- Opowiadanie: chroscisko - Nadzy pośród szkła

Nadzy pośród szkła

Opo­wia­da­nie na­pi­sa­łem ponad rok temu. Myślę, że od­le­ża­ło już swoje.

Za betę pięk­nie dzię­ku­ję Mi­nu­sku­le, Wik­tor Or­łow­skiej i Kam.

 

De­ta­le ana­to­micz­ne, choć mogą spra­wiać wra­że­nie opi­sa­nych na­zbyt do­sad­nie, są istot­ne dla fa­bu­ły. Od­czu­cie, jakie mają wy­wo­łać u czy­tel­ni­ka, jest za­mie­rzo­ne.

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Nadzy pośród szkła

Karol otwo­rzył oczy i od razu je zmru­żył. Szkla­ne ścia­ny, pod­ło­ga i sufit prze­pusz­cza­ły pro­mie­nie słoń­ca, które ra­zi­ły, prze­ni­ka­jąc i od­bi­ja­jąc się od ste­ryl­nie czy­stych po­wierzch­ni. W po­miesz­cze­niu nie było mebli, nie li­cząc ko­zet­ki oraz dwóch krze­seł, rów­nież szkla­nych.

Męż­czy­zna usiadł nie­zdar­nie, a lśnią­cy świat na chwi­lę za­wi­ro­wał. Przez chwi­lę Karol pró­bo­wał od­gad­nąć, co to za miej­sce, ale bez skut­ku.

Do­tknął ubra­nia – bia­łej lnia­nej ko­szu­li oraz luź­nych spodni, które ko­ja­rzy­ły mu się ze spo­łecz­no­ścia­mi eko­lo­gicz­nych dzi­wa­ków. Prze­cią­gnął opusz­ka­mi po twa­rzy, oce­nia­jąc ścier­ni­sko za­ro­stu.

Kilka dni – po­my­ślał. Kilka dni od czego?

Od­po­wie­dzi nie zna­lazł.

Wstał z łóżka i na­tych­miast po­czuł przy­jem­ne cie­pło pod bo­sy­mi sto­pa­mi. Aż się po­chy­lił i przy­ło­żył dłoń do pod­ło­gi. Za­to­pio­ne w gru­bym szkle mie­dzia­ne dru­ci­ki były tak drob­ne, że le­d­wie mógł je do­strzec. Nie to jed­nak przy­ku­ło jego uwagę, a widok pod nie­mal przej­rzy­stą taflą. W bliź­nia­czym po­miesz­cze­niu, na iden­tycz­nej ko­zet­ce, spał nagi męż­czy­zna w śred­nim wieku. Karol ode­rwał wzrok od przy­cią­ga­ją­cych oko po­ślad­ków są­sia­da i raz jesz­cze zlu­stro­wał oto­cze­nie.

Szkla­na klat­ka.

Zza ścia­ny do­biegł cichy gwar. Dłu­gim ko­ry­ta­rzem, także prze­zro­czy­stym, po­dą­ża­ła grup­ka ludzi. Trój­ka męż­czyzn i dwie ko­bie­ty prze­szli obok celi, nie zwra­ca­jąc na niego uwagi. Karol od­pro­wa­dził wzro­kiem po­ru­sza­ją­ce się do­stoj­nie ko­bie­ce syl­wet­ki. Idący obok męż­czyź­ni zda­wa­li się kom­plet­nie nie zwra­cać uwagi na na­gość swych to­wa­rzy­szek. In­te­re­so­wa­ły ich je­dy­nie słowa.

To musi być sen.

Karol ude­rzył się w twarz, a mimo to nie obu­dził się. Szkla­na cela nie znik­nę­ła, pod­ło­ga wciąż przy­jem­nie grza­ła w stopy, a ko­lej­ni idący ko­ry­ta­rzem lu­dzie wciąż nie mieli ubrań.

Wkrót­ce na­prze­ciw jego celi sta­nę­ła szczu­pła ko­bie­ta z elek­tro­nicz­nym no­tat­ni­kiem w dłoni. Nie miała ma­ki­ja­żu ani bi­żu­te­rii, a jej ciało zdo­bi­ły tylko pięk­ne ugro­we pukle opa­da­ją­ce na ra­mio­na. Za­sko­czo­ny męż­czy­zna od­su­nął się in­stynk­tow­nie od ścia­ny. Ta oka­za­ła się drzwia­mi, które wła­śnie roz­su­nę­ły się au­to­ma­tycz­nie. Ko­bie­ta we­szła do środ­ka i uśmiech­nę­ła się. Z jej błę­kit­nych oczu pod przy­kryw­ką sym­pa­tii bił chłód pro­fe­sjo­na­li­zmu.

– Dzień dobry, dok­tor Ewa Be­isert – przed­sta­wi­ła się, wy­cią­ga­jąc przed sie­bie nie­na­tu­ral­nie wy­pro­sto­wa­ną rękę.

– Dzień dobry – od­po­wie­dział. W prze­ci­wień­stwie do wzro­ku dłoń była przy­jem­nie cie­pła.

– Pro­szę usiąść, z pew­no­ścią ma pan wiele pytań.

Ru­do­wło­sa usa­do­wi­ła się na jed­nym ze szkla­nych krze­seł i za­ło­ży­ła nogę na nogę, skry­wa­jąc ochro­wy trój­kąt, na który Karol za wszel­ką cenę sta­rał się nie pa­trzeć.

Męż­czy­zna wró­cił na ko­zet­kę.

– Dla­cze­go pani jest naga? – za­py­tał.

– Nasz sys­tem grzew­czy za­pew­nia opty­mal­ną tem­pe­ra­tu­rę, więc ubra­nia są zbęd­ne.

– Dla­cze­go więc ja je­stem ubra­ny? I czemu nic nie pa­mię­tam?

Ko­bie­ta uru­cho­mi­ła swój no­tat­nik, po czym stuk­nę­ła opusz­ką w ekran, bez­wied­nie od­sła­nia­jąc pierś.

– Za­cznij­my od po­cząt­ku. Imię i na­zwi­sko?

– Karol Ma­zu­rek – od­po­wie­dział au­to­ma­tycz­nie.

– Więc jed­nak pan coś pa­mię­ta. – Ko­bie­ta uśmiech­nę­ła się sztucz­nie, a Karol zmełł w ustach prze­kleń­stwo. – Odbył pan długą po­dróż z Ziemi na ŚOTE. Czę­ścio­we za­ni­ki pa­mię­ci to ty­po­wy efekt post­hi­ber­na­cyj­ny, po­win­ny minąć za jakiś czas.

Brwi męż­czy­zny unio­sły się w nie­mym py­ta­niu.

– Może za kilka mie­się­cy, może za kilka lat – uzu­peł­ni­ła le­kar­ka. – Co do stro­ju zaś, no­sze­nie go nie jest tu obo­wiąz­kiem.

W in­nych oko­licz­no­ściach Karol za­pew­ne po­czy­tał­by to jako za­pro­sze­nie do na­wią­za­nia głęb­szej zna­jo­mo­ści, jed­nak lo­do­we spoj­rze­nie ru­do­wło­sej nie po­zo­sta­wia­ło złu­dzeń.

– Znaj­du­je­my się w bazie ad­ap­ta­cyj­nej. Oprócz sta­łe­go per­so­ne­lu są tu lu­dzie tacy jak pan – spe­cja­li­ści przy­sła­ni z Ziemi, cze­ka­ją­cy na po­wrót pa­mię­ci oraz za­koń­cze­nie pro­ce­su asy­mi­la­cji kul­tu­ro­wej i śro­do­wi­sko­wej.

Ewa po­pra­wi­ła nie­sfor­ny ko­smyk wło­sów, który wy­su­nął się zza ucha i przy­sło­nił jej widok. Karol był pe­wien, że zro­bi­ła to tylko po to, by spraw­dzić jego re­ak­cję. Prze­kor­nie po­zo­stał bier­ny, igno­ru­jąc za­rów­no ko­smyk, jak i wy­ła­nia­ją­cą się zza no­tat­ni­ka au­re­olę pier­si pani dok­tor.

– Czy pa­mię­ta pan al­fa­bet? – spy­ta­ła.

Karol przy­tak­nął.

– Świet­nie. Po obie­dzie asy­stent prze­ka­że panu pod­sta­wo­we in­for­ma­cje na temat pla­ne­ty, spo­łecz­no­ści oraz reguł, jakie tu pa­nu­ją.

– Czy mogę się skon­tak­to­wać z ro­dzi­ną? Czy w ogóle mam jakąś ro­dzi­nę?

Dr Be­isert stuk­nę­ła kil­ku­krot­nie ekran no­tat­ni­ka.

– Nie­ste­ty nie mam do­stę­pu. Przed wy­lo­tem z Ziemi za­strzegł pan wszyst­kie dane oso­bo­we.

 

 

Tego dnia Ewa Be­isert zja­wi­ła się u Ka­ro­la raz jesz­cze, znów sauté. Przy­szła, by opro­wa­dzić go po bazie. Męż­czy­zna czuł się przy niej nie­swo­jo i gdy tylko mógł, od­wra­cał wzrok.

W cen­trum kom­plek­su urzą­dzo­no mesę, rów­nież w na­go-kry­sta­licz­nym stylu. Sto­li­ki, krze­sła, tacki, nawet ta­le­rze były ze szkła, a je­dy­ny nie­prze­zro­czy­sty ele­ment sta­no­wi­ła ich za­war­tość. Ho­mo­ge­nicz­na pasta stwo­rzo­na – jak to ob­ja­śni­ła pani dok­tor – z nie­licz­nych ro­ślin, które zdo­ła­ły się przy­jąć na nie­przy­ja­znych grun­tach ŚOTE.

Serce obiek­tu ota­cza­ły pier­ście­nie ko­ry­ta­rzy, od któ­rych pro­mie­ni­ście roz­cho­dzi­ły się przej­ścia do mniej­szych, ze­wnętrz­nych mo­du­łów. W jed­nym z nich urzą­dzo­no bi­blio­te­kę. Nie było tu pa­pie­ro­wych ksią­żek, a je­dy­nie nie­wiel­kie ekra­ny z do­stę­pem do bazy da­nych z dzie­ła­mi ziem­skich kla­sy­ków. ŚOTE nie do­cze­ka­ła się jesz­cze wła­snych li­te­ra­tów. W pierw­szej ko­lej­no­ści spro­wa­dza­no tu in­ży­nie­rów, me­dy­ków, tech­ni­ków czy agro­no­mów, hu­ma­ni­ści zaś oku­po­wa­li naj­niż­sze miej­sca na li­ście po­żą­da­nych za­wo­dów. Nie to jed­nak przy­ku­ło uwagę Ka­ro­la. Za ze­wnętrz­ną, rów­nież prze­zro­czy­stą ścia­ną bi­blio­te­ki do­strzegł błę­kit­ne niebo, takie jak na Ziemi, oraz kilka pa­gór­ków. Jak okiem się­gnąć teren po­ra­sta­ły po­ła­cie mło­dej bu­czy­ny, nad któ­ry­mi gdzie­nie­gdzie gó­ro­wa­ły zręby ciem­nych skał.

– Tak wła­śnie wy­glą­da nasza ŚOTE – po­wie­dzia­ła Ewa, sto­jąc tuż za nim. – Po peł­nej akli­ma­ty­za­cji lu­dzie są w sta­nie wy­cho­dzić na ze­wnątrz bez kom­bi­ne­zo­nów. Na razie tylko na kilka go­dzin, ale ilość tlenu w at­mos­fe­rze stop­nio­wo wzra­sta, kie­dyś bę­dzie tu tak jak na Ziemi.

– Czy to wszyst­ko to nasze na­sa­dze­nia? Czy było tu co­kol­wiek, zanim zja­wi­li się lu­dzie?

– Je­dy­nie piach, pył i ciem­ne skały po­prze­ci­na­ne ży­ła­mi czy­ste­go kwar­cu. To dzię­ki niemu mamy nasze szkla­ne domy.

Karol prze­szedł się wzdłuż wy­gię­tej w łuk ścia­ny bi­blio­te­ki. Dok­tor Be­isert po­dą­ży­ła za nim.

– Kim byłem na Ziemi? Dla­cze­go mnie tu przy­sła­no?

– Tego się pan dowie, gdy w pełni od­zy­ska pa­mięć. Pro­ces musi na­stą­pić sa­mo­ist­nie, bez na­szej in­ge­ren­cji. Ina­czej nie bę­dzie­my mieli pew­no­ści, że jest pan go­to­wy, by do­łą­czyć się do spo­łecz­no­ści Śo­te­an.

– Cóż mam więc do tego czasu robić?

– Po­zo­sta­nie pan w bazie. Od jutra roz­pocz­nie­my za­ję­cia asy­mi­la­cyj­ne oraz tre­ning men­tal­ny. Wy­pra­co­wa­li­śmy już stan­dar­do­we pro­ce­du­ry.

Ko­lej­ny in­try­gu­ją­cy szcze­gół przy­kuł uwagę Ka­ro­la. Na ze­wnątrz, na naj­wyż­szym ze wznie­sień wzno­sił się me­ta­lo­wy maszt z ta­le­rza­mi anten. Szarą kon­struk­cję po­kry­wa­ły licz­ne rdza­we plamy.

– To ruiny pierw­sze­go na­daj­ni­ka – od­po­wie­dzia­ła Ewa na nie­za­da­ne py­ta­nie. – Jeden z naj­star­szych za­byt­ków na pla­ne­cie, jesz­cze z okre­su pierw­szej eks­plo­ra­cji. Ostat­nio maszt coraz moc­niej rdze­wie­je, co tylko po­twier­dza, że tlenu w at­mos­fe­rze przy­by­wa.

 

 

Na ko­la­cję zszedł już bez asy­sty pani dok­tor. W mesie roz­brzmie­wał gwar ludz­kich roz­mów oraz szczęk szkla­nych łyżek. Sto­łow­ni­cy w więk­szo­ści byli nadzy, jed­nak nie wszy­scy. Karol do­strzegł kilka osób w ja­snych, lnia­nych ubra­niach, iden­tycz­nych z jego wła­snym.

Wy­da­no mu dwie miski zmie­lo­nej papki, szklan­kę męt­ne­go płynu oraz tackę, z wy­glą­du też szkla­ną, choć nieco zbyt lekką i zbyt cie­płą jak na szkło. Za­trzy­mał się przy sto­li­ku, gdzie para w śred­nim wieku to­czy­ła le­ni­wą roz­mo­wę o ni­czym.

– Czy mogę? – za­py­tał Karol, wska­zu­jąc na wolne miej­sce.

– Ależ pro­szę – od­po­wie­dział nie­po­zor­ny męż­czy­zna, a sie­dzą­ca obok biu­ścia­sta sza­tyn­ka ski­nę­ła w apro­ba­cie. Do gestu do­łą­czy­ła sym­pa­tycz­ny uśmiech.

Karol usiadł, po­sta­wił tacę z je­dze­niem na stole, po czym spró­bo­wał prze­łknąć kęs be­żo­wej pasty. Prze­zro­czy­sty blat stołu, a w szcze­gól­no­ści wy­zie­ra­ją­ce spod jego tafli przy­ro­dze­nie współ­bie­siad­ni­ka nie do­da­wa­ło ape­ty­tu. Sza­tyn­ka oka­za­ła wię­cej taktu dla pu­ry­tań­skie­go Zie­mia­ni­na i przy­naj­mniej za­ło­ży­ła nogę na nogę.

Pasta sma­ko­wa­ła jak zmie­lo­ne sie­mię lnia­ne wy­mie­sza­ne z pę­da­mi bam­bu­sa, oczy­wi­ście sauté. Pieprz i sól, po­dob­nie jak odzie­nia wierzch­nie, zda­wa­ły się to­wa­rem de­fi­cy­to­wym.

Ko­bie­ta jako pierw­sza prze­rwa­ła krę­pu­ją­cą ciszę. Przed­sta­wi­ła się jako Mo­ni­ka Wi­słoc­ka.

– Jak po­do­ba ci się nowe miej­sce, Ka­ro­lu? – za­py­ta­ła, kiedy ten rów­nież zdra­dził swoje imię. – Do­sze­dłeś już do sie­bie po hi­ber­na­cji?

– Wciąż nie­wie­le pa­mię­tam. – Karol mi­mo­wol­nie uniósł wzrok. Nie umknę­ły jego uwa­dze ani pie­przyk nad lewą pier­sią Mo­ni­ki, ani pro­mie­ni­ste roz­stę­py wokół jej sut­ków. Na Ziemi był to widok nie dość, że in­tym­ny, to rzad­ki, spo­ty­ka­ny je­dy­nie w kra­jach Trze­cie­go Świa­ta, gdzie me­dy­cy­na es­te­tycz­na nie roz­go­ści­ła się jesz­cze na dobre. – Może nie tyle nie­wie­le, co bar­dzo wy­biór­czo. Dla przy­kła­du nie ko­ja­rzę nazwy tej pla­ne­ty.

– To bar­dzo czę­sta przy­pa­dłość. – Mo­ni­ka po­spie­szy­ła z wy­ja­śnie­niem. – Dok­tor Be­isert twier­dzi, że to przez kanon ziem­skiej edu­ka­cji. Tam wciąż uczą tylko o Ukła­dzie Sło­necz­nym, jakby byli pęp­kiem świa­ta. Milan Šote­ro­vić pew­nie się w gro­bie prze­wra­ca.

– Kto? – Karol prze­klął w duchu swoją amne­zję.

– Milan Šote­ro­vić, ten astro­nom.

– Nie­wy­klu­czo­ne, że na Ziemi wciąż jesz­cze funk­cjo­nu­je­my pod ro­bo­czą nazwą jako zle­pek liter i cyfr – dodał męż­czy­zna o imie­niu Kon­rad. Nie wy­da­wał się prze­ję­ty fak­tem, że cała uwaga jego to­wa­rzysz­ki sku­pia się na nowo przy­by­łym.

 

 

Dok­tor Mo­ni­ka Wi­słoc­ka tym razem nie skry­wa­ła swo­jej na­go­ści nawet sym­bo­licz­nie. Czy­ni­ły to za nią cie­nie wy­ra­sta­ją­ce wszę­dzie tam, gdzie nie do­cie­ra­ło słabe, przy­tłu­mio­ne świa­tło. Gdy na ze­wnątrz za­padł już zmrok, widać było wy­raź­nie, że ko­lej­nym z de­fi­cy­to­wych to­wa­rów w bazie jest ener­gia. Karol wraz z kil­ko­ma in­ny­mi męż­czy­zna­mi w lnia­nych stro­jach sie­dzie­li za sto­li­ka­mi przy­po­mi­na­ją­cy­mi szkol­ne ławki. Na­prze­ciw nich stała Mo­ni­ka spo­wi­ta w pół­mrok, który umie­jęt­nie skry­wał nie­do­sko­na­ło­ści ciała. Jej po­stać przy­wo­dzi­ła na myśl akty ba­ro­ko­wych mi­strzów, uka­zu­ją­ce ko­bie­ty w świe­tle świec.

Ger­rit van Hon­thorst „Po­lo­wa­nie na pchłę” – Karol przy­po­mniał sobie ko­lej­ny ziem­ski szcze­gół, który nie wie­dzieć czemu zo­stał mu w pa­mię­ci. Choć może ra­czej „Strę­czy­ciel­ka”?

– Zdaję sobie spra­wę, że pewne kwe­stie oby­cza­jo­we, które mo­że­cie pa­mię­tać z Ziemi, róż­nią się od na­szych. – Dok­tor Wi­słoc­ka za­czę­ła mówić gło­sem głę­bo­kim i sub­tel­nym, har­mo­ni­zu­ją­cym z barwą żół­ta­wych świa­teł. – Wiem, że nasza na­gość może być dla was nie­kom­for­to­wa, jed­nak nic, co dzie­je się na ŚOTE, nie jest dzie­łem przy­pad­ku. Kształ­tu­jąc naszą spo­łecz­ność, wy­od­ręb­ni­li­śmy kilka cech nie­zbęd­nych, by móc tu prze­trwać. Jedną z naj­waż­niej­szych jest pełna sa­mo­kon­tro­la men­tal­na każ­de­go osob­ni­ka, w tym rów­nież kon­tro­la po­pę­du sek­su­al­ne­go. Wiemy z hi­sto­rii Ziemi, jak wiele szkód wy­da­rzy­ło się przez roz­bu­cha­ne ego, za­zdrość czy po­żą­da­nie. Tutaj, przy ogra­ni­czo­nych za­so­bach, nie mo­że­my po­zwo­lić sobie na skut­ki nie­kon­tro­lo­wa­ne­go li­bi­do czy na­pa­dy agre­sji. Nie mo­że­my rów­nież przy­stać na pro­kre­ację, przy­naj­mniej do czasu, aż nasza pla­ne­ta sta­nie się zu­peł­nie sa­mo­wy­star­czal­na. Na Ziemi prze­szli­ście już wstęp­ne testy i wiemy, że każde z was jest fi­zycz­nie zdol­ne do sub­li­ma­cji po­pę­du sek­su­al­ne­go na inne dzie­dzi­ny. Naj­lep­sze efek­ty daje tu praca na rzecz spo­łecz­no­ści. Ja zaś, po­cząw­szy od dziś, będę was uczyć, jak to osią­gnąć. Jak pre­cy­zyj­nie kon­tro­lo­wać umysł oraz ciało.

– Wspo­mnia­ła pani o za­ka­zie pro­kre­acji – prze­rwał lekko ły­sa­wy męż­czy­zna o chra­pli­wym gło­sie. – A co z an­ty­kon­cep­cją?

– Nie stać nas, Hen­ry­ku, na mar­no­wa­nie za­so­bów na spra­wy tak błahe jak an­ty­kon­cep­cja. Pro­ściej jest na­uczyć się sa­mo­kon­tro­li. Zakaz obej­mu­je nie tylko pro­kre­ację, ale sam akt sek­su­al­ny.

– Jakie są kary za zła­ma­nie tego za­ka­zu?

– Nie ma ofi­cjal­nych kar. Prawa się prze­strze­ga lub nie. Obec­ność ta­ry­fi­ka­to­ra spra­wia­ła­by, że nie­któ­rzy mo­gli­by za­cząć roz­wa­żać, czy za­bro­nio­ny czyn jest ade­kwat­ny karze. My zaś po pro­stu nie ro­bi­my tego, czego nie na­le­ży.

– Cóż więc się sta­nie, gdy ktoś mimo wszyst­ko zakaz zła­mie? – Hen­ryk nie od­pusz­czał.

– Tego dowie się je­dy­nie ów ktoś, post fac­tum.

 

 

Szkla­ny fotel w bi­blio­te­ce nie na­le­żał do naj­wy­god­niej­szych. Karol spo­glą­dał na ra­chi­tycz­ne lasy spo­wi­te mgłą. Wy­glą­da­ły nie­mal tak samo, jak te na Ziemi. Otrzą­snął się z za­my­śle­nia, po czym po­wró­cił do prze­glą­da­nia bazy da­nych.

– Czy mogę w czymś pomóc? – za­py­ta­ła atrak­cyj­na blon­dyn­ka z cha­rak­te­ry­stycz­nym śpiew­nym ak­cen­tem. Są­dząc po ste­reo­ty­po­wych oku­la­rach, mogła być tylko bi­blio­te­kar­ką.

Karol za wszel­ką cenę pró­bo­wał omi­nąć wzro­kiem bla­do-cie­li­ste bro­daw­ki jej pier­si, które przy­cią­ga­ły jak ma­gnes. Nie zdo­łał. Za­in­try­go­wa­ło go na­to­miast spoj­rze­nie z nutką wy­zwa­nia. Spoj­rze­nie po­zba­wio­ne zim­ne­go pro­fe­sjo­na­li­zmu Ewy Be­isert, czy też wy­uczo­ne­go cie­pła Mo­ni­ki Wi­słoc­kiej, przy­wo­dzi­ło na myśl ziem­ską ko­bie­tę z daw­nych lat.

– Tak – od­po­wie­dział. – Szu­kam in­for­ma­cji o ŚOTE. In­te­re­su­ją mnie pa­ra­me­try fi­zycz­ne pla­ne­ty, hi­sto­ria za­sie­dle­nia, mapy i opra­co­wa­nia geo­gra­ficz­ne.

– Nie­ste­ty, trud­no bę­dzie tu coś zna­leźć. Mamy tylko to, co przy­sła­no nam z Ziemi jesz­cze przed wła­ści­wą eks­plo­ra­cją ŚOTE: po­rad­ni­ki, kla­sy­kę li­te­ra­tu­ry i dość wie­ko­we pu­bli­ka­cje na­uko­we. Szcze­gó­ło­we dane, o które pan pyta, znaj­du­ją się w ośrod­kach ba­daw­czych. – Bi­blio­te­kar­ka wy­da­ła się szcze­rze za­smu­co­na. – Po­le­cam za to dział sa­mo­do­sko­na­le­nia.

– A In­ter­net?

– Ziem­ski In­ter­net? – Py­ta­nie oku­lar­ni­cy nio­sło nutkę zro­zu­mie­nia. – Je­ste­śmy sześć lat świetl­nych od Ziemi, długo by pan cze­kał na od­po­wiedź.

Blon­dyn­ka mru­gnę­ła fi­glar­nie, po czym od­wró­ci­ła się i udała w stro­nę swo­je­go biur­ka. Znie­chę­co­ny Karol od­sta­wił prze­no­śny ekran. Nie mógł się po­wstrzy­mać, by nie obej­rzeć się za sie­bie. Bio­dra dłu­go­no­giej bi­blio­te­kar­ki hip­no­ty­zo­wa­ły, przy­po­mi­na­jąc coś, czego już nie pa­mię­tał.

 

 

Tego dnia na ko­la­cję po­da­no breję ja­sno­zie­lo­ną oraz białą. Napój, zwany prze­śmiew­czo her­bat­ką, był rów­nie mętny jak co dzień. Do tego każdy otrzy­mał trzy nie­wiel­kie rzod­kiew­ki. Karol udał się ku naj­bar­dziej od­le­głe­mu krań­co­wi mesy, dys­kret­nie igno­ru­jąc za­pra­sza­ją­cy uśmiech Mo­ni­ki. Od kilku dni jadał z ły­sa­wym Hen­ry­kiem, któ­re­go głów­ną za­le­tą było to, że miał na sobie ubra­nie.

– Za­ło­żę się, że do­sy­pu­ją nam bromu – szep­nął kon­spi­ra­cyj­nie Hen­ryk – albo in­ne­go świń­stwa. Po­patrz, jest tu kilka cał­kiem ład­nych ba­be­czek, a żad­ne­mu z tych gości nawet nie sta­nie. To nie jest nor­mal­ne.

