- Opowiadanie: bemik - Fryderyk Frączek i walentynki (8)

Fryderyk Frączek i walentynki (8)

Dziękuję za inspirację i motywację jakich dostarczył mi Cień Burzy pod “Ostatnią z rodu” Ochy, a dla samej Ochy – najlepsze urodzinowe!

A Regulatorzy dziękuję za czochranie Fryderyka.

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Fryderyk Frączek i walentynki (8)

 

Pan Fryderyk Frączek zagryzł nerwowo wargi – kolejne nowomodne święto, którego nie znosił i o którym był zmuszony pamiętać, a właściwie nie mógł zapomnieć. Tak jak o wielu innych. Jak o dniu matki na przykład. Dlaczego i co złego jest w święcie mamusi? Otóż, generalnie nic. Pan Frączek latał do swojej rodzicielki, oczywiście dopóki żyła, z kwiatkiem w dłoni i czekoladkami w pudełku i bardzo go cieszył wyraz radości na twarzy tej, która go powiła, wychowała, a potem oddała w ręce Genuchny. Ale w domowych pieleszach przeżywał katusze, bo połowica nigdy nie zdołała wybaczyć mu, iż nie stanął – nomen omen – na wysokości zadania i, jak na prawdziwego mężczyznę przystało, nie począł syna. Małżonka nie cierpiała wszelkich programów informacyjnych tudzież Wiadomości, ale tego dnia zasiadała przed telewizorem z pilotem w ręku, by skacząc z kanału na kanał wzdychać ciężko przy migawkach z przedszkoli i szkół świętujących ów dzień z rozmachem godnym lepszej sprawy. Z ekranu eLCeDe leciały wzruszające wierszyki o mamusiach najlepszych na świecie, a Genuchna rąbkiem coraz mniej higienicznej chusteczki ocierała łzy z kącika oka, zerkając przy okazji na małżonka, jakie robi to na nim wrażenie. Przez pierwsze lata robiło ogromne. Pan Fryderyk czuł się winny, aczkolwiek wina ta nigdy nie została potwierdzona naukowo, całował paluszki ślubnej, gotów wziąć ją na ręce, zanieść do sypialni i po raz kolejny wypełnić obowiązek małżeński z nadzieją, że tym razem się uda. Jeszcze kilka lat temu uczyniłby to z pewnością, teraz nawet nie próbował, bo obawiał się, że waga ukochanej może spowodować kontuzję, a jej oburzenie co najmniej kalectwo. Nie rozumiał jednak rokrocznie powtarzanego przedstawienia – bolejąca, niespełniona Matka-Polka.

Tak samo było z walentynkami. Pan Fryderyk Frączek czuł się zażenowany oglądanymi w telewizji programami, poradami oraz filmami. Genuchna przeciwnie – łzy roniła przy każdym wyemitowanym w tym dniu romansidle, a jej małżonek nie mógł się nadziwić, skąd w niej takie miękkie serce i upodobanie do ckliwości. Zwykle jakoś tego nie dostrzegał.

Niemniej – w obawie o swoje osobiste bezpieczeństwo – nie zaniedbywał celebrowania tego dnia. Tym razem postanowił zaczerpnąć z bogatego źródła inspiracji, czyli z Internetu. Poczytał sobie wypowiedzi innych mężczyzn, jak zareagowały ich ukochane na różne przejawy inicjatywy, a potem usiadł na brzegu łóżka, podparł głowę niczym frasobliwy Dżizas i zadumał się głęboko. Pierwsza myśl jest podobno najlepsza, ale tym razem pan Frączek zwątpił w mądrość ludowych porzekadeł, albowiem nie wydało mu się prawdopodobnym, aby żona była zachwycona zignorowaniem święta. Już z miesiąc temu nakazała mu przygotować się i to w sposób szczególny, czyli godny pochwalenia się przed przyjaciółkami. Ale choć pan Fryderyk rozważał różne możliwości bardzo intensywnie, nie był w stanie wykoncypować niczego oryginalnego. Wręczenie kwiatka nawet z jakimś złotym załącznikiem nie wchodziło w grę. Kolacja przy świecach w domowym zaciszu tym bardziej. Wyznanie miłości na bilbordzie zostałoby potraktowane jako paskudny plagiat, a na obwieszczenie w telewizji ogólnopolskiej, jak wielkim uczuciem darzy Genuchnę, nie było go stać.

