- Opowiadanie: Kelin - Tam, gdzie diabeł mówi

Tam, gdzie diabeł mówi

Dzię­ku­ję ser­decz­nie użyt­kow­ni­kom pa­we­lek i Wik­tor Or­łow­ski za pomoc przy tek­ście. Wy­bacz­cie mi krnąbr­ność i że nie wszyst­kich rad po­słu­cha­łem.

 

Krót­ki słow­ni­czek ła­ci­ny:

Pra­emo­ni­tus pra­emu­ni­tus – Prze­zor­ny za­wsze ubez­pie­czo­ny

Quod verum tutum – Co praw­da, to praw­da

Re vera – W rze­czy samej

Vale – Do wi­dze­nia, do zo­ba­cze­nia

Ver­bum no­bi­le, debet esse sta­bi­le – Przy­się­ga; słowo szla­chec­kie musi być do­trzy­ma­ne

Vade retro – Wra­caj skądś przy­szedł; zmy­kaj

 

28.10 – wle­cia­ły po­praw­ki ję­zy­ko­we za po­ra­da­mi użyt­kow­ni­ków: Re­gu­la­to­rzy, Nie­bie­ski­_ko­smi­ta, Jo­se­he­im i Ba­se­ment­Key. Dzię­ki!

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Tam, gdzie diabeł mówi

Długo dia­beł za­cho­dził w głowę, jak Twar­dow­ską ścią­gnąć do pie­kła. Głupi uwie­rzył jej, że gdy przyj­dzie czas, pój­dzie za cy­ro­gra­fem, a on wraz z nią w cze­luść po­wie­dzie ty­siąc wier­nych jej dusz.

Głu­piś ty, Me­fi­sto­fe­le­sie, żeś tak łatwo dał się zwieść. Czło­wie­ko­wi! Mar­ne­mu two­ro­wi, któ­re­go Bóg ra­czył stwo­rzyć do­pie­ro po tobie! Co tu po­cząć? Za­rze­ka się, że do Włoch nie po­je­dzie – jak tu ją na ma­now­ce ścią­gnąć?

 

***

 

Wieść to była nie­sły­cha­na, że ciem­ną nocą ktoś gra­su­je na cmen­ta­rzu. Sie­dem za­pa­lo­nych świec, zro­bio­nych z tru­pie­go tłusz­czu, stało do­oko­ła przy­kry­te­go młodą trawą grobu. Nie­boszcz­ka zo­sta­ła po­cho­wa­na prze­szło trzy lata temu, w nocy, pod­czas nowiu. Mimo bez­kre­snych ciem­no­ści, o po­grze­bie mówił cały Kra­ków.

Przez trzy lata, sie­dem mie­się­cy i sie­dem dni wier­ny Ma­ciek co noc czu­wał przy gro­bie mi­strzy­ni. Ba­czył, aby żadni zbój­co­wie ni zwierz jaki nie zbez­cze­ści­li bie­dacz­ki, tak bez­bron­nej w obec­nym sta­nie.

Wresz­cie nad­szedł mo­ment, kiedy to ciało znów miało po­czuć po­wie­trze. Chło­piec, roz­pa­liw­szy ogni­ki, roz­po­czął swój trud przy ło­pa­cie.

Trum­nę dla bez­pie­czeń­stwa za­ko­pa­no głę­bo­ko. Go­spo­dy­ni tego miej­sca nie po­trze­bo­wa­ła już od­dy­chać, zresz­tą pra­emo­ni­tus pra­emu­ni­tus, metr czy dwa róż­ni­cy jej nie zrobi.

Ma­ciek, dziel­nie ko­piąc i prze­sy­pu­jąc uświę­co­ną zie­mię, do­stu­kał się wresz­cie ło­pa­tą do drew­na. Trum­na zo­sta­ła wy­ko­na­na z cisu, tak jak pier­wej przy­ka­za­ła mu mi­strzy­ni. Wieko za­bi­to  sied­mio­ma gwoź­dzia­mi dłu­gi­mi na dłoń, a gru­by­mi na palec. Oj, na­tru­dził się Ma­ciek, pró­bu­jąc je wy­szarp­nąć. Kiedy wy­rwał już ostat­ni, uniósł po­kry­wę, a widok, jaki uj­rzał, za­sko­czył go bar­dzo. Za­miast ciała doj­rza­łej ko­bie­ty za­stał ga­wo­rzą­ce roz­kosz­nie nie­mow­lę. Spoj­rza­ło się na niego nad po­dziw ro­zum­nie, a Ma­ciek nagle wie­dział już, co ma robić.

Od­ciął nożem ka­wa­łek płót­na, w które wcze­śniej za­wi­nię­te było ciało, otu­lił nim dziec­ko, a po za­sy­pa­niu dołu zie­mią – za­niósł do domu.

 

***

 

Dziew­czyn­ka rosła szyb­ko. Na­stęp­ne­go dnia za­czę­ła już sia­dać i sta­wać, a po ty­go­dniu przy­bra­ła wy­gląd kwit­ną­ce­go pod­lot­ka. Lecz nie to dzi­wi­ło Maćka naj­bar­dziej. Naj­więk­szy szok prze­żył, od­kryw­szy, że głos mi­strzy­ni się nie zmie­nił, a wraz z młod­szym cia­łem wró­cił cały ogrom ro­zu­mu i wszyst­kie wspo­mnie­nia.

Nie mi­nę­ły dwa ty­go­dnie, a z dziew­czyn­ki stała się młodą ko­bie­tą. Urodą – zda­niem sługi – zda­wa­ła się prze­ra­stać wszyst­kie kra­kow­skie mieszcz­ki i szlach­cian­ki. Ma­ciek do­sta­wał ru­mień­ców, kiedy pro­si­ła go o pomoc przy ką­pie­li, i z wy­raź­nym za­kło­po­ta­niem po­ma­gał jej przy co­dzien­nych czyn­no­ściach.

Wresz­cie nad­szedł czas, by ulice Kra­ko­wa uj­rza­ły dziew­czę. Na strój nie szczę­dzi­ła sre­bra. Suk­nia zo­sta­ła uszy­ta na wło­ską modłę, nieco spłasz­cza­jąc wy­dat­ną mimo tego pierś. Sil­nie wy­cię­ty de­kolt miał kształt kwa­dra­tu, co mod­nie po­sze­rza­ło syl­wet­kę. Niżej kom­plet prze­cho­dził w fał­do­wa­ną spód­ni­cę po­far­bo­wa­ną in­dy­go, która jesz­cze pod­kre­śla­ła błę­kit oczu ko­bie­ty.

Do­szy­wa­ne rę­ka­wy sukni miały barwę smo­li­stej czer­ni, a roz­cię­cie w nich się­ga­ło łok­cia. Z oko­lic sta­ni­ka  wy­sta­wa­ły białe je­dwab­ne fałdy, przy­ozdo­bio­ne ele­ganc­ki­mi zło­to-czar­ny­mi ście­ga­mi, które nawet kró­lo­wą Bonę wpę­dzi­ły­by w za­zdrość.

Kom­po­zy­cja zo­sta­ła jed­nak za­bu­rzo­na, bo­wiem miast zło­tej siat­ki, dziew­czy­na na od­kry­te włosy na­ło­ży­ła ak­sa­mit­ny ka­pe­lusz w ko­lo­rze sukni, przy­ozdo­bio­ny cza­pli­mi go­do­wy­mi pió­ra­mi, a wąską kibić spię­ła pasem, za który we­tknę­ła szla­chec­ką sza­blę. Dość po­wie­dzieć, że ca­łość pre­zen­to­wa­ła się ra­czej cu­dacz­nie i przy­cią­ga­ła wzrok prze­chod­niów.

Pew­ne­go razu, kiedy mi­strzy­ni prze­cha­dza­ła się mię­dzy Bramą Flo­riań­ską a Bar­ba­ka­nem, usły­sza­ła zna­jo­my głos. Wołał ją Włoch, słyn­ny pro­fe­sor uni­wer­sy­te­tu.

– Twar­dow­ska! – wy­krzy­czał z nie­do­wie­rza­niem. – Bez mała trzy lata jej­mo­ści nie wi­dzia­łem!

Do tej pory nikt nie roz­po­znał od­młod­nia­łej cza­row­ni­cy, a gdy na­zwi­sko wresz­cie padło, cały świat – prze­chod­nie, prze­kup­ki, spie­szą­cy ze­wsząd żacy, nawet zwie­rzę­ta – zda­wał się brać to za oczy­wi­stość. Pełna go­dzi­na wy­bi­ła, za­czę­ły bić dzwo­ny. Nawet ich dźwięk po­twier­dzał za­mie­sza­nie: Twar­dow­ska po­wró­ci­ła!, biły zło­wiesz­czo, Twar­dow­ska znów jest w Kra­ko­wie!

Od­wró­ci­ła się na pię­cie i po­chwy­ci­ła wzrok uczo­ne­go.

– Tedy, wasz­mo­ści, może po­win­ni­ście le­piej oczy swe wy­tę­żać.

Quod verum tutum – od­po­wie­dział. – Pierw­szy raz jej­mość w sukni widzę, nie w stro­ju szlach­ci­ca.

– Szlach­cian­ce przy­stoi suk­nia, nie żupan.

– A sza­bla? – za­py­tał za­czep­nie.

– Do obro­ny swego ho­no­ru, zwłasz­cza żem z rodu ostat­nia.

Re vera. Widzę, że jej­mość, jak daw­niej, rów­nie cel­nym i cię­tym sło­wem rzu­casz. Nie będę tedy wa­szej myśli zaj­mo­wał. Vale.

Vale, wasz­mo­ści.

A serca dzwo­nów biły dalej, oznaj­mia­jąc, że oto Twar­dow­ska wró­ci­ła na Kra­ków.

 

***

 

Wieść ro­ze­szła się szyb­ko. Na­za­jutrz pod izbą Twar­dow­skiej ze­bra­ły się tłumy, pro­sząc o radę: tego boli noga, tam­te­go drę­czy katar, a tam­te­mu dziew­czę­ciu zo­sta­ły ślady na twa­rzy po ze­szło­rocz­nej ospie i już żaden ka­wa­ler się o jej rękę nie stara. Tej sta­ro­win­ce włosy wy­pa­da­ją, ten miesz­cza­nin na­rze­ka, że jego syn nie do bitki, a do sztu­ki się rwie, a temu zno­wuż wo­je­wo­dzie dia­bli jakie na stry­chu ha­ła­su­ją. Co praw­da ry­chło oka­za­ło się, iż to żadne dia­bli na wo­je­wo­do­wym pod­da­szu gra­su­ją, tylko jego młoda żonka co noc no­we­go sobie gacha spro­wa­dza.

I tak też Twar­dow­ska, miast cie­szyć się swą po­wtór­ną mło­do­ścią, cier­pli­wie słu­cha­ła pro­ble­mów po­spól­stwa, po­wo­li do­cho­dząc do wnio­sku, że w tej cia­snej sta­rej iz­deb­ce wszyst­kich in­te­re­san­tów za dia­bła nie po­mie­ści. Na gwałt trze­ba jej no­we­go lokum, prze­strzen­ne­go i ele­ganc­kie­go, by w gust szla­chec­ki się wpa­so­wać.

Jakby wy­prze­dza­jąc jej słowa, z cie­nia w kącie po­ko­ju wy­ło­nił się czort. Cicho po­stu­ku­jąc ko­py­ta­mi o po­sadz­kę, pod­szedł do Twar­dow­skiej i rzekł:

– Zdaje się, że my­śla­łaś o mnie.

– Me­fi­sto­fe­le­sie – od­par­ła wy­nio­śle, uda­jąc, że jej nie za­sko­czył. – Tak, przy­dasz mi się. Przy­nieś mi no tro­chę sre­bra z Ol­ku­sza.

Dia­beł skło­nił się i po chwi­li po­wró­cił z wia­drem peł­nym wciąż mo­kre­go krusz­cu, wy­cią­gnię­te­go wprost z za­to­pio­nej ko­pal­ni.

W tym też mo­men­cie do izby wkro­czył Ma­ciek, pe­wien, że jego mi­strzy­ni już śpi. Co w swoim sercu po­czuł? Nie spo­sób tego opi­sać! Była to prze­dziw­na mie­sza­ni­na stra­chu, za­zdro­ści i chci­wo­ści, kiedy to na­krył Twar­dow­ską na sza­tań­skim pak­cie.

Twar­dow­ska, do­strze­gł­szy wyraz jego twa­rzy spoj­rza­ła su­ro­wo, po czym po­de­szła i wska­zu­ją­cym pal­cem do­tknę­ła chło­pię­ce­go czoła.

– Zbyt dużo już moich ta­jem­nic znasz, Maćku, byś mógł trwać w obec­nej for­mie.

Kiedy usły­szał ostat­nie słowa, spró­bo­wał uciec, lecz zo­rien­to­wał się, iż miast dwóch nóg, stąpa wła­śnie na ośmiu.

