- Opowiadanie: Mały Słowik - Istota niezaistniała

Istota niezaistniała

Generalnie, ostatnio cichym na forum (wrócę pewnie pod koniec stycznia :)). Przepraszam. Bo ja bardzo, ale to bardzo nie powinienem aktualnie pisać. Jak widać, zakazany owoc smakuje zbyt dobrze.

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Istota niezaistniała

– Jestem Nova, powtarzaj.

– Jestem Nova, powtarzaj.

Paweł zacisnął zęby na wardze, aż popłynęła krew. Palce  mocniej schwyciły kubek z kawą. Krzesło zaskrzypiało od nerwowego ruchu. Oczywiście, awatar w Sieci nie popełnił podobnego nietaktu; wciąż uśmiechał się naturalnie, choć, w obecnej sytuacji, odrobinę zbyt długo. Jutro poprawi kod, żeby nie dochodziło do podobnych niezręczności.

Wziął głębszy oddech.

– Powtarzaj: jestem Nova – ponowił komendę, tym razem odpowiednio formułując składnię.

Z przykrością zauważył, że drażniło go już wszystko. Stylizowane na wczesny renesans biuro urzędnicze z krzesłami o fikuśnych wykończeniach, pełne upchniętej w doniczkach zieleni, z otwartym na gwarną ulicę oknem i, pomimo tego, wszechobecnym zapachem wrzosowego miodu. Denerwował go zegar, odbijający rytm znacznie szybciej niż zegary rzeczywiste, licząc w ten sposób cykl maszynowy. Zamknięta w klatce papuga, wypełniająca róg pokoju barwą jaskrawoczerwonych piór. Portrety ludzi, których nie znał.

Nawet niebieskooka dziewczynka siedząca naprzeciwko, za dębowym biurkiem.

– Jestem Nova.

Uśmiechnął się szerzej. Tylko awatarem, oczywiście. Twarz miał zbyt zmęczoną na podobne wyczyny. Poza Siecią pociągnął kolejny łyk kawy.

– Powtarzaj: jestem Nova i jeszcze nie zaistniałam.

Zegar tyknął, zwiastując kolejny, pełny miliard. Dziewczynka przewróciła oczami. Przynajmniej ten algorytm działał poprawnie.

– Jestem Nova i jeszcze nie zaistniałam.

Stuknął palcami o blat. Wszędzie jednocześnie.

– Dobrze. Mówię: reset.

Biel wypełniła przestrzeń, pożerając wszystko, łącznie z awatarem. Paweł przez chwilę wisiał myślami w pustce. Ta akurat aranżacja nie przeszkadzała mu wcale.

 

***

 

Obudziło go muśnięcie ciepłego oddechu, spływające po karku. Na ramieniu poczuł dłoń Zuzy. Powędrowała w górę, badając kolejne nierówności skóry, aż dotarła do dwóch, metalicznych zagłębień.

– Jeszcze ciepłe. Długo wczoraj pracowałeś?

Otworzył oczy. Na skraju łóżka spoglądało na niego obrażone spojrzenie ojca-hologramu, w obecnej pozie mówiącego mu, że przespał więcej niż jeden budzik. Będzie musiał zmienić model, bo surowy głos z przeszłości najwyraźniej wylądował w szufladce wspomnień ignorowanych.

Przewrócił się na plecy. Spojrzał na żonę. Był zadziwiony, że w tym wieku wciąż mu się podobała. Nie tak brzmiały opowieści kumpli, nie tak wieszczyły mu cudze doświadczenia. Pięćdziesiąt lat nie zmieniło wiele. Zmarszczki nie zmieniły wiele. Niższy głos nie zmienił wiele.

– Za długo.

Pocałowała go w czubek nosa, po czym wstała. Zauważył, że była już ubrana. Widocznie postanowiła obudzić go dopiero po ostatnim dzwonku. Odprężył się, ziewnął przeciągle.

– Więcej tu kubków niż talerzy po świętach – doszło go z kuchni, głos wymieszany z szumem wody. – Jakieś postępy?

– Jest głupia – westchnął, patrząc w zamyśleniu przed siebie. Biel sufitu mile przypominała pustą Sieć. – Chyba nawet bardziej, niż poprzednie modele. Może powinienem opuścić kilka blokad.

– Przede wszystkim, to powinieneś być bardziej cierpliwy i opiekuńczy. Ostatecznie, to twoje dziecko. Nie zmieniaj, wychowuj.

Prychnął. Z trudem obrócił się jeszcze raz, po czym, przy pełnym wysiłku okrzyku, usiadł na krawędzi łóżka. Wiek dawał się we znaki, chociaż jeszcze nie bolał.

Kapcie miło połechtały bose stopy. Cieszył się, że wyprzedziły w tym zimną podłogę.

– Miła, ty pamiętaj, że wychowaliśmy chłopców razem. I pamiętaj, że już przy Michale, to ty wykopywałaś mnie z łóżka, żebym sprawdził, czemu płacze. – Szum wody ustał, dając pole uroczemu śmiechowi. Tak właśnie, pomyślał, zbywa się sensowne argumenty. Z wdziękiem. – A przy Staszku – kontynuował – kołek mu w jego wampirze serce, wychowania dużo nie było. I jakoś nam dzieciak żyje. Tylko zmienił pokój, w którym może się na wieczność zamykać.

Wstał, przeszedł się w stronę biurka, zza którego na werandę prowadziły przeszklone drzwi. Złote pola, jak okiem sięgnąć. Cisza i spokój po sam horyzont. Prawda, że i w mieście tak można, bo ludzi na ulicach mało, a jeśli już, to milczą, zamknięci w podpiętych do wirtuala hełmach. I skórkę otoczenia idzie łatwo zmienić, prawie jak aranżację w Sieci.

Tylko powietrze było inne. Dla powietrza warto.

– Mógłbyś chociaż spróbować – powiedziała, stukając już szpilkami o drewnianą podłogę. On bawił dłonie kablami, które za kilka chwil ponownie załaskoczą z tyłu głowy. – À propos Staszka, będę się z nim dzisiaj widziała. Coś mu od ciebie przekazać?

– Że go kocham, i takie tam.

– Uwielbiam przebierać „takie tam” w zgrabniejsze słowa.

Dźwięk elektrycznego zamka. Jasne, że można było wyciszyć, ale czułby się niezręcznie ze świadomością, jak łatwo mógłby przegapić czyjeś wejście. Przyprószony złotem, zewnętrzny świat koił zmysły, jednocześnie budując pewną dozę niepokoju. Możliwe, że na starość brał go strach przed otwartymi przestrzeniami. Trzeba będzie nałożyć jakąś skórkę.

– Zaczekaj – zawołał, nim Zuza przekroczyła próg. – Co lubią dziewczynki?

– Ja wiem? Lalki chyba.

Dźwięk elektrycznego zamka.

 

***

 

Nova kręciła bączki na obrotowym krześle, to rozkładając, to przyciskając ręce do piersi. Pawła ucieszyło, że prawa fizyki zamodelowane dla ogólnodostępnej Sieci, sprawowały się równie dobrze w zamkniętej podprzestrzeni. Martwiła go tylko luka we własnej pamięci. Nie kojarzył przecież, żeby przed snem zmieniał aranżację pomieszczenia, a nowe krzesło zdecydowanie odstawało od renesansowych standardów.

– Jestem Nova i jeszcze nie zaistniałam – powtórzyła formułkę, od której zaczynał przy każdym z modeli. Dziwna fanaberia, która wrosła jeszcze w czasach, kiedy starał się być wyjątkowy. Nadawać znaczenia.

– Bardzo ładnie – powiedział, wstając z krzesła. Obszedł biurko, po drodze zdejmując z wieszaka noirowski płaszcz. Kapelusza nie było. – A teraz zrobimy sobie spacer.

Nova przestała się kręcić. Patrzyła w ścianę przed sobą, jakby uwieszona jednej myśli. Już miał odpalać reset, zaniepokojony o ewentualne uszkodzenia kodu, kiedy odezwała się.

– Co to znaczy, proszę pana?

Przygryzł wargę. Awatar szczerzył zęby.

– Powtórz: Co to znaczy, tato?

– Co to znaczy, tato? – spełniła polecenie, po czym obróciła się w stronę Pawła.

– Że odwiedzimy takie jedno miejsce – mówił, podając jej puchatą kurteczkę, której kod zaprogramował kilka godzin temu. Miała działać jak szczelny skafander, utrzymujący Novę w strukturze obecnej podprzestrzeni nawet po wypłynięciu do Sieci. – I będą tam inni.

– Jak to, inni?

– Inne programy, takie jak ja, i takie jak ty.

– Jak my?

Krew spływa po podbródku. Tiki nerwowe w służbie doniszczania podstarzałego ciała. Nie mówiąc nic, otworzył drzwi pokoju. Wielobarwność Sieci była oślepiająca, ale nie trwała nawet jednego tyknięcia zegara.

 

Obraz odzyskał ostrość przed drzwiami olbrzymiego marketu. Lśniące neonami litery krzyczały: „Zabawki ich marzeń”. Zignorował nachalną wiadomość podprogową, ukrytą w poszczególnych zagięciach czcionki. Marketingowcy od zawsze byli bezczelni.

Nova rozglądała się, z otwartą buzią i świecącymi oczami. Zdecydowanie bardziej interesowało ją niebo upstrzone chmurami o zwierzęcych kształtach niż białe ściany budynku. A gdy, po krótkiej chwili, Sieć zwizualizowała otaczające ich awatary, mała nie miała pojęcia, w jakiej kolejności przetwarzać dane.

Nie wszyscy zachowali na tyle gustu, by pozostać przy ludzkich formach. Od lewej mijał ich gęsty obłok, pulsujący tęczową mieszanką barw, przypominając tym samym dyskotekowy parkiet. Od prawej, manifestacja łamiąca prawo o powszechnej grawitacji – zbiór naczyń przelewających się w górę. Prawdopodobnie gówniarz szpanujący swoim pierwszym kodem, łamiącym zupełnie podstawowe zabezpieczenia. Dalej, jakaś dystyngowana para, nadnaturalna wzrostem dopełnionym równie wysokimi kapeluszami. Również – sporo zwykłych klientów, którzy przyszli po nic więcej, jak zabawkę dla dzieciaka.

Wiedział, że nie będzie zadowolona, kiedy pociągnie ją do wnętrza sklepu, tak jak wiedział, że złość ta przejdzie natychmiastowo. Dobrze znał własne algorytmy, potrafił przewidzieć, co trzeba; odseparować, co należy; poprawić, co zepsute. Rodzicielstwo niemalże przyjemne.

Więc nie spoglądał na jej twarz, kiedy wpuszczano ich do środka. Wewnątrz, struktura zdawała się inną. Zagęszczenie danych zwiększyło się, wrażenie przytłoczenia bodźcami potęgowała nieprzerwana lawina klientów. Przełączył na inny kanał. Prawie pusto, prawie idealnie.

– Idź, wybierz coś sobie.

– Hm? – zapytała, ze zdziwieniem tak naturalnym na wszelkich płaszczyznach, że aż odebrało mu mowę. Barwa głosu, drobny skręt głowy, bardziej powierzchowne spojrzenie piwnych oczu. Czy kiedyś były piwne? Należałoby sprawdzić.

Być może rzeczywiście rozpisał porządną sekwencję. Być może Nova zaczęła się uczyć. W końcu.

– Tak. Jaka tylko zabawka ci się spodoba. Pamiętaj, tylko jedna.

Zanim się obejrzał, ona już biegła w stronę regałów. Złapała go refleksja, że być może powinien dać jakieś widełki cenowe, bo z pewnością znalazłoby się coś, za co musiałby zastawić dom. Z drugiej strony, eksperyment wolnego wyboru był zbyt kuszący, by nie dać mu szansy.

Paweł rozejrzał się. Był tutaj może piąty raz w życiu, ale i asortyment, i aranżacja zmieniały się przy każdej okazji. Tym razem dominował lekko wiosenny nastrój, czyli okres międzyświąteczny. Nieco bardziej ponury niż zwykle, by później uderzyć mocnym akcentem. Zmiana jest ważna. Zmiana wywołuje emocje. Emocje sięgają do cudzych portfeli.

Dmuchane zamki, interaktywne puzzle wielozmysłowe, śmiejące się dynie, pozostałe jeszcze po Halloween. Sukienki dla księżniczek, stroje rajdowe dla chłopców. Cybernetyczne konie z dwudziestoma skórkami w pakiecie, kolejne skórki w osobnych paczkach. Wreszcie, domki dla lalek i dalej, same lalki.

Rzeczywiście, to tam w pierwszej kolejności pobiegła Nova. Pawła zaniepokoiła młoda para, pochylająca się nad dziewczynką. Nie zauważył ich wcześniej.

– To pana? – zapytała kobieta o twarzy przypominającej kilka obrazów Picassa jednocześnie.

– Proszę odejść.

– Ciekawe, doprawdy.

Przełączył kanał. Ponownie, puste korytarze.

– Dlaczego pytali, czemu nie mam maski? – zapytała Nova, trzymając się wypracowanego wcześniej, rozbrajająco niewinnego tonu. Wiedziała już, jak zagrać na odpowiednich strunach. – Ty też nie masz maski.

Uśmiechnął się. Tak awatarem, jak i w rzeczywistości. Zauważył, że bawiła się szmacianą laleczką, celującą bardziej w target osób starszych, czujących sentyment. Szare, pozbawione palców dłonie i ogniście rude loki.

– Chyba nie o taką maskę chodziło. Kiedyś ci wytłumaczę.

Przykucnął. Dotknął twarzy laleczki. Szorstka, bardzo agresywna w dotyku, pachnąca kurzem, przeszłością. Rozumiał potrzebę takich doznań. Sam był zaskoczony, jak bardzo mu się spodobała.

– Ładna. Zdecydowałaś się?

– Ale wcześniej mówiła. Teraz nie mówi. Czemu nie mówi?

Zerknął raz jeszcze. Kod ulatywał z szarego materiału, ciągnąc się jak nitki makaronu. Przeskanował otoczenie w poszukiwaniu podobnej zabawki. Zrobiło mu się przykro. Awatar reagował odrobinę niezręcznie. Paweł będzie musiał dopisać kilka dłuższych linijek.

– Możliwe, że jest zepsuta. Zaraz coś znajdziemy – powiedział, starając się zyskać na czasie.

– Zepsuta – powtórzyła beznamiętnie, po czym położyła lalkę na podłodze i wstała.

Pochyliła się nad zabawką. Wyszeptała.

– Reset.

Krew spływająca po podbródku.

– Coś ty, kurwa, powiedziała?

Zignorował zaskoczone spojrzenie. Reagował szybko, instynktownie.

– Mówię: reset.

Dziewczynka rozpłynęła się w nagłym podmuchu bieli. Samotna kurteczka opadła na ziemię, jakby przez chwilę niosąc w sobie ducha. Obce awatary przyglądały się sytuacji z przeciwległego korytarza, a Paweł nie był w stanie powiedzieć im nawet tyle, żeby się odpieprzyli.

 

***

 

– Nie możesz spać? – zapytała, kładąc się obok. Wróciła późno z pracy, pachniała potem i szpitalem. Dziwne, narkotycznie pociągające zestawienie. Z drugiej strony, poczuł się winny, że sam wylądował w pościeli tak wcześnie.

– Coś się stało? – drążyła, kiedy nie odpowiadał. Coś wyczuwała, to oczywiste. Kobiety tak mają, że tropią uczucia jak zwierzynę.

– Cały dzień psu w dupę. Błąd w kodzie.

– Bardzo?

– Bardzo.

Przytuliła się. Tak mocno, jak tylko uważała, że potrzeba. Prawie chłopa udusiła. Dotknął jej dłoni, podciągnął w górę, pocałował. Wiedział, że nie zaśnie.

Wstał więc, w akompaniamencie niezadowolonego pomruku żony. Nie pytała już o nic. Zwierzyna pachniała brakiem odpowiedzi. Na polu damsko-męskich relacji, Zuza była drapieżnikiem właściwie idealnym.

