Profil użytkownika


ko­men­ta­rze: 15, w dzia­le opo­wia­dań: 14, opo­wia­da­nia: 6

Ostatnie sto komentarzy

Prze­pra­szam, tro­chę mnie nie było, więc od­po­wia­dam zbior­czo.

ro­se­bel­le: Fak­tycz­nie, nie­wie­le wia­do­mo o bo­ha­te­rze, ale aku­rat to, dla­cze­go zabił matkę i uciekł jest dość pro­ste: miał dość trzy­ma­nia pod klu­czem, poza tym osoba w takim typie, jaki za­ry­so­wa­łam, jak dla mnie by­ła­by strasz­li­wie wku­rza­ją­ca i aż się pro­si­ła o uniesz­ko­dli­wie­nie. I cho­ciaż nadal się bał, wolał się ukry­wać na wła­snych wa­run­kach.

dra­ka­ino, faj­nie, ze cho­ciaż w na­strój wpa­dłaś.wink

Reg., dzię­ki jak za­wsze za wy­ła­pa­nie błę­dów. Cie­ka­we, jak się ucho­wa­ły, z Tel­lur­skim spraw­dza­li­śmy tekst od po­cząt­ku do końca i z po­wro­tem.

Fin­klo, De­ir­driu prze­pra­szam za po­mył­kę anioł-ne­fi­lim. Mea culpa.

Ar­nu­bi­sie, cóż mam od­po­wie­dzieć. Chyba tylko jedną wska­zów­kę do­ty­czą­cą świa­ta: w moim za­my­śle był do­kład­nie taki jak nasz. Bo­ha­ter to wy­ją­tek, hy­bry­da albo nie­po­ka­la­ne po­czę­cie. Ina­czej tak łatwo by się nie ukry­wał, nawet i w sta­rym bun­krze. Ktoś by już wcze­śniej opra­co­wał ja­kieś modus ope­ran­di chwy­ta­nia ta­kich jak on.

De­ir­driu, ostat­ni frag­ment o śmia­niu się jak dia­beł był próbą wpro­wa­dze­nia dość przy­cięż­ka­wej iro­nii. Skoro na­zwa­łam bo­ha­te­ra anio­łem (jesz­cze raz przy­zna­ję się do po­mył­ki), to gdy zabił matkę i za­czął ra­bo­wać, stał się dia­błem. I chcia­łam wska­zać, że ona cho­ciaż czę­ścio­wo jest winna tego, kim zo­stał. A może nawet była gor­sza od niego, tylko nie miała ta­kich moż­li­wo­ści, by “roz­wi­nąć skrzy­dła”.

 

Ogól­nie dzię­ki za lek­tu­rę i ko­men­ta­rzesmiley. Widzę, ze głos opi­nii pu­blicz­nej jest dość jed­no­li­ty: mało fa­bu­ły. Cóż, je­dy­ne, co mogę po­wie­dzieć, to: macie rację. Tekst jest wy­ni­kiem pew­ne­go za­kła­du i widać za bar­dzo się sku­pi­łam na przed­sta­wie­niu bo­ha­te­ra, a nie zmie­ści­ło się za wiele jego pe­ry­pe­tii. Na razie ra­czej nie pla­nu­ję roz­wi­jać tego w coś dłuż­sze­go. Może póź­niej, gdy będę miała dużo czasu na zgłę­bie­nie te­ma­tu, by nie sta­wiać ta­kich ba­bo­li. Poza tym trze­ba bę­dzie ob­my­ślić wcią­ga­ją­cą fa­bu­łę. Taką z mnó­stwem twi­stów.

Bar­dzo cie­ka­we, do­brze na­pi­sa­ne opo­wia­da­nie. Oczy­wi­ście, łatwo było zgad­nąć że roz­wią­za­niem pa­ra­dok­su po­pu­la­cyj­ne­go jest śmierć, więc cze­ka­łam na inne twi­sty. I nie za­wio­dłam się.smiley

Po­mysł, by to wła­śnie Budda (prze­pra­szam, Gau­ta­ma) zo­stał pierw­szą z istot oświe­co­nych, utwo­rzo­nych z czy­stej ener­gii, no cóż, chyba by mu się spodo­bał.

