- Opowiadanie: Sagitt - Aura zła a ścieżka dobra

Aura zła a ścieżka dobra

Cześć,

Po­wsta­wa­nie luź­nych no­ta­tek do­ty­czą­cych po­sta­ci, scen i świa­ta w końcu, kilka mie­się­cy temu, skło­ni­ło do py­ta­nia – czy w ogóle je­stem w sta­nie na­pi­sać coś sen­sow­ne­go? Dałem sobie czas, by owe opo­wia­da­nie po­szło swoim to­kiem, by doj­rza­ło, po dro­dze uka­zu­jąc szcze­gó­ły tej hi­sto­rii.  Po­niż­sze opo­wia­da­nie sta­no­wi mój por­ta­lo­wy i za­ra­zem ogól­ny de­biut. Chcia­łem sku­pić się przede wszyst­kim na po­sta­ciach i tym co jest mię­dzy nimi, oraz do czego to do­pro­wa­dzi. 

Ogrom­nie dzię­ku­ję za po­świę­co­ny czas, ob­szer­ną wie­dzę i tech­nicz­ne po­praw­ki, jakie wnio­sły w becie śnią­ca i Verus. To była dla mnie nie­oce­nio­na lek­cja pi­sa­nia.

Za­chę­cam do szcze­rych opi­nii i dzie­le­nia się wra­że­nia­mi w ko­men­ta­rzach. Roz­ma­wiaj­my. Jakby się wkradł jakiś błąd, po­mi­mo bety i od­kła­da­nia tek­stu, to z pew­no­ścią go po­pra­wię. 

Nie prze­dłu­ża­jąc już, za­pra­szam. ;)

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Aura zła a ścieżka dobra

Pro­mie­nie słoń­ca, roz­po­czy­na­ją­ce­go swoją co­dzien­ną wę­drów­kę po nie­bo­skło­nie, coraz śmie­lej wkra­da­ły się do po­mieszczenia na pię­trze miej­sco­wej go­spo­dy. Z cza­sem tylko świa­tło dzien­ne coraz bar­dziej ra­zi­ło śpią­ce w po­ko­ju po­sta­cie.

– Dzień dobry wszyst­kim! – za­krzyk­nę­ła dud­nią­cym gło­sem jedna z nich. Młody męż­czy­zna wstał ener­gicz­nie, uprzed­nio od­rzu­ca­jąc okry­wa­ją­cy go gruby, weł­nia­ny koc i zbli­żył się do mied­ni­cy sto­ją­cej na sto­li­ku przy oknie. Skło­niw­szy głowę w jej kie­run­ku, prze­glą­dał się przez chwi­lę w wod­nym od­bi­ciu, będąc wy­raź­nie za­chwy­co­nym tym, co zo­ba­czył.

– Przy­stoj­ne rysy, na miej­scu, oczy w ko­lo­rze naj­lep­szych dę­bo­wych trun­ków, są. Świe­tli­ste włosy, któ­ry­mi za­chwy­ca­ją się i bawią dziew­czę­ta, obec­ne!

– Żółte zęby, na miej­scu, cuch­ną­cy od­dech, jest, wy­łu­pia­ste gały i chu­der­la­we ciel­sko, obec­ne! – orzekł jeden z jego to­wa­rzy­szy, kra­sno­lud, nie­ja­ki Urdar, zwany Mło­to­rę­kim. Resz­ta to­wa­rzy­stwa, która jesz­cze pró­bo­wa­ła zła­pać ko­ją­ce ma­rze­nia, pręd­ko roz­pły­wa­ją­ce się w świe­tle dnia, a tym prę­dzej ucie­ka­ją­ce w rej­wa­chu, mru­cza­ła gniew­nie.

– Je­steś brzyd­szy niż Cernu, kra­sno­lu­dzie! Brodę sobie osma­li­łeś nad ko­min­kiem? A te ko­ra­li­ki w niej to po co? – od­po­wie­dział Urda­ro­wi zgryź­li­wie mło­dzie­niec.

– Te ko­ra­li­ki, kre­ty­nie, to są klam­ry od kra­sno­ludz­kich rze­mieśl­ni­ków, by ją jakoś okieł­znać.

– Krnąbr­na, roz­wy­drzo­na ta twoja broda.

– Słu­chaj! – rzekł po­iry­to­wa­ny. – Na wy­pra­wie to nie­do­zwo­lo­ne i mam swoje za­sa­dy, któ­rych się trzy­mam. Ale obie­cu­ję ci, Mael, że jak cię dorwę na zam­ko­wym dzie­dziń­cu, to spio­rę ci dupę, aż spuch­nie. I to na buro! – grzmiał kra­sno­lud, wy­raź­nie tra­fio­ny w czuły punkt ri­po­stą kom­pa­na.

– Nie spodo­ba­ło ci się po­rów­na­nie do na­sze­go sza­ro­skó­re­go przy­ja­cie­la śpią­ce­go w dru­gim po­ko­ju, hm? Czy to przez te kłaki? – Mael kon­ty­nu­ował szy­der­stwo wy­raź­nie roz­ba­wio­ny.

– Idź w cho­le­rę, Mael! – wark­nąw­szy na niego, zwró­cił się do po­zo­sta­łych:

– Wsta­wać! Mamy dzi­siaj coś do za­ła­twie­nia! – Po czym kra­sno­lud, wy­szedł­szy ze swoim ekwi­pun­kiem, z ło­sko­tem za­trza­snął za sobą drzwi izby.

Nie­dłu­go po wy­mia­nie przy­ty­ków i do­cin­ków resz­ta grupy rów­nież wsta­ła i rzu­ci­ła się w wir go­rącz­ko­wych przy­go­to­wań, by pręd­ko osio­dłać konie. Wo­jow­ni­cy odzia­ni w kol­czu­gi, błysz­czą­ce kar­wa­sze z litej bla­chy i pół­otwar­te hełmy cie­szy­li się za­in­te­re­so­wa­niem miej­sco­wej ga­wie­dzi.

– Na­czel­ni­ku! Na­czel­ni­ku Gie­zmi­nie! – za­wo­łał Te­re­neg do sza­ty­na w ciem­nym płasz­czu.

– Wi­taj­cie, panie Te­re­ne­gu! – Wło­darz wio­ski od­po­wie­dział grom­ko, po­da­jąc dłoń wy­so­kie­mu męż­czyź­nie o po­god­nym spoj­rze­niu i dłu­giej bro­dzie, po­prze­pla­ta­nej gdzie­nie­gdzie si­wy­mi wło­sa­mi.

– Do­brze jest was zo­ba­czyć w świe­tle dnia, bo za­iste, późno wczo­raj przy­je­cha­li­ście. Nie­wie­lu de­cy­du­je się na po­dró­że trak­tem po zmro­ku, głów­nie ze wzglę­du na dzi­kie zwie­rzę­ta i stwo­ry czy­ha­ją­ce po la­sach – kon­ty­nu­ował Gie­zmin.

– My­śla­łem, że to naj­czę­ściej ban­dy­ci są pro­ble­mem w tych pro­win­cjach ce­sar­stwa.

– Ech. – Skrzy­wił się na­czel­nik, ma­cha­jąc lek­ce­wa­żą­co ręką. – U nas do­cho­dów z na­pa­ści jest tak mało, że tym nawet nikt się nie tru­dzi. Po­wiedz, kogo masz pod sobą, panie wo­jow­ni­ku?

– Tam przy pło­cie – rzekł Te­re­neg, wska­zu­jąc na smu­kłe, ciem­no­wło­se leśne elfy. – To są Eonas i Eli­das. Nasi łucz­ni­cy, choć mie­czem też po­tra­fią wo­jo­wać. I to cał­kiem nie­źle, po­wiem panu! Ten kra­sno­lud grze­bią­cy w skrzy­ni obok nich, to Urdar, po­cho­dzą­cy z Gór Szu­mów.

– A tych dwóch, co sio­dła­ją konie? Szcze­gól­nie ten jeden, elf, nie­ty­po­wy – za­py­tał za­in­try­go­wa­ny Gie­zmin.

– Blon­dyn, bo tak go cza­sem zwie­my, to Mael, czło­wiek z ce­sar­stwa, tak jak ja. A elf, choć gwoli ści­sło­ści pół­elf, to Cer­nun­nos.

– Mie­sza­niec? – rzekł, przy­glą­da­jąc się, sza­ro­skó­re­mu osob­ni­ko­wi z czar­ną brodą, za­ple­cio­ną w krót­ki war­kocz.

– Tak. Jego oj­ciec chyba był czło­wie­kiem, peł­nej krwi. Do­kład­nie jed­nak nie wiem, ręki uciąć sobie nie dam. Wiem na­to­miast, że matka to elfka, z rasy tych mrocz­nych.

– Mrocz­ne elfy, hm. Dotąd nie wi­dzia­łem żad­ne­go z nich – mruk­nął na­czel­nik.

– Ten jest spe­cy­ficz­ny, tak dy­plo­ma­tycz­nie uj­mu­jąc – sko­men­to­wał do­wód­ca.

W tej chwi­li do Gie­zmi­na i Te­re­ne­ga pod­szedł czło­wiek, w kwie­cie wieku, o dum­nym spoj­rze­niu i ha­czy­ko­wa­tym nosie.

– Te­re­ne­gu – po­wie­dział nie­zna­jo­my. – Nie­dłu­go bę­dzie­my go­to­wi do drogi.

– Bar­dzo do­brze – od­rzekł do­wód­ca i zwró­cił się do na­czel­ni­ka. – Pro­szę po­znać, oto moja prawa ręka w for­ma­cji, a za­ra­zem przy­ja­ciel z cza­sów służ­by dla ce­sa­rza, Iznis.

– Nie­po­trzeb­nie, po­zna­li­śmy się prze­cież z panem Izni­sem wczo­raj, póź­nym wie­czo­rem.

– Ach, fak­tycz­nie, za­po­mnia­łem już – od­po­wie­dział Te­re­neg, po czym za­krzyk­nął w kie­run­ku od­dzia­łu, na­wo­łu­jąc do zbiór­ki.

Grupa wo­jow­ni­ków ze­bra­ła się przed prze­ło­żo­nym i na­czel­ni­kiem w luź­nym sze­re­gu.

– Chciał­bym was po­wi­tać w Kwet­ka­rach, ostat­niej osa­dzie na trak­cie cią­gną­cym się w kie­run­ku Ka­mien­nej Prze­łę­czy – rzekł Gie­zmin. Ro­zej­rzawszy się jesz­cze raz po człon­kach gru­py, za­py­tał:

– Nie ma wśród was żad­nych magów?

– W na­szym od­dzia­le aku­rat nie, ale po­win­ni­śmy sobie po­ra­dzić – od­rzekł do­wód­ca.

– To do­brze – rzekł Gie­zmin, ki­wa­jąc głową z wy­ra­zem apro­ba­ty. W tej samej chwi­li wy­cią­gnął spod ubra­nia, wi­szą­cy na szyi, kwa­dra­to­wy, srebr­ny me­da­lion z zie­lo­nym ka­mie­niem.

– Strasz­nie mi prze­szka­dza jak wisi pod spodem – wtrą­cił, a na­stęp­nie ści­szo­nym gło­sem kon­ty­nu­ował:

– Czy pa­mię­ta pan, co panu wczo­raj tłu­ma­czy­łem od­no­śnie na­sze­go pro­ble­mu?

– Tak. Wszel­kie in­struk­cje znam. Drogą na pół­noc, przy spróch­nia­łym dębie po­zo­sta­wić konie i wejść w las po pra­wej, idąc przed sie­bie w kie­run­ku to­pie­li­ska. Po­ra­dzi­my sobie, to nasz nie pierw­szy raz.

Gie­zmin uśmiech­nął się je­dy­nie, sły­sząc taką od­po­wiedź.

 

***

 

– Dru­ży­no, z koni! – za­wo­łał do­wód­ca. Sam w tym cza­sie ze­sko­czył z sio­dła, za­bie­ra­jąc miecz, tar­czę i prze­wie­sza­jąc sobie skó­rza­ną torbę przez ramię.

– Oby nic ci się z niej nie przy­da­ło – stwier­dził po­nu­ro Iznis.

– Po co wła­ści­wie ci ta torba? – wtrą­cił się nie­ocze­ki­wa­nie Mael.

– Mam w niej mik­stu­ry, któ­rych cza­sem uży­wam. Nie­któ­re leczą, a nie­któ­re po­ma­ga­ją śmier­tel­nie ran­nym szyb­ko zna­leźć się po dru­giej stro­nie – od­po­wie­dział Te­re­neg. 

– Wszy­scy do mnie! – za­krzyk­nął na­stęp­nie w kie­run­ku od­dzia­łu. Jego człon­ko­wie bez szem­ra­nia wy­ko­ny­wa­li każdy roz­kaz. Tylko kilka osób w brac­twie za­kon­nym cie­szy­ło się więk­szym po­słu­chem niż Te­re­neg, choć jego mą­drość i roz­trop­ność były przez nie­któ­rych mocno kwe­stio­no­wa­ne. Przy­wią­zaw­szy konie do drzew, grupa ze­bra­ła się w okrę­gu. Te­re­neg roz­po­czął mo­dli­twę po­chwal­ną, którą zwykł od­ma­wiać każdy wo­jow­nik za­ko­nu przed nad­cho­dzą­cą walką.

 – Niech ja­sność Naj­wyż­sze­go spły­nie na nas i wzma­ga nasze zmy­sły. Nasze oczy, które wy­pa­tru­ją wro­gów i nasze uszy, które na­słu­chu­ją ich kro­ków.

W tym mo­men­cie schy­lił głowę, a resz­ta jego kom­pa­nów do­łą­czy­ła do we­zwa­nia:

 – Pro­wadź nas, o Boże Słoń­ca, źró­dło wszel­kiej mocy, byśmy po­dą­ża­li drogą świa­tło­ści, którą stwo­rzy­łeś. Niech twój blask ogar­nia nasz oręż, by po sto­kroć moc­niej bił w plu­ga­we pier­si na­szych wro­gów i aby­śmy nigdy nie wy­pę­dza­li du­chów z ich ciał zbyt po­chop­nie. Wlej w nas żar­li­wość do sze­rze­nia więk­sze­go dobra, a w razie tra­ge­dii cie­le­snej po­wło­ki, za­nieś wier­ne­go, męż­ne­go ducha przed pod­nó­żek w twych zło­tych kom­na­tach.

We­zwa­nie to Te­re­neg za­koń­czył unie­sie­niem uzbro­jo­nej w sre­brzy­ste ostrze ręki w ge­ście zwy­cię­stwa i bło­go­sła­wień­stwa.

– Oręż w dłoń, bra­cia! Pój­dzie­my linią po­mię­dzy drze­wa­mi. Roz­glą­da­my się na boki, szcze­gól­nie na skrzy­dłach. Ob­ser­wuj­cie ko­na­ry nad nami.

Przy­jąw­szy usta­lo­ny szyk, w końcu ru­szy­li. Nie­śpiesz­nie, by móc do­strze­gać za­gro­że­nie z wy­prze­dze­niem. Po po­ko­na­niu kil­ku­dzie­się­ciu kro­ków, po­zo­sta­wia­jąc za sobą skraj lasu, Cer­nun­nos dobył zza paska to­po­rek. Żwawo wy­mie­rzył kilka cio­sów naj­bliż­sze­mu drze­wu, po­zo­sta­wia­jąc pień wy­szczer­bio­ny na wy­so­ko­ści głowy śred­nio ­ro­słe­go czło­wie­ka.

Człon­ko­wie dru­ży­ny zmarsz­czy­li brwi, pró­bu­jąc ana­li­zo­wać dziw­ne za­cho­wa­nie to­wa­rzy­sza. Pół­elf pręd­ko do­strzegł niemą wąt­pli­wość.

– Jak chce­cie przejść z po­wro­tem przez las bez za­zna­cza­nia drogi? Wedle opisu na­czel­ni­ka, to­pie­li­sko jest po­ło­żo­ne wy­raź­nie niżej. Gdy bę­dzie­my więc scho­dzić, to prze­sta­nę rąbać i znaj­dzie­my inny spo­sób, by wró­cić do peł­nych kufli w go­spo­dzie.

Traf­ne spo­strze­że­nie zy­ska­ło uzna­nie grupy, wy­ra­żo­ne kil­ko­ma po­mru­ka­mi. Ru­szy­li dalej w głąb ciem­no­ści, wy­mie­nia­jąc się w obo­wiąz­ku zna­ko­wa­nia szla­ku wy­pra­wy, ozna­cza­jąc pnie lub zręcz­nym ru­chem rwąc ga­łę­zie tuż u na­sa­dy, by rzu­cić je na zie­mię w dość wi­docz­nym miej­scu.

Znacz­nym pro­ble­mem było trwa­nie w po­go­to­wiu pod­czas prze­dzie­ra­nia się przez gę­stwi­nę, bo­wiem za każ­dym peł­zną­cym ko­rze­niem i w każ­dym za­głę­bie­niu mogła czaić się śmierć. Wy­czu­lo­ne zmy­sły śle­dzi­ły każde, choć­by naj­mniej­sze, źró­dło szme­ru. Trwa­nie w za­gro­że­niu przez kilka go­dzin mar­szu, przy po­ko­ny­wa­niu tak gę­ste­go lasu, od­bi­ja­ło się na uczest­ni­kach wy­pra­wy coraz więk­szym zmę­cze­niem.

Wraz z po­ko­ny­wa­nym dy­stan­sem, teren coraz bar­dziej się ob­ni­żał. Wo­jow­ni­cy w końcu wy­szli na bagno. Zmie­nił się kra­jo­braz, drze­wo­stan stał się rzad­szy, a jego miej­sce stop­nio­wo zaj­mo­wa­ły szu­wa­ry i krze­wy. Wo­jow­ni­cy moc­niej ści­snę­li tar­cze, wy­cią­gnę­li broń. Mi­ja­li ostat­nie drze­wa lasu po tej stro­nie rzeki, pró­bu­jąc głu­szyć od­gło­sy roz­mię­kłe­go pod­ło­ża przy każ­dym kroku. Wtem jeden z elfów – Eodas – gwał­tow­nie kuc­nął. Wi­dząc to, resz­ta jego to­wa­rzy­szy od­ru­cho­wo zro­bi­ła to samo.

– Co jest? Wi­dzisz coś? – za­py­tał go cicho do­wód­ca.

– Tak jakby. Ktoś tam jest – od­po­wie­dział elf.

– Pssst, Eli­das! Wy­chyl się i zer­k­nij, czy do­strze­żesz to samo.

Drugi elf pod­niósł się z wolna i wy­tę­żył wzrok, ana­li­zu­jąc za­gro­że­nie, które w końcu od­kry­li. Wy­so­kie trawy ro­sną­ce na mo­kra­dle i mgła, choć lekka, utrud­nia­ły ob­ser­wa­cję. 

– Dwie przy­gar­bio­ne po­sta­cie bro­dzą w wo­dzie bez celu, trze­cia sie­dzi nie­da­le­ko prze­wró­co­ne­go, spróch­nia­łe­go drze­wa, czwar­ta zaś stoi na skra­ju wy­so­kiej trawy i jest od­wró­co­na do nas ple­ca­mi. Buja się na boki tak, jakby prze­szka­dzała jej prze­sad­nie duża ilość wy­pi­tej go­rzał­ki. Zer­k­nę raz jesz­cze – szep­nął Eli­das do do­wód­cy.

Wy­chy­lił się po­now­nie ponad trawy i li­sto­wie. Jego by­stry wzrok prze­biegł po oto­cze­niu, jed­nak na próż­no. Ge­stem dłoni dał do­wód­cy do zro­zu­mie­nia, że nie do­strzegł nic wię­cej.

Te­re­neg szep­nął więc do wo­jow­ni­ków naj­bli­żej ze swo­jej lewej i pra­wej stro­ny:

– Po­cze­kaj­my tyle, ile trwa od­mó­wie­nie we­zwa­nia po­chwal­ne­go i niech za­czną łucz­ni­cy. Wy­puść­cie tyle strzał, ile tylko się da.

In­for­ma­cja zo­sta­ła prze­ka­za­na szep­tem po­zo­sta­łym. W tym cza­sie szare po­sta­cie upar­cie trwa­ły przy wy­ko­ny­wa­nych czyn­no­ściach. Spod za­cze­pio­nych o kości wo­do­ro­stów wy­sta­wa­ły reszt­ki gni­ją­ce­go, śmier­dzą­ce­go mięsa. Mar­twe ciała ko­biet i męż­czyzn, mło­dych i star­ców, na­pę­dza­ne je­dy­nie chę­cią za­bi­cia tego co żywe. Do­ty­czy­ło to nie tylko ludzi – wokół le­ża­ły ster­ty po­za­gry­za­nych ryb i pta­ków. To­piel­cy, któ­rych ist­nie­nie było pod­trzy­my­wa­ne przez nie­zna­ną, ciem­ną moc. 

Eonas i Eli­das do­by­li łuków. Z wolna wy­ję­te z koł­cza­nów strza­ły drża­ły teraz na na­pię­tych cię­ci­wach. Roz­legł się świst. Ryk wska­zał, że po­ci­ski do­się­gły celu.

– Ru­sza­my!

Zbroj­ni pod­nie­śli się i po­mi­mo trud­no­ści te­re­no­wych zbli­ża­li się pew­nym kro­kiem do grupy prze­ciw­ni­ków. Elfi wo­jow­ni­cy zdą­ży­li tra­fić trzy po­two­ry, nim odło­ży­li łuki i chwy­ci­li mie­cze. Pręd­ko do­go­ni­li resz­tę dru­ży­ny, pod­czas gdy spo­mię­dzy wy­so­kiej ro­ślin­no­ści wy­su­wa­li się ko­lej­ni nie­umar­li.

Na­stał czas pierw­szych walk wręcz. W ruch po­szły mie­cze, a ciszę pa­nu­ją­cą do nie­daw­na na mo­cza­rach, za­stą­pił zgiełk chrzę­stu ła­ma­nych kości, gniew­nych wark­nięć i jęków nie­umar­łych oraz okrzy­ków zbroj­nych. Urdar na pra­wej flan­ce raz po raz wy­pro­wa­dzał ciosy to­po­rem. Jeden z po­two­rów za­sko­czył kra­sno­lu­da i zna­lazł się nie­bez­piecz­nie bli­sko. Ten w obro­nie tra­fił go brze­giem tar­czy w głowę, a ko­lej­ne ude­rze­nia trwa­le wy­sła­ły to­piel­ca na tam­ten świat. Obok czar­no­bro­de­go ni­zioł­ka wal­czył Cer­nun­nos, który wy­pro­wa­dza­jąc pre­cy­zyj­ne cię­cia, po­wa­lił kilku prze­ciw­ni­ków, koń­cząc ich de­mo­nicz­ny żywot. Bę­dą­cy w środ­ku for­ma­cji Te­re­neg, Eonas i Eli­das wal­czy­li pew­nie, po­więk­sza­jąc licz­bę po­ko­na­nych. Li­nio­wa for­ma­cja jed­nak coraz bar­dziej roz­luź­nia­ła się w wy­ni­ku bi­tew­nej wrza­wy.

– Agh! – roz­legł się nagle krzyk z lewej flan­ki. Dwóch nie­umar­łych oto­czy­ło Maela i ata­ku­jąc, po­wa­li­ło na zie­mię, gry­ząc przy tym i szar­piąc. Iznis także bę­dą­cy po lewej stro­nie, za­ję­ty walką nie mógł rzu­cić się od razu na pomoc. Nie zwa­ża­jąc na opusz­cze­nie bloku, po­tęż­nym ude­rze­niem wbił miecz głę­bo­ko po­mię­dzy żebra po­two­ra, z któ­rym wła­śnie wal­czył. Z tru­dem wy­jąw­szy broń z ubi­te­go prze­ciw­ni­ka, sko­czył, by nieść ra­tu­nek kom­pa­no­wi. Mael z tru­dem pa­ro­wał nie­któ­re ciosy ko­tłu­jąc się bło­cie, pró­bu­jąc nie do­pu­ścić do tego, by w nim uto­nąć pod cię­ża­rem dwój­ki ata­ku­ją­cych. Iznis cięż­ko zdy­sza­ny do­biegł do niego. Pchnię­cie. Miecz prze­szedł przez kor­pus po­two­ra, a ten jęk­nął je­dy­nie przed tym, gdy za­marł na wieki. Dru­gie­go z tych, któ­rzy za­cie­kle du­si­li mło­dzień­ca, zdą­żył od­cią­gnąć Eli­das i wraz z Eoda­sem po­kie­re­szo­wa­li go śmier­tel­nie kil­ko­ma cio­sa­mi.

