- Opowiadanie: Seener - Śmieciarka

Śmieciarka

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Śmieciarka

Przede wszyst­kim muszę przy­znać, że mia­łem szczę­ście, cho­ler­nie dużo szczę­ścia. Moja ma­szy­na to nie jakiś trans­or­bi­tal­ny li­nio­wiec czy pod­wy­mia­ro­wy eks­pres, a już na pewno nie spor­to­wy ści­gacz. To była zwy­kła śmie­ciar­ka po przej­ściach. Młody mówił, że przy­po­mi­na mu wi­de­lec, no i coś w tym było może nawet. Taki uła­ma­ny, ale wi­de­lec.

Trze­ba po­wie­dzieć, że to był cał­kiem dobry sprzęt i słu­żył mi przez wiele lat. Taki wół ro­bo­czy zro­bio­ny na szkie­le­cie sta­rej do­brej es-dzie­siąt­ki. Za­pa­ku­jesz po sufit, a ucią­gnie. Z ory­gi­na­łu to zo­sta­ła już tylko oś z ka­bi­ną, re­ak­to­rem i sil­ni­kiem. Ła­dow­nia po lewej stro­nie była też pra­wie jak ory­gi­nal­na, tro­chę po­ła­ta­na i po­spa­wa­na miej­sca­mi, było parę wsta­wek, ale w sumie ory­gi­nał.

Po pra­wej to już było dzie­ło Pi­cas­sa. Zmyśl­ny gość, ma taki warsz­tat przy Gam­mie. Zwo­zi­my mu cza­sem tro­chę złomu w lep­szym sta­nie. Radzi sobie chłop i jesz­cze prze­glą­dy wy­sta­wia.

Wiesz, jak to jest. Nie każ­de­go stać na stocz­nię, a Pi­cas­so jakoś tak spryt­nie kra­tow­ni­ce po­spa­wał, przy­cze­pił parę sta­rych kon­te­ne­rów, łącz­nik zro­bił, gro­dzie od ja­kie­goś złomu. Wszyst­ko ele­ganc­ko i szczel­nie. Zresz­tą, to i tak tylko na śmie­ci, naj­waż­niej­sza jest ka­bi­na. O to się dba, jak na­le­ży, no bo sam ro­zu­miesz, jak coś puści, to mo­żesz nie zdą­żyć w ska­fan­der na­ro­bić, a ła­dow­ni to się nawet cza­sem w ogóle nie uszczel­nia­ło.

Nie­raz by­wa­ło, że na pra­wym skrzy­dle to i dwa rzędy kon­te­ne­rów wi­sia­ły. Nie­sy­me­trycz­nie to wy­glą­da, ale latać się da, no i wtedy to nawet ja wi­dzia­łem ten uła­ma­ny wi­de­lec, o któ­rym mówił Młody. Niby można ja­kieś osło­ny za­ło­żyć i po­ma­lo­wać, ale kogo ob­cho­dzi, jak wy­glą­da śmie­ciar­ka. Farba kosz­tu­je, a od pro­mie­nio­wa­nia i mi­kro­me­te­ory­tów to i tak w rok ob­ła­zi. Ka­bi­nę się po­cią­gnie, żeby ekra­no­wa­nie było moc­niej­sze i tyle. Jak la­tasz po or­bi­tach to ci ae­ro­dy­na­mi­ka do ni­cze­go nie­po­trzeb­na prze­cież. Zda­rza się cza­sem usiąść na ja­kimś glo­bu­sie, ale śmie­ci lecą poza stre­fę życia więc wy­bie­ra się nie­du­że kulki i bez at­mos­fe­ry. Cią­że­nie małe, opo­rów prak­tycz­nie brak, po co ci ae­ro­dy­na­mi­ka.

W ogóle to tę śmie­ciar­kę odzie­dzi­czy­łem po moim ku­zy­nie, który wziął mnie na po­moc­ni­ka. La­ta­li­śmy od sta­cji do sta­cji, zbie­ra­li­śmy gruz, śmie­ci, od­pa­dy. Mi­lio­ne­rem nie zo­sta­niesz, ale dało się żyć. No ale nic nie jest wiecz­ne. Po­ja­wi­ły się kor­po­ra­cje, ko­lo­ro­we śmie­ciar­ki i pi­lo­ci w mun­dur­kach i bia­łych ko­szu­lach. Zgro­za, ro­zu­miesz, śmie­ciarz w bia­łej ko­szu­li. O ka­wa­łek pa­pie­ru to­a­le­to­we­go prze­gryź­li­by ci tęt­ni­cę. Oj było cięż­ko, a żyć prze­cież z cze­goś trze­ba.

Kuzyn się za­ha­czył do tych co la­ta­li poza stre­fę, do śred­nich orbit. Taka ga­zo­wa kulka prak­tycz­nie nie ma sta­łej po­wierzch­ni więc jak coś tam upu­ścisz, to prze­pad­nie na wieki. Mo­żesz tam zrzu­cać co chcesz, prze­pad­nie i ko­niec. Śmiet­nik ide­al­ny, można po­wie­dzieć. Jest tylko jedno ale, to kawał drogi, a pa­li­wo kosz­tu­je. No ale na wszyst­ko znaj­dziesz klien­ta. Gor­sze jest nie­ste­ty dru­gie ale. Mu­sisz wszyst­ko do­brze po­li­czyć, bo gra­wi­ta­cja nie wy­ba­cza, a przy takim ol­brzy­mie gra­wi­ta­cja to stud­nia bez dna. No i kuzyn źle po­li­czył, i prze­padł. I ko­niec. Ro­zu­miesz, do tej ro­bo­ty trze­ba mieć jed­nak głowę we wła­ści­wym miej­scu.

Mnie zo­sta­ła śmie­ciar­ka i tro­chę drob­nych w kie­sze­ni. Jakoś la­wi­ro­wa­łem przez parę lat i po­wiem ci, że było cięż­ko. W końcu kor­po­ra­cje roz­krę­ci­ły in­te­res z hur­tem do tych ga­zo­wych śmiet­ni­ków, a my wró­ci­li­śmy do łask. A to kogoś nie stać na takie luk­su­sy, a to za mało śmie­ci, żeby się opła­ca­ło. Nie będę kła­mał, cza­sem ktoś się chce po­zbyć cze­goś, co ofi­cjal­nym trans­por­tem nie pój­dzie. Co mogę po­wie­dzieć, każdy żyje jak umie.

Tak wła­śnie po­zna­łem Mło­de­go. Po­le­cia­łem na czer­wo­ną czwór­kę, nawet nie wiem z czym. Cała ta czwór­ka to jedna wiel­ka pu­sty­nia prak­tycz­nie bez at­mos­fe­ry. Ze­wnętrz­ne or­bi­ty są teraz ska­no­wa­ne, więc jak wy­rzu­cisz coś tref­ne­go, to cię zaraz fe­de­ra­cyj­ni do­pad­ną, a co oni robią z ludź­mi, to chyba nie muszę ci opo­wia­dać. Cho­ler­ni pre­to­ria­nie. Ni­ko­go nie ma nad nimi, więc robią, co chcą. To mafia naj­gor­sza ze wszyst­kich. Paru chło­pa­ków coś pró­bo­wa­ło z nimi krę­cić i prze­pa­dli bez wie­ści. Kie­dyś mieli układ z tymi z kor­po­ra­cji i nie lubią nas strasz­nie. Ze wza­jem­no­ścią zresz­tą. W każ­dym razie taka pu­sty­nia bez at­mos­fe­ry to ide­al­ne miej­sce, bo nic się tam nie bę­dzie bu­do­wać. Niby w stre­fie życia, ale kto by szu­kał szczę­ścia na kupie pia­chu. Po­wiedz­my, że nikt nie zwra­ca na nią uwagi.

Jak wra­ca­łem, wpa­dłem na Gammę do­krę­cić parę śru­bek w ła­dow­niach. Pi­cas­so po­trze­bo­wał dwa dni, więc wsia­dłem na prom. Jest tam w oko­li­cy taki ska­li­sty glo­bu­sik. W dzień nie­wie­le ja­śniej niż w nocy, ale czło­wie­ka cią­gnie cza­sem, żeby po­sta­wić nogi na sta­łym grun­cie, no i oka­zja była, żeby w końcu gar­dło prze­płu­kać.

Jest tam at­mos­fe­ra, a lu­dzie sie­dzą, bo w ziemi są te świe­cą­ce ka­mie­nie. Pół góry, ro­zu­miesz, po­tra­fią prze­ko­pać i znaj­dą dwa, albo trzy, ale z cze­goś trze­ba wyżyć. Zresz­tą, gdyby tego było tam wię­cej, to już by ich pew­nie wy­sie­dli­li i wszyst­ko prze­wa­li­li jakąś wiel­ką ko­par­ką. Żyją sobie bied­nie, ale na wła­snym. Bo­ga­czy tam nie uświad­czysz.

Prze­sie­dzia­łem z nimi w knaj­pie dwa wie­czo­ry przy kie­lisz­ku i na­słu­cha­łem się róż­nych gawęd i hi­sto­rii. I muszę ci po­wie­dzieć, że mnie to w końcu do­bi­ło. Grze­bią w tych ska­łach ca­ły­mi dnia­mi, żeby parę gro­szy na je­dze­nie za­ro­bić, całe życie ledwo wiążą ko­niec z koń­cem, a wie­czo­ra­mi opo­wia­da­ją le­gen­dy, jak to po­dob­no ktoś zna­lazł ka­mień tak duży, że po­le­ciał na jakąś cie­plej­szą kulkę i już wię­cej nie mu­siał pra­co­wać. Czy to praw­da? Wąt­pię. Jakby ktoś zna­lazł coś ta­kie­go, to pew­nie ci, co kręcą tam tym in­te­re­sem od­rą­ba­li by mu rękę razem z tym ka­mie­niem i tyle by z tego było.

Na­rze­ka­li na swój los, pa­trzy­li tę­sk­nie w niebo, ale jak­byś któ­re­muś wło­żył w rękę bilet i parę gro­szy na nowe życie, to zaraz by za­czął gry­ma­sić. Że da­le­ko, że teraz to nie ma czasu, że mu­siał­by się przy­go­to­wać. Tak prze­siąk­nę­li tym grze­ba­niem w ska­łach, że nawet jakby któ­re­go szczę­ście kop­nę­ło w tyłek, to by uciekł wy­stra­szo­ny, za­miast sko­rzy­stać.

No i dru­gie­go wie­czo­ru, jak się tak na­słu­cha­łem tych ich opo­wia­dań, po­sze­dłem do kibla i spoj­rza­łem w po­pę­ka­ne lu­stro. Zo­ba­czy­łem wszyst­kie swoje zmarszcz­ki, za­bo­la­ły mnie wszyst­kie mię­śnie, ode­zwa­ły się wszyst­kie stawy i nad­wy­rę­żo­ne kręgi. I do­tar­ło do mnie, że je­stem taki jak oni.

Jak wcho­dzi­łem pierw­szy raz na śmie­ciar­kę, to mia­łem ma­rze­nia. Odło­żę, zro­bię li­cen­cję, będę latał czymś dużym i lśnią­cym. I tak ma­rzy­łem i ma­rzy­łem. Lata le­cia­ły nie wia­do­mo kiedy, a ja w końcu za­czą­łem wie­rzyć w śmie­ciar­skie le­gen­dy, z któ­rych wcze­śniej sobie kpi­łem. Takie same jak le­gen­dy tych bie­da­ków, że kie­dyś w gru­zach znaj­dę skarb i się usta­wię. Wa­liz­kę z pie­niędz­mi albo kon­te­ner fin­ge­ry­tu. Ile to się czło­wiek na­słu­chał ta­kich hi­sto­rii przy kie­lisz­ku, a prze­cież w życiu nie spo­tka­łem ni­ko­go, komu by się to przy­da­rzy­ło.

Do­tar­ło do mnie, że ja już nawet za­po­mnia­łem o tych ma­rze­niach. Nie oszu­kuj­my się, mam swoje lata. Ro­bo­ta na śmie­ciar­ce niby cięż­ka nie jest, no bo pra­wie wszyst­ko w au­to­ma­cie, ale ile mi jesz­cze zo­sta­ło? Wiele do­bre­go to mnie nie czeka. Dokąd się da, to będę latał, a potem skoń­czę, jak wszy­scy, na ja­kimś śmiet­ni­ku, grze­biąc w od­pa­dach za miskę zupy i będę ma­rzył nie o skar­bie, ale o ja­kimś świń­stwie, które skoń­czy moje męki. Sam przy­znasz, że to nie na­strój do bu­tel­ki. Zwi­ną­łem się do ho­te­lu, a na drugi dzień, po­sze­dłem do portu, żeby wró­cić na Gammę.

No i wtedy spo­tka­łem Mło­de­go. Tam się kręci mnó­stwo dzie­cia­ków, ma­łych i du­żych. Po­lu­ją na ob­cych. Nie krad­ną, ale każdy chce, żeby mu coś dać. Bied­ne, brud­ne, ob­dar­te i we­so­łe. Ob­sko­czy­ły mnie, ale je­dy­ne co mo­głem im dać to uśmiech. Tylko po co im taki po­marsz­czo­ny i szczer­ba­ty?

Za­uwa­ży­łem, że żadne nie chce, żeby je ze sobą za­brać. Wo­ła­ją tylko o jał­muż­nę. Kup mi to, daj mi tamto. Jak to dzie­cia­ki. A Młody stał na ubo­czu, ni to nie­śmia­ły, ni za­my­ślo­ny, taki sku­pio­ny i po­waż­ny. Był chyba naj­wyż­szy z nich i pew­nie naj­star­szy. Od in­nych dzie­cia­ków się opę­dza­łem, a on się jakoś tak wy­róż­nił, że od­ru­cho­wo coś do niego za­ga­da­łem, nawet nie pa­mię­tam co.

Po­pa­trzył na mnie z cie­ka­wo­ścią i za­uwa­żył pla­kiet­kę w kie­sze­ni. No i spy­tał, czy je­stem praw­dzi­wym pi­lo­tem. Jak po­wie­dzia­łem, że tak, to spy­tał, czy w ko­smo­sie jest zimno. Spy­ta­łem czemu go to cie­ka­wi, a on, że kie­dyś my­ślał, żeby zo­stać pi­lo­tem, ale boi się, że zmar­z­nie. Ro­zu­miesz? Stał tam, nie żeby że­brać, tylko cze­kał na pi­lo­tów, żeby się do­wie­dzieć jak jest w ko­smo­sie.

Śmiesz­ne było to jego py­ta­nie, takie tro­chę bez sensu. Poza tym na tej ich kupie ka­mie­ni też za cie­pło nie jest, bo to prze­cież pra­wie ko­niec stre­fy, a ten się mar­twił, że zmar­z­nie. I nie mówił, że marzy, żeby być pi­lo­tem, tylko że chce być. Tak spo­koj­nie, po­waż­nie, na serio.

I tak sobie po­my­śla­łem, że czemu by nie. Po­moc­nik by się przy­dał, a on nie wy­glą­dał już na ta­kie­go, co mu trze­ba nos pod­cie­rać. Oka­za­ło się, że ma sie­dem­na­ście lat, więc wła­ści­wie duży chłop. Po­szli­śmy do jego ro­dzi­ców, czy chcie­li­by go dać do ro­bo­ty. Ot zwy­kli miej­sco­wi grze­ba­cze. Jak mam być szcze­ry, to się chyba ucie­szy­li, że im ktoś z ple­ców zdej­mu­je gębę do wy­kar­mie­nia. Nawet za bar­dzo nie za­pła­ka­li na po­że­gna­nie. Zo­sta­wi­łem im w za­mian parę gro­szy na je­dze­nie, no bo prze­cież za­bie­ra­łem im ręce do ro­bo­ty, a Młody obie­cał, że jak się do­ro­bi, to przy­je­dzie i ich wy­cią­gnie, ale poza nim, chyba nikt tego nie brał na po­waż­nie. Wiesz co w tym wszyst­kim było naj­gor­sze? Im było wszyst­ko jedno.

Stary je­stem, ale jak zo­ba­czy­łem, jak tylko cze­ka­ją, żeby się za nim drzwi za­mknę­ły, to mnie się pła­kać za­chcia­ło. I obie­ca­łem sobie, że jak będę mógł, to jakoś mu po­mo­gę, żeby go coś lep­sze­go w życiu spo­tka­ło, niż mnie i tych jego sta­rych.

No i tak do­sta­łem po­moc­ni­ka.

I po­wiem ci, że to był dobry wybór. Młody był spo­koj­ny i pra­co­wi­ty. Może ra­kie­ty by nie zbu­do­wał, ale co mu się mó­wi­ło to za­pa­mię­ty­wał i robił. I pytał się dużo. Dużo i o wszyst­ko. Na Gammę to się gapił, jakby świę­te­go zo­ba­czył, a prze­cież to jedna wiel­ka kupa złomu. Z cza­sem przy­wykł, jak już sobie tro­chę po­la­ta­li­śmy, ale widać było, że mu się ten świat po­do­ba. Nie pod­ska­ki­wał z ra­do­ści, tylko się wszyst­kie­mu przy­glą­dał z ja­kimś takim za­chwy­tem i pytał, cią­gle pytał. Z li­cze­niem też sobie do­brze ra­dził. W końcu wy­grze­ba­łem mu jakiś kal­ku­la­to­rek w śmie­ciach, taką przed­po­to­po­wą bi­nar­ną za­baw­kę. Tro­chę się na­mę­czy­łem, ale zro­bi­łem mu do tego za­si­la­nie i miał w końcu na czym li­czyć i robić no­tat­ki.

A li­czył szyb­ko i do­brze, cza­sem nawet w gło­wie szyb­ciej niż ten jego sprzęt. A to wy­kom­bi­no­wał jak skró­cić trasę, a to jak za­osz­czę­dzić pa­li­wo, a to gdzie warto się za­krę­cić za ro­bo­tą. I cią­gle pytał, i wszyst­ko za­pa­mię­ty­wał. Na­praw­dę, aż miło było pa­trzeć. Jak trze­ba było, to sie­dział cicho, jak mu się coś po­wie­dzia­ło, to robił. Nie był bez­myśl­ny. Jak cza­sem gdzieś mie­li­śmy mały po­stój, to go za­bie­ra­łem ze sobą do knaj­py. Co bę­dzie sie­dział sam, niech tro­chę pozna ludzi i życie, bo w końcu kie­dyś bę­dzie sobie mu­siał sam ra­dzić, nie. Wy­obraź sobie, że nigdy się nie napił, nigdy nie za­pa­lił. Nawet wtedy za­bie­rał ten swój kal­ku­la­to­rek i coś w nim grze­bał.

Śmie­ciar­kę znał na pa­mięć, sporo już po­tra­fił na­pra­wić, ko­ja­rzył trasy i miej­sca. No­to­wał loty i klien­tów, że­by­śmy wszyst­ko mieli pod kon­tro­lą. Aż się za­czą­łem za­sta­na­wiać, czy kie­dyś z tego ja­kichś kło­po­tów nie bę­dzie, jakby ktoś nie­od­po­wied­ni się do tego do­brał. Tro­chę rze­czy tam mię­dzy wier­sza­mi dało się wy­czy­tać, ale z dru­giej stro­ny kogo mia­ło­by to ob­cho­dzić. Pisał też taki tro­chę pa­mięt­nik, tro­chę dzien­nik po­kła­do­wy.

Aż w końcu mi się go żal zro­bi­ło. No bo choć­by na­uczył się pi­lo­to­wać, choć­by po­znał wszyst­kie trasy, choć­by opa­no­wał na­wi­ga­cję i umiał wszyst­ko na­pra­wić, choć­by się z tego wszyst­kie­go dok­to­ry­zo­wał, to prze­cież wciąż po­zo­sta­nie tylko śmie­cia­rzem. Mą­drym, spryt­nym, za­rad­nym, ale jed­nak tylko śmie­cia­rzem. No i drugi raz w życiu za­chcia­ło mi się przez niego pła­kać.

Roz­py­ta­łem się tu i ów­dzie, i wzią­łem go na roz­mo­wę. I pytam się go, czy by rze­czy­wi­ście chciał być pi­lo­tem, takim praw­dzi­wym. Miał już wtedy z dzie­więt­na­ście lat. No pew­nie, żeby chciał. No bo ro­zu­miesz, w zło­tym pasie jest taka zie­lo­na kulka. Praw­dzi­we drze­wa, praw­dzi­wa at­mos­fe­ra, praw­dzi­wa woda, no i cie­pło. Drogo tam i do ro­bo­ty nie biorą każ­de­go, ale na or­bi­cie lata parę sta­cji, co udają tę pla­ne­tę. Tu­ry­ści tam oczy­wi­ście bied­niej­si, ale ruch spory i robią cza­sem kursy dla pi­lo­tów ta­kich ma­łych bącz­ków, co ob­słu­gu­ją ruch mię­dzy nimi.

Ge­niu­sza do tego nie trze­ba, bo więk­szość ma­new­rów w au­to­pi­lo­cie, ale za po­dej­ście do li­cen­cji trze­ba za­pła­cić. Tak sobie po­my­śla­łem, że Młody by sobie spo­koj­nie po­ra­dził. Kurs, eg­za­min i do ro­bo­ty. Nowym tam jest cięż­ko, jak wszę­dzie, ale ma łeb na karku więc szyb­ko za­ła­pie co i jak. O to byłem spo­koj­ny. A jak się spraw­dzi z cargo, to go dadzą do ludzi, a wia­do­mo, że na­piw­ka­mi można do­ro­bić. A jak na­bie­rze do­świad­cze­nia, to kto wie.

No więc tłu­ma­czę mu co i jak, że może by chciał. Po­la­ta ze mną jesz­cze z rok, może dwa, odło­ży­my na kurs i niech szuka szczę­ścia. W końcu prze­cież chciał być pi­lo­tem, nie?

My­ślisz, że się ucie­szył? Znów spoj­rzał tymi swo­imi spo­koj­ny­mi, za­my­ślo­ny­mi ocza­mi i widzę, że coś kom­bi­nu­je. No i w końcu się pyta, a co wtedy ze mną?

Cho­le­ra, przez całe życie ni­ko­go nie ob­cho­dzi­ło co ze mną. Tłu­ma­czę mu, Młody, ja już wiele nie zdzia­łam, po­cią­gnę ten biz­nes ile dam radę, a potem sprze­dam śmie­ciar­kę i będę żył za tę kasę jak król.

Do­brze wie­dział, jaka jest praw­da, wi­dział nie­jed­no śmiet­ni­sko na pla­net­kach. W końcu po­wie­dzia­łem mu jak męż­czy­zna. Je­steś jesz­cze młody, masz jedno życie. Mną się nie przej­muj, zrób coś, żebyś nie skoń­czył tak jak ja.

Nie było się prze­cież nad czym za­sta­na­wiać. Zgo­dził się, po­wie­dział, że po­la­ta ze mną, ile bę­dzie trze­ba, a jeśli to się uda, to się od­wdzię­czy. Zadba o to, żebym nie skoń­czył na śmiet­ni­sku.

Tak się mówi. Szcze­rze mu do­brze ży­czy­łem i wie­rzy­łem, że tak by chciał. Skoro nie zdą­ży­łem speł­nić swo­ich ma­rzeń, to może cho­ciaż po­mo­gę jemu. Po­wiem ci, że nawet te kursy nie są takie dro­gie. Pew­nie, że wpy­cha­ją tam przede wszyst­kim swo­ich, ale wiesz, jak to jest. Na każ­de­go ku­zy­na musi przy­pa­dać jeden taki, co się zna na ro­bo­cie, bo ina­czej in­te­res pad­nie.