Roz­ba­wi­ła mnie scena z ko­bie­tą spro­wa­dzo­ną na sta­tek. In­te­li­gent­na be­styj­ka z niej była.

Z mi­nu­sów i (chyba) po­tknięć za­uwa­ży­łam dwa: po pierw­sze, za­imek “twój” w dia­lo­gu pisze się ra­czej z małej li­te­ry. Po dru­gie, skoro w opo­wia­da­niu Gau­ta­ma umarł trzy ty­sią­ce lat wcze­śniej (li­cząc z Ziemi), by­ła­by to przy­szłość od­le­gła o, pi razy drzwi, ja­kieś pięć­set lat. Coś mały po­stęp tech­nicz­ny za­szedł w tym cza­sie.

Ogól­nie: po­do­ba­ło mi się.

Gra­tu­la­cje dla wszyst­kich! Bar­dzo cie­ka­wy kon­kurs, mia­łam mnó­stwo przy­jem­no­ści z czy­ta­nia kon­ku­ren­cji (wła­sne­go, po osty­gnię­ciu emo­cji, mniej, ale co tam, zda­rza się, dla­te­go wła­śnie piszę krót­kie, by inni na moje nie­wy­pa­ły mało czasu tra­ci­li wink).  Brawa i po­dzię­ko­wa­nia dla Naz za or­ga­ni­za­cję!

Tak mnie nagle na­szło jesz­cze jedno py­ta­nie: skąd chło­pak wpadł na po­mysł prze­czy­ta­nia książ­ki? Bo, o ile prze­czy­ta­łam ze zro­zu­mie­niem, su­ge­ru­jesz, że wy­mów­ka z za­da­niem z li­te­ra­tu­ry była fał­szy­wa i na od­czep­ne­go. Ro­zu­miem, że gdy do­tknął dna, za­czął się roz­glą­dać i zo­ba­czył, iż wszyst­ko wokół się sypie, ale skąd wie­dział, że książ­ka, i to aku­rat ta, wy­ja­śni mu pewne spra­wy?

I nie kry­guj się tak z bra­kiem uwagi :). Ko­men­ta­rzy, widzę, masz cał­kiem sporo.

Moim zda­niem, bar­dzo cie­ka­we, ak­tu­al­ne (aż mi się przy­po­mi­na “Sta­tus ofia­ry ści­śle re­gla­men­to­wa­ny” No­whe­re­Ma­na), nie­po­zba­wio­ne wdzię­ku i hu­mo­ru. To, że syn im­pe­ra­to­ra nie może ot tak sobie łazić po mie­ście, już kilka osób za­uwa­ży­ło, więc się znę­cać nad tym nie będę. Scena na ISS – pe­reł­ka!

Bar­dzo za­baw­ne, in­te­re­su­ją­ce, od­no­szą­ce się do kosz­ma­rów z pod­sta­wów­ki (in­ter­punk­cja). Tylko jedno małe, nie­śmia­łe py­tan­ko: co to zna­czy “ani­hi­li­zu­ją­cy”? Bym zro­zu­mia­ła, że to “ani­hi­lu­ją­cy” z błę­dem, ale to dru­gie słowo jest tuż obok. Więc w końcu nie wiem.

Jak nie przej­dzie, to nie przej­dzie. Trud­no, cofam licz­nik czasu, jak Ja­nusz w Pas­sa­cie. Poza tym to mimo wszyst­ko rze­czy­wi­stość al­ter­na­tyw­na, nawet jeśli po­dob­na. Kur­czę, dla­cze­go po­mysł nie może się zre­ali­zo­wać sam, bez przy­pra­wia­ją­cych o ru­mień­ce po­tknięć? :(

Cho­dzi­ło o to, żeby akcja była jak naj­bar­dziej efek­tow­na. Poza tym, po prze­śli­zgnię­ciu się przez za­bez­pie­cze­nia lot­ni­ska, na po­kła­dzie była więk­sza szan­sa po­wo­dze­nia.

