- Opowiadanie: Finkla - Więcej, niż myślisz

Więcej, niż myślisz

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Więcej, niż myślisz

– Czy­ta­łeś to?! – Pro­kor jesz­cze nigdy nie wi­dział szefa tak wku­rzo­ne­go. Prze­ło­żo­ny mię­to­szo­nym w ręku cza­so­pi­smem tłukł o biur­ko.

– Jesz­cze nie – od­wa­żył się bąk­nąć. – Co piszą?

– Zdra­dza­ją nasze plany. Punkt po cho­ler­nym punk­cie!

– Ale skąd mogli to wie­dzieć? Kto im wy­pa­plał?

– O! I zaj­miesz się szu­ka­niem od­po­wie­dzi na te wła­śnie py­ta­nia. Kto na­pi­sał ten tekst i od kogo do­stał in­for­ma­cje. Chcę tutaj wi­dzieć oby­dwu. Ży­wych, ale nie­ko­niecz­nie zdro­wych. Od­ma­sze­ro­wać!

Pro­kor z ulgą za­mknął drzwi ga­bi­ne­tu Bul­lu­sa. Nie tra­cąc czasu, po­biegł do czy­tel­ni po naj­now­szy numer Nowej Fan­ta­sty­ki. Bez pro­ble­mów zna­lazł opo­wia­da­nie, o któ­rym mówił… nie, wrzesz­czał szef.

Rze­czy­wi­ście – wszyst­ko wy­ło­żo­ne, krok za kro­kiem; od ko­niecz­no­ści stwo­rze­nia od­po­wied­nich ska­fan­drów ma­sku­ją­cych (ten etap szczę­śli­wie mieli już za sobą), przez wpro­wa­dze­nie licz­nych agen­tów do spo­łe­czeń­stwa, dys­kret­ne za­pew­nie­nie im wy­so­kich po­zy­cji, a wresz­cie za­wie­ra­nie roz­ma­itych umów. Nie­ko­rzyst­nych dla au­to­chto­nów, a mimo to wią­żą­cych.

Spra­wa wy­glą­da­ła nie­zmier­nie po­waż­nie.

 

***

 

– Jesz­cze jedno… – Mcjpr od­piął coś, co wy­glą­da­ło jak ze­ga­rek, ale z całą pew­no­ścią ze­gar­kiem nie było. No, ow­szem po­ka­zy­wa­ło go­dzi­nę, ale ta funk­cja znaj­do­wa­ła się w ostat­nim de­cy­lu naj­waż­niej­szych zalet urzą­dze­nia. – Włóż to i nie zdej­muj nawet pod prysz­ni­cem. Do zo­ba­cze­nia.

Mi­chał ma­chi­nal­nie wziął przed­miot, za­mo­co­wał na nad­garst­ku, a potem wy­szedł z pracy.

W domu po­wi­ta­ła go cisza – żona wy­je­cha­ła razem z dzieć­mi, aby umoż­li­wić gło­wie ro­dzi­ny ter­mi­no­we za­koń­cze­nie pracy nad książ­ką.

 

Po trzech go­dzi­nach na­pa­rza­nia w kla­wia­tu­rę pi­sarz miał już ser­decz­nie dosyć. Wy­dru­ko­wał świe­żo na­pi­sa­ne stro­ny i… bar­dzo szyb­ko zde­cy­do­wał, że ko­rek­tę zrobi jutro. Zie­wa­jąc roz­dzie­ra­ją­co, po­wlókł się w stro­nę ła­zien­ki. Z sa­tys­fak­cją rzu­cił ścią­gnię­tą bluzę na pod­ło­gę. Mu­snął pal­ca­mi za­pię­cie ze­gar­ka, w gło­wie za­brzmiał mu głos Maćka: „nawet pod prysz­ni­cem”. Wzru­szył ra­mio­na­mi; z pew­no­ścią le­gen­dar­ne­mu nie­omal cu­deń­ku nie za­szko­dzi odro­bi­na wody. Mi­chał po­dej­rze­wał, że urzą­dze­nie nie prze­stra­szy­ło­by się nawet kwasu flu­oro­an­ty­mo­no­we­go pod ci­śnie­niem dwu­dzie­stu at­mos­fer.

Dwie mi­nu­ty póź­niej go­spo­darz mógł po­dzi­wiać widok z bal­ko­nu i to z bar­dzo nie­ty­po­wej per­spek­ty­wy. Ale to nie pa­no­ra­ma roz­ta­cza­ją­ca się z ósme­go pię­tra wy­da­wa­ła się naj­dziw­niej­sza w całej tej sce­nie. Nie­spo­dzie­wa­ny gość wy­glą­dał jak czło­wiek, ale nim nie pach­niał. W ogóle nie miał za­pa­chu. A poza tym, jaki facet po­tra­fi utrzy­mać za kost­kę do­ro­słe­go (i usil­nie pró­bu­ją­ce­go chwy­cić co­kol­wiek) męż­czy­znę w wy­cią­gnię­tej ręce nawet bez wy­si­lo­ne­go drże­nia? Opie­rał się wpraw­dzie o ba­rier­kę, ale i tak siła dzia­ła­ją­ca na mię­sień na­ra­mien­ny (o ile w ogóle nie­zna­jo­my czymś takim dys­po­no­wał) mu­sia­ła być kosz­mar­na. Naj­gor­sze w tym wszyst­kim było to, że Mi­chał nie po­tra­fił sa­tys­fak­cjo­nu­ją­co od­po­wie­dzieć na py­ta­nia roz­mów­cy.

– Kto na­pi­sał to opo­wia­da­nie?

– Nie wiem! Przy­się­gam!

– Je­steś re­dak­to­rem li­te­ra­tu­ry pol­skiej czy nie?

– Je­stem! Ale to Jerzy zna­lazł ten tekst, nie ja!

– Kto może wie­dzieć wię­cej o au­to­rze?

– Nie wiem! Ten, kto pod­pi­sy­wał umowę. Pew­nie Jerzy! Ja nie mam po­ję­cia! Uwierz mi!

– Wie­rzę ci – od­po­wie­dział nie-czło­wiek i roz­warł palce.

Po­wie­trze w uszach świ­sta­ło na po­że­gna­nie tak słod­ko…

Nagle przez szum przedarł się miły, ko­bie­cy głos:

– Wy­kry­to za­gro­że­nie życia chro­nio­nej jed­nost­ki. Włą­czam tryb awa­ryj­ny. Uru­cha­miam gra­wi­kom­pen­sa­to­ry. Czy chcesz uchy­lić tę de­cy­zję?

– Co? – Mi­chał zdę­biał.

– Czy chcesz uchy­lić de­cy­zję o włą­cze­niu gra­wi­kom­pen­sa­to­rów? Zmie­niam chro­no­per­cep­cję, aby dać ci wy­star­cza­ją­cą ilość su­biek­tyw­ne­go czasu do na­my­słu.

Pi­sarz za­trzy­mał się w po­ło­wie dru­gie­go pię­tra. Nie, nie za­trzy­mał. Spa­dał dalej, ale w tem­pie ob­żar­te­go śli­ma­ka na prze­chadz­ce. Na wszel­ki wy­pa­dek ob­ró­cił się no­ga­mi do dołu.

– Nie, niech sobie kom­pen­su­ją.

– Dzię­ku­ję, przy­wra­cam stan­dar­do­wą chro­no­per­cep­cję.

Par­king znowu runął na spo­tka­nie bo­sych stóp. Mi­chał sku­lił się w ocze­ki­wa­niu na nie­uchron­ne zde­rze­nie. Ku jego za­sko­cze­niu nogi ze­tknę­ły się z da­chem to­yo­ty (do­brze, że to nie mój wóz, po­my­ślał) mięk­ko, jakby zwy­czaj­nie wsta­wał z fo­te­la.

– Za­ku­mu­lo­wa­no sie­dem­na­ście i czter­dzie­ści dwie setne ki­lo­dżu­la ener­gii. Po­zo­sta­ła część ule­gła roz­pro­sze­niu. Czy masz ja­kieś dys­po­zy­cje co do za­sto­so­wa­nia zma­ga­zy­no­wa­nej ener­gii?

– Nie, nie mam. Kim ty, do licha, je­steś?

– Je­stem in­ter­fej­sem ojo.

– Ojo?

– Oso­bi­sta jed­nost­ka opie­kuń­cza. Urzą­dze­nie chro­nią­ce po­sia­da­cza przed dez­in­te­gra­cją lub uszko­dze­niem po­wło­ki cie­le­snej. Czy chcesz za­po­znać się z in­struk­cją ob­słu­gi?

– Nie, dzię­ku­ję.

In­struk­cję za­wsze zdąży prze­czy­tać póź­niej. Jeśli wszyst­ko inne za­wie­dzie. Na razie miał po­waż­niej­sze pro­ble­my. Ni­by-fa­cet już się zo­rien­to­wał, że jego ofia­ra prze­ży­ła upa­dek. Gość z kocią gra­cją scho­dził po bal­ko­nach, le­d­wie chwy­ta­jąc za ba­rier­ki. Jakie szan­se na zgu­bie­nie się w tłu­mie miał czło­wiek odzia­ny wy­łącz­nie w slip­ki, tuż po pół­no­cy, na osie­dlo­wym par­kin­gu? No wła­śnie. Na razie Mi­chał zlazł z sa­mo­cho­du.

– Ojo?

– Słu­cham?

– Czy masz na wy­po­sa­że­niu jakąś broń?

– Oczy­wi­ście. Czy mam wy­świe­tlić wykaz?

– Nie! Czym naj­szyb­ciej można zabić czło­wie­ka?

Prze­ciw­nik minął czwar­te pię­tro.

– W obec­nej sy­tu­acji pro­po­nu­ję pro­mień la­se­ra. Aby ak­ty­wo­wać tę funk­cję, po­wiedz: „laser”, na­kie­ruj wylot mi­ni­dział­ka ojo na cel, a na­stęp­nie po­wiedz: „strze­laj”.

– Gdzie jest to cho­ler­ne mi­ni­dział­ko?

– Wylot znaj­du­je się w obu­do­wie ojo, to ta ciem­na plam­ka mię­dzy dwoma przy­ci­ska­mi w czę­ści skie­ro­wa­nej w stro­nę dłoni. Czy chcesz za­po­znać się z kon­struk­cją urzą­dze­nia?

– Nie! – Nie­zna­jo­my ze­sko­czył z po­ło­wy pierw­sze­go pię­tra i wy­lą­do­wał z pięk­nym te­le­mar­kiem w pu­stym miej­scu mię­dzy au­ta­mi. Są­siad z czwar­te­go chyba wy­je­chał na dłu­żej. – Laser! Strze­laj!

Fa­jer­wer­ki oka­za­ły się nie­sa­mo­wi­te. Ni­by-czło­wiek za­pło­nął naj­pięk­niej­szy­mi bar­wa­mi tęczy, zu­peł­nie, jakby Mi­chał nagle zo­ba­czył aurę; w cen­trum klat­ki pier­sio­wej, tam, gdzie tra­fiał pro­mień, świe­ci­ła fio­le­to­wa gwiaz­decz­ka, stop­nio­wo prze­cho­dzą­ca przez błę­kit, zie­leń i żółć (tak, po­tra­fił na­zwać aż tyle ko­lo­rów, w końcu był pi­sa­rzem) aż do wi­śnio­wej czer­wie­ni nóg.

– Cel ekra­ni­zo­wa­ny przed la­se­rem. Czy chcesz kon­ty­nu­ować próby usu­nię­cia prze­ciw­ni­ka?

– Tak. Co masz naj­sil­niej­sze­go?

– An­ty­ma­te­rię.

Obcy chyba już otrzą­snął się z szoku, a przy­naj­mniej fe­eria barw przy­ga­sła. Facet wstał z przy­sia­du i za­czął zbli­żać się do Mi­cha­ła.

– An­ty­ma­te­ria! Strze­laj!

– Po­le­ce­nie anu­lo­wa­ne. Strzał an­ty­ma­te­rią z tej od­le­gło­ści sta­no­wił­by za­gro­że­nie dla użyt­kow­ni­ka.

Pi­sarz za­klął nader wy­szu­ka­nie, od­biegł kilka kro­ków i przy­cza­ił się za ja­kimś sa­mo­cho­dem.

– Czy mo­że­my po­ro­zu­mie­wać się ci­szej? – szep­nął.

– Oczy­wi­ście. Od sa­me­go po­cząt­ku wy­sy­łam ci ko­mu­ni­ka­ty te­le­pa­tycz­ne. Ty mo­żesz wy­po­wia­dać się na głos, ale nie jest to ko­niecz­ne.

„Na­praw­dę?”

„Tak.”

Może i rze­czy­wi­ście prze­kaz nie do­cie­rał po­przez uszy. Cie­ka­we, jak w takim razie…

„Dzia­łal­ność two­je­go mózgu to tylko sy­gna­ły elek­trycz­ne. Można ko­mu­ni­ko­wać się, sty­mu­lu­jąc sta­ran­nie wy­bra­ne neu­ro­ny.”

„Nie pod­słu­chuj moich myśli!”

„Po­le­ce­nie anu­lo­wa­ne. Unie­moż­li­wia­ło­by pra­wi­dło­we funk­cjo­no­wa­nie ojo.”

„W takim razie uda­waj, że nie sły­szysz tego, co nie jest skie­ro­wa­ne do cie­bie.”

„Wy­ko­nu­ję.”

Nie­zna­jo­my krą­żył po par­kin­gu, na­wo­łu­jąc:

– Hej! Pokaż się! Kim ty wła­ści­wie je­steś? Że nie czło­wie­kiem, to pewne! Nie do­ce­ni­łem cię! Już nie chcę cię za­bi­jać! Po­roz­ma­wiaj­my!

