- Opowiadanie: PsychoFish - Na psa urok!

Na psa urok!

Dwa czy­ta­nia dwóch wer­sji w 48 go­dzin? To jest moż­li­we tylko z Emel­ka­li, Kla­pau­cju­szem i Ten­szą. 

Czad, spa­si­ba, danke, thanks ladz, dzię­ku­ję! Gros­se­re­spect­sza­cun! ;-)

Wiem, przez tę szyb­kość może być, może nie być...  Ale chcę mieć prawo do ocen Dra­go­ne­zy dla Loży :-) Mam tylko cichą na­dzie­ję, że bę­dzie do­brym to­wa­rzy­stwem do kawy – aż tyle mi wy­starczy! 

 

“Myśl­nia” jest, rzecz jasna, bez­czel­nym za­po­ży­czeniem z Jacka Du­ka­ja (Czar­ne Oce­any). Po­zo­sta­łe sło­wo­twór­cze próby po­cho­dzą już z za­so­bów wła­snych. ;-)

 

For­ma­ty:

PDF – za­wsze i wszę­dzie

ePub – bo dzia­ła...

Mobi – bo też się przy­da­je.

 

P.S. Nowa, lep­sza wer­sja zo­sta­ła opu­bli­ko­wa­na w pe­rio­dy­ku Smo­ko­po­li­tan #3 (03/2015) – do po­bra­nia PDF, epub i mobi (za gra­tis lub “co łaska”, klik­nij ten tekst)

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Na psa urok!

Ares po­ja­wił się zni­kąd, istna fu­trza­sta furia: mnó­stwo mię­śni, wście­kły war­kot, groź­ne kły i – co w po­li­cji czę­sto nie jest ni­czym za­ska­ku­ją­cym – zero po­my­ślun­ku. Za­ata­ko­wał opan­ce­rzo­ny ogon, prak­tycz­nie nie czy­niąc żad­nej szko­dy. Uzbro­jo­na w im­po­nu­ją­ce zęby szczę­ka wy­strze­li­ła w kie­run­ku psa, bru­tal­nie pod­ry­wa­jąc go z ziemi. Wy­star­czył jeden za­ma­szy­sty ruch pyska, by owcza­rek po­le­ciał w kie­run­ku wyj­ścia prze­ciw­po­ża­ro­we­go, zo­sta­wia­jąc w po­wie­trzu ślad z krwi, wy­rwa­ne­go futra i po­głos roz­pacz­li­we­go sko­wy­tu. Runął mię­dzy tło­czą­cych się u szczy­tu scho­dów an­ty­ter­ro­ry­stów, któ­rzy ner­wo­wy­mi kop­nię­cia­mi po­sła­li go dalej w dół, usi­łu­jąc cały czas mie­rzyć do celu.

Ból, ból, po­mo­cy! – Złot­ko od­czy­tał zmy­słom­gnie­nie, pod­no­sząc się z ziemi. – Durny kun­del… – wy­słał od sie­bie. Co nie zmie­nia­ło faktu, że idio­tycz­na szar­ża czwo­ro­no­ga dała mu tę tak po­trzeb­ną, do­dat­ko­wą chwi­lę, by ob­ró­cić się w kie­run­ku prze­ciw­ni­ka. Czuł, że po­lo­wa­nie do­bie­ga końca, czuł w ży­łach wzbie­ra­ją­cy ogień gnie­wu…

 

***

 

Wcze­śniej…

 

– Jurek, ale co ja tu robię? Mam upraw­nie­nie tylko na psy.

– Cicho bądź, Sta­chu. Zo­bacz, tego ponoć da się przy­sto­so­wać. Chcę, żebyś go po­ob­ser­wo­wał, po­wie­dział mi, co my­ślisz.

– Który?

– Ten w kącie, co tak łypie po­dejrz­li­wie, jak żule pod noc­nym, kiedy dasz im dychę…

– Da­jesz im dychę?!

– Oj, raz mi się zda­rzy­ło, na­wa­lo­ny byłem… Zresz­tą, to są­siad był. Wiem, że rzad­ko chle­je, a tego dnia te­ścio­wa u nich była. No dobra, dość o me­ne­lach. I co, co o nim są­dzisz?

Młod­szy z po­li­cjan­tów po­dra­pał się w za­my­śle­niu po bro­dzie. Spo­glą­dał na wska­za­ny okaz. Ich spoj­rze­nia skrzy­żo­wa­ły się na mo­ment, ob­ser­wo­wa­ny stwór syk­nął ostrze­gaw­czo, mun­du­ro­wy za­drżał, a potem zro­bił krok wstecz, klnąc szpet­nie.

– Co się stało, Młody…? – za­py­tał Jurek, przy­glą­da­jąc się uważ­nie ko­le­dze.

– A… Nic, nic. Tylko…

– Tylko…?

– No, jak na mnie spoj­rzał… To jakby mi kto szpi­le w łeb wbił…

– Świet­nie!

– Co?! Ocza­dzia­łeś?!

– Na­wią­zu­je kon­takt. Nada się. – Star­szy po­li­cjant, z sze­ro­kim uśmie­chem na twa­rzy, klep­nął ko­le­gę w ramię.

– Po­sra­ło cię, mam psa i to mi star­czy…!

– Oj, Sta­szek, za­sta­nów się: żonę masz? Masz. Kre­dyt macie? Macie. Na psie ta­kich do­dat­ków nie do­sta­niesz od fa­bry­ki, jak przy tym oka­zie, a po­wiem ci w ta­jem­ni­cy, że jak do­brze ude­rzysz pa­pie­rem, to i ubez­pie­cze­nie na życie i od utra­ty pracy do­sta­niesz. Fir­mo­we.

– Sorry, Jurek, ale weź, kurwa, może sam go sobie przy­gru­chaj, co? Te gnoje żrą prze­wod­ni­ków!

– Młody, Młody… Ja mam swo­je­go od sze­ściu lat. Nawet palca mi nie po­li­zał. Kwe­stia, że tak to ujmę, wza­jem­ne­go po­ro­zu­mie­nia. Po­mo­gę ci, sam zo­ba­czysz: od razu z psem bę­dzie cho­dził. No, chodź, prze­ki­maj się z tym, po­ga­daj ze starą, jeśli chcesz, a jutro mi od­po­wiesz… To szan­sa, nie z każ­dym chcą się kon­tak­to­wać. Stary, jeden na stu, co ja mówię, na parę setek ma kon­takt w ciągu pierw­sze­go kwa­dran­sa! Młody, ja ci mówię – od jutra na­pier­da­lasz li­cen­cję na smoka…!

 

***

 

Kiedy za­sy­pia­li­śmy w na­szych ja­jo­ko­nach, obie­cy­wa­no nam raj, zisz­czo­ne ma­rze­nie. Ogrom­ne te­ry­to­ria, mnó­stwo zwie­rzy­ny, pięk­ne kra­jo­bra­zy – wizje ar­chon­ta ba­zy­leu­sa były wię­cej niż wspa­nia­łe. Praw­dzi­wy cud, wy­mo­dlo­ny, wy­ku­pio­ny krwią sa­mo­bój­czych ofiar na oł­ta­rzach sta­rych bogów. W końcu zna­leź­li­śmy świat, w któ­rym mo­gli­śmy li­czyć nie tylko na prze­trwa­nie. Nasz obec­ny dom wkrót­ce miała po­żreć ła­ko­ma gwiaz­da, do­zna­ją­ca – aku­rat w trak­cie ist­nie­nia na­sze­go ga­tun­ku – ko­smicz­ne­go wzdę­cia. Mia­łem cichą na­dzie­ję, że się udła­wi.

Prze­mie­rzy­li­śmy Pust­kę uśpie­ni zim­nem, w od­wiecz­nej hi­ber­na­cji – jak ongiś nasi przod­ko­wie. Po­dob­nie jak oni, mie­li­śmy objąć nową pla­ne­tę we wła­da­nie. Czas i prze­strzeń po­sta­no­wi­ły jed­nak przy­po­mnieć o sobie: na miej­scu, kiedy opa­dli­śmy z nieba, oka­za­ło się, że skład at­mos­fe­ry uległ zmia­nie w trak­cie na­szej po­dró­ży. W po­łą­cze­niu z gra­wi­ta­cją więk­szą niż ta, do któ­rej przy­wy­kli­śmy, ozna­cza­ło to, że nie mo­gli­śmy osią­gnąć peł­nej formy i przy­szło nam funk­cjo­no­wać w ta­kiej spar­szy­wia­łej, mi­nia­tu­ro­wej wręcz, o mniej­szym za­po­trze­bo­wa­niu na ży­cio­daj­ny tlen. Drugi żar­cik Wszech­świa­ta był o wiele mniej za­baw­ny – na miej­scu oka­za­ło się, że jakiś ga­tu­nek dwu­no­ga zdą­żył ewo­lu­ować na tyle, by za­pa­no­wać w kosz­mar­nie ogrom­nym sta­dzie nad całym glo­bem. Przy oka­zji po­waż­nie na­ru­szył na­tu­ral­ny eko­sys­tem i, co ważne, prze­trze­bił zwie­rzy­nę. W jej miej­sce ho­do­wał wła­sne trzo­dy, z któ­rych wiele nie zo­sta­wia­ło nawet echa wspól­nej myśli. Nie­któ­re z tych zwie­rząt, te bar­dziej in­te­li­gent­ne, nie po­wiem, cał­kiem smacz­ne, ale to nie było po­lo­wa­nie – ra­czej po­że­ra­nie po­zba­wio­nej re­flek­sji świa­do­mo­ści. Trud­no ta­ki­mi isto­ta­mi na­sy­cić smo­czy głód, ale lep­sze to niż nic… Wiele z nas osza­la­ło, szu­ka­jąc na gwałt więk­sze­go ist­nie­nia i pró­bu­jąc sły­szo­bra­zo­wać się z po­zo­sta­ły­mi przy życiu, po­je­dyn­czy­mi, dzi­ki­mi umy­sła­mi. Bez praw­dzi­wych łowów, prę­dzej czy póź­niej, ule­ga­li: wy­gło­dzo­ny da­imo­nion przej­mo­wał nad nimi cał­ko­wi­tą kon­tro­lę.

Dwu­no­dzy od­da­li­li się od Je­ste­stwa tak da­le­ce, że nie by­li­śmy w sta­nie ani ich od­czy­tać, ani na­wią­zać kon­tak­tu bar­dziej wy­ra­fi­no­wa­ne­go niż pod­sta­wo­we emo­cje. Nie sma­ko­wa­li zbyt do­brze, choć trze­ba przy­znać, że swoją psy­che po­tra­fi­li na­sy­cić smoka na długi czas. Co wię­cej, chyba już kie­dyś prze­trwa­li in­wa­zję któ­re­goś ze zrzu­tów Wol­nych Wę­drow­ców, bo na­tych­miast za­czę­li nas wię­zić, badać, tor­tu­ro­wać, a nawet za­bi­jać. Po raz pierw­szy bra­li­śmy udział w po­lo­wa­niu nie jako my­śli­wi, lecz w roli zwie­rzy­ny.

Nie­któ­rzy z nas wal­czy­li de­spe­rac­ko, bez szans na zwy­cię­stwo. Inni, jak ja, po­sta­no­wi­li uda­wać to, za co nas wzię­ły owe wy­pro­sto­wa­ne dzi­wo­lą­gi – dra­pież­ni­ki z Pust­ki, bar­dziej skom­pli­ko­wa­ne zwie­rzę­ta, ze szcząt­ko­wą in­te­li­gen­cją. Mie­li­śmy na­dzie­ję za­pew­nić sobie w ten spo­sób czas, po­trzeb­ny do zdo­by­cia ma­te­ria­łu na znie­sie­nie no­wych ja­jo­ko­nów i opusz­cze­nie tego prze­klę­te­go, umie­ra­ją­ce­go pie­kła.

