- Opowiadanie: Dzikowy - Winda

Winda

Hej,

wrzu­cam swój pierw­szy tekst be­le­try­stycz­ny. Widać, że bar­dzo bałem się dia­lo­gów. :)

Smacz­ne­go.

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Winda

In­for­ma­cje o ta­jem­ni­czym zja­wi­sku po­ja­wi­ły się nie­mal jed­no­cze­śnie w kilku miej­scach na świe­cie i pew­nie tylko dla­te­go nie zo­sta­ły zi­gno­ro­wa­ne. Nie ozna­cza to wcale, że nie przy­ję­to ich ze scep­ty­cy­zmem. Bry­tyj­ski ta­blo­id jako pierw­szy (czym chwa­lił się przy oka­zji każ­dej póź­niej­szej pu­bli­ka­cji na ten temat) do­tarł do ofia­ry – miesz­kań­ca Syd­ney, który w cza­sie prze­rwy na lunch wsiadł do windy na dwu­dzie­stym siód­mym pię­trze biu­row­ca, w któ­rym pra­co­wał, ale nigdy nie do­tarł na par­ter, bo­wiem po otwar­ciu drzwi windy wy­szedł na ko­ry­tarz ho­te­lu Hil­ton w Li­ver­po­olu. Wkrót­ce oka­za­ło się, że miał dużo szczę­ścia.

Ko­lej­ny przy­pa­dek ujaw­ni­ła mek­sy­kań­ska te­le­wi­zja. W sto­li­cy kraju z windy w za­strze­żo­nej stre­fie banku wy­siadł zdez­o­rien­to­wa­ny Ja­poń­czyk i od razu zo­stał za­trzy­ma­ny przez ochro­nę pla­ców­ki. Tłu­ma­czył, że robił za­ku­py w eks­klu­zyw­nym domu to­wa­ro­wym w Kobe i za­mie­rzał jesz­cze od­wie­dzić dział z ko­sme­ty­ka­mi pię­tro wyżej. Po­twier­dze­nie jego słów sta­no­wi­ły pa­ra­gon i kilka par maj­tek, w tym jedne dam­skie, które znaj­do­wa­ły się w pa­pie­ro­wej tor­bie na­le­żą­cej do męż­czy­zny, ale i tak dy­plo­ma­ci z ja­poń­skiej am­ba­sa­dy nie­źle się na­po­ci­li, żeby wy­do­być ro­da­ka z aresz­tu, a spra­wa po­dob­no otar­ła się o szcze­ble rzą­do­we obu państw.

Gdy media za­czę­ły zwra­cać uwagę na dziw­ne przy­pad­ki, ru­szy­ła praw­dzi­wa la­wi­na do­nie­sień: Au­striak w Ca­ra­cas, Por­tu­gal­ka w In­do­ne­zji, Ro­sja­nin w Pa­ry­żu, Pe­ru­wian­ka w Nor­we­gii, Nor­weż­ka w New Delhi. Nie ist­nia­ła żadna pra­wi­dło­wość, może poza tą, że żaden z pa­sa­że­rów fe­ler­nych dźwi­gów oso­bo­wych nie wy­bie­rał się na drugi ko­niec świa­ta. Służ­by dy­plo­ma­tycz­ne na całym świe­cie miały pełne ręce ro­bo­ty. Na bie­żą­co otrzy­my­wa­ły in­for­ma­cje o za­gi­nio­nych i do­pa­so­wy­wa­ły zgło­sze­nia do nagle po­ja­wia­ją­cych się w róż­nych miej­scach zdez­o­rien­to­wa­nych ludzi, któ­rzy tłu­ma­czy­li, że tylko wy­szli z biura na pa­pie­ro­sa, za­no­si­li ja­kieś do­ku­men­ty do dzia­łu na innym pię­trze lub wra­ca­li do domu z po­lo­wa­nia – ten ostat­ni przy­pa­dek za­koń­czył się po­strze­le­niem my­śli­we­go, który z bro­nią na ra­mie­niu wy­siadł z windy wprost pod nogi ja­kie­goś mi­ni­stra z uzbro­jo­ną ob­sta­wą. Opła­ca­ne przez am­ba­sa­dy sa­mo­lo­ty śmi­ga­ły po całym świe­cie, a te­le­fo­ny pre­mie­rów, ko­ro­no­wa­nych głów, mi­ni­strów od spraw za­gra­nicz­nych i dy­plo­ma­tów na­grze­wa­ły się od cią­głych roz­mów. Media śle­dzi­ły te „wy­mia­ny jeń­ców” i wzy­wa­ły do pod­ję­cia dzia­łań. A dzia­ła­nia, i ow­szem, po­dej­mo­wa­no, ale były one co naj­mniej nie­sku­tecz­ne. Po pierw­sze, całą winą (a gdzie­nie­gdzie kosz­ta­mi) obar­czo­no pro­du­cen­tów wind. Po dru­gie, zmo­bi­li­zo­wa­no śro­do­wi­ska aka­de­mic­kie i na­uko­we do zna­le­zie­nia przy­czy­ny pro­ble­mu. Po trze­cie, w nie­któ­rych kra­jach wpro­wa­dzo­no re­gu­la­cje praw­ne, a w in­nych za­le­ce­nia, aby nie wsia­dać do windy bez pasz­por­tu.