Zda­niem Mi­cha­ła, nie brzmia­ło to wy­star­cza­ją­co prze­ko­nu­ją­co. Wolał się nie wy­chy­lać, prze­my­kał mię­dzy po­jaz­da­mi naj­ci­szej jak umiał.

„Czym jesz­cze mo­że­my strze­lić do tego pa­lan­ta?”

„Ni­czym sku­tecz­nym. Jeśli zneu­tra­li­zo­wał pro­mień la­se­ra, to i z mniej­szy­mi daw­ka­mi ener­gii sobie po­ra­dzi.”

„A masz ja­kieś ma­te­rial­ne na­bo­je?”

„Nie. Twój model ojo jest zbyt mały, aby po­mie­ścić ma­ga­zy­nek.”

„Czyli mogę temu cho­ler­ne­mu su­per­ma­no­wi na­kłaść po mor­dzie go­ły­mi pię­ścia­mi, li­cząc, że umrze ze śmie­chu, zanim wy­pro­wa­dzi kontr­atak?”

„Nie tylko. Mo­żesz jesz­cze wy­ko­rzy­sty­wać ele­men­ty oto­cze­nia.”

„Te­le­ki­ne­za?” To by roz­wią­za­ło wiele pro­ble­mów gnę­bią­cych re­dak­to­ra prozy pol­skiej.

„Nie, to nie­moż­li­we na obec­nym eta­pie roz­wo­ju tech­no­lo­gicz­ne­go. Za­le­cam za­po­zna­nie się z in­struk­cją ob­słu­gi.”

„Nie mam teraz na to czasu! To co po­tra­fisz zro­bić z ele­men­ta­mi oto­cze­nia?”

– Prze­stań się przede mną cho­wać! Już nie je­stem twoim wro­giem. Chcę tylko in­for­ma­cji i do­brze cię wy­na­gro­dzę!

„Ojo może od­ciąć la­se­rem jakąś część bu­dyn­ku, aby spa­dła na agre­so­ra.”

„Na par­kin­gu? Chcesz go ob­rzu­cić mar­twy­mi ćmami? O, to strasz­li­wa broń!”

„Mogę uru­cho­mić sa­mo­cho­dy.”

„Wszyst­kie?!”

„Nie, tylko te now­szej ge­ne­ra­cji, ste­ro­wa­ne kom­pu­te­rem.”

„Zrób to! Niech roz­ja­dą su­kin­ko­ta na pła­ściut­ką pizzę!”

„Nie ro­zu­miem po­le­ce­nia.”

„Co za tępe ustroj­stwo! Jeźdź po nim róż­ny­mi au­ta­mi, aż prze­sta­nie się ru­szać! Tylko mój bolid zo­staw w spo­ko­ju!”

„Wy­ko­nu­ję.”

Osie­dlo­wy par­king ożył. Ze­wsząd sły­chać było po­mru­ki bu­dzą­cych się sil­ni­ków. Pierw­szy sa­mo­chód ru­szył w stro­nę ob­ce­go. Po chwi­li drugi i trze­ci. Nie­zna­jo­my przy­spie­szył, zde­cy­do­wa­nie bar­dziej niż po­tra­fił­by to zro­bić zwy­kły czło­wiek. Do dźwię­ku pra­cu­ją­cych mo­to­rów do­łą­czył huk zde­rzeń, jęki tor­tu­ro­wa­nych ka­ro­se­rii i wycie coraz licz­niej­szych alar­mów. W oknach naj­bliż­szych blo­ków za­czę­ły po­ja­wiać się świa­tła.

Sku­ba­niec! Wy­sko­czył ja­kieś dwa i pół metra w górę. Z miej­sca. Ale nie mógł uni­kać wszech­obec­nych ma­szyn w nie­skoń­czo­ność. Wresz­cie któ­ryś ja­poń­czyk zdo­łał go po­pchnąć i prze­wró­cić, cięż­ki dżip na­tych­miast prze­je­chał fa­ce­to­wi po no­gach. Chrup­nę­ły kości, czy co tam za­stę­po­wa­ło dzi­wa­ko­wi szkie­let. Pierw­szy są­siad wy­biegł z klat­ki.

„Spa­da­my stąd!”

„Czy twój napęd uległ awa­rii?”

„Moje co? Aaa! Nie, w po­rząd­ku. Za­bi­łaś to… coś?”

Mi­chał sta­rał się nie­po­strze­że­nie wy­co­fać na obrze­ża par­kin­gu.

„Na­kie­ruj wylot mi­ni­dział­ka na cel.”

„Chyba nie za­mie­rzasz dobić tego gada na oczach ca­łe­go osie­dla?”

Ale po­słusz­nie wy­cią­gnął rękę w stro­nę mo­krej plamy.

„Oczy­wi­ście, że nie. To tylko ana­li­za. Ak­tyw­ność ży­cio­wa na po­zio­mie ko­mó­rek trwa. Prze­wi­dy­wa­ny czas re­ge­ne­ra­cji: czter­dzie­ści osiem minut i pięt­na­ście se­kund.”

„Le­piej, jeśli wtedy bę­dzie­my gdzieś da­le­ko stąd.”

Mi­chał po­me­dy­to­wał nad swoim po­ło­że­niem. Nie miał ko­mór­ki, do­ku­men­tów, klu­czy, pie­nię­dzy ani… ubrań. Tylko gatki (do­brze, że cho­ler­nik nie zja­wił się w ła­zien­ce pół mi­nu­ty póź­niej) i ma­gicz­ny ze­ga­rek Maćka. Nie wy­róż­niał się spe­cjal­nie na tle ro­sną­ce­go tłumu wku­rzo­nych męż­czyzn w pi­ża­mach i szla­fro­kach, ale wolał, aby nikt go nie za­pa­mię­tał. Le­piej nawet nie zbli­żać się do miesz­ka­nia. Zresz­tą, ca­ło­wa­nie klam­ki sta­no­wi­ło nie­po­trzeb­ne ry­zy­ko. Dokąd może udać się facet w ta­kiej pa­skud­nej sy­tu­acji? Do uko­cha­ne­go miej­sca pracy, oczy­wi­ście. Tam jest te­le­fon sta­cjo­nar­ny, można za­dzwo­nić do żony i wy­tłu­ma­czyć, co się stało (taaak, jasne – „skar­bie, nie uwie­rzysz… Wła­mał się do nas jakiś cudak i zrzu­cił mnie z bal­ko­nu. Ale nie martw się, roz­je­cha­łem go dzie­się­cio­ma sa­mo­cho­da­mi i długo nie wsta­nie”), a przy­naj­mniej na­mó­wić ją, by przy­wio­zła ubra­nia. Tam są ko­le­dzy, któ­rzy po­ra­tu­ją stów­ką lub dwie­ma, może nawet po­ży­czą ko­szul­kę i dres. Tam jest stary gar­ni­tur, uży­wa­ny w na­głych wy­pad­kach. Tam jest Ma­ciek, który kazał nie zdej­mo­wać ze­gar­ka… No, nie­waż­ne. Trze­ba iść do ro­bo­ty. A jeśli ma­niak tam też trafi i na przy­kład za­ni­hi­lu­je cały bu­dy­nek, to cóż… Mówi się trud­no i pisze się CV.

Pod­jąw­szy de­cy­zję, prze­kradł się sła­biej oświe­tlo­ny­mi chod­ni­ka­mi w stro­nę wy­jaz­du z osie­dla i skie­ro­wał do re­dak­cji. Do Rzy­mow­skie­go miał czter­na­ście i pół ki­lo­me­tra. Taki dy­stans da się przejść, praw­da?

Niby praw­da… Tylko… Wrze­śnio­we noce jesz­cze nie zsy­ła­ły przy­mroz­ków, ale i tak kli­mat nie sprzy­jał ma­sze­ro­wa­niu w sa­mych gat­kach. Mo­ment! Niby dla­cze­go miał­by ma­sze­ro­wać?

„Ojo! Po­tra­fisz od­pa­lić sa­mo­chód i otwo­rzyć drzwicz­ki?”

„Oczy­wi­ście. Uru­cho­mie­nie sil­ni­ka już ob­ser­wo­wa­łeś. Me­cha­ni­zmy blo­ku­ją­ce zamki są znacz­nie prost­sze.”

„No to bierz się za to naj­bliż­sze auto!”

„Po­le­ce­nie nie­wy­ko­nal­ne. Ten model nie jest ste­ro­wa­ny kom­pu­te­rem.”

„A na­stęp­ny?”

„Nie­spraw­na skrzy­nia bie­gów.”

„O rany, znajdź coś na cho­dzie, przy­zwo­icie za­tan­ko­wa­ne­go i odpal!”

Sa­mo­chód kil­ka­na­ście me­trów przed Mi­cha­łem mru­gnął za­pra­sza­ją­co świa­tła­mi. Pi­sarz pod­biegł i z ulgą roz­parł się w fo­te­lu kie­row­cy. Naj­pierw włą­czył ogrze­wa­nie. Od razu po­czuł się le­piej. Sku­lił się, aby głowy nie było widać przez okno.

„Na Rzy­mow­skie­go!”

„Za­pnij pasy.”

„Zwa­rio­wa­łaś? Masz te gra­wi-coś-tam, a upie­rasz się przy pa­sach?”

„Gra­wi­kom­pen­sa­to­ry zu­ży­wa­ją wiele ener­gii i ich wy­ko­rzy­sta­nie ogra­ni­czo­ne jest do na­głych wy­pad­ków, któ­rym nie dało się za­po­biec.”

Czło­wiek wes­tchnął i pod­po­rząd­ko­wał się urzą­dze­niu.

„W drogę!”

Zwod­ni­czy spo­kój nie trwał długo. Już na trze­ciej ulicy znu­dzo­ny po­li­cjant mach­nął li­za­kiem. Szlag! Pew­nie ko­lej­na akcja prze­ciw­ko pi­ja­nym kie­row­com. Mi­chał wpraw­dzie trzeź­wo­ścią mógł kon­ku­ro­wać z no­wo­rod­kiem, ale za to nie miał ubrań, do­ku­men­tów, sie­dział w kra­dzio­nym wozie, a pod jego blo­kiem ko­le­dzy kra­węż­ni­ka pew­nie za­sta­na­wia­li się, w jaki spo­sób auta bez ludzi w środ­ku do­pro­wa­dzi­ły do po­tęż­ne­go ka­ram­bo­lu.

Noga sama na­dep­nę­ła na gaz, ręce za­ci­snę­ły się na kie­row­ni­cy.

„Kon­tro­luj mnie, żebym w coś nie wy­rżnął!”

„Wy­ko­nu­ję po­le­ce­nie.”

Po kil­ku­na­stu mi­nu­tach sza­leń­czej po­go­ni gli­nia­rze od­pa­dli na tyle, aby Mi­chał zdą­żył za­par­ko­wać w ja­kiejś ciem­nej ulicz­ce, wy­pry­snąć z sa­mo­cho­du i scho­wać się w bra­mie. Dwa ra­dio­wo­zy na sy­gna­le po­pę­dzi­ły dalej, re­dak­tor po­now­nie grun­tow­nie prze­my­ślał swoją sy­tu­ację. Miał na­dzie­ję, że nikt nie roz­po­zna go po (licz­nych za­pew­ne) po­do­bi­znach z fo­to­ra­da­rów. Ucie­ka­jąc, po­gu­bił się w ulicz­kach i nie bar­dzo wie­dział, gdzie jest ani któ­rę­dy do re­dak­cji. Na po­ży­cza­nie ko­lej­ne­go auta nie miał chęci. Jako golas rzu­cał się w oczy z da­le­ka.

„Prze­pra­szam, że in­ge­ru­ję w tok two­je­go ro­zu­mo­wa­nia, ale my­ślisz wy­jąt­ko­wo in­ten­syw­nie o pro­ble­mie, który mogę roz­wią­zać.”

„Jak?”

„Mogę wy­świe­tlić ho­lo­gram ubra­nia.”

„Świet­ny po­mysł. Zrób to.”

Nagle po­ja­wi­ła się na nim odzież. Do­kład­nie te same rze­czy, które miał na sobie, wy­cho­dząc z pracy. Nie grza­ły, wy­glą­da­ły tro­chę dziw­nie, ale przy­naj­mniej stwa­rza­ły ilu­zję, że ich wła­ści­ciel jest przy­zwo­icie ubra­ny. Niby nic, ale po­czuł się pew­niej. Od­cze­kał kilka minut, wy­szedł z ukry­cia, z cie­ka­wo­ścią obej­rzał ta­blicz­kę na bu­dyn­ku. Stary Mo­ko­tów. Nie­źle, trzy czy czte­ry ki­lo­me­try do re­dak­cji. Gdyby tak jesz­cze wie­dział, w którą stro­nę. W ogóle nie znał tej ulicz­ki, nigdy wcze­śniej tu nie za­wę­dro­wał, nazwa nic mu nie mó­wi­ła. Zo­rien­to­wa­nie się po gwiaz­dach w dużym mie­ście to ma­rze­nie ścię­tej głowy.

„Ojo, wiesz, gdzie jest po­łu­dnie?”

„Mogę wy­świe­tlić plan oko­li­cy.”

„I do­pie­ro teraz mó­wisz? Dawaj!”