W dużym skró­cie, bio­rąc pod uwagę, że dwu­no­gi po­ło­ży­ły łapę na więk­szo­ści in­te­re­su­ją­ce­go nas bu­dul­ca, osza­co­wa­łem czas, który mu­sie­li­śmy prze­trwać w tym udu­pie­niu na jedno mil­le­nium, może tro­chę mniej. For­tel z uda­wa­niem głup­szych niż w rze­czy­wi­sto­ści, jak dla mnie, był bar­dzo obie­cu­ją­cy. Nie­ste­ty, w mię­dzy­cza­sie pio­no­ła­zy oka­za­ły się być nie­zwy­kle prag­ma­tycz­ne: za­czę­ły nas wy­ła­py­wać i uży­wać do wła­snych celów. Mia­łem pecha tra­fić w ich sieci…

 

***

 

– Kilka pod­sta­wo­wych fak­tów, Młody. Taki smok, mimo że nie więk­szy od owczar­ka, jest od niego sil­niej­szy i szyb­szy. I lata, ro­zu­miesz, coś jak mały kro­ko­dyl ze skrzy­dła­mi. No i zio­nie… Węch i słuch ma gor­szy, wzrok o niebo lep­szy. Chuj wie, jak to ustroj­stwo dzia­ła, ja­jo­gło­wi do dziś nie po­tra­fią tego wy­tłu­ma­czyć. Nas ob­cho­dzi, jak z go­ściem po­stę­po­wać. Moja ga­dzi­na, na ten przy­kład, to­le­ru­je moje futro, ale wy­star­czy inny smok w oko­li­cy i do­sta­je ko­cio­kwi­ku. Dzie­lisz więc za­da­nia, pies jest od tro­pie­nia i prze­szu­ka­nia, za­trzy­ma­nia bez za­bi­cia, czyli ge­ne­ral­nie na ludzi, któ­rych na­praw­dę chcesz aresz­to­wać. Jak wy­pu­ścisz to łu­sko­wa­te bydlę, to tak, jak­byś pu­ścił czołg – zero gwa­ran­cji, że cel do­ży­je sku­cia. Smoka spusz­czasz wy­łącz­nie na in­ne­go smoka lub je­że­li ci nie za­le­ży… Pa­niał?

– Takie buty… Tego pe­do­fi­la ty ści­ga­łeś?

– Daj spo­kój, Sta­szek, a co ty byś zro­bił na moim miej­scu? Skup się na tre­su­rze. Gnoje szyb­ko się uczą, przez ob­ser­wa­cję, ale muszą, po­dob­nie jak futra, zro­zu­mieć, kto jest prze­wod­ni­kiem, alfą. Na akcję bę­dziesz ru­szał we wdzian­ku pepoż, więc za­cznie­my od na­ucze­nia go­ścia, że wtedy je­steś nie do ru­sze­nia. Włóż to!

– No, nie wiem…

– Nie pitol, to dzia­ła, sam to prze­sze­dłem.

– Ty, Juras, a co one żrą?

– Wiesz co, su­ro­wi­znę. Nie wiem dla­cze­go, ale wo­ło­wi­ny, dro­biu i ja­gnię­ci­ny nie ru­sza­ją – oso­bli­wie chęt­nie żrą wie­przo­wi­nę, cza­sem szczu­ry, koty… Nawet bez­pań­skie psy. Mój Ognik wpraw­dzie nie rusza Ku­dła­cza, ale to widać gołym okiem, że smok jest wyżej w hie­rar­chii, futro się go oba­wia. Wi­dzia­łem nawet ogło­sze­nie hycla ze smo­kiem, po­wiem ci, bru­tal­ny in­te­res, ale na pewno sku­tecz­ny. Bar­dzo rzad­ko ata­ku­ją ludzi bez po­le­ce­nia, przy­naj­mniej te oswo­jo­ne.

 – A te igły w gło­wie…? Jurek, kurwa, jak ja mam to wło­żyć? – Sta­szek mo­co­wał się od dłuż­sze­go czasu z ognio­od­por­nym kom­bi­ne­zo­nem.

– Cze­kaj, po­mo­gę ci… Nie mów ni­ko­mu, ale mój Ognik to jakiś pie­przo­ny te­le­pa­ta. Nor­mal­nie, za­wsze wiem, kiedy się wście­ka lub kiedy po­lu­je. Na­zwij to prze­czu­ciem, wie­dzą, a ja ci po­wiem, że to zu­peł­nie inna spra­wa niż kiedy znasz swoje futro i ob­ser­wu­jesz jego re­ak­cje. Tu za­wsze coś mnie tak wali w po­ty­li­cę naj­pierw… No, już. Ru­szaj, wy­puść go. Cze­kaj! Ga­śni­cę weź, jak rzy­gnie ogniem wię­cej niż raz, zgaś go.

– Co?!

– Nor­mal­nie, od­pa­lasz ga­śni­cę w pysk… Po takim prysz­ni­cu go­ściu wie, kto tu rzą­dzi. Z ko­smo­su czy z dupy, za­sa­dy są te same: na start usta­lasz hie­rar­chię, bez tego nie po­je­dziesz dalej. W razie czego, od­pa­lę elek­trycz­ną ob­ro­żę, cho­ler­nie tego nie lubią. No, ru­szaj, pokaż mu, co wart jest praw­dzi­wy „pies”.

 

***

 

Długo nie po­tra­fi­łem pojąć, dla­cze­go te fu­trza­ste, stad­ne dra­pież­ni­ki tak łatwo pod­po­rząd­ko­wu­ją się dwu­no­gom. Szcze­rze przy­znam, że to uwła­cza­ją­ce: gesty, gło­śne dźwię­ki, a gdy któ­ryś jest opor­ny – prze­moc. Nie są może naj­by­strzej­sze, ale gdyby chcia­ły, mo­gły­by sa­mo­sta­no­wić wła­sną myśl­nię. Ale nie, za­prze­da­ją się za żar­cie, za do­ty­ka­nie, za nędz­ną na­miast­kę po­lo­wa­nia w po­sta­ci go­ni­twy za okrą­głym, to­czą­cym się przed­mio­tem…

Nie ukry­wam, że wzbu­dzi­ły moją po­gar­dę, przy­naj­mniej do mo­men­tu, gdy zo­rien­to­wa­łem się, że tak na­praw­dę imi­tu­ją część mi­mi­ki dzi­wo­lą­gów i dają im sy­gna­ły nie­wer­bal­ne, dużo wy­raź­niej­sze niż swoim po­bra­tym­com. Fa­scy­nu­ją­ce, to jakaś sym­bio­za, ewo­lu­cyj­ne do­sto­so­wa­nie… Usi­łu­ję cały czas na­wią­zać dys­kret­ne po­łą­cze­nie z mło­dym dwu­no­giem, ale bez więk­szych suk­ce­sów. Wy­sy­łam wy­łącz­nie bar­dzo wy­raź­ne sy­gna­ły, a i to le­d­wie za­uwa­ża. Od­czyt? Bez szans, jakby go nie było w ete­rze. Po dłuż­szej ob­ser­wa­cji zro­zu­mia­łem, że star­szy dwu­nóg uczy mło­de­go – tak na­praw­dę nie, jak mnie zmu­szać do wy­ko­na­nia okre­ślo­nych czyn­no­ści, ale jak na­wią­zać pod­sta­wo­wą ko­mu­ni­ka­cję. Bar­dzo pod­sta­wo­wą.

Czwo­ro­no­gi mu­sia­ły mieć ten sam pro­blem co my. Od­da­le­nie pio­no­ła­zów od Je­ste­stwa unie­moż­li­wia prze­sła­nie i ode­bra­nie myśli. Do­cho­dzę do wnio­sku, że fu­trza­ste dra­pież­ni­ki dawno temu na­uczy­ły dzi­wo­lą­gów, jak po­ro­zu­mie­wać się bez­my­ślo­wo, prze­han­dlo­wu­jąc swoją wol­ność za kon­ty­nu­ację ga­tun­ku. Zro­bi­ły to tak, by dwu­noż­ni uwie­rzy­li, że to oni uczą cze­goś te zwie­rzę­ta. Cie­ka­we, cie­ka­we… Dla­cze­go czte­ro­ła­pe po­stą­pi­ły w ten spo­sób? Je­stem w sta­nie je od­czy­tać, ale ich myśli są tak bo­le­śnie pro­ste i nie­skom­pli­ko­wa­ne, prze­ła­do­wa­ne czymś… Czymś nie­zro­zu­mia­łym, nie­lo­gicz­nym.

Po­cząt­ki były trud­ne, o mało nie za­bi­łem „swo­je­go” pio­no­ła­za – usi­ło­wał mnie uto­pić w ja­kiejś pia­nie. Nie­ste­ty, na­ło­ży­li mi coś na szyję, coś, co ośle­pia­ło ni­czym głosy zmar­łych smo­ków. Przy­cza­iłem się więc, ob­ser­wo­wa­łem. Mam czas, dużo czasu – znaj­dę spo­sob­ność do uciecz­ki. Udaję współ­pra­cę, zbie­ram wie­dzę. Uczą mnie, co in­te­re­su­ją­ce, po­lo­wa­nia na… inne dwu­no­gi. Chyba byli za­do­wo­le­ni, kiedy spo­pie­li­łem jakąś kukłę, ale żywą re­ak­cję, którą na­gra­dza­ją fu­trza­ki, za­li­czy­łem do­pie­ro, kiedy na okre­ślo­ny gest oba­li­łem zwie­rzy­nę bez za­bi­ja­nia. Do­praw­dy, cie­ka­we…

Muszę wkrót­ce wy­ko­nać jakiś ruch. Mój da­imo­nion krąży na obrze­żach pa­thos, sy­cząc gło­śno. Czuję jego głód, ochła­py pro­stych świa­do­mo­ści, zdo­by­wa­ne bez wy­sił­ku, już mu nie wy­star­cza­ją. Nie wiem, jak długo jesz­cze bę­dzie­my mogli współ­ist­nieć bez po­że­ra­nia się na­wza­jem… Od dawna nie ru­szał na łowy, a ja prze­tra­wi­łem więk­szość po­żar­tych ka­mie­ni.

 

***

 

Ochrzci­li gada Złot­kiem, bo w świe­tle ja­rze­nió­wek jego łuski wy­glą­da­ły jak za­śnie­dzia­ły kru­szec. Po pierw­szym spa­lo­nym ma­ne­ki­nie, Sta­szek był prze­ra­żo­ny. Smok skra­dał się bez­sze­lest­nie, śle­dził, przy­cza­jał, po­tra­fił nie­ru­cho­mieć w cie­niu jak głaz, by zu­peł­nie nie­spo­dzie­wa­nie ude­rzyć. Trze­ba jed­nak przy­znać: szyb­ko pojął, że atak ma na­stę­po­wać tylko na okre­ślo­ną ko­men­dę, cza­sem po­wi­nien tylko obez­wład­nić cel. Nie było za to mowy o ja­kim­kol­wiek po­słu­szeń­stwie czy re­ak­cji na przy­wo­ła­nie, przy­naj­mniej z po­cząt­ku. Do­pie­ro wiele strza­łów na elek­trycz­nej ob­ro­ży póź­niej opa­no­wał pro­ste „Do mnie!”.

Nic jed­nak nie oka­za­ło się trud­niej­sze, niż współ­pra­ca z psem.

 

***

 

Nie ro­zu­miem, dla­cze­go nie wolno mi zjeść czte­ro­ła­pa. Kiedy wpro­wa­dzi­li do gniaz­da dra­pież­ni­ka, zwy­czaj­nie my­śla­łem, że chcą, bym na niego za­po­lo­wał…

To było upo­ka­rza­ją­ce. Śle­płem i pa­da­łem kilka razy, nim opa­no­wa­łem kie­ru­ją­cy mną da­imo­nion. Do­sze­dłem w końcu z nim do ładu, nie po­wiem, nie bez trud­no­ści – do­pie­ro po ja­kimś cza­sie po­zwo­lił mi od­zy­skać kon­tro­lę. Czwo­ro­no­gi sier­ściuch był na uwię­zi, na każdy mój ruch w stro­nę młod­sze­go dwu­no­ga re­ago­wał agre­sją: wy­da­wał dźwię­ki, sy­gna­li­zo­wał walkę. Da­imo­nion sły­szo­bra­ził jego gniew, bez­myśl­ny, bez­wa­run­ko­wy, istny szał – zo­sta­wił mi zmy­słom­gnie­nie. Tu­tej­szy dra­pież­nik miał ogrom­ne serce do walki, już na spo­koj­nie zro­zu­mia­łem: bro­nił stada. Niby ja­kie­go, na mój ogon?! Z po­mia­ta­ją­cym nim dwu­no­giem? Ha, dobre sobie! Co za durne zwie­rzę…

Wie­lo­krot­nie kro­iłem my­ślo­pa­mięć w mi­lio­ny mgnień i ukła­da­łem na nowo, nim po­ją­łem, że czwo­ro­no­gi są moim klu­czem. Jeśli kogoś lub coś za­ak­cep­tu­ją, dzi­wo­lą­gi im ufają, stają się mniej czuj­ne. Fu­trza­ste dra­pież­ni­ki po­ma­ga­ją pio­no­ła­zom nie od­da­lić się jesz­cze bar­dziej od Je­ste­stwa, a z kolei dwu­no­gi…

Dwu­no­gi za­pew­nia­ły po­lo­wa­nie.