– A czy co­kol­wiek jest tu nor­mal­ne? – od­parł Karol.

– Gdzie oni nas za­mknę­li? To jakaś mię­dzy­gwiezd­na, le­wac­ka ko­mu­na. Ko­lo­ni­za­cja ko­smo­su, skok tech­no­lo­gicz­ny, mnó­stwo na­dę­tych słów, a osta­tecz­nie ja­ra­my się pier­do­lo­ną rzod­kiew­ką.

Karol nad­gryzł bia­ło-ró­żo­wą kulkę. Sma­ko­wa­ła jak ho­len­der­skie wy­ro­by wa­rzy­wo­po­dob­ne, które zwykł jadać w środ­ku zimy. Nie­gdyś, w innym życiu.

– Ale wiesz co? Coś mi tu śmier­dzi. – Hen­ryk ro­zej­rzał się dys­kret­nie i ści­szył głos. – Wi­dzia­łeś na­sa­dze­nia? Wszę­dzie buki. Na cho­le­rę tyle tego po­sia­li? Nie mogli drze­wek owo­co­wych na­szcze­pić? To się kupy nie trzy­ma.

– Nic in­ne­go nie chcia­ło się przy­jąć. – Karol po­wtó­rzył słowa wy­czy­ta­ne z bro­szu­ry in­for­ma­cyj­nej.

– Tak, jasne. Tlen, at­mos­fe­ra, bla, bla, bla. A nam orzesz­ki bu­ko­we będą na obiad ser­wo­wać.

– Upo­rczy­we za­bu­rze­nia uro­je­nio­we – wtrą­cił nagi blon­dyn o nieco wklę­słej klat­ce pier­sio­wej, sie­dzą­cy przy sto­li­ku obok. – Po­ja­wia­ją się zwy­kle w dru­gim ty­go­dniu po hi­ber­na­cji. Pan le­piej od­wie­dzi dok­tor Be­isert, panie Hen­ry­ku. Takie ob­ja­wy trze­ba zgła­szać.

 

 

Po dwóch ty­go­dniach w bazie ad­ap­ta­cyj­nej na­gość nie ro­bi­ła już na Ka­ro­lu wra­że­nia. Prze­stał się czuć jak tek­styl­ny na plaży nu­dy­stów czy też jak tu­ry­sta w zoo. Spo­glą­dał na oto­cze­nie ra­czej jak dwu­dzie­sto­wiecz­ny po­dróż­nik wśród dzi­kich ple­mion przy ze­tknię­ciu z nową normą sek­su­al­ną.

– Pro­blem z na­go­ścią mają z re­gu­ły ci ubra­ni – mó­wi­ła Mo­ni­ka Wi­słoc­ka na wie­czor­nych za­ję­ciach, gdy Hen­ryk za­rzu­cił spo­łecz­no­ści Śo­te­an „eks­hi­bi­cjo­nizm” oraz „za­bu­rze­nia pre­fe­ren­cji sek­su­al­nych”.

– Na­gość jest asek­su­al­na – tłu­ma­czy­ła Mo­ni­ka swym sztucz­nie cie­płym gło­sem. – Gdy znaj­du­je­my się bez ubrań, to prze­sta­je­my na sie­bie re­ago­wać sek­su­al­nie. Ziem­skie tabu zwią­za­ne z tą sferą oka­le­czy­ło nas. To nie na­gość jest pro­ble­mem, a brak to­le­ran­cji. Nie ak­cep­tu­je­my sa­mych sie­bie, wła­sne­go ciała, czę­sto się nam wy­da­je, że je­ste­śmy okrop­ni. Mamy jed­nak szan­sę wszyst­ko na­pra­wić.

Dok­tor Wi­słoc­ka przy­bra­ła po­zy­cję kwia­tu lo­to­su i zmru­ży­ła oczy. Na każ­dych za­ję­ciach uczy­ła me­dy­ta­cji, wy­ci­sza­nia emo­cji, kon­tro­lo­wa­nia od­ru­chów, które zda­wa­ły się bez­wa­run­ko­we.

– Skoro ko­bie­ta może kon­tro­lo­wać in­stynkt ma­cie­rzyń­ski, to męż­czy­zna może kon­tro­lo­wać erek­cję – wy­po­wie­dzia­ła ko­lej­ną ze zło­tych myśli. – Wszyst­kim zaś ste­ru­je mózg.

Karol wie­lo­krot­nie roz­wa­żał treść jej słów. Z dnia na dzień sta­wał się bar­dziej świa­do­my swo­je­go ciała, a w efek­cie rza­dziej bywał po­bu­dzo­ny. Po­wo­li za­czy­nał ro­zu­mieć, skąd biorą się bez­na­mięt­ne spoj­rze­nia tu­tej­szych męż­czyzn. Wciąż nie ro­zu­miał jed­nak, po co to wszyst­ko. Łapał się na tym, że, po­dob­nie jak jego ły­sa­wy ko­le­ga, kwe­stio­no­wał w my­ślach coraz wię­cej fak­tów.

Dla­cze­go za­chod­nia część kom­plek­su jest do­stęp­na tylko dla ob­słu­gi bazy, a per­so­nel czę­sto znika tam na dłu­gie go­dzi­ny?

Dla­cze­go ta­le­rze anten na ru­inach za­rdze­wia­łe­go na­daj­ni­ka przy­po­mi­na­ją tech­no­lo­gię sprzed ery pod­bo­jów ko­smicz­nych?

Dla­cze­go utra­co­ne szcze­gó­ły pa­mię­ci nie po­wra­ca­ją?

Czy tak ob­ja­wia się pa­ra­no­ja?

Karol nie zdra­dził Ewie Be­isert swo­ich spi­sko­wych do­mnie­mań. Za­miast tego do­kład­nie pe­ne­tro­wał każdy do­stęp­ny moduł bazy. Jak się oka­za­ło, mógł wejść je­dy­nie do mesy, bi­blio­te­ki, czę­ści miesz­kal­nej oraz ga­bi­ne­tów, w któ­rych od­by­wa­ły się za­ję­cia oraz roz­mo­wy in­dy­wi­du­al­ne z per­so­ne­lem me­dycz­nym. Resz­ta bazy była od­dzie­lo­na ślu­za­mi wy­po­sa­żo­ny­mi w zamki bio­me­trycz­ne.

 

 

Tego dnia w bi­blio­te­ce od­by­ło się walne ze­bra­nie. Karol lubił to miej­sce by­naj­mniej nie z po­wo­du że­nu­ją­co ubo­gich elek­tro­nicz­nych księ­go­zbio­rów. Jego sym­pa­tię wzbu­dza­ła Masza, ślicz­na bi­blio­te­kar­ka odzia­na w szcze­ry uśmiech i oku­la­ry retro o gru­bych nie­bie­skich opraw­kach. Karol nie po­tra­fił przy niej wy­zbyć się mę­skie­go pier­wiast­ka, który dok­tor Wi­słoc­ka tak skru­pu­lat­nie sta­ra­ła się w nim wy­ple­nić. Umie­jęt­no­ści z za­kre­su sa­mo­kon­tro­li zda­wa­ły się go przy Maszy opusz­czać.

– Spo­tka­li­śmy się dzi­siaj, by uczcić za­koń­cze­nie peł­nej asy­mi­la­cji kul­tu­ro­wej dzie­się­cior­ga z nas. – Ka­ska­da ugro­wych loków, opa­da­ją­ca na ra­mio­na Ewy, do­da­wa­ła jej uroku. Dok­tor Be­isert z en­tu­zja­zmem zwró­ci­ła się bez­po­śred­nio do na­gich wy­brań­ców. – Od jutra zo­sta­nie­cie prze­nie­sie­ni do nowej bazy, gdzie roz­pocz­nie­cie ad­ap­ta­cję śro­do­wi­sko­wą. Do mo­men­tu od­zy­ska­nia peł­nych za­so­bów pa­mię­cio­wych bę­dzie­cie pra­co­wać w szklar­niach, a z cza­sem także na ze­wnątrz. Wasze or­ga­ni­zmy na­uczą się funk­cjo­no­wać w tu­tej­szej at­mos­fe­rze. My zaś, dzię­ki wam, bę­dzie­my mogli cie­szyć się świe­ży­mi wa­rzy­wa­mi.

Karol lu­stro­wał sto­ją­cą po­środ­ku sali dzie­siąt­kę ludzi. Do­strzegł wśród nich Kon­ra­da, elo­kwent­ne­go i ni­ja­kie­go na wskroś blon­dy­na z wklę­słym tor­sem, kom­plet­nie asek­su­al­ną ko­bie­tę o ciele po­kry­tym ta­tu­aża­mi oraz kilka osób, które wi­dy­wał prze­lot­nie. Pa­trzył na nich z mie­sza­ni­ną za­zdro­ści i po­gar­dy. Po­gar­dy, bo dali się uro­bić jak glina w rę­kach garn­ca­rza i pod­da­li ko­smicz­nej uto­pii. Za­zdro­ści, bo jed­nak udało im się wy­do­stać ze szkla­nych kla­tek.

Czyż­by to był je­dy­ny spo­sób na opusz­cze­nie prze­zro­czy­ste­go wię­zie­nia? – za­sta­na­wiał się.

– Na ko­niec jesz­cze in­for­ma­cja dla wszyst­kich – kon­ty­nu­owa­ła ru­do­wło­sa le­kar­ka. – Za mie­siąc do­trze do nas na­stęp­ny trans­port z Ziemi. Bądź­my go­to­wi na przy­ję­cie no­wych zde­hi­ber­no­wa­nych.

Karol nie słu­chał. Wpa­try­wał się tylko w jej elek­tro­nicz­ny no­tat­nik i za wszel­ką cenę chciał do­stać go w swoje ręce.

 

 

Szkla­na baza naj­pięk­niej wy­glą­da­ła wie­czo­rem. Karol Ma­zu­rek lubił wów­czas wcho­dzić na naj­wyż­szą kon­dy­gna­cję i pa­trzeć w górę. Od­na­lazł pięć gwiazd uło­żo­nych w kształt li­te­ry „W”, dalej Wiel­ką Niedź­wie­dzi­cę, a tuż przy ho­ry­zon­cie trzy sio­stry Orio­na. Zu­peł­nie jak zi­mo­we niebo nad Zie­mią.

Sześć lat świetl­nych – przy­po­mniał sobie słowa bi­blio­te­kar­ki. Mu­si­my więc być gdzieś na rów­ni­ku nie­bie­skim. Gwiaz­do­zbiór Wę­żow­ni­ka?

Zszedł na dół w kie­run­ku swej miesz­kal­nej celi. Świa­teł­ka le­do­wych diod wska­zy­wa­ły drogę w pół­mro­ku. Prze­zro­czy­stość obiek­tu miała swoją cenę. Każdy in­ten­syw­niej­szy blask mógł­by obu­dzić śpią­cych, toteż nocny tryb życia nie wcho­dził tutaj w ra­chu­bę. Chyba że ktoś za­pra­gnął de­lek­to­wać się mro­kiem i ciszą.

Mimo ciem­no­ści nie wszy­scy jesz­cze spali. W jed­nym z ko­ry­ta­rzy oko Ka­ro­la zło­wi­ło prze­my­ka­ją­cą dys­kret­nie parę. Nie zwró­cił­by nawet na nich uwagi, gdyby nie pe­wien szcze­gół. Trzy­ma­li się za ręce. Nim znik­nę­li w mroku, do­strzegł jesz­cze zna­jo­my, hip­no­tycz­ny ruch ko­bie­cych bio­der oraz ły­sie­ją­cą głowę męż­czy­zny.

Żadna z metod wpo­jo­nych przez dok­tor Wi­słoc­ką nie zdo­ła­ła po­wstrzy­mać ukłu­cia za­zdro­ści. Wszedł wście­kły do celi i udał się do to­a­le­ty. Szczo­tecz­ka do zębów ra­ni­ła dzią­sła, lecz nie zwra­cał na to uwagi. W gło­wie wciąż prze­mi­ja­ły ob­ra­zy, które do­tych­czas zda­wał się igno­ro­wać. Hip­no­tycz­ny ruch bio­der. Nutka wy­zwa­nia w spoj­rze­niu. Prze­lot­nie pusz­czo­ne oczko, pod­kre­ślo­ne szcze­rym uśmie­chem.

Nie, nie szcze­rym. Ko­kie­te­ryj­nym. Widać nie byłem je­dy­nym na jej li­ście.

Chwy­cił ma­szyn­kę do go­le­nia. Spryt­ne urzą­dze­nie, za­pro­jek­to­wa­ne przez in­spek­to­rów BHP, po­zba­wio­no otwar­tych ostrzy. Przy­ci­skał je do skóry naj­moc­niej, jak po­tra­fił, lecz wmon­to­wa­ny me­cha­nizm bez­pie­czeń­stwa spo­wal­niał wów­czas ruch noży.

Dla­cze­go? Dla­cze­go to mnie rusza? Nic mi do tego.

Uścisk za­zdro­ści nie pusz­czał jed­nak ani tro­chę. Mi­ster­nie za­ple­cio­ny war­kocz blond wło­sów, fo­rem­ny kształt pier­si, śpiew­ny wschod­ni ak­cent. Ob­ra­zy te długo jesz­cze prze­my­ka­ły mu przed ocza­mi, nim za­snął.

 

 

Od rana pa­no­wa­ło w bazie dziw­ne po­ru­sze­nie. Hen­ryk nie po­ja­wił się na śnia­da­niu, a w bi­blio­te­ce za­miast cza­ru­ją­cej Maszy urzę­do­wał nowy, mru­kli­wy czło­wiek o po­stu­rze niedź­wie­dzia. Per­so­nel ner­wo­wo prze­mie­rzał ko­ry­ta­rze, a po­zo­sta­li spo­glą­da­li po sobie, co chwi­la uno­sząc brwi.

Karol zda­wał się je­dy­ną osobą, która do­my­śla­ła się na­tu­ry pro­ble­mu. Drę­czy­ła go cie­ka­wość, jaki los spo­tkał parę ko­chan­ków. Pró­bo­wał nawet zła­pać mi­mo­cho­dem dok­tor Be­isert, lecz ta po­zo­sta­wa­ła nie­uchwyt­na. Wie­czo­rem po­now­nie udał się do jej ga­bi­ne­tu.

– Panie dy­rek­to­rze, nie po­wi­nien pan tu być. To stre­fa za­mknię­ta. – Usły­szał pod­nie­sio­ny ko­bie­cy głos i za­stygł w bez­ru­chu, przy­tu­la­jąc się do jed­nej ze ścian ko­ry­ta­rza. Po raz pierw­szy w mowie Ewy Be­isert wy­czu­wał emo­cje i wzbu­rze­nie.

– Wiem o tym do­sko­na­le – od­po­wie­dział nie­zna­ny męż­czy­zna. – Skoro jed­nak przez cały dzień nie mogę się pani do­pro­sić, to po­fa­ty­go­wa­łem się oso­bi­ście.

– Wciąż pro­wa­dzi­my do­cho­dze­nie, gdy spra­wa się wy­ja­śni, do­sta­nie pan ra­port.

– Pani chyba nie zdaje sobie spra­wy z po­wa­gi sy­tu­acji. Gwałt, i to na te­re­nie pla­ców­ki, to rzecz nie­do­pusz­czal­na. Lada chwi­la będę miał kon­tro­lę z mi­ni­ster­stwa. Co ja im wtedy po­wiem?

– Nie do­szło do żad­ne­go gwał­tu. Spraw­dzi­li­śmy na­gra­nia mo­ni­to­rin­gu. Do zbli­że­nia do­szło za obo­pól­ną zgodą.

– Co nie zmie­nia faktu, że jest to czyn nie­do­pusz­czal­ny. Szcze­gól­nie w przy­pad­ku Hen­ry­ka Kurka, któ­re­go ży­cio­rys oboje znamy. Nigdy nie kwe­stio­no­wa­łem pani kom­pe­ten­cji, choć nie wszyst­ko po­chwa­lam, jed­nak w tej kwe­stii mu­si­my mówić jed­nym gło­sem. Nasze me­to­dy są wy­star­cza­ją­co kon­tro­wer­syj­ne i bez tego.

Karol się wahał. Wie­dział, że do­cie­ra­ją­ce do niego strzęp­ki roz­mo­wy nie są prze­zna­czo­ne dla jego uszu. Głos roz­sąd­ku na­ma­wiał, by od­wró­cić się i odejść. Jed­nak ten drugi głos kazał zo­stać i słu­chać. Czyż nie po to tu przy­szedł?

– Dla­cze­go Masza pra­co­wa­ła, skoro miała owu­la­cję? Jak można to było prze­oczyć? – uniósł się męż­czy­zna. – Prze­cież sama pani twier­dzi­ła, że wów­czas bodź­ce są zbyt silne, nawet przy ogra­ni­czo­nych funk­cjach wę­cho­mó­zgo­wia.

Po­mię­dzy Ka­ro­lem a ga­bi­ne­tem le­kar­ki znaj­do­wa­ły się jesz­cze dwa szkla­ne po­miesz­cze­nia. Re­flek­sy na szy­bach i mi­ni­ma­li­stycz­ne meble przy­sła­nia­ły nieco widok. Ewa stała od­wró­co­na tyłem, nie­zna­jo­my zaś całą uwagę sku­piał na jej oso­bie, a ra­czej na jej ciele i na­go­ści, do któ­rej naj­wy­raź­niej nie przy­wykł. Miał na sobie strój, jaki na Ziemi zwano kla­sycz­nym. Strój biz­nes­me­na lub ma­na­ge­ra w kor­po­ra­cji.

Więc tu też są równi i rów­niej­si – po­my­ślał Karol, pa­trząc na swe lnia­ne okry­cie. – Dla jed­nych na­gość i ogra­ni­czo­ne za­so­by, dla in­nych modne ziem­skie ciu­chy.

Prze­rwał roz­wa­ża­nia, gdy Ewa Be­isert po­now­nie pod­nio­sła głos. Chwi­lę póź­niej padło zda­nie, które spra­wi­ło, że prze­stał się wahać. Od­wró­cił się naj­ci­szej, jak po­tra­fił, i wró­cił do celi.

 

 

Karol nigdy nie re­ago­wał im­pul­syw­nie. Odkąd pa­mię­tał, choć pa­mięć była w tym wy­pad­ku za­wod­na, jego czy­na­mi kie­ro­wa­ła chłod­na kal­ku­la­cja, a nie wrzą­ca krew. Tak po­stą­pił i teraz. Leżał spo­koj­nie na ko­zet­ce słu­żą­cej mu za łóżko i roz­wa­żał, co po­wi­nien zro­bić. Nie la­men­to­wał nad swoim losem. Nie darł szat nad nie­spra­wie­dli­wo­ścią. Raz po raz przy­wo­ły­wał frag­men­ty za­sły­sza­nej roz­mo­wy i usi­ło­wał po­skła­dać je w ca­łość.

Na­stęp­ne­go dnia nie wło­żył już lnia­ne­go stro­ju. Po po­ran­nej to­a­le­cie zszedł na śnia­da­nie, ode­brał swój przy­dział: miskę or­ga­nicz­nej pulpy oraz dwie mar­chew­ki, i usiadł na­prze­ciw dok­tor Wi­słoc­kiej.

Mo­ni­ka spoj­rza­ła na niego dys­kret­nie, po czym uśmiech­nę­ła się ciem­ny­mi ocza­mi.

– Dzień dobry, Ka­ro­lu. Czyż­byś miał ocho­tę mi coś po­wie­dzieć?

– Smacz­ne­go – od­parł.

 

 

– Ka­ro­lu, pro­szę, stań tutaj. – Ewa wska­za­ła na śro­dek sali. – Za chwi­lę wy­bio­rę kilka osób, które będą od­gry­wać człon­ków two­jej ro­dzi­ny. Chcia­ła­bym, byś wska­zał, gdzie po­win­ny sta­nąć oraz po­wie­dział, co czują.

– Skąd mam to wie­dzieć? Prze­cież nawet ich nie pa­mię­tam – od­rzekł z iry­ta­cją w gło­sie.

– To nie­istot­ne. Hi­ber­na­cja za­bu­rzy­ła je­dy­nie twoją świa­do­mość. To, co ukry­te głę­biej, wciąż jest dla cie­bie do­stęp­ne. Otwórz się. Zdaj się na in­tu­icję.

– Mama stoi tam. – Karol wska­zał od­le­gły kąt sali. – Jest sama.

Dok­tor Be­isert po­pro­si­ła asy­stu­ją­cą Mo­ni­kę, by sta­nę­ła w wy­bra­nym miej­scu i wcie­li­ła się w rolę matki.

– Tam stoi oj­ciec i bab­cia. – Męż­czy­zna skie­ro­wał palec w prze­ciw­ną stro­nę, rów­nie da­le­ko. – Bab­cia pła­cze. Oj­ciec jest bar­dzo wście­kły. Jest z nim mój brat, obaj są wzbu­rze­ni.

Ko­lej­ne osoby uczest­ni­czą­ce w sesji za­ję­ły wska­za­ne miej­sca. Karol zaś wspo­mniał jesz­cze kilku człon­ków ro­dzi­ny, wszyst­kich usta­wia­jąc da­le­ko od sie­bie.

– Dla­cze­go sto­isz sam, Ka­ro­lu? – za­brzmiał ste­ryl­nie pro­fe­sjo­nal­ny głos.

– Je­stem sa­mot­nym wil­kiem. Niosę spra­wie­dli­wość.

– Nie chciał­byś, aby ro­dzi­ce sta­nę­li za tobą? By wspar­li cię w two­jej misji?

– Nie, tak jest le­piej. Oj­ciec niech strze­że babci, by nikt jej wię­cej nie skrzyw­dził. Matka zaś – Karol przez chwi­lę szu­kał wła­ści­we­go słowa – jest zbyt słaba, zbyt wraż­li­wa. Bę­dzie dla mnie cię­ża­rem. Nie chcę wi­dzieć jej pięt­nu­ją­ce­go wzro­ku. Ona ni­cze­go nie ro­zu­mie, tylko po­tę­pia.

– Matko, dla­cze­go po­tę­piasz swego syna?

– Nie po­tę­piam go. Uwa­żam tylko, że zbłą­dził. – Dok­tor Wi­słoc­ka za­mknę­ła oczy, czer­piąc z ro­do­we­go egre­go­ra. – Ze­msta nic nie zmie­ni. Nie po­mo­że babci. Prze­cież ona i tak już nie żyje.

– Skąd wiesz, że bab­cia nie żyje? – Karol prze­rwał gwał­tow­nie Mo­ni­ce. W jego oczach próż­no było szu­kać męt­ne­go hip­no­tycz­ne­go wzro­ku. Spo­glą­dał na Mo­ni­kę w pełni świa­do­mie i po­dejrz­li­wie.

– Mówi mi to in­tu­icja – od­po­wie­dzia­ła pew­nie, lecz kon­cy­lia­cyj­nym tonem, jakby czuła, że tego dnia nie po­su­ną się dalej ani o krok.

– Ka­ro­lu, wró­ci­my do tego na na­stęp­nej sesji – wtrą­ci­ła się Ewa, od­zy­sku­jąc kon­tro­lę nad sy­tu­acją. – Cie­szę się, że po raz ko­lej­ny otwo­rzy­łeś się przed nami. Twoje po­stę­py są na­praw­dę bu­du­ją­ce.

 

 

Zda­wa­ło mu się, że to déjà vu, z tą róż­ni­cą, że teraz on stał na środ­ku sali. To o nim Ewa Be­isert mó­wi­ła jako o jed­nym z wy­brań­ców, który „za­koń­czył pełną asy­mi­la­cję kul­tu­ro­wą” oraz o prze­no­si­nach do nowej bazy. Po uro­czy­stym po­że­gna­niu po­pro­wa­dzi­ła ich do stre­fy skry­wa­nej za je­dy­ną nie­prze­zro­czy­stą ścia­ną.

Ewa zbli­ży­ła oko do czyt­ni­ka, a dwa ol­brzy­mie lu­stra roz­chy­li­ły się, uka­zu­jąc długi ko­ry­tarz. Tu ścia­ny były już zwy­czaj­nie, otyn­ko­wa­ne, swoj­skie. W sali na końcu ko­ry­ta­rza cze­ka­ło na nich dzie­sięć kom­ple­tów stro­jów – ter­mo­ak­tyw­nej bie­li­zny, po­ma­rań­czo­wych kom­bi­ne­zo­nów z na­dru­ko­wa­nym lo­giem ŚOTE oraz butów z nie­zna­ne­go two­rzy­wa.

– Ubierz­cie się. Na ze­wnątrz jest chłod­no, a czeka was długa droga – oznaj­mi­ła Ewa, po czym udała się do są­sied­niej sali.

– Prze­pra­szam, jest tu gdzieś to­a­le­ta? – za­py­tał Karol, nim za­mknę­ła za sobą drzwi.

– Ko­ry­ta­rzem pro­sto, dru­gie drzwi po lewej.

Dru­gie drzwi po lewej rze­czy­wi­ście ozna­czo­no sym­bo­lem przed­sta­wia­ją­cym męż­czy­znę i ko­bie­tę. Karol jed­nak omi­nął je i otwo­rzył ko­lej­ne. Po­miesz­cze­nie zda­wa­ło się nie­wiel­kim skła­dzi­kiem, w któ­rym zgro­ma­dzo­no środ­ki czy­sto­ści, au­to­ma­tycz­ne od­ku­rza­cze, myjki ci­śnie­nio­we, a nawet tra­dy­cyj­ne, nie­uży­wa­ne już od lat mopy. Wszedł do środ­ka i ener­gicz­nym kro­kiem pod­szedł do okna przy prze­ciw­le­głej ścia­nie. Serce za­bi­ło mu szyb­ciej. Okno, w prze­ci­wień­stwie do tych w szkla­nej czę­ści bazy, miało klam­kę. Lekko pod­rdze­wia­ły me­cha­nizm ustą­pił z tru­dem, wpusz­cza­jąc falę chłod­ne­go po­wie­trza. Karol zdu­sił w sobie nie­pew­ność i wziął głę­bo­ki od­dech, a potem, po raz pierw­szy odkąd się obu­dził, uśmiech­nął się.

Nagły zgiełk do­biegł od stro­ny ko­ry­ta­rza. Karol otwo­rzył okno sze­rzej, klnąc w duchu, że nie wziął po­ma­rań­czo­we­go stro­ju. Po­ru­sze­nie za drzwia­mi jakby się wzmo­gło. W ostat­niej chwi­li chwy­cił nie­wiel­ką przy­po­mi­na­ją­cą bre­zent płach­tę, po­rzu­co­ną wśród roz­licz­nych gra­tów, i wy­sko­czył na ze­wnątrz.