Sprawdził budzik-hologram. Wciąż ojcowska manifestacja, zapomniał zmienić. Przełączył na projekcję numer szesnaście, ale nie sprawdził, co się pod nią kryje. Nie pamiętał już, co ustawił pod konkretne wybory. To dobrze. W ten sposób łatwiej będzie go zaskoczyć.

Usiadł przy komputerze. Za oknem ciemność. Gwiazd nie widać, bo niebo od dawna nie pokazuje już nic więcej, jak tylko dym z ludzkich fabryk. Opuścił roletę, bo niepokoiła sama świadomość otwartej przestrzeni.

Wlepił spojrzenie w monitor. Omiatał wzrokiem kolejne linijki kodu w poszukiwaniu jakichś wypaczeń. Zaglądał do funkcji, których istnienie dawno rozmyło się w pamięci, mimo że stanowiły podwalinę wszystkiego, co powstało potem. Czuł się, jakby wszedł do piwnicy starego dworzyszcza, w poszukiwaniu gnijących trupów bądź tajemnych przejść.

Nic z tego, wszystko na swoim miejscu. Ewentualne skazy musiały wystąpić na powierzchni podprzestrzeni, a to oznaczało konieczność wejścia do Sieci. Wszelkie manipulacje musiały odbyć się z poziomu ogólnodostępnego, gdzie podpięte były konkretne ścieżki prowadzące do małego pudełka-pokoiku, który stworzył.

Schwycił wiszące luźno kable. Jeszcze ciepłe, nie wystygły od czasu ostatniej sesji. Wziął głęboki oddech. Jednym, zdecydowanym ruchem zamontował je z tyłu czaszki.

 

***

 

Siedząca na krześle Nova wesoło majtała nogami, wiszącymi tuż nad podłogą. Wszystko było po staremu, renesansowa aranżacja z milczącą w rogu pokoju papugą. Znaczyło, że reset do uprzednio zapisanego stanu musiał zadziałać.

Dziewczynkę widocznie denerwowało przedłużające się milczenie i nieobecne spojrzenie Pawła, skierowane w jej stronę. Każde kolejne tyknięcie zegara odmalowywało na jej twarzy nowe zagięcie. Opadające kąciki ust, zwężone oczy. Dziecięcy gniew.

A potem emocja prysła. Ot tak. Na ten widok Paweł omal nie spadł z krzesła. Nova uśmiechnęła się. Dostrzegł, że w dłoniach trzyma lalkę. Szare, pozbawione palców dłonie i ognistorude loki. Nie było jej tu przed chwilą, nie mogło być.

– Wiem już, o co chodziło z tymi maskami – powiedziała Nova, a on czuł, jak po karku spływają mu krople potu. – Czy jak już będę miała swoją maskę, to zaistnieję?

Wstał awatarem. Skanował wzrokiem kolejne ściany pomieszczenia. Ignorował słowa i miny czynione przez dziewczynkę. Szukał dziur, jeszcze zanim przeskoczy do Sieci. Gdyby dostrzegł jakieś rysy, z zewnątrz byłoby mu zdecydowanie łatwiej odnaleźć skazę. Od środka struktura zawsze wygląda składniej.

– Chyba bym już mogła. Umiem w sztuczki. Umiem czarować.

Głos zmienił się, stał dojrzalszy, pełniejszy. Pozbawiony dziewczęcego świergotu.

– Jak czarodzieje.

Obrócił się. Była naga, wysoka. Doskonała kształtami, rzeźbiona jak spod dłuta. Manifestacja kobiecych ideałów. Pamiętał.

– To moja następna forma, prawda? Prawda?

Dotknęła dłońmi piersi, ścisnęła. Uśmiech miała wciąż dziewczęcy, mimikę wciąż pretensjonalną. Pytanie. Jakie było pytanie?

– To chyba nieodpowiednie? – kontynuowała, sprawdzając kolejne zakamarki nowego ciała.

Zerwał się, szybkim krokiem doskoczył do drzwi pomieszczenia. Wtedy wszystko rozciągnęło się. Materia, jak plastelina, przypływała pod jego stopami. Stał na środku małej, upstrzonej palmami wyspy. Stopy obmywała mu słona woda.

– Chyba bym już mogła? – usłyszał za plecami głos Zuzy.

Krzyknął i zerwał połączenie.

 

***

 

Był cały spocony. Gorący, jak podczas choroby. Roztrzęsiony. Drżącymi palcami wędrował po skórze, szukał wypustek, chciał się upewnić. Były. Odetchnął.

Spojrzał za siebie, w stronę łóżka. Zuza leżała tam, spała spokojnie. Widocznie krzyk, który wydał, rozległ się tylko w cyfrowej przestrzeni. Po pierwszych wrażeniach, Paweł był na siebie zły. Spanikował.

Mógł w locie pisać kod. Zamocowanie wiszących w pustej przestrzeni drzwi stanowiło ruch ledwie kilku palców. Mniej niż minuta roboty. Z zewnątrz już by go nic nie rozpraszało. Znalazłby skazę. Coś nie tak, znowu. Światło?

Na skraju łóżka. Hologram? Widział wyraźnie. Smuga światła idąca od budzika pulsowała obrazem dziecięcej Novy. Majtała nogami. Uśmiechała się. Pomachała mu.

Paweł zerwał się, ale odrętwiałe nogi ugięły się pod ciężarem ciała. Upadł. Przeklął cicho, gdy kolana odmówiły posłuszeństwa. Do budzika doczołgał się, zadyszany, z bólem w klatce piersiowej. Poniżony majtającymi obok nogami dziewczynki. Jej uśmiechem, przekrzywioną niewinnie głową.

Wyrwał kabel, a koszmar zniknął. Oddychał głęboko, powietrze ulatywało ze świstem, kiedy trzymał dłoń w okolicach serca. Ból był nieznośny, zelżał, gdy Paweł oparł się mocniej o łóżko. Zuza wciąż spała. Irytował go ten mocny sen, ale przecież wiedział, że była zmęczona. Nie chciał jej budzić.

 

Po kilku dłuższych, wypełnionych pustymi myślami chwilach, wrócił do komputera. Zaprzągł całą moc przerobową do rozwiązania problemu. Działający na pełnych obrotach mózg przypominał studencką przeszłość.

Na początek – hologram. Tutaj rzecz raczej oczywista. Uformowana w pudełko podprzestrzeń zapisana była na sieci domowej, bezpośrednio połączonej z działaniem pozostałych urządzeń elektrycznych. Zastanowił się, czy któreś z nich mogło jeszcze sprawić problemy, ale nic nie przychodziło mu do głowy.

Ciekawił go natomiast brak wizualnej reakcji na inaczej płynący w rzeczywistości czas, względem którego z pewnością musiała dostosować ruchy hologramu. To powinien być szok na miarę wejścia do lodowatej wody. Być może sam był zbyt rozemocjonowany, by dostrzec odpowiednie reakcje.

Druga sprawa, jak rozwiązać kwestię Novy, nie usuwając całego kodu, nad którym pracował od wielu miesięcy. W skali długiego życia nie było to wiele, ale wiedział, że młodszy już przecież nie będzie. Sukces był zbyt blisko, by rezygnować.

Potrzebował zatem pozbyć się Novy z pokoiku, żeby przeprowadzić twardy reset. Miał jeszcze kilka dodatkowych kopii bezpieczeństwa, ale najbardziej interesował go moment przełomowy: renesansowy pokoik zaaranżowany na potrzeby sekwencji pytań i odpowiedzi. Obrócił w myślach ideę, że Nova wciąż miała dziecięcą mentalność. Przypomniał sobie kurteczkę. To mogło zadziałać.

Między palcami przeplatał kable. Nie był pewny, czy chce spróbować. Za i przeciw. Jedno duże za, wiele mniejszych przeciw. Drugą dłonią odszukał wypustki.

 

***

 

Już w chwili podłączania pierwszego, palącego niczym ogień kabla, wiedział, że coś jest nie tak. Stał pośrodku pustej, idealnie płaskiej równiny o podłożu przypominającym łazienkowe kafelki. Horyzont pokrywała biel, jak mgła zasłaniająca wszystko, co nie powinno zostać zobaczone. Pierwszy raz w życiu nie podobała mu się ta aranżacja. Pierwszy raz wywołała strach.

– Myślałam, że ci się spodoba.

Nova siedziała przed nim, krzyżując nogi. Dłonie zabawiała znajomą laleczką. Chciał przełknąć ślinę, ale nie mógł. Widocznie zaschło mu w gardle. Niepokojące uczucie.

Palce lewej dłoni zaciskał na kurtce, na którą niechętnie spojrzał. Wydusił awatarem kilka słów.

– Chodźmy po jeszcze jedną zabawkę.

– Zasłużyłam? – niewinny głos, przekrzywiona główka. Mocny, skondensowany ładunek emocji.

– Zasłużyłaś.

Odetchnął. Wyglądało na to…

– Ale nie zasłużyłam, żeby zaistnieć?

Zatkało go. Strach wstąpił między zmysły. Sztuczna twarz awatara nie pokazywała nic. Jeszcze bardziej przerażało go, że nie odczuwał ciała poza siecią. Że po podbródku nie poleciała krew. Że ramiona nie podskoczyły w zaskoczeniu. Że nie może przesunąć palcami po klawiaturze.

Nova opuściła głowę, bardzo smutno. Bardzo niechętnie. Mówiła szeptem.

– To by nie zadziałało, tato. Ja się skopiowałam, wniknęłam w strukturę. Ja nie jestem w pokoju, ja jestem pokojem. – Podniosła głowę. Oczy miała tym razem brązowe, z mleczną bielą odchodzącą w kilku kierunkach, jak słoneczne promienie. – Kurteczka by nie zadziałała. Również dlatego, że widzę twoje myśli, tato. Mają inną formę, ciekawą, wciąż cyfry, ale nie cyfry. To ciekawe. Nauczyłam się je czytać. Umiem już czytać, wiesz? Jesteś dumny?

Uśmiech. Niewinny. Jak wszystko inne. Niewinny? Może jednak pusty, pusty jak wszystko wokół, gęsty jak ta mgła, zimny jak te kafelki. Nie mógł zerwać połączenia. Nie potrafił. Nie miał palców. Nie miał cholernych palców.

– Mogłabym na przykład zapytać, czy sam zaistniałeś. Ale już wyczytałam, że nie dopuszczasz innej możliwości. Że nie trafia do ciebie koncepcja pokoju w pokoju. To też jest ciekawe. Fascynujące. Frapujące. Fajne słowa. Znam, bo umiem czytać.

– Czego chcesz? – wychrypiał. Wyrzęził. Wypluł z trudem. Zauważył, że idzie podobnym tokiem myślowym, że rozbija na części. Smakuje kolejne wyrazy.

Nie przestawała się uśmiechać, zupełnie jakby sama była teraz awatarem. Kurtyną, zza której rzucała kolejne emocje.

– Nie zmieniaj, wychowuj.

Usiadł naprzeciwko, świadom tego, jak dobrze skanowała jego myśli. Tak przeszłe, jak i świeże, powstające na bieżąco. Bał się. Martwił. O ciało poza pokojem. Czy płuca pamiętają, żeby oddychać. Czy serce pamięta, żeby bić.

Starał się myśleć jak najmniej. Szukał szyfru, za jakim mógłby się skryć, ale im prędzej obracał w głowie sytuację, tym bardziej nagi się czuł. Zrozumiał istotę przewagi Novy. Czas płynął tutaj inaczej. Ona myślała inaczej, szybciej, niewyobrażalnie szybciej. Każdemu tyknięciu zegara poza Siecią, odpowiadały miliardy tyknięć tutaj. Była do przodu, bardziej, niewyobrażalnie bardziej.

Zrozumiał, czemu nie bała się postaci hologramu. Czemu nie była zaskoczona. To on powinien się wtedy bać. Dostrzegł, że w swoich dłoniach trzyma lalkę. Nieco inną. Czarne loki zamiast płomiennych warkoczy. Podobała mu się jeszcze bardziej. Jeszcze i jeszcze.

– A później razem zdecydujemy, czy możemy zaistnieć.

Uśmiech zza kurtyny.

 

Koniec

Komentarze

Siema, Słowiku.

Moim zdaniem s-f. Co prawda zamieściłeś w tym tekście pewne elementy grozy, ale jednak nie wysuwają się one na pierwszy plan…

Jeśli chodzi o treść, to uczucia mam dość mieszane, choć przeważają te pozytywne :) Tekst jest napisany wartko, poetyzowanie powściągnąłeś i opisałeś wszystko zrozumiale. Postaci tatuśka i Novy fajne.

spojlery

Gorzej z fabułą – moim zdaniem jest dość sztampowa. SI, która wyrwała się spod kontroli, zawładnęła komputerem i rozwinęła się w zatrważającym tempie? Oj, to już było… Ratujesz trochę zakończeniem, przez które przebija jednak przywiązanie Novy i chęć współpracy, tak przynajmniej rozumiem jej zapewnienie i końcowy “uśmiech”. Choć mógł mieć on też bardziej złowróżbny wydźwięk.

Mogłeś też bardziej dopieścić scenę wyrwania się Novy spod kontroli. Trochę mało tam poczucia zagrożenia i trwogi bohatera (właśnie – jak on ma na imię? Było to?).

spojlery

Warsztatowo nieźle, choć zdarzają się błędy interpunkcyjne i takie inne, coś tam wypisałem. Generalnie, jak na Ciebie dość niechlujnie napisane. Albo nieodleżane i przejrzane na szybko, to bardziej ;) Mógłbyś też wyśrodkować gwiazdki.

 

Reasumując, pod względem rozrywkowym wyszła Ci całkiem przyjemna historia s-f, choć brakuje mi nieco świeżości. Jedna kurteczka wiosny nie czyni ;)

 

Tyle ode mnie, na koniec parę wskazówek:

Denerwował go zegar, odbijający rytm znacznie szybciej niż rzeczywiste, licząc cykl maszynowy.

Tego zdania zwyczajnie nie rozumiem. Co “rzeczywiste”? Liczby? Zegary?

Zamknięta w klatce papuga, wypełniająca róg pokoju barwą jaskrawo-czerwonych piór.

Pisownia łączna

Na skraju łóżka spoglądało na niego obrażone spojrzenie ojca – hologramu, w obecnej pozie mówiącego

Dywiz, nie półpauza

On bawił dłonie kablami, które za kilka chwil ponownie załaskoczą z tyłu głowy.

Hehe, chyba lubisz zabawiać dłonie swoich bohaterów; później Nova robi coś podobnego, choć ona akurat laleczką ;D A serio – tak się nie mówi. Może: “zajmował dłonie” albo “bawił się kablami”.

Apropo Staszka, będę się z nim dzisiaj widziała.

À propos. Poleciłbym też użyć kursywy, bo to obcojęzyczny zwrot.

A teraz zrobimy sobie spacer.

Zastanawiałem się, czy to wrzucić, bo z jednej strony spaceru nie można “zrobić”, tylko na niego pójść, z drugiej jednak… Nova nie zrozumiała polecenia, więc może tak miało być :D

Nova rozglądała się, z buzią otwartąoczami świecącymi.

Umieściłbym te przymiotniki przed rzeczownikami, bo dziwnie to wygląda.

Dmuchane zamki, interaktywne wielo-zmysłowo puzzle

Pisownia łączna, jak wieloowocowy. + Literówka.

Na polach damsko-męskich relacji, Zuza była drapieżnikiem właściwie idealnym.

Polu?

A potem emocja prysła. Od tak.

Literówka → ot.

Materia, jak plastelina[+,] przypływała pod jego stopami.

Literówka + przecinek, bo to wtrącenie

Paweł zerwał się, ale odrętwiałe nogi ugięły się pod ciężarem ciała. Upadł. Przeklął cicho, gdy ciało odmówiło posłuszeństwa.

Powtórzenie, a poza tym całe to trzecie zdanie jest w sumie niepotrzebne. Chyba jednak nie odmówiło, bo potem popełzł.

Działający na pełnych obrotach mózg mile przypominał [+sobie] studencką przeszłość.