 

***

 

Ko­men­dant sta­nął obok Je­rze­go, za ognio­od­por­ną szybą, oka­la­ją­cą plac w hali tre­nin­go­wej. Sior­bał kawę. Sta­szek, w nie­fo­rem­nym, prze­ciw­po­ża­ro­wym kom­bi­ne­zo­nie, mach­nął nie­re­gu­la­mi­no­wo, po czym rzu­cił przy­nie­sio­ną przez Aresa piłką w kie­run­ku smoka. Owcza­rek ru­szył w pogoń, wy­wa­la­jąc język na wierzch.

– Jak idzie? – Za­ga­ił, mię­dzy ły­ka­mi, do­wód­ca.

– Ka­pi­tal­nie, panie ko­men­dan­cie. Świet­ny smok, na­wią­zał współ­pra­cę z psem.

– Wejdę tam czy jesz­cze…?

– No, w sumie to mo­że­my wejść. Ale z ga­śni­ca­mi.

Kilka minut i całą serię sap­nięć póź­niej, Jerzy i ko­men­dant do­łą­czy­li do Stasz­ka. Smok za­sy­czał, roz­po­ście­ra­jąc ostrze­gaw­czo skrzy­dła, lecz po uspo­ka­ja­ją­cym ge­ście Stasz­ka, z ocią­ga­niem, wró­cił do za­ba­wy z psem. Ares ob­ska­ki­wał stwo­ra, trzy­ma­jąc piłkę w zę­bach i po­war­ku­jąc ra­do­śnie. Złot­ko mar­ko­wał ataki, uda­jąc go­ni­twę, ale po­zwa­lał owczar­ko­wi uciec z za­baw­ką.

– Mówię panu, panie ko­men­dan­cie – ode­zwał się ze źle skry­wa­ną dumą Jurek –z tego smoka bę­dzie nie­zły „pies”…

 

***

 

Czte­ro­ła­piec na­brał na tyle za­ufa­nia, by za­cząć sły­szo­bra­zo­wać do mnie. To było ła­twiej­sze, niż my­śla­łem.

W końcu opu­ści­łem swoją pie­cza­rę. Wpro­wa­dzo­no mnie do dzi­wacz­ne­go ja­jo­ko­nu, prze­by­li­śmy nie­zna­ną mi prze­strzeń. Da­imo­nion mru­czał na kra­wę­dzi myśl­ni, wi­bro­wał w pa­zu­rach, ście­kał śliną z kłów… Nie mylił się. By­li­śmy na po­lo­wa­niu. Nie bez obawy, od­da­łem mu kon­tro­lę, zo­sta­ły mi tylko strzę­py.

Fu­trza­sty dra­pież­nik z py­skiem przy ziemi, tro­pią­cy zwie­rzy­nę.

Uno­szę się nad nim. Jest ciem­no.

Mała, ciem­na pie­cza­ra, wy­ra­sta­ją­ca z ziemi. Tutaj, tutaj, zwie­rzy­na! – od­czy­tu­ję pod­eks­cy­to­wa­ne­go czwo­ro­no­ga.

Pa­zu­ra­mi rwę szczyt dziw­nie mięk­kiej ja­ski­ni, pod­da­je się łatwo.

Dziw­ny za­pach, ogłu­sza­ją­ce huki, bły­ska­ją skry, w pierś coś kąsa nie­groź­nie. Jak młode, pró­bu­ją­ce pierw­szych zębów.

Pio­no­ła­zy.

Zwie­rzy­na! Po­lu­je­my!

Ooooch, ogień…!

Da­imo­nion od­peł­za nie­spiesz­nie poza logos, syty, zo­sta­wia­jąc w my­ślo­pa­mię­ci ostat­nie zmy­słom­gnie­nia. Nie bę­dzie mnie nie­po­ko­ił przez dłuż­szy czas. Po­wo­li wra­cam. Sie­dzę w roz­ża­rzo­nych ru­inach, na upo­lo­wa­nym dwu­no­gu. Nieco dalej, czwo­ro­nóg ob­wą­chu­je bez­gło­we zwło­ki dru­gie­go. Cze­kam, na pysku czuję krew. Nad­bie­ga­ją „nasze” dzi­wo­lą­gi. Młody, zgię­ty wpół, zwra­ca, jakby zjadł nie­świe­żą pa­dli­nę. Drugi po­kle­pu­je go, wy­da­jąc dźwię­ki. Nie ro­zu­miem, ale chyba są za­do­wo­le­ni.

 

– Spo­koj­nie, Sta­chu, przy­wyk­niesz. Tak jest le­piej. Gra­tu­lu­ję, spra­wa za­mknię­ta.

 

***

 

Dla sier­żan­ta Sta­ni­sła­wa Gra­bow­skie­go tre­su­ra smoka, a potem po­wstrzy­ma­nie gada przed po­żar­ciem Aresa i na­ucze­nie zwie­rząt współ­pra­cy, było chyba naj­więk­szym wy­zwa­niem w życiu. Praca szła szyb­ko, dużo szyb­ciej niż z sa­my­mi psami i da­wa­ła ogrom­ną sa­tys­fak­cję. Smok oka­zał się nader roz­sąd­nym oka­zem, umiar­ko­wa­nie agre­syw­nym – żywe złoto. Po kilku ak­cjach w te­re­nie, po­li­cjant mu­siał przy­znać, że po­li­cyj­ny gad, do spół­ki z fu­trem, to kom­bi­na­cja nie do po­ko­na­nia. Aż do hyc­lów­ki.

Hyc­lów­ka. Małe, skocz­ne słowo, które skry­wa w sobie cięż­ki, roz­beł­ta­ny do gra­nic moż­li­wo­ści bur­del. Tak dys­po­zy­to­rzy na­zy­wa­li po­lo­wa­nie na bez­pań­skie­go smoka, który wtar­gnął na te­re­ny zur­ba­ni­zo­wa­ne. Z nie­wia­do­me­go po­wo­du ga­dzi­ny ulu­bi­ły sobie ju­bi­le­rów, oso­bli­wie czę­sto zże­ra­jąc ka­mie­nie szla­chet­ne, w szcze­gól­no­ści – dia­men­ty. Cza­sa­mi któ­re­muś coś od­bi­ja­ło i za­miast kul­tu­ral­nie ulot­nić się po skoku, za­czy­nał siać po­płoch, po­lu­jąc na ludzi i zwie­rzę­ta. Ze zro­zu­mia­łych wzglę­dów, w ta­kich przy­pad­kach na­tych­miast an­ga­żo­wa­no w po­lo­wa­nie straż po­żar­ną i an­ty­ter­ro­ry­stów z cięż­ką bro­nią, a ludzi ewa­ku­owa­no. W ten dzień Jerzy i Ognik byli w te­re­nie, w po­ści­gu za ra­bu­sia­mi. Dla­te­go dy­żur­ny ścią­gnął Gra­bow­skie­go razem z Are­sem i Złot­kiem pod bu­dy­nek, w któ­rym ostat­nio wi­dzia­no bez­pań­skie­go gada.

Stach stał pod fur­go­nem, w któ­rym ci­snę­li się, ni­czym muchy na kupie, an­ty­ter­ro­ry­ści. Ten ze­spół wi­dział pierw­szy raz. Z długą bro­nią, cięż­ko opan­ce­rze­ni od stóp do głów, sło­wem wy­ekwi­po­wa­ni jak na wojnę, wpa­try­wa­li się w mo­ni­tor tak­tycz­ny z pla­nem sy­tu­acyj­nym. Po dłuż­szej chwi­li zwró­ci­li na niego uwagę. Do­wód­ca burk­nął:

– A ty co? Pan­cerz masz? To nie jest jakiś tam ban­dzior…

Sier­żant spoj­rzał po sobie. Po­lo­wy, ma­te­ria­ło­wy mun­dur i nie­wiel­ki, służ­bo­wy pi­sto­let wy­glą­da­ły nędz­nie w po­rów­na­niu z uzbro­je­niem dru­ży­ny w wozie. Mimo to, uśmiech­nął się spo­koj­nie.

– Mam coś lep­sze­go. Tylko ubio­rę płasz­czyk… Roz­kaz ko­men­dan­ta, wziąć ży­we­go, jeśli się da, więc przy­wio­złem na pace swo­je­go smoka. Zwal­czaj ogień ogniem, czy jakoś tak…

Mu­siał przy­znać, że, nawet jeśli byli za­sko­cze­ni, nie dali nic po sobie po­znać. Potem po­szło bły­ska­wicz­nie: plan, Ares na prze­szu­ka­niu i wy­sta­wie­niu, szyk, smok pod kon­tro­lą do za­wę­że­nia ob­sza­ru po­szu­ki­wań, od­wo­ła­nie futra, spusz­cze­nie gada, lu­dzie ry­zy­ku­ją w osta­tecz­no­ści. Jak to z pla­na­mi bywa, wszyst­ko szło do­brze do mo­men­tu, gdy jed­nak po­sta­no­wi­ło się spie­przyć. Plany tak już mają. Bez­pań­ski obcy wy­gry­wał star­cie ze Złot­kiem, padł roz­kaz za­bi­cia. I wtedy, zni­kąd, wy­sko­czył Ares… Cel schwy­ta­no, ale trze­ba było wie­lo­krot­nie razić prą­dem po­li­cyj­ne­go gada, by za­cho­wać dru­gie­go smoka przy życiu.

Czte­ry za­stę­py ga­si­ły pożar bu­dyn­ku do rana.

 

***

 

Za­mknij się w końcu. Je­steś tu i je­że­li nie do­sto­su­jesz się, zdech­niesz. Albo cię za­bi­ję, jak tylko mnie wy­pusz­czą. To moje te­ry­to­rium.

Zdraj­ca! Spró­buj tylko! Tam, na górze nie­omal ode­bra­łem ci teren ło­wiec­ki!

Och, jasne, dla­te­go spę­ta­li cię i uwię­zi­li…

Wy­słu­gu­jesz się, gnoju, dwu­no­gom bez myśl­ni!

Nie chcia­ło mi się z nim dys­ku­to­wać. Nie­ste­ty, umie­ści­li go w innej pie­cza­rze, poza za­się­giem mo­je­go wzro­ku – chęt­nie po­zwo­lił­bym da­imo­nio­no­wi do­koń­czyć ro­bo­tę. Był młody i głupi. Nie wiem, czy na­le­ży za to winić tu­tej­szą gra­wi­ta­cję, czy fru­stra­cję po roz­wia­niu pięk­ne­go ma­rze­nia o nowym domu, czy też może brak wspól­nej myśli – w każ­dym razie, wiele z nas skar­la­ło nie tylko fi­zycz­nie, ale i du­chem. Wszy­scy po­że­ra­my pier­wiast­ki nie­zbęd­ne do zło­że­nia ja­jo­ko­nu, lecz ro­bie­nie tego w tak za­chłan­ny spo­sób za­wsze zwra­ca na sie­bie uwagę. Co z tego, że zdo­był w jeden wie­czór tyle bu­dul­ca, co ja przez ostat­nie trzy mie­sią­ce, skoro na­stęp­ne­go dnia jego życie nie jest pewne? Szko­da, że nie po­zwo­li­li mi go zabić, po­żarł­bym jego żo­łą­dek i sam prze­tra­wił ma­te­riał…

Fu­trza­sty dra­pież­nik obok skom­lał strasz­li­wie. Sta­ra­łem się go nie od­czy­ty­wać, wciąż sy­gna­li­zo­wał ból, strach, wzy­wał stado. Ja­kieś dzi­wa­dła opa­trzy­ły jego ranę, ale kun­del wpadł w pa­ni­kę, gdy „nasz” znik­nął z pola wi­dze­nia – więc prze­wie­zio­no go tutaj, do gniaz­da i nie­ob­cych mu dwu­no­gów. Swoją drogą, pierw­szy raz wi­dzia­łem, by „nasz” pio­no­łaz za­ata­ko­wał sil­niej­sze­go od sie­bie, bar­dziej ołu­sko­wa­ne­go przed­sta­wi­cie­la swo­je­go ga­tun­ku. Zdaje się, tego, który nogą kop­nął ran­ne­go fu­trza­ka w dół tej kon­struk­cji… No nic, „nasz” bę­dzie miał kło­po­ty, z tego co my­ślo­śnię, oni ści­śle prze­strze­ga­ją hie­rar­chii.

Cicho, czwo­ro­noż­na kupo futra, cicho! Nie wy­sy­łaj tego tyle! Je­steś oazą spo­ko­ju, pier­do­lo­nym, bia­łym kwia­tem na tafli je­zio­ra!

Heh, nie zro­zu­miał.