Opi­nia pu­blicz­na miała uży­wa­nie. Ra­dy­ka­ło­wie re­li­gij­ni wi­dzie­li w zja­wi­sku karę boską za pychę, jak w cza­sach wieży Babel. Mi­ło­śni­cy teo­rii spi­sko­wych szu­ka­li przy­czy­ny w po­rwa­niach przez ko­smi­tów, któ­rzy po ze­ska­no­wa­niu mó­zgów i wsz­cze­pie­niu sond anal­nych od­sy­ła­li obiek­ty badań w nie­wła­ści­we miej­sca. Jesz­cze inni wzy­wa­li rządy do od­taj­nie­nia prac nad te­le­por­te­ra­mi.

Roz­wią­za­nia nie zna­le­zio­no, mimo że spra­wą zaj­mo­wa­ły się nie­mal wszyst­kie pla­ców­ki ba­daw­cze z róż­nych dzie­dzin. „Za­in­fe­ko­wa­ne” windy roz­bie­ra­no na czę­ści pierw­sze, a każdy ele­ment spraw­dza­no na do­wol­ne moż­li­we spo­so­by, od badań mi­kro­sko­po­wych, po pod­da­wa­nie pro­mie­nio­wa­niu, mro­że­nie, a nawet opra­co­wy­wa­nie pro­fi­lów be­ha­wio­ry­stycz­nych. Po­ja­wia­ły się różne po­my­sły, które media od razu pod­chwy­ty­wa­ły i ma­glo­wa­ły, gnio­tąc, roz­cią­ga­jąc i ni­cu­jąc na wszel­kie spo­so­by.

Jakiś na­uko­wiec stwier­dził, że windy z nie­zna­nych przy­czyn prze­bi­ja­ją się przez sko­ru­pę ziem­ską i prze­no­szą się do od­le­głych bu­dyn­ków nie­sio­ne prą­da­mi kon­wek­cyj­ny­mi w płasz­czu ziem­skim. Wul­ka­no­lo­dzy pod­chwy­ci­li po­mysł, a nawet pró­bo­wa­li „spro­wo­ko­wać” in­cy­dent, aby za­trzy­mać dźwig w trak­cie po­dró­ży i umie­ścić sondy w głębi pla­ne­ty. Po­dob­ną stra­te­gię przy­ję­li zwo­len­ni­cy teo­rii po­dró­ży ko­smicz­nych, któ­rzy całą aferę uzna­li za fe­no­me­nal­ny spo­sób na tanie lub dar­mo­we roz­miesz­cza­nie sond ba­daw­czych w prze­strze­ni ko­smicz­nej w nie­zna­nej od Ziemi od­le­gło­ści, bo prze­cież nie było wia­do­mo, któ­rę­dy w ogóle windy po­dró­żu­ją.

