- Opowiadanie: Anonimowy bajkoholik - Śmierć w karetce

Śmierć w karetce

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Śmierć w karetce

Praca w ze­spo­łach ra­tow­nic­twa jest za­ję­ciem pa­sjo­nu­ją­cym i co naj­mniej nie­ty­po­wym. Bywa, że przez kilka go­dzin nic się nie dzie­je. Mam wtedy czas na wy­pi­cie kawy, nad­ro­bie­nie za­le­głej książ­ki lub na pa­pie­ro­sa. Z dru­giej stro­ny nie­rzad­ko mu­si­my jeź­dzić po całym mie­ście tam i z po­wro­tem. Naj­czę­ściej do pi­ja­nych. Naj­czę­ściej w week­en­dy… Teraz był week­end. So­bot­nia noc, pięć po dwu­na­stej. W takim okre­sie mogę być pewny spo­tka­nia pi­ja­nych im­pre­zo­wi­czów, upie­ra­ją­cych się kon­se­kwent­nie, że wy­pi­li tylko jedno piwo, eme­ry­tek nie ma­ją­cych czasu od mie­sią­ca udać się do swo­je­go le­ka­rza oraz so­czy­stych in­ter­wen­cji w asy­ście po­li­cji.

Chyba je­stem wy­pa­lo­ny? Taka myśl przy­szła mi do głowy nie po raz pierw­szy. Moja obo­jęt­ność wobec tego co dzie­je się do­oko­ła, dla zwy­kłe­go czło­wie­ka może być prze­ra­ża­ją­ca.

Sie­dzia­łem w ka­ret­ce ob­ser­wu­jąc ćmy or­bi­tu­ją­ce wokół ża­rów­ki świe­cą­cej na żół­to­po­ma­rań­czo­wo, roz­ja­śnia­ją­cej wiatę am­bu­lan­sów. Było go­rą­co i dusz­no. Od mie­sią­ca nie padał deszcz. Sie­dzia­łem sam nie chcąc wy­cho­dzić z sa­mo­cho­du, przez prze­ko­na­nie, gra­ni­czą­ce z pew­no­ścią, że za mo­ment przez radio ode­zwie się dys­po­zy­tor, a ja był­bym zmu­szo­ny do szyb­kie­go po­wro­tu na fotel kie­row­cy. Więc sie­dzia­łem i pa­trzy­łem na ćmy.

A może sobie za­pa­lę? Znów po­my­śla­łem. Nieee. Zo­sta­ły mi dwie fajki. Przy­da­dzą się na póź­niej. Więc trwa­łem w fo­te­lu.

Nagle ze­rwał się wiatr. Pył za­le­ga­ją­cy na be­to­no­wej ko­st­ce bru­ko­wej wzbił się w górę. Ża­rów­ka za­czę­ła migać, po czym zga­sła. Po chwi­li gwał­tow­ne po­dmu­chy usta­ły, a świa­tło na po­wrót przy­cią­ga­ło owady. Coś się jed­nak zmie­ni­ło. Obok mnie sie­dzia­ła za­kap­tu­rzo­na po­stać z kosą w ręce. Kap­tur po­wo­li ob­ró­cił się w moją stro­nę, od­sła­nia­jąc białą czasz­kę zie­ją­cą nie­prze­nik­nio­ną czer­nią z oczo­do­łów.

– Cześć. – Za­czę­ła ko­stu­cha wy­cią­ga­jąc w moją stro­nę ko­ścia­ną dłoń. – Je­stem Śmierć.

Po chwi­li wa­ha­nia, nie­pew­nie uści­sną­łem zimne kości ręki od­po­wia­da­jąc.

– Cześć… Ehm. Woj­tek.

Pod­czas tej wy­mia­ny uprzej­mo­ści mój nowy, prze­ra­ża­ją­cy to­wa­rzysz za­czął się wier­cić i prze­su­wać w fo­te­lu. Wy­glą­da­ło na to, że prze­szka­dza­ła mu kosa. Ko­ści­sty pa­li­czek śmiert­ki wdu­sił przy­cisk elek­trycz­nie opusz­cza­nej szyby ale nic się nie stało.