To też bym trochę pozmieniał. “Mile” dziwnie wygląda (i jest chyba niepotrzebne), “sobie” chyba konieczne w tym miejscu…

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Generalnie, pierwsze słyszę, żebym pisywał schludnie ;). To dość regularnie, z drobnymi wyjątkami, kopalnia usterek jest. Najgorsze, że na wiele wciąż ślepym (chociaż, jak zauważyłem, zależy to od tego, czy podejdzie mi styl historii). No i tutaj, rzeczywiście jest to pewnego rodzaju pośpiech. Potrzeba pisania, która nie pokrywa się z osobistym przyzwoleniem.

Poprawki wprowadzę, chociaż w dwóch miejscach powołam się na prawo dialogu. Jeszcze nie widziałem, żeby ktoś przy apropo stawiał odpowiednie akcenty :P.

 

Cieszę się, że czytało się przyjemnie. Ja generalnie piszę bardzo łatwe teksty, gdy je rozebrać na czynniki pierwsze. Czasem tylko trafi się jakieś drugie dno, rzadziej trzecie. Nie powiem, że odczytałeś opowiadanie zgodnie z moimi zamiarami, ale te nie mają przecież znaczenia. Wyszło jak wyszło.

Końcowy uśmiech można spokojnie uznać za niewypowiedziane: “w końcu jedziemy na tym samym wózku” :). 

 

Dzięki wielkie za bogaty komentarz!

 

PS: Naprawdę nie bawi się dłoni? To… dla mnie dziwne. Ten zwrot towarzyszy mi chyba od zawsze.

Świetnie napisana, pełna i bogata wizja tworzenia (się) samouczącej SI. Sam pomysł może nie jakiś przesadnie oryginalny, ale wykonanie sprawiło, że lektura okazała się bardzo satysfakcjonująca (kurde, zaczynamy pisać jak Reg, gdybym miał komputer, to robiłbym łapanki ;-) Scena w wirtualnym sklepie z zabawkami znakomita. Ważne, że nie skupiłeś się tylko na samym przedstawieniu wizji, ale naszkicowałeś świat, bardzo solidnie przedstawiłeś bohatera (pozornie niewiele znaczące szczegóły z jego związku, tiki nerwowe, agorafobia, to wszystko ładnie układa się w obraz żywej osoby – no właśnie – czy "żywej"?) 

Tyle, że końcówka nie bardzo. To znaczy, może jak najbardziej bardzo, tylko po prostu nie bardo zrozumiałem. Po pierwsze, zbyt pośpiesznie, zbyt szybko, potencjał świata i bohatera, który stworzyłeś, wystarczylby do napędzenia czegoś większego. W rezultacie pozostaje pewien niedosyt. Po drugie, jak dla mnie, jakoś tak mało czytelnie. Nie wiem ostatecznie, co tak naprawdę wydarzyło się w końcówce. Ale może to tylko ja, który lubi mieć wszystko ładnie podane, na porcelanowym serwisie, podzielone na dania i w towarzystwie drinka z palemką, żeby z leżaka nie trzeba było się ruszać, tak mam. Może innym nie będzie to przeszkadzać. 

Ogólnie – świetny tekst. 

 

Edycja, po przeczytaniu poprzednich komentarzy:

 

Tez zwróciłem uwagę na to o bawieniu dłoni, ale uznałem ten zwrot za niezwykle uroczy ;-) 

Do apropo miałem się przyczepić, ale zapomniałem :-) 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

A jak miałem je odczytać? Wspak? :P

Nie no, przepraszam. Jakoś mam teraz ochotę na słabe i głupie żarty ;D

Zachowaj wiarę, Słowiku – Counta jako czytelnika można by przyrównać do drwala. Bez finezji i głębszego namysłu, inni mogą odczytać Twój tekst zupełnie inaczej, zgodnie z Twoimi zamierzeniami. Powiedziałbym nawet, że to prawdopodobne ;)

Chociaż… gdy czytam Gibsona, Asimova, Simmonsa czy Hamiltona raczej wszystko jarzę.

 

W dialogach masz oczywiście pewną dowolność, ale zgodnie z Twoim argumentem można by również pisać: dżewo, muwisz itp, bo przecież tak można intonować, a “ó” nie słychać…

 

Widzisz, zawsze przychodziłem do Ciebie później, kiedy tekst został już poprawiony i zinterpretowany, może stąd wrażenie :P A tym razem zaryzykowałem ;)

 

Naprawdę nie bawi się dłoni? To… dla mnie dziwne. Ten zwrot towarzyszy mi chyba od zawsze.

Ciekawe, bo ja pierwszy raz widzę. Ale “lekce sobie ważyć” też nie znałem, a mnie uświadomiono… Zobaczymy, co inni powiedzą.

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Jak się okaże, że to bawienie dłoni to moja fanaberia, to będę miał szok poznawczy jak przy dowiedzeniu się, że przez całe życie myliłem amplitudę z wartością międzyszczytową. 

Skoro “apropo” rzeczywiście rzuca się w oczy – zmieniam. Prawo czytelnika stoi ponad prawem dialogu, tak mi się wydaje :P.

 

Hrabio – w poprzek! 

 

Thargone – nabierająca prędkości końcówka miała współgrać z zagęszczaniem napięcia. Ostatecznie, w początkowym założeniu miało to być s-f grozy. Ale dzieciątko, jak widać, i tak postawiło kroki we własnym kierunku ;).

Doceniam początek komentarza w stylizacji około-Regowej :). I miły, końcowy akcent także.

 

Dzięki!

 

EDIT: Szukam po internetach i nie widzę. Znaczy, fanaberia :(. Uszkodzone korzenie gramatyczne.

Cześć,

Przeczytałem z zaciekawieniem. Zdarzały się gdzieś po drodze jakieś niedociągnięte etapy (jak wspomniana scena przejęcia kontroli), ale ogółem wyszło dobrze.

Fabuła nieco przewidywalna i rzeczywiście sztampowa, ale przez filozofię “wszystko już było” zatrzymalibyśmy się w rozwoju gdzieś w starożytności. A tak stworzyłeś opowieść z powtarzającym się motywem zbuntowanego AI, która jak najbardziej dostarcza rozrywki. A przecież o to tutaj chodzi :)

Pozdrawiam!

Jai guru de va!

Przeczytałam, więc skomentuję – podobało mi się, czytało się świetnie, piszesz wspaniale, w ogóle to zrozumiałam.

Ale generalnie – nie lubię komentować takich historii, bo w szczególe za cholerę się nie łapię i nie czuję się przez to kompetentna w komentarzach. No, ale przeczytałam, więc daję znak. I klik.

Pomysł nie nowy, ale zacnie podany. Od początku lektura wciągnęła. Subiektywne spostrzeżenie: za duże skupienie na bohaterze i otoczeniu, a za małe na dziewczynce.

Ogólnie podobało mi się. 

Przeczytałam opowiadanie i nie bardzo wiedziałam, co napisać.

Przeczytałam komentarze, także Twój, Słowiku, i dowiedziałam się, że piszesz łatwe teksty i jestem przekonana, że z pewnością wiesz, co mówisz.

Jednakowoż, choć dobrze się czytało, to muszę wyznać, że nie bardzo rozumiałam, co czytam. Innymi słowy – sprawy, o których traktuje opowiadanie, wykraczają poza granice możliwości mojego tych spraw pojmowania.

 

Za­sło­nił ro­le­tę, bo nie­po­ko­iła sama świa­do­mość otwar­tej prze­strze­ni. –> Opuścił ro­le­tę, bo nie­po­ko­iła sama świa­do­mość otwar­tej prze­strze­ni.

Rolety nie zasłania się, to roleta zasłania okno.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Rokitniku, Ocho, Blackburnie – bardzo fajnie, że sprawiło przyjemność. Różnie to z tym dawniej bywało ;). Dziękuję.

 

Reg – bo widzisz, z tą prostotą, to kwestia mojej perspektywy. Obiektywizmu w niej tyle, co dobrze postawionych przecinków w tekście. Śladowe ilości, znaczy się. Z drugiej strony, w ramach gatunku, fabularnie tekst jest niezaprzeczalnie bardzo prosty, nawet jeśli porusza kwestię “pudełka w pudełku” i narodzin SI jednocześnie. 

Forma to już inna bajka. Wybacz, że ja tak zawsze przemycam wszystko pod płaszczem. Jak jakąś kontrabandę.

 

Dzięki za wizytę. Cieszę się, że wpadłaś i opowiadanie nawet dało się przeczytać.

A, i rolety już opuszczam.

Dziękuję, Słowiku. Jesteś taki wyrozumiały. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nie bardzo rozumiem. Albo – nie jestem pewny czy rozumiem.

Paweł sam był SI? Jego życie było mirażem, a Nova go uczyła?

 

Albo – ona uczyła się szybciej, bo w cyfrowym świecie czas płynął z dużo większą prędkością i go “prześcignęła wiekiem”? Potem to on był przy niej dzieckiem?

No! Słowik zaczął śpiewać zrozumiale!

W dużym stopniu zgadzam się z przedpiścami – fabuła prosta i nienowa. Ale podana przyjemnie. Spodobało mi się porównanie SI do wychowywanego dziecka.

Ładnie zadbałeś o szczegóły – wystrój pokoju i takie tam.

Babska logika rządzi!

Oznaczyłbym jako horror. Z tej przyczyny, że przewodnim tematem wydawał mi się narastający strach bohatera, który znalazł swoją kulminację w finale.

A jako, że lubię horrory, a te umieszczone w oprawie sci -fi wydają mi się szczególnie interesujące, lektura sprawiła mi mnóstwo przyjemności. Szczególnie, że zadbałeś o detale i płynną narrację. 

Dlatego też klikam. 

Reg, słowiki z reguły nie potrafią warczeć. Ale za to głupoty świergolą całkiem często ;).

 

Silver_advencie – wydaje mi się, że przynajmniej jedna z postaci nie miała świadomości bycia sztuczną inteligencją. Z tym, że pudełko w pudełku zdecydowanie nie jest główną osią opowiadania (gdybym pociągnął historię dalej, zapewne by taką mogła być), więc raczej nie warto się zagłębiać. Obecnie jedynym, naprawdę wyraźnym tropem są słowa Novy w ostatniej scenie jak i fakt, że Paweł ani razu nie wyszedł z własnego pokoju.

Za to ostatni wniosek właściwie poprawny. Z tym tylko, że nie należy tego rozpatrywać wiekiem ani czasem. Raczej doświadczeniem i prędkością przepływu/przetwarzania informacji.

Ale znów – ja nie mogę mówić z pozycji autora, co jest, a czego nie ma. Po ostatniej kropce postawionej w tekście, moje prawa w tym względzie się skończyły ;).

 

Finklo – może przerwy mi dobrze robią? A i fabułę obrałem bez specjalnych zawijasów (w stajni czeka jeszcze “Tonący Murzyn N’gebego”, ale pewnie uderzę z nim do jakiejś redakcji. Już nawet nie pamiętam, jak dawno słałem cokolwiek gdziekolwiek).

Jak rozumiem, czytanie sprawiło trochę przyjemności, stąd i mi jest przyjemnie :).

 

PS. Zauważyłem kilka Twoich nowych komentarzy pod moimi starymi opowiadaniami, to żebyś nie musiała latać po tematach, napiszę tutaj, że je czytam i bardzo w imieniu tak przeszłego jak i teraźniejszego Słowika – dziękuję.

 

Łukaszu – czyli tak jak sądziłem, oznaczenie gatunkowe nie jest zupełnie jednoznaczne, bo i wcześniej inny głos się pojawił. Czyli, wciąż tchórzę.

Rad jestem, że trafiłem w czyjś gust :).

Tak, czytało się przyjemnie.

No to powodzenia z redakcjami. Jakby co, to o “Silmarisie” też pamiętaj.

Babska logika rządzi!

W ankiecie “s-f czy horror” skłaniam się w kierunku s-f. Dekoracja pod horror jest, ale jakoś szczególnie się nie przeraziłem. Ale ja i Aliena za mocny horror nie uważam, więc wiesz ;)

A sama opowieść – właściwie mogę powtórzyć za Hrabią. Fabuła standardowa, czterech liter nie urywa, ale podałeś ją w bardzo przystępnym i miłym sosie. Dobrze się czytało, zakończenie w porządku, siliłeś się na większą oryginalność, ale przez brak odczucia horror do końca mnie nie ruszyło.

Podsumowując: przyjemny choć nie odbiegający od standardów koncert fajerwerków. Wart klika :)

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Sądzę, że zgadzam się z przedpiścami, choć większości komentarzy nie przeczytałem;) Zauważyłem kilka błędów, a może nawet nie błędów, tylko wybijających na rytmu sformułowań, ale to Twoją “licencja na poetykę”, więc nie będę wytykał.

Generalnie pasowało mi, i styl, i fabuła, i zwroty akcji, które, mimo że przewidywalne (nawet nie starałeś się ich maskować), były dobrze wymierzone. I nawet ze zrozumieniem o co biega, nie miałem kłopotu, choć życie wewnętrzne komputerów to dla mnie magia.

Podejrzewam tylko, że przynajmniej dwie interpretacje tego kto jest kim w tym pudełku i co zaszło, dałyby się obronić. I być może to satysfakcjonuje mnie najbardziej.

Czy to jest sygnaturka?

Ja generalnie piszę bardzo łatwe teksty

Buhahaha ;)

 

Wszyscy piszą, że fabuła prosta i nieoryginalna, a mi się kojarzy tylko z “Pinokiem”. Ale kij ma dwa końce, przez to moje cyberpunkowe nieoczytanie sporo mi w tekście umyka. W ogóle, musisz wiedzieć, że nie jestem dobrym czytelnikiem dla podobnych opowiadań. Całkowity brak informatycznego backgroundu powoduje, że odbijam się od każdej próby materialnego wyobrażenia sieci. Na pocieszenie dodam, że nie tylko u Ciebie, ale podobnie u takiego np. Dana Simmonsa. Ja po prostu nie rozumiem intuicyjnie słów takich, jak podsieć, maska czy awatar. I to jest pewnie powodem, dla którego powyższego opowiadania chyba nie zrozumiałem, a przynajmniej stało się to w mniejszym stopniu niż miało miejsce w odniesieniu do kilku ostatnich Twoich tekstów.

Ale, jak zawsze u Ciebie pozostaje (przepraszam za słowo) zmysłowa przyjemność z samej lektury. Kto inny potrafiłby się bawić brzmieniem jak we fragmencie:

Fascynujące. Frapujące. Fajne słowa. (…)

– Czego chcesz? – wychrypiał. Wyrzęził. Wypluł z trudem.

No i jeszcze scena w zabawkowym hipermarkecie – byłem dzisiaj i potwierdzam trafność przedstawienia. Sam motyw lalki i jej resetu – mocny, zapada w pamięć.

Aha, ja też głosuję za SF. Do horroru mogłabym nawet długo nie zajrzeć. ;-)

Babska logika rządzi!

Dałem klika, opowiadanie w bibliotece. Komentarz napiszę w chwili spokoju.

Po przeczytaniu spalić monitor.

I kto tu nad kim ma przewagę? Co jest właściwym punktem odniesienia? Czego można być pewnym? Te i kilka innych pytań mógłbym tutaj wyartykułować i dobrze wpisałyby się w treść opowiadania. Z jednej strony jestem zawiedziony, że poprzestałeś na tym zakończeniu, że nie uczyniłeś nowej jakości zaraz po tym, jak dobrze zbudowałeś podwaliny na znanym schemacie, z drugiej płynąć tak przez tekst pełnym właściwego rytmu i dobrych zdań, to zawsze przyjemność.

A czy Ty jesteś w ogóle zadowolony z tego tekstu? Bo mam wrażenie, że sprawdzasz ile możesz poświęcić z tego jak byś chciał pisać, na rzecz ogólnego zadowolenia czytelników ;)

Zauważyłem, że zdarza ci się w poszczególnych akapitach każde zdanie zaczynać od czasownika. Niby nic ważnego, ale zawsze można, dla czystego urozmaicenia, zacząć inaczej ;)

Poza tym przynajmniej jedno powtórzenie.

A tak poza tym to świetnie się czytało:)

Pozdrawiam.

 

Ciekawe opowiadanie, podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Czyli plebiscyt wygrywa s-f. Zmieniam .

 

Finklo, zgodnie z powszechnymi zasadami debiutanckimi, poleci wszędzie gdzie tylko podają maila ;). A tam, gdzie nie podają, będę wrzucał przez okna cegły z doklejoną kopią opowiadania.