Eks­pe­ry­men­ty nie po­wio­dły się. Po pierw­sze, mimo róż­nych prób od­two­rze­nia wa­run­ków zna­nych z re­la­cji ofiar dźwi­gi we wszyst­kich przy­pad­kach za­cho­wy­wa­ły się tak, jak prze­wi­dzie­li to kon­struk­to­rzy. Sondy ubie­ra­no w kra­wa­ty, sta­wia­no na nich kubki z kawą, uru­cha­mia­no różne apli­ka­cje na te­le­fo­nach ko­mór­ko­wych, wty­ka­no do wind pliki do­ku­men­tów, torby i wózki z za­ku­pa­mi, lecz bez efek­tu. Po dru­gie, do­szło do ko­lej­ne­go wy­pad­ku, tym razem w win­dzie wy­po­sa­żo­nej w lo­ka­li­za­tor sa­te­li­tar­ny – od pew­ne­go czasu takie urzą­dze­nia sys­te­ma­tycz­nie in­sta­lo­wa­no we wszyst­kich dźwi­gach. Oka­za­ło się, że winda wcale się nie prze­miesz­cza. Było to tylko po­twier­dze­nie do­tych­cza­so­wych usta­leń. W końcu do zda­rzeń do­cho­dzi­ło w róż­nych mo­de­lach wind o róż­nych roz­mia­rach, nu­me­ry iden­ty­fi­ka­cyj­ne urzą­dzeń nie zmie­nia­ły się i nadal były zgod­ne z do­ku­men­ta­cją ho­mo­lo­ga­cyj­ną. Od tej chwi­li w na­daj­ni­ki wy­po­sa­ża­no użyt­kow­ni­ków.

Wów­czas po­ja­wi­ła się ko­lej­na zmien­na. Z windy w Du­ba­ju wy­sia­dło troje Duń­czy­ków, okrut­nie wy­chu­dzo­nych, cuch­ną­cych i brud­nych. Ale nie to było naj­gor­sze. W ka­bi­nie oprócz od­cho­dów le­ża­ły roz­kła­da­ją­ce się zwło­ki męż­czy­zny, tu i ów­dzie nad­gry­zio­ne. Pro­blem był bar­dzo po­waż­ny. Dy­plo­ma­tycz­ny, bo Duń­czy­ków z mar­szu ska­za­no na śmierć za ka­ni­ba­lizm, ale też tech­nicz­ny, bo oka­za­ło się, że w win­dzie spę­dzi­li przy­naj­mniej kilka dni. Trud­no po­wie­dzieć ile, bo nie mieli punk­tu od­nie­sie­nia. W mię­dzy­cza­sie prak­tycz­nie zde­mo­lo­wa­li ka­bi­nę, wy­rwa­li pa­ne­le, roz­bi­li lu­stra, a nawet wy­rwa­li po­rę­cze, któ­ry­mi udało im się wy­wa­żyć drzwi. Cóż z tego, skoro po dru­giej stro­nie tra­fi­li na nie­prze­nik­nio­ną, smo­li­ście czar­ną sub­stan­cję, która gro­dzi­ła wej­ście, a ra­czej wyj­ście z windy. Czar­ny budyń po­wo­do­wał nie­po­kój, cały czas pul­su­jąc i po­chła­nia­jąc świa­tło i dźwięk. Po dłuż­szym cza­sie, gdy Duń­czy­cy pa­trzy­li już na sie­bie z coraz więk­szym ape­ty­tem, do windy wpadł męż­czy­zna. Póź­niej stwier­dzi­li, że za­bi­li go ze stra­chu. Za­sko­czył ich. A skoro już nie żył, to po­sta­no­wi­li od­su­nąć nieco per­spek­ty­wę śmier­ci z głodu i pra­gnie­nia.

Wkrót­ce potem młody dzien­ni­karz od­krył po­dob­ny przy­pa­dek, znacz­nie bar­dziej prze­ra­ża­ją­cy. In­for­ma­tyk z RPA wy­siadł z windy w Miami dwa dni wcze­śniej niż wsiadł do niej w Pre­to­rii. Ten wy­sia­da­ją­cy po­stą­pił zgod­nie z ogła­sza­ny­mi na całym świe­cie in­struk­cja­mi i udał się do kon­su­la­tu. We­ry­fi­ka­cja jego toż­sa­mo­ści tro­chę trwa­ła, po­nie­waż nie miał przy sobie pasz­por­tu, poza tym pań­stwa wpro­wa­dzi­ły oszczęd­no­ści i nie­szczę­śnik mu­siał po­cze­kać, aż zbie­rze się więk­sza licz­ba ro­da­ków. Kilka dni póź­niej wró­cił do RPA w ra­mach ru­ty­no­wej już pro­ce­du­ry dy­plo­ma­tycz­nej. I może wła­śnie ta ru­ty­na spra­wi­ła, że przez pra­wie trzy ty­go­dnie nikt nie przyj­rzał się nie­ści­sło­ściom w da­tach. Może winę zrzu­co­no na szok i róż­ni­cę stref cza­so­wych? Nie­mniej do­wo­dy przed­sta­wio­ne przez dzien­ni­ka­rza były nie­pod­wa­żal­ne. Prze­ra­że­ni wizją pa­ra­dok­su fi­zy­cy rwali włosy z głów. Od razu, glo­bal­nie, wy­sto­so­wa­li wnio­sek o zakaz uży­wa­nia i li­kwi­da­cję wind, które ich zda­niem mogą spo­wo­do­wać znisz­cze­nie chyba wszyst­kie­go, bo nie­któ­rzy na­ukow­cy mó­wi­li tylko o ga­lak­ty­ce, inni o wszech­świe­cie, a jesz­cze inni wiesz­czy­li ko­lej­ny Wiel­ki Wy­buch. Póki co po­sta­no­wio­no każdą ofia­rę przed prze­trans­por­to­wa­niem do oj­czy­zny pod­da­wać kwa­ran­tan­nie do czasu usta­le­nia, czy ten wsia­da­ją­cy do windy zdą­żył już wy­ru­szyć i nie spo­tka się przy­pad­kiem z tym wy­sia­da­ją­cym. Wcze­śniej­sze pro­te­sty i nie­po­ko­je prze­ro­dzi­ły się w ma­so­we de­mon­stra­cje. Lud oskar­żał po­li­ty­ków, że za­prze­da­li się lobby pro­du­cen­tów wind.