– Mo­żesz włą­czyć za­płon? – za­py­tał ko­ściej.

Prze­krę­ci­łem klu­czyk w sta­cyj­ce dzię­ki czemu ma­newr otwar­cia okna za­koń­czył się suk­ce­sem. Chwi­la ma­ni­pu­la­cji drzew­cem, prze­ci­ska­nia ostrza pod róż­ny­mi ką­ta­mi za­koń­czy­ła się po­wo­dze­niem i mrocz­ny atry­but wy­sta­wał na jedna trze­cią dłu­go­ści z boku po­jaz­du.

– Ści­nasz tym ludzi? – za­ga­da­łem, by prze­rwać nie­zręcz­ną ciszę, ma­ją­cą swoje źró­dło w peł­nym sku­pie­niu śmier­ci nad pro­ce­sem prze­ci­ska­nia cha­rak­te­ry­stycz­ne­go ak­ce­so­rium.

– Nie – od­parł bez na­my­słu z lek­kim zre­zy­gno­wa­niem w gło­sie. – To taki bran­żo­wy ga­dżet, zu­peł­nie przedaw­nio­ny. Ty masz na ra­mie­niu esku­la­pa – dodał ko­ścio­trup po chwi­li.

– No tak – po­twier­dzi­łem zer­ka­jąc na em­ble­mat.

– A ra­tu­jesz ludzi wężem na­wi­nię­tym na kijek?

– No nie.

– To co głu­pio py­tasz? – skwi­to­wał bądź co bądź cel­nie.

Nie od­po­wie­dzia­łem.

– Wpa­dłem by omó­wić pewną kwe­stię – znów pod­jął roz­mo­wę nie­spo­dzie­wa­ny gość – czę­sto jeź­dzi­my razem, a nigdy nie mie­li­śmy oka­zji się po­znać. Ktoś mógł­by nawet po­my­śleć, że sta­no­wi­my dla sie­bie kon­ku­ren­cję. – Za­chi­cho­tał i kłap­nął zę­ba­mi. – Nic bar­dziej myl­ne­go. Wi­dzisz, kie­dyś wszyst­ko było prost­sze. Taka dajmy na to dżuma. To były czasy! – Roz­ma­rzył się ko­ścio­trup. – Od za­ra­że­nia dwa dni z klep­sy­drą w ręku i mo­głem przyjść. Albo ry­cerz do­stał cel­nie to­po­rem lub mie­czem i spra­wa była za­ła­twio­na. Nawet jeśli prze­żył to nic stra­co­ne­go bo gdy do­rwa­li go cy­ru­li­cy, upu­ści­li od razu krwi. Po­łą­cze­nie utra­ty krwi z do­pie­ro co ucię­ta koń­czy­ną, szyb­ko kla­ro­wa­ło sy­tu­ację. Wszyst­ko było jasne, zero nie­spo­dzia­nek. Plan rocz­ny wy­ro­bio­ny. Pre­mia w obo­lach co mie­siąc. Mówię ci bajka. Ale lu­dzie nie są głupi. Przez ty­siąc­le­cia kom­bi­no­wa­li jak by tu od­wlec nasze spo­tka­nia. I do­cho­dzi­my do tej wa­szej re­ani­ma­cji.