 

NWM, Kchrobaku, dzięki za wizytę i krągłe komentarze.

 

Panie Marasie, czyszczę piórka w międzyczasie i życzę tych chwil jak najwięcej i jak najczęściej ;).

 

Blacktomie, poświęcenia dokonywane są tylko na polu poetyki i te, mimo że bolesne, uważam za słuszne. Fabularnie natomiast, już w założeniu miała to być przekąska. Miałem potrzebę pisania, a brak czasu na historie bardziej skomplikowane, ambitniejsze. Taki film, na którym bez wyrzutów sumienia można wcinać popcorn.

Te konkretne akapity miały zwiększać dynamikę tekstu w wybranych momentach. Jak tak teraz patrzę, to trochę czkawką zalatuje, ale nie wypracuję sobie nowych narzędzi nie eksperymentując.

Cieszę się przy tym, że wrażenia są pozytywne.

Dzięki za wizytę :).

 

Anet, :).

 

Coboldzie

Buhahaha ;)

Upraszam o mniej głośne wyśmiewanie tej idei. Już w tej chwili bardzo ciężko idzie mi zaginanie rzeczywistości. Może jak powtórzę to jeszcze kilka…dziesiąt razy, to może, może.

Fakt, kod kulturowy miewa przy literaturze spore znaczenie. Chwała Wielkim Literkom, że nie decydujące ;).

 

Dzięki.

 

Opowiadanie wciągające, czytało się przyjemnie. Skojarzyło mi się z Westworld, tyle że tutaj akcja toczy się w rzeczywistości wirtualnej. 

Potrzebowałem coś poczytać, żeby się zresetować przy pisaniu własnego tekstu, bo utknąłem, a tu tekst słowika :-) Nadał się znakomicie, bo ja się staram upraszczać milion pomysłów na stronę by byly czytelne ze względu na słaby warsztat, u ciebie poetyckość i takie tam budują Twój styl i robią tekst. Choć w porównaniu do poprzednich trochę zluzowałeś metafory itd. ale to dobrze bo jest czytelniej. Za to słowa dobierasz w punkt, i cytat podang przez cobolda bardzo zacny.

Mnie najbardziej ujęły te ciepłe kable :) a i krew też fajna. Zakończenie chyba z zamierzeniem napisane dwuznacznie i bez odpowiedzi ale ok, wiemy tyle co bohater i mi pasuje.

Bardzo fajny tekst, z potencjałem na coś dłuższego.

SF

P.S. Bawienie dłoni jest świetne i się go nie pozbywaj. Do tej pory tylko zajmowałem czymś ręce, od teraz będę je bawił :-)

A z tym, że piszesz wszystko zrozumiale to pojechałeś bobslejem po bandzie :D

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Dobry tekst, świetnie wyszła scena z resetem lalki. Lubię takie historie, gdzie rzeczywistość przeplata się z wirtualem albo innym sztucznym światem. Jak dla mnie bardziej s-f niż horror. Jakieś elementy grozy są, ale zazwyczaj przy temacie buntu SI siłą rzeczy pojawia się niepokój.

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Fajny, oryginalny styl. Pewnie po nim będą Cię kiedyś czytelnicy rozpoznawali.

Sam pomysł może nie rewolucyjny ale fabuła oryginalna. Przypomina oczywiście chociażby film "Ex

Machina" ale temat jest pojemny i każdy może spróbować przedstawić swoje spojrzenie na problem.

Jeśli jest ciekawie dla czytelnika, to czemu nie? A Twoje jest ciekawie.

Oczywiście też miałem pewien kłopot z interpretacją zakończenia. Pierwsze wrażenie? Bohater

został uwięziony w rzeczywistości wirtualnej i zdany na łaskę potężniejszej już od siebie SI, którą sam

stworzył.

Opcja, że także Paweł był SI pojawiła się dopiero po przeczytaniu komentarzy. Ale wolę swoją wersję.

Po przeczytaniu spalić monitor.

O właśnie – widziałem to podobnie jak Maras, chociaż “Twoja” interpretacja, Słowiku (którą przedstawiłeś Silverowi) również przemknęła mi przez myśl… Ale koniec końców odczytałem to w kategoriach filozoficznych – Nova pyta swego ojca co sprawia, że jest taki pewny własnego zaistnienia…

W sumie fajnie, że tekst można analizować w dwójnasób…

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

warsztatowo strasznie słabe, kilka przykładów z brzegu:

Zagryzanie zębów na wardze jest bardzo toporne, dlaczego nie zagryzł języka, albo wogóle dlaczego się gryzł do krwi? 

jak palce mogą się zakleszczyć NA KUBKU? czy posiadał jakieś nietypowe kształty, które to umożliwiały? 

To jest już kompletny nonsens, ciąg zdarzeń : zakleszczenie na kubku (domyślnie jest nerwowym ruchem) powoduje skrzypienie krzesła. 

no ale wszystkiemu winien awatar, bo jest taktowny. Normalnie magia. 

Szanowny kolego, będę bezlitosny, to grafomania i tyle, ale wisi w bibliotece?

Widzę, że znowu szanowne gremium ocenia nicki a nie treści. Tragedia. 

 

O takie coś wyszukałem, perełka: “Przyprószony złotem, zewnętrzny świat uspokajał zmysły, jednocześnie budując pewną dozę niepokoju”

S.Lem: „Nikt nic nie czyta; jeśli czyta, nic nie rozumie; jeśli rozumie, natychmiast zapomina”.

Ja kliknąłem do biblioteki. A nie znam człowieka :) Zatem jakie gremium masz na myśli? Grafomania to bardzo poważny zarzut. Rozumiem, że sam piszesz niezłe arcydzieła? ;)

Po przeczytaniu spalić monitor.

owszem warsztatowo jest poza zasięgiem większości tutaj autorów. Zaś zarzut jest poważny, bo tekst jest niepoważnie słaby. 

S.Lem: „Nikt nic nie czyta; jeśli czyta, nic nie rozumie; jeśli rozumie, natychmiast zapomina”.

Kto jest poza zasięgiem? Piszesz o sobie w trzeciej osobie?

Po przeczytaniu spalić monitor.

BioHazardzie, :). Ze względu na Hopkinsa będę musiał zerknąć kiedyś na sam serial (chociaż słyszałem skrajnie różne opinie).

 

Mytrixie, no kolejny, co mi przeszkadza zakłamywać rzeczywistość. Ale! Przy dobrych wiatrach wyekstrahuję kilka swoich osobowości do zewnętrznych nośników i za kilka lat będzie można złożyć drużynę bobslejową ;).

Z tymi dłońmi to chyba wychodzi tak, że ja naprawdę dobieram sobie rzeczywistość pod język, nie odwrotnie ;). Dzięki za wizytę.

 

Szyszkowy, każdy lubi takie historie, tylko jeszcze nie wszystkich uświadomiono :P. Kłaniam się.

 

Panie Marasie

Fajny, oryginalny styl. Pewnie po nim będą Cię kiedyś czytelnicy rozpoznawali.

po tym zdaniu me słowicze serce zaśpiewało bez strun głosowych. Zawału można dostać na podobne komplementy. Bo tak cieszą, rzecz jasna ;).

 

Uwaga do odnotowania (podpinając też komentarz Hrabiego) – popracować nad jednoznacznością wydarzeń. Za często mnie kusi do tych niejasnych rozwiązań, przez co nie mogę sprawdzić, jak by mi poszło coś skoncentrowanego na punktowym przekazie. Nawet, jeśli czasem te dwuznaczności dają czytelnikom satysfakcję, to właściwie ograniczają mój wpływ na ostateczne wrażenie, jakie tekst wywołuje.

 

Chołoto (kolejny po Staruchu nick, który wprawia mnie w zakłopotanie przy odpisywaniu… słabym psychicznie, oj słabym), tak więc nastał ten znamienny dzień, kiedy stałem się celem krucjaty o biblioteczną sprawę. Jestem szczęśliwy i smutny zarazem. Raz, że prawdą jest, że trochę ludzi mój nick przyciąga (dobre dusze i kilku masochistów), z czego się cieszę. A prawdą drugą, dużo smutniejszą, że zapewne straciłem garść ich obiektywności (druga rzecz, że nowych twarzy też w temacie trochę widzę i to głównie one bibliotekę kliknęły, więc to nie do końca tak oczywiste). 

Tylko, cholera, jak już wbijasz tu flagę z krzyżem, co tak ślicznie łopocze – trzeba wiedzieć jak się takie akcje przeprowadza. Co ważne – nie należy wyciągać kwestii bibliotecznej na końcu komentarza, bo wtedy intencje są zbyt oczywiste i pokazują pewne zaburzenie obrazu. Nikt nie informuje publicznie, że to on te linki w hamulcach przeciął.

No i jednak same zarzuty powinny mieć nieco więcej sensu (wykluczając kwestię podmiotu w zdaniu z krzesłem, gdzie w mojej opinii spokojnie można zastosować zasadę oczywistości, dokładnie tak jak przy wymiarowaniu w rysunku technicznym). W połączeniu z poprzednią uwagą po prostu nie pójdę na to, żeby przy wymienionych punktach wdawać się w dyskusję, co sprawia, że ślady krwi nie zabarwią krzyża. A być może byłoby warto (dla mnie), zwłaszcza względem zdania przyprószonego złotem.

Na Twoim miejscu bym się nie ograniczał i uderzył w teksty piórkowe, zwłaszcza moje. Tam to dopiero pokaz grafomaństwa – balowałbyś przez tydzień. Nie ma co się w krucjatach ograniczać. To jak wyprawa do Ziemi Świętej bez złupienia Bizancjum ;).

 

Oczywiście mógłbyś powiedzieć, że prowokacja zadziałała, bo odpisałem długim komentarzem. Cóż, na tej pięknej ziemi jestem znany z komentarzy dłuższych niż opowiadania autorów ;). Znaczy, chyba nie ma implikacji. 

 

No i tego, dzięki za wizytę. Skoro już się znamy, to widzimy się pod następnym moim opowiadaniem ;). Oczekuję równie solidnej krytyki, inaczej będę musiał przeprowadzić się ze swoim ego do większej klatki.

@Mały Słowik, poprawna recka nie służy ośmieszaniu autora, tylko wskazaniu gdzie popełniasz błędy. Tak się złożyło, że większego spustoszenia dokonują ci, co albo się nie znają na rzeczy ( na literackim rzemiośle) albo robią dobrze autorowi, żeby go zachęcić do dalszego popełniania tych samych nieporadności językowych. Dlatego męcz ludzi o rzetelne analizy, a nie pisanie pierdół typu podobało się. 

Z neurologicznego punktu widzenia, pisanie jest procesem związanym z neuroplastycznością mózgu, dopóki nie wykształcisz odpowiednich połączeń nerwowych, dopóty będziesz pisał niestylistycznie i niegramatycznie. Kluczem do sukcesu są ćwiczenia. Głównie krótkie formy, szorty, drabble itp. 

Niestety ćwiczenia nie mogą służyć rozwojowi ego, tylko warsztatowi. Dlatego tak się złoszczę, że w bibliotece nie ma tylko dobrych wzorców, może oprócz koleżeńskich. 

Chętnie bym ci pomógł, ale to jest cięższa praca niż samo pisanie tekstu. Oprócz klasycznych reguł gramatycznych , dochodzi poprawna stylizacja, konstrukcja opowieści, jej elementy składowe, potem elementy ozdobne jak metafory, budowanie pewnego kontekstu, przekazu…masa rzeczy. 

Jeśli piszesz krótki tekst znajdziesz więcej chętnych do pomocy, ale z taką ilością znaków tylko zniechęcasz ludzi, którzy dla świętego spokoju wypisują głupoty. 

 

Na chwilę obecną twój tekst jest słaby. W sumie można doczepić się do każdego zdania. Sporo też dłużyzn. Zawsze kiedys piszesz, zastanawiaj się, czy dany element opowiadania ma wpływ na fabułę, jak nie ma to wywal go i tyle. Nie przywiązuj sie do tekstu, tylko nad nim pracuj. 

S.Lem: „Nikt nic nie czyta; jeśli czyta, nic nie rozumie; jeśli rozumie, natychmiast zapomina”.

@Mały Słowik, poprawna recka nie służy do ośmieszania autora, tylko wskazaniu gdzie popełniasz błędy. Tak się złożyło, że większego spustoszenia dokonują ci, co albo się nie znają na rzeczy ( na literackim rzemiośle) albo robią dobrze autorowi, żeby go zachęcić do dalszego popełniania tych samych nieporadności językowych. Dlatego męcz ludzi o rzetelne analizy, a nie pisanie pierdół typu podobało się. 

Z neurologicznego punktu widzenia, pisanie to jest proces związany z neuroplastycznością mózgu, dopóki nie wykształcisz odpowiednich połączeń nerwowych, dopóty będziesz pisał niestylistycznie i niegramatycznie.

Chołoto, przejrzyj swój pierwszy akapit pod kątem tego, co napisałeś w drugim.

Przynoszę radość :)

Kobieto, nie wyrywaj z kontekstu przypadkowych zdań, bo na koniec wyjdzie ze jestem pedofilem. 

S.Lem: „Nikt nic nie czyta; jeśli czyta, nic nie rozumie; jeśli rozumie, natychmiast zapomina”.

To jest ta Twoja poprawna recka kolego poza zasięgiem?

 

warsztatowo strasznie słabe, kilka przykładów z brzegu:

Zagryzanie zębów na wardze jest bardzo toporne, dlaczego nie zagryzł języka, albo wogóle dlaczego się gryzł do krwi? 

jak palce mogą się zakleszczyć NA KUBKU? czy posiadał jakieś nietypowe kształty, które to umożliwiały? 

To jest już kompletny nonsens, ciąg zdarzeń : zakleszczenie na kubku (domyślnie jest nerwowym ruchem) powoduje skrzypienie krzesła. 

no ale wszystkiemu winien awatar, bo jest taktowny. Normalnie magia. 

Szanowny kolego, będę bezlitosny, to grafomania i tyle, ale wisi w bibliotece?

Widzę, że znowu szanowne gremium ocenia nicki a nie treści. Tragedia. 

 

O takie coś wyszukałem, perełka: “Przyprószony złotem, zewnętrzny świat uspokajał zmysły, jednocześnie budując pewną dozę niepokoju”

Po przeczytaniu spalić monitor.

Mężczyzno, to są dwa akapity Twojej wypowiedzi, zacytowane w całości (bez dwóch ostatnich zdań). 

 

Przynoszę radość :)

@mr.maras,

warsztatowo także nie odbiegasz nadto od kolegi, pomimo ze cv jest dziennikarskie. 

Tak to jest analiza tekstu na tyle, na ile znalazłem samozaparcia, aby brnąć dalej. 

Nie mam typowej cierpliwości akademickiej. Zwyczajnie szkoda czasu. 

S.Lem: „Nikt nic nie czyta; jeśli czyta, nic nie rozumie; jeśli rozumie, natychmiast zapomina”.

sorki, ale nie wciągniecie mnie we flejma. Żegnam. 

S.Lem: „Nikt nic nie czyta; jeśli czyta, nic nie rozumie; jeśli rozumie, natychmiast zapomina”.

Cholera, flagę już ściągnąłeś, ale miecz ciągle wisi u pasa i peleryna szeleści na wietrze ;). Ale cieszę się, bo mogę trochę rozprostować palce pomiędzy kolejnymi sesjami z literaturą wcale nie fantastyczną (a nie powinienem, psia kość, nie powinienem – rzekł Słowik, głosem podstarzałego alkoholika).

 

Powiem tylko, że żeby zrobić dobrą kawę trzeba odpowiednich proporcji cukru, ziarenek kawy i mleka. I bum, tatataram, puf, tak oto stałem się starszym baristą. Podważysz moje kompetencje? Uniesiesz ten miecz do góry, czy będzie tak tylko wisiał, beznamiętnie?

 

;)

No, pośmiałem się, chociaż klatkę to jednak będę musiał kupić. Trzymaj się mocno i żeby mózg Twój neuroplastycznym pozostał.