Szło nam nawet cał­kiem nie­źle. Tu jeden kurs, tam drugi, parę ton tam, kilka z po­wro­tem. Wy­glą­da­ło to nie naj­go­rzej. Tylko pod ko­niec roku sia­dło chło­dze­nie w re­ak­to­rze. Pi­cas­so roz­ło­żył ręce i po­wie­dział, że jak chcę, to on to po­spa­wa, ale żebym nie pla­no­wał za wiele na przy­szły rok, jeśli za­mie­rzam tak dalej latać.

Co było robić? Młody znów nie pła­kał, nie krzy­wił się, nie roz­pa­czał. Wy­cią­gnął oszczęd­no­ści i więk­szość po­szła na nowe chłod­ni­ce. Trzy noce z ner­wów nie spa­łem.

La­ta­li­śmy potem jesz­cze z pół roku, ale za stary je­stem na takie sztucz­ki. Prze­cież jak znowu bę­dzie­my bli­sko, to albo w ma­szy­nie, albo we mnie coś strze­li i kasa się ro­zej­dzie. Jakby się dało wzbo­ga­cić na samym oszczę­dza­niu, to po tylu la­tach po­wi­nie­nem być prze­cież mi­lio­ne­rem.

No i za­czą­łem kom­bi­no­wać.

Po­dob­no są uczci­wi śmie­cia­rze, tak ci każdy powie, ale bądź­my szcze­rzy. Ja żad­ne­go nie spo­tka­łem, a tro­chę się już kręcę po oko­li­cy. Parę gro­szy każdy chęt­nie przy­tu­li, a są tacy co do­brze płacą, żeby się po­zbyć pro­ble­mu z po­dwór­ka. Ja się tam w kło­po­ty nie pcha­łem, żeby mieć tro­chę spo­ko­ju, ale nie prze­czę, w mło­do­ści róż­nie by­wa­ło. Nie je­stem w tym in­te­re­sie żół­to­dzio­bem, ja znam ludzi, a oni znają mnie. Wszy­scy wie­dzą czego się po kim spo­dzie­wać.

No i tra­fił się klient. Kasę bie­rze się w ta­kich przy­pad­kach z góry, jak tylko towar sta­nie w ła­dow­ni. Nigdy tak na sto pro­cent nie wiesz, co wie­ziesz i jak się ta wy­ciecz­ka skoń­czy. Pła­cił grubo, a jakże. Z pięć mie­się­cy mu­siał­bym latać ze zwy­kły­mi śmie­cia­mi, a i tak nie wiem, czy bym tyle do­stał. Z dru­giej stro­ny, gdyby klient to chciał uty­li­zo­wać ofi­cjal­nie, pew­nie za­pła­cił­by dużo wię­cej. Wszyst­kim się opła­ca. Pew­nie, że jest ry­zy­ko, ale po­my­śla­łem sobie, że w razie czego wezmę to na sie­bie. Jak mnie po­sa­dzą, to przy­naj­mniej będę miał cie­pły po­ko­ik do końca życia.

Sześć skrzy­nek sta­nę­ło w ła­dow­ni, a kasę od razu dałem Mło­de­mu do scho­wa­nia. A ten za­miast się ucie­szyć, za­czął kom­bi­no­wać i za­da­wać py­ta­nia. No pew­nie, że to nie jest bez­piecz­ne, no pew­nie, że nie jest le­gal­ne. Ry­zy­ko­wał tak samo jak ja, więc nie mo­głem go okła­mać. Nie mam po­ję­cia co to. Spraw­dzi­łem ska­ner­kiem, ekra­no­wa­ne do­brze, ale nie mogę za­gwa­ran­to­wać, że po dro­dze nic się nie wy­da­rzy. Nie był za­do­wo­lo­ny, ale co miał po­wie­dzieć.

Parę dekad temu z takim to­wa­rem było ła­twiej. Było mniej pa­tro­li, pas od­pa­dów nie był ska­no­wa­ny. Zda­rza­ło się, że ktoś wy­rzu­cił ja­kieś świń­stwo w pas aste­ro­id, ale to spore ry­zy­ko. Wal­nie w jakiś ka­mień i nie wia­do­mo gdzie potem po­le­ci. Nie­któ­rzy to nawet wy­strze­li­wa­li z ła­dow­ni, żeby szło poza eklip­ty­kę, ale to w ogóle śred­ni po­mysł, no i teraz jed­nak sporo ska­ne­rów cze­sze. A w eklip­ty­ce za­wsze się za coś można scho­wać. Pod la­tar­nią naj­ciem­niej, nie.

W sumie naj­bez­piecz­niej­szy wybór, jeśli taki ist­nie­je, to wła­śnie czer­wo­na czwór­ka. Niby nie wolno, ale gdzieś to trze­ba wy­rzu­cać. Trze­ba tylko tro­chę po­klu­czyć, żeby z trasy nie było oczy­wi­ste, gdzie le­cisz. Tra­fisz w oko­li­ce niby przy­pad­kiem, spraw­dzasz czy na dole ni­ko­go nie ma, sia­dasz, zo­sta­wiasz i le­cisz. Tyle tam gruzu róż­nej maści, że już nikt na to nie zwró­ci uwagi. Trze­ba się tylko ro­zej­rzeć czy fe­de­ra­cyj­ni się w oko­li­cy aku­rat nie kręcą.

No więc sko­czy­li­śmy dwie or­bi­ty do przo­du, jedną do tyłu, to jakaś sta­cja po dro­dze, jedna, druga, trze­cia. Trze­ba też było zaj­rzeć na Gammę. Pi­cas­so wy­szy­ko­wał nam ko­mo­rę w jed­nym kon­te­ne­rze. Nor­mal­nie dba się o ka­bi­nę, resz­ta może być dziu­ra­wa, ale jak pla­nu­jesz siąść na dole, to ze star­tem za­wsze jest ry­zy­ko. Kiep­sko tak zo­stać bez tlenu w razie awa­rii. Jak sobie zor­ga­ni­zu­jesz ko­mo­rę, to jakoś się prze­cho­wasz, zanim przy­le­ci ra­tu­nek. Ska­fan­der nie wy­star­czy.

Przy­znam się, że tak dawno się w to nie ba­wi­łem, że jak już by­li­śmy na ostat­niej pro­stej, to strach mnie ob­le­ciał. No ale zer­k­ną­łem czy w oko­li­cy nikt się nie kręci. Jakby co, to le­cie­li­śmy dalej, a chcie­li­śmy tylko sko­rzy­stać z procy gra­wi­ta­cyj­nej.

Niby było spo­koj­nie, pusto i cicho. No to wóz albo prze­wóz. Sie­dli­śmy w ja­kimś kra­te­rze. Zer­k­ną­łem jesz­cze raz na ekra­ny, ale w oko­li­cy cisza. Skrzyn­ki po­le­cia­ły w piach. Od­pa­li­łem je pneu­ma­tycz­nie, żeby nie stały koło śmie­ciar­ki. Chwi­lę trwa, zanim się przy­go­tu­je do­pa­lacz do star­tu, a jakby co, to po­wiem, że nie moje, leży prze­cież pół ki­lo­me­tra dalej. Nikt się na to pew­nie nie zła­pie, ale czło­wiek w de­spe­ra­cji wszyst­ko sobie wmówi.

No i ro­zu­miesz, czas mi się dłu­żył, oj dłu­żył. W końcu kre­ski na wskaź­ni­kach do­szły do końca, do­pa­lacz strze­lił, wgnio­tło nas w fo­te­le i po mi­nu­cie by­li­śmy już na ni­skiej or­bi­cie. I wciąż nikt nas nie aresz­to­wał. Ja cie­szy­łem się jak głupi, a Młody, jak to Młody. Sku­pio­ny i po­waż­ny. Ko­niec koń­ców, udało się. Towar zo­stał tam, gdzie nikt nie chce szu­kać, kasa zo­sta­ła w kie­sze­ni. Za­ła­twio­ne. Wo­la­łem do tego wię­cej nie wra­cać, żeby go nie de­ner­wo­wać. Trze­ba przy­znać, że tro­chę nas to pod­ra­to­wa­ło.

A że i ja li­czyć umiem, to mi wy­szło, że jesz­cze jeden taki skok i Młody bę­dzie mógł pró­bo­wać swo­ich sił na wła­sną rękę. Tylko to nie jest takie pro­ste. Trze­ba tro­chę po­cze­kać na oka­zję, no i chcia­łem, żeby ten pierw­szy raz Mło­de­mu tro­chę wy­wie­trzał z głowy, żeby się nie de­ner­wo­wał za bar­dzo. Ale myślę, że od razu czuł, o co cho­dzi.

To był ten sam klient, nawet się nie tar­go­wał. Ła­du­nek po­dob­ny. Tro­chę klu­czy­li­śmy, potem wi­zy­ta na Gam­mie, żeby Pi­cas­so spraw­dził ko­mo­rę, no i w drogę. Jedni mają takie szczę­ście, że jak coś za­pla­nu­ją, to sypie się od razu. O in­nych pech przy­po­mi­na sobie na fi­ni­szu. Za­sta­na­wia­łem się po dro­dze, do któ­rych na­le­żę, ale prze­cież dziec­kiem nie je­stem i nie pierw­szy raz to ro­bi­łem. Naj­waż­niej­sze, to nie zwra­cać na sie­bie uwagi. W ła­dow­ni za­le­ga­ło tro­chę zwy­kłych śmie­ci. Trasa była przez ty­po­we sta­cje. Or­bi­ty i kie­ru­nek też, bez za­rzu­tu. Nie może być tak wszyst­ko książ­ko­wo, bo też się rzuca w oczy, więc przy­sta­ną­łem po dro­dze na drin­ka, ale na za­du­piu, żeby nikt nie zwró­cił za bar­dzo na mnie uwagi. Prze­ćwi­czy­łem to nie raz.

Do czwór­ki do­le­cie­li­śmy spo­koj­nie. Potem wej­ście na or­bi­tę, że niby proca, ale źle po­li­czy­łeś, no i teraz po­trze­bu­jesz chwi­li, żeby wszyst­ko usta­wić i się ode­rwać. Numer stary jak świat. Tak na­praw­dę po­trze­bu­jesz chwi­li, żeby się ro­zej­rzeć. Ekran czar­ny jak noc, ni­ko­go w po­bli­żu nie ma. Nie ma się co czaić, bo le­piej nie bę­dzie. Ze­szli­śmy na dół i sie­dli­śmy znów mię­dzy hał­da­mi złomu. Jak tylko kurz opadł, wy­strze­li­łem skrzyn­ki i resz­tę śmie­cia. W za­sa­dzie by­li­śmy czy­ści.

Oka­za­ło się, że przy lą­do­wa­niu ode­rwał mi się jeden kon­te­ner z tych spa­wa­nych przez Pi­cas­sa po pra­wej stro­nie. Żadna wiel­ka spra­wa, tak cza­sem bywa. Wy­sła­łem Mło­de­go na ob­chód. Robił to już parę razy i wie­dział, o co cho­dzi. Trze­ba od­ciąć co nie­po­trzeb­ne i skon­fi­gu­ro­wać masę. Znał to na pa­mięć. Zie­lo­na linia na ekra­nie to oś ba­lan­su, czer­wo­na kre­ska to wek­tor. Muszą się zejść. W prze­strze­ni nie­ko­niecz­nie, tam mo­żesz le­cieć nawet bo­kiem i dasz radę. Dobry pilot po­ra­dzi. Ale przy star­cie z kulki, nawet ta­kiej małej, mo­żesz fik­nąć ko­zioł­ka i ko­niec ka­rie­ry. Młody wziął prze­no­śny ter­mi­nal, a ja zer­ka­łem w ka­bi­nie. Nie po­sze­dłem z nim, bo wiem, że sobie radzi, poza tym w ła­dow­ni jest ramię i taśmy.

Prze­ką­si­łem coś i tylko zer­ka­łem, jak mu idzie. No i po­wiem ci, że po­szło mu za­wo­do­wo, ele­ganc­ko wszyst­ko usta­wił. Mnie by się nawet nie chcia­ło tak do­kład­nie. W mię­dzy­cza­sie kre­ski od do­pa­la­cza do­szły już cał­kiem wy­so­ko. Tylko pa­trzeć jak bę­dzie­my się zwi­jać.

No i wtedy za­czę­ło szu­mieć. Czło­wiek jest w na­pię­ciu od razu za­czy­na się ner­wo­wo roz­glą­dać, ale prze­cież zna­łem ten dźwięk. Coś sia­da­ło w oko­li­cy. Zer­k­ną­łem na mo­ni­tor. Młody był w lewym skrzy­dle i pew­nie też usły­szał, że coś się dzie­je. Po­my­śla­łem, że ktoś wpadł w ta­kiej spra­wie jak nasza. Udamy, że się nie spo­tka­li­śmy i tyle. Może wy­bra­łem za dobre miej­sce. Dużo gruzu wo­ko­ło, łatwo tam coś zgu­bić. Może trze­ba było wy­brać coś gor­sze­go.

W każ­dym razie chwi­lę trwa­ło, zanim wszyst­ko uci­chło i pia­sek opadł. My­śla­łem, że lata całe. I widzę, że Młody cały czas przy­cza­jo­ny na lewym skrzy­dle. Sporo się chłop na­uczył.

Jak już za­czę­ło ja­śnieć na tyle, że coś było widać, to roz­po­zna­łem ten spi­cza­sty ogon. Fe­de­ra­cyj­ni. Cho­le­ra. Mu­sie­li mnie jakoś na­mie­rzyć, po co ina­czej lą­do­wa­li by na śmiet­ni­sku. Pew­nie stali w opo­zy­cji, na tej samej or­bi­cie. Jakoś ich prze­ga­pi­łem, moja stra­ta. No dobra, sam tego chcia­łem. Robię w my­ślach ra­chu­nek su­mie­nia, kom­bi­nu­ję jak tu wy­krę­cić z tego Mło­de­go. Może trze­ba bę­dzie dać kasę. Znów, cho­le­ra, cała ro­bo­ta na marne, a on bę­dzie latał śmie­ciar­ką do usra­nej śmier­ci.

Ale ko­mu­ni­ka­cja mil­czy. To było od razu dziw­ne. Jakby mnie na­mie­rzy­li, to zaraz by było we­zwa­nie, stan­dar­do­wa for­muł­ka, ostrze­że­nie i inne bzdu­ry. A tu cisza. No i do­cie­ra do mnie po­wo­li, że oni tu nie są po nas. Taka chmu­ra po star­cie czy lą­do­wa­niu siada kilka minut, więc za­czą­łem z po­wro­tem od­dy­chać i kom­bi­no­wać o co cho­dzi.

Już wiem, że Młody zro­zu­miał naj­waż­niej­sze i sie­dzi w ko­mo­rze. Ja sie­dzę w ka­bi­nie więc też mam ekra­no­wa­nie. Zwy­kłą i-er­ką nas nie wy­ła­pią. Nie cho­dzi o to, że je­ste­śmy nie­wi­dzial­ni, ale ekra­no­wa­nie dzia­ła w obie stro­ny, a więk­szość pa­tro­li na ta­kich za­du­piach nie ma nad­zwy­czaj­ne­go sprzę­tu. No, chyba że szu­ka­ją cze­goś kon­kret­ne­go, ale wy­szło mi, że nie nas, więc jest na­dzie­ja. No i ten piach nas tro­chę przy­sy­pał, więc mo­że­my wy­glą­dać jak część tej kupy złomu za nami. Jest jakaś mała szan­sa, że nas prze­ga­pią. Ale nie­ste­ty mamy re­ak­tor i do­pa­lacz na­bi­ty do pełna więc jak się tam któ­ryś oprze o od­po­wied­ni guzik w ka­bi­nie, to się im po­ło­wa kon­tro­lek za­świe­ci. Ile mamy czasu? I jak go wy­ko­rzy­stać?

A ko­mu­ni­ka­cja wciąż mil­czy. No to teraz naj­waż­niej­sza spra­wa. Jak nie po nas, to po co? I to jest, po­wiem ci szcze­rze, naj­gor­sza opcja. No bo po­myśl tylko, po co taki pa­trol siada? Prze­cież nie idą się odlać w krza­ki. Oni nie szu­ka­ją ni­cze­go w śmie­ciach, oni tam chcą coś ukryć. Niby cen­tral­na po­li­cja, ale kręcą swoje in­te­re­sy, jak wszy­scy. I to grube in­te­re­sy. Sami sie­bie prze­cież nie będą ści­gać, tak? Wszy­scy o tym wie­dzą.

Jak już wszyst­ko opa­dło to, dwóch wy­szło na ze­wnątrz. Po­cho­dzi­li do­oko­ła tej swo­jej strzał­ki, coś oglą­da­li albo się na­ra­dza­li. A ja pa­trzę na kre­ski od do­pa­la­cza i modlę się, żeby szyb­ciej szły. Już nie­wie­le do końca, ale bra­ku­je. Sie­dzę spię­ty, jak ty­grys do skoku i cze­kam. I biję się z my­śla­mi.

No i wtedy się za­czę­ło. Wy­szło jesz­cze czte­rech, dwóch fe­de­ra­cyj­nych i dwóch in­nych. Ci dwaj mieli zwy­kłe ska­fan­dry, takie cy­wil­ne. No i naj­waż­niej­sze, do ple­ców mieli przy­sta­wio­ne lufy. Po­wiem ci, że wcho­dze­nie w in­te­re­sy z fe­de­ra­cyj­ny­mi to kiep­ski biz­nes. Im grub­szy in­te­res, tym go­rzej. Jak cho­dzi o roz­li­cze­nia, to po­de­rżną gar­dło tobie i two­jej matce, i nie masz się komu po­skar­żyć. A cza­sem wy­star­czy, że za dużo zo­ba­czysz i też się tobą zajmą.

Czy tamci byli winni, czy nie, nie wiem. Nie mieli naj­mniej­szych szans. Nie było żad­ne­go strze­la­nia, raz, dwa i roz­cię­li im ska­fan­dry. Bez tlenu mo­żesz wy­trzy­mać ja­kieś trzy mi­nu­ty. To nie jest tak, że jak kulka jest bez at­mos­fe­ry, to od razu próż­nia. Przy po­wierzch­ni za­wsze coś tam, jest, ale nie ma tlenu, no i ci­śnie­nie nie­wiel­kie. Wdy­chasz, ale nie od­dy­chasz. Pró­bu­jesz robić wszyst­ko, żeby się ra­to­wać, bo tak każe ci in­stynkt, ale co­kol­wiek wy­my­ślisz, głowa wie, że nie za­dzia­ła. Lu­dzie wtedy wa­riu­ją, szu­ka­ją rę­ka­mi nie wia­do­mo czego, wpy­cha­ją sobie do ust co po­pad­nie, zie­mię, szma­ty, ale nic nie przy­no­si ulgi. I oczy. Ci­śnie­nie ro­śnie, pę­ka­ją na­czy­nia, gały robią się czer­wo­ne i wy­cho­dzą z orbit. Nie ma już zna­cze­nia czy do­sta­niesz za­wa­łu zanim się udu­sisz, czy nie. Zanim umrzesz i tak pew­nie od­bie­rze ci rozum.

Nie pa­trzy­łem na ze­ga­rek, ale wili się w tym pia­chu i mia­łem wra­że­nie, że trwa to lata. I choć wiele w życiu wi­dzia­łem, to muszę się przy­znać, że całe je­dze­nie po­szło na pod­ło­gę. Od razu przed ocza­mi sta­nę­ło mi paru sta­rych kum­pli, któ­rzy w daw­nych cza­sach prze­pa­dli bez wie­ści.

No i co? Teraz już wiem, że nikt mnie o ła­du­nek nie bę­dzie pytał. Jak nas wy­pa­trzą, skoń­czy­my tak samo, a ja nie mam ocho­ty, żeby mi gały wy­szły z orbit. Opa­no­wa­łem się jakoś i pa­trzę na kon­so­lę. Kre­ski są już pra­wie na końcu. Co robić? Ucie­kać? Li­czyć, że nas prze­ga­pią? Jak wy­cze­kasz za długo, może być za późno. Pot wy­szedł mi na czoło i ręce mi się trzę­sły jak cho­le­ra. Każde wyj­ście ma swoje wady, ale naj­więk­sza wadę ma to, że tu je­ste­śmy.

Po­my­śla­łem, żeby może jakoś ścią­gnąć Mło­de­go do ka­bi­ny. Tamci w mię­dzy­cza­sie, prze­su­nę­li tych nie­szczę­śni­ków na bok, koło ja­kiejś ster­ty. Pew­nie za­mie­rza­li mach­nąć ogo­nem przy star­cie, żeby się wszyst­ko za­sy­pa­ło i pro­blem z głowy. No i tak się roz­glą­da­li po oko­li­cy, no i jed­ne­mu się coś nie spodo­ba­ło. Widzę, jak się za­trzy­mu­je i gapi w naszą stro­nę. Może i coś po­wie­dział do resz­ty, może nie, w każ­dym razie tamci zo­sta­li, a on sobie po­wo­li ru­szył w na­szym kie­run­ku. Wiesz, jak czło­wiek idzie spo­koj­nie, to macha rę­ka­mi, nie? A on jedną ręką macha, a druga, ta od stro­ny ka­bu­ry, sztyw­na. Coś wy­niu­chał, a jak nie wy­niu­chał, to zaraz wy­niu­cha.

Czas na kal­ku­la­cje się skoń­czył, trze­ba się zwi­jać. Jak po­dej­dzie za bli­sko, to go usma­ży­my i wtedy ro­ze­ślą za nami list goń­czy po wszyst­kich ukła­dach. Słup­ki do­pa­la­cza były już na swoim miej­scu. Wszyst­ko, co mo­głem zro­bić, to pu­ścić alert, żeby Młody w ko­mo­rze wie­dział, co się dzie­je.

A potem tak wal­ną­łem w star­ter, że aż się wy­stra­szy­łem, że się roz­le­ci. No i huk­nę­ło. Zro­bi­ło się po­ma­rań­czo­wo do­ko­ła i śmie­ciar­ka szarp­nę­ła. Młody spra­wił się do­brze, ma­szy­na po­szła jak po sznur­ku. Mia­łem tylko na­dzie­ję, że się tam do cze­goś przy­piął w ko­mo­rze, ale był by­stry, więc pewne sie­dział przy­pię­ty, jak tylko za­ła­pał, że coś jest nie tak.

No to ro­zu­miesz, karty roz­da­ne. Oni wie­dzą, że my wiemy, my wiemy, że oni wie­dzą. Teraz naj­waż­niej­szy jest czas. Nie ruszą tak od razu za nami, tro­chę muszą po­cze­kać, aż wszyst­ko znowu osią­dzie. Ile mamy czasu? Dzie­sięć minut, pięt­na­ście? Każda jest na wagę życia. Trze­ba szyb­ko gdzieś od­sko­czyć, do ludzi. Śmie­ciar­ka i tak już ra­czej na stra­ty, cho­ciaż z po­mo­cą Pi­cas­sa może coś się wy­my­śli. Za­wsze jest na­dzie­ja, że nie będą nas szu­kać. Oni wie­dzą, że my wiemy, co nam grozi więc może nie bę­dzie­my chcie­li się wy­chy­lać.