Unio­słem brwi w zdzi­wie­niu

– Nie chcę, żebyś po­my­ślał, że mam do ra­tow­ni­ków czy le­ka­rzy pre­ten­sje. Każdy musi robić swoje – po­waż­nie pod­kre­ślił. – Dajmy na to, taki już pra­wie denat, jedną nogą w gro­bie, serce prze­sta­je bić, krew nie krąży, mózg ob­umie­ra. Myślę sobie jest mój!… Ale nie. Leży nie­szczę­śnik pięć, dzie­sięć, cza­sem pięt­na­ście minut zanim zja­wi­cie się wy. Nikt wcze­śniej nie pro­wa­dzi re­su­scy­ta­cji, a do­brze wiesz co dzie­je się z mó­zgiem już po dłuż­szej chwi­li braku krą­że­nia? – Przy­tak­ną­łem bo po­dob­ne sy­tu­acje były mi aż za do­brze znane. – Pół biedy jak wam się nie uda. Go­rzej jak taki ktoś fruwa już nad cia­łem, a wy go „bzz­zyt” pa­rzy­deł­ka­mi na prąd w ser­du­cho i klient wraca. Ale do czego? Do sko­ru­py nie­zdol­nej do sa­mo­dziel­nej eg­zy­sten­cji. For­mal­nie jesz­cze żyje z tym, że co to za życie, a w każ­dej chwi­li może mu się od­mie­nić więc jadę z wami i tym jak to brzyd­ko na­zy­wa­cie „wa­rzy­wem”. Póź­niej taki chłop tra­fia na in­ten­syw­ną te­ra­pię, wy wra­ca­cie, a ja zo­sta­ję z nim bo nigdy nie wia­do­mo. Trwa to dzień, ty­dzień, cza­sem kilka mie­się­cy nim jest mój ale do tego czasu cze­kam.

– Co mam na to po­ra­dzić? – wtrą­ci­łem czu­jąc się de­li­kat­nie mó­wiąc nie­zręcz­nie – sta­ram się wy­ko­ny­wać tę prace naj­le­piej jak mogę a od­pusz­czać dla kogoś kto wy­glą­da jak żywa re­kla­ma głodu nie mam za­mia­ru.

Śmierć pa­trzy­ła na mnie przez dłuż­szą chwi­lę lecz z gołej czasz­ki i pust­ki w miej­scu gdzie po­win­ny być oczy nie można było wy­czy­tać nic.

– Nie o to cho­dzi. – od­po­wie­dział po chwi­li – mu­si­cie trą­bić wszyst­kim, że mają pro­wa­dzić re­ani­ma­cję od sa­me­go po­cząt­ku. Wtedy szan­se znacz­nie wzra­sta­ją. – po­waż­nie wy­tłu­ma­czył, oczy­wi­stą oczy­wi­stość – nie wiem, rób­cie kursy, prze­pro­wadź­cie kam­pa­nie spo­łecz­ną, roz­no­ście ulot­ki. Bo jak nie to się przez was kie­dyś wy­koń­czę. U nas w ro­bo­cie nie ma, że nad­go­dzi­ny. Wra­cam po tym całym cza­sie do domu. Od­kła­dam kosę i na dzień dobry żona ma pre­ten­sję, że mnie cią­gle nie ma w domu, że pra­co­ho­lik, że już nie je­stem tą samą śmier­cią co kie­dyś. Wy­spać się nawet nie mogę bo dzie­ci bie­ga­ją na bo­sa­ka a nie wy­tłu­ma­czysz, że mają nosić pa­pu­cie. Wiesz jak się nie­sie dźwięk ko­ścia­nej stopy po pa­ne­lach?!

– Może zmień pracę? – od­par­łem.

– A gdzie ja prace do­sta­ne z takim ryjem? Je­dy­nie w domu stra­chów ja­kie­goś we­so­łe­go mia­stecz­ka. Nie dzię­ku­ję. Tam też same ba­cho­ry. – Gdy śmierć się uspo­ko­iła do­da­ła na ko­niec. – Je­dy­na na­dzie­ja w tobie Woj­tuś. Mu­sisz uświa­do­mić innym, że trze­ba uci­skać klat­kę pier­sio­wą zaraz po stwier­dze­niu, że bie­dak nie od­dy­cha. Ina­czej się wy­koń­czę. – Po tych sło­wach znów podał lo­do­wa­tą dłoń, tym razem na po­że­gna­nie. Otwarł drzwi. Chwi­lę sza­mo­tał się z kosą, którą trze­ba było teraz przez otwór okna wy­cią­gnąć z po­wro­tem. Od­wró­cił się i dodał. – Do zo­ba­cze­nia – chi­cho­cząc.

 

Gdy w lu­ster­ku ka­ret­ki za­kap­tu­rzo­na po­stać znik­nę­ła za ro­giem, a dźwięk drzew­ca od­bi­ja­ją­ce­go się cy­klicz­nie o beton ucichł, za­czą­łem się za­sta­na­wiać jak wdro­żyć plan za­su­ge­ro­wa­ny przez noc­ne­go go­ścia. Bo jeśli tego nie zro­bię to on wróci roz­ża­lo­ny, wkur­wio­ny i moż­li­we, że roz­wie­dzio­ny.