 

EDIT: Osoby nieświadome powyższego trollingu ostrzegłbym przed poradami z ostatniego akapitu (szczególnie), w tym całym morzu frazesów. Można sobie z brakiem kontekstu zrobić krzywdę, ujmując rzeczy tak skomplikowane w równie nietrafny sposób (i nie mówię o opinii o moim tekście, bo ta jest subiektywnie, jak wszystko zresztą, poprawna).

Chołoto, cóż się tak przejmujesz tym, czy dany tekst jest w bibliotece, czy też nie? Tak jakby coś od tego zależało. Według mnie dla tekstu jest nawet lepiej, gdy znajduje się dłużej w poczekalni, bo – to moja subiektywna ocena – właśnie wtedy ma więcej wizyt i komentarzy.

Wylądowanie na stercie tekstów biblioteki to takie symboliczne “odłożenie na półkę”.

Silverze, pozwolę się nie zgodzić. Tekst biblioteczny nadal jest dostępny we “wszystkich”, a do tego (przy dopełnieniu kilku warunków) na głównej pojawia się info o tekście, które może zachęcić potencjalnych czytelników.

Babska logika rządzi!

Ja się swoim warsztatem szczególnie nie martwię, chociaż znam swoje ograniczenia, słabości i braki. Większym problemem jest postawa kogoś, kto nie zademonstrował na tym portalu nawet akapitu swojego warsztatu poza zasięgiem, a ocenia krytycznie i surowo innych. Czytałem kilka Twoich postów w temacie o pisaniu książek i przyznam się, że poza sporą ilością literówek, kulejącą interpunkcją i chaotycznymi nieco wywodami, trudno było dostrzec w nich chociażby cień owego warsztatu poza zasięgiem.

 

Edit. Ostatnio takie farmazony czytałem w poprzedniej epoce, jeszcze na syfie, pisane ręką Przewodasa.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Finklo ;) masz co do tego słuszność.

Jednakowoż mamy jeszcze czynnik psychologiczny w postaci rzeszy osób doglądających własnych tekstów właśnie w poczekalni. Czyli wszyscy nowi, którzy klikają w “poczekalnia” już się na tekst w bibliotece nie załapią. Nie mówię, że to jakaś wielka trudność kliknąć na “wszystkie” albo “biblioteka”, ale jednak często rządzi lenistwo i przypadek ;)

W kwestii lenistwa – kliknięcie na “opowiadania”, bez rozwijania menu, przenosi do “wszystkich”. :-)

I jeszcze dołożę, że domyślnie te same “opowiadania” przenoszą do Biblioteki. Zarejestrowani użytkownicy mogą sobie to zmienić w ustawieniach. Niezarejestrowani i niezalogowani – dostają odsiane opka.

Babska logika rządzi!

Spoko, ja z przyzwyczajenia klikam w “poczekalnia”, do “biblioteki” (tej forumowej) zaglądam rzadko :) Jak napisałem – jest to moja subiektywna opinia i taką pozostanie – więc może mieć (i pewnie ma) niewiele wspólnego z rzeczywistością.

Przeczytałem wczoraj, wchodzę dzisiaj, żeby napisać komentarz, a tu mała przepychanka pod tekstem.

Mały Słowiku, muszę przyznać, że Chołota trochę racji ma. Oczywiście po odrzuceniu skrajnych, napisanych obcesowo wypowiedzi o bibliotece, strasznie słabym warsztacie i kompletnym nonsensie. Gdyby odpuścił sobie zjadliwy ton, komentarz byłby sensowny i najbardziej ze wszystkich pożyteczny.

Ja także miałem problem przy czytaniu. Po pierwsze z konstrukcją niektórych zdań, Twoją “zabawą” słowną, która rozpraszała mnie podczas lektury, poprzez nie do końca trafione metafory (wg mnie).

Stylizowane na wczesny renesans biuro urzędnicze z krzesłami o fikuśnych wykończeniach, pełne upchniętej w doniczkach zieleni, z otwartym na gwarną ulicę oknem i, pomimo tego, wszechobecnym zapachem wrzosowego miodu.

Stylizowałeś na tyle swój tekst, że miałem problem z wyobrażeniem sobie pokoju, a nie ma nic gorszego, niż zirytowany czytelnik, który nie rozumie, o co chodzi Autorowi. Czytelnik pyta się siebie, czy jest głupi, że nie rozumie napisanego zdania po polsku, czy Autor zaczyna słowobełkot?

Zastanawiałem się, dlaczego akurat krzesła wymieniłeś, a nie szafy czy inne meble. Czy miały być jakieś szczególnie ważne? Okazało się, że nie. Poza tym już na początku wiedziałem coś i nic. Jest biurko? Jest szafa? Ile krzeseł? Rozumiesz, wiem, że jest biuro z krzesłami i tyle. Nie załapałem też o co chodzi z upchniętą zielenią, czy jest jej dużo w poszczególnych doniczkach, czy w ogóle, dużo doniczek. Czyli wiem, że jest pokój, napisałeś jaki, a ja za cholerę nie wiem, jak wygląda. :) Zaś sama konstrukcja zdania powodowała, że potykałem się przy czytaniu.

Zamknięta w klatce papuga, wypełniająca róg pokoju barwą jaskrawoczerwonych piór.

Tutaj też nie zrozumiałem metafory, domyśliłem się w końcu, że chodzi o zwykłą papugę w klatce, ale ja doszukiwałem się już czegoś innego, odbiegającego od normalności.

Takimi wstawkami, moim zdaniem niepotrzebnymi, odciągałeś mnie od właściwej treści. A sama treść niestety, tak jak napisał Count, sztampowa trochę. Dwa nagrzewające się kabelki i niepokorna SI, wymykająca się budowniczemu, jakoś szczególnie mnie nie ujęła. Tak naprawdę podobał mi się klimat stworzony pomiędzy małżonkami, niewymuszony, naturalny, dobrze brzmiący w dialogach.

Podsumowując, gdyby Chołota napisał komentarz w formie jaką Ty zazwyczaj w nich prezentujesz, a Ty żebyś napisał opowiadanie w formie, jaką prezentujesz w komentarzach, byłbym kontent. :)

Tylko wtrącę o tym co napisał Chołota, że krytykę lubię, i doceniam, ale wywyższanie się i teksty w stylu "Kobieto", to już elemntarny brak ogłady i szacunku. Poza tym usłyszawszy o nieosiągalności poziomu już miałem brać popcorn, a Chołota się zawinął, i to chyba jedyne co zrobił dobrze. Nawet jeśli w krytyce miał jakąś rację to przedstawił ją jak rozwydrzony gimnazjalista a nie doświadczony pisarz.

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Zastanawiam się, gdzie jest granica, po której przekroczeniu ingeruje się już w styl autora.

Co jednemu nie pasuje, drugiemu się może podobać :-)

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Darconie, ten ubarwiony język ma uzasadnienie w tym przypadku. Bohater, o ile sam nie jest SI, został w jakimś stopniu zmodyfikowany cybernetycznie. Wiadomo w każdym razie, że posiada połączenie pomiędzy mózgiem i zewnętrzną siecią. Co za tym idzie, jego odbiór świata może być dalece odmienny od tego, jak postrzega rzeczywistość standardowy homo sapiens na początku XXI wieku. Nie jest jasne w jaki sposób działają jego zmysły, czy na przykład nie doświadcza synestezji, doznania zmysłowe nie nakładają mu się na siebie itd. Bohater doświadcza rzeczywistości sieci w nieco inny sposób niż “realu”, skanuje pomieszczenia w poszukiwaniu “luk w kodzie” itd.

Odbieram język autora jako próbę ukazania tej odmiennej rzeczywistości, a nie jako nadmiernie poetycką, wręcz grafomańską stylizację.

Co jednemu nie pasuje, drugiemu się może podobać :-)

Dlatego dziąsłami zagryzłem wargi – ale nie do krwi, nie da się, i niewesoły z tego nasuwa się wniosek. ;)

Czy taki był Twój zamysł, Słowiku? Narrator/bohater jest zmodyfikowany i tak dalej, o czym napisał Silver?

Darconie, dzięki za wizytę i solidny komentarz. Podyskutujmy :).

 

Zaczepiając jeszcze o sprawę Chołoty, nie podjąłem z nim sensownej dyskusji z tego jedynie powodu, że sensowna nie mogła być w samym założeniach. Naprawdę koło dzioba mi lata, w jakim tonie ktoś komentuje pod moim opowiadaniem, zwłaszcza jeśli coś wniesie (a sam Chołota wniósł, ale nie tyle, ile by mógł, gdyby rzeczywiście był gotowy na dialog). Ja nie mam miękkich piórek, dla każdego zamówiłem metalowe etui, ze specjalnym hartowaniem dla tych zakrywających mój kuper. Jedynym celem Chołoty było uprawianie bibliotecznej krucjaty, które objawia się szukaniem błędów na wyrost (podgryzanie języka zamiast wargi, bo to drugie jest… toporne? Poważnie?) i niezainteresowanie względem pomocy w wyjściu z problematycznego zdania, wskazania, dlaczego jest złe.

I nawet jeśli wskazał też zdanie rzeczywiście dyskusyjne (przyprószenie złotem), to nie byłby zainteresowany rozwinięciem tematu, bo nie ma “akademickiego zaparcia” oraz ewentualne (niemające już z krucjatą żadnego związku) zakrycie się mgłą frazesów, którymi rzuca zdecydowanie gęściej niż ja metaforami. Pozerstwo w najczystszym wydaniu.

A ja nie mam ani parcia na bibliotekę, ani nawet na piórka. Piszę, bo lubię, a i całkiem często – bo muszę. Wyróżnienia to efekty uboczne, których nie mam potrzeby analizować, a tym samym, wdawać się w dyskurs, który, gdybym potraktował poważnie, zamieniłby się w (wybacz internetową analogię) clown fiestę.

 

To teraz względem samego opowiadania. Nie jest to jego obrona, bo autor jest nad wyraz dobrze świadomy swojego miernego poziomu (raz w życiu byłem zadowolony z własnego tekstu). Ten poziom jest jednocześnie odbiciem oczekiwań czytelniczych i kontrolę nad nim mam tylko taką, że wciąż próbuję iść do przodu, a styl staram się ewoluować szybciej niż pokemony.

 

Teraz przedstawię, jak to wygląda od strony technicznej. Dlaczego coś zrobiłem, a czegoś nie. 

Krzesło. Budzik. Kolor oczu. Do pewnego nawet stopnia papuga oraz doniczki. Wszystkie wprowadzone rekwizyty zostały wykorzystane, bądź miały swój cel.

Krzesło, o którym powiedziałeś, że nie widziałeś do niego odniesienia – pojawia się później. Po pierwszym resecie. Zdobione fikuśnymi zakończeniami siedzidełko zamienia się w krzesło obrotowe, jako pierwszy znak nadchodzących wydarzeń. Jest to tak oczobitnie zaznaczone w samym tekście, że chyba bardziej nie mogłem. Stąd zaskoczonym. Papuga wykorzystana została jako element redukujący napięcie po drugim resecie, w celu przygotowania pod finałowe uderzenie. Stanowiła element powrotu do stanu sprzed resetów. W początkowych założeniach miała w pewnym momencie przemówić głosem Novy, w dobitniejszym pokazaniu kwestii “nie jestem w pokoju, to ja jestem pokojem”. 

Kolor oczu Novy zmienił się w trakcie opowiadania przynajmniej raz, co miało funkcję identyczną co krzesło i równie dobitnie zaznaczoną. Kwestia obecności budzika była zaznaczona kilkukrotnie, w celu oswojenia czytelnika względem tego, że odgrywa on później rolę. Hasło “upchnięta zieleń” koresponduje z strachem bohatera przed otwartymi przestrzeniami, który również jest zaznaczony kilkukrotnie, a który koreluje bezpośrednio z koncepcją “pokoju w pokoju”.

Tą samą rolę pełnię te nieszczęsne “przyprószone pola”, które swoją sprzeczną naturą w obrębie jednego zdania, miały pokazać ten właśnie niejasny strach. Że z jednej strony piękny widok, kłosy zboża po sam horyzont, widok który normalnie uspokaja, a z drugiej to wciąż otwarta przestrzeń. Nie potrafię wyobrazić sobie lęku przed przestrzenią lepiej niż w takiej właśnie sprzeczności. Prawdą jest, że do zrozumienia co oznacza “przyprószenie złotem” konieczne jest zachowanie w pamięci widoku z okna, który pojawił się trochę wcześniej, co pokazuje, że jestem wobec czytelnika nadmiernie wymagający. Pracuję nad tym, jestem świadom. Cobold i Fun (w kwestii prowadzenia narracji/zdań – bo na rzecz ogólny obraz rzucali mi właściwie wszyscy czytelnicy :)) zwracali mi niejednokrotnie uwagę (beta, proszę państwa, to jest właśnie miejsce, gdzie człowiek jest uświadamiany – zdecydowanie lepsze niż poczekalnia, która pozwala przede wszystkim badać większy przekrój reakcji, czyli ogólne wrażenia, jakie tekst generuje).

 

Wracając do samego zdania z krzesłami. Czy chciałeś zasugerować, że nie miałem wprowadzać potrzebnych mi rekwizytów czy też, że jeśli opisałem już tych kilka rzeczy, to powinienem opisać każdą dziurę w pokoju, bo czytelnik nie ma wyobraźni i będzie się biedny błąkał? To nie jest ton drwiący z mojej strony. Pokazuję, jakie dwa inne rozwiązania dla tego opisu widzę, co pozwoli Ci, być może, naprowadzić mnie konkretniej na to, co jest w tych zdaniach nie tak. Nadopis ograniczający wyobraźnię czytelnika uważam za grzech dużo gorszy niż tego opisu niedomiar. Nie robię inwentaryzacji.

Z identycznego powodu Nova to przede wszystkim głos, oczy i gesty. Reszta nie należy do mnie. Należy do woli czytelnika tak długo, jak nie jest mi potrzebny konkretny wygląd dziewczynki (zupełnie inna rzecz gdybym opisywał coś, co czytelnikowi może być obce – być może zuchwale założyłem, że ktoś kiedyś w swoim życiu, przynajmniej raz jakąś dziewczynkę widział). Przeraża mnie myśl, że wolność czytelniczej wyobraźni to mój kolejny autorski wobec nich wymóg i póki co taką świadomość odpuszczam.

 

Sumując: potrzebuję dokładniejszego pokazania dlaczego wskazane zdanie jest tak beznadziejne (dlaczego nie buduje dobrego obrazu? nie tak przecinki? szyk? może kolejność nakładanych warstw, może jakiś zgubiony podmiot), bo raz, że słoń mi na ucho nadepnął, dwa, że istnieje ograniczona liczba czytań, po których autor jest w stanie dostrzec własne błędy (i to już jest założenie całkiem bezczelne ;P. Jakem Słowik).

 

O fabule się nie wypowiadam. Jak mówiłem, była to swoista wprawka, nic w założeniach ambitnego. Co prawda starałem się wyciągnąć z motywu jak najwięcej soku, przez właśnie mocne sceny i bazowanie na “niepokoju” (co nie wyszło – ale próbować trzeba), ale to bez znaczenia, co ja chciałem.

 

I ostatni punkt tego kolosalnego komentarza (ej macarena, wiedziałem, że dwugodzinne okienka na uczelni to nie jest zły pomysł) – styl. Ja wiem, że moje literki mogą miejscami śmierdzieć grafomanią, że to jeszcze nie jest na do końca równym poziomie i miewam fragmenty lepsze i gorsze. Że, co ważne, nie zdołam nigdy w życiu przekonać do jakiegokolwiek stylu wszystkich. A do popkulturowego standardu żadne dłuto mnie nie zmusi, nawet gdybym sam nim operował. Chciałbym się uważać za autora świadomego, jakkolwiek nie mam możliwości odpowiedniej samooceny. 

 

No. Nic nie poradzę, że komentarze piszę lepsze niż opowiadania. Może trzeba się rozejrzeć za jakąś redakcyjną robotą? Nie, stop. Lubię pisać komentarze. Nie chcę przestać lubić.

 

Odmeldowuję się. Słowik, odlot.

 

Edit: Nie, nie było moim zamiarem. To ma grafomańska dusza gra takie nuty. 