Tylko naj­pierw trze­ba od­sko­czyć. Gapię się na ekran i pa­trzę kiedy ruszą. Liczę se­kun­dy i cze­kam na tę zie­lo­ną krop­kę za nami. Mi­nę­li­śmy niską or­bi­tę. Trasę uciecz­ki czło­wiek ma za­wcza­su w gło­wie, nawet nie jedną, na wszel­ki wy­pa­dek, ale na pust­ko­wiu cięż­ko się zgu­bić w tłu­mie. Po­trze­ba czasu, żeby gdzieś do­le­cieć. Jest niby w oko­li­cy ta ska­li­sta kulka, z któ­rej zgar­ną­łem Mło­de­go, jest parę sta­cji. Trze­ba do­le­cieć do ja­kiejś trasy i do­kle­ić się do kogoś.

A za ple­ca­mi cią­gle czar­no. Za­czą­łem się już cie­szyć, że jed­nak mamy szan­sę. I wtedy w nas trzep­nę­ło. Takie głu­che stęk­nię­cie, ale szarp­nę­ło i nagle wszyst­ko za­czę­ło wi­ro­wać. Mu­sie­li, cho­le­ra, wy­strze­lić coś za nami tak na farta, bo wy­szło na to, że w ogóle się nie po­de­rwa­li. No i oni mieli farta, a my nie. Wgnio­tło mnie w fotel i po­wiem ci, że my­śla­łem, że już po mnie. Na kon­so­li dys­ko­te­ka, prze­cią­że­nie zgnia­ta mi głowę, a na ze­wnątrz ka­ru­ze­la. Ale naj­waż­niej­sze, że nie ma de­kom­pre­sji ka­bi­ny. Nie wiem jakim cudem, ale jakoś się­gną­łem do gu­zi­ka w opar­ciu. Ła­dun­ki od­pa­li­ły, sil­ni­ki ko­rek­cyj­ne za­dzia­ła­ły. No i zo­sta­łem sam w ka­bi­nie. Ura­to­wa­ny.

Chwi­lę mi za­ję­ło, zanim do­sze­dłem do sie­bie. Ura­to­wa­ny, ale czy na pewno? Pa­trzę na ekran, za mną pusto. Nie po­de­rwa­li się jesz­cze. Śmie­ciar­kę szlag tra­fił. Roz­pa­dła się na ty­siąc ka­wał­ków, które roz­le­cia­ły się na wszyst­kie stro­ny, ale ka­bi­na jest szczel­na. Nie jest tak źle, szy­fro­wa­ny sy­gnał i kum­ple Pi­cas­sa mnie po­ra­tu­ją. Mogę nadać otwar­te we­zwa­nie, ale wia­do­mo kto wtedy pierw­szy przy­le­ci, a tak, wśród resz­tek po śmie­ciar­ce jakoś może mnie prze­ga­pią.

Jest tylko jeden pro­blem. I ręce znów za­czy­na­ją mi się trząść. Co z Mło­dym? Co ja naj­lep­sze­go na­ro­bi­łem?

Do­bra­łem się do logów i spraw­dzam. Ko­mo­ra była szczel­na do końca od­czy­tów więc jest na­dzie­ja. Po od­cze­pie­niu za­czy­na nada­wać sy­gnał, tylko na­daj­nik mały i słaby. Z dru­gie­go końca ga­lak­ty­ki nic nie usły­szysz, a cho­le­ra wie, w którą stro­nę po­le­ciał. Pod­trzy­ma­nie nie star­czy na zbyt długo więc sie­dzi tam bied­ny sam i może tylko pa­trzeć, jak kre­ska od tlenu idzie w dół. W końcu zrobi mu się tam zimno, a tego się bał naj­bar­dziej. Że bę­dzie mu zimno.

Pa­trzę przez wi­zjer, ale nawet jak­bym wy­pa­trzył ko­mo­rę, to co? Ka­bi­na też na re­zer­wie. Mogę się co naj­wy­żej ob­ró­cić w dobrą stro­nę i lekko ode­pchnąć. A potem cze­kać, aż ktoś mnie znaj­dzie. W ta­kiej sy­tu­acji wy­łą­czasz co się da i cze­kasz aż ci resz­ta wło­sów osi­wie­je.

Chło­pak od Pi­cas­sa w końcu się po­ja­wił, ale o Mło­dym nawet nie chciał słu­chać. Po­wie­dział tylko, że ko­mo­ra to nie schron prze­ciw­ra­kie­to­wy, a jak mam ocho­tę na rand­kę z fe­de­ra­cyj­ny­mi to może mnie zo­sta­wić. Rzu­ci­łem się na niego z pię­ścia­mi i wra­ca­łem przy­ku­ty do fo­te­la. Ale ura­to­wał mnie.

Dla­te­go przy­cho­dzę z tym teraz do cie­bie. Ro­zu­miesz? Dam ci zapis z tego zło­mo­wi­ska. Dam ci wszyst­ko, co się za­re­je­stro­wa­ło z ka­bi­ny i jesz­cze opo­wiem parę hi­sto­rii do kom­ple­tu. Pu­ścisz to w tej swo­jej te­le­wi­zji. Za­ro­bi­cie kupę kasy i może do­bie­rze­cie się do tyłka fe­de­ra­cyj­nym. Oddam ci wszyst­ko, ale pod jed­nym wa­run­kiem. Po­mo­że­cie mi zna­leźć Mło­de­go. Sam nie dam rady go na­mie­rzyć, nie mam nawet czym le­cieć.

Pa­su­je ci taki układ?

Koniec

Komentarze

Witam na forum świe­żyn­kę.

Mamy tu taki nie­pi­sa­ny zwy­czaj, że pierw­sze opo­wia­da­nie mie­sza­my z bło­tem, ro­bi­my au­to­ro­wi ścież­kę zdro­wia, wy­ty­ka­my wszyst­kie błędy, i praw­dzi­we, i te wy­ima­gi­no­wa­ne, coby człe­ka po­gnę­bić. Potem ucie­ka taki z pła­czem w świat, i żali się, jaka to na NF swo­łocz bez sza­cun­ku dla sztu­ki i czło­wie­ka, i nigdy nie wraca.

Go­to­wy?

 

No dobra, żar­to­wa­łem.

Zwy­kle na świe­żyn­ki nie zwra­ca­my zbyt­niej uwagi, póki się nie zak­ty­wi­zu­ją, ale są przy­pad­ki, kiedy warto zro­bić wy­ją­tek.

Tak więc, drogi Wy­jąt­ku, trze­ba mieć nie­zły tupet by na­pi­sać 30k tek­stu w pa­skud­nej dru­go­oso­bo­wej nar­ra­cji, bez jed­ne­go dia­lo­gu, który można stre­ścić jako “pie­prze­nie sta­re­go dzia­da”, a przy tym ob­no­sić się osten­ta­cyj­nie ze swoją by­to­zą i za nic sobie mieć więk­szość reguł na temat tego, jak tkać dobrą opo­wieść.

To nie ma prawa się udać. Po pro­stu nie ma. 

 

Jak więc to moż­li­we, że Tobie się udało? Cho­le­ra wie, ale to na­praw­dę nie­zły ka­wa­łek opo­wia­da­nia. Na­pi­sa­ny ze swadą, bra­wu­ro­wo, lekko. Szyb­ko wcią­ga. Masz chło­pie ta­lent, tyle po­wiem.

Faj­nie, że do nas wpa­dłeś. Mam na­dzie­ję, że zo­sta­niesz na dłu­żej, bo widać, że pi­sa­nie to nie pierw­szy­zna dla Cie­bie.

Ode mnie na razie klik do bi­blio­te­ki, a pew­nie i coś wię­cej, ale to za jakiś czas.

 

Je­że­li lu­bisz tego typu te­ma­ty­kę i styl, to po­le­cam Ry­ba­ka: “Opo­wie­ści sta­re­go Na­wi­ga­to­ra”. Bar­dzo po­dob­ny kli­mat, pierw­sza część jest tutaj -> https://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/23548

"Wol­ność po­le­ga na tym, że mo­że­my czy­nić wszyst­ko, co nie przy­no­si szko­dy bliź­nie­mu na­sze­mu". Paryż, 1789 r.

Bar­dzo, bar­dzo dobre. Gra­tu­lu­ję de­biu­tu. Czyta się świet­nie, po­mysł tip top, wy­ko­na­nie pra­wie po­pi­so­we. Może to jesz­cze nie na­wi­ga­tor, ale… Czuję czyjś od­dech na ple­cach;D. Za­słu­żo­ny klik bi­blio­tecz­ny.

Zwró­cić piór­ko Sowom i Skow­ron­kom z Ke­ple­ra!

Hej, świet­na spra­wa. Opo­wia­da­nie, mimo tej nie­zbyt ty­po­wej nar­ra­cji, czyta się świet­nie, na­tu­ral­nie i płyn­nie. Nie ma nudy, trzy­ma w na­pię­ciu, ma kli­mat, na­pi­sa­ne tak, że sie nie ma czego cze­piać, no re­wel­ka. Czy­ta­jąc wi­dzia­łem tego go­ścia, jego nie­do­go­lo­ną gębę gdzieś w ja­kiejś spe­lu­nie, jego za­chryp­nię­ty głos… Je­stem pod wra­że­niem.

Klik do bi­blio­te­ki to mi­ni­mum. 

 

Brawo! 

 

EDIT: no­mi­no­wa­łem do Piór­ka, bo to jest tak do­pra­co­wa­ne i spój­ne, że klik to za mało.

Do­łą­czam się do grona chwa­lą­cych. Rze­czy­wi­ście z da­le­ka czuć kli­ma­ty Ry­ba­ka :) Taki mo­no­log siłą rze­czy mo­no­ton­ny musi mieć swoją magię. Tutaj przede wszyst­kim swo­bod­ny język po­zwa­la czy­tel­ni­ko­wi gnać przez tekst jak ko­wo­boj na ogie­rze prze­mie­rza pre­rię. A pro­pos – gdyby ra­kie­tę za­mie­nić na zde­ze­lo­wa­ne­go tira, ko­smos na Ari­zo­nę, w roli głów­ne­go bo­ha­te­ra usta­wić Clin­ta Eastwo­oda, wy­szedł­by nie­zły ame­ry­kań­ski film oby­cza­jo­wy… :)

Klik obo­wiąz­ko­wy. Gra­tu­lu­ję de­biu­tu!

Za­le­ży mi na do­brej opi­nii u tych ludzi, o któ­rych mam dobrą opi­nię

A ja się cie­szę, że hard sci fi umac­nia się na por­ta­lu. Na­resz­cie!:D

Zwró­cić piór­ko Sowom i Skow­ron­kom z Ke­ple­ra!

Uśpi­łeś czuj­ność. Nie to, żebym był prze­sad­nie by­stry :-), ale ta­kie­go ob­ro­tu spra­wy się nie spo­dzie­wa­łem, mimo, że w tek­ście widać pod­po­wie­dzi – nie­mniej do­cie­ra­ją do głowy do­pie­ro po prze­czy­ta­niu ca­ło­ści.

Gra­tu­lu­ję,

Nie mogę nie zgo­dzić się z wcze­śniej ko­men­tu­ją­cy­mi.

Nie­zły po­mysł, Se­ene­rze, za­mie­ni­łeś na bar­dzo po­rząd­ne opo­wia­da­nie, które mimo nie­zbyt za­chę­ca­ją­cej formy, oka­za­ło się świet­ną hi­sto­rią, na­pi­sa­ną z ner­wem i nie­zwy­kłą lek­ko­ścią. Bawi też umie­jęt­nie daw­ko­wa­ny humor w bar­dzo do­brym ga­tun­ku, a za­koń­cze­nie za­ska­ku­je i nie po­zo­sta­wia czy­tel­ni­ka obo­jęt­nym.

Gra­tu­lu­ję de­biu­tu!

 

No pew­nie, żeby chciał. ―> No pew­nie, że by chciał. Lub: No pew­nie, że chciał­by.

 

Prze­ćwi­czy­łem to nie raz. ―> Prze­ćwi­czy­łem to nie­raz.

 

po co ina­czej lą­do­wa­li by na śmiet­ni­sku. ―> …po co ina­czej lą­do­wa­liby na śmiet­ni­sku.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Dzię­ku­ję za czy­ta­nie i ko­men­ta­rze. Nie jest to nowy tekst, ale chcia­łem do­brze za­cząć.

Teraz się boję czy nie bę­dzie za do­brze i nie skoń­czy się rów­nią po­chy­łą surprise.

Zwy­kle na świe­żyn­ki nie zwra­ca­my zbyt­niej uwagi, póki się nie zak­ty­wi­zu­ją, ale są przy­pad­ki, kiedy warto zro­bić wy­ją­tek.

Na swoją obro­nę po­wiem, że swój de­biut tutaj mia­łem w 2010 i… w za­sa­dzie nic wię­cej. To był fan­fik, który do­cze­kał się ener­gicz­ne­go, ale umiar­ko­wa­nie en­tu­zja­stycz­ne­go przy­ję­cia i po zmia­nach w ser­wi­sie za­le­ga sobie w ‘ro­bo­czych’. Może kie­dyś, tak dla za­ba­wy je ujaw­nię :).

Co do dru­go­oso­bo­wej nar­ra­cji, to samo tak wy­szło. Hi­sto­ria do­bi­ja­ła się do mnie na­tręt­nie pod­czas paru bo­ga­tych w de­fi­cyt snu nocy i w końcu ule­głem. Zro­bi­łem parę prób w gło­wie z róż­nym po­dej­ściem, ale nic in­ne­go nie chcia­ło ‘grać’.

Je­że­li lu­bisz tego typu te­ma­ty­kę i styl, to po­le­cam Ry­ba­ka

Zer­k­ną­łem. I będę jesz­cze zer­kał. 

 

 

No dobra, to ja spró­bu­ję ra­to­wać re­pu­ta­cję por­ta­lu i jak inni nie wska­zu­ję uste­rek, to ja po­ka­żę ;P

 

Go­to­wy?

 

To za­czy­na­my:

 

Po pierw­sze: jeśli kuzyn źle po­li­czył kwe­stię gra­wi­ta­cji, to jak odzie­dzi­czo­no śmie­ciar­kę, którą tam latał?

 

Po dru­gie: jeśli śmie­ciar­ka zwy­kle wo­zi­ła kilka ton, a w do­dat­ku była łatwa do prze­ocze­nia z nie­wiel­kiej od­le­gło­ści, to za­kła­dam, ze to nie był jakiś me­ga­tran­spor­to­wiec*. Skoro tak, to ile tam mogło być po­wie­trza, żeby bo­ha­ter spo­dzie­wał się, że jego po­moc­nik bę­dzie jesz­cze miał po­wie­trze?

*) Bo w prze­ciw­nej opcji (wiel­ki trans­por­to­wiec) pył nie za­krył­by go aż tak w ca­ło­ści, prę­dzej byłby ukry­ty sa­my­mi ster­ta­mi – ale gdyby to one go za­sła­nia­ły, to mu­sia­ły­by być wtedy tak wiel­kie, że i tak prze­strzen­nie by się opi­sa­na scena nie spi­na­ła.

 

A teraz w drugą stro­nę: nar­ra­cja spraw­nie na­pi­sa­na, po­mi­mo wspo­mnia­nych nie­spój­no­ści czy­ta­ło się płyn­nie, szyb­ko jak na tę dłu­gość opo­wia­da­nia. Nar­ra­cja sta­re­go pryka ma swój urok i wy­szła na­tu­ral­nie.

 

Czego nie do­pię­to, czyli wra­ca­my do uste­rek… Punkt drugi można by ra­to­wać tym, że to już było szu­ka­nie ciała. Albo jakoś uza­sad­niać, że sprę­żo­ne po­wie­trze na sy­tu­acje awa­ryj­ne. Albo nawet dać wska­zów­kę ile w za­sa­dzie czasu mi­nę­ło od ka­ta­stro­fy, do roz­mo­wy w ostat­niej sce­nie.

 

Osob­na rzecz – choć nar­ra­cja ma swój urok i mocno pod­no­si opo­wia­da­nie jako na­pi­sa­ne nie­ty­po­wo w po­rów­na­niu z in­ny­mi, to cał­kiem sporo można by tu ugrać nar­ra­cją bar­dziej po­waż­ną (choć by­ło­by to trud­niej­sze). Bo wtedy jakoś tak na­tu­ral­nie można by de­li­kat­nie (nie za mocno, żeby nie ze­psuć)  za­su­ge­ro­wać, że ka­ta­stro­fa mogła na­stą­pić dla­te­go, że to po­moc­nik wy­sa­dził ka­bi­nę, by ra­to­wać pi­lo­ta. Jak? No łeb­ski, miał na­rzę­dzia i… nie wiem jak to pod wzglę­dem fi­zy­ki, ale może tu by było miej­sce na wy­ko­rzy­sta­nie wspo­mnia­nych za­pa­sów po­wie­trza pod ci­śnie­niem? A może same na­rzę­dzia? Jak­kol­wiek.

Taki wa­riant (swoją droga za­sta­na­wiam się czy nie było Twoim za­mie­rze­niem umiesz­cze­nie ta­kie­go roz­wią­za­nia, ale nie wspo­mi­na­nie o nim – tylko szcze­rze pro­szę) w po­łą­cze­niu z po­waż­ną nar­ra­cją nie­złe­go mroku by tu do­ro­bił i to bez re­zy­gna­cji ze sceny z dys­ku­sją z przed­sta­wi­cie­lem me­diów (swoją drogą po­gry­wa tu tro­chę kli­mat Cy­ber­pun­ka 2020), jako takie wy­rzu­ty su­mie­nia, które roz­wa­la­ją psy­chi­kę bo­ha­te­ra, pró­bu­ją­ce­go coś jesz­cze robić i wy­pie­ra­ją­ce­go swoje po­dej­rze­nia, ra­cjo­na­li­zu­ją­ce­go inne sce­na­riu­sze.

 

No. Tak czy ina­czej jest do­brze i lek­tu­ra była przy­jem­na.

Na­to­miast wi­dząc, że już dwie osoby zgło­si­ły opo­wia­da­nie jako “jedne z naj­lep­szych na por­ta­lu”, muszę wska­zać po­wyż­sze luki :-)

 

Wi­ta­my!

 

No dobra, to ja spró­bu­ję ra­to­wać re­pu­ta­cję por­ta­lu i jak inni nie wska­zu­ję uste­rek, to ja po­ka­żę ;P

:) a już mia­łem się pysz­nić się­gnię­ciem ab­so­lu­tu.

Uwagi mile wi­dzia­ne, bo od po­kle­py­wa­nia po ple­cach to się tylko zgar­bić można.

Wy­ja­śnię co my­śla­łem, czy to ma sens to już inna spra­wa.

Po pierw­sze: jeśli kuzyn źle po­li­czył kwe­stię gra­wi­ta­cji, to jak odzie­dzi­czo­no śmie­ciar­kę, którą tam latał?

Kuzyn się za­ha­czył do tych co la­ta­li poza stre­fę, do śred­nich orbit.

Nie latał tam swoim sprzę­tem, śmie­ciar­ka ma za mały za­sięg. Był tylko w cu­dzej za­ło­dze.

Skoro tak, to ile tam mogło być po­wie­trza, żeby bo­ha­ter spo­dzie­wał się, że jego po­moc­nik bę­dzie jesz­cze miał po­wie­trze?

Pi­cas­so wy­szy­ko­wał nam ko­mo­rę w jed­nym kon­te­ne­rze. Nor­mal­nie dba się o ka­bi­nę, resz­ta może być dziu­ra­wa, ale jak pla­nu­jesz siąść na dole, to ze star­tem za­wsze jest ry­zy­ko. Kiep­sko tak zo­stać bez tlenu w razie awa­rii. Jak sobie zor­ga­ni­zu­jesz ko­mo­rę, to jakoś się prze­cho­wasz, zanim przy­le­ci ra­tu­nek.

Młody scho­wał się w ko­mo­rze jak tylko usły­szał, że coś się dzie­je. W za­ło­że­niu to taka kap­su­ła ra­tun­ko­wa z wy­po­sa­że­niem da­ją­cym szan­sę prze­trwa­nia ja­kie­goś czasu w ocze­ki­wa­niu na ra­tu­nek. Jak dużo jest tego czasu… to już kwe­stia wy­obraź­ni ;)

tylko szcze­rze pro­szę

O rany, nie wy­ma­gasz za dużo? ;)

Ro­bi­łem po­dej­ście do nar­ra­cji trze­cio­oso­bo­wej, ale to co mi wy­cho­dzi­ło, nie za bar­dzo mi się po­do­ba­ło. Nie czu­łem tego. Nar­ra­cja pierw­szo­oso­bo­wa spra­wia­ła­by wra­że­nie zbyt “oso­bi­stej”. Wy­my­śle­nie śmie­cia­rza, który opo­wia­da dało szan­sę być w środ­ku i jed­no­cze­śnie oglą­dać z boku.

Co do za­koń­cze­nia, to nie chcia­łem nada­wać Mło­de­mu zbyt ak­tyw­ne­go udzia­łu w fa­bu­le. Jest tylko pre­tek­stem, nie­spo­dzie­wa­nym po­dmu­chem wia­tru, który po­ru­sza drza­zgę w dawno za­bliź­nio­nej ranie na sercu śmie­cia­rza. W śmie­cia­rzu tkwi jesz­cze ta reszt­ka mło­do­ści, któ­rej chce się jesz­cze raz szarp­nąć i wal­czyć. Dla sie­bie jest już za późno, ale nawet jeśli uda się dla kogoś, to może lżej się bę­dzie umie­rać, niż ze świa­do­mo­ścią, że całe życie spę­dzi­ło się na śmiet­ni­ku świa­ta.

Dla­cze­go tak się to koń­czy? Nie chcia­łem zo­sta­wiać ani jed­no­znacz­nej, ani swo­jej od­po­wie­dzi.

w po­łą­cze­niu z po­waż­ną nar­ra­cją nie­złe­go mroku by tu do­ro­bił

Tak… Tylko wtedy to by­ło­by już inne opo­wia­da­nia ;)

Wy­bra­łem, jak wy­bra­łem. Teraz muszę po­no­sić kon­se­kwen­cje. Mam w gło­wie nawet pe­wien epi­log, ale do­po­wie­dze­nie paru rze­czy mo­gło­by ode­brać za dużo temu, co już jest. No i moja żona się nie zgo­dzi­ła na do­my­ka­nie tej hi­sto­rii…

A po co komuś do­dat­ko­wy czło­wiek do po­dzia­łu na jeden, je­dy­ny taki kurs? Na lo­gi­kę to miało sens, gdyby po­trzeb­na była do­dat­ko­wa śmie­ciar­ka. No chyba, ze kuzyn po­tra­fi coś, co uza­sad­nia­ło jego obec­ność na tylko po­je­dyn­czym kur­sie.

Z ko­mo­ra, to w sumie niby lo­gicz­ne, ale w tek­ście brzmi jak do­dat­ko­wy zbior­nik po­wie­trza w samej ko­mo­rze, ale już nie ma wzmian­ki o sprzę­cie typu “ko­mo­ra ra­tun­ko­wa” (w tym o nie­za­leż­nym sys­te­mie uzdat­nia­nia po­wie­trza).