Naj­pierw jed­nak za­pa­lę pa­pie­ro­sa. 

Koniec

Komentarze

Chyba je­stem wy­pa­lo­ny ? → Po cóż ta spa­cja przed zna­kiem za­py­ta­nia? Chyba wszę­dzie tak masz.

Gdzie­nie­gdzie po­zja­da­ne prze­cin­ki.

Humor ra­czej czar­ny. Mnie opo­wia­da­nie nie roz­ba­wi­ło.

Przy­kro mi, ale nie po­do­ba­ło mi się. :(

Prze­czy­taw­szy.

Fin­kla

Przy­kro mi, Ano­ni­mie, ale Twój, jak go na­zwa­łeś, śmiesz­ny szor­cik, w ogóle mnie nie roz­śmie­szył.

Wy­ko­na­nie po­zo­sta­wia bar­dzo wiele do ży­cze­nia. :(

 

Śmierć w Ka­ret­ce –> Dla­cze­go w ty­tu­le ka­ret­ka jest na­pi­sa­na wiel­ką li­te­rą?

 

wokół żół­to-po­ma­rań­czo­we­go świa­tła ża­rów­ki… –> …wokół żół­topo­ma­rań­czo­we­go świa­tła ża­rów­ki

 

a ja był bym zmu­szo­ny… –> …a ja był­bym zmu­szo­ny

 

Wy­glą­dał ona to, że prze­szka­dza­ła mu kosa. –> Pew­nie miało być: Wy­glą­dało na to, że prze­szka­dza­ła mu kosa.

 

– Mo­żesz włą­czyć za­płon ? Za­py­tał ko­ściej. –> – Mo­żesz włą­czyć za­płon? za­py­tał ko­ściej.

Zbęd­na spa­cja przed py­taj­ni­kiem; ten błąd po­ja­wia się wie­lo­krot­nie.

Tu znaj­dziesz wska­zów­ki, jak za­pi­sy­wać dia­lo­gi: http://www.forum.artefakty.pl/page/zapis-dialogow

 

Za­ga­da­łem by wy­peł­nić nie­zręcz­ną ciszę… – …za­ga­da­łem, by prze­rwać nie­zręcz­ną ciszę

Ciszy się nie wy­peł­nia.

 

To taki bran­żo­wy ga­dget… –> To taki bran­żo­wy ga­dżet

Uży­wa­my pi­sow­ni spo­lsz­czo­nej.

 

Ktoś mógł by nawet po­my­śleć… –> Ktoś mógł­by nawet po­my­śleć

 

To były czasy ! –> Zbęd­na spa­cja przed wy­krzyk­ni­kiem.

 

– Nie chce, żebyś po­my­ślał… –> Li­te­rów­ka.

 

Myślę sobie jest mój! … –> Zbęd­na spa­cja przed wie­lo­krop­kiem.

 

Do sko­ru­py nie zdol­nej do… –> Do sko­ru­py niezdol­nej do

 

a ja zo­sta­je z nim… –> Li­te­rów­ka.

 

Je­dy­na na­dzie­ja w Tobie Woj­tuś. –> Je­dy­na na­dzie­ja w tobie, Woj­tuś.

Za­im­ki pi­sze­my wiel­ka li­te­rą, kiedy zwra­ca­my się do kogoś li­stow­nie.

Dla od­mia­ny mnie czar­ny humor się po­do­bał. Choć za te­ma­tem śmier­ci w opo­wia­da­niach nie prze­pa­dam, to jeśli po­łą­czo­ny jest z hu­mo­rem pod­cho­dzi mi. No i brawo za prze­sła­nie smiley. Po­wo­dze­nia w kon­kur­siesmiley.