Przy­szedł „nasz” dwu­nóg. Świet­nie, za­bierz go, ucisz…! Bo zjem, klnę się, mimo że to po­psu­je nasze re­la­cje! Wa­riat, wszedł do gniaz­da bez ochron­ne­go pan­ce­rza… Mógł­bym go zabić, mógł­bym teraz uciec, kto mnie po­wstrzy­ma…?

Zaraz, co on robi? Usiadł przy fu­trza­ku. Durny kun­del, cier­pisz? Czemu to zro­bi­łeś? Wiesz prze­cież, że je­ste­śmy moc­niej­si! Pio­no­łaz do­ty­ka zwie­rzę, gła­dzi je. Przy­naj­mniej la­ment czwo­ro­no­ga ucichł… Zaraz, co to… „Na­sze­mu” woda leci ze ślepi, od­czy­tu­ję, sły­szo­bra­zu­ję i jego i ran­ne­go dra­pież­ni­ka…! Jak to moż­li­we!? Oni, razem… Stado bli­sko, bli­sko, nie bój, my tu… Obaj! I coś jesz­cze, coś po­tęż­ne­go, nie ro­zu­miem tego…

Nie wiem, dla­cze­go to zro­bi­łem. Za­bij­cie mnie, po­bra­tym­cy, po­wi­nie­nem był ich spo­pie­lić i uciec. Ale kiedy otu­la­łem skrzy­dłem ran­ne­go czwo­ro­no­ga, kiedy reszt­ką sił po­li­zał mnie po pysku tym cuch­ną­cym ozo­rem, to było takie… Przez chwi­lę by­li­śmy w jed­nym Je­ste­stwie, wszy­scy: dwu­nóg, czwo­ro­nóg i ja, w myśl­ni tak obcej, dziw­nej, nie­lo­gicz­nej… Tak prze­moż­nej, że ka­za­ła mi roz­grzać część wła­snych ka­mie­ni i ulżyć kun­dlo­wi, w ten sam spo­sób, w jaki po­ma­ga­my na­szym pi­sklę­tom, gdy po­ła­mią skrzy­dła. To było nie­roz­sąd­ne, cof­ną­łem się o dobre dwie pory roku w za­pa­sie bu­dul­ca, to był czy­sty idio­tyzm, wa­riac­two…

To było dobre. Nie chcia­łem ina­czej.

Koniec

Komentarze

Ten­szo, Ten­szo – punk­cik bez ko­men­ta­rza zaraz ktoś skry­ty­ku­je ;-) Be­ta-ko­men­ta­rze widzą tylko be­tu­ją­cy, autor i Wszech­wła­dza ;-)

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

Nor­mal­nie jako beta w ogóle nie kli­kam punk­ci­ków, ale w Dra­go­ne­zie robię wy­ją­tek, bo przez nawał tek­stów, te dobre toną… 

Jed­nak, żeby spra­wie­dli­wo­ści, prawu czy cze­mu­kol­wiek było za­dość – tekst dobry, szcze­gól­nie koń­ców­ka, więc po­le­cam do­trwać do fi­na­łu. Humor tro­chę or­dy­nar­ny i prze­ja­skra­wio­ny (ły­żecz­ka z ser­dusz­kiem!), nie wiem czy innym przy­pad­nie do gustu, ale mi jak naj­bar­dziej się po­do­bał.

Może  tekst pupy nie urywa, ale we mnie wy­wo­łał emo­cje, więc za to duzy plus ;)

Pzdr,

M.

Ni to Sza­tan, ni to Tęcza.

pst… ły­żecz­ka po­szła do pia­chu… :-)

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

Ja, do cho­le­ry, skry­ty­ku­ję. Co to za punkt do bi­blio­te­ki, jak ko­men­ta­rza brak? Co to za ku­mo­ter­stwo?

Co do opo­wia­da­nia, to ba­wi­łem się nie­źle, po­pi­ja­jąc za­le­ca­ną kawę. Od razu widać, że autor ma serce do psów i tro­chę dla smo­ków. Po­zdra­wiam ogni­ście.

Ry­szard zio­nął, ale Ten­sza zdą­ży­ła po­sta­wić za­sło­nę… :-D

 

Dzię­ku­ję, Ry­szar­dzie, za miły ko­men­tarz. :-)

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

ry­szar­dzie – ko­men­tarz już jest i to przed twoim :P Przy­znam, że mia­łam za­miar na­pi­sać go jak wrócę do domu, ale punk­cik po­sta­wi­łam od razu, bo a nuż kogoś przy­cią­gnie. Prze­cież czy­ta­łam tekst. No, a ogól­nie mi już witki opa­da­ją od tej Dra­go­ne­zy. Be­tu­ję, czy­tam, ko­men­tu­ję  i wiesz aż czasu nie star­cza, a ja nawet w Loży nie je­stem ;) za dużo na raz chcę do­brze.

 

pst… ły­żecz­ka po­szła do pia­chu… :-)

 

A za to, to ci po­win­nam cof­nąć ten punkt :P Cu­dow­na ły­żecz­ka!

Ni to Sza­tan, ni to Tęcza.

Cofaj cofaj – po­szło w zwię­złość, bo nie było czasu na roz­bu­do­wa­nie wątku da­imo­nio­na :-) Więc ciach ciach, edi­tor’s cut, krwa­wią serca, krwa­wią li­ter­ki…

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

Buuu…! Psy­cho, żal mam, bo fajny po­mysł, a tak po łeb­kach go po­trak­to­wa­łeś. Za krót­kie, a było tak miło. Buuu… Swoją drogą, dru­gie opo­wia­da­nie z rzędu, gdzie smoki i psy oraz smoki jak psy łapa w łapę.;) Przy­znam, że wstęp był dla mnie nie zro­zu­mia­ły – co tam się wy­da­rzy­ło? Po prze­czy­ta­niu ca­ło­ści, wró­ci­łam do po­cząt­ku i zro­bi­łam wiel­kie “acha!”, bo ten opan­ce­rzo­ny ogon (swoją drogą idio­tycz­nie) sko­ja­rzył mi się z jakąś ma­szy­ną/ro­bo­tem… 

No więc po­czu­łam nie­do­syt. Nic or­dy­nar­ne­go nie do­strze­głam, ale może ja mam dziś pro­blem z od­bio­rem w ogóle. ;-)

At, po­li­cjan­ci sobie blu­zga­ją, nic wiel­kie­go. Wy­le­ciał jesz­cze ka­wa­łe­czek tek­stu, ale był nie­po­trzeb­ny bez roz­bu­do­wa­nia trze­cie­go wątku. Z pierw­szym aka­pi­tem o to wła­śnie mi cho­dzi­ło… Gdzie tu smok jak pies, prze­ca to uda­ją­ca zwie­rzę szuja jest! ;-)

Po­mysł jak po­mysł – Fin­kla mi zde­mon­to­wa­ła po­cząt­ko­wo sporą jego część swoim tek­stem, ale i tak sporo po­do­bieństw zo­sta­ło. Widać, mamy po­dob­ne zmy­słom­gnie­nia. ;-)

 

Krzycz na Na­zgu­la. Gdyby nie opu­bli­ko­wał dru­gie­go tek­stu, nie pusz­czał­bym szor­cia­ka teraz, mimo ocie­ra­nia się o fan­fik, wtór­no­ści kon­cep­cji kon­tak­tu, bły­ska­wicz­ne­go pi­sa­nia i spraw­dza­nia (w czte­ry dni na ca­łość, trój­ca be­tu­ją­cych to wspa­nia­łe by­dląt­ka!)  ;-) Na­zgul twier­dzi, że beryl go zmu­sił, więc sama wiesz, co robić… ;-)

 

I ogrom­ne dzię­ki za miły ko­men­tarz!

 

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

Przed chwi­lą prze­czy­ta­łam tekst Dzi­ko­we­go i to do tego piłam (smoki jak psy), ale ta Twoja szuja też ma mięk­kie pod­brzu­sze, nie gadaj;)

Tek­sty Na­zgu­la sobie prze­śle­dzę  w miarę moż­li­wo­ści, bo teraz nie wiem, o czym pi­szesz :-)

A ta czwór­ka to tak na tle Two­ich in­nych opo­wia­dań, a nie na tle pu­bli­ko­wa­nych tek­stów ogó­łem – może to być my­lą­ce dla in­nych w sumie, ale mia­łam po­trze­bę tup­nąć nogą – bo mi źle, że się skoń­czy­ło, o!

Świet­ne opo­wia­da­nie, czy­ta­nie było czy­stą przy­jem­no­ścią.  Smoki jako zwie­rzę­ta po­li­cyj­ne – bar­dzo cie­ka­wy po­mysł, wy­róż­nia się na tle in­nych.

Those who can ima­gi­ne any­thing, can cre­ate the im­pos­si­ble - A. Tu­ring

A, bo szor­ta mia­łem pusz­czać li po to tylko, by Dra­go­ne­zę Loży oce­niać. Długi czas wi­sia­ło tylko opko Fin­kli, więc chcia­łem po­trzy­mać i prze­ro­bić może na dłuż­sze, ale dziś Na­zgul się wy­ten­te­go­wał z tek­stu jako Lo­ży­sta… No to po­szło ;-)

 

EDIT: Wic­ked G, dzię­ku­ję ;-) A zwróć uwagę na wy­god­nic­kie po­czu­cie spra­wie­dli­wo­ści po­li­cjan­tów… ;-)

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

“W kraju ma pa­no­wać prawo, a nie spra­wie­dli­wość! I my tego do­pil­nu­je­my!” – kla­sy­ka ga­tun­ku :-)

O tu to było (5:14), ale po­le­cam ca­łość (tak, wszyst­kie 5 czę­ści):

https://www.youtube.com/watch?v=NJ-mK5bRllo

 

Znam znam, to z moich ro­dzin­nych stron, warte obej­rze­nia – brzuch potem boli ;-)

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

Zga­dzam się z Ry­szar­dem, można się do­my­ślić, że autor lubi psy. Opo­wia­da­nie wcią­ga­ją­ce i cie­ka­we w for­mie. Za­koń­cze­nie nawet lekko wzru­sza­ją­ce.:)

"Myślę, że jak czło­wiek ma w sobie tyle nie­sa­mo­wi­tych po­my­słów, to musi zo­stać pi­sa­rzem, nie ma rady. Albo do czub­ków." - Jo­na­than Car­roll

Nawet lekko wzru­sza­ją­ce – leżę :-D

 

Dzię­ki, Mor­gia­no. Tak, Ry­szard ład­nie to ujął: mam dużo serca dla psów. Cie­szę się, że “za­ssa­ło”! :-)

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

Ach, no cóż po­ra­dzić, że tę babę wszyst­ko wzru­sza. :P

"Myślę, że jak czło­wiek ma w sobie tyle nie­sa­mo­wi­tych po­my­słów, to musi zo­stać pi­sa­rzem, nie ma rady. Albo do czub­ków." - Jo­na­than Car­roll

…a zwłasz­cza pewne koń­ców­ki, tfu, za­koń­cze­nia… ;-)

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

Prze­czy­ta­łem! Czy­ta­ło się cał­kiem miło. Tro­chę mi na myśl przy­wo­dzi­ło “Jak wy­tre­so­wać smoka”, lecz już ze smo­cze­go punk­tu wi­dze­nia :D

Też, też… :-) Dzię­ki za wi­zy­tę i dobre rżnięenie, Bra­vin­cju­szu ;-) Wiem, pew­nie spo­dzie­wa­łeś się cze­goś śmiesz­niej­sze­go, no ale nie mia­łem aku­rat na po­do­rę­dziu tak ge­nial­ne­go po­my­słu, jak na­grza­ny, ob­li­zu­ją­cy brwi dzia­dek Bo­ole­an… ;-)

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

Za­wsze do usług :)

Zna­la­złem w tek­ście jedno wy­ra­że­nie, o nie­po­praw­no­ści któ­re­go po­wie­dzia­łem się sto­sun­ko­wo nie­daw­no, więc dzie­lę się wie­dzą ^^

Ale tak, po­wyż­sze opo­wia­da­nie tak szyb­ko się koń­czy, a można by je jesz­cze faj­nie roz­bu­do­wać :D

Po­pra­wio­ne, dzię­ku­ję Bra­vin­cju­szu za po­dział wie­dzy ;-)

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

Słabo. Co tu dużo gadać, stać cię na wię­cej, stać cię na wię­cej! Mu­sisz też po­pra­co­wać nad wła­snym sty­lem. Ten jest jaki jest, czyli mało roz­po­zna­wal­ny. Pół por­ta­lu pisze po­dob­nie. Czy­ta­jąc We­gne­ra mia­łem ten sam pro­blem.