Pan Frączek stwierdził, że prawdopodobnie przyjdzie mu popełnić samobójstwo, aby uniknąć konsekwencji olania pragnień Genuchny letnim moczem. Uchwycił się tej myśli kurczowo i trzymał tak mocno, że nie zdołała się wyrwać z poranionych szarpaniem rąk pana Fryderyka, aż w końcu zaowocowała niebanalnym pomysłem.

Ten dzień miał stać się prywatnym świętem państwa Frączków, a na dodatek przejść do annałów miasta i zapisać się złotymi zgłoskami w Internecie. Od owego pamiętnego wieczora 14 lutego to Genuchna sadzała swojego małżonka przy suto zastawionym i zakrapianym stole, zapalała jedną świeczkę, używaną zwykle do podgrzewacza, potem puszczała ją niczym samotną kaczuszkę na staw wykonany w wazie do zupy, a następnie sama zajmowała miejsce po drugiej stronie blatu, wyciągała ręce i chwytała dłonie małżonka, by potem, z uczuciem oddania i miłości, przez kilkanaście minut wpatrywać się w jego oczy. Po kwadransie wszystko wracało do normy, choć niezupełnie, bo Genuchna, jakby zapominając o zwyczajach panujących w tym domu, usługiwała małżonkowi. Nakładała mu frykasy na talerz i nalewała wysokoprocentowych trunków do kieliszka dotąd, aż legł w błogim upojeniu, z twarzą otuloną sałatką jarzynową i uchem przykrytym okazałym plastrem szynki.

A wszystko to dzięki pomysłowości pana Fryderyka Frączka w okazywaniu uczuć.

1061 – dokładnie tyle tygodni po ślubie spędzili ze sobą i pan Frączek dał temu wyraz wypisując poezję na brystolu i przypinając go do zasłon w dużym pokoju. Na samym szczycie kartonu czerwonym atramentem (miał zamiar uczynić to własną krwią, ale pomysł uznał za zbyt egzaltowany) i wielkimi literami napisał:

GENUCHNO!

A poniżej, nieco mniejszymi:

Tyle świeczek tu się tli,

ile tygodni opromieniasz blaskiem swym!

I dokładnie tyle świeczek zakupił. Ogołocił przy tym okoliczny market z półrocznych zapasów, a dziewczyna przy kasie patrzyła na niego jak na wariata. Pan Frączek był prawie pewien, że gdy odwrócił się do niej plecami, postukała się palcem w czoło. Z wielkim trudem, używszy wózka na zakupy, zataszczył zdobycz do domu i ukrył przed czujnym wzrokiem połowicy w swoim składziku, do którego nie miała zwyczaju zaglądać.

Dzień Walentego Genuchna postanowiła uczcić wyjściem z przyjaciółkami, Anusią i Janinką, do fryzjera i kosmetyczki. Zawiadomiła o tym gorszą połowę, nadmieniając, że wróci koło siedemnastej i ma nadzieję zastać męża odpowiednio przygotowanego do celebracji święta. Dlatego też pan Frączek zabrał się z zapałem do przygotowań, jak tylko drzwi zamknęły się za małżonką.

Wyrzucił z salonu prawie wszystkie meble, zostawiając jedynie stół na środku i regały pod ścianami. Każdą wolną powierzchnię pokrył świeczkami, a ich zapalanie zajęło mu ponad dwie godziny. Następnie wydobył zakupioną wcześniej przez Internet czerwoną, szeroką na dwie dłonie wstążkę, a potem – pozbywszy się uprzednio ubrań – oplątał się nią w taki sposób, jak czynią to zawodnicy sumo, z tą różnicą, że z przodu zawiązał ogromną kokardę, ukrywającą przyrodzenie. W tak zwanym międzyczasie uchylił nieco okno, bo mu się od tego krzątania okrutnie gorąco zrobiło, a potem usadowił się na stole i zastygł w oczekiwaniu na ukochaną, które przedłużało się nieco, gdyż przyjaciółki postanowiły uświetnić ten wspaniały dzień pobytem w kawiarni. Na miłej rozmowie przy lampce wina, no, może dwóch, zeszła im kolejna, tym razem nadplanowa godzinka.