Pająk po­biegł w róg po­ko­ju, wspiął się po ścia­nie i, czu­jąc nagle nie­zaspokojony głód, po­czął tkać swą sieć.

 

***

 

Za dia­bel­skie sre­bro Twar­dow­ska po­sta­no­wi­ła nająć przed­niej­sze lokum. Wybór padł na ka­mie­ni­cę przy rynku, gdzie wprzó­dy za­trud­ni­ła służ­bę, a potem bu­dy­nek bo­gac­twa­mi przy­ozdo­bić za­mie­rza­ła. Pięk­ne per­skie dy­wa­ny, czer­wie­nią obite fo­te­le, a na­czy­nia wszel­kie ze złota. Staj­nię za­peł­ni­ła naj­szyb­szy­mi i naj­wy­tr­wal­szy­mi końmi, a piw­nicz­kę naj­droż­szy­mi wi­na­mi.

I tak też swych gości po­dej­mo­wa­ła, nie ba­cząc, czy miesz­cza­nin, czy szlach­cic, czy nawet nie­raz że­brak – a wszyst­ko to wśród wy­twor­no­ści. Sława jej rosła dalej i dalej, mówić o niej po­czę­to nawet na samym Wzgó­rzu Wa­wel­skim, gdzie szlach­ta zno­si­ła do króla co śwież­sze plot­ki.

Tak też i pew­ne­go wie­czo­ru, kiedy Twar­dow­ska do­stoj­ne to­wa­rzy­stwo ba­wi­ła, za­anon­so­wa­ny zo­stał kró­lew­ski wy­sła­niec. Dał ręką znak, że roz­mo­wa wy­ma­ga po­uf­no­ści, więc prze­nie­śli się do ga­bi­ne­tu mi­strzy­ni.

– Spo­dzie­wa­łam się cie­bie – rze­kła Twar­dow­ska pierw­sza, wy­wo­łu­jąc tym samym zdzi­wie­nie przy­by­sza.

– Mnie? Ale jakże to, wasz­mo­ść pani spo­dzie­wa­ła się mnie, kiedy moja roz­mo­wa z kró­lem w ta­jem­ni­cy prze­bie­ga­ła? Nikt jeden nawet nie po­wa­żył­by się ucha do drzwi przy­ło­żyć, a nawet jeśli, to pod groź­bą ry­chłej stra­ty głowy bałby się wy­ga­dać. Jeno sam dia­beł mógł­by wasz­mo­ści zdra­dzić ten se­kret.

– Może i dia­beł, a może nie. – Twar­dow­ska uśmiech­nę­ła się, a po­sła­niec zbladł; na zamku sły­sza­no o jej pie­kiel­nych kon­szach­tach. – Mówże, z czym przy­by­wasz, bo i tego się do­my­ślam, ale utwier­dzić się wolę.

– Nie wiem, czy wasz­mość sły­sza­ła – za­czął – w końcu nie było wasz­mo­ści bez mała ze trzy lata w sto­li­cy. Rok temu bę­dzie, jak świat opu­ści­ła żona kró­lew­ska, kró­lo­wa Bar­ba­ra, świeć Panie nad jej duszą.

– Świeć Panie – prych­nę­ła Twar­dow­ska, wy­raź­nie znu­dzo­na tymi kon­we­nan­sa­mi. – Do rze­czy. Cze­góż to król ode mnie żąda?

– Ni­cze­go. Król zwra­ca się do was z proś­bą, coby mógł raz jesz­cze swą młodą żonę uj­rzeć. Obie­cał na­gro­dę – po­wie­dział po­sła­niec wy­cią­ga­jąc spod płasz­cza pę­ka­ty mie­szek. – A bę­dzie tego wię­cej.

Twar­dow­ska mil­cza­ła przez chwi­lę, aż wresz­cie rze­kła:

– Muszę to prze­my­śleć. Złoto za­cho­wam, przyjdź za trzy dni, a wtedy udzie­lę od­po­wie­dzi kró­lo­wi. Kró­lo­wa dokąd uciec już nie ma, więc i nam nie spiesz­no.

 

***

 

Trzy noce i trzy dni spę­dzi­ła Twar­dow­ska w swej kuźni, to­piąc kró­lew­skie złoto oraz sre­bro z Ol­ku­sza, aby w jedną masę po­łą­czyć. Od­la­ła z niej lu­stro o wy­jąt­ko­wo gład­kiej po­wierzch­ni, coby sam duch mógł się w nim przej­rzeć. Kiedy wy­sty­gło, rzu­ci­ła nań całe mnó­stwo sza­tań­skich za­klęć, ażeby król mógł utę­sk­nio­ną żonę zo­ba­czyć.

Trze­cie­go dnia wie­czo­rem znów do jej drzwi za­stu­kał kró­lew­ski go­niec. Tym razem mi­strzy­ni zgo­dzi­ła się do­po­móc wład­cy, lecz wprzó­dy przy­ka­za­ła, by przy­go­to­wa­no dla niej po­miesz­cze­nie bez żad­ne­go świa­tła, osło­nio­ne z każ­dej ze stron płót­nem, ale – przede wszyst­kim – by król, kiedy żonę swoją ujrzy, nie wy­po­wie­dział do niej ani jed­ne­go słowa.

Po­sła­niec wró­cił na zamek i jesz­cze tej samej nocy przy­był z za­pro­sze­niem. Twar­dow­ska za­wie­si­ła na ra­mie­niu torbę, a pod rękę chwy­ci­ła za­wi­nię­te w ma­te­riał lu­stro, któ­re­go ni­ko­mu nie po­zwo­li­ła do­tknąć.

Szli w mil­cze­niu, ukry­ci pod płasz­czem ciem­no­ści. Dwo­rza­nin miał wła­sny klucz do furty po­bocz­nej, którą wcho­dzi­ło się na od­osob­nio­ny po­dwó­rzec. Tam­tę­dy, mi­ja­jąc go­tyc­kie słupy i ga­le­rie, można było cich­cem do­stać się do kró­lew­skich kom­nat.

Wspię­li się więc po scho­dach, a pokój, do któ­re­go we­szli, zda­wał się wy­bru­ko­wa­ny ludz­ki­mi cia­ła­mi. Na ka­mien­nej po­sadz­ce spo­czy­wa­li ko­mor­ni­cy i na­jem­ni­cy – jedni owi­nię­ci w opoń­cze, dru­dzy roz­cią­gnię­ci na skó­rach, a i ta­kich, co na kupce słomy le­że­li, można było uj­rzeć. Spali twar­do, lecz przy każ­dym le­ża­ła go­to­wa do uży­cia sza­bla. Drzwi pil­no­wał ko­mor­nik kró­lew­ski, który, opar­ty o ścia­nę, wal­cząc nie orę­żem, a z wła­snym snem.

– Kto tam? Kto idzie? – za­py­tał, po­bu­dzo­ny dźwię­kiem skrzy­pią­cych drzwi. Kilka głów pod­nio­sło się znad po­słań.

– Swój – od­rzekł po­sła­niec i wkro­czył do kom­na­ty, pro­wa­dząc za sobą Twar­dow­ską.

Po­sa­dzo­no ją na ławie i na­ka­za­no po­cze­kać na we­zwa­nie króla. Co bar­dziej cie­kaw­scy szlach­ci­ce przy­glą­da­li się jej, lecz, nie roz­po­znaw­szy twa­rzy, uzna­li naj­pew­niej, że oto ko­lej­na nocna to­wa­rzysz­ka, która ostu­dzić miała kró­lew­skie tę­sk­no­ty.

Po­sła­niec przy­wo­łał mi­strzy­nię i prze­pro­wa­dził ją przez ko­lej­ne dwie kom­na­ty, aż zna­leź­li się w tej, któ­rej drzwi przy­kry­te zo­sta­ły przez płót­no. Twar­dow­ska, przy­zwy­cza­jo­na do ciem­no­ści, uj­rza­ła syl­wet­kę wład­cy, sie­dzą­ce­go pod ścia­ną na pro­stym krze­śle.

– Wasza kró­lew­ska mi­łość mnie we­zwa­li­ście, bym ducha wa­szej żony nie­boszcz­ki uka­za­ła. Czy prze­ka­za­no wam moje wa­run­ki?

– Co do jed­ne­go i na wszyst­kie się zga­dzam – po­wie­dział wy­raź­nie znie­cier­pli­wio­ny Au­gust.

Twar­dow­ska w mil­cze­niu za­bra­ła się do dzia­ła­nia. Opar­ła lu­stro o prze­ciw­le­głą do króla ścia­nę, a po­mię­dzy nim a zwier­cia­dłem po­sta­wi­ła świe­cę z tru­piej tłu­sto­ści. W po­do­bie do dia­błów po­tar­ła pal­cem o nogę, a on za­pło­nął, roz­świe­tla­jąc lekko kom­na­tę. Pod­pa­li­ła knot i wy­co­fa­ła się do drzwi.

– Teraz, wasza mi­łość, za­cho­waj­cie sku­pie­nie i wej­rzyj­cie w zwier­cia­dło.

Zyg­munt Au­gust za­pa­trzył się w jego po­wierzch­nię. Po chwi­li jako żywa uka­za­ła się uko­cha­na jego, kró­lo­wa Bar­ba­ra: z ru­mień­cem na twa­rzy, jakby nigdy pal­cem śmier­ci nie­tknię­ta, a oczy miała świe­cą­ce, wpa­trzo­ne w króla z tę­sk­no­tą.

– To ty! To ty, Bar­ba­ro!

Lecz po tych sło­wach obraz na tafli po­ru­szył się, a skóra kró­lo­wej zmie­ni­ła swój kolor na zie­leń. Włosy w jed­nej chwi­li prze­rze­dzi­ły się, a twarz – z peł­nej życia – stała się twa­rzą upio­ra.

Na zamku nigdy dotąd nie sły­sza­no tak smut­ne­go, tak prze­ra­ża­ją­ce­go krzy­ku. To Zyg­munt Au­gust, prze­stra­szo­ny tru­pim ob­ra­zem, wrza­snął.

W kom­na­cie szyb­ko zna­leź­li się naj­bliż­si pod­da­ni z sza­bla­mi w rę­kach. Na ich oczach król, do tej pory ciem­no­wło­sy, na­brał szpa­ko­wa­to­ści.

Roz­glą­da­li się po po­miesz­cze­niu, cóż tak mogło wy­stra­szyć ich wład­cę, lecz Twar­dow­ska znik­nę­ła, za­bie­ra­jąc ze sobą swoje ma­gicz­ne lu­stro.

 

***

 

Plot­ki bar­dzo szyb­ko roz­cho­dzą się po Kra­ko­wie. Kiedy dwór usły­szał szloch Zyg­mun­ta Au­gu­sta, opo­wie­dział o tym oko­licz­nej szlach­cie. Kiedy ta się do­wie­dzia­ła, wie­dzia­ło już całe mia­sto, a ci, któ­rzy do­pie­ro mieli się do­wie­dzieć, sły­sze­li, jak pod ich okna­mi że­bra­cy śpie­wa­ją o królu, któ­re­go tę­sk­no­ta w sza­leń­stwo po­wio­dła.

W swej ka­mie­ni­cy Twar­dow­ska zja­wi­ła się tylko na chwi­lę. Cały do­by­tek po­zo­sta­wi­ła na miej­scu, łącz­nie ze wszyst­ki­mi końmi, choć nie­któ­rzy mo­gli­by przy­siąc, że wi­dzie­li, jak na jed­nym z nich od­jeż­dża.

 

***

 

W Byd­gosz­czy Twar­dow­ska zja­wi­ła się nad ranem. Do­sia­da­ła ko­gu­ta, zna­le­zio­ne­go gdzieś w przy­droż­nej wsi na śmie­ci­sku, któ­re­go cza­ra­mi dia­bel­ski­mi po­więk­szy­ła do roz­mia­rów wierz­chow­ca. O świ­cie dało się usły­szeć prze­okrut­ne, dud­nią­ce pia­nie, które wraz po­sta­wi­ło na nogi całe mia­sto.

Po­rzu­ciw­szy wiel­kie­go ptaka, ostat­nie łok­cie Twar­dow­ska po­ko­na­ła pie­szo, kie­ru­jąc się ku naj­bliż­szej go­spo­dzie, by udać się na spo­czy­nek. Wieść to była prze­dziw­na, bo za łóżko i pokój pła­ci­ła czy­stym sre­brem, co nie­po­dob­ne było w tych stro­nach.

Gdy tylko szyn­karz po­wiódł ją scho­da­mi na górę, od­wi­nę­ła z płót­na swój cenny pa­ku­nek i po­sta­wi­ła lu­stro na ko­mo­dzie, bę­dą­cej – poza łóż­kiem, sto­łem i sta­rym krze­słem – jed­nym z nie­wie­lu mebli w po­miesz­cze­niu. Z rę­ka­wa zdję­ła pa­ją­ka.

– Już tylko ty jeden mi zo­sta­łeś, Maćku. Nie myśl sobie, że tak łatwo się ode mnie uwol­nisz.