Aż po­ja­wił się pan Mie­tek, ren­ci­sta, który wcze­śniej przez całe swoje życie za­wo­do­we mo­ni­to­ro­wał kilka sta­cji trans­for­ma­to­ro­wych na Pod­kar­pa­ciu. Cier­piąc na bez­sen­ność, za­dzwo­nił pew­nej nocy do jed­nej z lo­kal­nych sta­cji ra­dio­wych i za­pro­po­no­wał, aby przyj­rzeć się przy­ci­skom alar­mu w win­dach. Jak tłu­ma­czył, je­dy­nym jego za­ję­ciem poza roz­wią­zy­wa­niem krzy­żó­wek było prze­glą­da­nie ar­ty­ku­łów pra­so­wych i do­nie­sień na por­ta­lach in­for­ma­cyj­nych lub oglą­da­nie te­le­wi­zji. Zwró­cił uwagę na kilka szcze­gó­łów, które z ja­kie­goś po­wo­du umknę­ły ba­da­czom. Wy­pad­ki nie przy­da­rza­ły się w urzą­dze­niach, w któ­rych nie było ludzi. Ofia­ra­mi były osoby ba­wią­ce się te­le­fo­na­mi, nio­są­ce cięż­kie pacz­ki do­ku­men­tów (które kła­dły na po­rę­czy przy pa­ne­lach) lub po­dró­żu­ją­ce z wóz­ka­mi za­ku­po­wy­mi. Moż­li­we zatem, że wci­ska­ły kilka przy­ci­sków jed­no­cze­śnie lub przy­cisk alar­mu. Na za­da­ne przez dzien­ni­ka­rza pro­wa­dzą­ce­go au­dy­cję py­ta­nie o prze­peł­nio­ne windy, w któ­rych ist­nia­ło więk­sze praw­do­po­do­bień­stwo, że ktoś łok­ciem wci­śnie fe­ral­ną kom­bi­na­cję, pan Mie­tek od­po­wie­dział, że przy­pa­dek trój­ki Duń­czy­ków wska­zu­je na to, iż prze­peł­nio­ne windy mogą po­dró­żo­wać bar­dzo długo, i że praw­do­po­dob­nie za jakiś czas za­czną po­ja­wiać się ka­bi­ny wy­peł­nio­ne tru­pa­mi.

Hi­po­te­za pana Miet­ka była na­cią­ga­na, ale media, nie mając aku­rat na ta­pe­cie żad­nych po­my­słów w for­mie innej niż wie­lo­stro­ni­co­we, skom­pli­ko­wa­ne ob­li­cze­nia, pod­chwy­ci­ły temat. Po­li­ty­cy i na­ukow­cy obu­rzy­li się, że prze­cież roz­wią­za­nie nie może być tak pro­ste, jed­nak pod na­ci­skiem ulicy za­miast mon­to­wać lo­ka­li­za­to­ry roz­po­czę­to li­kwi­da­cję przy­ci­sków wzy­wa­nia po­mo­cy i in­sta­la­cję te­le­fo­nów ko­mór­ko­wych, które miały prze­jąć ich funk­cję. W miarę po­stę­pów licz­ba in­cy­den­tów ma­la­ła. Dane nie kła­ma­ły! Pan Mie­tek stał się gwiaz­dą – mimo pro­ble­mów z krę­go­słu­pem tań­czył na łyż­wach w te­le­wi­zji i uro­czy­ście otwie­rał hi­per­mar­ke­ty. Na­ukow­cy nadal ba­da­li przy­czy­nę prze­miesz­cza­nia się wind, lecz już nie tak go­rącz­ko­wo. Roz­wią­za­nie spraw­dza­ło się, przy czym na­le­ży dodać, że w Pol­sce za­in­sta­lo­wa­ne w win­dach te­le­fo­ny szyb­ko znik­nę­ły, dla­te­go po­czę­to za­kle­jać przy­ci­ski szarą taśmą i przy po­mo­cy sza­blo­nu ma­lo­wać farbą od­po­wied­nie ostrze­że­nia.