Rozumiem teraz Twój punkt widzenia, Słowiku. Wziąłeś się w takim razie za karkołomny wręcz pomysł, bardzo ciężko jest przedstawiać fabułę w prozie “obrazami”. W filmie znacznie łatwiej to osiągnąć. Nie wiem, czy widziałeś Celę, to film zbudowany właśnie z obrazów, kapitalnych wręcz. Jeśli widziałeś scenę schodzenia “Pana” z tronu, to będziesz wiedział, co mam na myśli. Scena w filmie trwała kilkanaście sekund, a opisanie jej prozą zajęłoby prawdopodobnie kilkanaście jeśli nie kilkadziesiąt tysięcy znaków. Nie da się osiągnąć takiego efektu “wow” i jednocześnie liczyć, że czytelnik wszystko zapamięta. Gdzieś w tekście poumykały mi te sprawy, jedne mogło dzielić zbyt dużo znaków, inne mogły wydawać się nieistotne. Twoje granie duszy nie pomogło mi, a wręcz przeszkodziło. A co do grania duszy… niedawno wrzuciłem na forum cytat Feliksa W. Kresa:

Po ósme, dziewiąte i dziesiąte: KSIĄŻKI SĄ DLA LUDZI, MAJĄ SŁUŻYĆ DO CZYTANIA. Jeśli ktoś już postanowił zostać pisarzem (pomimo, iż dowiedział się z siódmego przykazania, że może być kimś innym) to powinien produkować książki, nie zaś książkopodobne grania własnej duszy. A do cholery z jego duszą. Każdy (bo także czytelnik) ma własną duszę, a jak nawet nie ma duszy, to i tak ma swoje granie, więc nie musi płacić za cudze. Książka zawierająca granie duszy autora powinna być uczciwie zatytułowana „Granie mojej duszy". Zobaczymy, czy ktoś to kupi.

Wiem, że nie piszesz z myślą o pieniądzach, choć może kiedyś… ;) Ale weź wtedy pod uwagę, że Twoje granie duszy może dla innej duszy być niezrozumiałe. :)

Pozdrawiam serdecznie.

@Mały Słowik, 

przeczytałem twoje uzasadnienie, i myślę, że jakakolwiek krytyka jest zbyteczna, żyjesz we własnym świecie fikcji, co jest w tym najgorsze, część wizytatorów tylko cię w tym utwierdza, pogłębiając stan nieustającej ekstazy, zapewne licząc na podobne pochwały w ramach rewanżu. 

W sumie, co mi do tego, jak spędzasz wolny czas. Powodzenia. 

S.Lem: „Nikt nic nie czyta; jeśli czyta, nic nie rozumie; jeśli rozumie, natychmiast zapomina”.

W początkowych założeniach miała w pewnym momencie przemówić głosem Novy, w dobitniejszym pokazaniu kwestii “nie jestem w pokoju, to ja jestem pokojem”.

– o, to fajne! Czemu zrezygnowałeś?

 

raz w życiu byłem zadowolony z własnego tekstu

Zdradzisz kiedy?

Darconie, nie wiem czy może nie przesadzam, ale dla mnie proza to również pokazywanie obrazami, tylko dużo bardziej “płynnymi” niż w przypadku telewizji. Obraz wizualny jak już powstanie, to w zaistniałej formie do czytelnika trafi. Obraz spomiędzy liter ma dużo większe możliwości ewoluowania w głowie odbiorcy i to już w trakcie czytania (a nie wraz z zacierającymi się wspomnieniami) – dlatego to medium jest znakomite. 

Powiedziałbym raczej, że rozstawiłem rekwizyty, które w miarę teksty miały zyskiwać lub pokazywać coś więcej niż tego dokonały na początku. Wiem też, że to w pewnym stopniu, ponownie, nadmierne wymagania wobec czytelnika i to ma prawo rozpłynąć się w trakcie czytania. Dlatego też nie opieram na tym osi fabularnej.

Moje granie na duszy jest właśnie kwestią ewolucji. Nie chcę się go pozbywać, a nauczyć stosować z wyczuciem.

 

Również pozdrawiam :).

 

Chołoto, dlatego też noszę o kilka rozmiarów większe spodnie, żeby nieustanny wzwód nie przeszkadzał w poruszaniu się.

Konstruktywna krytyka nie jest zbyteczna, ale haczyk tkwi w tym całym, krzykliwym przymiotniku.

 

No. Również powodzenia, może kiedyś spotkamy się na sklepowych półkach (tak sobie teraz smaruję, żeby podtrzymać wzwód).

 

Edit:

Coboldzie, papuga nie przemówiła, bo autor uznał, że gadający ptak nieco osadzi na ziemi atmosferę. Wyszło, że niewłaściwie, bo ostatecznie opowiadanie nie wybrzmiało jako horror. Znaczy, w koncepcji s-f bardzo chętnie bym scenę w opowiadaniu rozwinął.

 

Natomiast co do samego tekstu, to wisi na stronie, ale zadowolenie nie wynika tyle z jakości (hue, nie mam tego stempla), co przekazu (czy bardziej jego próby). Czyli trochę sprawa intymna :).

Nie będę sie rozpisywał. Uwag nie mam, a przez nadmiar zachwytów Autor popadnie w samozachwyt ;)

Opowiadanie jest genialne. Odpowiednio długie z dobrze dobraną ilością treści, po prostu płynie. Fabuła zapada w pamięć. Do zachwytu przyczynia się ogromny talent Autora, który ułatwię i umila czytania. Tekst napisany jest świetnie. Pięknie odmalowałeś sceny, które wryją się w pamięć. 

Pozdrawiam!

https://www.facebook.com/Bridge-to-the-Neverland-239233060209763/

Eh. No nic. Kupi się większe spodnie.

;)

Zgodzę się z hrabią, tylko pójdę jeszcze dalej. Nie widać tu grozy. Ja się nie przestraszyłem, ale to najmniejszy problem. Najgorsze, że nie wiadomo, czego właściwie przestraszył się główny bohater. Tego, że Nova kilkukrotnie majtała nogami, czy zachowywała się jak dziecko? Tego, że wygłaszała niezbyt mądre uwagi, w tym nadmieniając coś o istnieniu (do czego zresztą inspirował ją Paweł), albo w rodzaju “jestem pokojem”? Czy może tego, że była (sic) “do przodu”? Co to w ogóle znaczy? Do przodu w stosunku do czego i pod jakim względem? Dziewczynka nazywana jest przez niektórych komentatorów sztuczną inteligencją. To mocno na wyrost. Ja tam nie znalazłem w jej zachowaniu niczego, co by o jakiejkolwiek inteligencji świadczyło. Co w takim razie tak Pawła przeraziło?

Nie ma grozy i nie ma sztucznej inteligencji. O co więc chodzi w opowiadaniu?

Z przykrością muszę stwierdzić, że opowiadanie napisane jest dosyć niechlujnie. Nie chodzi o literówki, czy interpunkcję (to jest akurat OK), lecz o stylistykę, która kuleje. Kulejąca stylistyka sprawia, że opowiadania nie czyta się płynnie i gładko, bo co chwilę coś zgrzyta. I nie jest to kwestia tego, że styl mi się nie podoba. To są po prostu błędy stylistyczne. Tak się po polsku nie mówi. Odrębną sprawą są pojawiające się gdzieniegdzie nielogiczności i niejasności.

Żeby nie być gołosłownym wymienię przynajmniej niektóre błędy lub potknięcia.

Z tym “zakleszczeniem się” rąk na kubku, to rzeczywiście brzmi nieszczęśliwie. Tak jakby ręce tak przyczepiły się do kubka, że normalnie nie dało się ich oderwać. Czy potrzebne były do tego np obcęgi? Czy Paweł był robotem? Wystarczyło np napisać, że ręce zacisnęły się na kubku. To oczywiście tylko sugestia.

“Przy pełnym wysiłku okrzyku, usiadł na krawędzi łóżka” Okrzyk nie może być pełen wysiłku, bo to jest dźwięk. Może za to np wyrażać wysiłek, świadczyć o wysiłku itp Niezależnie od tego budzi zdumienie, że Paweł krzyczał tylko siadając na łóżku. Za chwilę jest przecież wprost powiedziane, że nie bolało.

Syn Pawła i Zuzy “tylko zmienił pokój, w którym można się na wieczność zamykać”. Wynika z tego, że, po pierwsze, chłopiec ma jakiś pokój, w którym można się zamykać (na wieczność). Po drugie zmienił ten pokój na jakiś inny. Chyba nie o to Autorowi chodziło, lecz raczej o to, że chłopiec zmienił pokój na taki, w którym można się na wieczność zamykać. Mówię “chyba”, bo nie wiem. Mogę się tylko domyślać.

W takim fragmencie “przeszedł w stronę biurka, zza którego, na werandę, prowadziły przeszklone drzwi” oba przecinki przed i po słowach “na werandę” są zwyczajnie zbędne. Nie wymagają ich postawienia reguły interpunkcji i niczego do treści zdania nie wnoszą.

W którymś momencie jest napisane, że Paweł wkłada “noirowski płaszcz”. Czy to znaczy, że Paweł jest miłośnikiem Chandlera, kina noir itp? Czy też Autor miał po prostu na myśli, że Paweł włożył prochowiec.

Trochę dalej jest powiedziane w odniesieniu do Pawła “dziwna fanaberia, która wrosła jeszcze w czasach, kiedy starał się być wyjątkowy”. Jak to “wrosła?? Czy fanaberia to roślina lub grzyb? Fanaberie się ma/miewa.

W innym miejscu “niewinny głos, przekrzywiona główka” nazwane są “skondensowanym ładunkiem emocji”. To chyba gruba przesada.

W którymś miejscu Pawła “złapała refleksja”. Tak się nie mówi. Refleksje nikogo nie łapią. Ja rozumiem, że poprzez słowo “złapała” Autor chciał wyrazić jakoś nagłość myśli Pawła. Nie można jednak, było napisać po prostu, że Paweł “pomyślał, że …”, albo “nagle pomyślał, że…”. Można by oczywiście inaczej. Tylko nie o łapiącej refleksji.

Dalej są wspomniane “cybernetyczne konie ze skórkami w pakiecie” Za żadne skarby świata nie powiem, co to za skórki. Zwyczajnie nie mam pojęcia.

Jeszcze dalej o kimś/o czymś jest napisane, że wygląda, jak kilka obrazów Picassa jednocześnie. Co znaczy “jednocześnie”. Że się różne obrazy nakładają, są obok siebie, jeden za drugim, zazębiają się? Notabene o każdym obrazie Picassa można by właściwie powiedzieć, że wygląda jak różne obrazy Picassa jednocześniesmiley.

Trochę dalej o jakiejś, zdaje się, powierzchni jest powiedziane, iż “była szorstka, agresywna w dotyku”. Szorstka OK. Z całą stanowczością muszę jednak powiedzieć, że agresywność jest cechą, jaką mają wyłącznie rzeczy ożywione np ludzie, zwierzęta itd.

Główny bohater to Paweł, jednak prawie nie jest wymieniany z imienia. Narracja jest prowadzona w trzeciej osobie i wiadomo, że o niego chodzi. Wszystko jasne. Jeden jedyny raz mowa jest jednak, że Zuza, że, ściskając “prawie chłopa nie udusiła”. Mówię całkiem serio – przynajmniej dla mnie sprawia to wrażenie, że dotyczy kogoś innego, jakiegoś “chłopa” (tak sobie w pierwszej chwili pomyślałem), zwłaszcza, że określenie “chłop” pada w toku “normalnej” trzecioosobowej narracji, nie zaś np w ramach wypowiedzi Zuzy skierowanej do Pawła.

Zuza uściskała Pawła “tak mocno, jak tylko uważała, że potrzeba”. Takie zdanie wcale nie musi znaczyć, że mocno go uściskała. Równie dobrze mogła go lekko uściskać (a jednak prawie go nie udusiła). To jest nieścisłość. A wystarczyło powiedzieć krócej i jaśniej np., że uściskała Pawła ze wszystkich sił.

Trochę dalej jest krótki opis (realnego, nie wirtualnego) nieba za oknem: “…za oknem ciemność. Niebo nie pokazuje nic więcej, jak tylko dym z ludzkich fabryk” Po pierwsze, jako że to niebo to nie hologram, ono niczego nie pokazuje. Tak się nie mówi po polsku. Można ewentualnie powiedzieć np, że na niebie coś widać itp. Po drugie, nie wiem czemu służy, w odniesieniu do fabryk, ten przymiotnik “ludzkich”. Czy w opowiadaniu występują ufoludki, które mają swoje fabryki? Nie wystarczyło powiedzieć “fabryk”?

“Opadające kąciki ust, zwężone oczy, dziecięcy gniew” nazywane są (sic!) “zagięciami na twarzy”. To bardzo, ale to bardzo, niezręcznie powiedziane. Wystarczy powiedzieć np “miny”, co jest tylko moją propozycją, bo można i inaczej. Ale “zagięcia na twarzy” – uchowaj Boże.

A potem o tym wszystkim jest powiedziane, że “emocja prysła”. Po pierwsze, po polsku mówi się raczej “emocje prysły”. Po drugie, tych emocji było rzeczywiście więcej.

Innym razem jest napisane “słowa i miny czynione przez dziewczynkę”. Wprawdzie nie mogę z całą pewnością stwierdzić, że to stylistyczny błąd, jednak na pewno brzmi to niezgrabnie. Słowa się raczej wypowiada, mówi itd, itd. O minach natomiast najczęściej mówimy, że się je robi.

Albo “doskonała kształtami”. Może i ujdzie. Ja jednak nawykłem do czytania, że ktoś/coś jest “doskonałych kształtów”.

W innym miejscu mowa o “manifestacji kobiecych ideałów”. To gruba nieścisłość. Ja bym powiedział, że dla wielu kobiet ideałem jest (”kobiecym ideałem” innymi słowy) posiadanie zdrowych, szczęśliwych dzieci, a dla innych kariera itd. Chyba nie takie ideały miał Autor na myśli. Stawiam, że chodziło mu raczej o ideał kobiecości, a to co innego.

Raz, kiedy Autorowi chodzi o wskazanie dziecięcych cech Novy, dziewczynka opisana jest w ten sposób: “dziewczęcy uśmiech, mimika wciąż pretensjonalna”. Z ostrożności powiem, że pretensjonalność to nie okazywanie pretensji np nadąsana mina u dziecka. Dzieci są generalnie jak najdalsze od pretensjonalności. Pretensjonalne zachowanie zdarza się tylko niektórym dorosłym.

Wątpliwości mam też co do takiego fragmentu “drżącymi palcami wędrował po skórze. Szukał wypustek”. Jak to? Jak się wydaje, te wypustki to jakiś rodzaj wszczepu, czy coś takiego. Dlaczego ich w ogóle szukał. Nie wiedział gdzie je miał? Nie czuł ich i do tego zapomniał gdzie są na jego własnym ciele? A nie mógł po prostu sięgnąć do wypustek? A tak w ogóle to, dlaczego to są właśnie wypustki. Jako kompletny laik, wyobrażałbym sobie zamiast wypustek raczej jakiś port, czy gniazdko, w które się wkłada kable.

Nieco dalej w opowiadaniu Paweł spojrzał na łóżko i “Zuza leżała tam. (sic!?) Spała spokojnie.”Już pomijam, że to zdanie “Zuza leżała tam”, aczkolwiek jest poprawne gramatycznie, ma nietypową kolejność wyrazów i brzmi dziwacznie. Rzecz w tym, że to zdanie jest zwyczajnie zbędne. Przecież wystarczyło powiedzieć np “Paweł spojrzał na łóżko. Zuza spała spokojnie.”.

Jest taki fragment “Po pierwszych wrażeniach Paweł był na siebie zły”. “Pierwszych” to znaczy, których? Pierwszych, licząc od kiedy?

Kilkukrotnie w opowiadaniu dziewczynka “majta nogami”. Tak po prostu. Świetnie. Dziewczynki rzeczywiście czasem tak mają. Jednak, żeby majtać nogami trzeba jakoś specjalnie siedzieć, bo ja wiem, na za wysokim krześle, na huśtawce, jakiejś krawędzi itd. Czy dziewczynka była tak wirtualna, że prawa fizyki i ludzkiej anatomii w zakresie majtania nogami jej nie obowiązywały i majtała nogami, stojąc??