 

***

 

Mi­ja­ły ty­go­dnie, a Twar­dow­ską wciąż od­wie­dza­ły tłumy, bo po wy­da­rze­niach na Wa­we­lu wieść po kraju roz­nio­sła się bar­dzo szyb­ko. Jed­nak by uni­kać pie­kiel­nych sztu­czek, po­ma­ga­ła samym sło­wem lub radą, wy­raź­nie ża­łu­jąc swego wcze­śniej­sze­go po­stęp­ku.

Dia­beł, ob­ser­wu­jąc ją bacz­nie, prze­czu­wał już, że to mogą być ostat­nie dobre chwi­le na po­rwa­nie do pie­kła, kiedy to jej dusza wciąż tak prze­peł­nio­na była złem. Po­dej­rze­wał, że krót­ko wy­trzy­ma, nim zwró­ci swe bła­ga­nia do Boga, coby jej duszę zba­wił i do Kró­le­stwa Nie­bie­skie­go na życie wiecz­ne przy­jął. Po­sta­no­wił więc dzia­łać.

– No, Twar­dow­ska. Skoro Kra­ków już nie dla cie­bie, może czas udać się do innej sto­li­cy?

– O czym­że ty mó­wisz, dia­ble?

– O Rzy­mie, tako jak żeśmy usta­la­li.

Mó­wiąc to wy­cią­gnął cy­ro­graf spi­sa­ny na per­ga­mi­nie. Sam per­ga­min wy­ko­na­ny zo­stał ze skóry wi­siel­ca, któ­re­go wprzó­dy ki­ja­mi ob­ito, co po­słu­ży­ło jej zmięk­cze­niu. Zo­stał ob­ro­bio­ny tech­ni­ką wło­ską, za­pi­sa­ny tylko po miz­dro­wej stro­nie.

Na samym dole wid­niał pod­pis Twar­dow­skiej: po­par­ty jej ro­do­wą pie­czę­cią od­ci­śnię­tą w czar­nym laku prze­zna­czo­nym dla bła­znów. I takie też uczu­cie za­wład­nę­ło jej ser­cem – po­czu­ła się ni­czym bła­zen, który wy­ko­ny­wał sztucz­ki i żon­glo­wał ku ucie­sze ca­łe­go pie­kła.

– Przy­kro mi, dia­ble, lecz nie wy­bie­ram się w tamte stro­ny.

– Nie?

– Nie.

– Lecz prze­cież ver­bum no­bi­le, debet esse sta­bi­le – od­parł Me­fi­sto­fe­les.

– A jakąż to ja ko­rzyść z dia­bel­skie­go paktu mam? Uciecz­ka? Zła sława?

– I twa wie­dza i uroda, o którą tak bar­dzo wszyst­kie dia­bły pro­si­łaś.

Umil­kła, lecz w po­wie­trzu można było wy­czuć jej upór.

Vade retro – wy­du­si­ła wresz­cie.

Dia­beł się ode­zwał:

– Do­bra­noc zatem.

Od­wró­cił się, uśmie­cha­jąc przy tym tak pa­skud­nie i zło­śli­wie, jak tylko mógł­by się uśmiech­nąć wy­słan­nik pie­kieł.

Po ple­cach Twar­dow­skiej prze­biegł dreszcz stra­chu.

 

***

 

I tak do tego do­szło, że się dia­beł gło­wił, i gło­wił.

Gdyby w cy­ro­gra­fie stało Roma Ita­liae… Ale nie stoi! Roma Ita­liae, vivat! Trza bę­dzie in­ne­go Rzymu po­szu­kać albo Roma Po­lo­no­rum. Gdyby wpa­dła na do­pi­sek „Ita­liae”, sądzę, że mógł­bym nie dać jej rady.

I kiedy tak ze sobą ga­wę­dził, przy­brał po­stać ka­ra­lu­cha, po czym za­siadł na belce pod su­fi­tem w po­ko­ju Twar­dow­skiej. Przy­pa­try­wał się długo, aż zo­ba­czył, że mi­strzy­ni czę­sto zerka w lu­stro, jakby ob­ser­wu­jąc, czy jej uroda po­now­nie nie prze­mi­ja.

I miał już dia­beł po­mysł.

 

***

 

Razu pew­ne­go, gdy Twar­dow­ska wró­ci­ła do swej izby, przy­po­mnia­ła sobie o lu­strze, w któ­rym za­tra­ca­ła ostat­nie dni swej urody.

Za moją urodą na pewno tę­sk­ni cała sto­li­ca!, my­śla­ła, nie wie­dząc, że to sam dia­beł pod­su­wał jej te myśli. Och, jakże bym chcia­ła tam po­wró­cić! Zer­k­nę tylko raz jesz­cze…

I zer­k­nę­ła.

A przy­glą­da­jąc się swo­jej uro­dzie i po­dzi­wia­jąc białe lico, w któ­rym błę­kit­ne oczy tkwi­ły ni­czym klej­no­ty sza­fi­ru, doj­rza­ła wtedy na ramie wy­skro­ba­ny po­śpiesz­nie napis: Roma. Prze­stra­szy­ła się wtedy, od­wró­ci­ła i zo­ba­czy­ła Me­fi­sto­fe­le­sa opar­te­go o ścia­nę. Długo zga­dy­wać nie mu­sia­ła, kto za­sta­wił na nią pu­łap­kę. Drob­ną ręką roz­bi­ła zwier­cia­dło.

– A więc je­steś w Rzy­mie – rzekł dia­beł. – Teraz, jak stoi w cy­ro­gra­fie, pój­dziesz ze mną do pie­kła.

Mó­wiąc to zła­pał Twar­dow­ską za rękę i, tup­nąw­szy do­no­śnie, wybił się pod same nie­bio­sa. Mi­strzy­ni, mając kilka se­kund, zła­pa­ła jeden z frag­men­tów lu­stra. Na jej ra­mie­niu go­to­wy do drogi sie­dział Ma­ciek. Gdy tak le­cie­li, za­czę­li za­ta­czać łuk, by w pie­kle z im­pe­tem wy­lą­do­wać.

Ten jeden mo­ment wy­ko­rzy­sta­ła Twar­dow­ska, by świa­tło lu­nar­ne od­bi­te od lu­stra w dia­bel­skie oczy skie­ro­wać, ażeby ten, po­ra­żo­ny nie­sa­mo­wi­tym bla­skiem, wy­pu­ścił ją. Dłuż­szą chwi­lę tak le­cia­ła, by wresz­cie na­po­tkać coś twar­de­go.

Tym spo­so­bem Twar­dow­ska stała się pierw­szą se­le­ni­tką, miesz­kanką księ­ży­ca. Jej wiecz­ną urodę za­cho­wa­ła próż­nia, a wie­dzę za­pew­nił wier­ny sługa Ma­ciek, co noc spusz­cza­ją­cy się po swej sieci na zie­mię, by pod­słu­chać u ludzi, co też no­we­go dzie­je się w sto­li­cy.

A dia­bły, choć­by nie wiem jak ska­ka­ły, tak wy­so­ko nie mogą jej po­chwy­cić.

Koniec

Komentarze

Pssst… Ko­men­tarz się ostał.

– Me­fi­sto­fe­le­sie – od­par­ła [przy­słó­wek, jeśli chcesz, np. ja­kieś wy­nio­śle, roz­ka­zu­ją­co, z ulgą, dunno].

Pan­Krat­zek, dzię­ki, nie ten plik wy­bra­łem. Muszę za­cząć je bar­dziej in­tu­icyj­nie na­zy­wać.

Po­rzu­ciw­szy wiel­kie­go dro­biu, ostat­nie łok­cie Twar­dow­ska po­ko­na­ła pie­szo, kie­ru­jąc się ku naj­bliż­szej go­spo­dzie, by udać się na spo­czy­nek.

Zgrzyt­nę­ło jak dia­bli ;)

Do­brze się czy­ta­ło, fajna sty­li­za­cja. Mam tylko wąt­pli­wo­ści, czy Twar­dow­ska rze­czy­wi­ście taka zła była, skoro lu­dziom po­ma­ga­ła.

Chcia­ła­bym w końcu prze­czy­tać coś opty­mi­stycz­ne­go!

Cie­ka­wy tekst i ład­nie na­pi­sa­ny. Wcią­gnę­ło mnie :) Nie znam do­brze le­gen­dy, ale tam tro­chę na końcu zgrzyt­nę­ło: to wy­star­czy na­pi­sać na obiek­cie “Roma”, żeby stał się Rzy­mem? Nie­któ­re opisy tro­chę dziw­nie, wy­bi­ja­ły mnie z rytmu, lecz ogól­nie na plus, idę po­le­cać do Bi­blio­te­ki.

czu­jąc nagle nie­prze­nik­nio­ny głód, po­czął wić swą sieć.

Głód ra­czej nie może być nie­prze­nik­nio­ny, bo nie jest rze­czą ma­te­rial­ną.

Wspię­li się więc po scho­dach, a pokój, do któ­re­go we­szli, zda­wał się wy­bru­ko­wa­ny ludz­ki­mi sza­bla­mi.

Nie sły­sza­łam o takim okre­śle­niu: ludz­kie sza­ble. Tro­chę się za­trzy­ma­łam na tym aka­pi­cie, bo my­śla­łam naj­pierw, że ci lu­dzie nie żyją, przez uży­cie słowa “spo­czy­wa­li” i po­wie­dze­nie o tym, że spali, do­pie­ro w trze­cim zda­niu.

Ależ to jest dobre, Ke­li­nie! Język, zdaje się, utrzy­ma­łeś w ry­zach do ostat­niej krop­ki – ba­aar­dzo po­do­ba­ły mi się nie­na­chal­ne, ła­ciń­skie wstaw­ki; słów nie­pa­su­ją­cych do epoki także nie wy­ła­pa­łem. Brawo.

Sza­le­nie sa­tys­fak­cjo­nu­ją­co po­trak­to­wa­łeś hi­sto­rię Twar­dow­skie­go, po­czy­na­jąc od wy­bo­ru czasu i miej­sca akcji, na prze­wrot­nym fi­na­le koń­cząc. Sam tytuł jest już przy­cią­ga­ją­cy, zaś po lek­tu­rze na jaw wy­cho­dzi za­ba­wa słow­na jaka tu za­szła – przez co sa­tys­fak­cję mia­łem przed­nią.

Bar­dzo mi się po­do­ba­ło. To opo­wia­da­nie za­słu­gu­je na uwagę i aż szko­da, że jest takie krót­kie. ;)

 

Edyt­ka: nad tymi “ludz­ki­mi sza­bla­mi” też się na mo­ment za­trzy­ma­łem, nie pa­so­wa­ło mi to. Ale stwier­dzi­łem, że tak do­brze mi się to czyta, że to nie­istot­ne i po­gna­łem dalej. :p

Cześć! Dzię­ki, że zaj­rze­li­ście i dzię­ki wiel­kie za kliki. :D

 

Ir­ka­_luz, czy Twar­dow­ska była zła, to w sumie cięż­ko stwier­dzić. Niby po­ma­ga­ła, ale jed­nak pod­pi­sa­ła pakt z dia­błem i używa do tego dia­bel­skich sztu­czek.

 

Zgrzyt­nę­ło jak dia­bli ;)

Prze­my­ślę tę kon­struk­cję. :D

 

to wy­star­czy na­pi­sać na obiek­cie “Roma”, żeby stał się Rzy­mem?

Karcz­ma też się Rzym zwała, więc nie chcia­łem aż tak od­da­lać się od ba­zo­wej hi­sto­rii. A jed­nak wy­da­je mi się, że prę­dzej by wpa­dła przez prze­glą­da­nie się w lu­strze niż samą hu­lan­kę w karcz­mie. Na to jest za spryt­na. :)

Głód ra­czej nie może być nie­prze­nik­nio­ny, bo nie jest rze­czą ma­te­rial­ną.

Prze­my­ślę jak to ład­nie roz­wią­zać i wpro­wa­dzę po­praw­kę.

 

Wspię­li się więc po scho­dach, a pokój, do któ­re­go we­szli, zda­wał się wy­bru­ko­wa­ny ludz­ki­mi sza­bla­mi.

MrBri­ght­si­de też się za­ciął, więc z tym już muszę coś zro­bić.

 

MrBri­ght­si­de, a pro­pos Cie­bie!

Dzię­ki. To moja pierw­sza walka ze sty­li­za­cją. Przy­znam, że moje konie za­ha­mo­wa­ła Wik­tor, bo w pierw­szej wer­sji nieco za bar­dzo od­le­cia­łem. Ale fi­nal­ny efekt rów­nież mnie za­do­wa­la. :D

Z ty­tu­ła­mi ogól­nie lubię się bawić i rzu­cać na­wią­za­nia­mi na prawo i lewo. Chyba tylko w “Ja­ło­wym Trak­ta­cie” dałem wprost, cała resz­ta jest grą i mru­gnię­ciem.