– Nic ci nie jest?! – krzyk­nął Eodas, pod­no­sząc to­wa­rzy­sza z tru­dem. Mael od­po­wie­dział mu kasz­lem i wy­plu­ciem błota z ust.

– Chyba nie je­stem ranny, pan­cerz zdo­łał mnie ochro­nić. Tfu! Okrop­ność! – rzekł w końcu roz­dy­go­ta­nym gło­sem.

– Cisza! – za­rzą­dził do­wód­ca.

Za­mar­li w jed­nej chwi­li. Roz­glą­da­li się, lecz żadne nowe za­gro­że­nie się nie zbli­ża­ło. W prze­cię­tej rzeką do­li­nie znów na­stał spo­kój. Wokół wo­jow­ni­ków le­ża­ło sie­dem­na­stu mar­twych prze­ciw­ni­ków. Tego dnia zro­bi­li wię­cej dobra, niż mogli przy­pusz­czać. Tyle dusz udało się w za­świa­ty na za­wsze, do­zna­jąc za­słu­żo­ne­go od­po­czyn­ku po mę­czą­cej, ziem­skiej tu­łacz­ce.

 

***

 

Konno wra­ca­li trak­tem w kie­run­ku osady. Dzień miał się ku koń­co­wi. Mil­cze­li, zbyt znu­żeni tru­da­mi wy­pra­wy na to­pie­li­sko, by mieć ocho­tę na ja­kie­kol­wiek żarty czy po­ga­dusz­ki. Przed samą wio­ską Cer­nun­nos pod­je­chał do do­wód­cy od pra­wej stro­ny i zrów­nał się z nim.

– Te­re­neg, mu­si­my o czymś po­ga­dać. Prze­czu­wam, że bę­dzie­my tu mieli wię­cej ro­bo­ty. 

– Nie gadaj głu­pot, Cernu – od­rzekł, spo­glą­da­jąc na mie­szań­ca z po­wąt­pie­wa­niem.

– Wy­czu­wam wy­raź­nie inny ro­dzaj zła w po­bli­żu.

– Nie chce mi się wie­rzyć, że to da się wy­czuć, nie będąc ma­giem.

– To nie kwe­stia magii. To wzra­sta – szep­nął Cer­nun­nos.

– Nie prze­szka­dzaj mi w obo­wiąz­kach – od­po­wie­dział Te­re­neg, od­wra­ca­jąc wzrok.

– Kie­dyś na­praw­dę po­ża­łu­jesz, że nie chcia­łeś mnie wy­słu­chać. 

 

***

 

Szmer kar­czem­nej ga­wie­dzi trwał mo­no­ton­nie ni­czym je­sien­ny, cie­pły wiatr, ak­cen­to­wa­ny cza­sem przez głu­che ude­rze­nia ści­ska­nych w dło­niach gli­nia­nych kub­ków przy wzno­szo­nych to­a­stach. Roz­pa­lo­ny ko­mi­nek i kilka ka­gan­ków roz­ta­cza­ły w obe­rży przy­tul­ne świa­tło, w któ­rym czło­wiek de­lek­tu­jąc się, mniej lub bar­dziej wy­szu­ka­nym trun­kiem, mógł po pro­stu za­po­mnieć. O nad­szarp­nię­tych si­łach po ostat­nim dniu, o stru­dzo­nych mię­śniach i o gło­wie cięż­kiej od myśli.

– Hej, Te­re­neg, coś cię gry­zie? – za­ga­ił Iznis, pod­szedł­szy do sa­mot­nie sie­dzą­ce­go do­wód­cy.

– Przed przyj­ściem tu, czy­ta­łem księ­gę i no­tat­ki oso­bi­ste, do­ty­czą­ce de­mo­no­lo­gii. 

– Mhm – mruk­nął. – Co wy tak wszy­scy za­czę­li­ście coś czy­tać? 

– Jak to wszy­scy? – za­py­tał zdzi­wio­ny Te­re­neg.

– Cer­nun­nos też nie­daw­no sie­dział nad książ­ka­mi. Cho­le­ra wie, po co je wozi. Za­jmują tylko miej­sce na wozie.

– Zdo­ła­łeś się przyj­rzeć, co tam prze­glą­dał?

– Za­in­te­re­so­wał się jakąś ma­gicz­ną bi­żu­te­rią. 

– Dziw­ne – za­fra­so­wał się do­wód­ca. – No nic, nie za­wra­caj­my sobie nim głowy.

– To co jest? Coś nie tak z ja­ki­miś de­mo­na­mi? – do­py­ty­wał go wy­raź­nie za­nie­po­ko­jo­ny kom­pan.

Jego po­nu­ry roz­mów­ca ro­zej­rzał się po kar­czem­nej klien­te­li upew­nia­jąc się, że każdy z od­wie­dza­ją­cych za­glą­da tylko i wy­łącz­nie do swo­je­go kufla. Gry­mas roz­szedł się po twa­rzy Te­re­ne­ga, a ob­li­zaw­szy usta i wąsy z piw­nej piany, do­wód­ca w końcu pod­de­ner­wo­wa­nym gło­sem rzekł do Izni­sa:

– Po­dej­rze­wam, że wła­ści­wy pro­blem po­zo­stał nie­wy­eli­mi­no­wa­ny.

– Nie może być! – od­rzekł po­ru­szo­ny Iznis. Lecz po chwi­li na­my­słu dodał:

– Cho­ciaż znam cię na tyle, że wiem, iż byś nie robił kło­po­tu tam, gdzie go nie ma. 

– Pa­mię­tasz, jak wczo­raj, po przy­jeź­dzie, roz­ma­wia­li­śmy z na­miest­ni­kiem i jego żoną w ich domu? – za­py­tał Te­re­neg.

– To mię­dzy in­ny­mi ich syn zo­stał za­ata­ko­wa­ny ostat­nio przez te po­two­ry?

– No wła­śnie. Obej­rza­łem go wów­czas. Rany chłop­ca mogą nie być ra­na­mi od tru­pów – kon­ty­nu­ował wywód do­wód­ca. – Przy takim zra­nie­niu, naj­bar­dziej praw­do­po­dob­ne by­ło­by więk­sze lub mniej­sze za­ka­że­nie, mar­twe ciało w ranie, są­czą­ca się ropa i jej nie­wy­obra­żal­ny smród. W ta­kiej sy­tu­acji po­trzeb­na by­ła­by pomoc me­dy­ka, zie­la­rza, ko­go­kol­wiek, kto zna się na le­cze­niu ta­kie­go pa­skudz­twa.

– Tak zwane tchnie­nie trupa. 

– Tak. Nic mi się tu nie zga­dza. Wy­da­je mi się, że chłop­ca za­ata­ko­wa­ło coś in­ne­go i nie to wy­rżnę­li­śmy dziś na skra­ju to­pie­li­ska. Ko­lej­na spra­wa, jak wy­ja­śnisz fakt, że dziec­ko żyje? Nie­co­dzien­nie ucie­ka się gru­pie pół­mar­twych po­two­rów, kiedy masz tak krót­kie nóżki. Zresz­tą trupy uni­ka­ją świa­tła dzien­ne­go, a mali chłop­cy, jak­kol­wiek nie­sfor­ni, śpią w nocy. Nie wa­łę­sa­ją się prze­cież po pusz­czy tak da­le­ko od domu. I to coś, co go za­ata­ko­wa­ło… to wy­glą­da tak, jakby ten po­twór po ataku od­pu­ścił, dał mu prze­żyć. Inne ofia­ry nie miały tyle szczę­ścia. Nie­umar­li tak nie robią. Ech, niech to wszyst­ko pio­run trza­śnie w dia­bli! – Te­re­neg wes­tchnął prze­cią­gle wy­le­wa­jąc z sie­bie naj­pierw żal, a potem wle­wa­jąc resz­tę trun­ku z gli­nia­ne­go na­czy­nia do gar­dła. 

– Roz­ma­wia­łem o tym z na­czel­ni­kiem wio­ski dziś rano, przed wy­jaz­dem – od­rzekł Iznis. – Bo sam chcia­łem się upew­nić, czy to kwe­stia to­piel­ców. Dziw­nym wy­da­je mi się fakt, że mia­ły­by robić tak dłu­gie eska­pa­dy, aż tutaj. Wedle jego słów, wie­śnia­cy nie po­zwo­lą mi od­ko­pać gro­bów tych, któ­rzy zgi­nę­li, w oba­wie przed tym, że duchy będą prze­śla­do­wać miesz­kań­ców za za­kłó­ca­nie spo­ko­ju. Moż­li­wość zo­ba­cze­nia ran u wię­cej, niż jed­nej osoby, mo­gła­by być po­moc­na. Mamy jed­nak zwią­za­ne ręce. 

Przez dłuż­szą chwi­lę razem pró­bo­wa­li w ciszy po­łą­czyć fakty.

– Czy chło­piec choć tro­chę od­zy­skał siły, by móc nam po­wie­dzieć co wi­dział? Wiesz coś o tym? – za­py­tał Te­re­neg.

– Nie­ste­ty nie. Nadal trawi go go­rącz­ka i świa­do­mo­ści ma tylko tyle, że matka jest w sta­nie go na­kar­mić. Kiedy już to zrobi, mały dalej śpi.

Wtem roz­mo­wę prze­rwał im mrocz­ny pół­elf. 

– Nie mo­żesz mnie zby­wać, kiedy mam ci coś waż­ne­go do po­wie­dze­nia. 

Te­re­neg spoj­rzał na niego z dy­stan­sem.

– Wy­da­rze­nia z lipca ze­szłe­go roku, kiedy to, jak ci przy­po­mnę, w samym środ­ku kry­zy­su gra­nicz­ne­go po­mię­dzy ce­sar­stwem, a jed­nym z na­szych naj­mniej lu­bia­nych są­sia­dów, spło­nę­ło kilka za­bu­do­wań. W wy­ni­ku two­je­go eks­pe­ry­men­tu, tuż przy po­ste­run­ku Ba­tor­fol­du wy­peł­nio­ne­go, lekką ręką li­cząc, setką żoł­nie­rzy. Mogło to być pre­tek­stem do roz­pa­le­nia kon­flik­tu na nowo, dla­te­go teraz nie sądzę, byś mi miał coś roz­waż­ne­go do prze­ka­za­nia.

– Ta sy­tu­acja była po­mył­ką. Wiesz o tym – od­po­wie­dział zmie­sza­ny Cer­nun­nos.

– Teraz w za­ko­nie trzy­ma­my cię na próbę i tylko dla­te­go tu je­steś. Nie wtrą­caj mi się w obo­wiąz­ki.

– Idziesz tym to­kiem co wszy­scy i byłeś na mnie cięty od sa­me­go po­cząt­ku. Zresz­tą nie mo­żesz mnie usu­nąć z brac­twa, po­nie­waż nie je­steś moim men­to­rem. A teraz zro­zum, że cho­dzi o nas wszyst­kich! 

– Od­ma­sze­ro­wać. 

– Zło się zbli­ża, czuję to. 

Te­re­neg z Izni­sem spoj­rze­li na Cer­nun­no­sa bez zro­zu­mie­nia. Pół­elf od­wró­cił się i mi­ja­jąc na­czel­ni­ka za­trzy­mał wzrok na kwa­dra­to­wym me­da­lio­nie. Gie­zmin, nie do­strze­ga­jąc jed­nak spoj­rze­nia mie­szań­ca, z wy­raź­nie do­brym hu­mo­rem do­siadł się do do­wód­cy i jego to­wa­rzy­sza.

– Pa­no­wie! Co to za po­nu­re ob­li­cza? Na­le­ży się cie­szyć z wy­cię­cia tych szka­rad! Dzię­ki wam miesz­kań­cy znów nie muszą się bać!

– Cie­szy­my się, że mo­gli­śmy pomóc, panie na­czel­ni­ku – od­po­wie­dział Te­re­neg, pró­bu­jąc wskrze­sić w sobie choć tro­chę opty­mi­zmu.

– Dokąd więc dalej ru­sza­cie? I kiedy?

– Na­szym celem jest Brell. My­śli­my, o któ­rej mu­si­my na­za­jutrz wy­je­chać.

– O, to ka­wa­łek jesz­cze przed pa­na­mi, ka­wa­łek, no. Jutro mogę dać wska­zów­kę jak je­chać. 

– Z chę­cią przyj­mie­my każdą pomoc. – Tutaj ści­szając głos, rzekł do na­czel­ni­ka:

– Mam nie­ste­ty pe­wien kło­pot, kilka myśli nie da­ją­cych mi spo­ko­ju.

Gie­zmin za­in­try­go­wa­ny schy­lił się i po­ło­żył rękę na jego ra­mie­niu.

– Słu­cham, do­bro­dzie­ju?

– Czy jest pan pe­wien, że to nie­umar­li byli po­wo­dem wa­szych pro­ble­mów, za­gi­nięć, na­pa­dów?

Męż­czy­zna spoj­rzał na niego smut­nym wzro­kiem, od­po­wia­da­jąc:

– Tak. To była ich spra­wa, ale dzię­ki wa­szej zbroj­nej dru­ży­nie w końcu się nam udało. Wla­li­ście w nasze serca na­dzie­ję, że jutro bę­dzie znacz­nie lep­sze. 

– Wie pan, nie je­stem do końca prze­ko­na­ny. 

– Ale ja je­stem – prze­rwał mu zde­cy­do­wa­nie. Kon­ty­nu­ował po chwi­li bar­dziej spo­koj­nie:

– Pan, do­bro­dzie­ju, pew­nie już dużo wi­dział w swoim życiu. Do czło­wie­ka mor­do­wa­ne­go przez nie­umar­łych, do za­gi­nięć i do od­naj­dy­wa­nia wpół zje­dzo­nych ciał nie można się przy­zwy­cza­ić. Lecz dzię­ki wam – mó­wił nie­znacz­nie ła­mią­cym się ze wzru­sze­nia gło­sem – córy i sy­no­wie tej ziemi mogą być bez­piecz­ni. My zaś w spo­ko­ju bę­dzie­my mogli przy­go­to­wać za­pa­sy stra­wy, trun­ków i drew­na na na­dej­ście sro­giej zimy dla ro­dzin i re­zer­wy po­ży­wie­nia dla in­wen­ta­rza. Dla­te­go jutro po­mó­wi­my o za­pła­cie i wy­tłu­ma­czę wam jak naj­le­piej do­trzeć do Brell. Przed wy­jaz­dem pro­szę się u mnie zja­wić. 

Te­re­neg w końcu za­ra­ził się lep­szym hu­mo­rem po­przez słowa na­czel­ni­ka. Nie miał w tym mo­men­cie po­wo­du, by kwe­stio­no­wać słusz­ność tego, co przed­sta­wił mu Gie­zmin. 

Do­wód­ca ro­zej­rzał się po go­spo­dzie i do­strze­gł Cer­nun­no­sa przy jed­nym ze sto­li­ków. Pykał nie­spo­koj­nie fajkę, pręd­ko wy­dy­cha­jąc dym i bacz­nie ich ob­ser­wu­jąc. Pół­elf, do­strze­ga­jąc spoj­rze­nie do­wód­cy, od­wró­cił wzrok, po­sęp­nie coś ana­li­zu­jąc. 

 

***

 

Na­stęp­ne­go dnia, wedle proś­by na­czel­ni­ka, Te­re­neg sta­wił się u niego przed wy­jaz­dem. Od­na­lazł go nie­opo­dal wy­lo­tu drogi w kie­run­ku Ka­mien­nej Prze­łę­czy.

– Ach witam, witam!

– Dzień dobry, panie na­czel­ni­ku.

– Może się przejdź­my tam ka­wa­łek – rzekł Gie­zmin, wska­zu­jąc drogę bie­gną­cą na pół­noc. – Trze­ba ko­rzy­stać z po­go­dy, zanim na­dej­dą po­chmur­ne mie­sią­ce. 

– Z przy­jem­no­ścią. Mam jesz­cze chwi­lę nim od­dział bę­dzie go­to­wy – od­po­wie­dział Te­re­neg.

Uszli tak ka­wa­łek krę­tej w tym miej­scu drogi, mil­cząc i de­lek­tu­jąc się pięk­nem przy­ro­dy.

– To mó­wi pan, że je­dzie­cie do Brell? – za­py­tał na­czel­nik.

– Tak. Jest tam od­dział na­sze­go za­ko­nu.

– To cie­ka­we, że pro­fe­sjo­nal­nie zaj­mu­je­cie się tro­pie­niem zła i po­two­rów. 

– Takie jest nasze głów­ne za­danie. 

– Długo pan to już robi? 

– Od je­de­na­stu lat. Wcze­śniej byłem w służ­bie ce­sa­rza jako ofi­cer kon­ne­go od­dzia­łu. Zwie­dzi­łem dzię­ki temu ka­wa­łek świa­ta. Potem tra­fi­łem tutaj. Choć trze­ba przy­znać, że w ciągu ostat­nich kilku lat pracy było mało. Nie z braku po­two­rów, a z braku zle­ceń. Nasza for­ma­cja jest też nie­ste­ty nie­do­ce­nia­na. 

– Nie­do­ce­nia­na? Jak to? 

– Zda­rzy­ło się kilka po­waż­nych in­cy­den­tów, gdy nie wy­kry­li­śmy za­gro­że­nia na czas. Były pro­ble­my i nie­win­ni po­nie­śli śmierć. Moim zda­niem nie z na­szej winy. Po­stę­po­wa­nie złych nie za­wsze jest do prze­wi­dze­nia.

– To zda­rzy­ło się panu? 

– Tylko jeden z nich – rzekł po­sęp­nie. – Ale nie ma co o tym mówić. Od tam­te­go czasu bar­dziej uwa­żam na to co do mnie tra­fia i we­ry­fi­ku­ję sy­gna­ły, które do­sta­ję. Była jesz­cze jedna awan­tu­ra, która za­chwia­ła re­pu­ta­cją, a nie ty­czy­ła się po­two­rów. Nie­wie­le za­bra­kło, a rok ty­siąc trzy­sta dzie­sią­ty byłby w kro­ni­kach bar­dziej sła­wet­ny, za spra­wą nowej wojny prze­ciw­ko ce­sar­stwu. To przez to, że Cer­nun­nos, nasz kom­pan, w nie­wy­ja­śnio­nych oko­licz­no­ściach pod­pa­lił kilka za­bu­do­wań na samej gra­ni­cy z Ba­tor­fol­dem. Udało mi się jed­nak prze­ko­nać po­gra­nicz­ni­ków, że to był po pro­stu wy­pa­dek, ale wy­ma­ga­ło to wiele ner­wów i tłu­ma­cze­nia.

– To do­brze. Win­szu­ję panu roz­wa­gi i za­cho­wa­nia zim­nej krwi w tak kry­zy­so­wej sy­tu­acji. I ro­zu­miem pana jak nikt inny. Nie da się bez­błęd­nie po­dej­mo­wać de­cy­zji na takim szcze­blu, ale naj­waż­niej­sze jest wy­cią­ga­nie wnio­sków na przy­szłość. A swoją drogą, to ten Cer­nun­nos jest jakiś dziw­ny taki. Po­dej­rza­ny. Gapił się na mnie wczo­raj i dziś, wy­trzesz­czał te swoje czar­ne gały – po­wie­dział Gie­zmin, a w tym samym mo­men­cie, na samo wspo­mnie­nie, przez ciało prze­szedł dreszcz.

Te­re­neg skrzy­wił się my­śląc, czy po­wi­nien pod­jąć draż­li­wy wątek. Po­dra­pał się po bro­dzie i rzekł:

– Tak, dziw­ny z niego osob­nik. Taka jest też opi­nia więk­szo­ści na­sze­go zgro­ma­dze­nia. Choć Cer­nun­nos to in­te­li­gent­na be­stia, po­wiem panu. Mało gada, ale cza­sem jak coś powie to słu­cha­ją go z uwagą. Czyta nie­po­rów­ny­wal­nie wię­cej ksiąg niż inni. Nie­wie­lu w za­ko­nie za­bie­ga o kon­takt z pół­el­fem, praw­dę mó­wiąc. To pew­nie przez to, że to typ nie­po­kor­ny, idzie przez życie swo­imi dro­ga­mi. Przez to czę­sto nie może się do­sto­so­wać do reguł za­kon­nych. Są też inne po­gło­ski, które o nim krążą.

– Jakie? – za­py­tał za­in­try­go­wa­ny na­czel­nik.

– To tylko plot­ki, lecz sły­sza­łem kie­dyś o tym, że jak się Cer­nun­nos po­ja­wia gdzieś, to dzie­ci pła­czą, a matki nie mogą nic z tym zro­bić do­pó­ki nie opu­ści oko­li­cy. Ponoć jak wej­dzie do ja­kie­goś miej­sca świę­te­go, to miej­sce owo tak jakby ga­śnie. Wie pan. Nie jest tak du­cho­wo ko­ją­ce, jak wcze­śniej. Do­pó­ki nie wyj­dzie stam­tąd oczy­wi­ście – od­po­wie­dział cicho do­wód­ca.

– Ech – Gie­zmin wes­tchnął cięż­ko. – Strasz­ne rze­czy pan mó­wisz. A ktoś kie­dyś do­szedł do tego, dla­cze­go tak się dzie­je?

– To tylko plot­ki jak mó­wi­łem. Nigdy sam tego nie spraw­dza­łem. Je­dy­nym wy­tłu­ma­cze­niem, które sły­sza­łem, była opi­nia mi­sty­ków. We­dług nich, wokół Cer­nun­no­sa roz­ta­cza się, wy­raź­nie za­bu­rza­ją­ca sferę nie­ma­te­rial­ną, aura zła.

Gie­zmin wy­trzesz­czył oczy ze stra­chu.

– Acz­kol­wiek nie po­tra­fię spraw­dzić, czy to praw­da, bo żaden ze mnie mi­styk, a tym bar­dziej mag – pod­su­mo­wał Te­re­neg.

Nie spo­dzie­wa­li się, że ktoś po­sta­no­wił prze­rwać ich roz­mo­wę.

– Stać! I nie od­wra­cać się! – wark­nął na nich cicho ta­jem­ni­czy głos.

Obaj unie­śli ręce w ge­ście pod­da­nia. 

– Je­ste­śmy stąd, zo­staw nas w spo­ko­ju – od­po­wie­dział Gie­zmin. Wów­czas Te­re­neg my­ślał tylko o sło­wach na­czel­ni­ka, który jesz­cze wczo­raj za­pew­niał o braku ban­dy­tów w oko­li­cy.

– Ty, po lewej – nie­zna­na po­stać zwró­ci­ła się do męż­czy­zny. – Masz coś co by mnie bar­dzo in­te­re­so­wa­ło.

– Nic nie mam. Nie mamy też przy sobie pie­nię­dzy – od­po­wie­dział mu ża­ło­śnie Gie­zmin.

– Masz to coś na szyi ła­chu­dro, tylko to kry­jesz. 

– To? – za­py­tał, drżą­cą dło­nią do­ty­ka­jąc me­da­lio­nu. – To jest pa­miąt­ka ro­dzin­na! Ona dla mnie wiele zna­czy!

– Twoja żona nie wspo­mi­na­ła byś ta­ko­we pa­miąt­ki po­sia­dał. Dawaj to!

– Tej jed­nej rze­czy nie mogę ci oddać.

– Żadna stra­ta, twój syn ra­czej tego nie odzie­dzi­czy.

Za­kap­tu­rzo­na po­stać z nie­by­wa­łym re­flek­sem do­sko­czy­ła do na­czel­ni­ka wio­ski. Szyb­kim ru­chem dłoni ze­rwa­ła z jego szyi kwa­dra­to­wy me­da­lion i wy­mie­rzy­ła siar­czy­ste­go kop­nia­ka tak mocno, że bie­dak padł jak długi, wzbu­dza­jąc na piasz­czy­stej dro­dze tuman kurzu. Te­re­neg wy­ko­rzy­stał mo­ment i gwał­tow­nie ob­ró­cił się, by móc zo­ba­czyć, kim był agre­sor.