 

O roli mło­de­go w sumie nie od­po­wie­dzia­łeś (czy ra­czej de­li­kat­nie za­su­ge­ro­wa­łeś, że skoro bier­ny, to ra­czej nie on spo­wo­do­wał eks­plo­zję). Ale tego wątku drą­żyć nie będę. Tu nie­do­po­wie­dze­nie jest dobre :) Choć wła­snie, w samym tek­ście chyba brak sy­gna­li­za­cji nie­do­po­wie­dze­nia – ale to może inni się wy­po­wie­dzą, czy w trak­cie lek­tu­ry za­sta­na­wia­li się pod tym kątem :)

 

A po co komuś do­dat­ko­wy czło­wiek do po­dzia­łu na jeden, je­dy­ny taki kurs? Na lo­gi­kę to miało sens, gdyby po­trzeb­na była do­dat­ko­wa śmie­ciar­ka. No chyba, ze kuzyn po­tra­fi coś, co uza­sad­nia­ło jego obec­ność na tylko po­je­dyn­czym kur­sie.

Lot dłu­go­dy­stan­so­wy więc siłą rze­czy przy­da­je się ciut więk­sza za­ło­ga do więk­szej ma­szy­ny. Sama ob­słu­ga na most­ku plus ewen­tu­al­ne zmia­ny. Zbie­ra się ekipę tak, żeby ob­sa­dzić wszyst­kie sta­no­wi­ska i mieć od­po­wied­nich spe­cja­li­stów (me­cha­nik, na­wi­ga­tor, itd.) No i to nie mu­siał być jeden je­dy­ny kurs. Jeden był fe­ral­ny. Kuzyn do­stał nie­zbęd­ne mi­ni­mum słów w tym opo­wia­da­niu i tyle musi mu wy­star­czyć :) Jak za­słu­ży to może jego hi­sto­ria do­cze­ka się spi­sa­nia.

Z ko­mo­rą może fak­tycz­nie jedno słowo wię­cej by się przy­da­ło, żeby było ja­śniej.

Rola mło­de­go, żeby już nie zo­sta­wiać wąt­pli­wo­ści, po­zo­sta­je sym­bo­licz­na. Nic nie wy­sa­dza. To fe­de­ra­cyj­ni za­ry­zy­ko­wa­li strzał.

Nic wię­cej (chyba) już nie po­wiem, żeby nie od­bie­rać za­ba­wy wy­obraź­ni tych, któ­rzy ze­chcą prze­czy­tać. Ale uwagi prze­my­ślę.

Se­ener, bar­dzo fajne, ro­zu­miem po­wyż­sze po­chwa­ły i gra­tu­lu­ję :). Kli­ma­tycz­ne. Sko­ja­rzy­ło mi się z Blade Run­ne­rem, ale o niż­szych war­stwach spo­łecz­nych. Szcze­gól­nie urzekł mnie frag­ment o kie­lisz­ku na ska­li­stym glo­bu­sie i lu­dziach grze­bią­cych za ka­mie­nia­mi. Po­do­ba mi się rów­nież slang, jaki zbu­do­wa­łeś o ko­smo­sie (”ga­zo­wa kulka”, “czwór­ka”) i ka­wa­łek wy­kre­owa­ne­go świa­ta. Cie­szy, że znasz astro­no­mię i fi­zy­kę, by prze­ka­zać to w re­ali­stycz­ny spo­sób. 

Wspa­nia­le po­ka­zu­jesz re­la­cję mię­dzy bo­ha­te­ra­mi. Mo­ty­wy nar­ra­to­ra, który bie­rze chło­pa­ka pod swoje skrzy­dła. Ki­bi­co­wa­łam im i jed­no­cze­śnie oba­wia­łam się kon­se­kwen­cji. Za­sta­na­wia­łam się, czy nie wyj­dzie, że Młody jest agen­tem Fe­de­ral­nych ;). Cze­ka­łam aż coś pier­dyk­nie.

Je­dy­nie lekko za­wio­dłam się na końcu. Po­nie­waż nie je­stem pewna, czy chło­pak prze­padł w bla­sza­nej pusz­cze, wi­ru­jąc w prze­strze­ni ko­smicz­nej, czy też jest szan­sa na jego ra­tu­nek. Dla­te­go fi­nisz ma dla mnie nie­pew­ny wy­dźwięk: jest pełen na­dziei, de­spe­ra­cji, a może koń­co­wej fru­stra­cji po utra­cie przy­ja­cie­la?

Je­dy­nie lekko za­wio­dłam się na końcu. Po­nie­waż nie je­stem pewna, czy chło­pak prze­padł w bla­sza­nej pusz­cze, wi­ru­jąc w prze­strze­ni ko­smicz­nej, czy też jest szan­sa na jego ra­tu­nek.

No wła­śnie… nie chcia­łem wy­ło­żyć wszyst­kie­go na la­dzie. Mam wer­sję z al­ter­na­tyw­nym, za­mknię­tym za­koń­cze­niem, ale ci, któ­rzy mieli oka­zję ją zo­ba­czyć wła­ści­wie jed­no­myśl­nie gło­so­wa­li za tym, co można prze­czy­tać po­wy­żej. Może kie­dyś gdzieś ją po­ka­żę. Ale osta­tecz­nie wy­da­je mi się, że tak ta hi­sto­ria ma wię­cej sensu.

Mogę na priv po­dzie­lić się jak się to koń­czy, ale ostrze­gam, że to może wszyst­ko po­psuć ;).

Z ory­gi­na­łu to zo­sta­ła już tylko oś z ka­bi­ną, re­ak­to­rem i sil­ni­kiem. Ła­dow­nia po lewej stro­nie była też pra­wie jak ory­gi­nal­na, tro­chę po­ła­ta­na i po­spa­wa­na miej­sca­mi, było parę wsta­wek, ale w sumie ory­gi­nał.

Tro­chę za dużo tych ory­gi­na­łów. 

Ale poza tym to na­praw­dę coś. Jest mo­no­log, ale w jakiś spo­sób oprócz tego, że po­tra­fię wszyst­ko sobie wy­obra­zić, całą hi­sto­rię, to jesz­cze mam przed ocza­mi sa­me­go nar­ra­to­ra, tak jak­bym fak­tycz­nie sie­dzia­ła i słu­cha­ła jego opo­wie­ści. Super!

Bar­dzo dobre opo­wia­da­nie, Se­ene­rze. :) A przy­zna­ję, że za­glą­da­jąc tutaj nie na­sta­wia­łem się, że znaj­dę coś do­bre­go dla sie­bie. Ga­tu­nek SF jest trud­ny, po­wie­dział­bym nawet, że bar­dzo trud­ny. To zna­czy rzad­ko znaj­du­ję utwo­ry, w któ­rych jest wła­ści­wy ba­lans po­mię­dzy nauką a oby­cza­jów­ką. Czę­sto jed­ne­go albo dru­gie­go jest zbyt dużo, i gdyby tylko zbyt dużo, ale na ogól oby­cza­jów­ka jest mdła jeśli jest w nad­mia­rze, a scien­ce czę­sto przy­po­mi­na na­uko­wy beł­kot, który za­pew­ne przy­niósł fraj­dę pod­czas pi­sa­nia au­to­ro­wi, ale mi wcale.

Za­cho­wa­łeś wy­su­bli­mo­wa­ną rów­no­wa­gę. Wrzu­casz smacz­ki na­uko­we niby mi­mo­cho­dem, ba, nadal nie je­stem pe­wien, co ma na­uko­we po­twier­dze­nie, a co jest Twoim wy­my­słem, ale po­da­łeś to na tyle spraw­nie, że po praw­dzie mało mnie to ob­cho­dzi. Czyli jest pierw­szy plus.

Drugi plus za bo­ha­te­ra, któ­rym mo­głeś łatwo prze­szar­żo­wać. Wcale nie­ła­two jest stwo­rzyć ta­kie­go “Ja­nu­sza”, który bę­dzie tro­chę pro­sty, tro­chę głupi, tro­chę cwany, ale w taki spo­sób, że wzbu­dzi sym­pa­tię a nie iry­ta­cję, czy w ogóle fru­stra­cję i jed­no­cze­śnie bę­dzie wia­ry­god­ny w swych dzia­ła­niach. Czy­ta­łem już o ta­kich, któ­rzy osta­tecz­nie oka­zy­wa­li się znacz­nie mą­drzej­si ode mnie. A skoro oni byli sty­li­zo­wa­ni na “głup­ków” to kim jak byłem? Koł­kiem w szta­che­cie? Czę­sto też oka­zy­wa­li się super bo­ha­te­ra­mi, do­zna­jąc gdzieś po dro­dze in­te­lek­tu­al­ne­go olśnie­nia. Ach, jak ja ma­rzy­łem o takim samym… ;) Gdzieś więc ten autor mu­siał mnie oszu­kać. A tego nie lubię.

Trze­ci plus za mo­no­log, który na po­cząt­ku zda­wał się być strza­łem w ko­la­no. Choć­by na tym por­ta­lu po­le­gło mnó­stwo mo­no­lo­gów, oj mnó­stwo. A Ty utrzy­ma­łeś moją uwagę do końca. :) I nawet finał był taki, jak trze­ba. Bo jaki mógł być. Ano nie mia­łeś wiel­kie­go wy­bo­ru, skoro “zwy­czaj­ny” bo­ha­ter, to finał nie mógł­by być spek­ta­ku­lar­ny. Dla­cze­go? Patrz aka­pit po­wy­żej. Byłby wtedy ko­lej­nym za­koń­cze­niem fil­mów klasy B i niżej. Ale zwy­czaj­ny finał to w końcu też lipa, bo po coś piszę się jed­nak opo­wia­da­nie, praw­da? Żeby dać czy­tel­ni­ko­wi coś faj­ne­go, sa­tys­fak­cję z lek­tu­ry, ra­do­chę – sku­piam się tu na emo­cjach po­wią­za­nych z po­wyż­szą kon­wen­cją. A Tobie się udało. :) Niby nic, ale wy­szło, wła­śnie, po pro­stu faj­nie. :)

Moje gra­tu­la­cje.

Po­zdra­wiam.

 

Za­in­te­re­so­wa­łeś mnie na po­cząt­ku wy­raź­nie, po­czu­łam taki Cow­boy Be­bo­po­wy kli­mat i to było fajne. Ale potem jakoś w sumie za­czę­ło mi się dłu­żyć, roz­my­wać i pró­bo­wa­łam ogar­nąć, do czego to wła­ści­wie wszyst­ko zmie­rza. No i wy­szło mi na to, że nie zmie­rza­ło w sumie do ni­cze­go, bo z obie­cu­ją­cej hi­sto­rii o zmę­czo­nym ży­ciem pi­lo­cie-śmie­cia­rzu i ro­ku­ją­cym do­brze uczniu robi się nagle za­gad­ka sen­sa­cyj­no-kry­mi­nal­na, która po­zba­wio­na jest kon­tek­stu i po­zo­sta­je nie­za­koń­czo­na. Od­czu­wam tu ogrom­ne za­bu­rze­nie kom­po­zy­cji – dłu­uuugi wstęp o bo­ha­te­rze, potem tro­chę o jego pod­opiecz­nym, a potem szast-prast fe­de­ral­ne po­ra­chun­ki i ciach, ko­niec bez roz­wią­za­nia fa­bu­ły. Od­czy­tu­ję to tak, jakby Mło­de­go dawno szlag tra­fił (bo ko­mo­ra miała tylko szcząt­ko­wy sys­tem pod­trzy­my­wa­nia życia), a bo­ha­ter po pro­stu chciał od­na­leźć – bo­go­wie wie­dza po co – jego ciało. I jakoś mnie to nie sa­tys­fak­cjo­nu­je, cze­goś za­bra­kło.

Po­mi­mo tego jed­nak czy­ta­ło mi się do­brze, miod­nie. Pi­szesz nie­źle, w kilku miej­scach po­tknę­łam się o jakiś prze­ci­nek czy inny dro­biazg, ogól­nie jed­nak ję­zy­ko­wo jest ok, nie za­mie­rzam się cze­piać. Pisza dalej i tyle, nie oglą­daj się na mal­kon­ten­tów ;)

"Nigdy nie re­zy­gnuj z celu tylko dla­te­go, że osią­gnię­cie go wy­ma­ga czasu. Czas i tak upły­nie." - H. Jack­son Brown Jr

A kto to przy­szedł? Kam ma­ru­da, nisz­czy­ciel­ka do­brej za­ba­wy i uśmie­chów dzie­ci.

 

To opo­wia­da­nie jest świet­ne, ale do­pie­ro od dru­giej po­ło­wy. W pierw­szej nu­ży­ło mnie okrop­nie, pró­bo­wa­łam je prze­czy­tać od dwóch dni i osta­tecz­nie dziś udało mi się przy pią­tej pró­bie, przy­ła­paw­szy się na tym, że po każ­dym aka­pi­cie prze­ska­ki­wa­łam na inną za­kład­kę. Uff, trud­no mi się przez ten tekst brnę­ło – upar­łam się, by je skoń­czyć, wi­dząc no­mi­na­cje i po­śpiesz­nie za­glą­da­jąc do peł­nych za­chwy­tu ko­men­ta­rzy. Nic nie za­ha­czy­ło, nic nie ka­za­ło czy­tać dalej, nie od­czu­wa­łam żad­nej cie­ka­wo­ści do­ty­czą­cej losów bo­ha­te­rów. Wy­cho­dzi mi więc, że za­bu­rzo­na jest kon­struk­cja opo­wia­da­nia – kla­sycz­ny prze­cią­gnię­ty po­czą­tek, pro­blem wielu twór­ców.

 

Druga po­ło­wa zaś w mojej opi­nii jest świet­na. Po­ja­wia się na­pię­cie, strach, za­czy­na­my grać o wy­so­ką staw­kę, do­sta­je­my bo­ha­te­rów, któ­rych losem się przej­mu­je­my. Dobra ro­bo­ta.

 

Nar­ra­cja jest lekka i swo­bod­na, sty­li­za­cja prze­ko­nu­ją­ca, opo­wia­da­nie ce­chu­je wy­so­ka po­praw­ność ję­zy­ko­wa (yay!).

 

Żebym ja się tylko tak nie mę­czy­ła, żeby do­brnąć do końca.

 

Jeśli opo­wia­da­nie zo­sta­nie no­mi­no­wa­ne do piór­ka, prze­czy­tam je jesz­cze raz przed gło­so­wa­niem – na razie mam mie­sza­ne uczu­cia. Po­zdra­wiam :)

www.instagram.com/mika.modrzynska.pisarka/

Mamy tu taki nie­pi­sa­ny zwy­czaj, że pierw­sze opo­wia­da­nie mie­sza­my z bło­tem

Nic nie za­ha­czy­ło, nic nie ka­za­ło czy­tać dalej, nie od­czu­wa­łam żad­nej cie­ka­wo­ści do­ty­czą­cej losów bo­ha­te­rów.

No i wy­szło mi na to, że nie zmie­rza­ło w sumie do ni­cze­go

Jak wi­dzisz Chro­ści­sko, da się. Może to kwe­stia do­świad­cze­nia? ;)

że nie zmie­rza­ło w sumie do ni­cze­go, bo z obie­cu­ją­cej hi­sto­rii o zmę­czo­nym ży­ciem pi­lo­cie-śmie­cia­rzu i ro­ku­ją­cym do­brze uczniu robi się nagle za­gad­ka sen­sa­cyj­no-kry­mi­nal­na, która po­zba­wio­na jest kon­tek­stu i po­zo­sta­je nie­za­koń­czo­na.

Po­ja­wia się na­pię­cie, strach, za­czy­na­my grać o wy­so­ką staw­kę, do­sta­je­my bo­ha­te­rów, któ­rych losem się przej­mu­je­my.

Cza­sem nie­któ­rych rze­czy trze­ba się na­uczyć na wła­snej skó­rze :(

Są hi­sto­rie na­sta­wio­ne na wy­da­rze­nia i są na­sta­wio­ne na bo­ha­te­rów. I pew­nie jesz­cze inne… no w każ­dym razie jako, że czuję się winny tro­chę się po­tłu­ma­czę, acz­kol­wiek nie gwa­ran­tu­ję, że po­pra­wi to od­biór opo­wia­da­nia. Kto wie, może wręcz prze­ciw­nie :)

To jest opo­wia­da­nie o czło­wie­ku, nie o in­try­dze.

Jest Śmie­ciarz, który jest już na końcu swo­jej drogi.

Śmie­ciarz spo­ty­ka Mło­de­go i budzą się w nim za­po­mnia­ne ma­rze­nia z mło­do­ści.

Młody oka­zu­je się być cał­kiem roz­gar­nię­tym “Janko Mu­zy­kan­tem”. Ma po­ten­cjał, ale nie do­stał moż­li­wo­ści. Śmie­ciarz chce mu dać szan­sę.

Czy to z racji nie­zbyt szczę­śli­wych de­cy­zji, czy tro­chę pecha, znów wszyst­ko może prze­paść.

 

Śmie­ciarz jest dość spryt­ny ale w swo­jej szkla­nej kuli, nie poza nią. “Choć­by nawet się dok­to­ry­zo­wał, po­zo­sta­nie tylko śmie­cia­rzem”. Dla­te­go koń­co­wy kry­zys nie jest wy­łącz­nie jego winą.

Na­to­miast spra­wa, przy­naj­mniej w za­ło­że­niu, nie jest jesz­cze prze­gra­na. Nie wia­do­mo czy i ile czasu zo­sta­ło jesz­cze mło­de­mu.

Li­czy­łem, że odro­bi­na na­dziei, że nie wszyst­ko jesz­cze stra­co­ne, po­zo­sta­nie. 

 

Chyba nie wszyst­ko udało mi się prze­ka­zać tak jak chcia­łem, ale dzię­ki za uwagi i po­świę­co­ny czas. Na­stęp­nym razem może wyj­dzie mi le­piej ;)

Se­ener, tłu­ma­cze­nie, o czym jest opo­wia­da­nie, jest bez­ce­lo­we, chyba że ro­bisz to w celu za­py­ta­nia nas, jak mógł­byś osią­gnąć za­mie­rzo­ny efekt i co nie za­gra­ło. Twoi czy­tel­ni­cy mają mózgi i po­tra­fią czy­tać – zo­staw wy­cią­ga­nie wnio­sków im.

 

Jeśli uwa­żasz, że nie zro­zu­mia­łam tek­stu, to mogę cię za­pew­nić, że nawet gdy­byś po­in­for­mo­wał mnie w przed­mo­wie, że opo­wia­da­nie jest o czło­wie­ku (in­te­re­su­ją­cy ga­tu­nek), to tak samo mę­czy­ła­bym się, nie mogąc prze­brnąć przez po­czą­tek. Nadto uwa­żam, że te dwie rze­czy nie są ze sobą w żaden spo­sób po­wią­za­ne. Mogę cię też za­pew­nić, że znaj­dą się czy­tel­ni­cy, któ­rych wra­że­nia będą skraj­nie od­mien­ne od moich, bo lu­dzie są różni i lubią różne rze­czy.

www.instagram.com/mika.modrzynska.pisarka/

Jeśli uwa­żasz, że nie zro­zu­mia­łam tek­stu

Nie od­bie­raj, pro­szę, mo­je­go ko­men­ta­rza oso­bi­ście.

Je­stem ostat­nim, który chciał­by stać w księ­gar­ni przy półce z wy­da­ną za wła­sne pie­nią­dze książ­ką i wy­kli­nać czy­tel­ni­ków, że to ich wina, że im się nie po­do­ba.

Za­kła­dam, że taka jest for­mu­ła formu, że sobie można po­roz­ma­wiać i po­dy­wa­go­wać, o ile ktoś ma czas i ocho­tę. Taki na przy­kład wilk-zi­mo­wy dał mi sporo do my­śle­nia. Twój ko­men­tarz rów­nież, cho­ciaż ina­czej. Widzę teraz na przy­kład pewne róż­ni­ce mię­dzy pierw­szą a drugą czę­ścią. Nie mam żalu, że je­steś kry­tycz­na i dzię­ki za po­dzie­le­nie się opi­nią. Sta­ram się w życiu uczyć na błę­dach.

Tekst ład­nie wpi­su­je się w kla­sycz­ny nurt pierw­szo­oso­bo­wych opo­wie­ści skie­ro­wa­nych bez­po­śred­nio do od­bior­cy (z małym twi­stem w fi­na­le), do tego jesz­cze do­brze od­naj­du­je się w pod­ga­tun­ku „ga­wę­dziar­skich opo­wie­ści ko­smicz­nych wia­ru­sów”, któ­re­go naj­bar­dziej zna­nym na por­ta­lu przy­kła­dem jest ry­ba­ko­wy Stary Na­wi­ga­tor, a nie­do­ści­gnio­nym wzo­rem le­mow­ski Ijon Tichy.

Przy­zna­je, czy­ta­łem Twoją hi­sto­rię, Se­ene­rze, z nie­słab­ną­cym za­in­te­re­so­wa­niem i cho­ciaż spo­dzie­wa­łem się więk­sze­go za­sko­cze­nia w fi­na­le, to z lek­tu­ry je­stem usa­tys­fak­cjo­no­wa­ny. Przy­my­kam oko na umow­ność stro­ny na­uko­wo-tech­nicz­nej, od­pusz­czam pe­wien brak ory­gi­nal­no­ści, bo i świat i sama hi­sto­ria nie wy­róż­nia­ją się ni­czym szcze­gól­nym – jako tekst roz­ryw­ko­wy i mimo prze­wrot­nej, dra­ma­tycz­nej wy­mo­wy (a także kilku po­waż­nych i przy­gnę­bia­ją­cych ele­men­tów świa­ta przed­sta­wio­ne­go) na­pi­sa­ny jed­nak z przy­mru­że­niem oka, jest to bar­dzo sym­pa­tycz­ne opo­wia­da­nie. Fa­bu­łę pro­wa­dzisz na­praw­dę spraw­nie, dy­gre­syj­ki i żarty ukry­te w tek­ście nie scho­dzą po­ni­żej do­bre­go po­zio­mu, a ży­cio­we mą­dro­ści i prze­my­śle­nia nar­ra­to­ra (oraz jego bez­in­te­re­sow­na do­bro­tli­wość wobec Mło­de­go) skła­nia­ją do my­śle­nia także czy­tel­ni­ka.

Jeśli miał­bym się do cze­goś przy­cze­pić, to do dwóch rze­czy – po pierw­sze, nieco ku­le­je, moim zda­niem, kom­po­zy­cja tek­stu – szcze­gó­ło­we wpro­wa­dze­nie do świa­ta opo­wie­ści oraz pre­zen­ta­cja bo­ha­te­ra i jego pro­fe­sji wy­da­ją mi się nieco przy­dłu­gie w kon­tek­ście póź­niej­szych, przed­sta­wio­nych w kilku aka­pi­tach wy­da­rzeń sta­no­wią­cych pu­en­tę i sedno hi­sto­rii.

Po dru­gie, nie do końca je­stem pewny, czy nie­któ­re po­tknię­cia sty­li­stycz­ne i kon­struk­cyj­ne można zwa­lić wy­łącz­nie na osobę nie­wy­kształ­co­ne­go nar­ra­to­ra, czy jest w tym rów­nież tro­chę winy Au­to­ra (np. Młody mówił, że przy­po­mi­na mu wi­de­lec, no i coś w tym było może nawet. – dziw­ny szyk; Pod la­tar­nią naj­ciem­niej, nie. – brak znaku za­py­ta­nia; Jest tam w oko­li­cy taki ska­li­sty glo­bu­sik […] Jest tam at­mos­fe­ra, a lu­dzie sie­dzą […] – sto­ją­ce bli­sko sie­bie po­wtó­rze­nia kon­struk­cji).