 

* * *

Trzeba przyznać, że pan Frączek żyje tylko dzięki wyjątkowej przytomności umysłu Genuchny.

Już na podwórku zrozumiała, że dzieje się coś niecodziennego, albowiem zwykle odsłonięte okna, wabiące wzrok każdego przechodnia, tym razem były niemal absolutnie ciemne. Krew się w kobiecie zagotowała, ponieważ pierwsza myśl, która przyszła jej do głowy, kazała uznać, że ten kretyn, małżonek, zamiast przygotowywać się do upojnego wieczoru, zwyczajnie śpi przed telewizorem. Wściekłość dodała jej sił. Pokonała kilkadziesiąt stopni biegiem i wpadła do mieszkania jak burza. Już w przedpokoju przytkało ją i sądziła, że to gniew połączony z wykańczającym sprintem pozbawił ją tlenu, ale wkrótce odkryła, jak bardzo się myliła.

W salonie na stole, golusieńki jak go pan Bóg stworzył, okryty jedynie kokardą, leżał jej ślubny. Szeroko rozrzucone ramiona, głowa zwisająca poza blat i ledwo poruszająca się klatka piersiowa sprawiły, że Genuchna poczuła żądzę krwi, bowiem uznała, iż są to symptomy upojenia alkoholowego. Potem jednak zerknęła na napis i to przywróciło jej zdolność logicznego myślenia. Fryderyk nigdy, ale to przenigdy nie odważyłby się schlać w dniu, w którym wymagała od niego realizacji dość konkretnych życzeń. Aż taki głupi nie był.

Zrobiła fotkę aparatem w komórce, aby udokumentowane uczucie małżonka pokazać przyjaciółkom, a następnie wezwała pogotowie. Sanitariusze, zanim stwierdzili zatrucie czadem, poprosili o zgodę na zrobienie kilku fotografii. Oczywiście takową uzyskali natychmiast.

Nic dziwnego, że wkrótce świat obiegła wieść o miłości Fryderyka Frączka do małżonki Genuchny. Najpierw w Internecie pojawiły się memy z różnego rodzaju podpisami, potem wszystkie programy informacyjne zamieściły owe zdjęcia z wiadomością lecącą poniżej na pasku: „Do czego prowadzi miłość?” albo „Zaczadział z miłości”. A następnego dnia brukowce opublikowały wizerunki pana Frączka ozdobionego kokardą, leżącego na stole oraz nieco mniejsze fotki jego małżonki dyskretnie ocierającej łzy szczęścia, a wszystko z ogromnym nagłówkiem „Miłość aż po grób”.

Na szczęście dla pana Frączka udało się go odratować, Genuchna była usatysfakcjonowana, przyjaciółki zazdrościły jak cholera, a Fryderyk do końca życia miał spokój z obchodami dnia świętego Walentego. Tak przynajmniej zapewniła Genuchna przed kamerami pewnej stacji telewizyjnej i jak na razie słowa dotrzymywała.

Koniec

Komentarze

No! Jest pan Fryderyk, jest Genuchna, są świeczki… Wprawdzie nie ma za bardzo fantastyki, ale niech tam! Spodobało mi się. Powiedzmy, że aż tacy idioci nie są rzeczywiści. Taaaa, pobożne życzenie…

Bemik, bardzo romantyczne. ;-)

Babska logika rządzi!

Fantastyczne to jest to, co Fryderyk robi dla Genuchny. Dzięki, Finklo.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Jak zwykle, niezawodny Fryderyk! Popłakałam się prawie ze śmiechu, gdy wyobraziłam sobie mojego “Walentego” w takiej sytuacji – toż to czysta fantastyka! 

Świetny tekst.

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Matko jedyna, Basiu, o mało co nie uśmierciłaś mego kumpla, Fryderyka. No, tego bym Ci nie wybaczył. Uśmialiśmy się z żoną i córką nad perypetiami biednego pantoflarza i jego niesamowitej małżonki. Mam nadzieję, że to nie koniec przygód małżeńskich Fryderyka:Proponuję przygody tej pary na wakacjach za granicą, np. We Włoszech, albo Grecji. Pozdrawiam.