– Cernu! Co ty od­wa­lasz, do cho­le­ry?! – krzyk­nął skon­ster­no­wa­ny.

Mrocz­ny pół­elf chwy­cił jed­nak w tym mo­men­cie do­wód­cę za odzie­nie i wark­nął na niego:

– Ucie­kaj­my!

Sil­nie po­cią­ga­jąc Te­re­ne­ga w kie­run­ku wio­ski, sam za­czął ucie­kać.

– Idio­to! Co ty ro­bisz?! Wra­caj tu z tym me­da­lio­nem! – wrzesz­czał z ca­łych sił Te­re­neg w kie­run­ku ucie­ka­ją­ce­go Cer­nun­no­sa, czer­wo­ny ze wście­kło­ści.

– Nie ucie­kaj, wra­caj tu! Bez nas i tak nie od­je­dziesz ni­g­dzie! A nawet jeśli, to cię i tak do­rwie­my!

Do­wód­ca nie pod­jął bez­sen­sow­ne­go, jego zda­niem, po­ści­gu za to­wa­rzy­szem.

– Pew­nie coś od­sta­wił jak pod gra­ni­cą z Ba­tor­fol­dem. A potem bę­dzie mi się głu­pio tłu­ma­czył – mruk­nął do sie­bie.

Klnąc dalej pod nosem, ob­ró­cił się w kie­run­ku na­czel­ni­ka, by pomóc mu wstać i prze­pro­sić za za­cho­wa­nie kom­pa­na. Po­pa­trzył i za­marł. Ten, któ­re­mu miał pomóc, zdzie­rał z sie­bie ubra­nie, wijąc się i war­cząc. Po chwi­li klat­ka pier­sio­wa i ręce za­czę­ły roz­ra­stać się do ponadprze­cięt­nych roz­mia­rów, pre­zen­tu­jąc im­po­nu­ją­ce mię­śnie. Pa­znok­cie u rąk i nóg za­mie­ni­ły się w pa­zu­ry, a ciało po­kry­ło się mo­men­tal­nie czar­nym, szorst­kim wło­sem.

– Szlag!

W tym mo­men­cie Te­re­neg ze­rwał się do biegu, głę­bo­ko prze­ra­żo­ny tym, czego był świad­kiem. Po­mi­mo nie naj­młod­sze­go wieku, pę­dził co tchu w kie­run­ku to­wa­rzy­szy sta­cjo­nu­ją­cych we wsi. Raz po raz od­wra­cał głowę, kon­tro­lu­jąc po­ło­że­nie mrocz­nej kre­atu­ry. W tym samym cza­sie prze­mia­na do­ko­na­ła się w pełni i spoj­rze­nie do­wód­cy, na krót­ki mo­ment, spo­tka­ło się ze spoj­rze­niem be­stii. Żółte śle­pia nie przy­glą­da­ły mu się długo. Wil­ko­łak ru­szył z pełną pręd­ko­ścią w pogoń, wie­dzio­ny zewem krwi. Wyż­szy o ponad głowę od prze­cięt­nego wzro­stu czło­wie­ka, biegł na tyl­nych no­gach, po­ma­ga­jąc sobie dłu­gi­mi przed­ni­mi ła­pa­mi. Piana wy­stą­pi­ła na pysk, z któ­re­go wy­sta­wa­ły ostre zęby.

Zmora su­sa­mi coraz bar­dziej skra­ca­ła dy­stans. Do uszu dwój­ki ucie­ka­ją­cych do­bie­gało sa­pa­nie po­two­ra, da­ją­ce im do zro­zu­mie­nia, w jak bez­na­dziej­nej sy­tu­acji wła­śnie się zna­leź­li. W jed­nej chwi­li pół­elf gwał­tow­nie za­ha­mo­wał. Te­re­neg, nie ro­zu­mie­jąc co za­mie­rza kom­pan, wy­prze­dził Cer­nun­no­sa, ten zaś dobył miecz i wrzesz­cząc z ca­łych sił roz­po­czął szar­żę na wło­cha­tą be­stię. Do­wód­ca zbroj­nej wy­pra­wy bły­ska­wicz­nie spo­strzegł, jak zza za­krę­tu przed nim wy­ło­ni­li się ga­lo­pu­ją­cy jeźdź­cy. Kilku nie­opan­ce­rzo­nych to­wa­rzy­szy mknę­ło im na ra­tu­nek.

Uwaga po­two­ra była w ca­ło­ści zwró­co­na na sza­ro­skó­re­go mie­szań­ca. Wil­ko­łak ner­wo­wo krą­żył wokół Cer­nun­no­sa, pró­bu­jąc wy­cze­kać mo­mentu nie­uwa­gi, by osta­tecz­nie go zgła­dzić. Wy­su­nię­te ostrze mie­cza śle­dzi­ło jed­nak każdy ruch po­two­ra, pró­bu­jąc utrzy­mać dy­stans. Takie za­cho­wa­nie zdez­o­rien­to­wa­ło be­stię. Jesz­cze przed chwi­lą gonił pół­el­fa, a teraz cho­dził po okrę­gu w od­le­gło­ści kilku kro­ków od niego, nie mogąc nic zro­bić. Choć prze­wyż­szał mie­szań­ca bu­do­wą, w tym mo­men­cie stał z nim jak równy z rów­nym, po­nie­waż Cer­nun­nos miał od­wa­gę wal­czyć. Pry­chał i par­skał, wy­rzu­ca­jąc na zie­mię lepką ślinę. Zbli­ża­ją­cy się coraz bar­dziej tę­tent koni po­sta­wił de­mo­nicz­ną kre­atu­rę przed wy­bo­rem, któ­re­go pod­ję­cie nie mogło trwać w nie­skoń­czo­ność. Be­stia za­wa­ha­ła się, przy­sta­nę­ła. Noz­drza raz po raz roz­sze­rza­ły się. Obej­rza­ła się w kie­run­ku nad­jeż­dża­ją­cej grupy. Wciąż nie po­dej­mo­wa­ła uciecz­ki.

W tej chwi­li, nie­spo­dzie­wa­nie i nad wyraz bły­ska­wicz­nie, prze­klę­te ciel­sko z całą ener­gią ude­rzy­ło na pół­el­fa, któ­re­mu udało się unik­nąć kilku pierw­szych cio­sów. Cer­nun­nos cofał się nie­skład­nie, pró­bu­jąc zadać ude­rze­nie, lecz szyb­kość ataku wil­ko­ła­ka za­sko­czy­ła go na tyle, iż nie zdą­żył wiele zro­bić. Kilka razy prze­ciął po­wie­trze. Je­dy­nie raz tra­fił i tylko ocie­ra­jąc się mie­czem o prawy bok be­stii, nie za­da­ł groź­nej rany.

Kre­atu­ra kon­ty­nu­owa­ła na­tar­cie. Raz po raz wy­pro­wa­dza­ła ataki. Pół­elf za­chwiał się, pra­wie prze­wró­cił po tym, gdy piętą za­ha­czył o wy­sta­ją­cy z ziemi ko­rzeń. W tym mo­men­cie po­tęż­ny cios łapy za­koń­czo­nej za­krwa­wio­ny­mi pa­zu­ra­mi do­się­gnął Cer­nun­no­sa. Prze­trą­cił mu bark, roz­ry­wa­jąc odzie­nie i skórę na drob­ne ka­wał­ki, zra­sza­jąc przy­droż­ną trawę bru­nat­ną po­so­ką. Pół­elf prze­cią­gle zawył z bólu, pa­da­jąc na skraj drogi. Be­stia, pod­czas ty­po­wej dla sie­bie formy po­lo­wa­nia, za­ję­ła­by się dalej ofia­rą, lecz teraz roz­po­czę­ła bieg w kie­run­ku to­wa­rzy­szy, któ­rzy nie­da­le­ko pręd­ko ze­ska­ki­wa­li z koni. 

Wil­ko­łak z całą swoją zwie­rzę­cą furią ude­rzył na nie­przy­go­to­wa­nych wo­jow­ni­ków. Kilka za­ma­szy­stych cio­sów otrzy­mał, bę­dą­cy na czele, Iznis. Wro­dzo­ny re­fleks ura­to­wał mu życie – za­blo­ko­wał jeden z cio­sów przed­ra­mie­niem, zanim pa­zu­ry zdo­ła­ły do­się­gnąć krta­ni. Ko­lej­ne wście­kłe ataki zła­ma­ły jedną z rąk Izni­sa i go po­wa­li­ły. Po­twór w szale ata­ko­wał dalej. Wów­czas Urdar, nie bę­dą­cy w cen­trum za­in­te­re­so­wa­nia be­stii, wy­ko­rzy­stał mo­ment i wy­cią­gnął z cho­le­wy długi nóż. Wbił go w lewe ramię wil­ko­ła­ka, a ten, po otrzy­manym cio­sie, ob­ró­cił się i pró­bo­wał za­głę­bić kły w upo­rczy­wie tną­cym go ni­zioł­ku. Wtem sro­gie ude­rze­nie cięż­kiej, kra­sno­ludz­kiej pię­ści pro­sto w pysk, za­mro­czyło po­two­ra na krót­ki mo­ment. Wy­star­cza­ją­co jed­nak długi, by grupa mogła prze­jąć kon­tro­lę nad dal­szym bie­giem wy­da­rzeń. Roz­legł się prze­szy­wa­ją­cy uszy świst ma­syw­ne­go, pół­to­ra­ręcz­ne­go mie­cza Maela. Ostrze ugrzę­zło w gór­nej czę­ści ple­ców be­stii, wśród chrzę­stu ła­ma­nych krę­gów i głu­chego skom­le­nia. To­wa­rzy­sze do­peł­ni­li dzie­ła, wie­lo­krot­nie prze­szy­wa­jąc wil­ko­ła­ka po­ły­sku­ją­cą stalą. W końcu, w nik­ną­cych drgaw­kach, ciało po­two­ra spo­czę­ło na po­ha­ra­ta­nym od cio­sów Izni­sie. 

Mael i Urdar do­sko­czy­li do ciała be­stii i ostroż­nie je zdej­mu­jąc, uwol­ni­li przy­gnie­cio­ne­go Izni­sa. Za­ję­li się pręd­ko opa­try­wa­niem oby­dwu ran­nych przy po­mo­cy wszyst­kie­go, co tylko mieli pod ręką.

Te­re­neg, do­tych­czas z prze­ra­że­niem ob­ser­wu­ją­cy star­cie, oprzy­tom­niał i ener­gicz­nie pod­biegł do koni. Przy sio­dle jed­ne­go ze zwie­rząt wi­sia­ła mięk­ka, skó­rza­na torba. Chwy­cił ją kur­czo­wo, od­wią­zał i pod­biegł do ran­nych wo­jow­ni­ków. Kła­dąc sakwę na ziemi, padł na ko­la­na i prze­szu­kał go­rącz­ko­wo za­war­tość.

– Mam! 

Szu­kał cze­goś dalej, a krót­ka, po­cząt­ko­wa eu­fo­ria za­czę­ła się nagle zmie­niać w prze­ra­że­nie. 

– Mam tylko jedną bu­tel­kę. Tylko jedną bu­tel­kę mik­stu­ry, która może ochro­nić przed li­kan­tro­pią. 

Spoj­rzał na twa­rze, tak samo jak on, prze­ra­żo­nych kom­pa­nów.

– Komu mam ją dać? Komu?! – krzyk­nął ża­ło­śnie, pró­bu­jąc szu­kać od­po­wie­dzi w oczach swo­ich to­wa­rzy­szy. Echo głosu roz­eszło się po oko­licz­nym lesie pło­sząc ptaki. Wszy­scy jed­nak mil­cze­li. Nikt nie pró­bo­wał wziąć na swoje barki od­po­wie­dzial­no­ści za być czy nie być jed­ne­go z ran­nych.

Z pa­to­wej sy­tu­acji spró­bo­wał wy­do­stać go Cer­nun­nos.

– Izni­so­wi daj, mnie nic nie bę­dzie – po­wie­dział pew­nym gło­sem, przy­trzy­mu­jąc sobie kur­czo­wo szma­ty ta­mu­ją­ce krwa­wie­nie.

Te­re­neg po­de­rwał się i po­czął wy­dzie­rać się za­chryp­nię­tym gło­sem:

– Jak nie?! Jak to nic nie bę­dzie?! Sły­szysz sie­bie?! Li­kan­tro­pia to kwe­stia czasu i sta­niesz się taki jak on! Jak to ścier­wo! Bę­dziesz mor­do­wać! – krzy­czał, wska­zu­jąc raz po raz, na tru­chło wil­ko­ła­ka.

– Tracę siły przez to twoje ga­da­nie. Ugh, za­ufaj mi, nic się nie sta­nie. Nie tak łatwo mogę za­ra­zić się li­kan­tro­pią – po­wie­dział Cer­nun­nos z wy­raź­ną dozą braku cier­pli­wo­ści w gło­sie, krzy­wiąc się z bólu.

– Li­kan­tro­pią nie mogą za­ra­zić się wszel­kiej maści córki i sy­no­wie nocy, krwio­pij­cy, wą­pie­rze – mruk­nął pod nosem Mael.

– Każdy, ale to każdy ranny od wil­ko­ła­ka jest na nią ska­za­ny! – kon­ty­nu­ował do­wód­ca, nie usły­szaw­szy jed­nak tego, co po­wie­dział blon­dyn.

– Daj mu tę pie­przo­ną mik­stu­rę po­wie­dzia­łem! – wy­du­sił z sie­bie pół­elf.

– Wiecz­nie uwa­żasz się za naj­mą­drzej­sze­go Cer­nun­no­sie. Wszy­scy są zo­bli­go­wa­ni do wy­słu­chi­wa­nia two­ich mą­dro­ści, gdy za każ­dym razem chcesz robić ina­czej, po swo­je­mu. 

– Z chę­cią bym po­ka­zał jaki je­stem wszech­wie­dzą­cy, gdyby tylko ktoś w ogóle chciał ze mną po­waż­nie gadać.

Gniew, jaki prze­peł­niał w tej chwi­li Te­re­ne­ga, za­ci­snął okowy na jego krta­ni, unie­moż­li­wia­jąc od­po­wiedź. Cer­nun­nos tym­cza­sem kon­ty­nu­ował:

– Ach, pieprz się! Chcę teraz tylko pomóc two­je­mu przy­ja­cie­lo­wi, bo jemu jest po­trzeb­na ta mik­stu­ra, a nie mnie! Jego też po­świę­cisz w imię gno­je­nia mnie?

– Dość! – wy­krzy­ku­jąc to, Te­re­neg chwy­cił bły­ska­wicz­nie le­żą­cy miecz któ­re­goś z to­wa­rzy­szy, pró­bu­ją­cych chwi­lę wcze­śniej ra­to­wać im skórę. Ryk­nął prze­cią­gle, a ostrze na­bra­ło roz­pę­du, by prze­ciąć nić życia jego bez­bron­ne­go kom­pa­na.

 

***

 

Te­re­neg otwo­rzył oczy. Świat wi­ro­wał, a mrocz­ki za­bu­rza­ły obraz oglą­da­ny z per­spek­ty­wy ciem­no­zie­lo­nych kęp trawy. Syk­nął, czu­jąc rwący ból w dło­niach i prze­gu­bach przez nad­wy­rę­żo­ne albo i nawet ze­rwa­ne ścię­gna. Wsparł­szy się na łok­ciach po­wo­li wsta­wał, wal­cząc z po­twor­ny­mi za­wro­ta­mi głowy i jej bólem, który po­cząt­ko­wo był ma­sko­wa­ny innym. Pod­no­sił się pró­bu­jąc roz­szy­fro­wać, co się wy­da­rzy­ło. Usły­szał w tym mo­men­cie ża­ło­sne łka­nie nie­opo­dal, lecz nie był jesz­cze w sta­nie okre­ślić, kto jest jego źró­dłem. Spoj­rzał na­to­miast na le­żą­cy pod no­ga­mi miecz. Był zła­ma­ny, a kilka odłam­ków le­ża­ło w po­bli­żu. Roz­ma­za­na po­stać po­de­szła do niego i sil­nie chwy­ci­ła za głowę, mó­wiąc:

– Czy ty żeś, kurwa, rozum po­stra­dał?! Co w cie­bie wstą­pi­ło?!

Ten ktoś wy­mie­rzył mu kilka pie­kiel­nie siar­czy­stych po­licz­ków na otrzeź­wie­nie.

– Urda­rze, co ty ro­bisz? – za­py­tał nie­skład­nym gło­sem mocno osłu­piały do­wód­ca, po­wo­li wra­ca­ją­cy do stanu świa­do­mo­ści.

– A co ty ro­bisz, po­wiedz? Pa­mię­tasz co się stało, czy wy­le­cia­ło ci to wraz z obi­ciem gęby?

Pusty wzrok wska­zy­wał na po­waż­ną lukę w pa­mię­ci.

– Mael, opo­wiedz mu co się stało, bo ja prę­dzej go tu roz­szar­pię! – wark­nął kra­sno­lud, lu­zu­jąc silny chwyt.

Blon­dyn wes­tchnął głę­bo­ko za­czy­na­jąc wywód.

– Więc to było tak. Mia­łeś w swo­jej tor­bie jedną mik­stu­rę, która zdol­na była zneu­tra­li­zo­wać li­kan­tro­pię. Cernu chciał byś dał ją Izni­so­wi, bo mu bar­dziej się przy­da. Cie­bie ogar­nę­ła złość, że mu­sia­łeś wy­bie­rać po­mię­dzy nimi, po­mię­dzy mrocz­nym pół­el­fem, któ­rym wielu gar­dzi, a sta­rym przy­ja­cie­lem, z któ­rym więź była przy­pie­czę­to­wa­na nie­zli­czo­ny­mi wy­pra­wa­mi na po­two­ry i tru­da­mi wo­jen­ny­mi. W ob­li­czu tego chwy­ci­łeś za miecz, by nie mieć tego wy­bo­ru. Tak jak­byś chciał usu­nąć jedną z opcji. 

– To nie może być praw­dą – szep­nął Te­re­neg, nie­do­wie­rza­jąc. Tym­cza­sem Mael kon­ty­nu­ował:

– Prze­cież wybór przy­ja­cie­la przez sza­no­wa­ne­go człon­ka za­ko­nu nie byłby tak szla­chet­ny, praw­da? Urdar, uch, dzię­ki bogom! Całe szczę­ście, że zdą­żył jed­nak pod­nieść drugi miecz, a ude­rze­nie było tak mocne, że ten twój roz­sy­pał się na ka­wał­ki. Zanim zdą­ży­łeś co­kol­wiek in­ne­go zro­bić, kra­sno­lud tak cię trza­snął po gębie, że ob­ró­ciw­szy się pa­dłeś na twarz, choć nie­wie­le bra­ko­wa­ło, byś się wrył jak kret na polu. I chyba wy­plu­łeś przy tym zęba czy tam, mhm, trzy. 

– Nie, nie…

Do­wód­ca ro­zej­rzał się po to­wa­rzy­szach. Ich miny wska­zy­wa­ły, że opo­wie­dzia­ny przez Maela ciąg zda­rzeń był praw­dą. W tej chwi­li sta­nął nad nim kra­sno­lud, w oczach któ­re­go do­strzegł po­gar­dę. 

– Tutaj nawet jak­bym chciał, to for­mal­nie nic nie mogę, lecz kiedy do­je­dzie­my do na­szych braci w Brell, to od­dasz się pod ich ko­men­dę i opo­wiesz, co się tu za­dzia­ło. Do­pil­nu­ję tego. Sta­niesz przed sądem za próbę za­bój­stwa. W życiu bym się nie spo­dzie­wał. Nawet w całej za­wi­ści, którą masz wzglę­dem niego – rzekł gniew­nie Urdar.

Kra­sno­lud pod­szedł do psy­chicz­nie roz­bi­te­go pó­łel­fa i pod­no­sząc go za zdro­we ramię, po­mógł mu wstać. 

– No już, już, nie roz­kle­jaj się chło­pie. 

– Daj mu spo­kój. W ostrzu mie­cza, jak w lu­strze, do­strzegł samą śmierć i to, jak bar­dzo była łasa na jego duszę – po­wie­dział Mael.

– Urda­rze? – Cer­nun­nos zwró­cił się do kra­sno­lu­da, cią­gle łka­jąc.

– Tak?

– Skąd… skąd wy­ście się tutaj wzię­li?

– Jak za­uwa­ży­li­śmy, że znik­ną­łeś, to prze­czu­wa­łem coś nie­do­bre­go. Elfy zo­sta­ły, by pil­no­wać sprzę­tu, a ja skrzyk­ną­łem resz­tę i po­gna­li­śmy tutaj – od­po­wie­dział ni­zio­łek, po czym zwró­cił się do to­wa­rzy­szy:

– Trze­ba to wam wszyst­kim wy­ja­śnić zgod­nie z praw­dą – rzekł Urdar. – Cer­nun­nos z racji po­cho­dze­nia nie może się za­ra­zić li­kan­tro­pią tylko mu­siał­by ry­tu­al­nie ją przy­jąć. Cer­nun­nos jest… sfe­rotk­nię­ty. Tak, zna­cie ten ter­min. Po­mi­ja­jąc wasze po­my­lo­ne py­ta­nia, że skąd, że jak, że dla­cze­go nic nie wie­cie o tym. Nie wie­dzie­li­ście, bo nie było warto by­ście wie­dzie­li, gdyż pół­elf byłby dla was samym dia­błem. Złem wcie­lo­nym. Szyb­ki, wy­god­ny ostra­cyzm bez wcho­dze­nia w szcze­gó­ły i do wi­dze­nia. Może i stry­czek, dla cze­goś, co na­zwa­li­by­ście bez­pie­czeń­stwem. A sam się do­wie­dzia­łem przy­pad­kiem, bo chyba jako je­dy­ny z was w ogóle z nim tutaj gadam.

– Chcesz po­wie­dzieć, że Cer­nun­nos jest pół­bo­giem? – za­py­tał, wy­raź­nie wstrzą­śnię­ty, Mael.

– Nie. Wy­cho­dzi na to, że jest w nim de­mo­nicz­na cząst­ka po jego ojcu, coś co po­wo­du­je, że tylko ry­tu­al­nie może przy­jąć li­kan­tro­pię, wam­pi­ryzm i inne ścier­wa. Uro­dził się jed­nak na ziem­skich za­sa­dach, z czy­stą kartą i bez pie­kiel­nych na­le­cia­ło­ści cha­rak­te­ru. Sam tego do końca nie ro­zu­miem, ale dość tych roz­wa­żań. Za­bieramy ran­nych i wra­ca­my do wio­ski.

 

***

 

Grupa przy­go­to­wy­wa­ła się do od­jaz­du, wraz z po­szko­do­wa­ny­mi, któ­rych uło­żo­no na wozie ze sprzę­tem. Do Kwet­ka­rach wró­ci­li po­spiesz­nie, ni­ko­mu po dro­dze nie mó­wiąc, co się stało. Z roz­ka­zu Te­re­ne­ga osło­nię­to ran­nych tak, by unik­nąć nie­po­trzeb­nych pytań miej­sco­wych. Przed samym wy­jaz­dem w kie­run­ku Brell do grupy to­wa­rzy­szy po­de­szła żona na­czel­ni­ka.

– Czy zer­k­nie wiel­moż­ny pan jesz­cze do mo­je­go syna? Bo męża nie ma i nie ma! No nic, po­wi­nien nie­dłu­go być, a mały leży tam chory i może bło­go­sła­wień­stwo przed od­jaz­dem da mu siłę.

Oczy Te­re­ne­ga jakby za­szły mgłą. Otę­pia­ły rzekł do ko­bie­ty:

– Na co syn jest chory?

– Zo­stał zra­nio­ny przez be­stie, które za­bi­li­ście na to­pie­li­sku. Roz­ma­wia­li­śmy o tym prze­cież z panem. Bar­dzo pro­szę, naj­przed­niej­szy do­bro­dzie­ju! – od­po­wie­dzia­ła ko­bie­ta, nie ro­zu­mie­jąc zmia­ny za­cho­wa­nia roz­mów­cy.