To wszyst­ko jed­nak małe pi­ku­sie wobec in­ne­go zgrzy­tu, który wręcz utrud­niał mi lek­tu­rę. Czy zda­jesz sobie spra­wę, Se­ene­rze, ile razy w tym tek­ście po­ja­wia się za­imek „to"? Po SZEŚĆ­DZIE­SIĄ­TYM „to” prze­sta­łem li­czyć. Pro­po­nu­ję za­ba­wę – wrzuć tekst w ja­kie­goś Worda i znajdź w nim wszyst­kie sa­mo­dziel­ne „to". Zo­ba­czysz obraz TOtal­nej wy­syp­ki. Dla zo­bra­zo­wa­nia po­da­ję przy­kła­do­we sku­pi­ska „to" (pro­blem do­ty­czy w mniej­szym stop­niu także in­nych za­im­ków):

 

Po pra­wej to już było dzie­ło Pi­cas­sa. Zmyśl­ny gość, ma taki warsz­tat przy Gam­mie. Zwo­zi­my mu cza­sem tro­chę złomu w lep­szym sta­nie. Radzi sobie chłop i jesz­cze prze­glą­dy wy­sta­wia.

Wiesz, jak to jest. Nie każ­de­go stać na stocz­nię, a Pi­cas­so jakoś tak spryt­nie kra­tow­ni­ce po­spa­wał, przy­cze­pił parę sta­rych kon­te­ne­rów, łącz­nik zro­bił, gro­dzie od ja­kie­goś złomu. Wszyst­ko ele­ganc­ko i szczel­nie. Zresz­tą, to i tak tylko na śmie­ci, naj­waż­niej­sza jest ka­bi­na. O to się dba, jak na­le­ży, no bo sam ro­zu­miesz, jak coś puści, to mo­żesz nie zdą­żyć w ska­fan­der na­ro­bić, a ła­dow­ni to się nawet cza­sem w ogóle nie uszczel­nia­ło.

Nie­raz by­wa­ło, że na pra­wym skrzy­dle to i dwa rzędy kon­te­ne­rów wi­sia­ły. Nie­sy­me­trycz­nie to wy­glą­da, ale latać się da, no i wtedy to nawet ja wi­dzia­łem ten uła­ma­ny wi­de­lec, o któ­rym mówił Młody. Niby można ja­kieś osło­ny za­ło­żyć i po­ma­lo­wać, ale kogo ob­cho­dzi, jak wy­glą­da śmie­ciar­ka. Farba kosz­tu­je, a od pro­mie­nio­wa­nia i mi­kro­me­te­ory­tów to i tak w rok ob­ła­zi. Ka­bi­nę się po­cią­gnie, żeby ekra­no­wa­nie było moc­niej­sze i tyle. Jak la­tasz po or­bi­tach to ci ae­ro­dy­na­mi­ka do ni­cze­go nie­po­trzeb­na prze­cież. 

 

A to wy­kom­bi­no­wał jak skró­cić trasę, a to jak za­osz­czę­dzić pa­li­wo, a to gdzie warto się za­krę­cić za ro­bo­tą. I cią­gle pytał, i wszyst­ko za­pa­mię­ty­wał. Na­praw­dę, aż miło było pa­trzeć. Jak trze­ba było, to sie­dział cicho, jak mu się coś po­wie­dzia­ło, to robił. Nie był bez­myśl­ny. Jak cza­sem gdzieś mie­li­śmy mały po­stój, to go za­bie­ra­łem ze sobą do knaj­py.

 

I muszę ci po­wie­dzieć, że mnie to w końcu do­bi­ło. Grze­bią w tych ska­łach ca­ły­mi dnia­mi, żeby parę gro­szy na je­dze­nie za­ro­bić, całe życie ledwo wiążą ko­niec z koń­cem, a wie­czo­ra­mi opo­wia­da­ją le­gen­dy, jak to po­dob­no ktoś zna­lazł ka­mień tak duży, że po­le­ciał na jakąś cie­plej­szą kulkę i już wię­cej nie mu­siał pra­co­wać. Czy to praw­da? Wąt­pię. Jakby ktoś zna­lazł coś ta­kie­go, to pew­nie ci, co kręcą tam tym in­te­re­sem od­rą­ba­li by mu rękę razem z tym ka­mie­niem i tyle by z tego było.

Na­rze­ka­li na swój los, pa­trzy­li tę­sk­nie w niebo, ale jak­byś któ­re­muś wło­żył w rękę bilet i parę gro­szy na nowe życie, to zaraz by za­czął gry­ma­sić. Że da­le­ko, że teraz to nie ma czasu, że mu­siał­by się przy­go­to­wać. Tak prze­siąk­nę­li tym grze­ba­niem w ska­łach, że nawet jakby któ­re­go szczę­ście kop­nę­ło w tyłek, to by uciekł wy­stra­szo­ny, za­miast sko­rzy­stać.

Przy­znam się, że tak dawno się w to nie ba­wi­łem, że jak już by­li­śmy na ostat­niej pro­stej, to strach mnie ob­le­ciał. No ale zer­k­ną­łem czy w oko­li­cy nikt się nie kręci. Jakby co, to le­cie­li­śmy dalej, a chcie­li­śmy tylko sko­rzy­stać z procy gra­wi­ta­cyj­nej.

Po prze­czy­ta­niu spa­lić mo­ni­tor.

Gra­tu­lu­ję! Bar­dzo prze­my­śla­ne opo­wia­da­nie. Byłem za­sko­czo­ny tym, jak bar­dzo opo­wia­da­nie mnie wcią­gnę­ło, po tak nie­po­zor­nym wstę­pie ;) 

 

Rzu­ci­ło mi się w oczy:

Jak już wszyst­ko opa­dło to, dwóch wy­szło na ze­wnątrz.

 

W tym zda­niu “to” chyba jest nad­mia­ro­we.

Przy­cho­dzę zaj­rzeć, bo od ja­kie­goś czasu kor­ci­ło.smiley Przy­znam szcze­rze, że mimo tego, że hi­sto­ria jest dość pro­sta, umie­jęt­na nar­ra­cja na­praw­dę robi to, co trze­ba. Akcja nie jest może pełna wzlo­tów i upad­ków, ale cza­sem od­naj­du­ję się w ta­kich opo­wie­ściach, które stoją kli­ma­tem i umie­jęt­nym prze­ka­za­niem per­spek­ty­wy na świat bo­ha­te­ra. Duży plus za za­adap­to­wa­nie stylu ga­wę­dziar­skie­go w tej kon­wen­cji.

Bar­dzo cie­ka­wa hi­sto­ria. Jak już zo­sta­ło wska­za­ne w ko­men­ta­rzach, można wsiąk­nąć i nie spo­sób się ode­rwać do sa­me­go końca.

Stwo­rzy­łeś bar­dzo in­te­re­su­ją­ce i peł­no­krwi­ste cha­rak­te­ry, które uzu­peł­nia­ły się, jed­no­cze­śnie sta­no­wiąc swoje prze­ci­wień­stwa. Świet­ne są też ob­ra­zy spo­łecz­ne – np. Gamma, śmie­cia­rze i ich biz­nes, pla­ne­ta Mło­de­go i ko­pa­cze. Brawo! Wtrę­ty eg­zy­sten­cjal­ne i mo­ty­wa­cja dzia­ła­nia bo­ha­te­rów rów­nież na wy­so­kim po­zio­mie, Wszyst­ko mi tutaj za­gra­ło, fa­bu­lar­nie Twoja hi­sto­ria, to jedno z lep­szych opo­wia­dań, jakie ostat­nio prze­czy­ta­łem, nie tylko na ene­fie. Chylę czoła!

 

Oczy­wi­ście za­wsze można się jed­nak po­cze­piać, co czy­nię po­ni­żej ;)

 

To była zwy­kła śmie­ciar­ka po przej­ściach. Młody mówił, że przy­po­mi­na mu wi­de­lec, no i coś w tym było może nawet. Taki uła­ma­ny, ale wi­de­lec.

Trze­ba po­wie­dzieć, że to był cał­kiem dobry sprzęt i słu­żył mi przez wiele lat. Taki wół ro­bo­czy zro­bio­ny na szkie­le­cie sta­rej do­brej es-dzie­siąt­ki.

 

– nie wiem, czy za­mie­rzo­ne po­wtó­rze­nia, mnie trosz­kę uwie­ra­ją. Ogól­nie w tek­ście po­ja­wia się bar­dzo dużo za­im­ka "to", o czym wspo­mnia­no wyżej, ale ja po­strze­gam to ra­czej jako styl nar­ra­to­ra.

 

Po pra­wej to już było dzie­ło Pi­cas­sa.

 

– my­śla­łem, że to me­ta­fo­ra, a potem się oka­zu­je, że gość na­praw­dę się tak na­zy­wa :)

 

O ka­wa­łek pa­pie­ru to­a­le­to­we­go prze­gryź­li­by ci tęt­ni­cę

 

– "za ka­wa­łek pa­pie­ru to­a­le­to­we­go" lub "wal­cząc o ka­wa­łek"

 

Kuzyn się za­ha­czył do tych co la­ta­li poza stre­fę, do śred­nich orbit.

 

– za­ha­czył się u tych [+,] co

 

Taka ga­zo­wa kulka prak­tycz­nie nie ma sta­łej po­wierzch­ni[+,] więc jak coś tam upu­ścisz, to prze­pad­nie na wieki

 

No i kuzyn źle po­li­czył [-,] i prze­padł

 

Ze wza­jem­no­ścią

 

– bar­dziej mi pa­su­je: “z wza­jem­no­ścią”

 

Pi­cas­so po­trze­bo­wał dwa dni, więc wsia­dłem na prom.

 

– “dwóch dni”

 

 

Dokąd się da, to będę latał, a potem skoń­czę, jak wszy­scy, na ja­kimś śmiet­ni­ku, grze­biąc w od­pa­dach za miskę zupy i będę ma­rzył nie o skar­bie, ale o ja­kimś świń­stwie, które skoń­czy moje męki.

 

– “Do­pó­ki się da”; “[…] albo o ja­kimś świń­stwie”

 

(…)bo w końcu kie­dyś bę­dzie sobie mu­siał sam ra­dzić, nie [+?]

 

Wszyst­kim się opła­ca.

 

– opła­ca­ło (żeby za­cho­wać czas prze­szły). Tutaj jest mowa o kon­kret­nym klien­cie, więc ra­czej nie można tłu­ma­czyć, że cho­dzi o ge­ne­ral­ną za­sa­dę.

 

Nie mam po­ję­cia [+,] co to.

 

No ale zer­k­ną­łem [+,] czy w oko­li­cy nikt się nie kręci.

 

Czło­wiek jest w na­pię­ciu od razu za­czy­na się ner­wo­wo roz­glą­dać, ale prze­cież zna­łem ten dźwięk.

 

– cze­goś tu bra­ku­je, może: Kiedy czło­wiek jest w na­pię­ciu [+,] od razu za­czy­na się […]

 

To było od razu dziw­ne.

 

– pro­po­zy­cja: To od razu wy­da­ło mi się dziw­ne.

 

[…] za­czą­łem z po­wro­tem od­dy­chać i kom­bi­no­wać[+,] o co cho­dzi.

 

Che mi sento di morir

129 razy…

Tro­chę prze­sa­dzi­łem z tym “to”…

Czy­ta­łem to tyle razy i nie wpa­dło mi w oczy. Kiep­ski ze mnie re­dak­tor.

Może śmie­ciarz pro­wa­dził mnie, za­miast na od­wrót?

Dzię­ki za uwagi.

Czy­ta­łem to tyle razy i nie wpa­dło mi w oczy. Kiep­ski ze mnie re­dak­tor.

 

Ja w moich opkach takie byki strze­la­łem, że mi było wstyd póź­niej. Nikt sam dla sie­bie nie jest do­brym re­dak­to­rem, głowa do góry ;)

Che mi sento di morir

Sym­pa­tycz­ne :)

Przy­no­szę ra­dość :)

Bar­dzo po­rząd­ne opo­wia­da­nie. 

To tak jak­byś za­pro­sił mnie na piwo czy kie­li­cha i po dłu­giej ciszy za­czął opo­wia­dać tą hi­sto­rię, pro­sto z serca, po ludz­ku, nor­mal­nie, jak dawno nie wi­dzia­ny kum­pel. Wcią­gnę­ło bar­dzo. 

Re­la­cja po­mię­dzy sta­rym wia­ru­sem a mło­dym Mło­dym zda­wa­ła się re­al­na i praw­dzi­wa (choć to prze­cież kla­syk) :)

Błę­dów nie wi­dzia­łem, ale też nie sku­pia­łem się na nich tylko pły­ną­łem z tek­stem :)

Jeśli miał­bym mieć za­strze­że­nie to ewen­tu­al­nie takie czy opo­wia­da­nie zo­sta­nie w gło­wie na dłu­żej. 

Nie­mniej jed­nak bar­dzo przy­jem­na lek­tu­ra.

Dobre opko :) Fan­ta­stycz­nie bu­du­jesz kli­mat, lubię takie ga­wę­dziar­skie opo­wie­ści. Mnie się nie dłu­ży­ło, prze­pły­nę­łam przez opko i nawet to­tal­nej wy­syp­ki nie za­uwa­ży­łam ;) Naj­bar­dziej przy­padł mi do gustu bo­ha­ter, faj­nie zła­pa­łeś ten mo­ment, w któ­rym gość zdaje sobie spra­wę, że prze­spał życie, że już za późno, żeby coś wy­grać, ma­rze­nia, które miał, jako młody czło­wiek już się nie zisz­czą. I to wszyst­ko trze­pło go w oto­cze­niu ludzi, któ­ry­mi – może nie do końca świa­do­mie – tro­chę gar­dził.

Prze­nie­sie­nie wła­snych ma­rzeń na Mło­de­go wy­da­je mi się wia­ry­god­ne. Bo­ha­ter nie za­ło­żył ro­dzi­ny, ni­ko­go in­ne­go nie miał, a faj­nie jest po­my­śleć, że przy­naj­mniej dla kogoś coś się zro­bi­ło Wdep­nię­cie zu­peł­nie przy­pad­kiem w wiel­ką po­li­ty­kę i w kon­se­kwen­cji utra­ta Mło­de­go do­peł­nia­ją ca­ło­ści. De­spe­rac­ka próba ura­to­wa­nia chło­pa­ka, która bez wzglę­du na to, co się sta­nie, źle się dla bo­ha­te­ra skoń­czy jest IMO świet­nym za­mknię­ciem.

W grun­cie rze­czy to Twoje opko strasz­nie gorz­kie jest. I po ludz­ku praw­dzi­we. Mam na­dzie­ję na wię­cej przy­gód pi­lo­ta śmie­ciar­ki :)

Chcia­ła­bym w końcu prze­czy­tać coś opty­mi­stycz­ne­go!

Se­ener, to po­dziel się, pro­szę, al­ter­na­tyw­ną koń­ców­ką :).

Cy­try­na, po­de­ślę na priv, jak od­ko­pię. Ory­gi­nał już chyba dość skru­szał na słoń­cu ;)

Ja też po­pro­szę, je­że­li można ;)

Che mi sento di morir

To ja też po­pro­szę. Bo przy­szłam tu kilka dni temu zwa­bio­na no­mi­na­cja­mi w wątku piór­ko­wym, prze­czy­ta­łam i spodo­ba­ło się – a po kilku dniach nadal pa­mię­tam i nadal przej­mu­ję się lo­sa­mi bo­ha­te­rów, więc jest bar­dzo do­brze. I też chcę dal­szych przy­gód tych bo­ha­te­rów.

Uwa­żam, że świet­nie sobie po­ra­dzi­łeś z dru­go­oso­bo­wą nar­ra­cją, zwłasz­cza że osta­tecz­ny twist na­da­je jej do­dat­ko­we­go zna­cze­nia. Nie wiem, czy al­ter­na­tyw­ne za­koń­cze­nie jest lep­sze czy gor­sze, jeśli do­sta­nę na priv, na­pi­szę :) To, które jest po­do­ba mi się coraz bar­dziej z każ­dym dniem.

W ogóle jak­kol­wiek przy pierw­szej lek­tu­rze (jak już prze­czy­ta­łam, bo przy­zna­ję, że za­bie­ra­łam się kilka razy i tech­no­beł­kot mnie z po­cząt­ku tro­chę od­rzu­cał) mia­łam ja­kieś drob­ne anse, to one zni­kły. Sły­sza­łam uwagi, że nad­uży­wasz za­im­ka “to”, ale ja tego przy lek­tu­rze nie za­uwa­ży­łam, nie zi­ry­to­wa­ło, więc jak­kol­wiek rze­czy­wi­ście jest go bar­dzo dużo, jak pod­świe­tlić, dla mnie naj­wy­raź­niej stał się ka­wał­kiem spo­so­bu mó­wie­nia bo­ha­te­ra.

Ale moja bar­dzo po­zy­tyw­na ocena bie­rze się przede wszyst­kim z kre­acji bo­ha­te­ra, któ­re­go przy jego krę­tac­twie i roz­licz­nych wa­dach nie spo­sób nie po­lu­bić. Nie prze­gią­łeś w żadną stro­nę: nie zro­bi­łeś go pa­skud­nym typ­kiem, nie zro­bi­łeś go he­ro­sem, nie zro­bi­łeś go świę­tym. Jego re­la­cja z Mło­dym – na wiel­ki plus. Był mo­ment, kiedy my­śla­łam, że Młody jest wtyką – i po­zy­tyw­nie mnie za­sko­czy­łeś tym takim ład­nie kla­sycz­nym, po­zy­tyw­nym za­koń­cze­niem w sen­sie roz­wo­ju głów­ne­go bo­ha­te­ra.

 

http://altronapoleone.home.blog

Dzię­ki za miłe słowa.

Po nie­któ­rych ko­men­ta­rzach do­tar­ło do mnie, że “prze­ga­da­łem” chyba po­czą­tek. Wła­ści­wie to prze­ga­dał go bo­ha­ter, ale naj­wy­raź­niej po­trze­bo­wa­łem chwi­li, żeby go “po­czuć”.

Nie chce mi się już tego prze­pi­sy­wać, bo tekst po­ka­za­ny w sieci wy­daw­ni­czo jest spa­lo­ny, ale muszę pa­mię­tać przy ko­lej­nych tek­stach.

Co do al­ter­na­tyw­ne­go za­koń­cze­nia to może pro­ściej bę­dzie wrzu­cić je tutaj?

Tylko nie wiem jakie są zwy­cza­je na tym forum? Nowy wątek czy do­kle­jać tutaj, na końcu?

Wrzu­caj tutaj, żeby się nie zgu­bi­ło :)

www.instagram.com/mika.modrzynska.pisarka/

Do­klej w osob­nym ko­men­ta­rzu, może naj­le­piej z ja­kimś rzu­ca­ją­cym się w oczy ob­raz­kiem, żeby nie prze­ga­pić. A co do po­pra­wek, hmmm, mam szcze­rą na­dzie­ję, że będą jed­nak po­trzeb­ne :)

http://altronapoleone.home.blog

No do­brze… od­wa­żę się. Al­ter­na­tyw­ne za­koń­cze­nie.

Nie szli­fo­wa­łem go za do­kład­nie, bo prze­gra­ło ry­wa­li­za­cję, więc pro­szę o wy­ro­zu­mia­łość.

No i ostrze­gam, że za­wsze jest szan­sa, że po­psu­je od­biór ory­gi­na­łu, więc czy­ta­cie na wła­sną od­po­wie­dzial­ność ;)

Do­bra­łem się do logów i spraw­dzam. Ko­mo­ra była szczel­na do końca od­czy­tów. Jest na­dzie­ja. Po od­cze­pie­niu za­czy­na nada­wać sy­gnał. Tylko na­daj­nik mały i słaby, z dru­gie­go końca ga­lak­ty­ki nie usły­szysz. No i cho­le­ra wie, w którą stro­nę po­le­ciał. Pod­trzy­ma­nie nie star­czy na zbyt długo. Więc sie­dzi tam bied­ny sam i może tylko pa­trzeć, jak kre­ska od tlenu idzie w dół. W końcu zrobi mu się tam zimno, a tego się bał naj­bar­dziej. Że bę­dzie mu zimno.

Chło­pak Pi­cas­sa zgar­nął mnie po dzie­się­ciu go­dzi­nach. Czaił się tro­chę naj­pierw w oko­li­cy, żeby spraw­dzić czy nikt się do mnie nie przy­kle­ił. Ja przez ten czas wy­pa­try­wa­łem czy gdzieś nie widać ko­mo­ry, ale widok z ka­bi­ny jest ogra­ni­czo­ny, więc nie­wie­le wi­dzia­łem. A nawet jak­bym coś wy­pa­trzył to prze­cież nie po­bie­gnę za nią. Jak się tylko po­ja­wił, to od razu się na niego rzu­ci­łem, że trze­ba szu­kać Mło­de­go. Na szczę­ście jemu ro­zu­mu nie ode­bra­ło. Po­wie­dział, że jak chcę się fe­de­ra­cyj­nym pchać w łapy, to może mnie z po­wro­tem wsa­dzić do ka­bi­ny. Oczy­wi­ście wcale go nie słu­cha­łem, rzu­ci­łem się w końcu na niego z pię­ścia­mi więc przy­piął mnie do fo­te­la i tak wró­ci­li­śmy na Gammę. Po dro­dze się na­słu­chał o sobie i swo­jej matce, ale pew­nie nie takie rze­czy już sły­szał.

Jak tylko za­do­ko­wa­li­śmy, po­le­cia­łem od razu do Pi­cas­sa, że trze­ba dzia­łać. Czasu jest mało. Ten wy­słu­chał spo­koj­nie, po­ga­dał z tym co mnie ra­to­wał i mówi, żebym dał sobie spo­kój, że już jest po Mło­dym, że ko­mo­ra to nie schron prze­ciw­ra­kie­to­wy i żebym za­po­mniał. Takie jest życie. Fi­lo­zof się, cho­le­ra, zna­lazł. Już nawet nie mia­łem siły za­ci­skać pię­ści. Pró­bo­wa­łem na rozum, pró­bo­wa­łem na li­tość, bła­ga­łem, gro­zi­łem, szan­ta­żo­wa­łem. Wszyst­ko na nic. Nawet nie mia­łem nic do prze­han­dlo­wa­nia. Przy­naj­mniej tak mi się zda­wa­ło.

W końcu przy­szedł do mnie jeden z jego chło­pa­ków, taki co naj­mniej bym za niego dał. Snuł się gdzieś po ką­tach, mało mówił i czę­sto gdzieś zni­kał. I pro­wa­dzał się z ta­ki­mi typ­ka­mi, co też mało mówią. Po­wie­dział, że leci w tam­tym kie­run­ku i może zer­k­nąć, i że przy­da­ła­by mu się ta moja ka­bi­na. Ro­zu­miesz? Ten opa­lo­ny ka­pi­szon. Gdzieś tam po cichu li­czy­łem, że może Pi­cas­so coś wy­my­śli i da się jesz­cze coś do tego do­cze­pić, że wrócę do obie­gu. Tylko po co się oszu­ki­wać? Prze­szło mi przez głowę, że może mnie wy­sa­dzić gdzieś po dro­dze i nikt się nie bę­dzie do­py­ty­wał, gdzie jest stary pier­do­ła, ale są takie chwi­le, że się nie tar­gu­jesz, jak sprze­da­jesz duszę dia­błu.