Dys­kret­nie prze­mie­rzył opu­sto­sza­ły be­to­no­wy plac i wbiegł w młody bu­ko­wy las. Chłod­ny wiatr mu­skał jego nagie ciało, a łyse ga­łę­zie drzew chło­sta­ły skórę. Od­dy­chał szyb­ko, lecz ja­kimś cudem nie bra­ko­wa­ło mu tlenu. Szkla­ny kom­pleks wkrót­ce znik­nął w le­śnym gąsz­czu.

Na dro­dze Ka­ro­la po­ja­wił się wy­so­ki płot zwień­czo­ny dru­tem kol­cza­stym. Męż­czy­zna za­trzy­mał się, po czym skrę­cił w prawo. Teraz już nie biegł, a szedł po­spiesz­nym kro­kiem. Co chwi­la roz­cie­rał zmar­z­nię­te ra­mio­na. Zdo­bycz­na płach­ta na­rzu­co­na na grzbiet nie­wie­le po­ma­ga­ła.

Pu­cho­wa kurt­ka lub choć­by weł­nia­ny swe­ter. Jak wiele bym za nie dał.

W od­da­li za­ma­ja­czy­ła droga oraz brama wjaz­do­wa. Nad bramą nie było już drutu, a je­dy­nie ostro za­koń­czo­ne szpi­kul­ce. Pod­kradł się do niej, upew­nił, że ni­ko­go nie ma w po­bli­żu, i prze­sko­czył. Nim na po­wrót skrył się w le­śnej gę­stwi­nie, raz jeden się ob­ró­cił. Po­go­ni nie do­strzegł. Zo­ba­czył za to czer­wo­ną ta­bli­cę z bia­łym na­pi­sem: „Ślę­żań­ski Ośro­dek Te­ra­pii Eks­pe­ry­men­tal­nych. Od­dział Za­bu­rzeń Sek­su­al­nych”.

 

 

Lekko przy­mar­z­nię­ta ściół­ka chru­pa­ła pod bo­sy­mi sto­pa­mi. De­li­kat­ne płat­ki śnie­gu za­mie­ni­ły się w krysz­tał­ki lodu nie­sio­ne sil­nym wia­trem. Zdez­o­rien­to­wa­ny Karol parł przed sie­bie. W górę. Wie­dział, że nie wolno mu się za­trzy­mać. Po­rzu­co­ny na­daj­nik na szczy­cie przy­cią­gał go hip­no­tycz­nie. Tam mu­sia­ła być kie­dyś sta­cja nadaw­cza lub inne za­bu­do­wa­nia. Stam­tąd ro­ze­zna się w sy­tu­acji. Byle nie za­mar­z­nąć. Na myśl o ter­mo­ak­tyw­nej bie­liź­nie po raz setny prze­klął swoją głu­po­tę, na szczę­ście ruch go roz­grze­wał.

Za­ro­śnię­ta leśna ścież­ka stała się ka­mie­ni­sta i śli­ska. Na jed­nym z roz­dro­ży doj­rzał ko­lej­ną ta­bli­cę: „Ob­szar Ochro­ny Ści­słej. Wstęp Wzbro­nio­ny”.

Bez wa­ha­nia ru­szył dalej.

Wierz­cho­łek góry po­wi­tał go śnież­ną za­mie­cią. Karol minął po­zo­sta­ło­ści sta­rej ka­mien­nej bu­dow­li, któ­rej nie po­tra­fił roz­po­znać, dalej stał drugi bu­dy­nek, now­szy, lecz w po­dob­nym sta­nie. Na schro­nie­nie nadał się tylko barak u pod­nó­ża wiel­kie­go na­daj­ni­ka. Drzwi ustą­pi­ły po trze­cim kop­nię­ciu.

 

 

Pierw­szy śnieg tego roku – po­my­śla­ła Ewa, wcho­dząc do ga­bi­ne­tu dy­rek­to­ra. Za biur­kiem sie­dział nie­zna­ny męż­czy­zna o mar­so­wym ob­li­czu, a w tle, na ze­wnątrz, wi­ro­wa­ły białe płat­ki. Jej myśli wciąż wra­ca­ły do Ka­ro­la Ma­zur­ka, pa­cjen­ta, któ­re­go przez lata sta­ra­ła się ura­to­wać, wy­le­czyć, oca­lić. On zaś wciąż po­zo­sta­wał za­gad­ką.

– Dok­tor Be­isert, jak mnie­mam. – Męż­czy­zna nie po­fa­ty­go­wał się nawet, by wstać. – Se­we­ryn Kłos, De­par­ta­ment Nad­zo­ru, Kon­tro­li i Skarg. W związ­ku z za­ist­nia­łą sy­tu­acją w try­bie pil­nym zo­sta­łem wy­zna­czo­ny na peł­nią­ce­go obo­wiąz­ki dy­rek­to­ra tego ośrod­ka. Spra­wa jest roz­wo­jo­wa, więc nie trać­my czasu. Pro­szę o szcze­gó­ło­wą re­la­cję z te­ra­pii pana Ma­zur­ka.

– Gdzie jest dy­rek­tor Szczę­śniew­ski?

– Zo­stał urlo­po­wa­ny.

– A kiedy zo­sta­nie przy­wró­co­ny na sta­no­wi­sko?

– To już nie pani zmar­twie­nie, pani dok­tor. Je­że­li pla­ców­ka zo­sta­nie zli­kwi­do­wa­na, nie bę­dzie go do czego przy­wra­cać.

– Zli­kwi­do­wa­na? Pan raczy żar­to­wać. Je­ste­śmy je­dy­nym za­kła­dem w kraju, który po­tra­fi sku­tecz­nie le­czyć osoby o pa­ra­fil­nej sek­su­al­no­ści. Tylko my po­tra­fi­my je sku­tecz­nie re­in­tro­du­ko­wać do spo­łe­czeń­stwa. Licz­ba prze­stępstw na tle sek­su­al­nym do­ko­ny­wa­nych przez na­szych by­łych pa­cjen­tów jest niż­sza niż me­dia­na zdro­wej po­pu­la­cji. Pan zaś su­ge­ru­je li­kwi­da­cję?

– Oceną wa­szych dzia­łań zaj­mie się sto­sow­na ko­mi­sja. – Se­we­ryn Kłos otwo­rzył tecz­kę z do­ku­men­ta­mi i po­czął je wer­to­wać. – Po­wróć­my do spraw pil­niej­szych. Karol Ma­zu­rek, ska­za­ny za sie­dem­na­ście na­pa­ści sek­su­al­nych, w tym osiem czy­nów pe­do­fil­skich. Bie­gły są­do­wy stwier­dził u niego oso­bo­wość psy­cho­pa­tycz­ną typ kal­ku­la­tyw­ny oraz hi­per­li­bi­de­mię. Trzy lata temu skie­ro­wa­no go do was na te­ra­pię. Czy wszyst­ko się zga­dza?

Ewa ski­nę­ła głową.

– Dalej był za­bieg neu­ro­chi­rur­gicz­ny oraz kil­ku­mie­sięcz­na ob­ser­wa­cja wraz z te­ra­pią kon­tro­li po­pę­du płcio­we­go. – Peł­nią­cy obo­wiąz­ki dy­rek­to­ra za­milkł wy­mow­nie, po czym spoj­rzał Ewie w oczy. – Te­ra­pia kon­tro­li po­pę­du płcio­we­go? Tak na­zy­wa­cie to wasze pa­ra­do­wa­nie na go­la­sa? Kto w ogóle wy­wa­lił tyle kasy w tak nie­re­al­ny pro­jekt? Od­wo­dzić gwał­ci­cie­li od seksu przez pod­sta­wia­nie im pod nos go­łych bab? Serio?

Dok­tor Be­isert zbyła uwagę niemą dez­apro­ba­tą.

– W re­zul­ta­cie za ku­ra­cję Ma­zur­ka po­dat­nik za­pła­cił trzy­sta pięć­dzie­siąt ty­się­cy zło­tych – słowo „ku­ra­cja” zo­sta­ło wy­po­wie­dzia­ne w taki spo­sób, jakby ozna­cza­ło pobyt w sa­na­to­rium – po czym pa­cjent zbiegł. W na­stęp­nym roku zgwał­cił ko­lej­ne dwa­na­ście osób róż­nej płci. Wnio­sku­ję z tego, że te­ra­pia oka­za­ła się nie­sku­tecz­na. Na po­cząt­ku tego roku tra­fił do was po­now­nie, ko­lej­na ope­ra­cja mózgu, trzy mie­sią­ce ob­ser­wa­cji i… Czy wy nie uczy­cie się na wła­snych błę­dach?

– Były prze­słan­ki, że tym razem za­bieg neu­ro­chi­rur­gicz­ny się po­wiódł. W trak­cie ostat­nie­go po­by­tu w pla­ców­ce nie za­uwa­ży­li­śmy u pa­cjen­ta żad­nych pa­to­lo­gicz­nych za­cho­wań. Dość szyb­ko roz­po­czął asy­mi­la­cję. Nie wy­ka­zy­wał re­ak­cji na dys­kret­ne bodź­ce sek­su­al­ne. Dok­tor Wi­słoc­ka od­no­to­wa­ła znacz­ny pro­gres umie­jęt­no­ści au­to­kon­tro­li. Uciecz­ka Ka­ro­la Ma­zur­ka wcale nie świad­czy o nie­sku­tecz­no­ści te­ra­pii. To mógł być ir­ra­cjo­nal­ny im­puls.

– Za­ry­zy­ku­je pani ko­lej­nych dwa­na­ście gwał­tów, by się o tym prze­ko­nać?

– Co­dzien­nie ry­zy­ku­ję, prze­cha­dza­jąc się nago, bez ochro­ny, wśród naj­groź­niej­szych prze­stęp­ców sek­su­al­nych w tym kraju. Je­że­li to pana nie prze­ko­nu­je do moich metod, to nic pana nie prze­ko­na.

– Ma­zu­rek ko­lej­nej szan­sy już nie do­sta­nie. Jakby to ode mnie za­le­ża­ło, to po­wi­nien był umrzeć już dawno temu. Oszczę­dzi­li­by­śmy bólu jego ofia­rom oraz środ­ków wy­rzu­co­nych na bez­sen­sow­ną te­ra­pię.

– Osoby z za­pa­le­niem wy­rost­ka też pan po­zo­sta­wi bez po­mo­cy? Ope­ra­cji kar­dio­chi­rur­gicz­nych też pan by za­prze­stał?

– Pani po­rów­na­nia są bez­za­sad­ne. Pro­szę nie po­rów­ny­wać kry­mi­na­li­stów z cho­ry­mi.

– A czym różni się cho­ro­ba mózgu lub za­bu­rze­nia hor­mo­nal­ne od za­pa­le­nia wy­rost­ka?

– Cho­rzy na wy­ro­stek nie gwał­cą nie­let­nich?

– Dla­cze­go chce pan dys­kry­mi­no­wać na­szych pa­cjen­tów? Chce pan wró­cić do fa­sze­ro­wa­nia ich środ­ka­mi na ob­ni­że­nie po­ten­cji, ka­stro­wać, czy od razu strze­lać? Teraz, gdy po wielu la­tach prób w końcu po­tra­fi­my im pomóc?

– Po­tra­fi­cie im pomóc? Two­rzy­cie pół­mó­zgów, któ­rzy nie wie­dzą, kim są. Usu­wa­cie im wspo­mnie­nia, by nie pa­mię­ta­li swo­ich win. Pro­gra­mu­je­cie wedle uzna­nia i wci­ska­cie uto­pij­ne kłam­stwa. To już nawet nie są na­miast­ki ludzi. Czas z tym skoń­czyć.

 

 

Smród sta­re­go koca draż­nił przy­zwy­cza­jo­ne do ste­ryl­no­ści noz­drza. Karol mimo to opa­tu­lił się nim i sie­dział z pod­ku­lo­ny­mi no­ga­mi ni­czym dziec­ko z sie­ro­ciń­ca. Przez mo­ment nawet jakby przy­snął. W cza­sie tej nie­uchwyt­nej chwi­li, kiedy świa­do­me myśli za­mie­nia­ją się w ma­rze­nia senne, przez głowę prze­my­ka­ły mu uryw­ki zdań pod­słu­cha­ne u Ewy Be­isert w dniu, gdy znik­nął ły­sa­wy Hen­ryk: Nie mo­że­my się teraz cof­nąć… Mu­si­my ich nadal le­czyć… Nawet za cenę ubez­wła­sno­wol­nie­nia… Za cenę życia w kłam­stwie… To dla nich je­dy­na szan­sa… Nikt inny im nie po­mo­że.

Gdzieś na ze­wnątrz jakby za­skrzy­piał śnieg. A może to tylko wiatr po­ru­szał roz­la­tu­ją­cą się ru­de­rą? Karol za­drżał z zimna. „Życie w cie­płym kłam­stwie” teraz już nie brzmia­ło tak strasz­nie, choć ubez­wła­sno­wol­nie­nia żadną miarą nie chciał. Nie chciał też ni­czy­jej po­mo­cy. Naj­gor­sza była jed­nak nie­wie­dza.

Kim je­stem? Dla­cze­go ode­bra­li mi wol­ność? Dla­cze­go ode­bra­li pa­mięć? Czym za­wi­ni­łem?

Do tego dziu­ra w gło­wie, głę­bo­ka i pusta ni­czym ot­chłań. Za każ­dym razem, gdy się­gał do swej pa­mię­ci, czuł się jak men­tal­ny ka­strat: wy­bra­ko­wa­ny, nagi, prze­zro­czy­sty.

 

Drzwi otwo­rzy­ły się z im­pe­tem. Za­ma­sko­wa­ni męż­czyź­ni w czar­nych stro­jach w ułam­ku se­kun­dy wtar­gnę­li do środ­ka. Karol po­zo­stał w bez­ru­chu. Kątem oka do­strze­gał czer­wo­ną plam­kę optycz­ne­go ce­low­ni­ka na skrzy­deł­ku swo­je­go nosa. Trzy lufy ka­ra­bi­nów pa­trzy­ły mu w oczy nie­na­wist­nie.

– Od­rzuć koc, ręce sze­ro­ko! – krzyk­nął jeden z żoł­nie­rzy.

– Witam, panie Ka­ro­lu, znowu się wi­dzi­my – dodał drugi, gdy zbieg nie sta­wił oporu, a na­pię­cie nieco opa­dło. – I znowu w tym samym miej­scu. Strasz­nie was ten na­daj­nik przy­cią­ga.

Karol pró­bo­wał sobie przy­po­mnieć, czy wi­dział kie­dy­kol­wiek tego czło­wie­ka. Nie zdo­łał. Czar­na ot­chłań ziała chło­dem nie­zmien­ne.

– Co ze mną zro­bi­cie?

– Za­opie­ku­je­my się panem.

 

 

Iden­ty­fi­ka­tor Ewy Be­isert wy­lą­do­wał z trza­skiem na dy­rek­tor­skim biur­ku.

– Więc jed­nak nas pani opusz­cza? – Na twa­rzy Se­we­ry­na Kłosa ma­lo­wa­ło się roz­cza­ro­wa­nie.

– A dziwi się pan? Zresz­tą, czy nie o to panu cho­dzi­ło?

– Wręcz prze­ciw­nie, li­czy­łem, że pani zo­sta­nie. Roz­bież­no­ści w kwe­stiach świa­to­po­glą­do­wych to jedno, a kom­pe­ten­cje za­wo­do­we to dru­gie. Bar­dzo by się nam przy­da­ło pani do­świad­cze­nie, szcze­gól­nie wobec no­wych za­sto­so­wań dla tego miej­sca.

– Nie za­mie­rzam brać w tym udzia­łu. Że­gnam.

Dok­tor Be­isert w szy­kow­nej gar­son­ce zda­wa­ła się jesz­cze pew­niej­sza sie­bie. Od­wró­ci­ła się ener­gicz­nie i skie­ro­wa­ła ku wyj­ściu.

– Pani dok­tor! – za­wo­łał Kłos, nim ta zdą­ży­ła się­gnąć klam­ki. – Po co wam była ta cała uto­pia? Gdzie w tym sens?

Nie­wie­le rze­czy było w sta­nie za­trzy­mać w tej chwi­li Ewę. Me­ry­to­rycz­ne py­ta­nie oka­za­ło się jedną z nich.

– Wła­ści­wa te­ra­pia od­by­wa­ła się na po­zio­mie psy­cho­chi­rur­gii. Do­ko­ny­wa­li­śmy zmian w ob­sza­rach ciała mig­da­ło­we­go i wę­cho­mó­zgo­wia, lecz sub­tel­nych, by nie upo­śle­dzać pa­cjen­tów na in­nych po­lach. To co dzia­ło się tutaj, w ośrod­ku, to we­ry­fi­ka­cja sku­tecz­no­ści za­bie­gu i asy­mi­la­cja. Re­kon­wa­le­scen­ci muszą być od­izo­lo­wa­ni od wcze­śniej­szych, pa­to­lo­gicz­nych wspo­mnień, od zna­ne­go im świa­ta, a jed­no­cze­śnie nie mogą się czuć wy­ob­co­wa­ni. Muszą sta­no­wić część spo­łecz­no­ści, ufać nam, czuć się jak jedno z nas. I cel, muszą mieć w życiu cel.

– Co potem?

– Potem te­ra­pia ad­ap­ta­cyj­na. Kiedy zaś byli go­to­wi, wma­wia­li­śmy im, że wró­ci­li na Zie­mię. Zdro­wi i do­dat­ko­wo uzbro­je­ni w zdol­ność sa­mo­kon­tro­li mogli za­cząć wszyst­ko od po­cząt­ku. God­nie. Bez na­pięt­no­wa­nia i ba­ga­żu do­świad­czeń, z któ­ry­mi nigdy by sobie nie po­ra­dzi­li.

– A kara? A za­dość­uczy­nie­nie ofia­rom?

– Je­stem le­ka­rzem, nie sę­dzią.

 

 

Otwo­rzył oczy. Wokół do­strzegł szkla­ne ścia­ny, szkla­ną pod­ło­gę i sufit, wszyst­ko przej­rzy­ste i ste­ryl­nie czy­ste. Oprócz ko­zet­ki oraz dwóch szkla­nych krze­seł, nie było tu żad­nych mebli. Usiadł, a prze­zro­czy­sty świat na chwi­lę za­wi­ro­wał. Na szyi za­ko­ły­sał się nie­śmier­tel­nik. Męż­czy­zna do­tknął ubra­nia. Miał na sobie ba­weł­nia­ną ko­szul­kę khaki oraz bie­li­znę w tym samym ko­lo­rze.

Nie­wiel­ka czer­wo­na dioda za­mon­to­wa­na w mi­nia­tu­ro­wym urzą­dze­niu u wez­gło­wia ko­zet­ki za­czę­ła migać. Jedna ze szkla­nych ścian się roz­su­nę­ła, a do po­miesz­cze­nia wszedł męż­czy­zna w woj­sko­wym mun­du­rze.

Trzy gwiazd­ki – po­my­ślał sie­dzą­cy na ko­zet­ce. – Po­rucz­nik.

Bez­wa­run­ko­wy od­ruch roz­ka­zał mu sta­nąć na bacz­ność.

– Spo­cznij! Nie for­suj­cie się, żoł­nie­rzu.

Ofi­cer miał na szyi ste­to­skop.

– Jak się czu­je­cie?

– Nie wiem.

Le­karz wy­cią­gnął la­tar­kę dia­gno­stycz­ną i po­świe­cił mu w oko.

– A pre­cy­zyj­niej?

– Nic nie pa­mię­tam. Nie wiem, jak się na­zy­wam. Nie wiem, kim je­stem. Nie wiem, skąd się tu wzią­łem.

– Amne­zja dy­so­cja­cyj­na – orzekł po­rucz­nik. – To się zda­rza wśród we­te­ra­nów, szcze­gól­nie po ta­kich mi­sjach, jak ta ostat­nia. Armia się wami za­opie­ku­je, żoł­nie­rzu.

Koniec

Komentarze

Prze­czy­ta­ne. Spodo­ba­ne ale… Wrócę z ko­men­ta­rzem.

Dobry tekst.

Na­su­wa sko­ja­rze­nia z Pa­ra­dy­zją, a Zaj­del za­wsze na plus. Po­do­ba­ło mi się stop­nio­we bu­dze­nie po­dej­rzeń, od­kry­wa­nie praw­dy… IMO, do­brze po­gry­wa­łeś czy­tel­ni­kiem.

Głów­ny bo­ha­ter in­te­re­su­ją­cy. Na po­cząt­ku mu ra­czej ki­bi­cu­je­my, ale w końcu oka­zu­je się, że to nie cał­kiem ry­cerz na bia­łym koniu. Ta nie­jed­no­znacz­ność (nie tylko w oczach od­bior­cy, ale rów­nież po­sta­ci) do­brze mu robi.

Świat cie­ka­wie skon­stru­owa­ny, eks­pe­ry­men­tal­na me­to­da też cał­kiem in­te­re­su­ją­ca.

Czy mi się wy­da­je, czy tu nie ma żad­nych na­wią­zań geo­lo­gicz­nych? Ktoś nam pod­mie­nił Chro! ;-)

Oj­ciec jest bar­dzo wście­kły. Jest z nim mój brat, oboje są wzbu­rze­ni.

Obaj.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Czy mi się wy­da­je, czy tu nie ma żad­nych na­wią­zań geo­lo­gicz­nych? Ktoś nam pod­mie­nił Chro! ;-)

Jest Ślęża… to ekwi­wa­lent. ;)

I chyba prze­my­ci­łem jedno zda­nie. Kto znaj­dzie gdzie?

(pod­po­wiedź: szu­kaj koło Że­rom­skie­go)

 

Obóch po­pra­wi­łem. Dzię­ki za ko­men­tarz, Fin­klo. 

 

@Pe­ter Bar­ton, cze­kam nie­cier­pli­wie.

"Wol­ność po­le­ga na tym, że mo­że­my czy­nić wszyst­ko, co nie przy­no­si szko­dy bliź­nie­mu na­sze­mu". Paryż, 1789 r.

Jak to nie ma na­wią­zań geo­lo­gicz­nych, a żyła czy­ste­go kwar­cu to co? :)

 

Ech, pi­sa­łam ko­men­tarz i mi wcię­ło :/ więc w skró­cie: in­try­gu­ją­ce i wcią­ga­ją­ce, dałam się za­sko­czyć toż­sa­mo­ścią bo­ha­te­ra i ro­dza­jem eks­pe­ry­men­tu, choć po­dej­rze­wa­łam, że coś jest nie tak już wcze­śniej. Świet­na scena z pod­słu­chi­wa­niem i sło­wa­mi, które spra­wi­ły, że bo­ha­te­ra olśni­ło a ja, czy­tel­nik, też CHCIA­ŁAM WIE­DZIEĆ. NA­TYCH­MIAST. Świet­ny jest też tytuł.

Z mi­nu­sów – od­nio­słam wra­że­nie ciut nad­mier­nej ło­pa­to­lo­gii w koń­ców­ce, pani dok­tor za dużo tłu­ma­czy. I nie prze­ma­wia do mnie sam ostat­ni aka­pit – czemu woj­sko?

Aha i błąd rze­czo­wy – bromu nie można do­sy­pać, brom w wa­run­kach nor­mal­nych jest cie­czą.

od­nio­słam wra­że­nie ciut nad­mier­nej ło­pa­to­lo­gii w koń­ców­ce, pani dok­tor za dużo tłu­ma­czy.

Nie bar­dzo jest miej­sce i czas, by to ina­czej roz­wią­zać. Jak się nie wy­tłu­ma­czy, to czy­tel­nik bę­dzie miał wąt­pli­wo­ści od­no­śnie samej te­ra­pii i celu. Je­że­li część tre­ści ujaw­ni­ła­by wcze­śniej, czy­tel­nik się za szyb­ko do­my­śli.

I nie prze­ma­wia do mnie sam ostat­ni aka­pit – czemu woj­sko?

No jak to czemu? Inna opcja po­li­tycz­na przej­mu­je ośro­dek, czego zwia­stu­nem jest urlo­po­wa­nie po­przed­nie­go dy­rek­to­ra, po czym ośro­dek wraz z wy­pra­co­wa­ną tech­no­lo­gią zo­sta­je prze­ka­za­ny na po­trze­by woj­ska.

Ma­zu­rek wraca do tego sa­me­go miej­sca, ale jest już po ko­lej­nej ope­ra­cji i nie pa­mię­ta zu­peł­nie nic. Woj­sko­wi le­ka­rze wy­szko­lą go na swoje po­trze­by.

 

Co do bromu. To się po­ja­wia w dia­lo­gu, a pan Hen­ryk jest pro­stym czło­wie­kiem. Nie musi znać się na che­mii. Wie, że kie­dyś “do­sy­py­wa­li” żoł­nie­rzom bromu, więc je­dy­nie po­wta­rza to, co usły­szał.  

"Wol­ność po­le­ga na tym, że mo­że­my czy­nić wszyst­ko, co nie przy­no­si szko­dy bliź­nie­mu na­sze­mu". Paryż, 1789 r.

To, że ‘inni’ prze­ję­li ośro­dek to zro­zu­mia­łam, tylko nie ro­zu­miem, jak woj­sko ma mu pomóc w te­ra­pii albo do czego mógł­by być po­trzeb­ny w woj­sku :)

jak woj­sko ma mu pomóc w te­ra­pii albo do czego mógł­by być po­trzeb­ny w woj­sku :)

Woj­sko nie za­mie­rza mu po­ma­gać w te­ra­pii.

Woj­sko chce mieć żoł­nie­rza zombi, któ­re­go można po­słać wszę­dzie, który wy­ko­na każdy roz­kaz, a jak zgi­nie, to nikt nie bę­dzie po nim pła­kał.

"Wol­ność po­le­ga na tym, że mo­że­my czy­nić wszyst­ko, co nie przy­no­si szko­dy bliź­nie­mu na­sze­mu". Paryż, 1789 r.

no dobra, ma to sens :) że cho­dzi o żoł­nie­rza-zom­bi nie wy­my­śli­łam, ale ja na woj­sku się ab­so­lut­nie nie znam

Za­in­try­go­wa­ło i za­cie­ka­wi­ło, bo w zaj­mu­ją­cy spo­sób prze­sta­wi­łeś sy­tu­ację, w ja­kiej zna­lazł się Karol. Na­gość wszyst­kich wy­da­ła mi się oso­bli­wa, ale cóż, prze­cież ja też z Ziemi…

Co praw­da byłam nieco zdzi­wio­na te­ma­tem po­ga­da­nek, a także tym, że bier­nie cze­ka­no, aby przy­by­li od­zy­ska­li pa­mięć wła­sny­mi si­ła­mi, bo szło im to dość mar­nie.