No i wy­cho­dzi, że gwi­don ma rację… ;-) Szyb­cior się nie opła­ca ;-)

 

Gwi­do­nie – dzię­ku­ję za czas i ko­men­tarz, a przede wszyst­kim – za mo­ty­wu­ją­cy kop­niak w dupsz­tal­ka ;-)

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

Wiem, że ta ocena może wydać Ci się su­ro­wa, ale nie za­ła­muj się. Weź to na płe­twę. I jesz­cze jedno – masz przed sobą dwie drogi – albo zo­stać pi­sa­rzem, albo nie. Co do Twych za­pę­dów, by zo­stać jed­nym z gra­fi­ków Char­lie Hebdo, to cien­ko to widzę.

Oj Gwi­don, spo­koj­nie. ;-) Su­ro­we oceny mnie nie bolą, o ile ro­zu­miem czego do­ty­czą i ew. jak je ob­słu­żyć/na co zwró­cić uwagę. Gruba skóra, te spra­wy ;-) Do Char­lie Hebdo się nie pcham, to są oszo­ło­my, ale żar­ci­ki “we­wnętrz­ne” lubię ;-)

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

Do­brze na­pi­sa­ne, sym­pa­tycz­ne, psiar­skie… Zy­ska­ło by pew­nie na roz­wi­nię­ciu.

Przy­kle­pu­je bi­blio­te­kę

”Kto się myli w win­dzie, myli się na wielu po­zio­mach (SPCh)

Hau hau! Tfu, dzie­ku­ję ;-)

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

A mi prze­ciw­nie, bar­dziej się po­do­ba­ło moc­niej zwi­nię­te. Wtedy było pra­wie do­sko­na­łe, a teraz jest ino za­je­bisz­cze… ;)

Emel­ka­li, Ty mnie przy­pra­wiasz o ból głowy. :-) Jesz­cze jedna spe­cja­li­za­cja? Nie za wiele masz ta­len­tów? :-) (AdamKB)

Emel­ka­li :-D

 

Osioł­ko­wi w żłoby dano… :-) Dzię­ki za wi­zy­tę – i nie wiem już, trze­cią chyba lek­tu­rę, praw­da?

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

Pffff…!

 

No chyba, że do­da­my te koty w cha­rak­te­rze karmy, do misek… :-D

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

Hmmm… Cie­ka­wa kon­cep­cja.

Po­li­cjan­ci, któ­rzy są kotam Schro­edin­ge­ra. Z obawy przed zej­ściem po­ru­sza­ją się wszę­dzie we­wnątrz kar­to­nów, w związ­ku z czym nikt ich tak na­praw­dę nie wi­dział od dłuż­sze­go czasu. E, nie fail, pies “za­ob­ser­wu­je” wę­chem… Zo­sta­je tra­dy­cyj­na walka o do­mi­na­cję ga­tun­ków, jed­ne­go nad dru­gim.

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

Chyba że pies jed­no­cze­śnie by je “ob­ser­wo­wał” i “nie­ob­ser­wo­wał” wę­chem, tak po Schro­edin­ge­ro­we­mu :D

Ewen­tu­al­nie roz­wią­za­nie su­per­po­zy­cji sa­me­go psa nie by­ło­by okre­ślo­na do­pó­ty…  Czy­tel­nik nie prze­czy­ta! Praw­dzi­we opo­wia­da­nie kwan­to­we, jeden ma w nim psy, drugi w nim nie ma psów, cho­le­ra, toż to przy­szłość li­te­ra­tu­ry do­sto­so­wa­nej do od­bior­cy! :-)

 

Zgła­szam wnio­sek pa­ten­to­wy na li­te­ra­tu­rę kwan­to­wą! :-)

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

*z fał­szy­wą skrom­no­ścią* No wiesz, to nic ta­kie­go… :-)

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

Tak na myśl przy­szedł mi “Lód” Du­ka­ja, gdzie głów­ny bo­ha­ter niby ist­nie­je, ale też nie ist­nie­je :D

Bar­dzo dobre, ale jako po­czą­tek cze­goś więk­sze­go. Za­słu­żo­ne miej­sce w bi­blio­te­ce :)

“Moje słowa nie od­po­wia­da­ją moim my­ślom, a to po­ni­ża moje myśli.” F. Do­sto­jew­ski

Bra­vin­cjusz :-D

 

va­evic­tis, dzię­ku­ję za wi­zy­tę i dobre słowo ;-)

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

A idź w cho­le­rę, Rybo.  Wzru­szy­łam się za­koń­cze­niem i na­praw­dę po­pły­nę­ły mi łzy. Może opo­wia­da­nie nie jest ja­kieś po­wa­la­ją­ce, a za­koń­cze­nie na pewno jest super. A może to dla­te­go, że ubó­stwiam zwie­rzę­ta, a moją sunię nade wszyst­ko. Nie­waż­ne. 

Ale fak­tycz­nie mo­gło­by być tego wię­cej.

"Cza­sem przy­pa­da nam rola go­łę­bi, a cza­sem po­mni­ków." Hans Ch. An­der­sen ****************************************** 22.04.2016 r. zo­sta­łam bab­cią i je­stem nią już na pełen etat.

To teraz nie ma wyj­ścia, musi po­wstać wer­sja re­ży­ser­ska, z całą masą do­dat­ko­wych scen :D

Dzię­ki bemik – wzru­sze­nia czy­tel­ni­ków to dobra re­cen­zja. Fakt, psia­rze będą bar­dziej po­dat­ni… Dzię­ki za twój czas i ko­men­tarz.

 

Bra­vin­cju­szu, czy­zbys za­ła­twił mi wła­śnie kon­trakt w wy­twór­ni, która bę­dzie krę­cić dziad­ka Bo­ole­ana? :-)

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

Cie­ka­wy tekst. Tylko, jak to ujął Jacek Cygan w Idolu: “Je­stem roz­cza­ro­wa­ny… że to tak krót­ko trwa­ło”. In­ny­mi słowy, do­łą­czam się do czy­tel­ni­ków , któ­rzy chcą win­cyj!

„Czę­sto sły­szy­my, że ma­te­ma­ty­ka spro­wa­dza się głów­nie do «do­wo­dze­nia twier­dzeń». Czy praca pi­sa­rza spro­wa­dza się głów­nie do «pi­sa­nia zdań»?” Gian-Car­lo Rota

Dzię­ki Szy­Dzia. :-)

No, próba w ostat­niej chwi­li na wię­cej była, nie­uda­na – czas. Opko po­wsta­ło i zo­sta­ło prze­te­sto­wa­ne w sumie w okre­sie po­ni­żej czte­rech dni – za co po­now­nie moim betom dzię­ku­ję! :-)

 

EDIT: Ale nie­do­syt… No, w sumie też nie naj­gor­sza rzecz, czas za­pla­no­wać cały se­rial o smo­kach i psach… ;-)

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

Kto jest opraw­cą, kto ofia­rą? Kto kim ma­ni­pu­lu­je? Zręcz­nie po­słu­ży­łeś się tym po­my­słem. I sam po­mysł ze smo­ka­mi w służ­bie po­li­cyj­nej – udany. Sen­ty­men­tal­ne za­koń­cze­nie ide­al­nie tutaj pa­su­je. Sporo wy­sma­ko­wa­ne­go dow­ci­pu w całym opo­wia­da­niu. Fajna, na­prze­mien­na nar­ra­cja. Eee, co tu dużo gadać… bar­dzo dobre! Po­do­ba­ło mi się.

Am­bro­zia­ku,

 

Ogrom­nie dzię­ku­ję za wi­zy­tę i po­chleb­ną ocenę :-) Cie­szę się, że “kto-ko­go” do­brze wy­szło, za­sko­czy­łeś mnie na­to­miast wy­sma­ko­wa­nym dow­ci­pem… Do dziś żyłem w prze­ko­na­niu, że smok żar­tu­je może ze dwa razy, z bez­sil­no­ści, a resz­ta jest prza­śna, sy­tu­acyj­na i co­dzien­na, jak nie przy­mie­rza­jąc, buła z pie­kar­ni ;-)

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

Psy­cho, bo to kwe­stia smaku… Lubię sier­mięż­ny dow­cip, kli­mat.

A jak tak, to ja prze­pra­szam, nie dzi­wię się już wię­cej :-) No, ale każda grupa za­wo­do­wa, szcze­gól­nie skła­da­ją­ca się z tak zróż­ni­co­wa­nych pra­cow­ni­ków, wy­twa­rza swoją no­men­kla­tu­rę oraz typ hu­mo­ru. Po­li­cja ma, jak ma, ale i tak wszyst­kich prze­bi­ja­ją bu­dow­lań­cy :-)

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

Ko­le­ja­rze prze­bi­ja­ją wszyst­kich, przy­naj­mniej w dow­ci­pach Tyma, z “Nie ma róży bez ognia”.

Heh, ale ci ko­le­ja­rze to tylko w opo­wie­ściach chyba byli…? ;-)

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

Nikt nie prze­bi­je mojej śp. mamy. Ona to po­tra­fi­ła spla­tać nie­cen­zu­ral­ne słowa w fan­ta­stycz­ne wy­po­wie­dzi. Ja już tak nie po­tra­fię.

"Cza­sem przy­pa­da nam rola go­łę­bi, a cza­sem po­mni­ków." Hans Ch. An­der­sen ****************************************** 22.04.2016 r. zo­sta­łam bab­cią i je­stem nią już na pełen etat.

O, nie­ste­ty, sztu­ka ukła­da­nia prze­kleństw w pięk­ne wią­zan­ki, umie­ra…

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

Prze­kleń­stwo w ustach ko­bie­ty, użyte we wła­ści­wym kon­tek­ście, brzmi cu­dow­nie.

Psy­cho, wresz­cie do­tar­łam do Two­je­go opo­wia­da­nia i zna­la­złam chwi­lę, żeby spo­koj­nie prze­czy­tać. I co? I kicha. Nie po­do­ba­ło mi się, że tak szyb­ko się skoń­czy­ło. Za­rzut nr dwa – jakoś bra­kło mi ciut rów­no­wa­gi. Z jed­nej stro­ny smok i jego spoj­rze­nie na sy­tu­ację, a z dru­giej tro­chę za mało spoj­rze­nia Stasz­ka na ten ich zwią­zek.

Poza tym dwo­istość nar­ra­cji, po­mysł i wy­ko­na­nie – bar­dzo mi przy­pa­dły do gustu. A za­koń­cze­nie (ja z psia­rzy je­stem) – wi­sien­ka na tor­ci­ku. I jakby ten świat nie był okrut­ny, to i tak na ko­niec mi­łość zwy­cię­ża! 

Pi­sa­nie to la­ta­nie we śnie - N.G.

Śnią­ca, dzię­ki za wi­zy­tę i ko­men­tarz. Z jed­nej stro­ny cie­szę się, że wcią­ga, że zo­sta­wia czy­tel­ni­ków z chrap­ką na wię­cej – to do­brze ro­ku­je dla se­ria­lu, wer­sji re­ży­ser­skiej oraz sprze­da­ży fi­gu­rek… :-) Z dru­giej to może su­ge­ro­wać nie­zrów­no­wa­żo­na kom­po­zy­cję – i sam juz nie wiem, co jest przy­czy­ną…

Nie­rów­no­wa­ga nar­ra­cji jest za­mie­rzo­na – prze­bit­ki “ludz­kie” mają za za­da­nie wy­łącz­nie umiej­sca­wiać, tro­chę po­su­wać do przo­du akcję i lekko szki­co­wać re­alia, spi­nać “smoka”. To za krót­ki tekst na wię­cej peł­no­wy­mia­ro­wych bo­ha­te­rów :-)

No, ale przy­naj­mniej za­koń­cze­nie – ponoć męż­czy­znę po tym, jak koń­czy… :-) Pies jest w tobie mocny! :-) 

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

To za krót­ki tekst na wię­cej peł­no­wy­mia­ro­wych bo­ha­te­rów

No i wła­śnie o tym mówię :)

No, ale przy­naj­mniej za­koń­cze­nie – ponoć męż­czy­znę po tym, jak koń­czy…

Hmm, po takim za­koń­cze­niu nie można mieć żad­nych wąt­pli­wo­ści, co do… ;)

Pi­sa­nie to la­ta­nie we śnie - N.G.

Obie­ca­łem, że ko­lej­ne Twoje opo­wia­da­nie prze­czy­tam szyb­ciej niż “Pły­wał…”, i jest szyb­ciej. Co wcale nie zna­czy, że szyb­ko… :)

Fajny po­mysł, choć nie do końca mnie po­rwa­ło, nie­ste­ty. Ale za­koń­cze­nie na­praw­dę ładne i pod­no­si ocenę.