– Te­re­neg! – usły­szaw­szy we­zwa­nie, po­wo­li się ob­ró­cił.

– Czy mam pójść z tobą? – za­py­tał po­nu­ro Urdar.

Do­wód­ca po­krę­cił głową w wy­ra­zie od­mo­wy.

– Ja sam, sam pójdę. – Po czym wziąw­szy drżą­cą ręką torbę ze szkla­ny­mi am­puł­ka­mi, udał się do chaty, kro­cząc cięż­ko. Po dro­dze cicho rzekł do ko­bie­ty, by im nie prze­szka­dza­ła.

Słoń­ce wy­do­by­wa­ło z sie­bie reszt­ki je­sien­nej ener­gii pró­bu­jąc ostat­kiem sił ogrzać tę kra­inę, jej nie­prze­by­te lasy, kry­sta­licz­ne rzeki, zie­lo­ne pa­gór­ki i nie­stru­dzo­ne serca jej miesz­kań­ców. Na da­le­kich gra­niach sza­la­ły pierw­sze śnie­ży­ce.

Nie mi­nę­ło wiele czasu, gdy Te­re­neg opu­ścił dom na­czel­ni­ka. W mil­cze­niu i ze zwie­szo­ną głową, udał się w kie­run­ku wierz­chow­ca. Z tru­dem wspiął się i usiadł w sio­dle. Je­dy­nie ge­stem wska­zał dru­ży­nie drogę do od­jaz­du na po­łu­dnio­wy za­chód. Konie ru­szy­ły żwawo, a kę­dzie­rza­wa broda łap­czy­wie wchła­nia­ła niemy stru­mień łez.

 

Koniec

Komentarze

Dość ty­po­wa opo­wieść fan­ta­sy z udzia­łem po­sta­ci cha­rak­te­ry­stycz­nych dla tego ga­tun­ku, a i pro­ble­my, z któ­ry­mi przy­szło się mie­rzyć bo­ha­te­rom, nie od­bie­ga­ją od normy i ra­czej ni­czym nie za­ska­ku­ją.

Czy­ta­ło się nie­źle, choć wy­ko­na­nie po­zo­sta­wia nieco do ży­cze­nia.

 

– Przy­stoj­ne rysy, na miej­scu… ―> Przy­stoj­ny może być czło­wiek, ale nie jego rysy.

 

oczy w ko­lo­rze naj­lep­szych dę­bo­wych trun­ków, są. ―> Jakie trun­ki wy­ra­bia się z dębów?

 

grzmiał kra­sno­lud, ma­cha­jąc gna­ta­mi… ―> Czym ma­chał???

 

– Wi­taj­cie, panie Te­re­ne­gu! – wło­darz wio­ski opo­wie­dział grom­ko… ―> – Wi­taj­cie, panie Te­re­ne­gu! – Wło­darz wio­ski opo­wie­dział grom­ko

Tu znaj­dziesz wska­zów­ki, jak za­pi­sy­wać dia­lo­gi: https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/

 

– A tych dwóch, co sio­dła konie? ―> – A tych dwóch, co sio­dłają konie?

 

A elf, choć w gwoli ści­sło­ści pół­elf, to Cer­nun­nos. ―> A elf, choć gwoli ści­sło­ści pół­elf, to Cer­nun­nos.

 

Po­ra­dzi­my sobie, to nie nasz pierw­szy raz. ―> Po­ra­dzi­my sobie, to nasz nie pierw­szy raz.

 

Tylko kilka osób w brac­twie za­kon­nym cie­szy­ło się więk­szym po­słu­chem od Te­re­ne­ga… ―> …więk­szym po­słu­chem niż Te­re­ne­g

 

choć jego mą­drość i roz­trop­ność była przez nie­któ­rych mocno kwe­stio­no­wa­na. ―> Pi­szesz o dwóch czyn­ni­kach, więc: …choć jego mą­drość i roz­trop­ność były przez nie­któ­rych mocno kwe­stio­no­wa­ne.

 

Cer­nun­nos dobył zza paska nie­wiel­ki to­po­rek. ―> Masło ma­śla­ne – to­po­rek jest nie­wiel­ki z de­fi­ni­cji.

 

po­zo­sta­wia­jąc pień oszczer­bio­ny na wy­so­ko­ści głowy śred­nio­ro­słe­go czło­wie­ka. ―> …po­zo­sta­wia­jąc pień po­szczer­bio­ny/wy­szczer­bio­ny na wy­so­ko­ści głowy śred­nio ­ro­słe­go czło­wie­ka.

 

Znacz­nym pro­ble­mem było prze­dzie­ra­nie się przez gę­stwi­nę w po­go­to­wiu… ―> Co to zna­czy, że gę­stwi­na była w po­go­to­wiu?

 

od­bi­ja­ło się na uczest­ni­kach wy­pra­wy coraz więk­szym, psy­chicz­nym zmę­cze­niem. ―> Nie wy­da­je mi się, aby psy­chicz­ne zmę­cze­nie było w tym opo­wia­da­niu do­brym okre­śle­niem.

 

Eska­pa­da w końcu wy­szła na bagno. ―> Eska­pa­da nie wy­cho­dzi ani na bagno, ani na nic. Na bagno mogli wyjść jej uczest­ni­cy.

 

In­for­ma­cja zo­sta­ła prze­ka­za­na szep­tem do po­zo­sta­łych. ―> In­for­ma­cja zo­sta­ła prze­ka­za­na szep­tem po­zo­sta­łym.

 

W tym cza­sie szare po­sta­cie ma­nia­kal­nie trwa­ły… ―> To słowo nie pa­su­je do opo­wia­da­nia.

Pro­po­nu­ję: W tym cza­sie szare po­sta­cie upar­cie trwa­ły

 

Ryk wska­zał, że po­ci­ski do­się­gły celu. In­for­ma­cja zo­sta­ła prze­ka­za­na szep­tem do po­zo­sta­łych. ―> Skoro roz­legł się ryk tra­fio­nych, to czy trze­ba było o tym szep­tać po­zo­sta­łym?

 

zdą­ży­li po­ło­żyć trzy po­two­ry, nim odło­ży­li łuki i chwy­ci­li za mie­cze. ―> Nie brzmi to naj­le­piej.

Pro­po­nu­ję: …zdą­ży­li tra­fić trzy po­two­ry, nim odło­ży­li łuki i chwy­ci­li mie­cze.

 

Pręd­ko do­go­ni­li oni resz­tę dru­ży­ny… ―> Zbęd­ny za­imek.

 

cisza obec­na do nie­daw­na na mo­cza­rach stała się ka­ko­fo­nią chrzę­stu ła­ma­nych kości, gniew­nych wark­nięć i jęków nie­umar­łych oraz okrzy­ków zbroj­nych. ―> A może: …ciszę pa­nu­ją­cą do nie­daw­na na mo­cza­rach, za­stą­pił zgiełk chrzę­stu ła­ma­nych kości…

 

za­sko­czył kra­sno­lu­da i zbli­żył się nie­bez­piecz­nie bli­sko. ―> Czuję woń masła ma­śla­ne­go.

Pro­po­nu­ję: …za­sko­czył kra­sno­lu­da i pod­szedł/ zna­lazł się nie­bez­piecz­nie bli­sko.

 

Dru­gie­go z tych, który za­cie­kle dusił mło­dzień­ca, zdą­żył od­cią­gnąć Eli­das i wraz z Eoda­sem i kil­ko­ma cio­sa­mi śmier­tel­nie go po­kie­re­szo­wa­li. ―> Czy do­brze ro­zu­miem, że ciosy brały ak­tyw­ny udział w kie­re­szo­wa­niu?

A może miało być: Dru­gie­go z tych, któ­rzy za­cie­kle du­si­li mło­dzień­ca, zdą­żył od­cią­gnąć Eli­das i wraz z Eoda­sem po­kie­re­szo­wa­li go śmier­tel­nie kil­ko­ma cio­sa­mi.

 

Za­mar­li w tej chwi­li. ―> Ra­czej: Za­mar­li w jed­nej chwi­li.

 

by mieć ocho­tę na ja­kie­kol­wiek żarty czy dy­wa­ga­cje. ―> Ra­czej: …by mieć ocho­tę na ja­kie­kol­wiek żarty czy po­ga­dusz­ki.

 

od­rzekł, spo­glą­da­jąc się na mie­szań­ca z po­wąt­pie­wa­niem. ―> …od­rzekł, spo­glą­da­jąc na mie­szań­ca z po­wąt­pie­wa­niem.

 

– Kie­dyś na­praw­dę po­ża­łu­jesz, że nie chcesz mnie wy­słu­chać. ―> – Kie­dyś na­praw­dę po­ża­łu­jesz, że nie chcia­łeś mnie wy­słu­chać

 

za­ga­ił Iznis, do­sia­da­jąc się do sa­mot­nie sie­dzą­ce­go do­wód­cy. ―> Nie brzmi to naj­le­piej.

Może: …za­ga­ił Iznis, pod­szedł­szy do sa­mot­nie sie­dzą­ce­go do­wód­cy.

 

Za­gra­ca­ją tylko miej­sce na wozie. ―> Nie wy­da­je mi się, aby książ­ki mogły za­gra­cić wóz.

Pro­po­nu­ję: Zaj­mu­ją tylko miej­sce na wozie.

 

Gry­mas roz­szedł się po twa­rzy Te­re­ne­ga, a ob­li­zaw­szy usta i wąsy z piw­nej piany, w końcu pod­de­ner­wo­wa­nym gło­sem rzekł do Izni­sa…―> Ze zda­nia wy­ni­ka, że to gry­mas ob­li­zał pianę, a potem za­ga­dał do Izni­sa.

 

Do­kład­nie. Obej­rza­łem go wów­czas.  ―> No wła­śnie. Obej­rza­łem go wów­czas.

 

Rany chłop­ca mogą nie być ra­na­mi od tru­pów. – kon­ty­nu­ował swój wywód do­wód­ca. ―> Rany chłop­ca mogą nie być ra­na­mi od tru­pów – kon­ty­nu­ował wywód do­wód­ca.

Zbęd­na krop­ka po wy­po­wie­dzi. Zbęd­ny za­imek – czy kon­ty­nu­ował­by cudzy wywód?

 

Dalej trawi go go­rącz­ka i świa­do­mo­ści ma tylko tyle, że matka jest w sta­nie go na­kar­mić. Kiedy już to zrobi, to mały dalej śpi. ―> Po­wtó­rze­nia.

Pro­po­nu­ję: Nadal trawi go go­rącz­ka i świa­do­mo­ści ma tylko tyle, że matka jest w sta­nie go na­kar­mić. Kiedy już to zrobi, mały dalej śpi.

 

– Wiej­my, w długą! ―> To chyba zbyt współ­cze­sne po­wie­dze­nie.

 

Ten, któ­re­mu miał pomóc, zdzie­rał z sie­bie ubra­nia, wijąc się i war­cząc. ―> Ten, któ­re­mu miał pomóc, zdzie­rał z sie­bie ubra­nie, wijąc się i war­cząc.

Ubra­nia wiszą w sza­fie, leżą w szu­fla­dach i na pół­kach. Odzież, którą mamy na sobie to ubra­nie.

 

Wyż­szy o ponad głowę od prze­cięt­nej wiel­ko­ści czło­wie­ka… ―> Wyż­szy o ponad głowę od prze­cięt­nego wzro­stu czło­wie­ka

 

Pół­elf prze­cią­gle zawył z bólu, pa­da­jąc na po­bo­cze drogi. ―> Ra­czej: Pół­elf prze­cią­gle zawył z bólu, pa­da­jąc na skraj drogi.

 

Do­wód­ca po­krę­cił głową w ge­ście od­mo­wy. ―> Gesty wy­ko­nu­je się rę­ka­mi, nie głową, więc: Do­wód­ca po­krę­cił głową w wy­ra­zie od­mo­wy. Lub: Do­wód­ca od­mow­nie po­krę­cił głową.

 

 Je­dy­nie ge­stem dłoni wska­zał dru­ży­nie… ―> Masło ma­śla­ne – wszak gesty wy­ko­nu­je się rę­ka­mi/ dłoń­mi.

Wy­star­czy: Je­dy­nie ge­stem wska­zał dru­ży­nie… Lub: Je­dy­nie dło­nią wska­zał dru­ży­nie

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

re­gu­la­to­rzy – dzię­ku­ję za prze­czy­ta­nie, ła­pan­kę i ko­men­tarz. :) Co do ory­gi­nal­no­ści, nie kłócę się – za wy­jąt­kiem jed­nej po­sta­ci, któ­rej kon­kret­ny motyw (to moje wra­że­nie) nie wy­stę­pu­je zbyt czę­sto, jest mocno kla­sycz­nie. Wo­lał­bym wię­cej po­wie­dzieć w tym te­ma­cie, ale to krok po kroku. Mając już ja­kieś do­świad­cze­nie, małe bo małe ale jed­nak, na pewno ła­twiej bę­dzie my­śleć o ory­gi­nal­no­ści, bo na brak po­my­słów nie na­rze­kam. Jak we wstę­pie, chcia­łem się sku­pić na czym innym nieco w tym opo­wia­da­niu.

Ko­rzy­sta­jąc, czy ogól­nie w opo­wia­da­niu udało mi się coś za­mie­szać, by nie było zbyt prze­wi­dy­wal­nie, przy­naj­mniej przez pe­wien czas? Jak wy­szło przed­sta­wie­nie po­sta­ci czy też fa­bu­ły przez dia­lo­gi?  Czy opisy są dy­na­micz­ne, kiedy trze­ba? Jak wy­obra­że­nie świa­ta – przy­szło łatwo czy nie? 

 

– Przy­stoj­ne rysy, na miej­scu… ―> Przy­stoj­ny może być czło­wiek, ale nie jego rysy.

 

oczy w ko­lo­rze naj­lep­szych dę­bo­wych trun­ków, są. ―> Jakie trun­ki wy­ra­bia się z dębów?

 

Pierw­sze – nie wiem, jak to zmie­nić póki co, by pa­so­wa­ło to do oby­dwu kwe­stii dia­lo­go­wych. Po­my­ślę nad tym. Dru­gie – z dębów żad­nych, to wska­za­nie na kolor tych trun­ków, które w dę­bo­wych becz­kach le­ża­ku­ją.

Zo­sta­wię, w ustach po­sta­ci moim zda­niem nie za­wsze musi być super po­praw­nie (a przy­naj­mniej nie w tym wy­pad­ku). Mam na­dzie­ję, że czy­tel­ni­cy wy­łu­ska­ją sens. Niech to bę­dzie ce­lo­wym za­bie­giem. ;)

Resz­tę wska­za­nych błę­dów po­pra­wi­łem. :)

Na­dzie­je chyba się speł­nia­ją, skoro jest ich coraz mniej.

Bar­dzo pro­szę, Sa­git­cie, miło mi, że mo­głam się przy­dać. ;)

Jeśli mó­wisz, że jeden z Two­ich bo­ha­te­rów w pe­wien spo­sób się wy­róż­nia, to ro­zu­miem, że masz na myśli Cer­nun­no­sa. Istot­nie, dzię­ki po­sia­da­nym ce­chom i upo­ro­wi z jakim dąży do udo­wod­nie­nia swo­ich po­dej­rzeń, ma za­dat­ki na sta­nie się w przy­szło­ści cał­kiem in­te­re­su­ją­cą po­sta­cią.

Ow­szem, było dość prze­wi­dy­wal­nie, no bo wia­do­mo, jakim re­zul­ta­tem skoń­czy się po­tycz­ka na ba­gnach, wia­do­mo też, że mimo iż wo­jow­ni­cy do­ko­na­li dzie­ła, coś się jesz­cze mu­sia­ło wy­da­rzyć. No a to do czego do­szło pod­czas spa­ce­ru i roz­mo­wy Te­re­ne­ga z Gie­zmi­nem, za­sko­czy­ło. ;)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Jeśli mó­wisz, że jeden z Two­ich bo­ha­te­rów w pe­wien spo­sób się wy­róż­nia, to ro­zu­miem, że masz na myśli Cer­nun­no­sa. Istot­nie, dzię­ki po­sia­da­nym ce­chom i upo­ro­wi z jakim dąży do udo­wod­nie­nia swo­ich po­dej­rzeń, ma za­dat­ki na sta­nie się w przy­szło­ści cał­kiem in­te­re­su­ją­cą po­sta­cią.

Mam plan na roz­wój hi­sto­rii tej po­sta­ci, ale naj­le­piej bę­dzie, jak to po pro­stu przed­sta­wię w nowym opo­wia­da­niu, za jakiś czas. :)

Po­tycz­ka na ba­gnach jest prze­wi­dy­wal­na, ale tro­chę peł­ni­ła funk­cję wstę­pu do dal­szej czę­ści. Cie­szę się na­to­miast, że ele­ment za­sko­cze­nia za­ist­niał. :)

Na­dzie­je chyba się speł­nia­ją, skoro jest ich coraz mniej.

Sa­gi­cie, skoro masz kon­kret­ne plany na dal­szą hi­sto­rię z udzia­łem rze­czo­nej po­sta­ci, po­zo­sta­je mi ży­czyć Ci uda­nej ich re­ali­za­cji. ;)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Bar­dzo dzię­ku­ję, re­gu­la­to­rzy! :)

Na­dzie­je chyba się speł­nia­ją, skoro jest ich coraz mniej.

Bar­dzo pro­szę. ;D

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Jak obie­ca­łem, je­stem po lek­tu­rze.

Po­wiem szcze­rze, że pod­pa­dło mi śred­nio. Oczy­wi­ście, ilu ludzi, tyle gu­stów, a sam nie je­stem zwo­len­ni­kiem tego typu opo­wia­dań z kla­sycz­nej fan­ta­sy. Szcze­gól­nie z el­fa­mi i kra­sno­lu­da­mi, ale to wła­śnie kwe­stia oso­bi­stych pre­fen­cji. Dla­te­go uprze­dzam o swoim uprze­dze­niu ;)

Za­cznę od do­brych rze­czy, jak po­dob­no się po­win­no robić ;)

Pi­szesz ład­nie, spraw­nie, mało zdań zgrzyt­nę­ło mi tak bar­dzo, abym mu­siał jesz­cze raz je prze­czy­tać, więc to nie­wąt­pli­wie na plus.

Fa­bu­ła, mimo że pro­sta, jest w po­rząd­ku. Nic za­ska­ku­ją­ce­go nie na­po­tka­łem, ale nudy też nie było. 

 

Wia­do­mo, w opo­wia­da­niu trud­no przed­sta­wić po­rząd­nie kil­ku­oso­bo­wą dru­ży­nę, szcze­gól­nie tak, aby każdy bo­ha­ter był in­te­re­su­ją­cy, więc nie można ocze­ki­wać cudów. Bra­ko­wa­ło mi jed­nak jakiś emo­cji bo­ha­te­rów. Na­rar­to­rem jest głów­nie Te­reng, ale rów­nie do­brze, mógł­by to być któ­ry­kol­wiek z dru­ży­ny. Opi­su­jesz akcję po­rząd­nie, ale to takie dla mnie spra­woz­da­nie dzien­ni­ka­rza, wiem, co się dzie­je, ale nie wiem, co uczest­ni­czy sobie myślą, jak się czują. Takie wy­ra­że­nia jak “po­ru­szo­ny”, “psy­chicz­nie roz­bi­ty” nie po­ma­ga­ją. Chcę wi­dzieć to po­ru­sze­nie, to psy­chicz­ne roz­bi­cie. 

 

Roz­mo­wa Te­re­ne­ga z Gie­zmi­nem wy­glą­da­ła dość nie­na­tu­ral­nie. Nie wy­obra­żam sobie do­wód­cy, który z pierw­szym lep­szym klien­tem ob­ga­du­je (i to po­waż­nie) jed­ne­go z człon­ków dru­ży­ny. Poza tym wy­glą­da­ło to na wiel­ką eks­po­zy­cję na temat pół­el­fa.

 

Koń­ców­ka też tro­chę mi się wy­mknę­ła. Naj­pierw Urdar wy­ja­śnia Te­re­ne­go­wi, że sta­nie przed sądem za próbę za­bój­stwa, po czym w ostat­niej czę­ści, to wła­śnie Te­ren­gor wy­da­je po­le­ce­nia i dru­ży­na je­dzie jak gdyby nigdy nic. Coś tu mi nie za­gra­ło

 

Wtem roz­mo­wę prze­rwał im mrocz­ny pół­elf. 

Mam jakiś uraz do słowa mrocz­ny. Ko­ja­rzy mi się ze sztucz­nym wy­wo­ły­wa­niem he­ro­izmu i ma­cho­izmu. Może to tylko moje wra­że­nia ;) Jeśli pół­elf jest ciem­no­skó­ry (nie zdo­ła­łem wy­chwy­cić tego w tek­ście) to można to na­pi­sać ina­czej. 

 

– Tutaj nawet jak­bym chciał, to for­mal­nie nic nie mogę, lecz kiedy do­je­dzie­my do na­szych braci w Brell, to od­dasz się pod ich ko­men­dę i opo­wiesz, co się tu za­dzia­ło. Do­pil­nu­ję tego. Sta­niesz przed sądem za próbę za­bój­stwa – rzekł Urdar.

– W życiu bym się nie spo­dzie­wał. Nawet w całej za­wi­ści, którą masz wzglę­dem niego – wy­ce­dził przez zęby ni­zio­łek.

 

a ja skrzyk­ną­łem resz­tę i po­gna­li­śmy tutaj – od­po­wie­dział ni­zio­łek, po czym zwró­cił się do to­wa­rzy­szy:

– Trze­ba to wam wszyst­kim wy­ja­śnić zgod­nie z praw­dą – rzekł kra­sno­lud.

Czy tu i tu, to mówi wciąż Urdar? Bo jeśli nie, to ja nie wiem, kim był ni­zio­łek. A jeśli tak, to po co prze­ry­wać wy­po­wiedź, aby dodać nie­po­trzeb­ne di­da­ska­lia?

 

Za­na­is – dzię­ki za prze­czy­ta­nie i ko­men­tarz. :D I za kon­struk­tyw­ną kry­ty­kę!

Co do fa­bu­ły i do ra­czej kla­sycz­nych mo­ty­wów, to tro­chę się po­wtó­rzę. Jest mocno kla­sycz­nie, naj­bar­dziej ory­gi­nal­ną po­sta­cią jest Cer­nun­nos. Nie będę się za to ob­ra­żał, bo to praw­da. Jedno, że lubię kla­sy­kę, choć nie chciał­bym się na niej opie­rać tylko i wy­łącz­nie, by dodać ele­men­ty, które sam wy­kreu­ję. Mam na nie po­my­sły, ale wszyst­ko z cza­sem. Jak wspo­mnia­łem jed­nak, chcia­łem na­pi­sać spój­ną opo­wieść, by się spraw­dzić, by wpro­wa­dzić bo­ha­te­rów i po­sta­wić pierw­szy krok. Taki „po­li­gon”.

Wia­do­mo, w opo­wia­da­niu trud­no przed­sta­wić po­rząd­nie kil­ku­oso­bo­wą dru­ży­nę, szcze­gól­nie tak, aby każdy bo­ha­ter był in­te­re­su­ją­cy, więc nie można ocze­ki­wać cudów.

Dla­te­go w róż­nym stop­niu po­świę­ci­łem czas bo­ha­te­rom. Nie­któ­rzy są z przo­du, nie­któ­rzy bar­dziej robią jako tło i uzu­peł­nie­nie. Na eta­pie wer­sji alfa kilka po­sta­ci wy­wa­li­łem, bo był tłok.

 Bra­ko­wa­ło mi jed­nak jakiś emo­cji bo­ha­te­rów. Na­rar­to­rem jest głów­nie Te­reng, ale rów­nie do­brze, mógł­by to być któ­ry­kol­wiek z dru­ży­ny. Opi­su­jesz akcję po­rząd­nie, ale to takie dla mnie spra­woz­da­nie dzien­ni­ka­rza, wiem, co się dzie­je, ale nie wiem, co uczest­ni­czy sobie myślą, jak się czują. Takie wy­ra­że­nia jak “po­ru­szo­ny”, “psy­chicz­nie roz­bi­ty” nie po­ma­ga­ją. Chcę wi­dzieć to po­ru­sze­nie, to psy­chicz­ne roz­bi­cie. 