Może kie­dyś nada­rzy się oka­zja, to na­pi­szę jesz­cze coś in­ne­go w sty­li­za­cji. Tutaj, co praw­da, li­mi­tu mi nie zbra­kło, ale nie chcia­łem cią­gnąć. :D

 

Dzię­ku­ję Wam raz jesz­cze!

Cześć Kelin, cze­ka­łam! :D 

 

Bar­dzo ład­nie wy­szła sty­li­za­cja, serio nie ma się czego cze­pić, brawo! :) 

 

Wpraw­dzie mnie taki wznio­sły język za­wsze tro­chę dy­stan­su­je do sa­mych bo­ha­te­rów, ale wy­da­je mi się, że w Two­jej opo­wie­ści to wła­śnie ten styl jest głów­nym bo­ha­te­rem… Nie wiem czy taki mia­łeś za­mysł, ale ja tak to czuję :D Prze­czy­ta­łam Twoje opo­wia­da­nie, odło­ży­łam je na chwi­lę, i w sumie pierw­sze co mi się na­su­wa na myśl to wła­śnie język i hi­sto­rycz­ny kli­mat, bar­dziej niż fa­bu­ła, więc uzna­łam, że to jest jego naj­sil­niej­sza stro­na. 

 

Samo ogra­nie le­gen­dy – nie po­zmie­nia­łeś za dużo, może z wy­jąt­kiem koń­ców­ki z lu­strem, chyba też twi­stem jest fakt, że prze­pę­dza­ją Twar­dow­ską z Kra­ko­wa. Wiem, że ślady Twar­dow­skie­go były w Byd­gosz­czy, ale nie pa­mię­tam czy jest jakiś ślad skąd tam się wziął – Ty to faj­nie ują­łeś. 

Nie do końca ku­pu­ję samą kre­ację bo­ha­ter­ki – jakaś taka nie­przy­jem­na mi się wy­da­ła… Bar­dziej niż Twar­dow­ski w wer­sji mę­skiej – prze­cie on te pie­kiel­ne moce do czy­nie­nia dobra uży­wał! Oczy­wi­ście, Twoja po­stać – Twoje prawa. Ale nie po­do­ba­ło mi się, jak trak­tu­je Maćka i że jest taka próż­no-wy­nio­sła. 

 

Wspię­li się więc po scho­dach, a pokój, do któ­re­go we­szli, zda­wał się wy­bru­ko­wa­ny ludz­ki­mi cia­ła­mi.

→ nie chcesz wie­dzieć, jaki obraz mi wy­ry­so­wa­łeś tym zda­niem w gło­wie :D Już my­śla­łam, że na Wa­we­lu nagle jakaś ostra jatka się od­by­ła. Widzę, że wcze­śniej były ludz­kie sza­ble i też bym się tu za­cię­ła jak po­przed­ni czy­tel­ni­cy. Już le­piej te ciała, ale wła­ści­wie to… czemu oni tak tam śpią na ziemi? 

 

Na­to­miast naj­bar­dziej ob­ra­zo­wo i jak dla mnie naj­cie­ka­wiej jest opi­sa­ny po­czą­tek na cmen­ta­rzu. Gdy Ma­ciek otwie­ra wieko trum­ny i po­ja­wia się tam nie­mow­lę– ku­pi­łeś mnie. Szko­da, że nie wiem co się stało, że wcze­śniej umar­ła i czemu po 3 la­tach się re­ak­ty­wo­wa­ła. Bo mnie za­in­try­go­wa­ło, fajne bar­dzo to było! 

 

– A jakąż to ja ko­rzyść z dia­bel­skie­go paktu mam? Uciecz­ka? Zła sława?

→ “a kto Cię wskrze­sił, Wać­pan­no?” tu bym z Twoją Twar­dow­ską dys­ku­to­wa­ła, za­dzie­ra nosa strasz­nie :D 

– Vade retro – wy­du­si­ła wresz­cie.

Dia­beł się ode­zwał:

– Do­bra­noc zatem.

→ czy­ta­łeś opo­wia­da­nie Sap­kow­skie­go, to z To­rque (si­lva­nem, i pro­szę nie mówmy o wer­sji Net­fli­xo­wej :P)? To­tal­nie mi się sko­ja­rzy­ło! :) Ale po­zy­tyw­nie, nie po­są­dzam cię o za mocną in­spi­ra­cję. 

 

Do­brze się czy­ta­ło, dzię­ku­ję! 

[i wresz­cie mogę za­ofe­ro­wać klika! :D]

Cześć Ko­ime­odo!

Szko­da, że jed­nak nie wy­star­to­wa­łaś ze swoim po­my­słem. :D

 

Dzię­ki za po­chwa­ły! Zde­cy­do­wa­łem się na sty­li­za­cję jako moje warsz­ta­to­we wy­zwa­nie, a dużo nie zmie­ni­łem, bo i uwa­żam, że finał jest wy­star­cza­ją­cą zmia­ną. Ko­bie­ty też są silne, a z mojej (dosyć ko­smo­po­li­tycz­nej per­spek­ty­wy) w więk­szo­ści hi­sto­rii nie zmie­ni­ło­by się nic. Więc z tym mia­łem pro­blem i boję się, że głów­nie przez to nie po­lu­bię się z samym te­ma­tem kon­kur­su.

 

nie chcesz wie­dzieć

Nie? ( ͡° ͜ʖ ͡°)

 

za­dzie­ra nosa strasz­nie

Jest pełna pychy, która też skró­ci­ła jej okres umowy dia­bel­skiej. Taka wada. :D

 

czy­ta­łeś opo­wia­da­nie Sap­kow­skie­go, to z To­rque (si­lva­nem, i pro­szę nie mówmy o wer­sji Net­fli­xo­wej :P)?

Oczy­wi­ście! Jedno z naj­lep­szych! Acz tutaj in­spi­ra­cja po­szła nieco bo­kiem, bo nie my­śla­łem o samym Sap­kow­skim w trak­cie pi­sa­nia i kre­acji ty­tu­łu – do­pie­ro po fak­cie sobie przy­po­mnia­łem. :D

 

Dzię­ki za klika!

Szko­da, że jed­nak nie wy­star­to­wa­łaś ze swoim po­my­słem. :D

→ nie wy­star­to­wa­łam do kon­kur­su, ale moja Twar­dow­ska ist­nie­je i ma się nie­źle, tylko za­ga­pi­ła się na ter­min, wpad­nie przy­wi­tać się z Twoją, obie­cu­ję ;) 

 

Ko­bie­ty też są silne, a z mojej (dosyć ko­smo­po­li­tycz­nej per­spek­ty­wy) w więk­szo­ści hi­sto­rii nie zmie­ni­ło­by się nic.

→ no ba że są :) Nie­ko­niecz­nie cho­dzi­ło mi o zmia­nę wy­wo­ła­ną zmia­ną płci, tylko po pro­stu więk­sze wa­ria­cje na temat le­gen­dy – co w ogóle nie jest wy­mo­giem kon­kur­su, może i le­piej że zo­sta­łeś bli­sko ory­gi­na­łu? 

 

Nie? ( ͡° ͜ʖ ͡°)

→ no ekhm, to jak wpad­niesz do Kra­ko­wa, to idzie­my na Wawel i spró­bu­je Ci zwi­zu­ali­zo­wać te trupy wa­la­ją­ce się po po­sadz­kach, roz­bry­zga­ne na ścia­nach itd itp… Ty mi to głowy wsa­dzi­łeś! :P 

nie wy­star­to­wa­łam do kon­kur­su, ale moja Twar­dow­ska ist­nie­je i ma się nie­źle, tylko za­ga­pi­ła się na ter­min, wpad­nie przy­wi­tać się z Twoją, obie­cu­ję ;) 

To tym bar­dziej cze­kam, bo by­ło­by to już dru­gie opo­wia­da­nie, gdzie mniej lub bar­dziej pi­sze­my o tym samym. Faj­nie tak znać inną in­ter­pre­ta­cję. :D

 

no ba że są :) Nie­ko­niecz­nie cho­dzi­ło mi o zmia­nę wy­wo­ła­ną zmia­ną płci, tylko po pro­stu więk­sze wa­ria­cje na temat le­gen­dy – co w ogóle nie jest wy­mo­giem kon­kur­su, może i le­piej że zo­sta­łeś bli­sko ory­gi­na­łu? 

Oby le­piej. Chyba…

 

no ekhm, to jak wpad­niesz do Kra­ko­wa, to idzie­my na Wawel i spró­bu­je Ci zwi­zu­ali­zo­wać te trupy wa­la­ją­ce się po po­sadz­kach, roz­bry­zga­ne na ścia­nach itd itp… Ty mi to głowy wsa­dzi­łeś! :P 

Przy­po­mnę się, wierz mi. :D

To tym bar­dziej cze­kam, bo by­ło­by to już dru­gie opo­wia­da­nie, gdzie mniej lub bar­dziej pi­sze­my o tym samym. Faj­nie tak znać inną in­ter­pre­ta­cję. :D

→ #te­amau­stra­lia! :D A wiesz, że Twar­dow­ska już jedna jest? Też dobra, leć jesz­cze wer­sję po­znać :)

 

Szlag. Jak to już wi­sia­ło na becie, to było kilka opo­wia­dań na krzyż. :D

Nie szla­guj, jest do­brze! :) Też mnie spię­ło jak zo­ba­czy­łam, że ko­lej­na Twar­dow­ska haha ale Ty i MTF macie zu­peł­nie inny kli­mat, każde opko fajne i kła­dzie na­cisk na coś in­ne­go.

W ogóle po­wiem Ci, że jak wy­my­śli­łam ho ho ho temu, że się­gnę po tę le­gen­dę to mia­łam 3 tropy gdzie ją osa­dzić: 1) w cza­sach ory­gi­nal­nych (jak u Cie­bie) 2) w cza­sach współ­cze­snych (jak u MTF) 3) w in­szych :D – na co się w końcu zde­cy­do­wa­łam i och jak ja się cie­szę, że tak wy­szło!

O, czyli będą trzy zu­peł­nie od­mien­ne wer­sje. Super! Faj­nie, jeśli wszyst­kie tra­fią do an­to­lo­gii by były po sobie. :D

Ja to na razie myślę o tym, jak ten tekst do­koń­czyć/skró­cić/do­szli­fo­wać, bo za­czy­na żyć wła­snym ży­ciem, a nie o jakiś an­to­lo­giach :D Ale tak, faj­nie jakby ktoś to czy­tał, to wszyst­ko na raz żeby mieć takie we­so­łe po­rów­na­nie. 

Na­praw­dę ład­nie Ci to wy­szło :) 

A, zaj­rza­łam sobie tutaj przy kawie, mimo że kon­kur­su nie śle­dzę.

Dobry tekst. Ład­nie przed­sta­wi­łeś hi­sto­rię i bo­ha­te­rów, wszyst­ko do sie­bie pa­su­je, a po­sta­cie są barw­ne, a nawet sym­pa­tycz­ne. ;) 

Za­wsze sza­nu­ję za sty­li­sty­kę w kli­ma­cie innej epoki (ja bym się nie pod­ję­ła). Cza­sem takie tek­sty źle mi się czyta, ale tutaj po­szło płyn­nie.

Za­koń­cze­nie fan­ta­stycz­ne, nawet uśmiech­nę­ło. 

Po­do­ba­ło się. :)

 

Ko­ime­odo, w takim razie nie po­zo­sta­ło mi nic jak cze­kać. I jesz­cze raz – dzię­ki. :)

 

Saro! Dzię­ki, że zaj­rza­łaś. Cie­szę się, że sty­li­za­cja ję­zy­ko­wa przy­pa­dła Ci do gustu. Jak wspo­mi­na­łem, to moje pierw­sze star­cie, choć nie wiem, kiedy przy­mie­rzę się do ko­lej­ne­go. Cie­szę się też, że spodo­ba­ły Ci się zmia­ny, które wpro­wa­dzi­łem do ory­gi­na­łu. Dzię­ki za klika. :D

Ok, widzę tedy opo­wieść o Twar­dow­skim, róż­nią­cą się od ory­gi­na­łu głów­nie za­mia­ną płci oraz karcz­my na lu­stro.

Ład­nie na­pi­sa­ne, po­mysł fajny, za­bra­kło mi jed­nak, aby taka za­mia­na pełną się stała… męża owej, czyli zdzia­dzia­łe­go Pana Twar­dow­skie­go, co dzień za­mie­nia­ją­ce­go Pani Twar­dow­skiej życie w pasmo ner­wów i cią­głych utra­pień. Wred­ne­go, chci­we­go, próż­ne­go i le­ni­we­go. Oraz ro­bią­ce­go Pani Twar­dow­skiej wiecz­ne pie­kieł­ko na ziemi… ;) 

Wtedy był­bym kon­tent!

 

Zwró­cić piór­ko Sowom i Skow­ron­kom z Ke­ple­ra!

Cześć rry­ba­ku! Dzię­ki że je­steś!

Tym razem utrzy­ma­łem wy­obraź­nię na wodzy, bo i też nie czu­łem się mega kom­for­to­wo pi­sząc:

  1. stylizacją,
  2. w czasach quasi-historycznych,
  3. ruszając cudzą opowieść przerabiając na swoją wizję.