Dzię­ku­ję za wska­za­nie błę­dów. To moje dru­gie opo­wia­da­nie w życiu co spra­wia że robię pełno pod­sta­wo­wych błę­dów… kie­dyś się na­uczę :D

Po­mysł świet­ny. Motyw z si­ło­wa­niem się z kosą jak z do­brej ko­me­dii – ro­ze­śmia­łem się na głos. Nie za­gra­ły mi może dwa miej­sca, gdzie opisy były tro­chę zbyt kwie­ci­ste: “skwi­to­wał bądź co bądź cel­nie” – no… widzę, że cel­nie. Po­do­ba­ło mi się, dzię­ki:)

Tupot nóżek ma­łych ko­ściej­ków na pa­ne­lach i scena z kosą – rze­czy­wi­ście za­baw­ne. Fajny tekst. :)

Do­brze się czy­ta­ło. Dwa mo­men­ty mnie nawet roz­śmie­szy­ły. Po­wo­dze­nia!

Fajne za­baw­ne, bar­dzo ludz­ka ta śmierć. ;)

Po­do­ba­ło mi się, choć prze­sła­nie tro­chę zbyt na­chal­ne.

Po­wo­dze­nia w kon­kur­sie. :)

Po­staw prze­cin­ki przed a :-)

 

Mi się po­do­ba­ło, sym­pa­tycz­ne i prze­sła­nie dobre. Mógł­by być szort edu­ka­cyj­ny, tylko kie­row­ca mu­siał­by nie palić, i nie być wy­pa­lo­ny. Swoją drogą "wkrót­ce" Śmier­ci od­no­si się do tego pa­pie­ro­sa? ;>

 

Za­sta­na­wia­łem się na po­cząt­ku czemu ze śmier­ci zro­bi­łeś (au­to­rze/ano­ni­mie) fa­ce­ta. Mąż też może być zły na żonę, że do odmu nie wraca (obia­du nie robi) itd. :D 

 

Swoją drogą "wkrót­ce" Śmier­ci od­no­si się do tego pa­pie­ro­sa? ;>

Nie na­pi­sa­łem ni­g­dzie “wkrót­ce” :). Do­my­ślam się że cho­dzi o “Do zo­ba­cze­nia”, które wy­po­wia­da śmierć na ko­niec. Mówi tak bo każdy się z śmier­cią kie­dyś spo­tka/zo­ba­czy.

 

Śmierć jest chło­pem bo bar­dziej mi pa­su­je do ste­reo­ty­pu roz­ża­lo­ne­go pra­co­ho­li­ka. Niby ko­bie­ta też by mogła, bo śmierć to ro­dzaj żeń­ski no ale zmie­ni­łem płeć bo w moim od­czu­ciu bar­dziej “siada” taka forma.

Tak na mar­gi­ne­sie, to wie­cie, co ozna­cza we współ­cze­snej po­tocz­nej pol­sz­czyź­nie słowo “ko­ściej”? Wcale nie ko­ścio­tru­pa, tak jak w prze­szło­ści. Oso­bi­ście ra­czej bym cze­goś ta­kie­go do tek­stu nie wsta­wił :D

 

Ja nie wiem.

Ja też nie wiem.

Współ­cze­sna po­tocz­na pol­sz­czy­zna – to brzmi obco.

 

A z sek­sem można sko­ja­rzyć pra­wie wszyst­ko, za­le­ży to od kon­tek­stu, tego co chce prze­ka­zać nadaw­ca i od tego jak chce to zro­zu­mieć od­bior­ca.

 

Idąc tym tro­pem nie po­win­ni­śmy uży­wać słowa "dzban", bo to obe­lga.

Wszyst­kie ko­rek­ty wpro­wa­dzo­ne. Prze­cin­ki, li­te­rów­ki, zda­nia hiper wie­lo­krot­nie zło­żo­ne po­cię­te, od­stęp­stwa od po­wszech­nie pa­nu­ją­cych zasad zni­we­lo­wa­ne. Mam na­dzie­ję że jest teraz po­praw­nie. Gdy by ktoś cze­goś się do­pa­trzył, pro­szę o info. Przed na­pi­sa­niem opo­wia­da­nia nie mia­łem po­ję­cia o be­to­wa­niu­na ser­wi­sie :)