Hm, po­my­ślę nad tym. Tutaj, na po­trze­by wer­sji fi­nal­nej chcia­łem przed­sta­wić mak­sy­mal­nie dużo w dia­lo­gach i na ich pod­sta­wie dać po­sta­ciom emo­cje, nie­ko­niecz­nie pi­sząc o nich. Zo­ba­czy­my, jak od­bio­rą to inni.

Po­nad­to, hi­sto­ria w dużej mie­rze opie­ra się na Te­re­ne­gu, by po­ka­zać trak­to­wa­nie i po­dej­mo­wa­nie de­cy­zji przez pry­zmat oso­bi­ste­go po­dej­ścia do Cer­nun­no­sa.

Roz­mo­wa Te­re­ne­ga z Gie­zmi­nem wy­glą­da­ła dość nie­na­tu­ral­nie. Nie wy­obra­żam sobie do­wód­cy, który z pierw­szym lep­szym klien­tem ob­ga­du­je (i to po­waż­nie) jed­ne­go z człon­ków dru­ży­ny. Poza tym wy­glą­da­ło to na wiel­ką eks­po­zy­cję na temat pół­el­fa.

Był to „za­rzut” pod­czas be­to­wa­nia. Taki był za­miar w tej roz­mo­wie. Po­przez takie przed­sta­wie­nie Cer­nun­no­sa miał tro­chę pod­bić zna­cze­nie tego, co sam zro­bił, w sy­tu­acji o któ­rej opo­wia­da. Nie­pro­fe­sjo­na­lizm? Tak, zde­cy­do­wa­nie.

Koń­ców­ka też tro­chę mi się wy­mknę­ła. Naj­pierw Urdar wy­ja­śnia Te­re­ne­go­wi, że sta­nie przed sądem za próbę za­bój­stwa, po czym w ostat­niej czę­ści, to wła­śnie Te­ren­gor wy­da­je po­le­ce­nia i dru­ży­na je­dzie jak gdyby nigdy nic. Coś tu mi nie za­gra­ło

Urdar tam mówi, że „for­mal­nie nic nie może” i chcia­łem wska­zać na to, że nie Te­re­neg nie może zo­stać przez nich zdję­ty z funk­cji. Te­re­neg po­nad­to chyba zro­zu­miał swój błąd, nie po­dej­mo­wał od­we­tu i dal­szych prób po tym, co opo­wie­dział mu Mael, więc nie trze­ba było go wią­zać czy coś.

Wtem roz­mo­wę prze­rwał im mrocz­ny pół­elf. 

Mam jakiś uraz do słowa mrocz­ny. Ko­ja­rzy mi się ze sztucz­nym wy­wo­ły­wa­niem he­ro­izmu i ma­cho­izmu. Może to tylko moje wra­że­nia ;) Jeśli pół­elf jest ciem­no­skó­ry (nie zdo­ła­łem wy­chwy­cić tego w tek­ście) to można to na­pi­sać ina­czej. 

Od­sy­łam do pierw­sze­go dia­lo­gu po­mię­dzy Gie­zmi­nem a Te­re­ne­giem, kiedy do­wód­ca po­ka­zu­je człon­ków dru­ży­ny. Tam jest wska­za­nie na rasę, a nie, że mrok i zło. :D I w opi­sie wy­stę­pu­je, że miał szarą skórę.

– Tutaj nawet jak­bym chciał, to for­mal­nie nic nie mogę, lecz kiedy do­je­dzie­my do na­szych braci w Brell, to od­dasz się pod ich ko­men­dę i opo­wiesz, co się tu za­dzia­ło. Do­pil­nu­ję tego. Sta­niesz przed sądem za próbę za­bój­stwa – rzekł Urdar.

– W życiu bym się nie spo­dzie­wał. Nawet w całej za­wi­ści, którą masz wzglę­dem niego – wy­ce­dził przez zęby ni­zio­łek.

a ja skrzyk­ną­łem resz­tę i po­gna­li­śmy tutaj – od­po­wie­dział ni­zio­łek, po czym zwró­cił się do to­wa­rzy­szy:

– Trze­ba to wam wszyst­kim wy­ja­śnić zgod­nie z praw­dą – rzekł kra­sno­lud.

Czy tu i tu, to mówi wciąż Urdar? Bo jeśli nie, to ja nie wiem, kim był ni­zio­łek. A jeśli tak, to po co prze­ry­wać wy­po­wiedź, aby dodać nie­po­trzeb­ne di­da­ska­lia?

Po­my­ślę, jak edy­to­wać tą wy­po­wiedź, by nie była prze­rwa­na. Co do kra­sno­lu­da – spo­tka­łem się z okre­śle­niem „ni­zio­łek” jako za­mien­ni­kiem, chyba u Tol­kie­na. I tro­chę trak­tu­ję to tak, że jeśli ni­zioł­ki nie są osob­ną rasą to np. gnomy  i kra­sno­lu­dy na­le­żą do grupy „ni­zioł­ków”.

Na­dzie­je chyba się speł­nia­ją, skoro jest ich coraz mniej.

Tu nawet nie cho­dzi o okre­śle­nie kran­so­lu­da ni­zioł­kiem tylko o nie­po­trzeb­ne di­da­ska­lia.

 

– Tutaj nawet jak­bym chciał, to for­mal­nie nic nie mogę, lecz kiedy do­je­dzie­my do na­szych braci w Brell, to od­dasz się pod ich ko­men­dę i opo­wiesz, co się tu za­dzia­ło. Do­pil­nu­ję tego. Sta­niesz przed sądem za próbę za­bój­stwa – rzekł Urdar. – W życiu bym się nie spo­dzie­wał. Nawet w całej za­wi­ści, którą masz wzglę­dem niego – dodał, ce­dząc słowa przez zęby.

 

O takie coś na przy­kład, po­pra­wi­łem tro­chę. W sumie nie wiem czy “przez zęby” jest po­trzeb­ne? Może samo “ce­dząc” star­czy?

 

Do­sko­na­le ro­zu­miem słowa o “po­li­go­nie”. Sam piszę od nie­daw­na, bo­daj­że mam za sobą dzie­więć opo­wia­dań. Co to jest? Wy­kre­owa­nie po­rząd­ne­go bo­ha­te­ra to pro­blem, w sumie wo­lał­bym kre­ować go opo­wie­ścią, gdzie sam ma głów­ną rolę. Tutaj wy­glą­da tak, jakby pół­elf sta­no­wił pro­ta­go­ni­stę, ale nar­ra­to­rem jest Te­nerg. Mia­łem z tym pe­wien pro­blem ;] 

Dzię­ki za su­ge­stię, zer­k­nę nie­dłu­go i po­my­ślę nad zmia­ną, w tej lub innej for­mie. :D

No ja mam sza­lo­ne jedno jak widać, haha. Za­le­ża­ło mi na tym, by kre­ować przez więk­szość tek­stu ne­ga­tyw­ną nar­ra­cję wzglę­dem Cer­nun­no­sa dla tego co się potem wy­da­rzy­ło. Ale to, że jest dziw­ny i inny pada tylko z ust po­sta­ci, a nie od nar­ra­to­ra. W przy­szło­ści, on sam sta­nie się bar­dziej cen­tral­ną po­sta­cią.

Na­dzie­je chyba się speł­nia­ją, skoro jest ich coraz mniej.

Ja bym chciał tak pisać, jak Ty po jed­nym opo­wia­da­niu :P

Kwe­stia gustu, moje fan­ta­sy mam albo pierw­szo­so­bo­we, albo bo­ha­ter­ka jest ra­czej sama. O, tu

https://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/24661

Ale to nie kla­sy­zne fan­ta­sy i tak samo może się nie po­do­bać. Tak gadam o tym bo­ha­te­rze głów­nym, bo dla mnie to pod­sta­wa każ­dej książ­ki/opo­wia­da­nia. Jeśli nie lubię bo­ha­te­ra, to nie czy­tam, fa­bu­ła i świat nie są tak istot­ne. A jak przed­sta­wiasz bo­ha­te­ra tylko z punk­tu wi­dze­nia kogoś in­ne­go, to nie wiem, czy taki jest na­praw­dę. Może Cer­nun­nos to ja­kieś wred­ne bydlę albo nie­ro­zu­mia­ny do­bro­tli­wy in­tro­wer­tyk? Tutaj gra rolę dru­go­pla­no­we­go bo­ha­te­ra, a opo­wia­da­nie trak­tu­je go jak pierw­szo­pla­no­we­go. Może spró­buj na­pi­sać coś z jego per­spek­ty­wy? Na pewno rzu­cił­bym okiem.

 

No Sky­rim :D Wiem, że lu­bisz, więc mogę tak na­pi­sać i na tym głów­nie oprzeć moją opi­nię. Dla mnie Twoje opo­wia­da­nie jest jak opis qu­esta z gry.

To, co naj­bar­dziej uj­mu­je mnie w Twoim tek­ście, to ład­nie przed­sta­wio­ny kli­mat kla­sycz­ne­go świa­ta fan­ta­sy. Opisy broni, walki, karcz­ma, po­two­ry, trun­ki, mik­stu­ry, wo­jow­ni­cy itd. – widać, że to lu­bisz. Uży­wasz też ta­kie­go sty­li­zu­ją­ce­go ję­zy­ka, który tu pa­su­je. Jak dla mnie mógł­byś wię­cej świa­ta po­ka­zać, coś roz­wi­nąć o geo­gra­fii czy back­gro­un­dzie (np. dwa słowa wię­cej czym jest zgro­ma­dze­nie tych “wiedź­ma­ków”?). Tyle, ile tu po­ka­za­łeś wy­star­czy dla fa­bu­ły, żeby się to­czy­ła do przo­du, jed­nak myślę, że do­rzu­ce­nie kilku smacz­ków ure­al­ni­ło­by świat jesz­cze bar­dziej i “wcią­gnę­ło” w niego czy­tel­ni­ka. Może nie wszy­scy tego po­trze­bu­ją, ja się lubię za­nu­rzyć w ob­ra­zach i wi­dzieć ciut wię­cej o świe­cie wy­kre­owa­nym :) 

 

Fa­bu­ła – mam po­dob­ne od­czu­cia, co re­gu­la­to­rzy, w tym tek­ście nie ma za­sko­czeń, choć chyba nie taki był cel, bez za­sko­czeń i tak gra się w tego qu­esta do­brze :D Wy­da­je mi się, że chcia­łeś zbu­do­wać ty­po­wą (ład­niej brzmi słowo kla­sycz­ną ;)) krót­ką hi­sto­rię fan­ta­sy. Tu się od­nio­sę do Two­je­go ko­men­ta­rza w od­po­wie­dzi do reg: 

 (…) za wy­jąt­kiem jed­nej po­sta­ci, któ­rej kon­kret­ny motyw (to moje wra­że­nie) nie wy­stę­pu­je zbyt czę­sto]

-> tak, wiem o co Ci cho­dzi i masz rację, jed­nak w samej tre­ści opka jest o tym wątku za mało. Jest le­d­wie za­zna­czo­ny, za­su­ge­ro­wa­ny, a szko­da. Widać, że masz na to jakiś po­mysł, nie trzy­maj go gdzieś na póź­niej ;) 

 

Na ko­niec moje ulu­bio­ne czyli: bo­ha­te­ro­wie i ich emo­cje ;)

Bo­ha­te­ro­wie – dość nie­rów­no tu jest, naj­barw­niej przed­sta­wio­ny jest Urdar, a tak mało miej­sca mu dałeś. Cernu jest fajny, po­stać ma po­ten­cjał i do­brze by­ło­by jego wątek roz­wi­nąć. Resz­tę ekipy mało po­zna­li­śmy, ale jako tło taka bry­ga­da jest jak naj­bar­dziej ok. Mam na­to­miast pro­blem z Te­re­ne­giem :D Prze­pra­szam, ale jego za­cho­wa­nia i mo­ty­wy są dla mnie nie­ja­sne, nie do­ga­dam się z tym ka­pi­ta­nem. Koń­cząc tekst, mia­łam ocho­tę za­krzyk­nąć za kra­sno­lu­dem: Czy ty żeś rozum, kurwa, po­stra­dał?! Co w cie­bie wstą­pi­ło?! :D 

W emo­cjach mam nie­do­syt, zga­dzam się z Za­na­isem, który mówi, że: (…) ale to takie dla mnie spra­woz­da­nie dzien­ni­ka­rza, wiem, co się dzie­je, ale nie wiem, co uczest­ni­czy sobie myślą, jak się czują. Takie wy­ra­że­nia jak “po­ru­szo­ny”, “psy­chicz­nie roz­bi­ty” nie po­ma­ga­ją. Chcę wi­dzieć to po­ru­sze­nie, to psy­chicz­ne roz­bi­cie.

Może gdyby było wię­cej prze­my­śleń po­sta­ci, albo głęb­szych roz­mów, to mo­gła­bym bar­dziej zro­zu­mieć kie­ru­ją­ce nimi mo­ty­wy? 

 

Ode mnie tyle, Fus-Ro-Dah! :D 

Dziś tu wjeż­dżam, ale ra­czej o du­cho­wej porze, więc za­opatrz się w kru­cy­fiks. 

Do góry głowa, co by się nie dzia­ło, wiedz, że każdą walkę mo­żesz wy­grać tu przez K.O - Chada

Za­na­is – Nie no, jeśli cho­dzi o tech­nicz­ną część tek­stu i jej od­biór, to naj­więk­sza w tym za­słu­ga nie­za­stą­pio­nych be­tow­ni­czek. Na po­cząt­ku, tekst tech­nicz­nie cien­ko stał. Po­nad­to pod wpły­wem wra­żeń z bety, za­mie­ni­łem część opi­sów nar­ra­to­ra na dia­lo­gi, po­zby­łem się za­im­ko­zy itd. Było dużo pracy ję­zy­ko­wej, ale nie­wie­le było nie­ści­sło­ści stric­te fa­bu­lar­nych, więc to mnie cie­szy. I je­stem jakoś dumny z pierw­szej sceny.

Wie­czo­rem lub jutro prze­czy­tam. :)

A to do­brze, że nie wiesz jaki jest na­praw­dę – bo chcę to potem po­ka­zać, wła­śnie dając mu cen­tral­ne miej­sce w fa­bu­le. :)

Ko­ime­oda – rów­nież dzię­ku­ję za to, że wpa­dłaś i zo­sta­wi­łaś swoje zda­nie. Roz­bu­do­wa­ne i po­par­te czymś, to ważne!

No lubię, ale nie chcia­łem robić opo­wia­da­nia, które wy­glą­da jak quest z gry. xD Jasne, mieli ro­bo­tę do wy­ko­na­nia, ale nie mogli sobie otwo­rzyć mapy pod M i zer­k­nąć, gdzie mają iść. Nie lubię, kiedy idzie za łatwo i kiedy po­sta­cie ogar­nia­ją teren na któ­rym nigdy nie byli. M.in. stąd scena z drze­wem, o któ­rej nie­ste­ty nikt nie wspo­mniał, ech. xD

 

Wątki świa­ta na pewno roz­wi­nę w przy­szło­ści, to cenna rada! Lubię bo­ga­te świa­ty.

Bo­ha­te­ro­wie – dość nie­rów­no tu jest, naj­barw­niej przed­sta­wio­ny jest Urdar, a tak mało miej­sca mu dałeś. Cernu jest fajny, po­stać ma po­ten­cjał i do­brze by­ło­by jego wątek roz­wi­nąć. Resz­tę ekipy mało po­zna­li­śmy, ale jako tło taka bry­ga­da jest jak naj­bar­dziej ok. Mam na­to­miast pro­blem z Te­re­ne­giem :D Prze­pra­szam, ale jego za­cho­wa­nia i mo­ty­wy są dla mnie nie­ja­sne, nie do­ga­dam się z tym ka­pi­ta­nem. Koń­cząc tekst, mam ocho­tę za­krzyk­nąć za kra­sno­lu­dem: Czy ty żeś rozum, kurwa, po­stra­dał?! Co w cie­bie wstą­pi­ło?! :D 

Jego mo­ty­wy i spo­sób po­stę­po­wa­nia opar­łem na czymś nie­lo­gicz­nym – emo­cjach i uprze­dze­niu, które mają swoje źró­dło w prze­szło­ści, gdzie­nie­gdzie na­kre­ślo­nej. Chcia­łem, by to było głów­ną osią, uprze­dze­nia i nie­uf­ność, de­cy­zje nimi kie­ro­wa­ne i ich smut­ne efek­ty. To nie jest tak, że osoba na sta­no­wi­sku za­wsze robi wszyst­ko do­brze i nie ma upad­ków, czy nie kie­ru­je się im­pul­sa­mi. Chyba nie wy­szło to po pro­stu w ten spo­sób, by czy­tel­ni­cy zro­zu­mie­li. 

Może gdyby było wię­cej prze­my­śleń po­sta­ci, albo głęb­szych roz­mów, to mo­gła­bym bar­dziej zro­zu­mieć kie­ru­ją­ce nimi mo­ty­wy? 

Hm, pew­nie fak­tycz­nie można to w przy­szło­ści po­głę­bić.

 

Ne­ar­De­ath – dzię­ki, cze­kam!

Na­dzie­je chyba się speł­nia­ją, skoro jest ich coraz mniej.

Emo­cje, uprze­dze­nia – wszyst­ko racja, po pro­stu to nie było to zbyt wi­docz­ne, wg. mnie oczy­wi­ście. Sama je­stem cie­ka­wa od­bio­ru in­nych czy­ta­czy.

E tam, dobry quest, nie jest zły :D

Po­wo­dze­nia! :) 

Przyj­mu­ję Twoje zda­nie bo kła­dąc na­cisk na do­my­śla­nie się czy­tel­ni­ka póki co wy­cho­dzi, że prze­gią­łem w drugą stro­nę. Dzię­ku­ję bar­dzo! Robi się tu ruch i mam kon­kret­ne, roz­bu­do­wa­ne opi­nie, a to ważne. :D

Na­dzie­je chyba się speł­nia­ją, skoro jest ich coraz mniej.

Jak wspo­mnia­łem jed­nak, chcia­łem na­pi­sać spój­ną opo­wieść, by się spraw­dzić, by wpro­wa­dzić bo­ha­te­rów i po­sta­wić pierw­szy krok.

Pierw­szy krok po­sta­wio­ny i to chyba naj­waż­niej­sze. Prze­czy­ta­łem tekst i uwa­żam, że po­peł­niasz kilka ty­po­wych błę­dów, ale przy od­po­wied­nim po­dej­ściu do pi­sa­nia bę­dziesz w sta­nie je wy­eli­mi­no­wać dość szyb­ko. Głów­ne uwagi:

– Do­brze jest wpro­wa­dzić zaraz na po­cząt­ku opo­wia­da­nia coś in­try­gu­ją­ce­go. Coś, co mo­gło­by za­cie­ka­wić czy­tel­ni­ka na tyle, żeby po kilku aka­pi­tach nie po­rzu­cił lek­tu­ry. Fan­ta­sty­ki mamy obec­nie tak dużo, że czy­tel­nik może wy­bie­rać do woli, a roz­po­czę­cie od prze­ko­ma­rza­nia się kra­sno­lu­dów, elfów i ludzi, przed­sta­wia­nia ko­lej­nych po­sta­ci i wi­zy­ty w karcz­mie to spore ry­zy­ko. Po­trze­ba na­praw­dę du­żych umie­jęt­no­ści, żeby w ten spo­sób zdo­być cie­ka­wość czy­tel­ni­ka.

– We­dług mnie wpro­wa­dzi­łeś za dużo po­sta­ci, przez co żadna nie zo­sta­ła od­po­wied­nio zbu­do­wa­na. Tylko mrocz­ny elf się tro­chę wy­róż­nia, wszy­scy inni zle­wa­li mi się przez cały tekst. Zbu­do­wa­nie in­te­re­su­ją­cych bo­ha­te­rów to pierw­szy sto­pień do suk­ce­su. Warto po­sta­wić na jedną/dwie/trzy po­sta­cie, któ­rym po­świę­cisz znacz­nie wię­cej miej­sca.

– Ca­łość tro­chę zbyt prze­wi­dy­wal­na, zle­pio­na z ogra­nych mo­ty­wów. Nie­wie­le dałeś „od sie­bie”. [Spo­iler Wie­dzia­łem, że na­czel­nik jest „winny” w chwi­li, gdy za­czął prze­ko­ny­wać, że to nie­umar­li sta­no­wi­li pro­blem. Z kolei jeśli cho­dzi o mrocz­ne­go elfa, do­świad­cze­nie z Sap­kow­skie­go ka­za­ło mi przy­pusz­czać, że okaże się wam­pi­rem ;) Tutaj się po­my­li­łem, ale w sumie nie chy­bi­łem tak bar­dzo. Spo­iler]

– Bo­ha­te­ro­wie wy­po­wia­da­ją cza­sem zbyt dłu­gie kwe­stie (ze sporą dawką in­for­ma­cji), co nie­ste­ty nie brzmi zbyt wia­ry­god­nie.

– Spora część tek­stu to po pro­stu opis walki, w efek­cie w 40 ty­sią­cach zna­ków do­sta­je­my dość pro­stą fa­bu­łę i tylko lekko za­ry­so­wa­ne emo­cje i mo­ty­wa­cje po­sta­ci. Myślę, że zmia­na tych pro­por­cji wy­szła­by na plus.

 

Co do stylu, cza­sa­mi coś za­zgrzy­ta, ale ogó­łem opo­wieść jest spój­na i czyta się płyn­nie. Udało się przed­sta­wić hi­sto­rię w za­ło­żo­ny spo­sób. Pi­szesz, że to twój pierw­szy opu­bli­ko­wa­ny tekst. Je­stem pe­wien, że przy odro­bi­nie pracy i z więk­szym za­an­ga­żo­wa­niem wy­obraź­ni (przy­naj­mniej de­li­kat­ne wyj­ście poza naj­bar­dziej kla­sycz­ne mo­ty­wy) stać Cię na dużo wię­cej ;) Po­wo­dze­nia przy na­stęp­nej pró­bie!

a roz­po­czę­cie od prze­ko­ma­rza­nia się kra­sno­lu­dów, elfów i ludzi, przed­sta­wia­nia ko­lej­nych po­sta­ci i wi­zy­ty w karcz­mie to spore ry­zy­ko.

Pierw­sza scena zo­sta­ła na­pi­sa­na z myślą, by od­cią­żyć nar­ra­to­ra, dać mu wolne od nud­nych opi­sów wy­glą­du. Miała po­ka­zać cha­rak­te­ry (jeden z lekko za­wy­żo­nym po­czu­ciem wła­snej war­to­ści, drugi nieco ob­ra­żal­ski, obaj zło­śli­wi) i wy­gląd – bo na ten temat się wy­zy­wa­ją. Czy ktoś ode­brał tę scenę hu­mo­ry­stycz­nie? :P

Warto po­sta­wić na jedną/dwie/trzy po­sta­cie, któ­rym po­świę­cisz znacz­nie wię­cej miej­sca.

Tro­chę się za­pę­dzi­łem, że nie chcia­łem mieć trzech super he­ro­sów idą­cych na grupę tru­pów i wal­czą­cych za dzie­się­ciu, a potem za­bra­kło ba­lan­su w ich od­po­wied­nim przed­sta­wie­niu.

 

Uwagi ogól­nie przyj­mu­ję, wię­cej ory­gi­nal­no­ści, inne pro­por­cje, więk­sze za­głę­bie­nie w mo­ty­wy i emo­cje, przyj­mu­ję i będę miał na nie wzgląd, przy two­rze­niu cze­goś no­we­go.

Co do stylu, cza­sa­mi coś za­zgrzy­ta, ale ogó­łem opo­wieść jest spój­na i czyta się płyn­nie. Udało się przed­sta­wić hi­sto­rię w za­ło­żo­ny spo­sób. Pi­szesz, że to twój pierw­szy opu­bli­ko­wa­ny tekst. Je­stem pe­wien, że przy odro­bi­nie pracy i z więk­szym za­an­ga­żo­wa­niem wy­obraź­ni (przy­naj­mniej de­li­kat­ne wyj­ście poza naj­bar­dziej kla­sycz­ne mo­ty­wy) stać Cię na dużo wię­cej ;) Po­wo­dze­nia przy na­stęp­nej pró­bie!