Koniec

Komentarze

Za­praw­dę, świet­ne opo­wia­da­nie. Nie­tu­zin­ko­wy po­mysł, nie­na­chal­ny, in­te­li­gent­ny humor (cho­ciaż eks­plo­ata­cja “Tańca” chyba już mi bo­kiem wy­cho­dzi), i wy­ko­na­nie, do któ­re­go ja, laik, nie mogę się przy­cze­pić, przy­naj­mniej pod wzglę­dem warsz­ta­to­wym.

Jedno, czego szko­da (ale tylko trosz­ku), to brak rze­czy­wi­ste­go wy­ja­śnie­nia całej za­gad­ki. Po cichu li­czy­łem na ja­kieś zwa­rio­wa­ne a przy tym dosyć pro­ste i za­baw­ne roz­wią­za­nie. Pan Mie­tek i jego kon­cept, pro­wa­dzą­cy do wy­eli­mi­no­wa­nia pro­ble­mu, też daje radę, choć po­zo­sta­wia pe­wien nie­do­syt.

 

Po trze­cie, w nie­któ­rych kra­jach wpro­wa­dzo­no re­gu­la­cje praw­ne, a w in­nych za­le­ce­nia, aby nie wsia­dać do windy bez pasz­por­tu.

Już choć­by za to zda­nie, daję Ci Pasz­port Pol­sa­tu do Bi­blio­te­ki. Pro­szę wsiąść do windy, pod­je­chać na trze­cie pię­tro i oka­zać go Du­cho­wi-Re­zy­dent­ce.

 

Peace!

"Za­ko­chać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, cza­sem pisać wier­sze." /FNS – Su­per­mar­ket/

Opłacone przez am­ba­sa­dy sa­mo­lo­ty […]. ---> wy­star­czy­ła jed­no­ra­zo­wa za­pła­ta? Na­praw­dę?

[…] w Pol­sce za­in­sta­lo­wa­ne w win­dach te­le­fo­ny szyb­ko znik­nę­ły, […]. ---> :-) czy tylko w Pol­sce i tyko szyb­ko? :-)

<>

Dobry tekst. Ciąg dal­szy ko­men­ta­rza do­czy­taj, Au­to­rze, z wpisu Cie­nia.

Bar­dzo zacny po­mysł i ta­kież wy­ko­na­nie, choć warto jesz­cze przyj­rzeć się in­ter­punk­cji.

I ja spo­dzie­wa­łam się bar­dziej fan­ta­stycz­ne­go wy­ja­śnie­nia za­gad­ki, ale roz­wią­za­nie za­pro­po­no­wa­ne przez Au­to­ra przyj­mu­ję z peł­nym zro­zu­mie­niem – sama nie wy­my­śli­ła­bym prze­cież nic lep­sze­go. ;-)

 

…który w cza­sie prze­rwy na lunch wsiadł do windy na 27 pię­trze biu­row­ca… – Wo­la­ła­bym: …który w cza­sie prze­rwy na lunch wsiadł do windy na dwu­dzie­stym siód­mym pię­trze biu­row­ca

 

…a każdy ele­ment ba­da­no na wszel­kie moż­li­we spo­so­by, od badań mi­kro­sko­po­wych… – Może: …a każdy ele­ment ana­li­zo­wa­no/ spraw­dza­no na wszel­kie moż­li­we spo­so­by, od badań mi­kro­sko­po­wych

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Spodo­ba­ło mi się, bar­dzo fajny, ory­gi­nal­ny po­mysł. Aż strach bę­dzie wsiąść jutro do windy. A jesz­cze, je­że­li tam już bę­dzie ze dwóch są­sia­dów?