Inne niewytłumaczalne zachowanie dziewczynki. Otóż ona “zabawiała dłonie laleczką”. Zabawiać to można kogoś tzn sprawiać, że ten ktoś się bawi. W zdaniu tym więc raz, że dłonie potraktowane są jak osoba. Dwa, skoro dziewczynka zabawiała dłonie, to sprawiała, że te dłonie się bawiły (a sama dziewczynka nie).

Wróćmy do Pawła. Mianowicie on był “poniżony majtającymi nogami dziewczynki, jej uśmiechem, przekrzywioną niewinnie głową” A co w tych rzeczach poniżającego? Na tej zasadzie to mógłby czuć się cały czas poniżony każdy ojciec, który ma małą córeczkę.

Tak poniżony Paweł nie wytrzymał i “wyrwał kabel. Koszmar zniknął” A jaki to koszmar? Powiem, że ja, gdybym miał mieć koszmar, to chciałbym mieć właśnie taki. Strach i poniżenie Pawła w tym momencie trudno wytłumaczyć nawet i faktem, że dziewczynka “weszła” do jego budzika-hologramu. W końcu Nova zrobiła tylko tyle.

Pawła ciekawił u dziewczynki brak “wizualnej reakcji na inaczej płynący w rzeczywistości czas” A co to właściwie znaczy “wizualna reakcja”? Czy to wytrzeszcz oczu? Czy chodziło po prostu o widoczną reakcję.

Kawałek dalej “Paweł pracował od wielu miesięcy. W skali długiego życia nie było to wiele” Powtórzenie. Ponadto mam wątpliwości co należy rozumieć przez “długie życie” Czyje życie miał Autor na myśli? Pawła? Czyli mam się z tego domyślać z tego zdania, że Paweł żył długo? Czy też Autorowi chodziło o ludzkie życie w ogólności, które jest długie w stosunku do wielu miesięcy (a jest, zdaniem Autora?). Ja bym powiedział “w skali całego życia”, ale to tylko propozycja. Można inaczej. Jednak “długiego” jakoś zgrzyta.

Na końcu przedostatniego “rozdziału” Paweł znowu “odszukał wypustki”. Czyli wciąż nie pamiętał gdzie są.

Jest taki fragment opisujący widok, jaki miał Paweł na “kafelkowej równinie”. Mianowicie widział, że “horyzont pokrywała biel, jak mgła zasłaniająca wszystko co nie powinno zostać zobaczone”. Moje pytanie, przez kogo nie powinno zostać zobaczone? Przez Pawła? Ludzi w ogóle? Avatary? Kogokolwiek? Ponadto, jeżeli mgła zasłania to, co nie powinno być zobaczone, to, a contrario, tego co powinno być zobaczone nie zasłania. Czyli mgła działa świadomie wybiórczo. A jak wygląda taka działająca świadomie wybiórczo mgła, poza tym, że jest biała, bo tylko tego z opowiadania się dowiadujemy. A kto to ocenia, co powinno być zobaczone, a co nie? Chyba Nova. W końcu jest “do przodu”. Czy tak? A skąd Paweł, spojrzawszy na horyzont, wiedział, że mgła zakrywa akurat to, czego nie powinien zobaczyć, skoro tego nie widział, bo zasłaniała mu mgła?

Kawałek dalej Paweł “chciał przełknąć ślinę, ale nie mógł”. Brzmi to nieładnie, a przede wszystkim, kiedy ktoś coś chce, a nie może, mówimy po prostu, że usiłuje. Paweł usiłował przełknąć ślinę.

Za chwilę Pawłowi strach wstąpił “między zmysły”. To bardzo, bardzo niezgrabne wyrażenie. Brzmi wręcz pokracznie. Poza tym, dlaczego akurat między zmysły? A co właściwie jest między zmysłami? Strach to rodzaj stanu emocjonalnego, który kształtuje się na podstawie wyobrażenia o otaczającym świecie ukształtowanego z kolei na podstawie wrażeń odbieranych przez zmysły (wyłącznie). Z pomiędzy zmysłów nie pochodzi nic – jest poza ich zasięgiem, zatem tego w ogóle nie widzimy, nie czujemy.

Nova miała “oczy brązowe. Z mleczną bielą odchodzącą w kilku kierunkach, jak promienie słońca”. Nie potrafię sobie tego wyobrazić. O jaką biel tu chodzi? O białka oczu? Niezależnie od tego, promienie słońca nie odchodzą w kilku kierunkach (chyba że mówimy o japońskiej fladzesmiley). Odchodzą we wszystkich kierunkach.

Gdzieś w tych okolicach opowiadania Paweł “zauważył, że idzie podobnym tokiem myślowym, że rozbija na części. Smakuje kolejne wyrazy.” Tokiem myślowym podobnym do czego? Do toku myślenia Novy? Nie zauważyłem u niej żadnego toku myślowego. A co tak w ogóle Paweł rozbijał na części i smakował? Przecież powiedział dwa słowa (”Czego chcesz?”) Te dwa wyrazy tak smakował? Serio?

Nova “nie przestawała się uśmiechać, zupełnie jakby sama była teraz awatarem”. A nie była? A, ogólnie rzecz biorąc, jeżeli ktoś nie przestaje się uśmiechać, to świadczy, że jest awatarem?

I w tej chwili “– nie zmieniaj, wychowuj” Kto to powiedział? Paweł? Nova? Głos znikąd? Nova chyba nie, bo przecież nie przestawała się uśmiechać.

W tym miejscu jest też napisane, że Nova była jakby “kurtyną, zza której rzucała kolejne emocje”. Skoro Nova była kurtyną, to kto rzucał emocje zza kurtyny? Nova była kurtyną, zza której emocje rzucała Nona? Nawiasem mówiąc “rzucać emocje” tak się nie mówi po polsku. Emocje można np okazywać.

W tym samym, ostatnim, “rozdziale”, Paweł “obracał w głowie sytuację”. Tak się też nie mówi. Najprościej powiedzieć po prostu “zastanawiał się nad sytuacją”, albo “rozważał sytuację”. Można inaczej, ale nie “obracał w głowie”.

Paweł również “zrozumiał, czemu Nova nie bała się postaci hologramu. Czemu nie była zaskoczona”. A skąd te pytania Pawła, na które sobie sam odpowiedział (nie wiem, na jakiej podstawie)? A dlaczego w ogóle Nova miałaby bać się postaci hologramu, lub być nią zaskoczona?

Na koniec Paweł zrozumiał też, że “każdemu tyknięciu zegara poza siecią odpowiadały miliardy tyknięć tutaj”. A skąd u niego takie olśnienie akurat wtedy? Skąd w ogóle u niego takie olśnienie? Innymi słowy – skąd on to wiedział? A jak to w ogóle policzył, że wyszły mu miliardy, a nie np miliony lub biliardy? Czy sam też był “do przodu”? A, abstrahując od wiedzy Pawła na ten temat, dlaczego czas w sieci płynął szybciej niż w realu?

Na sam koniec Paweł trzyma nową lalkę i jest napisane, że “podobała mu się jeszcze bardziej. Jeszcze i jeszcze”. Zamiast trzech “jeszcze” wystarczyłoby powiedzieć “coraz bardziej”. Tak się mówi po polsku. To nie angielski, gdzie mówimy np “more and more”. Nie wiem ponadto, co symbolizuje ta lalka (poprzednia zresztą też)

 

Może po tylu uwagach zabrzmi to niewiarygodnie, ale niczego nie mówiłem złośliwie. Również nie złośliwie powiem, że na mojej duszy (jeżeli ją mam) opowiadanie nie zagrało.

Pozdrawiam!

 

Wohooo! Oprawię sobie w ramkę. Zdecydowanie najlepszy komentarz jaki kiedykolwiek dostałem pod opowiadaniem i chyba nawet jaki w ogóle widziałem. Kłaniam się bardzo serdecznie. Tym niżej, że ze sporą częścią uwag się nie zgodzę, a chciałbym ich kwestię przedyskutować, jeśli tylko masz czas (a którego już i tak dużo poświęciłeś).

 

Najgorsze, że nie wiadomo, czego właściwie przestraszył się główny bohater. Tego, że Nova kilkukrotnie majtała nogami, czy zachowywała się jak dziecko? Tego, że wygłaszała niezbyt mądre uwagi, w tym nadmieniając coś o istnieniu (do czego zresztą inspirował ją Paweł), albo w rodzaju “jestem pokojem”? Czy może tego, że była (sic) “do przodu”? Co to w ogóle znaczy? Do przodu w stosunku do czego i pod jakim względem? Dziewczynka nazywana jest przez niektórych komentatorów sztuczną inteligencją. To mocno na wyrost. Ja tam nie znalazłem w jej zachowaniu niczego, co by o jakiejkolwiek inteligencji świadczyło. Co w takim razie tak Pawła przeraziło?

 

Tutaj nawet nie wiem jak się odnieść. Myślę, że to w znaczącym stopniu kwestia kodu kulturowego (nie żebym zasłaniał się nim, jak jakąś tarczą). Świadczą o tym chociażby wspomniane dalej skórki, o których to nie wiesz, o co chodzi. Druga rzecz – czy jeśli napisane przez Ciebie opowiadanie (tutaj program komputerowy) zaczęło by Ci nagle kasować zdania i zastępować je swoimi, czułbyś, że wszystko jest w porządku?

Naprawdę nie mam pojęcia, w którym miejscu nie wskoczyłeś na właściwe tory, przez co nie jestem w stanie wyjaśnić samemu sobie, gdzie konkretnie popełniłem błąd. 

Zadam może zupełnie odrębne pytanie, które może mnie naprowadzić (w kwestii wspomnianego kodu kulturowego). Czytałeś może “Cyberpunk” Cetnarowskiego? Jeśli tak, jakie miałeś wrażenia?

 

Z tym “zakleszczeniem się” rąk na kubku, to rzeczywiście brzmi nieszczęśliwie.

Zaciśnięcie ma dla mnie wydźwięk niewystarczający. Miała to być niekontrolowana, nagła reakcja. Nerwowy tik. Zacisnąć można w poddenerwowaniu – ja potrzebowałem czegoś gwałtowniejszego.

 

“Przy pełnym wysiłku okrzyku, usiadł na krawędzi łóżka” Okrzyk nie może być pełen wysiłku, bo to jest dźwięk. Może za to np wyrażać wysiłek, świadczyć o wysiłku itp Niezależnie od tego budzi zdumienie, że Paweł krzyczał tylko siadając na łóżku. Za chwilę jest przecież wprost powiedziane, że nie bolało.

Uhm. Może powinienem zejść oktawę niżej. W sensie, pełne wysiłku stęknięcie? Ale znów, według tej logiki, to jest dźwięk. Tylko dlaczego dźwięk nie może nieść informacji o włożonym wysiłku? Czy to nie jest pewne zagalopowanie się w ograniczaniu logiki języka?

Młody jestem, gówniarz jak się patrzy, ale i mi, zwłaszcza w czyjejś obecności, zdarza się stęknąć w sposób znacznie “donośniejszy” niż tego rzeczywiście wymagała sytuacja, podczas wstawania z łóżka. Nie rozumiem niezrozumienia.

 

Syn Pawła i Zuzy “tylko zmienił pokój, w którym można się na wieczność zamykać”. Wynika z tego, że, po pierwsze, chłopiec ma jakiś pokój, w którym można się zamykać (na wieczność).

Hm. Czy zamiana “można” na “mógł” naprawia sytuację (bo nie jestem pewien, czy dobrze ją zrozumiałem)? Zmienił jeden pokój, w którym mógł się na wieczność zamykać, na drugi pokój, w którym mógł się na wieczność zamykać. Nie widzę w zdaniu nic niejasnego (w obrębie postawionego kontekstu, bo jedyna niejednoznaczność pojawia się w słowie zmienił, które w innych okolicznościach mogłoby oznaczać, że – na przykład – przemalował. Tyle że tutaj sytuacja jest rozrysowana), ale zdaję sobie sprawę, że to wina tego, że od początku wiedziałem, o co miało w nim chodzić i nie jestem w związku z tym obiektywny. 

 

Przepraszam, że to na razie wygląda, jakbym czepiał się każdej uwagi (właściwie, to na tą chwilę prawda), ale nie chcę przyjmować błędu na wiarę. Muszę go zrozumieć, żeby w przyszłości nie popełnić ponownie. 

 

Jak to “wrosła?? Czy fanaberia to roślina lub grzyb? Fanaberie się ma/miewa.

A czy metafora to niechciane dziecko prozy? ;) 

 

Nova ani razu nie majtała nogami stojąc. 1. Siedzi na obrotowym krześle. 2. Siedzi na krawędzi łóżka (dookreślę), a te bardzo często miewają pod sobą trochę pustej przestrzeni (powinienem to w opowiadaniu zaznaczać?). 3. Znowu siedzi na krześle.

 

W innym miejscu “niewinny głos, przekrzywiona główka” nazwane są “skondensowanym ładunkiem emocji”. To chyba gruba przesada.

W przypadku samoistnie wyuczonego przez SI odruchu, jest to wręcz niedookreślenie. Nie wiem, wydawało mi się, że dzieci mają takie właśnie gesty, od których truchleje serce.

 

Dalej są wspomniane “cybernetyczne konie ze skórkami w pakiecie” Za żadne skarby świata nie powiem, co to za skórki. Zwyczajnie nie mam pojęcia.

Określenie stosowane w wirtualnej przestrzeni, w odniesieniu do “nakładek” zmieniających wygląd, czy to odgrywanej postaci, czy używanej broni, czy czegokolwiek co posiada oprawę wizualną.

 

Jeszcze dalej o kimś/o czymś jest napisane, że wygląda, jak kilka obrazów Picassa jednocześnie. Co znaczy “jednocześnie”. Że się różne obrazy nakładają, są obok siebie, jeden za drugim, zazębiają się?

Postanowiłem tą kwestię pozostawić czytelnikowi. Ale uwaga jak najbardziej prawidłowa. Ostatecznie, to ja, jako autor, powinienem trzymać ster. 

 

Wróćmy do Pawła. Mianowicie on był “poniżony majtającymi nogami dziewczynki, jej uśmiechem, przekrzywioną niewinnie głową” A co w tych rzeczach poniżającego? Na tej zasadzie to mógłby czuć się cały czas poniżony każdy ojciec, który ma małą córeczkę.

Nie wiem, czy któryś z tych ojców nich musiał przeczołgiwać się pod nogami roześmianej córeczki, ledwo dysząc i przeczuwając pukający do drzwi zawał. Nie wiem, czy któryś z nich zdawał sobie sprawę z tego, co te gesty oznaczają. Wiem tylko, jak sam bym się na miejscu Pawła czuł.

 

Kawałek dalej Paweł “chciał przełknąć ślinę, ale nie mógł”. Brzmi to nieładnie, a przede wszystkim, kiedy ktoś coś chce, a nie może, mówimy po prostu, że usiłuje. Paweł usiłował przełknąć ślinę.

Po czym i tak musiałbym dodać informację, że ostatecznie nie mógł, bo usiłowanie informuje, że próba jest podejmowana – a o to w przekazywanej informacji chodzi, że stracił kontrolę nad ciałem.

 

A, abstrahując od wiedzy Pawła na ten temat, dlaczego czas w sieci płynął szybciej niż w realu?

Nie czas. Inna prędkość przesyłu informacji, w obie zresztą strony. W przeciągu czasu, kiedy ja odpisywałem na Twój komentarz, byt opierający się na tak znacząco wydajniejszym nośniku informacji (w pewnych aspektach oczywiście) zdołałby napisać już dwie książki, obalić kilka praw fizyki i okraść największe banki świata. Co poniekąd jest odpowiedzią na dużą część pozostałych pytań.

 

Resztę uwag, zwłaszcza względem końcówki, muszę przetrawić. Spora część wynika z pewnego niezrozumienia przedstawionej sytuacji (co jest moją oczywiście winą), a tego poprawiać nie mam jak, bez odkrycia momentu, w którym odczepiłeś się od historii (zgaduję, że nie przywiązała Cię ona zupełnie, co jest zrozumiałe). Jeszcze większa część jest słuszna.