Bar­dzo dzię­ku­ję za ko­men­tarz i rady! To co na­pi­sa­łeś jest cenne i mo­ty­wu­ją­ce. :)

Na­dzie­je chyba się speł­nia­ją, skoro jest ich coraz mniej.

No i jak dałem słowo, to dałem słowo – je­stem. 

Tego typu fan­ta­sy, to ja fanem nie je­stem, więc my­śla­łem, że od­pad­nę na star­cie, ale jed­nak utrzy­ma­łeś mnie, abym nie wy­łą­czył prze­glą­dar­ki. 

No… nie mi to oce­niać, na jakim po­zio­mie ta ory­gi­nal­ność stoi, ale że tego typu li­te­ra­tu­ry nie czy­tam, to uwa­żam że było cał­kiem do­brze. A sty­lo­wo… no też bez za­rzu­tów. Czę­sto wy­rzu­cam coś au­to­rom, ale tutaj jakoś nie na­po­tka­łem się na bar­dziej ra­żą­ce oka błędy. 

No dla mnie cał­kiem ładny ten de­biut. 

Klika dam. Nie­ba­wem tam przy­le­ci. 

Po­ooz­dro! 

 

Do góry głowa, co by się nie dzia­ło, wiedz, że każdą walkę mo­żesz wy­grać tu przez K.O - Chada

Dzię­ku­ję za od­wie­dzi­ny, ko­men­tarz i klika! :) Ja wiem, że je­steś fanem hor­ro­rów i im po­zo­sta­jesz naj­czę­ściej wier­ny, dla­te­go tym bar­dziej cie­szy mnie, że prze­czy­ta­łeś. :) 

Na­dzie­je chyba się speł­nia­ją, skoro jest ich coraz mniej.

Do­tar­łam. Opo­wia­da­nie czy­ta­ło się do­brze, mimo dłu­go­ści. Naj­pierw tro­chę rad. Pro­po­nu­ję, żebyś za­czął od pi­sa­nia o po­je­dyn­czych bo­ha­te­rach. Im wię­cej wa­znych osób, tym trud­niej nimi “ste­ro­wać”. Przy jed­nej po­sta­ci ła­twiej roz­bu­du­jesz jej emo­cje, po­ka­żesz mo­ty­wy dzia­ła­nia, przed­sta­wisz myśli.

Ko­lej­na rada: zga­dzam się z Per­ru­xem, warto od cze­goś in­try­gu­ją­ce­go, co przy­ku­je uwagę. Czyli naj­lep­sze na po­czą­tek, taki “ha­czyk” na czy­tel­ni­ka, w ko­lej­nych sce­nach można nawet cof­nąć się w cza­sie.

Z wła­snych ob­ser­wa­cji: krót­sze tek­sty znaj­du­ją wię­cej czy­tel­ni­ków.

Jak dla mnie, po­sta­cie mo­gły­by mniej mówić, ale to kwe­stia gustu.

Po­do­ba­ły mi się opisy walki. Fakt, kla­sycz­ne fan­ta­sy, ale pa­nu­jesz nad opo­wie­ścią, bo­ha­te­ro­wie są przed­sta­wie­ni dosyć spój­nie. Wia­do­mo, czego chcą i co mówią. Pa­nu­jesz nad lo­gi­ką wy­da­rzeń, co przy tak dłu­gim tek­ście to wcale nie jest łatwe. Nie prze­pa­dam za kra­sno­lu­da­mi, ale Twoje wy­pa­dły dość prze­ko­nu­ją­co, nawet za­czę­łam im ki­bi­co­wać. Dla­te­go ode mnie też klik.

Opo­wia­da­nie czy­ta­ło mi się do­brze i szyb­ko. Nie było to coś, co skła­nia do głęb­szej re­flek­sji, ale lubię sobie cza­sem po­czy­tać kla­sycz­ne fan­ta­sy, tak dla samej przy­jem­no­ści z czy­ta­nia, więc ogól­nie je­stem za­do­wo­lo­ny z lek­tu­ry. Akcję pro­wa­dzi­łeś w do­brym tem­pie, duża ilość dia­lo­gów w sto­sun­ku do opi­sów za­dzia­ła­ła jak na­le­ży.

Fa­bu­lar­nie nie spe­cjal­nie coś mnie za­sko­czy­ło. Na to, że na­czel­nik jest w jakiś spo­sób po­wią­za­ny z po­two­ra­mi wpa­dłem dosyć szyb­ko, bo już na po­cząt­ku, gdy się po­skar­ży, że na­szyj­nik mu prze­szka­dza. Bo gdyby to był atry­but wła­dzy, to by go za­wsze miał na wierz­chu, gdyby tylko bły­skot­ka, to by ra­czej był zro­bio­ny tak, żeby nie prze­szka­dzał. Mu­siał więc to być jakiś ta­li­zman i to dosyć istot­ny. Szcze­gól­nie, że jego opis jest po środ­ku dia­lo­gów, więc po coś na pewno zwra­casz na niego uwagę czy­tel­ni­ka. Chyba że po pro­stu to ja je­stem prze­wraż­li­wio­ny na punk­cie ta­kich ta­li­zma­nów, bo są bar­dzo po­pu­lar­nym mo­ty­wem. I jesz­cze pod­py­tał, czy ja­kie­goś maga mają. Ogól­nie od­nio­słem wra­że­nie, że coś ukry­wa przed od­dzia­łem.

Po­zo­sta­łe wy­da­rze­nie też dosyć kla­sycz­ne, od­dział walkę mu­siał wy­grać, od­siecz mu­sia­ła przy­być, ktoś mu­siał w porę za­trzy­mać miecz, żeby nie do­szło do jatki we­wnątrz od­dzia­łu. A może nie mu­sia­ło to wszyst­ko prze­bie­gać po­myśl­nie? Małe nie­szczę­ście i może byłby efekt za­sko­cze­nia. Tak jak w chwi­li, gdy Te­re­neg zo­rien­to­wał się, że ma tylko jedną mik­stu­rę. Nie­mniej widać, że mia­łeś po­mysł na hi­sto­rię i jak naj­bar­dziej sta­no­wi ona spój­ną, za­mknię­tą ca­łość.

Jeśli cho­dzi o same po­sta­cie, to ra­czej kla­sy­ki, przy­zwo­icie za­ry­so­wa­ne, ale jed­nak. Naj­bar­dziej rzu­ci­li mi się w oczy dwaj, Mael i Cer­nun­nos. Pierw­szy już na po­cząt­ku, po­nie­waż wy­ga­da­ny pięk­niś w zbroj­nym od­dzia­le daje na­dzie­ję na za­baw­ne wpad­ki i nie­ste­ty tro­chę się na nim za­wio­dłem, a drugi dla­te­go, że fak­tycz­nie oka­zał się cie­ka­wym mie­szań­cem i udo­wod­nił, że nie­słusz­nie spy­cha­no go na mar­gi­nes. Nie ro­zu­miem zu­peł­nie za­cho­wa­nia Te­re­ne­ga. Ła­god­nie mó­wiąc słaby z niego do­wód­ca. Naj­bar­dziej stra­cił, gdy za­czął ze szcze­gó­ła­mi o Cer­nun­no­sie opo­wia­dać. No nijak takie za­cho­wa­nie nie przy­stoi, nawet jak pod­wład­ne­go nie lubi. Do tego wydał się tro­chę nie­roz­gar­nię­ty, gdy dał się uga­dać w karcz­mie Gie­zmi­no­wi, mimo że było parę znacz­nych prze­sła­nek, że coś jest nie tak.

Dia­lo­gi po­rząd­nie zro­bio­ne, jak dla mnie to wy­szły wy­star­cza­ją­co na­tu­ral­nie. Ogól­nie tech­nicz­nie jest do­brze, więk­szych zgrzy­tów nie było. W tych paru miej­scach się za­trzy­ma­łem:

Pro­mie­nie słoń­ca, roz­po­czy­na­ją­ce­go swoją co­dzien­ną wę­drów­kę po nie­bo­skło­nie, coraz śmie­lej wkra­da­ły się do po­ko­ju na pię­trze miej­sco­wej go­spo­dy. Z cza­sem tylko świa­tło dzien­ne coraz bar­dziej ra­zi­ło śpią­ce w po­ko­ju po­sta­cie.

Dziw­nie brzmi dru­gie zda­nie, “tylko” bym wy­rzu­cił. I “pokój” jest małym po­wtó­rze­niem, z pierw­sze­go zda­nia wy­ni­ka, gdzie się akcja toczy. 

wio­ski opo­wie­dział grom­ko

wio­ski od­po­wie­dział grom­ko

Li­te­rów­ka

A pod­czas tej walki coś się po­sy­pa­ło:

Ko­lej­ne wście­kłe ataki zła­ma­ły jedną z rąk Izni­sa i po­wa­li­ły.

Cze­goś mi tu bra­ku­je. Bo ataki chyba nie mogły po­wa­lić ręki. Może:

Ko­lej­ne wście­kłe ataki zła­ma­ły jedną z rąk Izni­sa i po­wa­li­ły go na zie­mię.

Wtem Urdar, nie bę­dą­cy w cen­trum za­in­te­re­so­wa­nia be­stii, wy­ko­rzy­stał mo­ment i wy­cią­ga­jąc z cho­le­wy długi nóż, wbił go w lewę ramię wil­ko­ła­ka. Ten, po otrzy­ma­nym cio­sie, ob­ró­cił się i pró­bo­wał za­głę­bić kły w upo­rczy­wie tną­cym go ni­zioł­ku. Wtem sro­gie ude­rze­nie cięż­kiej, kra­sno­ludz­kiej pię­ści pro­sto w pysk, za­mro­czy­ło po­two­ra na krót­ki mo­ment.

Niby “wtem” nie wy­stę­pu­je bar­dzo bli­sko sie­bie, ale z racji szyb­kiej akcji i tak rzuca się w oczy, za­mie­nił­bym na coś in­ne­go. Druga kwe­stia, że Urdar wbił nóż wy­cią­ga­jąc go z cho­le­wy? Wy­obra­zi­łem sobie, że mu­siał­by okra­kiem sie­dzieć na łapie wil­ko­ła­ka w tym celu :) Może to nie błąd, ale się rzu­ci­ło w oczy. I jesz­cze “lewe”, li­te­rów­ka.

Naj­pierw na­pi­sa­łem ko­men­tarz, a potem prze­czy­ta­łem ko­men­ta­rze przed­mów­ców i zga­dzam się w sumie z kil­ko­ma opi­nia­mi, więc po­ni­żej jesz­cze parę uwag, które szcze­gól­nie warto pod­kre­ślić. Fak­tycz­nie kli­mat Sky­rim i trak­to­wa­nie opo­wia­da­nia jako qu­esta sta­wia go w ko­rzyst­nym świe­tle. I rów­nież się zga­dzam, że na plus sty­li­zo­wa­ny język i wi­docz­na zna­jo­mość kli­ma­tu w któ­rym się po­ru­szasz, szcze­gól­nie sceny walk zgrab­nie wy­szły. A z ni­zioł­kiem i kra­sno­lu­dem też mia­łem parę pro­ble­mów. Mu­sia­łem kilka razy nie­któ­re frag­men­ty prze­czy­tać, żeby się upew­nić, czy to cią­gle o tej samej oso­bie mowa. Na przy­kład tu rów­nie do­brze może cho­dzić o dwie różne po­sta­cie:

– W życiu bym się nie spo­dzie­wał. Nawet w całej za­wi­ści, którą masz wzglę­dem niego – wy­ce­dził przez zęby ni­zio­łek.

Kra­sno­lud pod­szedł do psy­chicz­nie roz­bi­te­go pół­el­fa i pod­no­sząc go za zdro­we ramię, po­mógł mu wstać. 

Pod­su­mo­wu­jąc ca­łość, uwa­żam że to na praw­dę dobry de­biut, a im wię­cej osób do niego do­trze i sko­men­tu­je, tym le­piej. Klik.

Uwaga! Spo­ile­ry w ko­men­ta­rzach! Czy­tasz na wła­sną od­po­wie­dzial­ność

ANDO – dzię­ku­ję za klika, ko­men­tarz i cenne rady. :)

Od­no­śnie nich, to chyba wła­śnie spró­bu­ję na­stęp­nym razem pójść w stro­nę mniej­szej ilo­ści po­sta­ci, sta­ra­jąc się je po­głę­bić. Tak samo z tym za­in­try­go­wa­niem czy­tel­ni­ka na po­cząt­ku.

Z wła­snych ob­ser­wa­cji: krót­sze tek­sty znaj­du­ją wię­cej czy­tel­ni­ków.

Ro­zu­miem, acz­kol­wiek tutaj dałem się tej hi­sto­rii roz­wi­nąć w jakiś taki na­tu­ral­ny i zgod­ny ze mną spo­sób. Nie­któ­rzy po­tra­fią za­wrzeć bar­dzo wiele w ilo­ści 20 ty­się­cy zna­ków, a nie­któ­rzy mówią, że przy ta­kiej ilo­ści akcja nie zdąży się roz­wi­nąć. Są gusta i gu­ści­ki. ;) Nie pla­nu­ję tek­stów po 70-80 ty­się­cy zna­ków, ale jeśli by się w da­le­kiej przy­szło­ści taki po­ja­wił, to muszę li­czyć się z tym, że prze­czy­ta go mniej osób. Chciał­bym, by nie­za­leż­nie od dłu­go­ści czy­ta­ło się go do­brze.

Jak dla mnie, po­sta­cie mo­gły­by mniej mówić, ale to kwe­stia gustu.

W wer­sji alfa było wię­cej nar­ra­to­ra ale on dłu­żył czy­ta­nie. Wy­da­je mi się, że w tym wy­pad­ku wię­cej dia­lo­gów wy­szło na dobre dla tek­stu.

Dobre słowo mo­ty­wu­je. ;) Cie­szę się, z za­uwa­żo­nej spój­no­ści tek­stu i lo­gicz­ne­go ciągu wy­da­rzeń.

 

he­ro­x002 – dzię­ku­ję za prze­czy­ta­nie i wni­kli­wy, roz­bu­do­wa­ny ko­men­tarz oraz klika. :D

Na to, że na­czel­nik jest w jakiś spo­sób po­wią­za­ny z po­two­ra­mi wpa­dłem dosyć szyb­ko, bo już na po­cząt­ku, gdy się po­skar­ży, że na­szyj­nik mu prze­szka­dza.

Tutaj się tro­chę tego oba­wia­łem, że już to bę­dzie po­dej­rza­ne za bar­dzo, z dru­giej zaś stro­ny nie chcia­łem zro­bić cze­goś ta­kie­go, że na końcu opo­wia­da­nia wy­cho­dzą wszyst­kie fakty, o któ­rych w tek­ście nawet nie było wzmian­ki. :P Trze­ba wię­cej pisać i przede wszyst­kim czy­tać, by zy­skać do­świad­cze­nie w te­ma­cie, jak za­krę­cić, ale tak, by nie było to zni­kąd.

A może nie mu­sia­ło to wszyst­ko prze­bie­gać po­myśl­nie? Małe nie­szczę­ście i może byłby efekt za­sko­cze­nia. Tak jak w chwi­li, gdy Te­re­neg zo­rien­to­wał się, że ma tylko jedną mik­stu­rę.

Wy­sze­dłem z za­ło­że­nia, że to co zo­sta­ło z ro­dzi­ny – mar­twy oj­ciec, mar­twy syn i żona po­zo­sta­wio­na sama sobie, bez wy­ja­śnień, bę­dzie wy­star­cza­ją­co po­nu­rym mo­ty­wem. Nie, żeby wszyst­kich bez­względ­nie mor­do­wać. :D

Naj­bar­dziej rzu­ci­li mi się w oczy dwaj, Mael i Cer­nun­nos. Pierw­szy już na po­cząt­ku, po­nie­waż wy­ga­da­ny pięk­niś w zbroj­nym od­dzia­le daje na­dzie­ję na za­baw­ne wpad­ki i nie­ste­ty tro­chę się na nim za­wio­dłem, a drugi dla­te­go, że fak­tycz­nie oka­zał się cie­ka­wym mie­szań­cem i udo­wod­nił, że nie­słusz­nie spy­cha­no go na mar­gi­nes.

To nie po­zo­sta­je mi nic in­ne­go, jak kie­dyś roz­wi­nąć te po­sta­cie. :D

Nie ro­zu­miem zu­peł­nie za­cho­wa­nia Te­re­ne­ga. Ła­god­nie mó­wiąc słaby z niego do­wód­ca. Naj­bar­dziej stra­cił, gdy za­czął ze szcze­gó­ła­mi o Cer­nun­no­sie opo­wia­dać. No nijak takie za­cho­wa­nie nie przy­stoi, nawet jak pod­wład­ne­go nie lubi. Do tego wydał się tro­chę nie­roz­gar­nię­ty, gdy dał się uga­dać w karcz­mie Gie­zmi­no­wi, mimo że było parę znacz­nych prze­sła­nek, że coś jest nie tak.

Taki był za­miar, że nie­pro­fe­sjo­na­lizm i zbyt­nie za­ufa­nie nie temu, co trze­ba, spo­wo­du­je kło­po­ty.

Li­te­rów­ki i po­wtó­rze­nia po­pra­wię, oraz frag­ment z tą my­lą­cą wy­po­wie­dzią ni­zioł­ka po wy­po­wie­dzi kra­sno­lu­da. Co do tej cho­le­wy, chyba ro­zu­miem, cho­ciaż nie czuję tego błędu. Nie­mniej jed­nak wiem chyba, jak go po­pra­wić, by było kla­row­niej.

Pod­su­mo­wu­jąc ca­łość, uwa­żam że to na praw­dę dobry de­biut, a im wię­cej osób do niego do­trze i sko­men­tu­je, tym le­piej. Klik.

Dzię­ki! Jak już wi­dzia­łeś, kilka kon­kret­nych opi­nii i por­cji uwag już mam. Zo­ba­czy­my, kto jesz­cze z ko­lej­ki lub spoza prze­czy­ta i sko­men­tu­je, ale im wię­cej, tym le­piej. :)

Na­dzie­je chyba się speł­nia­ją, skoro jest ich coraz mniej.

Cześć :D Tekst be­to­wa­łam, więc moją opi­nię znasz, ale chcia­ła­bym do­rzu­cić jesz­cze swoje trzy gro­sze bar­dziej pu­blicz­nie.

Jest to kla­sycz­ne fan­ta­sy z kra­sno­lu­da­mi i el­fa­mi, do któ­rych mam ogrom­ny sen­ty­ment. Jak widać po po­przed­nich ko­men­ta­rzach, mimo bety tra­fi­ło się tro­chę błę­dów, ale jak na tak dłu­gie opo­wia­da­nie, nie jest to wcale ilość prze­ra­ża­ją­ca. Fa­bu­lar­nie po­do­ba mi się to, że dość długo po­zwa­lasz czy­tel­ni­ko­wi wie­rzyć, że “to tylko ko­lej­ny quest dru­ży­no­wy”, a potem po­ka­zu­jesz, że jed­nak pro­blem leży głę­biej.

Tro­chę nie­do­pra­co­wa­na jest wciąż kwe­stia po­sta­ci – część z nich ma wi­docz­ny, do­brze za­ry­so­wa­ny cha­rak­ter, a część wy­da­je się dość bez­barw­na. Do­brym po­my­słem mo­gło­by być więc bra­nie na warsz­tat mniej­szej ilo­ści bo­ha­te­rów na raz, przy­naj­mniej na po­cząt­ku.

Ca­łość jed­nak po­do­ba mi się i czyta się znacz­nie le­piej niż na po­cząt­ku. :D Rzucę też po­le­caj­kę do bi­blio.

Ponoć robię tu za mo­de­ra­cję, więc w razie po­trze­by - pisz śmia­ło. Nie gryzę, naj­wy­żej na­pusz­czę na Cie­bie Lu­cy­fe­ra, choć Księż­nicz­ki na­le­ży bać się bar­dziej.

Cześć Verus! Dzię­ki za roz­sze­rzo­ną opi­nię i klika do bi­blio­te­ki! :)

Wzią­łem sobie do serca te rady. Na­stęp­ny po­wsta­ją­cy twór ma dwie głów­ne po­sta­cie, wokół któ­rych wszyst­ko się toczy i po­sta­ram się le­piej po­ka­zać ich mo­ty­wa­cje. Cie­szę się też, że fi­nal­ne prze­kon­stru­owa­nie tek­stu wy­szło mu na dobre. :D

Na­dzie­je chyba się speł­nia­ją, skoro jest ich coraz mniej.

Dzię­ku­ję ta­jem­ni­czej oso­bie za to, że za­gad­nę­ła do ducha bi­blio­te­ki, by do­łą­czył opo­wia­da­nie do swo­je­go zbio­ru, dając pią­te­go klika. To bar­dzo cie­szy. :D

Na­dzie­je chyba się speł­nia­ją, skoro jest ich coraz mniej.

Tekst przy­zwo­ity, acz nie wy­kra­cza­ją­cy poza ty­po­we po­my­sły.

Naj­le­piej wy­pa­da­ją dla mnie bo­ha­te­ro­wie, choć muszę przy­znać, że z po­cząt­ku nie za bar­dzo się w nich orien­to­wa­łem ze wzglę­du na dziw­ność i “nie­chwy­tli­wość” imion. Jed­nak stop­nio­wo się do nich przy­zwy­cza­iłem, a nawet po­lu­bi­łem. Nie wy­bi­li się jed­nak ni­czym szcze­gól­nie przy­ku­wa­ją­cym.

Sama fa­bu­ła to po­now­nie stan­dard – “quest” ry­ce­rzy z do­dat­kiem dra­ma­ty­zmu (wybór, komu przy­pad­nie mik­stu­ra na li­kan­tro­pię). Wszyst­ko roz­wi­ja się stan­dar­do­wo, nie za­ska­ku­je. Jed­nak spo­sób na­pi­sa­nia oraz po­sta­cie rów­no­wa­żą to w pew­nym aspek­tach.

Pod­su­mo­wu­jąc: kon­cert fa­jer­wer­ków spo­rzą­dzo­ny we­dług spraw­dzo­nych prze­pi­sów. Wy­ko­na­ny też w miarę sta­ran­nie, bez więk­szych bruzd. Może nie ory­gi­nal­ny, ale do­brze się czy­ta­ło.

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

Cześć. 

Jak na de­biut opo­wia­da­nie wy­da­je mi się cał­kiem nie­złe, choć jest tro­chę ele­men­tów do do­pra­co­wa­nia. Rada na przy­szłość: nie pró­buj na samym po­cząt­ku tek­stu przed­sta­wiać dużej ilo­ści bo­ha­te­rów. Czy­tel­nik ra­czej tego nie za­pa­mię­ta.

Gra­tu­lu­ję bi­blio­te­ki i życzę po­wo­dze­nia w dal­szym pi­sa­niu. ^^

No­Whe­re­Man

Cie­szę się, że do­brze się czy­ta­ło. Dzię­ki za prze­czy­ta­nie i opi­nię, z pew­no­ścią po­pra­cu­ję nad wy­mie­nio­ny­mi ele­men­ta­mi na­stęp­nym razem. ;)

 

Ajzan

choć jest tro­chę ele­men­tów do do­pra­co­wa­nia.

Wy­mie­nisz coś wię­cej oprócz dużej ilo­ści bo­ha­te­rów? ;) Tobie rów­nież dzię­ki, za prze­czy­ta­nie i dobre słowo. :)

Na­dzie­je chyba się speł­nia­ją, skoro jest ich coraz mniej.

Z rze­czy, które rzu­ci­ły mi się w oczy, to jesz­cze Te­re­neg nie ma­ją­cy opo­rów przed opo­wie­dze­niem kanc­le­rzo­wi o prze­szło­ści Cer­nun­no­sa. O ta­kich spra­wach, jak do­pro­wa­dze­nie do ka­ta­stro­fy, ra­czej nie roz­po­wia­da się na lewo i prawo.

Nie­źle się czy­ta­ło :)

Przy­no­szę ra­dość :)

Ajzan – ce­lo­wy za­bieg, by po­ka­zać nie­pro­fe­sjo­nal­lizm oraz że “wszy­scy lepsi niż Cer­nun­nos”.