Dziękuję bardzo za odwiedziny u Fryderyka i cieszę się bardzo, że umiliłam Wam walentynkowy poranek. Ryszardzie, faktycznie, wakacje zbliżają się wielkimi krokami – zapewne Fryderyk będzie musiał coś przedsięwziąć w tej kwestii.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Chciałam sobie zostawić ten tekst na wieczór, ale po takiej przedmowie nie mogłam czekać. ;) Dzięki, Basiu, ponownie.

Fajny tekst, lekki, przyjemny, zabawny, umilił mi przerwę w sobotnim sprzątaniu. ;)

Sprzątasz w Walentynki? Kto Cię przymusił?winkWiem, wiem, w sobotę zawsze kobiety nadrabiają to, na co nie miały czasu w tygodniu. 

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Jak już kiedyś wspomniałam, imponuje mi ogromnie, że piszesz o jednym i wciąż tym samym małżeństwie, a ciągle potrafisz zaskoczyć i rozbawić czytelników. ;-)

Niebawem wiosna. To chyba dobry czas na majówkę – kosz piknikowy, kocyk, łono sielskiej natury…

 

A Regulatorzy dziękuję za czochranie Fryderyka.

Bemiku, mam nadzieję, że Genuchna nic nie wie!

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

No coś Ty, w życiu nikt by się nie odważył szepnąć jej o przyjaciółce Fryderyka.surprise

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Wiesz, miało być tak, że mąż sprząta, a ja się bawię nową zabawką, którą dostaję od niego na urodziny. Zabawkę dostałam (rzeczywiście, fajna), pobawiłam się chwilkę, potem mąż wziął i zepsuł.

No to sprzątamy. Znaczy, ja, jak widać, bumeluję trochę. ;)

Czemu, jak przeczytałam komentarz ochy to zaraz pomyslałam “zabawka=wibrator”, no i komentarz nabrał zupełnie nowych kolorów… głupi mózg.

Ekhm. A co do tekstu, to Frączkowaty ;)

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

Tenszo, ekhm, miałam  podobne myśli, ale nie odważyłam się tego napisać blush

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

No wiecie, jak mi mąż wręczy wibrator, to znaczy, że czas usiąść i podumać. :)

Wszystkiego, co dobre, Ocho. I oby nigdy nie było potrzeby dumania.

W miarę sympatycznie bezpłciowe…

Kilka bardzo długich zdań zdecydowanie do podzielenia na dwa. a nawet trzy, krótsze.

Pozdrówka

Bezpłciowe? Bardzo płciowe! smiley

Dzięki za wizytę.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Nie za bardzo płciowe… Oczywiście, jest tak, że wszystko zależy od gustu czytelniczego. Tego rodzaju teksty mają wielu czytelników, nazwałbym ich –  portalowych.  Jeśli czyta się pierwszy  raz tego rodzaju opowiastkę, rzeczywiście może zainteresować.  Za drugim razem podobny tekst jest już znacznie mniej ciekawy – stwierdza się z niejakim rozczarowaniem: “Ależ to już było…”. U tego autora, u innego, gdzieś  tam… Za trzecim razem przelatuje się oczyma tekst, konstatując: “ Znowu o tym samym…”. 

I tak jest w przypadku kolejnej story o panu Frączku.

Podstawową wadą tego typu opowiadań jest całkowita sztuczność kreowanego świata. Ani nie ma takich ludzi, ani nie ma takiego świata… Możliwe, że tego rodzaju pisanie jest dla autorów antidotum  na bolączki dnia codziennego. To niewykluczone…

Tekst jest przyjemniasty, ale nic więcej. Szkoda czasu na tego rodzaju pisanie, powodujące lekki uśmiech – i nic ponadto.

Opowiadaniu przydałyby się też skróty.

Pytanko małe – Bemik, no i co, w “Histerii” ukaże się jakieś Twoje opowiadanie?

Pozdrówka. 