A kiedy spra­wa stała się jasna, byłam mocno zdu­mio­na, że tak wiele sił i środ­ków po­świę­co­no lu­dziom takim jak Karol, tu­dzież po­zo­sta­łym prze­trzy­my­wa­num w ośrod­ku – toż taka te­ra­pia to ogrom­ne kosz­ty, za to bez gwa­ran­cji spo­dzie­wa­ne­go skut­ku.

Za­ję­cie się spra­wą przez woj­sko, moim zda­niem, ma wię­cej rąk i nóg.

Mam na­dzie­ję, że po­pra­wisz uster­ki, bo jak by na to nie pa­trzeć, opo­wia­da­nie za­słu­gu­je na Bi­blio­te­kę.

 

po czym stuk­nę­ła opusz­kiem w ekran… ―> Opusz­ka jest ro­dza­ju żeń­skie­go, więc: …po czym stuk­nę­ła opusz­ką w ekran

 

Brwi męż­czy­zny unio­sły się ku górze w nie­mym py­ta­niu. ―> Masło ma­śla­ne – czy brwi mogły unieść się ku do­ło­wi?

Wy­star­czy: Brwi męż­czy­zny unio­sły się w nie­mym py­ta­niu.

 

wid­no­krąg po­ra­sta­ły po­ła­cie mło­dej bu­czy­ny… ―> Czy na wid­no­krę­gu na pewno można do­strzec po­ła­cie?

 

Ko­bie­ta jako pierw­sza prze­rwa­ła kre­pu­ją­cą ciszę. ―> Li­te­rów­ka.

 

skry­wał nie­do­sko­na­ło­ści jej ciała. Jej po­stać… ―> Czy oba za­im­ki są ko­niecz­ne?

 

Nie to jed­nak go za­in­try­go­wa­ło, a spoj­rze­nie z nutką, któ­rym od­na­lazł nutkę wy­zwa­nia. ―> Czy to ce­lo­we dwa grzyb­ki w barsz­czy­ku, czy może miało być: Nie to jed­nak go za­in­try­go­wa­ło, a spoj­rze­nie, w któ­rym od­na­lazł nutkę wy­zwa­nia.

 

pe­ne­tro­wał każdy do­stęp­ny moduł bazy. Jak się oka­za­ło, miał do­stęp je­dy­nie… ―> Czy to ce­lo­we po­wtó­rze­nie?

 

i pa­trzeć na gwiaz­dy. Od­na­lazł pięć gwiazd uło­żo­nych… ―> Jak wyżej?

 

a bi­blio­te­ce za­miast cza­ru­ją­cej Maszy… ―> Pew­nie miało być: …a w bi­blio­te­ce za­miast cza­ru­ją­cej Maszy

 

raz jeden się ob­ró­cił. Po­go­ni nie do­strzegł po­go­ni. ―> Chyba miało być: …raz jeden się ob­ró­cił. Nie do­strzegł po­go­ni.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Uster­ki po­pra­wi­łem, dzię­ku­ję pięk­nie. Wstyd i hańba, że tyle się tych po­wtó­rzeń osta­ło.

A kiedy spra­wa stała się jasna, byłam mocno zdu­mio­na, że tak wiele sił i środ­ków po­świę­co­no lu­dziom takim jak Karol, tu­dzież po­zo­sta­li prze­trzy­my­wa­ni w ośrod­ku – toż taka te­ra­pia to ogrom­ne kosz­ty, za to bez gwa­ran­cji spo­dzie­wa­ne­go skut­ku.

A czy utrzy­my­wa­nie ta­kich osób do­ży­wot­nio w wię­zie­niach lub szpi­ta­lach psy­chia­trycz­nych nie po­chła­nia kosz­tów?

Za­ję­cie się spra­wą przez woj­sko, moim zda­niem, ma wię­cej rąk i nóg.

Ar­gu­men­ta­cję za czy prze­ciw przed­sta­wi­łem usta­mi po­sta­ci.

Ocenę po­zo­sta­wiam czy­tel­ni­kom. :)

"Wol­ność po­le­ga na tym, że mo­że­my czy­nić wszyst­ko, co nie przy­no­si szko­dy bliź­nie­mu na­sze­mu". Paryż, 1789 r.

Bar­dzo pro­szę, Chro­ści­sko, i cie­szę się, że mo­głam się przy­dać. ;)

Kosz­ty za­wsze bę­dzie się po­no­sić, ale wy­da­je mi się, że stwo­rze­nie i utrzy­my­wa­nie opi­sa­ne­go ośrod­ka, że o ope­ra­cjach nie wspo­mnę, jest chyba znacz­nie kosz­tow­niej­sze niż pobyt de­li­kwen­ta w wię­zie­niu.

Zgło­si­łam opo­wia­da­nie do Bi­blio­te­ki.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Co tu się za­dzia­ło, Radek? Nie­po­trzeb­nie wy­cią­gną­łeś te opo­wia­da­nie z szu­fla­dy, mogło tam po­zo­stać. Po tym, co po­ka­za­łeś mi w in­nych opo­wia­da­niach, lek­tu­ra tego wzbu­dzi­ła moje za­że­no­wa­nie. Za­sta­na­wia­łem się mocno, czy na­pi­sać ko­men­tarz, ale w końcu za­le­ży mi, żeby jesz­cze kie­dyś prze­czy­tać coś na miarę Ku­ma­ri, a że od kilku mie­się­cy po­rzu­cam tu lek­tu­rę po lek­tu­rze, ko­men­tarz do po­wyż­sze­go trak­tu­je jako od­ruch czy­sto ego­istycz­ny. Może jed­nak Ku­ma­ri 2 kie­dyś się do­cze­kam.

Opo­wia­da­nie brzmi in­fan­tyl­nie i na­iw­nie. Nie prze­my­śla­łeś go od stro­ny na­uko­wej, sze­ro­ko po­ję­te­go SF, a nawet nie spraw­dzi­łeś lo­gicz­nie, tylko za­ba­zo­wa­łeś na po­my­śle, który po­ja­wił się w gło­wie. To zna­czy szkla­nych domów, co swoją drogą spe­cjal­nie ory­gi­nal­ne też nie jest.

Masz swoją de­wia­cję w opo­wia­da­niu, ja też szyb­ko po­my­śla­łem o swo­jej. To zna­czy chciał­bym zo­ba­czyć jak Karol robi… kupę. Jak sra na swoją szkla­ną pod­ło­gę i są­sia­da pod spodem. Prze­pra­szam za do­sad­ność słów, ale te szkla­ne klat­ki są bez­na­dziej­nie nie­lo­gicz­ne. Ni­cze­mu nie służą, wszyst­ko co w opo­wia­da­niu przed­sta­wiasz da się za­ła­twić bez nich. Są tylko ga­dże­tem, tanim i nie­prze­my­śla­nym.

I ten cały Karol Ma­zu­rek, który bez pa­mię­ci nie ma już od­ru­chów pe­do­fil­skich i skłon­no­ści do gwał­tów, ale w sumie dla­cze­go nie, prze­cież nie ma tam dzie­ci. I te na­zwi­ska. Karol Ma­zu­rek, Mo­ni­ka Wi­słoc­ka, Milan Šote­ro­vić, dy­rek­tor Szczę­śniew­ski, Se­we­ryn Kłos. Skąd ty bie­rzesz te ar­cha­icz­ne (w fan­ta­sty­ce!) na­zew­nic­two? Ja teraz mam wo­ko­ło pełno Fa­bia­nów, Ala­nów i Bra­ja­nów, a Ty wska­ku­jesz z na­zew­nic­twem rodem z lat sześć­dzie­sią­tych ubie­głe­go wieku. A gdzie unik­fi­ka­cja? Już teraz w me­ilach nikt nie ma pol­skich zna­ków, a tu na­mięt­ne “ł,ę,ś”. Radek, ana­li­zuj tro­chę jak bie­rzesz się za SF. Nie pisz, jak wła­śnie w la­tach 60-tych. Świat zro­bił od tam­tej pory mały krok do przo­du.

Ja wiem, że ta pla­ne­ta, to Zie­mia, wiem, że to te­ra­pia, ale tu też mógł­byś wło­żyć odro­bi­nę wy­sił­ku. Sześć lat świetl­nych, gdy tylko nasza ga­lak­ty­ka Drogi Mlecz­nej ma sze­ro­kość stu ty­się­cy lat świetl­nych, to od­le­głość w ko­smo­sie, jakby sie­dzieć w tym samym po­ko­ju. Już teraz ludz­kość za­glą­da znacz­nie, znacz­nie dalej. Więc z tej pla­ne­ty, na któ­rej są sprzy­ja­ją­ce do życia wa­run­ki, tak bli­sko Ziemi, jakoś nawet nie po­tra­fię żar­to­wać. I w za­sa­dzie nie wiem, czemu to ma słu­żyć.

Póź­niej wy­pusz­cze­nie go­ścia, który gwał­ci dwa­na­ście osób, a któ­re­go już teraz, za­kła­da­jąc taką czy inną kon­tro­wer­syj­ną te­ra­pię, za­pew­ne uda­ło­by się za­trzy­mać przy pró­bie pierw­sze­go gwał­tu, wzbu­dza tylko wspo­mnia­ne za­że­no­wa­nie.

Dobra, nie będę się dłu­żej znę­cał, a jest jesz­cze nad czym, bo forma i kan­cia­ste zda­nia tylko pod­sy­ca­ją mą złość.

Pa­mię­taj tylko, że piszę o tym kon­kret­nym opo­wia­da­niu, a nie o Tobie. I jeśli po­no­szą mnie emo­cje, to tylko z po­wo­du li­te­ra­tu­ry. ;)

 

I jesz­cze Fin­kla, z do­brym opo­wia­da­niem i coś o Zaj­dlu. Was chyba za mocno ostat­nio zgrza­ło na dwo­rze!

 

Kosz­ty za­wsze bę­dzie się po­no­sić, ale wy­da­je mi się, że stwo­rze­nie i utrzy­my­wa­nie opi­sa­ne­go ośrod­ka, że o ope­ra­cjach nie wspo­mnę, jest chyba znacz­nie kosz­tow­niej­sze niż pobyt de­li­kwen­ta w wię­zie­niu.

Reg, jeśli ta cu­dacz­na te­ra­pia za­dzia­ła i cho­ciaż część ludzi bę­dzie można wy­pu­ścić, to ca­łość może się opła­cać. Utrzy­ma­nie więź­nia (a w tych przy­pad­kach to już wy­glą­da na do­ży­wo­cie) też nie jest tanie. A opie­kę me­dycz­ną tak czy siak trze­ba mu za­pew­nić.

 

Dar­co­nie, po­zwól, że sama będę de­cy­do­wać, co mi się po­do­ba­ło, a co nie. Nawet jeśli ma na to wpływ tem­pe­ra­tu­ra (cał­kiem spoko, po­do­ba mi się), to i tak moja opi­nia po­zo­sta­je moją opi­nią.

Chyba już mia­łeś oka­zję za­uwa­żyć, że po­szu­ku­je­my in­nych rze­czy w li­te­ra­tu­rze. Ten tekst po­do­ba mi się, bo za­wie­ra za­gad­kę, uciecz­kę z opre­syj­ne­go świa­ta… In­no­wa­cyj­na me­to­da le­cze­nia też nie prze­szka­dza. Same dobre rze­czy. W po­rów­na­niu z tym “Ku­ma­ri” to łzawa oby­cza­jów­ka o ro­dzi­nie (acz wstaw­ki geo­lo­gicz­ne miała fajne).

Nie mów, że nie ma tu ana­lo­gii do “Pa­ra­dy­zji”. W “Szkla­nych do­mach” szkla­ne domy były tylko ide­ami – w tych utwo­rach ist­nie­ją na­praw­dę i wcale nie są takie fajne.

I nie pró­buj wpy­chać ludzi w ubran­ka i opo­wia­da­nia sprzed kilku lat. Chro­ści­ska, który pisał “Ku­ma­ri”, już nie ma. Jest inny, tro­chę star­szy, tro­chę doj­rzal­szy, z innym ba­ga­żem do­świad­czeń. Może bar­dziej opty­mi­stycz­ny, może bar­dziej zgorzk­nia­ły, może tward­szy o cięż­kie do­świad­cze­nia, może roz­mięk­czo­ny cu­dow­ną ko­bie­tą… Po­gódź się z tym i nie wy­ma­gaj dru­gie­go cze­goś tam.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

@reg

Kosz­ty za­wsze bę­dzie się po­no­sić, ale wy­da­je mi się, że stwo­rze­nie i utrzy­my­wa­nie opi­sa­ne­go ośrod­ka, że o ope­ra­cjach nie wspo­mnę, jest chyba znacz­nie kosz­tow­niej­sze niż pobyt de­li­kwen­ta w wię­zie­niu.

Je­że­li już kal­ku­lu­je­my tylko kosz­ty, abs­tra­hu­jąc od kwe­stii mo­ral­nych, to jed­nak na­le­ży też uwzględ­nić zysk dla nauki. Jak wiele od­kryć na­uko­wych z za­kre­su psy­cho­lo­gii / neu­ro­chi­rur­gii / be­ha­wio­ry­zmu można do­ko­nać mając taki ośro­dek. Uzy­ska­na wie­dza może być póź­niej wy­ko­rzy­sta­na w in­nych dzie­dzi­nach, w le­cze­niu in­nych pa­to­lo­gii, czy choć­by przez woj­sko. 

 

@Dar­con

Nie martw się, drogi Dar­co­nie. Przy­kro­ści mi nie spra­wi­łeś. Usły­sza­łem od Cie­bie w życiu wy­star­cza­ją­co wiele do­brych słów, by znieść i te cierp­kie, bez do­pa­try­wa­nia się an­ty­pa­tii. Ow­szem, wo­lał­bym byś był kon­tent, ale cóż.

Nie ze wszyst­ki­mi Two­imi za­rzu­ta­mi się zgo­dzę, więc po­zwól, że po­sta­ram się wy­bro­nić w kilku kwe­stiach.

Nie zgo­dzę się, że opo­wia­da­nie jest nie­prze­my­śla­ne od stro­ny na­uko­wej. Po­świę­ci­łem wiele czasu na lek­tu­rę pu­bli­ka­cji z za­kre­su sek­su­olo­gii, psy­cho­lo­gii czy też metod al­ter­na­tyw­nych. Na pod­sta­wie tego, co wy­czy­ta­łem, sta­ra­łem się zbu­do­wać obraz spój­ny i lo­gicz­ny.

Masz swoją de­wia­cję w opo­wia­da­niu, ja też szyb­ko po­my­śla­łem o swo­jej.

Nie je­stem pewny, o czym pi­szesz. Je­że­li o epa­to­wa­nie na­go­ścią, włącz­nie ze szcze­gó­ła­mi, to za­bieg był ce­lo­wy. Chcia­łem, by czy­tel­nik po­czuł się jak wspo­mnia­ny pa­cjent na te­ra­pii, który będąc jej nie­świa­do­my, jest ata­ko­wa­ny ze wszyst­kich stron bodź­ca­mi wi­zu­al­ny­mi, wy­wo­łu­ją­cy­mi mię­dzy in­ny­mi za­że­no­wa­nie. Na tym wła­śnie miało po­le­gać te­sto­wa­nie pa­cjen­tów po ope­ra­cjach. Ob­ser­wo­wa­nie ich re­ak­cji na bodź­ce. I nie jest tu ko­niecz­ne po­sy­łać mię­dzy nich dzie­ci, aby to spraw­dzić.

I te na­zwi­ska. Karol Ma­zu­rek, Mo­ni­ka Wi­słoc­ka, Milan Šote­ro­vić, dy­rek­tor Szczę­śniew­ski, Se­we­ryn Kłos. Skąd ty bie­rzesz te ar­cha­icz­ne (w fan­ta­sty­ce!) na­zew­nic­two?

Na­zwi­ska są nie­przy­pad­ko­we i ce­lo­we. Kto się in­te­re­su­je te­ma­tem od stro­ny na­uko­wej, na pewno je roz­po­zna. Panie Wi­słoc­ka czy Be­isert to jedne z naj­słyn­niej­szych sek­su­olo­żek w Pol­sce.

Nie­ja­ki Ma­zu­rek rów­nież był sław­ny swego czasu, choć aku­rat od złej stro­ny.

Šoterović – na­zwi­sko było po­trzeb­ne do wy­ja­śnie­nia pa­cjen­tom nazwy ośrod­ka (Ślę­żań­ski Ośro­dek Tera­pii Ekspe­ry­men­tal­nych), więc wy­my­ślo­no im bał­kań­skie­go astro­no­ma, by kadra mogła uży­wać praw­dzi­wej nazwy ośrod­ka i się nie mylić. Je­dy­nie na Bał­ka­nach po “ś” może być sa­mo­gło­ska.

 

Co do na­zwisk urzęd­ni­ków… prze­cież akcja dzie­je się w Pol­sce, w teo­re­tycz­nej, nie­od­le­głej przy­szło­ści, je­dy­ne co jest tu re­al­ną SF to neu­ro­chi­rur­gia. W prze­cią­gu kil­ku­dzie­się­ciu lat takie ope­ra­cje mogą być już moż­li­wie, a cała resz­ta to prze­cież bajka dla pa­cjen­tów. 

Dla­cze­go więc Ci urzęd­ni­cy mają nie mieć pol­skich na­zwisk. Na­zwi­ska aku­rat nie ewo­lu­ują w takim tem­pie. Nawet imio­na wra­ca­ją fa­lo­wo co dru­gie po­ko­le­nie.

Sześć lat świetl­nych, gdy tylko nasza ga­lak­ty­ka Drogi Mlecz­nej ma sze­ro­kość stu ty­się­cy lat świetl­nych, to od­le­głość w ko­smo­sie, jakby sie­dzieć w tym samym po­ko­ju.

Sześć lat świetl­nych to sześć lat po­dró­ży z pręd­ko­ścią świa­tła. Jesz­cze bar­dzo długo bę­dzie to poza na­szy­mi moż­li­wo­ścia­mi tech­no­lo­gicz­ny­mi (w tej chwi­li, o ile do­brze pa­mię­tam po­tra­fi­my latać max. 0,1 pręd­ko­ści świa­tła). A prze­cież za­sięg opo­wia­da­nia cza­so­wo jest krót­ki. Wy­bra­łem świa­do­mie jedną z naj­bliż­szych per­spek­ty­wicz­nych pla­net, by wła­śnie było to wia­ry­god­nie.

Póź­niej wy­pusz­cze­nie go­ścia, który gwał­ci dwa­na­ście osób, a któ­re­go już teraz, za­kła­da­jąc taką czy inną kon­tro­wer­syj­ną te­ra­pię, za­pew­ne uda­ło­by się za­trzy­mać przy pró­bie pierw­sze­go gwał­tu, wzbu­dza tylko wspo­mnia­ne za­że­no­wa­nie.’

Go­ścia nie wy­pusz­cza­ją, pla­nu­ją go prze­nieść do in­ne­go ośrod­ka, bo są ro­ko­wa­nia, że ope­ra­cja się udała. Na tym to w za­mie­rze­niu po­le­ga­ło: (1) zo­pe­ro­wać, (2) potem ob­ser­wa­cja w ośrod­ku po­łą­czo­na z psy­cho­te­ra­pią, (3) potem asy­mi­la­cja do spo­łe­czeń­stwa, je­że­li wy­zdro­wiał.

To, że im ucie­ka, to inna bajka.

bo forma i kan­cia­ste zda­nia tylko pod­sy­ca­ją mą złość.

Tu już tylko moja ułom­ność.

Może jed­nak Ku­ma­ri 2 kie­dyś się do­cze­kam.

Nie wiem Dar­co­nie. Jeśli py­tasz do­słow­nie, to aku­rat dal­szy ciąg Ku­ma­ri mam w gło­wie od dawna, choć tym razem z inną lalką w roli głów­nej. Nie od­wa­ży­łem się jed­nak tego spi­sać i chyba nie od­wa­żę. Ku­ma­ri jest bar­dziej oso­bi­sta niż to się może wy­da­wać. Znam Klau­dię, która Ku­ma­ri stwo­rzy­ła, znam jej męża, który ją wy­pa­lał. Ten tekst w dużym stop­niu był za­rów­no in­spi­ro­wa­ny ich sztu­ką, jak i ich ży­ciem.

O ile jeden tekst można uznać jako wyraz uzna­nia dla tej sztu­ki, o tyle ko­lej­ne wy­da­wa­ły­by mi się już pa­so­żyt­nic­twem. Dla­te­go nie pla­nu­ję se­qu­ela.

Czy na­pi­szę coś po­dob­ne­go? Nie wiem. Takie tek­sty emo­cjo­nal­ne nie pisze się na za­mó­wie­nie, ani z pre­me­dy­ta­cją. Musi przyjść chwi­la i po­mysł i zsyn­chro­ni­zo­wać się z umy­słem, a wtedy jest szan­sa, że się uda.

W mię­dzy­cza­sie po­zo­sta­ją eks­pe­ry­men­ty, takie jak ni­niej­szy, które rów­nież są po­trzeb­ne, by się roz­wi­jać, nawet jak nie wszyst­kim się po­do­ba­ją.

 

Dzię­ki za szcze­re uwagi. Do­ce­niam.

"Wol­ność po­le­ga na tym, że mo­że­my czy­nić wszyst­ko, co nie przy­no­si szko­dy bliź­nie­mu na­sze­mu". Paryż, 1789 r.

Fin­klo, Chro­ści­sko, OK. Prze­ko­na­li­ście mnie. :)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Do­słow­nie kilka opo­wia­dań wcze­śniej pi­sa­łem o re­se­ar­chu, który tak długo jest dobry, jak długo nie za­mie­nia be­le­try­sty­ki w pracę na­uko­wą albo dok­tor­ską. Po co komu po­trzeb­ne Twoje na­uko­we smacz­ki? Za­ba­wa na­zwi­ska­mi i li­ter­ka­mi? To epa­to­wa­nie zdo­by­tą wie­dzą, która w tym przy­pad­ku za­bu­rza wia­ry­god­ność opo­wia­da­nia (moje słowo o ę,ś,ł). Po­zo­sta­łe ar­gu­men­ty też mnie nie prze­ko­nu­ją.

Mam po­czu­cie, że ule­gasz mniej lub bar­dziej świa­do­mie twar­do­gło­we­mu forum, by spro­stać ocze­ki­wa­niom. To po­nie­kąd się spraw­dza. Fin­kli opo­wia­da­nie się po­do­ba.

Oby nie były zna­mien­ne jej słowa:

Chro­ści­ska, który pisał “Ku­ma­ri”, już nie ma.

Po­zdra­wiam.

 

Ps. Nie, nie ocze­ku­ję Ku­ma­ri 2, to była prze­no­śnia.

 

Chro­ści­ska, który pisał “Ku­ma­ri”, już nie ma.

Nie­ste­ty.

 

Bo dla mnie to, co tu prze­czy­ta­łam (a ra­czej przez co z tru­dem prze­brnę­łam), to nie jest pi­sarz doj­rzal­szy, wręcz prze­ciw­nie. Bar­dzo zde­cy­do­wa­nie po­do­ba­ły mi się wcze­sne tek­sty Chro­ści­ska (naj­bar­dziej pierw­szy i trze­ci, potem “stary” Chro­ści­sko wró­cił na chwi­lę w “Oppy”), ale im dalej, tym sta­ty­stycz­nie mniej te opo­wia­da­nia do mnie tra­fia­ją. Mam wra­że­nie, że gdzieś za­gu­bi­ła się in­dy­wi­du­al­ność, która mnie do tych tek­stów przy­cią­ga­ła, na­praw­dę ory­gi­nal­na wy­obraź­nia, pe­wien typ emo­cjo­nal­no­ści, który mi – oso­bie nie­zno­szą­cej w li­te­ra­tu­rze wy­so­kie­go emo­cjo­nal­ne­go C – spa­so­wał.Ja tę­sk­nię za “Ku­ma­ri”. Nie wiem, czy druga część to bę­dzie to, ale zo­ba­czy­my, jeśli po­wsta­nie.

 

Od tego tek­stu zaś od­pa­dłam. Dłu­żył mi się nie­mi­ło­sier­nie, ze zdzi­wie­niem spraw­dzi­łam, że ma rap­tem 40k, a za­koń­cze­nie mnie bo­le­śnie roz­cza­ro­wa­ło, bo coś ta­kie­go czy­ta­łam mi­lion razy w róż­nych wcie­le­niach. Ni­czym mnie tu nie za­sko­czy­łeś, nie za­dzi­wi­łeś, nie ocza­ro­wa­łeś. Że niby taka re­so­cja­li­za­cja? Ale to tylko wa­ria­cja na temat pra­nia lu­dziom mó­zgów i ro­bie­nia z nich cze­goś in­ne­go, nic ory­gi­nal­ne­go. Pod ko­niec tro­chę się in­fo­dum­po­wo robi, a i po dro­dze ty­ra­dy pani dok­tor strasz­nie sztam­po­we. Twist z niby obcą pla­ne­tą, która oka­zu­je się Zie­mią – też bar­dzo ogra­ny, do bólu wręcz.

Na do­da­tek sko­ja­rzy­ło mi się, choć da­le­ko, opo­wia­da­nie, które lata temu tłu­ma­czy­łam dla NF (nie mogę sobie przy­po­mnieć ty­tu­łu ani au­to­ra), gdzie su­per­żoł­nie­rzom wczy­ty­wa­no w pa­mięć ko­lej­ne łzawe oso­bi­ste hi­sto­rie, żeby ich zmu­sić do nie­etycz­nych dzia­łań. Da­le­kie, ale mi się przy­po­mnia­ło. Ta­kich ech, że wi­dy­wa­łam po­dob­ne hi­sto­rie, mam przy tej lek­tu­rze wię­cej. Do­da­nie dzi­wacz­nej na­go­ści i ca­łe­go tego dość luź­ne­go po­gry­wa­nia szkla­no­ścią czy szkla­ny­mi do­ma­mi nie spra­wi­ło, że czy­ta­łam to jako coś no­we­go i od­kryw­cze­go.

http://altronapoleone.home.blog

Chro­ści­ska, który pisał “Ku­ma­ri”, już nie ma.