Obie­cu­ję, że jeśli na­stęp­nym razem będę robił re­tel­ling, to bę­dzie wię­cej tego sa­me­go co wy­szło i po­pra­wa tego, co pre­zen­tu­je się go­rzej!

Cześć, Ke­li­nie!

 

Niby to nie pierw­sza pani Twar­dow­ska w tym kon­kur­sie, ale po­do­ba mi się Twoja hi­sto­ria. Niby nie­wie­le zmie­niasz w sto­sun­ku do ory­gi­na­łu, lecz hi­sto­ria pły­nie spraw­nie, sty­li­za­cja jest bar­dzo gład­ka i do­piesz­czo­na, a bo­ha­ter­ka cha­rak­te­ry­stycz­na. Pod­bi­jam jed­nak za rry­ba­kiem, że brak mę­ża-wę­ża jest tutaj lek­kim bra­kiem. Co w ogóle nie zna­czy, że psuje mi przy­jem­ność z lek­tu­ry!wink Po­zdra­wiam!

Cześć, oidrin! Dzię­ki za ocenę. :)

 

Myślę, że Twar­dow­ska (ra­czej od­młod­nia­ła) nie po­zo­sta­wi­ła­by swo­jej urody w gar­ści jed­ne­go ka­wa­le­ra, bo zbyt pysz­nie się z nią czuła i dalej chcia­ła oka­zy­wać wdzię­ki innym. Cie­szę się, że sty­li­za­cja jest moc­nym punk­tem, bo czuję jak mój warsz­tat robi brrr. :D

Świet­nie na­pi­sa­ne, po­sta­cie faj­nie stwo­rzo­ne smiley, zwłasz­cza pani Twar­dow­ska i Ma­ciek. Mrocz­ne szcze­gó­ły jak trupi wosk itp. robią kli­mat. Nie­ste­ty spóź­ni­łam się z bi­blio­te­ką.

 

Po­wo­dze­nia w kon­kur­sie :)

Cześć, Mo­ni­que.M!

Dzię­ki za opi­nię. Cie­szę się, że przy­pa­dło do gustu bo bałem się, że przej­dzie bo­kiem z efek­tem “meh”. Z każ­dym ko­men­ta­rzem na­dzie­ja ro­śnie. :D

Cześć!

Nie­zła bajka o Twar­dow­skiej. Jak jego karcz­mą, to ją lu­strem. Ale i tak skoń­czy­ło się na księ­ży­cu. Do­brze się czy­ta­ło, plus za ła­ciń­skie sen­ten­cje i za słow­ni­czek. Do­da­je kli­ma­tu pol­ski szla­chec­kiej, tro­chę pleb­su, tro­chę szlach­ty i dia­beł na do­kład­kę.

Po­zdra­wiam!

„Po­szu­ki­wa­nie praw­dy, która, choć­by naj­gor­sza, mo­gła­by tłu­ma­czyć jakiś sens czy choć­by kon­se­kwen­cję w tym, czego je­ste­śmy świad­ka­mi wokół sie­bie, przy­no­si je­dy­ną moż­li­wą od­po­wiedź: że samo po­szu­ki­wa­nie jest, lub może stać się, ową praw­dą.” J.Kaczmar­ski

Cześć, krar!

Dzię­ki za ko­men­tarz. Hi­sto­ria z wy­lą­do­wa­niem na Księ­ży­cu ma w sobie tyle uroku, że nie mogła wy­lą­do­wać gdzie in­dziej. Jak jesz­cze pra­co­wa­łem za barem to póź­nym wie­czo­rem roz­po­czy­na­ły się dziw­ne roz­mo­wy i jak ga­da­li­śmy o po­do­bo­ju ko­smo­su, to za­wsze mo­głem ob­co­kra­jow­com wy­gar­nąć, ze to Po­la­cy byli pierw­si na srebr­nym glo­bie. :D

Kelin, po­dzi­wiam Twój styl! Bo­ga­te słow­nic­two, pięk­ne zda­nia. Tekst na­praw­dę świet­nie przy­go­to­wa­ny :). Cha­pe­au bas za sty­li­za­cję!

Koń­ców­ka wręcz ma­gicz­na, przy­wo­dzą­ca na myśl Le­gen­dy z Al­le­gro. 

Opo­wia­da­nie prze­czy­ta­łam z przy­jem­no­ścią, ale mimo to tro­chę po­na­rze­kam ;).

Fa­bu­lar­nie mia­łam na­dzie­ję na wię­cej emo­cji, lep­sze po­zna­nie i zro­zu­mie­nie Twar­dow­skiej. Po­dob­nie jak Ma­ciej, nie wzbu­dzi­ła we mnie ani sym­pa­tii ani an­ty­pa­tii. Jak­bym po prze­czy­ta­niu opo­wia­da­nia wciąż nie­wie­le o niej wie­dzia­ła. Nie ku­ma­łam jej mo­ty­wa­cji, czy chcia­ła za wszel­ką cenę żyć w luk­su­sie; za­cho­wać urodę, to na pewno; czy po­ma­gać lu­dziom; scho­wać się czy też być sław­ną i roz­po­zna­wa­ną(?) Skąd ten psi­kus spra­wio­ny kró­lo­wi?

Prze­czy­ta­łam hi­sto­rię pana Twar­dow­skie­go, tyle że za­miast le­gen­dar­ne­go bo­ha­te­ra wy­stą­pi­ła nie­wia­sta o tym samym tym na­zwi­sku, a resz­ta opo­wie­ści nie­wie­le różni się od tej o mi­strzu Twar­dow­skim. No, ale takie są za­ło­że­nia kon­kur­su i nie mam tu nic do ga­da­nia. Mogę tylko po­wie­dzieć, że czy­ta­ło się nie­źle, a by­ło­by jesz­cze le­piej, gdy­bym nie po­ty­ka­ła się o błędy i uster­ki.

 

ni zwierz jaki nie zbesz­cze­ści­li bie­dacz­ki… ―> …ni zwierz jaki nie zbez­cze­ści­li bie­dacz­ki

 

spód­ni­cę po­far­bo­wa­ną in­dy­go, która tylko pod­kre­śla­ła błę­kit oczu ko­bie­ty. ―> Ra­czej: …spód­ni­cę po­far­bo­wa­ną in­dy­go, która jesz­cze pod­kre­śla­ła błę­kit oczu ko­bie­ty.

 

na­ło­ży­ła wąski, ak­sa­mit­ny ka­pe­lusz w ko­lo­rze sukni, przy­ozdo­bio­ny cza­pli­mi go­do­wy­mi pió­ra­mi, a wąską kibić… ―> Nie brzmi to naj­le­piej. Na czym po­le­ga wą­skość ka­pe­lu­sza?

 

Pełna go­dzi­na wy­bi­ła, za­czę­ły bić dzwo­ny. Nawet ich dźwięk po­twier­dzał za­mie­sza­nie: Twar­dow­ska po­wró­ci­ła!, biły zło­wiesz­czo… ―> Czy to ce­lo­we po­wtó­rze­nia?

Po wy­krzyk­ni­ku nie sta­wia się prze­cin­ka.

 

Od­wró­ci­ła się na ob­ca­sie i po­chwy­ci­ła wzrok uczo­ne­go. ―> Od­wró­ci­ła się na pię­cie i po­chwy­ci­ła wzrok uczo­ne­go.

Od­wró­cić się na pię­cie jest związ­kiem fra­ze­olo­gicz­nym, czyli formą usta­bi­li­zo­wa­ną, utrwa­lo­ną zwy­cza­jo­wo, któ­rej nie ko­ry­gu­je­my, nie do­sto­so­wu­je­my do współ­cze­snych norm ję­zy­ko­wych ani nie ad­ap­tu­je­my do ak­tu­al­nych po­trzeb pi­szą­ce­go/ mó­wią­ce­go.

 

oto Twar­dow­ska wró­ci­ła na Kra­ków. ―> Chyba: …oto Twar­dow­ska wró­ci­ła do Kra­ko­wa.

 

po­czął wić swą sieć. ―> Pa­ją­ki, o ile mi wia­do­mo, tkają sieci, a wi­ciem (gniaz­da) zaj­mu­ją się ptaki. Wić można też wian­ki.

 

– Mnie? Ale jakże to, wasz­mo­ści, spo­dzie­wa­ła się mnie… ―> Czy tu aby nie po­win­no być: – Mnie? Ale jakże to, wasz­mość pani spo­dzie­wa­ła się mnie

Za SJP PWN: wasz­mość daw. «zwrot grzecz­no­ścio­wy uży­wa­ny mię­dzy szlach­tą, zwy­kle w wy­ra­że­niach: wasz­mość pan, wasz­mość pani, wasz­mość panna»

 

a nawet jeśli, to pod groź­bą ry­chłej stra­ty bałby się wy­ga­dać. ―> Czy tu aby nie miało być: …a nawet jeśli, to pod groź­bą ry­chłej stra­ty głowy bałby się wy­ga­dać.

 

osło­nio­ne ze wszyst­kich stron płót­nem, ale przede wszyst­kim by król… ―> Czy to ce­lo­we po­wtó­rze­nie?

 

któ­re­go wprzó­dy ki­ja­mi ob­ło­żo­no, co przy­słu­ży­ło jej zmięk­cze­niu. ―> …któ­re­go wprzó­dy ki­ja­mi obito, co przy­słu­ży­ło się jej zmięk­cze­niu. Lub: …co po­słu­ży­ło jej zmięk­cze­niu.

Można kogoś ki­ja­mi okła­dać, ale chyba nie ob­kła­dać.

 

jej ser­cem –po­czu­ła się ni­czym bła­zen… ―> Brak spa­cji po pół­pau­zie.

 

Za moją urodą na pewno tę­sk­ni cała sto­li­ca!, my­śla­ła… ―> Po wy­krzyk­ni­ku nie sta­wia się prze­cin­ka.

Czy krzy­cza­ła w my­ślach, czy może wy­krzyk­nik jest zbęd­ny?

 

chci­wie przy­po­mnia­ła sobie o lu­strze… ―> Na czym po­le­ga chci­wość przy­po­mnie­nia?

 

Twar­dow­ska stała się pierw­szym se­le­ni­tą, miesz­kań­cem księ­ży­ca. ―> Czy, skoro mowa o ko­bie­cie, nie po­win­no być: Twar­dow­ska stała się pierw­szą se­le­ni­tką, miesz­kanką księ­ży­ca.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Fa­scy­nu­ją­cy tekst. Po­do­bień­stwo do sta­ro­pol­skiej baśni ude­rza­ją­ce, ale jed­nak kilka rze­czy trosz­kę mi nie pa­su­je (cho­ciaż za­zna­czam, że nie je­stem znaw­cą hi­sto­rii):

 

Sil­nie wy­cię­ty de­kolt miał kształt kwa­dra­tu, co mod­nie po­sze­rza­ło tors. – O ile się wy­wie­dzia­łem, de­kol­ty po­ja­wi­ły się w za­sa­dzie do­pie­ro w XVII wieku, czyli w na­stęp­nym stu­le­ciu w sto­sun­ku do Twar­dow­skie­go i Zyg­mun­ta Au­gu­sta.

 

jego młoda żonka co noc no­we­go sobie gacha spro­wa­dza. – Tu śmie­chłem, ale jed­nak słowo „gach” zu­peł­nie mi nie pa­su­je do ta­kiej opo­wie­ści, cho­ciaż przy­zna­ję, że nie wiem, z ja­kich cza­sów się wy­wo­dzi :D

 

Zło­śli­wo­ści inne:

 

W po­do­bie do dia­błów po­tar­ła pal­cem o nogę, a on za­pło­nął, roz­świe­tla­jąc lekko kom­na­tę. – Co to ta po­do­ba/ten podób nie wiem, nie wiem też, co za­pło­nę­ło, palec?

 

Na ich oczach król, do tej pory ciem­no­wło­sy, szyb­ko na­brał szpa­ko­wa­to­ści. – Skoro to od­by­ło się „na ich oczach”, to ra­czej wia­do­mo, że szyb­ko :)

 

Gdy tak le­cie­li do pie­kła, za­czę­li za­ta­czać łuk, by w pie­kle z im­pe­tem wy­lą­do­wać. – po­wtó­rze­nie

 

Szcze­rze, nie po­do­ba mi się też za­koń­cze­nie. W ory­gi­na­le dia­beł mu­siał się tro­chę na­tru­dzić z tym Rzy­mem, a tu po­szedł na „ła­twi­znę” – jeśli mógł wy­dra­pać na lu­strze „Roma”, to mógł to zro­bić też na fra­mu­dze izby, i wtedy by­ło­by jesz­cze pro­ściej.

 

Nie­mniej, czy­ta­ło się do­brze. Po pro­stu lubię się przy­cze­piać. I'm sorry…

 

Po­zdra­wiam!

Precz z sy­gna­tur­ka­mi.