Dzięki Rogerze za wyjaśnienie, nie oczekiwałam tego. Teksty o panu Frączku sprawiają mi radość przy pisaniu, a o to chyba chodzi, nie tylko o uznanie publiczności. Ja przede wszystkim piszę dlatego, że sprawia mi to przyjemność. Niestety, przestałam już liczyć na to, że cokolwiek ukaże się drukiem. 

A jeden Frączek ukazał się w Niedobrych Literkach, drugiego też przyjęli, tyle że nie wiem, kiedy się pojawi.

Nie, niestety, w Histerii nie ukaże się mój tekst. Posłałam ten jeden, który czytałeś, ale widać nie jestem dobra w pisaniu tego typu opowiadań. 

A tak poza tym: czy zawsze wszystko musi być śmiertelnie poważne?

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Nie musi być poważne…

Przerób to opowiadanie na wersję hard – bardzo hard – i będzie dobrze… Do końca stycznia w “Histerii” zbierają tekst do rocznicowego numeru.

Tak przy okazji, wracając do Frączka.  Frączek chce się ogolić, a tu masz, jednorazowej plastykowej golarki zabrakło…Dotychczas używana jest całkiem zużyta, tępa jak sto skurczybyków. A ogolić musi się, bo ma ważne spotkanie. Ale – w szufladzie spoczywa przecież stara brzytwa dziadka. Eureka! No  więc nasz jegomość zabiera się za golenie brzytwą. No i co z tego wyszło dla niego i jego połowicy -a to trzeba wymyślić.

Brzytwę ostrzy się na pasie skórzanym ale Frączek o tym nie musi wiedzieć…

Tytuł – “Fryderyk Frączek i brzytwa dziadka”. 

No.

Albo – Frączek w końcu postanawia się umyć. Niestety, musi kupić mydło, bo w łazience mydła brakuje, a połowica swojego mydełka Fa strzeże niczym świętości. No więc kupuje, tyle, że tajwańskie, zwabiony groszową  ceną. Udaje się do łazienki… Co dalej, tez trzeba wykoncypować. Na pewno złamał nogę, a potem rękę… 

Tytuł : “Fryderyk Frączek i tajwańskie tanie mydło”.

Tego rodzaju historie można tworzyć w nieskończoność.  Ale takie pisanie, jak każde pisanie, zabiera czas…  

Dziękuję, Ryszardzie. Bemik – przepraszam za prywatę. 

A ja, wiadomo, w przeciwieństwie do Was,  tego nie zostawię,  znów narażając się na wyrozumiałość DJ-a. :) 

 

Pytanko małe – Bemik, no i co, w “Histerii” ukaże się jakieś Twoje opowiadanie?

 

Otóż, drogi Roger’u Redeye’u,  po kilku twoich komentarzach, ja, zwykły niedzielny czytacz, postanowiłem zapoznać  się z Twoimi tekstami.  Tak trafiłem na wspomnianą “Histerię”.  Portalik niczego sobie,  szkoda tylko, że na przełomie 2014/15, główny odnośnik prowadził do podsumowania osiągnięć muzycznych jeszcze sprzed sylwestra….  2013. 

 

Szczerze mówiąc, zapamiętałem z lektury tylko tyle, że opowiadanie było podpisane Twoim prawdziwym nazwiskiem. Nic poza tym. Być  może dlatego, że tekst nie wciągnął lub po prostu był zupełnie gówniany ;).  I szczerze mówiąc, po tej żałosnej lekturze przestałem zaglądać na Histerię. Pewnie nie jestem jedyny. 

 

By nie lać wody, napiszę tylko, że Twój przykład –  podstarzałego frustrata, który do upokarzania innych wykorzystuje to, że wyświetlono jego tekst w tym czy i innym sponsorowanym miejscu w internecie,  jest doprawdy żałosny.  

I właśnie za to chciałbym serdecznie uścisnąć Twą dłoń. Że nie pozwoliłeś bym stał się taki jak Ty. Smutnym, pozbawionym złudzeń  grafomanem :D

 

A teraz zgłoś mój komentarz do moderacji, o co najuniżeniej błagam ;) 

 

Nie biegam, bo nie lubię

Walentynkowo się nam zrobiło… ;)

Mam przyjemność betować większość, o ile nie wszystkie Frączki i zawsze czekam na kolejne. Pierwszy – ten “misyjny”, najbardziej bizarrowy – uważam za rewelacyjny.