Nie­ste­ty.

Może kie­dyś wróci. Na razie tro­chę eks­pe­ry­men­tu­je, ale słu­cha Wa­szych opi­nii uważ­nie.

"Wol­ność po­le­ga na tym, że mo­że­my czy­nić wszyst­ko, co nie przy­no­si szko­dy bliź­nie­mu na­sze­mu". Paryż, 1789 r.

[tu pra­cu­ją nad ko­men­ta­rzem]

Mogło być go­rzej, ale mogło być i znacz­nie le­piej - Gan­dalf Szary, Hob­bit, czyli tam i z po­wro­tem, Rdz IV, Górą i dołem

Hm, lek­tu­ra na cza­sie dla mnie wink. Pod­czy­ty­wa­łam tro­chę tek­stów o asek­su­al­nej na­go­ści w róż­nych kon­tek­stach kul­tu­ro­wych i jej wpły­wie na per­cep­cję pew­nych aspek­tów życia spo­łecz­ne­go.

A tak wra­ca­jąc do me­ri­tum, spraw­nie pro­wa­dzo­na akcja, nie­oczy­wi­sty plot-twist… Tylko przy za­koń­cze­niu mu­sia­łam oszu­kać i zaj­rzeć do ko­men­ta­rzy, bo nie było do końca oczy­wi­ste, co się stało z na­szym bo­ha­te­rem. Przy­zna­ję, że czy­tel­ni­ko­wi – w sen­sie mnie – mogło też za­brak­nąć sku­pie­nia, gdyż fa­bu­lar­nie to, co chcesz prze­ka­zać ma ręce i nogi. Nie­mniej, liczy się kon­cept i so­lid­ne wy­ko­na­nie, a to za­gra­ło, więc daję po­le­caj­kę.

@o­idrin

Dzię­ki za po­le­caj­kę. Cie­szę się, że tekst przy­padł Ci do gustu.

Koń­ców­kę, ze tego co widzę, można by nieco po­pra­wić, bo wspo­mnia­ne wcze­śniej in­fo­dum­py pani dok­tor i zbyt nie­ja­sny los głów­ne­go bo­ha­te­ra psują efekt.

 

@Ne­va­zie, Tobie też dzię­ku­ję za klika. Cze­kam na efekt obec­nych prac. :)

"Wol­ność po­le­ga na tym, że mo­że­my czy­nić wszyst­ko, co nie przy­no­si szko­dy bliź­nie­mu na­sze­mu". Paryż, 1789 r.

Jest to pierw­szy twój tekst, który prze­czy­ta­łam i bar­dzo mi się po­do­ba. Nie­zwy­kle płyn­nie się czyta, nie dłuży się, a hi­sto­ria jest cie­ka­wa. Łatwo sobie wy­obra­zić ośro­dek i ludzi, oraz ich za­cho­wa­nie. A jako ktoś, kto za­wsze do­szu­ku­je się dru­gie­go dna we wszyst­kim, od razu za­czę­łam po­dej­rze­wać, że w opo­wie­ści jest coś wię­cej niż widać na pierw­szy rzut oka. Ale też bar­dzo mi to uła­twi­łeś – rzu­ca­jąc tu i ów­dzie ja­kieś pod­po­wie­dzi.

Cie­ka­wa była także przed­sta­wio­na me­to­da ba­daw­cza – nie było wiele przy­tła­cza­ją­cych fak­tów, a wszyst­ko po­da­ne na­tu­ral­nie. Co wię­cej, ba­da­nia może i dro­gie (o czym wspo­mi­na jeden z bo­ha­te­rów), ale chyba nie można by­ło­by zna­leźć lep­szej grupy ba­daw­czej (próby ce­lo­wej, się zna­czy): lu­dzie ska­za­ni, po­zba­wie­ni praw (choć za­kła­dam, że i tak mu­sie­li zgo­dzić się na ba­da­nia). Karol to cie­ka­wy przy­pa­dek – wy­ją­tek, ob­ser­wa­cja od­sta­ją­ca, która cza­sem jest zwy­kłym błę­dem a cza­sem nie­zwy­kle waż­nym punk­tem ba­da­nia. Bo mimo pod­da­nia tym samym za­bie­gom, on nadal wraca do sta­rych na­wy­ków. Cie­ka­we dla­cze­go?

Mnie wy­ja­śnie­nia Pani dok­tor nie prze­szka­dza­ją, a nawet (mimo że więk­szość zro­zu­mia­łam bez nich) pa­su­ją do po­sta­ci – wście­kłej, od­sta­wio­nej od wła­snej pracy (bo pod takim do­wódz­twem nie zo­sta­nie) ba­dacz­ki, która mimo wszyst­ko nie umie po­wstrzy­mać się przed me­ry­to­rycz­nym ko­men­ta­rzem. Nawet je­że­li wie, że osoba, do któ­rej kie­ru­je te słowa, nic sobie z nich nie zrobi.

Jest to pierw­szy twój tekst, który prze­czy­ta­łam i bar­dzo mi się po­do­ba.

Dzię­ku­ję, miło mi.

Choć nie jest to ty­po­we moje opo­wia­da­nie. Zwy­kle piszę bar­dziej emo­cjo­nal­ne z nutką oby­cza­jo­wą, tu jed­nak z za­ło­że­nia bo­ha­ter jest ułom­ny na polu od­czu­wa­nia emo­cji, więc i tekst jest dość ste­ryl­ny w tym za­kre­sie.

Co do me­to­dy ba­daw­czej, to rów­nież cie­szę się, że zwró­ci­łaś na to uwagę, bo póki co prze­szło to bez echa, więc chyba nie­wy­star­cza­ją­co tę kwe­stię uwy­pu­kli­łem.

"Wol­ność po­le­ga na tym, że mo­że­my czy­nić wszyst­ko, co nie przy­no­si szko­dy bliź­nie­mu na­sze­mu". Paryż, 1789 r.

Co do me­to­dy ba­daw­czej, to rów­nież cie­szę się, że zwró­ci­łaś na to uwagę, bo póki co prze­szło to bez echa, więc chyba nie­wy­star­cza­ją­co tę kwe­stię uwy­pu­kli­łem.

U mnie to się brzyd­ko na­zy­wa „zbo­cze­nie za­wo­do­we” ;) Pra­cu­ję w nauce i zaj­mu­je się mię­dzy in­ny­mi ana­li­zą da­nych (a więc i me­to­dy­ką), choć z zu­peł­nie innej dys­cy­pli­ny/dzie­dzi­ny.

Wy­da­je mi się jed­nak, że za­cho­wa­łeś ba­lans w tej kwe­stii (co nie jest pro­ste). Wątek nie jest przy­tła­cza­ją­cy, a jed­no­cze­śnie czuć tu „na­uko­we” po­dej­ście do te­ma­ty­ki sek­su­al­no­ści i badań z nią zwią­za­nych. Uwa­żam, że jest do­brze :)

Wiesz, że masz w nie­któ­rych miej­scach Mo­ni­kę Wi­to­szek i Evę Be­isert? Dość szyb­ko wy­ła­pu­ję takie niu­an­se ;).

Zga­dzam się, że motyw Ziemi, która udaje nie-Zie­mię, jest tro­chę okle­pa­ny. Po­dob­nie jak za­my­ka­nie ludzi bez wspo­mnień/ze sztucz­ny­mi wspo­mnie­nia­mi w ja­kimś za­mknię­tym ośrod­ku.

Po­do­ba­ło mi się jed­nak, w jaki spo­sób pro­wa­dzi­łeś akcję opo­wia­da­nia. Po­do­ba­ła mi się po­stać Dok­tor Wi­słoc­kiej. Za­koń­cze­nie było spoko. W za­sa­dzie naj­bar­dziej po­do­ba­ło mi się, że za­czą­łeś za­sta­na­wiać się nad etycz­ny­mi aspek­ta­mi po­dej­ścia spo­łe­czeń­stwa do le­cze­nia spraw­ców prze­stępstw, które w więk­szo­ści z nas budzą uza­sad­nio­ną od­ra­zę. Tro­chę ża­ło­wa­łem, że ten (głów­ny w moim od­czu­ciu) wątek opo­wia­da­nia nie zo­stał nieco moc­niej uwy­pu­klo­ny. Skło­ni­łeś do po­now­nej re­flek­sji, ale tak na­praw­dę, mam od­czu­cie, że nie wzbo­ga­ci­łeś moich wła­snych prze­my­śleń o żadne nowe tre­ści – a mo­głeś i była do tego cał­kiem dobra oka­zja.

 

Summa sum­ma­rum, do­brze mi się to czy­ta­ło :P.

 

Mogło być go­rzej, ale mogło być i znacz­nie le­piej - Gan­dalf Szary, Hob­bit, czyli tam i z po­wro­tem, Rdz IV, Górą i dołem

Wiesz, że masz w nie­któ­rych miej­scach Mo­ni­kę Wi­to­szek i Evę Be­isert?

Dzię­ki za wy­ła­pa­nie. Już po­pra­wio­ne.

Skło­ni­łeś do po­now­nej re­flek­sji, ale tak na­praw­dę, mam od­czu­cie, że nie wzbo­ga­ci­łeś moich wła­snych prze­my­śleń o żadne nowe tre­ści

Ja sam nie wiem, czy wzbo­ga­ci­łem swoje prze­my­śle­nia o nowe tre­ści w tym te­ma­cie.

Kwe­stia jest trud­na, nie­jed­no­znacz­na. Chyba też kry­go­wa­łem się, by nie na­rzu­cać czy­tel­ni­ko­wi tej “wła­ści­wej” wer­sji. Choć fakt, że sym­pa­tia ra­czej jest skie­ro­wa­na bar­dziej w stro­nę le­ka­rzy niż “nowej” wła­dzy, burzy nieco obiek­tyw­ność nar­ra­cji. 

Dzię­ki za ko­men­tarz.

"Wol­ność po­le­ga na tym, że mo­że­my czy­nić wszyst­ko, co nie przy­no­si szko­dy bliź­nie­mu na­sze­mu". Paryż, 1789 r.

Jeśli fak­tycz­nie prze­pro­wa­dzi­łeś re­se­arch na ten temat, ocze­ki­wał­bym wię­cej wy­ni­ków badań (lub choć­by hi­po­tez, jeśli do­tar­łeś do prze­ko­nu­ją­cych) na temat tego, w jaki spo­sób/ z ja­kie­go po­wo­du lu­dzie stają się pe­do­fi­la­mi itp., itd. To jest ro­dzaj wie­dzy, któ­rej ja aku­rat nie po­sia­dam, i którą faj­nie można by uka­zać w tek­ście na ten temat. Wy­da­je mi się, że zbli­ży­łeś się do te­ma­tu opi­su­jąc po­szcze­gól­ne etapy te­ra­pii, ale czuję spory nie­do­syt.

Trud­no mi sobie wy­obra­zić, żeby ta­kich jed­no­stek nie izo­lo­wać od spo­łe­czeń­stwa, ale cza­sem jeży mi się włos na gło­wie, kiedy czy­tam od­czło­wie­cza­ją­ce ko­men­ta­rze in­ter­nau­tów. Tu też widzę po­ten­cjał edu­ka­cyj­ny dla ta­kie­go tek­stu, żeby zwró­cić uwagę, że każdy po­twór jest/staje się po­two­rem z po­wo­du cze­goś na­by­te­go lub wro­dzo­ne­go. Ge­ne­ral­nie cie­ka­wa pro­ble­ma­ty­ka i faj­nie, że spró­bo­wa­łeś się z nią zmie­rzyć. 

Mogło być go­rzej, ale mogło być i znacz­nie le­piej - Gan­dalf Szary, Hob­bit, czyli tam i z po­wro­tem, Rdz IV, Górą i dołem

Mam mie­sza­ne od­czu­cia. Czy­ta­ło się do­brze, szyb­ko, mimo dłu­go­ści tek­stu. Pierw­sza część zde­cy­do­wa­nie lep­sza. Zga­dzam się, że grasz z czy­tel­ni­kiem, tym razem to Ty “wa­lisz ło­pa­tą mię­dzy oczy”, kiedy do­wia­du­je­my się praw­dy. Cho­ciaż wcze­śniej da­jesz czy­tel­ną wska­zów­kę, opi­su­jąc frag­ment sesji te­ra­peu­tycz­nej, jed­nak od­bior­ca sku­pia się na pro­ble­mie na­go­ści i za­ka­zach.

To z pew­no­ścią cie­ka­wy tekst, ale zga­dzam się też z Dar­co­nem. Tro­chę za mocno wy­brzmia­ła druga część, może za wiele zo­sta­ło po­wie­dzia­ne wprost, a może cho­dzi o język i na­uko­wość opisu. Po­przed­nie Twoje opo­wia­da­nia bar­dziej mi się po­do­ba­ły, cho­ciaż w tym rów­nież widać do­sko­na­ły warsz­tat. Od razu rzu­ci­ło mi się w oczy na­zwi­sko Wi­słoc­ka, które nie jest przy­pad­ko­we w te­ma­ty­ce ero­ty­ki. Za­sta­na­wia­łam się, czemu służy ten za­bieg.

Mnie za­in­te­re­so­wa­ło tylko, czemu ko­smi­ci po­ry­wa­li je­dy­nie Po­la­ków ?:) 

 

Ca­łość czy­ta­ło się do­brze, aż do postu Dar­co­na ;) Czło­wiek jak widać nie zwra­ca uwagi na szcze­gó­ły, które potem oka­zu­ją za­sad­ni­cze. Inna spra­wa, że ja nie chciał­bym czy­tać opo­wia­dań, gdzie są same Bra­ja­ny i Ke­vi­ny..

 

Po­zdra­wiam

Ten Dar­con! Wszyst­ko mu­siał po­psuć. ;)

 

@Ando

Na­zwi­sko Wi­słoc­kiej jest jedną z pod­po­wie­dzi ukry­tych w tek­ście, od­no­śnie tego, że ta ko­smicz­na ko­lo­nia nie­ko­niecz­nie jest tym, na co wy­glą­da.

 

@cięż­ki przy­pad­ku

Po­dob­nie jak pol­skie na­zwi­ska.

 

Dzię­ku­ję za ko­men­ta­rze.

"Wol­ność po­le­ga na tym, że mo­że­my czy­nić wszyst­ko, co nie przy­no­si szko­dy bliź­nie­mu na­sze­mu". Paryż, 1789 r.

Po­rząd­nie na­pi­sa­ne, jest za­gad­ka, jest na­pię­cie. Do samej koń­ców­ki mi się po­do­ba­ło. Koń­ców­ka mnie roz­cza­ro­wa­ła, za­miast dać kopa i wnieść fa­bu­łę na po­ziom wyżej, oba­wiam się, że na­stą­pił do­wn­gra­de, że się tak wy­ra­żę. Po pierw­sze, jak było już wska­zy­wa­ne, jed­nak co obca pla­ne­ta, to obca pla­ne­ta, a tutaj nagle oka­zu­je się, że je­ste­śmy w na­szej ko­cha­nej, wy­zwo­lo­nej i no­wo­cze­snej Pol­sce :/ Po dru­gie, jako gwał­ci­ciel i pe­do­fil, bo­ha­ter za­li­czył u mnie to­tal­ny zjazd w sym­pa­tii, iden­ty­fi­ko­wa­niu się z nim, itd. Do­dat­ko­wo, nie ro­zu­miem za bar­dzo, jak ta spo­łecz­ność sta­cji-nie­sta­cji funk­cjo­no­wa­ła, czy ko­bie­ty były tylko pra­cow­ni­ca­mi, a może pod­sta­wio­ny­mi człon­ka­mi (no­ta­be­ne) spo­łecz­no­ści? A może po­dob­nie jak męż­czyź­ni, ko­bie­ty były także gwał­ci­ciel­ka­mi i pe­do­fil­ka­mi? Sama koń­ców­ka z woj­skiem też śred­nio przy­pa­dła mi do gustu, bo nie wiem, do czego po­trzeb­ni są ci żoł­nie­rze, czy jakaś wojna się toczy? Czy może trze­ba wy­ko­rzy­sty­wać wy­pra­nych z pa­mię­ci żoł­nie­rzy do uci­ska­nia lud­no­ści i dła­wie­niu za­mie­szek? To uto­pia, an­ty­uto­pia, de­mo­kra­cja, reżim, … ? Ja wiem, Pol­ska :)

 

Parę luź­nych uwag do tek­stu:

 

– Dzień dobry, dok­tor Ewa Be­isert – przed­sta­wi­ła się, wy­cią­ga­jąc przed sie­bie nie­na­tu­ral­nie wy­pro­sto­wa­ną rękę.

– Dzień dobry – od­po­wie­dział.

– i co uści­snął tę wy­cią­gnię­tą rękę, czy nie uści­snął jej?

 

Przed­sta­wi­ła się jako Mo­ni­ka Wi­słoc­ka.

– Bar­dzo to wprost z tą Wi­słoc­ką…

 

Karol nie po­tra­fił przy niej wy­zbyć się mę­skie­go pier­wiast­ka, który dok­tor Wi­słoc­ka tak skru­pu­lat­nie sta­ra­ła się w nim wy­ple­nić. Wszel­kie lek­cje z za­kre­su sa­mo­kon­tro­li zda­wa­ły się go tutaj opusz­czać.

– tutaj, czyli przy niej? Może na­pi­sać "przy niej" wła­śnie, bo lekko nie­zro­zu­mia­łe?

Che mi sento di morir

Aha, jesz­cze od­no­śnie kwe­stii wy­próż­nia­nia się w szkla­nych po­miesz­cze­niach, o któ­rej pisał Dar­con, może takie roz­wią­za­nie?

Che mi sento di morir

Ba­se­ment­Key, dzię­ki za ob­szer­ny ko­men­tarz.

Po pierw­sze, jak było już wska­zy­wa­ne, jed­nak co obca pla­ne­ta, to obca pla­ne­ta, a tutaj nagle oka­zu­je się, że je­ste­śmy w na­szej ko­cha­nej, wy­zwo­lo­nej i no­wo­cze­snej Pol­sce :/

Ej, jak to nagle? Było tam nieco pod­po­wie­dzi. Choć­by niebo nad bazą. Gwiaz­do­zbio­ry takie jak na Ziemi. Co praw­da bo­ha­ter tłu­ma­czy to sobie na swój spo­sób, ale jed­nak. Nie mó­wiąc już o spi­sko­wych teo­riach pana Hen­ry­ka ;)

Po dru­gie, jako gwał­ci­ciel i pe­do­fil, bo­ha­ter za­li­czył u mnie to­tal­ny zjazd w sym­pa­tii, iden­ty­fi­ko­wa­niu się z nim, itd.

To było za­mie­rzo­ne. Tekst miał wzbu­dzić re­flek­sję, a zmia­na oceny bo­ha­te­ra w za­leż­no­ści od zna­jo­mo­ści jego prze­szło­ści, a nie tylko obec­nych za­cho­wań i prze­my­śleń do ta­kiej re­flek­sji skła­nia.

Do­dat­ko­wo, nie ro­zu­miem za bar­dzo, jak ta spo­łecz­ność sta­cji-nie­sta­cji funk­cjo­no­wa­ła, czy ko­bie­ty były tylko pra­cow­ni­ca­mi, a może pod­sta­wio­ny­mi człon­ka­mi (no­ta­be­ne) spo­łecz­no­ści?

Ko­bie­ty przed­sta­wio­ne w opo­wia­da­niu miały swoje kon­kret­ne funk­cje, więc były pra­cow­ni­ca­mi ośrod­ka. Czy były też pa­cjent­ki? Mogły być, choć tego te­ma­tu nie po­ru­sza­łem.

Sama koń­ców­ka z woj­skiem też śred­nio przy­pa­dła mi do gustu, bo nie wiem, do czego po­trzeb­ni są ci żoł­nie­rze, czy jakaś wojna się toczy? Czy może trze­ba wy­ko­rzy­sty­wać wy­pra­nych z pa­mię­ci żoł­nie­rzy do uci­ska­nia lud­no­ści i dła­wie­niu za­mie­szek?

W tym przy­pad­ku to kwe­stia dru­go­rzęd­na. Żoł­nie­rze za­wsze są po­trzeb­ni, szcze­gól­nie tacy, któ­rych można wy­słać na misję, z któ­rej się nie wraca. W tym przy­pad­ku isto­tą była zmia­na na­sta­wie­nia “władz”. Nie chce­my dłu­żej le­czyć, chce­my po­zbyć się “pro­ble­mu”, ale przy oka­zji chęt­nie wy­ko­rzy­sta­my wie­dzę i efek­ty wspo­mnia­ne­go le­cze­nia do wła­snych celów.

 

Za wska­za­nie nie­ja­sno­ści w tek­ście rów­nież dzię­ku­ję, w wol­nej chwi­li po­sta­ram się temu za­ra­dzić.

Aha, jesz­cze od­no­śnie kwe­stii wy­próż­nia­nia się w szkla­nych po­miesz­cze­niach, o któ­rej pisał Dar­con, może takie roz­wią­za­nie?

Czemu nie? To je­dy­nie tabu es­te­tycz­ne, po­wią­za­ne z nor­ma­mi oby­cza­jo­wy­mi, te z kolei można kształ­to­wać.

Hi­sto­ria po­ka­zu­je, że lu­dzie wie­lo­kroć byli zmu­sza­ni przez życie do wy­ko­ny­wa­nia czyn­no­ści fi­zjo­lo­gicz­nych pu­blicz­nie i sobie z tym ra­dzi­li. (Choć­by wy­wóz­ki na Sybir i prze­by­wa­nie w za­mknię­tych wa­go­nach przez wiele dni). Myślę, że jest to kwe­stia ana­lo­gicz­na do na­go­ści. Ina­czej ją bę­dzie­my po­strze­gać wy­cho­wu­jąc się wśród nu­dy­stów, a ina­czej wy­cho­wu­jąc w pu­ry­tań­skiej ro­dzi­nie.

"Wol­ność po­le­ga na tym, że mo­że­my czy­nić wszyst­ko, co nie przy­no­si szko­dy bliź­nie­mu na­sze­mu". Paryż, 1789 r.

Nie cho­dzi tylko o po­trze­by fi­zjo­lo­gicz­ne, ale fakt, gdy­byś podał coś na kształt tego zdję­cia, byłby to plus do prze­my­śle­nia te­ma­tu. Na­gość ni­ko­mu nie jest po­trzeb­na i nie za­kła­dam, że to się szyb­ko zmie­ni.

My­ślisz, że ko­bie­ty lubią nosić na przy­kład strin­gi? Że uwiel­bia­ją ten pasek, który się wrzy­na w… Noszą, bo dla wielu osób obu płci wy­glą­da­ją w nich sek­sow­nie i w przy­szło­ści też tak bę­dzie. To zna­czy, ubra­nie może się zmie­nić do po­zio­mu te­raź­niej­szej sek­sow­nej i ero­tycz­nej bie­li­zny, ale i tak ko­bie­ty będą za­kła­dać ubra­nia, nawet gdyby to miała być cał­ko­wi­cie prze­źro­czy­sta ha­lecz­ka z de­kol­tem do pasa. I za­py­tasz, po co wtedy de­kolt? Żeby się wy­róż­nić, po to jest moda, żeby wy­glą­dać ina­czej na tle in­nych. To nawet nie musi być ciuch, może se­zo­no­we ta­tu­aże, przy­kle­ja­ne ele­men­ty do ciała, zdo­bie­nie ciała, i pier­dy­lion in­nych moż­li­wo­ści. Ciało, któ­rym zo­sta­łeś ob­da­rzo­ny przez na­tu­rę to nie to samo. Oczy­wi­ście mo­żesz je w pew­nym za­kre­sie kształ­to­wać, ale to ubra­nie daje Ci morze moż­li­wo­ści do na­tych­mia­sto­we­go za­sto­so­wa­nia. Na po­zio­mie men­tal­nym czło­wiek jesz­cze długo bę­dzie chciał się wy­róż­nić na tle dru­gie­go czło­wie­ka. Ubra­nie to po czę­ści okre­śle­nie na­szej sek­su­al­no­ści, płci, pre­fe­ren­cji sek­su­al­nych. Jedni robią to bar­dzo świa­do­mie, inni mniej, jesz­cze inni ukry­wa­ją (sek­su­al­ność) lub zle­wa­ją, ale każdy coś z nią robi. Dla­te­go długo jesz­cze bę­dzie istot­nym ele­men­tem czło­wie­ka.

Po­zdra­wiam.

 

No tekst na­pi­sa­ny spraw­nie, płyn­nie, a jed­nak po­wiem Ci, Chro­ści­sko, że tro­chę za­wa­li­łeś z jedną kwe­stią. Faj­nie by było, gdy­byś spró­bo­wał opóź­nić mo­ment, w któ­rym widać, że to eks­pe­ry­ment. Tym­cza­sem nie­mal od po­cząt­ku po­brzmie­wa at­mos­fe­ra ko­ja­rzą­ca się tro­chę z “Is­land”, czy ra­czej z “THX 1138” (co samo w sobie nie jest za­rzu­tem, treść jest o czymś innym, cho­dzi mi tylko o mo­ment, w któ­rym to widać – a widać pra­wie od star­tu).

 

"Idący obok męż­czyź­ni zda­wa­li się kom­plet­nie nie zwra­cać uwagi na na­gość swych to­wa­rzy­szek. In­te­re­so­wa­ły ich je­dy­nie słowa.

To musi być sen."

A to w sumie nie­zły ko­men­tarz do ca­łe­go spo­łe­czeń­stwa.

 

"Nasz sys­tem grzew­czy za­pew­nia opty­mal­ną tem­pe­ra­tu­rę"

Opty­mal­na dla wszyst­kich, bez wzglę­du na płeć, bu­do­wę lub pro­ble­my hor­mo­nal­ne? Oczy­wi­ście w skali całej fa­bu­ły wy­cho­dzi dla­cze­go użyto ta­kie­go tłu­ma­cze­nia, jed­nak róż­ni­ce w od­czu­wa­niu tem­pe­ra­tur po­win­ny być gdzieś po dro­dze za­uwa­żal­ne.

 

"to przez kanon ziem­skiej edu­ka­cji. Tam wciąż uczą tylko o Ukła­dzie Sło­necz­nym, jakby byli pęp­kiem świa­ta"

A tu po­now­nie nie­zły przy­tyk do spo­łe­czeń­stwa, bo od­no­szą­cy się do wielu te­ma­tów.

 

"Tego dowie się je­dy­nie ów ktoś, post fac­tum."

… i wtedy bę­dzie już wia­do­mo – po­win­no się po­ja­wić w gło­wie wielu słu­cha­ją­cych.