„Nie chcia­łeś za­po­znać się z in­struk­cją…”

Na ni­by-ze­gar­ku po­ja­wi­ła się mapka z za­zna­czo­ną pół­no­cą i su­ge­ro­wa­ną mar­szru­tą za­chę­ca­ją­co świe­cą­cą na ja­sno­nie­bie­sko. Ma­lut­ka, ale Mi­chał wcale nie mu­siał wczy­ty­wać się w nazwy wszyst­kich za­uł­ków, aby tra­fić do re­dak­cji. Raź­nie ru­szył wzdłuż wy­zna­czo­nej trasy.

Po kilku mi­nu­tach uświa­do­mił sobie, że wi­ze­ru­nek butów nic a nic nie chro­ni przed nie­rów­no­ścia­mi chod­ni­ka, pa­skud­nie wpi­ja­ją­cy­mi się w po­de­szwy ostry­mi ka­my­ka­mi i mnó­stwem śmie­ci. O psich ku­pach wolał nawet nie my­śleć.

Aua! Co za debil roz­bił bu­tel­kę i nie po­sprzą­tał po sobie?! Noż kur… A nie, jest li­te­ra­tem i po­tra­fi przy­to­czyć co naj­mniej pięć sy­no­ni­mów dla każ­de­go słowa. Także dla tego. Noż nie­rząd­ni­ca jego mać!

Oj! Tak nie da się cho­dzić. Z czego prak­tycz­nie nagi facet może wy­pro­du­ko­wać coś za­stę­pu­ją­ce­go buty? Ze skóry upo­lo­wa­ne­go zwie­rzę­cia. No tak, tylko śro­dek mia­sta to nie naj­lep­szy teren ło­wiec­ki. A poza tym, gar­bo­wa­nie chyba wy­ma­ga wiele czasu… Inne opcje? Sło­wia­nie wy­pla­ta­li kap­cie z łyka. Do kur­ty­za­ny nędzy! Prze­cież uczył się o lu­dziach za­miesz­ku­ją­cych te te­re­ny przed ty­sią­cem lat, a póź­niej jesz­cze czy­tał mnó­stwo opo­wia­dań na ten temat! Dla­cze­go nie pa­mię­ta tak istot­nych rze­czy? Je­dy­ne, co ko­ja­rzy­ło mu się z ha­słem „łyko” to gu­mo­wa­ta pie­czeń wo­ło­wa… Ale chyba nie to wy­ko­rzy­sty­wa­li pro­to-szew­cy. Co to jest, do damy lek­kich oby­cza­jów?!

„Czy my­śla­łeś to do mnie? Łyko – żywa tkan­ka ro­ślin­na nie­jed­no­rod­na, wcho­dzą­ca w skład ze­spo­łu tka­nek prze­wo­dzą­cych, peł­nią­cych funk­cję prze­wo­dzą­cą w ro­śli­nach na­czy­nio­wych. Łyko prze­wo­dzi pro­duk­ty fo­to­syn­te­zy, czyli związ­ki or­ga­nicz­ne. Ze wzglę­du na po­cho­dze­nie wy­róż­nia się łyko pier­wot­ne i łyko wtór­ne. Źró­dło: Wi­ki­pe­dia. Po­trze­bu­jesz bar­dziej szcze­gó­ło­wej de­fi­ni­cji?”

„Nie, dzię­ki, to wy­star­czy.”

Czyli jed­nak ro­śli­ny, nie zwie­rzę­ta. No i do­brze, ła­twiej bę­dzie zna­leźć ma­te­riał. Czy w po­bli­żu znaj­dą się ja­kieś wy­bu­ja­łe okazy flory?

„Mo­żesz zmie­nić skalę mapki, po­ka­zać wię­cej szcze­gó­łów?”

„Oczy­wi­ście. Wy­ko­nu­ję po­le­ce­nie.”

O, pro­szę bar­dzo! Park Dre­sze­ra, nawet po dro­dze i nie­da­le­ko. Jest szan­sa, że do­czła­pie tam, zanim za­cznie zna­czyć trasę krwa­wy­mi śla­da­mi.

Do­czła­pał. Z licz­ny­mi prze­rwa­mi, z krót­kim (la­dacz­ni­czo zimno!) przy­sia­da­niem na wszyst­kim, co się do tego nada­wa­ło, ale do­tarł. No i co? No i park jest ogro­dzo­ny… My­ślał­by kto, że lu­dzie po nocy drze­wa pod­pro­wa­dzą… Dalej. Po dro­dze, ow­szem, drzew bez liku, ale jakoś żadne nie przy­po­mi­na kapci, nawet bar­dzo od­le­gle. A jeśli Mi­chał za­cznie się szar­pać z ga­łę­zia­mi, na pewno ktoś usły­szy i we­zwie gliny. O, wresz­cie wej­ście. Furt­ki dla stru­dzo­nych wę­drow­ców po­win­ny być co dzie­sięć me­trów…

Nie­daw­no przez War­sza­wę prze­szła wi­chu­ra, może i tutaj coś zła­ma­ła. A jak nie, to trze­ba bę­dzie ściąć ja­kieś drzew­ko la­se­rem.

Ti­rów­ka! Czym wy­sy­pu­ją te ścież­ki? Tłu­czo­nym szkłem? Prze­cież po tym się nie da cho­dzić!

Jest! Nie­mal ode­rwa­ny, usy­cha­ją­cy konar. Wy­ce­lo­wał ni­by-ze­ga­rek.

– Laser! Strze­laj!

Po chwi­li przy­szłe łap­cie łup­nę­ły o glebę. I co dalej? Gdzie to całe łyko? A, chrza­nić je! Zrobi sobie po­de­szwy z kory. Zna­lazł po­rzu­co­ny przez dzie­ciar­nię ka­wa­łek cegły. Zdarł z ko­na­ra ładny płat kory, po­sta­wił na nim nogę, ob­ry­so­wał. Po­wtó­rzył ma­newr z drugą koń­czy­ną. Teraz wy­ci­na­nie… Go­to­we! I py­ta­nie za sto punk­tów: jak przy­mo­co­wać uzy­ska­ne pół-bu­ty do stóp? Spró­bo­wał przy­wią­zać cien­ką ga­łąz­ką. Bez­sku­tecz­nie – ła­ma­ła się na su­peł­ku, nawet ta naj­bar­dziej gięt­ka. Wyjąć gumkę z maj­tek? Ry­zy­kow­ne. Zresz­tą, bar­cha­ny ode­szły w za­słu­żo­ny nie­byt i teraz ela­stycz­na taśma sta­no­wi­ła in­te­gral­ną część gatek. A gdyby tak nad­pruć po­sia­da­ną sztu­kę gar­de­ro­by i wziąć nitkę? Nie wy­trzy­ma. Trawa? Nie ta dłu­gość. Co za zdu­po­daj­ki­syn wy­my­ślił, że traw­ni­ki na­le­ży ści­nać na kró­ciut­ko? Ukrę­cił­by sobie pięk­ne po­wró­sła, ale prze­cież nie z kil­ku­cen­ty­me­tro­wych źdźbeł! Trzci­na, si­to­wie? Nie w tym parku, nawet przy fon­tan­nie nic po­ży­tecz­ne­go nie ro­śnie. Po­dob­no po­krzy­wy mają nie­złe włók­na. A tu, jak na złość, żad­nych chwa­stów, same kwiat­ki. Wła­śnie! Gir­lan­dy, albo inne wień­ce. Jak baby to plotą?

Coś tam wy­kom­bi­no­wał. Pew­nie każda kwia­ciar­ka do­sta­ła­by ja­kiejś cięż­kiej cho­ro­by na widok tworu Mi­cha­ła, ale do jego celu nie­fo­rem­ne wiąz­ki nada­wa­ły się zna­ko­mi­cie.

I voilá! Wspa­nia­łe buty, sztuk dwie. Pierw­sze w życiu ro­bio­ne na miarę. Nie to, żeby z tego po­wo­du były jakoś nad­zwy­czaj­nie wy­god­ne. Ale przy­naj­mniej izo­lo­wa­ły od upier­dli­wych nie­rów­no­ści pod­ło­ża. Może nawet odro­bi­necz­kę ter­micz­nie. I z całą pew­no­ścią od­dy­cha­ły!

Pod­bu­do­wa­ny i dumny z sie­bie, Mi­chał ru­szył w stro­nę re­dak­cji. Wy­świe­tla­na przez ojo mar­szru­ta nę­ci­ła przy­jem­nym błę­ki­tem. Zresz­tą, już jej nie po­trze­bo­wał – znał tę oko­li­cę do­sko­na­le i nie mu­siał ni­ko­go pytać o drogę. Wresz­cie roz­wią­zał bie­żą­ce pro­ble­my i mógł po­świę­cić chwi­lę na prze­my­śle­nie ostat­nich wy­da­rzeń.

„Ojo! Jakim cudem facet, który mnie za­ata­ko­wał, tak zręcz­nie zlazł po bal­ko­nach?”

„Jego rasa wy­ewo­lu­owa­ła w epi­fi­tycz­nej dżun­gli. Do­dat­ko­wo, nie­któ­re umie­jęt­no­ści, na przy­kład siła, szyb­kość i wy­trzy­ma­łość zo­sta­ły u agen­tów ope­ra­cyj­nych wzmoc­nio­ne ge­ne­tycz­nie.”

„Jego rasa?! Czyli na­praw­dę nie jest czło­wie­kiem?”

„Nie.”

„A kim?”

„Al­ta­ir­czy­kiem.”

„Chcesz po­wie­dzieć, że nie po­cho­dzi z Ziemi?”

„Tak. Do­brze zro­zu­mia­łeś.”

„Czy Al­ta­ir­czy­cy to je­dy­na obca rasa, któ­rej przed­sta­wi­cie­le po­ja­wia­ją się na Ziemi?”

„Nie.”

„Ile jest tych ras?”

„Brak in­for­ma­cji.”

„A czę­sto spo­ty­kam ja­kie­goś ufo­lud­ka?”

„Brak wy­star­cza­ją­co do­kład­nych in­for­ma­cji.”

Li­te­rat chciał spy­tać o la­ta­ją­ce ta­le­rze, ale po­wstrzy­mał się. Ten dia­log był już do­sta­tecz­nie idio­tycz­ny. Do­brze, że roz­ma­wia­li w my­ślach i nikt nie mógł tego pod­słu­chać! Za­mknę­li­by go u czub­ków, zanim san­da­ły wła­snej pro­duk­cji roz­pa­dły­by się do końca. No wła­śnie. Kora kru­szy­ła się w nie­po­ko­ją­cym tem­pie. Może trze­ba było wy­ciąć trepy z drew­na? Eee, nie, nie wia­do­mo, czy po cię­ciu la­se­rem zo­sta­ją drza­zgi, czy nie. Sznur­ki z kwia­tów też nie trzy­ma­ły się naj­le­piej, cho­ciaż ten ga­tu­nek z żół­ty­mi płat­ka­mi ra­dził sobie cał­kiem nie­źle. Już nie­da­le­ko, naj­wy­żej trzy ki­lo­me­try.

Na skwe­rze za Wo­ro­ni­cza wy­mie­nił zu­ży­te gir­lan­dy, prze­wi­du­ją­co za­opa­trzył się w zapas. Po­win­no wy­star­czyć aż do re­dak­cji.

Na Wie­lic­kiej (co mu do łba strze­li­ło, żeby prze­cho­dzić tak bli­sko ko­men­dy?!) minął pa­trol po­li­cyj­ny. Mun­du­ro­wi pa­trzy­li po­dejrz­li­wie na fa­ce­ta w wian­ku na gło­wie, ale go nie za­trzy­ma­li. No i do­brze, bo już przy py­ta­niu o dowód oso­bi­sty mu­siał­by użyć… ojo.

„Tak na wszel­ki wy­pa­dek… Masz w swoim ar­se­na­le coś, żeby po­wstrzy­mać gli­nia­rza? Nie zra­nić ani zabić, tylko obez­wład­nić. Bo ja wiem… Po­zba­wić przy­tom­no­ści na kilka minut?”

„Za­le­ży, ja­kie­go po­li­cjan­ta.”

„Na przy­kład ta­kie­go, jak ci dwaj, któ­rych przed chwi­lą mi­ną­łem.”

„Skie­ruj wylot dział­ka w ich stro­nę. Wy­star­czy. Nie, nie po­sia­dam nic na­da­ją­ce­go się do obez­wład­nie­nia Dia­de­mi­sty. Oczy­wi­ście, an­ty­ma­te­ria…”

„Dia­de­mi­sta? Kto to taki?”

„Przed­sta­wi­ciel rasy po­cho­dzą­cej z Dia­de­mu.”

„Zna­czy… Coś jak dżin z lampy?”

„Nie. Dia­dem to druga co do ja­sno­ści gwiaz­da w War­ko­czu Be­re­ni­ki.”

„Aha. No tak. Jak mo­głem za­po­mnieć! Wy­głu­piasz się, praw­da?”

„Nie. Alfa Comae Be­re­ni­ces to ja­sno­żół­ty ka­rzeł…”

„Do dia­bła! Nie o astro­no­mię pytam! Czy mó­wi­łaś po­waż­nie, że ten gli­niarz jest ufo­lud­kiem?”

„Tak, zu­peł­nie po­waż­nie, w try­bie awa­ryj­nym moduł hu­mo­ru się nie uru­cha­mia. Dia­de­mi­ści czę­sto po­dej­mu­ją pracę w służ­bach mun­du­ro­wych. Do­sko­na­le od­po­wia­da ich pre­dys­po­zy­cjom.”

„I na­praw­dę nie można ich po­ko­nać?”

„Można, na wiele spo­so­bów. Ale ojo ma za za­da­nie chro­nić użyt­kow­ni­ka, nie służy do walki. Dia­de­mi­ści to rasa bar­dzo silna i wy­trzy­ma­ła, ale mało agre­syw­na.”