Śmierć w hu­mo­re­skach nie jest zja­wi­skiem szcze­gól­nie nowym, ale (co cie­ka­we) spraw­dza się wcale nie­źle. Wszyst­ko tak na­praw­dę za­le­ży od po­my­słu na wy­ko­rzy­sta­nie jej w danym opo­wia­da­niu. Tutaj po­mysł był, cał­kiem fajny, nie­ste­ty wy­ko­na­nie bar­dziej ak­cen­tu­je samo znu­że­nie śmier­ci, niż jego (tego znu­że­nia:)) hu­mo­ry­stycz­ny wy­dźwięk, więc tak, jak czy­ta­łem z za­cie­ka­wie­niem, tak nie­ste­ty za bar­dzo mnie ten tekst nie roz­ba­wił. Jest oczy­wi­ście lekki, sym­pa­tycz­ny, ale do miana śmiesz­ne­go tro­chę mu w mojej opi­nii za­bra­kło.

Inna rzecz, że w kon­tek­ście ze­sta­wie­nia śmier­ci i hu­mo­ru od razu przy­cho­dzi mi na myśl Świat Dysku Prat­chet­ta i jego kre­acja śmier­ci, więc może zwy­czaj­nie mam nieco za­wy­żo­ne ocze­ki­wa­nia. :-)

 

 

Wąt­pię, żeby w ka­ret­kach wolno było palić.

Temat nie­ste­ty ogra­ny i nie­po­trak­to­wa­ny tu szcze­gól­nie od­kryw­czo. Li­czy­łam na ma­ka­bre­skę, a do­sta­łam wy­kład. To wszyst­ko można było dy­na­micz­nie, z re­ani­ma­cją i re­su­scy­ta­cją w tle.

 

Tech­nicz­nie róż­nie bywa:

 

– Cześć[-.] – Zzaczę­ła ko­stu­cha

Di­da­ska­lia od cza­sow­ni­ka za­czy­na­my małą li­te­rą i po­win­ny być pasz­czo­we, ale tu uj­dzie, choć lep­sze by­ło­by np. “za­ga­iła”. Dalej masz z kolei z małej, kiedy po­win­no być dużą i z krop­ką na końcu wy­po­wie­dzi. A więc dia­lo­gi do re­mon­tu.

 

Prze­cin­ki też dość leżą i kwi­czą.

 

Po­mysł, cho­ciaż już wiele razy opo­wie­dzia­ny, po­do­ba mi się, po­dob­nie jaki zmę­cze­nie Śmier­ci – dla mnie też za­wsze była fa­ce­tem, a nie ko­bie­tą ;), i znu­że­nie Ra­tow­ni­ka.

Lekko się uśmiech­nę­ło – przy tu­po­cie dzia­twy i prze­ko­ny­wa­niu Ra­tow­ni­ka do no­wa­tor­skich roz­wią­zań. Nie­spe­cjal­nie po­do­ba­ły mi się roz­wa­ża­nia na po­cząt­ku. Spró­bo­wa­ła­bym to ina­czej skom­po­no­wać.

Tro­chę bra­ku­je prze­cin­ków.

Do­brze zro­zu­mia­łem, że tekst ma w prze­wrot­ny spo­sób uczyć pod­staw pierw­szej po­mo­cy? Je­że­li tak, to nie­zbyt pa­su­je do niego re­kla­ma pa­le­nia pa­pie­ro­sów. (Ale szor­cik fak­tycz­nie za­baw­ny).

Dość przy­jem­ny szor­cik i lekko śmiesz­ny. Szału nie robi, ot taka hu­mo­re­ska.

Kon­cep­cyj­nie nic no­we­go, ale tek­ścik na­pi­sa­ny jest przy­zwo­icie, z po­my­słem, kon­kret­nym prze­ka­zem i pa­ro­ma za­baw­ny­mi mo­men­ta­mi. By­ło­by le­piej, gdyby dodać dy­na­mi­ki, przed­sta­wić bo­ha­te­rów w akcji, a nie tylko sie­dzą­cych i ga­wę­dzą­cych (choć to przede wszyst­kim Śmierć gada). Ale i tak nie jest źle. Jeśli to Twoje po­cząt­ki, to do­brze wróży. Bę­dzie coraz le­piej! 