Nie­bie­ski Ko­smi­to, też się po­tknę­łam na rze­czo­nej po­do­bie, ale zo­sta­wi­łam, bo w Po­rad­ni SJP PWN zna­la­złam:

W po­do­bie zna­czy 'po­dob­ny' lub 'po­dob­nie do'. Zwrot ten po­cho­dzi od daw­ne­go słowa po­do­ba 'po­do­bień­stwo, po­do­bi­zna', uży­wa­ne­go mię­dzy XV a XVII wie­kiem, dłu­żej za­cho­wa­ne­go w gwa­rach.

Z gwa­ro­we­go zwrot ten stał się po­tocz­ny, o czym świad­czy licz­ba ok. 20000 jego wy­stą­pień na pol­sko­ję­zycz­nych stro­nach w In­ter­ne­cie. Bliż­sze przyj­rze­nie się cy­ta­tom po­ka­zu­je, że pra­wie za­wsze mamy dziś do czy­nie­nia z kon­struk­cją coś w po­do­bie, która stała się ele­men­tem po­tocz­nej fra­ze­olo­gii, np. „No więc to jest pie­sek te­rie­rek, naj­praw­do­po­dob­niej coś w po­do­bie yorka”.

Mi­ro­sław Bańko, PWN

https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/cos-w-podobie;9025.html

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

– Może i dia­beł, a może nie. – Twar­dow­ska uśmiech­nę­ła się, a po­sła­niec zbladł; na zamku sły­sza­no o jej pie­kiel­nych kon­szach­tach. – Mówże, z czym przy­by­wasz, bo i tego się do­my­ślam, ale utwier­dzić się wolę.

Czyli w sumie nie była to wiel­ka ta­jem­ni­ca. 

 

Jed­nak by uni­kać pie­kiel­nych sztu­czek, po­ma­ga­ła samym sło­wem lub radą, wy­raź­nie ża­łu­jąc swego wcze­śniej­sze­go po­stęp­ku.

Dia­beł, ob­ser­wu­jąc ją bacz­nie, prze­czu­wał już, że to mogą być ostat­nie dobre chwi­le na po­rwa­nie do pie­kła, kiedy to jej dusza wciąż tak prze­peł­nio­na była złem. Po­dej­rze­wał, że krót­ko wy­trzy­ma, nim zwró­ci swe bła­ga­nia do Boga, coby jej duszę zba­wił i do Kró­le­stwa Nie­bie­skie­go na życie wiecz­ne przy­jął. Po­sta­no­wił więc dzia­łać.

He­adhop­ping się tu przy­tra­fił. 

 

Opo­wia­da­nie ocza­ro­wa­lo mnie w pierw­szym kon­tak­cie, ta sty­li­za­cja, te ła­ciń­skie wstaw­ki, kli­mat pol­skiej baśni. Wszyst­ko to było takie prze­my­śla­ne i smacz­ne. 

Jed­nak gdzieś tak pod ko­niec od­sze­dłeś od sty­li­za­cji – ro­zu­miem, wart­ka akcja może po­nieść.

Nie ku­pu­ję też dwóch fa­bu­lar­nych roz­wią­zań: po pierw­sze wy­ry­te na ramie lu­stra "Roma". Myślę, że to zbyt duże na­gie­cię zasad pod­pi­sa­nej umowy. Po dru­gie: czemu dia­bły nie mogą do­się­gnąć Twar­dow­skiej na księ­ży­cu, skoro dia­beł le­ciał z nią do pie­kła tak bli­sko ksie­zy­ca, że tam spa­dła? Bar­dziej spój­na by­ła­by wer­ska, w któ­rej nje mogą jej zna­leźć. 

 

Poza tym świet­nie na­pi­sa­ne opo­wia­da­nie! 

Spo­koj­nie. Tak na­praw­dę mnie tu nie ma.

 „Mar­ne­mu two­ro­wi, któ­re­go Bóg ra­czył stwo­rzyć do­pie­ro po tobie!” – Może się mylę, ale od­no­szę wra­że­nie, że to wła­ści­wą formą bę­dzie „który”, a nie „któ­re­go”, bo to forma oso­bo­wa.

 

„Mimo bez­kre­snych ciem­no­ści, o po­grze­bie mówił cały Kra­ków.” – To zda­nie nie ma sensu. Jeśli nie­boszcz­ka była znana, to nic dziw­ne­go, że o niej mó­wio­no. A jeśli jesz­cze po­grzeb odbył się w nie­ty­po­wych oko­licz­no­ściach, to tym bar­dziej.

 

„Ba­czył, aby żadni zbój­co­wie ni zwierz…” – zbój­cy, nie ma ta­kiej formy jak „zbój­co­wie”.

 

„Suk­nia zo­sta­ła uszy­ta na wło­ską modłę, nieco spłasz­cza­jąc wy­dat­ną mimo tego pierś. Sil­nie wy­cię­ty de­kolt miał kształt kwa­dra­tu, co mod­nie po­sze­rza­ło tors.” – Hm… raz, że tors jest okre­śle­niem nie­for­tun­nym w od­nie­sie­niu do ko­bi­ty. Dwa, że trud­no mi sobie wy­obra­zić suk­nię, która jed­no­cze­śnie ma wy­cię­ty de­kolt i spłasz­cza pierś. To tak jakby jest sprzecz­ne.

No i de­kolt nie może przejść w spód­ni­cę, chyba że się­gał pępka?

 

„Od­wró­ci­ła się na ob­ca­sie” – Utar­tym zwro­tem jest „ob­ró­cić się na pię­cie”, nie od­wró­cić.

 

„Twar­dow­ska wró­ci­ła na Kra­ków.” – Na?

 

„W tym też mo­men­cie do izby wkro­czył Ma­ciek, pe­wien, że jego mi­strzy­ni już śpi.” – A czego on szu­kał u śpią­cej mi­strzy­ni? Czy to miało za­brzmieć nie­przy­zwo­icie?

 

„…gdzie wprzó­dy za­trud­ni­ła służ­bę, a potem bu­dy­nek bo­gac­twa­mi przy­ozdo­bić za­mie­rza­ła. Pięk­ne per­skie dy­wa­ny, czer­wie­nią obite fo­te­le, a na­czy­nia wszel­kie ze złota. Staj­nię za­peł­ni­ła naj­szyb­szy­mi i naj­wy­tr­wal­szy­mi końmi, a piw­nicz­kę naj­droż­szy­mi wi­na­mi.

I tak też swych gości po­dej­mo­wa­ła, nie ba­cząc, czy miesz­cza­nin, czy szlach­cic, czy nawet nie­raz że­brak – a wszyst­ko to wśród wy­twor­no­ści.”

 

„Kiedy ta się do­wie­dzia­ławie­dzia­ło już całe mia­sto, a ci, któ­rzy do­pie­ro mieli się do­wie­dzieć, sły­sze­li…”

 

„Mi­strzy­ni[+,] mając kilka se­kund, zła­pa­ła jeden z frag­men­tów lu­stra.”

 

 

Prze­czy­ta­łam opo­wia­da­nie wczo­raj. Jak­kol­wiek bar­dzo po­do­ba mi się te­ma­ty­ka, język (poza ja­ki­miś tam po­tknię­cia­mi), sce­ne­ria i kli­mat, tak jakoś sama treść i roz­wią­za­nie fa­bu­ły nie przy­pa­dły mi do gustu. Cze­goś tu za­bra­kło, coś po­szło nie tak – mam za dużo nie­do­sy­tu po lek­tu­rze. Trud­no mi nawet wy­ja­śnić dla­cze­go, ale tak jest i już. Szko­da. Może na­stęp­nym razem wej­dzie le­piej ;)

"Nigdy nie re­zy­gnuj z celu tylko dla­te­go, że osią­gnię­cie go wy­ma­ga czasu. Czas i tak upły­nie." - H. Jack­son Brown Jr

Vale!

 

Och, lek­cje ła­ci­ny się przy­po­mi­na­ją, już od sa­me­go czy­ta­nia przed­mo­wy. Vale ma­gi­stra! :D

Dawne czasy:)

 

Cie­ka­wa hi­sto­ria. Dobry po­mysł z lu­strem, za­sko­czył mnie :) Do ję­zy­ka (sty­li­za­cji?) bym się przy­cze­pił, co i rusz mi to prze­szka­dza­ło. Gdyby nie to, by­ło­by bar­dzo do­brze, a tak tylko do­brze ;)

 

Uwagi do tek­stu:

 

że gdy przyj­dzie czas, pój­dzie za cy­ro­gra­fem

Śred­nio mi to brzmi :/ A co to, cy­ro­graf ma mun­dur, żeby panny za nim sznu­rem?

 

Wieść to była nie­sły­cha­na, że ciem­ną nocą ktoś gra­su­je na cmen­ta­rzu

Pani za­bi­ła Pana? No ładne na­wią­za­nie, sma­czek taki ;)

 

Wresz­cie nad­szedł mo­ment, kiedy to ciało znów miało spo­tkać się z po­wie­trzem. Chło­piec, roz­pa­liw­szy ogni­ki, roz­po­czął swój trud przy ło­pa­cie.

Mi to zgrzy­ta, jak, nie przy­mie­rza­jąc, ło­pa­ta o wieko trum­ny ;)

 

po­wo­li do­cho­dząc do wnio­sku, że w tej cia­snej sta­rej iz­deb­ce wszyst­kich in­te­re­san­tów za dia­bła nie po­mie­ści.

Hehe, dobre :)

 

kiedy to na­krył Twar­dow­ską na sza­tań­skim pak­cie.

Pra­wie, jakby ją w to­a­le­cie na­krył. No nie mogę, znowu te zgrzy­ty ;)

 

wy­twor­no­ści.  Sława

Po­dwój­na spa­cja.

 

wal­czył nie tyle oręż­nie, co z wła­snym snem.

Męż­nie, ale oręż­nie, aż sza­bla zgrzy­ta o bruk czasz­ka­mi wy­bru­ko­wa­ny.

 

uzna­li naj­pew­niej, że oto ko­lej­na nocna to­wa­rzysz­ka, która ostu­dzić miała kró­lew­skie tę­sk­no­ty.

No to ład­nie ten król za żoną tę­sk­ni :/

 

 

 

ostat­nie łok­cie Twar­dow­ska po­ko­na­ła pie­szo

Hehe, łok­cie pie­szo, a to dobre jest :)

 

Jej wiecz­ną urodę za­cho­wa­ła próż­nia, a wie­dzę za­pew­nił wier­ny sługa Ma­ciek, co noc spusz­cza­ją­cy się po swej sieci na zie­mię, by pod­słu­chać u ludzi, co też no­we­go dzie­je się w sto­li­cy.

Pra­wie jak w dow­ci­pie o pa­jącz­ku wi­szą­cym nad szklan­ką z wodą ;)

 

A dia­bły, choć­by nie wiem jak ska­ka­ły, tak wy­so­ko nie mogą jej po­chwy­cić.

Wy­so­ko chwy­tać? A to co za dziwy?

 

 

Che mi sento di morir

Cześć wszyst­kim!

 

Od­pi­su­ję po mie­sią­cu, bo praca zde­cy­do­wa­nie zbyt mocno ode­rwa­ła mnie od por­ta­lu. Dzię­ki wszyst­kim za ko­men­ta­rze!

 

Cy­try­no, dzię­ki za opi­nię. Było to moje pierw­sze star­cie ze sty­li­za­cją i w wy­gła­dze­niu chro­po­wa­to­ści po­ma­ga­ła mi Wik­tor. :) Co praw­da nieco się ich osta­ło, ale tekst byłby zde­cy­do­wa­nie dużo mniej czy­tel­ny, gdyby nie jej po­ra­dy.

Myślę, że wszyst­ko po tro­sze. To­czy­ła się w niej walka – z jed­nej stro­ny chcia­ła żyć w bo­gac­twie i sła­wie, a pomoc lu­dziom zde­cy­do­wa­nie jej to uła­twi­ła. Z dru­giej stro­ny zdo­mi­no­wa­ła ją pycha. A kró­lew­ski psi­kus wy­szedł przy­pad­kiem, przez sa­me­go króla. Twar­dow­ska ostrze­ga­ła. :)

 

Re­gu­la­to­rzy, dzię­ki wiel­kie za ko­men­tarz! Mało zmian, bo i uwa­żam, że wię­cej by płeć nie zmie­ni­ła. Mo­głem od­le­cieć (i mogło to się przy­słu­żyć opo­wie­ści na plus), ale wtedy utra­cił­bym pe­wien re­alizm, na któ­rym ba­zu­je hi­sto­ria. Wszak­że i tak zo­sta­łem w ory­gi­nal­nych cza­sach. :)

 

ni zwierz jaki nie zbez­cze­ści­li bie­dacz­ki

Po­pra­wio­ne.

 

Ra­czej: …spód­ni­cę po­far­bo­wa­ną in­dy­go, która jesz­cze pod­kre­śla­ła błę­kit oczu ko­bie­ty.

Po­pra­wio­ne.

 

Nie brzmi to naj­le­piej. Na czym po­le­ga wą­skość ka­pe­lu­sza?