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Opła­co­ne przez am­ba­sa­dy sa­mo­lo­ty śmi­ga­ły po całym świe­cie, a te­le­fo­ny pre­mie­rów, ko­ro­no­wa­nych głów, mi­ni­strów od spraw za­gra­nicz­nych i dy­plo­ma­tów na­grze­wa­ły się od cią­głych roz­mów. –"Od" po­wtó­rze­nie

Roz­wią­za­nia nie zna­le­zio­no, mimo że spra­wą zaj­mo­wa­ły się nie­mal wszyst­kie pla­ców­ki ba­daw­cze z wszel­kich dzie­dzin. „Za­in­fe­ko­wa­ne” windy roz­bie­ra­no na czę­ści pierw­sze, a każdy ele­ment ba­da­no na wszel­kie moż­li­we spo­so­by, od badań mi­kro­sko­po­wych, po pod­da­wa­nie pro­mie­nio­wa­niu, mro­że­nie, a nawet opra­co­wy­wa­nie pro­fi­lów be­ha­wio­ry­stycz­nych. Po­ja­wia­ły się różne po­my­sły, które media od razu pod­chwy­ty­wa­ły i ma­glo­wa­ły, gnio­tąc, roz­cią­ga­jąc i ni­cu­jąc na wszel­kie spo­so­by. -"Wszel­kie"trzy razy

Ogól­nie tro­chę masz tych po­wtó­rzeń, (myślę, że to Twój je­dy­ny słaby punkt), ale be­le­te­ry­sty­ka daje radę :-). po­zdra­wiam

Fin­klo, wy­bacz, ale Twój ko­men­tarz uru­cho­mił u mnie wy­obraź­nię… tą nie­do­brą, wstręt­ną, pa­skud­ną, ośli­zgłą, lepką wy­obraź­nię:) Za­ka­za­ną, można po­wie­dzieć! Eh, czło­wie­kiem je­stem i nic co ludz­kie obce mi nie jest:)

A może to był spi­sek ukry­tej taj­nej or­ga­ni­za­cji pro­du­cen­tów wind, która miała na celu prze­ję­cie wła­dzy nad świa­tem? Lift Prod. Aso­cia­tion?

 

Au­to­rze, gdy­bym mógł, wy­win­do­wał­bym Twój tekst pro­sto do gma­chu bi­blio­te­ki! Stwo­rzyć coś, prak­tycz­nie z ni­cze­go…

Przed czy­ta­niem skon­sul­tuj się z le­ka­rzem bądź far­ma­ceu­tą. Lub psy­cho­lo­giem.

Dzię­ki za uwagi. Po­pra­wio­ne.

Cie­niu, naj­lep­sze, że Tańca nigdy nie oglą­da­łem, bom bez­te­le­wi­zo­ro­wy, ale sam po­mysł wy­da­je mi się kosz­mar­nie głupi. Po­dob­nie jak inne ce­le­bryc­kie otwie­ra­nie hi­per­mar­ke­tów. W ogóle lubię pisać o czymś, na czym się nie znam, tj. o pro­gra­mach te­le­wi­zyj­nych.

"Biał­ka były czer­wo­ne, a źre­ni­ce więk­sze niż całe oczo­do­ły"

Ja też te­le­wi­zo­ra niet. To zna­czy gdzieś tam w domu są, nawet dzia­ła­ją, ale włą­czo­ny tv oglą­dam naj­czę­ściej w knaj­pach, jak je­stem ze zna­jo­my­mi na piwie, a i wtedy mnie męczy. Nie­mniej na­pie­prza­nie się z “TzG” i in­nych tego typu pro­gra­mów – przy czym sam nie je­stem tutaj bez grze­chu – stało się już nieco sztam­po­we, a przez to traci wiele ze swo­je­go uroku.

 

Peace!

"Za­ko­chać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, cza­sem pisać wier­sze." /FNS – Su­per­mar­ket/

Do­brze że miesz­kam na wsi.

Cie­ka­wy tekst.

"Cza­sem przy­pa­da nam rola go­łę­bi, a cza­sem po­mni­ków." Hans Ch. An­der­sen ****************************************** 22.04.2016 r. zo­sta­łam bab­cią i je­stem nią już na pełen etat.