„Ro­zu­miem. Je­steś bar­dziej tar­czą, niż mie­czem, tak?”

„Me­ta­fo­rycz­nie – można tak opi­sać moje za­sto­so­wa­nie.”

„No do­brze. Co z tym pierw­szym… No, z Al­ta­ir­czy­kiem?”

„Spre­cy­zuj py­ta­nie.”

„Mó­wi­łaś, że nie za­bi­łaś go do końca. Bę­dzie mnie szu­kał?”

„Oczy­wi­ście. Już to robi.”

– Co ta­kie­go?! I do­pie­ro teraz to mó­wisz?! Tak spo­koj­nie?!

Mi­chał za­trzy­mał się z wra­że­nia, ro­zej­rzał czuj­nie, a potem rzu­cił bie­giem. Korze nie­zbyt się to spodo­ba­ło.

„Za­czął cię na­mie­rzać, jesz­cze zanim od­zy­skał zdol­ność ruchu. Ale sku­tecz­nie roz­pra­szam pro­mie­nie ksi tego agen­ta. Czy mam za­prze­stać ekra­ni­zo­wa­nia?”

„Nie. Kon­ty­nu­uj, pro­szę.”

Pi­sarz zwol­nił do po­przed­nie­go tempa, uspo­ko­ił się odro­bi­nę. Zlu­stro­wał obu­wie, wy­mie­nił jedną wiąz­kę. Do zbaw­czej ro­bo­ty było już na­praw­dę nie­da­le­ko. Zbaw­czej? Co tam się dzia­ło? Dla­cze­go Al­ta­ir­czyk tak wy­py­ty­wał o au­to­ra tek­stu? Nie wy­glą­dał na fana spra­gnio­ne­go au­to­gra­fu. Zresz­tą opo­wia­da­nie wcale nie przed­sta­wia­ło ja­kiejś wy­jąt­ko­wej war­to­ści. Sci-fi, ja­kich wiele, sto czter­dzie­sta druga mo­dy­fi­ka­cja sta­rusz­ka Wel­l­sa. Czasy inne, uwa­run­ko­wa­nia się zmie­ni­ły, więc pod­stęp­ni Mar­sja­nie (czy skąd tam po­cho­dzi­li bo­ha­te­ro­wie) nie za­bi­ja­li Zie­mian, tylko pod­po­rząd­ko­wy­wa­li ich sobie go­spo­dar­czo. Przy oka­zji po­ja­wi­ła się ko­lej­na kwe­stia; dla­cze­go Jerzy tak się upie­rał przy tym nie­zbyt zaj­mu­ją­cym tek­ście?

Snu­jąc ja­ło­we roz­wa­ża­nia, do­tarł do miej­sca pracy. Por­tier bąkał coś o nie­ty­po­wej go­dzi­nie, ale klu­cze wydał bez pro­ble­mów. Nawet nie zwró­cił uwagi na si­nie­ją­ce dło­nie ani łań­cu­szek okrusz­ków kory na zmia­nę z list­ka­mi i płat­ka­mi kwia­tów.

„Cał­kiem nie­zła ta twoja imi­ta­cja ubra­nia. Facet nic nie za­uwa­żył.”

„Jaki facet?”

„Por­tier.”

„Ten An­ta­re­sa­nin? W ogóle nie wi­dział ubra­nia. On po­strze­ga świat głów­nie zmy­słem zbli­żo­nym do ludz­kie­go węchu.”

„On też?!”

Mi­chał z całą pew­no­ścią nie ocze­ki­wał wi­do­ku, który po­wi­tał go za re­dak­cyj­ny­mi drzwia­mi.

– Ma­ciek?! Co ty tu ro­bisz?! – Zer­k­nął na ojo. – O czwar­tej trzy­dzie­ści czte­ry nad ranem?

– Cze­kam na cie­bie. Oddaj jed­nost­kę opie­kuń­czą.

Re­dak­tor prozy pol­skiej po­słusz­nie się­gnął do nad­garst­ka. Za­wa­hał się.

– Ściga mnie jakiś świr. Po­dob­no mnie na­mie­rza, a to coś mu prze­szka­dza.

– Nie przej­muj się. Cały bu­dy­nek jest za­bez­pie­czo­ny. Nic ci tu nie za­gro­zi.

Mi­chał od­piął urzą­dzon­ko, prze­ka­zał ko­le­dze.

– Dzię­ki, ura­to­wa­łeś mi życie.

– Nie są­dzisz chyba, że po­zwo­lił­bym ci za­wa­lić na­stęp­ny numer?

Kiedy tylko prze­stał do­ty­kać ojo, ubra­nia znik­nę­ły. Miał na sobie tylko slip­ki, ro­ślin­ne san­da­ły i… sporo za­schnię­te­go błota (skąd ono się wzię­ło?! Prze­cież omi­jał ka­łu­że sta­ran­nie, jak jesz­cze nigdy w życiu!) oraz kurzu. Mcjpr wy­glą­dał, jakby mu to ani odro­bi­nę nie prze­szka­dza­ło.

– Zrób sobie kawy i za­pra­szam do mnie. Pew­nie masz kilka pytań.

W ciągu kilku minut Mi­chał ochla­pał się wodą w mi­kro­sko­pij­nej ła­zien­ce, wło­żył gar­ni­tur (goła klata wi­docz­na spod ma­ry­nar­ki wy­glą­da­ła jak ły­si­na u elfki, ale tego pro­ble­mu chwi­lo­wo nie dało się roz­wią­zać), za­opa­trzył w przy­jem­nie roz­grze­wa­ją­cy dło­nie kubek aro­ma­tycz­ne­go na­pa­ru i usiadł przed ojcem re­dak­to­rem.

– Dla­cze­go ten Al­ta­ir­czyk tak chciał po­znać au­to­ra tek­stu?

– Bo to wszyst­ko praw­da.

– Co?! Te wszyst­kie bzdu­ry o in­wa­zji ufo­lud­ków?

– Tak, wła­śnie te.

– No do­brze. Skąd wie­dzia­łeś?

– O pla­nach Al­ta­ir­czy­ków? To pry­mi­ty­wy opę­ta­ne ob­se­sją. Ten sam sche­mat, z drob­ny­mi tylko mo­dy­fi­ka­cja­mi, po­wtó­rzył się już na wielu pla­ne­tach.

– Nie­zu­peł­nie o to mi cho­dzi­ło. To zna­czy, o to też, ale przede wszyst­kim… – Za­wa­hał się, mil­czał przez chwi­lę, w końcu wy­pa­lił: – No, że pod prysz­ni­cem?

– Ach, to cię gry­zie. Cóż, spo­sób dzia­ła­nia al­ta­ir­skich agen­tów jest po­wszech­nie znany. W nie­któ­rych krę­gach – dodał na widok miny Mi­cha­ła. – Ty rów­nież je­steś prze­wi­dy­wal­ny. Praw­do­po­do­bień­stwo spo­tka­nia aku­rat w two­jej ła­zien­ce wy­no­si­ło grubo ponad osiem­dzie­siąt sześć pro­cent.

Re­dak­tor prozy pol­skiej po­ru­szył się nie­spo­koj­nie – głu­pio usły­szeć, że ktoś po­tra­fi prze­wi­dzieć twoje po­stę­po­wa­nie tak do­sko­na­le, aby pro­gno­zo­wać, w któ­rej mi­nu­cie ze­chcesz się wy­ką­pać.

– Zo­staw­my to. Dla­cze­go myśmy pu­ści­li ten tekst?

– Po­li­ty­ka, mój drogi, ga­lak­tycz­na po­li­ty­ka. Al­ta­ir­czy­cy zbyt­nio uro­śli w siłę. Nie można im po­zwo­lić na pod­bi­ja­nie ko­lej­nych pla­net. Ła­twiej po­wstrzy­mać te gady teraz niż za trzy­sta lat.

– I mie­sza­my się do ja­kichś dur­nych gwiezd­nych wojen?! My, Nowa Fan­ta­sty­ka?!

– Ależ cza­so­pi­smo wła­śnie po to po­wsta­ło.

– Żeby ha­mo­wać eks­pan­syw­ne obce cy­wi­li­za­cje?

– I aby jed­no­czyć sprzy­ja­ją­ce nam rasy, wy­sy­łać do za­in­te­re­so­wa­nych ko­mu­ni­ka­ty… Po­myśl o nas jak o am­ba­sa­do­rach. Nie są­dzisz chyba, że pe­rio­dyk utrzy­mu­je się na rynku dla garst­ki fa­scy­na­tów lu­bią­cych bajki?

Mi­chał wolał nie przy­zna­wać się, że ow­szem, tak wła­śnie są­dził.

– Jakie ko­mu­ni­ka­ty? – spy­tał zre­zy­gno­wa­ny.

– No co ty? Nie czy­tasz wstęp­nia­ków wła­sne­go red­na­cza? Cze­kaj, cze­kaj, niech się tylko Jerzy dowie…

– No czy­tam prze­cież! I nie ma tam żad­nych taj­nych prze­słań!

Zi­ry­to­wa­ny głu­pa­wy­mi in­sy­nu­acja­mi pi­sarz ro­zej­rzał się po po­ko­ju, zna­lazł jakiś numer sprzed pół roku, otwo­rzył na pierw­szej stro­nie… I nagle to zo­ba­czył. Ko­lu­mien­ka red­na­cza nie była wier­szem, nawet naj­biel­szym, więc nie dało się tego na­zwać akro­sty­chem, ale wszyst­kie duże li­te­ry ukła­da­ły się w napis. Beł­ko­tli­wy po pol­sku, za to cał­kiem sen­sow­ny po…

– Co to za język?

– No prze­cież pan­ga­lak­tycz­ny, trans­kry­bo­wa­ny na ła­ciń­ski. Czy tam pol­ski…

– Skąd ja go znam?

– Nie wy­głu­piaj się. Ro­zu­miem, że mia­łeś emo­cjo­nu­ją­cą noc, ale bez prze­sa­dy. Prze­cież każde dziec­ko uczy się tego w szko­le. Albo zna­jo­mość wsz­cze­pia mu się do ukła­du ner­wo­we­go jesz­cze przed wy­klu­ciem, wy­kieł­ko­wa­niem, wy­pącz­ko­wa­niem czy jak tam dana rasa roz­wią­zu­je pro­blem roz­mna­ża­nia.

Mi­chał żywił nie­za­chwia­ną pew­ność, że w szko­le uczo­no go an­giel­skie­go i ro­syj­skie­go, lecz pod­czas edu­ka­cji nie usły­szał ani jed­ne­go słowa w pan­ga­lak­tycz­nym. Ale tego te­ma­tu rów­nież nie chciał roz­wi­jać.

– A skąd Jerzy wie, co ma pisać?

– Nie żar­tuj. Wszy­scy prze­cież je­ste­śmy świet­nie wy­szko­lo­ny­mi agen­ta­mi.

– Ja też?

Nie zdą­żył ugryźć się w język. W spoj­rze­niu Mcjpr bły­snę­ła za­po­wiedź ka­fta­na z dłu­gi­mi rę­ka­wa­mi i ścian wy­ło­żo­nych mięk­kim ma­te­ria­łem.

– Mi­chał! Do­brze się czu­jesz? A niech mnie! Jak mo­głem za­po­mnieć!

– O czym?

– Prze­cież ty je­steś z Ageny!

– Nie, z War­sza­wy…

– Z Ageny! A w Cen­tau­rze macie taką dziw­ną stra­te­gię, żeby agent dzia­ła­ją­cy na obcej pla­ne­cie przez cały czas my­ślał, że na niej przy­szedł na świat. Po­dob­no wtedy le­piej wta­pia się w oto­cze­nie, nawet nie­świa­do­mie nie może się zdra­dzić.

– Chcesz po­wie­dzieć, że ja wcale nie je­stem czło­wie­kiem? – Teraz re­dak­tor prozy pol­skiej po­dejrz­li­wie wpa­try­wał się w ko­le­gę i za­sta­na­wiał, jak nie­po­strze­że­nie za­dzwo­nić po po­go­to­wie.

– Oczy­wi­ście. Ro­zu­miem, że to dla cie­bie spora nie­spo­dzian­ka. Czym by cię tu prze­ko­nać… O! Węch macie zna­ko­mi­ty! Nigdy nie zwró­ci­łeś uwagi, jak bar­dzo gó­ru­jesz nad kum­pla­mi pod tym wzglę­dem?

Ow­szem, to był ar­gu­ment.

– Za­uwa­ży­łem, ale my­śla­łem, że to nor­mal­ny roz­rzut. Jedni szyb­ciej bie­ga­ją, inni świet­nie ry­su­ją, a ja po­tra­fi­łem po­znać emo­cje po za­pa­chu… To na­praw­dę poza ludz­ką skalą?

– Zde­cy­do­wa­nie poza. Jak my­ślisz, po co lu­dziom psy do po­lo­wa­nia?

– Fak­tycz­nie. Czyli ja też. Czy na Ziemi żyje ja­ki­kol­wiek Homo sa­piens?

– Też się cza­sem za­sta­na­wiam…

Mi­chał nagle coś sobie uświa­do­mił:

– Ale skoro je­stem takim wy­jąt­ko­wym i cen­nym agen­tem, to dla­cze­go zo­sta­wi­li­ście mnie na pa­stwę tego Al­ta­ir­czy­ka bez żad­ne­go wspar­cia? Cho­ciaż ubra­nia mo­gli­ście pod­rzu­cić!

– Skoro ich po­trze­bo­wa­łeś, to dla­cze­go nie za­dzwo­ni­łeś?