Po­zdra­wiam! 

Jak na po­cząt­ki nie jest źle. Po­mysł wy­kła­dasz jasno i wy­raź­nie, bez grzęź­nię­cia w du­pe­re­lach, czuć oko do szcze­gó­łu, to bar­dzo faj­nie. Mo­men­ta­mi widać, że bra­ku­je warsz­ta­tu, ale to są ra­czej rze­czy, które może wy­pra­co­wać. Po­do­ba mi się war­stwa edu­ka­cyj­ne. Wbrew po­zo­rom to bar­dzo ważne.

 

A tak przy oka­zji. Dla­cze­go w ka­ret­ce nie można palić? Kto kie­row­cy za­bro­ni? Prze­pis, czy usta­wa?;) 

Sym­pa­tycz­ny tekst, kilka razy się uśmiech­nę­łam, m.in. przy wężu na kijku. W cza­sie czy­ta­nia bra­ko­wa­ło mi prze­cin­ków w wielu miej­scach, głów­nie przy zda­niach zło­żo­nych.

Uwa­żam, że opo­wia­da­nie zy­ska­ło­by na wpro­wa­dze­niu ja­kiejś scen­ki z ra­to­wa­nia ludzi.

 

Ani nie za­chwy­ci­ło, ani nie za­sko­czy­ło. Twist w za­mie­rze­niu był cał­kiem fajny – prze­pra­co­wa­na ko­stu­cha do­ma­ga się od ludzi, żeby po­więk­sza­li swoje szan­se na prze­ży­cie – ale “wy­kła­do­we“ wy­ko­na­nie tro­chę go, że się wy­ra­żę, za­bi­ło. 

Fajne :)

Na­pi­sa­ne cał­kiem nie­źle, opar­te, może nie na wy­jąt­ko­wo ory­gi­nal­nym, ale do­brym po­my­śle, parę razy się uśmiech­nę­łam. Po­wo­dze­nia w kon­kur­sie :)

Tekst na­pi­sa­ny spraw­nie, po­mysł spo­tka­nia ze śmier­cią zre­ali­zo­wa­ny w dość ory­gi­nal­ny spo­sób – ten walor edu­ka­cyj­ny i po­dej­ście śmier­ci do re­ani­ma­cji jest za­ska­ku­ją­ce, ale prze­cież ab­so­lut­nie lo­gicz­ne! To chyba naj­więk­szy plus tego opo­wia­da­nia, zro­bi­ło to na mnie wra­że­nie.

Nie­ste­ty hu­mo­ru zbyt wiele w nim nie od­na­la­złam. Po­do­ba­ło mi się ri­po­sto­wa­nie kosy esku­la­pem, mo­co­wa­nie się z nie­wy­god­nym atry­bu­tem też wy­wo­ła­ło uśmiech, ale nic ponad to.

Nooo, po­wiedz­my, że w koń­ców­ce można się do­szu­ki­wać pu­en­ty. Poza tym te­ma­ty­ka (po)ważna, choć lekko po­da­na.

Fan­ta­sty­ka jest, gło­śna i wy­raź­na. Bez Śmier­ci nie by­ło­by tek­stu. Cho­ciaż… Ona nie mówi nic, czego byśmy już nie wie­dzie­li.

Bo­ha­te­ro­wie ledwo za­ry­so­wa­ni – ra­tow­nik, stan­dar­do­wa śmierć i tyle o nich się do­wia­du­je­my. Aha, ra­tow­nik pali. Oni czę­sto palą czy to ewe­ne­ment?

Fa­bu­ły wła­ści­wie nie ma – sie­dzą po­sta­cie i ga­da­ją. A od sa­me­go ga­da­nia wiele się na świe­cie nie zmie­ni.

Warsz­ta­to­wo słabo. In­ter­punk­cja ku­le­je na obie nogi (spa­cje przed py­taj­ni­ka­mi?!), za dużo li­te­ró­wek, gdzieś tam „ty” w dia­lo­gu dużą li­te­rą, śmierć cią­gle zmie­nia płeć…

Nowa Fantastyka