Na­rze­ka­cie na pol­ską te­le­wi­zję? Za­pra­szam do Nie­miec :-D sta­wiam piwo każ­de­mu kto wy­trwa go­dzi­nę bez: uciu­cia nie­po­ko­ju i dez­orien­ta­cji, za­bu­rzeń toż­sa­mo­ści, splą­ta­nia, ta­chy­kar­dii, ły­sie­nia plac­ko­wa­te­go, bie­lac­twa, eg­ze­my i in­nych do­le­gli­wo­ści :-) Nasze pro­gra­my (mówię to z dumą) są wy­ko­rzy­sty­wa­ne do tor­tu­ro­wa­nia jeń­ców jako formy przy­mu­su bez­po­śred­nie­go :"Mów gdzie bomba, bo jak nie to bę­dzie Hoch­ze­it auf den er­sten Blick":-D 

Pra­wie jak Rol­nik szuka żony (a Hoch­ze­it raz pró­bo­wa­łam obej­rzeć – i masz rację, nie dało się)

"Cza­sem przy­pa­da nam rola go­łę­bi, a cza­sem po­mni­ków." Hans Ch. An­der­sen ****************************************** 22.04.2016 r. zo­sta­łam bab­cią i je­stem nią już na pełen etat.

Ha ha Bauer sucht Frau, Basiu nie mów, że to oglą­dasz? :-)

Nie, ale pró­bo­wa­łam – ŻE­NA­DA

"Cza­sem przy­pa­da nam rola go­łę­bi, a cza­sem po­mni­ków." Hans Ch. An­der­sen ****************************************** 22.04.2016 r. zo­sta­łam bab­cią i je­stem nią już na pełen etat.

Windy za­wsze wy­da­wa­ły mi się po­dej­rza­ne! Bar­dzo fajne opo­wia­da­nie, co tam, że nie dia­lo­gów – kto po­trze­bu­je dia­lo­gów? :)

Wcię­ło mi ko­men­tarz i muszę pisać jesz­cze raz :(

 

za­le­ce­nia, aby nie wsia­dać do windy bez pasz­por­tu

To mi się spodo­ba­ło chyba naj­bar­dziej :) Chcia­ła­bym tak po­dró­żo­wać :)

 

Sza­lo­na, śmiesz­na i póź­niej też nieco strasz­na wizja. 

Dia­lo­gów mi nie bra­ko­wa­ło wcale. Jak dla mnie forma do­sko­na­le się wpi­su­je w treść. 

Jak Cie­nio­wi, tro­chę za­bra­kło mi ja­kie­goś fan­ta­stycz­ne­go wy­ja­śnie­nia fe­no­me­nu. Czar­ny, pul­su­ją­cy budyń po­bu­dził ape­tyt, który nie zo­stał za­spo­ko­jo­ny. 

 

Pi­sa­nie to la­ta­nie we śnie - N.G.

Mie­tek stał się gwiaz­dą – mimo pro­ble­mów z krę­go­słu­pem tań­czył na łyż­wach w te­le­wi­zji i uro­czy­ście otwie­rał hi­per­mar­ke­ty.

Par­sk­nąw­szy śmie­chem, przy­kle­pu­ję bi­blio­te­kę :)

Ni to Sza­tan, ni to Tęcza.

Dzię­ku­ję wszyst­kim. Wra­cam do no­we­go pro­jek­tu. ;)

"Biał­ka były czer­wo­ne, a źre­ni­ce więk­sze niż całe oczo­do­ły"

Bar­dzo dobry tekst :) Roz­cza­ro­wa­ła mnie tylko jedna rzecz: spo­dzie­wa­łem się ja­kiejś bomby wy­ja­śnia­ją­cej fe­no­men wind w spo­sób koń­czą­cy się prze­pa­le­niem neu­ro­nów pod­czas roz­k­mi­nia­nia go. Z dru­giej stro­ny koń­ców­ka w tym kształ­cie na­da­je utwo­ro­wi hu­mo­ry­stycz­ny wy­dźwięk :)

Those who can ima­gi­ne any­thing, can cre­ate the im­pos­si­ble - A. Tu­ring

Po­mysł na tekst i bu­do­wa­nie na­pię­cia – super. Za­koń­cze­nie z pol­ską ce­pe­lia nie jest źle, ale jed­nak slab­sze niż resz­ta. Po pro­stu pod­pier­dzie­la­nie ko­mó­rek nie dzwi­ga cię­ża­ru roli ; p

I po co to było?