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Po pierwsze dziękuję wszystkim, którzy przy najnowszej odsłonie Frycka nie kliknęli w Bibliotekę; zajedno czy dlatego, że nie chcieli, czy dlatego, że nie zdążyli. Tak czy inaczej, Kochani (Walentynki już niet, ale co tam), wdzięczny jestem Wam niewymownie za to, że zostawiliście przywilej przyklepania tego uroczego opowiadania mnie, Don Burza Cienioone, swoistemu Ojcu Chrzestnemu imć Frączka walentynkowej przygody.^^

 

Co do samego opowiadania, jego jedyną wadą jest to, że – wbrew moim nadziejom i modlitwom – historia nie została ujęta z perspektywy tej drugiej, z założenia piękniejszej połowicy małżeństwa Frączków. Niemniej nie jest to wada poważna, bo Fryderyk jak zawsze broni się doskonale. Z finezją gentlemana z La Manchy co prawda, ale taki już jego niezbywalny urok. Co warte w osobnym zdaniu zamieszczonej uwagi, to to, że prawdopodobnie pierwszy raz w dziejach zdarzyło się, żeby sławetny Wiatrak ratował Don Kichota życie bezcenne.

 

Odnośnie fantastyki – a ściślej Sci-Fi (przy czym ledwo co “Sci” ale za to bardzo “Fi”) – to jestem zdziwiony, że Finkla jej nie dostrzegła. Otóż już nawet kiedyś ktoś gdzieś tutaj, na tym portalu – chyba nawet przy innej przygodzie Ferdynanda (a może to było na jednym z tych niezliczonych wypadów na piwo, na których piłem soczek?) – poruszył temat energii cieplnej, jaką można wydobyć z kilkudziesięciu tych małych, śmiesznych kaganków, używanych do oświetlania stolików w knajpach, wszelkiej maści lampionów, etc., a których nazwy jakoś nie pamiętam; podgrzewacze, czy coś. Na szczęście i tak wszyscy wiecie o co chodzi. W każdym razie okazuje się, że to jakaś niewyobrażalna masakra. Niestety, zarówno google jak i – co gorsza – Cienia Burzy mózg nieduży (odporny ostatnio nie tylko na wszelkiej maści wiedzę ale i większość znanych ludzkości sposobów na uśmierzenie bólu), totalnie zawodzą w kwestii szczegółów i jakichś materiałów potwierdzających moją myśl przewodnią. Może ktoś poratuje i rozwinie temat. Jeśli nie, to będziecie musieli uwierzyć mi na słowo (co jest raczej głupie, nawet pomimo pewnej logiki zawartej w tym, o mówię). Tak czy inaczej, już tylko ta garstka podgrzewaczy wystarczyła, żeby stworzyć coś na kształt piekła-miniaturki. A co dopiero tysiąc sześćdziesiąt jeden świeczek. Gdyby odpalenie takiej ich ilości w jednym pomieszczeniu było w ogóle wykonalne, to Frycek miałby o wiele większy problem niż zaczadzenie.

Tak więc tekst broni się i na polu przynależności portalowej.

 

I w żadnym wypadku nie zgadzam się z Rogerem – pisanie “takich” tekstów absolutnie nie jest stratą czasu. Po pierwsze dlatego, że są ludzie, którzy czerpią prawdziwą przyjemność z obcowania z nimi: Autorka, której opisywanie przygód Frycka Frączka sprawia radość i cała rzesza czytelników, którzy czytają te przygody z bananem na ryjkach. Po drugie, założenie, że “to już było” można podciągnąć prawdopodobnie do każdego opowiadania, wiersza czy powieści. Zawsze gdzieś coś już było, nawet jeśli nie takie samo, to podobne. Tylko co z tego? Nic. Im więcej w życiu przeczytałem książek i opowiadań, tym więcej mam do czynienia z wtórnością, powielaniem schematów i odgrzewanymi kotletami mielonymi z elfa, krasnoluda, duchów, zagadek kryminalnych i wszelkiej maści smoków, demonów, gringo, Indiana Jonesów, dzidek laserowych i kosmitów. A mimo to z wciąż taką samą przyjemnością sięgam do każdej następnej lektury, zwłaszcza, jeśli wiem, że mogę spodziewać się po Autorze – czy, jak w tym wypadku, Autorce – naprawdę dobrego tekstu.