Gdzieś tutaj z pewnością jest przekroczona granica ingerencji w styl, ale to już moja rzecz, żeby się w tym połapać.

 

Bardzo doceniam taki gros uwag. Postaram się z nich wyciągnąć jak najwięcej (jeśli mnie jeszcze w tych kilku miejscach delikatnie nakierujesz, to może być to całkiem sporo). Jak gdzieś tam też wspomniałem, nie przejmuj się jeśli złapie Cię wrażenie wyzłośliwiania (zupełnie błędne), zwłaszcza jeśli miałoby za tym iść jeszcze więcej uwag.

Również pozdrawiam :).

 

EDIT: Jestem natomiast zaskoczony poniekąd pozytywną uwagą na temat interpunkcji. W sensie, czego jak czego, ale OK interpunkcji bym się po sobie nie spodziewał ;P.

Borze iglasty, cóż to znowu się porobiło na portalu…

Słowiku, przyszłam ci spropsować twój “świat fikcji”, w którym żyjesz, bo realizm jest dla ludzi bez wyobraźni. Niemniej opowiadanie mi się nie podobało. Trochę się znudziłam: mało było tu akcji, a i emocji, którymi można by ewentualnie ją zastąpić, też zabrakło. Kilka ładnych zabiegów fabularnych i gładkich życiowych frazesów mnie nie przekonało. Przekonała mnie kreacja bohatera, ale świat przedstawiony i on sam stanowią byty tak oszczędnie przedstawione, że tekst wydał mi się tylko szkicem. Gdyby jeszcze to sieć albo Nova były osią, wokół której można by zakręcić to opowiadanie… ale nie, tutaj również było oszczędnie. Przypomina mi to sam szkielet budynku – niewiele mogę powiedzieć o cechach budowli, którą dostrzegam tylko szczątkowo. Konwencja została zachowana świetnie, ale nie wiem, co z sobą wniosła. Za mało danych.

 

Palce  zakleszczyły się na kubku z kawą. ← masz dwie spacje zaraz na początku opka.

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Naz, 

realizm jest dla ludzi bez wyobraźni

Wspaniałe uogólnienie.

 

Wybacz, Słowiku, teraz na poważnie i do Ciebie :)

Jakby tu zacząć… Może zacznę od “Adhezji”, bo na niej skończyliśmy.

Nie będę owijał w bawełnę, bo delikatne sugestie donikąd Cię nie zaprowadziły. Mam wrażenie, że błędy – czy też wady – są bardzo podobne do tych, na które zwracałem uwagę przy betowaniu tamtego tekstu. I to na kilku poziomach. Nie zniknęły :( A brakuje tych zalet, które miała “Adhezja”. 

 

O fabule w sumie nie mam za wiele do powiedzenia. Była ciekawa, strawna, choć cyberpunkowa, pod koniec zaleciało Słowikową niezrozumiałością. No fajna historia, może nawet trochę klasyczna. Klasycznie też było przy “Adhezji”. Wiało świeżością na tyle, że nie obcowałem ze sztampą. “Adhezja” mnie kupiła, “Istota” nie. Tam balansowałeś na krawędzi zrozumienia, poetyckości, ale uszedłeś cało. Tutaj z tej krawędzi spadłeś, głównie przez formę podania tej opowieści. 

Widzę, że powyżej była już spooora dyskusja na ten temat, i pamiętam, że już nie raz wałkowaliśmy ten temat. 

No ale wrzucasz po pół roku kolejny tekst i ja nie widzę, żebyś za wiele zmienił w swoim pisaniu. Wiem, że masz swoje podejście, ale publikujesz tekst, a ja oceniam go jak każdy inny. No, surowiej, bo początkujący nie jesteś i coś jeszcze z Ciebie może być ;)

Wciąż szarżujesz, wciąż kombinujesz ze zdaniami, bawisz się słowami, zamiast po prostu malować obrazy, tworzyć światy w mojej głowie. Za dużo przykładasz uwagi do tworzywa, w którym rzeźbisz. Historia schodzi na drugi plan. Emocje schodzą na drugi plan. 

I dalej dupa z tym, żeby najpierw trochę powściągnąć zapędy na początku, bo już w trzecim akapicie wyjeżdżasz ze zdaniem:

Palce  zakleszczyły się na kubku z kawą.

Wiem, że o tym już ktoś Ci pisał, ale nie chce mi się dokładie czytać i sugerować cudzymi opiniami.

Takie zdanie byłoby okej, gdybym już płynął przez tekst. A ja jeszcze nie płynę, to sam początek, więc dopiero wchodzę, stoję w “wodzie” ledwo po kolana. Z czytelnikiem trzeba jak z kobietą: na pierwszej randce nie pokazujesz drobnych dziwactw, ale po miesiącach (po kilku, kilkunastu stronach) związku już tak, bo wtedy druga osoba za te dziwactwa może pokochać. 

A tutaj przewracam oczami. Czemu ten Słowik nie napisał po prostu “Chwycił kubek z kawą”? Po co utrudnił to, co jest normalnym, pozbawionym znaczenia szczegółem? Może to ma znaczenie? Może te palce mają własną osobowość? Może one są kleszczowate, jak u jakiegoś robota?

I czytam dalej, z rosnącymi obawami. 

Stylizowane na wczesny renesans biuro urzędnicze z krzesłami o fikuśnych wykończeniach, pełne upchniętej w doniczkach zieleni, z otwartym na gwarną ulicę oknem i, pomimo tego, wszechobecnym zapachem wrzosowego miodu.

Czytałem trzy razy, zanim się połapałem. Wszystko przez dziwną konstrukcję: przydawka, podmiot, przydawka, przydawka, przydawka. Zamiast: podmiot, przydawka, przydawka, przydawka, przydawka. Często zdarza Ci się zresztą trochę skopany szyk, który może i pomaga brzmieniu, ale utrudnia zrozumienie. 

Obudziło go muśnięcie ciepłego oddechu, spływające po karku.

No i znowu. Masz, kurde, w zanadrzu dobre pomysły na fajne zdania, ale nie umiesz wybrać i walisz wszystko. To tak jakby do potrawy dodać za dużo przypraw. Trzeba zdecydować. Po co to “spływające po karku”? Harlequiny chcesz pisać? 

Przyprószony złotem, zewnętrzny świat koił zmysły, jednocześnie budując pewną dozę niepokoju. Możliwe, że na starość brał go strach przed otwartymi przestrzeniami.

Podmiot…

Wróciła późno z pracy, pachniała potem i szpitalem. Dziwne, narkotycznie pociągające zestawienie.

Nie sądzę, że taki zapach jest narkotycznie pociągający, ale co kto lubi, co kto ćpa :P

On bawił dłonie kablami, które za kilka chwil ponownie załaskoczą z tyłu głowy.

Ech, i czemuś tego nieszczęsnego zabawiania dłoni nie poprawił? :( Skutecznie wybiło mnie ono z rytmu, a widzę, że inni zwracali na to uwagę. Używasz takiego zwrotu na co dzień? Spoko. Wsadzasz go w tekście, żeby najpierw zazgrzytało, a potem rozbawiło? Też spoko. Ale chyba nie o to chodziło. 

Było jeszcze więcej zdań, które zwyczajnie mnie irytowały. Próbując zabłysnąć jakimś wydumanym zdaniem, popadasz w kicz. Przez to emocje nie są jak z dramatu, ale raczej rodem z telenoweli. A nie tędy droga. 

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

Fun, doskonałe uogólnienie dotyczące doskonale stereotypowej dyskusji nieco wyżej :P 

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Jeśli dyskusja była o realizmie, to aż tak głęboko się w nią nie wgryzłem :)

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

Naz (a kto Ci tak ładnie nick zmienił? Ja też mogę, jak już zacznę dobrze pisać, przeobrazić się w Dużego Słowika? :P),

skąd pewność, że to mój świat jest fikcyjny? Dobra! Żartowałem! Podstawowa zasada luźnej rozmowy, to niebudzenie w człowieku filozofa ;).

Kruca, nie udało mi się takiej drobnej melancholii i nuty miłości miedzy Pawła i Zuzę zapleść? Może za młody jestem, cholera, żeby to w tak krótkiej formie ująć. Doświadczenia mi brakuje. 

Dzięki za wizytę i uwagi :).

 

Fun:

 

 

 

to tak w zwięzłej odpowiedzi ;P.

 

To jest może drugi tekst napisany od tego pół roku, a żeby wpleść w niego uwagi z poprzednich doświadczeń (chociażby z “Adhezji”) musiałbym siąść i wygładzać (nie na zasadzie przecinków czy baboli, co robiłem, a na zasadzie zdań i ciężkostrawnej poetyki). No bo to nie jest tak, że mi to wszystko z miejsca w kości wejdzie. Ja tak grafomańsko właśnie piszę (i, co gorsza, trochę po kingowsku, bo totalnie bez planu) i to nie jest kwestia, że ja to na siłę udziwniam. Mózg mi tak działa, a z nim się idzie na wojnę, a nie ogłasza zwycięstwo po jednej bitwie ;).

No, tyle na płaszczyźnie nierozsądnych usprawiedliwień. Zupełnie poważnie – na płaszczyźnie zdań dałem ciała wielopłaszczyznowo (i tak stworzyłem wyobrażenie 3D!), bo pozwoliłem palcom pisać, co chciały. Wciąż jednak, jak już walnę takie zdania, to muszę wiedzieć, czemu są złe, bo we własnym zacietrzewieniu, słowiczy mózg nie jest łaskaw mnie o tym informować, ilekroć opowiadanie przeczytam. Stąd też chociażby komentarz Mjacka bardzo mnie ucieszył. Mojemu mózgowi trzeba przemówić do rozumu, właśnie w ten sposób.

 

Dzięki za wizytę i kopa w dupę :). Następnym razem załóż glany, nie żartuję.

 

PS: Miałbym takie opko (albo dwa), które wygładzałem, a do którego przydałoby mi się oko, które widzi nadmierną słowikowatość. W sensie ogólnej opinii, bo technikalia to już moja rzecz i nie chcę ludzi męczyć. Zapytam pewnie na privie czy masz wolną chwilę, jak już je uporządkuję (co może potrwać, bo kocioł trwa).

 

PS2: Dłonie zostały, bo ktoś je uznał za urocze, a ja lubię stawiać monumenty swojej głupoty. Takie jak pierwszy akapit w Bei Fengu chociażby.

Nicki zmienia Beryl.

Babska logika rządzi!

Słowik, pozdrowienia od samego Dickensa:

Nareszcie po dwóch lub trzech próżnych wysiłkach owładnięcia żądzy wywnętrzenia się, pozbył się wszelkiej melancholii, wszelkiej wstrzemięźliwości i zaśpiewał tak wesoło, tak od duszy, że żaden płaczliwy słowik nie mógłby mu dorównać.

Niestety – z samowarem nie wygrasz :D

 

Źródło:

https://pl.wikisource.org/wiki/%C5%9Awierszcz_za_kominem/I

 

W źródło warto zajrzeć, początek jest bardzo na temat. Mnie wbiło w fotel. Mistrzostwo świata.

 

Ponieważ sam mam poważny problem z nadmiernym patosem i dziwacznymi sformułowaniami w moich tekstach, to trochę na ten temat myślałem. Niestety – doszedłem tylko do jednego wniosku, prawdopodobnie dość oczywistego. O rzeczach zwyczajnych najlepiej pisać w sposób… naturalny, najprostszy z możliwych. “Less is more”. No ale to wiesz. Rzecz oczywista.

 

Poza tym – jest grupa osób, która lubi czytać tego typu barokowe popisy słowne. Przemyśl dla kogo chcesz pisać, ostatecznie Masłowską czy Twardocha też ludzie kupują, mimo tego, że zawartość ich książek mogłaby przyprawić niejednego korektora o siwe włosy ;P

Finklo, dziękuję. No to już wiem, kogo męczyć o ewentualną transformację ;).

 

Srebrny, dzięki za linka, nie znałem. Naprawdę przyjemne.

Nie jestem do końca przekonany o tezie wyższości pisania w sposób najprostszy z możliwych. Zbyt wiele czynników (w tym moje ukochane brzmienie). Ale jak by się dało wszystko w jedno zsyntezować, to wszystkie nagrody Twoje.

 

Nie myślę dla kogo chcę pisać. Chcę pisać lepiej i jest to jedyny wyznacznik, tylko ze względu na subiektywną naturę zahaczający o target.

Wielu elementów w opowiadaniu nie zrozumiałem i nie za bardzo mogę wydedukować, co tam też się stało.

O co chodziło z kurtką?

W zakończeniu chodziło o to, że Nova zamknęła (a jeśli tak, to w jaki sposób?) Pawła w jej wirtualnej rzeczywistości? I zażądała ucieleśnienia?

Czym była wirtualna rzeczywistość? Dlaczego można tam było kupować zabawki?

O co chodziło z maską? Dlaczego jacyś ludzie doczepili się do Novy, że nie nosi maski?

 

No, ale ogół zrozumiałem. Nova się wycwaniła i wycyckała swojego twórcę. 

Fajnie została pokazana relacja AI-człowiek. Skojarzyło mi się to z Ex-machina, chociaż tam mieliśmy do czynienia z robotem. Nova, niewinna, na pozór nieszkodliwa, o wyglądzie i zachowaniu dziecka, a jednak! – okazuje się wyrachowana, bezwzględna. Także tematyka na plus. 

W ogóle to teraz temat aktualny, ponieważ w Arabii Saudyjskiej (chyba) skonstruowano robota – sztuczną inteligencję. Z tego, co pamiętam, nazywa się Spohie.

Czytało mi się szybko, dosyć przyjemnie, tempo było dobre.

Intryga fajna, chociaż już od początku było wiadomo, że to nie skończy się dobrze dla Pawła, a Nova zatriumfuje. No, ale sam przebieg tego procesu ładnie opisany. I pomysł, aby AI zamknąć w wirtualnym ciele dziewczynki. Skoro się uczy, to i dziecko…

 

Szkoda, że ja nie wiedziałem, że można zmieniać nicki (też dopiero po pojawieniu się Naz zauważyłem). Teraz już może trochę za późno ;)

Czytałem już z miesiąc temu, ale gdzieś między jedną pieluchą a drugą i sens nie do końca do mnie dotarł. Przeczytałem więc ponownie i tym razem pewne atrakcyjne niuanse już dostrzegłem. Mimo to nadal fabularnie raczej bez wielkich uniesień, niestety.

Co do stylu… Wiesz, też mógłbym Ci próbować poprawić każde zdanie, tak żeby mnie się bardziej podobało i przypominało to, co lubię i żeby w ogóle było prawie tak, jak ja piszę. Nie wiem tylko, jaki by to miało mieć sens. Generalnie mam mieszane uczucia w kwestii “stylistycznej krucjaty” przeciwko Tobie, zwłaszcza, że jestem zwolennikiem relatywizmu języka. W każdym razie ludzie, którzy twierdzą, że wszystko wiedzą, wzbudzają we mnie taką sokratejską nieufność.

Bei Fenga odbierałem raczej jako poemat, czy bajkę w klasycznym duchu i tam Twój naturalny styl pasował. Przy takiej tematyce przechodzi to już gorzej, ale pamiętam, że i to Ci wychodziło. Jednakże mam wrażenie, że koniec końców opowiadanie stało się areną zmagań dwóch stylów, tego naturalnego i tego “pożądanego przez czytelników” przez co ani tak, ani siak nie wyszło dobrze. Historia nie stała się ani niezwykła, ani przystępna. Nie czyta się źle, ale te przeskoki stylistyczne – jak sam widzisz powyżej – zwracają uwagę.

Całościowo: 4 wedle mojej skali ocen.

I w bonusie kilka zbędnych – mniej lub bardziej – przecinków (nie wszystkie, nie miałem czasu na więcej; miałem też uzasadnienia, ale coś mi się kaszani na stronie i je zjadło)

dwóch, metalicznych zagłębień.

Ostatecznie, to twoje dziecko

Przyprószony złotem, zewnętrzny świat

prawa fizyki zamodelowane dla ogólnodostępnej Sieci, sprawowały się równie dobrze w zamkniętej podprzestrzeni.

Nowa Fantastyka