A mnie wła­śnie to ty­po­wo pol­skie za­koń­cze­nie się spodo­ba­ło. Świet­ny tekst! :)

"Myślę, że jak czło­wiek ma w sobie tyle nie­sa­mo­wi­tych po­my­słów, to musi zo­stać pi­sa­rzem, nie ma rady. Albo do czub­ków." - Jo­na­than Car­roll

Ogól­nie zga­dzam się z przed­pi­sca­mi. Dobry tekst z odro­bi­nę roz­cza­ro­wu­ją­ca koń­ców­ką.

„Czę­sto sły­szy­my, że ma­te­ma­ty­ka spro­wa­dza się głów­nie do «do­wo­dze­nia twier­dzeń». Czy praca pi­sa­rza spro­wa­dza się głów­nie do «pi­sa­nia zdań»?” Gian-Car­lo Rota

Rze­czy­wi­ście, Cień naj­le­piej pod­su­mo­wał moje od­czu­cia do­ty­czą­ce opo­wia­da­nia. A więc w skró­cie: fajny po­mysł i bar­dzo dobre wy­ko­na­nie. Po­do­ba­ło mi się.

Zo­sta­wiam swój ślad po ode­sła­niu (za­chę­cie).

Fak­tycz­nie teraz, już będę wie­dzia­ła dla­cze­go nie czuję się kom­for­to­wo w dźwi­gach oso­bo­wych ;)

Tekst na­bie­ra jesz­cze lep­sze­go brzmie­nia, w mo­men­cie kiedy czy­ta­łam go przy pio­sen­ce “Lece tam” po­mi­mo przy­pad­ku, wy­szło super teraz i ten utwór wy­win­du­je mnie ;)

Uba­wi­łeś mnie Mie­ciem ;) 

Tekst prze­sym­pa­tycz­ny, faj­nie na­pi­sa­ny.

Mam bar­dzo silną wolę. Robi ze mną co chce.

Ja też jakby z ode­sła­nia, tyle że wy­szu­ka­łam to sobie odro­bi­nę wcze­śniej niż zo­ba­czy­łam link :)

I bar­dzo mi się po­do­ba­ło. Świet­ny tekst, wła­śnie w ta­kiej bez­dia­lo­go­wej i po­zor­nie su­chej for­mie. Po­mysł tak na­praw­dę pro­sty, ale za­ska­ku­ją­co ory­gi­nal­ny. I po­my­śleć, że ja, głu­pia, bałam się w dzie­ciń­stwie tylko tego, że winda się za­tnie… :)

Hej, dzię­ki za od­ko­pa­nie di­no­zau­ra. ;)

"Biał­ka były czer­wo­ne, a źre­ni­ce więk­sze niż całe oczo­do­ły"

Plusy:

 

Pierw­sze zda­nie za­cie­ka­wia.

 

Po­mysł.

 

Uśmiech­nę­łam się przy zda­niach: „Po pierw­sze, całą winą (a gdzie­nie­gdzie kosz­ta­mi) obar­czo­no pro­du­cen­tów wind.” i „Po trze­cie, w nie­któ­rych kra­jach wpro­wa­dzo­no re­gu­la­cje praw­ne, a w in­nych za­le­ce­nia, aby nie wsia­dać do windy bez pasz­por­tu.”

 

Mi­nu­sy:

 

„Pe­ru­wian­ka w Nor­we­gii, Nor­weż­ka w New Delhi.” – „Nor­we­gii” i „Nor­weż­ka” koło sie­bie. Za­miast Nor­weż­ki może Polka?

 

„Media śle­dzi­ły te „wy­mia­ny jeń­ców” i wzy­wa­ły do pod­ję­cia dzia­łań. A dzia­ła­nia, i ow­szem, po­dej­mo­wa­no, ale były one co naj­mniej nie­sku­tecz­ne.” – „Dzia­łań” i „dzia­ła­nia” bli­sko sie­bie.

Dzię­ku­ję za ar­che­olo­gię. :) Zbit­ki, które wy­grze­ba­łaś, są świa­do­mym za­sto­so­wa­niem kon­struk­cji A->B, B->C.

"Biał­ka były czer­wo­ne, a źre­ni­ce więk­sze niż całe oczo­do­ły"

Miś tre­nu­je cho­dze­nie po scho­dach. Z po­wo­du pan­de­mii nie używa windy. 

A na eu­ka­lip­tu­sach na szczę­ście jesz­cze nie mon­tu­ją wind. laugh Miś po­le­ca prze­czy­tać i za­sta­no­wić się, może le­piej do windy nie wsia­dać.

Nowa Fantastyka