyce i je ćwiczę. Może i z początku samo zapoznanie się z poradnikami dało nie wiele, ale to przynosi powoli owoce z każdym dniem. Poza tym obaj wymienieni przeze mnie panowie od razu stwierdzili, że żaden poradnik nie zrobi z nikogo wybitnego pisarza, bo najważniejsze jest po prostu pisanie.
Poza tym twój tekst jest pełen niespójności. Twierdzisz, że znając zasadę "Show Don't Tell" oraz wiedząc, że są od niej wyjątki jest gorsze, niż jej nie znając i błądząc na ślepo. Początkujący pisarz więc będzie pisał słabo, bo nie obrazowo albo przeciwnie - będzie za dużo "pokazywał", nie mając świadomości istnienia wyjątków od reguły. Owszem, do pewnych norm pisarskich można dojść samemu (poprzez długie męczarnie), tylko po co? Fakt, podczas pisania nie powinno zastanawiać się: czy tutaj jest jakaś zasada? a może wyjątek?; to powinno przychodzić intuicyjnie.
Kolejnym absurdem jest zarzut do pisarzy, którzy brali udział w szkoleniach. Gdybyś tego nie wiedział to bardziej lubiłbyś styl tego autora? To tak jakbyś miał pewną ulubioną potrawę, która byłaby idealna. Nagle dowiadujesz się, że jest w niej składnik, za którym nie przepadasz (a którego wcześniej nie wyczułeś!) i stwierdzasz, że to danie już nie jest dłużej twoim ulubionym.
Sam też kiedyś rozmyślałem nad poradnikami i doszedłem do żartobliwego wniosku, że powinny się one nazywać: Jak Nie Pisać. Bo tak naprawdę trudno pokazać jaki element doda pikanterii fabule, przyspieszy akcję. Łatwiej podpowiedzieć, czego tak naprawdę unikać (np. przyimki, przesadna dokładność - podawanie rozmiaru w cm itd., zbyt rozbudowane zdania). Wiadomo, są też wyjątki jak "Show Don't Tell", ale one tylko potwierdzają moje twierdzenie (które jednak zawsze biorę z przymrużeniem oka).
Na koniec przyczepię się do samej formy: tekst trochę chaotyczny, niejasne stwierdzenia ("stanął na wysokości zadania (...) Czy sprostał?" lub "ułatwić zadanie nie zawsze oznacza pomóc"), trochę powtórzeń. Koniec końców, mam nadzieję, że krytyczne komentarze jedynie będą dla Ciebie jedynie pomocne.