Je­stem misz­czem koń­ców­ki? Drżyj­cie, nie­wia­sty…! ;-)

 

Zyg­fry­dzie, pięć dni to za­je­szyb­ki czas na wczy­ta­nie :-) Dzię­ki za wi­zy­tę i ko­men­tarz :-)

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

Je­stem misz­czem koń­ców­ki? Drżyj­cie, nie­wia­sty…! ;-)

Może i misz­czem, ale parę nie­wiast na­rze­ka­ło tu, że ta koń­ców­ka na­de­szła zbyt szyb­ko :D

 

P.S. Nigdy nie mia­łem psa (ani nawet smoka). Cie­ka­we, czy to rzu­to­wa­ło na od­biór tego tek­stu. Chyba tro­chę.

Oj, jeśli nie mia­łeś smoka, a tym bar­dziej psa – to zde­cy­do­wa­nie. Gdy­byś się przy­mie­rzał, to pa­mię­taj, psy psami, ale to głu­po­ta wła­ści­cie­li po­wo­du­je nie­szczę­ścia – nawet naj­bar­dziej ko­micz­na fro­ter­ka, mimo wszyst­ko, ma ja­kieś reszt­ki in­stynk­tu dra­pież­ni­ka. I zęby. O tym trze­ba pa­mię­tać.

 

Idź ty z ta szyb­ko­ścią, mu­sia­łeś, cho­le­ra… Ale co z tego, że szyb­ko, jak ukon­ten­to­wa­ne i koń­ców­ka ocenę pod­no­si? :-D

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

Ory­gi­nal­ny po­mysł na współ­pra­cę ludzi i smo­ków. Po­do­ba­ło mi się także prze­pla­ta­nie ludz­kich dia­lo­gów i my­ślo­lo­gów smoka. ;-p

Jeśli cho­dzi o warsz­tat, kilka rze­czy Ci umknę­ło: jeden nie­wła­ści­wy przy­pa­dek, jakiś ple­onazm, błąd za­wzię­cie tę­pio­ny na por­ta­lu, ale w dia­lo­gu. To ce­lo­wo?

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

W dia­lo­gu, o ile nie cho­dzi o sam zapis di­da­ska­lia-kwe­stia, pra­wie za­wsze ce­lo­wo (mam zna­jo­me­go po­li­cjan­ta… :-D) , resz­ta nie. Tempo, tempo i za­wsze coś się prze­ci­śnie przez sito :-)

 

Sama wi­dzisz, jak mi swoim “Kon­tak­tem” na­mie­sza­łaś w po­my­śle :-) Mimo prze­ró­bek, po­do­bień­stwa są bar­dzo duże. Chyba mamy jakiś wspól­ny ka­wa­łek myśl­ni, z któ­re­go czer­pie­my po­dob­ne zmy­słom­gnie­nia ;-)

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

Toż kie­dyś usta­li­li­śmy, że uży­wa­my wspól­ne­go mózgu. ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Fuckt :-) Wy­bacz, zmę­czo­ny dziś strasz­nie je­stem, głowa nie funk­cjo­nu­je do­brze – długi dzień wczo­raj.

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

Uwaga – na­pi­szę swój naj­lep­szy ko­men­tarz!

 

Dobre!

 

A poza tym zbyt krót­kie. I jakoś takoś. Po­nad­to od­nio­słem wra­że­nie, że to część cze­goś znacz­nie więk­sze­go, ale po­cię­te na mniej­sze ka­wał­ki, skle­jo­ne in­ny­mi, żeby czy­tel­nik się nie po­gu­bił. I w ogóle buuu. Co wię­cej – sam bym tego le­piej nie na­pi­sał. 

 

Mo­men­ta­mi od­no­si­łem wra­że­nie, że czy­tam opo­wia­da­nie “za­wo­do­we­go” pi­sa­rza.

Cze­kam na roz­wi­nię­cie/pre­qu­el/se­qu­el/model…

 

Czy ce­lo­wo leciały tam “skry”, czy może “iskry”? A “ongiś” do­brze użyte?

 

pzdr

Zło­ścić się to robić sobie krzyw­dę za głu­po­tę in­nych.

O he he, Ty­ra­czu, mu­chos gra­cias, spa­si­ba, sen­kju i dzię­ku­ję ;-)

 

Ano, dzię­ki za uwagi – z edy­cją się wstrzy­mu­ję do ocen, rącz­ki na koł­der­ce i te spra­wy. “Ongiś” w zna­cze­niu nie­gdyś, ra­czej tak. Skry i iskry – no, może i iskry, po­cze­kam, aż bę­dzie można edy­to­wać (wy­ni­ki).

 

Kur­czę, wszy­scy czy­tel­ni­cy chcą wię­cej lub bar­dziej roz­bu­do­wa­ne… Co tu zro­bić, jak się do­brze sprze­dać, na czym za­ro­bić…? ;-) Strasz­nie miło mi czy­tać, jak od­bior­cy chcą, by opo­wieść szła i szła i szła… :)

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

Na­praw­dę mocny tekst. Wresz­cie coś prze­my­śla­ne­go i po­rząd­nie na­pi­sa­ne­go. Po­mysł cie­ka­wy i ory­gi­nal­ny. Wbrew temu, co gdzieś tam na górze w ko­men­ta­rzach piszą, nie uwa­żam, by temat zo­stał po­trak­to­wa­ny po ma­co­sze­mu. Po­wie­dzia­łeś, co mia­łeś do po­wie­dze­nia i ucią­łeś akcję. Bez prze­ga­da­nia, bez roz­czu­la­nia się nad bzdu­ra­mi. Krót­ko i tre­ści­wie.

Po­do­ba mi się wy­ko­rzy­sta­nie neo­lo­gi­zmów, faj­nie ak­cen­tu­je róż­ni­ce w spo­so­bie funk­cjo­no­wa­nia smo­ków i ziem­skich stwo­rzeń. Plus za cie­ka­we za­sto­so­wa­nie mo­ty­wu zbie­ra­nia bo­gactw przez smoki i pierw­szo­rzęd­ne dia­lo­gi.

A jesz­cze więk­szy plus za to, że wresz­cie mo­głem prze­czy­tać smo­cze opo­wia­da­nie bez na­tło­ku Nazw Wła­snych.

 

Dzię­ku­ję, Vy­zar­cie – za czas i, było nie było, po­chleb­ną opi­nię.

 

Naj­bar­dziej mnie cie­szy, że opi­nie nie są “let­nie” – zna­czy, kie­ru­nek dobry. Nie zo­sta­wia obo­jęt­nym. A za po­ja­wie­nie się tek­stu dzię­kuj Na­zgu­lo­wi, przy­mu­szo­ne­mu przez Be­ry­la – po “Kon­tak­cie” Fin­kli licz­ba po­do­bieństw w for­mie nar­ra­cji i po­my­śle była tak duża, że nie chcia­łem nawet go spi­sy­wać i do­pie­ro ko­niecz­nośc ja­kie­goś tam wy­bie­ra­nia w Dra­go­ne­zie dla Loży po­pchnę­ła była pu­bli­ka­cję :-D Ja­kość zaś jest dzie­łem Emel­ka­li, Ten­szy i Kla­pau­cju­sza. Amen. Exegi mo­nu­men­tum.

A, no, jesz­cze – po­li­cjan­tom dzię­kuj. Za dia­lo­gi. Spo­sób roz­mów, słow­nic­two, za­sły­sza­ne, że tak po­wiem, w na­tu­rze :-)

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

Ok. Dobry, prze­my­śla­ny i – wbrew po­cząt­ko­wym oba­wom –  cał­kiem “mądry” tekst. Nie jest za krót­ki, być może nie­któ­re frag­men­ty są nawet zbyt roz­bu­do­wa­ne; nie­któ­re smo­cze prze­my­śle­nia da­ło­by się jesz­cze skon­den­so­wać. Gdy­byś tekst chciał, zgod­nie z wolą czy­tel­ni­ków, roz­cią­gać, mu­siał­byś dodać nowe wątki, a wtedy ca­łość stra­ci­ła­by na wy­ra­zi­sto­ści.

Co tu gadać – dzię­ki za moż­li­wość prze­czy­ta­nia po­rząd­ne­go opo­wia­da­nia (ze wzru­sza­ją­cym za­koń­cze­niem); nie wy­obra­żasz sobie, jaka to sym­pa­tycz­na od­mia­na.

Sorry, taki mamy kli­mat.

Ożeż mać, prze­szło sitko Se­th­ra­ela ;-) Jupi! ;-)

Ano, wątek nawet był (smok i jego da­imo­nion, a może da­imo­nion i jego smok) – ale jego roz­bu­do­wa na chyb­ci­ka oka­za­ła się pu­dłem. Na szczę­ście be­ta­czy­ta­cze “od­strze­li­li” tę próbę jako psu­ją­cą kom­po­zy­cję, wiec z braku wy­star­cza­ją­cej ilo­ści czasu – jest, jak jest.

(Ta uwaga po to, by wszy­scy nowi por­ta­lo­wi­cze zwró­ci­li uwagę, jaką siłę i moc daje ktoś, to opo­wia­da­nie prze­te­stu­je przed pu­bli­ka­cją – warto ko­rzy­stać z ta­kiej po­mo­cy!)

 

Wy­obra­żam sobie. Sprawdź listę moich ko­men­ta­rzy :-) Cie­szę się, że pa­so­wa­ło do kawy.

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

O, rze­czy­wi­ście le­cisz z tek­sta­mi Dra­go­ne­zy po kolei. I teraz nie wiem… Po­dzi­wiać czy współ­czuć? ;)

Sorry, taki mamy kli­mat.

Kpić z braku umie­jęt­no­ści prze­wi­dy­wa­nia… Gdzieś na­pi­sa­łem pu­blicz­nie, że będę ko­men­to­wał… I teraz ko­men­tu­ję, bo nie lza od­pu­ścić :-)

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

Ko­men­ta­rzy od groma i nie dałem rady wszyst­kich prze­czy­tać,  więc może się po­wtó­rzę.

 

Naj­więk­szym plu­sem tek­stu jest lek­kość z jaką się go czyta. Humor, fak­tycz­nie… oso­bli­wy ;)

 

Co do fa­bu­ły, nie zgo­dzę się, że po­trak­to­wa­na “po łeb­kach”. Po­mysł jest cał­kiem w po­rząd­ku, a po­ka­za­nie hi­sto­rii z “obu stron” to świet­ne za­gra­nie. I oczy­wi­ście, finał – zna­ko­mi­ty.

Co praw­da, lekki nie­do­syt jest, ale lek­tu­ry nie ża­łu­ję.

 

 

A! Prze­czy­ta­łem pierw­sze ko­men­ta­rze i ro­zu­miem, że mogę czuć się… ojcem tego tek­stu?

;-)

 

Po­zdra­wiam!

"Przy­sze­dłem ogień rzu­cić na zie­mię i jakże pra­gnę ażeby już roz­go­rzał" Łk 12,49

Po­py­cha­czem do pu­bli­ka­cji co naj­mniej ;-)

 

Dzię­ki za czas i ko­men­tarz, Na­zgu­lu!

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

Dzień dobry.

 

Przy­sze­dłem zdo­być setny ko­men­tarz :)

 

Do wi­dze­nia.

Je­stem, czy­tłem już nawet i czuję się z tym bar­dzo do­brze – jeden wy­rzut su­mie­nia mniej.

Z samą lek­tu­rą czuję się jesz­cze le­piej, bo wy­śmie­ni­ta, zwłasz­cza, kiedy czy­tać ją, gła­ska­jąc przy tym ko­sma­ty łeb małej Hej­cium Be­stii.

Naj­bar­dziej po­do­ba mi się w tym opo­wia­da­niu to, że po jego lek­tu­rze gła­ska­nie Heji prze­sta­ło być takie me­cha­nicz­ne, nie­mal – ale tylko “nie­mal” – bez­myśl­ne i stało się jed­nym z tych mo­men­tów, licz­nych co praw­da, ale nigdy nie tra­cą­cych przez to na war­to­ści, kiedy cały sens życia zdaje się za­my­kać w nie­skoń­czo­nej ra­do­ści dra­pa­nia psich uszu.

Dzię­ku­ję Ci za to.

 

Z uwag tech­nicz­nych, to mam tylko tę, że licz­nik zna­ków Ci się tu zdu­pił, bo jakoś nie chce mi się wie­rzyć, że prze­czy­ta­łem tu ponad dwa­dzie­ścia kilo zna­ków. Gdzie? Kiedy? Jak?

 

Peace!