– Dwa razy w rynnę, raz w pa­ra­pet? Nie wiem jak ty, ja nie biorę te­le­fo­nu pod prysz­nic!

– Ale prze­cież mia­łeś ojo! Przy jego po­mo­cy mo­głeś na­wią­zać kon­takt nawet z pre­zy­den­tem USA.

– Skąd mo­głem o tym wie­dzieć?

– Nie prze­czy­ta­łeś in­struk­cji?! Prze­ją­łeś zbyt wiele ziem­skich zwy­cza­jów! No dobra, ko­niec na dzi­siaj!

– Ale mam jesz­cze mnó­stwo pytań!

– Nie­ste­ty, wy­czer­pa­li­śmy limit zna­ków. Sam ro­zu­miesz.

– Jas…

Koniec

Komentarze

Zaraz prze­czy­tam, ale naj­pierw zer­k­nę­łam na ilość zna­ków…

No, ko­le­żan­ko, sza­cun! :)

Emel­ka­li, Ty mnie przy­pra­wiasz o ból głowy. :-) Jesz­cze jedna spe­cja­li­za­cja? Nie za wiele masz ta­len­tów? :-) (AdamKB)

Dzię­ki, miłej lek­tu­ry.

Ja też za nie­dłu­go dotrę do Two­je­go tek­stu.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Cudne. Oj, cudne.

Nie, no, cudne!

 

Wró­ży­łam co praw­da już jedną wy­gra­ną, ale chyba będę mu­sia­ła się z tej wróż­by wy­co­fać. Strasz­nie mi się… Oj, strasz­nie :D

A ( uwaga spoj­ler!) te tek­sty w szcze­gól­no­ści:

 

Opie­rał się wpraw­dzie o ba­rier­kę, ale i tak siła dzia­ła­ją­ca na mię­sień na­ra­mien­ny (o ile w ogóle nie­zna­jo­my czymś takim dys­po­no­wał)

 

Czy chcesz za­po­znać się z in­struk­cją ob­słu­gi?

Czyli mogę temu cho­ler­ne­mu su­per­ma­no­wi na­kłaść po mor­dzie go­ły­mi pię­ścia­mi, li­cząc, że umrze ze śmie­chu, zanim wy­pro­wa­dzi kontr­atak?”

A jeśli ma­niak tam też trafi i na przy­kład za­ni­hi­lu­je cały bu­dy­nek, to cóż… Mówi się trud­no i pisze się CV.

(goła klata wi­docz­na spod ma­ry­nar­ki wy­glą­da­ła jak ły­si­na u elfki, ale tego pro­ble­mu chwi­lo­wo nie dało się roz­wią­zać),

Wyjąć gumkę z maj­tek? Ry­zy­kow­ne

„Tak, zu­peł­nie po­waż­nie, w try­bie awa­ryj­nym moduł hu­mo­ru się nie uru­cha­mia

 

 

I moje ulu­bio­ne:

A nie, jest li­te­ra­tem i po­tra­fi przy­to­czyć co naj­mniej pięć sy­no­ni­mów dla każ­de­go słowa. Także dla tego. Noż nie­rząd­ni­ca jego mać!

Emel­ka­li, Ty mnie przy­pra­wiasz o ból głowy. :-) Jesz­cze jedna spe­cja­li­za­cja? Nie za wiele masz ta­len­tów? :-) (AdamKB)

Dzię­ki, Emel­ka­li.

Cie­szę się, że się spodo­ba­ło. I to aż tyle zdań! ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Eeeee tam, po­do­ba­ło mi się wię­cej, ale prze­cież nie będę prze­kle­ja­ła opka do ko­men­ta­rza, nie?

Emel­ka­li, Ty mnie przy­pra­wiasz o ból głowy. :-) Jesz­cze jedna spe­cja­li­za­cja? Nie za wiele masz ta­len­tów? :-) (AdamKB)

No fak­tycz­nie, le­piej nie. Zwłasz­cza, gdyby ktoś chciał czy­tać wszyst­kie kom­cie, mo­gło­by to oka­zać się upier­dli­we.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Mnie się też bar­dzo po­do­ba. Za­wsze mam opory przy ko­men­to­wa­niu opo­wia­dań w kon­kur­sach, w któ­rych sam biorę udział, ale chyba muszę się ich wy­zbyć, bo parę opo­wia­dań za­słu­ży­ło sobie na cie­płe słowa. Może da­ru­ję sobie tylko w przy­pad­kach, gdzie by tych cie­płych słów za­bra­kło. A więc jesz­cze raz – do­brze na­pi­sa­ne, dy­na­micz­nie, z hu­mo­rem – po­do­ba mi się i już. :)

Dzię­ki, Unfal­lu.

Miło, że prze­ła­ma­łeś swój opór. I że Ci się. :-)

Wy­zby­waj się do resz­ty. Do­sko­na­le Cię ro­zu­miem. Kie­dyś nawet nie chcia­łam za­glą­dać do kon­ku­ren­cyj­nych tek­stów przed wsta­wie­niem wła­sne­go, ale mi prze­szło. Do­szłam do wnio­sku, że Ry­wa­le za­słu­gu­ją na sy­gnał ode mnie też. Bo po ogło­sze­niu wy­ni­ków nikt już nie pa­mię­ta swo­ich pierw­szych wra­żeń.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Świet­ne :D I NF na­praw­dę jest tu istot­nym ele­men­tem akcji ;)

Dzię­ku­ję, Bel­la­trix.

Cóż, sta­ra­łam się trzy­mać za­ło­żeń kon­kur­su.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Tylko Al­ko­rian­ka mo­gła­by z taka zna­jo­mo­ścią rze­czy i rze­czy­wi­sto­ści opi­sać przy­go­dę Mcjpr…

A na Ziemi po­zo­stał jeden HS. Ja. :-)

Ech, Adam, nie masz racji. Mój szef to co praw­da ko­smi­ta, ale ja je­stem w 100% HS. Zna­czy jest nas dwoje :)

Emel­ka­li, Ty mnie przy­pra­wiasz o ból głowy. :-) Jesz­cze jedna spe­cja­li­za­cja? Nie za wiele masz ta­len­tów? :-) (AdamKB)

Jak do­brze się zło­ży­ło, że Was jest parka. :) Na­dzie­ja homo sa­piens!

Mnie rów­nież bar­dzo, bar­dzo się po­do­ba­ło. Fin­klo, do Twych opo­wia­dań bez wi­ki­pe­dii nie pod­cho­dzę, bo za cien­ka je­stem (tak, Ryba już mi marną edu­ka­cję wy­po­mniał, oj, wy­po­mniał). Tak czy ina­czej bar­dzo cie­ka­wy tekst upich­ci­łaś, za­baw­ny, pełen wart­kiej akcji i do­sko­na­łych pe­re­łek (mam kilka ulu­bio­nych, jak np. “zci­cho­daj­ki­syn”:)), które spró­bu­ję przy­swo­ić, bo pięk­ne są i warte tego, by szer­sze grono je po­zna­ło. Chylę czoła.

Fin­klo, świet­ny tekst. NF pełni istot­ną rolę w fa­bu­lar­nej ukła­dan­ce, akcja ład­nie mie­sza się z dow­ci­pa­mi, ele­men­ty fan­ta­stycz­ne są prze­my­śla­ne i atrak­cyj­ne. Je­dy­ne co mi zgrzyt­nę­ło to zbyt długi i chyba – moim zda­niem – w ogóle nie­po­trzeb­ny motyw z szu­ka­niem sub­sty­tu­tu obu­wia w parku. Poza tym tekst jak ma­rze­nie. Gra­tu­lu­ję. Lecę do te­ma­tu z no­mi­na­cja­mi.

Sorry, taki mamy kli­mat.

Chlap­nie cza­sem ryba coś głu­pie­go, nie­zlo­sli­wie, to go potem na po­ko­jach wy­ty­ka­ją… :-) Dow­cip­ne opo­wia­da­nie, nie ro­dza­ju re­chot­ni­kow gło­śnych a bar­dziej z pod­smie­chu­jek pod­no­snych cią­głych. NF klu­czo­wa ;-) Wiel­kie brawa!

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

Jakże przy­jem­nie czyta się po­rząd­nie na­pi­sa­ne opo­wia­da­nie. A kiedy jesz­cze treść po­da­na jest jasno i czy­tel­nie, w do­dat­ku okra­szo­na przed­nim hu­mo­rem, no to sama ra­dość! ;-)

Mar­twi mnie tylko, że teraz, kiedy już wiem i tak nie będę wie­dzia­ła kim tak na­praw­dę są ci wszy­scy wokół mnie. :-(

Gra­tu­lu­ję zna­ko­mi­te­go po­my­słu i ta­kie­goż wy­ko­na­nia, i uprzej­mie in­for­mu­ję, że wy­jąt­ko­wo spodo­ba­ło mi się  zda­nie: …w cen­trum klat­ki pier­sio­wej, tam, gdzie tra­fiał pro­mień, świe­ci­ła fio­le­to­wa gwiaz­decz­ka, stop­nio­wo prze­cho­dzą­ca przez błę­kit, zie­leń i żółć (tak, po­tra­fił na­zwać aż tyle ko­lo­rów, w końcu był pi­sa­rzem) aż do wi­śnio­wej czer­wie­ni nóg. ;-D

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Dzię­ku­ję za wszyst­kie ko­men­ta­rze. :-) Bar­dzo się cie­szę, że Wam się po­do­ba­ło. :-)

Ada­mie, nie bądź taki pe­wien. Mi­chał też nie wie­dział, że tak na­praw­dę jest z Ageny.

Emel­ka­li – to samo. To się może tylko Wam tak wy­da­wać…

Rooms, nie prze­sa­dzaj, tym razem chyba nie wła­do­wa­łam tyle nauki do tek­stu. A neo­lo­gi­zmy wy­szu­ka­nej wie­dzy do zro­zu­mie­nia nie wy­ma­ga­ją (zwłasz­cza ten, który Ci tak przy­padł do gustu ;-) ). Po­dob­no się nie znasz, ale pe­reł­ki wy­ła­pa­łaś. Ko­bie­ty… ;-)

Seth, aż tak się spodo­ba­ło? Jak miło… Czy ele­men­ty fan­ta­stycz­ne atrak­cyj­ne? Kwe­stia gustu… Al­ta­ir­czy­cy nie w moim typie, ale ojo nie­kie­dy by się przy­da­ło. Szu­ka­nie butów – może to bab­ski ka­prys, ale mi by się bar­dzo źle cho­dzi­ło na bo­sa­ka po mie­ście, wrze­śnio­wą nocką. Ale nie wy­klu­czam, że Wy je­ste­ście twar­dzie­la­mi i jed­nak da­li­by­ście radę.

Psy­cho – od tego ryba jest, żeby chla­pa­ła. ;-)

Życzę wszyst­kim cią­głe­go pod­śmie­chi­wa­nia. :-)

 

Edit: O, widzę, że i do Rooms tekst prze­mó­wił wy­jąt­ko­wo grom­kim gło­sem. Dzię­ki! :-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

O, i Re­gu­la­to­rzy się do­pi­sa­ła w mię­dzy­cza­sie. Dzię­ku­ję.

Faj­nie, że spra­wi­łam tyle samej ra­do­ści. Trak­tuj wszyst­kich tak, jak do­tych­czas. Bo jeśli się zo­rien­tu­ją, że Ty wiesz, to nie od­po­wia­dam za skut­ki. ;-)

Dla każ­de­go coś mi­łe­go, faj­nie, że i Ty zna­la­złaś coś od­po­wied­nie­go. :-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

A wła­śnie, za­po­mnia­łem wspo­mnieć o za­koń­cze­niu i li­mi­cie zna­ków – mi­strzow­skie! ;)

Sorry, taki mamy kli­mat.

O, cie­szę się, że i ten motyw przy­padł do gustu. Ale sam ro­zu­miesz, że nie mogę wy­wa­lić ro­ślin­nych san­dał­ków. ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Ano, nie da rady.

Sorry, taki mamy kli­mat.

Wła­ści­wie nie po­wi­nie­nem się wtrą­cać, bo nie ma sensu po­wta­rzać opi­nii Tych, Co Ko­men­to­wa­li Przede Mną. Ale nie mogę od­mó­wić sobie przy­cze­pie­nia się do jed­nej, ra­czej nie­isto­nej rze­czy – gdyby ktoś trzy­mał mnie za kost­kę poza ba­rier­ką bal­ko­nu na ósmym pię­trze, to za cho­le­rę bym nie wierz­gał. To, że nie znaj­du­ję po­waż­niej­szych po­wo­dów do kry­ty­ki, świad­czy jeno o ja­ko­ści tek­stu. Po­zdra­wiam!

Dla pod­kre­śle­nia wagi moich słów, Si­łacz pal­nie pię­ścią w stół!

Dzię­ki, Thar­go­ne.

Hmmm, oba­wiam się, że masz rację i chyba też bym nie wierz­ga­ła. Spró­bu­ję to po­pra­wić do pół­no­cy.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Prze­cież trzy­ma­ny za kost­kę był hu­ma­ni­stą – nie mu­siał my­śleć ana­li­tycz­nie, lecz mógł po­zwo­lić sobie na zwy­czaj­nie pod­da­nie się nie­ra­cjo­nal­nym emo­cjom i od­ru­chom. ;)

Sorry, taki mamy kli­mat.