 

Anet – dzię­ku­ję, przy­nio­słaś ra­dość. :D

Na­dzie­je chyba się speł­nia­ją, skoro jest ich coraz mniej.

Fajna hi­sto­ria. Po­do­bał mi się twist z wil­ko­ła­kiem na końcu :) Mimo pew­nych nie­do­cią­gnięć, oce­niam po­zy­tyw­nie :) Świat przed­sta­wio­ny przy­po­mi­na Wiedź­mi­na, i to ra­czej grę niż ksiąz­kę czy se­rial. Mam też sko­ja­rze­nia z Da­wi­dem Ed­ding­sem i jego try­lo­gią Ele­nium (tam też były za­ko­ny ry­cer­skie).

Duży po­ten­cjał do­strze­gam w tek­ście, ale i mnó­stwo zgrzy­tów. Od­nio­słem się do dużej czę­ści z nich; są to moje, czę­sto su­biek­tyw­ne, opi­nie. Zrób z nimi co ze­chcesz.

 

 Z cza­sem tylko świa­tło dzien­ne coraz bar­dziej ra­zi­ło śpią­ce w po­ko­ju po­sta­cie.

– Dzień dobry wszyst­kim! – za­krzyk­nę­ła dud­nią­cym gło­sem jedna z nich

 

Je­że­li po­sta­cie spały, to okrzyk mógł być je­dy­nie przez sen. Ktoś nie spał, jak ro­zu­miem? Może by trosz­kę prze­mo­de­lo­wać? Pro­po­zy­cja: "Młody męż­czy­zna wstał ener­gicz­nie, uprzed­nio od­rzu­ca­jąc okry­wa­ją­cy go gruby, weł­nia­ny koc.

– Dzień dobry wszyst­kim! – za­krzyk­nął dud­nią­cym gło­sem. […]”

– Słu­chaj! – rzekł po­iry­to­wa­ny.

 

– rzekł kra­sno­lud po­iry­to­wa­ny.

 

– Idź w cho­le­rę, Mael! – wark­nąw­szy na niego, zwró­cił się do po­zo­sta­łych:

 

– jak wyżej, roz­waż do­da­nie wy­ko­naw­cy czyn­no­ści.

 

[…]i rzu­ci­ła się w wir go­rącz­ko­wych przy­go­to­wań, by pręd­ko osio­dłać konie.

 

– hmmm, wg mnie przy­go­to­wa­nia nie do­ty­czy­ły tylko osio­dła­nia koni, może: "rzu­ci­ła się w wir go­rącz­ko­wych przy­go­to­wań, aby na­stęp­nie szyb­ko osio­dłać konie".

 

Wo­jow­ni­cy odzia­ni w kol­czu­gi, błysz­czą­ce kar­wa­sze z litej bla­chy i pół­otwar­te hełmy cie­szy­li się za­in­te­re­so­wa­niem miej­sco­wej ga­wie­dzi.

 

– to zna­czy, że wy­je­cha­li z obozu, ale co jak? A je­że­li nie wy­je­cha­li, po co sio­dła­li konie? Chyba, że ktoś im prze­rwał i… po­gu­bi­łem się ;)

 

Gie­zmin

 

– Gie­zmin, Giedź­min, Wiedź­min – mi się ewi­dent­nie ko­ja­rzy ;) No i ma me­da­lion, praw­da? Może nie jest to me­da­lion z wil­kiem, ale osta­tecz­nie ko­leż­ka oka­zu­je się wilk-oła­kiem.

 

Po­wiedz, kogo masz pod sobą, panie wo­jow­ni­ku?

 

– "Chwi­lo­wo pod sobą mam konia, ale liczę, że znaj­dzie się zaraz jakaś hoża dzie­wo­ja". Prze­pra­szam, jakoś tak do­słow­nie to zda­nie do mnie prze­ma­wia. Ale to pew­nie tylko ja ;)

 

Po­ra­dzi­my sobie, to nasz nie pierw­szy raz.

 

– pro­po­zy­cja: "to nie jest nasz pierw­szy raz", żeby trzy­mać się ory­gi­na­łu lub nieco sty­li­zo­wa­na forma: "dla nas to nie pierw­szy­zna".

 

Tylko kilka osób w brac­twie za­kon­nym cie­szy­ło się więk­szym po­słu­chem niż Te­re­neg

 

– to zakon? I przyj­mu­je ludzi, kra­sno­lu­dy elfy i mrocz­ne pół­el­fy (pół­mrocz­ne elfy)? Dziw­na re­gu­ła, może coś wię­cej można by skrob­nąć.

 

[…]za­nieś wier­ne­go, męż­ne­go ducha przed pod­nó­żek w twych zło­tych kom­na­tach.

 

– trosz­kę to uwła­cza­ją­ce dla wier­ne­go, męż­ne­go ducha, IMO. Może przed wrota two­ich zło­tych kom­nat cho­ciaż?

 

We­zwa­nie to Te­re­neg za­koń­czył unie­sie­niem uzbro­jo­nej w sre­brzy­ste ostrze ręki w ge­ście zwy­cię­stwa i bło­go­sła­wień­stwa.

 

– skła­dnio­wo coś nie halo, pro­po­zy­cja: "We­zwa­nie Te­re­neg za­koń­czył unie­sie­niem uzbro­jo­nej w sre­brzy­ste ostrze ręki. Był to gest zwy­cię­stwa i bło­go­sła­wień­stwa, który wlał w dru­ży­nę spo­kój i ład ducha" (do prze­re­da­go­wa­nia, wg Two­je­go za­my­słu, jbc).

 

Pół­elf pręd­ko do­strzegł niemą wąt­pli­wość.

 

– He? Może: Pół­elf od­po­wie­dział na niemą wąt­pli­wość to­wa­rzy­szy. Albo jesz­cze pro­ściej: na nie­za­da­ne py­ta­nie.

 

Traf­ne spo­strze­że­nie zy­ska­ło uzna­nie grupy, wy­ra­żo­ne kil­ko­ma po­mru­ka­mi

 

– pro­po­zy­cja: Grupa kil­ko­ma po­mru­ka­mi wy­ra­zi­ła swoje uzna­nie dla traf­ne­go spo­strze­że­nia.

 

[…] bo­wiem za każ­dym peł­zną­cym ko­rze­niem i w każ­dym za­głę­bie­niu mogła czaić się śmierć. Wy­czu­lo­ne zmy­sły śle­dzi­ły każde, choć­by naj­mniej­sze, źró­dło szme­ru

 

– po­wtó­rze­nie: każde.

 

Wo­jow­ni­cy w końcu wy­szli na bagno. Zmie­nił się kra­jo­braz, drze­wo­stan stał się rzad­szy, a jego miej­sce stop­nio­wo zaj­mo­wa­ły szu­wa­ry i krze­wy. Wo­jow­ni­cy moc­niej ści­snę­li tar­cze […]

 

– po­wtó­rze­nie: wo­jow­ni­cy.

 

pró­bu­jąc głu­szyć od­gło­sy roz­mię­kłe­go pod­ło­ża przy każ­dym kroku.

 

– za­głu­szyć

 

– Pssst, Eli­das! Wy­chyl się i zer­k­nij, czy do­strze­żesz to samo.

 

– nie to samo, tylko ra­czej bym ocze­ki­wał wię­cej szcze­gó­łów, na miej­scu do­wód­cy. Bo Eodas, zo­ba­czył, że może ktoś tak jakby…

 

Zbroj­ni pod­nie­śli się i po­mi­mo trud­no­ści te­re­no­wych zbli­ża­li się pew­nym kro­kiem do grupy prze­ciw­ni­ków.

 

– trud­no­ści te­re­no­we, tro­chę to brzmi jak za ko­mu­ny (kart­ka: jez­dem w te­re­nie). Albo sa­mo­chód te­re­no­wy – nie gra mi to z kli­ma­tem Two­je­go tek­stu.

 

Pręd­ko do­go­ni­li resz­tę dru­ży­ny, pod­czas gdy spo­mię­dzy wy­so­kiej ro­ślin­no­ści wy­su­wa­li się ko­lej­ni nie­umar­li.

 

– to nie­umar­li, czy to­piel­cy w końcu? Dla mnie to różne ro­dza­je (PWN, to­pie­lec: «w ba­śniach, po­da­niach lu­do­wych: po­ku­tu­ją­cy duch uto­pio­ne­go czło­wie­ka») A może utop­ce?

 

Na­stał czas pierw­szych walk wręcz.

 

– tak jakby żniw czy za­mąż­pój­ścia. Tro­chę bym zła­go­dził patos ;) To prze­cież zwy­kła po­tycz­ka… Czy nie?

 

Obok czar­no­bro­de­go ni­zioł­ka wal­czył Cer­nun­nos

 

– Panie, ni­zioł­ki to nie kra­sno­lu­dy, zdaje się, że już ktoś wyżej zwró­cił na to uwagę.

 

Mael z tru­dem pa­ro­wał nie­któ­re ciosy ko­tłu­jąc się bło­cie, pró­bu­jąc nie do­pu­ścić do tego, by w nim uto­nąć pod cię­ża­rem dwój­ki ata­ku­ją­cych.

 

– cze­goś tutaj bra­ku­je, "w bło­cie"?

 

Miecz prze­szedł przez kor­pus po­two­ra, a ten jęk­nął je­dy­nie przed tym, gdy za­marł na wieki.

 

– może "jęk­nął tuż przed tym". Je­że­li są nie­umar­li fak­tycz­nie, to nie wiem, czy za­marł na wieki.

 

– To nie kwe­stia magii. To wzra­sta – szep­nął Cer­nun­nos.

– Nie prze­szka­dzaj mi w obo­wiąz­kach – od­po­wie­dział Te­re­neg, od­wra­ca­jąc wzrok.

– Kie­dyś na­praw­dę po­ża­łu­jesz, że nie chcia­łeś mnie wy­słu­chać.

– dziw­ny ten dia­log, Co mu tam wzra­sta temu Cer­nun­no­so­wi? Co zaj­mu­je Te­re­ne­ga, że nie ma czasu po­ga­dać z to­wa­rzy­szem. I kiedy bę­dzie to kie­dyś? Kie­dyś brzmi, jakby dziad­kiem będąc miał wspo­mi­nać, że wy­pra­wa na bagna

 

– Po­dej­rze­wam, że wła­ści­wy pro­blem po­zo­stał nie­wy­eli­mi­no­wa­ny.

 

– ale co jak? Naj­pierw olał Cer­nun­no­sa, a teraz sam ma po­dej­rze­nia? Żeby za chwi­lę po­now­nie olać Cer­nun­no­sa, kiedy ten dzie­li się po raz ko­lej­ny swo­imi po­dej­rze­nia­mi.

 

To pew­nie przez to, że to typ nie­po­kor­ny, idzie przez życie swo­imi dro­ga­mi.

 

– typ nie­po­kor­ny, to jedno mi się tylko na­su­wa ;) Wpisz sobie w go­ogle i zo­bacz wy­ni­ki.

 

– To tylko plot­ki, lecz sły­sza­łem kie­dyś o tym, że jak się Cer­nun­nos po­ja­wia gdzieś, to dzie­ci pła­czą, a matki nie mogą nic z tym zro­bić do­pó­ki nie opu­ści oko­li­cy. Ponoć jak wej­dzie do ja­kie­goś miej­sca świę­te­go, to miej­sce owo tak jakby ga­śnie. Wie pan. Nie jest tak du­cho­wo ko­ją­ce, jak wcze­śniej. Do­pó­ki nie wyj­dzie stam­tąd oczy­wi­ście – od­po­wie­dział cicho do­wód­ca.

 

– jako się rze­kło w ko­men­ta­rzach wyżej – marny to ptak, co wła­sne gniaz­do kala. Jak może tak je­chać na swo­je­go to­wa­rzy­sza? I to do­wód­ca!

 

– Stać! I nie od­wra­cać się! – wark­nął na nich cicho ta­jem­ni­czy głos.

Obaj unie­śli ręce w ge­ście pod­da­nia.

 

– zbyt łatwo dali się za­stra­szyć. Ktoś im przy­sta­wił miecz do ple­ców czy jak?

 

Choć prze­wyż­szał mie­szań­ca bu­do­wą, w tym mo­men­cie stał z nim jak równy z rów­nym, po­nie­waż Cer­nun­nos miał od­wa­gę wal­czyć.

 

– prze­wyż­szał bu­do­wą? Bu­do­wą ciała, w jakim sen­sie? Był umie­śnio­ny, bar­dziej gibki, miał dłuż­sze łapy? Kon­kret­niej pro­szę.

 

[…] prze­klę­te ciel­sko z całą ener­gią ude­rzy­ło na pół­el­fa, któ­re­mu udało się unik­nąć kilku pierw­szych cio­sów.

– zmora, wil­ko­łak, czy prze­klę­ty? Te wszyst­kie nazwy się po­ja­wia­ją w kon­tek­ście po­sta­ci by­łe­go na­czel­ni­ka, do­brze by­ło­by to usys­te­ma­ty­zo­wać.

 

Ko­lej­ne wście­kłe ataki zła­ma­ły jedną z rąk Izni­sa i go po­wa­li­ły

 

– jakby Iznis miał co­najm­niej czte­ry ręce.

 

Te­re­neg, do­tych­czas z prze­ra­że­niem ob­ser­wu­ją­cy star­cie, oprzy­tom­niał i ener­gicz­nie pod­biegł do koni.

 

– co za tchórz!

 

 Mia­łeś w swo­jej tor­bie jedną mik­stu­rę, która zdol­na była zneu­tra­li­zo­wać li­kan­tro­pię.

 

– co za przy­pa­dek z tą mik­stu­rą, pech, że była tylko jedna. Mało to wszyst­ko praw­do­po­dob­ne.

 

Che mi sento di morir

Hmmm. Po­czą­tek jak w kla­sycz­nym fan­ta­sy. Tak kla­sycz­nym, że bar­dziej nie można – elfy i kra­sno­lu­dy, start w karcz­mie, rą­ban­ka z ja­kimś od­wiecz­nym złem… Potem za­czy­na robić się cie­ka­wiej.

Dla­cze­go tak głupi facet jest do­wód­cą, a lu­dzie go słu­cha­ją? Naj­pierw nie chce gadać z pod­wład­nym, bo go nie lubi. No, idio­ta. A potem przy­pad­ko­we­mu ob­ce­mu udzie­la waż­nych in­for­ma­cji. Już osie­dlo­wa plot­ka­ra le­piej kon­tro­lu­je, komu opo­wia­da pi­kant­ne ka­wał­ki. Albo to syn ja­kiejś szy­chy i tylko dla­te­go do­wo­dzi, albo prze­gią­łeś przy kon­stru­owa­niu po­sta­ci.

Żoł­nie­rze też żadna re­we­la­cja – trze­ba im tłu­ma­czyć, po co zna­czy się drze­wa w obcym lesie. Jak tępym re­kru­tom.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Ba­se­ment­Key:

 

Dzię­ki za od­ko­pa­nie, prze­czy­ta­nie i ko­men­tarz. :) Cie­szę się z po­zy­tyw­nej oceny osta­tecz­nie.

Świat przed­sta­wio­ny przy­po­mi­na Wiedź­mi­na, i to ra­czej grę niż ksiąz­kę czy se­riał.

Do­pie­ro jakiś czas po wy­pusz­cze­niu opko za­czą­łem czy­tać Wiedź­mi­na, a kie­dyś byłem na mu­si­ca­lu. W grę nigdy nie gra­łem, a Net­fli­xo­wy Wiedź­min nie jest Wiedź­mi­nem. Po pro­stu lubię takie ala śre­dnio­wiecz­ne, po­nu­re świa­ty,

– Idź w cho­le­rę, Mael! – wark­nąw­szy na niego, zwró­cił się do po­zo­sta­łych:

– jak wyżej, roz­waż do­da­nie wy­ko­naw­cy czyn­no­ści.

Wy­da­je mi się zro­zu­mia­łe, kto do kogo mówi, bo jest ich tam tylko dwóch.

Wo­jow­ni­cy odzia­ni w kol­czu­gi, błysz­czą­ce kar­wa­sze z litej bla­chy i pół­otwar­te hełmy cie­szy­li się za­in­te­re­so­wa­niem miej­sco­wej ga­wie­dzi.

– to zna­czy, że wy­je­cha­li z obozu, ale co jak? A je­że­li nie wy­je­cha­li, po co sio­dła­li konie? Chyba, że ktoś im prze­rwał i… po­gu­bi­łem się ;)

Akcja, jak sio­dła­ją konie dzie­je się rano, a oni przy­je­cha­li wie­czo­rem do miej­sco­wo­ści.

Gie­zmin

– Gie­zmin, Giedź­min, Wiedź­min – mi się ewi­dent­nie ko­ja­rzy ;) No i ma me­da­lion, praw­da? Może nie jest to me­da­lion z wil­kiem, ale osta­tecz­nie ko­leż­ka oka­zu­je się wilk-oła­kiem.

Nie, to tak nie wy­glą­da­ło. ;) Kwet­ka­rach, nazwa miej­sco­wo­ści w któ­rej dzie­je się akcja, po­wsta­ła w wy­ni­ku prze­rób­ki ja­kie­goś li­tew­skie­go słowa. Więc po­sze­dłem tym to­kiem jed­ne­go kręgu ję­zy­ko­we­go i wy­my­śli­łem Gie­zmi­na, który jest prze­kształ­ce­niem Gie­dy­mi­na. Wilk-ołak jakoś tak wy­szedł.

Po­wiedz, kogo masz pod sobą, panie wo­jow­ni­ku?

– "Chwi­lo­wo pod sobą mam konia, ale liczę, że znaj­dzie się zaraz jakaś hoża dzie­wo­ja". Prze­pra­szam, jakoś tak do­słow­nie to zda­nie do mnie prze­ma­wia. Ale to pew­nie tylko ja ;)

Jak do­wód­ca ma pod sobą pułk pie­cho­ty, to nie zna­czy, że sie­dzi na pię­ciu ty­sią­cach fa­ce­tów. :P Spo­tka­łem się kie­dyś z tym okre­śle­niem.

Tylko kilka osób w brac­twie za­kon­nym cie­szy­ło się więk­szym po­słu­chem niż Te­re­neg

– to zakon? I przyj­mu­je ludzi, kra­sno­lu­dy elfy i mrocz­ne pół­el­fy (pół­mrocz­ne elfy)? Dziw­na re­gu­ła, może coś wię­cej można by skrob­nąć.

Taka or­ga­ni­za­cja mul­ti­kul­ti w za­ło­że­niu, ale nie chcia­łem już wy­dłu­żać by opi­sy­wać samą or­ga­ni­za­cję.

[…]za­nieś wier­ne­go, męż­ne­go ducha przed pod­nó­żek w twych zło­tych kom­na­tach.

– trosz­kę to uwła­cza­ją­ce dla wier­ne­go, męż­ne­go ducha, IMO. Może przed wrota two­ich zło­tych kom­nat cho­ciaż?

Czy uwła­cza­ją­ce? Le­piej sie­dzieć przed drzwia­mi niż przed pod­nóż­kiem? Oni chcie­li by ich duch po śmier­ci mógł być cho­ciaż u stóp ich Boga. To ma na celu wy­wyż­sze­nie jego zna­cze­nia.

Pręd­ko do­go­ni­li resz­tę dru­ży­ny, pod­czas gdy spo­mię­dzy wy­so­kiej ro­ślin­no­ści wy­su­wa­li się ko­lej­ni nie­umar­li.

– to nie­umar­li, czy to­piel­cy w końcu? Dla mnie to różne ro­dza­je (PWN, to­pie­lec: «w ba­śniach, po­da­niach lu­do­wych: po­ku­tu­ją­cy duch uto­pio­ne­go czło­wie­ka») A może utop­ce? https://pl.wikipedia.org/wiki/Utopiec

W któ­rymś be­stia­riu­szu sło­wiań­skim uto­piec/to­pie­lec były okre­śle­nia­mi za­mien­ny­mi i tutaj sze­dłem tym to­kiem.

Obok czar­no­bro­de­go ni­zioł­ka wal­czył Cer­nun­nos

W prze­kła­dzie Marii Skib­niew­skiej „Wład­cy Pier­ście­ni” jest to za­stęp­cze okre­śle­nie Gim­lie­go. Po dru­gie, wedle de­fi­ni­cji którą zna­la­złem: (1.1) fant. lit. isto­ta ni­skie­go wzro­stu cha­rak­te­ry­zu­ją­ca się krępą bu­do­wą ciała i du­ży­mi sto­pa­mi

Po trze­cie, jak sobie po­ukła­da­łem nieco spe­cy­fi­kę świa­ta, to usta­li­łem, że ni­zioł­ki to pewna grupa do któ­rej na­le­żą wszel­kiej maści kra­sno­lu­dy i gnomy. :D

– To nie kwe­stia magii. To wzra­sta – szep­nął Cer­nun­nos.

– Nie prze­szka­dzaj mi w obo­wiąz­kach – od­po­wie­dział Te­re­neg, od­wra­ca­jąc wzrok.

– Kie­dyś na­praw­dę po­ża­łu­jesz, że nie chcia­łeś mnie wy­słu­chać.

– dziw­ny ten dia­log, Co mu tam wzra­sta temu Cer­nun­no­so­wi? Co zaj­mu­je Te­re­ne­ga, że nie ma czasu po­ga­dać z to­wa­rzy­szem. I kiedy bę­dzie to kie­dyś? Kie­dyś brzmi, jakby dziad­kiem będąc miał wspo­mi­nać, że wy­pra­wa na bagna

Miało być dziw­nie, Cer­nun­nos miał wy­paść dziw­nie. :D

– jako się rze­kło w ko­men­ta­rzach wyżej – marny to ptak, co wła­sne gniaz­do kala. Jak może tak je­chać na swo­je­go to­wa­rzy­sza? I to do­wód­ca!

Tak miało być. Miał być uprze­dzo­ny, miał go nie słu­chać, miał go ole­wać i go ob­ga­dy­wać, pró­bu­jąc tu­szo­wać swoje złe de­cy­zje i brak ta­len­tu i od­wa­gi. Wszel­kie dziw­ne i nie­od­po­wia­da­ją­ce sta­no­wi­sku do­wód­cy za­cho­wa­nia Te­re­ne­ga miały takie być.

– Stać! I nie od­wra­cać się! – wark­nął na nich cicho ta­jem­ni­czy głos.

Obaj unie­śli ręce w ge­ście pod­da­nia.

– zbyt łatwo dali się za­stra­szyć. Ktoś im przy­sta­wił miecz do ple­ców czy jak?

No nie wiem, nie wi­dzie­li ilo­ści za­gro­że­nia więc próba od­wró­ce­nia się mogła skoń­czyć się bli­skim spo­tka­niem z bro­nią.

Ko­lej­ne wście­kłe ataki zła­ma­ły jedną z rąk Izni­sa i go po­wa­li­ły

– jakby Iznis miał co­najm­niej czte­ry ręce.

Fakt. :P

 

Co do resz­ty, któ­rej nie wy­szcze­gól­ni­łem po­wy­żej to prze­my­ślę, na pewno zmie­nię ręce, po­wtó­rze­nia i kilka in­nych rze­czy. Resz­ta jest do za­sta­no­wie­nia.

 

Fin­klo:

Tobie rów­nież dzię­ki za prze­czy­ta­nie i ocenę. :)

Dla­cze­go tak głupi facet jest do­wód­cą, a lu­dzie go słu­cha­ją? Naj­pierw nie chce gadać z pod­wład­nym, bo go nie lubi. No, idio­ta. A potem przy­pad­ko­we­mu ob­ce­mu udzie­la waż­nych in­for­ma­cji. Już osie­dlo­wa plot­ka­ra le­piej kon­tro­lu­je, komu opo­wia­da pi­kant­ne ka­wał­ki. Albo to syn ja­kiejś szy­chy i tylko dla­te­go do­wo­dzi, albo prze­gią­łeś przy kon­stru­owa­niu po­sta­ci.