Pi­cas­so miał kwa­śną minę, a my za­pa­ko­wa­li­śmy się do ma­szy­ny i w drogę. Po­wiem ci, że się za­cho­wał. Po­wie­dział od razu, że jak fe­de­ra­cyj­ni będą się krę­cić po oko­li­cy, to zwija się bez ga­da­nia, ale jak bę­dzie czy­sto to po­szu­ka­my. Ro­ko­wa­nia nie były takie naj­gor­sze. Ko­mo­ra była po­li­czo­na na dwóch, a Młody tam zo­stał sam, więc z wodą i tle­nem nie jest tak tra­gicz­nie. Mo­dli­łem się tylko, żeby za­si­la­nie trzy­ma­ło jak naj­dłu­żej. Dziw­nie to brzmi, jak mó­wisz o czło­wie­ku za­mknię­tym w trzy­me­tro­wej pusz­ce, ale jakoś trze­ba się po­cie­szać. Tylko czy wy­trzy­ma­ła wy­buch? Wy­star­czy mała dziur­ka i po ro­bo­cie. No ale ja wtedy nie kal­ku­lo­wa­łem. Ręce mi się trzę­sły, zęby też. Nie spa­łem już chyba z sześć­dzie­siąt go­dzin. A może i spa­łem? Nie wie­dzia­łem już co jest na­praw­dę, a co nie.

Na miej­scu było spo­koj­nie. Gru­zo­wi­sko po śmie­ciar­ce roz­le­cia­ło się we wszyst­kie stro­ny. Włą­czy­li­śmy co było pod ręką, żeby coś na­mie­rzyć. Radio, i-er­ka, radar, każdy ska­ner jaki był za­mon­to­wa­ny, choć wiele tego nie było. Chu­dłem z każdą mi­nu­tą. A jak żyje, a my go prze­ga­pi­my? Może zła­pał jakąś or­bi­tę, może go wy­rzu­ci­ło w prze­strzeń? A może na od­wrót, może ścią­gnę­ło go na tę kupę pia­chu? Raz czło­wiek roz­pa­cza, raz się po­cie­sza, a w gło­wie się go­tu­je.

I w końcu ode­zwa­ło się radio. Le­d­wie le­d­wie, ale kod się zga­dzał. Zna­czy się, ba­te­rie trzy­ma­ją. Chcia­łem się łapać do ste­rów, ale tam­ten tylko na mnie spoj­rzał. Naj­chęt­niej sam bym wy­sko­czył na ze­wnątrz, tylko tak się nie da. Trze­ba wszyst­ko do­brze po­li­czyć, zła­pać parę punk­tów, usta­lić kie­ru­nek, pręd­kość, i resz­tę cy­fe­rek. Ko­mo­ra zła­pa­ła ro­ta­cję, więc mu­sie­li­śmy się zsyn­chro­ni­zo­wać.

Nie wie­dzia­łem co z sobą zro­bić. Czło­wiek ma chęć wy­leźć z wła­snej skóry. Jest cała? Szczel­na? Co w środ­ku?

Zrów­na­li­śmy się, tam­ten spo­koj­nie, po­wo­li wszyst­ko usta­wił, no i po paru mi­nu­tach ko­mo­ra była w ła­dow­ni. Teraz już by mnie nie po­wstrzy­mał. Sko­czy­łem pierw­szy. Kiep­sko to wy­glą­da­ło. Ścia­ny osma­lo­ne, tro­chę po­gię­te. Może były już takie wcze­śniej, może to nie od wy­bu­chu?

Sta­ną­łem przed wła­zem i po­wiem ci, że do­pie­ro wtedy za­czą­łem się bać. Co w środ­ku? Wiem, że tam jest, ale czy żywy? A jak nie? Jakby mnie za­mro­zi­ło. Gar­dło mi się ści­ska, ale co mam robić?

Chło­pak Pi­cas­sa się nie ce­re­gie­lił. Nawet nie za­stu­kał, żeby spraw­dzić czy ktoś od­po­wie. Zdjął rygle z klapy i opa­dła na pod­ło­gę. W środ­ku było ciem­no. Mó­wi­łem ci, że Młody był cwany. Oszczę­dzał prąd. Wpa­da­ło tro­chę świa­tła z ła­dow­ni. Leżał na ple­cach, ręce wzdłuż tu­ło­wia. Mnie się w oczach zro­bi­ło mokro, więc nawet nie wi­dzia­łem czy od­dy­cha. Może śpi, może nie­przy­tom­ny? Ale pcham się od razu do środ­ka. No i ro­zu­miesz, ledwo nogę prze­ło­ży­łem, pod­niósł rękę.

Rzu­ci­łem się na niego jak głupi i krzy­czę: Młody, ży­jesz. Kiep­sko wy­glą­dał, oj kiep­sko. Nie wiem co po­ka­zy­wał panel, ale mu­siał je­chać na reszt­kach, bo tem­pe­ra­tu­ra w środ­ku mocno spa­dła. Oczy miał pod­krą­żo­ne i prze­krwio­ne, po­licz­ki za­pad­nię­te, nos za­tka­ny, go­rącz­ka. Kiep­sko z nim było, ale prze­żył. Za­czą­łem go wy­wle­kać stam­tąd i prze­pra­szać. Bła­ga­łem o wy­ba­cze­nie, obie­cy­wa­łem wszyst­ko, sam już nie pa­mię­tam co mó­wi­łem. Po­sa­dzi­li­śmy go pod ścia­ną. Po­wie­dział, że na­pił­by się cze­goś cie­płe­go. No pew­nie.

Ja się dalej dar­łem, że to moja wina, że musi mi wy­ba­czyć, a ten się napił parę łyków, a potem po­ło­żył mi rękę na ra­mie­niu i się uśmiech­nął. Po­pa­trzył na mnie tymi swo­imi spo­koj­ny­mi ocza­mi i po­wie­dział, że wie­dział, że jak będę mógł, to wrócę. I że wszyst­ko do­brze. A potem ze­mdlał.

Wszyst­ko do­brze, tak po­wie­dział. Nic nie po­szło do­brze, ro­zu­miesz, nic zu­peł­nie. Leżał tam nie­przy­tom­ny, ledwo żywy. Oj nie masz na świe­cie ta­kie­go pa­pie­ża, co by mi mógł grze­chy od­pu­ścić.

Potem chyba i ja pa­dłem, bo na­stęp­ne co pa­mię­tam, to jak się obu­dzi­łem na Gam­mie. Le­ża­łem pod­pię­ty do kro­plów­ki, a obok młody, też na do­żyl­nym. Wy­glą­dał już cał­kiem nie­źle, go­rącz­ka ze­szła, za­pa­le­nie płuc pod kon­tro­lą. Nawet się uśmie­chał cho­ciaż po­licz­ki miał wciąż za­pad­nię­te. Jak wy­glą­da­łem ja, nie wiem. Nie mia­łem od tam­tej pory ocho­ty za­glą­dać w lu­ster­ka.

Jak już tro­chę się po­zbie­ra­li­śmy, to sie­dli­śmy do ra­chun­ków. W górze róż­nie bywa, więc każdy trzy­ma kasę przy sobie. Nie ma żad­nych taj­nych schow­ków ani in­nych bzdur, bo jak masz szczę­ście to tylko ty się ura­tu­jesz. Tak było tym razem.

No i naj­waż­niej­sze, kasa się zga­dza­ła. Może nie co do gro­sza, ale nie­wie­le bra­ko­wa­ło, resz­tę po­ży­czy­łem od Pi­cas­sa. W gło­wie się nie mie­ści, ale jak byśmy nie li­czy­li, wy­szło że się udało. Młody się w końcu po­zbie­rał, trwa­ło to ja­kieś dwa ty­go­dnie, ale za­czął wy­glą­dać jak czło­wiek. Po­ga­da­li­śmy na od­chod­nym, po­wtó­rzył parę razy, że wróci po mnie. Dziw­ne, ale tym razem w to wie­rzy­łem. Żaden z nas nie chciał się po­sy­pać przy po­że­gna­niu, więc skoń­czy­ło się na uści­sku ręki.

Od­zy­wał się potem. Naj­pierw dał znać, że do­tarł na miej­sce i do­stał się na kurs. Szło mu do­brze, tego byłem pe­wien. Po tym co prze­szedł nic by go już chyba nie zła­ma­ło. W końcu zdał eg­za­min i do­stał li­cen­cję. Potem dał znać, że po­ja­wi­li się ci go­ście z biz­ne­su i chcie­li, żeby za­czął dla nich latać. Taka prak­ty­ka na po­czą­tek, ale wszy­scy tam tak za­czy­na­ją. Mu­sia­ło mu na­praw­dę nie­źle pójść.

Ja za­cze­pi­łem się u Pi­cas­sa. Po­sie­dzia­łem tam tro­chę przy sor­to­wa­niu, ale ręce i oczy już nie te. Od po­cząt­ku wie­dzia­łem, że trzy­ma mnie tak tro­chę z li­to­ści, a tro­chę żeby od­zy­skać dług. Wy­sła­łem Mło­de­mu ostat­nią wia­do­mość, spa­ko­wa­łem swoje śmie­ci i tra­fi­łem tutaj. Nie zo­sta­wia­łem no­we­go ad­re­su, po co komu do­dat­ko­wy garb na ple­cach.

Wiem, że my­ślisz, że pew­nie to wszyst­ko zmy­śli­łem, ale to praw­da. Naj­święt­sza praw­da. Śmie­jesz się bo je­steś jesz­cze młody i roz­no­sisz ter­mos z zupą. Ale latka po­le­cą. Nim się obej­rzysz, bę­dziesz grze­bał, tak jak my. A potem też za­czniesz cho­dzić za żółte ta­blicz­ki, bo już do ni­cze­go in­ne­go nie bę­dziesz się nada­wał. Tylko tam czło­wiek ma jesz­cze prze­wa­gę nad ma­szy­ną. Jak się po­psu­je, nie trze­ba go na­pra­wiać.

To, które jest – lep­sze. Doj­rzal­sze li­te­rac­ko. To jest ok, ale tamto jest świet­ne. No i daje lep­szy punkt wyj­ścia do dal­sze­go ciągu.

 

W ogóle to wra­cam z ko­men­ta­rzem no­mi­na­cyj­nym. Jak już pi­sa­łam, opo­wia­da­nie mnie urze­kło – chwy­ta­ją­cym za serce bo­ha­te­rem, nar­ra­cją, za­koń­cze­niem. Także no­stal­gicz­nym tonem. A przede wszyst­kim tym, że od dawna w pol­skiej fan­ta­sty­ce nie wi­dzia­łam tak faj­nie na­pi­sa­ne­go bo­ha­te­ra, który będąc po­zor­nie takim drob­nym cwa­niacz­kiem, oka­zu­je się nie­mal­że bo­ha­te­rem con­ra­dow­skim, dla któ­re­go od­po­wie­dzial­ność jest waż­niej­sza od wła­snych spra­wek i świę­te­go spo­ko­ju. Na­pi­sa­łeś go bez pa­to­su, prze­my­ca­jąc prze­sła­nie etycz­ne nie­mal­że mi­mo­cho­dem – i za to moja no­mi­na­cja.

To opo­wia­da­nie mo­gło­by mieć motto z mojej uko­cha­nej książ­ki, kla­sy­ki a jed­no­cze­śnie fan­ta­sty­ki: “Sta­jesz się od­po­wie­dzial­ny na za­wsze za to, co oswo­iłeś”. Ode mnie wiel­kie brawa, bo dawno mnie tu żaden tekst tak po­zy­tyw­nie nie po­ru­szył, choć tek­stów gra­ją­cych na emo­cjach jest tu ostat­nio za­trzę­sie­nie. A Ty oszczęd­no­ścią, pro­sto­tą i wła­śnie bra­kiem emo­cji stwo­rzy­łeś kli­mat znacz­nie więk­szych uczuć niż te po­ka­zy­wa­ne wprost.

Cha­pe­aux bas!

http://altronapoleone.home.blog

@Dra­ka­ino, po­dzie­lam Twoją opi­nię. Bar­dzo się cie­szę, że zaj­rza­łaś tutaj i wró­ci­łaś z no­mi­na­cją. 

 

Che mi sento di morir

Autor się za­czer­wie­nił.

Autor nie wie co po­wie­dzieć.

Przy­cho­dzi mu do głowy tylko jedno słowo.

Dzię­ku­ję bar­dzo.

Dzię­ku­ję bar­dzo.

A to aku­rat dwa słowa :P

Che mi sento di morir

BK, je­steś okrut­ny :D

http://altronapoleone.home.blog

Dużo już tutaj na­pi­sa­no, więc nie mam nic do do­da­nia. Dla mnie dobre opo­wia­da­nie! Spodo­ba­ło mi się, zwłasz­cza przej­ście do za­koń­cze­nia i do­brze wy­bra­na nar­ra­cja do opo­wie­dze­nia tej hi­sto­rii. Bo­ha­ter praw­dzi­wy, re­al­ny, zgorzk­nia­ły i ludz­ki za­ra­zem. :-)

Lo­gi­ka za­pro­wa­dzi cię z punk­tu A do punk­tu B. Wy­obraź­nia za­pro­wa­dzi cię wszę­dzie. A.E.

Bar­dzo dobry tekst. Nar­ra­cja po­pro­wa­dzo­na swo­bod­nie, hi­sto­ria wcią­ga, za­koń­cze­nie sa­tys­fak­cjo­nu­je (to dru­gie z ko­men­ta­rza też nie­złe, ale “głów­ne” po­do­ba­ło mi się bar­dziej). 

Jeśli miał­bym zgo­dzić się z ja­ki­miś uwa­ga­mi z ko­men­ta­rzy po­wy­żej, to pew­nie mógł­byś le­piej prze­my­śleć kon­struk­cję. No, ale to nie jest wiel­ki pro­blem, bo udało Ci się zrów­no­wa­żyć ten man­ka­ment wcią­ga­ją­cą opo­wie­ścią bo­ha­te­ra.

Trzy­mam kciu­ki, żeby tekst zo­stał wy­róż­nio­ny piór­kiem. Szko­da, że au­to­rzy czę­ściej nie po­dej­mu­ją tego typu prób – in­te­re­su­ją­ca nar­ra­cja, kon­kret­na hi­sto­ria, na pierw­szy rzut oka taka tro­chę roz­ryw­ko­wa, ale jed­nak ma­ją­ca w sobie coś, przez co nie wy­pa­da szyb­ko z głowy. Uczu­cia po­ka­za­ne tak, jak trze­ba – płyn­nie wple­cio­ne w opo­wieść.

 

Na ko­niec jesz­cze takie prze­my­śle­nie (nie trak­tuj tego jako za­rzut). Czy nie by­ło­by w ko­smo­sie prost­szej me­to­dy po­zby­wa­nia się śmie­ci? La­ta­nie śmie­ciar­ka­mi na pla­ne­ty wy­da­ło mi się tro­chę „prze­ro­stem formy nad tre­ścią”, czymś nie­ko­niecz­nie opty­mal­nym. W trak­cie czy­ta­nia nie było mi łatwo tego roz­wią­za­nia „kupić”, ale w końcu prze­sta­łem zwra­cać na to uwagę. Zwłasz­cza, że to nie jest naj­waż­niej­sze dla hi­sto­rii.

Cześć Se­ener:-)

Przy­łą­czam się do po­zy­tyw­nych opi­nii. Na­pi­sa­ne z lek­ko­ścią i pro­sto­tą. Świet­ny kli­mat, na­praw­dę wcią­ga­ją­ca lek­tu­ra. Nie­zwy­kła więź bo­ha­te­ra z Mło­dym. Czy­ta­łam z przy­jem­no­ścią.

po­zdra­wiam

A to aku­rat dwa słowa :P

Myślę, że au­to­ro­wi w chwi­li eg­zal­ta­cji można wy­ba­czyć pewne za­okrą­gle­nia do pierw­szej cyfry po prze­cin­ku ;)

nie trak­tuj tego jako za­rzut

Nawet gdyby, to nic w tym złego ;)

Czy nie by­ło­by w ko­smo­sie prost­szej me­to­dy po­zby­wa­nia się śmie­ci?

Nie wiem, za­czą­łem się tak głę­biej tech­nicz­nie za­sta­na­wiać nad tym do­pie­ro po Twoim wpi­sie. Przede wszyst­kim “uro­dził” mi się okre­ślo­ny typ bo­ha­te­ra i pewne rze­czy mu­sia­ły mu być pod­po­rząd­ko­wa­ne. Co do śmie­ci to w obec­nych cza­sach metod po­zby­wa­nia się śmie­ci też jest wiele i mocno zróż­ni­co­wa­nych. Re­cyc­ling, uty­li­za­cja, skła­do­wa­nie, wy­sy­ła­nie ich jako wy­peł­nie­nie pro­du­ko­wa­nych w pew­nym azja­tyc­kim kraju wor­ków tre­nin­go­wych. Me­to­dy eko­lo­gicz­ne, mniej eko­lo­gicz­ne wy­rzu­ca­nie do rowu, albo wy­wo­że­nie do naj­bliż­sze­go lasu. I cała masa in­nych.

Jeśli więc mamy jakiś układ, w któ­rym przy­naj­mniej parę pla­net jest za­miesz­ka­nych, a do tego tech­no­lo­gia po­zwa­la na w miarę swo­bod­ne po­ru­sza­nie się po jego we­wnętrz­nej czę­ści, do tego sta­cje na or­bi­tach wokół cen­tral­nej gwiaz­dy i wokół pla­net, to można przy­jąć, że po­pu­la­cja dys­po­nu­je tech­no­lo­gią po­zwa­la­ją­cą prze­twa­rzać w bar­dzo za­awan­so­wa­ny spo­sób ma­te­rię i ener­gię. A to może ozna­czać sze­ro­ki za­kres od­pa­dów i sze­ro­kie spek­trum metod ich uty­li­za­cji. Łącz­nie z tym, że opła­ca się przy­wieźć cza­sem parę be­czek bli­żej nie­okre­ślo­ne­go świń­stwa z są­sied­nie­go kraju i za­ko­pać je na ja­kiejś łące, ku­pio­nej za gro­sze na ja­kimś za­du­piu i ska­so­wać za to kupę kasy, a potem nie przej­mo­wać się, albo mo­dlić, żeby to coś się nie wy­do­sta­ło za na­sze­go życia. Po­zo­sta­wia­nie śmie­ci bez­tro­sko na or­bi­tach już w przy­pad­ku Ziemi za­czy­na być kło­po­tli­we, a mamy za sobą le­d­wie ja­kieś pół wieku hi­sto­rii pod­bo­ju ko­smo­su.

Więc w sumie to nie wiem jak to może wy­glą­dać, ale sądzę, że po­zby­wa­nie się nie­któ­rych rze­czy z po­wierzch­ni pla­net, a zwłasz­cza ze sta­cji miał­by szan­sę za­ist­nieć, a na od­po­wied­nim po­zio­mie roz­wo­ju trans­por­tu, mo­gło­by być w za­się­gu drob­ny kom­bi­na­to­rów, a zwłasz­cza tych gru­bych.

Ale czy tak bę­dzie… ja się już nie do­wiem ;)

Bar­dzo trud­na forma – mo­no­log, i to jesz­cze z nie­ty­po­wą nar­ra­cją. Trud­na, bo łatwo nią czy­tel­ni­ka znu­żyć. Czy udało Ci się z tego wy­brnąć? Czę­ścio­wo. Tro­chę z nie­cier­pli­wo­ścią wy­glą­da­łam końca tek­stu, ale w końcu fa­bu­ła wcią­gnę­ła. Aha, lubię, kiedy dłuż­szy tekst jest po­dzie­lo­ny na frag­men­ty, żeby można było kom­for­to­wo prze­rwać lek­tu­rę, zer­k­nąć w inne miej­sca. No, ale przy ta­kiej for­mie, kiedy bo­ha­ter opo­wia­da ca­łość ciur­kiem…

Od dru­gie­go lą­do­wa­nia na Mar­sie po pro­stu się dzie­je. Wtedy już trzy­ma w na­pię­ciu.

Fajny dobór bo­ha­te­ra – nie bo­ha­ter, nie ry­cerz z mie­czem, nawet nie ka­pi­tan stat­ku, tylko śmie­ciarz. Spodo­bał mi się, bo jest nie­ty­po­wy. Nie żebym pra­co­wa­ła w MPO, ale można się z takim zwy­czaj­nym czło­wie­kiem mocno zi­den­ty­fi­ko­wać.

Re­la­cja mię­dzy po­sta­cia­mi też do­brze po­ka­za­na, wia­ry­god­nie.

Sty­li­za­cja sym­pa­tycz­na.

Je­stem na TAK, czyli.

A czy nie można śmie­ci rzu­cać w stro­nę Słoń­ca? Tam też nie­zła stu­dzien­ka gra­wi­ta­cyj­na.

Al­ter­na­tyw­ne za­koń­cze­nie też mi się po­do­ba­ło. Nie wiem, które lep­sze.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

W gło­so­wa­niu piór­ko­wym będę na TAK.

Tekst po­do­bał mi się, prze­czy­ta­łam jed­nym tchem. Tra­fił do mnie przede wszyst­kim ze wzglę­du na swoje wa­lo­ry li­te­rac­kie. Hi­sto­ria i świat są tu z ga­tun­ku, jaki nie­raz już wi­dzie­li­śmy; co jest, jak dla mnie, naj­lep­sze, to dobór głosu nar­ra­to­ra i ge­ne­ral­nie po­sta­cie. Mam taką (mało ory­gi­nal­ną) teo­rię, że cza­sa­mi wcale nie jest po­trzeb­ny po­wa­la­ją­cy po­mysł kon­cep­cyj­ny, wy­star­czy ten li­te­rac­ki – uję­cie, nar­ra­tor, bo­ha­te­ro­wie. Ten tekst tym wy­gry­wa – tym nie cał­kiem wia­ry­god­nym, ga­wę­dziar­skim, a jed­no­cze­śnie za­ska­ku­ją­co smut­nym nar­ra­to­rem, a także spo­so­bem bu­do­wa­nia fa­bu­ły. No i koń­co­wym twi­stem z ory­gi­nal­ne­go za­koń­cze­nia. Kur­czę, dla mnie to jest może naj­lep­szy tekst o – de facto – oj­cow­skim uczu­ciu, jaki od dawna czy­ta­łam i tak po praw­dzie z ostat­niej grupy ta­kich opo­wia­dań (mam na myśli plus minus rok na por­ta­lu) prze­jął mnie naj­bar­dziej.

Je­stem na tak, bar­dzo zde­cy­do­wa­nie.  

ninedin.home.blog

W gło­so­wa­niu piór­ko­wym będę na TAK.

 

Super, go Śmie­ciar­ka!

 

 

Che mi sento di morir

A czy nie można śmie­ci rzu­cać w stro­nę Słoń­ca? Tam też nie­zła stu­dzien­ka gra­wi­ta­cyj­na.