Przerób to opowiadanie na wersję hard – bardzo hard – i będzie dobrze… Do końca stycznia w “Histerii” zbierają tekst do rocznicowego numeru.

Mogę się mylić, ale mamy już środek lutego.

 

Corcoranie, ja też jestem zdecydowanie przeciwko narzucaniu komukolwiek jakiejkolwiek “prawdy objawionej” o literaturze i tym czym ona jest, a czym być powinna, bo to oczywista bzdura, ale Ty posunąłeś się zdecydowanie za daleko z tymi wycieczkami osobistymi. Teraz rozpęta się tu piekło jak po odpaleniu tysiąca i jeszcze sześćdziesięciu jeden świeczek.

 

Peace!

 

 

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Ach, pan Fryderyk zdradza swoje romantyczne oblicze:) Bardzo mi się. Wyobrażenie memowej fotki będzie mnie długo prześladować.

Ze świeczkami zwróciłam uwagę na to, co Cień, ale w końcu mogły być fantastycznym wynalazkiem chińskich naukowców.

I nieco offtopując – spóźnione ale szczere najlepszego dla Ochy

”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)

Dziękuję wszystkim za przeczytanie, za Bibliotekę i za żarliwą obronę mojego tekstu. Jest mi bardzo miło z tego powodu, aczkolwiek nie ma takiej potrzeby. Fryderyk jaki jest – każdy widzi. Roger jaki jest – każdy wie. A ja wiem lepiej, bo spotkałam go również na innym portalu (nie, nie Histeria, choć też na H), ukazał tam swoje drugie oblicze, poprosiłam go również o pomoc w sprawie wspomnianego wyżej opowiadania do Histerii i uzyskałam bardzo merytoryczną. Tu, na portalu NF też wielokrotnie ukazywał coraz to inne oblicze, tak sobie myślę, że jest pewnie pięćdziesiąt twarzy Rogera.  I ma też prawo do tego, żeby mu się nie podobało.

Corcoranie – jeszcze nikt nigdy tak żarliwie nie bronił mojego pisarstwa. Cień Burzy ma racje – niniejszym czynię cię moim rycerzem.

Cieniu Burzy – znowu Twój komentarz i Twoja obrona sprawiły, że mam piękny poranek.

Koiku – dziękuję Ci bardzo. 

Alex – mnie też prześladuje.

Co do świeczek – specjalnie kazałam Fryderykowi uchylić okno, żeby nie zaczadział i żeby się nie ugotował. Mało tego przeprowadzałam risercz na SB, żeby uczynić to troszkę logiczniejszym. W pierwszej wersji miało być ponad 7tys, świeczek i ktoś uświadomił mi, że pierwsza by zgasła, zanim by zapalił ostatnią.

Zwróćcie uwagę na fenomen Frączka – zwykłe, leciutkie opowiadanie, a ile miało odwiedzin, jakie komentarze i jak dyskusja się pod nim rozpętała. Cieszy to mnie i państwa Frączków niezmiernie i sprawia, że nie mówimy, żegnajcie, ale do widzenia.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Bemik, jestem zachwycona postawą Genuchny. No, w końcu coś kobitka zrobiła dla biednego Fryderyka. Jakże miło się zrobiło. Choć jeden raz okazała mu serce. Nawet walentynki w pracy z Frączkami były bardziej do przeżycia. Pozdrawiam i czekam na kolejne przygody. :)

 

 

Mnie we Frączkach podoba się brak realizmu w ich “codziennych” sytuacjach. Jak dla mnie samo to może funkcjonować jako niezła fantastyka. :)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Nie jestem pewien, czy jest coś rycerskiego w odpowiadaniu chamstwem na chamstwo :(

Cóż tak już mam, że jak trafi mnie szlag, to język szybszy niż pomyślunek. Chyba nie zasługuję na miano rycerza. 