 

 

"Za­ko­chać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, cza­sem pisać wier­sze." /FNS – Su­per­mar­ket/

…do dra­pa­nia do­rzu­cę jesz­cze wy­wi­ja­ją­ce młyń­ce ogony i prze­py­cha­nie do ludz­kich kolan, który pierw­szy, któ­re­go po­tar­mo­si, który zdoła szyb­ciej wci­śnąć pysk mię­dzy nogi i za­cznie mru­czeć smiesz­nie… ;-)

 

Dzię­ki Cie­niu! Dbaj o Hej­cium Be­stię, dbaj bar­dzo! ;-)

 

 

Edit:

 

Stówa dla Bra­vin­cju­sza… Hip hip – urrrrr­ra­aaaaa…!!! ;-)

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

Czyta się Cie­bie do­brze, Psy­cho, ale nie jest to szczyt Two­ich moż­li­wo­ści. Zga­dzam się, że tekst za­pew­ne zy­skał­by na roz­wi­nię­ciu, tu trzy­masz się ja­kiejś ta­kiej wer­sji mi­ni­ma­li­stycz­nej.

Nie­mniej po­mysł in­te­re­su­ją­cy, przed­sta­wie­nie zda­rzeń z punk­tu wi­dze­nia smoka moim zda­niem udane, za­koń­cze­nie smut­ne, tekst ogól­nie na­pi­sa­ny spraw­nie i z pew­nym kli­ma­tem. Mierz wy­so­ko, bo mo­żesz do­się­gnąć, jak się po­sta­rasz ; )

 

Po­zdra­wiam.

"Nigdy nie re­zy­gnuj z celu tylko dla­te­go, że osią­gnię­cie go wy­ma­ga czasu. Czas i tak upły­nie." - H. Jack­son Brown Jr

Dzię­ki, Jose, za lek­tu­rę i ko­men­tarz! ;-) Wła­śnie mi ja­kieś trzy­dzie­ści kilo fu­trza­ste­go kli­ma­tu wdra­pu­je się na ko­la­na, przy­po­mi­na­jąc o tym, że las wpraw­dzie nie zając, ale i tak już długo czeka… ;-)

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

Ro­biąc prze­gląd opo­wia­dań, któ­rych nie prze­czy­ta­łem z no­mi­no­wa­nej pięt­nast­ki, na­tra­fi­łem na Twoje, które już dawno mia­łem przy­jem­ność wchło­nąć na raz (chyba via phone), ale nie ozna­czy­łem i nie zo­sta­wi­łem ko­men­ta­rza. Więc jako wyraz po­dzię­ko­wa­nia za mile spę­dzo­ny na lek­tu­rze czas, uprzej­mie nad­ra­biam za­le­głość i prze­pra­szam za zwło­kę.

Tym spo­so­bem nie muszę pisać ela­bo­ra­tów;) bo wiele do­bre­go o opo­wia­da­niu zo­sta­ło już na­pi­sa­ne, więc nie ma co się po­wta­rzać. Mogę więc ze spo­koj­nym su­mie­niem zde­cy­do­wać się na la­ko­nicz­ne pod­su­mo­wa­nie.

Cie­ka­wie wy­my­ślo­ny świat, dobre wy­ko­na­nie da­ją­ce lek­tu­rze od­po­wied­nią dy­na­mi­kę, no i pie­ski los jako pa­na­ceum na nie­uchron­ny kon­flikt mię­dzy­ga­tun­ko­wy. Pięk­nie.

Po­zdra­wiam

em

em­pa­tia

Pę­cherz pław­ny mi puch­nie z dumy ;-) Dzię­ku­ję, em­pa­tio.

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

Na zdję­ciu nie widać, więc ciii;)

em­pa­tia

:-D

 

Ty masz/mia­łeś psa, em­pa­tio?

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

Och, Ty!

Tytuł mi się nie po­do­ba, i to wła­ści­wie tyle mi się nie po­do­ba. No, może jesz­cze, że nie zro­zu­mia­łam, jak te smoki wła­ści­wie zna­la­zły się na Ziemi.

Nie zga­dzam się, że tekst jest za krót­ki. Jest w sam raz. Bar­dzo fajne te różne punk­ty wi­dze­nia. Bar­dzo fajna ta me­ta­mor­fo­za smoka, która naj­pierw wy­da­wa­ła mi się na­cią­ga­na i nie­wia­ry­god­na, a potem wzru­sza­ją­ca.

Ład­nie, ład­nie.

Smoki, przy­le­cia­ły, za­hi­ber­no­wa­ne, w ja­jo­ko­nach. Które same zło­ży­ły. Wprost w tek­ście na­ma­za­łem… ;-) Wy­obra­zi­łem sobie, że smok skła­da/tka wokół sie­bie jaj­ko-ko­kon, w któ­rym jest w sta­nie prze­mie­rzyć prze­strzeń, jak mała me­te­re­oida. No, a jako bu­du­lec, po­trze­bu­je szla­chet­nych ka­mie­ni i pier­wiast­ków, które naj­pierw prze­tra­wia… :-)

 

Ocho, dwa pierw­sze słowa – i je­stem wnie­bo­wzię­ty ;-) Dzię­ku­ję.

 

Psa masz/mia­łaś?

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

No tak, to zro­zu­mia­łam, ale dalej sobie tego wy­obra­zić nie po­tra­fię. Tak się wy­strze­li­ły w tych ja­jo­ko­nach, czy jak? Ale ok, to moja ogra­ni­czo­na wy­obraź­nia.

Tak, psa mia­łam. Ale już teraz mieć nie chcę. I przy­po­mnia­ło mi się, co jesz­cze chcia­łam na­pi­sać. Jak się do ja­kiejś więk­szej grupy owczar­ków nie­miec­kich krzyk­nie “Ares”, to chyba po­ło­wa się od­wró­ci. Pierw­szy pies w na­szej ro­dzi­nie to był bok­ser o imie­niu Kor­ton (a wła­ści­wie Cor­ton, bo to ro­do­wo­do­wa be­stia była). I od tej pory wszyst­kie psy na­zy­wa­no Kor­ton lub Kor­to­na (osta­ła się jedna, u moich ro­dzi­ców). No i jak się te psia­ki spo­tka­ły, to to­tal­nie głu­pia­ły, bo jak się wo­ła­ło jed­ne­go, to przy­bie­ga­ły wszyst­kie.

Do­kład­nie tak, “Ares” :-D Taki żar­cik z wła­ści­cie­li psów. Zna­jo­my opo­wia­dał o psie, które na­zwa­li wła­ści­cie­le – “Idio­ta”. I jak go wo­ła­li na ulicy… Eh, ubaw, bo pa­trzy­li, kto się od­wra­ca.

 

Ja znam taką prak­ty­kę, że ro­do­wo­do­we imię w pa­pie­rach swoją drogą, a kłak i tak do­sta­je swoje imię “na co­dzień”, to, któ­rym się go woła i na które psi ogon do­sta­je wi­ro­plą­su :-)

 

Zna­czy, opko naj­le­piej dzia­ła na by­łych lub obec­nych psia­rzy → dziw­nym nie jest. A dla­cze­go mieć nie chcesz?

 

A z tym wy­strze­le­niem to już inna spra­wa :-) Nie chcia­łem już tego do­pi­sy­wać, bo by opo­wieść o smo­czo­me­cha­astro­na­wi­ga­cji mu­sia­ła po­wstać :-D

 

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

A, bo to tylko kło­pot, kiedy gdzieś wy­jeż­dża­my. Mój synek coś ostat­nio wspo­mi­nał o szcze­niacz­ku, ale mam na­dzie­ję, że Lego Star Wars za­ła­twią spra­wę. ;)

EDIT: A moi zna­jo­mi mieli ta­kie­go do­żar­te­go ma­łe­go kun­dla marki pim­pek-wy­pier­dek. I na­zwa­li go Ugryź.

Hmmm… Z wła­sne­go do­świad­cze­nia – za­ufa­ny hotel dla psów w oko­li­cy, do któ­re­go zwierz jest przy­zwy­cza­jo­ny, a wy wie­cie, że wła­ści­ciel to nie­przy­pad­ko­wy czło­wiek i na psach się zna (czę­sto tre­se­rzy lub be­ha­wio­ry­ści, przy ho­dow­cach spraw­dził­bym opi­nie, bez za­wo­do­we­go tła z psami – nie od­da­wać!) – świet­nie po­ma­ga roz­wią­zać ten temat.

 

EDIT:

 

Ugryź! :-D Dobre, tak kie­dyś na sesji rol­ple­jo­wej cthulh­hu wła­ści­ciel mhrocz­nej po­se­sji na­zwał swo­je­go do­ber­ma­na… który był oczy­wi­ście opa­no­wa­ny przez te grzyb­ki… ;-)

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

Ty masz/mia­łeś psa, em­pa­tio?

Nie­ste­ty nie mam:( Ale jak kie­dyś wy­bu­du­ję dom, to na pewno będę miał:)

Tym­cza­sem wszyst­kie psy zna­jo­mych są moje:D

 

Edit

Może dla­te­go opo­wia­da­nie tak mi się po­do­ba. Ale tak myślę, że nawet jeśli był­bym ko­cia­rzem, spo­sób na wspól­ny mia­now­nik mię­dzy ga­tun­ka­mi uznał­bym za ory­gi­nal­ny. Wiele już było opo­wia­dań, gdzie opi­sy­wa­ny był tzw. pierw­szy kon­takt. Po­mi­ja­jąc tra­dy­cyj­ne me­to­dy, czyli “wpier­dol” na dzień dobry, były próby na­wią­za­nia wspól­ne­go ję­zy­ka po­przez ma­te­ma­ty­kę, czy mu­zy­kę. Mnie bar­dzo się spodo­bał wspól­ny język uczuć. Pies naj­lep­szym przy­ja­cie­lem czło­wie­ka i smoka. Lubię to!

em­pa­tia

;-) Ty je­steś kryp­top­sia­rzem, na pewno! :-D

 

I cie­szę się, że przy­pa­dło ci do gustu. Serio serio.

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

Ty je­steś kryp­top­sia­rzem

No dobra, obiek­tyw­nym czy­tel­ni­kiem na pewno nie je­stem;)

em­pa­tia

Mia­lem psa. Ze smo­kiem jesz­cze sie zo­ba­czy. Fajne!

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

Ale sy­gna­tur­ka wypas…

 

"Pa­mię­tasz, jak mia­łeś polio? Nie pa­mię­tasz, bo ro­dzi­ce cię, k…a, za­szcze­pi­li. " Za takie uję­cie te­ma­tu na­le­żą się dwie Na­gro­dy Nobla. W li­te­ra­tu­rze i me­dy­cy­nie.

 

Dzię­ki, Zalth ;-)

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

Nor­mal­nie pod tak faj­nym tek­stem na­kle­pal­bym eie­cej niz trzy zda­nia, sle wisz jak jest. A sy­gan­tur­ka to or­gi­nal­na wy­pi­wiedz ame­ry­kan­skie­go le­ka­rza z pro­gra­mu Jim­mie­go Kim­me­la. Ale o sy­ga­tur­ce juz ciii bo sie zaraz of­ftop zrobi. ;-)

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

Wrzu­ci­łem ten of­ftop do re­cen­zji mar­co­wej NF – bo wła­śnie w tym nu­me­rze jest dra­ma­tycz­nie prze­ra­ża­ją­cy ar­ty­kuł Wiel­go­sza, do­ty­ka­ją­cy m. in. tego te­ma­tu.

 

Zdro­wiej, Zalth – i dzię­ki za ko­men­tarz! ;-)

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

Czy­ta­jąc pierw­szy aka­pit mia­łam wra­że­nie, że to wa­ria­cja na temat Ob­ce­go (ta wy­strze­li­wu­ją­ca szczę­ka); po prze­czy­ta­niu ca­ło­ści zdzi­wi­ło mnie stwier­dze­nie 'durny kun­del' – przez całe opo­wia­da­nie Złot­ko kon­se­kwent­nie sto­su­je wła­sne okre­śle­nia (czwo­ro­nóg) a tu znie­nac­ka taka ty­po­wo ludz­ka obe­lga ;)

Po prze­czy­ta­niu mu­sia­łam wró­cić do po­cząt­ku, żeby zro­zu­mieć parę rze­czy nie­zro­zu­mia­łych przy pierw­szym czy­ta­niu – ale to ra­czej za­le­ta, zwłasz­cza, że wszyst­ko wsko­czy­ło na swoje miej­sce i sceny wcze­śniej nie­ja­sne na­bra­ły sensu.