No ta­kich frag­men­tów, gdzie jed­nak po­win­ny po­ja­wiać się wąt­pli­wo­ści po­sta­ci jest wię­cej.

 

"Dla­cze­go za­chod­nia część kom­plek­su jest do­stęp­na tylko dla ob­słu­gi bazy, a per­so­nel czę­sto znika tam na dłu­gie go­dzi­ny?"

No wła­snie – od po­cząt­ku tek­stu ude­rza kom­plet­ny brak pry­wat­no­ści. Bo na­gość na­go­ścią, a po­trze­ba pry­wat­no­ści to zu­peł­nie co in­ne­go. Na co bo­ha­ter kom­plet­nie nie zwra­ca uwagi, a nagle się oka­zu­je, że jest jed­nak część bazy od­gro­dzo­na od ob­ser­wa­cji.

Po­dob­nie można wska­zać pro­ble­my z od­po­czyn­kiem. Nie­któ­re wy­ja­śnie­nia po­ja­wia­ją się (brak życia noc­ne­go), ale jed­nak choć­by zwy­kły atak mi­gre­ny w ta­kiej eks­pe­ry­men­tal­nej prze­strze­ni byłby nie do znie­sie­nia.

 

"Chwy­cił ma­szyn­kę do go­le­nia. Spryt­ne urzą­dze­nie, za­pro­jek­to­wa­ne przez in­spek­to­rów BHP, po­zba­wio­no otwar­tych ostrzy."

Ło panie, jak ktoś chudy, to i tym się za­tnie :P

 

"osoby o nie­nor­ma­tyw­nej sek­su­al­no­ści"

Tro­chę roz­sze­rzo­ne zna­cze­nie, nie są­dzisz? bo zrów­na­no tu całą nie­nor­ma­tyw­ność, włącz­nie z asek­su­al­no­ścią, z prze­stęp­czo­ścią sek­su­al­ną. Po­stać uży­wa­ją­ca tego słowa wy­da­je się znać róż­ni­ce w za­kre­sach tych pojęć. Po­zo­sta­je py­ta­nie czy to błąd w tek­ście, czy alu­zja do tego, jak post­praw­da po­tra­fi wy­krzy­wić spo­sób ro­zu­mie­nia pojęć.

 

Wma­wia­nie po­wro­tu na Zie­mię – tu chyba byłby pro­blem, bo jeśli ktoś tłu­ma­czył­by, że wró­cił z od­le­głej ko­lo­nii ko­smicz­nej, to spo­ty­kał­by się z re­ak­cja­mi, które zwrot­nie mo­gły­by wzbu­dzać agre­sję. Chyba, że gdzieś tam umknę­ło zda­nie o wma­wia­niu ta­jem­ni­cy.

 

Jesz­cze z dro­bia­zgów, które łatwo wy­tłu­ma­czyć: hasło o znaj­do­wa­niu w tym samym miej­scu. Jeśli wcze­śniej do­ko­nał 12 prze­stępstw, to chyba nie sie­dział cały czas w ob­ser­wa­to­rium. Oczy­wi­ście można za­ło­żyć, że była tu mowa także o in­nych ucie­ki­nie­rach. Albo i ten jeden na końcu za­czął krą­żyć w tym jed­nym miej­scu. Lo­gicz­nie da się po­skła­dać, choć jest mo­ment dez­orien­ta­cji.

 

Finał – tu wrócę na mo­ment do fil­mów, bo tu dla od­mia­ny sko­ja­rzył się “Cube 0” ;-) Choć sko­ja­rze­nie luźne i po­dob­nie jak w przy­pad­ku sko­ja­rze­nia z “THX 1138” Lu­ca­sa, w żaden spo­sób nie jest to za­rzu­tem.

 

No dobra. Gdy pró­bu­ję oce­nić opo­wia­da­nie, mam tro­chę sprzecz­nych myśli.

Tytuł – zna­ko­mi­ty. Choć w dużej mie­rze zmar­no­wa­ny. Choć do tego opo­wia­da­nia pa­su­je bar­dzo mocno (bo można go in­ter­pre­to­wać bar­dzo róż­nie).

Brak za­sko­czeń – po­wy­żej wi­dzia­łem ko­men­ta­rze, w któ­rych pa­da­ły uwagi o daniu się za­sko­czyć. No, w sumie to za dużo wska­zó­wek (zakaz pro­kre­acji na da­le­kiej ko­lo­nii, su­ge­stia sys­te­mu zmia­no­we­go z jed­no­cze­sną ak­cep­ta­cją kil­ku­let­nich amne­zji, można by wy­mie­niać długo, no sporo tego – i myślę, że przy Two­jej wie­dzy, którą udo­wod­ni­łeś i tek­stem o Mar­sie i tek­stem o okrę­cie, wi­dzisz to).

Jed­no­cze­śnie wrzu­casz prze­cież zmył­kę dla czy­tel­ni­ka. Buki. Wśród róż­nych drzew, jakie może znać pol­ski czy­tel­nik, buki są w gru­pie tych naj­le­piej “pro­du­ku­ją­cych” tlen (jak w po­rów­na­niu z “świa­to­wy­mi” ga­tun­ka­mi nie wiem).Ale to jest jedna zmył­ka, sto­sun­ko­wo późno, w do­dat­ku nie każdy sko­ja­rzy.

Warsz­tat – jak wspo­mnia­łem bar­dzo dobry. Czyta się płyn­nie, spraw­nie, bez za­wie­sza­nia się, bez zmę­cze­nia.

Ale znowu, wspo­mnia­ne już zi­gno­ro­wa­nie wątku braku pry­wat­no­ści. Uwaga Dar­co­na może się wy­da­wać in­fan­tyl­na, ale tu fak­tycz­nie albo to­a­le­ty po­win­ny być sek­cją-wy­jąt­kiem albo po­win­ny sta­no­wić szok dla uczest­ni­ków eks­pe­ry­men­tu. ow­szem, przy­wy­kli­by (tak jak przy­wy­ka­ją tu­ry­ści ja­dą­cy z Eu­ro­py do Azji, gdzie w nie­któ­rych re­gio­nach to­a­le­ty pu­blicz­ne wy­glą­da­ją spe­cy­ficz­nie, a miej­sco­wi mają do­sko­na­ły ubaw z przy­jezd­nych), ale jed­nak na po­cząt­ku trud­no by to było zi­gno­ro­wać.

Ale znowu: pod­ją­łeś po­waż­ny pro­blem. Włącz­nie z te­ma­tem kon­se­kwen­cji, jakie może przy­nieść po­raż­ka w roz­wią­zy­wa­niu tego pro­ble­mu.

A jed­no­cze­śnie je­że­li wszyst­kie ko­bie­ty w obiek­cie były per­so­ne­lem, to dziw­ne, że któ­raś dała się uwieść gwał­ci­cie­lo­wi. Tro­chę się to nie trzy­ma.

I znowu: umie­jęt­nie wpla­tasz różne do­dat­ko­we te­ma­ty, jak pro­ble­my edu­ka­cji nad­mier­nie kon­cen­tru­ją­cej się na punk­cie wi­dze­nia, a nie na wie­dzy jako ta­kiej. Czy nawet to, że na­gość sama w sobie jest asek­su­al­na, to drob­ne jej osła­nia­nie jest sek­su­al­ne.

 

Wspo­mnia­łeś o do­sad­no­ści – no więc do­sad­no­ści nie było i nawet cięż­ko po­wie­dzieć, czy gdyby się po­ja­wi­ła, tekst by zy­skał na au­ten­tycz­no­ści, czy za­czął­by wy­wo­ły­wać mie­sza­ne od­czu­cia.

 

Na­to­miast bez wąt­pie­nia po­mysł ma po­ten­cjał, głów­nie dzię­ki tej do­miesz­ce róż­nych po­bocz­nych te­ma­tów, od tabu, po edu­ka­cję. Ale jak na rok od­le­że­nia, to jed­nak szko­da, że nie po­kom­bi­no­wa­łeś z więk­szym zmy­le­niem czy­tel­ni­ka i do­pra­co­wa­niem szcze­gó­łów, które wzbu­dza­ją wąt­pli­wo­ści (np. wy­ja­śnia­nie nie­któ­rych rze­czy z opóź­nie­niem jest ok – tu jed­nak czę­sto mia­łem wra­że­nie, że na­stę­po­wa­ły zbyt późno).

 

Ale też cha­rak­te­ry­stycz­ne: widzę, że osoby, które mają mie­sza­ne od­czu­cia, mają je mie­sza­ne w związ­ku z róż­nym ze­sta­wem cech tek­stu.

 

A finał w sumie taki przy­kro-ży­cio­wy (woj­sko)…

 

@Dar­con

Z Twoim ostat­nim ko­men­ta­rzem się za­po­zna­łem. Nie wcho­dzi­łem w dal­szą po­le­mi­kę, bo i nie na­pi­sa­łeś nic ta­kie­go, co by po­le­mi­ki wy­ma­ga­ło.

 

@wilk-zi­mo­wy

Dzię­ku­ję wilku za bar­dzo ob­szer­ny ko­men­tarz.

tro­chę za­wa­li­łeś z jedną kwe­stią. Faj­nie by było, gdy­byś spró­bo­wał opóź­nić mo­ment, w któ­rym widać, że to eks­pe­ry­ment.

To już bar­dzo cien­ka linia. Z jed­nej stro­ny czy­tel­nik nie lubi gdy się zbyt wiele przed nim ukry­wa, więc sta­ra­łem się dać pewne pod­po­wie­dzi, aby sam mógł na wszyst­ko wpaść. Z dru­giej cho­dzi­ło mi też o stwo­rze­nie kli­ma­tu nie­pew­no­ści, ale bez pre­cy­zo­wa­nia, co kon­kret­nie jest nie tak.

 

"Tego dowie się je­dy­nie ów ktoś, post fac­tum."

… i wtedy bę­dzie już wia­do­mo – po­win­no się po­ja­wić w gło­wie wielu słu­cha­ją­cych.

No nie­ko­niecz­nie. Spo­łecz­ność nie do­wie­dzia­ła się, jaka kara spo­tka­ła Hen­ry­ka. Do­strze­gli tylko, że znik­nął.

 

 "osoby o nie­nor­ma­tyw­nej sek­su­al­no­ści"

Tro­chę roz­sze­rzo­ne zna­cze­nie, nie są­dzisz? bo zrów­na­no tu całą nie­nor­ma­tyw­ność, włącz­nie z asek­su­al­no­ścią, z prze­stęp­czo­ścią sek­su­al­ną. Po­stać uży­wa­ją­ca tego słowa wy­da­je się znać róż­ni­ce w za­kre­sach tych pojęć. Po­zo­sta­je py­ta­nie czy to błąd w tek­ście, czy alu­zja do tego, jak post­praw­da po­tra­fi wy­krzy­wić spo­sób ro­zu­mie­nia pojęć.

Myślę, wilku, że ra­czej nie­for­tun­ne uprosz­cze­nie. Pi­sa­ne na tyle dawno temu, że jesz­cze nie po­wo­do­wa­ło za­pa­la­nia czer­wo­nej lamp­ki w gło­wie.

Jeśli wcze­śniej do­ko­nał 12 prze­stępstw, to chyba nie sie­dział cały czas w ob­ser­wa­to­rium. Oczy­wi­ście można za­ło­żyć, że była tu mowa także o in­nych ucie­ki­nie­rach. Albo i ten jeden na końcu za­czął krą­żyć w tym jed­nym miej­scu. Lo­gicz­nie da się po­skła­dać, choć jest mo­ment dez­orien­ta­cji.

Uciekł i owe prze­stęp­stwa po­peł­nił na wol­no­ści. Zo­stał zła­pa­ny i zo­pe­ro­wa­ny po­now­nie.

 A jed­no­cze­śnie je­że­li wszyst­kie ko­bie­ty w obiek­cie były per­so­ne­lem, to dziw­ne, że któ­raś dała się uwieść gwał­ci­cie­lo­wi. Tro­chę się to nie trzy­ma.

Masz rację. Umknę­ło mi to.

Ale jak na rok od­le­że­nia, to jed­nak szko­da, że nie po­kom­bi­no­wa­łeś z więk­szym zmy­le­niem czy­tel­ni­ka i do­pra­co­wa­niem szcze­gó­łów, które wzbu­dza­ją wąt­pli­wo­ści (np. wy­ja­śnia­nie nie­któ­rych rze­czy z opóź­nie­niem jest ok – tu jed­nak czę­sto mia­łem wra­że­nie, że na­stę­po­wa­ły zbyt późno).

Pro­blem po­le­ga na tym, że taką wie­dzę ma się do­pie­ro po pu­bli­ka­cji na por­ta­lu i ko­men­ta­rzach kilku osób. Sa­me­mu trud­no to oce­nić.

 

"Wol­ność po­le­ga na tym, że mo­że­my czy­nić wszyst­ko, co nie przy­no­si szko­dy bliź­nie­mu na­sze­mu". Paryż, 1789 r.

Uciekł i owe prze­stęp­stwa po­peł­nił na wol­no­ści. Zo­stał zła­pa­ny i zo­pe­ro­wa­ny po­now­nie.

Cho­dzi­ło mi o miej­sce zła­pa­nia. Gdyby wszyst­kie 12 dzia­ło się wokół ob­ser­wa­to­rium, praw­do­po­dob­nie schwy­ta­no go wcze­śniej. przy czym ten frag­ment jak naj­bar­dziej jest do obro­ny.

 

Pierw­sza myśl po prze­czy­ta­niu Two­je­go opka: O, w mordę, ale jazda! Pro­wa­dzisz in­try­gę bra­wu­ro­wo. Dałam się wkrę­cić, fak­tycz­nie my­śla­łam, że je­stem na obcej pla­ne­cie i za­sta­na­wia­łam się, co z tym spo­łe­czeń­stwem jest nie tak. Potem zro­bi­łeś woltę, po któ­rej opa­dła mi szczę­ka i na ko­niec ko­lej­ną.

Do tego ta Twoja nie­zwy­kła umie­jęt­ność pi­sa­nia o spra­wach in­tym­nych, któ­rej nie prze­sta­ję Ci za­zdro­ścić, i którą tutaj także widać.

I tyle sło­dze­nia, bo po chwi­li przy­szła druga myśl: No dobra, ale co on wła­ści­wie chciał po­wie­dzieć. I, zabij, nie mam po­ję­cia, czy chcesz nas prze­strzec przed takim grze­ba­niem w mózgu, czy też wręcz prze­ciw­nie, uwa­żasz, że to dobry po­mysł. I na do­da­tek mam wra­że­nie, że Ty sam nie masz na ten temat do końca wy­ro­bio­ne­go zda­nia, bo ase­ku­ru­jesz się na wszel­kie moż­li­we spo­so­by.

Gość po pierw­szej ope­ra­cji ucie­ka i po­wra­ca do prze­stępstw, czyli te­ra­pia nie­sku­tecz­na, po dru­giej też ucie­ka, ale z zu­peł­nie in­ne­go po­wo­du i kiedy go znaj­du­ją, jest bar­dziej ża­ło­sny niż groź­ny, czyli może po­skut­ko­wa­ło. Ale jed­no­cze­śnie ob­ser­wu­jąc jego re­ak­cję na bi­blio­te­kar­kę, można mieć wąt­pli­wo­ści, ale z dru­giej stro­ny prze­cież nic nie robi. Ta jego asy­mi­la­cja jest tak przed­sta­wio­na, że można od­nieść wra­że­nie, iż jest świa­do­mym uda­wa­niem. No to w końcu warto, czy nie warto? I na końcu do­rzu­casz ko­lej­ną moż­li­wość. A po­nie­waż woj­sko po­win­no się ra­czej po­zby­wać psy­cho­pa­tów, niż za­pra­szać ich do służ­by, brzmi to ra­czej jak prze­stro­ga. I teraz konia z rzę­dem temu, kto mi wy­ja­śni, co autor sam na ten temat sądzi.

Oczy­wi­ście, mo­żesz po­wie­dzieć, że chcesz ocenę zo­sta­wić czy­tel­ni­ko­wi, ale żebym, jako czy­tel­nik, mogła sobie wy­ro­bić opi­nię na jakiś temat, po­trze­bu­ję da­nych, a tych tu nie ma. Tak, wiem, że to me­lo­dia przy­szło­ści i da­nych być po pro­stu nie może. Tylko że to bez sensu.

Li­te­ra­tu­ra już nie raz wy­cho­dzi­ła przed naukę i robi to nadal, ale jeśli autor sam nie ma w ja­kiejś spra­wie opi­nii, to pi­sa­nie na ten temat przy­po­mi­na co naj­wy­żej wkła­da­nie kija w mro­wi­sko. A to do ni­cze­go, poza wku­rze­niem mró­wek nie pro­wa­dzi.

A iry­tu­jesz tym bar­dziej, że sporo rze­czy po­mi­jasz, albo zby­wasz (prawa ofiar).

Przed­sta­wiasz go­ścia jako cho­re­go, ale on jest prze­stęp­cą, ma parę za­bu­rzeń, ale o cho­ro­bie trud­no tu mówić, wła­ści­wie żad­nej z jego przy­pa­dło­ści nie znaj­dziesz bez­po­śred­nio w ICD-10, bo pe­do­fi­lem naj­wy­raź­niej nie jest. Nie można mówić o nie­nor­ma­tyw­nej sek­su­al­no­ści. Gwałt ma wię­cej wspól­ne­go z prze­mo­cą niż z za­bu­rze­nia­mi sek­su­al­ny­mi. Mam tu ge­ne­ral­nie wra­że­nie lek­kie­go misz-ma­szu. Nawet bym po­dy­sku­to­wa­ła, ale jak, u licha, mam dys­ku­to­wać, skoro nie je­stem pewna, co Ty na ten temat są­dzisz?

Re­asu­mu­jąc, jako tril­le­rek do po­czy­ta­nia po cięż­kim dniu pracy – jak naj­bar­dziej. Jako am­bit­na li­te­ra­tu­ra już nie­ste­ty nie. I takoż na NIE będę w piór­ko­wym gło­so­wa­niu.

Chcia­ła­bym w końcu prze­czy­tać coś opty­mi­stycz­ne­go!

Przed­sta­wiasz go­ścia jako cho­re­go, ale on jest prze­stęp­cą, ma parę za­bu­rzeń, ale o cho­ro­bie trud­no tu mówić, wła­ści­wie żad­nej z jego przy­pa­dło­ści nie znaj­dziesz bez­po­śred­nio w ICD-10, bo pe­do­fi­lem naj­wy­raź­niej nie jest. Nie można mówić o nie­nor­ma­tyw­nej sek­su­al­no­ści. Gwałt ma wię­cej wspól­ne­go z prze­mo­cą niż z za­bu­rze­nia­mi sek­su­al­ny­mi. Mam tu ge­ne­ral­nie wra­że­nie lek­kie­go misz-ma­szu.

Przed­sta­wiam, Irko, wizję przy­szło­ści, gdzie prze­stęp­stwo sek­su­al­ne jest trak­to­wa­ne jako od­chy­le­nie od normy, a więc cho­ro­ba. Cho­ro­ba, którą się pró­bu­je le­czyć.

Pi­szesz o współ­cze­snym do­ku­men­cie ICD-10, ale prze­cież nie wiesz jak ten do­ku­ment bę­dzie wy­glą­dał w przy­szło­ści.

 

W sumie to bar­dzo ład­nie wszyst­ko pod­su­mo­wa­łaś, za­da­łaś wła­ści­wie py­ta­nia i od­po­wie­dzia­łaś na nie pięk­nie. Na dobrą spra­wę nic już nie muszę do­da­wać.

Nie po­do­ba Ci się, że nie wy­stę­pu­ję w roli ka­zno­dziei, że nie wska­zu­ję co jest dobre, a co złe. Kogo na­le­ży karać i w jaki spo­sób. Na­zy­wasz to ase­ku­ra­cją i zło­ścisz się, bo nie chcę ujaw­nić swo­ich po­glą­dów.

To wła­śnie są moje po­glą­dy, Irko. Świat jest pełen sza­ro­ści w wielu od­cie­niach, a ja, autor, bun­tu­ję się prze­ciw zmu­sza­niu mnie do po­la­ry­za­cji. Sta­ram się po­ka­zać tę gamę sza­ro­ści. Po­ka­zu­ję punkt wi­dze­nia le­ka­rzy, któ­rzy po­świę­ca­ją pół życia, by wy­le­czyć złych ludzi. Po­ka­zu­ję punkt wi­dze­nia ich opo­nen­tów, któ­rzy rów­nież mają swoje racji. Po­ka­zu­ję wresz­cie punkt wi­dze­nia sa­me­go gwał­ci­cie­la, ale już nie jako psy­cho­la, a jako wy­ka­stro­wa­ne­go men­tal­nie czło­wie­ka, który ma wzbu­dzać li­tość i współ­czu­cie. A może to robić tylko wtedy, gdy nie znamy jego prze­szło­ści. Bo zna­jo­mość tej prze­szło­ści, zmie­nia po­strze­ga­nie jego hi­sto­rii.

I nie okre­ślę się tutaj, która stro­na ma rację, bo nie czuje się na si­łach, by takie wy­ro­ki wy­da­wać.

Świat nie jest ze­ro-je­dyn­ko­wy, a my nie mu­si­my wciąż wy­bie­rać, po któ­rej stro­ny ba­ry­ka­dy stać, choć wielu ludzi chce, byśmy się wciąż okre­śla­li.

 

Dzię­ku­ję za ko­men­tarz, Irko.

"Wol­ność po­le­ga na tym, że mo­że­my czy­nić wszyst­ko, co nie przy­no­si szko­dy bliź­nie­mu na­sze­mu". Paryż, 1789 r.

W sumie ba­dacz­ka zo­sta­ła tu przed­sta­wio­na jako osoba pró­bu­ją­ca zna­leźć spo­sób, by w przy­szło­ści za­po­bie­gać pro­ble­mom – więc to nie do końca brak praw ofia­ry. Ra­czej po­ka­za­nie, że cza­sem próba roz­wią­za­nia pro­ble­mu od­by­wa się kosz­tem in­ne­go pro­ble­mu i wcale nie musi się udać. I po­nie­kąd w tek­ście nie widać opo­wia­da­nia się za ja­ką­kol­wiek tezą, jest po­ka­za­nie pro­ble­mów.

Jak opo­wia­da­nie wzbu­dza we mnie mie­sza­ne od­czu­cia z przy­czyn już opi­sa­nych, tak ten ele­ment wy­glą­da ra­czej na po­ka­za­nie cze­goś, niż oce­nie­nie cze­goś.

 

Wilku, Irko,

tę “nie­nor­ma­tyw­ną sek­su­al­ność” zmie­ni­łem, bo to jed­nak nie było wła­ści­we sfor­mu­ło­wa­nie.

"Wol­ność po­le­ga na tym, że mo­że­my czy­nić wszyst­ko, co nie przy­no­si szko­dy bliź­nie­mu na­sze­mu". Paryż, 1789 r.

tę “nie­nor­ma­tyw­ną sek­su­al­ność” zmie­ni­łem, bo to jed­nak nie było wła­ści­we sfor­mu­ło­wa­nie

I do­brze, bo to fak­tycz­nie było nie­zręcz­ne.

 

Przed­sta­wiam, Irko, wizję przy­szło­ści, gdzie prze­stęp­stwo sek­su­al­ne jest trak­to­wa­ne jako od­chy­le­nie od normy, a więc cho­ro­ba. Cho­ro­ba, którą się pró­bu­je le­czyć.

Pi­szesz o współ­cze­snym do­ku­men­cie ICD-10, ale prze­cież nie wiesz jak ten do­ku­ment bę­dzie wy­glą­dał w przy­szło­ści.

Ok, to wiele tłu­ma­czy, ale tego nie widać. Wręcz prze­ciw­nie, uży­wasz współ­cze­snej ter­mi­no­lo­gii, z ICD wła­śnie wzię­tej. Po­da­jesz wprost dia­gno­zę:

Bie­gły są­do­wy stwier­dził u niego oso­bo­wość psy­cho­pa­tycz­ną typ kal­ku­la­tyw­ny oraz hi­per­li­bi­de­mię.

A pani dok­tor ją po­twier­dza. Skoro Ewa pre­zen­tu­je inne spoj­rze­nie na prze­stęp­stwa sek­su­al­ne jako takie, to po­win­na w tym mo­men­cie za­pro­te­sto­wać, za­rzu­cić roz­mów­cy ar­cha­icz­ny typ my­śle­nia. Ina­czej czy­tel­nik może to ode­brać tak, jak ja to ode­bra­łam.

 

To jed­nak nie zmie­nia faktu, że, IMO, punkt wyj­ścio­wy jest błęd­ny. Bo gwałt to przede wszyst­kim prze­moc, wyż­sza forma prze­mo­cy, sek­su­al­ność jest tutaj na dru­gim miej­scu. Fakt, facet jest uza­leż­nio­ny, ale uza­leż­nie­nie jest wtór­ne. Nie bę­dziesz al­ko­ho­li­kiem, jeśli nie chle­jesz.

Ok, teraz będę bar­dzo uprasz­czać.

Nasz mózg dzia­ła w ten spo­sób, że pewne rze­czy ro­bi­my au­to­ma­tycz­nie. Osoby z amne­zją nie za­po­mi­na­ją, jak się kie­ru­je sa­mo­cho­dem, gra na skrzyp­cach, po­tra­fią się pod­pi­sać, choć nie wie­dzą, jak się na­zy­wa­ją. Ale nie tylko ro­bi­my, lecz także my­śli­my w spo­sób au­to­ma­tycz­ny. Okre­ślo­ny bo­dziec rodzi okre­ślo­ną re­ak­cję. Wkurz pa­la­cza, a pierw­sze co zrobi, to się­gnie po pa­pie­ro­sa. I po­dob­nie jest z prze­mo­cą i uza­leż­nie­nia­mi. Szef znowu jest nie­za­do­wo­lo­ny z pracy al­ko­ho­li­ka i grozi mu zwol­nie­niem, a ten sięga po wódkę, choć sensu w tym nie ma za grosz. Facet uzna­je, że ktoś nie oka­zał na­le­ży­te­go mu sza­cun­ku i w ruch idą pię­ści.

To da się zmie­nić, jeśli czło­wiek chce się zmie­nić. De­li­kwent musi uzmy­sło­wić sobie, co po­wo­du­je taką, a nie inną re­ak­cję, wy­pra­co­wać inną formę i stale uwa­żać, co się w jego gło­wie dzie­je. Jeśli za­bie­rzesz fa­ce­to­wi pa­mięć, to nie bę­dzie w sta­nie tego zro­bić. Pój­dzie utar­tą ścież­ką, nie wie­dząc, co jest na jej końcu. I nie je­stem pewna, czy te wy­dep­ta­ne w mózgu ścież­ki da się chi­rur­gicz­nie zmie­nić.