Nie biegam, bo nie lubię

Dzięki Morigano. Corcoranie, mimo wszystko doceniam obronę.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Przyznam, że rzuciły mi się w oczy, liczebniki niezapisane słownie ( choć 1061, raczej mogłoby zostać, według zasady zapisywania dużych liczb cyframi, a z drugiej strony jest i zasada, by zdanie zaczynające się liczbą pisać słownie, eh…) ale teorie na ten temat bywają różne, więc to taka luźna refleksja.

 

Co do fabuły, ciągle za najlepszą uważam część pierwszą. Choć ta tutaj jest zdecydowanie najzabawniejsza. 

Poza tym, jako że jestem singlem, nie do końca rozumiem te małżeńskie perypetie. Chyba to właśnie “małżeństwo” jest tą poszukiwaną fantastyką ;)

 

Pozdrawiam!

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Wiesz Nazgulu, miałam dylemat z tymi cyferkami, bo i 14 lutego też nie jest słownie. W przypadku daty uznałam, że chyba chcę, by się wyróżniała, a jako że tekst nie jest zbyt poważny pomyślałam sobie, że i zasady mogę tu potraktować z przymrużeniem oka.

Dziękuję za wizytę. A dodam też, że nie ma tu nic do rozumienia, a tylko do pośmiania. Cieszę się, że Ciebie uśmiechnęło.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Bemik – tak se pomyślałem, że jak Fryderyk zapalił ostatnią świeczką, to pierwsza już mu się już wypaliła. A co ta ósemka w nawiasie ma znaczyć (uwaga, zapisałem cyferkę słownie hehe) 

Lepiej brzydko pełznąć niż efektownie buksować

Uradowańczyku, cyferka w nawiasie informuje o tym, z którą odsłoną przygód pana Frączka masz do czynienia. W tym wypadku jest to epizod ósmy.

Bemik, cała przyjemność po mojej stronie. Jak zawsze zresztą.

 

Peace!

 

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Uradowańczyku, sprawdzone – jedna świeczka pali się ponad cztery godziny, Fryderyk dałby radę.

Dzięki za wizytę.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Pan Fryderyk jest jedyny w swoim rodzaju:D

Dziękuję Autorce za miło spędzony na lekturze czas:)

empatia

Cieszę się, że było miło.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Brawo Panie Fryderyk :)

Meble Sklepowe

Dziękuję w imieniu pana Fryderyka.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Zdecydowanie jestem fanką opowiadań o Fryderyku, ten lekki powiew absurdu jest jak wisienka na torcie. Genuchna pokazała ludzkie oblicze! I to nie w Wigilię, a w walentynki. :) Uśmiałam się, rozerwałam i obraz kokardy w strategicznym miejscu zostanie ze mną na zawsze. ;) Dzięki, Bemik!

Ach, więc to do tego tekstu były te wszystkie wyliczenia ze świeczkami na shoutboxie. ;P

 

Masz lekki styl, więc czytało mi się przyjemnie, tylko zabrakło mi czegoś, co by mnie naprawdę rozbawiło. No ok, przyznaję, fragment kiedy Genuchna cykała nieprzytomnemu mężowi zdjęcia coś w sobie miał. ;)

 

To pierwszy tekst o Fryderyku jaki przeczytałem i może dlatego odebrałem go inaczej niż reszta komentujących, ale Pan Frączek raczej budził moje politowanie, a nie rozbawienie. A może nie jestem targetem, albo to przez mój paskudny humor dzisiaj. Nie wiem, ale czuję się trochę niezręcznie w tej sytuacji, bo widzę, że masz zaciekłych obrońców. ;P Ale czasu poświęconego na lekturę z pewnością nie uznaję za stracony.

"Najpewniejszą oznaką pogodnej duszy jest zdolność śmiania się z samego siebie."

Rooms, Elanar – dziękuję za odwiedziny.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Fajne.. podoba mi się, porządnie napisane!

Dziękuję za wizytę.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Miś z przyjemnością przeczytał kolejną przygodę pana FF i biegnie z uśmiechem czytać następny odcinek.

A ja biegam za Tobą z uśmiechniętą gębusią!

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Nowa Fantastyka