W za­sa­dzie czemu nie. Można sobie wy­obra­zić parę tech­nicz­nych wy­zwań sto­ją­cych za zbli­ża­niem się do cen­trum ukła­du, które rów­nież mo­gły­by za­koń­czyć się odzie­dzi­cze­niem śmie­ciar­ki. Ga­zo­we ol­brzy­my nie emi­tu­ją ta­kie­go wia­tru czą­stek, jak słoń­ce i wy­da­je mi się, że z dala od słoń­ca am­pli­tu­da tem­pe­ra­tur po­mię­dzy stro­ną na­sło­necz­nio­ną, a za­cie­nio­ną jest mniej­sza więc po stro­nie scien­ce mniej pro­ble­mów z ter­mo­dy­na­mi­ki do roz­wią­za­nia. Ale po stro­nie fic­tion chyba dużej róż­ni­cy by to nie zro­bi­ło. Tak mi się przy­naj­mniej wy­da­je.

Praw­do­po­dob­nie naj­gor­sze, co można by zro­bić ze śmie­cia­mi to zo­sta­wiać je na or­bi­tach. Ry­zy­ko ko­li­zji i zmia­ny tra­jek­to­rii.

lą­do­wa­nia na Mar­sie

Kusi mnie, żeby się po­dro­czyć. Jaki Mars? Prze­cież ja nic ta­kie­go nie pi­sa­łem ;)

To miało być tylko szyb­kie sko­ja­rze­nie. Ja­ło­wa pu­styn­na pla­ne­ta. Ta­to­oine się nie nada­wa­ło.

Na szczę­ście Musk nie sko­lo­ni­zo­wał jesz­cze Marsa więc mia­łem łatwy wybór.

Dobra, dobra, “czer­wo­na czwór­ka” brzmi dość jed­no­znacz­nie. A jesz­cze pod­su­wasz garść szcze­gó­łów – ni­skie ci­śnie­nie – i wszyst­kie pa­su­ją. ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Wra­ca­jąc jesz­cze do wy­sy­ła­nia śmie­ci w stro­nę np. gwiaz­dy, ja bar­dziej wy­obra­ża­łem sobie nada­wa­nie pacz­ce skom­pre­so­wa­nych śmie­ci ta­kiej or­bi­ty, żeby same tam do­le­cia­ły (ewen­tu­al­nie wy­sła­nie razem z nimi “na śmierć” także np. ja­kie­goś ma­łe­go, ta­nie­go mo­du­łu z sil­nicz­ka­mi.

Czy to by­ło­by re­al­ne? Szcze­rze mó­wiąc, nie mam po­ję­cia, nie ro­bi­łem re­ase­ar­chu. Ale wy­sy­ła­nie spe­cjal­nie za­ło­go­wej śmie­ciar­ki też nie wy­da­je się opty­mal­ne.

 

Ale chyba nie ma sensu drą­żyć te­ma­tu, bo mimo że jest dość cie­ka­wy, roz­wią­za­nie z Two­je­go tek­stu jest osta­tecz­nie do za­ak­cep­to­wa­nia ;)

O, jed­no­ra­zo­wy sil­ni­czek z ma­lut­kim cią­giem to też cie­ka­wa opcja.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Albo mała ga­śni­ca, jak było bo­daj­że w Wall-e’m  czy Gra­wi­ta­cji.

Cie­ka­wa wizja :D

 

Che mi sento di morir

Kur­czę no, nie­daw­no na­rze­ka­łem pod opo­wia­da­niem z po­dob­ną nar­ra­cją, a ty tu na siłę udo­wad­niasz, że jed­nak da się tak na­pi­sać faj­nie i przy­jem­nie. Bo zde­cy­do­wa­nie była to przy­jem­na lek­tu­ra. Fak­tycz­nie, jak wspo­mi­na­ła jose, czuć tutaj kli­ma­ty po­dob­ne do Cow­boya Be­bo­pa, może nawet Fi­re­fly. Zna­czy – bar­dzo, bar­dzo dobre kli­ma­ty. Hi­sto­ria niby pro­sta, ale po­pro­wa­dzo­na zręcz­nie. Bo­ha­te­ro­wie na­kre­śle­ni kil­ko­ma pod­sta­wo­wy­mi kre­ska­mi, ale ro­dzą­ca się mię­dzy nimi re­la­cja (czy może ra­czej uczu­cia u głów­ne­go bo­ha­te­ra, bo z jego per­spek­ty­wy wszyst­ko po­zna­je­my) wy­pa­da na­praw­dę re­ali­stycz­nie i chce się to czy­tać. Oczy­wi­ście po­ma­ga język, nie tylko zgrab­ny, ale też świet­nie do­pa­so­wa­ny do tre­ści. Za­koń­cze­nie może nie rzuca na ko­la­na, ale mimo wszyst­ko udało się nieco za­sko­czyć. Prak­tycz­nie odkąd po­ja­wił się Młody prze­czu­wa­łem, że chło­pak źle skoń­czy, ale za­miast po pro­stu go zabić udało ci się faj­nie za­wie­sić wszyst­ko w nie­wie­dzy. Fak­tycz­nie opo­wia­da­nie ma pewne pro­ble­my kon­struk­cyj­ne, za któ­ry­mi nie­ste­ty idzie też pe­wien zgrzyt fa­bu­lar­ny – za­bu­rzo­ne re­la­cje mię­dzy wstę­pem a resz­tą, po­czą­tek zde­cy­do­wa­nie prze­ga­da­ny (świet­nie bu­du­je kli­mat, ale samą akcję roz­wa­la), co prze­kła­da się na zgrzyt o któ­rym mó­wi­łem – śmie­cia­rzo­wi po­win­no za­le­żeć na cza­sie, ale opo­wia­da całą hi­sto­rię swo­je­go życia. Ale te pro­ble­my nie prze­szka­dza­ją mi w za­chwy­ce­niu się lek­tu­rą. Je­stem na TAK.

Może nie wy­glą­dam, ale je­stem tu ad­mi­ni­stra­to­rem. Jeśli masz jakąś spra­wę - pisz śmia­ło.

Znów mogę tylko po­wie­dzieć: dzię­ku­ję.

Cie­szę się, że po wielu la­tach prób udało mi się na­pi­sać coś, co mimo swo­ich wad, wzbu­dzi­ło ja­kieś po­zy­tyw­ne emo­cje.

śmie­cia­rzo­wi po­win­no za­le­żeć na cza­sie, ale opo­wia­da całą hi­sto­rię swo­je­go życia

Je­stem świa­dom tego roz­wle­czo­ne­go po­cząt­ku, ale je­stem go świa­dom do­pie­ro teraz. Jakoś tak wy­szło, że po­trze­bo­wa­li­śmy parę ty­się­cy zna­ków, żeby się za­przy­jaź­nić z bo­ha­te­rem. Coś bym tam za­osz­czę­dził w tym po­cząt­ku, jak teraz na to pa­trzę. Na­to­miast mia­łem na­dzie­ję, że aku­rat to nie rzuci się w oczy :). Ktoś już zwró­cił mi na to uwagę, ale potem pod­po­wie­dział mi wy­ja­śnie­nie. Śmie­ciarz nie ma nic na wy­mia­nę, poza swoją hi­sto­rią. Jeśli ma się udać, trze­ba kupić słu­cha­cza, który swoją drogą też bę­dzie mu­siał nieco za­ry­zy­ko­wać. Nie wiem czy to wia­ry­god­ne uza­sad­nie­nie, a do tego jest w ko­men­ta­rzu, nie w tek­ście. Ale na są­dzie osta­tecz­nym coś tam będę miał na swoją obro­nę ;)

wy­obra­ża­łem sobie nada­wa­nie pacz­ce skom­pre­so­wa­nych śmie­ci ta­kiej or­bi­ty, żeby same tam do­le­cia­ły (ewen­tu­al­nie wy­sła­nie razem z nimi “na śmierć” także np. ja­kie­goś ma­łe­go, ta­nie­go mo­du­łu z sil­nicz­ka­mi.

Za­ło­ży­łem, że je­ste­śmy dość da­le­ko w przy­szło­ści. W końcu bo­ha­ter sta­no­wi jed­no­oso­bo­wą za­ło­gę stat­ku, nie ma od­gór­ne­go nad­zo­ru pro­ce­dur star­tów czy lą­do­wań. Tro­chę taki Pan Józek jeż­dżą­cy na ro­we­rze mię­dzy wio­ska­mi. Jeśli eks­tra­po­lu­je­my na te czasy me­to­dy po­zby­wa­nia się śmie­ci wła­ści­we po­wiedz­my dla śro­do­wisk wiej­skich końca XX wieku, to wy­da­je mi się, że taki biz­ne­sik bo­ha­te­ra jest do prze­łknię­cia :) Na­to­miast w nie­da­le­kiej na­szej przy­szło­ści, jeśli tech­no­lo­gia osią­ga­nia dru­giej ko­smicz­nej od­po­wied­nio po­ta­nie­je, wy­sy­ła­nie śmie­ci w stro­nę słoń­ca jak naj­bar­dziej by­ło­by opcją.

Ja pi­to­lę, do­pie­ro teraz za­uwa­ży­łam: Ty mi z Marsa wy­sy­pi­sko śmie­ci zro­bi­łeś! To po to się Oppy tak tru­dzi­ła?!

Chcia­ła­bym w końcu prze­czy­tać coś opty­mi­stycz­ne­go!

Se­ener, dzię­ki za wrzu­ce­nie innej koń­ców­ki. Fak­tycz­nie ta, którą wy­bra­łeś jest znacz­nie lep­sza! Po­zo­sta­wia czy­tel­ni­ka w nie­pew­no­ści, po­bu­dza wy­obraź­nię i daje moż­li­wość roz­strzy­gnię­cia losu bo­ha­te­rów we wła­snej gło­wie ;).

Jako no­mi­nu­ją­ca pierw­sza spie­szę z gra­tu­la­cja­mi – cie­szę się, że Śmie­ciar­ka za­ist­nie­je nie tylko na por­ta­lu (za­kła­dam, że dasz do an­to­lo­gii 2020), bo jest tego warta. No i cze­kam na dal­szy ciąg!

http://altronapoleone.home.blog

Dzię­ku­ję bar­dzo.

Już nawet nie liczę ile to słów ;)

Dzię­ku­ję dra­ka­inie za no­mi­na­cję, bo bez niej nic by się nie stało.

Dzię­ku­ję Chro­ścisk… u/owi (?) za za­uwa­że­nie.

Dzię­ku­ję wszyst­kim za prze­czy­ta­nie.

Dzię­ku­ję za miłe ko­men­ta­rze.

Dzię­ku­ję z akry­tycz­ne uwagi, no bo… od po­kle­py­wa­nia po ple­cach to tylko garb może wy­ro­snąć, a nie nauka.

@dra­ka­ina, przed an­to­lo­gią nie będę się wzbra­niał, jeśli tylko bę­dzie za­in­te­re­so­wa­nie. Co do ciągu dal­sze­go, to jeśli tylko będę miał wy­star­cza­ją­co dobry po­mysł, żeby ze świa­ta Śmie­ciar­ki nie zro­bić li­te­rac­kie­go śmiet­ni­ka, wię­cej przy­gód się po­ja­wi.

przed an­to­lo­gią nie będę się wzbra­niał, jeśli tylko bę­dzie za­in­te­re­so­wa­nie

Cho­dzi o an­to­lo­gię piór­ko­wą, więc tylko i wy­łącz­nie Ty mógł­byś po­wie­dzieć “nie pu­bli­ku­ję”

 

“Śmie­ciar­ka” wsko­czy­ła do mojej dzie­siąt­ki ulu­bio­nych opo­wia­dań por­ta­lo­wych, więc chęt­nie bym coś dalej po­czy­ta­ła, ale do ni­cze­go nie zmu­szam, bo masz rację z za­gro­że­nia­mi z tego pły­ną­cy­mi ;)

http://altronapoleone.home.blog

O, za­in­try­go­wa­łaś mnie, Dra­ka­ino, tą dzie­siąt­ką.

 

Po prze­czy­ta­niu spa­lić mo­ni­tor.

Oba­wiam się, że jest nie­ka­no­nicz­na, choć są w niej tek­sty piór­ko­we ;)

http://altronapoleone.home.blog

Apo­kry­fy? ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Ha ha :D

http://altronapoleone.home.blog

No, pisać to Ty umiesz!

Przy­po­mi­na mi się de­biut Fun­the­sys­te­ma na por­ta­lu – też z jajem, bez za­dę­cia, ale od razy było widać warsz­tat.

Świet­ny jest ten motyw niby twar­de­go out­si­de­ra, który od­sła­nia się w re­la­cji z przy­spo­so­bio­nym wy­cho­wan­kiem. To za­wsze gra, wcią­ga i wzru­sza. Ale też po­wo­du­je, że czy­tel­nik czuje się na­bra­ny, jeśli nie do­pro­wa­dzisz opo­wie­ści o tej więzi do końca.

Z tech­ni­ka­liów – cze­piał­bym się po­wtó­rzeń. Niby można je bro­nić tym, że to mowa po­tocz­na, zapis mo­no­lo­gu, ale to bar­dzo trud­no na­pi­sać tak, żeby czy­tel­nik to kupił (przy czym naj­bar­dziej rzu­ca­ją się w oczy słowa dla czy­tel­ni­ka nie­po­tocz­ne: “ae­ro­dy­na­mi­ka”, “gra­wi­ta­cja”). Po­nie­waż nie wie­rzę w braki warsz­ta­to­we, to pro­blem ten zrzu­cam na karb non­sza­lan­cji. A to grzech cięż­ki wobec czy­tel­ni­ka.

Po­zdra­wiam i cze­kam na ko­lej­ne tek­sty.

zrzu­cam na karb non­sza­lan­cji

Może jed­nak tro­chę bra­kło warsz­ta­tu albo od­po­wied­niej oceny.

Za­sta­na­wia­łem się nad cią­że­niem za­miast gra­wi­ta­cji. Co do ae­ro­dy­na­mi­ki to nie mia­łem lep­sze­go po­my­słu. Uzna­łem, że taki pilot z pa­pie­rem mu­siał skoń­czyć jakiś kurs więc parę słó­wek z racji za­wo­du mógł pod­ła­pać. Jak pro­sto­li­nij­ny kie­row­ca cię­ża­rów­ki mó­wią­cy o al­ter­na­to­rze albo ‘mak­fer­so­nie’.

Bar­dzo fajne opo­wia­da­nie. Na­pi­sa­ne ze swadą, od­po­wied­nio ga­wę­dziar­skie, “uczci­wie prze­ga­da­ne”. Naj­le­piej widać to w tej pierw­szej czę­ści, kiedy (co tu dużo ukry­wać) dzie­je się nie­wie­le, która po­win­na nu­dzić, znie­chę­cić czy­tel­ni­ka do dal­szej lek­tu­ry. Tutaj tego nie ma. Ten, jak pi­sa­łem, ga­wę­dziar­ski, bez­po­śred­ni styl nar­ra­cji, spro­wa­dze­nie czy­tel­ni­ka nie­omal do roli ta­kie­go kum­pla-słu­cha­cza faj­nie dzia­ła. Póź­niej przy­cho­dzi druga część opo­wie­ści, która po­tę­gu­je to dobre wra­że­nie. I choć tekst jako ca­łość wy­da­je się być bar­dzo nie­po­zor­ny, nie­na­chal­ny za­rów­no jeśli cho­dzi o styl, jak i na­tę­że­nie zda­rzeń, to jed­nak tą swoją nie­po­zor­no­ścią bar­dzo zjed­nu­je czy­tel­ni­czo i daje po­czu­cie ta­kie­go faj­nie spę­dzo­ne­go ka­wał­ka czasu przy swego ro­dza­ju ga­wę­dzie/opo­wie­ści, która w do­dat­ku nie wy­ma­ga od czy­tel­ni­ka wiele ofe­ru­jąc w za­mian, przy­jem­nie i bez­po­śred­nio, jak już wspo­mi­na­łem, na­pi­sa­ną opo­wieść przede wszyst­kim o czło­wie­ku i życiu.

Sa­mo­zwań­czy Lotny Dy­żur­ny-Par­ty­zant; Nie­ofi­cjal­ny czło­nek sto­wa­rzy­sze­nia Mal­kon­ten­tów i Hi­po­chon­dry­ków

Cześć!

 

Opko jest na­pi­sa­ne cie­ka­wym sty­lem. Od po­cząt­ku czuć, że te słowa wy­po­wia­da jakiś or­bi­tal­ny pan Zdzi­sio, zwy­kły zja­dacz chle­ba… ta­kich bo­ha­te­rów w fan­ta­sty­ce nie­wie­lu :)

 

ale śmie­ci lecą poza stre­fę życia więc wy­bie­ra się nie­du­że kulki i bez at­mos­fe­ry – PWN mówi, że gdzieś w oko­li­cy „więc” przy­dał­by się prze­ci­nek. Wi­dzia­łem raz jesz­cze póź­niej coś ta­kie­go.

 

Całe opko jest mo­no­lo­giem, a więc w pew­nym sen­sie “jed­nym blo­kiem tek­stu”, ale czy­ta­ło mi się dość lekko. Za­ska­ku­ją­co lekko, po­wie­dział­bym. Opo­wieść niby o zwy­kłym życiu (cho­ciaż w ko­smo­sie), w któ­rym jakaś po­waż­niej­sza akcja dzie­je się do­pie­ro pod ko­niec… na­pi­sa­ne przez “świe­żyn­kę”… po­wie­dział­bym, że to nie może się udać.

 

A jed­nak się udało. To – tylko tyle i aż tyle – bar­dzo dobry tekst.

 

Po­zdra­wiam!

Precz z sy­gna­tur­ka­mi.

To do­brze na­pi­sa­ny, cie­ka­wy tekst opar­ty na faj­nym po­my­śle. Czy­ta­ło się go bar­dzo przy­jem­nie, płyn­nie. Po­do­ba mi się, że na ta­pe­tę wzią­łeś tak nie­czę­sto po­ja­wia­ją­cy się w li­te­ra­tu­rze zawód i wrzu­ci­łeś go w kli­ma­ty scien­ce fic­tion. Bo­ha­te­rów też two­rzysz zgrab­nie – za­rów­no nar­ra­to­ra, jak i Mło­de­go, który nie wy­po­wia­da prze­cież ani jed­ne­go zda­nia.

Przy­znam jed­nak, że nie po­dzie­lam opi­nii, ja­ko­by był to tekst piór­ko­wy. Jest bar­dzo dobry, ale moim zda­niem nieco mu jesz­cze bra­ku­je tempa. Mimo to, po­ten­cjał jest, po­wi­nie­neś pisać dalej, bo warsz­ta­to­wo opo­wia­da­nie bar­dzo dobre. :D I do­ce­niam umie­jęt­ne wy­ko­rzy­sta­nie nar­ra­cji w stylu mo­no­lo­gu – brak dia­lo­gów rze­czy­wi­ście nie prze­szka­dzał.

Ponoć robię tu za mo­de­ra­cję, więc w razie po­trze­by - pisz śmia­ło. Nie gryzę, naj­wy­żej na­pusz­czę na Cie­bie Lu­cy­fe­ra, choć Księż­nicz­ki na­le­ży bać się bar­dziej.

Witaj, Se­ene­rze! Gra­tu­lu­ję bar­dzo owoc­ne­go w wy­róż­nie­nia de­biu­tu! :)

Da­le­ki je­stem nie­ste­ty od za­chwy­tu, gdyż zmę­czy­ła mnie lek­tu­ra tego opo­wia­da­nia. Moim zda­niem jest nie­rów­no; pierw­sza po­ło­wa wle­cze się nie­mi­ło­sier­nie, pod ko­niec za­wią­zu­je się akcja i za­czy­na się wresz­cie coś dziać – i wtedy ko­niec.

Jak na ga­wę­dę pro­ste­go śmie­cia­rza, bo­ha­ter też moim zda­niem wy­sła­wia się mo­men­ta­mi zbyt po­praw­nie. Mniej mi to wa­dzi­ło w po­cząt­ko­wych aka­pi­tach, gdzie dość czę­sto ko­rzy­sta­łeś z ja­kichś nie­co­dzien­nych skład­ni, co nada­wa­ło nar­ra­cji cha­rak­te­ru, ale i nie uła­twia­ło czy­ta­nia.

Skoń­czy­łem lek­tu­rę z po­czu­ciem, że chciał­bym po­znać dal­sze losy Mło­de­go. Szko­da, że finał jest taki urwa­ny, gdy tekst aku­rat za­czy­na wcią­gać.

Po­do­ba­ła mi się re­la­cja głów­nych bo­ha­te­rów. Ten, który opo­wia­da (chyba nie­wy­mie­nio­ny z na­zwi­ska?) tak bar­dzo nie­po­rad­nie mówi o swo­ich od­czu­ciach, ale mię­dzy wier­sza­mi widać, że ma wiel­kie, cie­płe serce. Jed­na­ko­wo żaden z niego bo­ha­ter, co widać w koń­ców­ce, gdy zwy­czaj­nie boi się eg­ze­ku­cji, któ­rej jest świad­kiem. Od­nio­słem wra­że­nie, że bar­dzo spraw­nie ope­ru­jesz emo­cja­mi, Se­ene­rze, choć dałeś mi skosz­to­wać tylko na­miast­ki swo­ich umie­jęt­no­ści.

Po­zdro­wie­nia!

Hej, Se­ener! 

Jest coś w tym tek­ście wcią­ga­ją­ce­go, że może dzia­łać jak nar­ko­tyk ta nar­ra­cja, ale… do­pie­ro tak od po­ło­wy. Po­dob­nie jak MrB, na po­cząt­ku byłam tro­chę znu­żo­na, nie mo­głam się “wgryźć” w tę opo­wieść. Ale do­brnę­łam do końca, więc osta­tecz­nie udało Ci się mnie taką nar­ra­cją prze­ku­pić. ;)

Sam po­mysł bar­dzo cie­ka­wy. Ład­nie przed­sta­wi­łeś re­la­cje bo­ha­te­rów. Za­koń­cze­nie… Hm… za­koń­cze­nie. Z jed­nej stro­ny szko­da, że po­nie­kąd urwa­ne, z dru­giej cał­kiem cie­ka­wy za­bieg.

Świat przed­sta­wio­ny sub­tel­nie, ale wi­dzia­łam go. :)

Po­zdra­wiam!

Przy­cho­dzę z ko­men­ta­rzem zwią­za­nym z ple­bi­scy­tem na opo­wia­da­nie roku. “Śmie­ciar­ka” to jeden z moich ulu­bio­nych tek­stów 2020 na forum. W cie­ka­wy i po­my­sło­wy spo­sób ogry­wa spa­ce-ope­ro­wą kon­wen­cję, pod­bi­ja­jąc ją po­my­sło­wym i psy­cho­lo­gicz­ne bar­dzo prze­ko­nu­ją­cym do­bo­rem nar­ra­to­ra-bo­ha­te­ra i jego tonu, uży­te­go bar­dzo spraw­nie do cha­rak­te­ry­sty­ki po­sta­ci. Tekst wy­da­je się lekki, przy­jem­ny, ale jak zła­pie za gar­dło, to nie pusz­cza. Brawo.

ninedin.home.blog

My­śla­łem, że w “Piór­kach” tek­sty się spo­koj­nie pa­ty­nu­ją, a tu jed­nak spra­gnie­ni słów dają o sobie znać ;)

Dzię­ki za od­wie­dzi­ny i za ko­men­ta­rze.