 

Druga spra­wa, umiesz­czasz tych w ludzi w ste­ryl­nym śro­do­wi­sku, gdzie wszy­scy i wszyst­ko jest asek­su­al­ne. Jed­no­cze­śnie za­kła­dasz, że mają wró­cić do spo­łe­czeń­stwa, które asek­su­al­ne nie jest. Stwo­rzo­ne przez Cie­bie wa­run­ki nie prze­kła­da­ją się na rze­czy­wi­stość, w któ­rej przyj­dzie im żyć. I nie wiem, czy taki eks­pe­ry­ment ma sens. Gdy­byż jesz­cze owa bi­blio­te­kar­ka była jakąś jed­nost­ką kon­tro­l­ną, ale nie jest.

 

Świat nie jest ze­ro-je­dyn­ko­wy, a my nie mu­si­my wciąż wy­bie­rać, po któ­rej stro­ny ba­ry­ka­dy stać, choć wielu ludzi chce, byśmy się wciąż okre­śla­li.

I tak, i nie. Jako czło­wiek masz prawo się nie opo­wia­dać, choć być może w któ­rymś mo­men­cie bę­dziesz zmu­szo­ny, choć­by po­przez akt wy­bo­ru tej, a nie innej par­tii po­li­tycz­nej w wy­bo­rach. Ale pi­sząc je­steś od­po­wie­dzial­ny za słowa za to, co pi­szesz, za to, w jaki spo­sób Twoje słowa będą wy­ko­rzy­sty­wa­ne. Moim zda­niem, za­sa­da ta nie do­ty­czy tylko dzien­ni­ka­rzy. Pi­sa­rzy rów­nież, może nawet w więk­szym stop­niu, nawet ta­kich ama­to­rów, jak my, bo hi­sto­rie, które opo­wia­da­my są bar­dziej nośne, niż pu­bli­cy­sty­ka, ła­twiej­sze do za­pa­mię­ta­nia i zro­zu­mie­nia (a przy­naj­mniej do tego, co nie­któ­rzy uwa­ża­ją za zro­zu­mie­nie), a co za tym idzie do wy­ko­rzy­sta­nia w for­mie sztan­da­ru.

Pi­szesz, że przed­sta­wiasz w tym opku punkt wi­dze­nia le­ka­rzy, ich opo­nen­tów i sa­mych spraw­ców. Otóż nie, po­ka­zu­jesz to, co sam uwa­żasz za punkt wi­dze­nia tych osób. One nie ist­nie­ją, po­dob­nie, jak nie ist­nie­je opi­sa­na przez Cie­bie me­to­da. To jest Twoje. Pu­bli­cy­sta przed­sta­wi fakty, sta­ty­sty­ki, po­ga­da ze spe­cem od mózgu, z psy­chia­trą, z ety­kiem, przed­sta­wi­cie­lem or­ga­ni­za­cji po­mo­cy ofia­rą, z sa­my­mi spraw­ca­mi i po­sta­ra się przed­sta­wić czy­tel­ni­ko­wi ich po­glą­dy, sta­ra­jąc się przy tym, żeby jego wła­sna opi­nia za bar­dzo nie wa­li­ła po oczach. Ty tego nie mo­żesz. Nie ma fak­tów, nie ma sta­ty­styk, żaden le­karz nie bę­dzie od­no­sił się do cze­goś, co nie­ist­nie­je. To wszyst­ko jest Twoje. A jed­no­cze­śnie wzdry­gasz się przed po­wie­dze­niem, co sam o tym my­ślisz. Mó­wisz, że nie chcesz po­la­ry­zo­wać, ale ro­bisz to już przez sam wybór te­ma­tu i spo­sób jego przed­sta­wie­nia. Przed­sta­wiasz pewną ideę i w grun­cie rze­czy mó­wisz, a rób­cie sobie z tym, co chce­cie, ja się nie opo­wia­dam po żad­nej ze stron.

A jeśli przyj­dzie jakiś oszo­łom i uzna, że to świet­na me­to­da, żeby “le­czyć” gejów i les­bij­ki? Jeśli za­cznie wy­ma­chi­wać Twoim opkiem i mówić: to się da zro­bić, mu­si­my tylko po­pra­co­wać nad tą me­to­dą i pro­blem mamy z głowy? A jeśli inne oszo­ło­my mu przy­tak­ną? Ty to na­pi­sa­łeś. Ty, wy­bacz sfor­mu­ło­wa­nie, umy­łeś ręce, bo nie po­wie­dzia­łeś nie, albo: tak, ale… Ty po­no­sisz od­po­wie­dzial­ność. Słowa mają moc i dla­te­go nie na­le­ży ich rzu­cać na wiatr i trze­ba się z nimi ob­cho­dzić bar­dzo ostroż­nie.

 

Chcia­ła­bym w końcu prze­czy­tać coś opty­mi­stycz­ne­go!

Hmmm. Czy to ozna­cza, że Verne od­po­wia­da za dzia­łal­ność U-bo­otów?

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

A pa­mię­tasz Le­onar­da z Qu­ir­mu? ;)

A po­waż­nie mó­wiąc, Verne nie był w sta­nie tego prze­wi­dzieć. Na­to­miast oszo­ło­ma można. Nie mó­wiąc już o tym, że tro­chę się już od cza­sów Julka na­uczy­li­śmy.

Chcia­ła­bym w końcu prze­czy­tać coś opty­mi­stycz­ne­go!

Tylko od­róż­nij­my opis sy­tu­acji od oceny sy­tu­acji.

Irko, szko­da, że nie wie­dzia­łem wcze­śniej, że orien­tu­jesz się w tym te­ma­cie, bo pew­nie można by tu i ów­dzie co nieco na­pi­sac ina­czej.

 

Wra­ca­jąc do ostat­niej pod­ję­tej przez Cie­bie kwe­stii, to mam inne zda­nie. Je­śli­bym w tym tek­ście opo­wie­dział się jasno po któ­reś ze stron, to ten tekst były próbą ma­ni­pu­la­cji, próbą na­rzu­ce­nia czy­tel­ni­ko­wi mo­je­go zda­nia w spra­wach świa­to­po­glą­do­wych. A wów­czas wy­szło­by coś na kształt sła­wet­ne­go opo­wia­da­nia Ko­mu­dy z NF, gdzie autor broni się rze­ko­mym pa­sti­szem, wol­no­ścią po­etyc­ką, oraz za­rze­ka się, że przed­sta­wił obie stro­ny sporu, a w isto­cie z upodo­ba­niem wła­śnie wbija w kij w mro­wi­sko, po­ka­zu­jąc w za­koń­cze­niu, że jest tylko jedna słusz­na wizja, jego wła­sna.

 

Irko, uwa­żam że je­że­li nie je­steś w sta­nie okre­ślić po­glą­dów au­to­ra, to zna­czy, że udało mu się za­cho­wać neu­tral­ność. Że nie do­pu­ścił się ma­ni­pu­la­cji na czy­tel­ni­ku. Dla mnie to za­le­ta, to chcia­łem osią­gnąć, choć mimo wszyst­ko, wy­da­wa­ło mi się, że nie ukry­łem wy­star­cza­ją­co, tego co myślę.

 

Chcesz, bym się okre­ślił w tym spo­rze? A jaki cel chcesz osią­gnąć, uka­rać win­nych, czy roz­wią­zać pro­blem? Jeśli uka­rać win­nych to naj­le­piej od razu sza­fot. Po co spo­łe­czeń­stwo ma pła­cić za choć­by jeden dzień życia, które bez le­cze­nia bę­dzie bez­ce­lo­we i bez­pro­duk­tyw­ne?

Jeśli na­to­miast chcesz roz­wią­zać pro­blem, czyli ule­czyć cho­rych, któ­rzy po­przez swoją cho­ro­bę krzyw­dzą in­nych, to tak, na­le­ży ich le­czyć. Bo dzię­ki le­cze­niu jest szan­sa, że w przy­szło­ści zdo­ła­my to ogra­ni­czyć.

Tu nie ma zło­te­go środ­ka. I jak­kol­wiek wy­bie­rzesz, to bę­dzie to obar­czo­ne wadą, za­wsze ktoś bę­dzie miał po­czu­cie nie­spra­wie­dli­wo­ści. Albo ofia­ry. Albo ci, któ­rzy muszą za wspo­mnia­ne le­cze­nie pła­cić, albo lu­dzie cho­rzy psy­chicz­nie, któ­rym ode­bra­no prawa oby­wa­tel­skie. 

A jeśli przyj­dzie jakiś oszo­łom i uzna, że to świet­na me­to­da, żeby “le­czyć” gejów i les­bij­ki? Jeśli za­cznie wy­ma­chi­wać Twoim opkiem i mówić: to się da zro­bić, mu­si­my tylko po­pra­co­wać nad tą me­to­dą i pro­blem mamy z głowy? A jeśli inne oszo­ło­my mu przy­tak­ną? Ty to na­pi­sa­łeś. Ty, wy­bacz sfor­mu­ło­wa­nie, umy­łeś ręce, bo nie po­wie­dzia­łeś nie, albo: tak, ale… Ty po­no­sisz od­po­wie­dzial­ność.

Nie, Irko, nie po­no­szę od­po­wie­dzial­no­ści. Tak jak nie po­no­si od­po­wie­dzial­no­ści za wojnę nu­kle­ar­ną, ktoś, kto ta­ko­wą opi­sał.

Tak jak nie po­no­si od­po­wie­dzial­no­ści za mor­der­stwa pi­sarz kry­mi­na­łów.

Bo ten tekst nie na­kła­nia do le­cze­nia gejów ani les­bi­jek, nie na­kła­nia też do wcie­la­nia do woj­ska psy­cho­pa­tów. To jest be­le­try­sty­ka i takie jest prawo au­to­ra, by pisać bez ogra­ni­czeń. Bo każda jed­nost­ka od­po­wia­da za wła­sne czyny i wy­bo­ry.

Czy nie wy­star­czy, że Bi­blia czy Koran, która jasno i kla­row­nie po­ka­zu­ją dobro i zło, spo­wo­do­wa­ły w sumie wię­cej wojen na świe­cie niż co­kol­wiek in­ne­go?

Czy jej au­to­rzy są temu winni, że ktoś ich słowa zin­ter­pre­to­wał opacz­nie?

 

Zresz­tą, gdyby była teo­re­tycz­na moż­li­wość “le­cze­nia” gejów czy les­bi­jek po­przez wzbu­dze­nie w nich po­cią­gu sek­su­al­ne­go do prze­ciw­nej płci, to czy my­ślisz, że nie­któ­rzy z nich nie chcie­li­by z tego sko­rzy­stać?

I nie, nie mam na myśli zmu­sza­nia ich do cze­go­kol­wiek, ale zwy­czaj­nie moż­li­wość wy­bo­ru.

"Wol­ność po­le­ga na tym, że mo­że­my czy­nić wszyst­ko, co nie przy­no­si szko­dy bliź­nie­mu na­sze­mu". Paryż, 1789 r.

Kró­ciut­ko, bo padam na pysk, tylko o tym, co chyba naj­istot­niej­sze. Wrócę jutro, to do­koń­czę.

 

Je­śli­bym w tym tek­ście opo­wie­dział się jasno po któ­reś ze stron, to ten tekst były próbą ma­ni­pu­la­cji, próbą na­rzu­ce­nia czy­tel­ni­ko­wi mo­je­go zda­nia w spra­wach świa­to­po­glą­do­wych.

Wiesz co, może to jest dobry mo­ment, żeby uści­ślić, o czym my wła­ści­wie ga­da­my, bo za­czy­nam mieć nie­od­par­te wra­że­nie, że nie­ko­niecz­nie o tym samym.

Okre­ślasz swoje opko jako scien­ce fic­tion i tak je trak­tu­ję. To, co tu jest i scien­ce i fic­tion to me­to­da, którę chcesz le­czyć swo­ich pa­cjen­tów i nawet nie ta wi­docz­na jej część, ale to, co dzie­je się wcze­śniej, czyli ope­ra­cja i ka­sa­cja pa­mię­ci. I o tym wła­śnie cały czas piszę.

Mam na­to­miast wra­że­nie, że Ty z kolei uwa­żasz, że chcę wy­mu­sić na Tobie de­kla­ra­cję w spra­wie tego, co robić z prze­stęp­ca­mi sek­su­al­ny­mi. Otóż nie, szcze­rze mó­wiąc jest mi wszyst­ko jedno, kogo weź­miesz jako kró­li­ki do­świad­czal­ne. Po­mi­ja­jąc oczy­wi­ście fa­bu­łę i bio­rąc pod uwagę tylko tę me­to­dę, rów­nie do­brze mógł­byś ją za­sto­so­wać na ofia­rach gwał­tu.

Jeśli mam rację w po­wyż­szej kwe­stii, to tak się sku­pi­łeś na pa­cjen­tach, że nie przyj­rza­łeś się me­to­dzie. A ta jest moim zda­niem tak okrut­na, nie­ludz­ka, nie­etycz­na, że nawet naj­gor­szy prze­stęp­ca nie za­słu­gu­je na taki los.

 

Chcia­ła­bym w końcu prze­czy­tać coś opty­mi­stycz­ne­go!

Jeśli mam rację w po­wyż­szej kwe­stii, to tak się sku­pi­łeś na pa­cjen­tach, że nie przyj­rza­łeś się me­to­dzie. A ta jest moim zda­niem tak okrut­na, nie­ludz­ka, nie­etycz­na, że nawet naj­gor­szy prze­stęp­ca nie za­słu­gu­je na taki los.

Oczy­wi­ście, że się me­to­dzie przyj­rza­łem. Nar­ra­cja jest pi­sa­na z punk­tu wi­dze­nia ta­kiej osoby, mu­sia­łem więc wejść w jej skórę.

Czy jest okrut­na? No jasne, że jest. Ty, to, czy­tel­ni­ku, rze­kłeś. :)

 

…choć z dru­giej stro­ny… gdy­byś będąc chora zro­bi­ła coś bar­dzo, bar­dzo złego, a potem ktoś by Cię ule­czył, czy nie uzna­ła­byś wy­ma­za­nie tych złych czy­nów z pa­mię­ci za wy­ba­wie­nie? …sza­ro­ści, sza­ro­ści, sza­ro­ści, nie ma bieli, nie ma czer­ni.

"Wol­ność po­le­ga na tym, że mo­że­my czy­nić wszyst­ko, co nie przy­no­si szko­dy bliź­nie­mu na­sze­mu". Paryż, 1789 r.

Cześć:-)

Cie­ka­we opo­wia­da­nie. Po­do­ba mi się spo­sób, w jaki przed­sta­wi­łeś Ka­ro­la. Budzi się w dziw­nym miej­scu, ma amne­zję, nie może wyjść na ze­wnątrz, a wszy­scy do­oko­ła są nadzy, czuje się za­gu­bio­ny i ubez­wła­sno­wol­nio­ny. Przed­sta­wiasz go jako ofia­rę, dla­te­go je­stem go­to­wa stać po jego stro­nie, ki­bi­cu­jąc mu pod­czas próby uciecz­ki. Na­stęp­nie oka­zu­je się, że to gwał­ci­ciel, pod­da­ny eks­pe­ry­men­tal­nym pró­bom wy­le­cze­nia. Tylko, że to nie­ste­ty do mnie nie prze­ma­wia. Już Ci piszę dla­cze­go. Cho­dzi mi o sto­su­nek Ka­ro­la do bi­blio­te­kar­ki. Nie ma w nim cie­nia agre­sji. Je­dy­ne co czuje to za­zdrość, że prze­spa­ła się z innym. Tro­chę to mało jak dla mnie.

Sam po­mysł na przed­sta­wie­nie gwał­ci­cie­la z amne­zją uwa­żam za bar­dzo dobry. Skoro jed­nak Karol po­mi­mo tego, że nie pa­mię­tał, kim jest, w dal­szym ciągu do­pusz­czał się prze­stępstw sek­su­al­nych, to by ozna­cza­ło, że na­tu­ra wy­gry­wa i nie ma cze­goś ta­kie­go jak re­so­cja­li­za­cja? 

Sam po­mysł na le­cze­nie gwał­ci­cie­li czy też pe­do­fi­lii po­przez wy­czysz­cze­nie im pa­mię­ci i nie­ustan­ne ser­wo­wa­nie im na­go­ści jest dość kon­tro­wer­syj­ny.

Le­ka­rze chcie­li Ka­ro­la le­czyć, a woj­sko? Nie je­stem pewna, co mia­łeś na myśli:-)

Nie­mniej czy­ta­łam z za­in­te­re­so­wa­niem. po­zdra­wiam ser­decz­nie

 

ps. może dodam jesz­cze, że w mo­men­cie, gdy do­wie­dzia­łam się, że Karol był/jest gwał­ci­cie­lem wcale go nie po­tę­pi­łam w żaden spo­sób. W dal­szym ciągu uwa­ża­łam go za ofia­rę. Takie oto mam od­czu­cia po lek­tu­rze:-)

To się wtrą­cę, że ja też nie zmie­ni­łam spo­so­bu po­strze­ga­nia Ka­ro­la po in­for­ma­cji o jego prze­szło­ści. Było mi go żal rów­nież i po tym, jak się do­wie­dzia­łam, co to za jeden.

Tylko, że to nie­ste­ty do mnie nie prze­ma­wia. Już Ci piszę dla­cze­go. Cho­dzi mi o sto­su­nek Ka­ro­la do bi­blio­te­kar­ki. Nie ma w nim cie­nia agre­sji. Je­dy­ne co czuje to za­zdrość, że prze­spa­ła się z innym. Tro­chę to mało jak dla mnie.

Widzę, że pew­nej rze­czy nie uwy­pu­kli­łem wy­star­cza­ją­co wy­raź­nie.

Karol był le­czo­ny dwu­krot­nie. Za pierw­szym razem się nie udało, uciekł i dalej krzyw­dził ludzi.

Na­stęp­nym razem ope­ra­cja chi­rur­gicz­na się po­wio­dła. Udało się usu­nąć frag­men­ty mózgu od­po­wie­dzial­ne za pa­to­lo­gicz­ne za­cho­wa­nia. To, że Karol czuł ja­kieś echa po­cią­gu sek­su­al­ne­go do bi­blio­te­kar­ki, nie było już pa­to­lo­gią. Było nor­mal­ną re­ak­cją zdro­we­go męż­czy­zny, acz przy­tłu­mio­ną przez wspo­mnia­ną ope­ra­cję.

Po­now­na uciecz­ka Ka­ro­la to już efekt przy­pad­ku, gdy znaj­du­je się on w nie­od­po­wied­nim miej­scu i nie­od­po­wied­nim cza­sie. Do­wia­du­je się zbyt wiele. Ucie­ka, bo nie ro­zu­mie, co się wokół niego dzie­je, poza tym, że jest ele­men­tem eks­pe­ry­men­tów.

Wresz­cie koń­ców­ka i woj­sko. To już jest po­chod­na tego co się dzie­je w tle, na szcze­blu po­li­tycz­nym, gdzie na­stę­pu­je zmia­na wła­dzy oraz zmia­na po­dej­ścia do le­cze­nia. Ośro­dek zo­sta­je prze­ka­za­ny armii wraz z pa­cjen­ta­mi, któ­rych jed­nak, za­miast le­czyć, za po­mo­cą tych sa­mych metod przy­sto­so­wu­je się do uży­tecz­no­ści w ce­lach woj­sko­wych.

Znowu, fakt, że je­steś ko­lej­ną osobą, dla któ­rej to nie jest jasne, su­ge­ru­je wadę za­koń­cze­nia.

 

Dzię­ku­ję, Ol­ciat­ko, za ko­men­tarz.

"Wol­ność po­le­ga na tym, że mo­że­my czy­nić wszyst­ko, co nie przy­no­si szko­dy bliź­nie­mu na­sze­mu". Paryż, 1789 r.

Krót­ko po­wiem: po­do­ba­ło mi się. Od po­cząt­ku idzie się do­my­śleć, że z tym “po­za­ziem­skim” spo­łe­czeń­stwem coś jest nie tak i że oni wszy­scy nadal są na Ziemi, jed­nak wy­ja­śnie­nie za­ska­ku­je, a za­koń­cze­nie jest na miej­scu. Moim zda­niem. Nie do­szu­ku­ję się tu żad­nych szcze­gól­nych dru­gich czy trze­cich den, po pro­stu przy­swa­jam opo­wia­da­nie takim, jakim je po­da­łeś. Ma w sobie coś, a to mi wy­star­cza. Jest za­gad­ka, jest su­spens, jest roz­wią­za­nie, jest nie­ty­po­wa cie­ka­wost­ka na ko­niec. Fajne, jak by po­wie­dzia­ła Anet ;)

 

 „Wiemy z hi­sto­rii Ziemi, jak wiele szkód wy­da­rzy­ło się przez roz­bu­cha­ne ego, za­zdrość czy po­żą­da­nie. Tutaj, przy ogra­ni­czo­nych za­so­bach, nie mo­że­my po­zwo­lić sobie na skut­ki nie­kon­tro­lo­wa­ne­go li­bi­do czy wy­bu­chy agre­sji. Nie mo­że­my rów­nież przy­stać na pro­kre­ację, przy­naj­mniej do czasu, aż nasza pla­ne­ta sta­nie się zu­peł­nie sa­mo­wy­star­czal­na. Na Ziemi prze­szli­ście już wstęp­ne testy i wiemy, że każde z was jest fi­zycz­nie zdol­ne do sub­li­ma­cji po­pę­du sek­su­al­ne­go na inne dzie­dzi­ny. Naj­bar­dziej po­żą­da­nym kie­run­kiem jest praca na rzecz spo­łecz­no­ści. Ja zaś, po­cząw­szy od dziś, będę was uczyć, jak to osią­gnąć. Jak pre­cy­zyj­nie kon­tro­lo­wać umysł oraz ciało.”

 

„Bla­do-cie­li­ste bro­daw­ki jej pier­si oka­za­ły się górą.” – Moim zda­niem to „oka­za­ły się” ku­la­wo tutaj brzmi.

 

„– Ziem­ski In­ter­net? – Py­ta­nie oku­lar­ni­cy nio­sło nutkę zro­zu­mie­nia. – Je­ste­śmy sześć lat świetl­nych od Ziemi, długo by pan cze­kał na od­po­wiedź. Blon­dyn­ka mru­gnę­ła fi­glar­nie, po czym od­wró­ci­ła się i udała w stro­nę swo­je­go biur­ka.” – Brak pół­pau­zy od­dzie­la­ją­cej dia­log od opisu.

 

„Wie­dział, że do­cie­ra­ją­ce do niego strzęp­ki roz­mo­wy[-,] nie są prze­zna­czo­ne dla jego uszu.”

 

„Oj­ciec niech strze­że babci, by wię­cej nikt jej nie skrzyw­dził.” – Od­wró­ce­nie szyku „by nikt wię­cej jej nie krzyw­dził” pod­kre­śla prze­kaz.

 

„On zaś[-,] wciąż po­zo­sta­wał za­gad­ką.”

 

„– Dok­tor Be­isert, jak mnie­mam[+,][-m+M]ęż­czy­zna nie po­fa­ty­go­wał się nawet, by wstać.”

 

„Ilość prze­stępstw na tle sek­su­al­nym do­ko­ny­wa­nych…” – Licz­ba.

"Nigdy nie re­zy­gnuj z celu tylko dla­te­go, że osią­gnię­cie go wy­ma­ga czasu. Czas i tak upły­nie." - H. Jack­son Brown Jr

Spe­cjal­nie do­da­łam sobie w pro­fi­lu zapis, że nie chcę gło­so­wać na opo­wia­da­nia, które be­to­wa­łam, i masz ci los, przy­cho­dzi Chro­ści­sko i wy­cią­ga trupa z szafy. Pa­mię­tam to opo­wia­da­nie za­ska­ku­ją­co do­brze, pa­mię­tam py­ta­nia, jakie wpro­wa­dzi­ła pierw­sza wer­sja i opi­nia Or­łow­skie­go i cie­ka­wa byłam, w jaki spo­sób po­słu­ży­łeś się wie­dzą na­szej ko­le­żan­ki i czy ina­czej to roz­wią­za­łeś.

 

Zna­jo­mość opo­wia­da­nia spra­wi­ła, że nic mnie nie za­sko­czy­ło – w końcu opo­wia­da­nie stoi plot twi­stem – a wręcz ob­na­ży­ła braki w kon­struk­cji hi­sto­rii. W dużym stresz­cze­niu, bo­ha­ter wę­dru­je sobie po ośrod­ku, nagle od­kry­wa okno i ucie­ka. Wszyst­ko po tym to za­le­wa­nie czy­tel­ni­ka in­for­ma­cja­mi.

 

Na­pra­wa rze­czy­wi­ście jest, choć przy­po­mi­na mi za­kle­je­nie dziu­ry w ścia­nie kart­ką pa­pie­ru za po­mo­cą śliny. “Do­ko­ny­wa­li­śmy zmian w ob­sza­rach ciała mig­da­ło­we­go i wę­cho­mó­zgo­wia, lecz sub­tel­nych, by nie upo­śle­dzać pa­cjen­tów na in­nych po­lach.” Ale po­dob­na me­to­da już jest w użyt­ku, bo che­micz­na ka­stra­cja ist­nie­je, w do­dat­ku jest za­pew­ne ty­siąc razy sku­tecz­niej­sza i mi­lio­ny tań­sza niż bu­do­wa­nie szkla­ne­go ośrod­ka, licz­ne ope­ra­cje (czy wy­ma­za­nie okre­ślo­nej czę­ści pa­mię­ci jest w ogóle tech­nicz­nie moż­li­we czy to czy­sta fan­ta­sty­ka?) i pro­ces wpro­wa­dze­nia ta­kie­go czło­wie­ka do spo­łe­czeń­stwa. Mając taki śro­dek pod ręką, trud­no mi uwie­rzyć w sy­tu­ację z opo­wia­da­nia. Ko­lej­ną por­cję nie­wia­ry do­kła­da za­cho­wa­nie Maszy, która mając do wy­bo­ru nor­mal­nych Po­la­ków, wy­bie­ra by­łe­go gwał­ci­cie­la z wac­kiem na wierz­chu, no ale skoro Tryn­kie­wicz się hajt­nął, to może można i tak.