Dzię­ki, Seth! Jeśli nie zdążę prze­mo­de­lo­wać (ten limit zna­ków!) to wła­śnie taka bę­dzie moja linia obro­ny! ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

He, he, zatem hu­ma­nizm wy­łą­cza in­stynkt sa­mo­za­cho­waw­czy :-) Gdyby ludz­kość pod­da­na była pra­wom do­bo­ru na­tu­ral­ne­go, prze­ży­li by tylko ści­słow­cy ;-) Eee… Zaraz… On nie był czło­wie­kiem prze­cie! Ech, Fin­kla, ale na­mie­sza­laś…

Dla pod­kre­śle­nia wagi moich słów, Si­łacz pal­nie pię­ścią w stół!

Eeee, kiedy kształ­to­wa­ły się in­stynk­ty, nie było jesz­cze ósmych pię­ter. ;-p

No dobra wiem – wy­so­kie drze­wa już się tra­fia­ły. Po­dob­no dla­te­go, jak czło­wie­ko­wi śni się, że spada, to się obo­wiąz­ko­wo budzi.

Dobra, po­sta­ram się zmie­nić i od­krę­cić, nie roz­pa­czaj.

 

Edit: Wierz­ga­nie zli­kwi­do­wa­ne!

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Thar­go­ne, daj spo­kój, po­wszech­nie prze­cież wia­do­mo, że wszy­scy ja­ski­niow­cy byli do­sko­na­ły­mi ma­te­ma­ty­ka­mi. ;)

Sorry, taki mamy kli­mat.

Coś w tym jest… Chyba hu­ma­ni­ści po­ja­wi­li się póź­niej niż li­te­ra­tu­ra, fi­lo­zo­fia i inne takie…

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Re­wel­ka:) Na­pi­sa­ne świet­nie, bo­ha­te­ro­wie nie z tej ziemi, pe­reł­ków jak mrów­ków…

Tylko roz­ter­ki przy spla­ta­niu łapci mnie dzi­wi­ły – że też nie kazał ojo śmiet­ni­ków prze­ska­no­wać, albo zlo­ka­li­zo­wać kon­te­ne­ra pck (kurde chyba lo­kal­ny kli­mat mi szko­dzi). Ale w końcu co to za fan­ta­sta, co nie sika pod wiatr:)

”Kto się myli w win­dzie, myli się na wielu po­zio­mach (SPCh)

Dzię­ki, Alex. :-)

Nie, mój bo­ha­ter miał opór przed grze­ba­niem w śmiet­ni­kach. Wolał sam sobie coś zmaj­stro­wać. Poza tym… Gdy­bym go zmu­si­ła do cze­goś ta­kie­go, to chyba praw­do­po­do­bień­stwo ma­łe­go ba­ni­ka by wzro­sło… Nie prze­gi­naj­my… ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Przy­jem­ne opo­wia­dan­ko okra­szo­ne sub­tel­nym hu­mo­rem.

Scena na bal­ko­nie, a potem pod wie­żow­cem sko­ja­rzy­ła mi się z Łowcą snów Kinga, gdzie Jo­ne­sy ukry­wał się przed Sza­rym w biu­rze braci Trac­ker. 

Wy­da­je mi się, że ten po­mysł mógł­by nawet zo­stać roz­wi­nię­ty, tak żeby można było le­piej po­znać losy agen­tów pra­cu­ją­cych w NF. “Wię­cej, niż my­ślisz” otwie­ra­ło­by, dajmy na to, cały cykl. Mi­chał do­wia­du­je się, że jest taj­nym agen­tem (tro­chę jak Harry Pot­ter, który nie wie­dział, że jest cza­ro­dzie­jem) i w ko­lej­nej czę­ści śle­dzi­my jego przy­go­dy ;-) Zresz­tą można by uknuć wiel­ką ga­lak­tycz­ną in­try­gę, z re­dak­to­ra­mi NF w ro­lach głów­nych : ) Oczy­wi­ście ro­zu­miem, że opo­wia­da­nie jest sa­mo­dziel­ną ca­ło­ścią stwo­rzo­ną na po­trze­by kon­kur­su.

Swoją drogą: fak­tycz­nie, nie­źle prze­czoł­ga­łaś Mi­cha­ła ;D Do­brze, że mu cho­ciaż te slip­ki da­ro­wa­łaś : )

Fajny po­mysł z tym za­koń­cze­niem, już ro­zu­miem dla­cze­go tekst liczy rów­niut­kie 30 tys. zna­ków :-)

 

 

Dzię­ki, Domku.

Nie lubię hor­ro­rów i od lat Kinga nie czy­tam (może coś tam w dzie­ciń­stwie, na za­sa­dzie eks­pe­ry­men­tów), więc Twój przy­kład nic mi nie mówi.

Oczy­wi­ście, że po­mysł można roz­wi­jać, do­pi­sy­wać pre­qu­ele i se­qu­ele. Ne­go­cjuj z _mc_ i Be­ry­lem, niech zro­bią do­gryw­kę. ;-)

Tak, tro­chę bie­dak obe­rwał. Ale przy­naj­mniej buty sobie zro­bił.

Ano mu­sia­ło wyjść równo i nie było innej opcji. ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Sym­pa­tycz­ne. Koń­có­wecz­ka bar­dzo za­baw­na. :) Ale z bu­ta­mi rze­czy­wi­ście coś przy­dłu­ga­wo.

Dzię­ki. :-)

I Ty, ko­bie­to, prze­ciw­ko mnie? ;-) No do­brze, może fak­tycz­nie za bar­dzo się na ten temat roz­wo­dzi­łam. Trud­no, teraz już nie będę zmie­niać.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Mam pro­blem z tym opo­wia­da­niem. Trud­no mi się zde­cy­do­wać, co jest w nim naj­bar­dziej re­we­la­cyj­ne. Po­mysł, żarty, a może za­koń­cze­nie. Cięż­ka spra­wa. ;)

Obuw­ni­czy wątek też wydał mi się tro­chę za długi. Choć z dru­giej stro­ny, re­dak­tor prozy pol­skiej nie szewc i w czymś cho­dzić musi…

„Czę­sto sły­szy­my, że ma­te­ma­ty­ka spro­wa­dza się głów­nie do «do­wo­dze­nia twier­dzeń». Czy praca pi­sa­rza spro­wa­dza się głów­nie do «pi­sa­nia zdań»?” Gian-Car­lo Rota

Dzię­ki, Szysz­ko­wy.

Fak­tycz­nie, masz po­waż­ny pro­blem. Za­sta­no­wię się, czy po­win­nam Ci współ­czuć.

Nie, chyba jed­nak nie. Rzuć kost­ką. ;-)

No do­brze, może po­wi­nien sobie zro­bić te ka­masz­ki szyb­ciej.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Men in Black.

Bar­dzo fajne. Ład­nie i z dużym hu­mo­rem na­pi­sa­ne :-) Mam na­dzie­ję, że w od­po­wie­dzi nie stwier­dzisz, że miało być na po­waż­nie i że nie wia­do­mo dla­cze­go uwa­żam Twoje opo­wia­da­nie za za­baw­ne ;-)

<Fin­kla mode: on ;-)> Ta cała akcja z bu­ta­mi – nie­lo­gicz­na. Mi­chał mógł nie wpaść na to, że “ze­gar­kiem” da się za­dzwo­nić, ale dla­cze­go nie po­ży­czył sobie dru­gie­go sa­mo­cho­du? :-) ;-) <Fin­kla mode: off>

Skwer, Wie­lic­ka, ko­men­da – wszyst­ko się zga­dza. Miesz­ka­łem kie­dyś w tej oko­li­cy :-) Go­ogle Maps to po­tę­ga :-)

Dobry dow­cip z li­mi­tem zna­ków, cho­ciaż bar­dziej abs­trak­cyj­nie ab­sur­dal­ny niż resz­ta tek­stu – przez co nagle wszyst­ko wy­da­je się bar­dziej na niby.

Total re­co­gni­tion is cliché; total sur­pri­se is alie­na­ting.

Je­ro­hu, “Fin­kla mode” wy­mia­ta. :)

Sorry, taki mamy kli­mat.

Dzię­ki, Je­ro­hu.

Tak, jedno ze źró­deł in­spi­ra­cji od­ga­dłeś bez­błęd­nie. Brawo! :-)

Nie, tym razem nie miało być po­waż­nie, humor jest za­mie­rzo­ny i cie­szy mnie, że Czy­tel­ni­cy go widzą mniej wię­cej tak samo jak ja. :-)

Fin­klo, nie czy­ta­łaś uważ­nie – po wpad­ce z gli­na­mi wolał nie ry­zy­ko­wać po raz drugi. Miał już wy­star­cza­ją­co dużo pro­ble­mów. A jesz­cze w oko­li­cy cią­gle mogły się krę­cić ra­dio­wo­zy… IMO, pod­jął słusz­ną (i lo­gicz­ną! ;-) ) de­cy­zję.

Zga­dza się. Nie pa­mię­tam, ile razy oglą­da­łam tę mapkę pod­czas pi­sa­nia. Mapa, widok z sa­te­li­ty, zdję­cia i da capo… W ta­kiej skali, w owa­kiej…

Limit zna­ków. Po raz pierw­szy w życiu pi­sa­łam dia­log dwóch re­dak­to­rów i nie mo­głam się po­wstrzy­mać. ;-) Tak, w tym mo­men­cie ab­surd do­sta­je +10. Ale za to mia­łam do­dat­ko­we wy­zwan­ko, żeby użyć do­kład­nie 30 kilo zna­ków. :-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Je­ro­hu, “Fin­kla mode” wy­mia­ta. :)

Eeee tam, pod­ró­ba… ;-p

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

NMSP :>

Może i pod­ró­ba, ale chyba nie taka łatwa do od­róż­nie­nia ;-) Po­le­mi­zo­wał­bym co do sen­sow­no­ści tej de­cy­zji. Ale tak na­praw­dę to czy ja wiem, jak by w ta­kiej sy­tu­acji za­cho­wał się Mi­chał? Chyba nie je­stem naj­lep­szą do roz­strzy­ga­nia tej kwe­stii osobą na por­ta­lu ;-)

Total re­co­gni­tion is cliché; total sur­pri­se is alie­na­ting.

Tak, wła­ści­wie tylko Mi­chał może to roz­strzy­gnąć. Może się wy­po­wie, jak prze­czy­ta.

Ja tam od­róż­ni­łam bez pro­ble­mów. ;-p

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Adam i Emel­ka­li, do ro­bo­ty, trze­ba od­bu­do­wać ga­tu­nek HS!:P RE­WE­LA­CYJ­NE opo­wia­da­nie, NF nie wple­cio­na na siłę, za­baw­ne frag­men­ty i od­nie­sie­nia do rze­czy­wi­sto­ści. Bar­dzo, ale to bar­dzo po­do­bał mi się dia­log Mi­cha­ła (:P) z OJO i jego, jakże na­tu­ral­na nie­chęć do prze­czy­ta­nia in­struk­cji:)

Jako ko­smi­ta z pla­ne­ty Mi­zer­nych Pi­sa­rzy, znany tu jako SFUN gra­tu­lu­ję opo­wia­da­nia i na 87,9899 % praw­do­po­dob­ne­go wy­gra­nia!

Przed czy­ta­niem skon­sul­tuj się z le­ka­rzem bądź far­ma­ceu­tą. Lub psy­cho­lo­giem.

Dzię­ki, Sfu­nie.

Miło, że Ci się po­do­ba­ło, i to aż tyle ele­men­tów. Ale który dia­log? Bo oni dużo ze sobą roz­ma­wia­ją. ;-) Tak, dziw­na rzecz z tymi in­struk­cja­mi… Nie prze­są­dzaj­my wy­ni­ków, po­zwól­my za­de­cy­do­wać _mc_ i Be­ry­lo­wi.

Hmmm, jeśli mąż Emel­ka­li po­cho­dzi z ja­kiejś za­zdro­snej rasy, to mogą mieć po­waż­ny pro­blem i ludz­kość ma pecha. No cóż, Al­ko­ria­nie to bar­dzo miłe isto­ty… ;-)

Sfu­nie, Sfu­nie… Nad au­to­re­kla­mą cią­gle jesz­cze mu­sisz pra­co­wać. Ale nie znie­chę­caj się. ;-p

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Świet­ny tekst, Fin­klo, je­stem pod wra­że­niem:) wart­ka akcja, bły­sko­tli­we dia­lo­gi, przed­ni humor. Cóż wię­cej… Mogę się je­dy­nie do­łą­czysz do ochów i achów po­przed­ni­ków;) po­do­ba­ło mi się bar­dzo

Każdy ko­niec daje szan­sę na nowy po­czą­tek...

Dzię­ku­ję, Wiwi.

Miło, że Tobie też tekst się spodo­bał. :-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Achy, to i w licz­bie mno­giej, ale Ocha jest tu jedna i nie­po­wta­rzal­na:)

Przed czy­ta­niem skon­sul­tuj się z le­ka­rzem bądź far­ma­ceu­tą. Lub psy­cho­lo­giem.

:-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Prze­czy­ta­łam do­pie­ro teraz.

O bu­tach zde­cy­do­wa­nie za dużo, jak dla mnie ani to za­baw­ne, ani wia­ry­god­ne. Do­ce­niam po­mysł, miej­sca­mi faj­nie zre­ali­zo­wa­ny, jed­nak efekt ca­ło­ścio­wy jest dla mnie… neu­tral­ny, nie­ste­ty.

 

(Obo­wiąz­ko­wy nie­za­chwy­co­ny czy­tel­nik sztuk jeden od­ha­czo­ny ; )

"Nigdy nie re­zy­gnuj z celu tylko dla­te­go, że osią­gnię­cie go wy­ma­ga czasu. Czas i tak upły­nie." - H. Jack­son Brown Jr

Dzię­ki, Jose.