Można po­wie­dzieć, że jak to moż­li­we, że tak głupi lu­dzie mogą na­zy­wać się po­li­ty­ka­mi i spra­wo­wać urzę­dy… Mia­łem za­miar by była to po­stać po­dej­mu­ją­ca złe de­cy­zje i nie pa­su­ją­ca do swo­jej funk­cji. Tak było w pla­nach. Może braki w umie­jęt­no­ściach spo­wo­do­wa­ły, że ten za­miar nie zo­stał wy­szcze­gól­nio­ny i jest to od­bie­ra­ne, jako błąd lo­gicz­ny. Wy­cho­dzi­łem z za­ło­że­nia, że mogą oni zna­leźć nić po­ro­zu­mie­nia i że mogą roz­ma­wiać na różne te­ma­ty bo była to re­la­cja do­wód­ca-na­czel­nik. A że do­wód­ca miał skraj­ne emo­cje wzglę­dem pod­wład­ne­go, to cóż.

Żoł­nie­rze też żadna re­we­la­cja – trze­ba im tłu­ma­czyć, po co zna­czy się drze­wa w obcym lesie. Jak tępym re­kru­tom.

Hm, fak­tycz­nie, tro­chę tutaj po­pły­ną­łem. Ale to przez to, że sam nie lubię, jak bo­ha­te­ro­wie wcho­dząc na obcy teren po­ru­sza­ją się jak u sie­bie, więc to był ich spo­sób na drogę po­wrot­ną, ale może po­wi­nie­nem to opi­sać ina­czej, tak, aby grupa nie dzi­wi­ła. :P

Mam na­dzie­ję, że wię­cej do­bre­go bę­dzie można po­wie­dzieć na­stęp­nym razem. :)

 

Na­dzie­je chyba się speł­nia­ją, skoro jest ich coraz mniej.

Po­li­tyk może sobie wy­obra­żać, że od­po­wia­da tylko przed Bo­giem i hi­sto­rią. Żoł­nierz ma kogoś nad sobą. I jeśli no­to­rycz­nie po­dej­mu­je durne de­cy­zje, to prze­ło­że­ni po­win­ni nie­chęt­nie po­wie­rzać mu ludzi, a pod­wład­ni trak­to­wać przy­dział do tego od­dzia­łu jak wyrok. A tu nic ta­kie­go nie widać.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Słusz­na uwaga w sumie. Z racji, że by­ła­by to zbyt duża in­ge­ren­cja w tekst i że zo­stał on opu­bli­ko­wa­ny już dwa mie­sią­ce temu, to po­trak­tu­ję Twoje ko­men­ta­rze jako cenne rady na przy­szłość, by takie aspek­ty miały ręce i nogi.

Na­dzie­je chyba się speł­nia­ją, skoro jest ich coraz mniej.

Bar­dzo słusz­nie – rzecz się może bro­nić w szer­szym kon­tek­ście. Jeśli to krew­ny ja­kiejś szy­chy, a prze­ło­że­ni sta­ra­ją się dawać fa­ce­to­wi łatwe misje i albo cwa­nych we­te­ra­nów, albo pod­pad­nię­tych szwe­jów. Aż tu razu pew­ne­go przy­szedł ktoś nowy, z cen­tra­li czy tam ar­cy­ka­płan się wmie­szał, że tylko ten do­sko­na­ły żoł­nierz…

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Kla­sycz­ne fan­ta­sy… mniam. Od ja­kie­goś czasu za mną cho­dzi­ło. Na po­cząt­ku za­ję­ło mi chwi­lę, nim się wcią­gną­łem w hi­sto­rię, ale póź­niej czy­ta­ło się bar­dzo szyb­ko i przy­jem­nie. Hi­sto­ria może i nie­zbyt od­kryw­cza, ale mi się po­do­ba­ła. Nie po­my­śla­łem zu­peł­nie, jakie kon­se­kwen­cje może być to, że syn zo­stał zra­nio­ny przez wil­ko­ła­ka i ten frag­ment był dla mnie za­sko­cze­niem. Ogól­nie opo­wia­da­nie na plus.

Dzię­ki Filip za prze­czy­ta­nie (tym bar­dziej po takim cza­sie od pu­bli­ka­cji) i opi­nię. ;) Nie spie­ram się, bo fak­tycz­nie jest o hi­sto­ria ra­czej na zna­nych mo­ty­wach, ale to co się dzię­ki niej na­uczy­łem, to moje. No i sta­no­wi po­czą­tek pew­nej hi­sto­rii. 

Nie­zli­czo­ne no­tat­ki leżą w kon­cie mo­je­go dysku go­ogle, więc jeśli wena i czas po­zwo­lą, to w tym roku jesz­cze wy­pusz­czę ko­lej­ne opo­wia­da­nie w ra­mach tego świa­ta.

Po­zdra­wiam!

Na­dzie­je chyba się speł­nia­ją, skoro jest ich coraz mniej.

Z da­wien dawna do­da­łam do ko­lej­ki, a dziś wpa­dam z wi­zy­tą :) No to już pa­trzę, co my tu mamy. Wbrew swoim zwy­cza­jom za­cznę od wra­żeń ogól­nych, a na ła­pan­kę przyj­dzie pora póź­niej.

Jak przed­pi­ś­cy – od razu po­wiem, że kla­sycz­ne fan­ta­sy, i fa­bu­łą nie za­sko­czy­ło. Cał­kiem przy­jem­na i stan­dar­do­wa kon­struk­cja, szko­da, że bez po­wie­wu świe­żo­ści. Oso­bi­ście sądzę, że tro­chę też przy­dłu­gie – 40k zna­ków na to, by zabić grup­kę to­piel­ców, a póź­niej jed­ne­go wil­ko­ła­ka. No, mamy jesz­cze kłót­nię w dru­ży­nie, ale nie czuję, by tekst był gęsty – w sen­sie tre­ści­wy, gdzie z każ­de­go aka­pi­tu do­wia­du­ję się cze­goś cie­ka­we­go. Za­uwa­ży­łam, że każda, a przy­naj­mniej przy­tła­cza­ją­ca więk­szość wy­po­wie­dzi za­opa­trzo­na jest w – na­zwij­my to – di­da­ska­lia. Jasne, kiedy roz­ma­wia dużo osób, trze­ba za­zna­czyć, kto co wy­po­wia­da, ale w wielu przy­pad­kach to tylko do­da­tek do dłu­go­ści nie­krót­kie­go wszak opo­wia­da­nia.

Ry­zy­kow­nym po­su­nię­ciem było wrzu­ce­nie spo­rej grupy bo­ha­te­rów. Wia­do­mo, że przy ta­kiej dłu­go­ści cięż­ko, aby każdy do­stał od­po­wied­ni czas an­te­no­wy. Naj­bar­dziej wy­róż­niał się Cern, no i siłą rze­czy do­wód­ca Te­re­neg (trosz­kę śred­nio brzmią­ce zdaje mi się to imię, w trak­cie lek­tu­ry czę­sto sobie skra­ca­łam do Te­ren­ga). Po­zo­sta­li, w tym lu­dzie z wio­ski, to takie NPCe. Nie jest to jakiś duży pro­blem, bo sta­ty­ści też są po­trzeb­ni, tyle że nie­któ­rych człon­ków dru­ży­ny cięż­ko było za­pa­mię­tać, a potem od­róż­niać.

Za­cho­wa­nie Te­re­ne­ga, kiedy opi­su­je za­rząd­cy przy­pad­ko­wej wio­ski wy­bryk swo­je­go pod­wład­ne­go, a potem o nim plot­ku­je, jest skan­da­licz­ne. Może go nie lubić, ale do­wód­ca ob­ga­du­ją­cy wła­snych ludzi z ob­cy­mi po pro­stu pod­mi­no­wu­je swój au­to­ry­tet. Poza tym, jak to wy­glą­da, kiedy fa­chow­cy od­wa­lą fuchę, a potem kie­row­nik robót oznaj­mi klien­to­wi, że kie­dyś omal nie do­pro­wa­dzi­li do ka­ta­stro­fy przez błąd pra­cow­ni­ka?

Ogól­nie cał­kiem spoko, choć nie za­uro­czy­ło.

oczy w ko­lo­rze naj­lep­szych dę­bo­wych trun­ków

Mael prze­glą­dał się w wo­dzie. Zdaje mi się, że w ta­kich od­bi­ciach nie widzi się ko­lo­rów na tyle do­kład­nie, by oce­nić barwę oczu ;)

wark­nąw­szy, wy­szedł­szy, przy­wią­zaw­szy

To przy­kła­dy wy­ra­zów, które za­brzmia­ły w trak­cie lek­tu­ry trosz­kę dziw­nie, jakby za­kra­dły się z opo­wia­da­nia na­pi­sa­ne­go zu­peł­nie innym sty­lem.

– Do­brze jest was zo­ba­czyć w świe­tle dnia, bo za­iste, późno wczo­raj przy­je­cha­li­ście. Nie­wie­lu de­cy­du­je się na po­dró­że trak­tem po zmro­ku, głów­nie ze wzglę­du na dzi­kie zwie­rzę­ta i stwo­ry czy­ha­ją­ce po la­sach – kon­ty­nu­ował Gie­zmin.

Gie­zmin dziwi się, że licz­na, uzbro­jo­na po zęby banda nie bała się po­dró­żo­wać nocą?

– Bar­dzo do­brze – od­rzekł do­wód­ca i zwró­cił się do na­czel­ni­ka. – Pro­szę po­znać, oto moja prawa ręka w for­ma­cji, a za­ra­zem przy­ja­ciel z cza­sów służ­by dla ce­sa­rza, Iznis.

– Nie­po­trzeb­nie, po­zna­li­śmy się prze­cież z panem Izni­sem wczo­raj, póź­nym wie­czo­rem.

– Ach, fak­tycz­nie, za­po­mnia­łem już – od­po­wie­dział Te­re­neg

Tro­chę za­baw­nie to wy­pa­dło, jako że chcia­łeś przed­sta­wić czy­ta­ją­cym ostat­nie­go człon­ka dru­ży­ny, nawet jeśli w opi­sy­wa­nej sy­tu­acji nie miało to sensu. Bra­ko­wa­ło mi tu tylko zbu­rze­nia czwar­tej ścia­ny przez Te­re­ne­ga od­po­wie­dzią w ro­dza­ju “Wiem, ale czy­tel­ni­ków wczo­raj z nami nie było” ;)

a w razie tra­ge­dii cie­le­snej po­wło­ki

Wiem, że to frag­ment mo­dli­twy, ale wy­da­ło mi się ciut prze­gię­te.

– Idziesz tym to­kiem co wszy­scy i byłeś na mnie cięty od sa­me­go po­cząt­ku.

Eee… cho­dzi­ło o to, że idzie tym samym to­kiem ro­zu­mo­wa­nia? Tro­chę oso­bli­wie to wy­glą­da.

Nie miał w tym mo­men­cie po­wo­du, by kwe­stio­no­wać słusz­ność tego, co przed­sta­wił mu Gie­zmin.

Nar­ra­tor osą­dza sy­tu­ację, cho­ciaż wcze­śniej tylko opi­sy­wał fakty, i na do­da­tek spo­ile­ru­je – bo już wia­do­mo, że coś jest nie tak.

Blon­dyn wes­tchnął głę­bo­ko za­czy­na­jąc wywód.

Który z per­spek­ty­wy czy­tel­ni­ka był zbęd­ny, więc wy­star­czy­ła­by tylko wzmian­ka, że stre­ścił wy­da­rze­nia ostat­nich paru chwil.

Kra­sno­lud pod­szedł do psy­chicz­nie roz­bi­te­go pół­el­fa

Nar­ra­tor znów osą­dza sy­tu­ację. Ro­zu­miem, że Cern mógł się trząść, mógł sie­dzieć jak otę­pia­ły, ale “psy­chicz­nie roz­bi­ty”? To już nie opis, tylko dia­gno­za.

Cer­nun­nos zwró­cił się do kra­sno­lu­da, cią­gle łka­jąc. (…) od­po­wie­dział ni­zio­łek

Kra­sno­lud to chyba nie to samo co ni­zio­łek? My­śla­łam, że ni­zioł­ki to hob­bi­ci…

deviantart.com/sil-vah

Z da­wien dawna do­da­łam do ko­lej­ki, a dziś wpa­dam z wi­zy­tą :)

Super :)

Za­uwa­ży­łam, że każda, a przy­naj­mniej przy­tła­cza­ją­ca więk­szość wy­po­wie­dzi za­opa­trzo­na jest w – na­zwij­my to – di­da­ska­lia. Jasne, kiedy roz­ma­wia dużo osób, trze­ba za­zna­czyć, kto co wy­po­wia­da, ale w wielu przy­pad­kach to tylko do­da­tek do dłu­go­ści nie­krót­kie­go wszak opo­wia­da­nia.

Pa­trząc na chłod­no, to masz rację. W ostat­nim opko na kon­kurs lo­ve­cra­fto­wy sta­ra­łem się ogra­ni­czyć ich ilość.

Ry­zy­kow­nym po­su­nię­ciem było wrzu­ce­nie spo­rej grupy bo­ha­te­rów. Wia­do­mo, że przy ta­kiej dłu­go­ści cięż­ko, aby każdy do­stał od­po­wied­ni czas an­te­no­wy. Naj­bar­dziej wy­róż­niał się Cern, no i siłą rze­czy do­wód­ca Te­re­neg (trosz­kę śred­nio brzmią­ce zdaje mi się to imię, w trak­cie lek­tu­ry czę­sto sobie skra­ca­łam do Te­ren­ga). Po­zo­sta­li, w tym lu­dzie z wio­ski, to takie NPCe. Nie jest to jakiś duży pro­blem, bo sta­ty­ści też są po­trzeb­ni, tyle że nie­któ­rych człon­ków dru­ży­ny cięż­ko było za­pa­mię­tać, a potem od­róż­niać.

Taaak, nie chcąc robić sy­tu­acji, w któ­rej trzech gości robi za he­ro­sów dałem wię­cej po­sta­ci, ale prze­gią­łem w drugą stro­nę. Albo nie prze­gią­łem, tylko opi­sy­wa­nie dużej ilo­ści osób wy­ma­ga może pew­ne­go po­my­słu i wpra­wy, któ­rej na­by­wam.

Za­cho­wa­nie Te­re­ne­ga, kiedy opi­su­je za­rząd­cy przy­pad­ko­wej wio­ski wy­bryk swo­je­go pod­wład­ne­go, a potem o nim plot­ku­je, jest skan­da­licz­ne. Może go nie lubić, ale do­wód­ca ob­ga­du­ją­cy wła­snych ludzi z ob­cy­mi po pro­stu pod­mi­no­wu­je swój au­to­ry­tet. Poza tym, jak to wy­glą­da, kiedy fa­chow­cy od­wa­lą fuchę, a potem kie­row­nik robót oznaj­mi klien­to­wi, że kie­dyś omal nie do­pro­wa­dzi­li do ka­ta­stro­fy przez błąd pra­cow­ni­ka?

Po­ja­wi­ły się na ten temat po­dob­ne głosy, Fin­kla mi to także wcze­śniej sku­tecz­nie wy­tłu­ma­czy­ła, że mógł się tak za­cho­wy­wać, ale żeby to było od­po­wied­nio umo­ty­wo­wa­ne. Tutaj fak­tycz­nie po­win­no być, a nie ma.

Mael prze­glą­dał się w wo­dzie. Zdaje mi się, że w ta­kich od­bi­ciach nie widzi się ko­lo­rów na tyle do­kład­nie, by oce­nić barwę oczu ;)

Ro­zu­miem i masz rację, z dru­giej stro­ny w od­bi­ciu wody w misce sto­ją­cej na drew­nia­nym, pew­nie chy­bo­tli­wym, stole też cięż­ko do­kład­nie do­strzec przy­stoj­ne rysy o któ­rych także była mowa. Fak­tycz­nie nie mu­siał wi­dzieć ko­lo­ru oczu, a chciał przed­sta­wić jak jest skrom­ny po pro­stu… ;)

Gie­zmin dziwi się, że licz­na, uzbro­jo­na po zęby banda nie bała się po­dró­żo­wać nocą?

W moich my­ślach wy­glą­da­ło to le­piej. Po­trak­tu­ję to jako radę na przy­szłość, bo tutaj wy­ma­ga­ło­by to kon­kret­nych zmian w tek­ście.

Tro­chę za­baw­nie to wy­pa­dło, jako że chcia­łeś przed­sta­wić czy­ta­ją­cym ostat­nie­go człon­ka dru­ży­ny, nawet jeśli w opi­sy­wa­nej sy­tu­acji nie miało to sensu. Bra­ko­wa­ło mi tu tylko zbu­rze­nia czwar­tej ścia­ny przez Te­re­ne­ga od­po­wie­dzią w ro­dza­ju “Wiem, ale czy­tel­ni­ków wczo­raj z nami nie było” ;)

Uśmia­łem się mocno przy tym ko­men­ta­rzu, choć masz rację. :D

Wiem, że to frag­ment mo­dli­twy, ale wy­da­ło mi się ciut prze­gię­te.

Ro­zu­miem, choć nie ukry­wam, że ce­lo­wo po­le­cia­łem tutaj z pa­to­sem.

Eee… cho­dzi­ło o to, że idzie tym samym to­kiem ro­zu­mo­wa­nia? Tro­chę oso­bli­wie to wy­glą­da.

Tutaj za­li­czy­łem pro­blem pod ty­tu­łem: mam po­mysł na tą po­stać i czym jest to uwa­run­ko­wa­ne ale zbyt­nio zro­bi­łem z tego ta­jem­ni­cę co w kon­se­kwen­cji jest nie­zro­zu­mia­łe.

Nar­ra­tor osą­dza sy­tu­ację, cho­ciaż wcze­śniej tylko opi­sy­wał fakty, i na do­da­tek spo­ile­ru­je – bo już wia­do­mo, że coś jest nie tak.

Racja.

Nar­ra­tor znów osą­dza sy­tu­ację. Ro­zu­miem, że Cern mógł się trząść, mógł sie­dzieć jak otę­pia­ły, ale “psy­chicz­nie roz­bi­ty”? To już nie opis, tylko dia­gno­za.

Bra­ko­wa­ło mi tego słowa.

Cer­nun­nos zwró­cił się do kra­sno­lu­da, cią­gle łka­jąc. (…) od­po­wie­dział ni­zio­łek

Kra­sno­lud to chyba nie to samo co ni­zio­łek? My­śla­łam, że ni­zioł­ki to hob­bi­ci…

Czy­ta­jąc Tol­kie­na, dla Gim­lie­go było uży­wa­ne okre­śle­nie „ni­zio­łek” w pol­skim prze­kła­dzie. Ogól­nie po­trak­to­wa­łem „ni­zioł­ki” jako całą grupę hu­ma­no­idów o okre­ślo­nych pro­por­cjach ciała w tym kra­sno­lu­dy czy gnomy. He­re­zja? Widzę, że tak to jest od­bie­ra­ne… :D

Dzię­ku­ję Silvo za prze­czy­ta­nie i ko­men­tarz. Kilka mniej­szych błę­dów po­pra­wię, te które bar­dziej in­ge­ru­ją w kon­struk­cję nie tyle po­mi­nę, co po pro­stu tekst jest tu kilka mie­się­cy, więc chyba le­piej sku­pić się, by po­wyż­sze za­sto­so­wać w czymś nowym. Ko­men­tarz na pewno bę­dzie po­moc­ny przy ko­lej­nych opkach, szcze­gól­nie to:

No, mamy jesz­cze kłót­nię w dru­ży­nie, ale nie czuję, by tekst był gęsty – w sen­sie tre­ści­wy, gdzie z każ­de­go aka­pi­tu do­wia­du­ję się cze­goś cie­ka­we­go.

Niby „teo­re­tycz­nie” gdzieś to wie­dzia­łem, ale Twój ko­men­tarz mi to czu­cie zma­te­ria­li­zo­wał do pew­nej za­sa­dy, którą z pew­no­ścią będę pod­da­wał ko­lej­ne twory.

Na­dzie­je chyba się speł­nia­ją, skoro jest ich coraz mniej.

Taaak, nie chcąc robić sy­tu­acji, w któ­rej trzech gości robi za he­ro­sów dałem wię­cej po­sta­ci, ale prze­gią­łem w drugą stro­nę. Albo nie prze­gią­łem, tylko opi­sy­wa­nie dużej ilo­ści osób wy­ma­ga może pew­ne­go po­my­słu i wpra­wy, któ­rej na­by­wam.

Jasne, ćwi­cze­nie czyni mi­strza, a sądzę, że w opo­wia­da­niu też da się faj­nie przed­sta­wić dru­ży­nę. :)

Po­ja­wi­ły się na ten temat po­dob­ne głosy, Fin­kla mi to także wcze­śniej sku­tecz­nie wy­tłu­ma­czy­ła, że mógł się tak za­cho­wy­wać, ale żeby to było od­po­wied­nio umo­ty­wo­wa­ne. Tutaj fak­tycz­nie po­win­no być, a nie ma.

Dla mnie słowa Te­re­ne­ga były dużym za­sko­cze­niem, bo tak jakby wy­sko­czy­ły “zni­kąd” – bra­ko­wa­ło ja­kichś prze­sła­nek, że jest czło­wie­kiem, który może zro­bić coś ta­kie­go. Więc rze­czy­wi­ście, gdyby zna­la­zły się wcze­śniej od­po­wied­nie fun­da­men­ty, ten frag­ment nie wy­da­wał­by się taki, hm, ode­rwa­ny.

Czy­ta­jąc Tol­kie­na, dla Gim­lie­go było uży­wa­ne okre­śle­nie „ni­zio­łek” w pol­skim prze­kła­dzie. Ogól­nie po­trak­to­wa­łem „ni­zioł­ki” jako całą grupę hu­ma­no­idów o okre­ślo­nych pro­por­cjach ciała w tym kra­sno­lu­dy czy gnomy. He­re­zja? Widzę, że tak to jest od­bie­ra­ne… :D

W wy­da­niu “Wład­cy Pier­ście­ni”, które mam na półce, chyba nie uży­wa­no tego okre­śle­nia wzglę­dem kra­sno­lu­dów. Aku­rat nie­daw­no od­świe­ża­łam sobie pierw­szą część, na świę­ta pew­nie prze­czy­tam drugą, to będę uważ­nie czy­tać, gdy bę­dzie mowa o Gim­lim. :)

Cie­szę się, że mo­głam do­ra­dzić! Ro­zu­miem, że nie chcesz już w tym tek­ście za bar­dzo grze­bać, więc trzy­mam kciu­ki za na­stęp­ne, no i bar­dzo chęt­nie je prze­czy­tam :)

deviantart.com/sil-vah

Dla mnie słowa Te­re­ne­ga były dużym za­sko­cze­niem, bo tak jakby wy­sko­czy­ły “zni­kąd” – bra­ko­wa­ło ja­kichś prze­sła­nek, że jest czło­wie­kiem, który może zro­bić coś ta­kie­go. Więc rze­czy­wi­ście, gdyby zna­la­zły się wcze­śniej od­po­wied­nie fun­da­men­ty, ten frag­ment nie wy­da­wał­by się taki, hm, ode­rwa­ny.

Może kie­dyś na­pi­szę opko, które sta­no­wi­ło­by osob­ną hi­sto­rię, ale rzu­ca­ło­by świa­tło na te mo­ty­wy. Coś ta­kie­go cho­dzi mi cza­sem po gło­wie, ale to póki co ra­czej od­le­gła i nie­pew­na kwe­stia.

W wy­da­niu “Wład­cy Pier­ście­ni”, które mam na półce, chyba nie uży­wa­no tego okre­śle­nia wzglę­dem kra­sno­lu­dów. Aku­rat nie­daw­no od­świe­ża­łam sobie pierw­szą część, na świę­ta pew­nie prze­czy­tam drugą, to będę uważ­nie czy­tać, gdy bę­dzie mowa o Gim­lim. :)

Ta moja wer­sja chy­y­y­ba jest w prze­kła­dzie Marii Skib­niew­skiej. Spraw­dził­bym nawet, ale książ­ka jest pra­wie 200 km dalej. :P

Cie­szę się, że mo­głam do­ra­dzić! Ro­zu­miem, że nie chcesz już w tym tek­ście za bar­dzo grze­bać, więc trzy­mam kciu­ki za na­stęp­ne, no i bar­dzo chęt­nie je prze­czy­tam :)

Dzię­ku­ję Ci bar­dzo! :)

Na­dzie­je chyba się speł­nia­ją, skoro jest ich coraz mniej.

Nowa Fantastyka