W ko­men­ta­rzach zna­la­złam słowa, że “Udało się usu­nąć frag­men­ty mózgu od­po­wie­dzial­ne za pa­to­lo­gicz­ne za­cho­wa­nia” – nie do­strze­głam tego w opo­wia­da­niu, ale i tak brzmi mi to zbyt… baj­ko­wo? jak na scien­ce-fic­tion. No taki ga­tu­nek, że ściem­nia­nie tu nie przej­dzie.

 

Ję­zy­ko­wo po­praw­nie, po­czą­tek drę­twy (czy ja tego sa­me­go nie mó­wi­łam o pierw­szej wer­sji tego opo­wia­da­nia? :D). Da­le­ko temu opo­wia­da­niu do Chro­ści­ska z ostat­nich opo­wia­dań, czyli się super, roz­wi­jasz się. Moż­li­we, że pro­ble­mem było też to, że zwy­kle do­sko­na­le po­ka­zu­jesz emo­cje bo­ha­te­rów, a to opo­wia­da­nie jest emo­cji wy­zby­te.

 

W opo­wia­da­niu po­do­ba­ły mi się echa sta­rej fan­ta­sty­ki, te imio­na, pro­jek­ty ko­smicz­ne, to wszyst­ko w uro­czy spo­sób trąci mysz­ką. Dla­te­go też ko­niec koń­ców czy­ta­łam z przy­jem­no­ścią, bo choć nie ku­pi­łam pro­jek­tu (wie­dząc już, że to nie inna pla­ne­ta), to ku­pi­łam świat wy­kre­owa­ny przez cie­bie, Chro­ści­sko, i z przy­jem­no­ścią się w niego za­nu­rzy­łam.

 

Nie wy­da­wał się prze­ję­ty fak­tem, że cała uwaga jego to­wa­rzysz­ki sku­pia się na no­wo­przy­by­łym.

nowo przy­by­łym

Dok­tor Mo­ni­ka Wi­słoc­ka tym razem nie skry­wa­ła swo­jej na­go­ści nawet sym­bo­licz­nie. Czy­ni­ły to za nią cie­nie wy­ra­sta­ją­ce wszę­dzie tam, gdzie nie do­cie­ra­ło słabe, przy­tłu­mio­ne świa­tło.

Na­prze­ciw nich stała Mo­ni­ka spo­wi­ta w pół­mrok, który umie­jęt­nie skry­wał nie­do­sko­na­ło­ści ciała.

Ślicz­ne zda­nia.

Męż­czy­zna na­zwa­ny Hen­ry­kiem nie od­pusz­czał.

Czemu nie po pro­stu: Hen­ryk?

Byłby nawet nie zwró­cił na nich uwagi, gdyby nie pe­wien szcze­gół.

Czy to jakaś ślą­ska kon­struk­cja? Niech mnie ktoś po­pra­wi, ale czy nie po­win­no być po pro­stu “Nie zwró­cił­by na nich uwagi”? Pierw­szy raz coś ta­kie­go widzę.

 

No, pod­su­mo­wu­jąc, tro­chę bajka i to taka, że czuje się w trak­cie lek­tu­ry, że to bajka, ale ład­nie na­pi­sa­na i przy­jem­na w od­bio­rze. Bu­zia­ki :)

www.instagram.com/mika.modrzynska.pisarka/

Jose, Kam,

bar­dzo dzię­ku­ję ze wszyst­kie uwagi. Gdy znaj­dę nieco dłuż­szą chwi­lę, to na­nio­sę po­praw­ki do tek­stu i od­po­wiem Wam nieco ob­szer­niej. Na razie daję tylko znać, że prze­czy­ta­łem, i że do­ce­niam :).

 

Wra­cam z szer­szym ko­men­ta­rzem.

Po­praw­ki grzecz­nie na­nio­słem, bo po­wo­dów do upar­te­go trwa­nia przy swoim nie było.

 

Dzię­ki za dobre słowo, Jose :)

 

Kam,

Ale po­dob­na me­to­da już jest w użyt­ku, bo che­micz­na ka­stra­cja ist­nie­je, w do­dat­ku jest za­pew­ne ty­siąc razy sku­tecz­niej­sza i mi­lio­ny tań­sza niż bu­do­wa­nie szkla­ne­go ośrod­ka, licz­ne ope­ra­cje

Ale che­micz­na ka­stra­cja to droga na skró­ty, do tego jest od­wra­cal­na, czyli pa­cjent prze­sta­je do­sta­wiać hor­mo­ny i pro­blem wraca.

Tutaj w za­mie­rze­niu pa­cjent miał być wy­le­czo­ny a po asy­mi­la­cji peł­no­spraw­ny na wszyst­kich po­lach.

Ko­lej­ną por­cję nie­wia­ry do­kła­da za­cho­wa­nie Maszy, która mając do wy­bo­ru nor­mal­nych Po­la­ków, wy­bie­ra by­łe­go gwał­ci­cie­la z wac­kiem na wierz­chu, no ale skoro Tryn­kie­wicz się hajt­nął, to może można i tak.

Od­po­wiem cy­ta­tem z Wik­to­rii: 

In­stynkt pro­kre­acji jest klu­czo­wym ele­men­tem dla prze­trwa­nia ga­tun­ki i na­praw­dę, ła­twiej po­zba­wić or­ga­nizm życia niż woli ko­pu­la­cji. Ba­da­nia ge­ne­tycz­ne po­ka­zu­ją, że ja­kich tabu kul­tu­ro­wych byśmy nie sta­wia­li, ja­kich sys­te­mów byśmy nie two­rzy­li, lu­dzie będą się pa­rzyć jak kró­li­ki, o ile tylko mogą się ru­szać.

po­czą­tek drę­twy (czy ja tego sa­me­go nie mó­wi­łam o pierw­szej wer­sji tego opo­wia­da­nia? :D)

Mó­wi­łaś, mó­wi­łaś. Nie tylko Ty.

Sta­ra­łem się go od­drę­twić, ale widać nie wy­szło.

 

Da­le­ko temu opo­wia­da­niu do Chro­ści­ska z ostat­nich opo­wia­dań, czyli się super, roz­wi­jasz się. 

A to chyba jest druga kro­mecz­ka po­zy­tyw­nej ka­nap­ki Kam, ła­go­dzą­cej kry­tycz­ny farsz. :)

Z tych moich ostat­nich opo­wia­dań, żadne mnie sa­me­go nie po­wa­li­ło, ale to może przez dru­gie dno, które aku­rat Kam po­tra­fi­ła od­szy­fro­wać.

Cho­ciaż, może i nie. Z ostat­nie­go pi­sa­ne­go na kon­kurs SF byłem za­do­wo­lo­ny… ale tego aku­rat Kam nie czy­ta­ła. :)

 

Moż­li­we, że pro­ble­mem było też to, że zwy­kle do­sko­na­le po­ka­zu­jesz emo­cje bo­ha­te­rów, a to opo­wia­da­nie jest emo­cji wy­zby­te.

Bar­dzo moż­li­we. Styl tego opo­wia­da­nia nieco na­wią­zu­je do stanu Ka­ro­la, stąd też kan­cia­ste zda­nia, po­zba­wio­ne krwi.

 

Byłby nawet nie zwró­cił na nich uwagi, gdyby nie pe­wien szcze­gół.

 

Czy to jakaś ślą­ska kon­struk­cja? Niech mnie ktoś po­pra­wi, ale czy nie po­win­no być po pro­stu “Nie zwró­cił­by na nich uwagi”? Pierw­szy raz coś ta­kie­go widzę.

 

Moż­li­wie, że są tu ja­kieś echa czasu za­prze­szłe­go. Wy­da­je mi się, że moja bab­cia mogła ta­kich kon­struk­cji uży­wać. Ślą­skie ra­czej nie, bo Dolny Śląsk a Górny Śląsk to lin­gwi­stycz­nie zu­peł­nie inna kra­ina. Jeśli już to ra­czej na­le­cia­ło­ści Kre­so­we.

W każ­dym razie zmie­ni­łem, bo i mnie wy­da­wa­ło się to pro­ble­ma­tycz­ne.

"Wol­ność po­le­ga na tym, że mo­że­my czy­nić wszyst­ko, co nie przy­no­si szko­dy bliź­nie­mu na­sze­mu". Paryż, 1789 r.

Fajne, po­do­ba­ło mi się :)

Przy­no­szę ra­dość :)

Anet przy­nio­sła ra­dość. :)

"Wol­ność po­le­ga na tym, że mo­że­my czy­nić wszyst­ko, co nie przy­no­si szko­dy bliź­nie­mu na­sze­mu". Paryż, 1789 r.

Za­cznę od tego co mi się po­do­ba­ło.

Uwa­żam, że to do­brze na­pi­sa­ny thril­ler SF lub jego od­mia­na. Spraw­nie bu­du­jesz na­pię­cie, sceny są wła­ści­wie roz­pi­sa­ne, do­brze się to czy­ta­ło. Od po­cząt­ku też to­wa­rzy­szy nam pe­wien nie­po­kój, od razu wia­do­mo, że coś jest nie tak, że jest tutaj gdzieś dru­gie dno, któ­re­go czy­tel­nik jest cie­ka­wy.

Na­go­ścią nie epa­tu­jesz, a przed­sta­wiasz nam na chłod­no, tro­chę le­kar­skim okiem. Myślę, że po­trze­ba do ta­kie­go opisu pew­nej li­te­rac­kiej doj­rza­ło­ści, którą po­sia­dasz. Wizja szkla­ne­go, trans­pa­rent­ne­go ośrod­ka też jest cie­ka­wa.

Duży plus za ładny tytuł choć nie wie­dzieć czemu po­my­śla­łem o roz­bi­tym szkle.

 

Dwie uwagi (SPO­ILE­RY):

 

Wy­da­je mi się, że tro­chę za wcze­śnie po­ja­wia się czło­wiek w stro­ju biz­nes­me­na. Mimo że nie wy­ja­śniasz wtedy za dużo, to dla mnie od­kry­ło to tro­chę karty i do­my­śli­łem się już na pewno, że to tylko przy­kryw­ka dla ja­kie­goś ziem­skie­go ośrod­ka.

Też nie do końca prze­ko­na­ła mnie me­to­da która zo­sta­ła wpro­wa­dzo­na w ośrod­ku. W do­dat­ku fakt, że gwał­ci­ciel i pe­do­fil, ucie­ka z ośrod­ka i po ku­ra­cji znowu po­peł­nia ten sam ro­dzaj zbrod­ni tym bar­dziej zdaje się dys­kre­dy­to­wać me­to­dę (przy­naj­mniej w mojej opi­nii). Po­czy­ta­łem tro­chę ko­men­ta­rzy i ro­zu­miem tro­chę le­piej Twoją ar­gu­men­ta­cję, ale takie mia­łem wra­że­nie pod­czas lek­tu­ry.

 

Po­zdra­wiam!

Dzię­ki, Edwar­dzie, za uwagi.

 

Od­no­śnie dys­kre­dy­to­wa­nia me­to­dy, to ow­szem, wiele osób miało po­dob­ne od­czu­cia. Me­to­da jed­nak, jak i cały ośro­dek, miały być w za­ło­że­niu eks­pe­ry­men­tal­ne, stąd też na­tu­ral­nym mi się wy­da­ło, że po­ja­wią się przy­pad­ki bę­dą­ce od­stęp­stwem od re­gu­ły.

W do­dat­ku fakt, że gwał­ci­ciel i pe­do­fil, ucie­ka z ośrod­ka i po ku­ra­cji znowu po­peł­nia ten sam ro­dzaj zbrod­ni tym bar­dziej zdaje się dys­kre­dy­to­wać me­to­dę

Ale prze­cież za pierw­szym razem ku­ra­cja nie zo­sta­ła ukoń­czo­na, więc nie może to dys­kre­dy­to­wać me­to­dy. Pa­cjent zbiegł, będąc jesz­cze nie­wy­le­czo­ny, stąd też po schwy­ta­niu wró­cił do ośrod­ka, by do­koń­czyć le­cze­nie.

Ow­szem, jest to nieco kon­tro­wer­syj­ne, więc tym bar­dziej uza­sad­nia póź­niej­sze de­cy­zje od­no­śnie do prze­kształ­ce­nia ośrod­ka.

"Wol­ność po­le­ga na tym, że mo­że­my czy­nić wszyst­ko, co nie przy­no­si szko­dy bliź­nie­mu na­sze­mu". Paryż, 1789 r.

Ale prze­cież za pierw­szym razem ku­ra­cja nie zo­sta­ła ukoń­czo­na, więc nie może to dys­kre­dy­to­wać me­to­dy.

Prze­pra­szam, masz oczy­wi­ście rację. Dzię­ki za spro­sto­wa­nie.

 

Tym razem je­stem na NIE, Chro­ści­sko.

Do­sta­je­my opo­wia­da­nie w nieco sta­ro­świec­kim stylu, jed­nak nie jest to tekst sensu stric­to „retro” w duchu por­ta­lo­wych se­nio­rów, ale ra­czej w kon­cep­cji fa­bu­ły i po­nie­kąd samym wy­ko­na­niu.

Mamy więc kilka bar­dzo kla­sycz­nych ele­men­tów – ta­jem­ni­ca, braki w pa­mię­ci u bo­ha­te­ra, izo­la­cja i ze­wnętrz­na ob­ser­wa­cja, fu­tu­ry­stycz­ne i jakby uto­pij­ne śro­do­wi­sko, dziw­ne za­cho­wa­nie per­so­ne­lu, wra­że­nie mi­sty­fi­ka­cji itd. Wy­mie­nio­no już kilka dzieł, do któ­rych świa­do­mie lub nie­świa­do­mie na­wią­za­łeś, za­wią­zu­jąc akcję, za­rów­no li­te­rac­kich, jak i fil­mo­wych. Lista jest znacz­nie dłuż­sza.

Przy­zna­je, po­czą­tek tek­stu za­in­try­go­wał mnie naj­bar­dziej mimo tych dosyć oczy­wi­stych sko­ja­rzeń i moich po­dej­rzeń co do sy­tu­acji bo­ha­te­ra oraz cha­rak­te­ru miej­sca, w któ­rym się zna­lazł. Od po­cząt­ku po­do­ba­ły mi się rów­nież język, styl, stro­na tech­nicz­na tek­stu i jeśli miało tutaj miej­sce ja­kieś wy­gła­dza­nie chro­po­wa­to­ści, to moim zda­niem udane – czy­ta­łem bez zgrzy­tów i po­tknięć ję­zy­ko­wych/sty­li­stycz­nych.

Tekst jest pod tym wzglę­dem dobry, spraw­ny, trzy­ma od­po­wied­ni po­ziom.

Potem, nie­ste­ty, mój en­tu­zjazm malał w miarę jak opa­da­ło na­pię­cie. Czyli w dosyć szyb­kim tem­pie. Za mało było dziw­no­ści/in­no­ści w tym wszyst­kim, od po­cząt­ku też czu­łem, że re­alia i do­myśl­ny czas wy­da­rzeń (w sumie bli­ska przy­szłość) nie współ­gra­ją mi z wizją ludz­kiej pla­ców­ki na innej pla­ne­cie (szwan­ko­wał po­ziom tech­nicz­ny – po­mi­mo su­ge­ro­wa­nych ogra­ni­czeń lo­gi­stycz­nych, po­ziom eks­pe­ry­men­tów, za­cho­wa­nie i re­alia pla­ców­ki itd.). Zdzi­wił­bym się, gdyby bo­ha­ter nie na­brał po­dej­rzeń razem z czy­tel­ni­kiem (nawet pod­da­ny amne­zji), bo tych wy­ja­śnień, jakie ser­wo­wa­ła ob­słu­ga ra­czej nikt roz­sąd­ny/my­ślą­cy by nie kupił. Także ta swo­ista sier­mięż­ność/lo­kal­ność ko­smicz­nej sta­cji bar­dzo wy­raź­nie wska­zy­wa­ła na pol­skie/swoj­skie re­alia, a wra­że­nie zu­peł­nie przy­pad­ko­wo po­tę­go­wa­ne było przez na­zwi­ska po­sta­ci wy­stę­pu­ją­cych w tek­ście.

Dodam jesz­cze, że z po­cząt­ku nieco draż­ni­ły mnie na­chal­ne wstaw­ki o za­bar­wie­niu „ero­tycz­nym”, które z cza­sem ode­bra­łem jed­nak jako ko­lej­ny wy­raź­ny trop od­no­szą­cy się do na­tu­ry owej za­gad­ki (i jak się oka­za­ło moje do­my­sły były słusz­ne) do­ty­czą­cej bo­ha­te­ra i miej­sca.

Nie zdą­ży­łem zatem za­nu­rzyć się w świe­cie przed­sta­wio­nym i po­czuć więzi z bo­ha­te­rem ani tym bar­dziej za­an­ga­żo­wać w wy­da­rze­nia nie tylko ze wzglę­du na oczy­wi­ste sko­ja­rze­nia z kla­sy­ką s-f, ale też z kilku in­nych po­wo­dów.

Po pierw­sze – bar­dzo szyb­ko pod­su­wasz czy­tel­ni­ko­wi dosyć wy­raź­ne tropy i bu­rzysz at­mos­fe­rę ta­jem­ni­cy (drze­wa, za­rdze­wia­ły maszt itd.). Każdy śred­nio oczy­ta­ny od­bior­ca raz-dwa od­gad­nie mi­sty­fi­ka­cję.

Po dru­gie, wy­da­rze­nia w bazie toczą się same w sobie bar­dzo szyb­ko i w za­sa­dzie po nieco roz­bu­do­wa­nym wpro­wa­dze­niu mamy kilka sce­nek, po któ­rych prze­cho­dzi­my do sedna i roz­wią­za­nia.

Po trze­cie, więk­szość wy­ja­śnień do­ty­czą­cych opi­sa­nej sy­tu­acji i oko­licz­no­ści (oraz prze­sła­nia i po­my­słu na tekst) do­sta­je­my w po­sta­ci dosyć ło­pa­to­lo­gicz­nych in­fo­du­mów wło­żo­nych w usta bo­ha­te­rów, a pierw­sze z nich po­ja­wia­ją się też dosyć szyb­ko.

Po czwar­te, opis bazy, jej oto­cze­nia, za­cho­wa­nie per­so­ne­lu itd. od sa­me­go po­cząt­ku nijak się mają do wy­obra­żeń czy­tel­ni­ka na temat sta­cji umiesz­czo­nej na od­le­głej pla­ne­cie i wej­ście dy­rek­to­ra nie burzy w za­sa­dzie żad­ne­go ob­ra­zu, bo od po­cząt­ku mamy swoje po­dej­rze­nia na ten temat.

Naj­więk­sze roz­cza­ro­wa­nie wzbu­dzi­ła jed­nak nie tyle kom­po­zy­cja tek­stu (w skró­cie wy­ja­śniam to po­wy­żej, pręd­kość wy­da­rzeń, roz­kład ak­cen­tów oraz in­fo­dum­po­we dia­lo­gi wy­ja­śnia­ją­ce sedno hi­sto­rii), ale pewne uprosz­cze­nia fa­bu­lar­ne oraz lo­gicz­ne nie­do­rzecz­no­ści.

Za przy­kład uprosz­cze­nia uwa­żam okle­pa­ny do bólu w po­dob­nych fa­bu­łach motyw pod­słu­cha­nej roz­mo­wy, za przy­kła­dy nie­do­rzecz­no­ści „ro­mans” bi­blio­te­kar­ki (człon­ki­ni per­so­ne­lu! Inna spra­wa, jaka ko­bie­ta zgo­dzi­ła­by się na wy­ko­ny­wa­nie pracy bi­blio­te­kar­ki w oto­cze­niu sa­mych zbo­czeń­ców pod­da­wa­nych eks­pe­ry­men­tal­nej te­ra­pii i to jesz­cze nago????) ze zwy­rod­nial­cem oraz (!!!) okno w kan­cia­pie, przez które wie­lo­krot­ny gwał­ci­ciel i pe­do­fil ucie­ka ze „strze­żo­ne­go” ośrod­ka (a to na do­da­tek jego ko­lej­na uciecz­ka). No wła­śnie, brak ja­kiej­kol­wiek wi­docz­nej ochro­ny, straż­ni­ków, środ­ków bez­pie­czeń­stwa (poza efek­ciar­ską prze­zro­czy­sto­ścią ścian w ce­lach) też budzi spore wąt­pli­wo­ści. 

Chcia­łeś chyba na­pi­sać so­lid­ny tekst s-f z ele­men­ta­mi thril­le­ra i akcji ; ), opar­ty na kon­kret­nej dzie­dzi­nie nauki, po­ru­sza­ją­cy po­waż­ny i kon­tro­wer­syj­ny temat, nie­wy­god­ny mo­ral­nie dla czy­tel­ni­ka, od­wra­ca­ją­cy w trak­cie lek­tu­ry jego sta­no­wi­sko i sym­pa­tie do bo­ha­te­ra. Do tego po­par­ty re­se­ar­chem i na­wią­zu­ją­cy do kla­sy­ki ga­tun­ku. Za­da­nie po­sta­wi­łeś sobie am­bit­ne i nie­ste­ty po­le­głeś moim zda­niem.

Cze­goś jakby za­bra­kło. Ele­men­ty nie stwo­rzy­ły spój­nej i kom­plet­nej ca­ło­ści. Nie po­rwa­ły.

Po­wiem nawet, że w sumie nie bar­dzo ode­bra­łem ten tekst jako fan­ta­stycz­ny. Bo w sumie i baza na od­le­głej pla­ne­cie oka­zu­je się za­le­d­wie szytą gru­by­mi nićmi mi­sty­fi­ka­cją, eks­pe­ry­men­ty na mó­zgach i psy­chi­ce prze­stęp­ców pro­wa­dzo­no już wcze­śniej (a jako motyw w po­pkul­tu­rze są obec­ne w wielu dzie­łach dzie­ją­cych się współ­cze­śnie lub nawet w prze­szło­ści), na­to­miast obec­ne­go stanu wie­dzy na temat ta­kich prób „re­so­cja­li­za­cji” nie znam i dla mnie to, co opi­su­jesz, też nie brzmi jak fan­ta­sty­ka. 

Na ko­niec pewna de­li­kat­na spra­wa. Nie chcę za­nu­rzać się w dy­wa­ga­cjach na temat mo­ral­nych prze­sła­nek Au­to­ra, „obiek­tyw­no­ści” jego sta­no­wi­ska i dy­le­ma­tów, jakie sta­wia przed czy­tel­ni­kiem. Po­wiem tylko, że cięż­ko mi uspra­wie­dli­wić uciecz­kę ko­go­kol­wiek od od­po­wie­dzial­no­ści za czyny tak obrzy­dli­we w nową, uzdro­wio­ną świa­do­mość. Zdaję sobie spra­wę, że można trak­to­wać pewne zwy­rod­nie­nia w ka­te­go­rii cho­ro­by i uspra­wie­dli­wiać na­uko­we próby le­cze­nia owych de­wia­cji i za­bu­rzeń, ale jed­nak nie po­tra­fię się jed­no­cze­śnie po­go­dzić z uspra­wie­dli­wie­niem ta­kich okro­pieństw cho­ro­bą, nie­świa­do­mo­ścią czy­nów itd i po­pie­rać „re­cy­kling” pe­do­fi­la i przy­wra­ca­nie do spo­łe­czeń­stwa nawet po usu­nię­ciu/zneu­tra­li­zo­wa­niu ośrod­ków „od­po­wia­da­ją­cych” za takie za­cho­wa­nia.

A chyba w pe­wien spo­sób, być może nie­świa­do­mie, Autor moim zda­niem staje po stro­nie Ka­ro­la, daje mu szan­sę, po­nie­kąd uspra­wie­dli­wia i czyni z niego ofia­rę. Zwłasz­cza w wy­mo­wie ostat­niej sceny opo­wia­da­nia.

Po prze­czy­ta­niu spa­lić mo­ni­tor.

Ma­ra­sie, dzię­ki za me­ry­to­rycz­ny, jak za­wsze, ko­men­tarz.

Nie będę tu spe­cjal­nie po­le­mi­zo­wał, bo i mam świa­do­mość tego, że tekst ma swoje wady.

 

Może na­wią­żę je­dy­nie do ostat­nie­go aka­pi­tu:

A chyba w pe­wien spo­sób, być może nie­świa­do­mie, Autor moim zda­niem staje po stro­nie Ka­ro­la, daje mu szan­sę, po­nie­kąd uspra­wie­dli­wia i czyni z niego ofia­rę. Zwłasz­cza w wy­mo­wie ostat­niej sceny opo­wia­da­nia.

Karol jest głów­nym bo­ha­te­rem, to jego ocza­mi czy­tel­nik pa­trzy na świat, stąd też może i takie od­no­si wra­że­nie, że autor jest po jego stro­nie. Czy tak jest na­praw­dę? Ra­czej bym na­pi­sał, że to nar­ra­tor, by być wia­ry­god­nym, musi wejść w skórę Ka­ro­la.

Czy autor co­kol­wiek uspra­wie­dli­wia? Autor zo­sta­wia ocenę czy­tel­ni­ko­wi.

"Wol­ność po­le­ga na tym, że mo­że­my czy­nić wszyst­ko, co nie przy­no­si szko­dy bliź­nie­mu na­sze­mu". Paryż, 1789 r.

A po­wiem Ci, Chro, że bar­dzo ki­bi­cu­ję takim pró­bom, jak ta po­wyż­sza. S-f opar­ta na kon­kret­nej dzie­dzi­nie nauki, po­par­ta re­se­ar­chem, sta­wia­ją­ca trud­ne py­ta­nia. Mało tego na por­ta­lu i ogól­nie w pol­skiej fan­ta­sty­ce ostat­nio. Trzy­mam więc mocno kciu­ki za ko­lej­ny Twój tekst w tym stylu. Jak wszyst­kie ele­men­ty za­gra­ją, bę­dzie to coś, co ty­gry­sy lubią naj­bar­dziej.

Po prze­czy­ta­niu spa­lić mo­ni­tor.

In­try­gu­ją­cy tekst. Czyta się płyn­nie. Ko­men­ta­rze też. :)

Cześć, Koalo. Faj­nie, że wpa­dłeś :)

NB. Zer­k­ną­łem na Twój pro­fil… o matko, ale Ty dużo czy­tasz. 700 opo­wia­dań w pół roku?

"Wol­ność po­le­ga na tym, że mo­że­my czy­nić wszyst­ko, co nie przy­no­si szko­dy bliź­nie­mu na­sze­mu". Paryż, 1789 r.

Nowa Fantastyka