Oczy­wi­ście dzię­ku­ję, rów­nież za zwró­ce­nie uwagi na ten tekst przy no­mi­na­cjach do ple­bi­scy­tu. Cie­szę się, że dał komuś tro­chę emo­cji.

Cie­ka­wy tekst, na­pi­sa­ny w tro­chę nie­ty­po­wy spo­sób, ale wcią­gnął. Styl i słow­nic­two pa­su­ją do bo­ha­te­ra – śmie­cia­rza. W sumie nie je­stem przy­zwy­cza­jo­na do ta­kich opo­wia­dań, które, no wła­śnie, są opo­wia­da­ne – jak mo­no­log, więc tro­chę trud­no mi to oce­nić, ale mogę po­wie­dzieć, że za­cie­ka­wi­ło i po­my­sły masz świet­ne. Za­koń­cze­nie otwar­te mi się po­do­ba­ło. Skła­nia do re­flek­sji, co się stało z Mło­dym, czy śmie­cia­rzo­wi udało się go ura­to­wać, czy może zgi­nął tam i skoń­czył tak jak więk­szość, nie do­świad­cza­jąc uda­ne­go życia, na które miał wi­do­ki. Można też się za­sta­na­wiać, czy może fe­de­ra­cyj­ni go zna­leź­li i wi­dząc jego zdol­no­ści, przy­ję­li go w swoje sze­re­gi. 

Cześć, Se­ener,

czyta się bar­dzo płyn­nie, ale gdyby nie sa­miut­kie za­koń­cze­nie, to bez­po­śred­nie skie­ro­wa­nie, to wo­la­ła­bym inną nar­ra­cję. Ja sama czę­sto piszę w pierw­szej oso­bie, ale wolę czy­tać trze­cio­oso­bo­wą. Może tro­chę hi­po­kry­zja, ale wy­brzmie­wa z niej jakoś wię­cej emo­cji. Jed­nak bar­dzo po­lu­bi­łam głów­ne­go bo­ha­te­ra, choć wy­sła­wia się tro­chę zbyt do­brze jak na “zwy­kłe­go śmie­cia­rza” (ro­zu­miem, że to pew­nie ce­lo­wy za­bieg, ale nie za­szko­dzi­ła­by jakaś kon­kret­na sty­li­za­cja).

Po­do­ba mi się to urwa­ne za­koń­cze­nie, które niby zwia­sto­wa­ło­by kon­ty­nu­ację, ale wła­śnie nie do końca.

Nie jest to naj­lep­sze opo­wia­da­nie z ple­bi­scy­tu, ale za­słu­gu­je, aby się tam zna­leźć. Po­wo­dze­nia więc w dal­szym pi­sa­niu! :)

Nie wy­sy­łaj kra­sno­lu­da do ro­bo­ty dla elfa!

Ja je­stem dziw­ka na hard saj faj, a jesz­cze takie za­rdze­wia­łe, trosz­kę brud­ne, w nieco star­szym stylu – to już w ogóle. Dla­te­go nie prze­szka­dza­ło mi przy­dłu­gie wpro­wa­dze­nie (skra­cał­bym nieco, ale treść nie­sie taką jak trze­ba) i za­wią­za­nie w akcie pierw­szym, jesli my­śleć w ka­te­go­riach kla­sycz­nej trój­ak­tów­ki, dla mnie koń­czą­cym się wzię­ciem Mło­de­go na po­kład. Kla­sycz­ny motyw re­la­cji men­tor-uczeń, re­la­cji bu­dzą­cej sym­pa­tię czy­tel­ni­ka do pro­ra­go­ni­sty-nar­ra­to­ra – no grali, grali setki razy, ale jak do­brze za­gra­ne, to i za sto pierw­szym dzia­ła jak trze­ba. Pro­le­ta­ria­tem pod­szy­te re­flek­sje sta­re­go smie­cia­rza, po­go­dze­nie się z nie­uchron­nym losem i skur­czy­syń­stwem wszech­świa­ta i zwią­za­ne z tym na­wi­go­wa­nie w jego me­an­drach aby prze­zyć – wszyst­ko gra. I ta ślicz­na kul­mi­na­cja, gdzie strzel­ba wie­sza­na na ścia­nie na po­cząt­ku wy­pa­la (fe­de­ral­ni i ich “go­ście”), ten nie­jed­no­znacz­ny finał – dla mnie ele­ganc­ko.

 

Czy można się cze­goś przy­cze­pić? Na pewno. Ale, jak wspo­mi­na­łem, ja to dziw­ka na saj­fa­je je­stem, a ga­wę­dy też lubię… ;-) 

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

Bar­dzo przy­jem­na lek­tu­ra. Lekki, ga­wę­dziar­ski, pełen hu­mo­ru styl oswa­ja czy­tel­ni­ka z przed­sta­wio­nym świa­tem przy­szło­ści i gład­ko pro­wa­dzi czy­tel­ni­ka przez opo­wia­da­ną hi­sto­rię. Jest to je­dy­nie pe­wien nie­wiel­ki wy­ci­nek tego świa­ta, ale przed­sta­wio­ny na­tu­ral­nie, szcze­gó­ło­wo i przez to wia­ry­god­nie. Na uwagę za­słu­gu­je nie­ty­po­wy wybór bo­ha­te­ra – bar­dzo sym­pa­tycz­na kre­acja po­sta­ci. Faj­nie wy­pa­da też sma­czek w for­mie bez­po­śred­nie­go zwro­tu do czy­tel­ni­ka pod ko­niec opo­wia­da­nia, do­brze wpa­so­wu­je się w ga­wę­dziar­ską kon­wen­cję. ;)

Muszę się tylko przy­cze­pić do braku po­dzia­łu tek­stu na krót­sze frag­men­ty – le­piej by to wy­glą­da­ło, gdyby jed­nak raz na jakiś czas po­zwo­lić czy­tel­ni­ko­wi tro­chę ode­tchnąć, choć­by ja­kimś po­dwój­nym od­stę­pem. Poza tym ra­czej nie mam więk­szych za­strze­żeń; widać, że do­kład­nie wiesz, co chcia­łeś opo­wie­dzieć, i że pa­nu­jesz nad tek­stem.

Po­wo­dze­nia w ple­bi­scy­cie!

Rem­plis ton cœur d'un vin re­bel­le et à de­ma­in, ami fidèle

Hej!

O matko, wiel­ki blok tek­stu bez dia­lo­gu, ale nie ma co ża­ło­wać. Hard sf nie jest moim ulu­bio­nym ga­tun­kiem, ale nie mam nic prze­ciw­ko czy­ta­niu wła­śnie ta­kich opo­wia­dań. Jest kli­ma­tycz­nie, widać, że ten świat masz ob­my­ślo­ny w każ­dym aspek­cie. Rzu­casz pełno smacz­ków, od­nie­sień, ka­wał­ków, które aż pro­szą się, aby zro­bić z nich od­dziel­ne hi­sto­rie.

Ję­zy­ko­wo też ład­nie, do­brze wy­cho­dzi Ci od­da­nie opo­wie­ści sta­re­go, znu­żo­ne­go śmie­cia­rza, który nagle od­na­lazł cel w życiu. Nie ma tu jakiś dziw­nych tech­ni­ka­liów, po pro­stu zwy­kły robol opo­wia­da hi­sto­rię. Pięk­nie.

Bar­dzo mi się po­do­ba­ło.

Po­zdra­wiam

Po­rząd­nie na­pi­sa­ny ka­wa­łek tek­stu. Za­cho­wa­łeś fajne pro­por­cje i ba­lans w trak­cie ca­łe­go opo­wia­da­nia, przez co nie ma za bar­dzo mo­men­tu, aby czy­tel­nik się znu­dził. Brak dia­lo­gów nie­od­czu­wal­ny, nar­ra­cja wy­szła cał­ko­wi­cie na­tu­ral­nie i na ko­niec ją umo­ty­wo­wa­łeś – plus. Sama hi­sto­ria może od­kryw­cza nie była, jed­nak wy­snu­łeś tę opo­wieść lekko, prze­pla­ta­jąc zwy­kłą sza­ro­ścią życia.

Do­brze się to czy­ta­ło :)

Świet­nie się czy­ta­ło. IMO za­słu­żo­ne piór­ko.

wiel­ki blok tek­stu bez dia­lo­gu

A wie­cie, że nawet tego nie od­czu­łam? Co tym bar­dziej świad­czy o tym, że piór­ko i wy­so­ka po­zy­cja w ple­bi­scy­cie za­słu­żo­ne, bar­dzom rada, bo to mój no­mi­nat :)

http://altronapoleone.home.blog

Bar­dzo fajne opo­wia­da­nie, mia­łem chęt­kę na prze­rwę przy lek­kim sci-fi i się udało. Spraw­ne ope­ro­wa­nie 2go oso­bo­wą nar­ra­cją!

"Taki ide­al­ny wy­lu­zo­wy­wacz do obia­du." NWM

Cześć!

 

Cie­ka­wy po­mysł na opo­wia­da­nie i do­brze zre­ali­zo­wa­ny. Czy­ta­ło się bar­dzo przy­jem­nie, a o to przy tego typu nar­ra­cji trud­no. Je­dy­nym man­ka­men­tem jest fakt, że pra­wie od sa­me­go po­cząt­ku wia­do­mo, jak ta opo­wieść się skoń­czy. Bar­dzo spraw­nie wplo­tłeś w hi­sto­rię re­flek­sje eg­zy­sten­cjal­ne. Po­do­ba­ła mi się kre­acja świa­ta. 

Dzię­ki jesz­cze raz za od­wie­dzi­ny.

Tak się ostat­nio za­sta­na­wia­łem nad po­wta­rza­ją­cym się ko­men­ta­rzem o prze­wi­dy­wal­nym za­koń­cze­niu.

Czy rze­czy­wi­ście jest prze­wi­dy­wal­ne czy tylko dzia­ła sta­ty­sty­ka. Albo bę­dzie happy end, albo nie bę­dzie. Ktoś za­wsze zgad­nie.

Czy to opo­wia­da­nie nie mogło za­koń­czyć się happy endem? Ewen­tu­al­nie inną wer­sją bit­ter end? Mia­ło­by wtedy inny wy­dźwięk, inny sens, ale wy­da­je mi się, że jed­nak da­ło­by się to zmie­ścić.

Z dru­giej stro­ny z paru wer­sji za­koń­cze­nia z ja­kie­goś po­wo­du wy­bra­łem tę, więc może jest naj­bar­dziej na­tu­ral­na dla całej hi­sto­rii?

Hej!

 

Nie cho­dzi o sta­ty­sty­kę, tylko o prze­świad­cze­nie, że Młody zgi­nie. To jest wy­czu­wal­ne z tonu nar­ra­cji od pierw­szych aka­pi­tów. 

Na tym to po­le­ga, że za­koń­cze­nie naj­bar­dziej spój­ne z hi­sto­rią jest prze­wi­dy­wal­ne. 

Na po­cząt­ku my­śla­łem, że bę­dzie to opo­wia­da­nie hu­mo­ry­stycz­ne: ko­smicz­na śmie­ciar­ka, Pi­cas­so kle­pią­cy stat­ki ko­smicz­ne przy po­mo­cy dość pry­mi­tyw­nych na­rzę­dzi. I choć wpro­wa­dze­nie jest dobre, moim zda­niem chwy­tli­we, to mocno dy­so­nu­je z tra­gicz­nym za­koń­cze­niem. Ale przy­znam, że na po­zio­mie czy­ta­nia, nie ana­li­zy, zbyt­nio mi to nie prze­szka­dza­ło. Tak zgrab­nie po­pro­wa­dzi­łeś hi­sto­rię, że łyk­ną­łem przej­ście na inny ton.

Na pierw­szy plan wy­bi­ja­ją się trzy ele­men­ty: kre­acja głów­ne­go bo­ha­te­ra, jego re­la­cja z Mło­dym i nar­ra­cja. Świat jest tylko lekko na­szki­co­wa­ną otocz­ką, sceną, na któ­rej roz­gry­wa się hi­sto­ria. Ja w tę scenę do końca nie uwie­rzy­łem – ale oglą­da­jąc sztu­kę w te­atrze też nie wie­rzę w de­ko­ra­cję – jed­nak uwie­rzy­łem w opo­wieść.

Czy­ta­jąc, mia­łem wra­że­nie, że mówi do mnie czło­wiek, który ma tylko tę hi­sto­rię.

Bar­dzo dobry tekst, gra­tu­la­cje!

 

P.S. Moim zda­niem zdra­dzasz się, pi­sząc o tym, że Młody boi się zimna. Jak­byś już wtedy szy­ko­wał mu taki los. Ale ja nie po­trze­bu­ję za­ska­ku­ją­ce­go za­koń­cze­nia i dla mnie jest takie, jakie po­win­no być.

Wpa­dam tak, o, bo prze­czy­ta­łam w An­to­lo­gii, ło­wiąc za­po­mnia­ne prze­cin­ki, i chcia­łam tylko po­wie­dzieć:

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Czyli, zna­czy się, że ra­czej praw­do­po­dob­nie, że bę­dzie jakby, po­wiedz­my, że do­brze?

PS.

Dzię­ki za ła­pan­kę. Ja już nie mogę na to pa­trzeć. Osza­leć idzie od tej całej or­to­me­trii.

Tak jakby nie jest nie­do­brze XD

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Cześć!

 

Bar­dzo do­brze na­pi­sa­na ko­smicz­na ga­wę­da. Prze­my­śla­ne, z po­my­słem i z cie­ka­wym za­koń­cze­niem. Bar­dzo do­głęb­nie po­zna­je­my świat bo­ha­te­ra oraz jego re­la­cje z oto­cze­niem. Drob­ny ciu­łacz w zbyt szyb­ko pę­dzą­cym świe­cie, dla któ­re­go re­la­cja z przy­bra­nym wy­cho­wan­kiem staje się sen­sem ist­nie­nia. Kli­mat śmie­ciar­ki tro­chę jak z gwiezd­nych wojen (albo z kle­pa­nia pas­sa­tów do wo­że­nia chło­pów na ro­bo­tę), tu po­spa­wać, tam po­spa­wać, wszyst­ko szczel­ne. Wręcz ba­śnio­wo to po­ka­zu­jesz, pięk­ny re­alizm ma­gicz­ny (to nie za­rzut, mia­łem tro­chę stycz­no­ści z pro­jek­to­wa­niem i ser­wi­so­wa­niem róż­nych zbior­ni­ków ci­śnie­nio­wych i kilka razy wi­dzia­łem czym takie po­dej­ście w realu się koń­czy ;-) )

 

Wy­ko­na­nie świet­ne, jakoś nie­zbyt mocno zgrzyt­nę­ły mi dwie rze­czy:

 

  1. przemiana głównego bohatera: facet, który – jak rozumiem – całe życie nie wychylał nosa z własnej strefy komfortu nagle idzie do telewizji, by donieść na skorumpowanych. Inspirujące, chwyta, ale jak się nad tym głębiej zastanowić, to nieco niesamowite. Nie kupuję tego.
  2. wykorzystanie słowa “dopalacz”. Dopalacz to sposób na zwiększenie ciągu silnika odrzutowego. Skąd dopalacz w kosmosie i po co, skoro na statku jest jakiś reaktor? Wiem, trochę się czepiam, ale to brzmi trochę jak “turbosprężarka w silniku elektrycznym”. Słowa niby ze stajni języka technicznego, ale zestawione w coś osobliwego.

Po­zdra­wiam!

„Po­szu­ki­wa­nie praw­dy, która, choć­by naj­gor­sza, mo­gła­by tłu­ma­czyć jakiś sens czy choć­by kon­se­kwen­cję w tym, czego je­ste­śmy świad­ka­mi wokół sie­bie, przy­no­si je­dy­ną moż­li­wą od­po­wiedź: że samo po­szu­ki­wa­nie jest, lub może stać się, ową praw­dą.” J.Kaczmar­ski

prze­mia­na głów­ne­go bo­ha­te­ra

Mogę na­pi­sać, jak ja to widzę i z jakim za­my­słem pod­sze­dłem do za­koń­cze­nia. Oczy­wi­ście nie wiem, czy po stro­nie czy­tel­ni­ka wy­glą­da to tak samo.

Dla bo­ha­te­ra nie ma już świa­ta, w któ­rzym żył i który dawał mu po­czu­cie bez­pie­czeń­stwa i kom­for­tu. Nie ma już śmie­ciar­ki i pe­re­spek­tyw. Zo­sta­ło mu już tylko we­ge­to­wa­ne “na ja­kimś śmiet­ni­sku za miskę zupy”.

Z dru­giej stro­ny, za­gro­żo­ne jest życie Mło­de­go, który był dla niego misją, szan­są na nada­nie sensu swo­je­mu życiu, szan­są “prze­ży­cia swo­jej mło­do­ści jesz­cze raz, ale z lep­szy­mi wy­bo­ra­mi”, szan­są, któ­rej sam nie do­stał.

Ow­szem, po­dej­mu­je duże ry­zy­ko, ale nie ma już war­to­ści ma­te­rial­nych do ra­to­wa­nia. Ry­zy­ku­je swoje życie, ale po dru­giej str­ro­nie jest życie Mło­de­go, które wy­ce­nia wyżej.

Ktoś wcze­śniej wspo­mniał w ko­men­ta­rzach o “oj­cow­skim uczu­ciu”. Ro­dzi­ce w sy­tu­acjach za­gro­że­nia po­dej­mu­ją cza­sem nie­ra­cjo­nal­ne de­cy­zje, żeby ra­to­wać po­tom­stwo.

In­ny­mi słowy – wy­da­je mi się, że jakoś wy­jąt­ko­wo chyba nie prze­sa­dzi­łem.

 

Co do do­pa­la­cza, to przy­znajm się bez bicia, że za­sta­na­wia­łem się nad czymś lep­szym przy ko­rek­cie pod an­to­lo­gię, ale… nie wy­my­śli­łem :(

 

Dzię­ki za czy­ta­nie.

Cześć, Se­ener!

 

Przy­by­wam z kart Fan­ta­stycz­nych Piór 2020.

Pierw­sze, co mogę po­wie­dzieć, to że mnie prze­ko­na­łeś do tej hi­sto­rii. Nie jest po­zba­wio­na wad, to nie żaden maj­stersz­tyk ję­zy­ko­wy, ale prze­cież nie o to tu cho­dzi­ło, praw­da :)

Po­do­ba mi się kre­acja obu bo­ha­te­rów. Po­czu­łem sym­pa­tię i do nar­ra­to­ra, i do Mło­de­go. Może i opie­ra się to na pro­stych i ogra­nych me­cha­ni­zmach, ale jed­nak na mnie za­dzia­ła­ło.

Tak w dwóch trze­cich opo­wia­da­nia za­czą­łem się mar­twić, że to wszyst­ko po pro­stu pój­dzie zbyt łatwo, bo do tej pory życie bo­ha­te­rów może nie jest ró­żo­we, ale jed­nak idzie to wszyst­ko po sznu­recz­ku. Do­pie­ro Fe­de­ra­cyj­ni pod­bi­ja­ją na­pię­cie i dzie­je się to dość późno, pa­trząc na ob­ję­tość tek­stu.

W każ­dym razie, opo­wia­da­nie stoi kli­ma­tem opo­wie­ści sta­re­go ko­smicz­ne­go wygi. Hana Solo Ukła­du Sło­necz­ne­go. Po­do­ba­ło mi się.

 

Po­zdra­wiam!

Nie za­bi­ja­my pie­sków w opo­wia­da­niach. Nigdy.

 A więc śmie­ciarz zbyt­nio ry­zy­ku­je i traci dzie­cia­ka? Jest to tekst z ab­so­lut­ne­go li­te­rac­kie­go dna, co ja mówię, kilka ki­lo­me­trów pod dnem. Ni­ja­ka, prze­wi­dy­wal­na hi­sto­ryj­ka okra­szo­na okle­pa­nym prze­sła­niem o złych nie­ty­kal­nych kor­po­ra­cjach. Naj­gor­sze jed­nak, że fan­ta­sty­ka jest pre­tek­sto­wa, rów­nie do­brze akcja mo­gła­by się dziać pod Ra­do­miem. Do tego de­ko­ra­cja z fan­ta­sty­ki jest zlep­kiem bzdur i nijak się ma do scien­ce-fic­tion.

Nudny mo­no­log śmie­cia­rza pa­so­wał­by ra­czej do ja­kie­goś szma­tław­ca, gdzie lu­dzie opo­wia­da­ją swoje dzi­wacz­ne hi­sto­rie, a ni­że­li do por­ta­lu li­te­rac­kie­go. Nie ma w tym opo­wia­da­niu ab­so­lut­nie ni­cze­go god­ne­go uwagi czy od­kryw­cze­go. Jeden sztam­po­wy motyw po­ga­nia drugi. Sam śmie­ciarz ni­ja­ki aż do bólu w ze­sta­wie­niu z dzie­cia­kiem, który chce się wy­rwać z nie­cie­ka­we­go śro­do­wi­ska, two­rzą parę bez choć­by odro­bi­ny ory­gi­nal­no­ści.

Scena opi­su­ją­ca za­bra­nie Mło­de­go od ro­dzi­ny to wie­rut­na bzdur, do tego opar­ta na ste­reo­ty­pie. Ilość zbie­gów oko­licz­no­ści czyni fa­bu­łę zu­peł­nie nie­wia­ry­god­ną.

W mo­men­cie do­tar­cia do końca tej tor­tu­ry li­te­rac­kiej roz­cza­ro­wa­nie jesz­cze się po­głę­bia. Po­czą­tek zu­peł­nie roz­je­chał się z za­koń­cze­niem, spo­sób pro­wa­dze­nia mo­no­lo­gu zu­peł­nie nie pa­su­je do celu, jaki zo­stał na końcu po­ka­za­ny. Dzien­ni­karz wy­da­je się tu wsta­wio­ny na siłę, aby je­dy­nie ubar­wić tę li­te­rac­ką po­mył­kę

„Ten, który z de­mo­na­mi wal­czy, wi­nien uwa­żać, by sa­me­mu nie stać się jed­nym z nich" – Frie­drich Nie­tz­sche

No cóż po­zo­sta­je mi tylko prze­pro­sić za… czy­ta­nie.

W tej sy­tu­acji po­wi­nie­nem się chyba zająć cho­do­wa­niem pie­trusz­ki.

Cho­ciaż bio­rąc pod uwagę moje zdol­no­ści, pew­nie i to dam radę spier&()lić :(

 

Po­cie­sza­ją­ce jest je­dy­nie to, że zna­la­złem się w Two­jej wą­skiej li­ście ‘naj­gor­szych’ opo­wia­dań na por­ta­lu.

Szcze­drze Ci em­pa­ty­zu­je. Ro­zu­miem, że cięż­ko jest czer­pać z życia sa­tys­fak­cję, jeśli już wszyst­ko się wi­dzia­ło i wszyt­sko się wie.

Po­zdra­wiam.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Mocne po­ru­sza­ją­ce opo­wia­da­nie. Na plus też nie­ty­po­wy styl nar­ra­cji, który mi oso­bi­ście bar­dzo przy­padł do gustu, dzię­ki niemu jakoś ła­twiej zżyć się z głów­nym bo­ha­te­rem. 

Po­zdra­wiam. 

Sen jest dobry, ale książ­ki są lep­sze

Nowa Fantastyka