Tłum zebrany wokół ringu w Hayden Planetarium skandował głośno: Tyson! Tyson! Tyson!
Mistrz stał nieruchomo, otoczony przez grupę przeciwników, ogłuszany krzykami wydobywającymi się z tysięcy gardeł, pod bacznym spojrzeniem setek kamer. Dzisiejsza walka miała przejść do historii, a jej wynik będzie jedną z najważniejszych wiadomości każdego programu informacyjnego na świecie.
“Stary wyga musi najpierw pokazać ośmiu rywalom, gdzie ich miejsce, zanim będzie mógł zmierzyć się z dziewiątym, któremu chce odebrać niezasłużony, według jego przekonania, tytuł – wyjaśniał widzom główny komentator. – Dziewiąty, najnowsze, sensacyjne odkrycie, nie jest może tak znany jak pozostała ósemka, jednak o klasie tego zawodnika niech świadczy fakt, że to jego oblicze jaśnieje na mistrzowskim pasie federacji Kuipera. Tyson zmierzy się z nim dopiero na końcu, o ile sam nie zostanie znokautowany wcześniej. Zapowiada się ciekawe widowisko!”
Zabrzmiał gong. Bestia ruszyła.
Pierwszy rywal, podziwiany za żelazną wytrzymałość, uderzył o deski po szybkim, pojedynczym ciosie. Pozostali zaskoczeni gwałtownością natarcia przeciwnicy wyglądali jak uchwycone obiektywami kamer kury z przyrodniczego filmu dokumentalnego, niezdecydowane czy spróbować dziobnąć jadowitego pająka.
Drugi, określany przez wielu obserwatorów mianem prawdziwej gwiazdy wieczoru, padł od lewego haka. Reszta oponentów, jak biblijny akwen ustępujący przed Mojżeszową laską, odstąpiła kilka kroków, pełna respektu dla zaprezentowanej siły i szybkości.
Trzeciego sięgnął potężny cios podbródkowy. Wyrzucony w powietrze mocą uderzenia adwersarz w błękitnych barwach był już nieprzytomny w momencie, w którym na powrót przywitała go ziemia.
Czwarty, czerwony jak cegła osiłek z marsem na twarzy, zdołał przyjąć zaledwie dwa trafienia, zanim zległ bez świadomości u stóp czempiona.
Piąty, istny olbrzym, nie wytrzymał wiele więcej od poprzednika. Jupitery, jasno oświetlające arenę, ukazały publiczności jego spektakularną porażkę w najdrobniejszych szczegółach.
Szósty, właściciel wielu mistrzowskich pierścieni, stawił silniejszy opór. Lecz tytuły oraz masa turniejowych mocarzy nie robiły na rozpędzonym ringowym weteranie żadnego wrażenia. Omijając wysoką gardę rywala, położył go kilkoma precyzyjnymi prostymi.
Siódmy, znany ze swego atomowego uderzenia, nie zdołał wyprowadzić choćby jednego ataku. Również ta tura należała do niepokonanego ulubieńca publiczności.
Ósmy, olbrzym o lodowatym spojrzeniu, preferował walkę w pełnym dystansie. Wyprowadzał skomplikowane kombinacje ciosów, lecz nie był w stanie naruszyć szczelnej obrony. Mistrz, nucąc “Blaze of glory” The Neptunes, wyczekał błędu i wyszedł z powalającą kontrą, która dała mu wygraną.
I was chosen to hold this throne
I held my own, ever since I held that zone
Tyson uniósł ręce w geście zwycięstwa, choć wiedział, że to nie koniec zmagań. Pozostał oponent, na którego czekał od początku. Ten, któremu chciał utrzeć nosa.
Dziewiąty stał przy linach, strwożony i jakby skarlały. Ze wzroku Tysona odczytał pewność wygranej. Niezachwianą, nawet gdyby przeciwstawiał mu się pluton napastników. Kiedy spadło pierwsze uderzenie, dziewiąty wiedział, że przegrał. Po drugim ciosie opuścił gardę, pogodzony z utratą swojej pozycji.
Trzecie, ostatnie trafienie wyrzuciło go poza ring, na który miał już nigdy nie powrócić.
Neil deGrasse Tyson
Najwyraźniej dośćGo Tłukł