Wie­dzia­łam, że świę­te­go Jana nie może trwać wiecz­nie…

Ech, co się stało z ko­bie­ta­mi… Na­stęp­nej butów zbyt wiele… ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

To ja chyba je­stem nie­nor­mal­ny facet, bo mi frag­ment z bu­ta­mi się po­do­bał:)

Przed czy­ta­niem skon­sul­tuj się z le­ka­rzem bądź far­ma­ceu­tą. Lub psy­cho­lo­giem.

Gen­der… ;-)

A po­tra­fił­byś upleść wia­nek?

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Wian­ka nie, cho­ciaż po­dob­no pleść po­tra­fię cał­kiem nie­źle:)

 

Czę­sto sły­szę nawet kom­ple­ment: “Ple­ciesz”

 

Gen­der? My gen­der is man.

 

 

Przed czy­ta­niem skon­sul­tuj się z le­ka­rzem bądź far­ma­ceu­tą. Lub psy­cho­lo­giem.

Czyli tylko an­dro­ny? ;-)

No. Po­my­sły na opo­wia­da­nia masz cał­kiem, cał­kiem. :-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Ech, co się stało z ko­bie­ta­mi… Na­stęp­nej butów zbyt wiele… ;-)

bo to nie­mod­ny fason był i nie ta marka :)

Takie ładne, eko­lo­gicz­ne? I z kwiat­ka­mi? Po pro­stu nowy trend… ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

DIY :) ale mó­wi­my o obu­wiu mę­skim, praw­da? To ko­bie­ty nie muszą się nim emo­cjo­no­wać ;)

Oj tam, oj tam… Ni­g­dzie nie było na nich na­pi­sa­ne, że to mę­skie. Wi­docz­nie roz­miar nie ten. ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Uni­sex, su­rvi­val style :) Fak­tycz­nie może za­czniesz trend: już było, że jedzą tylko to, co znaj­dą w śmiet­ni­kach, to teraz: noszą tylko sa­mo­rób­ki.:)

O, to, to! ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Dzi­siaj – spe­cjal­nie dla Cie­bie, Fin­klo – bar­dziej niż Cie­niem, co to prze­my­ka nie­zau­wa­żo­ny, będę Burzą; coś tam po­mru­czę, bły­snę dow­ci­pem, może wy­rzą­dzę kilka szkód i do­pie­ro potem znik­nę.

 

No więc Fin­kli w Fin­kli tyle, że aż cud, że się nie prze­la­ło poza limit. Opo­wia­da­nie świet­ne, a za­koń­cze­nie – a banuj, Be­ry­lu; pro­stac­twem wolę się po­pi­sać, niźli nie­go­dzi­wym nie­do­mó­wie­niem zgrze­szyć wobec ko­le­żan­ki – wręcz za­kur­wi­ste w swo­jej prze­wrot­nej do­sko­na­ło­ści. Od bar­dzo, bar­dzo dawna nie wi­dzia­łem cze­goś rów­nie tra­fio­ne­go i za­baw­ne­go. Po pro­stu mia­zga.

 

Peace!

 

"Za­ko­chać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, cza­sem pisać wier­sze." /FNS – Su­per­mar­ket/

Dzię­ki, Burzo. A gdzie te szko­dy?

O, aż tak się za­koń­cze­nie spodo­ba­ło? Fiu-fiu… Miło mi. :-) Nie mogło się prze­lać. Fin­klo­wa­tość wfin­klo­nej Fin­kli pil­no­wa­ła. ;-) No to już mamy dwoje kan­dy­da­tów na bana. Ale ja liczę, że jeśli obe­rwę po ła­pach, to ra­czej od _mc_. :-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Ale ja liczę, że jeśli obe­rwę po ła­pach, to ra­czej od _mc_. :-)

Ach, więc marzy Ci się ko­lej­ne piór­ko? Słusz­nie, słusz­nie. Tra­dy­cyj­nie nie wtrą­cam się mię­dzy opo­wia­da­nia a ich upie­rze­nie, ale będę bar­dzo, ale to bar­dzo zdzi­wio­ny – i roz­cza­ro­wa­ny – jeśli za coś ta­kie­go Or­ga­ny Upraw­nio­ne nie przy­ozdo­bią Ci ku­per­ka ko­lej­ną – co naj­mniej – brą­zo­wą lotką. Swoją drogą, jak roz­wi­ja się ka­rie­ra srebr­ne­go piór­ka? Skro­biesz tam co aby na tę Fan­ta­sty­kę?

 

Szko­dy, moja droga, są – gdy­byś tylko zo­ba­czy­ła jak w tej chwi­li wy­glą­da mój mózg… Dość po­wie­dzieć, że dalej stoi w po­przek.

"Za­ko­chać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, cza­sem pisać wier­sze." /FNS – Su­per­mar­ket/

Przy piór­ku się nie upie­ram i nie za­mie­rzam nic Upraw­nio­nym Or­ga­nom na­rzu­cać ani su­ge­ro­wać.

Jeśli obe­rwę, to od _mc_, bo to jego ob­sma­ro­wa­łam i pu­ści­łam nawet nie w skar­pet­kach. A prze­czy­tać po­wi­nien nie­za­leż­nie od de­cy­zji Loży, bo ju­ro­ru­je w kon­kur­sie.

Cosik na­skro­ba­łam i po­sła­łam _mc_.

Ojo­joj, to Ty świat przez ucho oglą­dasz? Prze­rą­ba­ne… Czyt­nij jakiś nor­mal­ny tekst, może wróci…

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Ach, w ten spo­sób… Jakoś nie przy­glą­da­łem się za bar­dzo temu kon­kur­so­wi – nie było jak ani kiedy. I nie mar­twił­bym się _mc_. Ja, na miej­scu Pana Re­dak­to­ra był­bym za­chwy­co­ny, ba! – wnie­bo­wzię­ty. A na Twoim mar­twił­bym się ra­czej Mcjpr. A z dru­giej stro­ny z ca­łe­go serca życzę i Tobie i jemu, by i on miał spo­sob­ność prze­czy­tać ten tekst. Sobie na­to­miast życzę wej­ścia w po­sia­da­nie kom­plek­so­wej wie­dzy, co też z tego wszyst­kie­go wy­ni­kło.

Na­to­miast jeśli cho­dzi o piór­ka i Ma­je­sta­ty, to su­ge­stie już padły – choć­by z mojej stro­ny – a na­rzu­ca­nie się ra­czej nie bę­dzie ko­niecz­ne.

 

Co do mo­je­go mózgu, to czy­tan­ki, nawet z nurtu fi­lo­zo­ficz­ne­go, ra­czej nie po­mo­gą, jako że sam wciąż skro­bię i skro­bię. A – jak za­pew­ne wiesz lub się do­my­ślasz – moje skro­ba­nie ra­czej nie służy sta­bi­li­za­cji umy­sło­wej; ani po­stron­nych ofiar, które zmu­szam do czy­ta­nia, ani tym bar­dziej mojej.

 

Peace!

"Za­ko­chać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, cza­sem pisać wier­sze." /FNS – Su­per­mar­ket/

Może mieć inne po­czu­cie hu­mo­ru. No nic, po­ży­je­my, zo­ba­czy­my. A Mcjpr już mnie nie strasz. Temu tylko za­bra­łam “ze­ga­rek” a i to rap­tem na kil­ka­na­ście go­dzin. ;-) Spo­sob­ność ma. Czy z niej sko­rzy­sta, nie od nas za­le­ży.

A tak, licz­ne su­ge­stie padły. Wszyst­kim no­mi­nu­ją­cym bar­dzo dzię­ku­ję. I cie­szę się, że aż tak Wam się spodo­ba­ło. :-)

Co do mózgu – prze­cież od razu za­le­ca­łam czy­ta­nie. Nor­mal­nych tek­stów… ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

_mc_. mu­siał­by w ogóle nie mieć po­czu­cia hu­mo­ru, żeby zdjąć pasa i prze­ło­żyć Cię przez ko­la­no. Zresz­tą nawet jeśli fak­tycz­nie nie ma po­czu­cia hu­mo­ru, to wszak nie brak mu ro­zu­mu i ra­czej nie zdra­dzi się z tym de­fek­tem pu­blicz­nie. Ergo – jest ska­za­ny na za­ko­cha­nie się w Twoim opo­wia­da­niu i przy­zna­nie do tego uczu­cia na forum całej Fan­ta­sty­ki. (No, bar­dziej Ci już chyba nie po­mo­gę ;).

 

Czy­tam nor­mal­ne tek­sty – Co­be­na w tej chwi­li – ale kim jest taki Har­lan wobec mnie? (Bu­aha­ha­ha­ha!)

"Za­ko­chać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, cza­sem pisać wier­sze." /FNS – Su­per­mar­ket/

Żeby zro­bić to, co pro­po­nu­jesz, to trze­ba mieć braki ra­czej w in­stynk­cie sa­mo­za­cho­waw­czym niż w po­czu­ciu hu­mo­ru.

Dzię­ki bar­dzo, fak­tycz­nie, już gło­śniej chyba się nie da wy­ra­zić po­par­cia. :-)

No tak. Mar­ność nad mar­no­ścia­mi, a wszyst­ko to mar­ność… ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Być może jako opo­wia­da­nie kon­kur­so­we tekst się spraw­dzi, być może nawet wygra za­wo­dy. Ale tak obok tego wszyst­kie­go to mam po­dob­ne zda­nie do jose. Ani się uba­wi­łem, ani się jakoś spe­cjal­nie wkrę­ci­łem. Prze­czy­ta­łem bez bólu, ale nic ponad to.

Po­zdra­wiam

Ma­stiff

OK, dzię­ku­ję za opi­nię. Do­brze, że cho­ciaż nie bo­la­ło. :-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Nie mam czasu czy­tać ko­men­ta­rzy, więc mogę się po­wtó­rzyć:

 

Naj­pierw włą­czył ogrze­wa­nie. Od razu po­czuł się le­piej. -

Mój to naj­pierw dmu­cha zim­nym, do­pó­ki sil­nik się nie roz­grze­je. Od razu to ja się czuję go­rzej :) Bo wieje zim­nym.

 

 roz­je­cha­łem go dzie­się­cio­ma sa­mo­cho­da­mi i długo nie wsta­nie -

48 minut to nie­zbyt długo. Zanim za­dzwo­ni do żony to ludek już bę­dzie na no­gach.

 

Nie ro­zu­miem też jak MC mógł być agen­tem i jed­no­cze­śnie o tym nie wie­dzieć.

 

Motyw z bu­ta­mi i dia­lo­gi z ojo roz­cią­ga­ją opo­wia­da­nie, za­sta­na­wiam się więc, czy są tu tylko po to, żeby dobić do li­mi­tu zna­ków. Agata wy­ko­rzy­sta­ła motyw li­cze­nia zna­ków tu. Nie był to więc dla mnie taki świe­ży po­mysł.

 

 

https://www.martakrajewska.eu

Dzię­ki, Kra­je­mar.

Ogrze­wa­nie w sa­mo­cho­dzie. Masz rację. Po za­koń­cze­niu kon­kur­su zmie­nię. Albo i nie – tu sy­tu­acja była nie­ty­po­wa, naj­pierw uru­cho­mił się sil­nik, potem czło­wiek wsiadł do środ­ka. Długo trwa ta roz­grzew­ka?

48 minut. Tak, zanim za­dzwo­ni, to… Ale my­ślał, jak brzmiał­by ak­tu­al­ny ko­mu­ni­kat, a nie po do­tar­ciu do te­le­fo­nu (i pew­nie po­cze­ka­niu, aż żona wsta­nie, a baj­zel pod blo­kiem tro­chę się uspo­koi).

Nie­świa­do­my ni­cze­go agent. Hmmm. Tam był tag “ab­surd”. Nie znamy tech­no­lo­gii, którą dys­po­nu­ją Ageń­czy­cy. Może za­in­fe­ko­wa­li czło­wie­ka pro­gra­mem, dali mu sys­tem war­to­ści za­pew­nia­ją­cy, że bę­dzie w przy­szło­ści po­dej­mo­wał wła­ści­we de­cy­zje? Albo, ko­rzy­sta­jąc z ja­kiejś ope­ra­cji mózgu, wsz­cze­pi­li bio­lo­gicz­ny kom­pu­te­rek, o któ­rym nikt nic nie wie, ale który po­py­cha no­si­cie­la w od­po­wied­nim kie­run­ku? A może ho­du­ją pół­świa­do­me byty du­cho­we za­miast pie­sków i jed­ne­mu z nich ka­za­li opę­tać ludz­kie­go nie­mow­la­ka? Albo zro­bi­ła to jakaś okro­jo­na wer­sja ageń­skie­go pier­wo­wzo­ru? Moż­li­wo­ści mnó­stwo. Grunt, żeby agent kie­ro­wał się okre­ślo­ną funk­cją celu. Nie musi jej sobie uświa­da­miać. Tak, jak czło­wiek nie musi znać bio­che­mii ani ilo­ści ka­lo­rii na ta­le­rzu, żeby lubić sło­dy­cze i tłusz­cze. ;-)

Limit zna­ków. Można twier­dzić, że każde słowo jest tu po to, żeby limit zna­ków się zga­dzał. Gdyby nie to, umie­ści­ła­bym w tek­ście coś in­ne­go. Wy­li­czan­ka “O! Ten jest ko­smi­tą! I ten też!” wy­da­wa­ła mi się nudna i mo­gła­by przed­wcze­śnie za­su­ge­ro­wać koń­ców­kę. Mo­żesz nie wie­rzyć, ale po­mysł z bu­ta­mi był pierw­szy (i zro­dzo­ny pod wpły­wem Two­je­go opo­wia­da­nia!) niż ce­lo­wa­nie do­kład­nie w limit. Po­my­śla­łam o tym, bo nie cier­pię cho­dzić boso i ja w ta­kiej głu­piej sy­tu­acji pró­bo­wa­ła­bym zmaj­stro­wać sobie ja­kieś obu­wie.