Cho­dzi­ło o opis prze­ciw­staw­ny do “sze­ro­kie­go ka­pe­lu­sza”, czyli ka­pe­lusz z małym ron­dem. W pier­wot­nej wer­sji mi się to kle­iło, ale fak­tycz­nie brzmi słabo. Po­pra­wio­ne, wy­wa­li­łem po pro­stu “wąski”.

 

Czy to ce­lo­we po­wtó­rze­nia?

Po wy­krzyk­ni­ku nie sta­wia się prze­cin­ka.

Ce­lo­we. Do­dat­ko­wo świa­do­mie po­sta­wi­łem ten prze­ci­nek, jako ozna­cze­nie wy­po­wie­dzi.

 

Od­wró­cić się na pię­cie jest związ­kiem fra­ze­olo­gicz­nym, czyli formą usta­bi­li­zo­wa­ną, utrwa­lo­ną zwy­cza­jo­wo, któ­rej nie ko­ry­gu­je­my, nie do­sto­so­wu­je­my do współ­cze­snych norm ję­zy­ko­wych ani nie ad­ap­tu­je­my do ak­tu­al­nych po­trzeb pi­szą­ce­go/ mó­wią­ce­go.

Tutaj też zo­sta­wię, mimo wszyst­ko. To brzmi. Zwłasz­cza, że to nie tylko ad­ap­ta­cja fra­ze­olo­gii, ale rów­nież zwy­czaj­ny opis czyn­no­ści.

 

Chyba: …oto Twar­dow­ska wró­ci­ła do Kra­ko­wa.

Zapis “na” może też su­ge­ro­wać na­jazd. Świa­do­mie za­sto­so­wa­ne. :)

 

Pa­ją­ki, o ile mi wia­do­mo, tkają sieci, a wi­ciem (gniaz­da) zaj­mu­ją się ptaki. Wić można też wian­ki.

Racja, zmie­nio­ne.

 

Za SJP PWN: wasz­mość daw. «zwrot grzecz­no­ścio­wy uży­wa­ny mię­dzy szlach­tą, zwy­kle w wy­ra­że­niach: wasz­mość pan, wasz­mość pani, wasz­mość panna»

Po­pra­wio­ne.

 

Czy tu aby nie miało być: …a nawet jeśli, to pod groź­bą ry­chłej stra­ty głowy bałby się wy­ga­dać.

Racja, zja­dłem słowo.

 

Czy to ce­lo­we po­wtó­rze­nie?

Nie­ce­lo­we, po­pra­wio­ne.

 

któ­re­go wprzó­dy ki­ja­mi obito, co przy­słu­ży­ło się jej zmięk­cze­niu. Lub: …co po­słu­ży­ło jej zmięk­cze­niu.

Można kogoś ki­ja­mi okła­dać, ale chyba nie ob­kła­dać.

Racja! Po­pra­wio­ne.

 

Brak spa­cji po pół­pau­zie.

Po­pra­wio­ne.

 

Po wy­krzyk­ni­ku nie sta­wia się prze­cin­ka.

Czy krzy­cza­ła w my­ślach, czy może wy­krzyk­nik jest zbęd­ny?

Prze­ci­nek za­sto­so­wa­ny jak po­przed­nio. Zde­cy­do­wa­nie krzy­cza­ła w my­ślach.

 

Na czym po­le­ga chci­wość przy­po­mnie­nia?

Nie pa­mię­tam. A jeśli nie pa­mię­tam to zna­czy tylko, że nie po­win­no tego tam być. Wy­wa­lo­ne. :)

 

Czy, skoro mowa o ko­bie­cie, nie po­win­no być: Twar­dow­ska stała się pierw­szą se­le­nit­ką, miesz­kan­ką księ­ży­ca.

Po­win­no i już jest. :)

 

Dzię­ki ser­decz­ne za roz­bu­do­wa­ny ko­men­tarz! Mam na­dzie­ję, że po­zwo­li unik­nąć nie­któ­rych błę­dów w przy­szło­ści. :)

 

Cześć, Nie­bie­ski Ko­smi­to! Dzię­ki za ko­men­tarz!

 

O ile się wy­wie­dzia­łem, de­kol­ty po­ja­wi­ły się w za­sa­dzie do­pie­ro w XVII wieku, czyli w na­stęp­nym stu­le­ciu w sto­sun­ku do Twar­dow­skie­go i Zyg­mun­ta Au­gu­sta.

 

Z mo­je­go re­se­ar­chu wy­ni­ka, że de­kol­ty po­ja­wi­ły się już w XVI, zwłasz­cza za gra­ni­cą. Twar­dow­ska przy­ję­ła za­gra­nicz­ną modę, aby jesz­cze bar­dziej się wy­róż­nić z tłumu. No i no­si­ła ty­po­wo męski ka­pe­lusz. :)

 

Tu śmie­chłem, ale jed­nak słowo „gach” zu­peł­nie mi nie pa­su­je do ta­kiej opo­wie­ści, cho­ciaż przy­zna­ję, że nie wiem, z ja­kich cza­sów się wy­wo­dzi :D

Zdaje się, że gach już wtedy funk­cjo­no­wał: klik.

 

Co to ta po­do­ba/ten podób nie wiem, nie wiem też, co za­pło­nę­ło, palec?

Tu już Re­gu­la­to­rzy wy­ja­śni­ła. :)

 

Skoro to od­by­ło się „na ich oczach”, to ra­czej wia­do­mo, że szyb­ko :)

Racja. Przy oka­zji było też po­wtó­rze­nie. :D

 

po­wtó­rze­nie

Po­pra­wio­ne.

 

Szcze­rze, nie po­do­ba mi się też za­koń­cze­nie. W ory­gi­na­le dia­beł mu­siał się tro­chę na­tru­dzić z tym Rzy­mem, a tu po­szedł na „ła­twi­znę” – jeśli mógł wy­dra­pać na lu­strze „Roma”, to mógł to zro­bić też na fra­mu­dze izby, i wtedy by­ło­by jesz­cze pro­ściej.

Nie był to naj­lot­niej­szy z dia­błów, tro­chę jed­nak po­kom­bi­no­wać mu­siał. A w ory­gi­na­le zresz­tą też sam karcz­mę “Rzym” na­zwał. :D

 

Nie­mniej, czy­ta­ło się do­brze. Po pro­stu lubię się przy­cze­piać. I'm sorry…

Dzię­ki! Cze­pial­stwo jest bar­dzo fajne, bo ład­nie po­zwa­la się zdy­stan­so­wać od tek­stu i spoj­rzeć sze­rzej, zwłasz­cza na błędy. :)

Ke­li­nie, miło mi, że mo­głam się przy­dać. ;)

Pra­gnę też dodać, że nie mu­sisz skła­dać pi­sem­ne­go ra­por­tu wy­mie­nia­ją­ce­go uwag z ła­pan­ki – w zu­peł­no­ści wy­star­czy, że po­pra­wisz uster­ki. No, chyba że wy­nik­nie jakaś kwe­stia spor­na, to, rzecz jasna, za­wsze mo­żesz się wy­po­wie­dzieć, aby spra­wę wy­tłu­ma­czyć.

 

Po wy­krzyk­ni­ku nie sta­wia się prze­cin­ka.

Do­dat­ko­wo świa­do­mie po­sta­wi­łem ten prze­ci­nek, jako ozna­cze­nie wy­po­wie­dzi.

Tak się skła­da, że prze­ci­nek nie jest zna­kiem ozna­cza­ją­cym wy­po­wiedź. Nie­za­leż­nie od Two­ich in­ten­cji, Ke­li­nie, prze­ci­nek po­sta­wio­ny po wy­krzyk­ni­ku jest błę­dem.

Rzecz do­ty­czy także ko­lej­ne­go przy­pad­ku po­sta­wie­nia prze­cin­ka po wy­krzyk­ni­ku.

 

Tutaj też zo­sta­wię, mimo wszyst­ko. To brzmi. Zwłasz­cza, że to nie tylko ad­ap­ta­cja fra­ze­olo­gii, ale rów­nież zwy­czaj­ny opis czyn­no­ści.

Ke­li­nie, to Twoje opo­wia­da­nie i bę­dzie na­pi­sa­ne ta­ki­mi sło­wa­mi, które Ty uznasz za naj­lep­sze.

Od sie­bie dodam, że ko­bie­ty nie prak­ty­ku­ją ob­ra­ca­nia się na ob­ca­sie, bo łatwo w ten spo­sób stra­cić obcas i bez po­mo­cy szew­ca się nie obej­dzie

Zważ także, że obcas znaj­du­je się pod piętą, więc jak by na to nie pa­trzeć, ob­ra­ca­nie się na pię­cie jest chyba uza­sad­nio­ne, tym bar­dziej, że ozna­cza nie tyle tech­ni­kę ob­ró­ce­nia się, a ra­czej gwał­tow­ność wy­ko­na­nia ob­ro­tu/ od­wró­ce­nia się.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Cześć, Ge­ki­ka­ra! Dzię­ki za ko­men­tarz. :)

 

Czyli w sumie nie była to wiel­ka ta­jem­ni­ca. 

Ta­jem­ni­ca po­li­szy­ne­la. Niby każdy wie­dział, acz pew­no­ści nie było.

 

He­adhop­ping się tu przy­tra­fił. 

Teraz tak czy­tam i masz rację, ale nie wiem jak z tego wy­brnąć. Naj­uczci­wiej bę­dzie chyba zo­sta­wić jak jest.

 

Jed­nak gdzieś tak pod ko­niec od­sze­dłeś od sty­li­za­cji – ro­zu­miem, wart­ka akcja może po­nieść.

Tak, dałem się nie­ste­ty po­nieść akcji i ża­łu­ję, bo tro­chę stra­ci­ło na kli­ma­cie. Ale i tak je­stem cał­kiem za­do­wo­lo­ny.

 

Myślę, że to zbyt duże na­gie­cię zasad pod­pi­sa­nej umowy.

Oboje na­cią­ga­li swoje wa­run­ki umowy. Twar­dow­ska na ten przy­kład się od­mło­dzi­ła, choć już dawno w pie­kle po­win­na sie­dzieć. :)

 

Po dru­gie: czemu dia­bły nie mogą do­się­gnąć Twar­dow­skiej na księ­ży­cu, skoro dia­beł le­ciał z nią do pie­kła tak bli­sko ksie­zy­ca, że tam spa­dła?

Po­le­cia­ła tam siłą wy­rzu­tu. Tro­chę słabo wy­szło mi opi­sa­nie tego. W kon­cep­cji dia­bły nie po­tra­fią tak wy­so­ko ska­kać.

 

Poza tym świet­nie na­pi­sa­ne opo­wia­da­nie! 

Dzię­ki ser­decz­ne! :D Praca nad nim sporo mnie na­uczy­ła.

 

Cześć, jo­se­he­im!

 

Może się mylę, ale od­no­szę wra­że­nie, że to wła­ści­wą formą bę­dzie „który”, a nie „któ­re­go”, bo to forma oso­bo­wa.

Wy­da­je mi się, że forma oso­bo­wa po­win­na zo­stać.

 

To zda­nie nie ma sensu. Jeśli nie­boszcz­ka była znana, to nic dziw­ne­go, że o niej mó­wio­no. A jeśli jesz­cze po­grzeb odbył się w nie­ty­po­wych oko­licz­no­ściach, to tym bar­dziej.

Nikt nie wie­dział, że to jej po­grzeb. Prze­my­ślę to i po­sta­ram się po­pra­wić.

 

zbój­cy, nie ma ta­kiej formy jak „zbój­co­wie”.

“zbój­co­wie” to sta­ro­pol­ska forma. Teraz ar­cha­izm, ale przy sty­li­za­cji jak naj­bar­dziej po­praw­na.

 

Hm… raz, że tors jest okre­śle­niem nie­for­tun­nym w od­nie­sie­niu do ko­bi­ty.

Zmie­ni­łem na “syw­let­kę”.

 

Dwa, że trud­no mi sobie wy­obra­zić suk­nię, która jed­no­cze­śnie ma wy­cię­ty de­kolt i spłasz­cza pierś. To tak jakby jest sprzecz­ne.

XVI i XVII w. suk­nie spra­wia­ją wra­że­nie, jakby pierść była spłasz­czo­na po­ni­żej wy­cię­cia, a de­kolt kwa­dra­to­wy de­kolt bar­dziej od­sła­nia to, co jest ponad pier­sia­mi. Takie przy­naj­mniej od­no­szę wra­że­nie z oglą­da­nia ob­ra­zów.

 

No i de­kolt nie może przejść w spód­ni­cę, chyba że się­gał pępka?

Racja. Po­pra­wio­ne.

 

Utar­tym zwro­tem jest „ob­ró­cić się na pię­cie”, nie od­wró­cić.

Zwó­ci­ła mi na to uwagę Re­gu­la­to­rzy. Świa­do­mie zmie­ni­łem.

 

A czego on szu­kał u śpią­cej mi­strzy­ni? Czy to miało za­brzmieć nie­przy­zwo­icie?