Jak do­kład­nie się prze­do­sta­ła tam, cóż… Może ukra­dła klu­cze? Tak, wiem, pry­mi­tyw­ny po­mysł. Może wsta­wię, że nieco wcze­śniej zwią­za­ła po­dob­ną do sie­bie ste­war­des­sę, za­bra­ła mun­du­rek  i wy­ko­rzy­sta­ła ele­ment za­sko­cze­nia (po­dwój­ny, bo jesz­cze tur­bu­len­cje)?

Bo­ha­ter­ka też mogła mieć na­ka­za­ne zro­bić z za­ma­chow­ca­mi to, co z ob­słu­gą ska­ne­rów: na­mie­szać nieco w gło­wie, wy­star­czy­ło np. otu­ma­nić ich, że to­a­le­ta to ka­bi­na pi­lo­tów, albo wy­ma­zać wie­dzę, jak prze­pro­wa­dzić akcję. Rów­nież cho­dzi­ło efek­tow­ność. Dla­cze­go, mam na­dzie­ję, że wy­ja­śni­łam w za­koń­cze­niu. Wszyst­ko było ukar­to­wa­ne przez Pra­mat­kę Zie­mię.

A to cie­ka­we, wy­szło na jaw, że fa­cet­ka od nie­miec­kie­go za­wsze prze­ocza­ła mój błąd. ;) Zmie­ni­łam colę na pa­lusz­ki kra­bo­we, może być? Gdy zna­jo­mi la­ta­li sa­mo­lo­ta­mi, je­dze­nie za­zwy­czaj spo­koj­nie prze­cho­dzi­ło.

Poza tym, za­ma­chow­czy­ni miała jesz­cze plan B, cho­ciaż nie wspo­mnia­łam o tym w opo­wia­da­niu, bo nie było ta­kiej po­trze­by. Gdyby były ja­kie­kol­wiek wąt­pli­wo­ści na temat jej ba­ga­żu, atak prze­pro­wa­dzi­ła­by już na lot­ni­sku.

W kwe­stii mie­szan­ki cza­sów, za­mysł był taki: opo­wieść toczy się na bie­żą­co. Każdy frag­ment od­dzie­lo­ny po­dwój­ny­mi en­te­ra­mi dzie­je się w nieco innym, ko­lej­nym mo­men­cie. Użyty czas okre­śla, czy opi­sa­ne nim wy­da­rze­nie jest dla danej chwi­li prze­szło­ścią, czy te­raź­niej­szo­ścią. Czyli to nie był dobry po­mysł?

Można scho­wać wzdłuż. Albo miks obu Two­ich opcji, nóż nie za duży, a pani nie za mała. Do wy­bo­ru :)

Nie musi się mie­ścić cały, cho­dzi tylko o wy­wa­że­nie, by się trzy­mał. winkBluz­ka resz­tę za­sło­ni. A ba­bol­ki po­pra­wi­łam, cho­ciaż to pierw­sze nie je­stem taka pewna, czy to błąd. Dla­te­go prze­kształ­ci­łam na wer­sję kom­pro­mi­so­wą. Jesz­cze raz dzię­ku­ję za tro­pie­nie po­tknięć. Wie­cie, z boku ła­twiej o chłod­ne, kon­se­kwent­ne spoj­rze­nie.

Dzię­ku­ję za uwagi. Spró­bu­ję jakoś prze­ro­bić tamtą nie­ści­słość. Z hip­no­zą okle­pa­ne, ale chyba naj­bar­dziej bę­dzie pa­so­wa­ło do ca­ło­ści.

Nowa Fantastyka