Nie upie­ram się, że nikt wcze­śniej nie wpadł na te po­my­sły. Są i opo­wia­da­nia li­czą­ce do­kład­nie ileś tam zna­ków, i wtrą­ce­nia z rze­czy­wi­sto­ści twór­cy do dzie­ła; “Prze­cież głów­ny bo­ha­ter nie może umrzeć w dru­gim akcie” (czy jakoś tak). A tekst Two­jej sio­stry kie­dyś czy­ta­łam. :-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

A, te nie­szczę­sne buty :) Cie­szę się, że przy­da­ły się na coś do­bre­go.

 

Przy oka­zji – wszy­scy widzą? Za­in­spi­ro­wa­łam Fin­klę ;p

 

Tekst Agaty… Obie (i Ty i ja) za­re­je­stro­wa­ły­śmy się w od­stę­pie chyba ty­go­dnia, wiesz? W cza­sie Fan­ta­stów 2013 mało się zna­ły­śmy. W ogóle, teraz Fan­ta­ści wy­glą­da­li­by ina­czej. Wciąż cze­kam na ogło­sze­nie te­go­rocz­nej edy­cji.

https://www.martakrajewska.eu

Wciąż cze­kam na ogło­sze­nie te­go­rocz­nej edy­cji.

No chwi­la, no… ;)

Ad­mi­ni­stra­tor por­ta­lu Nowej Fan­ta­sty­ki. Masz ja­kieś py­ta­nia, uwagi, a może coś nie dzia­ła tak, jak po­win­no? Na­pisz do mnie! :)

Kra­je­mar, w przy­ro­dzie nic nie ginie… Pew­nie Fin­kla za­in­spi­ru­je kogoś in­ne­go… Może nawet ta karma kie­dyś wróci do Cie­bie w ja­kiejś nie­moż­li­wej obec­nie do prze­wi­dze­nia po­sta­ci.

Wie­dzia­łam, że jakoś w po­bli­żu, nie my­śla­łam, że to tylko ty­dzień.

Fan­ta­ści. Ech… Wtedy nie wzię­łam udzia­łu, bo się zbyt słabo orien­to­wa­łam w Użyt­kow­ni­kach. Też cze­kam na drugą rundę. :-)

 

Be­ry­lu, a Ty nie of­fto­puj (za­pew­ne wbrew woli i z nie­chę­cią, bo wiem, że tego nie zno­sisz), tylko się wy­po­wiedz o tek­ście.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

W ogóle! jak tak spoj­rzeć, to Ty je­steś srebr­no­pió­ra i zo­sta­łaś przy­ję­ta do Loży. Ja rów­nież sobie jakoś radzę.

Zro­bi­ły­śmy ka­rie­rę jak się pa­trzy :D

Ale dobra, już nie of­fto­pu­ję.

https://www.martakrajewska.eu

Fin­klo, patrz wątek Loży. Tam masz moje je­dy­ne zda­nie o tek­ście na jakie sobie po­zwo­lę przed ogło­sze­niem wy­ni­ków kon­kur­su.

Ad­mi­ni­stra­tor por­ta­lu Nowej Fan­ta­sty­ki. Masz ja­kieś py­ta­nia, uwagi, a może coś nie dzia­ła tak, jak po­win­no? Na­pisz do mnie! :)

Kra­je­mar, ta­aaak to był dobry okres na re­je­stra­cję. A Ty masz złoto. :-)

Ależ mo­żesz of­fto­po­wać, jeśli chcesz. To o Be­ry­la się trosz­czę, żeby nie robił nic na siłę. ;-p

 

Be­ry­lu, dobra, to już lecę obej­rzeć, coś tam na­sma­ro­wał.

Cho­ciaż wła­ści­wie nie ro­zu­miem, dla­cze­go nie chcesz się wy­po­wia­dać o tek­stach. Prze­cież ter­min już minął, nikt chyba nie za­cznie zmie­niać swo­je­go opo­wia­da­nia, jeśli gdzie in­dziej prze­czy­ta, jaki po­mysł przy­padł ju­ro­rom do gustu…

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Wo­lał­bym, żeby wy­ni­ki po­zo­sta­ły nie­zna­ne do czasu… ich ogło­sze­nia.

Ad­mi­ni­stra­tor por­ta­lu Nowej Fan­ta­sty­ki. Masz ja­kieś py­ta­nia, uwagi, a może coś nie dzia­ła tak, jak po­win­no? Na­pisz do mnie! :)

OK, jak tam sobie ju­ro­rzy chcą…

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Wła­śnie tak chcą! Trzy­ma­nie w nie­pew­no­ści jest faj­niej­sze od wy­ło­że­nia kawy na ławę przed ofi­cjal­nym wer­dyk­tem.

Ad­mi­ni­stra­tor por­ta­lu Nowej Fan­ta­sty­ki. Masz ja­kieś py­ta­nia, uwagi, a może coś nie dzia­ła tak, jak po­win­no? Na­pisz do mnie! :)

By­le­by kie­dyś to wy­ło­że­nie na­stą­pi­ło… Na­pi­sa­łeś już kom­cie do kon­kur­su ja­poń­skie­go? ;-p

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

A nie na­pi­sa­łem?

Ad­mi­ni­stra­tor por­ta­lu Nowej Fan­ta­sty­ki. Masz ja­kieś py­ta­nia, uwagi, a może coś nie dzia­ła tak, jak po­win­no? Na­pisz do mnie! :)

Pod moim nie.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Na­pi­sa­łem ko­men­tarz z opi­nia­mi w wątku z ogło­sze­niem wy­ni­ków.

Ad­mi­ni­stra­tor por­ta­lu Nowej Fan­ta­sty­ki. Masz ja­kieś py­ta­nia, uwagi, a może coś nie dzia­ła tak, jak po­win­no? Na­pisz do mnie! :)

No wła­śnie. A to nie to samo. :-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Coś mi się wy­da­je, że ktoś tutaj pró­bo­wał być zło­śli­wy i mu nie wy­szło… ; )

Spoko, jutro prze­ko­piu­ję Ci ko­men­tarz z ogło­sze­nia pod Twój tekst. A teraz idę spać – do­bra­noc!

Ad­mi­ni­stra­tor por­ta­lu Nowej Fan­ta­sty­ki. Masz ja­kieś py­ta­nia, uwagi, a może coś nie dzia­ła tak, jak po­win­no? Na­pisz do mnie! :)

Cie­ka­we, kto to… Na­praw­dę chcia­ło Ci się wy­zło­śli­wiać? ;-)

No to cze­kam z nie­cier­pli­wo­ścią. Ko­lo­ro­wych snów. :-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Po­mysł ko­ja­rzą­cy się wy­bit­nie z Fa­ce­ta­mi w Czer­ni i praw­dę mó­wiąc w tej, no­wo­fan­ta­stycz­nej, kon­wen­cji wcale jakoś le­piej nie wy­glą­da. Cho­ciaż po­in­ta su­ge­ru­ją­ca, że wła­ści­wie już każdy jest ko­smi­tą, cał­kiem nie­zła. Naj­więk­szą, nie­wy­ba­czal­ną wadą tego opo­wia­da­nia jest jego roz­cią­gnię­cie, które ewi­dent­nie czuć, bar­dzo nudzi i iry­tu­je. Tekst za­czął się obie­cu­ją­co, pierw­sza scena fajna, potem było coraz go­rzej, bo nudno, a koń­ców­ka tego nie nad­ro­bi­ła. Fajny po­mysł z tym do­bi­ciem co do znaku do li­mi­tu, ale je­że­li od­by­ło się to takim kosz­tem, to ja zde­cy­do­wa­nie mówię: nie było warto.

Ad­mi­ni­stra­tor por­ta­lu Nowej Fan­ta­sty­ki. Masz ja­kieś py­ta­nia, uwagi, a może coś nie dzia­ła tak, jak po­win­no? Na­pisz do mnie! :)

Dzię­ki. :-)

Tak, zga­dza się – “Fa­ce­ci…” to jedno ze źró­deł in­spi­ra­cji.

Roz­cią­gnię­cie, po­wia­dasz? No, trud­no.

Dobra, są wy­ni­ki, to w wol­nej chwi­li przej­rzę tekst i po­usu­wam dro­bia­zgi, które wcze­śniej wpa­dły mi w oko.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Za­iste cie­ka­wy mają tam widok z bal­ko­nu. ;) A ko­ja­rzysz może le­mow­skie­go “Wucha”? 

 

Znowu an­ty­ma­te­ria… Jakaś ukry­ta filia?

Urzekł mnie mo­ment kul­mi­na­cyj­ny – ale dla­cze­go nie za­py­ta­łeś? :D Naj­ciem­niej pod la­tar­nią!

Jeśli miał­bym się cze­piać, bo­ha­ter wy­da­wał mi się mo­men­ta­mi zbyt ku­ma­ty. Wiele rze­czy jest dla niego nowe, przy­da­ło­by się cza­sem jakaś bar­dziej zna­czą­ca dez­orien­ta­cja. 

Ale Ty le­piej po­wiedz, na czym ro­śnie epi­fi­tycz­na dżun­gla? Isto­tą epi­fi­tów jest ro­śnię­cie na drze­wach, ga­łę­ziach, ka­blach te­le­fo­nicz­nych. 

“Jas…” – czyż­by limit zna­ków?

 

Tacy tro­chę fa­ce­ci w czer­ni. W ogóle roz­wa­ża­nie tego typu były mi bar­dzo bli­skie w la­tach mło­dzień­czych, kiedy to za­sta­na­wia­łem się czy aby na pewno nie je­stem ko­smi­tą i kiedy w końcu po mnie przy­le­cą, bo chcę do domu. :D

 

Ten tekst uczy nas, że cza­sem warto jed­nak prze­czy­tać in­struk­cję. 5/6. 

http://wachlarzemoaloes.blogspot.in - mój blog o fan­ta­sy i scien­ce-fic­tion. :D

Dzię­ki, Ar­hi­zie. :-)

A tam, par­king, ja­kich wiele. ;-)

Od razu filia… An­ty­ma­te­ria to świet­na broń jest. Nie­sa­mo­wi­ta kon­cen­tra­cja ener­gii. :-)

Bo­ha­ter ku­ma­ty, bo ma ojo. A zresz­tą, prze­cież ju­ro­ro­wał w tym kon­kur­sie, nie mo­głam z niego zro­bić głąba. Wy­star­czy­ło, że po­ga­nia­łam w gat­kach po mie­ście.

Epi­fi­tycz­na dżun­gla ro­śnie na drze­wach. Jeśli jakaś rasa tam wy­ewo­lu­owa­ła, to musi na­praw­dę świet­nie sobie ra­dzić ze wspi­nacz­ką, praw­da?

Tak, wy­czer­pa­łam limit zna­ków, więc pa­no­wie nie mogli dłu­żej gadać.

I zga­dza się – tro­chę in­spi­ro­wa­łam się “Fa­ce­ta­mi w czer­ni”.

I jak ci Twoi kra­ja­nie przy­le­cie­li w końcu? ;-)

In­struk­cje mogą się przy­dać, nie prze­czę.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Jak wi­dzisz, kra­ja­nie chyba stoją w korku, czy coś… 

 

My­śla­łem, że ta Twoja dżun­gla to błąd, a tutaj pro­szę. Ale oba­wiam się, że może ro­snąc co naj­wy­żej na drze­wo­po­dob­nych grzy­bach, drze­wa-pod­sta­wy umar­ły­by z braku świa­tła. 

http://wachlarzemoaloes.blogspot.in - mój blog o fan­ta­sy i scien­ce-fic­tion. :D

Cze­ka­ją, aż Se­le­dy­nek da im zie­lo­ne świa­tło?

A skąd wiesz, jak tam u nich świat wy­glą­da? Może te “ro­ślin­ki” na dole czer­pią ener­gię geo­ter­mal­ną? Albo tylko one mają do­stęp do wody, którą wy­mie­nia­ją z sym­bion­ta­mi na cu­kier?

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Ale to wtedy by­ły­by wła­śnie grzy­by. :D

http://wachlarzemoaloes.blogspot.in - mój blog o fan­ta­sy i scien­ce-fic­tion. :D

Hmmm. Wła­ści­wie, to nie wiem do­kład­nie, jakim cudem grzy­by rosną.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Takim samym jak my. W końcu to nasza dal­sza ro­dzi­na, nie to co te obce ro­śli­ny. ;D

http://wachlarzemoaloes.blogspot.in - mój blog o fan­ta­sy i scien­ce-fic­tion. :D

Kiedy cho­dzi­łam do szko­ły, jesz­cze wrzu­ca­no je do tego nie-na­sze­go kró­le­stwa. Zwie­rząt­ka rosną, bo zja­da­ją inne zwie­rząt­ka, ro­śli­ny i grzy­by. Ro­śli­ny fo­to­syn­te­ty­zu­ją. A grzy­by cze­ka­ją na deszcz, a potem rosną…

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Fajne :)

Przy­no­szę ra­dość :)

Dzię­ki, Anet. :-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Fa­aaaaj­nie się czy­ta­ło z uśmie­chem. :-) Po­le­cam

Dzię­ę­ę­ę­ki, Koalo. :-)

Dobry uśmiech nie jest zły. ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Nowa Fantastyka