To sługa. Może chciał zdmuch­nąć świe­ce, może za­brać nie­czy­sto­ści.

 

„…gdzie wprzó­dy za­trud­ni­ła służ­bę, a potem bu­dy­nek bo­gac­twa­mi przy­ozdo­bić za­mie­rza­ła. Pięk­ne per­skie dy­wa­ny, czer­wie­nią obite fo­te­le, a na­czy­nia wszel­kie ze złota. Staj­nię za­peł­ni­ła naj­szyb­szy­mi i naj­wy­tr­wal­szy­mi końmi, a piw­nicz­kę naj­droż­szy­mi wi­na­mi.

I tak też swych gości po­dej­mo­wa­ła, nie ba­cząc, czy miesz­cza­nin, czy szlach­cic, czy nawet nie­raz że­brak – a wszyst­ko to wśród wy­twor­no­ści.”

Za­mie­rzo­ne. “a” w tym przy­pad­ku pełni funk­cję re­fre­nu w opi­sie.

 

„Kiedy ta się do­wie­dzia­ławie­dzia­ło już całe mia­sto, a ci, któ­rzy do­pie­ro mieli się do­wie­dzieć, sły­sze­li…”

Za­mie­rzo­ne po­wtó­rze­nie.

 

„Mi­strzy­ni[+,] mając kilka se­kund, zła­pa­ła jeden z frag­men­tów lu­stra.”

Zmie­nio­ne.

 

Dzię­ki za ko­men­tarz i wy­tknię­cie nie­ści­sło­ści. :)

 

Vale, Ba­se­ment­Key!

 

Ja z ła­ci­ną zbyt wspól­nych te­ma­tów nie mam, ale przy­znam, że chęt­nie bym się do niej zbli­żył. W ogóle lubię w opo­wia­da­nich ko­rzy­stać z ję­zy­ków, któ­rych nie znam i tych, któ­rych używa mało osób na świe­cie. Taki po­mnik ku pa­mię­ci. :D

 

Cie­ka­wa hi­sto­ria. Dobry po­mysł z lu­strem, za­sko­czył mnie :) Do ję­zy­ka (sty­li­za­cji?) bym się przy­cze­pił, co i rusz mi to prze­szka­dza­ło. Gdyby nie to, by­ło­by bar­dzo do­brze, a tak tylko do­brze ;)

Cie­szę się, że lu­stro wy­szło. :) Co do ję­zy­ka: po­praw­ki z po­przed­nich ko­men­tów wle­cia­ły. Zaraz wlecą ko­lej­ne. :D

 

Śred­nio mi to brzmi :/ A co to, cy­ro­graf ma mun­dur, żeby panny za nim sznu­rem?

Wy­da­je mi się, że zro­bić coś “za umową” to po­praw­ne sfor­mu­ło­wa­nie, choć mogę się mylić.

 

Mi to zgrzy­ta, jak, nie przy­mie­rza­jąc, ło­pa­ta o wieko trum­ny ;)

Pierw­sze zda­nie zmie­ni­łem, z dru­gim nie wiem, co jest nie tak.

 

Męż­nie, ale oręż­nie, aż sza­bla zgrzy­ta o bruk czasz­ka­mi wy­bru­ko­wa­ny.

Tro­chę wy­gła­dzi­łem.

No to ład­nie ten król za żoną tę­sk­ni :/

Nie znasz nie oce­niaj, okok??

 

Hehe, łok­cie pie­szo, a to dobre jest :)

Nie ro­zu­miem, co tu jest nie tak.

 

Pra­wie jak w dow­ci­pie o pa­jącz­ku wi­szą­cym nad szklan­ką z wodą ;)

Głod­ne­mu chleb. :P Nie­ste­ty to pięk­ne słowo na­ce­cho­wa­ne jest hu­mo­ry­stycz­ną za­szło­ścią. Pa­mię­tam, że na jed­nym z RPGo­wych forów (chyba na La­stin­nie) były kwiat­ki z sesji. “spusz­czam się przez okno” wy­wo­ły­wa­ło salwy śmie­chu. :D

 

Wy­so­ko chwy­tać? A to co za dziwy?

Znów nie ro­zu­miem, co tu jest nie tak. Chęt­nie zo­ba­czę roz­wi­nię­cie tej kwe­stii.

Hej, Re­gu­la­to­rzy!

 

Nie spo­dzie­wa­łem się, że od­po­wiesz na ko­men­tarz po tak dłu­gim cza­sie. :D

 

Ra­port chcia­łem zło­żyć w ra­mach wdzięcz­no­ści za chęć po­pra­wy zgrzy­tów. :)

 

Tak się skła­da, że prze­ci­nek nie jest zna­kiem ozna­cza­ją­cym wy­po­wiedź. Nie­za­leż­nie od Two­ich in­ten­cji, Ke­li­nie, prze­ci­nek po­sta­wio­ny po wy­krzyk­ni­ku jest błę­dem.

Rzecz do­ty­czy także ko­lej­ne­go przy­pad­ku po­sta­wie­nia prze­cin­ka po wy­krzyk­ni­ku.

Jaki znak po­le­casz w za­mian? Zwy­kły myśl­nik?

 

Od sie­bie dodam, że ko­bie­ty nie prak­ty­ku­ją ob­ra­ca­nia się na ob­ca­sie, bo łatwo w ten spo­sób stra­cić obcas i bez po­mo­cy szew­ca się nie obej­dzie

Zważ także, że obcas znaj­du­je się pod piętą, więc jak by na to nie pa­trzeć, ob­ra­ca­nie się na pię­cie jest chyba uza­sad­nio­ne, tym bar­dziej, że ozna­cza nie tyle tech­ni­kę ob­ró­ce­nia się, a ra­czej gwał­tow­ność wy­ko­na­nia ob­ro­tu/ dwró­ce­nia się.

Racja. Po dru­gim za­sta­no­wie­niu zmie­ni­łem.

 

Dzię­ki za su­ge­stie. :)

Ke­li­nie, sta­ram się od­po­wia­dać na wszyst­kie ko­men­ta­rze, choć cza­sem może się zda­rzyć, że któ­ryś prze­oczę. ;)

 

Jaki znak po­le­casz w za­mian? Zwy­kły myśl­nik?

Nie, Ke­li­nie. Nie po­le­cam żad­ne­go znaku. Myśl­ni­kiem za­zna­cza się wy­po­wiedź w dia­lo­gu, a rze­czo­ne zda­nie dia­lo­giem nie jest. Ot, opi­su­jesz dzwo­nią­ce dzwo­ny, a wy­krzyk­ni­kiem za­zna­czy­łeś już, że robią to gło­śno. Uwa­żam też, że i kur­sy­wa jest w zda­niu zbęd­na, bo su­ge­ru­je, że to zapis czy­ichś myśli, a tak prze­cież nie jest.

Na­pi­sa­ła­bym zwy­czaj­nie, uni­ka­jąc po­wtó­rzeń:

O peł­nej go­dzi­nie za­czę­ły bić dzwo­ny, a ich dźwięk wzma­gał za­mie­sza­nie: Twar­dow­ska po­wró­ci­ła! ob­wiesz­cza­ły zło­wiesz­czo, Twar­dow­ska znów jest w Kra­ko­wie!

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Dzię­ki za pomoc! Prze­ana­li­zu­ję to jesz­cze do­kład­nie.

Bar­dzo pro­szę. ;)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Z góry prze­pra­szam za przy­pusz­czal­ny brak ja­kich­kol­wiek aka­pi­tów, ale piszę z te­le­fo­nu. Na po­czą­tek kilka rze­czy, które rzu­ci­ły mi się w oko: "(…) dziew­czę­ciu zo­sta­ły ślady na twa­rzy po ze­szło­rocz­nej ospie i już żaden ka­wa­ler się o JEJ rękę nie stara" <– TEMU dziew­czę­ciu, ale o JEJ rękę? Coś tu zgrzyt-zgrzy­ta. "Drzwi pil­no­wał ko­mor­nik kró­lew­ski, który, opar­ty o ścia­nę, WAL­CZĄC nie orę­żem, a z wła­snym snem." <– a nie WAL­CZYŁ? "Wasza kró­lew­ska mi­łość mnie WE­ZWA­LI­ŚCIE" <– ra­czej wasza mi­losc mnie WE­ZWAŁ. No i za­sta­no­wi­ło mnie, jak to Twar­dow­ska srebr­no-zło­te lu­stro roz­bi­ła… Ale to już tak nie­zo­bo­wią­zu­ją­co, wy­zna­ję za­sa­dę, że w baśni wszyst­ko można :D In­te­re­su­ją­cy kon­cept, do­brze mi się czy­ta­ło, ale sty­li­za­cja ję­zy­ka, choć bar­dzo udana, chwi­la­mi tro­chę cięż­ka­wa. Nie­mniej po­do­ba­ło mi się bar­dzo :)

Spo­dzie­waj się nie­spo­dzie­wa­ne­go

Cześć, Nana! Miło Cię wi­dzieć. :)

 

(…) dziew­czę­ciu zo­sta­ły ślady na twa­rzy po ze­szło­rocz­nej ospie i już żaden ka­wa­ler się o JEJ rękę nie stara

Wy­da­je mi się, że jest to po­praw­nie zło­żo­ne zda­nie.

 

Wasza kró­lew­ska mi­łość mnie WE­ZWA­LI­ŚCIE

Zdaje się, że tu rów­nież jest po­praw­ne, choć ar­cha­izm, czyli część sty­li­za­cji: https://pl.wikipedia.org/wiki/Per_wy

 

No i za­sta­no­wi­ło mnie, jak to Twar­dow­ska srebr­no-zło­te lu­stro roz­bi­ła…

Te ma­gicz­ne rącz­ki nie takie cuda czy­ni­ły. :D

 

To moje pierw­sze star­cie ze sty­li­za­cją. Nie wiem, czy do tego wrócę, ale ba­wi­łem się przed­nie. Cie­szę się, że ca­ło­ścio­wo przy­pa­dło Ci do gustu. :)

No w tym pierw­szym przy­pad­ku się upar­cie nie zgo­dzę, bo ta zmia­na z "onego" na "ją" mi nijak nie leży… W sumie do­brym kom­pro­mi­sem by było "dziew­czę­ciu zo­sta­ły ślady i już (…) się o rękę nie stara", bez tej nie­szczę­snej "jej". Imo nawet by się to ele­ganc­ko wpi­sa­ło w sty­li­za­cję :D Co do dru­gie­go – tak tak, wiem, że ar­cha­izm, że po­wszech­na oneg­daj forma, po pro­stu jakoś ca­łość mi nie brzmi. No bo z jed­nej stro­ny Twar­dow­ska za­czy­na tak sza­le­nie ofi­cjal­nie – "Wasza kró­lew­ska mi­łość" – ale zaraz do­da­je "we­zwa­li­ście", w moim od­czu­ciu to "wy" w do­my­śle jest już bar­dziej bez­po­śred­nie i zbija ten ofi­cjal­ny ton. Chyba dla­te­go mi to nie gra. No ale może to tylko moje dzi­wac­two, zresz­tą kto Twar­dow­skiej za­bro­ni :D Po­zdra­wiam!

Spo­dzie­waj się nie­spo­dzie­wa­ne­go

Nie­wąt­pli­wie to jest udany tekst, ład­nie wy­sty­li­zo­wa­ny, do­brze na­pi­sa­ny. Ma spój­ną fa­bu­łę i kon­se­kwent­nie pro­wa­dzo­ną, zdy­stan­so­wa­ną, w ba­śnio­wym stylu nar­ra­cję. Skła­da w spój­ną ca­łość le­gen­dę o Twar­dow­skim / Twar­dow­skiej, ale za mało, jak dla mnie, jest w tym tek­ście ty­tu­ło­wej kon­kur­so­wej za­mia­ny. Opo­wia­dasz, spraw­nie i cie­ka­wie, hi­sto­rię pani Twar­dow­skiej, ale zmia­na z pana na panią nie­wie­le tu tak na­praw­dę zmie­nia, poza dość nie­cie­ka­wą ideą, że T. naj­bar­dziej za­le­ży na uro­dzie. Nie­mniej, tekst jest udany jako taki, tylko aku­rat w kon­tek­ście tego kon­kret­ne­go kon­kur­su mi nie spa­so­wał.

ninedin.home.blog

Hi­sto­ryj­ka sym­pa­tycz­na, cie­ka­wie wią­żesz różne wątki Twar­dow­skie­go.

Będę się jed­nak cze­piać zwier­cia­dła. Osoba prze­glą­da­ją­ca się nie prze­by­wa w nim, więc dia­beł mógł co naj­wy­żej za­brać duszę od­bi­ciu, IMO.

Też mi tro­chę bra­kło męża.

Drob­ną ręką roz­bi­ła zwier­cia­dło.

Ale prze­cież ono było ze złota i sre­bra. To się da roz­bić?

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Fajne :)

Przy­no­szę ra­dość :)

Nowa Fantastyka