Po­mysł na ory­gi­nal­ną sym­bio­zę czło­wiek-pies-smok uwa­żam za dobry, jeśli cho­dzi o samą kre­ację smoka to mam wra­że­nie, że jest o jeden ele­ment za dużo – nie bar­dzo widzę sens wpla­ta­nia da­imo­nio­na. Skoro cią­łeś jego wątek i nie wy­ja­śniasz o co cho­dzi, to wy­cię­ła­bym go w ogóle, wpro­wa­dza nie­po­trzeb­ne za­mie­sza­nie i do tej pory nie wiem jaka wła­ści­wie była jego rola w tek­ście. Pod wzglę­dem psy­cho­lo­gicz­nym, smok jest ład­nie na­kre­ślo­ny, zwłasz­cza faj­nie wy­szło to przej­ście od po­gar­dy do oswo­jo­nych czwo­ro­no­gów do ra­to­wa­nia Aresa w koń­ców­ce – po­wo­li i nie­na­chal­nie zbu­do­wa­na więź. Duży plus za to (i za samo za­koń­cze­nie).

Po­do­ba mi się na­kre­śle­nie syl­we­tek po­li­cjan­tów – choć nie prze­pa­dam za wul­ga­ry­zma­mi, to w roz­mo­wach Jurka ze Stasz­kiem wy­pa­dły tak jakoś na­tu­ral­nie :)

Z za­rzu­tów – opo­wia­da­nie wy­glą­da jak frag­ment więk­szej ca­ło­ści; tro­chę za dużo neo­lo­gi­zmów, w któ­rymś mo­men­cie prze­sta­łam je roz­róż­niać i od­czy­ty­wa­łam 'po ludz­ku'.

Pod­su­mo­wu­jąc – jest do­brze.

PS. Ares prze­żył, praw­da? :p

Oooo, mój ty wy­pa­sio­ny ko­men­ta­rzy­ku, pójdź w me ra­mio­na, niech no cie przy­tu­lę… :-D

 

Bel­la­trix – dzię­ku­ję. Za takie ko­men­ta­rze mogę nawet wy­ca­ło­wać ;-)

 

Da­imo­nion… No, po­cze­kam do wy­ni­ków, ale jego rola jest i ist­nie­je w obec­nym opo­wia­da­niu. Pro­po­no­wał­bym zwró­cić uwagę jesz­cze raz na pierw­sze zmy­słom­gnie­nie my­ślo­pa­mię­ci smoka, mo­ment, w któ­rym opo­wia­da o roz­cza­ro­wa­niu po lą­do­wa­niu, tro­chę o hyc­lów­ce…

 

Fakt, “kun­del” się za­plą­tał, na­le­ża­ło­by go kon­se­kwent­nie zmie­nić – dzię­ki. Do po­pra­wek po wy­ni­kach. :-)

 

Po­li­cjan­ci – bo po­li­cjan­ci są… z życia wzię­ci :-) 

 

I masz rację, ostat­nio jak coś piszę, to po­mysł roz­ra­sta się tro­chę w kilka stron, obu­do­wu­je frag­men­ta­mi świa­ta/re­aliów do­oko­ła (na tyle, by opo­wia­da­nie miało ja­kieś tam sen­sow­ne, lo­gicz­ne uko­rze­nie­nie, nad któ­rym nie muszę dumać z każ­dym aka­pi­tem) – a na pa­pier/do pliku tra­fia tylko głów­na “fa­bu­ła”.

 

P.S.

A jak byś wo­la­ła? :-) Lubię “dwo­ja­kie” za­koń­cze­nia, mówią mi wiele o czy­tel­ni­kach.

Masz psa?

 

 

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

Ca­ło­wać? Toż wiesz, że ja wolę klap­sy ;)))

To, że pi­szesz o da­imo­nio­nie to za­uwa­ży­łam – po pro­stu jako czy­tel­nik, wo­la­ła­bym mieć albo wy­ja­śnio­ne co to/skąd to albo za­stą­pio­ne np. in­stynk­tem/drugą na­tu­rą smoka – no, czymś mniej abs­trak­cyj­nym; przy czym w obec­nej for­mie tek­stu uwa­żam, że druga opcja by­ła­by lep­sza, bo sam da­imo­nion nie wnosi do opo­wia­da­nia prak­tycz­nie nic (poza tym, że jego ‘od­pa­le­nie’ daje power i zmu­sza do okre­ślo­nych za­cho­wań – co imho wła­śnie le­piej by wy­tłu­ma­czyć in­stynk­tem a nie osob­nym bytem). Nie wiem, czy Dra­go­ne­za miała limit zna­ków, ale może, jeśli da­imo­nio­na uwa­żasz za istot­ne­go, za dużo przy­cią­łeś?

PS. Krzyw­da zwie­rząt mnie w opo­wia­da­niach rusza, więc wo­la­ła­bym happy end dla Aresa, nie­mniej uczci­wie mówię, ze wzglę­du na to, że krzyw­da zwie­rząt mnie rusza – zu­ży­cie smo­czej ener­gii na uśmie­rze­nie bólu przed śmier­cią psa, li­te­rac­ko da­wa­ło­by więk­sze­go ‘kopa’ i zo­sta­wi­ło­by mnie z wiel­kim *chlip*. Psa nie mam i nigdy nie mia­łam, ja ko­cia­ra je­stem :)

A kysz, miau­czy mi tu! ;-)

 

Limit był, ale w 50k można by to zmie­ścić – ja po pro­stu usia­dłem późno, po­pro­si­łem o bły­ska­wicz­ną pomoc i ją otrzy­ma­łem – i juz był ter­min koń­co­wy. Tekst po­wstał, zo­stał po­pra­wio­ny, zmie­nio­ny, po­pra­wio­ny, po­pra­wio­ny, opu­bli­ko­wa­ny – w trzy-czte­ry dni. Jak dla mnie, re­kord świa­ta, bo trzy osoby po­ma­ga­ły.

 

Czy in­stynkt jest w sta­nie na dłuż­szy czas tak prze­jąć smoka, by ten utra­cił świa­do­mość?

I tak, chcia­łem jaw­nie od­wo­łać się do pa­thos i logos jako skła­do­wych smoka. :-) Miał, tenże smok, być po­dzie­lo­ny nie­mal­że do tego, co my, lu­dzie, na­zwa­li­by­śmy roz­sz­cze­pie­niem świa­do­mo­ści. Je­kyll i Hyde to u niego stan­dard. ;-)

 

 

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

Prze­czy­ta­ło się do­brze, finał wzru­szył, ale bra­kło mi przed­sta­wie­nia spraw z punk­tu wi­dze­nia psa.

Do­łą­czam do grona usa­tys­fak­cjo­no­wa­nych lek­tu­rą, ale po­zwo­lę sobie wy­ra­zić żal, że nie mia­łeś do­sta­tecz­nie dużo czasu dla tego opo­wia­da­nia, bo po­dej­rze­wam, że mo­gło­by ono być zde­cy­do­wa­nie lep­sze, peł­niej­sze.

Nie mam naj­mniej­szych wąt­pli­wo­ści, że ranny pies, pod opie­ką smoka i z jego po­mo­cą, wy­li­że się. ;-)

 

ode­zwał się ze źle skry­wa­ną dumą Jurek –z tego smoka bę­dzie nie­zły „pies”… – Brak spa­cji po pół­pau­zie.

 

Po­lo­wy, ma­te­ria­ło­wy mun­dur… – Wo­la­ła­bym: Po­lo­wy, ba­weł­nia­ny mun­dur

Za­kła­dam, że po­lo­wy mun­dur był z tka­ni­ny moro, a ta jest pro­du­ko­wa­na z ba­weł­ny.

 

Co z tego, że zdo­był w jeden wie­czór tyle bu­dul­ca, co ja przez ostat­nie trzy mie­sią­ce… – Co z tego, że zdo­był w jeden wie­czór tyle bu­dul­ca, ile ja przez ostat­nie trzy mie­sią­ce…

 

Zdaje się, tego, który nogą kop­nął ran­ne­go fu­trza­ka… – Zdaje się tego, który kop­nął ran­ne­go fu­trza­ka

Bo nie wy­da­je mi się, by można kop­nąć ina­czej, nie nogą. ;-)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Dzię­ku­ję re­gu­la­to­rzy, za twe re­gu­lar­ne oko re­gu­lu­ją­ce me sa­mo­za­do­wo­le­nia ;-)

 

bra­kło mi przed­sta­wie­nia spraw z punk­tu wi­dze­nia psa

Bo to jest za­re­zer­wo­wa­ne w Bol­ly­wo­od na se­qu­el fil­mo­wy, który bę­dzie wzru­szał i za­ro­bi mi­lio­ny rupii ;-)

 

Kur­czę, na­praw­dę mam zamęt. Jasne, można było to roz­bu­do­wać, do­rzu­cić jesz­cze wątek lub dwa, po­głę­bić prze­wod­ni­ków lub psa… Lub świat… Tylko, czy to nie roz­wod­ni­ło­by tego pod­sta­wo­we­go ude­rze­nia, jakie pły­nie z mi­mo­wol­nej, smo­czej trans­for­ma­cji? No, nie wiem, jakby to było. Może kie­dyś na­dej­dzie czas, by psi urok za­mie­nić na try­lo­gię “O psach, smo­kach i lu­dziach – w tej wła­snie ko­lej­no­ści. GRA­TIS fi­gur­ki!”…

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

Całe szczę­ście, że nie do­ma­ga­łam się, abyś na­pi­sał opo­wia­da­nie z uwzględ­nie­niem zda­nia oko­licz­nych Kotów, bo prze­cież też mogły mieć coś do po­wie­dze­nia. ;-)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Ummm…

Bo wi­dzisz, sce­na­riusz o Ko­tach po­szedł do Chin…

 

No, sama ro­zu­miesz. :(

 

:-)

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

Oba­wiam się, że każdy kot miał­by wła­sne zda­nie, a może nawet wła­sną wer­sję zda­rzeń.

“To było wtedy, kiedy do­pie­ro za­czą­łem wy­li­zy­wać lewą przed­nią łapkę. Coś prze­le­cia­ło obok, ha­ła­su­jąc. Ogrom­nie znie­sma­czo­ny prze­mie­ści­łem się w ja­kieś za­cisz­ne miej­sce i tam w spo­ko­ju skoń­czy­łem to­a­le­tę.” ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Koty to uro­dze­ni fi­zy­cy kwan­to­wi… Gdzieś tam wyzej jest ka­wa­łek dys­ku­sji mojej z Bra­vin­cju­szem na ten temat ;-)

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

Sajko, to sobie po­czy­taj ko­men­ta­rze pod moją “Ostat­nią z rodu”. 1/3 ko­men­tu­ją­cych uzna­ła, że za dużo, 1/3 że za mało, a resz­ta – że w sam raz. ;)

Do Chin, po­wia­dasz… Nie lu­bisz Kotów? ;-)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Ocho:

 

 

 

 

Re­gu­la­to­rzy

 

A tam, nie lubię ;-) Ale psio-ko­cia ani­mo­zja jest taka za­baw­na ;-)

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

Fajny po­mysł, forma tek­stu rów­nież mi się spodo­ba­ła; ogól­nie czy­ta­ło się nie­źle, ale zbyt krót­ki wydał mi się ten tekst. A tak poza tym Twoje nie­któ­re inne opo­wia­da­nia bar­dziej przy­pa­dły mi do gustu. Ale nie na­rze­kam ; )

Frak­cja "za krót­kich" ro­śnie w siłę… :-) Dzię­ki domku – za wi­zy­tę, czas i opi­nię :-)

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

Tu też spodo­ba­ło mi się po­ka­za­nie hi­sto­rii ob­ser­wo­wa­nej smo­czy­mi oczy­ma. A prze­pla­ta­nie tego punk­tu wi­dze­nia z ludz­ką nar­ra­cją jest takie cie­ka­we, że aż sama za­sto­so­wa­łam coś po­dob­ne­go we wła­snym tek­ście. ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Twier­dzisz, że ścią­ga­łaś? Nie wie­rzę! ;-)

Bar­dzo się cie­szę, że ci się, szcze­gól­nie, że chyba nasz wspól­ny ka­wa­łek mózgu wy­ge­ne­ro­wał po­dob­ny po­mysł, a ty pierw­sza nada­łaś mu kształt. :-)

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

Po­do­ba­ło mi się :)

Przy­no­szę ra­dość :)

Miś miśli, czy udała by się sym­bio­za smo­ko-psio-mi­sio­wa? I kiedy bę­dzie kon­ty­nu­acja? Do­bre­go za­wsze mało. Może Autor zo­ba­czy od­ku­rzo­ne i się zmo­bi­li­zu­je.

Dzię­ku­ję ser­decz­nie za od­wie­dzi­ny i ko­men­tarz ;-)

Kon­ty­nu­acja… One cha­dza­ją wła­sny­mi ściez­ka­mi ;-) 

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

Zaj­rzyj do mi­sio­we­go “Ona [18+] smiley

Nowa Fantastyka